W krętych podziemnych korytarzach można znaleźć wiele opustoszałych pomieszczeń. Nie brakuje tu więc także od wieków nieużywanych klas. Jedna z nich znajduje się w krętych lochach. Jej wnętrze jest dość niewielkie i zwykle pogrążone w zupełnym mroku. Poniszczone i zakurzone ławki ułożone są jak w aulach, natomiast ściany zdobią jakieś stare obrazy na których nie znajdziesz żywych postaci. Nawet one opuściły to miejsce. Niełatwo tu dotrzeć, ale ma to też swoje plusy, istnieje naprawdę niewielkie prawdopodobieństwo, że jakiś inny uczeń w tym samym czasie będzie chciał odwiedzić to miejsce.
Autor
Wiadomość
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Niestety, widocznie kąt oka, który Daemon poświęcił na sprawdzenie, jak bardzo nauczycielki nie zwracają na niego uwagi, nie był wystarczający. Tylko ktoś będący kompletnym ignorantem, bądź zwyczajnie pozbawiony jakiegokolwiek zdrowego pomyślunku, uznałby, że tego typu zachowanie zostanie kompletnie niezauważone, przy trzech nauczycielach będących w jednej klasie. Beatrice była w stanie zrozumieć wszystko; że nie była to formalna lekcja, że nie mieli na sobie mundurków, że siedzieli w znacznie luźniejszy sposób. Ale kurwa, czegoś t a k i e g o nie zamierzała tolerować w żaden sposób. Przyglądał się sytuacji przez chwilę, ponieważ krążąc pomiędzy uczniami i obserwując ich poczynania, nie sposób było czegoś podobnego nie dostrzec. Z zainteresowaniem przekrzywiła głowę, zaplatając dłonie za plecami, zaintrygowana tym, jak daleko popłynie rozwój wypadków. Jednak kiedy dostrzegła, jak dłoń uczennicy, nieletniej uczennicy! ląduje na kroczu jej podopiecznego, nie mogła zostawić tego, bez żadnego komentarza. I jeszcze ta jawna kpina, kiedy drugą rękę dziewczyna zdecydowała się unieść, by zapytać o skutki działania eliksiru. Nie, na to pytanie nie zamierzała Beatrice odpowiadać w tym akurat momencie. Miała ważniejsze kwestie do wyjaśnienia. -Bardzo proszę wszystkich o uwagę - zwróciła się do uczniów, stając obok siedzącego w swojej ławce @Daemon Avrey. Spojrzała na niego zimnym, beznamiętnym wzrokiem. -Panno @Odeya Worthington, proszę zabrać dłoń z krocza pana Avery'ego. Panie Avery, proszę natychmiast wstać. - nie wyobrażała sobie, aby chłopak w ogóle mógł zignorować jej polecenie. Gdyby tylko spróbował, gotowa była po prostu złapać go za kołnierz i siłą podnieść do góry. Upewniła się, że wszyscy w klasie zobaczyli wzwód chłopaka i dopiero wtedy zaczęła mówić, rozglądając się po klasie. -Gdyby ktoś posiadał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości odnośnie dziś przyswojonej wiedzy, zapewne panna Worthington oraz pan Avery z chęcią więcej wam wyjaśnią. - Przeniosła swój wzrok na dwoje uczniów. Teraz jej spojrzenie nie było już beznamiętne, lecz ciskała gromami w stronę dwojga winnych. - Jak w ogóle śmiecie zachowywać się w taki sposób?! - zagrzmiała zerkając, to na jedno, to na drugie. Wyciągnęła w ich stronę dłoń -Oboje oddacie w tym momencie swoje różdżki. Wasz opiekun domu zadecyduje o tym, kiedy je odzyskacie - uśmiechnęła się wrednie, bo tak się składało, że Avery był pod jej opieką. I nie zapowiadało się, aby szybko miał znów zacząć czarować... -Dodatkowo, miesiąc szlabanu dla obojga. A skoro tematy związane ze strefami intymnymi są wam tak bliskie, że nawet na lekcji, nie możecie odkleić od siebie rąk, to sądzę, że sprzątanie łazienek będzie najlepszym rozwiązaniem - dodała, kompletnie nie przejmując się tym, jak mogło to wyglądać dla innych uczniów. Może to i lepiej? Przestroga, że nie warto jednak robić pewnych rzeczy w obecności pewnych ludzi...
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ciężko było zaprzeczyć, że Solberg po prostu zaczął przysypiać. Początkowo rozglądał się po sali, patrząc, jak idzie innym. Spojrzał na Cassiana, który wyjątkowo pechowo dzisiaj radził sobie z zadaniem. Już miał wstać, zapytać czy przypadkiem nie potrzeba chłopakowi pomocy, gdy poczuł, jak coś tyka jego kolano. Tym czymś było kolano Felka, który próbował zwrócić jego uwagę na siedzącą kilka ławek dalej parkę. -A myślałem, że to ja mam tupet. - Uśmiechnął się pod nosem z niedowierzenia. Co oni sobie wyobrażali obmacując się tak na lekcji. Pewnie o to właśnie chodziło. O adrenalinę. -Stary, ja wiem że chciałbyś obejrzeć to porno na żywo, ale szanuj swoją pracę. - Powiedział, zwracając uwagę puchona na przypalający się eliksir. -Jak myślisz, co im za to grozi? Przymusowy celibat? - Zakpił jeszcze, ale odpowiedź kompletnie mu umknęła, bo oto profesor Dear postanowiła zainterweniować. Bez większego pierdolenia się sprawiła, że chłopak wstał i pochwalił się wszystkim zgromadzonym swoim stojącym przyrodzeniem. Max przewrócił lekko oczami. Albo koleś miał kompletnie wyjebane, albo nie znał podstawowej zasady dotyczącej męskiego ubioru. Nie mieściło mu się to wszystko w głowie. Takiej akcji to jeszcze na lekcji nie widział.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Na wieść o warzeniu eliksirów aż wydała z siebie żałosny jęk - była w tym beznadziejna, czego potwierdzeniem był czerwcowy egzamin z przedmiotu nauczanego przez Dear, do którego podchodziła aż... trzy razy. Nic innego nie sprawiło jej takiego problemu i naprawdę myślała, że już nie uda jej się zdać. Z niechęcią spojrzała na lądujące na blacie instrukcje, a następnie kociołki. Tak bardzo nie chciała tego robić. Niezadowolenie Puchonki wzmogło się jeszcze bardziej, gdy usłyszała o tym, że będzie siedzieć w tej sali, dopóki nie uda jej się przygotować eliksiru, który będzie się nadawał do użycia. Cudownie! Czyli prędko stąd nie wyjdzie, o ile w ogóle uda jej się to zrobić. Z zazdrością i pewnym smutkiem patrzyła, jak sprawnie radzą sobie jej koledzy, podczas gdy ona tak naprawdę nadal była w czarnym lesie. I co gorsza, mimo starannie wypisanych na pergaminie wszystkich punktów, nie potrafiła zacząć, a kiedy już to się stało, to okazało się, że na samym początku dodała za dużo jakiegoś składnika i zawartość kociołka zaczęła groźnie bulgotać. Gdyby nie to, raczej nawet by się nie spostrzegła, że coś było nie tak. Druga próba skończyła się jeszcze szybciej, niż zaczęła, a poirytowana już Krawczyk z zaciśniętymi zębami podjęła kolejną. Przecież mówi się, że do trzech razy sztuka, więc to na pewno będzie jej czas, musi się udać! Otóż nie tym razem. - Trzymajcie mnie, bo zaraz za siebie nie ręczę - westchnęła sfrustrowana i kilka razy wzięła głębszy oddech, próbując się uspokoić, bo ileż razy można robić jedno i to samo? Eliksir nie był jakoś bardzo skomplikowany, a mimo to kompletnie nie mogła sobie z nim poradzić i wyglądało na to, że faktycznie miała siedzieć w tej sali do, za przeproszeniem, usranej śmierci. A taka perspektywa jej się nie uśmiechała, za bardzo lubiła swoje życie. Miała właśnie po raz czwarty podchodzić do zadania, kiedy nagle usłyszała profesor Dear i nieprzytomnie potoczyła wzrokiem po sali, szukając źródła zamieszania, które zresztą szybko namierzyła. I aż ją zatkało. Rozumiała, że lekcja była dość nietypowa, ale jednak były jakieś granice, na Świętą Morganę! Może właśnie przez to oburzenie zaistniałą sytuacją znowu jej się nie powiodło i już nawet miała prosić jednego z chłopaków o drobną pomoc, ale ostatkiem sił się powstrzymała, uparcie postanawiając uwarzyć ten cholerny eliksir samodzielnie. Chciała udowodnić, że da radę, że wcale nie jest tak beznadziejna... chociaż akurat tutaj nawet samej siebie nie byłaby w stanie oszukać. W każdym razie zaczęła cały proces od nowa, zmarnowała tragicznie dużo składników, namruczała się pod nosem, ale wreszcie osiągnęła oczekiwany efekt końcowy, a przynajmniej tak jej się wydawało - wszystko bowiem wyglądało tak, jak było to opisane na kartce. Dla własnego bezpieczeństwa postanowiła jednak, że nie spożyje tego eliksiru. Jeśli o nie chodziło, to bałaby się spróbować czegokolwiek, co wyszło spod jej ręki.
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Właściwie nie spodziewała się, że po tak niepozornym i łudząco spokojnym początku lekcja Wychowania Do Życia w Rodzinie tak szybko i z takim rozmachem przybierze formę autentycznego cyrku na kółkach. To, co wydarzyło się niedługo po wydaniu przez profesor Dear poleceń oraz instrukcji odnośnie kolejnego etapu zajęć - przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Wylosowała swój eliksir, nie mając właściwie żadnych zastrzeżeń co do wyboru (wywar jak wywar) ani ewentualnych komentarzy w zanadrzu odnośnie jego ewentualnego przeznaczenia. Właściwie miała już przygotowane miejsce pracy; cały sprzęt stał rozłożony i tylko czekał na to, by go użyć. Nawet większość składników została już przez nią należycie oporządzona... Początkowo wzięła całe to zamieszanie za kolejny przejaw dziecięcej niedojrzałości i po prostu kontynuowała swoją pracę, mając nadzieję, że towarzystwo szybko się uspokoi. Niestety, chwilę później do jej wrażliwych uszu dotarł charakterystyczny dobór słów, użyty przez ucznia kilka ławek dalej, a nóż mimowolnie omsknął jej się w ręku, rozrywając na strzępy liść mięty pieprzowej, który powinna była jedynie lekko przetrzeć. Keyira zmarszczyła brwi w niemej irytacji, ale zamiast cokolwiek powiedzieć, jedynie zacisnęła usta w wąską kreskę i zaczęła od początku. Kiedy całość miała już w kociołku, z zadowoleniem rozejrzała się po sali, chcąc sprawdzić jak idzie pozostałym uczestnikom spotkania. Jej wzrok mimowolnie zatrzymał się na Daemonie i jego towarzyszce, którzy zamiast lekcji, oddawali się właśnie... zgoła innym praktykom. Mieszając wywar machinalnie, zupełnie przestała zwracać uwagę na własne poczynania, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Obróciła się, chcąc szturchnąć Fillina i zwrócić jego uwagę na to przedstawienie, kiedy upuściła łyżkę prosto do kociołka, rozchlapując jego zawartość na ławkę. Zaklęła głośno i zabrała się za sprzątanie, dziękując losowi za to, że ciecz nie nabrała jeszcze żadnych dzikich właściwości. Właśnie kończyła tworzyć trzecią porcję eliksiru, wymyślając w myślach na czym świat stoi, kiedy nauczycielka (za sprawą samej współwinnej Gryfonki) postanowiła wreszcie zainterweniować. Zgodnie z prośbą prowadzącej odwróciła spojrzenie od parującego kociołka i skupiła je na Ślizgonie z miną wyrażającą nie tyle samą dezaprobatę, co po prostu czystą niechęć. Naprawdę, czy ktokolwiek na sali mógł to w ogóle uznać za normalne? Kiedy tylko Dear skończyła mówić, Shercliffe wróciła spojrzeniem do swojego eliksiru i momentalnie poderwała się na równe nogi. Zmniejszyła płomień pod kipiącym obficie wywarem, jednocześnie różdżką niwelując problem w postaci gęstej piany. Prawdopodobnie jedynie cudem udało jej się za czwartym razem uratować eliksir i ukończyć zadanie. Jeśli jednak jak najszybciej nie podszkoli się z dziedziny warzenia magicznych, leczniczych środków, prędzej padnie trupem niż faktycznie dogada się z jakimś jadowitym wężem.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Marisol postanowiła uparcie nie reagować na jego obecność, więc w końcu odsunął się na swoją część ławki, co zresztą i tak okazało się konieczne, kiedy w końcu ta szopka, która się tu odgrywała, przybrała chociaż odrobinę obraz lekcji. Skłamałby, gdyby powiedział, że forma zleconego im zadania go przekonała. Sposób w jaki kobieta wypowiadała się o ciąży... zdawał się kontrowersyjny, dla kogoś kto mianował się nauczycielem. Spodziewałby się raczej, że będą uczyć się na zajęciach właśnie, odpowiednich środków zaradczych, a nie sposobów "pozbycia się niechcianego problemu", jak to nazwała to Beatrice. Chociaż sam też wyznawał zasadę odpowiedzialności, nie ująłby tego w tych słowach... na jej miejscu. Mimo to, pochylił się nad swoimi składnikami, skupiając się na wymierzaniu składników i proporcji, już znanego mu eliksiru. Póki co przymykając oczy na nieprofesjonalizm profesorki. W sali znajdowało się trzech nauczycieli, a jednak ŻADEN nie potrafił ogarnąć charmidru, jaki tu panował. Gunnar, kiedy zaskakująco szybko, po pierwszej próbie, skończył warzenie swojego eliksiru, splótł ręce na piersi, przysłuchując się luźnym rozmowom uczniów i idiotyzmach w zachowaniu. Z politowaniem zerknął nawet na @Keyira Shercliffe. Ile ona miała lat? Trzynaście? Po niej spodziewał się więcej. Resztę obecnych znał tyle, o ile, ale przy jej pokazie podstawówkowego żartu, przewrócił oczami. Dalej... było tylko gorzej. W przeciwieństwie do innych, on sam nie zwracał uwagi na to, co dzieje się przy ławce @Daemon Avrey i @"Odeya Worringhton", bo ich ławka zwyczajnie znajdowała się poza kątem jego patrzenia. I chyba lepiej czuł się z tą myślą. Jednak to, co odjebała profesorka... przeszło mu dreszczem po kręgosłupie. Mimochodem po jej słowach przeniósł spojrzenie w przelocie na ślizgona i gryfonkę, ale szybko orientując się w sytuacji, natychmiastowo wrócił nim do Dear. Chciał ją respektować. Po ostatnim liście zastanawiał się nawet czy nie przesadził z ostrymi słowami. Czy nie powinien się od niektórych powstrzymać, ale dzisiejsze zajęcia udowodniły mu tylko, że ta kobieta nosiła w sobie brak kompetencji do wykonywania swojego zawodu. Najpierw odszukał spojrzeniem @Huxley Williams i @Perpetua Whitehorn, kontrolnie sprawdzając, czy zamierzali pozwolić swojej koleżance kompromitować uczniów, załatwiając na forum sali to, co z pewnością Dear powinna załatwić na osobności z uczniami. Stracił resztki szacunku do niej i zdecydowanie zarówno opiekunka Puchonów, jak i profesor Williams, również stracili w jego oczach. Dlatego wstał z chrząknięciem, wzrok wbijając prosto w twarz pożal-się-nauczycielki. – Wystarczy. – powiedział to zdecydowanie, nie tyle poczuwając się do chronienia bezmyślnych kolegów, którzy, cóż... dalej byli po prostu uczniakami i studentami, a wiele z nich dojrzałości uczyła się dopiero w życiu... Ale Dear... była dorosłą kobietą. Więc czemu zachowywała się jakby sama była jedną z tych niedojrzałych nastek? Zjechałby krytycznym spojrzeniem po jej sylwetce, oceniając jej wiek, ale zdawał się zbyt poruszony jej niekompetencją. — Możemy porozmawiać po lekcjach, pani profesor? Grzecznościowy zwrot ledwie przeszedł mu przez gardło, ponieważ nie dostrzegał w tej kobiecie ani krzty wychowawczej postawy. Zimne spojrzenie przeniósł również na @Perpetua Whitehorn i @Huxley Williams, których brakiem ingerencji czuł się trochę bardziej zawiedziony niż zażenowany, tak, jak postawą młodej siksy Dear.
Ktoś kiedyś powiedział, że igrając z ogniem łatwo się można poparzyć. Była w tych słowach jakaś ukryta prawda, ponieważ poczynania dwójki uczniów okazały się być bardziej widoczne dla ciała pedagogicznego w postaci pięknej nauczycielki niż przypuszczali. Nie minęła sekunda od momentu, jak dłoń Odey znalazła się na jego kroczu do chwili w której jakby znikąd przy ich ławce pojawiła się panna Dear, wydając w ich kierunku konkretne polecenia, które spotkały się z delikatnym uniesieniem kącików ust u chłopaka. Nie był osobą, która wstydziła się reakcji własnego ciała, dlatego posłusznie wstał prezentując się w całej okazałości pozostałym uczniom, choć większość z nich nie zwracała nawet na niego uwagi. Dla niego samego sposób w jaki nauczycielka ich obnażyła balansował na granicy przewrażliwienia oraz kpiny. - Bardzo chętnie podzielę się z innymi swoją wiedzą - oznajmił, skoro nauczycielka postanowiła grać w taki sposób. Oczywiście będąc nowym uczniem nie miał pojęcia kim do końca jest brunetka, właściwie nie interesował się zbyt dogłębnie sprawami kadry nauczycielskiej, ale gdy wspomniała o zabraniu różdżek napuszył się. - Na jakiej podstawie zabiera nam pani różdżki? - zapytał ze stoickim spokojem, choć był zły. Chciał poznać odpowiedź, wiedział za co grozi taka kara, jednak oni nie zrobili nic, co mogło nią skutkować. Właściwie nawet nie wyjęli swoich różdżek z kieszeni. Sposób w jaki potraktowała ich nauczycielka nie tylko jemu się nie spodobał. Po chwili w sali rozbrzmiał głos nieznanego mu Ślizgona, którego obdarzył uśmiechem. Jednak są tu jacyś porządni przemknęło mu przez głowę, gdy reszta milczała.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Jeśli miał być zupełnie szczery, to w duchu odetchnął z głęboką ulgą, widząc, że na wylosowanej przez niego kartce widnieje nopuerun – nie tylko dlatego, że uważał go za łatwiejszy do przygotowania. Zażywanie eliksiru wczesnoporonnego kłóciło się z jego moralnością, samo myślenie o tym wywoływało w nim nieprzyjemny zgrzyt; do tej pory udało mu się unikać bezpośredniej styczności z tą miksturą, tak na lekcjach, jak i w życiu i nie miał zamiaru kiedykolwiek tego zmieniać. Jego podejście było mało naukowe, a dla wielu pewnie ignoranckie i nierozsądne – powinien zapewne umieć uwarzyć tego typu miksturę, tak na wszelki wypadek, lecz osobiście uważał, że eliksirowar jest z niego na tyle marny, że tak czy inaczej nigdy nie podjąłby się przygotowania tak inwazyjnego eliksiru, który ktoś potem miałby spożyć. Zerknął na kartkę Moe i zacisnął wargi, ostatecznie powstrzymując się od jakiegokolwiek komentarza. To nie był ani jej wybór, ani czas i miejsce na poważne rozmowy – choć z założenia powinno być chyba przeciwnie. Nie wiedział czego spodziewać się po tego typu zajęciach i głównie dlatego tu przyszedł, ale skłamałby, mówiąc, że nie czuje się zawiedziony; nie nauczycielkami, bo te spisały się znakomicie, oferując w pełni profesjonalne podejście mimo rzucanych pod ich nogi kłód, a tymi kłodami właśnie. Szeroko pojętymi kolegami i koleżankami, którzy wpędzali go w coraz to większe zażenowanie. — Tak, ja też — choć z różnych powodów, najchętniej wyszedłby stąd, zabierając ją ze sobą. Gdy Avrey zaprezentował całej sali swój wzwód, a potem śmiał jeszcze wdawać się w dodatkowe żenujące dyskusje, skrzywił się z niesmakiem, przewrócił oczyma i westchnął ciężko, cierpiąc na jeszcze większy niż zwykle brak słów. Poczuł się, jakby znów miał czternaście lat i nie był to bynajmniej dobry sposób na odmłodzenie. Choć zapał do zajęć zdecydowanie w nim zmalał, to do warzenia eliksiru zabrał się z ogromnym entuzjazmem, wychodząc chyba z tego samego założenia, co i jego towarzyszka – im wcześniej skończy, tym szybciej się stąd wyrwie. Sprawnie zorganizował sobie składniki i zanim cokolwiek zrobił, od góry do dołu przestudiował dokładnie swoje instrukcje, by nie doprowadzić do niepotrzebnych błędów. Wyraźnie mu się to opłaciło, bo po chwili siekania, rozgniatania, odmierzania i mieszania widział już pierwsze efekty. Prawdopodobnie dodatkowo pomógł mu w tym fakt, że z owym eliksirem w swojej szkolnej karierze miał do czynienia nie raz – i to nie tylko z użyciem. Choć zaczął nieco później niż Morgan, ostatecznie udało mu się skończyć chwilkę przed nią, ale i tak lojalnie na nią poczekał. Nie mógł przecież zostawić jej samej w tym piekle.
Nie pojmował tego wszystkiego, co odwalało się na tej lekcji. Starał się nie oceniać, ale w głowie miał milion myśli, które, no cóż, pochlebne nie były. Sam nie był najczystszy, daleko było mu do wzoru do naśladowania, a jednak... czuł pewien niesmak. Wsparł się na ramieniu i z zażenowaniem na twarzy przyglądał się Ślizgonowi i Odeyi. Na początku był ciekawy, do czego dojdzie i kiedy (lub czy w ogóle) przekroczą tę granicę, ale gdy, w istocie, ją przekroczyli, to aż się wyprostował i skrzywił zdegustowany. Serio? Na zajęciach? I to jeszcze T A K I C H? Teraz tylko czekał, aż prowadzący zareagują i... nie musiał czekać zbyt długo. A gdy Profesor Dear zmusiła Deamona do wstania i było już jasne, że pewna część jego ciała wstała uprzednio - prychnął pod nosem, w pewnym sensie zadowolony z tego przedstawienia, ale wkrótce potem, bez komentowania tej akcji na głos, przeszedł do swoich obowiązków. Uwarzenie eliksiru. Nie brzmiało to wspaniale, szczególnie dla kogoś takiego jak, on - osoby, która nie posiadała za wiele talentów w tej kwestii. Ale cóż miał zrobić, musiał chociaż spróbować. Zerknął do instrukcji przyrządzania Eliksiru Poronnego. Nie wydawał się zbyt prosty. No ale hej! Czy istniał w ogóle cień szansy, że kiedyś mu się on przyda? Ano nie. Więc mógł podejść do tego bardziej na luzie, żeby jedynie zaliczyć lekcję. Podszedł więc do kociołka, rozpalił ogień zaklęciem i zaczął dodawać kolejne składniki. Dodał ziele krwawnika i odrobinę krwi salamandry. To smutne, że trzeba było poświęcić takie piękne zwierzę... Chyba za bardzo się nad tym zamyślił, bo gdy zamieszał chochlą, to eliksir zmienił się w ciemną maź i śmierdział nieprzyjemnie. Nie wyszło. Pozostawało mu wylać całość i spróbować raz jeszcze. Tym razem skupił się w pełni i ślęczał nad kartą z recepturą. Nie chciał spędzić w sali całego dnia, chciał mieć to za sobą. I... udało mu się. O dziwo - przyrządził całkiem spoko eliksir. A przynajmniej taką miał nadzieję.
Dokąd zaprowadzą ją te ciągłe przepychanki z Avreyem, kiedy za każdym razem kiedy jest w jego towarzystwie automatycznie "gra" tak, aby postawić na swoim i pokazać mu, że nie może nią rządzić? Ich relacja polegała tylko i wyłącznie na przesuwaniu granic, sprawdzaniu możliwości drugiej osoby, drażnieniu, by ostatecznie wszystko uznać za zabawę. Igranie ze sobą weszło im już w nawyk, dlatego Ode nie rozróżniała już prawdziwych intencji (zarówno swoich jak i Ślizgona), od tego co było jedynie ot zwykłą rozrywką, dla zaspokojona nudy. Dlatego, po raz kolejny dała się wciągnąć w tę grę, jednocześnie świadoma konsekwencji, które za sobą pociągało rozegranie jej w klasie pełnej kolegów i koleżanek oraz trójki profesorów. Podpuszczał ją, a ona prowokowała jego i w tamtej chwili, nawet jeśli wiedziałaby, że wyleci z hukiem z sali, za sprawą któregokolwiek nauczyciela - zrobiła by to samo. Aby tylko nie pozwolić, aby Daemon miał satysfakcję. Może i oboje jak kompletni idioci liczyli na to, że ich zachowanie pozostanie niedostrzeżone, jednak ostatecznie stało się inaczej. Zamiast odpowiedzi na swoje zadane pod wpływem impulsu pytanie, usłyszała od Dear prośbę o atencję wszystkich zebranych, aby po chwili zwrócić się już bezpośrednio do nich samych i zacząć swoje "przedstawienie". Przeklęła w duchu, obserwując, jak Ślizgon wstaje z miejsca, tak jak kobieta chciała. Tym razem o dziwo posłuchała swojego głosu rozsądku, aby nie skomentować w żaden sposób słów Beatrice, za to chłopak nie omieszkał się broić, co Worthington skomentowała tylko przeciągłym spojrzeniem w jego kierunku. Widać było, że czarownica nakręca się coraz bardziej, a kolejny potok słów wydobył się z jej ust, kiedy nakazała im oddać swoje różdżki. Ode uniosła brwi, przenosząc wzrok z Avreya na profesorkę. Przez chwilę milczała nadal, po czym sięgnęła do kieszeni po różdżkę, którą położyła na stoliku przed Dear. - Rozumiem szlaban, nawet publiczny licz, ale ta różdżka jest moją własnością i uważam, że nie jest to kara adekwatna do przewinienia. Ale jeśli pani uważa inaczej, proszę ją zabrać. - oznajmiła równie beznamiętnym tonem co kobieta. Uważała to za lekką przesadę i nadużycie jej władzy, jednak nie było jej dane tego powiedzieć (może to i dobrze, zważywszy na jej sytuacje), bo za swoimi plecami usłyszała jakiś męski głos, a kiedy się odwróciła dostrzegła ślizgońskiego prefekta, który wyraźnie miał dość tej całej sytuacji. W pierwszej chwili pomyślała nawet, że chce on stanąć w jakiś sposób po ich stronie, jednak szybko uznała, że jest to wręcz nie możliwe. Przecież wiedziała, że Dear miała pełne prawo ich ukarać. Znała zasady, co wcale nie oznaczało, że stosowała się do nich za każdym razem. Jednak konfiskowanie różdżek było jedną z surowszych sankcji, które mogła na nich nałożyć Beatrice. Działała pod wpływem emocji, pragnąc jednocześnie jak najbardziej upokorzyć tę dwójkę i wyolbrzymić ich przewinienie, przez co będzie mogła pokazać się w oczach uczniów jako bezkompromisowa i przede wszystkim groźna nauczycielka.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Lekcja ta przybrała dość absurdalny wyraz i wszyscy wydawali się tak pobudzeni, że nie mogli zwyczajnie przesiedzieć jej do końca. Zerkam na Boyda, który z kolei nie przejął się kompletnie wesołą atmosferą i mam wrażenie, że zaraz zacznie kimać na ławce. Ja zaś trącam Laurel co jakiś czas, zerkam na całe to przedstawienie bawiąc się najpierw umiarkowanie dobrze, a potem coraz gorzej, kiedy słyszę co mamy dziś robić w związku z tym. Cieszę się, że przynajmniej nie dostałem elikisru poronnego. - Wyobrażacie sobie, że zachodzicie w ciążę, a wasz dzielny chłopak oznajmia, żebyście się nie przejmowały, bo umie robić eliksir poronny? Nie wydaje mi się, żeby to była odpowiednia reakcja na takie rzeczy... - mówię dość rozbawiony tym faktem w stronę moich dwóch towarzyszek, Lau i Key, które mogły jakoś ocenić taki sposób na wybrnięcie z sytuacji. - W każdym razie dziewczyny, ja nie będę go potrafił, więc będziemy musieli sobie radzić inaczej - oznajmiam jeszcze, gadając dalej pierdoły, jakbyśmy umówili się wcześniej na jakąś wielką orgię we trójkę i zaprosili śpiącego obok Boyda. Przymierzam się do robienia swojego eliksiru dość chaotycznie i niespecjalnie dobrze, ale nigdy nie miałem szczególnie ręki do elków. Osobiście nie wiedziałem co tam się dzieje, szczególnie że Keira zamiast mnie szturchnąć zaczęła wszędzie rozlewać eliksir. - Ojojoj, a myślałem, że to ja jestem sierotą w tych kwestiach - mówię rozbawiony kiedy widzę jak zachlapuje trochę ławki swojej i przy okazji mnie. Patrzę z zastanowieniem na swój eliksir, widząc, że musiałem coś źle zrobić, bo nie przypomina koloru który teraz powinien mieć, ale zanim udaje mi się wywnioskować co narobiłem, pani profesor zwraca uwagę na jakąś absurdalną sytuację. Siedzę w miejscu z lekko otwartymi ustami. - Boże zasłońcie albo wydłubcie mi oczy bo nie chcę widzieć, a patrzę - mówię do moich towarzyszy z lekką grozą.
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Kiwam głową kiedy Beatrice nie chce rozmawiać o bransolecie, notując sobie w głowie, by zapytać ją o to przy jakiejś innej sytuacji. Po chwili też kończymy rozmowę z Violettą i już po tej akcji moja towarzyszka wydaje się być wykończona, a co dopiero będzie dalej. - Tak zrobię - zgadzam się na zabicie współpracownicy, uśmiechając się do niej promiennie, jakby na pocieszenie w tej całej sytuacji. Po chwili wszyscy zabierają się do pracy i może się wydawać, że w końcu zrozumieli, że mają tu faktycznie coś robić, a nie tylko żartować sobie głupio. Ja również przechadzam się po klasie patrząc jak idzie reszcie i co jakiś czas podpowiadając innym jeśli coś szło nie tak. Kiedy akurat chce pokazać pani Krawczyk, że zrobiła bardzo źle swój eliksir, nagle zaczyna się wrzawa gdzieś kompletnie po drugiej stronie klasy. Odwracam głowę, by zobaczyć co się dzieje. Patrzę na nauczycielkę eliksirów, która coś chcę pokazać wszystkim zebranym i mrużę oczy, rozglądam się, naprawdę potrzebuję dłuższej chwili zanim orientuję się co w zasadzie tu się rozgrywa. Panna Dear w szale krzyczy na uczniów, chce zabrać im różdżki, zmusza wszystkich do patrzenia na Ślizgona, który wcale nie wydawał się specjalnie speszony tym wszystkim. Dopiero kiedy Ragnarsson stwierdza, że sam zainterweniuje i on uciszy profesorkę ruszam w końcu z miejsca, po tej chwili szoku, którą przeżywałem. - Dziś pani profesor nie jest z tobą w nastroju na pogawędki, Ragnarsson, jeśli nie widzisz - mówię ostro do chłopaka kiedy go mijam i już po chwili stoję obok Beatrice i delikatnie kładę rękę na jej ramieniu. - Beatrice, myślę, że starczy, musimy przeprowadzić...lekcję do końca - mówię do nauczycielki i lekko odsuwam ją od chłopaka. Pochylam się ku niemu, tak żeby nie słyszała już cała klasa tego co mówię, a jedynie dwójka zainteresowanych. - Dwadzieścia punktów tracisz za takie gadki. Dobrze wiesz, że to co zrobiłeś jest niedopuszczalne na lekcjach i masz tupet za swoje słowa. Twoja nauczycielka ma prawdo zabrać ci różdżkę. A teraz wyjdź z klasy i poczekaj przed salą aż skończy się lekcja, nie pozwalam ci brać udział w części prowadzonej przeze mnie - mówię i delikatnie popycham chłopaka w stronę wyjścia z sali wpierw pokazując mu głową na nauczycielkę, by oddał jej różdżkę. Mój wzrok przenosi się na uczennicę, jego towarzyszkę, która właśnie się odezwała i mrużę oczy z zastanowieniem. - Nie sądzi pani, że to to adekwatna kara? Ile ma pani lat? - pytam cicho i oceniam z lekkim zniesmaczeniem fakt, że Avery może uznać dziewczynkę za jakiś łatwiejszy cel by robić takie rzeczy, niż jakby próbował ze starszymi kobietkami w klasie, które może nie dałyby się tak podpuścić. - Pani niech zostanie na lekcji, nie wychodzi z panem Avery; myślę, że pannie Worthington można zostawić różdżkę na jedno ćwiczenie - mówię najpierw do młodej Gryfonki, a na końcu do nauczyciel eliksirów. W końcu Gryfoni są dla mnie bardzo ważni i w głowie jestem ich nieoficjalnym opiekunem, wiec automatycznie próbuję niejako bronić biednej, wykorzystanej (w mojej głowie) uczennicy! Przechodzę przez klasę i pokazuję Perpie by upewniła się, że chłopak wychodzi. Idę na początek klasy i tak jak robię to kiedy zwinnie wchodzę na nauczycielską ławkę. - Okej słuchajcie, ponieważ widzę, że ta lekcja odrobinę uderza wszystkim do głowy, ostatnie zadanie macie wykonywać w kompletnej ciszy. To nie są zajęcia obowiązkowe, więc jeśli usłyszę choćby jedno słowo od kogoś kto nie jest nauczycielem, ten kto gadał automatycznie traci dziesięć punktów dla domu i wychodzi z klasy - tłumaczę reguły i wyjmuję swoją różdżkę, by pokazać zaklęcie, którego będziemy się uczyć i opisuję każdy ruch, zasady i w jaki sposób mogą go rzucać. - I przypominam zaklęcie rzucamy niewerbalnie. Jeśli zobaczę szczególne problemy mogę postarać się pomóc. Astral Forcipe, którego część z was będzie się uczyć może wam pomóc w jakiejś niesamowitej sytuacji zakleszczenia, zaś Imago Morbus może wam pomóc przy sprawdzeniu czy przypadkiem wasz partner nie chce was zarazić chorobą weneryczną - przez chwilę zastanawiam się nad tym co wymyśliłem. - Użycie oby zaklęć prowadzi do niezwykle niezręcznej rozmowy z partnerem, ale wiecie! Przezorny zawsze bezpieczny! Zeskakuję z ławki i popędzającym rucham macham rękami, by wszyscy przystąpili do pracy. Moje tatuaże dziś bardzo energicznie biegają po moich dłoniach i próbują wyjść na szyję. To na pewno przez emocje.
Uczniowie, którzy mają mniej niż 20 punktów z uzdrawiania, ćwiczą Astral Forcipe. Uczniowie, którzy mają więcej niż 20 punktów z uzdrawiania, ćwiczą Imago Morbus.
Każdy dostaje rękę od manekina do ćwiczeń. Część z nich ma drzazgę w ręce, musicie ją wyjąć zaklęciem Astral. Uczniowie ćwiczący Imago, sprawdzają źródła infekcji, przy odpowiednio rzuconym zaklęciu oznaczony będzie palec wskazujący.
Ponieważ jako kara wykonujecie wszelkie zaklęcia niewerbalnie, rzucacie literką. Samogłoska - udało wam się zaklęcie Spółgłoska - nie udało wam się zaklęcie
Rzucacie literką dopóki nie wypadnie wam samogłoska. Każde 15 pkt w kuferku macie jeden przerzut. Czyli jakaś próba nie miała miejsca.
Jeśli uda wam się za pierwszym razem, możecie otrzymać dodatkowe 15 punktów dla domu. Jeśli uda wam się za drugim razem, możecie otrzymać dodatkowe 10 punktów dla domu. Jeśli uda wam się za trzecim razem, możecie otrzymać dodatkowe 5 punktów dla domu.
Przypominam! Że jeśli ktoś zacznie gadać nawet bardzo cicho, nie będzie mógł wykonać zadania i zostanie usunięty z klasy. Jeśli nie zrobiliście wcześniejszego zadania - wszystko już jest posprzątane, nie możecie do niego przystąpić, ale nadal możecie zdobyć punkcik uzdrawiania.
Kod:
<zg>Kostki:</zg> wpisz i podlinkuj literki <zg>Możliwe przerzuty:</zg> wpisz <zg>Zdobyte punkty dla domu:</zg> wpisz
Prosta i mało skomplikowana mechanika, ponieważ tyle już trwają zajęcia. Macie czas do 23.10 godzin wieczornych.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kostki:C ---> na E (samogłoska) Możliwe przerzuty: 1 - wykorzystany Zdobyte punkty dla domu: 15
Po całej tej szopce posłał tylko spojrzenie najbliżej siedzącym Felkowi, Lucasowi i Julce, ale nie wypowiedział już ani słowa. Coraz większy burdel panował w tej klasie i Max był pewien, że więcej podobna lekcja raczej nie będzie miała miejsca. Spojrzał na swojego manekina i przez chwilę studiował zaklęcie. Musiał naprawdę się skupić, by rzucić je niewerbalnie a do tego poprawnie i to po raz pierwszy w życiu. Przez chwilę bezgłośnie ćwiczył inkantację, a następnie uniósł różdżkę nad swoim manekinem. Spróbował odciąć się od otoczenia i rzucił niewerbalnie Astral Forcipe. Szczere zdziwienie pojawiło się na twarzy ślizgona, gdy zobaczył, jak drzazga od razu wyskakuje z ręki jego dzisiejszego pacjenta. Bez słowa pokazał Felkowi, że mu się udało. Jednak nie był aż tak tragiczny w tym całym machaniu różdżką.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Kostki:H -> F -> A Możliwe przerzuty: 4, wykorzystałam dwa Zdobyte punkty dla domu: 15 :dance:
To, co się odpierdoliło za jednym zamachem w sali, spowodowało, że Felinus wpatrywał się przez chwilę w poczynania zarówno profesor Dear, Gunnara, profesora Huxleya oraz... Maxa, na którego spojrzał brązowymi tęczówkami, jakoby zadając nieme pytanie, co się do jasnej ciasnej dzieje. Jedna sytuacja, niezbyt przyjemna stała się jeszcze mniej przyjemną, kiedy to nauczycielka eliksirów kazała jednemu uczniowi wstać, prezentując jego wzwód, na co Felinus nie musiał patrzeć, bo już wcześniej zauważył. Okazało się nawet, że Odeya stanowi osobę znacznie młodszą od wszystkich zebranych, niż mu się wydawało, w związku z czym student pokręcił oczami, wsłuchując się w to, co ma do powiedzenia Ślizgon. To wszystko przybierało miano absurdu. Początkowo on, kiedy to rozpoczął wstęp w dość nieprzyzwoity sposób, potem Keyira, która wysyłała opisy stworzeń magicznych, wymyślonych zresztą, Violetta, a pod koniec osoby obmacujące się gdzieś w kącie. W pewnym momencie ucieszył się, że nigdy nie miał jakichś szczególnych potrzeb, w związku z czym ostatecznie powrócił do swoich obowiązków, wsłuchując się w absolutnej ciszy w nauczyciela Williamsa, który kazał im użyć zaklęcia w absolutnej ciszy. Nie bez powodu manekin, z którym miał do czynienia, zareagował niemalże od razu na rzucone zaklęcie; doświadczenie posiadał w tej kwestii ogromne, a kiedy to schował różdżkę do kieszeni. Imago Morbus nie stanowiło dla niego żadnego problemu; ruch nadgarstkiem był tak naturalny, jakby codziennie, nieustannie, dzień w dzień rzucał ten czar diagnostyczny, identyfikując setki, jak nie tysiące chorób. Spojrzawszy mimowolnie na Maximiliana, zauważał jego postępy, a kiedy ten postanowił się pochwalić tym, że udało mu się za pierwszym razem, jako że nie mógł mu pogratulować, to uśmiechnął się do niego i popatał po głowie, kłaniając się przed tym, jakoby to miało zastąpić słowa uznania.
zadanie: Astral Forcipe Kostki:F> H> B> C> J> I Możliwe przerzuty: 0/0 Zdobyte punkty dla domu: 0
Cóż, nauczyciele najwyraźniej postanowili zniżyć się do poziomu uczniów. Kiedy młoda Gryfonka aka miłośniczka kieszonkowego snookera upomniała się o różdżkę, a Huxley wyrzucił za drzwi ślizgona, który używał z kolei nie tej, co trzeba, myślała, że gorzej być nie może. Jakże się myliła! Do zabawy postanowił dołączyć Huxley, który nie patrzył na to, kto jest winny, a kto nie. Ukarani zostali wszyscy. Przed uczniami znalazły się momentalnie manekiny, które trzeba było wyleczyć. Zadaniem krukonki było wyjęcie drzazgi. Zadanie było z pozoru łatwe. Pod warunkiem, że znało się to zaklęcie. I nie wykonywało go niewerbalnie. Efekt był, jaki był. Równie dobrze mogłaby machać zwykłym patykiem czy drewnianą łyżką, a efekt byłby taki sam. Z każdą nieudaną próbą była coraz bardziej sfrustrowana, a krew się w niej zaczynała gotować. Była wściekła na tych idiotów, którzy zamienili lekcję w folwark, była wściekła na nauczycieli, którzy nie potrafili tej bandy prymitywów ogarnąć i była wściekła na siebie, za to, że się pojawiła na tej lekcji. Minęło długie kilkanaście minut machania badylem, zanim drzazga opuściła manekinie ciało. Uznając, że zmarnowała już wystarczająco dużo czasu, wsadziła drzazgę do przezroczystej fiolki i ją dokładnie zakorkowała. Następnie spakowała wszystkie rzeczy, wstała ze swojego miejsca, położyła fiolkę na nauczycielskim biurku i nic nie mówiąc, skinęła głową w kierunku @Huxley Williams na pożegnanie. Choć na jej twarzy widniał uśmiech, oczy miała przepełnione złością. Wyszła jednak spokojnie, bez trzaskania. Stojąc już po drugiej stronie, wypuściła głośno powietrze. Uspokoiła się, choć nie na długo. Mijając @Daemon Avrey, sprawcę całego zamieszania, mało nie wybuchła.
– Brawo, jebany kretynie. BRA-WO! – Stwierdziła sucho, bijąc przy tym brawo i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, ruszyła w kierunku schodów. Całą frustrację i złość wyładuje na szkolnym boisku, maltretując manekina za pomocą pałki i tłuczka. Albo na chochlikach, które od tygodni utrudniają jej życie. W każdym razie ktoś dziś ucierpi.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Kostki:B i I Możliwe przerzuty: 0/0 Zdobyte punkty dla domu: 10pkt
Brak słów. I przejmujące uczucie żenady. Właśnie to czuła w momencie, gdy Dear kazała Avery'emu wstać z miejsca przez, co inni mogli zobaczyć wyraźnie wypukłość w jego spodniach. Yuuko niemal natychmiast schowała twarz w dłoniach, płonąc rumieńcem i nie wierząc w to co właśnie miało miejsce w sali. Jak można mieć taki tupet i popisać się taką bezmyślnością? W życiu nie ośmieliłaby się, ba, nie pomyślałaby nawet, by coś podobnego zrobić w klasie. Straciła właśnie całą wiarę w uczniów... i wiarę w ludzkość ogólnie. Oraz wiarę w to, że niektórzy posiadają coś takiego jak poczucie własnej godności. Całe szczęście, że profesor Williams uciął ten festiwal żenady i postanowił kontynuować lekcję. Była mu za to naprawdę wdzięczna choć nie mogła okazać tego inaczej niż pełną szacunku ciszą, by również nie wpaść w kłopoty. Naprawdę nie wiedziała co miał na myśli nauczyciel o sytuacji zakleszczenia i jak to się miało do omawianych właśnie przez nich tematów. Nie zamierzała jednak dyskutować ani zadawać zbędnych pytań. Dlatego po prostu skupiła się na rzuceniu zaklęcia w wersji niewerbalnej. Pierwsza próba może i nie była szczególnie udana, ale już za drugim razem udało jej się bez większego problemu wyjąć znajdującą się w ręce manekina drzazgę. Wielki sukces!
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kostki:G przerzucone na A Możliwe przerzuty: 1/2 Zdobyte punkty dla domu: 15pkt
Krindżometr wyjebało jej w momencie, gdy zobaczyła jak wywołany na środek klasy przez Dear Avery z niejaką dumą prezentuje swój wzwód, który nie był jakoś szczególnie imponujący. Serio? Nie mogli się powstrzymać od podobnych rzeczy w klasie? To już nawet ona miała naprawdę o wiele większe wyczucie taktu i przede wszystkim szacunku do otaczających ją osób. Akurat jej Huxley nie musiał nakazywać ciszy, którą zachowała z nieco innych powodów niż prosty prikaz nauczyciela. Spojrzała jeszcze na rękę manekina, którą otrzymała w prezencie, by móc na niej ćwiczyć magię leczniczą. Całe szczęście w magii niewerbalnej radziła sobie naprawdę nieźle. Inaczej po prostu miałaby przejebane przez stratę strun głosowych, a tak... może pomimo utraty możliwości rzucenia zaklęć, których nie dało się przez ich naturę rzucić w sposób niewerbalny to raczej nie miała większych kłopotów czarowaniem. Już po wykonaniu pierwszego ruchu różdżką mogła zaobserwować jak rzucone Imago Morbus zaznacza objęty zakażeniem obszar palca wskazującego, w którym po bliższym przyjrzeniu się dojrzała jakąś paskudną drzazgę. Zapewne ta mała rana i tkwiące w niej ciało obce było źródłem problemu. Cóż... wyglądało na to, że sobie poradziła wyśmienicie i odrobiła dzięki temu stratę punktową.
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Upomniany po raz kolejny, tym razem przez in niego nauczyciela o oddanie różdżki, wyjął ją z kieszeni zaciskając na niej mocniej palce. Z jego ust zniknął uśmiech, a wargi zaczęły tworzyć cienką linię. Stalowo-niebieskie tęczówki ciskały gromy, jednak ostatecznie odłożył magiczny patyk na ławek, po czym bez słowa wyszedł, prostując przy tym plecy - jak zawsze musiał być dumny, nawet kiedy głównie on ponosił winę.
akcja na korytarzu Wyszedł na korytarz nonszalancko opierając się o zimną, kamienną ścianę. Oblizał usta czując pokusę odpalenia papierosa, choć powstrzymał się; wtedy pewnie dostałby kolejne ujemne punkty i choć był dupkiem, to jednak wciąż niezwykle honorowym dupkiem, dlatego nie chciał tracić kolejnych punktów domu. Przymknął oczy z uśmiechem przywołując wspomnienie zaciętej miny Odey, która na jego zaczepki odpowiadała coraz śmielszymi gestami. Poniekąd cała ta sytuacja była również jej wina, a tylko jemu najbardziej się oberwało. Zabawne pomyślał, a wtedy do jego uszu dobiegły słowa, które zmusiły Daemona do otwarcia oczu, by przekonać się z kim ma do czynienia, kiedy brunetka ruszyła do przodu, rozpoczynając z nim konsekwencję i jakby od razu się z niej wycofując. Odległość która dzieliła ich od siebie pokonał trzema krokami, chwytając nieznajomą za ramię. - Jesteś niegrzeczna - stwierdził ze stoickim spokojem, jakby ignorując to, że przed chwilą obraziła go zupełnie bez powodu.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Czy ten dzień mógł być bardziej parszywy? Wygląda na to, że mógł. Julia, po puszczeniu wiązanki nawet nie pomyślała o tym, że chłopak może zareagować w inny sposób, niż powiedzeniem jej czegoś równie miłego. I o ile jego słowa mogłaby puścić mimo uszu i pójść dalej, tak chłopak postanowił zrobić coś, czego się nie spodziewała. Nagle poczuła, jak ktoś chwyta ją za rękę i odwraca w swoim kierunku. Ślizgon wybrał zły dzień na wchodzenie jej w drogę. O ile wcześniej była wściekła, tak teraz jej ciało przenikała lodowata, milcząca furia. Nie oznaczało to jednak, że nie myślała trzeźwo. Doskonale wiedziała, że chłopak został pozbawiony różdżki, co postanowiła wykorzystać. Błyskawicznym ruchem wyjęła swoją, zakręciła nią i rzuciła niewerbalne colloshoo. Kiedy buty Avreya powiedziały sakramentalne „tak” i związały się świętym węzłem małżeńskim z podłogą, wyrwała się z jego uścisku i zrobiła dwa kroki w tył, tak żeby znaleźć się poza zasięgiem jego długich rąk. Dopiero teraz miała czas się mu dokładnie przyjrzeć. Był ładny. Za ładny. Był to jeden z tych osobników płci męskiej, którego uroda była tak nieskazitelna, że aż nudna. W jego twarzy, oczach, posturze nie było kompletnie nic ciekawego, a zdaniem Krukonki to właśnie skazy sprawiały, że coś zyskiwało charakteru i tego czegoś, dzięki czemu zapadało się w pamięć. Perfekcyjny brak perfekcji. „Wenus z Milo”, „Nike z Samotraki”, obrazy Lowry'a czy Picassa, przykładów było mnóstwo.
- Słuchaj mnie uważnie, bo nie będę się powtarzała - wysyczała przez zaciśnięte wargi, zakładając dłonie na piersi. - Nigdy nie dotykaj mnie bez pozwolenia, nie jestem jakąś głupią gryfonką. Przez wasze gówniarskie zaloty, cała klasa musiała za karę wyciągać niewerbalnie drzazgi z jakichś cholernych manekinów. Jeżeli znowu zrobisz coś głupiego i reszta będzie przez to cierpieć, to ci obiecuję, że jak już ktoś będzie coś wyciągać, to ty moją pałkę z własnej dupy.
Widząc, że chłopak chce coś powiedzieć, zamachnęła się różdżką raz jeszcze, tym razem rzucając na niego jęzlep.
- Masz wiele rzeczy do przemyślenia, ślizgonie. A tak ważne sprawy, jak ta, wymagają ciszy i czasu. Jak widzisz, dałam ci obie te rzeczy. Nie ma za co.
Odwróciła się na pięcie i błyskawicznie zniknęła mu z oczu, a nie tak dawną wściekłość i frustrację zastąpiła czysta satysfakcja.
z mojej strony /ZT, a tego gałgana niech ktoś odczaruje po lekcji
Ciężko jest przewidzieć reakcję drugiej osoby, zwłaszcza jeśli takowej się kompletnie nie zna. Oczywiście mógł odpłacić się dziewczynie pięknym za nadobne, niemniej rzucanie tego typu kolokwialnych określeń jej osoby nie dawałoby mu tyle satysfakcji, co subtelne zwrócenie uwagi, skutkujące wkroczeniem w sferę osobistą ciemnowłosej. Wywołało to u niej automatyczną odpowiedź, ciało jakby samo reagowało na bliskość Avrey'a nadając oczom idealny obraz furii, którą obudził w nieznajomej. Oczywiście wredna istota, której imienia nie znał wykorzystała fakt, że pozbawiony został różdżki a tym samym jedynej formy obrony i rzuciła w jego kierunku zaklęcie przytwierdzając buty do kamiennego podłoża. Nawet nie próbował zatrzymać jej zwiększając siłę nacisku swojej dłoni na drobne ramię, bo widział, że z góry skazany jest na porażkę. Zamiast tego uśmiechnął się, gdy wzrok czarownicy skupił się na jego osobie. Oczywiście nie potrafił czytać w myślach, jednak gdyby Krukona wypowiedziała je na głos szybko pozbawiłby ją złudzeń. Nie był idealny, choć patrząc na zachowanie Daemona można było stwierdzić, że sprawia takie wrażenie, jakby miał się za ósmy cud świata, lecz dla niej był to jedynie obraz tego, iż zna swoją wartość. Najzabawniejsze było to, że w żadnym wypadku nie dążył do perfekcji o którą był posądzany, jego osoba miała więcej skaz niż ktokolwiek inny, tylko wygląd nad którym pracował skłaniał do mylnych osądów. Zdanie za zdaniem opuszczało usta wkurzonej dziewczyny, a z każdym z nich w Avrey'u rodziła się coraz większa potrzeba zbuntowania się przeciwko nim, a przede wszystkim obrony Gryfonki, która został obrażona. Nim jednak zdołał wydobyć z siebie chociażby jedno zdanie, tamta zakończyła swój wywód, ostatecznie przy użyciu kolejnego zaklęcia uniemożliwiając mu jakąkolwiek odpowiedź. Warknął pod nosem niezdolny do niczego więcej, ale mimo to gdy ciemnowłosa odchodziła uśmiechnął się. Urocza pomyślał, czekając aż reszta uczniów opuści salę, a przy okazji mu pomoże.
czekam na pomoc xD
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Nie zareagował na uśmiech Ślizgona, bo to nie tak, że mocno z nim sympatyzował. Po prostu reakcja nauczycielki nie spełniała jego oczekiwań jako studenta Hogwartu. Zaś chociaż tego profesjonalizmu nie mógł odmówić Williamsowi, wcale nie spodobał mu się srogi ton mężczyzny. Jako prefekt reagował na zastaną sytuację, powstrzymując się zresztą od oceny, a jedynie pytając o konsultację, do czego miał pełne prawo, ale też z uwagi na zaistniałą sytuację, jego prośba nie wydawała się wydumana. Ściągnął jednak brwi ku sobie, nie zamierzając się z profesorem kłócić. Poniekąd, kiedy mężczyzna przejął inicjatywę, sytuacja w końcu została w sensowny sposób opanowana. W tych okolicznościach po prostu skinął nauczycielowi brodą, myśląc sobie jednak, że "panie" przed "Ragnarsson", byłoby znacznie bardziej odpowiednie i nie bluźniłoby mu jako uczniowi, do czego zresztą Williams nie miał podstaw, a mimo to postanowił frustrację wyładować na uczniach, zamiast przyjąć na klatę, że jego reakcja, jak i reakcja Perpetui była znacząco opóźniona... A cała lekcja była jakąś dziwną farsą na którą wszyscy troje pozwolili.
Przed salą:
Która zresztą trwała jeszcze na korytarzu. Gunnar westchnął, ryzykując, że Williams znów się do niego dopierdoli (przez co czuł do niego mieszankę respektu ze zdenerwowaniem). Mimo wszystko, postępując zgodnie ze swoim sumieniem i uprawnioną funkcją, dostrzegając, jak Julia ciska zaklęciami w Ślizgona, przewrócił oczami. Nie zdążył jej powstrzymać, bo sam nie zdazył wyciągnąć różdżki, ale krzyknął za nią: – Brooks, do diabła! -10 punktów dla Ravenclaw za ciskanie zaklęciami w kolegów. Rozwiążcie sobie swoje problemy poza terenem szkoły! Zerknął jeszcze na Daemona, a chociaż nie czuł do niego szczególnej sympatii, ponieważ dziewczyna, z którą zabawiał się na lekcji równie dobrze mogłaby być jego siostrą... co łatwo było sobie Gunnarowi wyobrazić, jako nadopiekuńczemu bratu. Dlatego bez szczególnej sympatii zdjął z niego zaklęcie prostym Finite. – A ty weź się stary ogarnij. Młoda ma ile... trzynaście lat? Piętnaście? Jakkolwiek nie zgadzam się z metodą profesor Dear, trzeba jej przyznać, że sam wymiar kary i tak był zbyt łagodny. Przenieś się do Salamanki. Słyszałem, że tam panuje burdel, jeśli tego Ci brakuje w Hogwarcie. Trzymaj się. Machnął ręką na odchodne, mimo wszystko nie planując mu wcale prawić kazać. Sam nie był ideałem i nawet przykładem na to, jak z szacunkiem należało traktować kobiety... Niestety też nie mógł się tu wykazać, pomimo starań zastosowania się do metod wychowania matki.
Kostki:D > B > F > E Możliwe przerzuty: brak Zdobyte punkty dla domu: brak
Kostki:B | J | A Możliwe przerzuty: - Zdobyte punkty dla domu: 5
To miała być nudna lekcja. Tak się na nią nastawiała. Choć ogólna aura "sensacyjnego" tematu zajęć robiła swoje i większość osób zebranych w sali przyszło "z ciekawości", ostatecznie i tak mieli zająć się warzeniem eliksirów i zaklęciami uzdrawiającymi. Czyli dla Ode były to zagadnienia... mało interesujące. A jednak po drodze zrobiło się zamieszanie i chyba ostatnie określenie, jakbym można było nazwać tę lekcje to słowem: "nudna". Kiedy Daemon stracił punkty i został wyrzucony z sali przez Williamsa, nie miała wątpliwości, że i ona tak zaraz skończy. Ale stało się inaczej. Przemilczała pytanie o swój wiek (nawet jeśli za miesiąc miała skończyć szesnaście lat, to i tak pewnie by nic nie zmieniło w oczach Huxleya), a mężczyzna pozwolił jej dokończyć zajęcia i nawet zatrzymać różdżkę na czas ostatniego ćwiczenia. Miała różne konflikty z nauczycielami, ale jeszcze nigdy nie było aż tak źle... Ostatecznie sięgnęła po magiczny patyk, który leżał przed nią na blacie stolika, a kiedy na ławce pojawił się magiczny fantom, westchnęła wiedząc, że nawet werbalne użycie zaklęć leczniczych w jej wykonaniu jest cholernie trudne, a co dopiero kiedy ma to zrobić niewerbalnie. Dopiero za trzecim razem udało jej się wydostać drzazgę z magicznego manekina, za pomocą czaru Astral Forcipe. W czasie ćwiczenia czuła na sobie parę wściekłych spojrzeń, które kompletnie zignorowała. Nie miała zamiaru kajać się przed nikim. Czy była jedyną, której zdarzył się przypał na lekcji? Nie. Czy czuła się winna za to, że wszyscy musieli rzucać zaklęcie w trudniejszej formie? Nie. Mało to razy ona była pokrzywdzona w wyniku odpowiedzialności zbiorowej?
Kostki:I próba - J -> I Możliwe przerzuty: 1/2 Zdobyte punkty dla domu: 15
Skupił się na sporządzaniu eliksiru, chcąc dokładnie go przyrządzić, bo jeszcze nigdy tego nie robił. Natomiast, siedząc w jednej z pierwszych ławek, nie był w stanie dostrzec co dzieje się na drugim końcu sali. Dopiero kiedy Beatrice zwróciła uwagę wszystkich zebranych na siebie i dwójkę, siedzącą z tyłu klasy, odwrócił się, aby zobaczyć co takiego się stało. I to co zobaczył przyprawiło go o ból głowy. Dosłownie. Skrzywił się lekko, zmieszany widokiem Avreya eksponującego widoczną przez spodnie erekcje. Nie wiedział co bardziej go przeraziło: to, że takie coś odpierdziela się w klasie, czy to, że Dear właśnie przerwała wszystkim pracę nad eliksirem, żeby zmusić ich do patrzenia na wzwód Ślizgona... I to gość, który pojawił się w szkole niedawno, pozwala sobie na takie rzeczy i w dodatku w obecności nauczycieli. Jak tylko zamieszanie zostało opanowane przez Huxleya, można było przystąpić do drugiego etapu lekcji, którym było ćwiczenie zaklęć uzdrawiających. Co prawda zastosowanie ich w przypadkach, które wymienił Williams wydawało się nieco nierealne, i pewnie sam by na to nie wpadł, ale człowiek uczy się całe życie. Ucieszył się tym samym, słysząc o Imago Morbus, bo akurat ostatnio go ćwiczył i był przekonany, że pójdzie mu dobrze. Kiedy przed nim pojawił się magiczny fantom, od razu zabrał się do roboty i rzucając na niego zaklęcie, udało mu się odnaleźć źródło infekcji.
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
Zaklęcia: Astral Forcipe Kostki:D → I Możliwe przerzuty: 0 Zdobyte punkty dla domu: 10 pkt.
A więc jednak burdel, pomyślał Ignacy, obserwując ze zdumieniem sytuację, która rozgrywała się tuż pod jego nosem. To zakrawało na jakąś totalną komedię. Nie dość, że uczniowie obściskiwali się ze sobą praktycznie na środku klasy, to jeszcze nauczycielka zdecydowała się wywlekać tę sprawę przy całej reszcie zebranych tu ludzi, zupełnie jakby mieli być jej publicznością. Skrzywił się na ten widok. Przecież to i tak nic nie zdziała. Jeśli chciała im zwrócić uwagę w tym momencie, to powinna ich po prostu rozsadzić, a następnie zażądać obowiązkowego spotkania na zajęciach. Kłótnia z nimi przy reszcie uczniów nie dość, że była nieelegancka, to jeszcze rozszerzała znacząco grono osób, które zauważyła co tu się w ogóle działo. Plotki szybko się rozejdą, tylko ciekawie, kto tak naprawdę będzie ich ofiarą. Nie zdziwiłoby go ani trochę, gdyby to właśnie nauczycielka eliksirów odczuła ich efekty na własnej skórze. Niektórzy mogliby powiedzieć, że była za młoda, aby uczyć i po prostu brakowało jej taktu i kwalifikacji, aby radzić sobie z problemami pedagogicznymi tego typu. Nie, żeby czyny ślizgona i gryfonki nie były godne zwrócenia uwagi. Jeszcze chwila, a mogliby zacząć sobie dogadzać na szkolnej ławce, a na to z oczywistych względów grono pedagogiczne nie mogło sobie pozwolić. Ignacy obserwował rozwój zdarzeń, dziękując w duchu, że tym razem to nikt z Puchonów nie zbiera opieprzu za złe zachowanie. Zerknął kontrolnie w stronę Felinusa i Maxa. Chociaż raz to nie oni nie byli w centrum uwagi. Gdy przyszedł czas na kolejne zadanie, chłopak wypuścił tylko głośno powietrze z ust i przystąpił do wykonywania polecenia Huxleya.
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Kostki:J --> G --> E Możliwe przerzuty: brak Zdobyte punkty dla domu: 5pkt
Sytuacja na lekcji pogarszała się z całą chwilą. Uczniowie przerzucali się miedzy sobą głupimi komentarzami, niektórzy przerzucali się z prowadzącymi argumentami w tej bezsensownej dyskusji, a profesorowie z kolei przekazywali sobie odpowiedzialność za całą tę katastrofę niczym piłeczkę. Keyira już sama nie wiedziała dokładnie kogo ma słuchać, tak więc po prostu skupiła się na swoim zadaniu, niepomna na ten chaos i absurd. Przynajmniej do momentu, kiedy nowy nauczyciel uzdrawiania zarządził pracę w absolutnej ciszy. Poderwała wtedy głowę i przyjrzała się mu uważnie, z wdzięcznością przyjmując ten warunek i wcale nie uznając go za przykrą konieczność. Nawet jeśli Shercliffe miała swoje zdanie odnośnie całej tej sytuacji, nie wyraziła go głośno, bo nie było zresztą nikogo, z kim zechciałaby się nim tak naprawdę podzielić. Klasa już dzieliła się na kilka frontów i nie było sensu, by wbijać między kogoś klin. Z zadowoleniem przyjęła też kolejne zadanie, na którym mogła się skoncentrować, a także samo zaklęcie, które przypadło jej w udziale. Zdecydowanie wolała rzucać Astral... Zerknęła na swój model ręki, wzięła do ręki różdżkę i rozpoczęła pierwszą próbę. Nie był to czar, w którym miałaby szczególne doświadczenia, co też miało odzwierciedlenie w jej pierwszych zmaganiach. Zmęłła w ustach przekleństwo, zanim wypowiedziała je na głos i westchnęła, by oczyścić głowę ze zbędnych myśli. Za drugim razem jednak nie poszło jej wiele lepiej i dopiero przy trzeciej próbie udało jej się poprawne rzucić Astral Forcipe. Oparła się ciężko o oparcie krzesła i potarła czoło wierzchem dłoni. To by było na tyle.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Ta lekcja trwała już zdecydowanie za długo i zaczynała nieść ze sobą wyjątkowo silne, negatywne odczucia. Całe szczęście, że na koniec przejął wszystko Butcher, pozamykał mordy i wyjaśnił zaklęcia, które mieli zastosować. Niewerbalnie. Davies chyba nie miała innego wyboru, jak stopniowo zacząć żywić sympatię do Huxleya - chociażby za umiejętność względnego odratowania powagi i przekazu zajęć, choć wydawałoby się, że na to było już nieco za późno. Uniosła różdżkę do dłoni manekina i powstrzymując się od otwierania ust rzuciła leczniczy czar. O dziwo zadziałało już przy pierwszej okazji. To chyba oznaczało, że była już wolna, ale i tak wolała poczekać na oficjalne pożegnanie od kadry profesorskiej, by nie robić dodatkowego zamieszania. Opuściła głowę, nie chcąc dać po sobie znać, że wzdycha na to wszystko.
Kostki:I, za pierwszym Możliwe przerzuty: - Zdobyte punkty dla domu: 15
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Kostki:C > A Możliwe przerzuty: 0 Zdobyte punkty dla domu: 10pkt
Atmosfera w klasie zaczynała swoją konsystencją przypominać budyń. Była gęsta i nieprzyjemna w odbiorze. Ewidentnie to był zły pomysł tak prowadzić tę lekcję, jak i tutaj przyjść. A to okienko było naprawdę takie kuszące. Następnym razem dwa razy pomyśli nim zdecyduje się odpuścić sobie wagary, które wydawały mu się aż tak kuszące. Chciał się stąd wyrwać jak najszybciej, dlatego momentalnie przystąpił do wykonywania zadania z magii leczniczej.
Nie zamierzał już teraz na głos komentować swoich porażek, jak nieme by one nie były. Nie chciał wylecieć z sali chwilę przed skończeniem zajęć, a biorąc pod uwagę stan emocjonalny większości zgromadzonych tutaj nauczycieli... Ewidentnie nie obyłoby się bez punktów ujemnych. Gryfoni i tak nie radzili sobie jakoś dobrze w rankingu domów, nie było potrzeby obniżać im poprzeczki jeszcze bardziej.
Obejrzał dokładnie manekina znajdując w nim drzazgę, którą chciał usunąć. Na całe szczęście znał to zaklęcie. Problemem mogło okazać się niewerbalne rzucenie tego zaklęcia, bo chociaż starał się to ćwiczyć to biegłości nie było w tym żadnej. Wiedział na czym musi się skupić i jak właściwie powinien reagować jego umysł na takie próby rzucania zaklęcia. Niemniej jednak było w tym coś, co zakrawało o sztukę tajemną i chociaż bardzo chciał jej sprostać to niejednokrotnie mu się nie udawało.
Astral forcipe! - Powtarzał w swoich myślach za pierwszym razem wykonując odpowiedni gest różdżką i chcąc by ciało obce opuściło ramię. Niemniej jednak nie mógł uznać pierwszej próby za tą, która wyzwoliłaby go z okowów tych zajęć. Dopiero kiedy skupił się dużo mocniej, za drugim razem nie pozwalając tym samym dojść do głosu swojej frustracji los chciał, że magia niewerbalna się mu powiodła. Powstrzymał się chwilę przed tym jak miał półszeptem skomentować swoje osiągnięcia. Było o włos od straty punktów. Posprzątał w zamian za to swoje stanowisko tak by już bezpiecznie i spokojnie doczekać końca lekcji.