Polana w tym miejscu jest dobrze nasłoneczniona i ukwiecona. Uczniowie, którzy zostali na weekend w Hogwarcie lubią rozkładać tu obszerne koce i oddać się odpoczynkowi, choć nierzadko przychodzą również z książkami. W okolicy panuje idealna cisza, przerywana jedynie odgłosami natury. W oddali widać trybuny boiska, a czasami latające małe punkciki, czyli zawodników odbywających trening.
Mógł być z siebie naprawdę dumny. Zamiast wylegiwać się w swoim dormitorium o kilka godzin dłużej, nie robiąc absolutnie niczego poza głaskaniem kota i gapieniem się na stronice komiksów, zmotywował się do wstania z łóżka i zawędrowania do biblioteki. Wiedział doskonale, że zbliżały się owutemy, więc chciał podjąć wszelkich starań, aby przygotować się do nich jak najlepiej, toteż sięgnął pierwszą lepszą książkę do transmutacji, zaczynając powtarzać materiał. I… tutaj kończy się ta kolorowa część, bo chłopak, choć w istocie siedział nad podręcznikiem, to myśli uciekały mu w zupełnie innym kierunku. Szczególnie, gdy doszedł do zaklęcia przemieniającego kamienne przedmioty w smoki… Zbliżała się godzina rozpoczęcia zajęć z uzdrawiania, więc szybko odłożył książki na miejsce i wyszedł na zewnątrz. Przeczuwał, że za późno zorientował się, iż wypada mu już iść, toteż nie chcąc być mocno spóźnionym, wymusił na sobie bieg. - Dzień dobry! Przepraszam za spóźnienie. – wydyszał, zwalniając tempa dopiero tuż przy zebranej grupce osób. Uczniów było już całkiem sporo, toteż z miejsca założył, że jednak przybył po czasie. Nim zdążył lepiej rozejrzeć się po rozłożonym na polanie pobojowisku smutnych manekinów, jego oczy przywitały po kolei każdą znaną mu osobą. Przeczesał włosy, próbując uspokoić oddech, uśmiechając się przy tym niesamowicie sympatycznie do @Cherry A. R. Eastwood oraz @Ezra T. Clarke. Na ten moment niewiele więcej słów był w stanie wyrwać sobie z zadyszanej piersi, ale oboje nie musieli mieć żadnych wątpliwości, iż Liam cieszy się właśnie na ich widok. A później zwrócił uwagę na stojącego nieopodal @Mefistofeles E. A. Nox, na którego wyszczerzył się jeszcze szerzej. – Hi, handsome. – powiedział trochę ciszej, próbując nie roześmiać się na wspomnienie wysłanego listem zdjęcia we fraku. Niesamowicie poprawił mu tym humor, ale teraz wolał nie zwracać na siebie uwagi wszystkich zgromadzonych na polanie osób. Puścił mu tylko oko i podszedł szybko do @Neirin Vaughn, bo to do niego miał największy interes. - Nei. – klepnął go ostrożnie w ramię w ramach radosnego, niemego „dzień dobry!” – Słuchaj! Po zajęciach musimy coś przetestować. Znasz Draconifors? Czytałem o nim właśnie w bibliotece i wpadłem na niesamowity pomysł. Możemy pograć w szach… o Merlinie… - nim zdążył roztrajkotać się na dobre, nareszcie zauważył pokrwawione manekiny. Zamrugał zaskoczony, przez jakiś czas nie mówiąc nic, aż w końcu uniósł spojrzenie na uzdrowicielkę i patrząc na nią zdecydowanie grzeczniej, niż jakby miał zwracać się do kolegów, pozwolił sobie zażartować: - To dzieje się z uczniami, którzy lekceważą zajęcia z uzdrawiania~?
Po rozkwaszeniu mordki chochlikowi miał naprawdę chęci do rozciupania jeszcze większej ilości gamoni, jednak te jak nazłość gdzieś zniknęły z jego pola widzenia, aż nagle poczuł lodowatą falę wody, która wylała się tuż nad jego głową. Przeklął siarczyście, przecierając twarz i próbując śliskimi palcami przesunąć rękojeść trzonka, tak aby odwrócić się w stronę swoich oprawców. - Żesz te mendy jeba... - zaczął, ale wkurzył się na tyle, że widząc jednego tuż przy pętlach, przy których się znajdował, natychmiast zamachnął się aby w przyłożyć mu w łeb. Ale smużki wody, spływające mu po głowie nie ułatwiały trafienia w tak mały cel - chybił. - Kurwa. - skomentował bardzo elokwentnie. - Skąd one wzięły te wode? - krzyknął do Maxa, choć wcale nie oczekiwał odpowiedzi.
Ostatnio zmieniony przez Lucas Sinclair dnia Wto 6 Paź 2020 - 22:56, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zdecydowanie w tym przypadku apetyt rósł w miarę jedzenia. Jedno morderstwo podsycało chęci na kolejne, a ze względu na irytującą naturę tych szkodników, raczej nikt po nich płakał nie będzie. -Pa na to! - Powiedział wyciągając różdżkę i podpalając lecący z zawrotną prędkością w stronę Maxa tłuczek. Gdy piłka stanęła w ogniu, Solberg wziął zamach i szczęśliwie trafiając w tłuczka a nie w Sinclaira, posłał ją prosto w chochliki, które nie posiadały takiego refleksu i nadziały się na płonącą pułapkę. -Mnie nie pytaj. Może z bagna nabrały? - Wzruszył ramionami bo naprawdę przestawało go dziwić, że te chujki potrafiły wyczarować wszystko z niczego.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
- Ej, to było zajebiste, stary. Dawaj jeszcze raz! - rzucił do niego, zachęcony takim sposobem na pozbycie się chichoczących stworzeń. Miał wrażenie, że było ich coraz więcej, a niuchaczy na trawniku nie mógł wypatrzeć... Chyba muszą się pozbyć większej części tej chmary chochlików, żeby móc zacząć polować na ryjki. Cały mokry, za sprawą tych złośliwych łachudr i w dodatku jeszcze bardziej rozzłoszczony przez to, że kilka kolejnych uciekło mu sprzed nosa, kiedy miał chęć rozciapania ich móżdżków na swojej pałce, musiał coś zrobić ze stanem z jakim się znajdował. Na irytację nic już nie mógł pomóc, ale przemoczone ubranie wysuszył za pomocą zaklęcia, po czym przystąpił do kontr ataku. Standardowo - najpierw spowolnienie, które zdecydowanie ułatwiało sprawę, aby za chwilę cały rządek chochlików załatwić za jednym razem. - Już śmierdzącym błotem od nich oberwałem i to nie raz. Więc chyba wolę wodę - mruknął, podlatując do Solberga, żeby ustawić się plecami do niego, w przeciwnym kierunku i wziąć kolejny zamach pałką w ataku na skrzydlatego brzydala.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Skłamałby, gdyby nie przyznał Lucasowi racji. Płonąca kula lecąca prosto na chochliki była bardzo widowiskowa. -Dobra, ale jak spalę połowę błoni to nie donoś na mnie do gajowego. - Wyszczerzył się po czym ponownie rzucił na piłkę płonące zaklęcie. -Błoto, woda, farba... Niedługo zaczną lać nas kwasem, zobaczysz. - Powiedział średnio zadowolony czując, że kumpel osłania jego plecy. Faktycznie niuchaczy nigdzie narazie nie było. Za to kornwalisjkie latały wszędzie. Solberg uważnie ruszył ramieniem, by przypadkiem nie wyjebać kumplowi w tył głowy i uderzył w tłuczek, który niestety minął chochliki o kilka cali, ale za to jednocześnie wleciał do znajdującej się naprzeciw pętli. -Nosz, małe kurwy. Ale widziałeś tego pięknego gola? - W każdej sytuacji dało się znaleźć jakieś plusy. W tej, była to niespodziewana bramka.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Zaśmiał się tylko na słowa kumpla, po czym z pełnym uznaniem obserwował jak znowu posyła płonącego tłuczka w stronę gromadki złośliwców. - Oby się cholery jedne nie poczuły jeszcze pewniej. Bo teraz jak się je troche hamuje to spoko, a pomyśl co by było, gdyby się ich zostawiło samym sobie. Rozniosły by tę bude - myślał na głos, rozglądając się tym samym w poszukiwaniu kolejnej ofiary. Może rzeczywiście zbyt blisko podleciał do Maxa, bo nie dość, że młodszy Ślizgon miał ograniczone ruchy to i Sinclair nie mógł w pełni wykonać zamachu, żeby pierdyknąć kolejnego nicponia, który nadleciał z wiaderkiem, bo bał się, że końcem pałki oberwie Solberg zamiast chochlika. Za ten błąd przypłacił nie dość, że ucieczką kurwiszona to jeszcze kolejną porcją zimnej wody. - Zaraz mnie rozpierdoli - rzucił poirytowany, po raz kolejny przecierając mokrą od przeźroczystej cieczy twarz.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Płonący tłuczek był naprawdę świetny, ale Max potrzebował czegoś więcej. Czegoś bardziej ekscytującego i makabrycznego. -Nawet nie chcę o tym myśleć. Tysiące lat tradycji zniszczone jedną gromadą kurwiszonów. Tego jeszcze nie grali. - Westchnął na samą myśl, co by się tutaj działo, gdyby faktycznie nikt nie interweniował. -Nie wkurwiaj się, tylko chodź tu do mnie się zabawić! - Powiedział, bo właśnie wpadł na genialny pomysł. Spowolnił chochliki i związał je tak, by tworzył coś na kształt trójkąta. -Płonące Kręgle. Słyszałeś o tym? - Wyszczerzył się radośnie patrząc na Lucasa. Ślizgon nie miał jeszcze okazji poznać jego morderczych zapędów podczas spotkań z chochlikami. Jako autor pomysłu postanowił pokazać kumplowi, co dokładnie miał na myśli i posłał płonący tłuczek prosto w zbitą grupę chochlików, strącając i podpalając cztery z nich. -Dawaj, teraz Ty. - Powiedział, gestem ręki zapraszając kumpla do zabawy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Słysząc o płonących kręgach na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech, który oznaczał tylko jedno. Zresztą podobne odczucia miał Max, widocznie zajarany swoim własnym pomysłem. Osuszył więc się ponownie, aby polecieć do kumpla. - Nie słyszałem, ale napierdalamy - zgodził się od razu, obserwując na czym polega ta jego "zabawa". Aż klasnął w dłonie, kiedy Solberg rozbił "szajkę" gamoni. Namierzył kolejne stworzenia, aby zgodnie ze schematem związać je i posłać w ich kierunku palącą się kulę, lecącą wprost do środka i rozbijającą je idealnie. Zaśmiał się, co pewnie wyglądało odrobinę przerażająco, zważywszy na fakt, że właśnie ciała kilku chochlików rozbryzgnęły się po błoniach. - Ej, to jest lepsze od bludgera! - oznajmił, pełen entuzjazmu, obserwując kolejne podejście Maxa.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Podobał mu się wyraz twarzy Lucasa, gdy zaproponował tę niecodzienną rozrywkę. Tak coś czuł, że starszy ślizgon nie będzie potrzebował wiele, aby przekonać się do tego pomysłu. -Jesteśmy w tym mistrzami! Myślisz, że powinniśmy założyć jakąś Ligę? - Zażartował ponownie organizując sobie chochlicze kręgle, ku którym już po chwili mknął rozpalony tłuczek. -I kolejne punkty dla Solberga! - Pokibicował sam sobie, po czym przeszedł do oglądania wysiłków Lucasa. -Chyba czas tu ogarnąć. - Mruknął, gdy Lucas skończył się bawić z intruzami. Zleciał na ziemię i po krótkim rozciąganiu zabrał się za porządki. Właśnie miał usuwać kieszonkowe bagno, gdy zobaczył w nim coś błyszczącego. W zaroślach ukrywały się trzy niuchacze, których oczy słodko błyszczały odbijając światło słoneczne. Max delikatnie podszedł do nich i spakował, by odnieść do Ajaxa. Następnie postanowił przeszukać drugie błotko, by nie przegapić innych kretów. -Patrz co mam! - Wyciągnął w kierunku Lucasa syrenią spinkę. -Pamiętasz, jak ta puchonka płakała, ze ją zgubiła? - Zapytał przypominając sobie sytuację sprzed kilku godzin. -Muszę jej to oddać. - Schował skarb do kieszeni i usunął kieszonkowe bagno z błoni. Już miał pakować piłki, gdy zauważył kolejne futrzaki. Szybko spowolnił je zaklęciem by nie uciekły i kolejne dwa niuchacze dołączyły do jego kolekcji.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
- Koniecznie, trzeba to ludziom sprzedać. Tylko nie wiem co na to Stowarzyszenie Miłośników Stworzeń Magicznych... Bo chyba takie istnieje, co? - zauważył, choć długo nie ubolewał nad opinią tego zgromadzenia na temat ich poczynań. Kompletna rozpierducha - ot co. Zanim sam spróbował po raz kolejny rozbić "kręgle", dostrzegł kolejnego gamonia, który próbowała zaczaić się wraz z kumplem na niego z wiadrem chlustającej na boki wody. Nie było innego wyjścia - trzeba było go unieszkodliwić. W obronie własnej oczywiście. - No chyba wypadałoby -przyznał przyjacielowi po czym obaj wlecieli na trawnik, aby trochę za sobą posprzątać. W trakcie Lu zauważył jakiś ruch w okolicach wejścia na trybuny i postanowił to sprawdzić. Kiedy podszedł zobaczył czające się między schodami do góry mordki. Tak bardzo znane. Zaopiekował się dwoma niuchaczami, które miał w planach przekazać Swannowi. Próbując wyczyścić kolejny fragment trawnika z resztek po chochlikach napotkał jeszcze jedno stworzenie, które już nie było takie skore do współpracy, jak tamta dwójka. Poleciał za nim, kiedy ten się spłoszył i już z daleka widział błyszczące monety, które wyleciały z torby ryjkowca. Przetarł je o szatę i policzył. 20 galeonów, nieźle. Chowając pieniądze do kieszeni, dostrzegł złośliwca, aby w następnej chwili podbiec i rzucić się na niego, aby go schwytać i dołączyć do reszty. - No, wydaje mi się, że ogarnięte. Nawet się zmachałem. Świetny trening, Solberg, gratuluje - rzucił do kumpla, śmiejąc się i zbijając z nim piątkę. Na dziś mieli dość chochlików, ale nie było co żałować - pałowanko zaliczyli. Mogli wracać do zamku.
//zt x2
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
Co ja tutaj tak właściwie robię, zastanawiał się młody puchon, rozglądając się dookoła. Do tej pory nie był w stanie pojąć, jakim cudem trzymał się jeszcze na nogach po tym, jak udało mu się dostać do miejsca, w którym miał się odbyć trening. Praktycznie od samego rana siedział na zajęciach, a gdy tylko dobiegły one końca, od razu pognał do biblioteki, aby nadrobić kilka zaległych prac pisemnych. To był ciężki dzień i wcale nie zapowiadało się, aby najbliższe godziny miały cokolwiek zmienić w tej kwestii. Chłopak przez całą drogę do szatni, a potem spacer na pole piknikowe zastanawiał się, czy nie może sobie darować tego jednego spotkania. Może ten jeden raz Nancy by mu darowała? Skrzywił się z niesmakiem. Fakt, pewnie by mu wybaczyła niezjawienie się na jej sesji treningowej, jednak i tak czułby się z tym źle. Skoro planowali w tym roku walczyć na poważnie o Puchar Qudditcha, to należało dać całej drużynie poczucie, że wciąż są zespołem i nic się nie zmieniło od wakacji. A przynajmniej nic co mogło negatywnie wpłynąć na ten stan rzeczy. Obecność graczy była więc kluczowa. Chłopak sięgnął do torby i wyciągnął z niej termos z herbatą, po czym zaczął ją pić małymi łyczkami. Zdecydowanie potrzebował jakiegoś rozbudzenia, a na zimny prysznic było już nieco za późno, jeśli nie chciał się spóźnić.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
I oto po raz kolejny pchała się na trening Puchonów. Wszystko tylko i wyłącznie dlatego, że organizowany był on przez Williams i stanowił nie tylko okazję do podszlifowania swoich umiejętności miotlarskich, ale i szansa na to, by mogły spędzić razem nieco więcej czasu. Czy nie brzmiało to wprost idealnie? Przynajmniej dla takiego miotłozjeba jakim była Strauss brzmiało to idealnie. Nic dziwnego też, że zjawiła się na miejscu zbiórki nawet wcześniej niż większość wychowanków Hufflepuffu, nie mogąc doczekać się okazji do polatania na miotle i wykazania się w trakcie treningu. Jak widać chodzenie na zbiórki krukońskiej drużyny i granie w Srokach zdecydowanie jej nie wystarczało i musiała szukać jeszcze dodatkowych pretekstów do tego, by wskoczyć na Nimbusa.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Maelynn Breeden
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Bardzo często nosi ze sobą pluszowego lisa o imieniu "Malia", miewa napady lękowe i ataki paniki
Ostatnia lekcja u Avgusta miała wykreślić słowo "quidditch" ze słownika Mae, a oto przybyła na trening. Skombinowała sobie hełm z przyłbicą, który założyła na głowę. Idąc podzwaniała przyłbicą, której mechanizm chyba się zepsuł, bo lekko podskakiwała. Szkolną miotłę trzymała w lewej ręce i opierała ją o swoje lewe ramię. Ten waleczny ubiór uzupełniała Malia, którą puchonka trzymała w prawej ręce i wymachiwała nią nieco zbyt energicznie. Podchodząc bliżej osób, które znajdowały się już na miejscu, spojrzała przez dziurki w hełmie i potrząsnęła głową, wzmagając dzwonienie przyłbicą. -Dzień dobry! Rzuciła nieco zniekształconym głosem i machnęła ręką z Malią w geścią przywitania.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Kolejny dzień, kolejny trening. I to jeszcze u Puszków, z którymi mieli zagrać swój pierwszy mecz w szkolnym pucharze quidditcha. Nie miała wątpliwości co do poziomu żółtej drużyny, trenowała w końcu z Ignacym i Valenti. Wiedziała również, że Nancy nie organizowałaby treningu otwartego, gdyby chciała ćwiczyć zagrywki przed meczem z Krukami.
Trening Puszków był więc dla Brooks okazją, żeby po prostu się poruszać, podłapać może jakieś ćwiczenia do własnego użytku i by spotkać się ze znajomymi. Na trening miała przyjść z Orką, ale siostra Nancy zaginęła gdzieś w akcji. Napisała więc Szalonemu Diamencikowi krótką notkę z informacją, że będzie na nią czekała już na miejscu, położyła ją na Orlim wyrku, po czym założyła cały posiadany sprzęt, wskoczyła na "Boydena" i poleciała na miejsce. Na miejscu było już kilka znanych jej twarzy, ale to nie one zwróciły jej uwagę.
- Na węża Salazara - pomyślała, marszcząc brwi, nie wierząc w to, co widzi. Jedna z dziewczyn, której kompletnie nie kojarzyła, najwyraźniej uznała, że hełm rycerski to idealny sprzęt treningowy, a pluszak - towarzysz.
Podeszła do niej od tyłu i zastukała w zakutą głowę.
- Widzisz albo słyszysz cokolwiek w tym hełmie? Na twoim miejscu odwiedziłabym kanciapę ze sprzętem drużynowym i wzięła jakiś kask, bo zrobisz sobie krzywdę - zwróciła się do @Maelynn Breeden.
Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, ruszyła dalej. Skinięciem głowy przywitała się ze Strauss, a następnie podeszła w kierunku irlandzkiego obrońcy drużyny puszków, chłopaka, dzięki któremu (dosłownie) zjadła zęby na tym sporcie.
- Top of the mornin' to you, Moś. Na zdrowie! - przywitała się z pijącym herbatę @Ignacy Mościcki, przystając obok. - Co słychać? Gorszy dzień? - Trudno było nie zauważyć, że na twarzy chłopaka odciśnięte jest piętno zmęczenia. - Polecam rennervate. Może cię nie pobudzi, ale za to rozbudzi.
Choć zaklęcie było proste i służyło do wybudzania i ocucania, nigdy sama nie pomyślała o tym, żeby użyć go do zwykłego pozbycia się zmęczenia i senności. Dopiero niedawno przekonała się o jego właściwościach, kiedy to MaksioFelek rozbudził ją podczas wspólnego warzenia eliksiru. A jeżeli pomogło i jej, to powinno pomóc również puszkowi.
Na ten moment czekała chyba od rozpoczęcia roku szkolnego. Trening puchońskiej drużyny! Wstąpił w nią nowy duch, kiedy przeczytała informację na tablicy ogłoszeń i odnotowała w pamięci datę, odliczając do niej z coraz większym entuzjazmem, co niektórzy zapewne mogliby uznać za śmieszne. Może i takie było, nie jej to oceniać, ale po prostu cieszyła się, że wreszcie spotkają się na zajęciach całą drużyną, jeśli pan Merlin pozwoli. Nie ukrywała również, że była ciekawa, czy przybędzie im w składzie ktoś nowy. Po raz ostatni - a przynajmniej taką miała nadzieję - zwinęła ze składziku drużynową miotłę i ruszyła w wyznaczone miejsce niemal w podskokach. - Cześć wszystkim! - zawołała z szerokim uśmiechem, zbliżając się do grupki już przybyłych osób. Rozpoznała wśród nich Krukonów, co wcale jej nie zdziwiło, bo jak zdążyła w zeszłym roku zauważyć, gracze wykorzystywali dosłownie każdą okazję, aby polatać na miotłach, przychodząc na treningi nie tylko swojej drużyny, ale też pozostałych. Sama zresztą również tak postępowała. Uwagę Krawczyk dość szybko zwróciła jedna z dziewczyn, a to przez swój nietypowy ubiór. Dokładniej mówiąc hełm z przyłbicą, która co jakiś czas podzwaniała. Nie potrafiła ukryć rozbawienia, kiedy do niej podeszła i przekręciła głowę, usiłując dojrzeć jej twarz. - Wydaje mi się, że nie będzie ci w tym zbyt wygodnie... i mimo wszystko bezpiecznie. W średniowieczu może i by to przeszło, ale teraz mamy o niebo wygodniejsze i lepsze kaski, z których warto korzystać - powiedziała, stale się uśmiechając, aż dostrzegła na ramieniu dziewczyny lisa. Na ten widok aż wydała z siebie cichy okrzyk zachwytu, a jej oczy rozbłysły. Najpewniej wyglądała w tej chwili jak małe dziecko, które właśnie dostało lizaka, ale kompletnie jej to nie obchodziło. - Aww, jaki słodki!
Postanowiła zaryzykować i znowu się wepchać na czyjś trening. Ostatnio Swansea nie miał nic przeciwko, dlatego liczyła, że siostra Noaha i tym razem pozwoli jej uczestniczyć w ćwiczeniach puchońskiej drużyny. W końcu nie będzie przeszkadzać, chce polatać i przy okazji mieć pretekst aby nie ślęczeć nad pracami domowymi... Zgarnęła więc szkolną miotłę i pognała w wyznaczone miejsce, gdzie już z daleka dostrzegła kilka osób. Nie przeszkadzało jej to, że w większości znała ich tylko z widzenia, z lekcji czy z korytarza. W końcu kiedyś i tak przyjdzie im grać razem na jednym boisku. - Cześć, ekipa - rzuciła krótko, po czym przystanęła, opierając się o miotłę obok grupki, a konkretnie przy rudowłosej Puchonce i dziewczynie z pluszowym liskiem. Zobaczywszy maskotkę, zaraz po tym, jak zwróciła na nią wyraźną (i głośną) uwagę ruda, podeszła kilka kroków bliżej, aby pogłaskać wolną ręką mięciutkiego zwierzaka. - Przepraszam, może nie lubi jak się go dotyka - odezwała się, trochę już po fakcie do właścicielki, po czym posłała jej łagodny uśmiech. - Ale jest taki uroczy... Trudno się oprzeć - dodała po chwili, zwracając się do dziewczyn.
Na pukanie w hełm, rozpływanie się nad Malią i głaskanie jej się nie pisała. Brzdęk i wibracje wytworzone przez hełm wywołały pisk niespodziewającej się tego puchonki. Szybko się odwróciła, szczekając przyłbicą i podniosła ją, by móc zobaczyć, kto ośmielił się podnieść rękę na lady Maelynn. -Wszystko słyszę, z widzeniem nieco gorzej. Odparła obrażonym głosem i ponownie zatrzasnęła przyłbicę dla ukazania swojej frustracji...no dobra, kogo ja oszukuje, przyłbica spadła sama z siebie, wywołując warknięcie pełne irytacji. Gubiąc wzrok z oprawczyni, poczęła się kręcić dookoła, szukając Julii przez wąski wizjer. Zamiast na krukonce jej oczom ukazała się panna Krawczyk, koleżanka z domu. Ponownie podniosła przyłbicę i przytrzymała ją ręką, by ta znowu nie zleciała. -Zbroja na trzecim piętrze zarzekała się, że to najlepsza dostępna obrona głowy w zamku. Odparła z widoczną powagą na twarzy, dając do zrozumienia, że w to wierzy. Jej doświadczenia z ochroną ciała przed obrażeniami była...średniowieczna. Miała jeszcze coś dodać, jednak zainteresowanie jej osobą zmalało, a stery przejęła...Malia. -Ej, ej, zostaw Malię, ona się wstydzi. Przycisnęła pluszaka do siebie i objęła go, tracąc przy tym panowanie nad przyłbicą, która z wielkim trzaskiem spadła na dół. -Na gacie Merlina! Krzyknęła, rozumiejąc jak wielki błąd popełniła przychodząc w nim i jak wielką idiotkę robi z siebie w tej chwili.
Mknęła na miotle w stronę polany, czując, jak krew intensywnie pulsuje w okolicach jej policzków i to bynajmniej nie z powodu smagania ich zimnymi podmuchami wiatru. Spóźnić się na własny trening! Czy było coś, za co pani kapitan mogła się bardziej wstydzić? Nie miała pojęcia, jak do tego doszło i kiedy ten czas jej uciekł, ale ostatnio notorycznie jej się to przytrafiało. Zeskoczyła z miotły zawstydzona, zła i zmarznięta, ale kiedy tylko jej spojrzenie napotkało jej Puchońską rodzinę, na twarzy mimo wszystko pojawił się ciepły uśmiech. Poza borsukami, jak zwykle pojawiło się kilka osób z innych drużyn. Chyba wszyscy już się przyzwyczaili, że zawsze chętnie zaprasza gości i absolutnie jej to nie przeszkadzało, ale fakt, że pojawiało się coraz mniej Puchonów już ją nieco smucił. Drużyna znów była w rozsypce, a mecz zbliżał się wielkimi krokami. - Cześć! Wybaczcie mi, proszę, tę drobną obsuwę, mam nadzieję, że się rozgrzaliście. Nie? No to już, na co czekacie! - zarządziła i od razu przeszła do rzeczy. Standardowa rozgrzewka, podczas której przywitała się z każdym z osobna, zaproponowała Maelynn, żeby zamieniła swój hełm na jeden z drużynowych kasków, pożartowała chwilę z Krawczyk, uściskała Ignacego, uśmiechnęła się do Violi i mogli przejść do konkretów. - Ponieważ pogoda nas nie rozpieszcza, a mgły i deszcze zawitały w naszych okolicach na dłużej, pomyślałam, że poćwiczymy dzisiaj orientację na boisku w skrajnie niesprzyjających warunkach. - Szczerząc zęby w tajemniczym uśmiechu, sięgnęła do pudełeczka, które przyniosła ze sobą i wyjęła złotego znicza. - Żeby jednak jeszcze bardziej utrudnić zadanie, rezygnujecie dziś z jednego z najważniejszych zmysłów i jesteście zdani jedynie na wyczucie i dobry słuch. - machnęła różdżką i wysłała do wszystkich czarne opaski na oczy. - Spokojnie, będę pilnować, żeby nikt nie zaliczył bliskiego spotkania z drzewem. Dla osoby, która złapie znicza przewidziana nagroda! Opaski na oczy, na miotły i powodzenia! - odczekała aż wszyscy będą gotowi i wypuściła piłeczkę, która od razu poleciała w górę.
Zadanie jest proste! Kompletnie pozbawieni zmysłu wzroku, zdani na swoją kreatywność i inne sztuczki szukacie znicza. Kto zdobędzie najwięcej punktów szybkości po dwóch etapach, wygrywa, łapie znicza i zgarnia nagrodę. :miotla:
2. Rzut k6 na dodatkowe wydarzenie: 1 - Gwiazdy ułożyły się chyba w odpowiedniej dla ciebie konstelacji, bo trzeba przyznać, że miałeś niezłego farta. Tuż obok swojego ucha słyszysz furkot małych skrzydełek i już wiesz, w którą stronę lecieć. (+5 pkt szybkości) 2 - Lecisz za innymi, czy w przypadkowym kierunku? Cokolwiek tobą kierowało, to był dobry pomysł, bo całkiem sprawnie udaje ci się zlokalizować charakterystyczny dźwięk znicza. (+ 3 pkt szybkości) 3 - Stwierdzasz, że najrozsądniejszym wyjściem będzie podczepienie się pod kogoś innego. Czujesz jak ktoś przelatuje tuż obok ciebie i ruszasz za nim z nadzieją, że idzie mu lepiej niż tobie. Rzuć kością jeszcze raz!
4 - Nic nie widzisz, nic nie słyszysz. Czy to zadanie ma jakikolwiek sens? Bardziej niż za dźwiękiem znicza, podążasz za i tłumem i może nie jest to najlepsze rozwiązanie, ale chyba przesuwasz się w dobrym kierunku. (+ 1 pkt szybkości) 5 - Jakoś niespecjalnie potrafisz odnaleźć się w tej całej sytuacji. Lecieć w lewo? W prawo? W górę? Przypadkiem, albo zupełnie celowo podciągasz opaskę nieco w górę i najzwyczajniej w świecie podglądasz. Rzuć kostką jeszcze raz!
Spoiler:
Parzysta: Mimo że wy jesteście ślepi, to Nancy wszystko widzi! Głośno wyraża swoją dezaprobatę, nawet jeśli nie zrobiłeś tego celowo. Nieparzysta: Sprytne posunięcie! Nancy nic nie zauważa, a ty zyskujesz 3 pkt szybkości
6 - Czy to zadanie w ogóle jest wykonalne, czy Williams oszalała? Nie bardzo wiesz jak się w ogóle zabrać za to zadanie i w efekcie ruszasz w przypadkowym kierunku i wpadasz na kogoś. Musisz się zatrzymać, żeby nie spaść z miotły i pozbierać się do kupy (-5 pkt )
Za każde 25 pkt w kuferku przysługuje 1 przerzut dowolnej kości (bez sprzętu) Dodatkowy przerzut jeśli grasz na pozycji szukającego. Czas do 4.11, żebyśmy rozliczyli się przed meczem, ale jakby miał być później, to pewnie przedłużę! No i wciąż można się spóźniać!
Proszę o zamieszczenie kodu:
Kod:
<zg>Punkty w kuferku:</zg> <zg>Przerzuty:</zg> pozostałe/wszystkie <zg>Kości:</zg> <zg>Punkty szybkości:</zg>
Punkty w kuferku: 53 Przerzuty: 1/2 Kości:G i 3> B plus 2 (przerzut dotyczy literki, a dwójka to dorzut do wyniku z K6 Punkty szybkości: 9+2=11
No i zaczęli. Kiedy dowiedzieli się, co jest ich pierwszym zadaniem, jęknęła w duchu. Ćwiczenie było kreatywne, wymagające i ciekawe, ale… Brooks było po prostu nie po drodze ze zniczami, a sama pozycja szukającego była dla niej po prostu nudna. Nie zmieniało to jednak faktu, że zamierzała dać z siebie wszystko. Przezornie zdjęła z siebie cały sprzęt, żeby nie krępował jej ruchów i położyła go pod drzewem, po czym wskoczyła na „Boydena” i z zasłoniętymi oczami wzbiła się w powietrze. Wytężyła słuch, starając się wychwycić charakterystyczny szelest malutkich skrzydełek, ale bezskutecznie. Nie był to dla niej jednak szczególny problem, no bo, umówmy się, była kruczkiem, a kruczki to cwaniaczki. Doszła do wniosku, że po prostu ruszy za kimś, komu idzie lepiej od niej i po prostu ruszy śladem tej osoby. Kiedy więc poczuła na twarz charakterystyczny podmuch wywołany rozpędzoną miotłą, ruszyła jej śladem, aż w końcu usłyszała te dźwięk. Małe zaczarowane skrzydełka łopotały gdzieś w pobliżu, dlatego skierowała miotłę w tamtym kierunku, majtając dłonią dosłownie wszędzie, licząc, że jakimś cudem uda jej się pochwycić złotą piłeczkę.
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Pią 30 Paź 2020 - 13:41, w całości zmieniany 1 raz
Punkty w kuferku: 42 Przerzuty: 1/1 Kości:B (9pkt) | 2 (3pkt) Punkty szybkości: 9+3 -> 12
Spojrzała przepraszająco w kierunku właścicielki liska, po czym przeniosła wzrok jeszcze na maskotkę. - Wybacz, Malio. Nie chciałam Cię przestraszyć - odezwała się, posyłając jeszcze łagodny uśmiech w stronę Puchonki, która tak się speszyła, że aż spadła jej przyłbica. Wyglądała na dość spokojną i nieco nieśmiałą dziewczynę. Ekipa nie zdążyła się jeszcze rozbrykać, zanim na polanie pojawiła się Nancy, oznajmiając co jest celem ich dzisiejszego treningu. Kiedy Ode usłyszała o łapaniu znicza "w ciemno" podekscytowała się, chociaż wiedziała, że na pewno nie obejdzie się bez obrażeń w jej wykonaniu. Zawsze tak było na treningach, a jeśli miała "wyłączyć" wzrok to już na stówę gdzieś przywali albo coś sobie zrobi. Poprawiła ciemną opaskę na oczach, po czym wymacała trzonek miotły i wskoczyła, aby rozpocząć zadanie. Stwierdziła, że spróbuje odbić od wszystkich i poszukać małej, złotej kuleczki tam gdzie nie słyszała głosów innych graczy. I chyba było to dobre posunięcie, bo w pewnym momencie zaczęła słyszeć charakterystyczne odgłosy trzepoczących skrzydełek. Pochyliła się nad rączką miotły, aby przyspieszyć i spróbować dokładniej zlokalizować zwinną piłkę.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Punkty w kuferku: 94 Przerzuty: 1/3 Kości:E i 2 Punkty szybkości: 9pkt
Odwzajemniła uśmiech Nancy, gdy tylko go zauważyła. Wnioskowała z tego, że Puchonka nie miała nic przeciwko temu, że znalazła się na jej treningu. Przynajmniej dzięki temu miała okazję do tego, by jakoś się rozruszać i przygotować do nadchodzącego meczu. Choć naprawdę nie spodziewała się tego, że po raz kolejny zostaną postawieni w obliczu łapania znicza, w które zamieszane będą również opaski ale jaki ojciec taka córka. I choć bawienie się z zawiązanymi oczami było niezwykle kinky tak jednak Strauss musiała się skupić na znajdującym się w powietrzu zniczu, starając się wychwycić jego charakterystyczne bzyczenie słyszalne przy niezwykle szybkim ruchu maleńkich skrzydełek. Całe szczęście na swojego Nimbusa była w stanie wsiąść bez przeszkód z zawiązanymi oczami i oderwać się od ziemi, by skierować się w kierunku, w którym przynajmniej wedle niej udał się złoty znicz, którego udało jej się usłyszeć po dosyć krótkim choć intensywnym locie.
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
Punkty w kuferku: 47 (+1) Przerzuty: 1/1 Kości:F || 2 Punkty szybkości: 5+3=8 pkt.
Chłopak obdarzył panią kapitan lekkim uśmiechem, gdy ta zamknęła go niemalże w żelaznym uścisku, będącym swego rodzaju formą powitania. Co tu dużo mówić, takich rozgrzewek inne domy, a nawet drużyny narodowe mogły z powodzeniem zazdrościć Hufflepuffowi. To była ich tajna taktyka, znana jedynie nielicznym, a jej mistyczna moc i działanie należały do najskrytszych sekretów domu borsuka. Nie tylko zagrzewała do walki, ale także dawała znać, że w trakcie treningu jest się zaopiekowanym i ktoś dba o bezpieczeństwo zespołu! Gdy przeszli do następnego etapu spotkania, Ignacy uśmiechnął się słabo na widok znicza i czarnej opaski. Wyglądało na to, że od jego fatalnego wystąpienia na testach drużynowych w Luizjanie te małe złote kuleczki zdecydowały się go dręczyć od początku roku szkolnego. Z drugiej stronie już wolał wsłuchiwać się w odgłosy wydawane przez ich skrzydła, niż uważać na każdym kroku na to, aby nie oberwać tłuczkiem. Fakt mógł skończyć dużo gorzej. Po wgramoleniu się na miotłę i wzbiciu w powietrze, przez dłuższą chwilę puchon pozostawał w bezruchu, starając się wsłuchać w otaczające go dźwięki. Jeśli chciał cokolwiek osiągnąć w tym zadaniu, to musiał odrzucić całą masę mało potrzebnych mu w tej chwili odgłosów, jak chociażby te wydawane przez szumiące drzewa czy miotły innych zawodników. W pewnym momencie Mościckiemu zaczęło się wydawać, że coś przeleciało mu obok ucha i od razu pognał w owym kierunku.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Punkty w kuferku: równiutkie 30 Przerzuty: 1/1 Kości:C,3, Dorzut - nieparzysta Punkty szybkości: 8-2=6 :)
Kolejne wolne popołudnie, które miał zamiar spędzić na błoniach, ćwicząc samotnie specjalne odbicia. Jednak w połowie drogi do szatni, zauważył lecącą gdzieś Nancy, która uświadomił go, że puchony właśnie zbierają się na wspólny trening przed zbliżającym się meczem. Bez zastanowienia postanowił do nich dołączyć. Co prawda nie miał w zwyczaju wpierdalać się na cudze treningi, ale był zdesperowany i miał zdecydowanie za dużo wolnego czasu. Wskoczył więc na miotłę i za kapitan borsuków poleciał na łąkę. Był ciekaw, jak wyglądają puchońskie treningi. Po ostatnim sezonie szacunek do żółtej drużyny ogromnie mu podskoczył i nie zdziwiłby się, gdyby to borsuki grały w tegorocznym finale ponownie. Uśmiechnął się na powitanie do Brooks, której widok tutaj jakoś wcale go nie zdziwił. Jeżeli działo się coś związanego z quidditchem, to krukonka musiała się tam pojawić. Gdy już wiedział, co go czeka, zawiązał posłaną mu przez Nancy opaskę i wzbił się na swoim Piorunie. Czuł się nieswojo, będąc pozbawionym wzroku, ale nie miał czasu zbytnio się nad tym zastanawiać. Usłyszał tak charakterystyczny trzepot skrzydełek, że ruszył w jego kierunku. Niestety równie szybko co się pojawił, dźwięk zniknął i Max znów zawisł skonfundowany w ciemności. Jego mózg jednak pracował na wysokich obrotach i gdy tylko usłyszał, że ktoś obok niego przelatuje, postanowił się doczepić w nadziei, że ta osoba lepiej wie co robi, jednocześnie wyciągając przed siebie rękę w nadziei, że piłeczka sama w nią wpadnie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Punkty w kuferku: 72 Przerzuty: 2 + 1 (najlepsza szukająca ), wykorzystane 2 przerzuty. Kości:B i 5 i dorzut do 5: nieparzystej. Ryzykuję przerzucenie kostki k6: 5 i dorzucone 2... Wykorzystuję jeszcze jeden przerzut k6: 1 Punkty szybkości: 9 + 5 =14
Madre mio... Spóźnić się na trening quidditcha?! Nie mogła wprost w to uwierzyć. Czuła się z tego powodu beznadziejnie i naprawdę pragnęła zapaść się pod ziemię. W ostatnim czasie zapominała o tylu rzeczach, że zwyczajnie zaczynało jej być wstyd. Nie mogła jednak nic na to poradzić. Miała zdecydowanie zbyt dużo rzeczy na głowie, a zanosiło się na to, że w niedługim czasie, będzie ich jeszcze więcej. Pozostawało więc cieszyć się z własnych możliwości tak długo, jak długo to będzie możliwym. No i niewidocznym dla innych ludzi... Dlatego złapała swoją miotłę w dłoń i czym prędzej ruszyła na miejsce zbiórki puchońskiej drużyny. Już z daleka wykrzykiwała zarówno po włosku jak i po angielsku słowa przeprosin skierowane w stronę członków drużyny, jak i samej Nancy. Na szczęście ta nie wyglądała na szczególnie zagniewaną jej spóźnieniem. Szybko wysłuchała instrukcji z miotłą w ręku, gotowa od razu ponownie na nią wsiąść i ruszyć do dzieła. W końcu było jej to dane, ale nie spodziewała się opaski na oczy, która miała utrudnić poszukiwanie znicza. Latanie kompletnie w ciemno było beznadziejnym pomysłem, w szczególności dla niej, ale dzielnie próbowała. Szybko wyłapała po kierunku wiatru, gdzie jest wschód, zachód, północ i południe. Z tą wiedzą mogła sobie zwizualizować mapę otoczenia, co znacznie ułatwiło jej dalsze zadanie. No i fakt, że znicz postanowił pojawić się niemalże przy jej twarzy jeszcze dodatkowo wszystko uprościł. Uśmiechnęła się szeroko sama do siebie, bo szmer tych skrzydeł miała rozpoznać zawsze i wszędzie. Od razu skierowała miotłę w tamtą stronę, dokładnie nasłuchując dalszego szumu skrzydeł pewna, że nie ma prawa go teraz zgubić.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Maelynn Breeden
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Bardzo często nosi ze sobą pluszowego lisa o imieniu "Malia", miewa napady lękowe i ataki paniki
Skorzystała z możliwości wymiany hełmu, ściągając go i rzucając na bok. Ten po wylądowaniu zaskrzypiał, od impetu przyłbica się podniosła i sekundę później spadła z trzaskiem. Puchonka warknęła na głupią metalową pokrywę i założyła na głowę kask. Puknęła w niego od góry, sprawdziła, czy dobrze leży i czy nigdzie jej nie uciska. Po wysłuchaniu instrukcji skrzywiła się tak bardzo, że jej mimika zatęskniła za hełmem. Latanie samo w sobie było dla niej wyzwaniem, a każą jej robić to z opaską na oczach i do tego złapać małą, furkoczącą kulkę? Obiecała sobie po tym treningu używać miotły tylko do zamiatania. Wystartowała do góry, po cichu modląc się by, na kogoś na wpadła albo ktoś nie wpadł na nią. Zatrzymała się w miejscu, zbyt przerażona, by przesunąć się, chociaż o centymetr w którąś stronę. Poczuła podmuch wiatru, świadczący o obecności innej osoby. Pisnęła przestraszona i zakołysała się na miotle, ale zaraz po tym poleciała za osobą, która ją ominęła. Cała się trzęsła i gołym okiem było widać, że bardzo się boi, ale nie chciała zrobić przykrości Nancy i poddawać się zaraz po wystartowaniu.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Punkty w kuferku: 41 Przerzuty: 0/1 Kości:F i 6 -> 4 -> 2 przerzuty specjalne jeszcze z seansu z Luizjany: I, 4 Punkty szybkości: 2 + 1 = 3, co wy tam umiecie
Nie było się co rozwodzić - Malia była cudowna! Krawczyk nie potrafiła przejść koło żadnego stworzenia - żywego czy jak w tym przypadku pluszowego - obojętnie i nawet nie starała się pohamować swojej może nieco zbyt entuzjastycznej reakcji na widok liska należącego do Mae. Zresztą, podopieczna Puchonki zyskała sobie najwyraźniej dwie wielbicielki, bo chwilę później dołączyła do nich Gryfonka, która także zwróciła na nią uwagę. Nic nie mogło jednak wiecznie trwać, więc nim zaczęła jakoś bardziej rozwodzić się nad tym, jak słodka, urocza i w ogóle jest Malia, na miejsce przybyła Nancy i szybko zagoniła wszystkich do rozgrzewki, kończąc tym samym rozmowy. Krawczyk przyłożyła się do tego 'etapu' zajęć, bo był on podstawą dla wszystkich później wykonywanych ćwiczeń, a ostatnie czego by chciała to kontuzja, nawet jeśli z pomocą magii błyskawicznie udałoby się uleczyć. Przykre wspomnienia pozostawały w pamięci zdecydowanie na dłużej. Słysząc, co Williams dla nich wymyśliła, wytrzeszczyła jedynie oczy. Jak sama kapitan powiedziała, pogoda nie była najlepsza, a oni mieli pobawić się w ciuciubabkę na miotłach. Czy radziła się Avgusta i to on jej podsunął ten pomysł? To znaczy bez wątpienia będzie ciekawie, zwłaszcza, jeśli już na starcie ktoś właduje się w drzewo i zleci z miotły... Znając swoje szczęście, miała wrażenie, że takie coś spotka właśnie ją. Przewiązała oczy przepaską, odcinając sobie tym samym zmysł wzroku i kompletnie zgłupiała. Słyszała, owszem, ale na pewno nie znicza, a innych uczestników treningu. I momentami zdecydowanie zbyt blisko, co wcale nie pomagało w utrzymaniu skupienia. Nie widziała innego wyjścia jak po prostu na ślepo podążać 'za tłumem', starając się przy tym na nikogo nie wpaść. Liczyła, że zaraz się przyzwyczai do nowej sytuacji i nie będzie tak całkiem zdana na innych.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Punkty w kuferku: 100 Przerzuty: 2/4 Kości:2 | I → E → A Punkty szybkości: 10 [literka] + 3 [kostka] = 13
Ze swoją Błyskawicą przerzuconą przez ramię i w wygodnym sportowym stroju raźnym krokiem przemierzał właśnie błonia, żeby – co za zaskoczenie – potrenować trochę na własną rękę, skoro miał akurat wolną chwilę, kiedy dostrzegł, że puchońska drużyna najwyraźniej zbiera się właśnie na swój trening. Decyzję w zasadzie podjął bez większego zastanowienia, dobrze pamiętając, że kapitan Borsuków raczej nie miała nic przeciw gościnnemu udziałowi osób z innych Domów, bo jak wiadomo – każda okazja do wskoczenia na miotłę jest dobra, a w grupie zawsze jednak raźniej niż w pojedynkę. Nie da się ukryć, że miał również dodatkowy powód, żeby odrobinę zmodyfikować swoje plany i spróbować wepchnąć się trochę na krzywy ryj na borsuczy trening. Bardzo liczył, że spotka tam pewną rudowłosą Puchonkę, która w końcu należała do drużyny. Na miejsce dotarł mniej więcej pod koniec rozgrzewki, więc zafundował sobie tylko jej skrócony i bardziej intensywny wariant w czasie, gdy Nancy tłumaczyła reszcie na czym będzie polegało zadanie, oczywiście uprzednio posławszy kapitan krótki salut i upewniwszy się, że nie ma nic przeciw, żeby dołączył. Oczywiście nie był jedynym zbłąkanym miotlarzem – widok Strauss nie zaskoczył go ani trochę, poza nią była jeszcze Brooks, jakaś Gryfonka, której imienia nie kojarzył, a nawet Solberg skądś się tutaj przypałętał. Łapanie złotego znicza z opaską na oczach i w bliskim towarzystwie drzew brzmiało co najmniej karkołomnie, choć akurat ćwiczenie lotu w utrudnionych warunkach było zawsze w cenie, bo jak wiadomo – pogody na mecz się nie wybierało. Jeszcze zanim przewiązał sobie oczy otrzymaną opaską, spróbował wychwycić spojrzenie @Aleksandra Krawczyk, by posłać dziewczynie oczko w akompaniamencie zawadiackiego uśmiechu. Zaraz potem otuliła go ciemność, a on sam na dany sygnał wskoczył na miotłę i uniósł się w powietrze. Nie można zaprzeczyć, że nie były to najbardziej komfortowe warunki, wręcz czuł się trochę nieswojo pozbawiony jednego z kluczowych zmysłów, ale mimo tego starał się wytężyć słuch i pośród innych dźwięków wychwycić furkot skrzydełek znicza. Trzymał się nieco ponad innymi i w pewnym oddaleniu od nich, co okazało się być strzałem w dziesiątkę, bo dość sprawnie udało mu się zlokalizować pożądany dźwięk, więc bez zbędnej zwłoki pomknął w kierunku skąd go dobiegł.