W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
Autor
Wiadomość
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
No kurwa, sztuka. Śpiewanie jeszcze jakoś mu szło, poza tym kiedyś tam, jak był młodszy, to nawet marzyło mu się granie na gitarze, posiadanie własnego zespołu i w ogóle w chuj innych gówien tego typu, ale jakoś nie wyobrażał sobie siebie w roli malarza, czy kogoś podobnego. Umiał, to pewne, narysować jakieś jebane patyczaki i tyle. Został zmuszony do występowania w musicalu, układał już puzzle i nawet próbował odgrywać jakieś emocje, ale w tym akurat był tak tragiczny, że mógł sobie równie dobrze od razu darować, bo kurwa, to nie było coś, z czym chciał się napierdalać. Teraz, czy tam kiedykolwiek. W każdym razie, skoro istniało coś, co go obejmowało, co zmuszało go jeszcze do zapierdalania na te wszystkie lekcje, to właśnie to robił. Polazł więc nad jezioro, mając poczucie, że to będzie jakaś pierdolona katastrofa, z którą sobie nie poradzi, ale dobra. Liczyło się, że był na miejscu, czy coś, nie? Inaczej sobie tego wytłumaczyć nie mógł. Łypnął na to, co się dało i westchnął ciężko, bo czuł, że ładował się w sam środek pierdolonego gówna, no ale skoro trzeba było, to trzeba i tyle. Miał tylko nadzieję, że pójdzie sprawnie.
______________________
Never love
a wild thing
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Wyobraźnia. W jego przypadku, gdy był młodym uczniem, adeptem sztuk magicznych, bywała ona dość... wyniosła. Potrafił bez problemu musnąć palcami płótno, przywołać w pewnym stopniu jakieś magiczne i pozbawione ciemności umysłu obrazy. Potrafił coś skomponować - potrafił przede wszystkim pisać. Umieszczał litery obok siebie, tworząc z nich słowa, a słowa zaczynały stanowić zdania, które niosły ze sobą sens. I jakieś przesłanie, bliżej nieokreślone, aczkolwiek możliwe do zauważenia. Niestety, nigdy nie postanowił kształcić się w tymże kierunku, nawet jeżeli stanowił on ucieczkę od problemów życia codziennego. Nie wierzył w swoje zdolności w tym zakresie; wystarczyło, że spojrzał na dzieci, które zwyczajnie przewyższały go swoimi zdolnościami. Zdobywały dobre oceny. Wiedziały, jak rzucać zaklęcia. On nie wiedział, wychował się po mugolsku. Chciałby być taki jak one, ale ostatecznie zrezygnował, odrzucając ideę tworzenia czegoś oryginalnego i niezwykłego. Balansował między różnymi przedmiotami, między różnymi nauczycielami, ostatecznie znajdując swoje zainteresowanie w uzdrawianiu. Machnął ostrożnie ręką na powitanie z @Maximilian Felix Solberg, ostatecznie dając mu jednak chwilę wytchnienia od samego siebie. Nie chciał być natrętny, mimo iż naprawdę dobrze mu się rozmawiało z przedstawicielem Domu Węża. Zauważył ze swojego domu jedną osobę, niemniej jednak do niej nie podszedł. Ostatecznie spojrzenie czekoladowych oczu wylądowało na @Vittoria Sorrento, ale też, ktoś ją zaczepił. @Aleksander Cortez rozpoznał z lekcji ONMS, ale również, nie wiedział, czy stosowne by było, aby rozpoczął z nim jakąkolwiek rozmowę. Nie bez powodu zatem, nieopodal sztalug, stał samotnie, czekając na nowego nauczyciela. Z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej, w czarnym ubiorze.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
- Maxik. - zaczepiła Brewera gdzieś w drodze nad sam brzeg wody, gdy tylko pojawiła się w miejscu, które wskazał im nauczyciel. Nie wyglądała znajomych i nie szukała rozmówców, ale jak już wpadła na kogoś znajomego to musiała się przywitać. Szybko jednak minęła chłopaka, nie wchodząc w jakieś dyskusje o sensowności zajęć (bo przecież w Hogwarcie tylko Wróżbiarstwo było poważnym przedmiotem!) i po krótkim spacerze zatrzymała się na grząskiej ziemi tuż przy linii wody, uważając, by nie skończyć jako pokarm dla plumpek, czy innego draństwa. Spoglądała na drugą stronę jeziora, zastanawiając się, jak będą przebiegać zapowiedziane zajęcia i trochę licząc na to, że głos nowego profesora zaraz przerwie jej rozważania i rozwieje wątpliwości.
Plotki o tym, kto będzie prowadził zajęcia z działalności artystycznej długo już obijały się od szkolnych murów. Wystarczająco, aby dotrzeć również do niej, do tej wysokiej dziewuszki która dobiegła do niedużej grupy, krążącej wokół sztalug w ostatnim momencie. Zziajana, jakby ki czort ją gonił szybko wydusiła z siebie przywitanie, do wszystkich nawet tych których twarzy nie rozpoznawała. - Hej! - Rzuciła trochę w eter nie licząc na odpowiedź, sumienie jednak mogła mieć czyste bo kto chciałby wyjść na skończonego chama, nie umiejącego się przywitać albo na przykład na jakiegoś cichego, małomównego. Artystyczne grono na ogół zrzeszało właśnie takich ludzi o skrajnych charakterach, albo mocno wycofanych, albo zbyt ekspresyjnych, żeby ustać w miejscu. Irène często przechylała się w drugim kierunku, opierając rękę o jedną ze sztalug, którą udało się jej przywłaszczyć – tymczasowo, nie wyobrażała sobie w końcu tego, że miałaby robić coś innego niż malowanie nawet jeśli nie była zbyt dobra w obrazach. Irène to malarz ale raczej nóg drewnianych stołków kuchennych. Kto spostrzegawczy ten zauważył, że przytaszczyła ze sobą pod pachą granatowy koc z wielkim słońcem na środku – jak na jakiś piknik ale ktoś wcześniej szepnął jej na ucho, żeby właśnie to ze sobą zabrać. Dwa razy się nie zastanawiała. Rzuciła go na ziemię, a później usiadła na zwinięty rulon jeszcze go nie rozwijając. - A wy tak ten... Prywatnie też zajmujecie się sprawami tego typu? Rzeźbiarstwo? Włókiennictwo? Malowanie? - Odważyła się na to, żeby zapytać znów ogółem swoim spojrzeniem prześlizgując po wszystkich, którzy zwrócili uwagę na to, że się odezwała. Miała dobry nastrój, w końcu te wszystkie obiecanki-cacanki o nie wiadomo jak urodziwym nauczycielu trochę zwróciły jej w głowie, jak pewnie większości dziewczyn trzymających kciuki za to, że będzie jak z opowieści, niepoprawnie utalentowany i romantyczny. - Ja na przykład czasem domki buduję, takie maleńkie. - Dodała, w ramach zachęty do otworzenia się innych. Kto jak nie Irène włoży tym najmniej zainteresowanym historyjkę o tym, na punkcie czego wariuje? Czuła się w obowiązku, w szczególności dlatego, że dawno już nie miała okazji otaczać się ludźmi zainteresowanymi sztuką w jakiejkolwiek formie. Wszyscy tylko o tym meczu, o Quidditchu, o gotowaniu i innych bzdetach, o których nie miała najmniejszego pojęcia.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
— Chyba znów nie mam co liczyć na cokolwiek związanego z muzyką? — rzucił z wyraźną ironią słyszalną w głosie do @Violetta Strauss i wyszczerzył się przy tym nieco głupkowato, przystanąwszy obok Krukonki, gdy tylko dotarł nad jezioro, nad którym zdążyła się już zebrać liczna grupa uczniów. Jeden rzut oka na sztalugi od razu podpowiedział, że tematem tych zajęć najprawdopodobniej będzie malarstwo – chyba że belfer znalazł jakieś inne, kreatywne zastosowanie dla sztalug, Merlin jeden to raczy to wiedzieć, wszak byli na działalności artystycznej, a tu wszystko mogło się zdarzyć. Wątpił jednak w taki przebieg wydarzeń, więc zapewne stanie na paćkaniu farbami po płótnie. Innymi słowy mówiąc – po raz kolejny nie wygrał na tej loterii jaką były lekcje z działalności i po raz kolejny spotkało go rozczarowanie. Fitzgerald na zajęcia artystyczne pchał się głównie z powodu muzyki – był to bodaj jedyny aspekt tego szeroko pojętego przedmiotu, który nie tylko go w jakimś stopniu interesował, ale w którym wykazywał się także jakąś kapką talentu i w ramach hobby chętnie się w tym kierunku rozwijał, szczególnie jeśli mowa o gitarze. W innych dziedzinach był mocno przeciętny, jeśli nie nawet i poniżej przeciętnej, a w malowaniu to już w ogóle. Może byłby w stanie naszkicować coś w miarę znośnego co nie przypominałoby wyłącznie jakiejś mało udanej karykatury, ale farby i płótno to zupełnie nie jego bajka. Coś czuł, że te zajęcia mogą wyjść w takim wypadku całkiem zabawnie.
Przyszedł nad jezioro, by odbyć swoją pierwszą lekcje z nowym nauczycielem od działalności artystycznej. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to sztalugi, na których zapewne mieliby coś w najbliższej przyszłości namalować. Czy to będzie tafla wody, czy dowolny wytwór wyobraźni uczniów, o tym zapewne niedługo będzie miał się okazję przekonać. Samemu raczej nie miał talentu, ale nigdy nie można było marnować okazji do odkrycia takowego, bo przecież w głębi duszy może być wielkim malarzem. Pewnie i tak płótno niedługo go zweryfikuje, ale nie tak jak chciałby Niemiec.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie sądził, by cokolwiek na zajęciach artystycznych mogło go jeszcze zaskoczyć, ale uważał, że doświadczenia nigdy nie było zbyt wiele; bardziej od samej tematyki zajęć interesował go sposób, w jaki nauczyciel podejdzie do zagadnienia. Czy będzie wyrozumiały? Może wymagający? W jaki sposób nie pozwoli wejść sobie na głowę? Były to ważne kwestie, które sam roztrząsał, gdy zastanawiał się, czy na pewno nadawał się do kariery nauczyciela. Znał pogodny sposób prowadzenia lekcji Forestera; wszyscy, nawet Ci, którzy nie czuli się utalentowani, po prostu ciągnęli do osobowości starszego profesora, a szacunek wychodził już zupełnie naturalne. Ale nie wszyscy mieli to w sobie. Malowanie nie było jego ulubioną częścią sztuki - nie dało się być alfą i omegą we wszystkim. Co nie zmieniało faktu, że wiedza teoretyczna nie była mu obca, a wrodzony estetyzm i drobiazgowość okazywały się bardzo pomocne, choćby w ratowaniu przypadkowych szkód. Kiedy dołączył do grupki nad jeziorem, akurat jedna krukońska dziewczyna próbowała zagaić rozmowę, co w większym gronie nie zawsze bywało proste. Zatrzymał się więc na niej spojrzeniem na dłuższą chwilę. - Maleńkie domki? To urocze. A masz też jakichś maleńkich lokatorów? - zainteresował się, pomijając przy tym pytanie @Irène Ouvrard; przebijała się przez to ta odrobina arogancji, wedle której wierzył, że kto choć trochę interesował się teatrem, ten wiedział na pewno, kim Ezra Clarke był. A może właśnie i odrobina pokory z powodu tego, że zdecydował się nie wyrzucać na pierwszy plan tematu swojej osoby? W międzyczasie przelotnie spojrzał po reszcie zgromadzonych, poprzez powitalny uśmiech szczególnie wyróżniając kapitana i prefekt Ravenclaw, Puchonkę, na której urodzinach przypadkiem się pojawił i dzieciaka ze Slytherinu, o którym ostatnio plotki przebiegły przez Hogwart. Można było powiedzieć, że było to całkiem sympatyczne grono.
Działalność artystyczna i nazwisko Swansea występowały zawsze, trwale i całkowicie nierozłącznie, w pełnej harmonii yin-yang, zupełnie jak hamburger i frytki albo masło orzechowe i dżem. I choć o wielu zajęciach w ferworze obowiązków mogłaby zwyczajnie zapomnieć, tak o sztuce nawet nie musiała starać się pamiętać, w końcu i tak zajmowała ona zbyt wiele miejsca w umyśle dziewczyny. Nie miała pojęcia, którą czekoladką z wielkiego, artystycznego pudełka przyjdzie im się dziś rozkoszować; była gotowa przyjąć każdą, dlatego nic nie mogła poradzić na ucisk podekscytowanego zniecierpliwienia w brzuchu, kiedy szła przez błonia. Być może dlatego, że czuła niemożliwe do wytłumaczenia przyciąganie tak smutno nagich płócien, stęsknionych do ciężaru farb na sobie? Tym razem pędzle wystające z tylnej kieszeni spodni okazały się być trafnym wyborem - choć mówienie o wyborze było trochę na wyrost w momencie, gdy robiła tak niemal zawsze. Cieszyła się jednak, że ma je przy sobie; obce pędzle nie leżały w dłoni w ten sam sposób, jak te należące do niej. Nie zdając sobie z tego sprawy, odruchowo zrobiła to, co jej kuzyn - wzrokiem spróbowała odnaleźć Cassiusa, lecz jego nieobecność powitała z żalem. Cassius był dla niej autorytetem; nigdy nie widziała, by ktoś z większą trafnością kreślił linie na pergaminach, by ktokolwiek potrafił skraść ułamek rzeczywistości i zakląć go na płaskiej powierzchni w ten sposób, jak robił to on. Wskazówka z jego ust była dla Billie cenniejsza niż jakiekolwiek słowa wypowiadane przez nauczyciela. Ale Cassiusa tu nie było, skierowała więc wzrok na blond czuprynę innego kuzyna, w którego towarzystwie znajdowała się prefekt Ravenclaw. Wpatrzony w obiektyw aparatu, prawdopodobnie był bliski uchwycenia jakiegoś momentu. Wiedziała, że nie powinna mu przeszkadzać, a jednak nie potrafiła się powstrzymać przed narzuceniem na głowę @Elijah J. Swansea kwiecistego koca i poczochraniem przez materiał jego włosów z cichym, dzwoneczkowym śmiechem.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Przesunął językiem po wysuszonej wiosennym wiatrem wardze, szukając rozwiązania swojego małego problemu. Jak się okazało, nie musiał wcale szukać go zbyt daleko – przyszło do niego samo. — Hejka — odpowiedział bezwiednie, odruchowo, z roztargnieniem. A potem to do niego dotarło. — Victoria! — zawołał tak, jakby widział ją co najmniej pierwszy raz od miesięcy. Brzmiało to niemalże jak słynna „eureka” i wiązało się – przynajmniej dla niego – z podobnej wagi odkryciem. Odwrócił się do niej, zmierzył ją czujnym wzrokiem i uśmiechnął się z iskierkami w oczach. — Usiądź tu, przede mną i wystaw prawy profil w stronę światła. Niby nie wypowiedział żadnego „proszę”, niby nie pytał jej o zdanie, ale to nie tak, że nie pozostawiał jej wyboru i odbierał prawo do odmowy. To nie był ton nieznoszący sprzeciwu, którego zwykł używać na drużynowych treningach; jego aktualny brak ogłady wynikał raczej z pochłonięcia swoim aktualnym zajęciem. — Zdjęciami — odpowiedział @Irène Ouvrard, unosząc znacząco dłoń, w której trzymał aparat i wrócił wzorkiem do Victorii, by sprawdzić czy zastosowała się do jego poleceń i faktycznie zamierza zapozować do zdjęcia... ...i właśnie w tym momencie na świecie zapanowała ciemność. Ciemność wypełniona perlistym śmiechem, który niejednokrotnie wypełniał rodzinną rezydencję. Odsunął materiał z oczu i uśmiechnął się ciepło, tym charakterystycznym uśmiechem przeznaczonym wyłącznie dla najbliższych osób. — Ratujesz honor naszej rodziny, Łabądku — Gabriel i Gabrielle wyjechali, Elaine chorowała, Cassius szlajał się gdzieś po świecie, mając w głębokim poważaniu znacznie więcej niż tylko zajęcia z działalności artystycznej. Aktywność Swansea była w ostatnich dniach była zatrważająco słaba. — Może przekonasz pannę Brandon żeby mi zapozowała? — dodał z przebiegłym uśmiechem chochlika. Prośbą, groźbą – a może po prostu dołączając do niej w roli drugiej modelki?
Musiała mieć w głowie straszne pstro licząc na to, że swoimi wywodami zainteresuje większe grono, ale w gruncie rzeczy nie zawiodła się. Szybko usłyszała głosy, wychwyciła z nich dwa najważniejsze, męskie, kolejno spojrzeniem wodząc na @Ezra T. Clarke o sławie którego na swoje nieszczęście, nie wiedziała zbyt dużo. Nie chadzała na musicale, nie w Wielkiej Brytanii. Nie była szczególnie wielką fanką tego rodzaju sztuki ale w swoim życiu zdążyła już odrobinę zachłysnąć się, kilkoma najbardziej popularnymi piosenkami. - Powiedzmy, że nie wynajmuję domków zbyt długo. Od jednej nocy, do maksymalnie czterech... - Przytknęła swój palec do ust jak gdyby miało być to tajemnicą. W końcu jako dobry gospodarz powinna zapewniać maleńkim istotom pobyt długotrwały, stały, niezachwiany, a ona sama powinna zważywszy na swój wzrost dbać o to, aby nic nie zakłócało ich spokoju. Rzeczywistość malowała się w mniej kolorowych barwach. Irène nie była zbawicielem porzuconych na pastwę losu zwierzątek, a kolekcjonerem, oprawcą, samozwańczym naukowcem, przesuwającym granice życia i śmierci. - Ty byś był jednak za duży, żeby się w nie zmieścić. - Zauważyła, tym samym swoimi własnymi słowami chwaląc nie tylko jego wzrost ale również nienaganną postawę. Dziewczyna nie miała najmniejszych szans wkupić się w jego łaskę chwalebnymi wspominkami o tym, jak świetnie skakał w rajstopach na scenie w tamtym tygodniu, ale nie sposób było odmówić jej tego, że w subtelny, pokrętny sposób umiała prawić skromne komplementy. - Ale dobrze byś się sprawdził jako, na przykład, taki wartownik. Masz zręczne palce? Z tych domków trzeba czasem wypraszać natrętnych gości siłą. - Martwych. Na ogół wszyscy, prędzej czy później zapadali w sen wieczny. Francuzka wiedziała, że nie miała w Hogwarcie ani jednej bratniej duszy, na równi spaczonej, która chciałaby świadomie brać udział w tych haniebnych praktykach więc tylko uśmiechała się ciepło, rozdając zainteresowanym bezpieczne półsłówka, jak cukierki małym dzieciom. Królicze łapki też nie wyrastały, jak grzyby po deszczu. Motyle na ścianach nie zastygały w bezruchu dlatego, że dobrze im było w kuchni, a futro z rudych lisów, noszone przez panie z nowobogackich domów nie miało nic wspólnego z syntetykami, którymi zajmowały się, na ten przykład francuskie sieroty. - Mówi się, że dobrze zrobione zdjęcia kradną cząstkę duszy. Nie wierzę w przesądy, ale słyszałam kiedyś historię o tym, że póki mamy przy sobie zdjęcia tych, którzy odeszli oni nadal przy nas są. I to nie w przenośni. - Wierzyła w to, że dotyczy to zarówno żywych jak i martwych. W końcu wszystkim robiło się na sercu cieplej, przynajmniej w teorii, kiedy mogli wrócić spojrzeniem na uśmiechniętą twarz, na fotografii. Czasem patrzyło się w gwiazdy, w księżyc mówiąc sobie, że nadal żyjemy pod tym samym niebem, a innym razem sięgało się po zmięty świstek papieru nim nie skoczyło się w przepaść.
Angelus Scorpion prowadził w tym dniu praktycznie swoją pierwszą, prawdziwą i poważną lekcję z Działalności Artystycznej. Był ciekaw, czy spotka tutaj jakieś znane mu twarze z czasów szkolnych, jednakże granica wiekowa była też spora między nimi. Był też ciekaw, czy rozpoznają go jako wokalistę zespołu "Fallen Angels", tam przeważnie grał na spersonalizowanej gitarze elektrycznej. Jeśli ktoś słuchał tej muzyki na pewno go kojarzył. Założył w tym celu koszulkę zespołu na której były podpisy jej członków i czarne spodnie sportowe. Włosy w eleganckim nieładzie układały się mimo delikatnego wiatru, który tak naprawdę nikomu nie będzie przeszkadzał w pracy, jaką mieli do wykonania. Pojawił się na miejscu, gdy większość uczniów już siedziała na swoich miejscach. Jeżeli wcześniejszy nauczyciel był surowy, tutaj będą mogli nawiązać naprawdę przyjazną relację z nim, jeśli tylko nie pozwolą sobie na więcej niż to było wskazane. -Dzień dobry moi drodzy w ten piękny słoneczny dzień. Nazywam się Angelus Scorpion i jak zapewne się domyślacie. Będę prowadził z wami zajęcia z Działalności Artystycznej. Pragnę zaszczepić w was odrobinę sztuki i przekonać was do otwarcia się na talenty, które w was drzemią. Pozwólmy by ujrzały światło dziennie - powiedział po czym podszedł do miejsca, gdzie mógł idealnie widzieć cała grupę uczniów i położyć dzienniki na trawie. Nie żeby się nie stresował tym wszystkim, to było dla niego coś nowego. Ci ludzie nie byli publicznością z którą się spotykał na koncertach, ale jeśli ktoś go będzie pamiętać to chętnie porozmawia. -Macie przed sobą sztalugi i czyste płótno - powiedział po czym machnął różdżką i przed każdym z nich pojawił się komplet przyrządów do malowania. -Sztuka jaką mi przedstawicie może być dowolna, możecie malować ołówkiem, kredą, farbami, jak wam wygodniej. Zajrzyjcie w głąb siebie i przelejcie na płótno wasze marzenie, albo ostatni sen. Na tyle na ile pozwolą wasze umiejętności, chcę by na obrazie było jak najwięcej szczegółów- wyjaśnił, ponieważ wiedział, że w kolejnym etapie będą dalej pracować z tymi portretami. -Na moich zajęciach możecie śmiało ze sobą współpracować, ważne abym widział wasze efekty. Nie niszczcie tylko sprzętu. Jeżeli ktoś ma jakieś pytania do mnie może śmiało podejść. Macie 2 godziny na przedstawienie swojej wizji, w tym czasie umilę wam czas muzyką- powiedział po czym wyjął swoją gitarę z futerału, który miał przed sobą. Ta lekcja na pewno będzie wyjątkowa pod względem jej luźnego tonu. Miał nadzieję tylko, że uczniowie docenią jego metody nauczania.
_______________________________________________________________________________ Moi drodzy rzucacie dwiema kostkami k100 i sumujecie ich wynik, podstawiając pod efekty poniżej. Jednakże jeżeli twojej postaci wypadną fatalne kostki, a masz w swojej historii bądź na fabule, że świetnie malujesz, możesz nagiąć procenty pod swoją korzyść. Im lepiej opiszcie to co namalowaliście, tym łatwiej wam będzie w kolejnym etapie zajęć. Liczę na waszą inwencję twórczą.
Wzór zapisu: Wyrzucone kostki k100:[url=LINK][/url] Punkty z DA w kuferku: Punkty z Zaklęć w kuferku: Ilość zdobytych punktów umiejętności w 1 etapie:
EFEKTY:
Poziom poniżej 20 % - Cóż, twoja praca daje tak naprawdę wiele do myślenia. Powiedzmy sobie szczerze, twój talent do malowania jest fatalny, a twoja wizja przedstawia głównie kreski, linie i figury geometryczne pomalowane różnymi barwami.(0 pkt umiejętności) 21% - 50% - twoja praca w pełni została przedstawiona tak jak w twojej wizji bądź marzeniach. Nie jest to jednak dzieło sztuki, ale dajesz sobie radę. Mistrzem sztuki malarskiej raczej jednak nie zostaniesz.(1pkt umiejętności) 51%-80% - twoja praca wygląda naprawdę elegancko, zawiera w sobie mnóstwo elementów, które nie odbiegają od proporcji naturalnych w naturze. Angelus jest z ciebie dumny.(2pkt umiejętności) powyżej 81% - masz ogromny talent, a twoja praca zakrawa o idealne dzieło sztuki. Daleko ci jeszcze do bycia popularnym artystą, jednakże Scorpion jest twoją pracą zachwycony(3pkt umiejętności)
KONIEC PIERWSZEGO ETAPU: 8 czerwiec o 17:00
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Uśmiechnęła się tylko, gdy usłyszała obok siebie głos @William S. Fitzgerald. Oczywiście, że rudzielec musiał przyjść na lekcję działalności artystycznej, ale jak zwykle musiał się zawieść tym, że nie poruszany był na niej temat tego, co najbardziej go interesowało. Może władze Hogwartu powinny pomyśleć nad jakimiś blokami tematycznymi związanymi ze sztuką, na które mogliby się zapisywać uczniowie? Wtedy na pewno ominęliby to, co ich nie bardzo interesowało i z czym sobie nie radzili. - Powinieneś napisać skargę, Fitz. Albo poprosić Howarda o jakieś koncerty czy inne musicale - skomentowała jedynie, spoglądając przy okazji na przyjaciela. Na miejsce zaczęły ściągać kolejne zastępy uczniów, a w końcu na miejscu pojawił się również nauczyciel, który krótko nakreślił im, co właściwie mieli zrobić ze znajdującymi się przed nimi płótnami. Sam jednak postanowił siedzieć z boku i grać na gitarze. - Spytaj go czy możesz się z nim zamienić - rzuciła jeszcze do znajdującego się w pobliżu Willa, bo ten z pewnością wolałby usiąść z instrumentem niż zacząć malować. No, ale nie było na to rady. Strauss sięgnęła po farby, które znajdowały się niedaleko i nie bardzo wiedząc co powinna robić i jaką techniką zdecydowała się na coś naprawdę oryginalnego. Zamoczyła palce w farbie i zaczęła kreślić nimi konkretne kształty na materiale, który miała przed sobą. I chyba wychodziło jej to dosyć dobrze. Oczywiście nie był to przełom w sztuce malarskiej, ale z pewnością mogło to ujść za dosyć... poprawne dzieło przedstawiające widok na grę w Quidditcha z poziomu murawy. Całkiem ciekawa tematyka, prawda? Przynajmniej taką sobie obrała w tej chwili, bo nic innego nie przychodziło jej do głowy.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Malarstwo nie było jej dziedziną. Z pewnością. Całe szczęście tematyka, którą dał im Scorpion zdawała się być na tyle swobodna, że nawet takie beztalencie jak ona mogło zastosować (przynajmniej niechcący) jakąś naprawdę interesującą technikę, która nadawałaby jej bohomazom jakiś artystyczny i oniryczny nastrój. Najdziwniejsze było to, że faktycznie jej się to udało. Znaczy... wpierw nakreśliła jakieś niezbyt zidentyfikowane kształty dzięki delikatnym akwarelom, które pokryły płótno swoimi delikatnymi i subtelnymi barwami, które na myśl przywodziły odległą galaktykę o całkiem przyjemnej dla oka estetyce, a następnie postarała się narysować na owej warstwie ołówkiem pewne kształty, które miały wiązać się z jej marzeniami... I czy to był kubizm? Albo jakaś inna abstrakcja? Bo tak to wyglądało. W każdym razie Yuuko z pewnością mogłaby się tłumaczyć wpływami sztuki współczesnej, która mogłaby niejako wytłumaczyć to czemu obraz jej autorstwa przedstawiał się tak, a nie inaczej. Powinna w sumie go zatytułować Sztuka z Przypadku.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Wyrzucone kostki k100:12 + 21 = 33% Punkty z DA w kuferku: 5 pkt Punkty z Zaklęć w kuferku: 15 pkt Ilość zdobytych punktów umiejętności w 1 etapie: 1 pkt
Spoiler:
21% - 50% - twoja praca w pełni została przedstawiona tak jak w twojej wizji bądź marzeniach. Nie jest to jednak dzieło sztuki, ale dajesz sobie radę. Mistrzem sztuki malarskiej raczej jednak nie zostaniesz.(1pkt umiejętności)
Obraz klik
Czekała na rozpoczęcie lekcji aż tu nagle PACH! CIEMNOŚĆ! Zareagowała zupełnie inaczej niż Leo mógł się tego spodziewać. Zamiast się zaśmiać i dać mu szybką odpowiedź, tak gwałtownie złapała za jego nadgarstki i wbiła w nie paznokcie - nie na tyle mocno by zrobić mu krzywdę, ale na pewno to poczuł. Czując jednak ciepło męskich dłoni, oddech na uchu i bliskość czyjegoś ciała zdała sobie sprawę z tego, że to nie tyle światło zgasło, a po prostu ktoś jej zasłonił oczy. Vitt tak strasznie bała się ciemności, że na każdą gwałtowną zmianę oświetlenia najpierw reagowała, a potem dopiero do gry wchodziło trzeźwe myślenie (o ile w ogóle). Dlatego też po chwili rozluźniła palce, które w niego wbijała i zdjęła jego dłonie ze swoich oczu, po czym obróciła się do niego przez ramię i uśmiechnęła przepraszająco. - Mój ulubiony gryfon? - Spytała wpatrując się w niego, nadal trzymając za jego nadgarstki, ale już delikatnie. Dobrze go widzieć. Spędzanie z Leo lekcji zawsze było dla niej świetną zabawą. Gdy pojawił się Angelus tak i jemu posłała uśmiech, ale nic poza tym. Zresztą, on nawet nie zwrócił na nią uwagi. Był profesjonalny i właściwie to tego się po nim spodziewała. Tego i grania na gitarze, bo w końcu w domu robił to niemal non stop. Wzięła się za malowanie. I powiem wam, szło jej na prawdę dobrze. Zielony, czerwony, czarny. Tu kropka, tu kreska, tu kontur. I tak oto powstało arcydzieło! Mieli przelać na płótno marzenie, to powstało na nim marzenie! Co mogła Vittoria namalować?! Choć tu należy postawić inne pytanie. Kto inny, jeśli nie ona, namalowałby tyranozaura w cylindrze i wstążce Ostatecznie była bardzo zadowolona ze swojej pracy tym bardziej, że los nie obdarzył jej umiejętnościami malarskimi. - Patrz no jaki ja mam wrodzony talent - Odezwała się do Leo szczerząc się jak małe dziecko, pełna samozachwytu dotyczącego jej cudownego obrazu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kostki:76 i 83 = 159% Punkty z DA w kuferku: 10 Punkty z zaklęć i OPCM w kuferku: 11 Zdobyte punkty umiejętności: 3pkt
Ucieszył się, gdy Angelus w końcu pojawił się na polanie i Max usłyszał, że nie muszą dzisiaj obcować z farbami. Może i rysowanie to nie była muzyka, ale wszystko lepsze od bawienia się w Boba Rossa i paćkania w farbach. Przez chwilę zastanawiał się, co by tu stworzyć, gdy nagle go olśniło. Chwycił do ręki ołówek i zaczął szkicować. Z każdym ruchem przekonywał się, że taka forma sztuki odpowiada mu bardziej niż myślał. Ponoć leworęczni są uzdolnieni w każdej artystycznej dziedzinie. Płótno Maxa powoli zapełniało się i można było odgadnąć, jaką wizję miał w głowie ślizgon. Po lewej stronie widniała zakapturzona postać. Nie było widać twarzy, lecz spod długiego, czarnego płaszcza wyłaniała się koścista ręka. W drugiej dłoni postać dzierżyła ogromną kosę. Bez wątpienia było widać, że jest to ponury żniwiarz. Postać stała bokiem do Maxa i wyciągała rękę w stronę ogromnego, kościstego zwierza. To właśnie testral zajmował drugą stronę płótna. Przeraźliwie chudy, z pustymi oczami i postrzępionymi skrzydłami. Dość ponury obrazek, ale Solberg był zadowolony ze swojego dzieła. Ciężko było stwierdzić, czy śmierć i zwierzę spotykają się przyjaźnie, czy może nadszedł ostatni dzień tego testrala. Z całą pewnością jednak obraz budził w odbiorcy emocje.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Najpierw pomyślał sobie, że to dobry pomysł zaskoczyć Tori, jednak po chwili, gdy ta wbiła paznokcie w jego dłonie, zamarł na chwilę. Nie wszyscy mają dobre skojarzenia z takimi zabawami, powinien o tym pamiętać za każdym razem, kiedy spontanicznie chce kogoś rozbawić. Od razu prawie automatycznie odsłonił jej oczy w momencie, w którym zdążyła powiedzieć, kto ją zaskoczył. Nie odsunął się jednak od niej i nie opuścił rąk, uśmiechając się już lekko. - Ulubiony Gryfon? Proszę, proszę, szybko awansowałem, chociaż myślałem, że powiesz "ulubiony Obcy" albo coś w tym stylu - uśmiechnął się lekko, opuszczając ręce i mrugając do dziewczyny wesoło. Chciał porozmawiać chwilę dłużej, jednak na horyzoncie pojawił się.. nie kto inny, jak ich nauczyciel. Angelus Scorpion. Wyszczerzył zęby na jego widok, prawie zapominając, że nie powinien aż tak się wyrywać. Znali się jeszcze ze szkoły, a Leonardo nie mógł się powstrzymać przed okazaniem mu jakiejś sympatii. Machnął więc tylko ręką na przywitanie, skupiając się już w całości na jego słowach, kompletnie nieświadomy relacji łączącej go z Gryfonką, obok której stał cały czas. - Tak, zdążyłem się przekonać, jaki masz talent - zaśmiał się cicho i gdy już mógł, od razu zabrał się do malowania na swoim płótnie, cały czas lekko się uśmiechając. Takie zajęcia to rozumiał! Mógł się wyżyć artystycznie i nikt jakoś specjalnie nie będzie przejmował się tym, co narysuje. Problemem był tylko fakt, że obraz w jego głowie formował się nieco straszny. Przez całą noc śniły mu się koszmary, więc nie mógł namalować nic innego jak zakapturzoną postać bez twarzy, dodatkowo ze sztyletem w ręku. Wszystko wyglądało mniej więcej tak. - Nie wiem czy się komuś spodoba - rzucił do Tori, odsłaniając jej płótno i pokazując, co udało mu się stworzyć. Angelus uznał jednak, że obraz jest prawie tak dobry jak prawdziwe dzieło sztuki, więc czym innym miał się przejmować?
Wyrzucone kostki k100: 34 + 67 = 101 Punkty z DA w kuferku: 10 Punkty z Zaklęć w kuferku: 11 Ilość zdobytych punktów umiejętności w 1 etapie: 3
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Kości:86 i 68 - powyżej 81% Punkty z DA: 5 Punkty z zaklęć: 10 Punkty umiejętności: 3 pkt
- Hej - rzucił w formie powitania do Moe, a potem zerknął jeszcze na dziewczynę, która się do nich zbliżyła, po czym ziewnął i zamrugał. - Ja to kolo sztuki stałem najbliżej, jak gadałem z Grubą Damą na obrazie - dodał jeszcze i było to chyba ostatnie, co zdołał powiedzieć, nim zjawił się ten ich nowy nauczyciel, na widok którego Max lekko przekrzywił głowę, ale w żaden sposób nie komentował jego wejścia. Ziewnął raz jeszcze, kiedy ten opowiadał im, co mają zrobić, a potem podszedł do jednej ze sztalug, zerkając jeszcze na Moe, jakby chciał zapytać, czy to tak na serio. Był straszny, jeśli chodzi o malowanie, czy coś takiego, umiał robić może patyczkami i nic więcej, ale abstrakcja była w cenie, czy coś tam, więc zdecydował się dokładnie w ten sposób oddać to, o czym myślał. Dużo kolorów - z farb, oczywiście, bo tym się, kurwa, zajebiście rzucało po płótnie - które kojarzyły mu się z medycyną, jakieś czarne linie, przedstawiające w jego zamyśle kształt szpitalnych korytarzy. Wyglądało to jak dzieło szaleńca, jakby miał co najmniej nierówno pod sufitem, ale zdecydowanie wpasowywało się w te wszystkie współczesne dzieła, które gdzieś tam czasem widział jednym okiem, jak jeszcze żył wśród mugoli. Debilnie, ale inaczej nie umiał, więc chuj tam z tym, liczyło się.
Kości:16, 36 = 52% Punkty z DA: 20 Punkty z zaklęć: 39 Punkty umiejętności: 2 pkt
Victoria zamrugała, po czym roześmiała się ciepło, kiedy usłyszała, co Elijah miał jej do powiedzenia. Jej jasne oczy zabłyszczały, a ona sama spojrzała na niego z namysłem, by później zerknąć na jedną ze Swansea, której nie widziała od dawna i szczerze mówiąc - nie bardzo wiedziała, co się z nią do tej pory działo. Nie zamierzała jednak w to wnikać i nim jeszcze zjawił się profesor, ostatecznie zajęła wskazane przez kapitana miejsce, przy okazji dalej śmiejąc się z rozbawienia, bo sytuacja była co najmniej komiczna. - Tak jest dobrze, czy powinnam teraz spoglądać z wielką czcią ku niebu? - zapytała zaczepnie i pozostała w swojej pozycji nawet wtedy, gdy zjawił się nauczyciel i objaśnił im, czym mają się właściwie zająć. Westchnęła, bo uznała to za spore wyzwanie, po czym mrugnęła jeszcze do Elijaha, jakby chciała powiedzieć mu, że jeszcze do tego pozowania wrócą, a następnie wybrała sztalugę gdzieś obok niego i zapatrzyła się na płótno, nie bardzo wiedząc, co właściwie ma przedstawić. Marzenie? Sen? Czy ona w ogóle wiedziała, jak się rysuje? Maluje? Przez długą chwilę po prostu patrzyła na biel płótna, aż w końcu sięgnęła po farby i z małych kropek postanowiła namalować nocne niebo, a na jego tle latający dywan, który był symbolem tego, co chciała osiągnąć. Mogłaby umieścić tam również miotłę, ale uznała ostatecznie, że wyglądałoby to brzydko, więc wpadła na taki, a nie inny pomysł. Do perfekcji było jej daleko, ale przynajmniej dało się patrzeć na to, co próbowała stworzyć.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Kostki:76 Punkty z DA w kuferku: 2pkt? Punkty z Zaklęć w kuferku: 3pkt Ilość zdobytych punktów: 2pkt
Ta lekcja zapowiadała się, no cóż, na wyjątkowo luźną. Tym bardzie, że poniekąd kojarzył nauczyciela. Dopiero niedawno zaczęło mu świecić gdzieś to imię i nazwisko, ale dopiero wtedy, gdy ujrzał jego osobę na oczy, był niemalże w stu procentach pewien, iż należy on do zespołu Fallen Angels. Muzyka była czymś, co go napędzała. Coś, o czym był w stanie rozmawiać. A, jak się okazało, ich nauczycielem był sam przedstawiciel zespołu, wokalista i gitarzysta. No cóż, takiego combo się nie spodziewał na lekcji Działalności Artystycznej. Nie odpowiedział na pytanie, które zostało rzucone poniekąd w pustkę, a zamiast tego skupił się na wykonaniu pracy. Pogoda sprzyjała, dlatego przyjął dość pogodny charakter - mając nadzieję, że nie pomaluje płótna na czarno w ramach przekazania własnych, czarnych myśli. Chwycił za farby, chwycił za pędzle, jakie miał do wyboru - nie bez powodu, oczywiście. Mógł oczywiście odmówić współpracy, jednak postanowił oddać się perswazyjnemu namalowaniu... czegoś. Nie bez powodu przez kilkanaście minut rozmyślał nad tym, co powinien namalować. Przypominał sobie wiele rzeczy do głowy, snów, które nie były zbyt przyjemne, ale wraz z Łapaczem Snów wydawały się być w porządku; albumy, okładki, żeby stworzyć coś. Coś z niczego, coś, co po prostu odda jego charakter. A to nie jest łatwe zadanie. Ani dla niego, ani dla osób znajdujących się na lekcji Działalności Artystycznej. Zbyt wiele niewiadomych, zbyt wiele problemów, z którymi się zmagał; z którymi każdy się zmagał. Sam nie wiedział, jakie jest jego marzenie, jakie są jego predyspozycje do tego, by odpowiednio za nie chwytać. Marzenia pozostają marzeniami. I nie powinien ich przekuwać w rzeczywistość. Pierwszy ruch pędzlem był gładki, a wyznaczał on delikatnie naznaczoną granicę. Jego malunek zdawał się być prosty na samym początku, lecz z czasem stawał się bardziej intrygujący. Na dole starał się stworzyć mechanizm, prosty, mugolski wręcz, niczym ten, jaki znajduje się w maszynach wyjątkowo prymitywnych. Zębatki zdawały się działać współmiernie, a ich metalowa barwa skutecznie oddawała materiał, z jakiego zostały zrobione. To wszystko wymagało pewnej, podstawowej wiedzy, którą na szczęście miał. Wszystko logiczne, działające według określonego schematu. Tak, jak to powinno być. Tak, jak powinien wyglądać porządek tego świata. Górna część składała się natomiast z ciemnego nieba, na którego tle błyszczały delikatne, subtelne nici. Zdawały się one być poniekąd z powszechnym chaosie, niepoukładane, nieuporządkowane, aczkolwiek tworzące razem finezyjną całość poprzez odpowiednią grę cieni. Może nie był perfekcyjnym artystą, co nie zmienia faktu, iż uchwycił coś, co być może zaintryguje kogokolwiek. Brązowe oczy o kolorze ciemnej czekolady zdawały się widzieć analogię, znaczenie tego malunku, jednak czy nauczyciel byłby w stanie zrobić to samo? Sam to widział. I to się najbardziej liczyło.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Kostki:160 Punkty z DA w kuferku: 33 Punkty z Zaklęć w kuferku: 18 Ilość zdobytych punktów umiejętności w 1 etapie: 3
Zdążyła się chyba zainspirować, a przynajmniej na tyle było to wystarczające, by na lekcji spełnić oczekiwania nauczyciela. Koniec roku szkolnego jakoś im najwyraźniej postanowił namnożyć spotkań z nowymi pedagogami, a to przy okazji łączyło się dość solidnie z ilością lekcji do obskoczenia. Egzaminy już czaiły się za rogiem, był to zatem ostatni moment, aby nadrobić zaległości, bądź odnaleźć w sobie zainteresowanie jakąś dziedziną. Na szczęście koniec 6-tego roku nie był jakimś wielkim wydarzeniem, z którym wiązałyby się istotne życiowe decyzje, więc akurat Davies w czerwcu nie wariowała. - Walcz, Maxik. - zagrzała go do boju, widząc konsternację i zwątpienie, po czym sama przeszła do malowania widoczków. W dużej mierze przypominało jej to tworzenie magicznej mapy, bo wystarczyło nieco zmienić perspektywę i już z rzutu z góry oraz licznych kresek stanowiących o krawędziach obiektów zrobił się wcale ładny krypto-pejzaż(?). Namalowała jezioro, w którym odbijały się promienie słońca i z którego wyłaniała się pojedyncza macka wielkiej kałamarnicy, próbująca uchwycić latające na miotłach nad jeziorem postacie. Przy jednym z brzegów nad wodą pochylała się Bijąca Wierzba, przy innym do lotu wzbijały się łabędzie. Gdzieś pojedynkowała się dwójka uczniaków, do których zmierzał już jakiś prefekt, aby wlepić im szlabany, gdzieś dwójka osób siedziała na kocu i wcinała zwędzone ze szkolnej kuchni naleśniki. Wszystko było przedstawione w dużej mierze z lotu ptaka. Czy może raczej z boskiej perspektywy? Każdy detal wydawał się być jednocześnie mało istotny i w żaden sposób nie wybijał się z jakiegoś wzoru utrwalonej w pamięci codzienności, czy względnie spokojnej wizji, a przy okazji wszystkie były oddane z dużym przywiązaniem do szczegółowości - w końcu każda drobna rzecz ostatecznie była równie istotna, gdy składała się na całość przedstawionej sceny.
Ostatnio zmieniony przez Morgan A. Davies dnia Pią 5 Cze 2020 - 20:07, w całości zmieniany 1 raz
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
— O nie, za musicale to ja serdecznie podziękuję, jeden to aż nadto, ale koncert brzmi całkiem niegłupio — odparł brunetce, pocierając przy tym palcami brodę, jakby faktycznie rozważał pomysł, żeby coś takiego zaproponować Foresterowi. Przynajmniej raz miałby pewniaka, że nie będzie musiał się męczyć z czymś co go kompletnie nie interesuje. Dalsze rozważania na ten temat musiał jednak na razie odsunąć na dalszy plan, gdyż nad jeziorem zjawił się młody belfer… i dobrze mu się wydawało, że jego nazwisko skądś kojarzył! Może nie był jakimś wielkim fanem zespołu „Fallen Angels”, ale grana przez nich muzyka wpisywała się w jego klimaty i od czasu do czasu zdarzało mu się ich słuchać. Wyglądało na to, że zajęcia artystyczne miał prowadzić ich wokalista i gitarzysta, więc tym bardziej był zdumiony – i oczywiście jeszcze mocniej rozczarowany – że ktoś taki zdecydował się postawić na płótno miast instrumentów. Fitzgerald zerknął odrobinę sceptycznie na przybornik z rozmaitymi przyrządami służącymi do rysowania tudzież malowania, choć dla niego tak naprawdę było to praktycznie jedno i to samo. Rzucił jeszcze spojrzeniem w stronę Scorpiona, który jakby nigdy nic wyciągnął gitarę z zamiarem umilenia im czasu muzyką, by zaraz potem przesunąć ciemnobrązowe ślepia na @Violetta Strauss, gdy Krukonka się do niego zwróciła, podsuwając pomysł, żeby zagadał do nauczyciela o możliwość wymiany płótna na gitarę. Uniósł kącik ust, a w jego oczy aż błysnęły na tą myśl. O tak, zdecydowanie bardziej uśmiechało mu się muzykowanie niż bazgranie po płótnie, bo jednak rysownik czy malarz to był z niego żaden. — A żebyś wiedziała, że to zrobię — oznajmił bez chwili namysłu, uznając, że w sumie co mu szkodzi? Do stracenia nie ma przecież absolutnie nic, ale w zamian może zyska szansę porobienia na tych zajęciach czegoś, co faktycznie lubi i w czym jest w miarę dobry. — Panie profesorze, a może byłaby szansa na małą wymianę sztalugi na gitarę? — zagaił, podchodząc do Angelusa i zerkając przy tym wymownie na instrument w jego rękach. — Nie ukrywam, że jednak większa przyjaźń łączy mnie z gitarą niż z płótnem czy przyborami malarskimi, z tymi drugimi to w sumie nawet niespecjalnie się dogaduję — dodał, chcąc uargumentować nieco swoją prośbę; przy końcu swojej wypowiedzi wzruszył nieznacznie barkami. Jasne, mieli się otwierać na swoje artystyczne talenty i takie tam, ale William dobrze znał swoje możliwości i rysunek to nie była jego najmocniejsza strona, nie czuł też potrzeby, żeby się jakkolwiek w tym kierunku doskonalić. Oczywiście, jeśli Scorpion odmówi to zostanie mu spróbować znaleźć jakiś wspólny język z tym nieszczęsnym płótnem.
Wyrzucone kostki k100:92i 85 Punkty z DA w kuferku:0 Punkty z Zaklęć w kuferku:6 Ilość zdobytych punktów umiejętności w 1 etapie:3
Wizualizacja:
Nie miał żadnego doświadczenia w malarstwie ani tym bardziej w wymyślaniu na szybko i wizualizacji tego, co chciał narysować. Stał przed płótnem starając wykombinować cokolwiek, aż w końcu, po dłuższej chwili wpadł na "genialny" pomysł. Postanowił przełożyć na płótno wizję Toralei i Małża, którego trochę poznał na Puchoparty. Miał nadzieję, że nauczyciel nie wyrzuci go z zajęć za marne wykonanie zadania. Nie spodziewał się dobrego odbioru jego arcydzieła, ale liczył, że jednak profesor zlituje się nad nim.
Wyrzucone kostki k100: 21 + 41 = 62% Punkty z DA w kuferku: 7 Punkty z Zaklęć w kuferku: 2 Ilość zdobytych punktów umiejętności w 1 etapie: 2 Obraz: DZIEWCZYNKA
Nie mogła zajmować się @Ezra T. Clarke w nieskończoność, więc gdy tylko młody nauczyciel wyjaśnił na czym miały polegać zajęcia z zauważalnym ociąganiem się, zaczęła przeglądać przybory, którymi miał być wykonany obraz. Zdecydowała, że użyje prostych kredek oraz odrobiny farby, jednak gdy znalazła się już przy płótnie nie bardzo wiedziała od czego zacząć. Szybkimi pociągnięciami stworzyła niechlujne brązowe tło, później coś przypominającego trawę, aż w końcu na samym środku umieściła prostą postać dziewczynki, o skrzydłach motyla, może ćmy, która trzymała w swoich dłoniach łodyżki z kwiatami i liśćmi. Rysowanie samo w sobie było przyjemne. Nawet jeśli nie szczególnie udane, zawsze kojarzyło się z beztroskim okresem dzieciństwa, kiedy każda nabazgrana kreska była dla rodziców prawdziwym dziełem sztuki. Przysuwając twarz bliżej płótna dbała o to, żeby ornamenty na skrzydełkach były jak najbardziej wyraźne, żeby linie na fałdkach różowej, bladej sukienki były odrobinę poszarpane, jak gdyby ubrania miała zrobione z płatka. Muzyka jej nie przeszkadzała ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że nauczyciel na którego co jakiś czas dyskretnie zerkała w ogóle nie pasował do kanonu typowego, stetryczałego belfra. To był ten sławny typ, który krył młodzież popalającą papierosy w męskich łazienkach? Musiał mieć na swoim sumieniu wiele tego typu zdarzeń, ale można mu to było wybaczyć. Z taką twarzą wybaczono by mu wszystko, nawet zjadanie serc naiwnych uczennic na śniadanie. Uśmiechnęła się pod nosem, na tę niepoprawną myśl, na nadgarstkach dziewczynki rysując żółte, przypominające kwiatki bransolety, zakańczające rękawy sukienki. Nim się obejrzała, minął dany im czas, ale na szczęście skończyła. Dłubała jeszcze jakieś nic nie znaczące kropki, kiedy pracy przyglądał się Scorpion. Nie usłyszała z jego ust krytycznej opinii, a to musiał być dobry znak.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
— Więc pozostaje mieć nadzieję, że trafiają w dobre ręce — odpowiedział @Irène Ouvrard, puszczając do niej przy tym oczko. Podobało mu się to, co powiedziała... w pewnym sensie. Być może fakt, że poczuł się jak złodziej nie był najpozytywniejszym aspektem trzymania w rękach aparatu, ale jej podejście dość mocno łączyło się z własnymi przekonaniami. Robiąc zdjęcia, w istocie kradł coś dla siebie – egoistycznie pochłaniał jakąś cząstkę fotografowanej osoby, zamykał ją w kliszy. Tak jak Victorię. Zrobił pospiesznie zdjęcie, choć nie był w pełni zadowolony – bynajmniej nie z powodu modelki. Potrzebował więcej czasu na dogranie detali, a pojawienie się nauczyciela mu w tym nie pomagało, nawet jeśli ze względu na nauczany przez siebie przedmiot najpewniej potrafiłby ich zrozumieć. Może wzięła tu górę ciekawość? Zainteresowany kto taki pojawił się w Hogwarcie na sam koniec semestru, nie potrafił w pełni skupić się na tworzeniu zdjęć; przeniósł na niego wzrok, przyglądając mu się uważnie. Interesująca twarz; zupełnie nowa, w pewien sposób tajemnicza. Interesująca. Jako że zapomniał wziąć ze sobą koca, rozsiadł się na tym przyniesionym przez Billie, a z otrzymanych przyborów wybrał ołówek. Cieszył się, że nie musi pracować z farbami, szkice – prawdopodobnie ze względu na Elaine – były mu o wiele bliższe. Na moment zamyślił się nad pustą przestrzenią, aż w końcu dał się ponieść, będąc obecnym duchem tylko do pewnego stopnia. Choć nieszczególnie wprawiona, ręka sama przelewała na papier to, co miał przed oczyma wyobraźni. Stopniowo zaczęła pojawiać się na nim postać z rozwianymi włosami, stojąca w dobrze znanym mu ogrodzie pełnym rzeźb. Gdzieś z tyłu plątały się dwa koty, w tle ktoś wylegiwał się na hamaku. Przez brak kolorów, ale i rozmyte kontury, trudno było określić kim jest narysowana przez niego kobieta. Czy była to któraś z sióstr Swansea? A może ktoś zupełnie inny...
Wyrzucone kostki k100:57 + 15 = 72 Punkty z DA w kuferku: 72 Punkty z Zaklęć w kuferku: 19 Ilość zdobytych punktów umiejętności w 1 etapie: 2
Zajęcia miały być z zakresu tych ciekawych, więc miał nadzieję, że malowanie swoich snów i marzeń na płótnie w otoczeniu śpiewu ptaków, szumu liści na drzewach, a także szumu fal na jeziorze, które dzięki niewielkiemu wiaterkowi pojawiały się na tafli wody. Angelus grał melodię na swojej gitarze. Był to prezent, który otrzymał kiedyś od siostry na święta. Cenna dla niego pamiątka. Muzyka miała umilić uczniom czas, który mogli poświęcić na tutejszy relaks. Niestety nikt nie odważył się podejść do niego z pytaniami, poza jednym jedynym uczniem, a był to @William S. Fitzgerald . Angelus obdarzył go serdecznym uśmiechem. Jeśli był przekonany, że ten mu odmówi, to tutaj mogła spotkać go miła niespodzianka. Angelus uwielbiał, gdy ktoś rozwijał swoje umiejętności, a przede wszystkim nie krył swoich talentów. Nie próbował też na siłę znajdować nowych. -Jasne, William Fitzgerald zgadza się? - zapytał, ponieważ jeszcze nie do końca ogarniał wszystkich uczniów, którzy uczęszczali do niego na zajęcia, więc mógł się pomylić nazywając kogoś imieniem, które do niego nie należało. Musieli mu w tym wypadku wybaczyć. -Śmiało, pokaż na co cię stać, obym tylko nie żałował przekazania gitary w twe ręce- powiedział po czym przekazał na jego dłonie swoją cudowną gitarę z autografami członków "Fallen Angels" . Później po przekazaniu mu gitary i daniu wolnej ręki, ruszył by przyjrzeć się pracom innych uczniów. Przy każdej osobie praktycznie się zatrzymywał dając drobne uwagi bądź chwaląc. Uśmiechnął się na widok pracy @Vittoria Sorrento" a także pozwolił sobie spojrzeć na pracę @Leonardo Taylor Björkson . -Widzę, że kogoś męczą ostatnio koszmary- powiedział kręcąc głową. Na płótnie chłopaka ewidentnie było przelanych wiele negatywnych emocji. -Leonardo, nie spodziewałem się Ciebie jeszcze w szkole. Jeśli nadal grasz odezwij się do mnie po zajęciach- powiedział z uśmiechem na twarzy. Na tyle cicho, by nie wszyscy mogli słyszeć ich rozmowę. Z Vittorią za dużo nie zamienił słów, powiedział tylko " Ciekawy obraz Panno Sorrento" i już skierował swoje kroki dalej by reszta uczennic mogła podziwiać jego urok osobisty, pogodne usposobienie i tatuaże na rękach. Większość zrobionych przez niego samego. Wyjątkowo spodobała mu się praca @Irène Ouvrard . Podchodząc do niej wyłonił się za jej plecami obserwując jej dzieło. -Irène prawda? Niesamowita wyobraźnia. Czy dziewczynka na płótnie ma jakąś historię? - zapytał pogodnym głosem. Był ciekaw ile uczennic będzie chętne na zajęcia dodatkowe ze sztuki z jego osobą. Gdy usłyszał odpowiedź, a w tle nadal grał William, poprosił go przez chwilę o wyciszenie, a potem zapowiedział kolejny etap lekcji. -Teraz każdy z was opanuje na dzisiejszych zajęciach zaklęcie IMAGINEM ANIMATI , jest to zaklęcie dzięki któremu wasz rysunek zyska cechy ruchome. Jest to jednak jedno z najprostszych zaklęć. Wasz obrazek zyska drobne gesty i ruchy. Dla osób wyjątkowo uzdolnionych kontynuacją są imaginem fabulari, dzięki któremu postać na obrazie może mówić i imaginem humanus, które sprawia, że postać zyskuje ludzkie cechy- wyjaśnił spokojnym tonem, całej zgromadzonej tutaj młodzieży. -Teraz rzućcie proszę zaklęcie na wasze obrazki i zobaczymy jaki efekt wam wyjdzie. Prace możecie zabrać ze sobą na pamiątkę- powiedział z uśmiechem na twarzy po czym dodał - jeżeli macie pytania, albo chcecie urozmaicić nam zajęcia śmiało możecie do mnie podejść i pytać o wszystko. Pan Fitzgerald nie pożałował- wyjaśnił po czym wykonał w miejscu taneczny ruch i ruszył by usiąść obok chłopaka grającego dalej na gitarze. Miał nadzieję, że większość osób tutaj poradzi sobie z zaklęciem.
KOSTKI DLA UCZNIÓW
Rzucacie dwiema kostkami k6 na : wymowa i poprawność zaklęcia oraz literką na efekty animacji. Można wykonać dowolny przerzut za każde 10 pkt z DA lub Zaklęć. Tylko z jednej dziedziny możemy skorzystać.
WYMOWA: 1,2,5 - mówisz cicho i jakby odrobinę bełkoczesz, to zaklęcie nie tak powinno brzmieć. Nie wychodzi, widocznie źle akcentujesz zaklęcie, dorzut: parzysta- udaje się rzucić czar(1pkt , nieparzysta- przykro mi, to nie twój dzień(0pkt 3,4 - zaklęcie jest powiedziane głośno ,ale drży ci głos, za trzecim powtórzeniem udaje ci się wymówić zaklęcie poprawnie. (2 pkt) 6 - zaklęcie wypowiedziane idealnie z perfekcyjnym akcentem(3pkt) POPRAWNOŚĆ: parzysta - udało się poprawnie rzucić zaklęcie (1pkt) nieparzysta- zaklęcie się udało, ale postać na obrazie rusza się tylko przez kilka minut i znów zastyga w bezruchu(0pkt) ANIMACJA: spółgłoska - praktycznie udało ci się sprawić, że postać rusza ogonem, kończynami bądź przewraca oczami na twoim obrazie. (1pkt) samogłoska - twoja postać nie rusza się, ale powiewa jej sukienka, ubranie, włosy, albo dodatki, a może namalowane przez ciebie chmury suną leniwie po niebie? (2pkt)
KOD DO WYPEŁNIENIA: 1. Kostka na wymowę: 2. Kostka na poprawność: 3. Kostka na animację: 4. Efekty twojej animacji: 5. Wykorzystane przerzuty: 6. Ilość zdobytych punktów z 1 i 2 etapu:[/i]
Ostatnio zmieniony przez Angelus Scorpion dnia Pon 15 Cze 2020 - 10:09, w całości zmieniany 1 raz
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
To nawet nie chodziło o skojarzenia, bo gdyby jego palce były bardziej rozwarte, to pewnie by nie zareagowała tak gwałtownie. Ciemność. Na to w jej przypadku na prawdę mocno trzeba było uważać. Uśmiechała się delikatnie trzymając go jeszcze przez chwilę za dłonie i rozmawiając z nim. - Obcego nie słyszałam od naszej randki. Nie jestem pewna, czy on jeszcze istnieje - Odsunęła się od niego zerkając na brzuch chłopaka... I posyłając buziaka przeznaczonego oczywiście dla lokatora, który to mieszkał tam przy ich pierwszym spotkaniu. I ona bardzo chętnie porozmawiałby z nim więcej, ale cóż. Nie mieli takiej opcji aż do zakończenia pracy i stowrzenia... Co to jest... - Jest... Artystyczne, ale... Wszystko dobrze, Leoś? - Spytała przenosząc spojrzenie między płótnem, a twarzą gryfona. Ciężko było to tak skomentować, żeby tego nie urazić. Bo owszem, było to coś wskazującego na spory talent, ale z drugiej strony... Bardzo niepokojące. Dlatego też z troską spoglała na jego twarz, starając się pochwycić spojrzenie chłopaka. - Dziękuję - Odpowiedziała Angelusowi gdy ten pochwalił jej cudownego dinozaura, a potem przeszła do wykonywania dalszej części lekcji. Mniej więcej czegoś takiego się spodziewała, to też niemal od razu przeszła do działania - Imaginemi animati - Wypowiedziała zaklęcie wykierowując je w swojego ukochanego dinozaura, który nic nie zrobił... Spróbowała jeszcze raz. Nic. Jeszcze? TAK! TAK! ON SIĘ RUSZYŁ! Łapka się ruszyła, główka się ruszyła. Biedny dinozaur nie mógł dosięgnąć swojego cylindra, bo miał za krótkie łapki! - LEO! JEZU LEO PATRZ! - Wydarła się wkładając to jak zwykle nadmiar entuzjazmu, ale co jej się dziwić. To w końcu dinozaur! I się rusza!