Domek jest drewniany, jest to studio, więc znajdują się tu dwie oddzielne sypialnie oraz jedna wspólna toaleta. Pomiędzy bliźniaczymi pokojami znajduje się niewielki salon z kanapą i stolikiem do kawy. W samych sypialniach nie brakuje dwóch oddzielnych szaf, małego wspólnego biurka z dwoma krzesełkami, wazonika z kwiatkami i portretu z pierwszą nowoorleańską wiedźmą, która zawsze, ale to zawsze na Was patrzy.
Uwaga. Pokój jest pełen magii, a więc należy rzucić kością, aby dowiedzieć się z czym będziecie mieć "problem". Pierwszy rzut jest obowiązkowy i będzie Wam przeszkadzać przez cały czas pobytu na wakacjach. Dodatkowe efekty możecie sobie dobierać wedle uznania.
Spoiler:
1 nocni goście - gdy zapada zmrok dowiadujecie się, że gdzieś nieopodal Waszego domku urzęduje gniazdo chochlików kornwalijskich. Co noc będą drapać pazurkami w ściany i okna przeszkadzając w odpoczynku. Aby pozbyć się tych dźwięków co noc musicie nakładać na domek odpowiednie zaklęcie ochronne/wyciszające.
2 światło - czar magicznej kuli wyczerpuje się co cztery godziny, a świetliki uciekają/gasną po trzech. Wieczorem musicie doczarowywać sobie światło.
3 gryzący dywan - lepiej wyrobić sobie nawyk stawiania wysokiego kroku po wejściu na dywan bowiem wyrobił sobie zdolność podgryzania palców u stóp, jeśli tylko jakieś znajdą się przy jego brzegu. Nie, dywanu nie da się zwinąć, jest przyklejony Trwałym Przylepcem.
4 chichocząca klamka - ma z Was niezły ubaw w bardzo dziwacznych porach dnia i nocy. Najlepiej jest ją regularnie wyciszać inaczej wybucha śmiechem nawet w środku nocy.
5 zaszroniona szyba - wystarczy, że domek jest pusty, a szyby pokrywa szron. Jeśli go nie usuniecie jakaś niewidzialna siła (duch?) rysuje po nim paznokciami. Najlepiej jest zadbać o temperaturę domku.
6 trzeszczenie podłogi - każdy krok wiąże się z trzeszczeniem desek podłogowych. Po siódmym kroku dźwięk robi się nieznośny i trzeba wyciszać albo regularnie rzucać "reparo" na podłogę - a ta i tak po upływie paru godzin na nowo zaczyna trzeszczeć.
Lokatorzy:
Pokój 1 1. Ezra T. Clarke 2. Leonardo O. Vin-Eurico
Pokój 2 1. Bianca Zakrzewski 2. Melusine O. Pennifold
Ostatnio zmieniony przez Fillin Ó Cealláchain dnia Pon Lip 13 2020, 23:35, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Nie mógł odmówić sobie wakacji, chociaż czy to naprawdę były wakacje? Wyjechał jako opiekun i z jakiegoś względu ta świadomość ciążyła mu bardziej niż zwykle. Ostatni czas był, cóż, intensywny, bo nawet jeśli w głównej mierze to Craine wziął na siebie egzaminy, to nie pozwolił zapomnieć Camaelowi o jego obowiązkach, choć ten wcale nie chciał. Długo myślał nad tym, czy aby na pewno jechać, ale jego miłość do podróży zwyciężyła, szczególnie, że Luizjany nie miał jeszcze okazji odwiedzić. Starał się nie myśleć o tym ile wody go otaczało i wychodziło mu to naprawdę nieźle, bowiem miał już całkiem niezłe doświadczenie w tym, jakby nie patrzeć na swoim koncie miał naprawdę dużą ilość podróży, nauczył się więc to i owo. Czuł jednak jak żal ściska jego serce za każdym razem gdy przypomniał sobie, że jego najlepszego przyjaciela nie ma w pobliżu, podczas gdy przez cztery lata podróżowali ramię w ramię. Wspomnienia zawsze wywoływały melancholijny uśmiech na jego twarzy. Wiedział jednak, że nie może dać się pochłonąć tym myślom. Nic więc dziwnego, że niemal od razu zgodził się pójść na imprezę razem z Beatrice. Podobał mu się tez fakt, że to w końcu ona postanowiła go gdzieś wyciągnąć, a nie na odwrót. Szedł więc powoli ścieżką, paląc papierosa (jak zwykle) i korzystając z tej chwilowej wolności. Nawet jeśli czuł ciążący na jego ramionach fakt, że nie do końca jest na wczasach, to myśl, że idzie na imprezę jednego z nauczycieli i opiekuna domu, sprawiała, że ciężar ten był dużo lżejszy. Zresztą, nawet jeśli byłoby inaczej, musiał przyznać, że odkąd pojawił się w Luizjanie i zapoznał się z własnym duchem, co było dlań doprawdy fascynujące, miał ochotę łamać wszelkie zasady, które go obowiązywały. Nie miał pojęcia czy to sprawka licznych historii od Nilla o tym jak to łamał za życia prawo. Niemniej, Whitelight miał wrażenie, że jego zamiłowanie do robienia nie tego co powinien, wróciło doń jak bumerang, po tym gdy postanowił, że już nie musi tego robić. Czuł się więc jakby cofnął się w czasie o kilka dobrych lat i niekoniecznie sądził, że to dobrze. Przed wejściem do środka zamienił niedopałek Lordka w guzik i schował go do kieszeni. Zaraz po tym stwierdził, że nie będzie siedział o suchym pysku, więc sięgnął po szklankę swojego ulubionego trunku – starej, dobrej whiskey, do której miał definitywną słabość. Uśmiechnął się też na wspomnienie, w którym to, jak się okazało, jego uczennica, nauczyła go nowego smaku. Zamieszał bursztynowym napojem i pociągnął z kryształu zdrowego łyka, by rozejrzeć się po wnętrzu niewielkiego domku i stwierdzić, że nie tylko dorośli tutaj byli. Well, shit. Doszedł jednak do wniosku, że tego wieczora go to nie obchodzi, były wakacje i raz też mógł się zabawić. Akurat brał kolejnego łyka ze szklanki, gdy do jego uszu dobiegł kobiecy głos. Słowa, które usłyszał sprawiły, że się zakrztusił i po kilku chwilach walki o oddech, spojrzał na nieznajomą ze zmarszczonymi brwiami. Kiedy jednak połączył swoje błękitne tęczówki z głęboką czernią tych kobiecych, odprężył się i uśmiechnął jednym kącikiem ust. Oh, naprawdę? Znał Beatrice zdecydowanie zbyt długo, by jej nie rozpoznać, szczególnie po tym jak zaczęła się śmiać. Pamiętał jak w przeszłości walczyła każdego dnia, by zapanować nad swoimi genami. – To chyba musimy znaleźć sobie jakiś pokój? – odparł rozbawiony i mrugnął do niej. – Rozumiem, że chcesz, żebym nie odpędził się od plotek, hm? – zapytał, by po chwili dodać: – Jak tego wieczoru powinienem się do pani zwracać? – nie oceniał jej, był przekonany, że miała powód, by zmienić swój wygląd na ten wieczór, nie pytał też o niego, jeśli będzie chciała, sama mu powie.
Przypadło jej wyjątkowo uciążliwe w skutkach picia piwo kremowe, w którym ilość cynamonu chyba przekraczała jakąś dopuszczalną normę. Jednak zanim się o tym przekonała, ktoś ją zaczepił. I nawet nie był to nikt spośród wszechobecnych Puchonów. Ba, nie padło również na Gryfona, choć to ich uwag na temat swojego rewelacyjnego rzutu w beerpongu spodziewałaby się najwcześniej. Przy napojach trafiła na nią siostra Elijah, która, pomimo nastroju, zabrzmiała wyjątkowo serdecznie. Czy szczerze? Nie potrafiła ocenić, kompletnie jej nie znając. - Na pewno? Minę masz nietęgą. - zapytała chyba bardziej w ramach samoobrony, niż z troską, choć z tyłu głowy miała już jakiś impuls, że naprawdę coś mogło być nie tak, a robienie dobrej miny nie dotyczyło spotkania Morgan, a przynajmniej nie tylko. Jak to się miało do wyparowania z domku Zaklęciarza. Trochę zatęskniła za Pokojem Życzeń, kiedy w myślach szukała sposobu na jakiekolwiek pocieszenie Swansea. Czy to różnica wieku sprawiała, że nawet nie brała pod uwagę, że mogłaby w jakikolwiek sposób wesprzeć ją zwykłą rozmową? A może obawiała się tematów, które mogłyby uznać za jakkolwiek wspólne? - Znasz Clarke'a ze sceny? - uderzyła w tony, których sama po sobie się nie spodziewała. Czy szkolne musicale ukazały jej nowe perspektywy i zainteresowała się światem aktorstwa, czy teatru? A może po prostu udało jej się w jakiś sposób połączyć kropki i starała się przejść do rozmówek o niczym, by chociaż trochę rozładować nastrój ex-Krukonki? - Nie sądziłam, że oni potrafią się bawić. - wypaliła też w którymś momencie, widząc oblewającego się wodą Walsha. I właściwie głównie do niego się odnosiła, w końcu co do Ezry, czy Leonardo albo Lazara, którzy również byli opiekunami nie miała żadnych wątpliwości, że pewnie mieli spore tendencje do imprez i zachowań haczących o gubienie hamulców. Tylko uczniowie wydawali się tutaj wyjątkowo spięci. W tym pewnie i Morgan.
W zasadzie nie wiedziała, co ją podkusiło, żeby nagle zwrócić się do Puchona po polsku. To znaczy, tak, była ciekawa, czy się nie myli, ale nie zmieniało to faktu, że mogła najzwyczajniej w świecie, jak normalny człowiek po prostu zapytać chłopaka, czy ma polskie pochodzenie, a nie od razu przeskakiwać na ten język w trakcie rozmowy. Znowu najpierw coś zrobiła, a dopiero później pomyślała. No i... No właśnie, i co? Stało się coś? Nie! Jedynie wprowadziła go w chwilową dezorientację, czemu zresztą w ogóle się nie dziwiła. Śmiechem skwitowała odpowiedź na zadane przez nią wcześniej pytanie. Z tej perspektywy całkiem zabawnie było patrzeć, jak obcokrajowcy usiłują wymówić te wszystkie "cz", "ś", ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że postawiona na ich miejscu wcale nie poradziłaby sobie lepiej. – Przecież nie będziemy tak nawijać do końca imprezy – odparła, zwracając się do Maxa. Najwyraźniej umknęło jej, że on też potrafił się komunikować w tym języku. Albo może o tym nie wiedziała? Nie było co tego rozstrząsać. – Wiesz, przyjemniejsze to, niż trytoński. A może chcesz trochę poszczekać, Nans? – rzuciła zaczepnie, wspominając o kursie, na którym obie były. Ukończenie go to jedno, ale późniejsze zadbanie, aby nie zapomnieć słówek i wyrażeń, to drugie. Tak łatwo było powiedzieć "nie chce mi się". Szybko jednak jej myśli zostały zajęte czym innym, a mianowicie piosenkami, które dosłownie prześcigały się, chcąc być tą jedyną, która wypłynie z ust Puchonki. Uśmiechnęła się, kiedy usłyszała fragment jednego z utworów Lady Morgany, który to zdarzyło im się razem zaśpiewać. To wspomnienie chyba na zawsze pozostanie żywe. – Z ciebie też całkiem fajna dżaga, ale wiadomo, że mi nie dorównujesz – odparła i zmierzyła go wzrokiem, przybierając pewny siebie wyraz twarzy i jeszcze dodatkowo się prostując, żeby pokazać te całe sto sześćdziesiąt dwa centymetry wzrostu. Klękajcie narody! – Oczywiście, że pamiętam, ale naprawdę chcesz to zrobić tu i teraz? Wiesz, jeśli nie chcemy oberwać jedzeniem, to będziemy musieli staranniej wybrać piosenkę, bo nie wiem, czy Morgana spodoba się dorosłym – przewróciła oczami, ale w gruncie rzeczy nie miała nic przeciwko, żeby faktycznie jakoś tę imprezę "rozbujać". Talentu może i wielkiego nie miała, ale zupełnie się tym nie przejmowała. Liczyła się dobra zabawa, a jak ktoś ma z tym problem, to ona mogła jedynie współczuć, że chodzi z kijem z dupie. – Myślicie, że w ich guście byłaby Celestyna War– Oh – przerwała w połowie zdania, bo Nancy poprowadziła ich do stołu z beerongiem, który najwyraźniej musiał się zwolnić. Gdzieś w międzyczasie pomachała do @Skyler Schuester, dostrzegając posłany w jej stronę (chyba) uśmiech. A jak nie, to trudno, i tak się przywitała! – Występ chyba musi chwilę poczekać. Stanęła gdzieś z boku, w bezpiecznej na jej oko odległości, aby nie zostać zaatakowaną przez piłeczkę, tak jak już to miało wcześniej miejsce. I miała wyczucie, bo kiedy Williams wzięła na swoje barki rozpoczęcie rozgrywki, coś ewidentnie poszło nie tak, jak powinno i piłeczka poleciała gdzieś w tłum. Parsknęła, słysząc propozycję o powrocie do piosenek. Do ich grupki zaraz dołączyła @Loulou Moreau, a później nawet zjawił się @Joshua Walsh, na co zaskoczona, ale i rozbawiona efektem, na jaki trafił, zaśmiała się cicho. - W takim tempie to ta gra szybciej się skończy, niż zacznie - rzuciła z szerokim uśmiechem, przejmując piłeczkę po profesorze. Nikt chyba i tak nie zwracał większej uwagi na kolejkę, a wszyscy po prostu skupiali się na zabawie, więc świat się nie zawali. Wycelowała i rzuciła, obserwując jak kulka ląduje w jednym z kubeczków. W końcu coś jej się udało!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Przez chwilę faktycznie dał się oszołomić, próbując jakoś odczytać z ezrowych gestów, czego ten od niego oczekuje, a jednak nie za bardzo łapiąc czy ma sięgnąć po wspomnianego całusa czy jednak zostaje w subtelny sposób przegoniony, w końcu uznając, że jego Mefisto z pewnością doceniłby tę bierność, na którą może się nie zdecydował, a bardziej dał się w nią wciągnąć przez dezorientację. Zerknął przepraszająco na Loulou, chcąc dać jej jakoś znać już samym spojrzeniem, że dołoży wszelkich starań, by jednak ten alkohol jej jakoś zapewnić, choćby ze względu na zaczarowane kubki miała go spijać z jego własnych ust i zanim znalazł jakiekolwiek odpowiednie do tego słowo, Gryfonka już zapewniała go, że wcale jej na tym nie zależy. - Okej, okej, to może... poszukać Ci piwa kremowego? - zaproponował, próbując strzelić jakiś prawdopodobny do znalezienia trunek bezalkoholowy, który smakiem mógłby przypodobać się miłośniczce czekolady, czując się zobowiązany zająć się Loulou jeśli chodzi o drobne pousługiwanie jej, by nie czuła się na tej imprezie zaniedbana czy zagubiona przez fakt, że otaczają ją nie tylko studenci, ale i opiekunowie. Szybko jednak sam poczuł się obco, gdy zdezorientowany przesuwał spojrzeniem między swoimi współrozmówcami, którzy zdecydowali się nagle wykluczyć go z rozmowy przez przejście na nieznany mu język. Daleki był jednak od strzelania o to fochów, ufnie wierząc, że zwyczajnie Ezra miał w tym jakiś cel, którego on sam po prostu nie rozumiał. W końcu w przypadku akurat tego Krukona opiekuna, był pewien, że żadne jego słowo nie jest przypadkowe i jeśli już jakikolwiek dźwięk wydobywa się spomiędzy ezrowych warg, to ma konkretne zadanie do spełnienia. Dlatego też nie protestował w żaden sposób, widząc jak ten zagania Luo do gry, samemu też zachęcając ją uśmiechem do wzięcia udziału w zabawie, nie zamierzając jej przecież nigdzie uciekać. Mruknął zadowolony, czując na ramieniu ciężar ciała i znajomy zapach mięty, zaraz uśmiechając się mimowolnie na jawną prowokację, gdzieś tylko nieco studząc się wspomnieniem swojej nigdy nie obgadanej irytacji na Ezrę za jego zbyteczne zbliżenie się do Mefisto na scenie. - Ważniejsze jest to, że stale ulepszam jedno i drugie - odpowiedział mu, ledwie racząc spojrzeniem wskazanego mężczyzną, a już krzywiąc się na chwilę w rozczarowaniu, że faktycznie to właśnie Mamut skradł ezrowe serce na dobre, przez co jemu samemu udało się zfobyć jedynie ciało. Idiotyczna irytacja przez wspomnienie zazdrości i chęć jakiegokolwiek odbicia sobie uwagi Clarke'a, która nigdy tak naprawdę nie była przeznaczona dla niego, pomogła wykiełkować myśli, że zdecydowanie naprawdę chce opiekuna Gryfonów rozdrażnić, zresztą samo ezrowe stwierdzenie tratując poniekąd jako zadanie, uznając, że właśnie tego oczekuje od niego aktor. - Dobrze się składa, chciałem Cię zagadać o jakąś drobną wakacyjną pracę, ale... może zakład? - zaproponował, wykręcając głowę, by spojrzeć w zielone tęczówki, gdy w jego własnych igrała już iskra złośliwości, która przecież tak rzadko miała okazję ożywić jasne spojrzenie. Nie potrafił oprzeć się okazji, by dać mu choć namiastkę tego, jak sam przez niego się czuł, nawet jeśli tak naprawdę Vin-Erecto nie zrobił mu zupełnie nic, dręcząc go przez tyle czasu swoją postacią zupełnie nieświadomie. Żeby jednak to dostrzec... musiałby przestać usprawiedliwiać za wszystko Ezrę, a do tego dopiero zaczynał się przymierzać, nieco otwierając oczy przez dużo silniejszą zazdrość o Mefisto. - Sto galeonów dla mnie, jeśli uda mi się sprowokować go bez dotykania Ciebie - wymruczał, zsuwając dłoń Divy ze swojego ramienia i stając w ten sposób, by być przodem do Leonardo, chcąc by ten widział jedynie tył swojego chłopaka, doskonale za to mogąc obserwować wędrówkę puchońskiego spojrzenia. A to wraz z przechyleniem głowy i subtelnym uśmiechem zawiesiło się na biodrze absolwenta, jakby samą swoją intensywnością mogło przyciągnąć je do siebie. Ledwie widoczne przygryzienie wargi zdradziło trud, jaki włożył w to, by wzrok wspiął się po boku, przeskakując na tors, musząc pochylić się, by już nie tylko jasnymi tęczówkami, ale i ciepłym oddechem naznaczyć szyję, której już tak dawno nie miał okazji ozdobić purpurą najczulszych pocałunków. Przysunął się jeszcze nieco bliżej, wykręcając głowę, by usta znalazły się przy ezrowym uchu i zerknął bezczelnie wprost na Vin-Eurico, gdy zwilżył wargi, by wymruczeć cicho - Jak moja gra aktorska?
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Powoli zdołał odzyskać wiarę w to, że ta impreza będzie po prostu dobra. Pojawiło się coraz więcej ludzi, Ezra nazwał go osito, z Joshem przyjemnie się żartowało, a napoje (poza nieszczęsnym Jadem Kirlija, który miał działać, a nie smakować) były pyszne. Ale Leonardo musiał też wzdrygnąć się z oburzeniem przez zatrzymaną na twarzy jego partnera piłeczkę, subtelnym "na Merlina, trochę uwagi!" odbębniając swoje naturalne zmartwienie, by zaraz wrócić do uśmiechania się. Powinien zebrać w całość te wszystkie delikatne sygnały, które karały go za lekkomyślne zorganizowanie imprezy pod wpływem własnej chwilowej zachcianki; w końcu Joshua zaraz odpłynął w stronę innego towarzystwa, tak samo jak Ezra stracił zainteresowanie beerpongiem. I Leo nagle wybił się z tego radosnego nastroju, gdy odwrócenie w stronę Morgan również nie okazało się być dobrym pomysłem, chociaż... byłoby zdecydowanie lepsze od sprawdzania kto tak zajął jego Krukona. Rozciągnął usta w jeszcze szerszym uśmiechu, widząc na sobie spojrzenie Ezry i Sky'a, po czym pomachał im zabarwioną na niebiesko dłonią, w której pomiędzy palcem wskazującym a kciukiem dalej obracał ping pongową piłeczkę. Z tym, że gra coraz mniej go obchodziła (i całe szczęście, biorąc pod uwagę aktualne wyniki), skoro co innego zaprzątało jego głowę. Zawsze miał problem z tym, jak Clarke bajerował wszystkich dookoła, wyraźnie wymagając więcej atencji, niż ćwierćolbrzym był w stanie mu dać. Od pewnego czasu dodatkowo drażnił go Sky, pałętający się obok z takim szczeniackim spojrzeniem, jak gdyby nie miał do kogo innego się przyczepić. Me cago en la madre que te parió, joder. I kiedy myślał, że może po prostu nie myśleć o tym pieprzonym lizaku, o tym pieprzonym uśmiechu i o tej pieprzonej parce, to dostał ładne sprostowanie w postaci jawnej prowokacji. W głowie Leo rozbudziło się pytanie jakim cudem nikt inny nie zwraca uwagi na tak bezczelne zachowanie studenta względem opiekuna (albo właściwie, opiekunów?); kątem oka sprawdził jak daleko jest Joshua i, co za tym idzie, jakie ma szanse na uspokojenie Meksykanina. ¡Hijo de puta! Ale to była impreza, mieli się bawić. Wszyscy się bawili. Na imprezie flirt był zupełnie normalny, nie było czym się przejmować i przecież Leo był tak bardzo pewny, że ufa Ezrze i wszystko jest już w porządku. Jakim prawem tak ogromne znaczenie miało to, że nie ufał Puchonowi? Wystarczyło jedno jego spojrzenie, by trzymana przez mężczyznę piłeczka ping pongowa pękła pod zaciskającymi się w złości palcami, potem już z głuchym stuknięciem lądując na podłodze. Gdyby tylko nie był nauczycielem... Nie ma, że "nie wolno". Idź do nich. - Panie Schuester! - Wyrzucił z siebie tak uprzejmie, że aż go zemdliło. Ale Leo nie był aktorem, więc nieważne ile starań wkładałby w samą intonację, to i tak ciemne tęczówki wyrażały chęć mordu. Nie próbował nawet zidentyfikować tego zagubionego w imprezowym hałasie szeptu, który z taką łatwością zmusił go do podejścia bliżej. - My się zdecydowanie częściej widujemy poza zajęciami, niż na zajęciach - zauważył, zawieszając rękę na ramionach Ezry i tym samym zdradzając się przed nim z niespokojnym drżeniem spiętych w złości mięśni. - Pan dzisiaj bez towarzystwa? Myślę, że znajdzie się sporo dostępnych kompanów, ale ten tutaj... ten tutaj już jest zajęty pilnowaniem mnie - pociągnął dalej, gryząc się w język wyjątkowo boleśnie, by nie dorzucić równie luźnego "żebym nie wypieprzył przez okno żadnego bezczelnego Puchona". A najbardziej irytująca była ta świadomość, że jeszcze kilka lat temu Leonardo wyrzuciłby go na zbity pysk i wesoło wróciłby do zabawy, nie trując się zazdrością ani sekundę dłużej. I ta, że psuł sobie imprezę, o co jeszcze chwilę temu oskarżał innych. Bez sensu. - Chyba, że jednak to ja przeszkadzam? - Dopytał, przenosząc spojrzenie na Clarke'a.
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
Ktoś tu zdecydowanie zbyt dobrze przyłożył się do swojej roboty, pomyślał z zawodem, odnotowując brak alkoholi. W sumie powinien się tego spodziewać. Pomimo nieoficjalnej formy zaproszenia to wciąż była impreza organizowana w pięćdziesięciu procentach przez nauczyciela. Może powinien do kogoś zagadać i wybrać się do najbliższego sklepu nocnego? Tylko czy chciał wyjść na kogoś, kto nie umie bawić się bez mocniejszego alkoholu? Ah, decyzje, decyzje.. Koniec końców, skończyło się na tym, że Mościcki nalał sobie pierwszego z brzegu soku i skierował się w stronę stołu do beerponga, aby poobserwować rozgrywki. Tam też dostrzegł @Loulou Moreau. – Na tą chwilę prawdopodobnie tak. Chociaż zasady mogą ulec zmianie, gdy ludzie staną się nieco bardziej rozweseleni – powiedział z lekkim uśmieszkiem, popijając z plastikowego kubeczka sok jabłkowo-miętowy. Był święcie przekonany, że z każdą kolejną godziną imprezy zasady gry zaczną się zmieniać i dopasowywać do panującego akurat w danej chwili klimatu. Jeśli będą się dobrze bawić, powoli niektóre przepisy przestaną się liczyć, aby ustąpić miejsca zmodyfikowanym regułom pozwalającym na jeszcze większą dawkę rozrywki. Nie zdziwiłby się, gdyby strata niektórych części odzianie zaczęła wchodzić już niedługo w grę w ramach kary za nieodpowiedni rzut. To z kolei zaczęłoby prowadzić do sytuacji, w której wytrawni gracze zaczęliby wykorzystywać system i operować w jego ramach w taki sposób, aby osiągnąć upragniony efekt. Zaczęłoby się od straty kilku koszul i par spodni, a potem z każdą kolejną rundą, ciała gości byłyby coraz bardziej odsłonięte. Głośna muzyka, zapach potu i atmosfera dobrej zabawy sprawiłaby, że niesamowita energia zaczęłaby przyciągać ciała ludzi do siebie, a wtedy... Ignacy zamrugał i dotknął swojego policzka, który nagle zrobił się bardzo czerwony. Zerknął do napoju, którego sobie nalał kilka minut wcześniej. Czy w tym na pewno nie było żadnego eliksiru, czy innego dziwnego specyfiku? Owszem, miewał często dosyć przypadkowe przemyślenia, jednak zazwyczaj nie skręcały one w tym kierunku. Tutaj byli jego bliscy, nawet opiekunowie na Merlina. Ugh, chociaż dobrze, że nie uwzględnił dyrektora w swoich wyobrażeniach, bo byłoby to nad wyraz traumatyczne. Chcąc jakoś odwrócić swoje myśli od tego tematu, zaczął rozglądać się po gościach, aż jego wzrok spoczął na Skylerze, więc z braku laku obserwował bez większego zainteresowania jego dyskusję z jednym z organizatorem imprezy. Mógłby nawet zacząć analizować roślinę doniczkową, aby wyrzucić z głowy wizję zbiorowego seksu z dyrektorem. O nie. Skrzywił się zauważalnie. Zdecydowanie musiał zająć czymś myśli, żeby ta koncepcja odeszła w niepamięć. Rozejrzał się po wszystkich, aż w końcu zdecydował się udać w stronę @Skyler Schuester. I tak miał w planach się z nim osobiście przywitać. Może beztroska natura chłopaka wpłynie na niego pozytywnie? – Powiedzcie, że macie tutaj, coś, co ma, chociaż kilka procent alkoholu w sobie i nie jest jednocześnie piwem kremowym. Albo, przynajmniej coś rozweselającego i legalnego jednocześnie – wtrącił się w rozmowę. – Żaden ze mnie jasnowidz, ale właśnie miałem bardzo niepokojącą wizję stołu do beerponga i dyrektora. Wolałbym o tym zapomnieć szybciej niż później. W sumie to też była jakaś taktyka. Obśmieje swoją wyobraźnię w towarzystwie, a jednocześnie nie zdradzi zbyt wielu szczegółów, co by nikogo nie zgorszyć. Dopiero gdy wyrzucił z siebie to wszystko na jednym wdechu, spojrzał po twarzach swojego współlokatora, @Leonardo O. Vin-Eurico i @Ezra T. Clarke.
Zaśmiała się, kiedy Yuuko zakończyła grę trafieniem do swojego własnego kubeczka. Pokręciła tylko głową i zgarnęła jeden z pozostałych kubków swojej drużyny i podeszła do Yuuko, złapała ją za dłoń i delikatnie odciągnęła na bok, uwalniając ją od presji gry, która chyba nie przypadła jej do gustu. Drugą rundę już mogły sobie odpuścić, osiągnęła swoje - dziewczyna opróżniła kilka kubeczków, czyli była wstawiona, ale nie pijana. Czyli stan idealny, była trochę ośmielona, ale to nie znaczy, że Heaven nie czekał już wysiłek. Wręcz przeciwnie, trzeba było ośmielić ją zdecydowanie bardziej. Chwilowo jednak puściła jej dłoń, tym samym trącąc z nią fizyczny kontakt całkowicie. - Zdecydowanie trzeba cię przeszkolić z imprezowych gier. To było żenujące - zauważyła niezbyt łaskawie, lekko rozbawiona. Podparła się lekko o ścianę i upiła łyka ze swojego kubeczka, starając się nie opróżnić na raz czegoś tak małego. Na szczęście stali niedaleko "baru". - Ale póki co - wygrałam i czekam na nagrodę - spojrzała na nią wyczekująco, nie podpowiadając jednak jak ta nagroda dokładnie miałaby wyglądać. Kątem oka widziała jak jej duch stoi z boku i przewraca teatralnie oczami, ale oczywiście go zignorowała.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Była na tyle pochłonięta całą grą, że prawie przegapiła pojawienie się na imprezie swojego ukochanego puchoniego kompana (@Skyler Schuester), ale ostatecznie przywitała go dosyć radosnym uśmiechem, który posłała mu pomiędzy kolejnymi rzutami. Tyle dobrego, że to tragiczna rozgrywka tak szybko się skończyła, a Heaven postanowiła oszczędzić jej dalszych kompromitacji i odciągnęła ją od stołu do beerponga. Kochana, wybawczyni. Choć to ona jeszcze tak niedawno wypchnęła ją do tej gry. - Oi! - zawołała w jej kierunku z wyczuwalnym w głosie japońskim akcentem, gdy tylko usłyszała komentarz, że jej popis był naprawdę żenujący. Pod wpływem niedawno wypitego piwa wypuściła z ust obłoczek dymu, sprawiający, że przypominała teraz nieco ludzką wersję dąsającego się chińskiego ogniomiota. - Mówiłam ci, że jestem kiepska w te rzeczy, ale się naprawdę starałam. Wypite w czasie gry drinki zdecydowanie wpłynęły na Kanoe, ale szczęśliwie nie zwaliły jej permanentnie z nóg. Całe szczęście, bo jednak nie miała zbyt mocnej głowy i przy nieco mocniejszych trunkach i większej ilości strąconych kubeczków na jej niekorzyść mogłoby się to skończyć o wiele gorzej. Na pewno jednak alkohol pomógł jej się rozluźnić... Może nawet za bardzo. I to do tego stopnia, że nie zwracała już większej uwagi na otaczających ją innych imprezowiczów. Oraz pozwolił jej przełamać wszelkie obawy i zahamowania, które zapewne normalnie nie pozwoliłyby jej tak swobodnie przysunąć się do Ślizgonki i niejako przyprzeć ją do ściany, o którą oparła się wolną dłonią mniej więcej na wysokości talii dziewczyny. - Dostaniesz ją tylko jeśli dasz mi jakąś nagrodę pocieszenia... - odpowiedziała na jej słowa odnośnie nagrody. W końcu Dear nie miała, co się szczycić wygraną skoro po pierwsze znajdowała się w bardzo mocnym składzie i to jeszcze nieco liczniejszym. Od samego początku było wiadome kto znajdzie się po zwycięskiej stronie. Zresztą w takiej sytuacji Japonce chyba coś się należało za to, że nie wycofała się z tej nierównej walki i wytrzymała do samego końca, prawda?
Ewidentnie nawet głupi tekst Ezry nie zepsuł jej tego. Dziewczyna w tej wyluzowanej i mniej zestresowanej wersji była o dziwo jeszcze bardziej urocza - Heaven nie spodziewała się, że to w ogóle możliwe. Nie wiedziała o co chodzi, ale było coś w tym słodkich, zagubionych dziewczynach, które łatwo było wprowadzić w zakłopotanie. Było zarówno łatwym jak i trudnym celem. Z jednej strony pewne siebie i śmiałe laski nie potrzebowały podchodów, z drugiej, na takie dziewczyny jak Yuuko nie było trudno wpłynąć, jeśli tylko dobrze się to rozgrywało. - Wiem, wiem, widziałam. To był smutny, ale uroczy widok - odgarnęła kosmyk jej włosów za ucho, zanim jeszcze przewidziała jej kolejny krok. A ten, trzeba przyznać, naprawdę ją zaskoczył. Oczywiście pozytywnie. Kiedy tylko dziewczyna złamała dzielący ich dystans z własnej, nieprzymuszonej woli, Heaven zaczęła zastanawiać się, czy tego alkoholu nie było za dużo. Zdecydowanie nie chciałaby jej wykorzystywać, tyle przyzwoitości jeszcze miała. Uśmiechnęła się po jej kolejnych słowach i pokręciła głową. - Od kiedy przegrani wyznaczają zasady, co? - przekrzywiła głowę, ale przecież wcale nie zamierzała skąpić jej nagrody. Bądź co bądź, zasłużyła za włożony trud. Złapała lekko jej podbródek, spojrzała jej w oczy i oderwała się od ściany po to, żeby zbliżyć się do niej tak powoli, jak to tylko możliwe. Zatrzymała się jeszcze milimetr od jej ust, a potem pokonała i tę odległość, muskając je ostrożnie i delikatnie, nie przerywając tego przez dobre kilka sekund. A potem, po tej marnej podróbie pocałunku wycofała się. - Tyle ci się należy za twoje trudy. Twoja kolej.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Kto by teraz pamiętał o jakimś tekście Ezry, który wyrwał mu się na samym początku imprezy? Zdecydowanie nie Yuuko, bo teraz była skupiona zupełnie na czymś innym albo raczej kimś innym. W zasadzie chyba powinna być wdzięczna Heaven za to, że ta pozwoliła jej na to, by po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu poczuła się swobodnie. Nawet jeśli spowodowane to było w sporej części płynącemu we krwi alkoholowi. Naprawdę nie pamiętała kiedy ostatnio chciała po prostu dobrze się bawić i miło spędzić czas bez przejmowania się czymkolwiek. Zarumieniła się nieznacznie, gdy tylko usłyszała kolejne słowa Heaven i przekrzywiła lekko głowę, szukając jeszcze chwili kontaktu z dłonią, która odgarnęła z twarzy kosmyk jej włosów. Pozostawiła to jednak bez komentarza. Podobnie jak następne pytanie Dear, które praktycznie uszło jej uwadze przez fakt, że dziewczyna zaczęła się na nowo z nią drażnić, chcąc jak najbardziej opóźnić wręczenie jej już i tak długo wyczekiwanej nagrody. Na chwilę wróciły do niej wspomnienia z imprezy urodzinowej, gdy Ślizgonka w podobny sposób zatrzymała się w podobnej odległości od jej ust i już myślała, że teraz również będzie musiała sama sięgnąć po upragnioną nagrodę, ale mimo wszystko studentka tym razem pokonała cały pozostały między nimi dystans i w końcu musnęła jej wargi swoimi. Puchonka przeniosła swoją dłoń na jej talię, chcąc ją do siebie przyciągnąć jeszcze bliżej, ale niestety Heaven odsunęła się od niej nim Yuuko zdołała się zaangażować i odpowiednio odwzajemnić ten delikatny pocałunek. Tym razem nawet jęk zawodu nie chciał opuścić jej gardła, bo to wszystko trwało zbyt krótko, by wiedziała właściwie do czego było jej tak tęskno. Skoro jednak Heav postanowiła tak się bawić... Kanoe westchnęła cicho po czym zbliżyła się do dziewczyny, by nachylić się do jej ust. Co prawda może nie aż tak niespiesznie jak robiła to jeszcze chwilę temu Ślizgonka, ale wciąż dosyć powoli. Nie chciała jej dawać zbyt szybko tego na co ta czekała. W końcu odrobina zniecierpliwienia sprawiała jedynie, że nagroda stawała się słodsza... Jednak w tym wypadku trudno było o tym mówić skoro Puchonka niemal w ostatnim momencie odwróciła głowę, by finalnie pocałować Dear w policzek. Krótko i niewinnie. Zapewne było to całkowite przeciwieństwo tego, czego studentka się spodziewała, ale pani prefekt uśmiechnęła się jedynie do niej uroczo. - Tyle ci się należy za drażnienie się ze mną - powiedziała w końcu, obejmując wolnym ramieniem dziewczynę w pasie, by móc przylgnąć do jej boku, w który chciała się wtulić, a następnie uniosła kubek wciąż niewypitego piwa, proponując je swojej towarzyszce. W końcu jej chyba chwilowo wystarczyło alkoholu...
Nawet nie wiedziała skąd ta potrzeba drażnienia się z dziewczyną. W czasie imprezy cel był dość prosty i określony - chciała, żeby Yuuko sama się przełamała i zrobiła to, na co obie miały ochotę. A teraz chyba po prostu spodobały jej się te drobne tortury i poszła za ciosem, kontynuując to. Zwłaszcza, że hej, nie należała jej się taka znowu pełna nagroda - tę chciała otrzymać od puchonki. No i tego się spodziewała, kiedy dziewczyna się do niej zbliżyła, Heaven już prawie pomogła jej, przysuwając się bliżej, kiedy ta nagle, postanowiła kontynuować jej grę. A raczej pogrywać z nią, tak bezczelnie i otwarcie. Trzeba było przyznać, że to naprawdę zbiło ją z tropu, spojrzała na nią z mieszanką rozbawienia i niedowierzania. To w końcu ona miała być tą drażniącą, nie drażnioną. Co to była za nagła zmiana układu? - Oh, tak? - uniosła brew i wzięła od niej piwo, po to, żeby jednym łykiem dopić je do końca. Wykorzystała zmianę pozycji Yuuko, żeby zmienić też swoją pozycję. Tym razem to ona stała naprzeciwko ściany i to dziewczynę, czy ta chciała, czy nie, przyparła do niej, obejmując jej biodra. - Myślisz, że możesz się ze mną drażnić? - mruknęła, nachylając się nad jej uchem i musnęła je lekko, nosem odgarniając zbędny kosmyk włosów na bok. Zacisnęła dłonie mocniej na jej biodrach i kolejne muśnięcie wylądowało na skórze za jej uchem, a kolejne na szyi i dopiero wtedy zbliżyła się do jej ust i pocałowała ją namiętnie, dłonią obejmując jej szyję i stykając się z jej ciałem niemal całkowicie. Jej zdecydowanie nie przeszkadzał tłum wokół, ale wiedziała, że nie mogą zostać tu wiecznie. A skoro miała jej uświadomić, że nie wolno się tak bawić, zdecydowanie musiały opuścić to miejsce. - Starczy tej imprezy na dziś. Zabieram cię stąd - znowu odgarnęła jej włosy za ucho i uśmiechnęła się. - Było super, następnym razem też cię pokonam, pa - złapała jeszcze po drodze @Ezra T. Clarke, cmoknęła go w policzek i wyszła z dziewczyną.
/zt
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Naprawdę nie wiedziała czemu dokładnie zdecydowała się na to, by drażnić się z dziewczyną skoro sama równie mocno chciała tego wszystkiego. Być może po dlatego, że po raz pierwszy chciała mieć satysfakcję z tego, że to nie Heav tym razem zostawia ją rozdrażnioną. Chociaż zdecydowanie nie doceniła Ślizgonki, która nie zamierzała jej pozwolić na podobne zagrywki. Nie miała zbyt wiele czasu na reakcję nim została przez nią dociśnięta do ściany, a usta Dear znalazły się tuż przy jej uchu, drażniąc je zarówno oddechem jak i delikatnymi muśnięciami warg. Czuła jak jej serce zaczyna bić o wiele gwałtowniej, a jej własny oddech staje się cięższy, gdy tylko studentka zacisnęła mocniej na niej swoje dłonie, a usta opuściło ciche westchnienie, gdy poczuła krótkie pocałunki na swojej szyi. Poruszyła niespokojnie biodrami, przyciągając do siebie bliżej dziewczynę, wyraźnie domagając się od niej większej uwagi. Coraz bardziej jej ulegała i miała wątpliwości co do tego czy byłaby w stanie ustać, gdyby nie ściana, którą miała za plecami. Kiedy w końcu Heaven postanowiła złączyć ich wargi w namiętnym pocałunku, Yuuko całkowicie się w tym zatraciła. Kompletnie zapomniała o tym, gdzie się znajdowały, a zagłuszony przez usta Ślizgonki błagalny jęk opuścił jej gardło. Musnęła językiem dolną wargę Dear, odwzajemniając każdy namiętny pocałunek póki starsza dziewczyna nie odsunęła się od niej, przywracając ją brutalnie do rzeczywistości. Wydała z siebie jeszcze krótki pomruk aprobaty i skinęła niemal bezwiednie głową, gdy tylko Heav stwierdziła, że najwyższa pora opuścić teren imprezy. Nawet nie zwróciła większej uwagi na to, że po drodze Dearówna zaczepiła jeszcze jednego z organizatorów imprezy. Po prostu chciała stąd wyjść i zobaczyć jaki obrót przyjmą kolejne wydarzenia.
...Uśmiechnęła się słabo do Ezry, a po chwili przewróciła oczami. Nie mogła polemizować z tym, że Alexander był ekscentryczny, ale Clarke dolał jedynie oliwy do ognia, zresztą... celowo i umyślnie. Znała go, więc mogła się tego spodziewać, ale na wielkie wyjście Kruka nie była gotowa. Miała mieszane uczucia i przez moment zastanawiała się, czy nie powinna wyjść i wrócić do domku. Wtedy jednak dałaby za wygraną i pokazała, że można w łatwy sposób nią manipulować. No a na to jej łabędzia duma nie pozwalała. - Wiesz, przy mnie jest... inny. Przeważnie... - dodała jeszcze, zanim pozwoliła przyjacielowi oddać się grze i po prostu miło spędzać czas. Ona też zaraz będzie, tylko trochę sobie pomoże. ...Kierując się w stronę zbawiennego stolika, kątem oka obserwowała jeszcze Josha i tego dziwnego Rosjanina. Skoro się znali, to chłopak musiał być studenciakiem z Hogwartu. Był jednak bardzo swobodny, a bariera uczeń-nauczyciel zdawała się pomiędzy nimi nie istnieć. Cóż, może to ten imprezowy klimat? Co ona mogła wiedzieć? I kim była, żeby rozmyślać na zupełne obce jej tematy. Znów była zbyt wścibska. Kiedyś się przez to sparzy.... ...Choć nie spodziewała się uświadczyć brata w domku numer sześć, to jednak mimowolnie rozejrzała się za platynową czupryną i fleszem lampy od analoga, gdy tylko napotkała sympatyczną twarzyczkę rudowłosej Gryfonki. O ich związku też nie wiedziała wiele, Elijah unikał poważnych tematów jak rzucania Aquamenti, więc nie wiedziała, na ile są nierozłączni. Jeśli dziewczyna była tu sama, to Éléonore mogłaby jej tylko przyklasnąć. Na co komu partnerzy na imprezach? Z nimi tylko same problemy, jak widać. - Spokojnie, już nad tym pracuję. - uniosła jeden kącik ust, jednocześnie biorąc do ręki butelkę whisky i nalewając sobie bursztynowego trunku do czerwonego kubka. Faktycznie jej mina mogła zdradzać frustrację, żal i całe zło otaczającego świata, ale przecież umiała szybko się opanowywać i tłumić w sobie emocje. A z pomocą whisky dobry humor powinien powrócić w oka mgnieniu! - Jak się bawisz? - zagadnęła, wypijając duszkiem zawartość kubeczka. Skrzywiła się, ale nie powstrzymało jej to do nalania drugiej porcji. Tym razem postanowiła dłużej delektować się ognistym trunkiem i pić stopniowo. W przeciwnym razie mogłaby szybko stracić wątek. ...Podeszła bliżej dziewczyny i uśmiechnęła się ponownie, co przyszło jej o wiele łatwiej niż przy przywitaniu. Magia! - Znam Ezrę z Hogwartu. Byliśmy na jednym roku i w jednym Domu. - zakołysała kubkiem i na chwilę zawiesiła wzrok na falującej tafli alkoholu - Ale ze sceny też. Jest szalenie dobry w tym, co robi. - czy ta nagła wylewność i rozmowność wynikała z chęci poznania bliżej wybranki serca Eliego, czy raczej do słowotoku pobudziły ją procenty? ...Odwróciła się w stronę grających, gdy Morgan wypowiedziała swoje kolejne słowa. Rzeczywiście, ona też nie spodziewałaby się takiego luzu ze strony kadry nauczycielskiej. Joshua zaskakiwał ją coraz bardziej, z minuty na minutę otwierała szerzej oczy. Oblanie się wodą sugerowało duży dystans do swojej osoby, ale też... pewność, że żaden z uczniów nie narobi mu później problemów u dyrekcji. Musiał mieć duże zaufanie do młodych czarodziejów. Wakacje wakacjami, ale nie raz i nie dwa błahe zabawy były obracane przeciwko profesorom przez konfidentów-nudziarzy. - Cóż, nie wszyscy. - parsknęła śmiechem, znów mając przed oczami Alexandra - Mon dieu, tylko raz w życiu grałam w magicznego beerponga. Panują w nim jakiekolwiek zasady? - rzuciła, przyglądając się rozgrywce i uświadamiając sobie, że nic z tego nie rozumie. Ale może nie jest to konieczne?
- Wierzę, widziałem - zapewnił @Éléonore E. Swansea z nieco kwaśnym uśmiechem, bo mimo wszystko wolałby nie widzieć. Lecz czy sam nie był osobą, która względami obdarzała zaledwie garstkę ludzi, w innych wypadkach pozostając wierny jedynie samemu sobie? Ciężko było mu więc krytykować, tym bardziej, że był to czas ani miejsce. Lepiej było zamiast tego zająć się żartobliwym mrugnięciem Josha, stukotem piłeczek o blat, a przede wszystkim koleżanką Skylera. Każdy aktor miał swoją ulubioną kreację, swego rodzaju bezpieczną skórę, w którą bez namysłu mógł wejść zawsze, niezależnie od okoliczności. Tak wygodną, tak naturalną, że czasem w nią wchodził, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Ezra nie potrafił już powiedzieć, czy ekscentrycznie staromodne podejście i pretensjonalność to w rzeczywistości on sam, czy rola, którą na początku swojej kariery przywdział jako najwygodniejsze ubranie. Teraz stanowili już integralną jedność. - J'apprécie la beauté quand je la vois. - odparł więc w tym samym tonie, z zaplątaną nutką zadowolenia, gdy wychwycił z mimiki @Loulou Moreau coś na kształt wątpliwości. Ezra lubił sceptycyzm. I lubił wyzwania, nawet gdy stawiały go na przegranej pozycji. - Masz rację. Chociaż trudno spotkanie koła zainteresowań nazwać rzeczywistym poznaniem. Więc tym bardziej koryguję moje niedopatrzenie. - Od momentu zajęć wiele innych osób przewinęło mu się przed oczami, zarówno w szkole, jak i poza nią, gryfońska dziewczynka nie miała więc wielkich szans na zostanie odpowiednio zapamiętaną. - Zakład? - ożywił się, jakby dopiero te słowa @Skyler Schuester były warte większej uwagi niż tylko przyjaznego śmiechu. "Tak" cisnęło mu się na usta jeszcze zanim Puchon zdążył cokolwiek wypowiedzieć. Zielone tęczówki spoczęły wyczekująco nie na oczach Skylera, lecz na ustach, jakby ruch warg miał szybciej zdradzić intencję niż słowa z opóźnieniem rozbrzmiewające w przestrzeni. Jego własne zaraz rozciagnęły się w wyrazie miękkiej aprobaty. - Taki pewniak i tylko sto? Mógłbyś zbić majątek - wymruczał, poddając się woli Puchona i biernie śledząc spojrzeniem jego poczynania. Własnego rozbawienia wcale nie musiał kryć, nawet jeśli gdzieś pomiędzy silniej dawało o sobie znać echo dawnego zainteresowania. Ezra nie bez powodu obdarzył Skylera tak licznymi względami i nie bez powodu dalej lgnął do niego, spragniony namiastki dotyku, realizującego się nawet w tym przyjacielskim drażnieniu. Jeden. Chciał czy nie, przyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż jego kręgosłupa, gdy znajome usta znalazły się niebezpiecznie blisko jego szyi. Zupełnie nie myślał, że zachowanie to mogło być źle widziane aż z dwóch powodów - zbyt długo był studentem, by pamiętać, czego nie przystoi robić opiekunowi. - Wziąłbym cię na scenę. Lub na scenie. Wymruczana pochwała zmieszała się z dźwiękiem pękającej piłeczki; Ezra włożył jednak całą siłę woli w to, by nawet nie drgnąć. Dwa Już zaraz słyszał kroki, w jakiś sposób przebijające się przez wszelkie inne hałasy. Napięcie w jego podbrzuszu nasiliło się oczekiwaniem i ciekawością, do czego odważy się posunąć w zazdrości Vin-Eurico. Trzy... Wyprostował się, przenosząc spojrzenie na ćwierćolbrzyma, ale wcale z twarzy nie zmazując zadowolenia. Automatycznie objął Leo w pasie, uspokajająco muskając jego bok palcami. Nie skomentował, że przecież w wakacje trudno byłoby zobaczyć Skylera na zajęciach, nie chcąc już bardziej drażnić raz przebudzonej bestii. Nie wtrącał się jednak, z jednej strony podziwiając terytorializm swojego chłopaka, z drugiej trochę rzucając Skylera na pożarcie, ciekawy w jaki sposób sobie z tym poradzi. -Nigdy nie przeszkadzasz, nawet gdy pozbawiasz mnie pieniędzy. - Palce drugiej ręki splótł z dłonią ćwierćolbrzyma, pochylalając się dla pozostawienia na jej wierzchu krótkiego pocałunku. - Chociaż czas reakcji powinieneś dopracować. Dałeś innemu mężczyźnie zbliżyć się do mnie na całe kilka sekund. Jakby ci nie zależało - cmoknął z dezaprobatą, nie potrafiąc się powstrzymać przed złośliwością. I najwyraźniej wcale nie byli tak oczywiści w swoich emocjach, skoro @Ignacy Mościcki podszedł do nich z tak naiwną prostotą, przebijając zgęstniałą atmosferę. - Na Merlina, ta wizja rzeczywiście zasługuje na kolejkę. Ten lokalny drink chyba nie jest zły? - odpowiedział, zerkając jednak na Vin-Eurico, żeby to on opowiedział o wybranych specjałach. Zresztą, w tym momencie zaczepiła go jeszcze @Heaven O. O. Dear. Powiódł zaskoczonym spojrzeniem, ze tak szybko znika, ale zaraz wszystko stało się jasne. - Dobrej zabawy na prywatnej imprezie - rzucił za nią, poruszając brwiami. - Nie wiedziałem, że z Yuuko taki numer, wygląda niepozornie. Ale to przecież twoja znajoma, nie może być inaczej - zaśmiał się w stronę Skylera, kręcąc głową. Zaraz jednak znowu przeniósł wzrok na swojego chłopaka. - Też bym w zasadzie się czegoś napił. Zaskoczysz mnie?
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
BEATRICE JEST POD POSTACIĄ METAMORGOMAGICZNĄ I NIKT NIE MOŻE JEJ POZNAĆ
Miło było mieć świadomość tego, że jeśli tylko jeszcze chciała, odpowiednim tembrem głosu jak i swoją postawą, mogła zrobić na kimś odpowiednie wrażenie. Co prawda wiedziała, że zapewne tak jest, nie obce jej były zagrywki typowo kobietę, które potrafiły przewrócić męski świat do góry nogami. Jednak od bardzo dawna ich nie stosowała. I miała jakieś dziwne wrażenie, że mogła wyjść zwyczajnie z wprawy pod tym względem. Na szczęście okazywało się, że to było jak latanie na miotle; w momencie kiedy raz się spróbowało i nauczyło, nie można było tego zapomnieć. Wystarczyło przypomnieć sobie podstawy, a reszta przychodziła sama w odpowiednim momencie. A najlepszym ukoronowaniem kobiecych starań była reakcja w typie tej, jaką zaoferował jej Camael po delikatnym szepcie, który pieścił jego płatek ucha. Mimowolnie uśmiechnęła się szerzej, kiedy zrozumiała, że niewiele brakowało, aby jej przyjaciel udusił się, zszokowany tego typu zdarzeniem. Czuła jakże charakterystyczną woń Lodrdów, którą był opatulony, co sprawiło, że uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Typowy Camale... zdążyła pomyśleć, nim okazało się, że chłopak dosyć szybko rozszyfrował jej zamiary i zrozumiał, z kim tak naprawdę ma do czynienia. Uśmiech delikatnie zelżał, zmieniając się nieznacznie w grymas niezadowolenia. No tak, przecież mogła się domyślić, że nie pójdzie z nim tak łatwo, jak z innymi ludźmi, których czasami oszukiwała w ten sposób. Przecież on ją znał... Prawdopodobnie lepiej, niż większość ludzi, z którymi miała styczność w swoim życiu. - A co, nie chcesz? - nie omieszkała od razu zapytać, tym samym próbując jeszcze bardziej wprawić go w zakłopotanie. Nieszczególnie jej się to udawało w tym momencie. Ale w sumie, wizja tego, aby Camael stał się tematem plotek była nader intrygująca... Już widziała nagłówek "obserwatora" i jego treść, w której to mówiono by o przystojnym, młodym nauczycielu transmutacji, który nie może opędzić się od urodziwej blondynki... - Jeśli tylko masz życzenie, mogę być sprawić, że nigdy się nie odpędzisz od plotek - wymruczała, przysuwając się bliżej, stając na palcach. Jej twarz była zdecydowanie zbyt blisko w tym momencie od jego własnej. A zrobiła to tylko po to, aby niezauważenie wyciągnąć z jego dłoni szklankę z alkoholem i bezczelnie upić z niej niewielką ilość, wciąż zaglądając w te błękitne oczy. Po chwili przysunęła się do niego bliżej, zarzucając jedną dłoń na jego kark, by po chwili złożyć na jego gładkim policzku jednego, pozornie niewinnego całusa, odznaczając swoje usta na jego licu czerwoną szminką, którą dziś użyła. Uśmiechnęła się szerzej, czując się świetnie nie w swojej skórze i robiąc to, co żywnie jej się podobało! Jak wspaniale było oderwać się od wszystkich etykietek, które na przestrzeni lat jej przyczepiano. - Wydaje ci się, że jakie imię będzie najlepiej pasować do tej kobiety? - sprawnie odbiła piłeczkę i odsunęła się od niego na krok. Wskazała dłonią na swoje całe nowe ciało i wykonała wolny obrót wokół własnej osi, aby jeszcze lepiej mógł podziwiać te wszystkie wdzięki, jakie dziś posiadała. - Może Nina? Urzędniczka z oddziału Macusy, Brytyjka, która została wysłana tam na staż i która upodobała sobie Luizjanę na miejsce wakacyjnego odpoczynku? I pewnego brytyjskiego profesora na partnera do różnych przygód? - zaakcentowała odpowiednio ostatnie słowo, nie mogąc się oprzeć. Wieczór zapowiadał się dla niej wspaniale.
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Ledwie zdążył złapać kontakt z tęczówkami opiekuna Gryfonów, a już drgnął niespokojnie pod trzaskiem pękającej piłeczki pingpongowej i… i znów zrozumiał jak żałośnie brak w nim tak potrzebnego w życiu odruchu ucieczki. Powinien się odsunąć, cofnąć jakkolwiek, a zamiast tego zamarł w miejscu, wypuszczając gorący z emocji oddech wprost na ezrową szyję. Krok w tył zrobił dopiero, gdy wielkie łapska dosięgnęły już smukłego ciała, instynktownie uciekając spojrzeniem do zielonych oczu swojej ex-miłości, jakby w ich spokoju i zadowoleniu szukał zapewnienia, że panuje nad swoim troglodytą i nie pozwoli, by ten przedstawił puchoniej twarzy podłogę w domku pod numerem szóstym. Rozluźnił się zdecydowanie zbyt szybko, łapiąc się na tym względnym poczuciu bezpieczeństwa, większe mogąc mieć już tylko w sytuacji, gdyby jego Wilk był tuż obok i uśmiechnął się do Vin-Eurico najniewinniejszym, najbardziej uroczym uśmiechem jaki potrafił z siebie wykrzesać. - Właśnie przez tę absencję na zajęciach straszliwie się za Panem Profesorem stęskniłem i pomyślałem, że wpadnę - odpowiedział mamutowi, ale spojrzenie wciąż utkwione było w zielonych oczach, nawet gdy te nie były skierowane na niego samego, byle tylko naciągnąć granicę cierpliwości Leonardo jeszcze mocniej. Nie potrafił pyskować, nie potrafił tak sprawnie żonglować słowami jak Clarke, ale tak bardzo chciał tego, by ćwierćolbrzym poczuł się tak mały, jak on czuł się zawsze w porównaniu do niego. Chciał zasiać jak najwięcej niepewności, w emocjach uciszając wzburzające się już wyrzuty sumienia. - W końcu z czasem każdemu pragnieniu się ule... - urwał, zupełnie wybity z wysiłków, by wzbić się na wyżyny swojej złośliwości, opamiętując się gwałtownie, gdy spojrzał na swojego współlokatora. Ściągnął brwi w irytacji, że poddał się tak żałosnej zachciance jaką była zemsta, by unieść je w tak typowym dla siebie zmartwieniu, gdy dostrzegł @Yuuko Kanoe wychodzącą z @Heaven O. O. Dear. W jednej chwili zmiotło go to jak idiotycznie się zachował - nie tylko sam rozdrapywał to, co przecież ledwo zdążył wyleczyć; robił komuś to, co jego samego tak dogłębnie zmieniło; nie dopilnował przyjaciółki, (kij już z tym, że jak na złość musiała wybrać akurat Heaven, ale nie wiedział teraz na ile jej zachowanie podyktowane jest alkoholem, a na ile faktycznie czuje się swobodnie z publicznym pokazywaniem swojej orientacji) i zajmował się desperackim zakładem zamiast zająć się Lou, którą przecież sam tutaj zaciągnął. Zmieszał się, zmuszając się do perfekcyjnie wyuczonego uśmiechu, ale dłoń przylgnęła mu już do szyi w niezręcznym geście, gdy w pełni poczuł jakim błędem było przychodzić tu bez Mefisto. - Przepraszam, ja- Po prostu może już… - zamotał się, ignorując zupełnie, że robi właśnie to, w czym Ezra doszukiwał się powodu, dlaczego nikt go nie chce, bo jednak poczuł boleśnie, że zapomniał już jak łatwo wybić go z pewności siebie, zbyt rozpieszczony faktem, że przy Mefisto może bezkarnie mieć jej aż nadmiar. Złapał @Ignacy Mościcki i pieprząc coś trzy po trzy o drinkach, odciągnął go w stronę barku. - Ignaś, zwróciłeś uwagę, by Yuu coś piła? I w ogóle no wiesz… Ogólnie patrzyłeś coś na nią? Bo wyszła z tą Ślizgonką i nie wiem czy nie powinienem… - urwał znów, gubiąc się w zupełnie sprzecznych myślach, na zmianę pewny tego, że Puchonka skrzyczy go za wtrącanie się, by zaraz znów być gotowym za nią wybiec, martwiąc się o to, że może jest pod wpływem jakichś podejrzanych specyfików. W trakcie zdążył już nalać im po shotcie rumu, wciskając przerośnięty kieliszek w dłoń Puchona i nie czekając zupełnie na jego reakcję po prostu stuknął szkła o siebie, by opróżnić własne, wieńcząc to nieco mniej nerwowym przetarciem ust. - Nie no, to przyjaciółka Ezry, na pewno nie… Zresztą Yuu jest dorosła, tak - trajkotał dalej, nie mogąc zatrzymać tego mechanizmu, gdy już go uruchomił, po prostu dzieląc się chaotycznymi strzępkami swoich myśli, gdy napełniał już od nowa kieliszki, bez żadnej refleksji opróżniając własny po energicznym stuknięciu. - Właśnie, poza tym to teraz powinienem zająć się Lou, o - podsumował nieco ciszej, pochylając się w stronę Puchona i odruchowo kładąc dłoń na jego barku, by zacisnąć tam palce w przyjacielskim geście. Puścił do niego oczko i… kucnął, by wyciągnąć spod stołu zgrzewkę kremowego piwa. - Chodź ze mną, to Cię przedstawię. Jest naprawdę urocza, ale słyszałem, że jak pieprznie pałką… W sensie podczas meczu - ciągnął dalej, robiąc dwa drinki na bazie zdobycznego piwa, jeden już wciskając Puchonowi, by uwolnioną w ten sposób rękę zająć odkapslowanną butelką. - Lou! I jak tam? Rozejrzałaś się? - zagadnął, zupełnie jakby byli w centrum największego klubu w Luizjanie, a nie w ciasnym domku opiekunów, ostatni krok stawiając nieco krzywo przez zawrót w głowie od nagłego kopnięcia rumu - Zdobyłem Ci piwo i Ignasia. Ale nim musimy się podzielić - pociągnął, wręczając dziewczynie ochłodzoną zaklęciem butelkę, by zaraz zetrzeć z siebie resztki niepewności przez odruchowe wyprostowanie koszuli - przeciągając gładko dłonią po spiętych mięśniach brzucha. - I w ogóle należy się dzielić - dodał złotą myśl z niezwykle poważną miną, która dla wszystkich dobrze go znających powinna już zdradzić, że wszedł właśnie niezwykle sprawnie w pierwszy stopień wstawienia alkoholowego.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Subtelne muskanie palców Ezry, choć zwykle tak przyjemne, teraz nie miało szans ani odrobiny Leo uspokoić. Zerknął na niego przeciągle, chcąc przy tym wyczytać z jego twarzy jak najwięcej, ale tylko podkopał się tymi żałosnymi próbami przejrzenia swojego chłopaka, który przecież był profesjonalnym aktorem i gdyby tylko chciał, ukryłby przed nim wszystko. Ćwierćolbrzymowi o wiele łatwiej było patrzeć zatem na Sky'a, u którego odgórnie zakładał nieodpowiednie intencje, w czym ten upewniał go wraz z upłynięciem każdej sekundy. - Kłamstwo nie przystoi Puchonowi, panie Schuester - wytknął mu, chociaż przecież ton miał ciepło żartobliwy, jakby chciał tylko zabawnie go zaczepić; trzeba byłoby być ślepym, by nie widzieć jaka złość spinała opiekuna Gryffindoru. Nie dopytał o kwestię pieniędzy, wzdrygając się z zaskoczeniem na słowa Ezry, chociaż przecież mógł je przewidzieć - jakim cudem dalej szukał u niego pocieszenia? U tej gwiazdy, która rozkwitała pośród dramatu cudzych przeżyć, tkwiąc pośrodku nich z wiecznie uniesioną głową? I poważnie nie wiedział czy bardziej wstrząsnęło nim to, czy może uwaga Sky'a odnośnie tych nieszczęsnych pragnień, zupełnie tracąc głos i tylko skinieniem głowy witając, ponownie, @Ignacy Mościcki. Nie miał wyczucia, czy może próbował zapobiec katastrofie? Brązowe spojrzenie zawiesiło się na dłużej na plączącym się Sky'u, by powoli złagodnieć w akcie kapitulacji. Na niego miał się złościć? Na tego dzieciaka, który nie potrafił przestać wzdychać do Ezry? Na tego kucharza, który lgnął do pewnego siebie aktorzyny? Nie wkroczył jeszcze w takie rejony hipokryzji. - Bawcie się dobrze - rzucił luźno za Puchonami, powoli puszczając Clarke'a, by móc stanąć naprzeciwko niego. Wychylił się lekko w bok, porywając z tacy bezalkoholowego Hurricane'a, by podać go swojemu chłopakowi. - Nie możesz się powstrzymać, co? Nigdy nie mogę się czuć przy tobie pewnym? Jak nie Puchonka, to Puchon... - Cmoknął z lekkim rozbawieniem, machając ręką na znak porzucenia tego wątku, chociaż przecież żal w jego głosie był wyraźnie wyczuwalny. Czuł, że rzucił się na głęboką wodę i powinien jakoś delikatniej przypomnieć sobie o tym, jak wyglądał jego związek publicznie. - Mamy zdecydowaną przewagę młodych, nie? Starzy to jednak słabiaki... - Dodał, otulając spojrzeniem pomieszczenie, by uśmiechnąć się szerzej pod świadomością, że był współorganizatorem wieczoru, na którym tak dużo osób miało się tak dobrze bawić. - Ale Obserwator będzie miał o czym pisać!
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
Gdy współlokator pociągnął go w stronę barku, którego jakimś cudem wcześniej nie dostrzegł, podążył za nim posłusznie, nie wyrażając przy tym ani jednego słowa sprzeciwu. Tak, pozwolenie, aby ktoś inny pokierował przez pewien czas jego działaniami, zdecydowanie wyjdzie mu na dobre. Może nawet dzięki temu wyrzuci z głowy te okropne obrazy, które tak znienacka go nawiedził. Zerknął kątem oka na stół pełniący dosyć ważną funkcję w wizji i na samą myśl, przeszły go zimne dreszcze na plecach. To zdecydowanie był jeden z tych momentów, gdy wybujała wyobraźnia nie działała na jego korzyść. W najmniejszym stopniu nie mając zamiaru ustępować przyjacielowi w kwestii picia, opróżnił zawartość kieliszka, kiedy tylko ten znalazł się w jego dłoni. Zignorował nawet sprzeciw kubków smakowych, wywołany zapewne tym, że już od dawna nie próbował tego konkretnego trunku. Cóż, doprowadzenie się do normalnego stanu, wymagało czasami poświęceń. – Chyba dosyć szybko zaczęła grać w beerponga. Więc w zależności od tego, co wlali do tych kubeczków, to mogła trochę wypić – potwierdził po dłuższej chwili, wysłuchując uważnie słowotoku chłopaka. – Za to perfekcyjnie trafiła piłeczką w policzek pewnego gościa, więc raczej w tragicznym stanie nie była. Chcąc w jakiś sposób uspokoić skołatane nerwy @Skyler Schuester, poklepał go po plecach i spojrzał na niego wymownie. Tym wzrokiem chciał mu przekazać wiele rzeczy, jak chociażby to, że powinien nieco zwolnić, nie denerwować się i wziąć głęboki oddech. Zamartwianie się na zapas, w niczym mu nie pomoże, a tylko może negatywnie wpłynąć na jego nastrój. Sam nie zauważył w zachowaniu Yuu nic specjalnie dziwnego. Jak każdy student czy uczeń po tegorocznych egzaminach, chciała się zrelaksować i wyładować stres, więc nic dziwnego, że była skora do zabawy. Zwłaszcza że była to pierwsza impreza tego lata, więc ludzie byli jeszcze bardziej skłonni do tego, aby dać się ponieść fantazji. Czy naprawdę było czym się martwić? Osobiście Ignaś uważał, że dziewczyna miała głowę na karku i była w pełni świadoma tego, co jest dla niej dobre, a co nie. Ba, gdyby miał układać ranking najbardziej rozsądnych osób w Komunie, to umiejscowił Yuuko dosyć wysoko. – Wiesz, gdyby było coś nie tak, to by komuś powiedziała. Widziała mnie, widziała Nancy, ciebie pewnie też zauważyła – dodał, opróżniając kolejny kieliszek rumu. Mimo wszystko był w stanie zrozumieć jego obawy. Naczelny Cukiernik po prostu taką miał naturę, a Ignacy to szanował. Postrzegał go jako osobę pragnącą zapobiec całemu złu świata, a przy tym niebywale życzliwą, wręcz do szpiku kości. Bez względu na to, czy było się dla niego kimś bliskim, czy też zwykłym kolegą z ławki, z którym widywał się raz na tydzień, wydawał się zawsze bardzo skupiony na tym, aby doprowadzić do tego, żeby dana osoba poczuła się lepiej w jego towarzystwie. Ostatnie miesiące, w których trakcie mieszkał z nim pod jednym dachem, jedynie utwierdziły go w przekonaniu, że Puchon był po prostu dobrym człowiekiem, chcącym wnieść do tego świata nieco światła. Czasami nawet do przesady, jednak miało to w sobie pewien niezaprzeczalny urok. Podsumowując, nie było więc nic dziwnego w tym, że nad wyraz martwił się o swoich przyjaciół. – Oj uwierz mi, nie dotyczy to tylko pałek. Z kociołkami też ma spore doświadczenie – zaśmiał się, gdy zmienili temat rozmowy. W sumie nieco zaskoczyło go to, że Sky zjawił się na imprezie akurat z Lou. Właściwie, to nawet nie był do tej pory świadomy tego, że ta dwójka się znała. Niby taka duża szkoła, a jednak jakimś cudem wszyscy się tutaj ze sobą znają. Nic dziwnego, że plotki rozchodziły się szybciej niż przy pomocy Wizzbooka. – Madame @Loulou Moreau! – ukłonił się nieco chwiejnie, ale wciąż utrzymując równowagę. – Moje serce raduje się na twój widok, albowiem ostatni raz, gdy mnie widziałaś, był także ostatnim razem, gdy ja miałem okazję cię ujrzeć. Mam nadzieje, że dobrze się bawisz? Uśmiechnął się promiennie na widok nastolatki. Wprawdzie nie znali się od kołyski, jednak wiązał z nią parę ciepłych wspomnień. Żałował jedynie tego, że ich pierwsze spotkanie odbyło się w tak... wybuchowej atmosferze okraszonej krzykami nauczyciela Eliksirów, gdy przez całkowity przypadek pozbawili salę pewnego dosyć ważnego elementu wyposażenia. Nie mieli nawet szansy spokojnie porozmawiać podczas tego szlabanu. Cóż, plus był taki, że te okoliczności zdecydowanie nie zostaną zbyt szybko przez nich zapomniane. – Istotnie, Schuester, istotnie – potwierdził, przybierając podobną minę do jego własnej i sącząc powoli drinka. – Dzielenie się ze sobą tym, co mamy, to jedna z największych cnót naszej małej społeczności Wyprostował się i zaczął patrzeć gdzieś w przestrzeń, jakby właśnie kontemplował tę jakże głęboką myśl.
Lazar Grigoryev
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Tatuaże, kolczyk w języku, przekłute uszy, silny rosyjski akcent
Ucieszyłby się gdyby wiedział, że jest postrzegany jako czyjeś wybawienie. Lubił być ważny, to poprawiało mu humor. Odprowadził wzrokiem blondynkę i wzruszył delikatnie ramionami, choć jakby mniej wesoły. W istocie nie miał przy sobie swojego prywatnego dementora, ani teraz, ani w żadnym innym momencie. Nie wiedział, czy to nagły wyjazd do Petersburgu był tego przyczyną, ale ich relacja ochłodziła się w ostatnich miesiącach i czasem miał wrażenie, że Dunbar wcale już nie chce przebywać w jego towarzystwie. Nie dał się zresztą zaciągnąć na wakacyjny wyjazd i Grigoryevowi przychodziły do głowy całe setki tego powodów – niestety w większości negatywnych. Był zły, że przez rodzinne problemy stracił tak dobrze zapowiadającą się przyjaźń... a może nie spowodował tego wcale wyjazd, a to, co zrobił wtedy w barze? Czy przesadził aż tak bardzo? Jego smętne, wybitnie nieimprezowe przemyślenia przerwał nagły ruch tuż przy jego boku – to Joshua oberwał piłeczką; Rosjanin rozejrzał się nieco zdezorientowany, a potem przywołał na twarz nie do końca szczery, ale bardzo pożądany (przez siebie, ale czy przez Walsha?) uśmiech. Nie chciał się dziś smucić. Skinął głową i sięgnął po szklaneczkę bezalkoholowego napoju, by sączyć go kiedy profesor Latawiec oddawał się studenckim rozrywkom. Sam nie miał dziś ochoty na beerponga, wolał pozwolić sobie na odrobinę bezczynności, może poudawać, że jest na to już zbyt dojrzały, tak jakby kilka dni w tę czy we w tę miało cokolwiek zmienić. Okazało się, że jego „drink” był bardzo intensywny w smaku (i paskudny, nie ma się co oszukiwać), nawet jeśli był pozbawiony zawartości procentowej. Spojrzał ze zdziwieniem na trzymany w ręku kubeczek, a potem przeniósł wciąż zdziwiony wzrok na Walsha, który na jego oczach... oblał się aquamenti. Rozchylił nieznacznie wargi, pozostając w absolutnym (i pełnym zachwytu, warto zauważyć) szoku przez następnych kilka sekund, bo potem... potem zwaliło go z nóg. Poczuł, że leci i w ostatniej chwili uczepił się Josha, wpadając prosto w te wyeksponowane, umięśnione, silne, zachwycające, mokre ramiona. Obrzydliwy w smaku drink rozlał się na jego koszulce, tworząc dużą, mokrą plamę. — Niech to klątwa, nie wiem, co się dzieje. Ja tu stał, potem się napił drinka bez alkoholu, a teraz moje nogi nie chcą stać. — wytłumaczył pokracznie i w pośpiechu, bo utrzymanie się we względnym pionie zależało teraz właściwie wyłącznie od Josha. — Ja przepraszam, jeśli to dla Ciebie niezręczne, w ogóle nad tym nie panuję. Może usiądę... — rozejrzał się bezradnie za jakimś krzesłem, ale tak po prawdzie to Walsh musiałby go na nim usadzić; bał się go puścić, bo czuł, że runąłby wówczas jak długi. Czy na wszystkich imprezach związanych z Hogwartem musiał mieć aż takiego pecha? Tym razem przynajmniej nie bełkotał... choć kiedy stał tak wczepiony w wyeksponowane ciało nauczyciela miotlarstwa, miał niemałe problemy z poprawnym wysłowieniem się. — Chyba po prostu zmiękły mi kolana na ten widok — zaśmiał się, bo było mu już właściwie wszystko jedno. Czy mogło być bardziej niezręcznie? Żaden głupi żart nie mógł chyba pogorszyć tej sytuacji. Zresztą... sam Lazar nie czuł się z tym aż tak źle, było mu całkiem do śmiechu; znacznie bardziej martwił się reakcją Josha. Stella patrzyła na niego z obrażoną miną.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Cokolwiek pchało Skylera w stronę tej bezczelnej pewności siebie i schowanej pod płachtą niewinności, w którą tak łatwo byłoby przecież uwierzyć, Clarke’owi bardzo się podobało. Miał z tym przecież same dobre wspomnienia. Schuester był dobry w przejmowaniu inicjatywy, gdy tylko na horyzoncie dostrzegał cudzą potrzebę, której mógł w jakiś sposób zaradzić. Do jednego ich rodzaju posiadł szczególny dar, tego jednak nie było dane Ezrze dłużej doświadczać. Tym więc sposobem trochę za bardzo podobało mu się, gdy Puchon zaczął się puszyć w tak prozaicznej sytuacji. Daleki był od wysuwania wniosków na temat zazdrości, nawet jeśli myśl ta na moment zamajaczyła mu w głowie. Zapewne dlatego, że wiedział, jak sam krążył zawsze przy swoich byłych, nawet jeśli zdawał sobie sprawę z tego, jak śmieszne, jak absurdalne były uczucia osób, których przestało się kochać. (~Dorian Gray) Ale wraz z przyjściem Ignacego wszystko zupełnie nagle wróciło do zwyczajnego biegu. Ezra zmarszczył brwi, sam nie identyfikując w pełni emocji, która nim targnęła na widok niezręcznego gestu Skylera. Być może było to zmartwienie, być może zniecierpliwienie, najpewniej za to niezadowolenie. Nie miał więc większego wyboru, jak pozwolić mu na ucieczkę. Sam przyjął kubeczek, jeszcze na moment wędrując spojrzeniem za Puchonami, ze szczerą konsternacją widniejącą na twarzy. Ale nie jego zadaniem było martwienie się o Skylera. - Daj spokój, to tylko zabawa. - Przewrócił więc oczami łagodnie, zauważając, że pomimo rozbawienia, balansowali na granicy wyrzutów. Dobrze było ich teraz nie wyciągać, jeszcze lepiej nie musieć się nad nimi zastanawiać również w przyszłości. Z westchnieniem zakręcił kieliszkiem, tym razem obawiając się doboru słów, by ów machnięcie ręką na sytuację nie przekształciło się w machnięcie ręką na jego osobę. - Lubię dzieciaka, ale nie tak bardzo, jak lubię ciebie. Więc masz nie tylko prawo, ale cholerny obowiązek czuć się przy mnie pewnym i... Nie uwłaczać Twojej moralności. - I zaufać mi, że dostałem nauczkę z naszego rozstania. - Na jeden raz wychylił otrzymanego Hurricane’a, pozytywnie zaskoczony jego lekkim, orzeźwiającym, a przede wszystkim pozbawionym alkoholu smakiem. Nie potrzebował wiele czasu, by poczuć dodatkowo jego efekt; miał wrażenie, jakby wszystkie odgłosy w jednym momencie się zintensyfikowały, a zapachy perfum najbliżej znajdujących się osób aż zakręciły go w nosie. Powiódł za spojrzeniem Vin-Eurico, przytakując mu w zasadzie z zadowoleniem. Sam miał się za młodego i w tym towarzystwie dalej czuł się znacznie bardziej komfortowo. - Wszystko, żeby go zadowolić. I to mi uświadamia, że jednak jest coś, co musisz mi obiecać, jeśli chcesz mnie zachować przy sobie. - Przeniósł poważny wzrok na mężczyznę, tylko na moment rozpraszając się jego odsłoniętą klatką piersiową. - Obiecaj mi, że nigdy nie staniemy się tak nudni i zgorzkniali jak Voralberg. I mam na to nawet pomysł. - Złapał Vin-Eurico za rękę i pociągnął go w okolicę stołu z koncentracją przekąsek i alkoholi. - Skoro beerponga nam przejęli... Co powiesz na bardziej osobiste “nigdy nie”? Jestem gotowy zawiesić na jeden czy dwa razy moją abstynencję, jeżeli coś będzie wyjątkowo dobre.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Z pierwszego semestru niewielu uczniów, czy studentów pamiętał. Bardziej zaczął ich zapamiętywać w drugim, ale wtedy Lazar był na jednym jedynie zajęciach. Teraz, po zakończeniu przez niego edukacji, Josh nie widział konieczności zachowania sztywnych zasad, choć musiał też przyznać, że czuł się o wiele swobodniej, niż przypuszczał, otoczony o tyle młodszymi od siebie osobami. Nie czuł więc zażenowania przy oblewaniu się wodą, która cudownie schłodziła go po wypiciu drinka. Zamierzał od razu wysuszyć swoje ubranie, gdy tylko upewni się, że drink przestanie działać, kiedy nagle Rusek padł na niego. Odruchowo objął go ramionami, a słysząc tłumaczenie zaśmiał się. - Przyznaj, co dodaliście do napojów, że już druga osoba na mnie pada - rzucił lekkim tonem w stronę @Leonardo O. Vin-Eurico, kręcąc z rozbawienia głową. - Spokojnie, zaraz powinno ci przejść, bo Leo też wspierał się na mnie chwilę temu - poinformował chłopaka, poprawiając uchwyt, żeby pewniej przy trzymać go w pionie. Nie chciał, żeby przez picie bezalkoholowej niespodzianki upadł jak długi na ziemię. Jednak najwyraźniej należało uważać na to, co się pije. Odszukał wzrokiem @Éléonore E. Swansea, aby po nawiązaniu kontaktu wzrokowego wskazać jej gestem na kubki z drinkami i powiedzieć bezgłośnie "uważaj", a później wskazać za siebie i podtrzymywanego Lazara. Mrugnął do niej zaczepnie, gotów w razie czego wspomóż ją, gdyby tylko trafiła na felerny trunek. Zaraz jednak jego spojrzenie powędrowało na nowo na Ruska, którego komentarz sprawił, że spojrzenie Josha błysnęło wesoło. On z nim flirtował? Poważnie? - Strach się bać co by było, gdybym zamiast oblewać się wodą, zdjął koszulę - odpowiedział, nie potrafiąc powstrzymać się od lekkiej zaczepki w głosie. Przyjrzał mu się rozbawionym, ale ciepłym spojrzeniem, nie czując większego skrępowania. Nie miał czym, w swoim odczuciu. - To może teraz się dowiem do kogo miało trafić niedźwiedzie sadło - spytał, przypominając sobie błędnie wysłaną przez niego wiadomość i nie mogąc powstrzymać się od zaczepienia go o to.
- Alors… Merci - odparła jeszcze w stronę @Ezra T. Clarke, uśmiechając się jedynie półgębkiem, żeby ostatecznie roześmiać się ciepło. Nie miała w żadnym stopniu żalu o to, że jej nie pamiętał, bo była o tym przekonana. Jednak nie potrafiła się wcześniej powstrzymać przed odrobiną złośliwej zaczepki, gdy tak gładko przeszedł na francuski z komplementem. Czaruś. Jeden wielki czaruś. Później spróbowała zagrać, ale po pierwszym trafieniu zrezygnowała, zamiast tego spoglądając w stronę swojego porywacza. Z nieukrywanym rozbawieniem obserwowała Skylera, gdy ten… Podrywał Ezrę? Nie… Nie podrywał. Dostrzegła jak opiekun Gryfonów podchodzi do nich i obejmuje ramieniem byłego Krukona. Najwyraźniej niektórzy lubili igrać z ogniem. Przesuwała spojrzeniem dalej po zgromadzonych, dostrzegając, że dwie dziewczyny wyszły, Morgan rozmawiała z blondynką, którą pamiętała z finału quidditcha. Była wtedy z Voralbergiem… Och. Pewnie o niej myślała rudowłosa, gdy mówiła, że profesor jest zajęty. Powoli zaczynała zastanawiać się nad dyskretnym opuszczeniem imprezy, nie czując się zbyt komfortowo pod okiem opiekuna, gdy dwaj Puchoni znaleźli się obok niej. Uśmiechnęła się szeroko do Ignacego, który wcześniej zdołał jej podpowiedzieć z beerpongiem, nie kryjąc rozbawienia na jego słowa. - Powiedzmy, że teraz jest lepiej niż jeszcze chwilę temu - odparła nieco wymijająco na pytanie o to, jak się bawi. Nie było źle, ale brakowało jej towarzystwa. - Ignasia zdążyłam poznać na szlabanie… Może dam ci listę osób, które już w jakiś sposób poznałam? Nie kojarzę właściwie tylko tego gościa, który przykleił się do Walsha - rzuciła jeszcze do Skylera, nie mogąc powstrzymać się od drobnej złośliwości, ale z wdzięcznością przyjęła piwo kremowe. Podejrzewała, że jakikolwiek alkohol musiałaby dostać w sposób bardziej bezpośredni od kogoś, kto mógł już pić, ale nie narzekała. Skoro bawili się przy opiekunach, wolała trzymać się w ryzach niż po jednym drinku nie zwracać uwagi na to, co robi. Spojrzała na Skylera, a później na Ignacego, aby ostatecznie wrócić wzrokiem do Mistrza Słodkości z nieco złośliwym uśmieszkiem. - Dzielić się tym co mamy? A na pewno mówisz to nam, czy wolałabyś powtórzyć te słowa komuś innemu? - spytała, unosząc brew ku górze, a spojrzenie nabrało cienia wyzwania. Zastanawiała się, czy od razu domyśli się, że widziała ich dziwną zabawę, czy jednak będzie szukał innej odpowiedzi. - To… Czym chcecie się podzielić? Poza piwem, za które ogromnie dziękuję - dopytała już lżejszym tonem, po czym upiła łyk piwa, delektując się jego cudownie słodkim smakiem. Gdyby jeszcze była tu gdzieś czekolada, byłaby w siódmym niebie.
A więc nie był pod tym względem wyjątkowy? Mógł odetchnąć z ulgą, bo Walsh bez mała przywyknął do trzymania w swoich objęciach przystojniaków (bo jak inaczej nazwać Leonardo?) na tej imprezie? Niezłe z niego było ziółko, trzeba mu to przyznać. Chętnie skorzystał z jego pomocy, ale kiedy tylko poczuł, że zaczyna czuć się trochę lepiej, stanął o własnych siłach. Nie chciał ośmieszać się w jego oczach, nawet pomimo wszelkich zapewnień, że dziś nie jest to niczym dziwnym. — A rozważałeś to? — dopytał niby to bez większego zainteresowania, choć w głowie kalkulował już zysk i wszelkie straty. Myślał, że wygrał niezły widok za darmo, a okazywało się, że prawdziwa uczta dla oczu przeszła mu tuż koło nosa. Uniósł brew tuż przed tym, nim odezwał się znowu. — Da? Kto by umyślił, że ty taki strachliwy. — Zakpił w żywe oczy, patrząc mu w nie zresztą bezczelnie. Ton jego wypowiedzi oraz czające się w oczach i kącikach ust rozbawienie zdradzały jednak, że nie miał złych zamiarów. Wcale nie miał zamiaru go obrazić, po prostu pozwalał sobie na coraz to odważniejsze żarty. Zwykle nie potrzebował szczególnej zachęty do tego, by czuć się swobodnie w towarzystwie drugiej osoby – w przypadku Joshuy zajęło mu to chwilę, bo trudno było mu pojąć, w jaki sposób ten go widzi. Jako swojego studenta? Byłego studenta? Jako Rosjanina z wymiany? Zwykłego obcokrajowca? A może towarzystwo na czas imprezy, jak sam to dziś powiedział? Możliwości było wiele, a odpowiedź wciąż mu umykała. Choć być może nie sprawiał takiego wrażenia, obserwował go dość uważnie, chcąc móc po dzisiejszym wieczorze wyciągnąć jakieś wnioski. Nie udało mu się zachować powagi kiedy padło jego pytanie. Kiedy tylko dotarła do niego jego treść, parsknął śmiechem, mrużąc z rozbawienia oczy. — To poufne informacje, nie mogę wydać mojej klientki za darmo — powiedział z udawaną powagą, prostując się dumnie, choć przy wyższym o dziesięć centymetrów mężczyźnie nie miało to większego znaczenia. — Masz szczęście, że jestem łatwy; do przekupienia. Zaoferuj odpowiednią stawkę, a wyciągniesz ze mnie, co chcesz. Dodał do tego delikatne wzruszenie ramion. Żartował, to oczywiste, choć tkwiło w tym i ziarnko prawdy – jego moralność była niezwykle elastyczna, a wizja odpowiedniego zysku sprawiała, że jeszcze łatwiej było ją nagiąć. Przynajmniej się z tym nie krył. — Dziwię się, że zastosowanie nie interesuje cię bardziej niż adresat.
Ciężko powiedzieć, żeby był oswojony z obejmowaniem przystojniaków w czasie imprezy, ale bynajmniej nie miał z tego powodu ochoty kończyć imprezy. Może nawet wręcz przeciwnie! Nie było mu dane obejmować bardzo konkretnego przystojnego opiekuna, to dlaczego miał się powstrzymywać przed odrobiną zabawy, gdy inni chętnie się na nim wspierali. Zaraz też uśmiechnął się nieco zadziornie, gdy Rosjanin zadał dwa pytania. Widział błyski w jego spojrzeniu i duże pokłady pewności siebie, które z pewnością przez innych uznane byłyby za bezczelność, ale nie dla niego i nie w tej chwili. - Tak, rozważałem… I rzeczywiście, tak strachliwy nie jestem - odpowiedział, unosząc lekko jedną brew, w niemej prowokacji. Zastanawiało go zachowanie chłopaka, o którym właściwie myślał, jak o zwyczajnie młodszym od siebie mężczyźnie. Dużo młodszym. Jednak wiek nie był przeszkodą do swobodnej rozmowy, a miał przedziwne wrażenie, że czuł się teraz o wiele swobodniej niż w towarzystwie równolatków. Właściwie, gdyby poświęcił chwilę na zastanowienie się nad tym, był najstarszy w towarzystwie. Szczęśliwie nie myślał zbytnio o tym, wierząc, że Leo i Ezra nie pozwolą nieletnim pić, a cała reszta będzie mieć na tyle oleju w głowie, żeby nie przesadzać z alkoholem. Po chwili i on parsknął śmiechem, gdy usłyszał, że Lazar jest łatwy. Sprostowanie niczego nie polepszyło. - Od jakiej stawki zaczynasz negocjacje? - spytał mimowolnie zaciekawiony. Sięgnął po różdżkę, aby rzucić niewerbalnie silverto, susząc swoje ubrania, skoro miał już obie ręce wolne. Przesuwając różdżką wzdłuż swojego ciała, doprowadzając do porządku kolejne elementy stroju, zastanawiał się nad ofertą. - Nie, chyba jednak wolę nie wiedzieć - dodał w końcu cicho, kręcąc lekko głową. Zaraz też przekrzywił ją nieznacznie, wyraźnie zaintrygowany prostym stwierdzeniem. - Teraz masz moje zainteresowanie. Więc… Co to tak właściwe i do czego? - spytał, a jego spojrzenie błysnęło ciekawością i wesołością. Uśmiech właściwie nie schodził mu z twarzy. Jedynie to pogłębiał się, do przesuwał w jeden tylko kącik ust, jak w tej chwili. Był również ciekawy dlaczego chłopak wyjechał na koniec studiów do Rosji i wrócił teraz na wakacje. Zamierzał zostać w Anglii, czy chciał ostatni raz zabawić się z przyjaciółmi z Hogwartu?
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
O tak, niewiele brakowało, by Beatrice miała na sumieniu swojego najlepszego na całym świecie przyjaciela. Niemniej jednak mogła oszukać wszystkich w tym pomieszczeniu, a nawet kilku obok, ale nie jego. Zmrużył na nią oczy, będąc absolutnie urażonym, że próbowała na nim tego typu sztuczki, by zaraz potem rozciągnąć równe wargi w szerokim uśmiechu. Był przekonany, że fakt ich dawnej relacji, wiele lat temu, miał wpływ na to jak szybko ją rozszyfrował. Obrazy z tamtych chwil uderzyły w niego i pojawiły się w jego głowie, zanim zdążył w ogóle zareagować. Niemal od razu pojawił się w nim ogromny sentyment do tamtych chwil, gdy oboje kształtowali swoją osobowość, szukając swojego ja. Miał wrażenie, że teraz spotkały się dwie inne osoby, ale… nie potrafił żałować. Zirytował się też na własny umysł, miał się przecież bawić! A nie rozpamiętywać swoją młodość. – Cóż, pewnie byłoby to całkiem ciekawe doświadczenie, ale chyba jednak spasuję. – odparł i puścił jej perskie oczko. Zdecydowanie nie uśmiechało mu się widzieć całego artykułu obserwatora na swój temat, bo chociaż kiedyś byłby skłonny do zrobienia wszystkiego, by być i jego całym nagłówkiem, to teraz… Nagle to uczucie z niego zniknęło, kiedy zrozumiał, że w gruncie rzeczy, to może nie łamanie zasad, ale na pewno też nie działanie zgodnie z nimi. Poczuł dziwną iskrę ekscytacji. Niech go Merlin ma w opiece. Uśmiechnął się jednym kącikiem ust, patrząc jak bezczelnie wyjmuje z jego dłoni kryształ i pije jego whisky. Pokręcił głową na jej działania, bacznie ją obserwując i będąc definitywnie ciekawym co ten wieczór przyniesie. Ona w innej skórze, on mający porzucić wszystkie obowiązujące go zasady? Cóż, niech ją Merlin też ma w opiece. Beatrice może i nie ryzykowała tyle co on, chociaż nie wiedział tego na pewno. Musiał jednak przyznać, że to wszystko mu się podobało, w ten niewytłumaczalny sposób, o którym nawet nie chciał myśleć. Nie chodziło mu wcale o poczucie „świeżości”, bo dobry Boże, nie był tego typu człowiekiem, to zachowanie kobiety sprawiało, że miał ochotę sięgnąć po więcej. Może to luizjańskie powietrze miało nań taki wpływ? Nie spuszczał z niej spojrzenia, kiedy obracała się, prezentując swoje wszystkie wdzięki i bawiąc się magiczną zapalniczką, by czymś zając swoje dłonie. Uniósł brwi na jej całą gotową historyjkę. No tak, nie mógł się przecież po niej spodziewać niczego innego. Nawet jeśli wyglądała zupełnie inaczej, to wciąż była tą samą Beatrcie Dear, którą znał od lat i nie mógł o tym zapomnieć. Nie przeszkadzało mu to jednak w chwyceniu jej w talii i przysunięciu do siebie, zanim w ogóle zdążyła zareagować. Nachylił się do jej ucha, pilnując by poczuła jego gorący oddech na swojej skórze. Skoro ona mogła z nim pogrywać, to on też mógł, prawda? – Podoba mi się. – mruknął i wyjął z jej dłoni szklankę z jego drinkiem i odsunął się na bezpieczną odległość. Upił bursztynowy napój z kryształu, obserwując reakcję nauczycielki eliksirów. Figlarny uśmiech błądził w kącikach jego ust, nie ukrywał też iskier rozbawienia w swoich niebieskich tęczówkach.
She couldn't care less, and I never cared more, so there's no more to say about that.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Na wstępie przepraszam, bo się byłam pogubiłam w tym, co się dzieje, dlatego będzie krótko.
- Bo ja wiem? Może niektórym by się podobało - rzucił na to, nadal kalecząc nieco słowa, bo jednak faktycznie nie gadał tak od dłuższego czasu, a pewnie jego ojciec już i tak nieco zniekształcał znane mu słowa, w każdym razie był w stanie się z nimi porozumiewać i nie miał z tym zbyt wielkich problemów, na całe szczęście. Zaraz też zerknął na Nancy, do której po prostu mrugnął, bo dlaczego by nie, ostatecznie tylko ona nie miała pewnie pojęcia, o czym dokładnie teraz napierdalają, ale to chyba nie miało aż tak wielkiego znaczenia, bo dziewczyna nie wyglądała na jakoś szczególnie złą, co nawet Maxa w pewien sposób uspokoiło, bo ostatecznie nie chciałby, żeby czuła się wykluczona z zabawy, czy coś tam. - Do ciebie to ja się nawet nie umywam, jesteś najlepsza dżaga na świecie - powiedział, kiedy tylko Ola znowu się do niego zwróciła, a potem z rozbawieniem zmarszczył nos, a jego ciemne oczy błyszczały wyraźnym rozbawieniem, na które nic nie mógł poradzić. Nie zamierzał siedzieć w kącie, a odpierdalanie różnych debilnych rzeczy było chyba już w jego krwi i nie mógł nic na to poradzić, zaś Ola była całkiem dobrą towarzyszką tych debilnych zabaw, czego chyba nigdy by się nie spodziewał, a jednak tak wyszło. - To, co chcesz śpiewać? Tym razem Felixa? A może coś innego? Poza tym, kiedy jak nie teraz, moja droga? - dodał jeszcze, nim ostatecznie skierowali się do beerponga, w którego jednak na razie nawet chyba nie miał jak grać, ale wcale mu to nie przeszkadzało, ostatecznie w końcu mógł po prostu obserwować to, co się dzieje, w tym też był całkiem niezły, a skoro jego towarzysze bawili się całkiem nieźle, to jemu to nie wadziło ani trochę. Na całe szczęście nie zorientował się jeszcze, że na tej samej imprezie jest również Sky, bo pewnie wszystko skończyłoby się zdecydowanie gorzej i byłoby o wiele ciężej sobie z tym wszystkim poradzić.