Domek jest drewniany, jest to studio, więc znajdują się tu dwie oddzielne sypialnie oraz jedna wspólna toaleta. Pomiędzy bliźniaczymi pokojami znajduje się niewielki salon z kanapą i stolikiem do kawy. W samych sypialniach nie brakuje dwóch oddzielnych szaf, małego wspólnego biurka z dwoma krzesełkami, wazonika z kwiatkami i portretu z pierwszą nowoorleańską wiedźmą, która zawsze, ale to zawsze na Was patrzy.
Uwaga. Pokój jest pełen magii, a więc należy rzucić kością, aby dowiedzieć się z czym będziecie mieć "problem". Pierwszy rzut jest obowiązkowy i będzie Wam przeszkadzać przez cały czas pobytu na wakacjach. Dodatkowe efekty możecie sobie dobierać wedle uznania.
Spoiler:
1 nocni goście - gdy zapada zmrok dowiadujecie się, że gdzieś nieopodal Waszego domku urzęduje gniazdo chochlików kornwalijskich. Co noc będą drapać pazurkami w ściany i okna przeszkadzając w odpoczynku. Aby pozbyć się tych dźwięków co noc musicie nakładać na domek odpowiednie zaklęcie ochronne/wyciszające.
2 światło - czar magicznej kuli wyczerpuje się co cztery godziny, a świetliki uciekają/gasną po trzech. Wieczorem musicie doczarowywać sobie światło.
3 gryzący dywan - lepiej wyrobić sobie nawyk stawiania wysokiego kroku po wejściu na dywan bowiem wyrobił sobie zdolność podgryzania palców u stóp, jeśli tylko jakieś znajdą się przy jego brzegu. Nie, dywanu nie da się zwinąć, jest przyklejony Trwałym Przylepcem.
4 chichocząca klamka - ma z Was niezły ubaw w bardzo dziwacznych porach dnia i nocy. Najlepiej jest ją regularnie wyciszać inaczej wybucha śmiechem nawet w środku nocy.
5 zaszroniona szyba - wystarczy, że domek jest pusty, a szyby pokrywa szron. Jeśli go nie usuniecie jakaś niewidzialna siła (duch?) rysuje po nim paznokciami. Najlepiej jest zadbać o temperaturę domku.
6 trzeszczenie podłogi - każdy krok wiąże się z trzeszczeniem desek podłogowych. Po siódmym kroku dźwięk robi się nieznośny i trzeba wyciszać albo regularnie rzucać "reparo" na podłogę - a ta i tak po upływie paru godzin na nowo zaczyna trzeszczeć.
Lokatorzy:
Pokój 1 1. Ezra T. Clarke 2. Leonardo O. Vin-Eurico
Pokój 2 1. Bianca Zakrzewski 2. Melusine O. Pennifold
Ostatnio zmieniony przez Fillin Ó Cealláchain dnia Pon Lip 13 2020, 23:35, w całości zmieniany 1 raz
Duchy w Nowym Orleanie są wszechobecne. Stanowią niemal osobną grupę społeczną, w każdym barze, w każdym miejscu znajdziesz ducha, który jest do niego przywiązany. Jest jedno sporo duchów, które błądzą po mieście i szukają turystów, traktując ich jak rozrywkę i pomagając im poznać Nowy Orlean lepiej. To wasi przewodnicy, którzy w każdej chwili mogą pojawić się obok. 1. Duch nie jest przy tobie przez całą dobę, ale może pojawić się w każdej chwili. 2. Rozmowy z duchem możesz prowadzić sam, śmiało rozbudowuj charakter swojego ducha. Pamiętaj, że mistrz gry w każdej chwili może wcielić się w twojego ducha. 3. Każdy ma ducha o innym imieniu i innym charakterze. Jest jednak kilka grup, które mają wspólne działanie, zalety, wady i przede wszystkim zadania, za które możecie zdobyć punkt do kuferka.
Glorie
@Ezra T. Clarke “Postawiłabym na Ciebie własne życie, gdym jeszcze jakieś miała” - czy istnieją lepsze słowa, by na wstępie dać Ci do zrozumienia, jak wyjątkowy wydałeś się w jej oczach, skoro gotowa jest zrobić nieco miejsca w swoim nie-życiu i poświęcić czas na porównanie Waszych rozdętych na całe zaświaty ego? Ilekroć z kimś rozmawiasz, to słyszysz w tle oceniające podszepty, podpowiadające Ci czyjeś wady i słabości, często wręcz czepiając się najdrobniejszej rzeczy, byle powtórzyć Ci to tyle razy, aż w końcu i Ty spojrzysz na to jak na czyjś mankament. W Ciebie samego Glorie jest natomiast wpatrzona jak w obrazek, powtarzając, że od dziesięcioleci nie mogła znaleźć nikogo kto byłby godny jej współpracy, co chwila zachęcając Cię do jak największego ryzyka, ale też i do roszczeniowości, bo przecież należy Ci się wszystko co najlepsze. Nie potrafi też wytrzymać w ciszy, więc stale opowiada Ci nie tylko o swoim pełnym hazardowych przygód życiu, ale i o widowiskowej śmierci, która za każdym razem przyjmuje kształty zupełnie innej historii. Jak duch na ciebie działa?: Przez całe wakacje masz ochotę rywalizować, wszelkie zakłady wydają ci się dużo bardziej interesujące. Dodatkowo masz ochotę podejmować ryzyko, nawet jeśli jest ono całkiem spore. Zalety: Jeśli zechcesz zagrać w Therię w kasynie, a nie masz 21 lat - 3 podejścia możesz powtarzać do woli, wbrew temu co jest napisane w temacie. W przypadku gry w astroletkę, zawsze możesz przerzucić jedną kartę tarota, a w trakcie gry w “Trzy różdżki” jedną kostkę. Wady: Jeśli ktoś wprost zaproponuje ci zakład - nie jesteś w stanie odmówić. Możesz się z niego nie wywiązać, ale samego zakładu nie odmówisz. Twój cel: Twój duch oczekuje, że będziesz w czasie tych wakacji bawił się naprawdę dobrze! No, może przy okazji przegrywając swój majątek. A może wzbogacając się niewyobrażalnie? Kto wie, ale jeśli zaangażujesz się w życie hazardzisty wystarczająco mocno, dostaniesz 1 punkt do dowolnej umiejętności. Co musisz zrobić? 1. Odwiedź kasyno w Nowym Orleanie i postaw tam minimum 50 galeonów. Musisz zagrać zarówno w Astroletkę, jak i Trzy różdżki. 2. Załóż się o coś z innym graczem. Stawka, a także to o co się zakładacie zależy tylko od was. 3. Zagraj przynajmniej w jedną wymienionych gier: Dureń, Gargulki, Theria. Musisz doprowadzić rozgrywkę do końca. 4. Wspomnij w wątku, że duch nauczył cię zasad jakiejkolwiek gry.
Brooke
@Leonardo O. Vin-Eurico Kokietka, przez wzgląd na wykonywaną za życia profesję nie nosi zbyt wielu ubrań i ciebie namiętnie zachęca do tego samego. Być może nie dowiesz się zbyt wiele na temat samego Nowego Orleanu, ale z pewnością bliskie staną ci się pikantne opowieści na temat tutejszego życia nocnego… Brook zdecydowanie nie wstydzi się swojego życia i przy każdej okazji zachęca cię, żebyś śmiało sięgał po to, na co masz akurat ochotę. Nawet, jeśli nie wszystkim się to podoba. Jak duch na ciebie działa?: Przede wszystkim Twój system wartości zostaje zaburzony; masz ochotę łamać wszelkie ustanowione zasady, niezależnie od tego, jaki masz do nich stosunek zazwyczaj. Dodatkowo wyjątkowo dobrze czujesz się w towarzystwie osób zajmujących się czarną magią. Zalety: Masz wrażenie, że przysługuje Ci wyjątkowe szczęście, niezależnie od popełnionego czynu, konsekwencje nie są do niego współmierne. Duchy przestępców pilnują, abyś zawsze spadł na cztery łapy, dlatego w lokacjach kostkowych możesz wykonać jeden przerzut, jeżeli wylosujesz negatywny (fizycznie) efekt. Wady: Za każdym razem, gdy usłyszysz od kogoś słowa “nie wolno”, czujesz wewnętrzny przymus do złamania zakazu. Od Ciebie zależy w jakim stopniu mu się poddasz. Twój cel: Zejść na złą drogę? No, może niekoniecznie, ale na pewno odkryć urok działania bez wyraźnego przyzwolenia. Twój duch naprawdę cię do tego zachęca, a jeśli ulegniesz pokusie, możesz się nauczyć więcej, niż myślisz. Za wypełnienie zadań przysługuje ci 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Odwiedź przynajmniej 3 miejsca w biedniejszych dzielnicach Nowego Orleanu. 2. Złam zasady (kradzież, działanie niezgodne z regulaminem lub zasadami wyznaczonymi przez nauczyciela/dyrektora, uderzenie kogoś itp) minimum 3 razy w trakcie wakacji. 3. Musisz stworzyć własną laleczkę voodoo.
Raph
@Bianca Zakrzewski Słodki siedmioletni chłopiec. Nie powie ci jak zmarł, widać, że wiąże się z tym jakaś traumatyczna historia. Był wychowany w biednej, ciemnoskórej rodzinie, która ledwo wiązała koniec z końcem. On natomiast był ich promyczkiem, zawsze pełnym energii i chętnym do zabawy. Mały tancerz, nawet jako duszek zamęcza cię z swoimi popisowymi układami. Jak duch na ciebie działa?: Nie masz ochoty sięgać po używki: alkohol, papierosy, narkotyki, nic nie wydaje ci się atrakcyjne. Dużo bardziej odpowiadają ci słodkie, niż gorzkie i kwaśne smaki. Masz znacznie więcej energii, niż normalnie. Zalety: Dużo łatwiej zdobyć ci sympatię młodszych graczy. Ty sam zresztą czerpiesz dużo więcej satysfakcji z takich znajomości. Wady: Jeśli mimo oporów sięgniesz po którąś z używek, do końca wątku boli cię głowa. Twój cel: Powrót duchem do czasów młodości. Poznaj Nowy Orlean z perspektywy dziecka, to świeże i wyjątkowe spojrzenie na to miasto. Oddaj się temu w pełni a zdobędziesz 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Odwiedź minimum 5 lokacji w Wesołym Miasteczku. 2. Spróbuj wszystkich słodkich potraw i napojów typowych dla Luizjany. 3. Napisz 3 wątki z postaciami młodszymi od ciebie.
James
@Melusine O. Pennifold Dwunastoletni chłopiec, który doskonale wie jak się bawić będąc duchem. Uwielbia kłamać, żartować, robić ci wszelkiego rodzaju dowcipy. Regularnie stara ci się coś wkręcić a mówi o tym z takim przekonaniem, że naprawdę łatwo mu uwierzyć. Zwiedzanie z nim miasta wymaga regularnego oddzielania faktów, od szalonej fikcji. Z drugiej strony może w niektóre dziwne historie warto uwierzyć. Zdecydowanie trafiło ci się dziecko z darem snucia opowieści. Jak duch na ciebie działa?: Nie masz ochoty sięgać po używki: alkohol, papierosy, narkotyki, nic nie wydaje ci się atrakcyjne. Dużo bardziej odpowiadają ci słodkie, niż gorzkie i kwaśne smaki. Masz znacznie więcej energii, niż normalnie. Zalety: Dużo łatwiej zdobyć ci sympatię młodszych graczy. Ty sam zresztą czerpiesz dużo więcej satysfakcji z takich znajomości. Wady: Jeśli mimo oporów sięgniesz po którąś z używek, do końca wątku boli cię głowa. Twój cel: Powrót duchem do czasów młodości. Poznaj Nowy Orlean z perspektywy dziecka, to świeże i wyjątkowe spojrzenie na to miasto. Oddaj się temu w pełni a zdobędziesz 1 punkt do dowolnej umiętności. 1. Odwiedź minimum 5 lokacji w Wesołym Miasteczku. 2. Spróbuj wszystkich słodkich potraw i napojów typowych dla Luizjany. 3. Napisz 3 wątki z postaciami młodszymi od ciebie.
Ostatnio zmieniony przez Emily Rowle dnia Pon Lip 13 2020, 23:31, w całości zmieniany 1 raz
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
- Siedem liter. Inaczej osobliwie lub nietypowo... Chociaż "jak się czujesz, pierwszy raz jadąc na wakacje jako opiekun ludzi w twoim wieku, którzy doskonale wiedzą, że jeszcze chwilę temu byłeś ćpunem i mężczyzną lekkich obyczajów" chyba też by nieźle pasowało. Odpowiedź to cholernie dziwnie - wymamrotał, na szafkę nocną odkładając ledwie ruszone krzyżówki i ze zrezygnowanym westchnieniem wślizgując się pod satynową pościel, aby tę intelektualną rozrywkę zamienić na bezmyślne wpatrywanie się w sufit. Nie był to jedyny aspekt przypominający Clarke'owi od kilku nocy o wyjątkowości tego konkretnego wyjazdu - być może przez ostatni semestr odrobinę nawykł do dyskretnego związku i myśl o obnażeniu go tak nagle przed światem nie była tak wyzwalająca, jak sądził, że będzie. Po raz kolejny pojawiało się za to określenie dziwny, nawet jeśli w pozytywny sposób. - Nie boję się zmian, ale ta... Nie wiem. Wydaje się być taka olbrzymia. - Odwrócił się twarzą ku mężczyźnie, mimo wszystko obdarzając go sennie łagodnym uśmiechem. Pomimo zmęczenia wiedział, że sen nie osiądzie na stałe na jego powiekach, a zamiast tego ze złośliwą satysfakcją pozwoli mu na niespokojne przekręcanie się z boku na bok i urwane epizody półświadomości. Być może był to jeden z tych nielicznych poranków w ciągu roku, gdy to Ezra pierwszy zrywał się z łóżka, nie potrafiąc poradzić sobie z bezczynnością. Zresztą było to wyjątkowo przydatne, skoro jeszcze musieli z całym bagażem dostać się do świstoklika. Nie było dla niego istotne, gdzie dokładnie w tym roku mieli się wybrać, bo Ezra od samego początku miał tylko jedno marzenie - aby była tam woda. Pitna i do kąpieli. Więcej do szczęścia nie było mu potrzebne, chociaż jego partner oczywiście zawsze stanowił przyjemny dodatek. Gdy tylko wylądowali, odetchnął głęboko wilgotnym powietrzem, a napięcie w jego brzuchu jakoś zelżało do tego stopnia, by prawdziwiej mógł ucieszyć się tą nową rzeczywistością. - Merlinie, to brzmi ekscytująco - skomentował, jednym uchem tylko słuchając wprowadzenia. Chyba każdy szanujący się czarodziej wiedział, czym była Luizjana, jakie znaczenie dla nich wszystkich miał Nowy Orlean. Jakiekolwiek jednak nie czekałyby na nich przygody, pierwszy przystankiem były pokoje. - Mam wrażenie, że ktoś tam na górze, kiedy tylko widzi nazwisko Vin-Eurico, od razu dopisuje też Clarke - zaśmiał się, zadowolony, że nie będzie musiał dzielić pokoju z nikim obcym. Ani szukać pokoju w razie naglącej potrzeby... - Wow, to są... jakieś warunki - zdziwił się, gdy tylko przestąpił próg całkiem przestronnego drewnianego domku tak silnie kontrastowego do zeszłorocznych namiotów. Wyglądało na to, że byli pierwsi, więc spokojnie mógł zajrzeć do bliźniaczych pokoi, by z pomocą intuicji wybrać ten, który bardziej do niego przemówił. - Ładnie, ładnie. Tylko coś tu zaburza harmonię yin yang, też to czujesz? - Skrzywił się i przystanął przed tym strasznym portretem, który wwiercał w nich swoje spojrzenie, praktycznie prosząc się o zdjęcie ze ściany. Ktokolwiek pozwolił mu tu być, nie miał gustu. - Cóż, pod jej spojrzeniem czuję się jak uczniak, więc może nie tak duża zmiana. Ale i tak zaryzykowałbym zsunięciem łóżek - zaproponował, posyłając Vin-Eurico przymilny uśmieszek, mówiący, że to oczywiście on miał zaryzykować zsunięciem mebli, ponieważ Clarke nie hańbił się wysiłkiem. Tym bardziej, że do zsunięcia łóżek trzeba było jeszcze znaleźć nowe miejsce dla biurka! Clarke więc w tym czasie zajął się oglądaniem szafy, kalkulując jak wiele z jego rzeczy się do niej pomieści i jak szybko zaczną po prostu być wszędzie. - Z kim najbardziej nie chciałbyś trafić do jednego domku? - podpytał, bo przecież czymś zupełnie innym było znanie pracowników Hogwartu z perspektywy studenta i pracowanie z nimi ramię w ramię. Już i tak Ezra przypadkiem nasłuchał się interesujących rzeczy!
Extraño. Trzeba przyznać, że Leonardo nie był szczególnie dobrym wsparciem, jeśli chodziło o podtrzymanie Ezry na duchu przy tym okrutnym przejściu z hogwarckiej młodości do dorosłości. Nie mógł powstrzymać się od ciepłego śmiechu, ilekroć słuchał tego drobnego narzekania, jedynie zdradzając przy tym, że po jego stronie wcale nie jest tak źle. I chociaż rzeczywiście współczuł, pamiętając jak jemu było niewygodnie w nagłym oderwaniu od gryfoniej beztroski... to też samolubnie się cieszył. - Dobrze, że masz słabość do olbrzymów - wytknął mu z szerokim uśmiechem, samemu niemal skacząc z ekscytacji na samą myśl o tym, że w końcu... będzie mógł zrobić to wszystko, czego tak bardzo mu brakowało. Będzie mógł złapać go za rękę, przyciągnąć do pocałunku i nazwać mi querido bez tego nieprzyjemnego ucisku za mostkiem, który przypominał, że jedno nierozważne słowo i wszystko ulegnie zniszczeniu. Prawda była taka, że niezależnie od tego ile czasu spędzali wspólnie w prywatności, osobowość Leonardo wymagała cieszenia się otwartością, do której ukrywanie związku nie należało. Może i nie zwykł śpiewać Ezrze serenad każdego wieczora, ale wyjątkowo przyjemna była świadomość, że nikt mu już tego nie zabroni. I gdzieś w tym wszystkim trochę zapomniał o ekscytacji wyjazdem, być może nieco zbyt przyzwyczajony do tego, że wakacje częściowo stanowiły niespodziankę, częściowo pracę, a częściowo ganianie za okazjami, które jednego dnia się pojawiały, a drugiego znikały. Ciesząc się Ezrą i odpoczynkiem nie myślał o lokalizacji, dochodząc do wniosku, że ze wszystkim sobie poradzą, a przy okazji może odkryją coś nowego. Nie mylił się, zaciekawionym spojrzeniem omiatając okolice Luizjany, w której w całym swoim podróżniczym życiu nie postawił nogi. - Bo te nazwiska perfekcyjnie się zgrywają. Zresztą, pewnie po prostu nie było tutaj żadnej losowości i dyrekcja rzuciła jakieś propozycje. Myślisz, że Hampson o nas nie pamięta? - Zagadnął, rozglądając się po domku ze szczerym zadowoleniem, bo przynajmniej było gdzie rzucić swoje bagaże, bez martwienia się jakimiś dziwnymi warunkami. Aż wstyd przyznać ile kufru wysypał z piachu po Saharze*... - Tak prywatnie to my jeszcze nigdy nie mieliśmy... Joder... to aż podejrzane... - Mamrotał sobie, zupełnie bezmyślnie porywając się za spełnianie życzenia swojego partnera, by zrobić małe przemeblowanie. Fakt faktem, istotnym czynnikiem w tym wszystkim było też to, że Leonardo zwyczajnie wyczuwał problemy ze zmieszczeniem się w normalnym łóżku, więc tym chętniej korzystał z okazji zagarnięcia dla siebie części ezrowej przestrzeni. - Nie chciałbym? Ee... no nie wiem w sumie, ja jednak raczej większość- no pewnie byłoby niezręcznie z niektórymi nauczycielami. Taki Enrico, no nie wiem... albo no, wiesz co, nie chciałbym być z dyrektorem - oznajmił, przerywając na chwilę walkę z biurkiem, które jakoś wyjątkowo nieporęcznie nie chciało wcisnąć się w upatrzone przez ćwierćolbrzyma miejsce. Parsknął śmiechem, wracając do swoich zmagań, próbując jakoś zwizualizować sobie coś tak wybitnie abstrakcyjnego. - Właściwie, to- myślisz, że ma jakiś prywatny domek? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem... ej, a ty? I z kim najbardziej byś chciał? Poza mną, oczywiście. Zamierzam wierzyć, że jestem na pierwszym miejscu - zastrzegł, szukając jeszcze kontaktu wzrokowego, by mrugnąć do Ezry z dumą, że tak przewiduje ewentualne złośliwości.
*i know i'm dumb, it's ok
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Sam Ezra miał do tego wszystkiego bardzo mieszane uczucia. Raz faktycznie nie mógł się doczekać nowych wyzwań, porzucenia nauki dla nauczania, budowania swojego życia na czymś bardzo stabilnym, raz znowu słyszał w głowie podszepty jego wewnętrznego Piotrusia Pana, buntującego się przed dokonaniem na nim morderstwa. Co było w pełni zrozumiałe. - Czy mam? - Uniósł sceptycznie brew, poddając w wątpliwość tę liczbę mnogą, jako że innych olbrzymów nie przyszło mu spotykać. Cóż, poza rodziną Leonardo - i tutaj Ezra prezentował zupełnie inny rodzaj słabości niż zakładał jego partner! Dalej jednak istniała szansa, by Clarke'a przekonać do swojego stanowiska, więc jeśli Leo tak bardzo ekscytował się samą możliwością wymiany zakazanego owocu na pospolite jabłko... Oj zdecydowanie zobowiązywał się do nadania mu najsłodszego smaku. - No ja mam nadzieję, że pamięta, byliśmy gwiazdkami tej szkoły - prychnął z pewną wyniosłością, zaraz jednak przytakując Leonardo, że to wszystko wyglądało na przemyślaną zachętę do korzystania z różnych uroków wyjazdu. Nie zwlekając, zmierzył więc swojego partnera ostrym spojrzeniem i z kocią cierpliwością wyczekiwał odpowiedniego momentu na przejście do ataku na jego prywatność. Z obranej ścieżki wybił się jednak sam tym jednym pytaniem. - Słodka Roweno, chciałbym być z dyrektorem. Jestem całkiem pewny, że nas uwielbia i świetnie byśmy się dogadali. Jakby, w mojej wyobraźni widzę tego Hampsona gorąco śledzącego obserwatora albo ogarniającego nowinki, które miejsca znajdują się w top 10 bezpiecznych wakacyjnych lokacji, tylko po to, żeby wykreślić je z opcji - zaśmiał się szczerze, podchodząc do okna i pozerkując na korowód uczniaków wciąż poszukujących swoich domków. Być może swoich fantazji nie powinien wygłaszać tak donośnie, nie mogąc mieć pewności, co do przypadkowych dwóch par uszu, które miały do nich jeszcze dołączyć. Była duża szansa, że byli lepiej wychowani niż Clarke! - W ogóle widziałeś go kiedykolwiek, kręcącego się po mieście, robiącego jakieś rzeczy... Nie-dyrektorskie? - Udawane zdegustowanie przebiegło przez jego twarz, jakby tak abstrakcyjna wizja nawet nie chciała na dłużej ostać się w jego niewinnym, krukońskim umyśle. Podłapał więc pytanie Vin-Eurico, w zamyśleniu zaczynając podskubywać wargę. - A jaaaa... Nie chciałbym spać w jednym pokoju z Bloodworthem, chyba że każdego wieczoru mógłbym podawać mu eliksir snu. Albo raz eliksir żywej śmierci, to bardziej ekonomiczne rozwiązanie... I z Voralbergiem. Myślę, że byłoby to jedno z dziwniejszych i bardziej niezręcznych zdarzeń w moim życiu. Acz jednocześnie dlatego bym go chciał. Kto wie? Może jeszcze zostalibyśmy przyjaciółmi. Mówiłbym do niego mówić jakieś... no nie wiem, "złotko"? Wygląda na osobę, która miałaby problem to przełknąć. - Co stanowiło najistotniejsze kryterium podczas dobierania jakichkolwiek przezwisk przez Ezrę. Wzruszył więc ramionami, nie mając lepszych pomysłów; oczywiście że cieszyłby się z Éléonore czy jakichkolwiek innych rówieśników, wielu ludzi było mu również względnie obojętnych, tym bardziej w obliczu oddzielnych sypialni. Prawdopodobnie ucieszyłby się z każdego, kto dałby mu chociaż trochę rozrywki; pozwoliłby się onieśmielić czy włączył w przepychanki słowne. Ostatecznie rozrywka fizyczna także wchodziła w grę, dlatego Leonardo mógł się dowartościowywać tym pierwszym miejscem w ezrowej hierarchii. Na potwierdzenie tego porzucił wreszcie oględziny pokoju, by podejść do ćwierćolbrzyma, który ślicznie wykonał postawione przed nim zadanie, niczym rycerz dowodząc swojej wartości. Położył dłoń na boku mężczyzny, odchylając głowę, by w pełni wyeksponować intencję kryjącą się w zaczepnie głupkowatym uśmieszku i sugestywnym poruszeniu brwiami. - A ty? Zaserwować ci coś do przełknięcia?
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
- Masz, ale możesz się skupiać tylko na jednym - poinformował Ezrę uprzejmie, nie dając się zbić z tropu jego typowym sceptyzmem; Leonardo jakkolwiek nie kochałby swojej pracy, tak zawsze wakacje stawiał ponad nimi. Nie tylko mógł odpocząć, ale też organizować nieco luźniejsze zajęcia i pokazywać się swoim podopiecznym od bardziej ludzkiej strony. Zresztą, hogwarckie wyjazdy zawsze były dla niego pełne wrażeń, o swoich prywatnych już nie wspominając. - A to niewątpliwie. Pewnie cały rok z Bennettową sobie zakłady robią, żeby zdecydować kto ostatecznie wybierze miejsce na wakacje... - Aż ciężko było obstawiać co komu chodzi po głowie, bo pozornie przyjazne miejsce szkolne wycieczki postawiły pokazać z zupełnie nowej strony. Czym innym była Islandia, a czym innym zabójcze kopalnie i kąpiele w lawie; Sahara również brzmiała bardzo kolorowo, dopóki nie brało się pod uwagę krwiożerczych roślin i nieludzkiego upału. Luizjana już w pierwszym wrażeniu wzbudzała czujność, wobec czego ćwierćolbrzym ani myślał jej lekceważyć. - Złotko - parsknął, zaraz dodając do tego ciche hiszpańskie oburzenie, które równie dobrze mogło być powiązane z przypadkowym kopnięciem przestawianego łóżka. Leo nie chciał trzeć nim po posadzce, by przypadkiem jej nie zarysować, a jednak podnoszenie takiego mebla w pojedynkę nie należało do wygodnych - niezależnie od wielkości śmiałka, coś w tym wszystkim musiało nie pasować. A jednak połączenie podnoszenia i przesuwania okazało się wyjątkowo skuteczne, drobnym bólem opłacając pożądany efekt. - Jak Perpetua... nie no, z Alexandrem to ja bym chciał. Czuję, że my w ogóle jesteśmy o włos od takiego serio polubienia się, bo teraz to tylko grzeczności, ale... zjednoczymy się jako opiekunowie, mówię ci. Wbije nam tu na imprezę - zapewnił, zacierając dłonie w kolejnym przypływie ekscytacji, bo wakacyjne imprezowanie to było jedno wielkie must-have. Myślał już o tych wszystkich lokalnych potrawach, alkoholach i innych napojach, gdy Ezra sam uczepił się kwestii połykania, przez chwilę jeszcze nie wyciągając swojego partnera z kulinarnych rozważań. Dopiero potem zachłannie przemknął dłońmi po jego plecach, przysuwając go bliżej z wymownym pochyleniem. - Mm, poproszę - potaknął, muskając wargami kącik jego ust. - Straumatyzujemy współlokatorów?... - I miał go już nawet pocałować, gdyby nie wyłapał jakiegoś podejrzanego ruchu kątem oka; dziwne, skoro byli w pomieszczeniu sami. Zawiesił się tak, nęcąc go oddechem, gdy spojrzenie powoli się uspokajało, pozwalając Meksykaninowi na zadowolone przymknięcie powiek. - Obiecaj mi, że to będą dobre wakacje. Zaczynając... nie wiem, od rozkręcenia imprezy?
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Wraz z rzuconym przez ćwierćolbrzyma przekleństwem Ezra poczuł się niemal źle, że pozostawiał Leo bez jakiegokolwiek wsparcia - może powinni byli wypróbować raczej jakiegoś zaklęcia lewitującego, zamiast nadwyrężać kręgosłup, a w dodatku grozić podłodze? Szybko jednak zapomniał o swojej wdzięczności, skoro przeszli na temat Voralberga. To nawet nie było tak, że Ezra nie darzył opiekuna Ravenclaw choćby i odrobiną sympatii, na pewno jednak lubił sprawiać pozory, że tak właśnie jest. A pozory utrzymywały się najlepiej, gdy pozostawały spójne wobec wszystkich zaangażowanych osób. - Hej, ale nie możesz się próbować przyjaźnić się z kimś, kogo ja jeszcze wcale nie lubię. Jak potem wykopiemy go ze stanowiska opiekuna, żeby zrobić miejsce dla mnie, jeśli będziecie się lubić? - oburzył się więc z lekkim wydęciem warg. Na pewno jednak bardzo chciał - nie, nie, potrzebował - zobaczyć Voralberga w jakiejś mniej oficjalnej sytuacji niż szkolne zajęcia. I nawet nie tylko jego, ale całego towarzystwa wiernie pilnującego cnoty młodzieży w Hogwarcie; takiego zyskującego ostatnio sławę Josha, dla równowagi spraszającego niewinne dusze do swojego domu... - Mhmmm - potaknął mrukliwie, płaską dłonią przesuwając po klatce piersiowej ćwierćolbrzyma, dostając jednak za to tylko krótkie muśnięcie w kącik wargi. Nie musiał być szczególnie spostrzegawczy, by zauważyć, że myśli Vin-Eurico umykały Ezrowemu dotykowi, woląc się rozpierzchnąć po różnych zakamarkach Luizjany. - Za kogo ty mnie masz, co to za wakacje, bez gorszenia współlokatorów? Tym bardziej trzeba zacząć już, bo mamy trochę do nadrobienia - przypomniał chłopakowi, wyciągając się ku górze, by przechwycić ten przeznaczony dla niego pocałunek, w kuszący sposób osiadły na męskich wargach. Zbyt daleko, by tak po prostu go sobie wziąć. Zbyt blisko, by nie spróbować. Zmarszczył zaraz brwi, zdumiony tym rozkojarzeniem swojego partnera; nie potrafił zadowolić się samym dzielonym oddechem, więc wyciągnął dłoń i opuszką obrysował przynajmniej kształt warg, musnął choć policzek zdobiony miękkim zarostem. Musiał się pogodzić z tym, że gdzieś po drodze stracił uwagę Leonardo. - Imprezy. Och, no... tak, w sumie czemu nie? - Cofnął się o krok, trochę zaskoczony tym, że mężczyzna chciał spraszać ludzi tak od razu, kiedy nawet jeszcze nie zdążyli się zadomowić. Z drugiej strony, czy był na to lepszy wieczór niż pierwszy, na który jeszcze nikt nie miał prawa mieć planów? Widać było, jak twarz Clarke'a stopniowo jaśnieje szczerszym entuzjazmem, a mechanizmy w jego głowie przeskakują płynnie na inny tryb pracy, ten analityczny, odpowiedzialny za umiejętności organizacyjne. - Nie powinniśmy zapraszać zbyt wielu ludzi, nie chcę zdenerwować tych tam obok... Tak wiesz, kameralnie. Ja napiszę do Élé i Heaven... bo chyba to nic złego, że zaprosimy studentkę? - upewnił się, nie chcąc popełnić karygodnego faux pax tak wcześnie. Pamiętał, że w Grecji profesor Dear ledwie uniknął kłopotów przez dołączenie do towarzystwa młodocianych. - Może ty się zajmij bardziej ogarnięciem dorosłego grona, a ja wyskoczę poszukać jakichś przekąsek? - zaproponował, oczywiście i tak zamierzając zabrać ze sobą wizbooka, bo nie było się co kłócić - Leonardo miał o wiele większe doświadczenie w kwestii imprez i to wcale nie dzięki swojej poprzedniej pracy.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Zaśmiał się krótko, nie tłumacząc już Ezrze, że wygryzanie osób z nim niezaprzyjaźnionych również nie jest szczególnie mile widziane, nawet jeśli dalej życzył swojemu partnerowi jak najlepiej. I porzucił szybko kwestię zarzekania się co do tego, jak przyjacielsko rozkocha w sobie profesora Voralberga, zwyczajnie wierząc, że prędzej czy później musi się to wydarzyć. Chwilę zastanawiał się, czy przypadkiem nie zgasił Krukona tym wspomnieniem o imprezie, mimo wszystko jednocześnie pokazując, że nie ciągnie go tak do prywatności. Sam w gruncie rzeczy nie wiedział co go tak nagle natchnęło, cicho jedynie podejrzewając, że mógł mieć na to wpływ ciężar skrywanego do tej pory związku. Chciał już Ezrę mieć przy wszystkich, bez ukrywania się i ograniczania. Korzystać z wakacji bez limitów, jak najintensywniej, a skoro trafił im się wspólny pokój, to wiedział, że o prywatność i tak zadbają. Radzili sobie w gorszych sytuacjach. Poza tym, gdy wpatrywał się w narastający w zielonych ślepiach entuzjazm, sam już podrygiwał z nadmiaru energii. Ezra rozkwitał pośród ludzi, zgrabnie przejmując uwagę na siebie i zaraz rozprowadzając ją w odpowiedni sposób, byle tylko zabawa trwała. I za tym też Leo się stęsknił, więc nawet jeśli trochę zbyt szybko popchnął swojego partnera do tego coming outu, to nie czuł skruchy. - Zdenerwować kogo? Niech się dołączą po prostu. I zapraszaj, zapraszaj, ja w sumie jeszcze nie wiem do kogo- ty chyba trochę przeceniasz to moje dorosłe grono, no ale... czekaj, nie wychodź jeszcze. Chcę się przebrać i chcę zdjęcie - zadecydował, pochylając się do czułego pocałunku, którym chciał przypomnieć chłopakowi o swoich dobrych intencjach. Pierwszym - może nieszczególnie przemyślanym - planem było wrzucenie zachęty na wizbooka. I choć początkowo miało to być zdjęcie gotowego do zabawy Leosia, ostatecznie zostać wybrane musiało po prostu najlepsze; mówi się trudno. Szukając osób, do których mógłby wysłać jeszcze prywatne zaproszenia, zajmował się już ogarnięciem pokoju, choć w gruncie rzeczy polegało to głównie na pomniejszeniu bagaży. Z wizbookiem w ręku i tak udał się jeszcze na szybkie poszukiwania alkoholu, nie chcąc przeciążać swojego polującego na przekąski partnera.
/zt, MOŻNA SIĘ SCHODZIĆ NA IMPREZĘ!
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leonardo nie miał pojęcia, że aż tak nastawi się na luźno rzucony pomysł zorganizowania imprezy. Ledwo się zorientował, a już ganiał w tę i z powrotem, próbując jakoś ozdobić skromny domek i przy okazji zadbać o wygodę swoich (jeszcze nieistniejących) gości. W efekcie końcowym, eliksir neonowy pojawił się w postaci fikuśnych bazgrołów na licznych powierzchniac, podczas gdy tacki z napojami i poczęstunkiem lewitowały z jednego kąta w drugi, czekając na imprezowiczów. Pośrodku tego wszystkiego gospodarze rozstawili stół do magicznego beerponga, modląc się tylko o to, by faktycznie wszyscy się pomieścili. Ale Leonardo i tak pootwierał wszystkie okna, samemu testując wytrzymałość parapetu i jego wysokość nad ziemią - cóż, był w stanie spokojnie wyjść sobie tędy na zewnątrz, więc nie powinno być większych problemów. - Dalej uważam, że neon i negliż to najlepsze motywy imprezowe - poinformował swojego partnera, poprawiając jasnokremową koszulę, która luźno zwisała mu z ramion, zapięta na symboliczne dwa środkowe guziki, tym samym zakrywając (w większości) ćwierćolbrzymi tors. - I tak jeszcze ci tylko powiem - kontynuował, rzucając poduszki na kufry, by udostępnić je jako wygodniejsze siedzenia - że kocham wakacje.
Impreza dla wszystkich!
Impreza organizowana jest przez Leonardo O. Vin-Eurico i @Ezra T. Clarke. Zaproszenia zostały rozesłane prywatnie, ale pojawiło się również wizbookowe ogłoszenie (tutaj), które jest publiczne. Wychodzi na to, że każdy - niezależnie od wieku! - może pojawić się w domku nr 6. Prosimy ewentualnych uczniowskich gości o pamiętanie, że nie wolno im spożywać alkoholu. Poza odpowiedzialnymi dorosłymi, pilnują tego też zaczarowane kubeczki, których procentowa zawartość znika w rękach nieletnich.
Neon
Przy drzwiach wejściowych znajdują się miski z różnokoloworym eliksirem neonowym, z których można skorzystać wedle uznania. Mile widziane pozostawienie na ciele/ubraniu choćby maleńkiej świecącej kropki!
Jedzenie
Pizza: • POTĘŻNA WIEDŹMA - pizza tylko dla osób lubiących ostre smaki. Dodano tu dużo papryczek chilii, mięsa i tajemniczych ziół. Tylko dla twardzieli. • DUSZA UPIORA - pełna pomarańczowej cebuli, warzyw i oregano, świetna dla wegetarian. Uwaga, po spożyciu można na godzinę zblednąć i przypominać trupa. • PRZEKLĘTE SERCE - pizza w kształcie serca na zielonym cieście. Cieszy się sporą popularnością przez bardzo wyrazisty i intensywny smak. Idealna dla zakochańców. • LUNCH DEMENTORA - do tej pizzy (notabene jednej z najdroższych) dodano jedną porcję eliksiru felix felicis, a więc po spożyciu przynajmniej dwóch kawałków czarodzieja wypełnia lekkość, błogość i wspaniały humor. • ZAPOMINAJKA - pizzerka z grzybami, salami, mięsem, serem feta, oliwkami i tajemniczym ziołem, które może wywołać lekką i krótką lewitację oraz rozkojarzenie. Serwowane głównie dzieciom, choć znajdą się i dorośli miłośnicy. Kanapki: Popularne w Nowym Orleanie bagietki wypchane przeróżnymi dodatkami (warzywka, owocki, mięsko?). Niektóre zawierają gęsty sos rozmarynowy.
Napoje
Co tylko sobie wymarzysz, a jeśli masz ochotę na magiczne efekty - zajrzyj do punktu nr 6 w kategorii "magiczny beerpong!"
Magiczny beerpong
Celem beerponga jest trafienie piłeczką ping pongową do któregoś z kubeczków przeciwnej drużyny. Przykładowo: Obłędne Olbrzymy trafiają do kubeczka Hipnotyzujących Hedonistów, więc HH tracą ten kubeczek (muszą wypić jego zawartość). Rzuty wykonuje się naprzemiennie, tzn. niezależnie od wyników - raz OO, raz HH. 1. Jeśli bierzesz udział w grze, wklej do swojego posta kod:
kod:
Kod:
<zg>Drużyna:</zg> wybierz: Obłędne Olbrzymy / Hipnotyzujący Hedoniści <zg>Kostka na powodzenie:</zg> wpisz uzyskane % <zg>Bonus:</zg> jakie ci przysługują, o ile przysługują? <zg>Efekty uboczne:</zg> na jaki efekt trafiasz, o ile trafiasz? <zg>Wylosowany napój:</zg> czyli co musi wypić ktoś z przeciwnej drużyny? <zg>Aktualne wyniki drużyn:</zg> Podstaw wynik za x (np. - OO stracili już cztery kubeczki, więc ich wynik to 4/6. HH nie stracili jeszcze żadnego kubeczka, więc ich wynik to 0/6.) Obłędne Olbrzymy - x/6 Hipnotyzujący Hedoniści - x/6
2. Gra jest otwarta, tj. nie ma konkretnej kolejki - kto chce, ten może grać. Pamiętajcie tylko, żeby nie zmieniać drużyn i w każdym poście z beerpongową akcją wpisywać wyżej podany kod! 3. Aby dokonać rzutu piłeczką do kubeczka przeciwnej drużyny, rzuć kostką k100 (czytaną jako %). Bezproblemowe powodzenie następuje w momencie uzyskania min. 70%. W wypadku powodzenia, należy przejść do punktu nr. 6. 4. Masz poniżej 70%? Sprawdź naszą listę bonusów! Jeśli z ich pomocą osiągniesz min. 70%, przejdź do punktu nr 6.
Bonusy:
Bonusy się łączą! • Posiadasz w KP wzmiankę o imprezowym charakterze postaci? Otrzymujesz +10% do swojego wyniku! • Pojawiłeś się fabularnie na jakiejś imprezie? Otrzymujesz +10% do swojego wyniku! • Grałeś kiedykolwiek na pozycji ścigającego? Otrzymujesz +10% do swojego wyniku! • Posiadasz własny zestaw do magicznego beerponga? Otrzymujesz +10% do swojego wyniku!
5. Pomimo bonusów, dalej masz poniżej 70%? Sprawdź naszą listę efektów ubocznych!
Efekty uboczne:
• 1% - to tak wybitnie tragiczne, że aż piękne. Chrzanić kostkę, TRAFIASZ! Przejdź do punktu nr 6! • 2-20% - nie trafiasz, chociaż było bardzo blisko - piłeczka wpadła do kubeczka i z niego wyskoczyła. Teraz jest okropnie śliska, wobec czego kolejny gracz twojej drużyny na starcie otrzymuje -10%. • 21-40% - nie trafiasz... do kubeczka przeciwników. Piłeczka odbija się jakoś dziwnie i ląduje w kubeczku twojej drużyny - samobój! Przejdź do rozpiski napojów z punktu nr 6. • 41-55% - nie trafiasz, ale potrącasz kubeczek i wylewasz alkohol na siebie. Niezależnie od twoich poczynań, plamy zostają na ciele/ubraniu. • 56-69% - nie trafiasz, a w dodatku rozwścieczasz zaczarowaną piłeczkę. Uderzasz nią dowolną postać (oznacz ją @"nick") i nabijasz jej niemożliwego do ukrycia/wyleczenia siniaka!
6. Jeśli udało ci się trafić piłeczką do kubeczka, musisz sprawdzić jaki napój się tam pojawia (czyli co serwujesz swoim przeciwnikom).
Napoje:
Rzuć kością k6, by dowiedzieć się jaki napój znajduje się w kubeczku. 1 - Meksykański poncz bezalkoholowy - może i nie upija, ale za to piekielnie rozgrzewa! Jesteś zmuszony do pozbycia się części swojego stroju lub oblania się od stóp do głów wodą. 2 - Drink Hurricane - lokalny orzeźwiający i wyostrzający zmysły (smak, węch, słuch i wzrok) napój. Ma słodko-kwaśny posmak i nikt ci nie zdradzi co znajduje się w środku. Sam wybierz, czy to wersja bezalkoholowa czy alkoholowa! 3 - Piwo - jeśli chcesz bezalkoholowe: kremowe, doprawione taką ilością cynamonu, byś kichał co chwilę do końca imprezy; jeśli chcesz alkoholowe: dymiące Simisona, przez które oddychasz dymem przez min. jednego posta. 4 - Kłębolot - doprawione morelowe wino musujące, które jest wysoko cenione przez wróżbitów. Po jego wypiciu i ty czujesz się jasnowidzem - przepowiadasz dowolnej postaci przyszłość (prawdziwą czy nie - to już wasza sprawa!). Istnieje opcja wypicia bezalkoholowego kłębolota o tym samym efekcie. 5 - Kawa - jeśli chcesz bezalkoholową: bazyliszkowe macchiato, którego już kilka łyków sprawia, że czujesz się ożywiony i dziwnie podniesiony na duchu; jeśli chcesz alkoholową: po rosyjsku, czyli z winem i wódką, WYBITNIE mocna! 6 - Jad Kirlija - bardzo mocny i niesmaczny drink, który na min. 1 posta dosłownie zwala z nóg. Istnieje opcja bezalkoholowa, której efekt się nie różni.
Ostatnio zmieniony przez Leonardo O. Vin-Eurico dnia Sro Lip 15 2020, 16:50, w całości zmieniany 2 razy
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że Ignacy spędzi ten wieczór wyjątkowo spokojnie, bez żadnych szaleństw. Nie planował nocnego wypadu na mokradła, pomimo niekończących się próśb nawiedzającej go staruszki, a co więcej, odprawił także z kwitkiem znajomego, który zaproponował mu wypad do miasta. Po ostatnich ekscesach, gdy do późnego wieczora błądził po pobliskich terenach, jakakolwiek wyprawa poza granice pensjonatu nie wchodziła tego dnia w grę. Jutro, pojutrze, jak najbardziej. Tylko nie dzisiaj. Chciał odpocząć na miejscu i nabrać siły na kolejne dni eksploracji Luizjany i doskonale wiedział, że najłatwiejszym sposobem na osiągnięcie tego celu będzie zakopanie się pod kocem i spędzenie kilku godzin na lekturze którejś z powieści, którą przytargał ze sobą z Anglii. Niestety okazało się, że w najmniejszym stopniu nie był w stanie skupić się na treści książki, więc zrobił to, co zrobiłby każdy szanujący się czarodziej w jego wieku. Sięgnął po wizzbooka i dał się pochłonąć całej masie różnego rodzaju postów i zdjęć publikowanych przez jego bliższych lub dalszych znajomych, niemalże mechanicznie zaznaczając raz za razem Lubię To. Wprawdzie nie wszystki treści trafiały w jego gusta, jednak wychodził z założenia, że czasami warto było okazać zainteresowanie daną osobą czy tematem, aby później tego nie pożałować. Chłopak już miał odsunąć od siebie magiczną książkę, gdy podczas przeglądania hasztagu wakacje pojawiło mu się całkiem ciekawe zaproszenie do domku numer sześć. Publiczne i to na dodatek od nauczyciela Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Cóż skłamałby, gdyby powiedział, że to treść postu zwróciła najpierw jego uwagę, a nie zdjęcie. Nie dało się zaprzeczyć, że mężczyzna prezentował się lepiej niż nieźle i... - Czy to w ogóle legalne? - mruknął pod nosem, sprawdzając dla pewności wszystkie tagi. Może pomylił prywatną wiadomość z postem? Może to miało być zaproszenie dla nauczycieli, a nie dla wszystkich, pomyślał, poprawiając się na łóżku. W sumie mógłby tam pójść i przekonać się, o co tak naprawdę chodzi. Jeśli miałaby to być pierwsza impreza od początku wyjazdu, to dobrze by było pokazać się w towarzystwie. Tak, ta myśl zdecydowanie przekonała Ignasia do tego, aby wyjść spod koca i zacząć się przygotowywać do wyjścia. Niecałe dwadzieścia minut później był stał już pod drzwiami domku Ezry i Leonarda. Postawił na elegancką klasykę – białą koszulę z podwiniętymi rękawami i zestaw wygodnych spodni i butów, które nie krępowałyby jego ruchów. Puchon jeszcze raz dla pewności wygładził poły górnej części swojego odzienia i zapukał trzykrotnie do drzwi. Gdy te się uchyliły, uniósł minimalnie okulary przeciwsłoneczne, taksując z zainteresowaniem osobę, która mu otworzyła. Po chwili kąciki jego ust uniosły się w rozbrajającym uśmiechu. - Witam. Słyszałem, że ma tu miejsce jakaś impreza – zaczął, celowo nadając swojemu głosowi entuzjastyczny ton. - Liczę, że dobrze trafiłem? Wprawdzie był niemalże w stu procentach pewien, że znajdował się pod właściwym adresem, tak mimo wszystko warto było dopytać, żeby się nie okazało, że przez przypadek zaczął się dobijać do domku zajmowanego przez dyrektora Hogwartu. To byłoby bardzo niefortunne.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Impreza? Cóż, powiedzmy sobie szczerze, że Max to był prawdziwy pies na imprezy i trudno było mu coś przepuścić, jeśli tylko mógł, to chciał z tego korzystać, nic zatem dziwnego, że po prostu zebrał się jak najszybciej, nie zwracając właściwie na nic uwagi i dochodząc do wniosku, że skoro już mają się bawić, to proszę bardzo, najlepiej do upadłego i to od razu. Przy okazji mógł nieco zneutralizować ten wpierdalający ból głowy, który nie chciał się odjebać i może zapanować nad nudnościami, z jakich śmiał się Patrick, twierdząc, że z niego baba i w ogóle to straszny szczur lądowy, i powinien się bardziej ogarnąć, bo w ogóle nie pasuje to do takiego chłopa, jak on. Łatwo było mówić, trudniej wykonać, bo wszystko wskazywało na to, że to właśnie dawny kapitan statku miał na niego tak pojebany wpływ, ale dobra, chuj z tym, teraz liczyło się coś innego. Nie uszedł daleko, kiedy dostrzegł Nancy i Olę przy jednym z domków - chyba ich? - i pomachał do nich, po czym uśmiechnął się radośnie, zbliżył się i objął je zaczepnie ramionami. - Słyszałyście, że właśnie zaczyna się impreza, której nie można ominąć? - rzucił do nich, a potem zaproponował, żeby poszli razem. Nie zamierzał wisieć na nich jak jakiś jebany koala, ani robić im w żaden sposób krzywdy, więc po tym, powiedzmy, przyjacielskim powitaniu puścił je, o ile oczywiście nie wpadły na to, że jednak wolą nieco utrudnić mu ten pochód w stronę, gdzie znajdowały się domki dla dorosłych. Rzucił coś jeszcze o tym, że nie odmawia się takiemu zaproszeniu i właściwie nie minęło wiele czasu, kiedy znaleźli się pod właściwymi drzwiami, a on aż parsknął, kiedy dostrzegł leżące tam naszykowane neonowe eliksiry. - Dobrze się zapowiada - stwierdził, a później uśmiechnął się zadziornie pod nosem i sięgnął po jedną z buteleczek, która miała akurat żółty kolor, tylko po to, by zaraz zostawić na nosie Oli uroczą ciapkę, a następnie zamierzał namalować na policzku Nancy słoneczko, bo właśnie taki genialny miał pomysł na tę okoliczność. Zachowywał się pewnie dość dziecinnie, ale chyba był ostatnią osobą, jaką dało się posądzić o bycie poważnym, czy coś podobnego. Teraz dodatkowo wpraszali się na imprezę, były wakacje i nie musieli się niczym przejmować, poza tym wszyscy, a jakże, byli pełnoletni, więc chuj z tym, co ostatecznie postanowią tutaj odpierdolić, prawda? Teraz oficjalnie Max był również studentem, więc tak po prawdzie mógł mieć w dupie część zakazów, czy coś tam, co obowiązywało go w szkole - jakby kiedykolwiek tego tak naprawdę przestrzegał. Dochodząc do wniosku, że powinien uniknąć odwetu, jak najszybciej wszedł do środka, trzymając nadal eliksir, który spokojnie mógł chlapnąć na niego w każdej chwili i rozejrzał się stwierdzając, że chyba są tutaj na samo otwarcie imprezy, co skomentował nieco rozczarowanym cmoknięciem, a jednocześnie aż mu się oczy zaświeciły, bo dzięki temu mogli znaleźć sobie odpowiednie miejsce. - Trochę tu drętwo, ale to pewnie dlatego, że organizują to... staruchy - mruknął konspiracyjnym szeptem w stronę dziewczyn.
Kiedy tylko pojawili się w Luizjanie, wiedziała, że to będą świetne wakacje. Bar na każdym kroku, jazz wszędzie, generalnie - Nowy Orlean kojarzył jej się z wieczną imprezą. A skoro już dziecko było pod czujnym okiem mamy Ezry, ona mogła się wyszaleć. Ze swoim duchem nie polubiła się może od razu, ale niezbyt też przejmowała się jej uszczypliwymi komentarzami, a na temat innych sama lubiła parę wymienić. Żeglarstwo zawsze ją kręciło, więc chętnie słuchała opowiadań dziewczyny, a żeglarski klimat bardzo łatwo jej się udzielił. Nagle szanty chodziły jej po głowie bez przerwy i chętnie wypłynęłaby w długi rejs. Nawet ubrała się niczym córka marynarza. Po drodze do Leo i Ezry wyhaczyła oczywiście Yuuko, której obiecała wspólne spędzanie czasu i słowa zamierzała dotrzymać. Impreza to było dobre miejsce, no, przynajmniej jej zdaniem. - I smak waszych ust hiszpańskie dziewczyny, w noc ciemną i złą, nam będzie się śnił - zanuciła jej do ucha, łapiąc ją za biodra od tyłu dość niespodziewanie. - Zabieram cię do domku opiekunów. Wiem, wydaje się nudno, ale jakoś to rozkręcimy - puściła jej oko i pociągnęła ją za rękę w kierunku domku numer 6, oczywiście nie dając jej pola do protestowania. Rozejrzała się po domku, widząc, że na razie nie dotarły tu jeszcze tłumy i sięgnęła po jeden z eliksirów neonowych. - Hej, hej. Widzę już tęsknicie za młodością, co? - zapytała rozbawiona i zółtym kolorem przejechała po szyi i dekolcie Yuuko, tworząc do niczego nie podobne wzorki. Jej wcisnęła kolor zielony i spojrzała na nią wyczekująco.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Nie spodziewała się tego, że tegoroczne wakacje odbędą się w Luizjanie. Bardziej obstawiałaby któryś z zakątków Europy choć musiała przyznać, że zdecydowanie bardzo spodobał jej się klimat Nowego Orleanu, który zdecydowanie był oryginalny i posiadał niezwykle magiczną atmosferę. Tylko te duchy... Może nie przeszkadzałyby jej one tak bardzo i unikałaby większej interakcji z nimi, by nie zakłócać im spokoju, ale jeden z nich zdecydowanie się do niej przyczepił. I pół biedy jakby to była jakaś zwyczajna umęczona dusza, ale... trafił jej się nałogowy hazardzista oraz podrywacz. Nie mogła spokojnie przejść ulicą, aby nie usłyszeć charakterystycznych gwizdów i niewybrednych komentarzy odnośnie mijanych dziewczyn i kobiet, od których nieraz pokrywała się szkarłatnym rumieńcem. A jeśli żadnej innej przedstawicielki płci pięknej nie było w pobliżu to wtedy poczciwy Carl postanawiał komplementować jej wdzięki. Nie miała z nim ani chwili spokoju. Tym bardziej, że ten namawiał ją co chwila do tego, by przepuściła nieco galeonów w kasynie, które było dla niego niczym drugi dom za życia. Naprawdę ciężko jej było z nim wytrzymać. Kiedy wreszcie przynajmniej na moment duch mężczyzny zamilknął, Yuuko liczyła na to, że będzie mogła swobodnie odetchnąć. Dokładnie wtedy poczuła jak ktoś zaszedł ją od tyłu i chwycił za biodra, by do siebie przyciągnąć. W pierwszej chwili poczuła mimowolne ukłucie paniki, które opuściło ją w momencie, gdy tylko usłyszała znajomy głos tuż przy swoim uchu, wyśpiewujący jej dosyć interesującą linijkę żeglarskiej piosenki. I wszystko byłoby pięknie, gdyby tego momentu nie zniszczył Carl, który wydał z siebie gwizdnięcie, które zwiastowało jedynie kolejny komentarz. - O mamuniu, jaka ładna sztuka. Jak ma na imię? - zagadnął niemal od razu Japonkę, która w tym czasie odwróciła głowę w kierunku trzymającej ją za biodra brunetki. - Heaven... - wyszeptała nie wiadomo czy po to, by odpowiedzieć duchowi na jego pytanie czy raczej miała to być próba rozpoczęcia jakiejś rozmowy. Carl jednak dosyć szybko podłapał temat i postanowił nieco bardziej uprzykrzyć jej życie zaczynając śpiewać jedną ze starszych piosenek, która przyszła mu do głowy, gdy tylko usłyszał imię Ślizgonki. - An angel whispered to me when I woke this morning that I would find Heaven by my side... - rozpoczął od pierwszych wersów utworu, a niemal automatycznie policzki Yuuko zaczerwieniły się jeszcze bardziej na samą sugestię ukrytą między wierszami. Trafił jej się niepoprawny podrywacz. - Okej, prowadź - odpowiedziała jedynie, gdy Dear poinformowała ją o tym, gdzie ją zabiera, a następnie pociągnęła ją w odpowiednim kierunku. Oczywiście, że duch-amant ruszył za nimi, bo nie mógł przepuścić okazji do tego, by nie załapać się na jakąś imprezę. Puchonka jednak miała wrażenie, że to wszystko może się bardzo źle skończyć z jego podżeganiem do grzechu i towarzystwem dosyć... imprezowej Heav. Nie minęło sporo czasu nim w końcu dotarły na miejsce, gdzie widać już było ślady przygotowań do przyjęcia choć obecnie nie dostrzegła zbyt wielkich tłumów. Wyglądało na to, że impreza dopiero się rozkręcała, a one były jednymi z pierwszych gości. - Cześć - przywitała się jeszcze nieco nieśmiało, gdy tylko Dearówna zaciągnęła ją do organizatorów, do których krótko zagadnęła. Kanoe skinęła jeszcze krótko głową Vin-Eurico, którego dostrzegła w pobliżu. Nie miała jednak zbyt wiele czasu na to, by wchodzić w jakieś zawiłe interakcje z innymi, bo Heaven już zaczęła bawić się jednym z neonowych eliksirów, starając się umalować Puchonkę w jej domowe barwy. Yuuko odchyliła nawet delikatnie głowę, by pozwolić jej na to, by wedle uznania mogła swobodniej malować eliksirem po jej szyi po czym sama umoczyła palce w zielonym roztworze, by odwdzięczyć się Ślizgonce tym samym. Z początku były to jedynie jakieś bliżej nieokreślone wzory wijące się po skórze brunetki. Wszystko po to, by finalnie jednym palcem powoli i skrupulatnie wymalować dwa znaki, których znaczenie w ojczystym języku Kanoe można było przetłumaczyć na proste 'Heaven'. Dopiero skończywszy swoje zadanie zdała sobie sprawę z tego jak blisko dziewczyny się znajdowała, nieświadomie przysuwając się do niej coraz bardziej w czasie tego całego procederu. Dzieliły je jedynie centymetry, które pani prefekt mogłaby łatwo pokonać, powtarzając niejako kwietniowe wydarzenia z balkonu. I chociaż miała na to ogromną ochotę to jednak odsunęła się delikatnie od studentki, by ponownie chwycić jej dłoń. - Chodź, znajdziemy ci jakiegoś drinka - stwierdziła, ciągnąc ją w kierunku, w którym dostrzegła coś na kształt mini-baru.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie było się co oszukiwać, to był świat Leonardo; ta preferencja do klimatycznych ozdóbek i umiejętność wykorzystania ich w pełni nawet na małej przestrzeni, ta znajomość zróżnicowanych alkoholi, wpasowujących się ostatecznie w każdy gust, po prostu ta szybkość w działaniu. Ezra nie sądził, że tak spontanicznie, tak zupełnie bez planu można zorganizować dobrze zapowiadającą się imprezę, ale jednak były rzeczy, którymi jego partner potrafił go wciąż zaskoczyć. - Z tobą na tej imprezie? To jedyny dopuszczalny temat, wszystko inne byłoby marnotrawstwem - zaśmiał się, na moment unosząc zainteresowane spojrzenie znad guzików własnej, dla równowagi wpadającej w głęboką czerń koszuli, mogącej stanowić doskonałe płótno dla neonowych farb. Być może profesor nie powinien był aż tak afiszować się swoimi fizycznymi atrybutami na polu publicznym, mogli się jednak pocieszać tym, że praca modela i tak odsłaniała przed światem dużo, a więc cokolwiek teraz wstawiali w formie zachęty, czy w istocie było gorsze od tych wszystkich rozbieranych sesji, które i tak już swobodnie przesiąknęły wizbooka? - Jakieś preferencje muzyczne? - zapytał, wyciągając różdżkę, by rzucić cantus musica i chociaż trochę wypełnić przestrzeń głosami; w tym wypadku było to CALM, zdecydowanie spokojnie wprowadzające ich w klimat. Nie musieli długo czekać na pierwszego z gości. Słysząc pukanie, Ezra machnął do swojego partnera ręką, że to on się zajmie witaniem u progu - nie mogło być przecież tak, by ćwierćolbrzym od razu koncentrował na sobie całą uwagę, przed główną atrakcją zawsze pojawiał się support. I być może działało to również w drugą stronę. Clarke mimo wszystko spodziewał się, że w pierwszej kolejności pojawią się osoby, które faktycznie zostały zaproszone. Osobiście. Pod ich drzwiami znalazł się jednak @Ignacy Mościcki, chłopak może zupełnie nieznajomy, ale za to o rozbrajającym uśmiechu. - Nie, nie, tu nie ma jakiejś imprezy, przyjacielu. Tu jest wyłącznie gorąca impreza Clarke y Eurico, wchodzisz na własną odpowiedzialność, nie daję gwarancji wyjścia w jednym kawałku - ostrzegł żartobliwie, otwierając drzwi na oścież i tak już je zostawiając, by każda kolejna osoba nie zwoływała ich pukaniem, a po prostu śmiało przekraczała próg. - Akceptujemy negliż, ale z piciem na oczach opiekunów jednak uważaj - dodał jeszcze wymownie; to że Ezra i Leonardo dopiero wkraczali w grono odpowiedzialnych ludzi nie znaczyło, że w tym gronie nie znajdzie się kilku ludzi traktujących poważnie swoje obowiązki. Kątem oka zauważył kolejnych wchodzących, ci byli jednak grupką, więc początkowo chciał @Nancy A. Williams, @Aleksandra Krawczyk i @Maximilian Brewer przywitać wyłącznie skinieniem głowy i szerokim uśmiechem, który jednak przerodził się w prawdziwy śmiech, gdy teatralny szept dobiegł także i jego uszu. Nie było w tym miejscu tak wielu osób, by słowa mogły zniknąć w harmidrze. - Więc świetnie, że już się pojawiłeś, młodzieńcze, bo czekaliśmy na kogoś, kto pokaże nam, jak bawi się dzisiejsze pokolenie. Może pokażesz kilka ruchów tanecznych? - zaczepił Gryfona, nakierowując różdżkę na jego sylwetkę, by uraczyć go Tarantallegrą. Zaledwie na pół minuty! Z autopsji wiedział, że nie było to najmilsze zaklęcie... Puścił oczko Puchonkom, w jednej z nich rozpoznając kapitan, u której sam ostatnio był na urodzinach. - Pamiętajcie, że trzeba zachwycić obserwatora. Ostatnio świetnie wam poszło, Nans. - Artykuł na pewno miał o sobie dać znać jeszcze w przyszłości... Ezra skierował swoje spojrzenie na drugą z dziewcząt. Pospolita i bez wyrazu. Szara, szara myszka - drwiący głos w jego głowie wybrzmiał tak realnie, jakby ktoś tę myśl wyszeptał mu prosto do ucha. Drgnął więc, zdezorientowany i spłoszony, skutkiem czego jedynie wymamrotał, by się rozgościli. Nie miał czasu jednak długo przejmować się tym przedziwnym omamem, skoro do imprezy dołączyła @Heaven O. O. Dear. Razem ze swoją zabaweczką, jak słodko. - Ty za poczuciem atrakcyjności, skoro za każdym razem przyprowadzasz nową zabawkę - wypalił z ostrym poczuciem humoru, niemal bezrefleksyjnie powtarzając słowa pojawiające się w jego głowie. Do Heaven mógł sobie pozwolić na takie słowa, nie wypadało jednak przy tym obrażać towarzyszącej jej dziewczyny (@Yuuko Kanoe). - Przepraszam, po prostu żartuję z jej sposobu bycia, ale im więcej osób, tym lepiej. Posłał Puchonce jeszcze jeden uśmiech, nim odwrócił się wreszcie do Leonardo; dopiero wtedy zmarszczył brwi z konsternacją i złapał swojego partnera za łokieć, by na chwilę zwrócić na siebie uwagę. - Wyśmiej mnie, jeśli to głupota, ale mam wrażenie, jakby ktoś mi podszeptywał kwestie do ucha. A nawet niczego nie wziąłem do ust jeszcze. Świstoklik chyba nie powinien powodować żadnych słuchowych omamów? - A przynajmniej nigdy nic takiego mu się nie zdarzyło...
...Nie mogła (i nie chciała) przegapić integracji w pokoju u Ezry. Kierowała się nie tylko chęcią rozerwania (tak, tak, tęskniło się za studenckimi czasami), ale i ciekawością, bo przyjaciel obiecał jej, że w końcu zdradzi, kto zajmuje to zaszczytne miejsce w jego sercu. Chciała wyciągnąć na imprezę swoich współlokatorów, ale liczyła się z tym, że zadanie może okazać się trudniejsze od najgorszych egzaminów w Riverside. Z Joshem poszło łatwo, bo sam miał ochotę na odwiedziny pokoju numer sześć, ale Chris i... Alex. Wyższa szkoła latania. Musiała posłużyć się podstępem, co odrobinę kłóciło się z jej kręgosłupem moralnym, ale dziwna zjawa, która towarzyszyła jej od początku wyjazdu, wydawała się wręcz zadowolona z takiego obrotu sprawy. Cóż, raz nie zawsze, czyż nie? - No chodźcie, chodźcie. Będzie cała kadra opiekunów, omówimy plan działania przy dobrym winie lub herbacie. - na coś się te studia aktorskie przydały, przynajmniej nie zająknęła się w tych swoich kłamstwach. A może... po prostu naginała nieco prawdę? Wszak zarówno kadra, jak i wino miało pojawić się na imprezie. A to, że przy okazji będzie trochę głośniej, przyjdą też uczniowie, to... nieistotne. ...Czy Alex ją za to zabije? Wyjątkowo nie dbała o swoje życie i nawet dobrze jej z tym było. Koty mają kilka żyć, może łabędzie nie są gorsze? Warto sprawdzić. Póki co nastrajała się do dobrej zabawy. Czuła już ten wakacyjny klimat i na moment zapomniała, dlaczego szkolny wyjazd odbywał się tak daleko od Wielkiej Brytanii i od wszelkich problemów związanych z Ministerstwem Magii. Wszelkie troski na chwilkę odeszły na dalszy plan. ...Weszła do domku pierwsza, niczym rasowy przewodnik. Od razu usłyszała charakterystyczny gwar i dostrzegła miski z kolorowymi płynami. Rozpromieniła się, bo doskonale wiedziała, co to takiego. Aż przypomniały jej się imprezy na studiach. Z tylnej kieszeni dżinsów wyciągnęła różdżkę i machnęła nią nad misą z neonowo-niebieską cieczą. Odrobina eliksiru powędrowała w stronę twarzy Swansea, by po chwili przyjąć funkcję ekstrawaganckiej szminki. I jeszcze trochę żółtego na kości jarzmowe, a co! Kropki zawsze w modzie. Jak już ma umierać przez swoje machlojki, to z neonem na twarzy. Odrobina eliksiru skapnęła z jej policzków podczas tego magicznego procederu, plamiąc obojczyk i koszulę, ale... nawet tego nie zauważyła. Serce biło jej szybciej i sama nie wiedziała, czy to z podniecenia wyjątkowym wieczorem, czy z obawy przed rychłym przypałem. ...I zamiast jakoś ładnie przedstawić swoich towarzyszy od progu, to postanowiła zawołać najpierw Ezrę. Przy nim Voralberg raczej jej nie zabije, nie? Wypatrzyła sylwetkę przyjaciela i zawołała entuzjastycznie, unosząc prawą dłoń ku górze. - Ezra! O Merlinie, jak tu ładnie! - szybko, kochany, podejdź tutaj, zanim Alex zwieje w podskokach do Londynu. ...I wtedy zobaczyła kolejną, znajomą sylwetkę. Nie było to trudne, bo Leonardo zawsze odznaczał się swoim wzrostem. Czyżby to on był..?
Kolejny wieczór, kolejna impreza. Molly znowu cały dzień ględziła o jakimś koncercie w jazzowym klubie i w zasadzie Nancy już się tam wybierała, kiedy do ich domku zaszedł niespodziewany gość. Na widok Maxa twarz puchonki rozpromieniła się w szerokim uśmiechu. Z każdą kolejną dziką przygodą, których ostatnio całkiem sporo doświadczali, Williams darzyła gryfona coraz większą sympatią. Czy istniał w szkole większy człowiek przypał, przy którym nie dało się nudzić ani przez chwilę? Zdecydowanie nie. - Mmm, a co to za przystojniak? - odezwała się lewitująca tuż obok Molly, zaraz po zlustrowaniu chłopaka uważnym spojrzeniem. Nancy prychnęła cicho na te słowa i ignorując zupełnie ducha, rzuciła się do przyjacielskiego uściskania przyjaciela. - Sama bym go tak uściskała, niestety niematerialność ma swoje wady... - nowoorleanka westchnęła ciężko, a brunetka, wciąż dzielnie ignorując nieco natrętną kobietę, rzuciła wesołe spojrzenie na Olę i już wiedziała co będą dzisiaj robić. - Impreza to miejsce, w którym zdecydowanie nie może nas tej nocy zabraknąć! Prowadź! - powiedziała wesoło i złapała Brewera pod ramię, bo stwierdziła, że pojawienie się gryfona w obstawie dwóch puchonek może być całkiem zabawne. Ostatnio to ona pełniła rolę mężczyzny i wiosłowała, napędzając łódkę przez dobre kilka godzin, to tym razem zamierzała grać dostojną damę. Przynajmniej przez chwilę. - Na Merlina... Dziewczyno bierz się za to ciacho... Tak się teraz mówi, prawda?- coraz trudniej było puchonce ignorować te dziwne komentarze i nawet pod jakimś dziwnym impulsem, którym mógł być niespodziewany powiew ciepłego wiatru, faktycznie spojrzała na Maxa pod nieco innym kątem niż zazwyczaj. Nigdy nie zastanawiała się nad tym czy jest przystojny. Był bardziej jak rodzina niż obiekt potencjalnego zainteresowania, ale jeśli tak się zastanowić, to rzeczywiście... Było na czym oko zawiesić. Na szczęście szybko dotarli na miejsce, a tam duch szybko zniknął za ścianą, wlatując w sam środek imprez. Williams odprowadziła ją jedynie spojrzeniem, a później z zainteresowaniem ujęła w dłoń jeden z eliksirów, który okazał się być farbą przeznaczoną do umalowania imprezowiczów. Jaki to był wspaniały pomysł! Kiedy na nosie Oli pojawiła się kolorowa kropka, a na jej policzku prawdopodobnie coś na kształt słoneczka, albo jakiegoś kwiatka, nie mogła nie zaśmiać się beztrosko. - Panie Brewer, ależ z pana artysta. - stwierdziła wesoło i sama sięgnęła po farbę w kolorze czerwonym, zamoczyła w niej palec, a później położyła go na czole chłopaka i przejechała w dół, po jego nosie, ustach i brodzie tworząc czerwoną linię na środku twarzy i patrząc na niego z jakąś dziwną fascynacją. Potrząsnęła głową, odganiając niepokojące myśli, które zaszczepiła w niej Molly i odwróciła się do Aleksandry, by pozostawić czerwone, poziome kreski na jej policzkach. - Oj, coś czuję że, mimo że organizują to staruchy, to impreza się szybko rozkręci. - stwierdziła, rozglądając się po przybyłych na miejsce gościach, kiedy już weszli do środka. Przywitała się wesoło z @Ezra T. Clarke, ale na komentarz odnośnie obserwatora skrzywiła się nieznacznie. Bardzo jej się nie podobały te bzdury na wizzbooku. Szczególnie że wciąż miała pewne dziury w pamięci. - Nie zamierzam nikogo już zachwycać. - mruknęła, tracąc trochę dobry humor na wspomnienie oburzającego wpisu. Na szczęście gospodarz zaraz zajął się innymi gośćmi i nie musiała dłużej ciągnąć tego niezręcznego tematu. - Jest tu jakiś alkohol? - rzuciła do swoich towarzyszy, rozglądając się dookoła niczym rasowa alkoholiczka, którą dzięki Molly chyba się powoli stawała, ale nie zamierzała wyjść stąd trzeźwa.
- Szkolenie? – spytał, unosząc jedną brew do góry i intensywnie wpatrując się na zmianę to w Éléonore, to w Joshuę. Od czasu do czasu zerkał na taktycznie skitranego Chrisa, który najprawdopodobniej był równie zdziwiony takim przedsięwzięciem. – Od kiedy oni robią szkolenia? – dodał po chwili, próbując sobie przypomnieć moment, w którym kiedykolwiek, jakikolwiek nauczyciel Hogwartu miałby mieć zrobione BHP. Czy Czarodzieje w ogóle kiedykolwiek słyszeli o czymś takim jak bezpieczeństwo i higiena pracy? Patrząc po tym, co rokrocznie odwalało się w tej szkole, to szczerze mówiąc - nie sądził. A i ta dzisiejsza sprawa śmierdziała mu na kilometr (oczywiście w przenośni, gdyż węchu nadal nie miał), szczególnie że to właśnie ta dwójka najmocniej przekonywała ich do pójścia. – Słyszałeś o tym? – zwrócił się do Walsha, uprzednio rozkładając się na kanapie, na której uprzednio już siedział i założył obie dłonie za głowę. Zdecydowanie mu tu coś nie pasowało. Czy miało to jakiś związek z ostatnimi wydarzeniami i faktycznie postanowili coś zmienić? Z jakiegoś powodu wiedział, że będzie tego żałował, że w ostateczności z owego mebla się podniósł i dał się poprowadzić swojej domowej ekipie w docelowe miejsce. Po drodze miał dziwne uczucie niepokoju, w całości podobne do tego, które pojawia się gdy masz wrażenie, że chce Cię coś napaść. Szedł bardzo powoli, rozglądając się ze skrzętnie ukrywaną uwagą. Co jakiś czas patrzył na zebranych wokół niego ludzi i Merlinowi dziękował, że O’Connor miał podobne podejście do niego i nie tylko on okazywał się być tym psujem nadchodzącej zabawy. Cenił jego podejście. No właśnie. Nie trzeba było być asem kryminologii śledczej, aby dostrzec już z daleka, co się święciło. Voralberg zerknął w kierunku domku numer sześć i zatrzymał się na chwilę, mrużąc oczy w pełnym podejrzliwości spojrzeniu. Ostatecznie jednak ruszył za Éléonore, dając ostatnią szansę temu, co miało się tam zadziać i mając nadzieję, że gajowy w tym momencie go nie opuści, ponieważ miał coraz gorsze przeczucia. Wszedł do pomieszczenia, już od wejścia rozglądając się z pełną czujnością i dość szybko dochodząc do słusznych wniosków, że żadnego szkolenia tam nie było. Co więcej, nie było to nawet spotkanie dla dorosłych, a mimo wszystko kilka znajomych twarzy zdążyło już przemknąć mu przed oczami. Jak za pstryknięciem palca cofnął się przed przechodzącą zbyt blisko jego ciała osobą, a później drugą. Nie przepadał za imprezami, chociażby właśnie dlatego, że ciągnęły za sobą mniejszy czy większy tłum, a on zdecydowanie nienawidził zbiorowisk. Zacisnął usta w cienką linię, a z racji, że Éléonore – z wiadomych dla niego raczej względów bezpieczeństwa – na niego w tej chwili nie patrzyła, bo wiedziała co ją czeka, to jego piorunujące i chłodne spojrzenie powędrowało w stronę nauczyciela miotlarstwa. Kto jak kto, ale akurat on doskonale wiedział, jak Voralberg będzie się tu czuł, a mimo wszystko pociągnął to jakże nie tak niewinne kłamstwo. Nie miał zamiaru tego komentować, bo nie było sensu i tak wiedział, że ten będzie próbował odbijać każdą jego piłeczkę niezależnie od kontekstu. - Kłamczucha. – mruknął, kiedy już zbliżył się po chwili do dziewczyny i pochylił nad jej uchem, aby na powrót naprostować się i rozejrzeć uważniej. Zabrzmiało to jak jakaś niewypowiedziana groźba, ale nic nie mógł na to poradzić, że w tym momencie nie panował nad swoim głosem i nad nerwami. Robiło się tu coraz bardziej duszno, a i serce biło mu coraz mocniej, natomiast miał zamiar wytrzymać choć chwilę, żeby nie wyjść na skończonego buca. Oczywiście z elementów zabawy rozpościerających się przed nim nie skorzystał, co więcej rozważał ochronienie się przed nimi, tak w razie czego. W ostateczności przecież gorzej być nie może, prawda? Ezra! Kurwa.
- Dzień, w którym postanowię jakoś zaingerować w twoje muzyczne mistrzostwo, zapewne będzie moim ostatnim - zadecydował Leo, zaraz potem cichym mruknięciem dodając, że odrobina latynoskich nut nikomu by nie zaszkodziła, a przy okazji przypomniałabym, że nawet w Luizjanie brzmią one perfekcyjnie. Ale były już inne rzeczy do robienia, bo dwie tace zupełnie nie chciały słuchać marnych leosiowych zaklęć lewitujących, wobec czego Ezra nie dostał żadnego sprzeciwu przy witaniu pierwszego z gości. Sam tylko obejrzał się i pomachał, zadowolonym uśmiechem zdradzając, że... cóż, że po prostu cieszył się z towarzystwa swojego najcudowniejszego Krukona, nawet jeśli stał kawałek dalej i bajerował pierwszego imprezowicza (@Ignacy Mościcki). - Ignaaacy - przeciągnął, tylko trochę łamiąc sobie język na imieniu Puchona i od razu dziękując sobie za ten doskonały plan, jakim było unikanie jego nazwiska. - Proszę mi się tu nie wyłamywać, te farbki po coś są... - I ledwo wcisnął do kieszeni spodni różdżkę, zostawiając tacki w spokoju, a już maczał palce w misce z fioletową farbą, by delikatnie odcisnąć palcami po cztery kropki przy puchonich kościach policzkowych. Uśmiechnął się do niego szeroko, kątem oka już oglądając się na kolejnych przybyszy. - Możesz się odwdzięczyć, zanim nie wbiją jacyś nauczyciele i nie okrzykną mnie nieodpowiedzialnym... - Mruknął do Ignacego, puszczając mu jeszcze oczko. W końcu sam, jako organizator, powinien właściwie ociekać tymi neonami, a nie pokazywać się swoim gościom w jakiejś nieskazitelnie czystej koszuli. - Maximilian! Ty zaczekaj z tym tańcem, przetestuj może z paniami beerponga? - Zakrzyknął do @Maximilian Brewer, oglądając się w celu szybkiego sprawdzenia, czy może Ezra nie poczuwał się trochę za bardzo do tej dorosłości, drażniąc temperamentnego nastolatka. I jakkolwiek nie chciałby jeszcze tam zainterweniować, to zaraz machał już do @Heaven O. O. Dear, szukając wizbooka w celu sprawdzenia co tyle zajmuje dorosłym znajomym... - Huh? - Zdziwił się, pochylając do Ezry w przyjemnym odruchu, który jeszcze niedawno musiałby próbować powstrzymać. Sam nie wiedział skąd w dłoniach wzięła mu się niebieska farba, ale umoczył w niej dłoń, by odcisnąć swój ślad - by tradycji stało się zadość - na pośladku chłopaka. - Jesteś stary, ale ty mi się tu nie rozsypuj... i to chyba coś lokalnego, bo ja też się dziwnie czuję. - Uśmiechnął się do niego szeroko, gotów zepchnąć to wszystko na zryw wolności związanej z upragnionymi wakacjami. Odsunął się powoli, niespiesznie, chcąc sprawdzić jak się ma impreza, zanim nie pochyli się jeszcze do pocałunku, którym jeszcze definitywniej niż śladem dłoni miał zaznaczyć, co należy się tylko jemu. - Joder- zaklął, przesuwając spojrzenie po najnowszych gościach. - Ale ten komplement to proszę odbić jeszcze do mnie! - Zawołał, ciągnąc już Krukona do @Éléonore E. Swansea i przyciągniętej przez nią gromadki (@Alexander D. Voralberg, @Joshua Walsh, @Christopher O'Connor). - Przyznam bez bicia, że może ogłaszanie imprezy na publicznym wizbooku nie było jakoś wybitnie przemyślane, ale grzeczna integracja z młodymi nie powinna nikomu zaszkodzić, nie? - Uśmiechnął się szeroko, chcąc podać im wszystkim rękę na powitanie, ale zaraz tylko opuszczając ją w wesołym zakłopotaniu, bo pozostało na niej trochę niebieskiej farby.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Odnosiła wrażenie, że od kilku dni coraz częściej w ogóle myślała o tym, żeby pójść na jakąś imprezę. W barze już zdążyła być ze trzy razy i to z własnej, nieprzymuszonej woli. Choć wydawało jej się to trochę dziwne, to nie próbowała walczyć z tą dziwną siłą, która ciągała ją po takich miejscach, a jeśli tak dalej pójdzie, to w wakacje zaliczy więcej imprez niż w drugim semestrze i wleje w siebie więcej alkoholu, niż w całym swoim życiu. Mając jednak doborowe towarzystwo tym bardziej nie potrafiła powiedzieć "nie", no bo jak to tak? Ktoś zaprasza, a ona się będzie wymigiwać? Przecież to nie przystoi! Poza tym zawsze to było jakieś wyjście na spędzenie wieczoru, jeśli nie miało się żadnych planów. Na przykład tak, jak dzisiaj. Objęła na przywitanie Maxa i uśmiechnęła się szeroko na jego słowa, bo brzmiało to cholernie interesująco i ona myślami już była na tej imprezie, choć jeszcze nie ruszyli się sprzed domku. Parsknęła śmiechem, widząc entuzjazm Nancy i powiedziała coś o tym, że wiedziała, że Williams zgodzi się bez żadnego problemu. Zaraz też pokręciła rozbawiona głową, kiedy tamta chwyciła Gryfona pod ramię i zaczęła kierować się ku odpowiedniemu domkowi. Nie na długo została jednak w tyle, bo podbiegła do tej dwójki i również ujęła Maxa pod ramię, a co. Droga na miejsce długo im nie zajęła, a tam okazało się, że przed drzwiami stoją miski wypełnione jakimiś buteleczkami, które oczywiście zaraz dostały się w ich ręce. Krawczyk właśnie się prostowała, otwierając jedną z nich z różowym neonowym eliksirem, kiedy została zaatakowana. Mrugnęła i cofnęła się krok do tyłu, widząc nagle przed swoją twarzą rękę Brewera. - Ej! - pisnęła, bardziej zaskoczona niż jakby coś faktycznie się stało i zaczęła zezować na swój nos, na którym poczuła pacnięcie. Mało co widziała, ale chyba z powodzeniem mogłaby robić za podróbkę Rudolfa. - Chcesz wojny? To będziesz ją miał - powiedziała, siląc się na poważny ton, ale marnie jej to wyszło i gdzieś w połowie tego krótkiego zdania parsknęła śmiechem. Nie pozostała mu dłużna i w czasie, w którym Nancy malowała mu twarz, ona zajęła się ramieniem, na którym pozostawiła bardzo męskie serduszko. Miała już przechodzić do Puchonki, ale ta ją uprzedziła, robiąc na jej policzkach czerwone kreski. Krawczyk odwdzięczyła się dość długim zawijaskiem, sięgającym od ramienia do łokcia, który jeszcze został wzbogacony o kilka kropek. - Masz na myśli, że my ją rozkręcimy, Nans? - spytała rozbawiona po wejściu do domku. Faktycznie nie było w nim jeszcze wielu osób, ale pewnie dopiero przyjdą. Wakacje, impreza - kto by odpuścił? Parsknęła krótko, kiedy Ezra potraktował Maxa zaklęciem, ale później delikatnie uniosła brew widząc, że jej się przygląda. Nie trwało to długo i nie potrafiła czytać w czyichś myślach, ale to nagłe drgnięcie niezbyt jej się spodobało. Porzuciła jednak tę myśl, bo przyszła się tu bawić, a nie zastanawiać nad poczynaniami innych i już miała odpowiadać na pytanie Nancy o alkohol, gdy dobiegł ich głos Leonardo. - Ooo, beerpong - powtórzyła jak echo, a jej oczy błysnęły. Tam na pewno Williams znajdzie to, czego szukała i to w niemałych ilościach. Rozejrzała się po pomieszczeniu, a następnie zaczęła kierować się w odpowiednią stronę. To będzie ciekawy wieczór.
- Leo pisał do mnie, żebyśmy przyszli - odpowiedział, zgodnie z prawdą, gdy tylko Alex zadał mu pytanie. Nie lubił okłamywać innych i o tyle, o ile przyjaciela jeszcze mógłby wkręcać, że idą na spotkanie opiekunów, tak Chrisa nie chciał oszukiwać. Z tego tytułu miał utrudnione zadanie i zwyczajnie postanowił taktycznie milczeć, trzymając się jak najbardziej z tyłu w czasie ich drogi do domku numer sześć. Niestety uśmiech na twarzy i błyszczące podekscytowaniem oczy zdradzały jasno, że nie będzie to zwykłe spotkanie, których Josh nie lubił. Dodatkowo zastanawiał się, czy uda mu się zachować neutralność na żywo, jakiej nie potrafił utrzymać w trakcie rozmowy przez wizenger z Leo. Oby tylko rzeczywiście nie próbował zdejmować koszuli! Już dość się natłumaczył ze spotkania z Biancą. Nawet nie wiedziałby jak wyjaśnić, dlaczego opiekun Gryfonów, rozbiera się dla niego, zamiast dla… Aż zaśmiał się pod nosem. Więc Leo był z Ezrą… Dlaczego się z tym kryli? Ach, tak, Clarke dopiero teraz kończył studia, zaś olbrzym był profesorem… Zabawne, jak to wszyscy kręcili się wokół zakazanych romansów. Nawet Alex, choć oczywiście Éléonore nie była jego studentką, ale wiekowo pasowali i to wystarczało Joshowi. W końcu dotarli do odpowiednich drzwi, gdzie już z daleka było widać, że nie jest to spotkanie, a już na pewno nie tylko dla opiekunów. Jęknął w duchu, już wiedząc, że zarówno Alex, jak i Chris, będą chcieli uciekać, za to duch dzieciaka, który towarzyszył mu od początku, wydawał się zadowolony. No tak, impreza i młodzi. Aż czuł jego radość, a może jednak sam tak bardzo się cieszył? Przepuścił przodem Élé, później przyjaciela, a na koniec gestem wskazał Chrisowi, żeby szedł przed nim. Cóż, nie zamierzał pozwolić dwóm ostatnim wyjść z imprezy, zanim choć chwilę na niej sie nie pobawią, a co za tym idzie, jeśli żaden z nich nie sięgnie po zaklęcia, nie zamierzał odsuwać się z przejścia. Mrugnął zaczepnie do Alexa, gdy ten posłał mu lodowate spojrzenie. Nie bądź sztywniak, zobacz, jak ci się dziewczyna cieszy, pobaw się z nią chwilę. Czasem zastanawiał się, czy Alex potrafi czytać w jego myślach, czy zwyczajnie zna go na tyle dobrze, że rozpoznaje, co chciałby mu powiedzieć. Jak w jego gabinecie z wodą... - Leo naprawdę chciał, żebyśmy przyszli, więc dla niego spróbujmy chwilę się pobawić, a później możemy uciekać - odezwał się cicho do pozostałych towarzyszy z domku tak, aby jedyna kobieta z ich towarzystwa, nie słyszała tego. Złapał żółty eliksir, w którym umoczył palec, żeby chwilę zastanawiać się, co zrobić sobie. W końcu poplamił sobie nos, spoglądając na gajowego z rozbawieniem w spojrzeniu. - Potrafiłbyś zrobić ze mnie borsuka? - spytał lekko, po czym zrobił sobie na przedramieniu jakieś zawijasy farbą, a pśród nich coś, co miało przypominać złotego znicza. Twarzy nie widział, więc poza nosem, nie wiedział, co mógłby sobie zrobić. Sięgnął po czerwony eliksir, który ciekawie świecił, aby spojrzeć pytająco na Chrisa. Był gotów namalować mu wąsy, jak przystało na Gryfona - niech przypomina lwa. Nie był jednak pewien, czy gajowy pozwoli jakkolwiek się oznaczyć. Alexa nie próbował nawet potajemnie plamić neonowym tworem, bo nie chciał skończyć jako pierwszy trup wakacji. Sam za to mógłby dać się cały wysmarować farbą, czy nawet rozpiąć koszulę. Tak, wyjątkowo miał na sobie lnianą, jasną koszulę, aby nie odstawać zbytnio od towarzystwa. Do jego uszu dotarł dźwięk głosu opiekuna Gryfonów, więc spojrzał na niego, a następnie na towarzyszącego mu Krukona, żeby uśmiechnąć się szeroko i podrzucić zabawnie brwiami. Niebieska farba na dłoni? A gdzie była pozostałość? - Mówisz grzeczna integracja? Pamiętasz swój wpis? - zaśmiał się, lekko, po czym obrzucił spojrzeniem pozostałych obecnych. Nie wyglądało źle, nie było tak wielu… @Nancy A. Williams? Uśmiech przesunął się do jednego kącika ust miotlarza, gdy obserwował chwilę dziewczynę. Wyglądało na to, że bawiła się dobrze, więc nie zamierzał jej przeszkadzać. Szybko więc odwrócił głowę, aby spojrzeć kontrolnie na Chrisa i na nowo na organizatorów. - Dobra, widzę beerpong? Wy też gracie, prawda? Kto w której drużynie? - spytał, nie przyglądając się dokładniej zabawie, ale wiedząc już teraz, że będzie chciał spróbować swoich sił, zaś duch jedynie go do tego namawiał, kręcąc się wokół i nawołując. Sporo wysiłku kosztowało ignorowanie go.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Nie miał przy sobie wizzengera, kiedy Leo do niego pisał, więc był skłonny uwierzyć, że ten faktycznie chciał, żeby przyszli na jakieś spotkanie. Co prawda nie chciało mu się wierzyć w to, co opowiadała Eleanore, co skwitował jedynie nieznacznym zmarszczeniem brwi, ale też nie negował z góry możliwości, że opiekun Gryfonów faktycznie chciał coś ustalić, pogadać albo po prostu posiedzieć wspólnie wieczorem, w końcu byli na wakacjach i nie obowiązywał ich aż tak sztywny gorset, a przynajmniej takie wrażenie odnosił gajowy. Im jednak byli bliżej właściwego domku, a on kątem oka dostrzegał kolejne schodzące się osoby, tym bardziej był przekonany, że Leo po prostu postanowił zrobić jaką imprezę powitalną i Chrisowi wcale się to nie podobało, bo już czuł, że wolałby wrócić, położyć się na łóżku albo nawet po prostu iść wcześniej spać. Na dokładkę, jeśli dobrze się orientował, to w okolicach domku, do którego właśnie zmierzali, kręciło się całkiem sporo studentów, to zaś nie odpowiadało mu już ani trochę. Mógł się z nimi spotykać, rozmawiać, sporą część z nich lubił, ale niekoniecznie wyobrażał sobie imprezowanie z nimi, chociaż przecież wszyscy byli tak naprawdę dorosłymi ludźmi. Nie był duszą towarzystwa, zaś obecność alkoholu jedynie go mierziła, nie mówiąc już zupełnie o tym całym malowaniu twarzy i Merlin raczy wiedzieć, co jeszcze tam na nich czekało. Mimowolnie naprężył mięśnie, kiedy znaleźli się wewnątrz domku, czując jednocześnie, że za jego plecami znajduje się Walsh, więc ucieczka nie wchodziła w rachubę. Dodatkowo Alex rzucił mu takie spojrzenie, jakby chciał mu powiedzieć, że nie ma się nawet ważyć gdzieś uciekać. Spróbować się chwilę pobawić? Josh chyba raczył żartować. To nie było miejsce dla Chrisa, już zaczynał czuć, że się tutaj dusi, nie znosił takich przyjęć, zawsze czuł się na nich jak piąte koło u wozu i przypominały mu się szkolne czasy, kiedy siedział pod ścianą, bo nie miał co robić, a uczestniczenie w pijackich zabawach, czy głośnych tańcach jakoś nigdy nie było tym, co go faktycznie pociągało. Drgnął na pytanie Josha i poczuł, że zaczyna robić mu się gorąco z irytacji. - Może - rzucił na to i nie wiedząc nawet dlaczego, wziął od niego buteleczkę, po czym dość umiejętnie pomalował jego twarz neonową miksturą. Gdyby ktoś miał mieć jakieś wątpliwości, na pewno nie był to pysk borsuka, dzieło Chrisa niewątpliwie przypominało gumochłona. Gdyby tylko mógł, to pewnie coś podobnego wymalowałby również na twarzy Leo, żeby dać im tym samym znać, co o tym myśli. Nie wiedział, czemu się w nim tak zagotowało, ale to małe oszustwo i ściąganie ich tutaj na jakąś imprezę, kiedy nie wszyscy to lubili, strasznie go mierziło. Najgorsze było to, że każde kolejne słowo Josha i Leo działało na niego mocniej, wyciągając z niego irytację. Nawet gdyby Walsh narysował mu teraz wąsy na policzkach, nic by z tym nie zrobił, bo po prostu nie podobał mu się ten zamysł. - A rozumiem, że integracja bez alkoholu to żadna integracja? - spytał lodowato, nie dociekając nawet, czym dokładni był publiczny wpis Leo, bo zdaje się, że w tej chwili nie chciał tego wiedzieć. - Wspólne ognisko też jest zbyt nudne? - dodał jeszcze, a jego jasne oczy były tak potwornie zimne i wskazywały na jego wzrastający gniew, jak tylko się da. Nie lubił być wciągany w podobne rzeczy i jeśli podobały się innym, tak jemu ani trochę i naprawdę chciał stąd po prostu wyjść. Jeśli przyszli tutaj ludzie, którzy chcieli się bawić, proszę bardzo. Ale on nie zamierzał przebywać gdzieś, gdzie miały być jakieś niemądre zabawy i Merlin raczy wiedzieć, co jeszcze.
Co tu dużo mówić, Ignacy potrafił czasem zaskoczyć ludzie wokół siebie, a swoją punktualność dosyć mocno sobie cenił. Może i był dosyć miernym studentem i w pewnych kwestiach brakowało mu odpowiedniej dawki ambicji, ale zjawianie się w danym miejscu przed czasem lub idealnie o określonej godzinie pozwalało mu nieco zaplusować u odpowiednich osób. A raczej zachować neutralny status, w końcu największą uwagę zazwyczaj przyciągali ci, którzy się spóźniali. Hmm... W sumie jakby się tak nad tym zastanowić to może faktycznie popełnił tym razem błąd i powinien był przyjść nieco później. W końcu to było w modzie. – Skoro to gorąca impreza to nie można bawić się w półśrodki – odpowiedział żartobliwie, witając się przy okazji z @Ezra T. Clarke. Puchon rozpiął dwa guziki koszuli i zawiesił sobie na niej okulary, które ze sobą przytargał. – I dzięki za ostrzeżenie. Wprawdzie nie przyszedł tu akurat po to, żeby się napić, ale jeśli akurat trafi na odpowiednie towarzystwo, to nie wykluczał, że do jego organizmu może trafić mniejsza lub większa ilość alkoholu. Ot, uroki dobrej zabawy. Chłopak planował ruszyć w głąb domku, jednak nie zdołał odejść zbyt daleko, gdy spod ziemi wyrósł obok niego drugi organizator imprezy. Słysząc swoje imię, zatrzymał się jak na zawołanie i odwrócił w stronę @Leonardo O. Vin-Eurico. Cóż, na pewno trzeba było go pochwalić za to, że próbował wypowiedzieć imię Puchona. Większość ludzi poddawała się już na starcie i po prostu naprędce wymyślała ksywkę. – Kiedy ja wcale nie zamierzałem – przerwał. Zorientował się, że mężczyzna już przymierza się do malowania mu po twarzy, więc zastygł w bezruchu, nie chcąc rujnować jego pracy. Poza tym nie uśmiechało mu się spędzać wieczoru z nie wiadomo czym na policzkach, gdyby coś nie wyszło. – Wydaje mi się, że w ostatecznym rozrachunku nie byłby to największy skandal tego wyjazdu – odparł, czerwieniąc się przy tym lekko, a po chwili malując Leonardowi trochę koślawą gwiazdkę na policzku. - Jeszcze wiele może się zdarzyć. Cóż, taka była prawda. Trochę samozaparcia połączonego z odrobiną ciekawości świata, a już niedługo uczniowie Hogwartu mogliby zacząć odwalać tutaj niezłe akcje, a znając dosyć jasne powiązania tych okolic z praktykami voodoo, byłoby to na pewno coś spektakularnego. Gdyby grupka nieletnich zaczęła się bawić w jakieś nielegalne rytuały i wywołała coś nadzwyczaj... niegodziwego, na pewno spotkałoby się to z dużo większym skandalem i dezaprobatą niż malowanie sobie po twarzach eliksirem. Gdy gospodarz od niego odszedł, Ignacy zaczął myszkować po okolicy, szukając sobie czegoś ciekawego do roboty. Po znalezieniu sobie na początek czegoś niealkoholowego do picia wrócił do misy z eliksirem neonowym. Zamoczył w nim dwa palce, po czym po chwili namysłu, przystąpił do wyrysowywania wzoru na swojej twarzy. Zaczął od pionowej kreski na środku czoła, która kończyła się na linii brwi. Drugim i zrazem ostatnim orkiem było dodanie dwóch pasków po obu stronach policzków, które zaczynały się w okolicy oczu, a swój koniec miały na szczęce. Idealne barwy wojenne na tę noc, nie ma co! Akurat, gdy skończył dostrzegł w tłumie nowoprzybyłych @Nancy A. Williams w towarzystwie @Maximilian Brewer i jeszcze jednej dziewczyny. Swoją współlokatorkę z Hogsmeade uścisnął krótko, z chłopakiem próbował zbić piątkę, a przed młodą się ukłonił. – Moja ulubiona Pani Kapitan! - zaczął, umyślnie starając się ją podpuścić, jednak uśmiechając się od ucha do ucha, co by mogła odczytać, że nie ma złych intencji. – Sądziłem, że w tę piękną noc zdecydowałaś urządzić sobie jakiś trening i latasz już gdzieś na mokradłach. A tu taka niespodzianka! Naprawdę zaskakujesz mnie na każdym kroku! Kątem oka zauważył także nadejście nieco starszej części szkolnej społeczności, czyli nauczycieli. Spróbował złapać kontakt wzrokowy z @Joshua Walsh, a gdy mu się udało, zasalutował im krótko na przywitanie, celowo unosząc wymownie kubeczek z jakimś sokiem do ust, po czym wrócił do rozmowy ze znajomymi.
Ostatnio zmieniony przez Ignacy Mościcki dnia Czw Lip 16 2020, 21:50, w całości zmieniany 1 raz
Uśmiechnęła się, widząc zielone litery układające się w jej imię. To zdecydowanie nie był jeszcze czas, na zmniejszanie dystansu, ale ten z całą pewnością miał jeszcze nadejść. Wieczór w końcu był długi i było doskonałą okazją, żeby zbliżyć się do Yuuko. Oczywiście Ezra musiał palnąć coś zupełnie nieodpowiedniego, za co Heaven dosłownie spiorunowała go wzrokiem. - Nie słuchaj go - zwróciła się do puchonki, kręcąc głową - Jest zazdrosny, że znowu jest uwiązany do jednego faceta na Merlin wie ile - dodała i chętnie ruszyła za dziewczyną, na ułamek sekundy zatrzymując się tylko przy przyjacielu i opierając dłoń na jego ramieniu. - Koniecznie musisz mi psuć podryw, co? - mruknęła cicho w jego kierunku, patrząc na niego karcąco i podeszła do stanowiska z drinkami. Nalała sobie pierwszego lepszego, ale kątem oka widząc beerponga, zdecydowała się, że to znacznie ciekawsza forma picia. - Gramy, może to spodoba ci się bardziej niż butelka. W przeciwnych drużynach, okej? - uśmiechnęła się i stanęła po jednej stronie stołu, żeby bez trudnu wycelować piłeczkę prosto w kubek. W tym samym czasie zauważyła, że impreza zwiększyła się o więcej członków grona pedagogicznego, co było może trochę niezręczne, ale hej - impreza to impreza, tutaj wszyscy byli równi. A przynajmniej z takiego założenia zamierzała wyjść Dear.
Drużyna: Obłędne Olbrzymy Kostka na powodzenie: 55% Bonus: +20% (imprezowy styl życia i udział w imprezie) Efekty uboczne: - Wylosowany napój: 6 Aktualne wyniki drużyn: Obłędne Olbrzymy - 0/6 Hipnotyzujący Hedoniści - 1/6
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Jej złe przeczucia odnośnie przebiegu imprezy mogły się potwierdzić już w zasadzie na samym starcie, gdy tylko @Ezra T. Clarke postanowił określić ją mianem nowej zabawki Heaven. I choć można byłoby się spodziewać, że zapewne zaczerwieni się na dźwięk tego komentarza i natychmiast zacznie temu zaprzeczać tak stała się rzecz całkowicie odwrotna. Yuuko zbladła, spoglądając z niejakim niedowierzaniem na byłego Krukona, niezdolna do tego by wydusić choć słowo w tej kwestii. Czy naprawdę tak to wyglądało? Naprawdę zaczęła wątpić w to czy dobrze zrobiła, przychodząc tu w towarzystwie Dear. Mimo wszystko w momencie, gdy chłopak ją przeprosił ją za swoje słowa, uśmiechnęła się do niego delikatnie, starając się pokazać, że wszystko było w porządku i nie ma mu niczego za złe. - Nie szkodzi - odpowiedziała niemalże automatycznie jeszcze zanim oddaliła się w stronę kącika z alkoholem, aby Heaven mogła nalać sobie upragnionego drinka. Nie przewidziała tylko tego, że w pobliżu będzie znajdował się stół z rozłożonym beerpongiem. Yuuko nigdy w życiu nie zastanawiała się nad tym w jaki sposób mogłaby umrzeć. Jednak wszystko wskazywało na to, że śmierć mogła ją spotkać w czasie letnich wakacji z powodu zatrucia alkoholowego po grze w beerponga, której nie mogła odmówić pewnej czarującej Ślizgonce. Nawet jeśli zdawała sobie sprawę z tego, że przegra z kretesem i będzie prawdopodobnie jedyną osobą, która tknie alkohol w ciągu całej tej rozgrywki. - Heav, to naprawdę kiepski pomysł. Jestem beznadziejna w takie rzeczy - uprzedziła ją jeszcze, ale niemal natychmiast usłyszała obok siebie szatańskie podszepty unoszącego się w powietrzu Carla. - Pierdolenie o Szopenie. Zabaw się w końcu trochę. Powinnaś! - skąd wiedziała, że akurat on będzie namawiał ją do tego, by brała udział we wszelkich rozrywkach, które wymagały rywalizacji, a wiązać się mogły również z kobietami i alkoholem? - Wpierw zabaw się w tę jakże przyjemną grę... A potem może będziesz mogła zabawić się z nią - dodał jeszcze duch, wskazując kciukiem na starszą studentkę. Kanoe starała się nie słuchać tych komentarzy. Chociaż może ze względu na to by uciszyć starego podrywacza, zdecydowała się jednak stanąć po drugiej stronie stołu i przyłączyć się do gry w beerponga. Zresztą... Chyba naprawdę powinna nieco się zabawić. Chociaż miejmy nadzieję, że z głową. Krążący obok duch już zacierał ręce, wyczuwając nadchodzącą rozgrywkę i zaczął jeszcze wspominać coś o tym, że powinna nieco urozmaicić to wszystko jakimś ciekawym zakładem. Tylko, że Puchonka naprawdę nie miała ochoty na takie rzeczy, gdy była pewna swojej porażki przeciwko pałkarce, która z gracją wrzuciła piłeczkę do jednego z kubeczków stojących po jej stronie. Yuuko nie miała wyjścia. Sięgnęła po drinka i już z daleka mogła poczuć silną woń alkoholu, która od niego biła. I naprawdę był to mocny napój. Już jeden łyk wystarczył, by pani prefekt się zachwiała i chwyciła stołu, by nie upaść. - Zeruj tego drina raz dwa! Zeruj do dna! - darł jej się do ucha wyraźnie podekscytowany duch, obserwując jak Japonka dzielnie walczy z napojem, który palił jej przełyk żywym ogniem oraz sprawiał, że straciła czucie w nogach, które niemal natychmiast jej zmiękły. Z pewnością wylądowałaby na podłodze, gdyby nie stół, o który mogła się jakoś wspierać, by zachować pion. Krzywy i koślawy, ale pion. Dopiero po wypiciu całego drinka mogła zabrać się za rzut piłeczką do jednego z kubeczków znajdujących się po przeciwnej połowie. Niestety, ale tak jak mówiła, nie była w tym zbyt dobra. Dlatego rzucona piłeczka odbiła się od stołu i z niespotykaną wręcz prędkością pomknęła w kierunku znajdującego się niedaleko Brewera, by uderzyć go w okolicach prawego oka. - O, Merlinie... - wydusiła z siebie, gdy tylko zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła. - Przepraszam, Max!
Drużyna: Hipnotyzujący Hedoniści Kostka na powodzenie:47% Bonus: +10% za udział w imprezie Efekty uboczne: piłeczka pierdolnęła w @Maximilian Brewer Wylosowany napój: - Aktualne wyniki drużyn: Obłędne Olbrzymy - 0/6 Hipnotyzujący Hedoniści - 1/6
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Imprezy miał to do siebie, że rozkręcały się stosunkowo szybko. Ledwie zdążył mrugnąć, a tu z tylko dwójki organizatorów ekspresowo zrobił się przyjemny tłumek; jego żartobliwie rzucone w stronę Ignacego "tylko ręce na widoku" zatonęło już w przeszłości, podobnie jak cień na twarzy Nancy i prowokacja narwanego Gryfona, od której nie mógł się powstrzymać. Po reakcji Heaven zdał sobie jednak sprawę, że wypadało spuścić z tonu, by w którymś momencie z drażnieniem gości nie przesadzić, bo nie to była rola dobrego gospodarza. Ugryzł się zatem w język przed sprostowaniem, że nigdy nie narzekał na żadnego rodzaju uwiązanie. - Dbam, żebyś pamiętała, że musisz się starać - odparł równie cicho, przepuszczając ją do stołu, zdecydowany nie wtrącać się więcej w ich sprawy. Z pewnością wolał, gdy Ślizgonka kręciła się przy niewinnych Puchonkach niż niegrzecznych Gryfonów... Zresztą miał swoje zmartwienia, które potrzebowały zostać zamiecione pod dywan. Ezra zaśmiał się na słowa Vin-Eurico, potakując mu i automatycznie odwracając głowę, by skontrolować, jak wyraźny ślad po sobie pozostawił na nim partner - i cóż, był tak nie do przeoczenia, jak tylko mógł być niebieski neon na głęboko czarnym materiale. Sam więc przechwycił inną miseczkę, zanurzając palec w czerwonej mazi i z namysłem przemykając spojrzeniem po ciele ćwierćolbrzyma. Nie zdążył jednak zostawić na nim własnego śladu; odwrócił się z szybkością syberyjskiego wija, gdy tylko hiszpańskie przekleństwo zmieszało się z entuzjastycznym wołaniem @Éléonore E. Swansea. I wcale nie musiał być w jej stronę ciągnięty, choć jej świta pozostawiała wiele do życzenia... - Prawda, jemu też się należy pochwała. A tobie za klimatyczny makijaż, najdroższa. - Przesunął aprobującym spojrzeniem po wargach kobiety, a jego oczy zaraz błysnęły psotnie. Wszak nie mógł zostawać w tyle za przyjaciółką, a farbka wciąż oblepiająca wskazujący palec musiała zostać wykorzystana. Wzorując się więc na Swansea, umiejętnie obrysował własne wargi, nadając im intensywnie czerwonego koloru, a potem ten czerwony kolor odbił na jej policzku. - Gdybym wiedział, że to ten współlokator taki oporny, nie proponowałbym rozwiązania. I tak, uprzedzając twoje pytanie, Leonardo - szepnął jej jeszcze ucha, świadomie wykorzystując to, że mógł przekraczać pewne granice. Musiał się w końcu odsunąć, by nie tylko zaobserwować reakcję na jej twarzy, ale również przywitać trójkę... nauczycieli. Do każdego z nich wyciągnął dłoń, ale swoje oczy zwrócił najpierw w stronę @Joshua Walsh, jedynego, który sprawiał wrażenie, jakby rzeczywiście cieszył się z wizyty w ich domku. Zresztą, zarówno plotki obserwatora, jak i zdjęcia we wdzianku, których Ezra oficjalnie nie widział wskazywały, że Walsh miał bogatą osobowość. - Pana... to znaczy twój- Mogę mówić w ten sposób? - upewnił się, trochę niezręcznie pocierając kark i cicho śmiejąc z samego siebie. - Twój też jest świetny, chociaż nigdy nie powiedziałbym, że definiuje cię akurat to zwierzę. Gdyby Joshua był gumochłonem, Leonardo z pewnością nie rozpinałby dla niego koszuli... - O nie, o to się nie martw - zainterweniował natychmiast na zarzut @Christopher O'Connor, przerzucając na niego spojrzenie i dostrzegając ten chłodny wyraz na twarzy gajowego. Trudno było uwierzyć, że był to ten sam cicho pozytywny mężczyzna, którego poznał podczas porannych warsztatów. Najwyraźniej jednak każdy miał swoje demony, a impreza mogła stać się jednym z nich. - Kiedyś może tak, ale mój mężczyzna został doskonale przeszkolony, by zawsze móc sprostać oczekiwaniom abstynentów. Wszystko znajdziesz w wersjach bezalkoholowych. A kubeczki zaczarowaliśmy tak, żeby żaden nieletni nie mógł się napić alkoholu, tacy jesteśmy odpowiedzialni. - Błysnął uspokajającym uśmiechem, poniekąd czując presję, by mężczyźni go polubili. Tym bardziej, że w nowym roku sam zamierzał dołączyć do nauczycielskiej kadry jako asystent. Na propozycję Walsha pokiwał za to entuzjastycznie głową. - Zawsze chętnie. I hej, Alexander, wiem, że w normalnie kwalifikujesz się do olbrzymów, ale mam nadzieję, że uczynisz mi zaszczyt zagrania w mojej drużynie? - zagadnął, nie potrafiąc się powstrzymać przez zwróceniem się do opiekuna Ravenclaw po imieniu. Skoro już mógł... Musiał jednak przyznać, że smakowało to wyjątkowo dziwnie!
- Mam taką nadzieję - mruknął potakująco do Puchona (@Ignacy Mościcki), pochylając się grzecznie i czekając, aż ten skończy swoje dzieło. Podziękował mu zaraz z szerokim uśmiechem i gdzieś tam po drodze pochylił się nad tacką, żeby zobaczyć co takiego zdobi jego policzek, bo jednak był zbyt rozproszony wszystkim, by podczas tworzenia rysunku rozpoznać jego kszałt. Gwiazdka, choć mogła wydawać się symbolem banalnym, jednak nie kojarzyła się jako pierwsza z neonem i Leonardo musiał z zaskoczeniem przyznać (no, przed samym sobą), że wygląda to wyjatkowo ciekawie. - Piękniejszego wykorzystania neonów chyba nie widziałem - oznajmił, przemykając spojrzeniem od @Éléonore E. Swansea do @Joshua Walsh. - Aaalbo może "oryginalniejszego"... - poprawił się, szczerząc do Josha i ani myśląc pytać o co chodziło z gumochłonem. Zamiast tego przemknął palcami po swojej własnej koszuli, niby ją wygładzając, a w rzeczywistości uwalniając te nieszczęsne dwa guziki, ledwo zauważalnym podjechaniem brwi do góry informując miotlarza, że ten subtelny negliż skierowany jest właśnie do niego. - I hej, może być grzecznie, trochę świecącej farby tego nie zmieni! - A potem zasmucił się wyraźnie, bezwiednie szarpiąc palcami za skrawek materiału, bo mimo wszystko niepokoiła go ta niechęć Chrisa. Niby wiedział, że to nie są do końca jego klimaty i Josh sam pisał mu na wizzengerze, że przyciągnięcie go nie będzie takie proste, ale... ale Leonardo chyba liczył na jakiś drobny kredyt zaufania, dzięki któremu nie dostawałby na wejściu samych gburków. - O, no, otóż to. Faktycznie są jakieś drobne efekty, bo jednak trzymałem się magicznej miksologii, ale... znajdziecie też zwykłe soki, czy wodę. No i jest jedzenie, oczywiście! Udało nam się już zgarnąć trochę lokalnych przysmaków, także polecam testowania pizzy i kanapek. - Może subtelnie się rozgadał, ale próbował jak najszybciej znaleźć jakieś plusy, by podpiąć się po ładnie sformułowaną wypowiedź Ezry. Zerknął niepewnie na Alexandra i z powrotem na Chrisa, nie wiedząc, czy joshowy plan z beerpongiem był teraz na miejscu. I, zamiast się zastanawiać, po prostu machnięciem ręki zaprosił ich głębiej w pomieszczenie. - To my się tu troszkę wetniemy, co? Heaven, doskonały wybór drużyny - pochwalił Ślizgonkę (@Heaven O. O. Dear), szturchając ją przyjacielsko w ramię, gdy brał już piłeczkę, by precyzyjnie wrzucić ją w kubeczek Hipnotyzujących Hedonistów. - Panie i panowie, talent w czystej postaci!
Drużyna: Obłędne Olbrzymy Kostka na powodzenie:66% Bonus: +10% za fabularne imprezy, +10% za posiadanie beerponga, +10% za imprezowy charakter Efekty uboczne: - Wylosowany napój: 6, zwalający z nóg Jad Kirlija Aktualne wyniki drużyn: Obłędne Olbrzymy - 0/6 Hipnotyzujący Hedoniści - 2/6