Wchodząc głównym wejściem do zamku, pojawia się w tym miejscu. Stąd można dostać się do wszystkich innych innych części Hogwartu, jak Wielkiej Sali, schodów oraz podziemi. Sklepienie jest tak wysoko, że niemal niemożliwe jest jego zobaczenie. Jest to miejsce spotkań uczniów, szczególnie gdy są z innych domów. Pierwszego września panuje zazwyczaj straszny tłum, gdy wszyscy cisną się do Wielkiej Sali.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:18, w całości zmieniany 1 raz
- Hmm... - dziewczyna udała zamyślenie, unosząc wzrok na sufit. Po chwili jednak uśmiechnęła się wrednie i powiedziała - Jasne. Demolka to moja specjalność, prawda, braciszku? - spytała, a kiedy zobaczyła, że ledwo daje sobie rade z jej torbą, prychnęła rozbawiona - Nie ładnie, Nami... powiem Ojcu, że nie ćwiczysz i się zapuściłeś...
Spojrzała jeszcze raz na Namiego, ale nic nie powiedziała. Nie chciała mu zbytnio "dokuczać" w obecności siostry. Trzeba być lojalnym, chociaż trochę. -Mam nadzieję, że masz też jakieś ciekawe pomysły Negai- Mruknęła z uśmiechem. Może rzeczywiście się dogadają mimo różnicy wieku?
- Nami, nie masz teraz czegoś do roboty? - rzuciła, zbywając go gestem dłoni i podeszła do szaynki - Prócz wysadzania kibli myslałam też o podtruciu kogoś... Można by zakraść sie do kuchni i dodać jakiegoś eliksiru, albo czegoś innego. - mówiła pełnym zapału głosem, chociaż jej twarz nada pozostawała niewzruszona.
Zaśmiała się lekko i puściła do Namiego oczko. Przysiadła na stopniu słuchając Negai. -Z eliksirem będzie dość łatwo, tylko trzeba wybrać cel. Co powiesz na małego, wkruzającego drugo klasistę gryfonka?- Spytała mając na myśli zmore jej lekcji, Nathana. Może nawet stanie mu się coś poważniejszego? -Można by też przemycić kilka łajno bomb i rozrzucić w gabinetach.
Namida tylko nadął policzki... Nosz, głupia smarkula! Ale nie, postanowił, że będzie tym dorosłym i zignorował jej słowa - Może przeniesiemy się do Pokoju wspólnego? Pokaże Ci dormitorium, a później z Connie pójdziemy na lekcje... - powiedział... chciał już się pozbyć młodszej siostry... była strasznym utrapieniem... Poza tym, martwił się, że jeśli za długo będą dziewczyny ze sobą przebywać, tym więcej wymyślą sposobów na zatrucie życia innym...
- Mały gryfon? Jasne! - niemalże się zaśmiała. Cóż, ona była tu dopiero jeden dzień, ale już miała niesamowitą ochotę komus dopiec. Kiedy Namida, jak zwykle, spróbował ja spławić, skrzywiła się lekko, ale przytaknęła. Wiedziała dobrze, że braciszek nie przykłada się do nauki i gdyby tylko mógł, odpuściłby każdą lekcje... - No dooobrze...
Zaśmiała się lekko do obrażonego Namidy i podeszła do chłopaka szepcząc. -Zazdrosny jesteś czy po prostu zawsze ją spławiasz?- Po czym odwróciła się do Negai i zamyśliła na chwilę. -Eliksir to najlepiej odpadania kończyn. To czarna magia, ale sobie poradzimy. Mozna by też na rozgrzewkę wcisnąć komuś krwotoczki truskawkowe, albo coś innego od Wesleyów.
Negai miała wrażenie, że tych dwoje coś łączy... aż kusiło ją, żeby bezczelnie po prostu o to zapytać. Zamiast tego rzuciła tylko: - Ojciec przeszukał mi rzeczy przed wyjazdem... Miałam całą bomboniere lesera, a on mi ją zabrał! - poskarżyła się, w bardzo dziecięcy sposób.
- Zazdrosny? Nie, ja tak zawsze. - stwierdził również cicho, jednak miał pewność, że Negai słyszy. Westchnął cicho, slysząc kolejne pomysły na demolke w szkole... Cóż, szykował sie baaardzo ciekawy rok...
Zaśmiała się słysząc Negai. -Nie martw się, ja mam pewien zapas. Chociaż przemycić było ciężko. Coś ciekawego się wymyśli. No, a moja sówka jest gotowa znieczyścic dyrektorowi głowę- mruknęła zadowolona z tego, jak wytrenowała swojego pupilka, chociaż to ojciec raczej padał ofiarą. Zrobiął kilka kroków w strone pokoju wspólnego.
- Taa... chodźmy już. Negai, mam nadzieje, że wzięłaś ciepłe ubrania, w lochach bywa zimno. - mruknął. On sam nienawidził zimna, był nawet zdziwiony, że przetrwał w TAKICH warunkach już 6 lat... Chwycił pewniej torbę siostry i kiwnął głową na Connie i Negai. Nie miał zamiaru tu dłużej siedzieć, więc ruszyli w stronę zejścia do lochów.
-On ma rację, idze zamarznąć jak sie nie mado kogo.. olub czego przytulic- powiedziala z usmiechem i ruszyla w stronę lochów. Zresztą trzeba uzupelnic zadania z eliksirów. Zastanawiala sie na jakie zajecia bedzie chodzic Negai, ale na razie nie spytała.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Wizja dziewczyny, która zostaje ugryziona przez dzikiego puszka pigmejskiego była wspaniała! Lei już sobie wyobrażała te wszystkie skutki uboczne. Z pewnością jej twarz byłaby jeszcze bardziej szpetna niż była na co dzień. Nie była do końca obeznana w tym, co dzieje się z ofiarą, kiedy puszyste kulki zostawiały jad we krwi. Miała jednak nadzieję, że będzie to coś zaskakującego i śmiesznego. Na przykład takie czyraki. - Och, tak. Zastanawiam się tylko co jej będzie, jeśli ugryzą ją dwa - uśmiechnęła się złośliwie. Ach, to wyglądałoby pięknie! Już sobie wyobrażała te dwie kulki na nosie! Wyszły z menażerii i mijając po raz kolejny dziwne, Nokturnowskie typy, znalazły się na Pokątnej. Jako że obie nie miały już więcej interesów, teleportowały się do Hogsmeade. Przybyły do Hogwartu, a Lorelei aż zdziwiła się, że droga od wioski tak szybko im minęła. Może dlatego, że miały temat do rozmowy. Czarnowłosa postawiła klatkę na jednym z niższych stopni schodów i usiadła obok. - Nie mam pojęcia gdzie iść - powiedziała nieco leniwym tonem. Nie spieszyło jej się do pokoju wspólnego. No, chyba że miała tam spotkać Connie!
- Z pewnością byłoby słodko - powiedziała z rozmarzoną miną - Z pewnością Konik się ucieszy! Całe szczęście, że nie musiały już oglądać tych typów z Nokturnu. Teleportacja była wspaniałą umiejętnością. Ten, kto ją stworzył miał cudowny pomysł. Zjawiły się w Hogsmeade. Vera ostatnio była tu na urodzinach Selenki, jakoś nigdy nie pałała miłością do tego miasteczka. Raz, że ciągle szwędało się tam mnóstwo trzecioklasistów niesamowicie cieszących się z możliwości wyjścia, a dwa, że po tylu razach przebywania w jednym miejscu miało się go serdecznie dość. Zwiedzisz całe Hogsemade w ciągu tygodnia i nie masz już nic do roboty. W końcu dotarły do Hogwartu. Czerwonowłosa również usiadła obok postawionej na jednym stopniu klatki z kugucharem. Kot obserwował wszystko dookoła. Z pewnością był zaciekawiony nowym otoczeniem. - To tak. Możemy iść do Pokoju Wspólnego i sprawdzić, czy jest tam ofiara - uśmiechnęła się złośliwie. Już nie mogła się doczekać spotkania - A jeżeli nie, to szukać jej po Hogwarcie i błoniach.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Zastanowiła się chwilę. Niezbyt chciało jej się ruszać tyłek gdziekolwiek, ale dla "dobra sprawy" mogła się poświęcić. Westchnęła więc teatralnie, obserwując otoczenie. Nowy chochlik miotał się w klatce. Nie był stworzeniem spokojnym, a więc i trudnym do udomowienia. Jednak sama dziewczyna też nie była cierpliwa i wyrozumiała. Pewnie przez swoją wybuchowość trafiła do Slytherinu. Chociaż tak właściwie, to cała jej rodzina tam była, dlaczego miała być wyjątkiem? - A więc, chodźmy - odpowiedziała, chwytając klatkę. Skierowała się oczywiście w stronę lochów. - Najpierw pokój wspólny - wyjaśniła. Zdecydowanie bardziej chciała iść na zewnątrz, jednak im szybciej zaliczą pomieszczenie, tym szybciej znajdą się na błoniach. Miała wielką ochotę wybrać się do Zakazanego Lasu, którego tak dawno nie odwiedzała. Uwielbiała to miejsce i wszystkie stworzenia zamieszkujące puszczę. Szczególnie testrale, bardzo interesujące stworzenia.
Chodziła bez celu po zamku, krążąc tu i tam. Wróciła kolejny raz do tej sali. Nudziłą się, a to było w jej przypadku czymś rzadkim i czymś straszliwym. Wszyscy, z którymi się zadawała, zniknęli nagle nie wiadomo gdzie albo byli wielce czymś zajęci. A ona nie mogła się nudzić, coś musiało się wokół niej dziać. A tu nuda i monotonia. Usiadła zrezygnowana na ostatnich stopniach schodów, czekając na to, aż ktoś przyjdzie i przerwie tę nieznośną ciszę.
Jaydon postanowił przerwać swoją jakże ambitną czynność, czyli leżenie w swoim gabineciku na pleckach i wyruszył w podróż swojego życia, czyli w kierunku Wielkiej Sali. Poszukiwał raczej towarzystwa do pogadania i ponownie zatęsknił z ogniem buchającym w kominku, znajdującym się w lochach, czyli zatłoczonym pokoju wspólnym ślizgonów. Tam przynajmniej nie czuł się taki... samotny. Nie wiedział jak nauczyciele wytrzymują tutaj sami. Po drodze natknął się na dziewczynę, która z pewnością była z jego byłego domu i najwyżej rok młodsza. Crilla? Czy coś w tym stylu. - Czy aby na pewno nie ma już ciszy nocnej?- zapytał dziewczynę unosząc do góry jedną brew i pstrykając nonszalancko czarnymi szelkami, które zwisały mu przy spodniach. Uśmiechnął się przy tym czarująco do swojej "uczennicy".
Już z daleka słyszała odgłos kroków, który z każdą chwilą był coraz głośniejszy. Dziewczyna miała nadzieję, że oto nadchodzi ktoś, kto sprawi, że nie będzie się nudzić. I nie przeliczyła się, no bo przecież gdy na horyzoncie pojawiał się Jaydon Murrey, a to on był tym "ktosiem", nuda uciekała, gdzie tylko pieprz rośnie. Słyszała plotki o tym, jakoby po skończeniu Hogwartu miał zostać nauczycielem Quidditcha. I, jak widać, były one prawdziwe. - Czy ja wiem? - zapytała, patrząc wymownie - chyba raczej nie - odpowiedziała mu podobnym uśmiechem. Nie można było jej odmówić urody, nie i tylko ślepiec mógłby tego nie docenić.
Wróciła z wieczornego spaceru. Cała przemoknięta. Marzyła o tym, aż w końcu znajdzie się w ciepłym fotelu i zapali karmelowego papierosa, do tego kawa i można się rozpłynąć. Tylko czy na kawę nie jest za późno? pomyślała, jednak to pytanie na długo nie zagościoło w jej głowie, ponieważ nagle zobaczyła dwie osoby na schodach. Miała kierować się w stronę podziemi, jednak postanowiła podejść i się przywitać, tymbardziej, że byli chyba z domu Ślizgonów. Ruszyła do nich i nagle ją olśniło. - No tak, to nasz nowy nauczyciel , Jay - powiedziała cicho do siebie i mimo to odważnie kroczyła dalej. Przypomniała sobie rozmowę Effie z Alexis, kiedy to wspominały o Jayu. Ponoć objął posadę nauczyciela Quidditcha. - Witajcie - rzuciła do niego i dziewczyny, po czym uśmiechnęła się pokazując swoje białe i równe ząbki.
Kiedy usłyszał jej odpowiedź i zobaczył ładny uśmiech oraz dodatkowo zorientował się jak ładna jest jego towarzyszka stwierdził, że wyjście z gabinetu o tej porze było jedną z jego najlepszych decyzji w tym roku. Oczywiście zakładając, że jakiekolwiek jego decyzje były złe, w co bardzo wątpił. - Ufam Ci na słowo, bo nie mam zegarka- oznajmił wzruszając ramionami i usiadł tuż obok dziewczyny. Wyciągnął w jej kierunku rękę. - Jaydon Murrey, nauczyciel quidditcha- powiedział, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu, kiedy przedstawił się wraz ze swoim nowym stanowiskiem. To aż komiczne, że ktoś wziął go jako nauczyciela. Po chwili zobaczył kolejną ślizgonkę, którą kojarzył jeszcze mniej niż poprzednią. - Hej- rzucił jej lustrując ją wzrokiem i oczywiście bardzo dyskretnie oceniając, która z nich jest ładniejsza.
- Pan Jaydon? - zwróciła się do niego, starając się utrzymać poważny ton głosu - Teraz już Pan nauczyciel, tak? dobrze kojarzę? Przebierała z nogi na nogę, gdyż ciągle było jej zimno. Sala wejściowa nie była zbyt przyjemnym miejscem do rozmów, a siedzenie na schodach nie było ani trochę wygodne. - Czy nie ma lepszego miejsca na wieczorne pogawędki? - zapytała dalej trzęsąc się z zimna. Przez chwilę pomyślała, że znowu wkroczyła w nieodpowiednią sytuację i, że przeszkodziła parze osób w rozmowie. Ostatnio miała niebywale szczęście wpadać przypadkiem na damsko - męskie rozmowy. Tym razem było tak samo i wcale nie czuła się z tym dobrze. Jednak jeśli już podeszła wypadało zamienić kilka zdań.
W sumie to i dobrze, że nie siedziała w dormitorium, siedząc bez celu, tylko przyszła tutaj. Zapowiadał się mily wieczór w towarzystwie przystojnego mężczyzny. Niczego więcej Cirilla w tym momencie nie oczekiwała. - Cirilla de Sauveterre, Ślizgonka, siódma klasa - rzekła z lekkim rozbawieniem. Jednak musiał przecież ktoś nieoczekiwanie się pojawić i zepsuć urok chwili. I był to nikt inny, jak sama Soffia, którą panna de Sauveterre miała za osobę niezbyt wartościową. Gdyby spotkały się tylko we dwie, na pewno nie oszczędziłaby przykrych słów. Jednak nie była sama, dlatego też zachowywała spokój. - Cześć - opdowiedziała, przewracając dyskretnie oczami. Przemilczała pytanie Soffii, była ciekawa odpowiedzi Jaydona. Cirilla trafnie zauważyła, że panna Bjort czuła się nieswojo w tym towarzystwie. Może w końcu łaskawie doszła do wniosku, że nie jest tu mile widziana, przynajmniej przez Francuzkę.
Miała wrażenie, że Cirillii nie pasuje jej towarzystwo. Jednak nie wiedziała co o tym myśli Joy, dlatego też zdecydowała się zostać i zobaczyć jak sytuacja się rozwinie. Cirilla była kolejną już Ślizgonką, która wydawała się odstawiać tzw. pokazówkę. Przynajmniej tak odbierała to Soffia. Niejednokrotnie rozmawiała na ten temat z Frances. Zielonki robią z siebie złośnice, a tak naprawdę takie nie są. Ale skoro ktoś nie patrzy przychylnie na Soffię ona nie będzie się na siłę podlizywać. Szkoda, że nie jesteśmy same pomyślała. Można by było w końcu jej dopiec
Spojrzał na Soffiję z uśmiechem. - Tak i ostrzegam, że chodzenie po ciszy nocnej może być przyczyną szlabanu- powiedział poważnym tonem, unosząc jedną brew, przez co wyglądał wyjątkowo groźnie jak i przystojnie. Jak zwykle. - Mi tam się tu podoba i wcale nie jest zimno, a tobie Crillo?- zapytał obejmując dziewczynę ramieniem, tak aby nie mogła odpowiedzieć przecząco na zadane pytanie. Zauważył, że dziewczyna raczej nie jest zadowolona z ich nowej towarzyszki. Tamta również nie czuła się zbyt swojsko, ale co zrobić? Nie może się rozdwoić i przytulać dwóch kobiet na raz. Chociaż w zasadzie bardzo by mu to odpowiadało.
- Jest ciepło i naprawdę przyjemnie - spojrzała na Jaydona, zadowolona po części z obrotu sytuacji. Gdyby tylko ta Soffia sobie stąd poszła... byłoby idealnie. Gdy tylko Cirilla przeniosła wzrok na pannę Bjort, na jej twarz wróciło opanowanie i chłód. Jej taksujące spojrzenie było uważne i czujne; wyraźnie mówiło, że Soffia powinna iść stąd jak najszybciej. - I mów Ciri, wygodniej - przypomniała mu, szepcąc mu to wprost do ucha. Niby w towarzystwie nie powinno się szeptać, ale Cirilla stosowała się do reguł tylko wtedy, kiedy jej to odpowiadało.
- Wydaje mi się jednak, że Pan jeszcze nie wprawił się w przydzielaniu szlabanów - powiedziała ironicznie Soffia. Naprawdę śmieszyło ją to bardzo. Niedawno Jay został nauczycielem i już grozi szlabanem. Mógłby chociaż nie udawać srogiego nauczyciela. Wszyscy dobrze wiedzieli, że zajął posadę belfra, by mieć większy szacunek u uczennic. Był nieprzyzwocie przystojny i często to wykorzystywał. Przynajmniej Soffia tak go odbierała. Pieprzony Casanova pomyślała. - Gruchajcie sobie gołąbeczki dalej, ja tymczasem udaję się w poszukiwaniu innych towarzyszy do rozmów. Widzę, że nie jestem tu mile widziana - powiedziała do pary i zawróciła w kierunku podziemi.