Wchodząc głównym wejściem do zamku, pojawia się w tym miejscu. Stąd można dostać się do wszystkich innych innych części Hogwartu, jak Wielkiej Sali, schodów oraz podziemi. Sklepienie jest tak wysoko, że niemal niemożliwe jest jego zobaczenie. Jest to miejsce spotkań uczniów, szczególnie gdy są z innych domów. Pierwszego września panuje zazwyczaj straszny tłum, gdy wszyscy cisną się do Wielkiej Sali.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:18, w całości zmieniany 1 raz
Ależ nie powiedziałem, że jesteś nienormalny, tylko po prostu jako nau... *Zatrzymał się w połowie zdania, żeby się nie wygadać. Nie chciał zepsuć tej sceny, która choć dziwacznie wyglądała w jego oczach, to z jednej strony była zabawna. Aczkolwiek nie wiedział, czy chłopak też to tak odczuwał. Spojrzał na niego z dezaprobatą, po czym przymknął na moment powieki, by zaczerpnąć uciekającą wraz z wiatrem nikotynę, która tkwiła jeszcze w powietrzu. Dlaczego otóż istota przed nim musiała mu zabronić palenia? Uniósł charakterystycznie brew ku górze łapiąc jedną dłonią łokieć drugiej ręki.* Obiecuje, że już nie będę palił... *Bynajmniej na terenie szkoły. Dokończył w głowie, po czym raz jeszcze spojrzał na chłopaka przed nim.* Powiesz mi jak masz na imię? *Spytał lustrując powierzchnię twarzy czarodzieja swoimi herbacianymi tęczówkami.*
Przewrócił oczyma, słysząc gorącą obietnicę chłopaka. To oczywiste, że to jedynie jałowe słowa, które zostaną złamane przy pierwszej okazji, która tylko się nadarzy. Narciss jednak nie przejmował się tym. W końcu ani trochę go to nie interesowało, był to przecież jedynie pretekst do nawiązania znajomości i... dalszego rozwoju sytuacji.
- Narciss Aleksiejewicz Aładin - odpowiedział na jego pytanie, z przymilnym uśmiechem unosząc dłoń wierzchem do góry. Najwyraźniej spodziewając się pocałunku złożonego nań. - Niezmiernie miło mi poznać... i wyrażam najszczerszą nadzieje, ze będziesz pamiętał o mych słowach. Wszystkich...
*Gdy czarodziej się przedstawił, mężczyzna zlustrował całą jego sylwetkę swoim bezczelnym wzrokiem uśmiechając się przy tym jak mały chłopczyk do piłki, którą właśnie dostał. Zdawało mu się, że członek Slytherinu miał wobec niego jakiś plan, jednak profesor postanowił się tym nie przejmować. Zauważywszy, że unosi swoją dłoń, Fabian odchylił swoją głowę nieco do tyłu ze zdziwienia, iż Narciss chce, by on złożył na niej pocałunek. Cóż, to było oczywiste, że raczej takiego czynu doczekać się nie mógł i zamiast tego ujął dłoń chłopaka kłaniając się lekko.* Będę pamiętał o wszystkich Twoich słowach, chyba, że znowu moja choroba się odezwie. *Ostatnie słowa wyszeptał smutnym głosem unosząc się znów tak, by stać prosto. Ponownie wsadził swoje dłonie do kieszeni, a ramiona przylegały do jego ciała.*
Gdy piszesz co powiedział Twój bohater, zdanie zaczynasz od myślnika, np.: "- Będę pamiętał o wszystkich Twoich słowach, chyba, że znowu moja choroba się odezwie."
Ach, więc chłopak był nieśmiały? Uniknął tego drobnego gestu, którym był pocałunek. To nieco utrudni dojście do celu. Udał, że nie zauważył małego niepowodzenia i powoli zabrał dłoń, gdy chłopak się wyprostował. - A ty, panie tajemniczy? Nie zdradzisz mi swego imienia? Byłbym zawiedziony... - westchnął cicho i oparł się o ścianę. Wykrzywił lekko kąciki ust, by nabrać jeszcze bardziej smutnej miny. - Choroba? Och, na bogów, jakaż to choroba gnębi tak piękną duszę?
*Nie wiedział, czy już zakańczać ów zabawę, czy też ciągnąć ją dalej, gdyż jak wypowie swoje imię, Narciss będzie go mógł skojarzyć. Jednak czemu miałby kłamać, skoro już zaczynało mu się podobać zachowanie i osoba chłopaka stojącego przed nim. Spojrzał na niego kątem oka i uśmiechnął się uroczo unosząc jeden kącik swoich ust.* Ależ zdradzę.. Nazywam się Fabian Alexander Jost. *Przestawił się wciąż się uśmiechając. Niektórych denerwował jego wieczny grymas, ale ten nie mógł już nic na to poradzić. Taki już był i nie zamierzał się zmienić, iż uważał, że jego znajomi powinny go akceptować takim jakim był i jest.* Bez tej pięknej Narciss.. Atrypologia, bardzo rzadka choroba. *Odpowiedział, po czym opuścił swoją głowę.*
Kwestie wymówione przez danego bohatera piszemy od myślników! Już dwa razy dostawałeś dopiski pod postami. Jeszcze raz, i otrzymasz upomnienie.
Spojrzał na niego pytająco, zamyślając się. Skądś kojarzył to imię. Do jakiego domu uczęszczał Fabian? Nie mógł sobie przypomnieć, ale na pewno nie do Slytherinu, skoro nie go tam nie widywał. - Fabian... - zamruczał cicho, wciąż próbując skojarzyć to nazwisko. - Rozkoszne imię, bardzo barwne. Jednak, cóż to za choroba? Brzmi groźnie i rozpaczliwie.
Dopiero po chwili naszła go dość zaskakująca myśl. Czy przypadkiem nie ma w szkole profesora Josta? Słyszał, jak ktoś plotkował na temat takowego. Ten chłopak jednak był za młody, więc... - Jesteś może krewnym profesora Josta?
*Słysząc, że chłopak wypowiada jego imię spojrzał na niego pytająco, iż myślał, że Narciss będzie od niego czegoś chciał. Kiedy jednak wypowiedział się na temat jego imienia i choroby, która towarzyszyła Fabianowi od urodzenia ten uśmiechnął się łobuzersko przymrużając nieco swe powieki.* Mam częste zaniki pamięci, ale nie jest to coś strasznego. *Wypowiedziawszy to zaśmiał się patrząc na czarodzieja. Gdy wypowiedział się kolejny raz, tym razem, Pan Jost, nie mógł się powstrzymać od śmiechu i nim po prostu parsknął. Brzmiało to jak prychnięcie konia, co zmieniało się z dnia na dzień.* Jestem krewnym Adriana Josta, ale nie Profesora. Młody człowieku, wiesz, że właśnie rozmawiasz z nauczycielem Mugoloznastwa? *Spytał śmiejąc się już nieco ciszej nić uprzednio. Po chwili jednak ucichł, gdyż nie wiedział jaka będzie ku temu reakcja chłopaka. Spojrzał na niego oczekująco, a zarazem uwodzicielsko, co przychodziło mu samo z siebie.*
Upomnienie 1/5 - czwarty punkt regulaminu ogólnego.
Zamrugał zaskoczony, całkowicie nie spodziewając się takiej odpowiedzi. Zaniki pamięci? Przecież to... jak to działa? Więc możliwym jest, że wszystkie starania pójdą na nic, bo Fabian po prostu o nim zapomni? - I... - mruknął, patrząc na niego rozpaczliwie. - Zapomnisz więc o mnie, gdy tylko minie trochę czasu?
Jak ma uwieść Fabiana, skoro ten... nagle się roześmiał. Narciss zmarszczył brwi, jawnie nie wiedząc, co skłoniło chłopaka do takiego rozbawieniem. - Cóż takiego... - zaczął, ale szybko urwał, kiedy Fabian poinformował go o... cóż, swoim stanowisku. Narciss westchnął zrezygnowany. - Nauczyciel? Czyli teoretycznie powinienem teraz dostać szlaban za bezczelność i ignorancję...
Po chwili jednak uśmiechnął się słodko. Cóż, nawet jeśli był to nauczyciel, nie znaczy, że nie może kontynuuować swojego planu... - Ale może ten szlaban spędzimy w miły sposób...
-Ależ o Tobie nie zapomnę. Jedyne czego nie pamiętam to rzeczy, które robiłem, ale twarzy nigdy nie zapomnę. Nie śmiałbym nawet.. *Oświadczył uśmiechając się słodko, zresztą tak jak zawsze i wydawało mu się, że Narciss już się do tego przyzwyczaił. Bowiem inna osoba już by Fabiana spławiła, albo po prostu szczerze powiedziała, że ma się przestać uśmiechać. Usłyszawszy, że chłopak mówi o szlabanie zaśmiał się cicho unosząc swoją dłoń w stronę ramienia czarodzieja, tak jak to zrobił uprzednio. Jednak tym razem zrobił to ostrożnie, by nie wyjść na chama, który lubi obmacywać uczniów. Chciał już powiedzieć, ale szóstoklasista mu w tym przeszkodził, przez co uniósł jedną brew ku górze. Niby jak mielibyśmy spędzić szlaban w miły sposób? Pomyślał i spojrzał podejrzliwie na Narcissa. W pewnym momencie przyszła mu niezła myśl do głowy, którą miał zamiar przetoczyć do życia i rozmowy.* -Szlaban będzie... Ale nie wiem czy miły. Pójdziesz ze mną, do mojego gabinetu i tam to omówimy. *Powiedział w końcu pewny siebie, po czym nakazując palcem chłopakowi, by poszedł za nim ruszył do góry, na trzecie piętro, gdzie mieścił się jego gabinet.*
Uśmiechnął się nad wyraz radośnie z zapewnień Fabiana. Cóż, o tyle dobrze, że będzie go pamiętał, ale... sytuacje też musi pamiętać! Co, jak uda się go w końcu uwieść, a on potem o tym zwyczajnie zapomni?!
Zerknął na dłoń nauczyciela, który tym razem widać był bardziej niepewny, niż poprzednio. Dotknął więc delikatnie opuszkami wierzchu jego dłoni, posyłając mu miły uśmiech. - Ach, więc szlaban...? - mruknął cicho, patrząc na niego zadowolony. Nie spodziewał się, że pójdzie tak prosto. Teraz więc pójdą do gabinetu, a Narciss będzie mógł dalej prawić słodkie słówka Fabianowi. - Musi być miły, prawda?
Frances z lekkim zaspaniem przechadzała się korytarzami zamczyska. Mijając po drodze przeróżnych uczniów, nie zwracała na nich większej uwagi. W obecnej chwili myślała tylko o tym, że stanowczo chce się jej jeszcze spać. W swojej pomiętej koszuli i koszmarnie rozczochranych włosach, wyglądała jakby dopiero co zwlekła się z łóżka. Właściwie nie mijało się to z prawdą. Z kieszeni swoich luźnych jeansów, które to właściwie wyglądały bardziej na męskie niż damskie, wyciągnęła małą paczkę ciastek z Miodowego Królestwa. Przetarła jeszcze oczy, szybko ręką jakoś spróbowała nieco ujarzmić bałagan na głowie, po czym podeszła w stronę okna. Jakby licząc, że te słoneczne promienie chociaż ją odrobinę rozbudzą. Nie chciało się jej włazić do Wielkiej Sali i szukać dzbanka z kawą, a przynajmniej póki co. Otworzyła małą paczkę ciastek i wyciągnęła jedno z nich. Leniwie i nie śpiesząc się, zaczęła je sobie jeść.
Pospieszny stukot obcasów Victorie słychać było już z daleka. Chodziła po zamku już od dłuższego czasu, szukając swej siostry. A ona jak zwykle schowała się w najmniej widocznym miejscu. Zły humor Gray można było "wyczuć" na kilometr. Ona w przeciwieństwie do Frances, była ubrana porządnie i schludnie, a patrząc na nią ostatnie co można by stwierdzić to to, ze przed chwilą wstała. Gdy w końcu zauważyła Fran, skierowała się w jej stronę. Spojrzała sceptycznie na jej dzisiejszy ubiór. - Już gorzej się ubrać nie mogłaś? - skwitowała ironiczne, zamiast powitania. - Zresztą powinnam się już przyzwyczaić. W każdym razie... czy kontaktował się z Tobą ostatnio ktoś z naszej rodziny? Zastanawiam się dlaczego tak nagle zamilkli. - powiedziała.
Zagryzła kruche ciastko, kiedy na horyzoncie pojawiła się jej urocza siostrunia. Podniosła wzrok spoglądając na nią. - Patrząc na Ciebie, stwierdzam, że mogłam - odpowiedziała nie przejmując się jej docinkami na temat ubrania. Jej się tak podobało jak wyglądała. Nie uważała, aby jej siostra źle wyglądała, ale irytowała ją na tyle, że nie mogła sobie oszczędzić złośliwego komentarza. Wielka paniusia się znalazła. Co ona sobie w ogóle myśli? Uchyliła nieco okno przy którym stała wyglądając na zewnątrz. Lekkie promienie słoneczne oświetlały jej twarz. - Andy do mnie pisał, ale najwyraźniej nie mieli Ci nic ważnego do przekazania, skoro nie pisali - odrzekła, zjadając do końca ciastko i strzepując z rąk okruszki.
Uniosła kpiąco brwi. No tak, jak zwykle. Frances zawsze była święcie przekonana, że wie wszystko najlepiej. Słysząc jej komentarz, ziewnęła. - Och, jakże to mnie to uraziło. - westchnęła niby to wielce zasmucona. Jej wyraz twarzy w mig zjawił się w chłodny. - No tak, Tobie na pewno miał co przekazać, prawda? Pisaliście o nowej linii dla mężczyzn? - uśmiechnęła się drwiąca patrząc znacząco na jej strój. - Ubierasz się jak facet, zachowujesz się jak facet. Nawet tak jak oni wolisz dziewczyny. Nie byłoby łatwiej po prostu zmienić płeć? - rzuciła jej niechętne spojrzenie. Doprawdy irytował ją, ten styl chłopczycy. - Poza tym, jak się je to częstuje się też wszystkich dookoła. - powiedziała, opierając sie o ścianę.
Pogrzebała jeszcze w paczce ciastek wyjmując kolejne, nieco pokruszone. Wszak kilka dni nosiła je w kieszeni tych spodni. Podniosła wzrok spoglądając na siostrę. Przez te wszystkie lata nauczyła się ignorować jej zachowanie i głupie komentarze, aczkolwiek ta tematyka z naśladowaniem przez Fran facetów, na prawdę już ją nużyła i mimo wszystko trochę drażniła. Tyle lat minęło, jej siostra mogłaby to zaakceptować. - Ubieram się tak jak mi się podoba, a nie tak jak wypada, jak oczekują tego inni - spojrzała tu znacząco na Vick - bądź jakie są obecne trendy. To jak się zachowywała, jej upodobania i wygląd, było tylko i wyłącznie jej sprawą. Jednak jak widać Victorie bardzo wdała się w matkę i oczekiwała, że nadal będą wyglądać tak samo. Fran jednak nie zamierzała się tym przejmować. Jej się bardzo podobał taki styl na chłopczycę i zdecydowanie nie miała najmniejszego zamiaru z niego rezygnować. - I częstuję też tylko tych których chcę poczęstować - powiedziała po czym jak gdyby nigdy nic wyciągnęła sobie drugie ciastko. I że niby mam się jeszcze z nią dzielić?! Ugryzła sobie Kociołkowego Pieguska kontem oka spoglądając za okno.
Cóż, Victorie znana była ze swego upartego charakteru. Dlatego właśnie wciąż, mimo upływu lat wyrzucała siostrze jej wygląd. W zasadzie nie chodziło jej o sam styl, lecz raczej o powód, do czepiania się. - Taak, a co włożysz na ślub powiedzmy Toma? Te dżinsy? - spojrzała drwiąco na wytarte spodnie. - A może garnitur? - podpowiedziała. Wygładziła ręką brzeg sukienki, którą w to dosyć słoneczne popołudnie miała na sobie. Wydawała się taka...piękna. Ale pewnie i tak ją zaraz wybrudzi. Sala Wejściowa prócz ich dwóch była zupełnie pusta. Było to nawet plusem. Victorie mogła się cieszyć chłodnym powietrzem w samotności. No cóż, prawie. Westchnęła. - Czyli nie mam tego zaszczytu być w gronie osób, które byś poczęstowała. - stwierdziła grobowym głosem. Znów westchnęła.
Zjadła ostatnie ciasto wpatrując się w irytującą siostrę. W całej swojej rodzinie nie miała bardziej denerwującej osoby. Od zawsze, odkąd tylko pamiętała, ta niebywale działała jej na nerwy. Jej kolejnych słów słuchała już z umiarkowanym spokojem. Gdy usłyszała słowa o garniturze, jakoś siostra ją sprowokowała. Zawsze była wybuchowa... cóż, nikt nie jest idealny. W następnych sekundach wyciągnęła szybko różdżkę i wycelowała ją w Victorie. Nim ta zdążyła cokolwiek zrobić, Frances szepnęła zaklęcie. - Drętwota - uśmiechnęła się lekko patrząc jak jej siostrę trafia zaklęcie. Gdy ta padła zdrętwiała, Krukonka jedynie przeszła obok niej. Na ich szczęście Sala Wejściowa była zupełnie pusta. - Nie twoja sprawa jak przyjdę ubrana - powiedziała przechodząc, po czym rzuciła za siebie papierek po ciastkach i jak gdyby nigdy nic opuściła to miejsce.
Cóż, ostatnie czego się spodziewała to atak z jej strony. I rzecz jasna, brak obrony z jej strony. Jak na prawdziwą ślizgonkę przystało, modliła się by nikt jej nie znalazł. Cóz, to by był za wstyd! O nie, nie zniosłaby tego. Wiedziała, że musi się teraz odegrać. Inaczej Frances będzie o tym rozpowiadała na prawo i lewo. O, tak Gray dbała o swój honor. Czasem z troski do niego zachowywała się naprawdę... dziecinnie. Enervate! Użycie tego zaklęcie, oczywiście niewerbalnie spowodowało zakończenie działania zaklęcia rzuconego przez kochana Fran. Victorie szybko podniosła się z podłogi, masując plecy. To one na upadku ucierpiały najbardziej. Teraz, dzięki tej dzikusce będą ją bolały przez pare dni! - Tak najłatwiej. - warknęła do samej siebie i skierowała się w stronę drzwi.
Schodząc już z ostatnich schodów znaleźli się w sali wejściowej. W jakiś dziwny sposób przez cały czas unikała jego bliskości. Dlaczego? Ann robiła to podświadomie i nie potrafiła wytłumaczyć owego krępującego faktu. Miała jednak nadzieje, że chłopak nie zwróci na to większej uwagi. Odwzajemniając jego uśmiech idąc dalej. - Myślę, że wtedy to na pewno bym się ciebie już nie bała. Może bym cię nawet pogłaskała - spojrzała na niego zawadiacko. - Jednak narazie pozostane przy kocie - dodała zadziornie. Naglę stanęła uświadamiając sobie fakt, iż zostawiła torbę w dormitorium. - Skleroza - powiedziała do siebie i wyciągnęła różdżkę. Skierowała ją przed siebie, po czym wyszeptała. Nie wiedziała dlaczego w ten sposób wypowiada zaklęcia. - Accio - odczekała chwilę by zaraz trzymać w dłoni czarną, skórzaną torbę. Była dość obszerna, ale bez przesady. Ann nie lubiła zwracać na siebie przesadnie uwagi innych.
Arthur spytał z uśmiechem:- ta torba jest na pieniadze czy na kota?-mrugnął do niej. Widząc, ze nie chce jego bliskości, odsunał się b\na bezpieczny dystans.:- No dobrze.. prowadź, kocia mamo..-uśmiechnał się czarująco.
Spojrzała z dziwnym uśmiechem na torbę, którą zaraz przerzuciła sobie przez ramię. Lubiła ją mieć po prostu przy sobie. Zauważyła, że chłopak powiększył dystans między nimi, ale nic na to nie powiedziała. Nawet nie wiedziała co może powiedzieć. Poprawiła sobie włosy w dość chaotyczny sposób, ale raczej dodawało jej to uroku, niż go ujmowało. Była taka inna. - Myślisz, że zmieszczę tu kota? - zapytała poważnie. - Może będzie mu tu wygodnie. Oczywiście robiła sobie z niego żarty, ale nie chciała by się na tym poznał. Chciała złapać go gdy się zagapi. Może dzisiaj jej się to uda, ale jak narazie był bardzo czujny. - Jakie lody lubisz? - zapytała, jakby ta kwestia była bardzo istotna. - Bo ja nigdy nie oprę się niczemu, co smakuje jak czekolada. Ruszyła powolnym krokiem w stronę wyjścia.
Arthur ruszył jednak z dystansem. Wiedział, że jej to teraz niepotrzebne. Poza tym... może tak naprawde jej nie zależy... szedł obok niej, a jednak nieco dalej. Powiedział:- Wiesz.... ja tam uwielbiam bakalie.. wanilie i miętę,....-uśmiechnał się do niej:- Ale czekolada też jest dobra... jak kot nie bedzie chciał wejść, to ja się zmieszczę do tej torby..-uśmiechnał się żartobliwie.
Zbiegała po schodach, przeskakując po kilka na raz. Ledwo powstrzymała się, żeby nie zjechać po poręczy. Nie wiedziała, dlaczego ją ciągnie na dół, po prostu miała już dość przesiadywania w wieży tyle czasu. owszem, lubiła swój dom i Krukonów, ale czasem musiała pobyć gdzie indziej. Dotarła do Sali Wejściowej. Stanęła z boku i pomyślała chwilę. Sama nie wiedziała, jak się tu znalazła, po prostu przez chwilę była tam, a teraz tu. Ciekawe... kroki same ją tu poniosły.
W tym czasie w Sali Wejściowej znajdowała się również Apple. Powoli skierowała wzrok w stronę dziewczyny, zbiegającej po schodach. Nigdy jej nie widziała, a rzadko zdarzało się, by nie kojarzyła kogoś chociaż z widzenia. - Witam, witam. - puściła jej oczko. - Dokąd tak lecisz?
[mention][/mention] napisał:- Witam, witam. - puściła jej oczko. - Dokąd tak lecisz?
- Cóż - dziewczyna zatrzymała na niej wzrok - sama nie wiem - powiedziała i podeszła do niej. Dziewczyna miała rzadko spotykaną latynoską urodę; czarne włosy i oczy, tak jak Lily.
- To podobnie do mnie. Wszędzie jest tłok, a tutaj było tak pusto. Dobrze, że ktoś zakłócił tę ciszę. - lekko skinęła do niej głową. - Mów mi Apple. - wyciągnęła w jej stronę rękę. Może chociaż imię dziewczyny coś jej przypomni.