Wchodząc głównym wejściem do zamku, pojawia się w tym miejscu. Stąd można dostać się do wszystkich innych innych części Hogwartu, jak Wielkiej Sali, schodów oraz podziemi. Sklepienie jest tak wysoko, że niemal niemożliwe jest jego zobaczenie. Jest to miejsce spotkań uczniów, szczególnie gdy są z innych domów. Pierwszego września panuje zazwyczaj straszny tłum, gdy wszyscy cisną się do Wielkiej Sali.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:18, w całości zmieniany 1 raz
Hayley wbiegła do sali, cała mokra i potargana. Wzdrygnęła się z zimna i ponagliła gestem dłoni Rose. - Wiesz co? Chyba powinnyśmy powiedzieć nauczycielowi. Nie bardzo widzę siebie w roli kabla, ale inaczej długo może potrwać, zanim odzyskamy różdżki - powiedziała, sapiąc po biegu.
- Masz rację. Tylko komu? Na pewno nie Selvinowi. On to nie tylko jemu dałby szlaban, ale i nam. To jest gorsze niż utrata różdżek. Może od wróżbiarstwa? Słyszałam, ze ona jest bardzo fajna, chociaż ja, osobiście nie lubię wróżbiarstwa. Co o tym sądzisz?- otrzepała się ze śniegu. Jej włosy były całe mokre, pozlepiane, a twarz czerwona.
- Dobra, gdzie ona ma gabinet? - zapytała pospiesznie Hayley, zdejmując szalik i czapkę, które całe nasiąknięte wodą, zamiast ocieplać sprawiały, że po jej plecach spływały mokre strużki.
-Yyy... nie wiem- wzruszyła ramionami.- Może na 6? Skoro na 7 jest klasa, to gabinet musi być gdzieś niedaleko. Idąc z dziewczyną zdjęła kurtkę i trzymała ją w ręku, która była coraz bardziej mokra.
- Więc chodźmy - powiedziała Hayley. - Muszę jeszcze poćwiczyć kilka zaklęć, więc wolę szybko odzyskać różdżkę. Hayley wzięła przykład z Rose i również zdjęła kurtkę, z której krople wody kapały na posadzkę.
Rose znalazła się w Sali Wejściowej. Czekała, aż przyjdzie Hayley. Nadal miała wyrzuty sumienia przez to, jak zostali potraktowani ślizgoni. - Musiałam iść do nauczyciela? Nie mogłam załatwić tego sama? A co, jeśli szykują zemstę? Poszli do Salvadora...- mruczała do siebie.
Hayley wbiegła do Sali, i staneła, gdy zobaczyła Rose. - Przepraszam, że musiałąś czekać - powiedziałą dysząc lekko po biegu. - To gdzie idziemy? Do Hogsmeade?
- Tak, najlepiej do menażerii. Musze sobie kupić sowę i przy okazji może sowę. A potem gdzie? Miodowe królestwo?- uśmiechnęła się, a przynajmniej próbowała. - Może być? Rzadko wychodzę poza teren Hogwartu.
- Jasne - powiedziałą Hayley i odwzajemniła uśmiech. - Nie przejmuj się aż tak, Rose. - Hayley dostrzegła jej zachowanie. - Zasłużyli sobie. Poza tym, nie miałyśmy wyboru. Mi też jest źle z tym, że musiało to się skończyć u nauczyciela, ale tak jet sprawiedliwie.
- Pospieszmy się, bo zanim tam dotrzemy to minie trochę czasu. Jak kupię sowę, to chyba go przeprosze... Chociaż za Aquamenti... To chyba było niestosowne. Stała nadal, wpatrując się w ziemię. Ubrała się ciepło, aby nie zmarznąć. Miała fioletową czapkę i fioletowo-biały szalik.
- Ja osobiście już do niego napisałam - powiedziała Hayley. - Ale przeprosiłam tylko za to, ze skończyło się u nauczyciela. Wszystko inne było całkowicie słuszne. - To co, idziemy? - zapytała z uśmiechem?
Wraz z Cass dotarły aż pod wielkie drzwi Hogwartu. Hanna pchnęła je i już po chwili poczuła otaczające ją ciepło. Uśmiechnęła się błogo i rozkoszowała się zapachami jedzenia, które dochodziły aż tutaj z wielkiej sali. - Uwielbiam to miejsce. - Skomentowała obserwując pomieszczenie i jednocześnie przypominając sobie swoją pierwszą wizytę tutaj.
Jej policzki momentalnie się zarumieniły czując niesamowite ciepło. Wyjęła dłonie z kieszeni i zaczęła je ocierać o siebie. - Och, jak cudownie! - rzekła rozanielona i wzięła głęboki oddech. Cóż to za potrawy i przysmaki? Może nuta tostów z serem... kawę... mięso... Tak, zdecydowanie czuła mięso. - Jak pięknie pachnie... Zgłodniałam, a Ty? - odpięła płaszcz.
- Ja także. - Odparła rozkoszując się pięknymi zapachami. - To co, idziemy coś zjeść? - Zapytała, choć doskonale znała odpowiedź na to pytanie. Zawsze po takich spacerach robiła się głodna.
Zaśmiała się. - Oczywiście! Czas najwyższy. Adrenalina wyżarła nasz jakikolwiek zapas. Jestem straaaasznie głodna. Przyda nam się ciepły posiłek - jęknęła, trzymając dłoń na burczącym brzuchu. Skierowały się do Wielkiej Sali, licząc na ciepło i wyśmienite potrawy. Teraz Cass była pewna, że nie zapomni ostatniej klasy w Hogwarcie. Chyba nie będzie chciała stąd odchodzić...
Andrea stała na progu drzwi do Sali Wejściowej. Ciągnęłą za sobą ciężki, szkolny kufer. Dwa dni temu była pełnia. Dziewczyna wspominała te dni mało przyjemnie. Była wilkołakiem. Ci miesiąc, pod byle pretekstem musiała znikać na kilka dni, aby nikt nie domyślił się, że jest tym, czym jest. Bała się komukolwiek o tym powiedzieć. Wiedział jedynie dyrektor i jej rodzice. Miała pecha. W jej jedenaste urodziny zaatakował ją wilkołak. Nigdy nie zapomni ile łez wylała po tym wydarzeniu. Tak, to wtedy się zmieniła. Wtedy dopiero zaczęła patrzeć na świat krytycznie, z nienawiścią. Dzień przed pełnią spakowała się i wyjechała do domu. Większość uczniów nie zwracała na nia uwagi, więc nie musiała się nikomu więcej tłumaczyć. Nie miała pewności, że wytrzyma i nie uroni ani jednej łzy. Stała tak dłużą chwilę. Cieszyła się, że tu wraca, ale to nieodzownie kojarzyło jej się z tym, ze za miesiąc znów będzie musiała wyjeżdżać. Miała na sobie długa bluzkę. Obcisłą, aby nikt nie mógł zobaczyć ani jednej rany. Gorzej było z tymi na twarzy. Maskowała je zaklęciami, ale każde zaklęcie kiedyś się kończy, więc ten zabieg musiała powtarzać kilka razy. Akurat teraz musiało przestać działać. Prychnęła. Może nikogo nie spotka. Wtaszczyła kufer do pomieszczenia. Wszystko ją bolało, a na całym ciele miała sina na siniaku. Westchnęła.
Wszedł do sali wejściowej i rozejrzał się. Na pierwszy rzut oka nikogo nie zauważył, jednak, gdy się odwrócił zobaczył dziewczynę - ślizgonkę. Nie patrzył się w jej stronę tylko powiedział krótko: - Cześć - patrzył się martwo przed siebie oglądając co dzieje się w wielkiej sali.
Spojrzała na niego krzywo. Jeszcze ten tu się napatoczył. Tak, tego jej brakowało. Towarzystwa. Prychnęła dosyć głośno, chcąc dać mu do zrozumienia, że nie chce rozmawiać. Nie miała siły, aby grzmotnąc go jakimś zaklęciem. Była za słaba, ale ten krukon wręcz sie o to prosił.
Popatrzył na nią z grymasem na twarzy. - zwykle słyszę inną odpowiedź - powiedział z ironią w głosie. Nie wiedział, czemu jeszcze nie wszedł do wielkiej sali, na pewno nie chciał wdawać się w kłótnię z dziewczyną. Wiedział, że ze Slytherinem trzeba uważać.
- Coś Ci nie pasuje? - podniosła głowę. Całkiem zapomniała o śladach pazurów, które miała na policzkach. Puściłą kufer i stanęła prosto, dumnie. - Czego chcesz? - warknęła.
- Nie koniecznie - powiedział z zupełnie obojętną twarzą. Zauważył, że miała parę blizn na twarzy, ale to zignorował. To się Ślizgonka trafiła...- pomyślał i przewrócił oczami. - Od kiedy jest zakaz chodzenia po sali wejściowej ? - zapytał i założył ręce na piersiach.
- Od teraz? - zacisnęła zaęby. Napięłą wszystkie mięśnie do granic możliwości. - A kto powiedział, że krokoni są mądrzy? Ja wiem tylko, ze mają dar wchodzenia komuś w drogę - usmiechnęłą się ironicznie. - Nie wiedziałeś, ze każdy ma prawo do prywatności? - zapytała teatralnym, cienkim głosikiem.
Zirytowało go to , co powiedziała dziewczyna. - Jak chcesz trochę prywatności to idź to swojego dormitorium i schowaj się za firankę... Ta sala jest wspólna, jeśli ci coś nie pasuję proszę bardzo, możesz wyjść. Dar wchodzenia komuś w drogę mówisz... najwyraźniej, mi to nie przeszkadza - powiedział znowu przewracając oczami i poprawiając włosy jednym ruchem.
- Jaki beszczelny, nadęty krukon! Co Cię obchodzi gdzie się schowam? Moze chce być sama? Zirytowała się. Jak mozna nie rozumiec słowa prywatność. - Czego chcesz?
- tak, bezczelny, to moje drugie imię - powiedział - nie, niczego, po prostu weszłem do sali wejściowej zmierzając do wielkiej sali... - powiedział cicho, tak, że nawet nie wiedział, go słyszy. - Nie nerwowo - powiedział z kamienną twarzą, z wyglądu nie było widać, że jest poirytowany, jednak w środku zmagał się z tym, żeby nie wyciągnąć różdżki.