Nie zaplanował sobie tego wieczoru i na pewno nie chciał, żeby właśnie tak wyglądał – wszak nawet jeśli nie był winien tego bolesnego rozstania, to i tak czuł się żałośnie, wypłakując kumplowi w ramię. Nie to, żeby miał cokolwiek przeciwko Solbergowi, którego naprawdę uważał za zajebistego przyjaciela. Prawdę mówiąc, jeśli już miał z kimkolwiek topić smutki w szklaneczce whisky, to trafił mu się kompan wręcz idealny. Wyrzuty czynił za to sobie samemu, bo wydawało mu się, że powinien być silniejszy. Poradzić sobie z porażką, a nie zadręczać dodatkowo problemami swoich bliskich. - Maaaaaaaaaax… – Podobnie przeciągnął imię swojego kolegi, choć w zupełnie innym celu; jakby wierzył, że tum sposobem nakłoni go do większej wylewności. Niestety i ta metoda nie zdała egzaminu, a ułożona jego barku dłoń Ślizgona jasno dała mu do zrozumienia, że nie ma sensu wałkować tematu. – Akurat przejmowania się zabronić mi nie możesz… ale ok, ok. Załapałem. – Mruknął nieco rozczarowany, sięgając po swoją szklankę. W międzyczasie skinął chłopakowi głową na znak niemego przyzwolenia, a potem upił łyka gorzkawego trunku i sam poczęstował się papierosem. Nie spojrzał na grzbiet paczki, więc nawet nie wiedział czego się spodziewać, na razie tylko obracał fajkę między palcami. - Bez sensu to wszystko. – Westchnął głośno, nie mając wcale na myśli wywodów Maxa, bo akurat te miały w sobie wiele więcej prostoty i logiki niż jego ostatnia, łamiąca serce rozmowa z George’em. Na kolejne słowa towarzysza wzruszył już tylko bezwiednie ramionami, bo powoli brakowało mu sił, nie tylko na wspomnienia, ale i puste slogany w stylu „nie zasługiwał na ciebie”. A kto to wie… Nie winił przy tym Solberga, sam powiedziałby prawdopodobnie coś podobnego, żeby wesprzeć zranionego przyjaciela. Po prostu takie hasła nie działały w stanie, który od rozpaczy przechodził chyba na skutek alkoholu w stan apatii i zobojętnienia. Nie wiedział, co mógłby jeszcze powiedzieć, dlatego kiwał potakująco głową, przygryzając mimowolnie dolną wargę; zapewne z nerwów. - Może byłem… tylko odskocznią… Eh, nie. Sam już nie wiem. – Tyle tylko zdołał wymruczeć pod nosem, ale nawet się na ten brak subtelności nie obruszył. Miał kompletny chaos pod czupryną, którego nijak nie potrafił poukładać. Starał się. Próbował też słuchać rad swojego gościa, ale odnosił wrażenie, że jego wewnętrzny smutek i poczucie pustki jedynie się pogłębiają. Zauważył to chyba i Max, który nagle odłożył szklankę i niespodziewanie objął go swoimi ramionami. Doceniał jego gest, niezwykle mu teraz potrzebny, ale jedyne o czym był w stanie myśleć, to żeby przypadkiem się nie rozpłakać. Powtarzał to sobie jak mantrę, na szczęście całkiem skutecznie, za to przytulił się mocniej do Solberga, zaciskając na krótką chwilę palce na jego koszulce. – Dzięki, Max... – Wyznał szczerze po tym jak oderwał się od przyjemnego ciepełka. – Zajęcia, mówisz… Nie wyrzuciłeś jeszcze tej sterty bibelotów, co nie? – Mimo to jak najprędzej postarał się o zmianę tematu, żeby nie rozkleić się na skutek tej całej ckliwości. Wyciągnął również wreszcie zapalniczkę, którą podzielił się z kumplem, w końcu wciągając tytoniowy dym do swoich płuc. Smakował dziwnie, zupełnie jak… pieprzone cygara. Tak, przeklął pod nosem, bo zamiast ukoić zszargane nerwy, przez jebane lordki znowu sobie o nim przypomniał. – Umówmy się, żeby ją przejrzeć. – Chwycił się tego pomysłu, bo niekiedy praca pomagała odciągnąć natarczywie myśli. – I nie zapomniałem o tej Grze o Tron. Jeszcze do niej wrócimy, ok? – Dodał także przepraszająco, chcąc pokazać Maxowi, że nie traktuje go tylko jak pocieszającą przytulankę. Musiał się w końcu ogarnąć, wiedział o tym, ale na razie pociągnął papierosa, znów uwalniając z ust sporą, siwą chmurę. |