To miejsce jest niezwykłe głównie w nocy, gdy zamieszkujące te okolicę ogniki oświetlają cały teren. Uwaga, wystarczy głośniejszy szmer, a wszystkie gasną. Po drodze można natknąć się na nieogrodzone i zaniedbane oczko wodne.
______________________
Autor
Wiadomość
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Wierzę na słówko - odpowiedział Darren na zapewnienie Olivii, że w innych okolicznościach tańczyłaby lepiej. Zauważył wcześniej, że z jakiegoś powodu była zdenerwowana nawet, gdy już podniosła się na nogi. Szczerze mówiąc, Krukonowi ciężko się było dziwić. Mógł narzekać, że jego celtycka noc nie należała do najlepszych, jednak raczej nie mógł się równać z tym, co spotkało Gryfonkę - pogniewał się na nią jeden z druidycznych duchów prosto z kamiennych kręgów, prawie została kilkukrotnie podeptana, a do tego wyleżała się jeszcze na zimnej, wieczornej trawie. W porównaniu ze zdrobnieniami które dopadły Shawa - nic specjalnego. Gdy Olivia spytała go o możliwość zadośćuczynienia za bolące stopy, Krukon uśmiechnął się pod nosem, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Nie kładź się już na trawce, okejki? - rzekł, prychając potem głośno z dwóch powodowych - przeklętego zdrabniania każdego słowa, przez co brzmiał jak siedmiolatka na podwójnej dawce cukru, oraz tego, że stopa dziewczyny wylądowała akurat na jego małym palcu. Po całym zamieszaniu ze wstążkami wrócili do tańca - a przynajmniej tak zamierzał Krukon, przynajmniej dopóki Olivia nie zatrzymała się jeszcze przed polaną. Shaw zaczął się odwracać, mając zamiar już zapytać czy stało się coś złego i miała dość tańców - a raczej, jak byłby zmuszony powiedzieć, "potańcóweczek". W głowie Darrena zaczęło się kłębić od przekleństw skierowanych w stronę mleka, osoby która wymyśliła pierwsze, jakiekolwiek zdrobnienie oraz rogów, które zaczęły ciążyć mu na karku, gdy następna rzecz którą zrobiła Olivia sprawiła, że nie tylko wszystkie te myśli opuściły jego umysł, ale dodatkowo zostały zastąpione przez nowe. Krukon odwzajemnił pocałunek, łapiąc dziewczynę w talii. Była od niego nieco niższa, więc musiał schylić głowę, zrobił to jednak wręcz bezwiednie. W jednym momencie zapomniał o bólu stóp, karmelowym mleku i niedawnych ostrzeżeniach na temat tego, że tej nocy nie był w łasce duchów. Po dłuższej chwili oderwał się delikatnie od dziewczyny i, nie odsuwając twarzy zbyt daleko, spytał cicho: - Więc to była ta nagroda? Dobrze, że nie wyskoczyłem z żadną "nagródką", na Merlina.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
W odczuciu Gryfonki wszystko, co działo się dzisiejszej nocy było niczym koszmar, choć nie do końca. Spotkanie Darrena wyraźnie poprawiało dziewczynie humor, a myśli, które jeszcze chwilę temu wpierw skupiały się na Maxie oraz Sophie, a następnie na zemście ducha powietrza przeszły na zupełnie inne tory. Mimo pewnych potknięcia, głównie z jej strony, trzeba przyznać, że bawiła się naprawdę dobrze. Postanowiła zupełnie zignorować wszystkie przykre rzeczy, które ją spotkały, zamiast tego całkowicie skupić się na Krukonie, który mimo obrażeń, jakie zadała mu Oli wciąż przy niej trwał, a nawet złapał jej wstążkę. Była nieco zaskoczona, kiedy nagle ponownie pojawił się przy niej mając do wyboru tak wiele innych dziewczyn. Niemniej ucieszyło ją to, co widoczne było w szerokim uśmiechem jakim go obdarzyła. Oczywiście na prośbę chłopaka wypowiedzianą na chwilę przed tym kiedy wokoło zaczęła dziać się prawdziwa magia przytaknęła jedynie głową, zagryzając dolną wargę, by nie roześmiać się na dźwięk zdrobnień których wciąż używał w swoich wypowiedziach. Tak naprawdę nie myślała zbyt dużo, kiedy złączyła ich usta w pocałunku. Olivia należała do osób, które lubiły tego typu gesty, stanowiły one dla niej rodzaj przyjemności z której ciężko było zrezygnować i nie korzystać, gdy nadarzyła się ku temu okazja. Jednocześnie pocałunki nie znaczyły dla niej zbyt wiele, były jedynie informacją "podobasz mi się l", jednak w przypadku Callahan nie można było liczyć na zbyt wiele. Kąciki ust brunetki uniosły się subtelnie ku górze, kiedy Darren odwzajemnił pocałunek. Gdy jego dłonie wylądowały na talii dziewczyny, ona swoimi rękoma oplotła jego kark, wspinając się delikatnie na palce, by pogłębić i nadać nieco więcej namiętności ich językom, które splotły się we wspólnym, bardziej udanym nich ich ciał tańcu. - Raczej zadośćuczynienie - zaśmiała się w odpowiedzi, robiąc krok do tyłu. - Nie mam już ochoty na tańce, może po prostu się przejdziemy?-zaproponowała wskazując palcem ścieżkę usłaną świetlikami. - Tak naprawdę wciąż mało o tobie wiesz, Darrenie Shawn z Ravenclawu - oznajmiła, chwytając go za dłoń i ciągnąc wzdłuż drzew ozdobionych girlandami z kwiatów.
...I mogłaby tak trwać w tym półśnie w nieskończoność. Nie miała nic przeciwko... ...Atmosfera tej nocy była wyjątkowa. Ona sama także zachowywała się dziwnie, nietypowo, choć może nie było w tym winy jedynie po stronie tajemniczej magii. Wielokrotnie wyrzucała sobie, że przy nim jest inna, że nie panuje nad emocjami, nad gestami, słowami i myślami. Za każdym razem obiecywała sobie, że przy kolejnym spotkaniu będzie inaczej, a potem... potem znów tonęła w jego oczach, znów zatracała się w jego uśmiechu. Zaczynała się do tego przyzwyczajać i to było w tym wszystkim... najgorsze. - Nie zamierzasz odpowiedzieć. - stwierdziła oczywisty fakt głosem wręcz beznamiętnym, choć gdzieś w środku majaczyły się nuty rozbawienia - Tajemniczy Pan Ekscentryk. - dodała, unosząc jeden kącik ust ku górze. Pozwoliła mu się prowadzić, okręcając się ponownie. Zaczynało jej być coraz to dziwniej, z sekundy na sekundę czuła się jednocześnie bardziej senna i... skłonna do podejmowania pochopnych decyzji. Może to przez tę enigmatyczną aurę? Skro właśnie śni, to może ryzykować, może próbować pokierować ten sen nawet na najbardziej odważne tory, prawda? Lecz w takim razie skąd ten przyspieszony oddech i tętno? Czego się obawiała? ...Obserwowała czujnie jego dłoń, jakoby sprawdzając na ile się odważy, jak daleko się posunie. On też był inny. Różnica wieku, choć spora, zdawała się nie mieć znaczenia. Była w tym momencie zupełnie nierealna, jakby po prostu nie istniała. I poprzez to właśnie wszystkie wątpliwości, jakie Éléonore w sobie nosiła, ulatywały, znikały. A przecież było coś na rzeczy. Coś ich łączyło. Nie tylko marengowa wstążka... - Przejść? - powtórzyła zupełnie bezsensownie ostatnie słowo z jego propozycji. Była jednak nią bardzo zaskoczona. Przecież tutaj było tak uroczo, tak przyjemnie, błogo. Ale jednak... jakiś głosik w głowie podszeptywał jej, żeby się zgodziła, żeby dała porwać się chwili, żeby zrobiła coś spontanicznego, o ile spacer po Dolinie zaliczał się do takich rzeczy. Popatrzyła na niego zamglonymi oczami, a na jej twarzy zawitał półuśmiech. Głosik rósł na sile i podpowiadał, że właśnie staje przed ogromną szansą na rozwój całej tej relacji. Otumaniony umysł nie mógł się temu sprzeciwiać i wkrótce sama uznała, że opuszczenie festiwalu to wspaniały pomysł, a ona niczego tak nie pragnie, jak intymnego spaceru w towarzystwie Alexandra. - Chętnie, chodźmy. - powiedziała cicho, ściskając jednak mocniej jego dłoń. Straciła orientację i musiała przez moment porządnie zastanowić się, w którą stronę powinni się kierować, żeby wyjść na główną ścieżkę. Voralberg ogarniał sytuację lepiej. - Wiesz, to nie byłby pierwszy raz, kiedy okazałbyś się moim snem. - dodała po chwili, nawiązując do jego poprzednich słów, gdy już byli w trakcie ewakuacji z tego specyficznego miejsca. Nie patrzyła mu w oczy, spoglądała przed siebie. ...I dziękowała światu za to, że było na tyle ciemno, by nie dostrzegł jej rumieńców.
Rogi:I - muflon (przodek owcy), więc pasuje do baranich kudłów Pićko:5 - mleko jaka o smaku adwokatu, co daje żółte pasemka i chęć podzielenia się ze światem swoją wiedzą (bądź jej brakiem)
Niby słyszał siebie i swoje jedynie z pozoru mądre wypowiedzi, ale nie mógł nic na nie poradzić. Same cisnęły mu się na usta. Było to do niego zupełnie niepodobne, obecne zachowanie zakrawało o pyszałkowate wymądrzanie się, a przecież nie lubił robić z siebie eksperta w dziedzinach całkiem mu obcych. I rzeczywiście jego nawijka była absurdalna, bo w danym momencie nikt nie kręcił się przy wielkim, starym dębie. Wszyscy przechadzali się po terenie festiwalu, stali w kolejkach do straganów, przeskakiwali przez ogniska lub po prostu rozmawiali ze znajomymi. Na ten specjalny taniec było jednak za wcześnie. Bruno i jego spojlery. - Nikt nie tańczy? - zapytał wielce zdumiony, wciąż pod wpływem magii tego dziwnego mleka. Obrócił się w stronę drzewa i przekonał się na własne oczy, jeśli po samym słowach Frei miałby jakieś wątpliwości - Och. Masz rację. Ale... ale będą. Będziecie. - podkreślił ostatnie słowo i zerknął wymownie na wstążkę, którą dziewczyna miała oplątaną wokół nadgarstka. Domyślał się po co ona. I... trochę się tego obawiał. Wiedział, że za chwilę zaczną się na alei dziać dziwne rzeczy, że kondensacja silnej, pradawnej magii przerośnie oczekiwania nawet czystokrwistych czarodziejów. - To natężenie mocy... Jakoś tak dziwnie na mnie wpływa. - zauważył niepewnie, gdy wstawali z miejsca. Wciąż obserwował czujnie swoją przyjaciółkę; nie chciał, by coś jej się stało, a przed chwilą nie wyglądała za dobrze. Trzymał się blisko niej, martwiąc się na zapas o to, czy poradzi sobie sama w tłumie, jeśli magia zechce ich rozdzielić. I choć było mu trudno w pełni się skupić przez specyficzną aurę Celtyckiej Nocy, to jednak trzymał rękę na pulsie... do czasu. Potem wszystko zaczęło dziać się niesamowicie szybko, a przy tym przerastało go i jego pojmowanie, mimo że był czarodziejem i nie pierwszy raz uczestniczył w tym wydarzeniu. Magiczna siła przyblokowała go, nie dając możliwości na interweniowanie, gdy Frea zaczęła się oddalać. Kolorowe drzewo ciągnęło ja, ciągnęła ta wyczarowana wstążka. A on nie mógł nic zrobić. Próbował za nią iść, próbował łapać poszczególne wstążki, ale... na marne. Miał wielką nadzieję, że dziewczyna sobie poradzi, że ją to nie przerośnie. Przez pewien czas błąkał się po terenie imprezy, szukając przyjaciółki, ale był jak dziecko we mgle. Narastała w nim irytacja i przeszła mu ochota na celebrowanie tego święta. Czuł się okropnie, że zostawił ją na pastwę losu, na pastwę starej magii. Brawo. Brawo, Tarly.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Nie, nie musiał nic obiecywać. Jednak z jakiegoś powodu czuł się w obowiązku, by to powiedzieć, żeby zapewnić go, że nie będzie już nigdy narażał życia innych z powodu na własne wybryki. Parł naprzód i nie bardzo zwracał uwagę na to, co dzieje się dookoła niego, ale to też nie było tak, że nie bał się śmierci. Był z nią w pewien dziwny sposób pogodzony, być może to, że widział, jak jego dziadek tak po prostu odchodzi, gaśnie nagle, choć przecież dopiero co się śmiał, wpłynęło na niego tak, a nie inaczej. Doskonale wiedział, że obcując z magicznymi stworzeniami i groźną roślinnością naraża się na bardzo wiele i zdawał sobie w pełni sprawę z tego, z czym wiązała się praca gajowego, wiedział, jak może skończyć się wejście do Zakazanego Lasu, który znajdował się pod jego pieczą i miał pełną świadomość tego, że może już nigdy stamtąd nie wyjść. Trudno powiedzieć, czy gdyby był inny, mniej narwany, to zechciałby faktycznie tutaj pracować, to zechciałby nadstawiać karku, wiedząc doskonale, że może nigdy nie otrzymać za to podziękowania. Był jednak jaki był, nie od parady został umieszczony w domu Gryfa, nie bez powodu twierdzono również, że był niesamowicie cierpliwy, ale i uparty w pewnych kwestiach, skoro już raz sobie ukształtował pogląd i kroczył daną ścieżką. Nie miał najmniejszego problemu z tym, by skakać w ogień i zapewne gdyby teraz nadeszły kolejne mroczne czasy, nie wahałby się ani chwili, by stanąć do walki i bronić innych, kosztem własnego zdrowia, życia i szczęścia. Należał do tych osób, które umiały poświęcić wszystko, co z nimi związane, dla kogoś innego. W tym wszystkim doskonałym przykładem był Charliego, którego szczęścia nie zamierzał burzyć, któremu nigdy nie chciał mówić o tym, co do niego czuł, który miał żyć spokojnie, bezpiecznie i jak najlepiej. Uczucie Christophera w ogóle się tutaj nie liczyło, bo potrafił patrzeć jedynie na obraz pełnej radości, jaki miał przed oczami. Skoro zatem Josh wytknął mu, że tak nierozważnie naraził Perpetuę, mógł spokojnie liczyć się z tym, że już nigdy nie wezwie innych do pomocy, że pomyśli wiele razy, nim to zrobi, bo ostatecznie własne życie mógł kłaść na szali, ale nie miał prawa robić tego innym osobom. To oni sami musieli decydować o własnym losie, on tego za nich nie mógł uczynić. - Myślę... że we wszystkim jest zawsze jakieś ziarno prawdy - powiedział w końcu ostrożnie, jakby bał się, że stąpa po kruchym lodzie. Nie chciał podważać jego kompetencji, a jednocześnie czuł, że Josh miał słuszność wyskakując na niego, przypominając mu, że odpowiada również za innych ludzi, czuł, że to miało wielkie znaczenie i powinien wziąć to pod rozwagę. - Nie mówiłbyś niektórych rzeczy, gdybyś w nie nie wierzył choćby w tamtej chwili - dodał jeszcze i po prostu patrzył wprost w jego oczy. To było z jego strony niesamowicie wręcz odważne, ale miał poczucie, że teraz, w tej chwili, nie może od tego uciekać, że nie wolno mu czegoś podobnego zrobić. Starał się więc to wytrzymać, a kiedy Walsh odezwał się ponownie, uśmiechnął się lekko, jakby nieco smutno i niepewnie. - Wyglądasz jak jackalope - powiedział na to, a później uniósł w końcu wianek i starając się ominąć rogi, postarał się wsunąć go na włosy. Czy to miały być przeprosiny? Tak. Były nimi? Sam nie wiedział, szczerze mówiąc już nieco się w tym gubił i miał wrażenie, że zupełnie nie wie, dokąd zmierza i po co to robi. Bo gdyby się nad tym zastanowić, to Josh nie był mu szczególnie bliski, ale jednocześnie - nie chciał pozostawać z nim na wojennej ścieżce, ba, nie chciał nawet być z nim po prostu pokłócony. Jeśli nie robił z siebie jakiegoś narwanego durnia, był naprawdę ciepłym i zabawnym człowiekiem i chociaż wciąż przypominał mu Charliego, to nim nie był. Był sobą, odrębną indywidualnością i nie mógł mierzyć go tą samą miarą. - Lunaballa? - powtórzył za nim, jakby dość mocno zdziwiony tą kwestią i poczuł, że żołądek skręca mu się ze stresu. Właściwie powinien odejść i udawać, że nic się nie stało, przyjąć przeprosiny i zająć się, Merlin raczy wiedzieć czym. Z drugiej strony, kiedy tak patrzył na Josha, kiedy ten zadawał to pytanie... To brzmiało zupełnie jak chęć naprawienia tego, co zostało zepsute, choć Chris nawet nie wiedział, czym to było. I brzmiało to niewinnie i szczerze, jakby nadzieją nastolatka. Gajowy zerknął przelotnie na nadgarstek, na którym owinięta była wstążka, a później spojrzał znowu na Josha i lekko się do niego uśmiechnął. - Sam jej nie znajdziesz - powiedział w końcu, miękko, by nie zabrzmiało to obraźliwie i była to jego zgoda, innej najwyraźniej Walsh miał nie dostać.
z.t x2 - na poszukiwania skarbów
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren pozwolił się pociągnąć na ścieżkę położoną nieco z boku polany. Z tego co słyszał, wnętrze lasu pełne było przedziwnych rzeczy - zarówno tych przyjemnych, jak i raczej niebezpiecznych. Tutaj jeszcze, wydawać by się mogło, byli jeszcze w tej bardziej "zorganizowanej" części celtyckiej nocy... nawet jeśli celtycka noc sama w sobie była całkowitym zaprzeczeniem jakiejkolwiek organizacji. - To dobrze - powiedział żartobliwie Shaw, przejeżdżając przed swoimi oczami wolną dłonią z palcami ułożonymi w nożyczki, imitując tym samym jakąś maskę... lub ruch taneczny z lat 80., choć chodziło o to pierwsze. - O tobie też wiem niewiele - rzekł, wyliczając kolejne informacje na palcach - Olivia Callahan, Gryffindor, lubi kwiatki, w wolnych chwilkach dekoruje łazienki... cóż... - chrząknął - Nie wystarczyło nawet na jedną rękę - dodał z wyrzutem, podnosząc w górę dłoń z czterema wyprostowanymi palcami. Szczerze mówiąc, Krukon w głębi duszy poczuł wielką ulgę, słysząc chwilę wcześniej że Gryfonka miała już dość tańców. Co prawda wierzył jej, że gdyby nie dzisiejsza klątwa to szłoby jej nieco lepiej... jednakże na dzisiaj także miał dosyć. - A więc... pytanko za pytanko? - spytał, zwalniając nieco kroku. Oddalili się już od polany na której odbywała się główna część imprezy i teraz otoczeni byli głównie ludźmi albo zbyt szczęśliwymi - choćby przez nadmiar mleka czy alkoholu - lub dotkniętymi przez los i narzekającymi na zemstę duchów natury oraz zaklinających przechodniów by strzegli się kamiennych kręgów. Nic dziwnego - Krukon znał przynajmniej jedną osobę, która została dotknięta podobną przypadłością, a w efekcie także stopy Darrena zostały "dotknięte"... przez stopy Olivii. - Jeśli chcesz, możesz zacząć - powiedział, ściskając lekko jej dłoń. Wciągnął w płuca świeże, pachnące lasem powietrze i rozejrzał się, oglądając girlandy kwiatów okalające korony i konary - Nasze były ładniejsze - dodał śmiertelnie poważnym tonem, pijąc oczywiście do wystroju łazienki Jęczącej Marty.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Darren podobnie, jak większość osób - w tym Gryfonka - słyszał plotki o tym jako by w pobliskim lesie czaiły się niebezpieczne rzeczy, niemniej ona zdawała się tym zupełnie nie przejmować. Trzeba przyznać, że Liv należała do osób odważnych i mało rzeczy ją przerażało, poza lękami które niejako wynikały z braku wiedzy czy umiejętności oraz lękiem wysokości nic nie było jej straszne, a sam spacer nocną porą w towarzystwie Krukona był nie tyle ekscytującą - choć to również - co nieźle ciekawą formą spędzenia reszty czasu, dopóki nie wzejdzie słońce. Zaśmiała się głośno widząc kocie ruchy Shawa, który próbował naśladować taniec, będący na topie prawie cztery dekady temu. Brunet doskonale wiedział, choć zagadką dla dziewczyny pozostawało skąd - może przeczucie? instynkt? - jak poprawić jej humor i sprawić, że na ustach ponownie pojawia się uśmiech. Kiedy odbił pałeczkę, używając tych samych słów co ona, wzruszyła jedynie ramionami. Tak naprawdę nie wiedziała, dlaczego mimo czasu jaki ze sobą spędzili, chociażby na strojeniu łazienki Jęczącej Marty nie poznali się lepiej. Może wówczas myśli Oli zaprzątały inne sprawy? To było bardzo prawdopodobne, lecz teraz miała nadzieję to naprawić - w końcu pocałunek do czegoś zobowiązywał! - A to nie jest tak, że dziewczyna powinna być tajemnicą? No wiesz… Wtedy trudniej stracić nią zainteresowanie - zapytała patrząc na niego, jakby podejrzliwe - Nie mówię, że ty jesteś mną zainteresowany - dodała szybko, zdając sobie sprawę z tego, jak dwuznacznie mogły zabrzmieć jej słowa i uniosła dłonie w geście obrony. Ona również cieszyła się, że odpuścili sobie kolejny taniec, już ten pierwszy okazał się katastrofą, której Gryfonka nie chciała powielać, stopy Darrena i tak ucierpiały bardziej niż ona. Stopy dziewczyny zatapiały się w miękkiej trawie, kiedy przemierzali kolejne metry, a jej o dziwo udawało się zachować równowagę. Fakt, że niepożądany efekt magii ducha powietrza minął wprawiał Liv w dużo weselszy nastrój, dlatego, kiedy Krukon zaproponował grę w której każde z nich miało zadawać, jak i odpowiadać na pytanie, bez wahania się zgodziła. - Brzmi to dobrze - oznajmiła, dla potwierdzenia swoich słów potakując energicznie głową, tak że wianek który się na niej znajdował opadł trochę. Mimochodem poprawiła go, dając sobie chwilę na zastanowienie od czego powinna zacząć. - Masz rodzeństwo? - zaczęła chyba od najbardziej banalnego pytanie, jakie przyszło jej do głowy, po czym spojrzenie niebieskich tęczówek utkwiła w girlandach wiszących na koronach drzew na które uwagę zwrócił Krukon. -Oczywiście, że nasze były ładniejsze, te nawet nie zawierają jasnego przekazu - odpowiedziała, przyglądając się wiązance, która w mniemaniu brunetki była jedynie plątaniną losowo wybranych kwiatów.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Shaw przemilczał wypowiedź dziewczyny dotyczącą tajemniczości oraz zainteresowania nią, uśmiechając się jedynie lekko. Pokręcił głową i spojrzał znowu głębiej w las, jakby spodziewając się tam coś zauważyć, zobaczył jedynie świetliki błyskające wśród drzew oraz bliżej nieokreślone kształty migające to nieco dalej, to bliżej. Być może byli to inni uczestnicy celtyckiej... a może właśnie jakieś stworzenia obecne w okolicy, przyciągnięte nie tylko światłami, ale też muzyką, tańcami i wszechobecnymi czarodziejami, którzy na pewno rozbiegli się dookoła w poszukiwaniu wrażeń. - Siostrę, młodszą - powiedział Shaw, kiwając głową - Także Ravenclaw - dodał, nie ukrywając nawet odrobiny dumy, którą dało się usłyszeć w jego głosie, choć sam zdziwiony był jej obecnością. Ostatecznie nie był przecież przywiązany tak bardzo do niebieskich barw swojego domu, a jednak na zimowym płaszczu miał przypinkę z ptakiem Krukonów i ucieszył się, gdy Tiara Przydziału wykrzyknęła "Ravenclaw!" podczas ceremonii jego siostry kilka lat temu. Dziwne. - No jasne, że nie zawierają... em, przekazu - rzekł nieco niepewnie, także oceniając wiązanki, które jednak dla niego niczym nie różniły się od tych, które zostawili w łazience - oprócz oczywiście tego, że z tamtymi związane były przyjemne wspomnienia ich splatania i rozwieszania. - Moja kolej, tak? - upewnił się, zastanawiając się jednocześnie gorączkowo nad jakimś pytaniem. Szczerze mówiąc, sam chciał zapytać Olivię o rodzeństwo - jednak głupio mu było w takiej sytuacji po prostu powtarzać pytanie, w którym go ubiegła. Przykra sprawa - No to może... skąd jesteś? - zapytał - I nie chodzi mi o dom, to już wiem! - dodał szybko, nie chcąc usłyszeć po prostu "z Gryffindoru".
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
To mu wystarczyło – musiało. Krótka odpowiedź była jednocześnie na tyle wymowna, by ugasić palącą ciekawość, która odzywała się czasem w najmniej spodziewanych momentach. Jednocześnie utwierdziła go w przekonaniu, że Morgan jest z nim szczera, ale i dała do zrozumienia, że cokolwiek dokładnie to było, należy już do przeszłości. A skoro tak, nie miał prawa być o to zazdrosnym, prawda? To byłoby niesprawiedliwe, zważywszy na to, że sam był po sercowych przejściach, właściwie równie niedawnych... choć zdawać by się mogło, że na nim odbiło się to znacznie mocniej niż na Gryfonce. Czy znaczyło to, że była mniej zaangażowana w tamtą relację? Czy na pewno chciał się nad tym teraz zastanawiać? Szybko udowodniła mu, że nie, swoim moszczeniem się skutecznie odwracając jego uwagę. Skierował na nią spojrzenie, próbując powstrzymać uśmiech, który automatycznie pojawił się na jego ustach. Nie musiała go namawiać ani się z nim siłować, podniósł ciężką, rogatą głowę i wyciągnął rękę za siebie, opierając się nią o powierzchnię ławki. Miała rację, był głupkiem; tracił przy niej absolutnie wszelkie resztki rozumu. Te resztki, które może trzymałyby go na dystans. Brakło mu ich, a więc przygarnął ją bliżej siebie, rozgrzanym oddechem owiewając odsłoniętą skórę szyi. — Przepraszam. — Ach, a więc przepraszał? Za co właściwie? Rozsądek podpowiadał, że za to, że pozwolił na to, by jej włosy zbladły, sumienie zaś, że za to, że na nowo zapłonęły. Ledwie wymamrotał to pojedyncze, nagle stanowczo zbyt długie słowo, a już kosztował ciepłej skóry, pocałunkami podążając niemalże za rytmem pulsującego pod nią tętna. Wciągał go – ten rytm, zapach, narkotyczna wręcz atmosfera celtyckiej nocy; a może tylko sobie wmawiał? Może święto wcale na niego nie działało, może to tylko ona. Aż ona. — Chodźmy stąd — ledwo dało się go zrozumieć, tak bardzo nie miał ochoty się od niej odrywać. Ledwie ją uprzedził, ledwie wstał z ławki, a już pochłonęła ich ciemność. Trwała jednak dłużej niż poprzednio, a przynajmniej takie wrażenie mogła odnieść Davies, bo ledwo wylądował przed domem Swansea, a już poderwał ich z powrotem, by ostatecznie zmaterializować się przed bramą Hogwartu. Pobladł, choć był to wynik rozciągniętej w czasie i przestrzeni teleportacji... w przeciwieństwie do pełnej skruchy miny, która niewątpliwie była efektem tego, że pojawili się w tym, a nie innym miejscu. Westchnął, w mroku rozświetlanym wyłącznie latarnią – tak ciemną w porównaniu z ogniskami celtyckiej nocy – szukając dłonią jej drobnych palców. Chciał przeprosić raz jeszcze, lecz wydało mu się to żałosne. — Nie tak — wyjaśnił tylko, mając nadzieję, że zrozumie. — Odprowadzę Cię. — Nie pytał, lecz stwierdził fakt. Był za nią odpowiedzialny, więc bez względu na to czy wścieknie się na niego, czy nie, odprowadzi ją co najmniej do sali wejściowej. Nie wiedział jakie będą konsekwencje jego decyzji – ale mimo to czuł ulgę, że zdołał odzyskać rozsądek. Bo czy można było ufać celtyckiej nocy?
| z/t x2
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Obdarzyła chłopaka podejrzliwym spojrzeniem, kiedy zignorował zupełnie słowa dotyczące zainteresowania jej osobą, komentując je jedynie nikłym uśmiechem. Nie do końca wiedziała, jak powinna odnieść się do takiej reakcji, dlatego ostatecznie również zdecydowała się jedynie na uśmiech. Nie była osobą, która analizowała takie rzeczy czy poddawała głębokim przemyśleniom - to zupełnie nie było w jej stylu; za to była fanką jasnych odpowiedzi oraz szczerych słów. Gdyby podobała się Darrenowi, wolałaby powiedział jej to wprost, zamiast bawić się w głupie podchody, których ona często nie rozumiała. Trzeba przyznać, że w swoich poglądach wyróżniała się na tle przedstawicielek jej płci, co poniekąd mogło czynić ją wyjątkową. Problem polegał na tym, że osoby pokroju Olivii albo się kocha albo nienawidzi, innej drogi w tym przypadku nie było, gdyż nawet jej postawa nie pozwalała na obojętność. Kiedy coś chodziło po głowie dziewczyny, mówiła o tym otwarcie chcąc poznać zdanie drugiej strony, ukrywanie się za maską pozorów czy bierności nie wchodziło w grę. Ona nie uciekała spojrzeniem, skupiając je na postaci Krukona, który wydawał się jej nieco tajemniczy. I nie chodziło o to - jak w przypadku Maxa - że za jego postawą kryły się demony przeszłości, było to coś innego, co niejako przyciągało Gryfonkę. - Chyba jesteś z niej dumny co? - wtrąciła, widząc i słysząc w jego głosie dumę, kiedy mówił o siostrze. Ciekawe czy podobnie odnosił się Boyd kiedy mówił o niej? Olivia zaśmiała się w myślach. Było to mało prawdopodobne, gdyż od samego początku jakby za cel dziewczyna wzięła sobie dokuczanie starszemu bratu, ale mimo wszystko widoczna była między nimi miłość, której musieli nauczyć się sami - ich rodzice nie byli dobrym przykładem. Zaśmiał się słysząc niepewne stwierdzenie Darrena, który na pewno nie wiedział co oznaczają poszczególne kwiaty, jednak próbował! To Oli doceniała znacznie bardziej niż samą wiedzę, która w przypadku chłopców była po prostu zbędna. To dziewczyny bawiły się w szukanie symboliki danych rzeczy czy gestów, faceci w tych kwestiach byli znacznie prostsi. -Niezła próba - pochwaliła go, uśmiechając się przy tym tak szeroko, że radość sięgnęła nawet niebieskich tęczówek dziewczyny. Pokiwała twierdząco głową, kiedy zapytał czy nadeszła jego kolej. W pierwszej chwili pomyślała, że zwyczajnie odbije pałeczkę, również pytając o rodzeństwo, jednak pozytywnie ją zaskoczył. - Urodziłam się w Cork, w Irlandii, ale prawie tego nie słychać. Mój akcept zagubił się gdzieś w czasie - odpowiedziała, choć tak naprawdę wielką wagę przykładała do tego, by będąc w Anglii unikać typowego irlandzkiego akcentu. Nie było tak, że się tego wstydziła, kochała Irlandię i utożsamiała się z tym krajem, jednak nie chciała utożsamiać się z rodzicielami. Znowu przyszła kolej brunetki, która dała sobie czas na zastanowienie. - Myślisz już o przyszłości? Co chciałbyś robić i gdzie być, w jakim miejscu za powiedzmy dziesięć lat? - zapytała, tym razem wyciągając pytanie cięższego kalibru.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Bycie po niedawnych rozstaniach najwyraźniej w pewnym stopniu sprawiło, że bardziej niż wcześniej otworzyli się na siebie. A może po prostu przyszedł na to dobry moment niezależnie od poprzednich wydarzeń? Może trzeba było najpierw nieco dojrzeć, by w drobnych gestach, sportowym wspieraniu się i wzajemnym poszukiwaniu się wśród szkolnych korytarzy odnaleźć coś jeszcze? Nie potrzebowała się chyba zastanawiać nad genezą uczuć, jakie zapłonęły w niej w jego kierunku. Wystarczyło jej, że przesłaniały jej one każdy okruch teraźniejszości, który mógłby ostać się poza tym, co istniało dla niej w tej chwili - drżeniem pod jego oddechem muskającym szyję i gorączkowo przyspieszającym pulsem od opuszek palców drażniących nagą skórę pleców. Przeszłości nic nie musiało jej w tym momencie okrywać. Nie istniała. Po podwójnej teleportacji spoglądała na niego zza przymrużonych brwi i z wyraźnym mętlikiem w głowie, jednak nie dała po sobie poznać, czy chodziło o trud samego przedsięwzięcia, czy lokację, do której trafili przed znalezieniem się u bram zamku. Właściwie to w ogóle nie chciała tego zdradzać, ale kiedy już jej mimika odzyskała naturalny wyraz, dziewczyna nie była zdolna zapanować nad kpiącym uśmieszkiem, samej nie do końca wiedząc, co takiego mógł on symbolizować. Odchrząknęła ze zmieszaniem i ruszyli w kierunku szkolnej Sali Wejściowej. Dotarli do niej bez pośpiechu, ale i bez dodatkowych przystanków, ze względu zarówno na nastroje, jak i porę. Przed głównymi wrotami na chwilę przystanęli, wpatrując się w siebie nawzajem, co Gryfonka trochę wymusiła, dosyć zresztą nieświadomie, ciągłym posyłaniem mu wścibskich, badawczych wręcz spojrzeń. - Eli. - zaczęła, łapiąc go jednocześnie za dłoń, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że za chwilę będzie musiała ją puścić i będzie to najboleśniejsze rozstanie tego wieczora. Uniosła jednak dzielnie twarz i z błyszczącymi trwającym jeszcze szczęściem wyszeptała pojedyncze słowo podziękowań. Czy miała realne powody do smutku? Skoro nie, to chyba oczy zaszkliły jej się na ułamek sekundy wzruszeniem. Potem już nie dało się niczego stwierdzić, bo gwałtownie odwróciła się i odeszła wgłąb szkolnego labiryntu korytarzy, choć w całym procesie zdążyła jeszcze podrapać go po wierzchu dłoni, jakby jej palce nie do końca godziły się z jej decyzją o zerwaniu fizycznego kontaktu.
[z/t x2]
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Olivia nie wyglądała na zbytnio zadowoloną z milczenia Darrena. Być może zinterpretowała to jako jakąś grę - czego Krukon sam nie lubił - jednak chodziło tu bardziej o to, że nie wiedział co odpowiedzieć by być stuprocentowo szczerym. Czy Gryfonka mu się podobała? Nie podobałaby się tylko komuś ślepemu. Czy miał związane z nią jakieś nadzieje? Nawet o niczym takim nie myślał. Kłopotanie się takimi sprawami mogłoby zakłócić spokojne życie do którego dążył - nie w stylu Darrena było wzdychanie do medalionów ze zdjęciem damy jego serca i dedykowanie jej wygranych meczów quidditcha. - Może trochę - odpowiedział z lekkim uśmiechem. Duma była raczej na miejscu - Lis radziła sobie w Hogwarcie całkiem nieźle i Shaw nie musiał jej za bardzo niańczyć, nawet jeśli wypominała mu już kilkukrotnie że odstraszył od niej jakiegoś fajfusa ze Slytherinu czy Gryffindoru. Zupełnie przypadkowo, oczywiście. Okazało się, że Olivia pochodziła z Irlandii. Darren nigdy by się nie tego nie domyślił - w jej głosie nie sposób było znaleźć nawet cienia tamtejszego akcentu, a nawet jeśli dałoby się usłyszeć jakieś naleciałości, to praktycznie nie dawały nawet odrobiny podstaw do tego, by wywnioskować skąd jest dziewczyna. - Szczerze? - spytał, patrząc na dziewczynę - Zapisałem się na kurs przygotowawczy do pracy w Ministerstwie Magii. Może niedługo zacznę pracować na część etatu w Biurze Bezpieczeństwa, tam celuję - powiedział, wzruszając ramionami. Czy w ogóle uda mu się zdać? Czy przyjmą go do pracy jako jakiegoś protokolanta czy osobę, odpowiedzialną za przygotowywanie kawy? Miał taką nadzieję, jego kieszeń nie cierpiała na nadurodzaj złota. - No dobra, w takim razie... - rozpoczął swoje kolejne Shaw, przedłużając każdy wyraz najbardziej jak się dało by dać sobie czas na zastanowienie - ...często całujesz chłopaków z którymi rozmawiasz drugi raz? - dokończył, tym razem nie uciekając nigdzie wzrokiem i patrząc prosto na Gryfonkę.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Oli nie była niezadowolona z braku odpowiedzi ze strony chłopaka, być może trochę zaskoczona, jednak nie zamierzała drążyć tego tematu i niepotrzebnie zgłębiać się w jego odczucia. Nie przypuszczała nawet, że w jego myślach jest to tak bardzo skomplikowane. W gruncie rzeczy byli do siebie podobni - oboje nie chcieli niepotrzebnych zobowiązań. Niemniej jednak fakt czy ktoś się nam podoba to zupełnie inna kwestia od tej, która zakłada tworzenie związku; Oli przed nimi uciekała. - Patrząc na ciebie, mam wrażenie, że bardziej niż trochę - odpowiedziała z uśmiechem. Bardzo podobało jej się podejście chłopaka do siostry, dla niej samej rodzeństwo było niezwykle ważne i bliskie; ceniła takich ludzi jak Darren. W swojej relacji z Boydem zachowywała się dość podobnie do rodzeństwa Shaw, z tym, że ona czasem potrafiła dać bratu nieźle popalić. Gdyby tylko znała myśli Krukona zapewne uśmiechnęłaby się szeroko. Brak charakterystycznego akcentu był jednym z osiągnięć Oli, gdyż w przypadku niewielu rzeczy była tak bardzo zdeterminowana i mniej leniwa niż na co dzień. - Ministerstwo Magii - powtórzyła z uznaniem - I Biuro Bezpieczeństwa? Jesteś tak dobry w zaklęciach? - zapytała, gdy na niego parzyła nie trudno było jej sobie wyobrazić Darrena w typowej szacie pracownika Ministerstwa. Słysząc kolejne pytanie padające z ust Krukona roześmiała się, przypominając sobie wszystkie sytuację w których przyszło jej całowanie chłopców - lubiła to robić, a jednocześnie nic to dla niej nie znaczyło. - Częściej zdarza mi się ich całować przy pierwszym spotkaniu - odpowiedziała pół żartem pół serio, zakładając kosmyk włosów za ucho. - A tak na poważnie to, gdy ktoś mi się podoba, to nie mam problemu z tym, żeby go pocałować. Dla mnie nie jest to wyznacznik tego, że nagle musi być między nami coś więcej czy musimy coś do siebie czuć. Często jest to po prostu zwykły pociąg fizyczny, faceci też go przecież mają - wyjaśniła, starając się ubrać w proste słowa całą filozofię swojego życia w relacjach z chłopcami. - Byłeś w wieli związkach? - tym razem to ona zadała dość prywatne pytanie. Wchodzili na temat który był dla Oli jednocześnie łatwy, jak i trudny gdyż wielu rzeczy po prostu nie rozumiała w związkach.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren wzruszył ramionami, uśmiechając się. Chyba wszyscy starsi bracia zachowywali się w stosunku do młodszych sióstr, a Shaw nie był wyjątkiem. - Jestem... przyzwoity - powiedział, kiwając lekko głową. Obca mu była fałszywa skromność, która cechowała wielu ludzi. Powiedzieliby oni "skąd, to tylko najniższa posada" albo "to zaledwie same podstawy", Shaw jednak wiedział, że już potrafi nieco więcej niż "co nieco", był jednak równocześnie doskonale świadomy długiej drogi, która jeszcze go czekała na tym polu. Wytłumaczenie Olivii na temat jej całuśności Darren wysłuchał dokładnie, acz pod koniec już jednym uchem. Wystarczyłaby mu krótsza wypowiedź, a nie przybliżanie wszystkich za i przeciw. Odetchnął też nieco z ulgą - metaforycznie, oczywiście, Gryfonka mogłaby to przecież źle odebrać - gdy dowiedział się, że jego jedynym zobowiązaniem, przynajmniej na razie, było odstawienie Oli do zamku, gdyż prawdopodobnie sama nie potrafiła się jeszcze teleportować. Kolejne pytanie dziewczyny niektórzy mogliby odebrać jako nazbyt prywatne, jednak Darrenowi nie sprawiało ono większych trudności. - A ile to "wiele"? - spytał, szczerząc zęby - Trzy, jeśli liczymy też te które trwały krócej niż tydzień - odpowiedział, śmiejąc się. Kilkanaście kolejnych kroków przeszedł bez wypowiedzenia ani jednego słowa, gdy nagle uderzył się w czoło i spojrzał na Gryfonkę. - Ach, teraz moja kolej, no tak - zaśmiał się i pokiwał głową. Postanowił odejść na chwilę od tych bardziej prywatnych pytań - ostatecznie, nie był aż tak dociekliwy ani ciekawski - A więc, jakie są twoje ulubione kwiaty?
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Uśmiechnęła się szeroko, kiedy chłopak swoje umiejętności rzucania zaklęć określił mianem przyzwoitych. Śmiała podejrzewać, że za tym słowem ukryte było znacznie więcej, zwłaszcza, iż podczas ich pierwszego spotkania posługiwał się nimi bez żadnego problemu czy zająknięcia. Ona sama również lubiła rzucanie zaklęć, jednak nie zawsze miała możliwość używania różdżki. Nauczyła się żyć, tak jakby magia nie istniała - wymuszali to na niej rodzice - niemniej jednak wciąż miała świadomość tego, że gdy tylko skończą się wakacje ona wróci do cudownego świata, który nie tylko ją zachwycała, ale również zaskakiwał każdego dnia. Ledwie dostrzegalnie zmarszczyła czoło, kiedy zobaczyła, że jej wypowiedź jakby znudziła Darrena, chyba coś nie do końca poszło tak, jak się tego spodziewała. Wydawało się, że gorzej być nie może, a mimo to skręciła delikatnie w prawo po raz kolejny kierując ich kroki w środę polany, gdzie kręciło się jeszcze kilkoro ludzi. - To całkiem nieźle - przyznała, zakładając kosmyk włosów za ucho. Podniosła wzrok, przenosząc go to na Darrena, to na postacie w oddali; wśród nich dojrzała znajomą twarz, dlatego od razu ruszyła w tamtym kierunku. W dodatku zmęczenie powoli dawało o sobie znać i coraz częściej w myślach brunetki pojawiała się wizja ciepłego łóżka. - Lubię wszystkie kwiaty, ale jakbym miała wybierać to magnolia oraz orchidea - odpowiedziała, robiąc kilka kolejnych kroków w ciszy, którą przerwało jej ziewnie. - Chyba powinniśmy się już zbierać, już powoli wstaje słońce - powiedziała, stając tuż obok Maxa, który był z jakąś dziewczyną, choć wydawał się być nie do końca zadowolony. - Też się zbieracie? - zapytała patrząc na Ślizgona i jego towarzyszkę. -Czas w końcu położyć się do łóżka - stwierdziła, ponownie ziewając. Po czym poprosiła Darrena by ich teleportował, przy okazji zabierając ze sobą Solberga (@Maximilian Felix Solberg)
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Cielesność także nie była obca dla złotowłosej - właściwie to była jej bardzo bliska, bo kobieta przez wszystkie swoje lata życia mogła ją zbadać, poznać od podszewki, dowiedzieć się o niej wszystkiego. Przynajmniej w swoim własnym aspekcie. Była doświadczona, potrafiła wyczuć - całą sobą - czy obecna bliskość była właściwa, czy też może jednak nie. Z reguły jednak była - kiedy to jeden człowiek po prostu lgnął do drugiego człowieka - w tym wypadku popychany jeszcze przez magię i nastrój Celtyckiej Nocy. Jej brew powędrowała delikatnie ku górze, kiedy student - pociągając ich gdzieś poza łunę rzucaną przez rozpalone ogniska - podniósł jej dłoń do swojego policzka. Wzdrygnęła się lekko, kiedy ucałował wnętrze jej nadgarstka. W jej myślach odezwał się głosik - do tej pory niespotykany. Przybierający pozornie lekceważący ton - tak bardzo przecież podobny... I głównie to było szokiem, odmalowującym się w jej lekko rozszerzonych źrenicach. Przez niego, właściwie ledwo zakomunikowała to, co Rasmus miał jej do przekazania - ocuciła ją dopiero dłoń młodego mężczyzny, która teraz zawędrowała do jej lewego policzka. Zamrugała gwałtownie - wyraźnie się spinając i czując wręcz na własnej skórze (ganiona przez wewnętrzny głosik), że to, co właśnie ma tutaj miejsce - nie powinno się wydarzyć. Nie z prawie dwa razy młodszym chłopakiem - studentem, dla niej to właściwie jeszcze... dzieckiem. Wila, jej wewnętrzna dzika cząstka, tak rozkokoszona jeszcze przed kilkoma chwilami - teraz znów grzecznie wcisnęła się pod mostek Perpetuy - która wraz z pocałunkiem na czole i tak bardzo narzuconą bliskością od Vahera... Odsunęła się od niego. Wstążka splatająca ich dłonie, jakby na potwierdzenie jej myśli, nagle rozplotła się, opadając w trawę. — Panie Vaher... — zaczęła, przybierając na nagie usta pobłażliwy uśmiech. Mogła się oburzyć, zdenerwować... Ale to ostatecznie był jej uczeń - jeszcze młokos, którego poniosła atmosfera. I wypity wcześniej miód. — Myślę, że nasza przygoda skończyła się nim w ogóle zdążyła się rozpocząć. Ma Pan szczęście... że jestem rozważną półkrwi wilą - i Pana nauczycielką. — ostatnią część zdania wypowiedziała dość stanowczo - krzyżując spojrzenie ze studentem. Po chwili jednak złagodniała, przekrzywiając nieco głowę. Kaskada kolorowych loków przesypała się z jednego ramienia na drugie. — Bardzo proszę na siebie uważać... I na uroki innych kobiet również. Życzę udanej zabawy. Po czym odwróciwszy się na pięcie, zniknęła w tłumie.
Z tematu Perpetua & Rasmus
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Sam także nie należał do największych fanów tego rodzaju napojów, ale zarazem był osobą, którą niewiele rzeczy odrzucało, jeśli chodzi o jedzenie czy picie; całe to mleko nie było może najlepszą rzeczą pod słońcem jakiej miał okazję kosztować, ale jednocześnie daleko mu było do odruchów wymiotnych. Ot, ujdzie w tłumie i tyle, ale więcej raczej się nie zdecyduje. Parsknął znów cichym śmiechem, gdy Lara mu odpowiedziała, kręcąc przy tym lekko głową. — Jeszcze tego nie uczyniło, więc wydaje mi się, że mogę się czuć bezpieczny — rzucił w odpowiedzi na jej kpinę, błyskając przy tym zębami w uśmiechu i dopijając resztę swojego mleka. A może wcale nie powinien tak się jednak czuć? Użerć go może i nie użarło, ale za to zrobiło coś innego… Co ten kopnięty przez dumbadera druid do tego dodawał, że wywołało to tak absurdalny efekt? Normalnie prawie amortecja, tylko bez efektu zadurzenia się – sama fizyczność. Wiedział, że to było kompletnie nie na miejscu, ale jednocześnie nie był w stanie w ogóle nad sobą zapanować; jakby na czas tego namiętnego pocałunku z przypadkową Gryfonką stracił panowanie nad własnym ciałem, odzyskując je dopiero w momencie, kiedy najwyraźniej zaspokoił tą nagłą… potrzebę. Co za porąbana sprawa, nie ma co. Jego łobuzerski uśmiech nieco się pogłębił, gdy usłyszał odpowiedź Vittori. — No widzisz, marzenia jednak czasem się spełniają – odparł na to, a ton jego głosu wyraźnie jednak wskazywał, że wciąż się zgrywa. Jej pytanie zaś skwitował dezaprobującym cmoknięciem i pokręceniem głowy. — Uuu, amnezja w tak młodym wieku? Straszna sprawa, ale jestem miłym gościem, więc ci chętnie przypomnę – William. Ślizgon uniósł zauważalnie brew w uprzejmym geście zdziwienia, gdy różowowłosa nagle przysłoniła sobie usta, jakby chciała pohamować przed parsknięciem śmiechem. Już miał zapytać co ją nagle tak rozbawiło, kiedy sama się odezwała. Początkowo wydawał się odrobinę skonfundowany jej słowami, ale wszystko stało się jasne, kiedy dodatkowo zgarnęła w dłoń kilka kosmyków swoich włosów, które aż biły po oczach swoim różem. — Tylko mi nie mówcie, że… — z tymi słowy sam schwycił nieco swoich kudłów, żeby móc przyjrzeć się ich barwie. — Ja pierdolę, serio? — rzucił, gdy zdał sobie sprawę, że w istocie jego ognista rudość przybrała obecnie ten sam – jakże męski – kolor, jakim obecnie odznaczały się włosy Sorrento. Świetnie, nigdy więcej dziwnego mleka od podejrzanych gości lubujących się w naturze. Mógł się założyć, że gość miał niezły ubaw, patrząc na efekty swojego napitku. — Nie ma potrzeby, sytuacja już opanowana, tak myślę — odparł pewnie na słowa Lary i błysnął przy tym zębami, choć tak naprawdę wcale nie miał pewności czy tak rzeczywiście jest; mógł jedynie mieć nadzieję, że pocałunek był jednorazową sprawą i pozostanie mu jedynie paradować przez resztę wieczoru z różowymi kudłami, co było mniejszym złem tutaj, ale Merlin jeden tak naprawdę raczy to wiedzieć. Skinął jeszcze głową w odpowiedzi na przywitanie Krukona, by zaraz po tym przesunąć ciemnobrązowymi ślepiami po całej czwórce. — Nie wiem jak wy, ale ja chętnie skorzystam z innych tutejszych atrakcji zanim przyjdzie czas wracać do Hogwartu. Idziecie? Mimo wszystko chciał skorzystać z tej chwilowej wolności, jaką uzyskał dzięki obchodom Celtyckiej Nocy. Bardziej już się nie skompromituje, prawda? A nawet jeśli, to nie będzie przecież w tym osamotniony, większość tutaj zachowywała się jakby była na jakimś srogim haju.
W tym roku Celtycka Noc zostaje w Dolinie Godryka jako część ważnej tradycji; głównie przez wiekowy, magiczny dąb, który trudno należycie zastąpić. Organizatorzy przenieśli wiele rzeczy z zeszłorocznych obchodów. Już w oddali widać wielkie drzewo, na którym mieni się kilkanaście wstążek. Ponownie wszędzie można dostrzec wiszące girlandy kwiatowe i wydaje się, że jest jeszcze więcej płonących pochodni oraz ognisk niż poprzednio. Nie jest to wcale błędne, gdyż po ostatnich wydarzeniach na wiecu SLM, zapewniono zwiększone bezpieczeństwo. I najwyraźniej jest to ochrona w irlandzkich barwach! Oprócz standardowych zabaw w postaci pogoni za wstążkami, kolorowych straganów, ponownie rozświetlających otoczenie magicznych kamieni, doszło kilka innych stoisk – takich jak to z irlandzkimi piwami. Na większej polanie odbywa się natomiast jakiś rytuał i bardzo głośno słychać tam akcent z Zielonej Wyspy; z innej strony nawołuje do wzięcia udziału w konkursie; oprócz tego zdaje się, że jest jeszcze bardziej magiczne i pierwotne niż w tamtym roku.
Zasady na początek dla kobiet: ★ Kiedy wkraczasz Twoje nadgarstki obleka delikatna wstążka. Napisz na górze posta jakiego jest koloru, gdyż to będzie istotne. Takiego koloru wstążka pojawi się na starym dębie na środku polany. Pamiętajcie by używać najróżniejszych kolorów.
Pula kolorów:
Victoria Brandon – śliwkowy Hope U. Griffin – świniowy Astrid Nafnisdottir – lawendowy Freja Nielsen – niebieska Beatrice L. O. O. Dear – turkusowy Cali Reagan – biała Billie J. Swansea – bladoróżowa Camelia Robbins – szafirowa Patricia D. Brandon – miodowy Freddie Moses – czerwona Aleksandra Krawczyk – brzoskwiniowa Ruby Maguire – limonkowy
Zasady na początek dla mężczyzn: ★ Każdemu mężczyźnie po wejście na polany wyrastają majestatyczne (lub mniej) rogi. Rzuć literką, by dowiedzieć się jak wyglądają! Zerknij na grafikę, by zobaczyć do której literki dopasowane jest Twoje poroże.
Kamienny Krąg
Kręgi towarzyszące Celtyckiej Nocy miały wiele znaczeń i zastosowań. Nieopodal tego tanecznego przy wielkim ognisku, którego płomienie rzucały cienie na wysokie, pnące się ku niebu kamienie, znajdował się inny – naznaczony przed druidów pradawną magią, pokryty znakami runicznymi. Kamienne kolumny ustawione były od siebie w równej odległości, każda na szczycie wyryty miała inny symbol odpowiadający opiekującemu się nią duchowi żywiołu – ogień, woda, ziemia, powietrze, chaos i życie lub śmierć. Mogły dać błogosławieństwo, jak i przekleństwo, oceniając na podstawie czystości serca oraz intencji. Wystarczy dotknąć ich dłonią. Wewnątrz konstrukcji rosła wysoka trawa, a w centralnym punkcie znajdował się kamienny ołtarz, na którym widniały wstążki, wianki oraz przysmaki, które ofiarowano duchom z prośbą o pomyślność na kolejny rok. Okrągła misa na kamieniu, wewnątrz której tlił się mieniący czterema kolorami ogień, według legend miał moc spełniania życzeń, więc opiekujący się tym miejscem druidzi przygotowali atrament, pióro oraz małe, prostokątne karteczki, gdzie każdy mógł wypisać swoje życzenie i spalić je po obdarowaniu żywiołów, prosząc tym samym o jego spełnienie. Rzuć kostką k6, by sprawdzić do jakiego podszedłeś. Jeśli masz cechę Bez czepka urodzony i przy drugim rzucie wyrzucisz kostkę parzystą… cóż rzuć jeszcze raz, by sprawdzić czy aby na pewno miałeś dziś szczęście!
1. Woda- Duch wody znany był ze swojej opiekuńczości, wierzono, że pierwotnie to on czuwał nad artystami i odpowiadał za ich wyobraźnię, a także introwertyzm. Najspokojniejszy z żywiołów, znany ze swojej łagodności, jak i stanowczości – zaniedbany potrafił płatać figle.
Rzuć Kością:
Parzysta: Czujesz chłód pod skórą, zupełnie jakby strumień wody otaczał całą Twoją postać, a razem z nim pojawił się przypływ inspiracji. Jeśli pójdziesz dziś tworzyć koszyki, dostaniesz dodatkowe +3 Punkty Dekoracji, a ponadto przez trzy posty jesteś natchniony twórczo. Masz jakąś kartkę pod ręką? Może narysowałbyś arcydzieło! Nieparzysta: Niestety! Poczułeś nieprzyjemny dreszcz na ciele, oblał Cię zimny pot - do końca zabawy niesamowicie się pocisz - masz mokrą bluzkę i bije od Ciebie nieprzyjemny zapach, a do tego nie jesteś w stanie ugasić pragnienia.
2. Ogień - Odpowiadający za namiętność oraz relacje międzyludzkie duch ognia, był pożądanym przez wszystkich patronem. Przynosił szczęście w miłości, wpływał na instynkt, dawał energię. Najbardziej upatrywał sobie pewnych siebie czarodziejów, którzy nie bali się ryzyka płynącego z rozmaitych uczuć, które nie zawsze rozumieli. Rzuć Kością!
Rzuć Kością:
Parzysta: Robi Ci się gorąco od samego dotknięcia kamienia, a lśniąca runa dodaje Ci sił. Czujesz, że jesteś niepokonany, a Twoja charyzma i przebojowość sprawiają, że płci przeciwnej trudno odwrócić od Ciebie wzrok. Dodatkowo duch ognia chroni Cię przy wróżbach z ogniska, otrzymujesz dodatkowe 40%. Nieparzysta: Kamień pod dłonią był lodowaty, zrobiło Ci się zimno i już wiedziałeś, że opiekujący się nią żywioł nie jest z Ciebie zadowolony. Twoja atrakcyjność i energia spadają, do końca trwania wydarzenia jesteś senny i potykasz się o własne nogi.
3. Powietrze - Opiekun myślicieli, ludzi o wielkich umysłach i nieprzeciętnym intelekcie, ceniących sobie niezależność oraz nietuzinkowe idee. Najlepsi twórcy czarodziejskich artefaktów pchani byli jego siłą do działania, jednak w przeciwieństwie do pozostałych żywiołów – ten bywa wyjątkowo kapryśny i niezadowolony.
Rzuć Kością:
Parzysta: Po dotknięciu kamiennej kolumny, otacza Cię przyjemny podmuch ciepłego powietrza, a Ty sam stajesz się lekki, jak piórko! Do końca eventu możesz latać do wysokości korony wielkiego dębu w tym temacie - jednak nie nigdzie indziej! Tam błogosławieństwo już nie działa. Nieparzysta: Coś chyba nie spodobało się duchowi powietrza, a chłodne powietrze oplata Cię dookoła kostek. Stajesz się ślamazarny i ociężały, trudno stawiać Ci kroki i przez następne trzy posty, nie jesteś w stanie tańczyć ani poruszać się płynnie. Do końca wydarzenia depczesz partnerom po stopach.
4. Ziemia- Ceniący rozsądek oraz stabilność, lubujący się w czarodziejach praktycznych i sprawnych fizycznie. Wbrew powszechnej opinii, to on odpowiadał za zmysłowość oraz praktycyzm. Znany ze swojej siły oraz upartości, nie wybaczał łatwo i nigdy nie zapominał.
Rzuć Kością:
Parzysta: Migocząca zielenią runa sprawia, że Twoja sylwetka nabiera pięknego kształtu. Stajesz się silny, pod ubraniem widoczne są mięśnie i masz wystarczająco siły, aby cały event nosić drugą osobę na rękach. Może warto ruszyć w las na poszukiwania skarbów? Na pewno z Twoją krzepą sobie poradzisz! Masz jeden przerzut podczas wędrówki po lesie w celu odnalezienia legendarnych przedmiotów. Nieparzysta: Poczułeś, że pęka Ci koszula! Zrobiłeś się gruby i ciężki, na trzy posty przypominasz słodkie jajko wielkanocne! Na nadmiar złego, nie masz kompletnie siły w dłoniach i z trudem utrzymujesz kufel! Do końca eventu nie będziesz w stanie normalnie utrzymywać przedmiotu w rękach.
5. Chaos - Istota magii, której każdy czarodziej nadaje kształt poprzez inkantację, koncentrację oraz różdżkę. Najbardziej niezależny przedstawiciel astralnych istot, który według wierzeń niezwykle rzadko objawiał swoje błogosławieństwo, sprawiając, że umiłowani przez niego ludzie stawali się najpotężniejszymi czarodziejami w kartach historii. Pilnował, aby przestrzegano magicznych zasad i to on sprawiał, że zaklęcia czasem nie wychodziły.
Rzuć Kością:
Parzysta: Na kamiennym kręgu rozbłysły wszystkie runy, łącząc się ze sobą i tworząc wzór, który następnie niczym magiczny tatuaż, pojawia się na Twojej dłoni. Rzuć kostką na literę, aby przekonać się, jaką moc posiadasz do końca trwania wydarzenia! A - Jasnowidzenie, B - Hipnoza, C- Wężoustość, D- Magia Bezróźdżkowa, E- Oklumencja, F- Leglimencja, G - Animagia, H - Metamorfomagia, I- Pół Wila i J- Wilkołak (ze zdolnością kontrolowanej przemiany na zawołanie) Uwaga: Opanowania przez Ciebie zdolność jest w stopniu mistrzowskim i możesz wykorzystać cały potencjał genetyki. Nieparzysta: Ogarnia Cię szaleństwo, słyszysz głosy i nie panujesz nad strachem. Do końca trwania wydarzenia, nie jesteś w stanie rzucić żadnego zaklęcia i powstrzymać szeptów, co uniemożliwia Ci zabawę i prowadzenie konwersacji.
6. Krąg życia - Dwie mityczne postacie dające pierwszy oddech i zabierające ostatni. Pilnowali oni duszy, zachowania porządku w otaczającym nas świecie. Mówi się, że przeklinali twórców horkruksów, którzy w haniebny sposób chcieli powstrzymywać stabilność Wielkiej Rzeki, otaczającej według pradawnych wierzeń cały świat. Każda kropla, która ją opuściła – musiała wrócić, gdy dobiegł jej czas w fizycznym ciele.
Rzuć Kością:
Parzysta: Otrzymujesz najsilniejsze z błogosławieństw - wszystkie Twoje choroby zostają wyleczone, znikając rany z Twojego ciała. Jeśli masz w kuferku zgodę na ingerencję w sprawy rodziny - jedna z kobiet (możesz być Ty), zachodzi w ciążę! Jeśli jesteś mężczyzną, stajesz się niezwykle płodny i Twój kolejny stosunek uwieńczony zostanie zapłodnieniem! Działa przez miesiąc od daty napisania posta. Ponad to duch zesłał na Ciebie dodatkową wiedzę i Twoja kolejna samodzielna nauka z uzdrawiania da Ci podwójny efekt. Nieparzysta: Zrobiło Ci się słabo od samego dotknięcia kolumny, a ból głowy rozsadza Ci skroń. Otrzymujesz przekleństwo! Spada Ci odporność, łatwo łapiesz choroby i migrena będzie towarzyszyła Ci przez miesiąc, podobnie jak niemożność uprawiania seksu (nie działają hormony, nie podniecasz się). Jeśli masz zgodę w kuferku na zmiany w rodzinie, ktoś umrze w przeciągu następnych trzydziestu dni. Nie jesteś w stanie uczyć się tyle, ile zwykle - przez następny miesiąc masz cztery z pięciu możliwości samonauki.
Dębowe wstążki
O północy dąb zaczyna świecić się magicznie. Każda kobieta, czy chce czy nie, magicznie jest wołana do swojej wstążki. To jest właśnie nie do końca nam znana, druidzka moc. Każda z dziewczyn zaczyna powoli chodzić wokół drzewa. Rozbrzmiewa jakaś dziwna pieśń, czy to drzewa szumią, czy może ktoś przyniósł magiczny gramofon? Czy to pieśń wróżek teraz kołyszących się wokół gałęzi? Nie jesteście pewni, ale właśnie wstążki odfruwają od gałęzi. A kobiety budzą się z dziwnej stagnacji. Ich kolorowe materiały zaczynają latać nieskoordynowanie po całej polanie. Czy uda im się odnaleźć swoją drugą połówkę?
Zasady: ★ Każdy kto chce może próbować łapać wstążkę, lub uznać, że zostało się złapanym. Nie ważna jest płeć, wiek itp. Jeśli jesteś dziewczyną i chcesz złapać wstążkę innej dziewczyny, pamiętajcie, że już nie możecie złapać jeszcze trzeciej wstążki. ★ Rzuć kostkami na atak wstążek! Każdy rzuca dwoma kostkami. Pierwsza zależy od tego czy chciałeś złapać konkretną wstążkę, jeśli tak koniecznie wpisz którą w rzucie. Druga kostka jest wspólna, pokazuje ona działania wstążki. ★ Jeśli masz cechę gibki jak lunaballa (dowolną jej charakterystykę) i nie pasuje Ci się wyrzucona kostka, możesz ją przerzucić. Jest to jednorazowy przywilej na dowolną kostkę w dębowych wstążkach. ★ Nadal możecie dołączać do wydarzenia.
W pogoni za tą jedyną:
Dotyczy osób, które goniły wstążkę wybranej dziewczyny.
1-4 - Brawo! Udaje Ci się złapać wstążkę, którą chciałeś. Jeśli ktoś jeszcze również chciał ją złapać, oboje rzucacie kością k6. Osoba z wyższym wynikiem łapie wstążkę (przy remisie rzucacie aż do skutku). 5-6 - Niestety nie udało Ci się złapać wybranej wstążki. Rzuć jeszcze raz na to czyją wstążkę złapałeś
We wstążkowym chaosie:
Dotyczy osób, które nie miały żadnej wybranej wstążki, którą chcieli złapać. Jeśli nie ma osoby, która spełnia wymagania z kostki, możesz założyć, że łapiesz wstążkę kogokolwiek.
1 - Wstążka musi być w odcieniach pomarańczu lub żółci; bądź musi należeć do Ślizgonki. 2 - Wstążka musi być w odcieniach czerni lub czerwieni; bądź musi należeć do Krukonki. 3 - Wstążka musi być w odcieniach zieleni; bądź musi należeć do Puchonki. 4 - Wstążka musi być w odcieniach fioletu lub brązu; bądź musi należeć do Gryfonki. 5 - Wstążka musi być w odcieniach niebieskiego ; bądź musi należeć do ciemnowłosej dziewczyny. 6 - Wstążka musi być w odcieniach bieli lub różu; bądź musi należeć do jasnowłosej/rudej dziewczyny.
Jak działa wstążka?:
Kostka dotyczy wszystkich we wstążkowym wydarzeniu. Jedna osoba z pary rzuca na to jak długo trzyma was wstążka, a druga jak na was wpłynęła.
Jak długo 1 - Wstążka wiąże was tak, że wystarczy jeden post, a możecie ją rozerwać. Jednak czy tego chcecie? 2 - Łączycie się na kolejne 3 posty. 3 - Wstążka rozwiąże po tym jak pójdziecie wspólnie do 3 różnych atrakcji na Celtyckiej Nocy. 4 - Wstążka opadnie kiedy tylko wyjdziecie poza miejsce Celtyckiej Nocy. 5 - Musicie się pocałować, by wstążka opadła. Dopóki tego nie zrobicie jesteście ściśle związani. Jeśli sami tego nie wiecie, druid przy ogniskach może wam to podpowiedzieć. 6 - Aż do poranku następnego dnia.
Jak wpływa? 1 - Macie nieustanną ochotę na swój dotyk. Nie musi być erotyczny, po prostu sama bliskość waszego partnera sprawia, że… czujecie się jakoś lepiej i ciepło na sercu. Trwa to całą Celtycką Noc. 2 - Coś się stało kiedy tylko we dwoje dotknęliście wstążkę czujecie do siebie niesamowitą miętę na następne 3 posty (co najmniej, jeśli wolicie może to trwać całą noc). Zapowiada się uroczy wieczór. 3 - Wstążka nie oplątuje tylko waszych nadgarstków, ale… całe ręce! Od czubka środkowego palca, aż do ramienia jesteście opleceni magią. Wygląda na to, że czy chcecie czy nie, czeka was wieczór pełen bliskości. 4 - Wstążka najwyraźniej nie tylko związała wasze nadgarstki, ale połączyła w jakiś… szczególny sposób. Na tyle, że potraficie odczuwać swoje emocje. Może nie przez cały czas, ale co jakiś czas czujecie przejawy irytacji, radości, ekscytacji waszego partnera, cokolwiek ten nie czuje. 5 - Pożądanie. To właśnie odczuwacie na kolejne trzy posty. Nie jest to nic romantycznego i nie tracicie dla nikogo głowy. Po prostu, zwyczajnie czujecie niesamowitą chęć do zwykłego baraszkowania ze swoim partnerem wstążkowym. Miejmy nadzieję, że jesteś tu ze swoją drugą połówką. 6 - Wstążka spłatała wam psikusa. Wasza druga połówka musi zrobić to o co prosicie przez kolejne trzy posty, więc ostrożnie z życzeniami. Rzućcie kostką jeszcze raz. Osoba z wyższym wynikiem będzie tą która może wydawać rozkazy.
Wróżby z ogniska
Idąc dalej natrafiasz na wielkie ognisko, inne od wszystkich, gdyż mieniące się najróżniejszymi barwami. Wokół niego mnóstwo druidów oraz najwyraźniej Irlandczyków świętuje, pije piwo i częstuje ziołami i co jakiś czas ktoś wchodzi do ogniska. W nim zaś dana osoba znika kompletnie, by wyjść wyraźnie lekko wstrząśnięta. Ku Twojemu zdziwieniu osobą na honorowym miejscu w wielkim, jelenim porożu, cały w celtyckich tatuażach i ubrany na modłę starodawną siedzi lider partii PIWKO - Declan Ó Briain. To on zachęca wszystkich obecnych, by weszli do magicznego ognia i zerknęli w swoją przyszłość, obiecując nagrodę każdemu kto zostanie tam na dłużej.
Kości:
Rzuć kością LITERĄ, każda z nich odpowiada kolejno dziesiątkom procentów sukcesu (A-10, B-20 itd) sukcesu jaki osiągasz, czyli jak długo uda Ci się pozostać w magicznym ogniu. Za każde posiadane 10 punktów kuferkowych z Wróżbiarstwa możesz dodać sobie 10%. Jeśli masz cechę Silny jak buchorożec (wytrzymałość) również możesz dodać sobie 10 %. Wynik: 10-30 - Ledwo wchodzisz do ognia i już masz wrażenie, że coś Cię pali wewnętrznie. O co tutaj chodzi! Twoja skóra jest nienaruszona, jednak miałeś przez chwilę wrażenie, że Twoje wnętrze faktycznie płonęło. Wybiegasz z ognia bardzo spanikowany, słysząc jeszcze w oddali śmiech wszystkich co byli tego świadkiem. Jeśli masz cechę Silna Psycha (opanowanie) możesz uznać, że nie powiodło się wszystko tak jak powinno, jednak nie straciłeś głowy i zwyczajnie wyszedłeś z ognia. 40-60 - Chwilę wytrzymałeś w tym ogniu piekielnym i tak naprawdę nie czułeś się w nim źle, tylko… nic. Jakby magiczny ogień przechodził przez Ciebie i najzwyczajniej w świecie cię łaskotał. Możesz wobec tego rzucić kością k100, by zobaczyć jak długo wytrzymałeś te ogniowe płomyki. Jeśli masz więcej niż 80, sam Declan podszedł do Ciebie, by wręczyć Ci Broszkę Świętego Patryka. Może niekoniecznie zyskałeś najwyższą łaskę ogniowego rytuału, ale niewielu mogło się pochwalić zwróceniem uwagi przez Declana. 70-90 - Czujesz jak ogień przenika przez Twoją duszę. Może bardziej, może mniej, ale… to jest to. Będziesz wiedział co się wydarzy w kolejnym poście i możesz zmienić bieg wydarzeń. Zyskujesz jednorazowy przerzut dowolnej kostki na evencie. Co oznacza, że jeśli wylosujesz w dowolnej atrakcji na evencie Celtyckiej Nocy kostkę, którą nie chcesz, możesz to powstrzymać, wiedząc co się wydarzy, rzucić ponownie i próbować zmienić losowa przyszłość. 100 - Zobaczyłeś przyszłość. Dosłownie. Wiesz co wydarzy się w Twojej najbliższej przyszłości, bo widziałeś to niebywale wyraźnie. Może to być drobna informacja, lub wręcz przeciwnie - zmieniająca życie, sam możesz wybrać. Jeśli masz cechę Świetne zewnętrzne oko (empatia), mogłeś zobaczyć przyszłość kogoś innego. Dostajesz +1 pkt do Wróżbiarstwa.
W tym roku nie umawiała się z nikim, po prostu zdecydowała, że pojawi się na obchodach Celtyckiej Nocy, bo sprawiało jej to przyjemność, a mimo wszystko potrafiła się dobrze bawić, nawet sama. Mogła całkiem przyjemnie spędzić czas, obserwując innych, biorąc udział w konkursach, czy po prostu kręcąc się między straganami, a ostatnie co chciała robić, to bawić się w piąte koło u wozu, doskonale wiedziała, że nie będzie potrzebna żadnej z przyjaciółek, skoro obie miały partnerów. To nie tak, że przeszkadzałoby jej, gdyby musiała spędzać z nimi czas, ale wiedziała, że zapewne dla nich byłoby to skrajnie niekomfortowe, więc uznała, że nie będzie bawić się w żadne głupoty, czekać na nich, czy coś podobnego. Dała tylko znać Alise i Jessice, że gdyby chciały się spotkać, to na pewno znajdą się gdzieś na miejscu i tyle ją widzieli, mówiąc najprościej. Pojawiła się ponownie w Alei Ogników, uśmiechając się lekko pod nosem na wspomnienie zeszłorocznego święta, które było naprawdę przyjemne i miło wspominała nawet te szalone poszukiwania, przez które przechodzili w czwórkę, ale wiedziała, że dzisiejsza noc będzie inna. Choć nie było jakoś szczególnie ciepło, Victoria miała na sobie białą, koronkową sukienkę z długim rękawem, która mogłaby wyglądać naprawdę elegancko, gdyby nie to, że miała założone do niej zdecydowanie mniej wyszukane botki z brązowej skóry. Włosy rozpuściła, pozwalając na to, by swobodnie spływały jej po ramionach, skręcając się nieznacznie zgodnie z własną wolą. Różdżkę wsuniętą miała w specjalne miejsce przy talii sukienki, a na ramionach miała zawieszony ciepły szal, by na pewno nie zmarznąć tej nocy. Gdy tylko zjawiła się na miejscu, wokół jej nadgarstka, dokładnie jak rok wcześniej, okręciła się wstążka, tym razem w kolorze śliwkowym, który przypadł jej do gustu, a ona ruszyła przed siebie, po prostu rozglądając się i sprawdzając, co czekało ich tej nocy, gdzie mogła na chwilę przystanąć i rozglądając się w poszukiwaniu znajomych twarzy, ot, żeby móc po prostu do kogoś zagadać, czy przy kimś na moment przystanąć.
||Jeśli ktoś ma ochotę podejść, zapraszam
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
The author of this message was banned from the forum - See the message
Pojawili się z cichym pyknięciem. Rozluźnił ścisk na rękach @Hope U. Griffin i przekrzywił głowę, ciekawy jej reakcji. To był pierwszy raz, gdy teleportował się z kimś po zdanym kursie. Biorąc pod uwagę szczęście, które go wręcz przepełniało tamtego dnia, w jego sercu narodziła się obawa, że coś mogło pójść nie tak. Szybkim ruchem gałek ocznych przejechał po ciele towarzyszki, doszukując się braków. Odetchnął w duchu, nie dostrzegając żadnych oznak rozszczepienia. -No to jesteśmy. Jak się trzymasz? Zdobył się na cień uśmiechu, nie odrywając wzroku od Hope, gotowy do ewentualnej interwencji. Przygotowując się do kursu dowiedział się o wiele efektach ubocznych teleportacji. Stał tak i trzymał ją, dopóki nie uzyskał pozytywnej odpowiedzi. Przez to nie zauważył pojawienia się rogów na jego głowie. Szlachetny rycerz antylopa na posterunku.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Ostatnia Celtycka Noc była naprawdę miła i liczę na to, że ta będzie równie przyjemna! Co prawda w moje życie odrobinę się zmieniło. Wtedy byłem aspirującym gracze qudditcha, teraz bliżej końca swojej kariery niż początku. Miałem nową elegancką dziewczynę, która na papierze wyglądała idealnie. Teraz idę z Cali. Na co podchodziłem pełen szczerego entuzjazmu, bo tym razem wiedziałem dokładnie na czym stoję i dobrze wiedziałem jak będę się z nią bawił na imprezie (przednio). Na dodatek od kiedy Boyd wrócił mój humor z powrotem zdecydowanie się poprawił. O ile wcześniej wolałem siedzieć w domu i zdychać na leżance przyjaciela, po kilku dniach od jego przyjazdu natychmiast zacząłem być bardziej aktywny. Pisałem do Cali częściej i prędko umówiłem się z nią na Celtycką Noc. Umówiliśmy się u mnie i wspólnie przeteleportowaliśmy się do Doliny Godryka. Założyłem na sobie jak zwykle czarne wąskie spodnie, ciemną koszulę nawet, nie jakiś sweter i dłuższy płaszcz jakby okazało się, że jednak jest zimno (mi, albo mojej super przyjaciółce). Kiedy tylko weszliśmy na teren wydarzenia, natychmiast wyrosły mi bycze rogi. Takie jak ostatnio, może tak ma być? Nie byłem zadowolony specjalnie, biorąc pod uwagę, że ledwo wystawały spod moich misternie ułożonych loków. Niefrasobliwie łapię Cali za rękę, by podążyć w stronę wszystkich atrakcji. Po drodze mijamy @Victoria Brandon, do której mówię krótkie hej na przywitanie. Jednym z plusów naszej relacji był fakt, że zerwaliśmy w obopólnej zgodzie, co wydawać się mogło zazwyczaj jest niemożliwe. - Tylko rogi mam te same - rzucam przez ramię do Viki z uśmiechem, nie przejmując się średnio delikatnym żartem, wierząc że nie będzie mi miała tego za złe. Uśmiecham się wesoło do Cali i skradam jej krótki pocałunek w usta. Nieszczególnie przyjacielski. Kiedy się od niej odklejam widzę już atrakcję, która mnie najbardziej interesuje. - Na jebanych druidów, budka z piwek irlandzkim. Idziemy! - mówię podniecony i już ciągnę Cali do tego miejsca. Jeśli przyjdzie Boyd lub jakiś inny mój ziomek na pewno będzie wiedział gdzie mnie szukać!
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Zawsze lubiłem Celtycką Noc. Uważałem, że jest świętem które było wyjątkowo klimatyczne w całym swojej otoczce. Znacznie ciekawsze niż mugolska Wielkanoc, którą obchodziłem jak byłem młody i nie wiedziałem czym jest magia. Dlatego kiedy tylko nadchodzi ten dzień uznaję, że muszę przyjść w doborowym towarzystwie. A ponieważ Antek nadal stacjonował na Syberii i byłem odrobinę obrażony, że nie przybył do mnie w odwiedziny, nawet nie starałem się go zapraszać. Nie miałem jednak oporów przed wysłaniem wiadomości do Perpetuy. W końcu nie ma to jak niewinne wyjście dwójki przyjaciół na wspólny wieczór na jedno z najważniejszych świąt w roku! Okazało się szczęśliwie, że ona też nie miała nic przeciwko. I oto czekam przed wejściem na te celtyckie wydarzenie. Ubrany w spodnie, które wyglądały jakby co jakiś czas paliły się delikatnie, kiedy płomienie pojawiały znienacka na czarnych nogawkach. Żeby nie psuć tego efektu, płaszcz i koszulę również miałem w zwyczajnym, czarnym kolorze. Kiedy tylko wchodzę na teren Alejki już wyrastają mi na głowie długie, proste rogi, które tylko wyczuwam ręką uznając je za dość pokaźne, ale nie wiedząc jak wyglądają. Przez chwilę ukrywam się w cieniu drzew, by prędko wypalić papierosa bez napastliwych spojrzeń uczniów; kiedy widzę jak moja towarzyszka pojawia się, świetlista i piękna jak zwykle. Prędko wyrzucam papierosa i biegnę w jej kierunku, by pocałować na przywitanie oba jej policzki. - Perpetua - mówię czule na widok przyjaciółki, zaglądając w jej oczy.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
A więc w końcu pojawił się długo oczekiwany i wyczekiwany list od jego ekscelencji, króla bonsai, Pana i Władcy hogwarckich dusz, Garetha Hampsona. Krukonka już powoli zaczynała się martwić, że stary piernik zapomniał o niej i o szlabanie, który jej obiecał. Na szczęście było inaczej i okazało się, że w Garethowym serduszku znalazło się miejsce dla Julki. Zadanie, które przydzielił jej i Julkowi dyrektor, było proste. Mieli po prostu zadbać o porządek podczas celtyckiej nocy. Rzecz jasna nie mogli korzystać z dostępnych atrakcji, ale dziewczynie nie przeszkadzało to jakoś specjalnie. Było to irlandzkie święto, a w ostatnich tygodniach doskonale rozumiała, skąd się u jej Angielskich przodków, wzięła taka awersja do tych zjadaczy kartofli z północy. Większy problem miała z szarym druidzkim wdziankiem, ale zachowała to dla siebie. Postanowiła robić dobrą minę do złej gry, aby nie dać dziadziowi grama satysfakcji. W celu poprawienia sobie humoru, Krukonka zahaczyła o kuchnię, gdzie Gwidek przygotował dla niej zupę z plumpek. Po drodze skitrała się jeszcze w domku na drzewie, by wypalić rozweselającą Merlinową Strzałę i w iście szampańskim nastroju udała się na miejsce. Tam szybko wymieniła kilka krótkich zdań z druidem, narzuciła na siebie pokutną szarą szatę i z szerokim uśmiechem na twarzy, kłaniała się uniżenie, nieco teatralnie, kolejnym uczniom pojawiającym się na Nocy, życząc im wspaniałej zabawy. Pracy nie miała jakoś specjalnie dużo, zwłaszcza dlatego, że uczestników było stosunkowo niewielu. Od czasu do czasu podeszła do stolika i za pomocą chłoszczyść usunęła plamę po jakimś napoju. Szukała przy tym spojrzeniem Julka, zastanawiając się, czy chłopakowi do twarzy w tym szarym worku po irlandzkich ziemniakach. Kto wiem, może jak Krukonka wystarczająco się przyłoży, to jakiś litościwy Puchon rzuci jej skarpetę i Julka w końcu zostanie wolnym skrzatem, który nie ma pana? Gwizdek z pewnością nie byłby zachwycony, bo to by oznaczało dla niego, że obiady będzie spożywał samotnie, a przez te wszystkie lata najwyraźniej przywykł do obecności dziewczyny, tak jak ona do niego.
1/3
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Wstyd się przyznać, ale była to jej pierwsza w życiu teleportacja. Była w szoku, gdy po dotarciu do bramy zamku, nie dostrzegła przy niej żadnego środka transportu. Ani powozu, ani motocykla czy auta, ani nawet starego buta, choć ze świstoklikiem też nie miała jeszcze bezpośredniej styczności i jego widok też niespecjalnie by ją uspokoił. Zerknęła kątem oka na swojego towarzysza, zbyt onieśmielona, by zapytać wprost, w jaki sposób dotrą do Doliny Godryka, a kiedy wyciągnął rękę, zrozumiała. I, na Merlina, była kompletnie przerażona. Wczepiła palce w tristanowe ramię w obawie, że jeśli nie złapie go wystarczająco mocno, zostanie sama w nicości pomiędzy Hogwartem a obiecaną celtycką zabawą. Jak się trzymasz? — Mocno, mam nadzieję — odparła z zaciśniętymi oczami, czując, że zaczynają jej drętwieć palce. — Długo jesz... — była tak przejęta teleportacją, że nie wyczuła nawet momentu, w którym dobiegła końca, choć zdawać by się mogło, że uczucia ściskania, skręcania i utraty gruntu pod nogami nie da się z niczym pomylić. Uchyliła nieznacznie powieki i z zaskoczeniem spostrzegła przed sobą twarz Tristana. — ...cze. — otrzepała przedramiona, jakby teleportacja brudziła co najmniej jak kominki i spojrzała w dół, tak jakby chciała ocenić czy jest cała, by choć na moment ukryć rumieniec zażenowania. — Chyba dobrze, tak sądzę. A ty... TY — wyraźnie wystraszona, otworzyła szerzej oczy. — NA MERLINA, TRISTAN, COŚ POSZŁO NIE TAK, COŚ POSZŁO BARDZO NIE TAK! — wydarła się, patrząc z przerażeniem na wyrastające z jego głowy poroże. — Nie wiem co tu się stało, ale coś poszło cholernie niedobrze, może w... nie wiem, kanale teleportacyjnym była jakaś antylopa? Jak się czujesz? Coś cię boli? Musimy wrócić do szkoły, znaleźć jakąś pomoc! Słowa opuszczały jej usta z prędkością karabinu maszynowego, a każdemu z osobna towarzyszyła energiczna gestykulacja. No bo jak tu się nie przejmować, skoro jej towarzyszowi wyrosły na łbie rogi?
- Jak nie łoś, to baran - powiedział cicho, unosząc wolną dłoń do rogów, przesuwając po nich palcami. Drugą dłoń wciąż trzymał zamkniętą na dłoni Christophera, nie zamierzając go teraz puszczać, jeśli nie będzie takiej potrzeby. Celtycka Noc przywoływała najróżniejsze wspomnienia, w tym także podobnej sceny. Miał jedynie nadzieję, że uda mu się teraz dłużej trzymać go za rękę, a także, że nie będą się kłócić o nic. Wtedy co prawda udało im się pogodzić i niemal skończyliby porwani w niekończący się taniec z wilami, ale to były już odległe czasy. Teraz chciał skupić się na chwili obecnej, na tym, że jednak przyszli tutaj razem, że teleportowali się wspólnie. Zacisnął nieco mocniej palce na jego dłoni, pytając niemo o to, czy idą dalej. - W tym roku darujemy sobie wstążkę? - spytał, przyglądając się rogom na głowie gajowego, nie potrafiąc przestać się uśmiechać. Jego ciemne spojrzenie także błyszczało od tłumionej wciąż radości. Rozejrzał się po alei, oświetlonej delikatnie, nastrajającej romantycznie. Nie dziwił się, że takie tłumy tutaj przybywały i że w większości szli w parach. Czy sam nie zrobił właśnie czegoś podobnego? Zapraszając wcześniej Chrisa, aby poszli razem na świętowanie Celtyckiej Nocy. Właściwie traktował to wyjście jak coś na wzór randki, sprawdzania, czy na pewno może coś z tego być, czy jednak kwiaty ich oszukały, jeśli mógłby tak powiedzieć. Uśmiechnął się nieco zamyślony, przypominając sobie wszystkie ostatnie dni, gdy miał nagle przy sobie niezapominajki - od listu w sprawie wesela Perpetuy aż po Prima Aprilis. - W tym roku ma być poszukiwanie złotej lunaballi? - spytał jeszcze gajowego, spoglądając znów na niego, gdy spokojnie kierowali się aleją w stronę straganów oraz pozostałych atrakcji. Dostrzegł krąg kamienny, ale nie był pewny, czy chciałby tam iść. Chyba miał dosyć kręgów w towarzystwie Chrisa i nie, żeby krąg prawdy z Luizjany był czymś złym, albo żeby szczególnie nie podobało mu się to, co się wtedy wydarzyło, ale wolał jak najmniej magicznej ingerencji między nimi. - Zdradź mi. Wianek… Dlatego, że lubisz kwiaty, czy jest jeszcze inny powód, iż kolejny raz zaplatasz go na tę noc? - dopytał, przesuwając spojrzeniem od oczu gajowego po kwiaty zdobiące jego głowę.
Jedyne święto, którego nie mogła się doczekać — nawiązujące do tradycji i zwyczajów, które były jej bliższe niż te Brytyjskie. Tak przynajmniej sugerowała jej nazwa Celtyckiej Nocy. Z odrobiną podekscytowania czekała rozpoczęcie obrządków, chcąc przekonać się na własnej skórze, jak miały się sprawy. Problemem była teleportacja, czego Aste nie umiała zrobić. Darren był zajęty swoją babą, niedawno poznany brunet też pewnie miał towarzystwo, a Moe nie chciała zawracać głowy. I wtedy w salonie Gryfonów spotkała samotnego bruneta o sympatycznym spojrzeniu, bezceremonialnie pytając, czy z nią pójdzie. Właściwie nie chciała go trzymać przy sobie, jeśli nie miałby na to ochoty, ale pewniej czułaby się z kimś tutejszym, gdyby odrobinę jej odwaliło. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że do zaproszenia Aleca podeszła z obojętnością. Uśmiechnęła się nieco śmielej, pozwalając sobie nawet na krótkie spojrzenie w oczy młodego mężczyzny, starając się wykorzystać trochę uroku osobistego, który płynął z jej aparycji. Oczywiście z uroku nie skorzystała. Każdy wiedział, że cel uświęcał środki i wierzyła, że Odyn jej to wybaczy. Gdy znaleźli się w Dolinie Godryka, Norweżka od razu poczuła się swobodnie. Towarzystwo lasów, ognisk i zapach dobrego piwa unoszący się w powietrzu sprawił, że naturalny uśmiech zatańczył na jej buzi, gdy rozglądała się dookoła z odrobiną zachwytu. To było znacznie lepsze, niż to kamienne więzienie, gdzie zdobywali wiedzę. Kaskady srebrnych włosów puszczone były luzem, opadając na ramiona oraz plecy. Nie ubrała wymiętej bluzy i szerokich jeansów, wybierając coś bardziej wyjściowego ze swojego kufra, chociaż wielu dziewczęcych rzeczy nie miała. W spodnie z wysokim stanem — wyjątkowo dopasowane, jak na nią — zapinane na rząd srebrnych guzików, wsunęła luźniejszy, cienki sweter z miękkiego materiału. Biały, opadający delikatnie ramiona. Na szyi miała jakieś rzemyki, może nawet paciorki z runami, podobnie jak na rękach. Różdżkę i kilka galeonów, kwaśne lizaki tkwiły w plecaku. Postarała się w ramach wdzięczności na tyle, że nałożyła nawet delikatny makijaż, wyglądając cywilizowanie, przynajmniej na pierwszy rzut oka. - Chodź! Kupię Ci piwo albo mleko. Sobie też, jestem ich ciekawa.- zarządziła swobodnie i beztrosko, ruszając leniwie w tłum ludzi, których spojrzeń unikała, nawet jeśli te kierowały się w jej stronę. Gdy uniosła dłoń, aby zgarnąć za ucho kosmyk włosów, wstążka owinęła się jej dookoła nadgarstka. Drgnęła na delikatny dotyk materiału, wyciągając rękę przed siebie i przyglądając się jej badawczo. W uszach oczywiście tkwiły tłumaczki. - Alec? A to? To jakiś rytuał? Zapytała dość nieporadnie swojego towarzysza, przenosząc na chwilę spojrzenie z lawendowej wstążki na jego twarz, chociaż nienaturalnie błękitne ślepia nie patrzyły w jego oczy zbyt długo. Nie chciała ryzykować.