To miejsce jest niezwykłe głównie w nocy, gdy zamieszkujące te okolicę ogniki oświetlają cały teren. Uwaga, wystarczy głośniejszy szmer, a wszystkie gasną. Po drodze można natknąć się na nieogrodzone i zaniedbane oczko wodne.
Wstążka: oliwkowy Sukienka: ta tutaj Nie pamiętała kiedy ostatnio czuła się tak wolna, tak bardzo tego pragnęła każdego dnia, a nie potrafiła. Nie potrafiła przestać myśleć o pracy, o swoich obowiązkach, nie umiała zamknąć się na innych, przeżywając wszystko po stokroć, a samotność ostatnio coraz bardziej jej doskwierała. Mijała się z bratem w mieszkaniu, nie widywali się praktycznie wcale, nawet nie wiedziała kiedy tam nocuje, a kiedy nie – nie rozmawiali. Jej głowę zaprzątało tyle niepotrzebnych rzeczy, że myślała, że za chwilę zwariuje i wtedy na pomoc jej przyszedł ten wieczór. Nie chodziło o sam fakt świętowania, choć czynność Zakrzewski uwielbiała. Feeria barw pieściła jej artystyczną duszę, a światła i cienie sprawiały, że była naprawdę wzruszona. Myślała o tym, by zapamiętać jak najwięcej, by to namalować, oddać tak niesamowitą chwilę na płótnie, pozwolić podziwiać ją innym. Błogość, była tym co czuła Bianca, wszystkie jej zmartwienia odeszły w daleką niepamięć, była nawet przekonana, że czas przestał płynąć. Nie czuła wianka na głowie, który chyba postanowił ponownie spleść losy jej i @Éléonore E. Swansea, co też zrobił za pierwszym razem. Nie licząc rzecz jasna gryzącego chodnika. Różowo-białe kwiaty zdobiły jej głowę, splątane misternymi wiązaniami, które dokładnie plotła, z uwagą godną malarki, która mimo woli skupiała się na rzeczach manualnych, jak na niczym innym. Z wdzięcznością uśmiechnęła się do Élé, choć doskonale ostrzegała, że dziewczyna był absolutnie nieobecna. Bianca nie wiedziała o czym tak intensywnie rozmyśla, jednakże atmosfera alei była sprzyjająca marzeniom i zatraceniu się w tej chwili. Jej też się udzielała, aczkolwiek Bianca, mimowolnie była wciąż bardzo ostrożna, nie chcąc na nikogo wpłynąć swoim urokiem wili, a takie święta temu sprzyjały. Podświadomie wiedziała, że właśnie tego wieczoru mogłaby zwyczajnie odpuścić. Niemniej jednak niebywale trudne było pozbycie się nawyków, które pielęgnowała od lat, każdego dnia. Usłyszała muzykę, głośniejszą, donośniejszą, echem rozbrzmiewającą w jej głowie, nawołującą do poddania się. Celtycka Noc zbierała swoje żniwa, mącąc czarodziejom w głowach, a oni ochoczo się w tym zatracali. Bianca nie była wyjątkiem. Nie było sensu się opierać, stara magia, przepełniająca to miejsce działała tej nocy ze zwiększoną intensywnością, a współcześni czarodzieje nie mieli prawa przeciwstawiać się pradawnej mocy, która dyktowała zasady. – Leć! – odparła do Élé z błyskiem w oczach, bowiem wianek był absolutną koniecznością i nie można było temu zaprzeczyć. Liczyła na to, że się jeszcze odnajdą, choć nieznane były plany Nocy. Odprowadziła swoją przyjaciółkę wzrokiem, by ostatecznie przymknąć oczy i zupełnie otworzyć swój umysł, całą siebie, na rozbrzmiewającą nie wiadomo ska melodię. Poddała się w momencie, w którym dotarła do Wielkiego Dębu. Była jak zahipnotyzowana, pozbawiona własnej woli, bowiem tę narzucała magia i urok wieczoru, nocy, miejsca. Nie myślała o niczym, zupełnie pogrążyła się w uczuciach i przepełniających ją emocjach, których już nie kontrolowała. Gubiła się w swojej świadomości, która przeplatała się z swego rodzaju narzuconą wolą. Przestała tańczyć, wracając do własnego ja z nierównym oddechem i delikatnie szaleńczymi iskierkami w swoich zielonych tęczówkach. Była wolna. Nie potrafiła powiedzieć co się dzieje, gdy niewidzialna siła pociągnęła ją w niezidentyfikowanym kierunku. Zmarszczyła swoje równe brwi, patrząc na nadgarstek, który właśnie oplotła jej wstążką, łącząc ćwierćwilę z nieznajomym mężczyzną. Ciche oh wyrwało się spomiędzy jej pełnych warg, gdy uświadomiła sobie co się właśnie stało. Nie planowała tego, nie sądziła, że znajdzie się tutaj ktoś, kto zapragnie złapać jej kawałek materiału. Podniosła wzrok z dłoni na @Angelus Scorpion, gdy ten się odezwał. – Bianca – odparła z delikatnym uśmiechem, błądzącym w kąciku jej ust. Niezbadane były wyroki magii, a musiała przyznać, że zwrot „piękna pani” zarówno ją bawił, jak i jej się podobał. Czyżby miała do czynienia z jakimś niepoprawnym dżentelmenem? Wróciła wzrokiem do swojej dłoni i poruszyła swoimi długimi palcami, a których wciąż miała ślady farb z dzisiejszego poranka, tak dlań charakterystyczne, sprawdzając czy uścisk na pewno nie był zbyt mocny.
Zderzenie z Aliną było zdecydowanie najlepszą rzeczą, jaka tego wieczoru mu się przytrafiła. Mógł oczywiście zostać w towarzystwie Philla albo poszukać Soph i Maxa, jednak dużo bardziej wolał oglądać atrakcje celtyckiem nocy z Krukonką. Lu w żadnym wypadku nie należał do grupy "dobrze ułożonych chłopców" a Alise jeszcze nie zdążyła się o tym przekonać i miejmy nadzieję, że tak pozostanie. Sam nie miał namiaru wyprowadzać jej z błędu. - Spokojnie, Twoja reputacja nie ucierpi. To nie jest żadna tajemnica, że dziewczyny na mnie lecą. Oczywiście dosłownie, biorąc pod uwagę nasze dzisiejsze, miłe powitanie. - powiedział, posyłając jej łobuzerski uśmiech i przypominając sobie jak dziewczyna przed momentem na niego wpadła. - Po prostu macie tutaj idealną amortyzacje. - dodał po chwili, klepiąc się otwartą dłonią po górnej części klatki piersiowej i szczerząc się przy tym jak dzieciak. Jak tylko oddalili się od jego kumpla i Puchonki, która dołączyła, Sinclair zaproponowawszy dziewczynie druidzkie specjały, usłyszał, że ta także wróciła uwagę na mleczne napoje, którymi niemalże wszyscy wokoło się delektowali. Zaśmiał się szczerze, kolejny raz tego wieczoru, w towarzystwie Argent. - Trzymaj mnie jak chcesz, tylko mocno, żebym Ci nie uciekł do straganów z cukierkami - oznajmił rozbawiony, kiedy doszli do drewnianego stoiska, gdzie mogli dostać mleko. On też nie był w tej chwili głodny, dlatego słysząc jak dziewczyna odmawia jedzenia, zwrócił się do starego druida i poprosił go o dwie porcje napoju. Chwilę później stanął obok niej i wręczył jej kubek z mlekiem, kiedy ta odwróciła się do niego przodem i poprosiła o pomoc. Zerknął przez jej ramię na półkę z magicznymi pamiątkami, pociągając sporego łyka z pojemnika, w którym znajdowało się mleko. Pytała o kolczyki w kształcie królików. - Na pewno Twoje smoki nie będą miały Ci za złe, że czasami zrobisz sobie od nich przerwę. A te są urocze, pasują Ci - odparł w odpowiedzi na jej słowa. Pochylił się nad kubkiem z mlecznym napojem i powąchał go. Nie zdawało mu się, ewidentnie truskawkowe. Nie pasowało mu jedynie to, że kiedy upił trochę oprócz delikatnego świeżego smaku owoców poczuł rozchodzące się po jego wnętrzu ciepło. To zupełnie nie pasowało do owoców... - Spróbuj swojego. Mój ma smak truskawek, ale jakiś dziwny, jakby z korzennymi przyprawami...? - zwrócił się do Alinki, kolejny raz próbując napoju. - Hmm, dobre ale wole bardziej słodkie smaki. Na przykład karmelowy. - dorzucił po chwili, posyłając jej wymowne spojrzenie. Przez chwilę zamilkł całkowicie i zamarł ze wzrokiem utkwionym w błękitne, kryształowe oczy Krukonki. Na pare sekund jego mózg nie był w stanie odbierać żadnych innych sygnałów z wyjątkiem jednego. Chłopak zapomniał całkowicie gdzie się znajduje, nie pamiętał o czym jeszcze przed momentem rozmawiali... W głowie miał tylko jedną myśl i czuł, że zwariuje, jeśli nie zrobi tego co w tej chwili podpowiada mu opętany druidzką magią mózg. Zrobił krok w kierunku dziewczyny i ignorując całkowicie to co działo się wokoło nich, pochylił się nad nią i musnął ustami jej usta. Jak tylko wyprostował się, spojrzał na nią z błyskiem w oku i uśmiechnął się. - Już wiem dlaczego wszyscy tak szaleją za tym mlekiem. - mruknął, zatapiając się zupełnie w nieco zdezorientowanym w tej chwili spojrzeniu dziewczyny. - Zbliża do siebie ludzi - dodał po chwili, pozwalając sobie jeszcze poprawić kosmyk włosów, który zabłądził na jej policzku. Domyślał się, że to magia napoju, jednak miał nieodparte wrażenie, że chciał to już zrobić odkąd tylko zobaczył Alise tego wieczoru. Nigdy nie przejmował się konsekwencjami pocałunku, bo zawsze przychodziło mu to z łatwością największego łamacza serc, jednak w przypadku Ali nie chciał, aby było tak jak z innymi jego dziewczynami. Nie chciał z nią skończyć tak jak z innymi...
Rogi:B + jest zauroczony w Theresie przez jej przeklęty wianek
Niechętnie zarejestrował, że frelowe opowieści pozbawione są tych nut faktycznego zainteresowania i chęci przybliżenia mu jej świata. Nie mógł dziewczyny za to winić, bo ostatnio wyraził się wystarczająco jasno co sądzi zarówno o niej, jak i rzeczywistości, w której przyszło jej żyć. Bycie cymbałem zobowiązywało do wypowiadania słów, których się później mocno żałuje (choć to bardzo delikatne określenie na to, co przeżywał Aslan). Jednak mimo wszystko, widział jakieś światełko w tunelu – nie przywitała go gongiem w ryj, nie milczała całą drogę i podjęła się próby stopniowego usuwania plam z gobelinu ich relacji. I jak to mawiał klasyk – wszystko by im się udało, gdyby nie ten wścibski dzieciak. Aslan Colton naprawdę miał ciężkie życie. Nadchodzącą katastrofę można było wyczuć w powietrzu, a spojrzenie na Freję albo Theresę odkładał w czasie jak najdalej. Westchnął, bo naprawdę planował, żeby ten wieczór był przyjemny, ale przede wszystkim spokojny. Czy był zaskoczony, że po raz kolejny los postanowił go testować, a jego plany były dalekie od spełnienia się? Ano nie był. Disappointed but not surprised. Słowa Nielsen sprawiły, że delikatnie uniósł kąciki ust ku górze – forma my wybrzmiała w jego głowie jako jedna z lepszych melodii, jakie kiedykolwiek w swym życiu usłyszał. Bardzo szybko jednak czar prysł, bo japę zaczęła strzępić Peregrine, elegancko rujnując wszystko to, co do tej pory powoli budował między nim a Frelą. Modlitwy w tym przypadku były już zbędne, a więc nie pozostało mu nic innego jak zacząć się bronić. – A ty co, zazdrosna, bo nikt nie zwraca uwagi na ciebie? – burknął, wlepiając ostrzegawcze spojrzenie w Tessę. Jakaś dziwna magia sprawiła, że w sekundę cała złość w stosunku do Ślizgonki uleciała, a o obecności Norweżki to ledwo w ogóle pamiętał, zbyt zajęty wpatrywaniem się w Theresę. Czy on naprawdę wcześniej nie doceniał jej urody? Może jego matka miała rację z tymi zaręczynami? Puścił w niepamięć uwagę Peregrine o byciu zawszałym imbecylem, bo w jej ustach zabrzmiało to jak najlepszy komplement. – Powiedz mi co imponuje tobie, a zrobię wszystko, żeby sprostać twym wymaganiom - uśmiechnął się szeroko do Tessy, ogłupiony tym cholernym wiankiem. Ledwo zwrócił uwagę na Sophie, która znikąd znalazła się obok nich i zagadała do jego najpiękniejszej rusałki. – Cześć, Sinclair – wydusił z siebie, bo odrywanie uwagi od Peregrine było trudniejsze niż mu się zdawało. Zawiesił nieobecne spojrzenie na drzewie, które nakurwiało blaskiem na pół Doliny Godryka. Ale wciąż nie lśniło jaśniej niż Theresa Peregrine.
Wszystko zaczynało się robić bardzo dziwnym. Tak naprawdę dopiero co pojawiła się na tym dziwacznym evencie, a już była stawiana w tak niezręcznych sytuacjach, jak ta tutaj. I jak widać, nie tylko ona czuła się skrępowana tym nagłym spotkaniem, do którego raczej nie chciała doprowadzić. Wyraźnie Philip również nie radził sobie z tym najlepiej, co w jakiś dziwny sposób poprawiło jej nastrój. Skoro zarówno ona jak i on nie chcieli się widzieć, jaki sens było to wszystko kontynuować? -W zasadzie do tej pory mówisz dokładnie to samo, co ja. - stwierdziła, nie do końca przejmując się drobną uszczypliwością, która zawarta była w jej tonie. Może był to jakiś sposób uporania się z uczuciami, które właśnie jej towarzyszyły? Mogła tak powiedzieć, aby bardziej wybielić się w oczach chłopaka. Tylko że pozostawiła te rozważania tylko i wyłącznie swojej głowie. Po co miałaby utrudniać i tak dziwne spotkanie i relację, która ich łączyła. Nie uciekła przed jego wzrokiem, dumnie unoszą podbródek do góry, aby pokazać się z jeszcze lepszej strony. Przywitała się szybkim cześć z blond dziewczyną, za bardzo skupiona na ślizgonie, aby coś więcej mówić w tym momencie. Przeniosła swoje spojrzenie na Lucasa, uśmiechając się delikatnie w jego stronę w odpowiedzi. Miała ochotę zaśmiać się kiedy usłyszała, w jaki sposób chłopak wypowiada się na jej temat. Nie wiedziała, że po Hogwarcie chodziła plotka, jakoby stała się wspaniałą gwiazdą quidditcha, która w pogoni za sportową karierą, niszczyła męskie serca. Czego to się człowiek może dowiedzieć przez przypadek. - Mogłabym się tłumaczyć, że nie miałam tego na celu, ale pewnie i tak byście nie uwierzyli w te zapewnienia. - stwierdziła już nieco luźniejszym tonem. Lucas w końcu nic jej nie zrobić, więc jaki był sens w tym, aby wylewać na niego swój gniew czy jakąkolwiek zgorzkniałość. To byłoby kompletnie nie w jej stylu, więc mimo wszystko nie chciała zachowywać się w ten sposób. Dlatego wcisnęła na usta uśmiech, który miał być bardzo przekonujący. Jakby właśnie wszystko było wspaniale zaplanowane, idealnie układało się i parło do przodu. Czy nie o to chodziło? Znów przeniosła swoje spojrzenie na Philipa. -Co u Ciebie słychać? - zapytała, dopiero po chwili żałując, że w ogóle postawiła na takie zagadnienie. Jak głupio to brzmiało! Nie widzieli się ponad rok a ją było w tym momencie stać tylko na "co u Ciebie słychać"? Już lepiej byłoby, gdyby po prostu w ogóle się nie odezwała i odeszła, byle dalej od tego wszystkiego, wróciła do zamku.
Gdy podchodził do Fillina i Victorii ucieszył się w środku, że stoją w towarzystwie innych osób i nie będzie dzięki temu piątym kołem u wozu, bo doskonale wiedział, jakie to niezręczne uczucie dla wszystkich zgromadzonych; całe szczęście, że Lou od razu zaczęła z nim rozmawiać i mógł się skupić na niej, dając przy tym trochę przestrzeni związanym wstążką gołąbkom, które mogły sobie teraz w spokoju posplatać palce, pogruchać itp. itd. Nie miał pojęcia jakie szaleństwa wyprawiają jego zaczarowane najwyraźniej włosy, ale stwierdził, że skoro dziewczyna uznała je za świetne, to chyba nie jest tak źle; rozbawiony tą niespodziewaną metamorfozą, schylił się nawet, żeby mogła się przyjrzeć jak się mienią najrozmaitszymi kolorami i oczywiście uważał przy tym, żeby jej nie dźgnąć imponującym kozim porożem. Uniósł brwi, słysząc jej słowa. Brzmiały jak wyzwanie. - A co, masz jakąś do złapania? – zapytał zupełnie niewinnie, wciąż bez planów na branie udziału w zabawie; chciał zerknąć w okolice dębu, dookoła którego wirowały wciąż kolorowe tasiemki, ale po drodze jego wzrok trafił na coś innego. Kogoś. Kogoś, kogo z jednej strony mimochodem szukał wzrokiem, z drugiej zaś miał nadzieję nie spotkać, właśnie w obawie że ujrzy to, co teraz, a mianowicie Alinę. Całowaną. Przez. Jakiegoś. Śmiecia. Kurwa. No, szybko się pocieszyła, widać że nie próżnuje dziewczyna. Odwrócił szybko wzrok zanim na dobre zaczęli się obściskiwać, czując jak zalewa go obrzydliwa, gorzka fala żółci przyprawionej sporą dozą bezsilności wobec zaistniałej sytuacji – bo co mógł zrobić? Nic, to już nie była jego sprawa co ona robi i z kim; dlatego jakimiś resztkami zdrowego rozsądku wytłumaczył sobie, że nie da sobie popsuć wieczoru i że będzie się, kurwa, świetnie bawił i będzie się zaprzyjaźniał ze swoją drugą połówką z boiska i złapie jej wstążkę i pójdą wszyscy wesołą ekipą szukać złotej lunaballi i już ani przez chwilę nie pomyśli o Alinie ani teraz ani nigdy. No. Odwiesił się z nostalgicznego zamyślenia i sfokusował na rozmówczyni. - Pokaż no tę wstążkę! – zarządził i przyjrzał się tasiemce na nadgarstku Loulou, starając się zapamiętać dokładnie jej odcień; był on trochę niebieski, trochę zielony, generalnie taki chujwiejaki – Złapię ci ją, i zrobię to szybciej niż Fillin – obiecał i ruszył zdeterminowany w wir tańczących opasek; wcale nie było łatwo trafić na tą jedyną, szczególnie że po drodze zauważył kilka w podobnym kolorze i już prawie po nie sięgał, w ostatniej chwili orientując się, że jednak to nie to, czego szukał. Udało mu się po chwili wypatrzyć wstążkę Lou, a gdy tylko ją złapał, ta pociągnęła go w stronę dziewczyny. - Bardzo proszę! I co teraz, muszę się z tobą ożenić? – zażartował, wołając do niej z daleka; gdy wreszcie do niej dotarł, wstążka oplotła ich nadgarstki, związując ze sobą tak samo jak Vicky z Fillinem. Spojrzał na nią zaskoczony, a gdy tylko ich oczy się spotkały, dotarło do niego, że patrzy na najgorętszą dziewczynę na polanie. Na całym, kurwa, świecie. - Lou, jak ty... jak ty pięknie wyglądasz - wymamrotał, oszołomiony nagle tym spostrzeżeniem i szybko zaczął sobie uświadamiać inne jej zalety, że ma super osobowość i niezłe pierdolnięcie w łapie, nie zdążył jednak wyznać jej nic więcej, bo oto Fillin zarządził, że ruszają na poszukiwania, poszli więc wszyscy jak jeden mąż na czekającą ich rzeź, a może przygodę życia, a Boyd poszedł w ślady swojego przyjaciela i, wykorzystując fakt że są z Loulou związani, też splótł ich dłonie w romantycznym geście, a co tam, jak się bawić to się bawić.
/zt Lulka, Wiki, Felek i ja
Ostatnio zmieniony przez Boyd Callahan dnia Sob Maj 09 2020, 22:18, w całości zmieniany 2 razy
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
MLEKO Z JAKA:6 ZAKUPY: Księga zaklęć uzdrawiających, replika drogi mlecznej (450G razem)
Katherine zamiast poczekać oczywiście, aż chłopak miałby okazję chociażby zapytać się, czy z nią wszystko w porządku, ruszyła jak ta święta krowa przed siebie. Szła niczym chochlik kornwalijski w kierunku tego, gdzie coś się działo, a może powinna to określić jak ćma do ognia? Jeden psidwak. Ważne, że tam szła. Na razie miała to szczęście, albo też może pecha, że nikogo nie spotkała, widziała jednak po drodze mnóstwo całujących się par i z jednej strony odrobinę im zazdrościła, a z drugiej to wręcz przecierała oczy ponieważ co się zobaczyło to już się nie odzobaczy. Pewne sytuacje nie powinny mieć nigdy miejsca, a ona wolałaby nie mieć kontaktu z niektórymi bo źle by to się skończyło dla każdej ze stron. Jak ktoś zapyta po kiego licha nasza Slizgonka podeszła do stoiska z dziwnym mlekiem jaka to i tak zrobi to na darmo, bo nikt mu nie odpowie, tym bardziej ona sama. Nikt jej nie powiedział by tego nie tykała, ona sama miała dziwne uczucie, że musi tego spróbować i jakaś magiczna siła mówiła jej w głowie tłukąc młoteczkiem w trybiki, że musi spróbować, bo nigdy w życiu nie piła, a taka okazja już się nie nadarzy. -Co to za mleko?- zapytała lekko obcesowym tonem starego druida w zielonej szacie, kapeluszu w złote gwiazdki oraz długiej, siwej brodzie ozdobionej kolorowymi wstążkami. Ten z szerokim uśmiechem wymienił jej wszystkie smaki jakie mogła tylko otrzymać: truskawkowy, jajeczny, czekoladowy, marcepan, adwokat i karmelowy. Wyjaśnił też, że to co wypije to mleczny napój z cyca świętego jaka. Jakkolwiek to brzmiało, Kath uniosła wyżej brwi. -Poproszę karmelowy, mam nadzieję, że nie ma tu śladowej ilości orzechów- gdy tylko druid jej to potwierdził, sięgnęła po kubeczek płacąc do ręki druida całe piętnaście galeonów i ruszyła dalej przeglądać co ciekawego można było kupić na jego stoisku. Stanęła na początek z boku, ponieważ przy stoisku było zbyt gęsto, uznała, że poczeka aż się bardziej rozluźni i nie będzie musiała się rozpychać łokciami by cokolwiek zobaczyć. Jednak 170 centymetrów wzrostu to wcale nie było, aż tak dużo, gdy przed tobą stały osoby mające powyżej tego co ona a nawet 180 centymetrów. Co to za zlot olbrzymów z krasnalem na plecach? Wypiła duszkiem swoje mleko i wzdrygnęła się lekko. Chyba nigdy nie polubi w pełni słodkiego mleka, a od tego karmelowego aż biło słodyczą, na tyle, że aż ją zemdliło. Nie dostrzegła nawet tego, że jej piękne czarne włosy przybrały słodki karmelowy kolor. Po paru chwilach kupujący odeszli i teraz ona mogła podejść by zakupić to co ją od początku interesowało. Opasłe tomiszcze, nie wiadomo przez kogo napisane. Wiadomo jednak, że zawarte w nim receptury na proste eliksiry, łatwe zaklęcia, pozwalały, aby przy pomocy domowych środków uleczyć się z większości mniej groźnych chorób. Przewertowała książkę na szybko, przewracając co piątą lub dwudziestą stronę. Spodobał się jej też kwadratowy, przezroczysty sześcian o wymiarach 10x10cm, w którym to znajdowały się wszystkie gwiazdy, planety, asteroidy, księżyce dostępne w naszej galaktyce. Zachowane są idealnie odzwierciedlone w skali odległości pomiędzy poszczególnymi ciałami niebieskimi. Już wiedziała co kupić. -Drogi staruszku druidziku śliczniutko proszę, tylko prędziutko, szybciutko, szybciutko podaj mi tą książeczkę zaklęć uzdrawiających, może uleczy moje serduszko chorowite i repliczkę dróżki mlecznej, znów to mleczko. To będzie chyba czterysta pięćdziesiąt galeonków- powiedziała praktycznie na jednym wdechu i wydechu. Zupełnie tak jakby ktoś z armaty wystrzelił pocisk. Zamknęła usta, otworzyła je i znów zamknęła. Nie wiedziała o co chodzi i dlaczego. -Widzę, że karmelowe mleko zadziałało prawidłowo- powiedział druid z szerokim uśmiechem na twarzy dotykając jej karmelowych włosów. Katherine w tym momencie wrzasnęła mimowolnie, bo to co się stało przerosło po prostu jej oczekiwania. Szybko chwyciła książkę i replikę po czym wrzuciła je do torby, by jak najszybciej się stamtąd ulotnić. Jeszcze te okropne włosy, miała wrażenie, że nijak jej ten kolor pasował i zastanawiała się kiedy wróci do swojej naturalnej barwy. Właściwie to planowała odnaleźć swoich przyjaciół jednakże, wszędzie było ciemno, a ona nie widziała zbyt wiele w tym całym tłumie. Dodatkowo czuła taką siłę, że mogłaby nosić innych. Prawie zderzyła się z jedną blondwłosą pięknością , więc po prostu podłapała ją ręką, tak by ta nie poleciała do tyłu i po prostu złapała jąpodnosząc w rękach i trzymając teraz niczym ogromnych rozmiarów niemowlę. Zapomniała w tym wszystkim, że miała się nie odzywać. -śliczniutka uważaj jak chodzisz, bo twój zgrabny tyłeczek ucierpi uderzając o trawkę, cholercia co ja gadam, durniutkie karmelkowe mleczko jaczka- najpierw głos z jej ust był donośny i troskliwy, a za chwilę w momencie przekleństwa przerodził się w złośliwy warkot. Niczym Jeckyll i Mr.Hyde. Puściła dziewczynę na ziemię tak szybko jak ją złapała i postanowiła jak najszybciej uciec od @Vittoria Sorrento i wpadła na @Lucas Sinclair . Była jakaś nienormalna w tym momencie na głowie miała kaptur, ale wpadło jej do głowy coś bardzo, bardzo głupiego, uderzając w bok chłopaka, dopiero po chwili zobaczyła też jakąś dziewoję. -Wybacz ślicznotko- potem od razu odwróciła się do Lucasa. -Luu ale dzisiaj z ciebie przystojniaczek, istna z ciebie truskaweczka- krzyknęła z entuzjazmem w głosie. Jej wzrok zawiesił się na jego ustach na moment. Była dziwnie pobudzona, a dodatkowo jeszcze dzisiaj miała ochotę pocałować swojego najlepszego przyjaciela, bo wiedziała, że jutro nie będą musieli o tym pamiętać, a poza tym żadne sobie tego nie będzie wypominać, zawsze też mogła zrzucić to na dziwne magiczne fluidy i emocje.
Ostatnio zmieniony przez Katherine Russeau dnia Pią Maj 08 2020, 19:24, w całości zmieniany 2 razy
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zanotował sobie w myślach, żeby przy następnej okazji spytać Olivię, co ją ugryzło. Przecież nic takiego się nie stało, a ten pocałunek znaczył tyle samo, co wszelkie poprzednie. Spojrzał z zagadkową miną na Sophie. -Nie będę przeszkadzał w rodzinnej rozmowie. Zresztą, z Tobą przyszedłem. - Faktycznie nie do końca chciał rozstrzygać ewentualne problemy z gryfonką przed jej bratem. Druga część jego wypowiedzi musiała zabrzmieć dość zabawnie, jak na to, jak się zachowywał, ale na Merlina, nie była to jego wina! Z ulgą stwierdził, że ani Lucia, ani Perpetua nie zrobiły wielkiego zamieszania, gdy je pocałował. Postanowił, że będzie możliwie trzymał się teraz Sophie i już nic nie odwali. Tak mu się przynajmniej wydawało. -Jakby mógł to bym się opanował. Uwierz mi nie jestem AŻ tak pojebany. - Nie mógł się doczekać, aż efekty mleka z niego zejdą. W końcu o mały włos, a pocałowałby Lucasa, a to byłoby na pewno niezręczne. -Nawet o tym nie myśl! - Sam nie wiedział, kto byłby najgorszą opcją w tej chwili. Oczywiście Cortez plasowała się dość wysoko na tej liście, ale nie był też na niej jedyna. Z pewnością Livi nie była tutaj dobrym wyborem ze względu na ich niezbyt miłą przeszłość. Przez jakiś czas tańczą do zaczarowanej muzyki. Nie są jedyną parą, która oddała się tego rodzaju formie świętowania. Wszystko jednak przerywa Sophie, która nagle w magiczny sposób jest przyciągana w stronę dębu stojącego po środku polany. -Soph, czekaj! Co Ty... - Nie dokończył zdania, bo on też to poczuł. Zaczął iść w stronę drzewa, jak w jakimś transie. Zauważył migające tu i tam wstążki. Jego uwagę przykuła pistacjowa tasiemka. Niczym przed pocałunkiem po mleku z jaka, nie mógł się powstrzymać, aby jej nie dotknąć. W tej samej chwili, gdy jego palce musnęły delikatny materiał wstążki, zobaczył inną dłoń, również sięgającą tasiemki. Ręka należała do pięknej, starszej od Maxa dziewczyny. Gdy tylko spojrzał w jej oczy, coś w nim drgnęło. Nie znał jej, ale czuł, że jest kimś wyjątkowym. Czyżby kolejny efekt tej magicznej nocy? -Wybacz. Nie chciałem porywać Ci wstążki. - Dopiero teraz zauważył, że dziewczyna ma identyczny kawałek materiału na nadgarstku. Sophie gdzieś mu zniknęła w tym transie, a i on zupełnie teraz o niej zapomniał. Liczyła się tylko stojąca przed nim tajemnicza nieznajoma. -Chyba się nie znamy. Max Felix. - Przedstawił się z uśmiechem na twarzy. Wyglądał trochę jak naćpany, przez te wszystkie cuda, których dzisiaj doświadczył i czuł, że nie jest to koniec dzisiejszego wieczoru.
Robi Ci się gorąco od samego dotknięcia kamienia, a lśniąca runa dodaje Ci sił. Czujesz, że jesteś niepokonany, a Twoja charyzma i przebojowość sprawiają, że płci przeciwnej trudno odwrócić od Ciebie wzrok. Dodatkowo duch ognia chroni Cię przy skokach przez ognisko, otrzymujesz dodatkowe 40%.
6 - Karmelowy: Mówi się, że smak ten sprzyja figlom! Stajesz się niezwykle uroczy, wszystko zdrabniasz, a do tego masz włosy w kolorze karmelu!
CO TU SIĘ WŁAŚNIE WYDARZYŁO?! Przez jakiś czas stała przy kamieniu rozglądając się wokół siebie, obserwując jak ludzie piją różne rzeczy i dziwnie się po nich zachowują czy łączą się w pary za pomocą wstążek. Co jakiś czas zerkał na swoją, ale nie poczuła w związku z nią nic, na co warto było zwrócić uwagę co tylko wskazywało na to, że jak na razie nikt nie złapał za jej kolor. W sumie trochę się nie dziwiła - jaki normalny facet rzuciłby się na różową wstążkę?! Ten kolor był piękny dla niej, ale gdyby między nogami miała co innego, to unikałaby go jak ognia. Męski mężczyzna nie pozwoli, by jego nadgarstek oplotło coś różowego, no nie? W każdym razie stanie przy kamieniu zaczynało wyglądać dziwnie, zatem ruszyła trochę dalej w poszukiwaniu znajomych twarzy... I nagle CHAPS! Dorwał ją ktoś i podniósł na ręce. W pierwszej chwili nawet nie ogarnęła co się dzieje. Mignęła jej miodowa wstążka, ładne włosy. Nawet głos był dla niej nie do rozpoznania, bo @Katherine Russeau, którą znała ze względu na wspólnych znajomych nigdy nie słyszała w takim repertuarze słów. Śliczniutka. Tyłeczek. Mleczko. Co ta kobieta ćpała?! I czy podzieli się namiarami na dilera? Szybko dotarło do niej, że to prawdopodobnie jest efekt mleka o którym mówiła, a które można było wypić kawałek dalej. Wcześniej się nad tym zastanawiała... Teraz? Tym bardziej chciała się tam udać. Aczkolwiek w pierwszej chwili musiała pozbierać się ziemi, gdy to szalona Kath puściła ją i ruszyła w dalszą drogę. Siedząc jeszcze przez chwilę za ziemi powodziła spojrzeniem za ślizgonką by dostrzec jak ta siejąc spustoszenie wpada na @Lucas Sinclair zajętego właśnie jedną z krukonek... Przez chwilę wpatrywała się w obraz lecących na chłopaka dwóch kobiet - jednej ućpanej mlekiem, drugiej chyba względnie trzeźwej. Widok 'truskawkującej' mu ślizgonki sprawił, że po całym ciele przeszedł ją dreszcz, a ona gwałtownie podniosła się z ziemi i ruszyła w stronę straganu uznając, że i jej należy się wyłączenie mózgu, skoro najwyraźniej wszyscy wokół to robili. Tym bardziej po tym, co przed chwilą dane jej było oglądać. Fuj... Oby było warto poświęcić 15G. -Karmel - Powiedziała sama do siebie upijając kilka łyków już po otrzymaniu napoju. Wtem dostrzegła, że jej włosy zmieniają kolor na równie karmelowy jak smak tego napoju. W ten oto sposób za sprawą mleka była wybitnie urocza, a za prawą kamienia wybitnie charyzmatyczna. Takie połączenie musi nieść za sobą kłopoty. Już wcześniej trudno było oderwać od niej spojrzenie, ale teraz? Cóż. Pełna przebojowości i figlarności postanowiła wtrącić się w czyjąś rozmowę. Padło na @Virgil H. Turner do którego ramienia nagle przykleiła się, zupełnie ignorując to, że był zajęty rozmową z @Odetta Lancaster. -Heeeeeeeej słodziaki! Co to tu się za romansiki dzieją? Kiedy się pocałujecie? - Co to w ogóle są za ludzie?! Czemu ona z nimi rozmawia?! I czemu jej głos jej tak nieziemsko słodki?! Co do jasnej cholery dodawali do tego mleka?!
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
rogi: majestatyczna koza ubiór: ten tutaj mleko: adwokat + łapię wstążkę @Silvia Valenti! (kostki: 5, 5)
Czuł się tak jakby dobry humor miał go nie opuścić już nigdy. Błogostan, który go przepełniał był niczym heroina, uzależniająca wolność, dzięki której nie musiał nic, a jedynie pragnął poddać się chwili, bez żadnego zastanowienia się, bez cienia wątpliwości, pragnął być tu i teraz, nigdzie indziej. Atmosfera sprawiła, że uśmiech nie schodził mu z twarzy, pełne wargi pozostawały rozciągnięte, a kąciki ust były uniesione w górę i w najbliższej przyszłości nie miało się to zmienić. Czuł się niczym ktoś prowadzony przez wcześniej nieznaną podświadomość, która mówiła mu, że nie ma żadnych zmartwień, żadnych problemów, nie ma niczego co mogłoby go niepokoić – nie tej nocy, a ta była jeszcze młoda i najpewniej miało się wiele wydarzyć, bowiem niezbadana była pradawna druidzka moc. Poddawał się jej, uznając, że wszelki opór byłby zwyczajnie głupi. Skoro postanowił pojawić się w Dolinie Godryka właśnie tej nocy, powinien dokładnie robić to co podpowiadała mu aura tego miejsca, a ta jasno mówiła, że należy się cieszyć i korzystać z jej uroków. Zapomniał już, że z Doliną ma wiele nieprzyjemnych wspomnień, zastępując je wszechogarniającym szczęściem Nie wiedział dokładnie na czym zawiesić oko, skakał wzrokiem od kobiety do mężczyzny, od wróżki do kwiatów, a ostatecznie wbił spojrzenie w cokolwiek, nie chcąc wyglądać jak dziecko, które właśnie dostało upragnionego lizaka, choć tak właśnie się czuł, i zapewne wyglądał, kiedy jego spojrzenie przepełnione było błyskiem szczęścia, tak wyraźnym, że tylko ślepiec by nie zauważył. Miejsce wyciągało z niego najgłębiej ukryte emocje, tak, że musiał się powstrzymywać, żeby nie skakać w miejscu, nie krzyczeć z radości, która go nie opuszczała, tworzyła z nim jedność, a jego niebiesko-zielone, morskie tęczówki miały naprawdę intensywny kolor, odbijając tak wiele świateł, że nawet w półmroku nocy nie dało się tego nie zauważyć. Puścił oczko do @Perpetua Whitehorn, gdy wzięła swój kubek, parskając przy tym z nazwy napoju, który Camael postanowił przynieść. Cóż, nie żartował z tym aquamenti, miał wrażenie, że jego wszystkie na pozór żartobliwe słowa tej nocy miały ziarno prawdy, tak duże, że był w stanie je spełnić. Teraz był w stanie zrobić absolutnie wszystko, niczym po wypiciu buteleczki felix felicis, a to tylko wpływ atmosfery… Zerknął z błyskiem w oczach na kobietę, kiedy i sam uniósł kubek do swoich ust, najpierw w ogóle sprawdzając jak pachnie. Wzruszywszy ramionami, wziął jednego łyka i uśmiechnął się półgębkiem, kiedy tylko poczuł na swoich kubkach smakowych adwokat. Camael lubił smak alkoholu, delikatne palenie w gardle, jego cierpki smak. Nie miał pojęcia czy coś się zmieniło, choć poczuł ogromną ochotę na papierosa. Wyciągnął więc paczkę lordków ze swojej kieszeni i spojrzał na Perp, która… kichnęła pisanką. Whitelight spodziewał się absolutnie wszystkiego, ale nie tego. Parsknął donośnym śmiechem, widząc to wydarzenie. Merlinie, ta noc będzie niezapomniana. Po chwili dostrzegł także jej tęczowe włosy, na co uniósł brwi, nie miał bowiem pojęcia, że jego własne pasma zabarwiały się na żółto. – Na zdrowie. – rzucił absolutnie rozbawiony tą całą sytuacją. – Ponoć kichamy z siłą 160km/h, choć jestem pewien, że kichanie pisankami rządzi się swoimi prawami. – dodał, ponownie parskając śmiechem. – Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać jeśli zapalę? – powiedział i już odpalał lordka, zupełnie nie wiedząc, dlaczego do cholery nie poczekał na jej odpowiedź. Czuł się jednak tak, jakby zawarł pakt z diabłem, o ile ten istnieje, wiedział bowiem wszystko na każdy temst, cóż tak mu się jedynie wydawało. To by również tłumaczyło skąd ten komentarz o sile kochania, Camael co do cholery? Uniósł brwi, gdy do Perpetuy podbiegł jeden z uczniów i ją pocałował. Sytuacja stała się tak paradoksalna, że nawet nie wiedział co ma myśleć. Spojrzał jedynie na nauczycielkę, w spokoju paląc lordka i nie przejmując się niczym, bo przecież był adwokatem diabła. – Jestem pewien, że to podchodzi pod jakiś paragraf. – rzucił do Whitehorn. Mógł mieć skończone piętnaście lat, ale z tego co kojarzył, to pełnoletni nie był. Kto by pomyślał, że wcześniej ostrzegająca go prze uczennicami Perp, właśnie została pocałowana przez szesnastolatka, to się nazywał zwrot akcji. Chwilę później w jego głowie rozbrzmiała niezidentyfikowana melodia, a uśmiech z buzi Perpetuy zniknął niczym zaklęcia po finite. Skierowała się do Wielkiego Dębu, a Cam poszedł za nią kilka kroków, by zaraz potem stanąć w miejscu, opierając się magii, choć mimo felernego działania mleka, wiedział, że to nie ma najmniejszego sensu. Nie zamierzał jednak łapać żadnych wstążek, było tutaj za dużo uczennic, a on dopiero co zaczął pracę, by z niej wylecieć na zbity pysk. Stał w miejscu, udając, że jego nogi nieodwracalnie przyrosły do ziemi, nie zwracając uwagi na latające nad nim wróżki i ciągnące go za rękawy kurtki. Pilnując się, by nie patrzeć na tańczące persony, zamienił niedopałek papierosa w guzik. Muzyka ustała. Odetchnął głęboko, nie wiedząc, że dopiero teraz zabawa się zaczynała. Chciał udać się do Perp, ruszył więc z miejsca, po czym potknął się jak ostatni idiota, a próbując złapać równowagę – złapał też wstążkę, niebieską. Rozszerzył oczy, nie, nienienie, nie! Oplotła jego nadgarstek i pociągnęła w nieznanym kierunku, rzucił Perp przez ramię przepraszające spojrzenie, choć nie mogła tego zobaczyć, a po chwili został związany z jakąś dziewczyną. Podniósł na nią wzrok i gdy cienka membrana ich skóry się dotknęła, doszedł do wniosku, że nigdy, przenigdy nie widział tak pięknej kobiety. Miał w nosie, że @Silvia Valenti była studentką, teraz cały świat się nie liczył, liczyła się ona.
______________________
She couldn't care less, and I never cared more, so there's no more to say about that.
Phillip Peregrine
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : Szrama na prawej ręce ciągnąca się od łokcia do nadgarstka. Ciężki, męski głos.
Był zapatrzony w Silvię jak w jakiegoś guru przez co nawet nie zauważył tego co wyprawiał Lucas z krukonką. No w tym momencie naprawdę go to mało obchodziło. Lucas przecież doskonale zdawał sobie sprawę, że to co się teraz wydarzyło było dla Peregrine'a bardzo ważne i tylko to się w tym momencie liczyło. Był w szoku cały czas, ale przecież musiał jakoś zareagować. - Bo szczerze powiedziawszy nie liczyłem, że jeszcze kiedykolwiek Cię zobaczę... - wzruszył ramionami. Spojrzał jedynie na Lucasa a ten jakby go zrozumiał bez słów i po chwili został sam z panią Valenti. Pewnie i tak nie zagoszczą długo razem, bo przecież po tym wszystkim nie pójdą i nie będą się razem doskonale bawić, ale chyba należało mu się jakieś słowo wyjaśnienia? Miał nadzieję, że czegokolwiek się od niej dowie. Nie spodziewał się, że wyzna mu miłość czy coś w tym stylu, przecież tyle czasu minęło i na pewno nie będzie tak jak było kiedyś, więc na to nie liczył, a chyba w głębi serca nawet tego nie chciał. Sam nie wiedział od czego ma zacząć, ale nawet nie zdążył przemyśleć cokolwiek bo Silvia zadawała nadzwyczajne pytanie. Zdziwił się jak jasna cholera. No właśnie to sobie pomyślał. Tylko na tyle było ją stać. - Słuchaj Silvia. Nie wiem co mi powiesz, ale lepiej coś konkretnego bo chyba zwariuję. - powiedział do niej. Nie chciał pokazać, że przez ten czas co jej nie było użalał się nad sobą, bo przecież Peregrine taki nie był. Ruszyło go to, że go zostawiła bez słowa, ale co miał zrobić? - Zrobiłaś to specjalnie czy musiałaś? - zapytał. Może zwyczajnie miała go dość i takie wybrała rozwiązanie z tamtej sytuacji. Ale z tego co sobie przypominał to wszystko szło w dobrym kierunku więc chyba nie miała podstaw do tego, żeby tak postąpić. - To była zabawa z Twojej strony, czy co? - miał wiele pytań, miał wielkie pretensje do niej. Jednakże nie wiedział jak ona na to zareaguje. Obawiał się, że zwyczajnie go wyśmieje i stwierdzi, że kompletnie nic się nie stało. Może i ona do niego nic nie czuła, tego tak naprawdę nie wiedział i nawet nie chciał się domyślać.
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Tak w zasadzie, to nawet nie była pewna, co ją podkusiło do tego, aby znaleźć się na tym evencie. Pewne było to, że od dawna wszyscy o nim gadali i wszystkie dziewczyny jarały się tym, jakby to przynajmniej nie wiadomo kto miał zagrać. Czasami obserwując koleżanki, Lara zastanawiała się, czy nie powinna przypadkiem rzucić jakieś zaklęcie na nie, które pozwalałoby trochę osuszać to, co gromadziło się w kroku, bo taka podnieta je łapała, kiedy wspominały o celtyckiej nocy. Zresztą, niewiele mniejsze zainteresowanie panowało pośród mężczyzn! Gryfonka niejednokrotnie zastanawiała się nad tym, na co oni w ogóle liczą? Że kiedy tylko przekroczą tę niewidzialną granicę, która oddzielała miejsce całego wydarzenia od reszty świata, to nagle dziewczyny zaczną majtki przez głowę zdejmować? No ale ostatecznie stwierdziła że warto samodzielnie sprawdzić, o co w tym wszystkim chodzi i czemu wszyscy tak bardzo się tym podniecają. Może i ona powinna zacząć w takim razie? W wyznaczony dzień pojawiła się w Dolinie Godryka. Ludzi było już tłumnie dużo, ale ona nie dostrzegała zbyt wiele znajomych twarzy. Poza tym, nie była do końca pewna, czy chciała tak od razu wchodzić komuś z butami w paradę i zajmować ich czas. Gdzieś tam, w oddali, zauważyła Alise, jednak krukonka przemknęła tylko i pobiegła gdzieś dalej. Mignął jej nawet Boyd, choć nie była pewna, czy powinna do niego gadać. Na pewno właśnie otaczała go cała zgraja wpatrzonych w niego dziewczyn, a przecież ona mocno utwierdzała go w przekonaniu, że sama taka nie była. Dlatego ostatecznie postawiła na samodzielny spacer, cholera wie gdzie i po co. Zamierzała rozejrzeć się, dowiedzieć co ta wspaniała noc oferowała dla wszystkich ludzi. Po chwili poczuła, że wybór jej ubrania był odpowiedni, bo choć noc była ciepła, to skóra była jak najbardziej adekwatnym dodatkiem. Nim się obejrzała, zauważyła znajomą, rudą czuprynę, która dziwnie świeciła w ciemności. A właściwie została zaatakowana przez to, co znajdowało się pośród gąszczu rudych włosów. Will miał na głowie rogi... normalnie rogi! Takie wielkie, jak jakieś dzikie zwierze, które uciekło z lasu. Wytrzeszczyła na niego mocno oczy, bo nie co dzień widywało się chłopaka który bardziej przypominał jakieś zwierzę parzystokopytne, niż ucznia, z którym niedawno rzucało się zaklęcia. Dopiero po sekundzie uświadomiła sobie, co w zasadzie właśnie robi i postanowiła zamknąć rozdziawione usta. -Sorry, ale jednak trochę mnie to skonsternowało. Jeszcze żaden chłopak nie zaatakował mnie... rogami - dodała niemrawo, zdając sobie sprawę z tego, jak durnie musi to brzmieć i parsknęła śmiechem. -Tak, Lara, a ty Will, prawda? - przypomniała sobie, jak chłopak miał na imię. Fakt, ich współpraca szła im wtedy naprawdę dobrze i mogli sobie tylko pogratulować. W końcu pokonali wtedy dziewczyny. -Hej, czy ja Ci nie obiecałam piwa za wygraną? - dodała po chwili, przypominając sobie o obietnicy, którą mu złożyła. -Nie czekam na nikogo, więc chodź, poszukamy jakiegoś piwa, bądź czegokolwiek co nada się do picia. - zaśmiała się, jeszcze delikatnie trącając go łokciem w żebra. Po czym ruszyła przed siebie z chłopakiem u boku, wyciągając paczkę fajek z kieszeni.
wstążka: nie dotyczy, bo już piszę po losowaniu
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Rogi: F - te szalenie długie i kręcone markura śruborogiego Dodatkowo: Efekt Kręgu Ognia: Robi Ci się gorąco od samego dotknięcia kamienia, a lśniąca runa dodaje Ci sił. Czujesz, że jesteś niepokonany, a Twoja charyzma i przebojowość sprawiają, że płci przeciwnej trudno odwrócić od Ciebie wzrok.
Tak jak Thad wyskoczył jak Filip z konopi przed Victorię i Lou - tak zaraz dołączyły do nich kolejne osoby. Pierwszy pojawił się nieznany mu Ślizgon - acz widocznie doskonale znany Brandonównie. Puchon na widok magicznej wstążki w rękach chłopaka, która zaraz złączyła go z Viks - wyszczerzył się nieco głupio do dziewczyny. Bardzo głupio. Głupio ucieszony, rzecz jasna - że przyjaciółka widocznie sobie kogoś przygruchała. A Fillin - jak się przedstawił - z mordki wyglądał na poczciwego ziomka, pomimo tego, że spojrzał na niego jakoś spod byka. Edgcumbe uniósł ręce w pojednawczym geście, by zaraz potem spleść je na swoim karku - promieniował pewnością siebie i radością. — Thaddeus — również zdradził swoje imię, w końcu kultura tego wymagała. Na pytanie Ślizgona pokręcił głową - choć wątpił, żeby akurat jego zdanie było tutaj jakkolwiek ważne. Kobiety zawsze na pierwszym miejscu - z tym się nawet nie kłócił. Ale tęczowego Callahana to się akurat nie spodziewał! Biorąc pod uwagę jego nową fryzurę powinien raczej wonić mugolskimi skittlesami - rzeczywistość była zgoła inna. Edgcumbe nie mógł nic poradzić na marszczący mu się nos, choć kulturalnie, nie komentował. Ale w podzięce za czułe powitanie - trzasnął go pieszczotliwie w potylicę. Buziaczki, Boyd. — Jesteście wszyscy przeuroczy... — rzucił, spoglądając to na Viks i Fillina - to na dopiero co utworzoną gryfońską parkę. Nie, nie było w tym ani krzty ironii - serio tak uważał. Celtycka Noc łączy - nie dzieli, czy coś. — Może ja też spróbuję szczęścia, trzymajcie kciuki — niemalże zawinął się w miejscu, ale jeszcze obrócił się w kierunku Lou — Miło było poznać! — Uchylił niewidzialnego kapelusza, trącając opuszkami palców swoje rogi - rzucił jeszcze zawadiacki uśmieszek Viks - i zniknął w tłumie. A przynajmniej próbował, bo rogi skutecznie zdradzały jego pozycję. Mijając dosłownie miliony świeżo związanych ze sobą parek - przez chwilę w ogóle zwątpił, czy jakaś wstążka pozostała jeszcze samotna. Jednak w oczy rzuciła mu się jedna - czerwono-różowa...? - targana nie przez wiatr, a przez migoczące wróżki. Podszedł do tych tańczących drobinek z niezwykle uprzejmym uśmiechem. Zawsze lepiej po dobroci - zawsze. — Można...? — zapytał grzecznie, wyciągając wielką dłoń w ich kierunku, jakby prosząc je do tańca. Wróżki zachichotały - więcej chyba nie było trzeba - i wręczyły mu wstążkę. Która niczym wąż, owinęła mu się wokół nadgarstka i z niewiarygodną wprost siłą - pociągnęła w tylko sobie znanym kierunku. Ku zaskoczeniu Thaddeusa - w kierunku Theresy Peregrine. Paradoks. Nie było co walczyć z tak dziką i nieokiełznaną magią Celtyckiej Nocy, która tego wieczoru przenikała wszystko - w tym także Puchona, który dalej czuł iskrę podarowaną mu przez wcześniej odwiedzony Krąg Ognia. Codzienny Thad nigdy nie byłby tak bezpośredni - ale tego świątecznego rozpierała energia i pewność siebie. Kiedy tylko wstążka splotła nadgarstek studenta z nadgarstkiem niczego nie spodziewającej się Ślizgonki - Thaddeus wprawnym ruchem ujął jej dłoń w swoją, wprawiając drobne ciało dziewczyny we wdzięczny obrót. Z nieukrywaną fascynacją obserwował jej wirującą sukienkę - by w ostateczności przyciągnąć ją do swojego boku, wspierając jedną dłonią jej krzyż. Łobuzerski uśmiech rozciągnął jego usta - kiedy wlepił zielone spojrzenie w brązowe tęczówki. Jazz to stan umysłu. — Oh, my poor heart, where has it gone Peregrine? — mruknął, oczywiście korzystając ze słów piosenki, którą oboje doskonale znali. I wtedy jego ślepo wpatrzone w dziewczynę oczy - dostrzegły @Aslan Colton. Wyszczerzył się do przyjaciela głupio. Przypał?
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Mając świadomość niepożądanych efektów, które miało mleko Olivii nie zdziwił fakt, że Krukon postanowił również zrezygnować z wypicia go, wręczając bukłak pierwszej napotkanej przez nich osobie; niby w ramach przeprosin, jednak brunetka śmiała podejrzewać, że chciał się on go po prostu pozbyć. Kuszenie losu w przypadku tej imprezy było bardzo ryzykowne o czym dziewczyna przekonała się chwilę wcześniej, a przecież chciała tylko uciec od niezręcznej sytuacji z Maxem i Sophie Sinclair w roli głównej. - A szkoda - zaśmiała się, oczywiście nie miała powodów by sądzić, że Darren chce ją poderwać, właściwie poza wręczeniem jej kwiatów, które po prostu w wówczas były w dobrym geście, nie wykazywał chęci zwrócenia uwagi Oli w sposób inny niż na płaszczyźnie zwykłej znajomości. Nie miała z tym problemu, choć lubiła podobać się chłopcom, tak samo jak wielu z nich wzbudzało jej zainteresowanie, niemniej jej uroda nie musiała wzbudzać pożądania w każdym. Popatrzyła na niego niepewnie, kiedy wyciągnął w jej kierunku dłoń, którą mimo pewnych oporów pochwyciła, wstając w końcu z trawy. Idąc za przykładem Shawa otrzepała materiał zwiewnej sukienki, ponownie na głowę zakładając kwiatowy wianek, który się osunął. Dodatkowo palcami dłoni przeczesała włosy, które swobodnie opadły jej na ramiona i plecy. Zmarszczyła lekko nos wykonując pierwszy z kroków, jakby na nowo uczyła się chodzi, jednak czując, że idzie jej to znacznie lepiej niż kilka minut temu, odetchnęła z wyraźną ulgą. -Miałeś rację! Przyniosłeś mi chyba szczęście - oznajmiła uradowana, rzucając się chłopakowi na szyję i dając całusa w policzek. - To masz prawie takiego samego pecha, jak ja. Pasujemy do siebie - stwierdziła z szerokim uśmiechem, kiedy ruszyli w kierunku tłumu. Przed ich oczami po środku polany tańczyły pary, w kierunku których Oli pognała od razu. - To może zatańczymy? - zapytała, choć byłoby to bardzo odważne, zwłaszcza, że jeszcze parę minut temu plątała się o własne nogi. Mimo wszystko miała ogromną nadzieję, że chłopak zgodzi się zatańczyć z nią chociaż jeden taniec przed wybiciem północy.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
rogi Łosia mleko marcepanowe - królicze uszy, kicam, włosy w kolorze ecru wstążka dorobiona przez Alexa
Mała rzecz a cieszy i Josh był naprawdę wdzięczny za kurtkę. Wiedział, że można ją było odratować i mógł prosić, ale nie często zdarzało się, aby prosił o pomoc. Raczej radził sobie sam, a jak nie potrafił, to często zostawiał dany “problem”. Z kurtką nie byłoby inaczej, a później spędziłby miesiące na znalezienie godnej zastępczyni. Dla przykładu - miotły wciąż nie kupił nowej, wychodząc z założenia, że nie będzie drugiej takiej Ivy, jak ostatnia, przypadkiem spalona przez babcię. No nic, drobne gesty zawsze cieszyły, nawet późniejszy ze wstążką. Mina mu zrzedła z prostej przyczyny, a tak trudnej do przyznania przed sobą. Był zazdrosny. Ba, nie tak po prostu, o całokształt, ale o jeden szczegół - uśmiech. Mógł sobie żartować, że podoba mu się, że gajowy za każdym razem w jego obecności się peszy, rumieni, ale widok szczerego uśmiechu był czymś o wiele przyjemniejszym. Do tej pory uśmiechnął się raz, gdy w deszczu biegli do jego chatki, po zdarzeniach w lesie w postaci wybuchających gejzerów błotnych. Raz się uśmiechnął, a i tak Josh nie był pewien, czy to było naprawdę do niego, czy do myśli, albo w reakcji na absurd sytuacji. Byli przemoczeni przez błoto, ale i tak trzymał kurtkę nad ich głowami, aby nie przemokli doszczętnie. Raz się uśmiechnął, a jednak już jakiś czas ze sobą rozmawiali, może nieco wymuszenie, ale jednak! A tu pojawia się taki Emerson, a Chris jest rozluźniony i czaruje uśmiechem. To sprawiało, że Walsh na moment zapomniał o dobry humorze, o zabawie, a na jego nieszczęście, wszystko widział Alex. Szczęśliwie, nie musiał mu się z tego tłumaczyć, co przyjął z niejaką ulgą. Byłoby gorzej, gdyby miał mówić coś, czego nie potrafił ubrać w słowa i nawet nie próbował. Po nieznacznym spięciu w izolatce, gdy naskoczył na gajowego, zamiast wysłuchać i zrozumieć, nie był pewny, czy powinien się pojawiać obok. Ostatecznie od początku coś się dziwnego działo, a teraz głupi uśmiech. Nie było sensu zwracać na to większą uwagę, niż było konieczne. Na szczęście pojawiła się nimfa leśna w zielonym sweterku z wiankiem zgubienia na głowie i choć na chwilę Walsh mógł zając myśli czym innym. Wiedział, że Alex chce do niej podejść i domyślał się, że nie chciał iść z nim. Wcale go to nie dziwiło, ale nie potrafił przestać go prowokować. Może po prostu nie chciał zostać sam? Choć potwierdził, że pójdzie rozmawiać z gajowym, nie miał tego w planach i nie czuł się dobrze z myślą, że za chwilę zostanie sam i być może porwie go jakaś wstążka. Widział te zdradzieckie kawałki materiału, jak oplatały dłonie nieszczęśników, a niektórych całych. Aż miało się ochotę krzyczeć, żeby wreszcie się pocałowali i dali spokój szamotaniu we wstążkach. Nie spodziewał się jednak aż takiej wspaniałomyślności ze strony Voralberga, który postanowił mimo wszystko dopasować wstążkę dla Josha. - Co ty… - rzucił, dość nerwowo słysząc o wstążce i widząc różdżkę wskazaną w Chrisa. Głupie, ale pierwszą reakcją była chęć zasłonięcia gajowego, stając między różdżką a celem. Nawet drgnął lekko, kicając nieco w stronę różdżki Alexa. Zaraz jednak rozsądek zwyciężył. Przecież to był Alex, który, choć mógłby zrobić krzywdę, nie miał teraz ku temu podstaw i powinien zluzować. Spoglądał przez moment na Chrisa, niespodziewającego się tego, co właśnie profesor zaklęć robił, aby po chwili unieść brwi w zaskoczeniu, gdy z łopat zaczęła zwisać mu wstążka. Mimowolnie uśmiechnął się kącikiem ust, ale nie ruszał się z miejsca. Popatrzył na odchodzącego przyjaciela, kręcąc lekko głową. Naprawdę tak chciał się bawić? Spojrzał ponownie na blondynkę, odpowiedzialną za kradzież serca, które podobno nie istniało. Tak, zakładał, że Alex zatracił się w czymś więcej niż zwykłe zauroczenie i cieszył się z tego. Teraz postanowił, że pozna tożsamość kobiety tak szybko, jak tylko będzie to możliwe. Będzie to idealnym odegraniem się za pomoc ze wstążką. Westchnął, zdejmując z łopat wstążkę, i ostrożnie przesuwając nią między palcami. Nieświadomie uśmiechał się pod nosem, dostrzegając odcień zieleni. Kojarzyła mu się z lasem, tak zwyczajnie i tym samym pasowała do Chrisa. Czy powinien iść? A może udawać, że nie ma się niczego w dłoni i odejść w drugą stronę? Chciał iść na poszukiwania lunaballi, mógłby iść sam, choć przyjemniej byłoby z kimś, tego był pewien. Może w takim razie…? Zawinął wstążkę wokół dłoni, aby rozplątać ją i zawinąć na drugiej. Bił się wciąż z myślami, ale ostatecznie ruszył w stronę rozmawiających pracowników Hogwartu. Szedł właśnie, aby przeszkodzić im w rozmowie i zachować się jak ktoś, kto broni swojego terenu, co było komiczne. Plan był prosty. Spytać o poszukiwania, przeprosić za swój wyskok w skrzydle szpitalnym i liczyć na okoliczności łagodzące nocy. Plan stosunkowo prosty, choć niewiadoma w postaci reakcji gajowego była nieznośna. W końcu ruszył w stronę właściciela wstążki, czując się dziwnie nieswojo, jakby serce znów zaczęło bić w zajęczym tempie, choć kicał teraz sporadycznie. Najwyraźniej mleko stopniowo przestawało działać. Dobrze, bardzo dobrze. W dłoniach nie przestawał przekładać wstążki, jakby była jedną możliwą ucieczką. Docierając do dwóch mężczyzn, uśmiechnął się lekko, starając się zignorować fakt kicania. - Emerson - rzucił krótko, w ramach powitania, jednocześnie tonem, jakby chciał się już z nim pożegnać (@Desmond Emerson). To było silniejsze od niego - pokazywanie całą postawą, że wolałby teraz zostać sam z gajowym, aby parę rzeczy omówić. Przeniósł spojrzenie na Chrisa i nie wiedział dlaczego, ale aż wstrzymał na moment oddech. Z całą pewnością winna była noc, jej tajemnicza aura, mleko, które wypił, a już na pewno pomoc Alexa z wyczarowaniem wstążki. Przecież każdy wiedział, do czego używano tych wstążek i czego dotyczy tradycja! - O'Connor - rzucił nieco ciszej, jakby bawił się jego nazwiskiem, po czym uśmiechnął się szeroko, aż dołeczki pokazały się na jego policzkach. Nie potrafił się powstrzymać, choć pewnie nie powinien być w tak dobrym nastroju. - Zdaje mi się, że mam twoją wstążkę - dodał, wyciągając w jego stronę rękę ze wstążką, którą miał niewiele wcześniej wplątaną w łopaty. Spojrzał prosto w jasne tęczówki, próbując zachować lekkość tonu, jak zawsze. W końcu co mogło się stać? Wiele, ale liczył na cud w postaci chęci rozmowy. Mimo wszystko.
Przez całą noc, Julius siedział sobie na gałęzi drzewa, na którą wskoczył niedługo po otrzymaniu "daru" od kamienia. Obserwował sobie, jak uczniowie skaczą przez ognisko, rozmawiają, czy piją mleko. W końcu nadeszła chwila, gdy Niemiec zszedł z grubego konaru i postanowił wziąć udział w łapaniu wstążek, ponieważ widział, że ludzie przy tej zabawie mają chyba najwięcej radochy. Postanowił dosięgnąć wcześniej już upatrzoną, różową wstążkę, która szybowała najwyżej ze wszystkich. Gdy tak śledził wzrokiem materiał, wsłuchując się jednocześnie w muzykę dobiegającą ze strony dużego drzewa, w końcu doczekał się momentu, w którym była na takiej wysokości, że mógł dosięgnąć ją skacząc do góry. Po krótkiej chwili, po tym jak "wylądował", dostrzegł podchodzącą w jego stronę blondynkę, która była na oko starsza od niego i gdy tylko zbliżyła się do niego, chwytając jednocześnie za wstążkę, poczuł, że jego serce zaczęło bić szybciej oraz zrobiło mu się jakoś goręcej. -Julius- zdołał przywitać się tylko Niemiec, który rozproszony zaczął zaciągać z niemieckim akcentem.
5 - Coś się stało kiedy tylko we dwoje dotknęliście wstążkę czujecie do siebie niesamowitą miętę na następne 3 posty (co najmniej, jeśli wolicie może to trwać całą noc). Zapowiada się uroczy wieczór.
Robi Ci się gorąco od samego dotknięcia kamienia, a lśniąca runa dodaje Ci sił. Czujesz, że jesteś niepokonany, a Twoja charyzma i przebojowość sprawiają, że płci przeciwnej trudno odwrócić od Ciebie wzrok. Dodatkowo duch ognia chroni Cię przy skokach przez ognisko, otrzymujesz dodatkowe 40%.
6 - Karmelowy: Mówi się, że smak ten sprzyja figlom! Stajesz się niezwykle uroczy, wszystko zdrabniasz, a do tego masz włosy w kolorze karmelu!
@Virgil H. Turner i @Odetta Lancaster zostali na ich szczęście uratowani od karmelowej Vittori wyrzucającej z siebie z szybkością karabinu zdrobnione słowa, gdy nagle poczuła ciągnięcie ze strony jej wstążki. No proszę, ktoś się jednak połasił na jej kolor! Gdzież jest ten ekstremalnie męski facet, który nie boi się różowego?! Odwróciła się w stronę osoby, z którą to związała ją wstążka i... Dziwnym trafem poczuła, że coś ją do krukona przyciąga. Jak dwa magnesy o przeciwnych biegunach. W jej brzuchu pojawiły się motylki, które zdarzało jej się czuć często, ale zazwyczaj szybko zdychały. Jak będzie tym razem? W pierwszej chwili nie zorientowała się kto to jest, dlatego też zupełnie ignorując jakąkolwiek odpowiedź ze strony zaczepionej przez nią pary, ruszyła w stronę blondyna. Jakieś było jej zdziwienie, gdy okazało się, że to jest TEN blondyn! Chłopak, któremu jakiś czas temu napisała list pełen obietnic, zawierający prośbę o randkę. Potem jednak okazało się, że ten ma 16 lat, więc postanowiła go unikać - już wystarczy, że niektórzy byli przekonani, że molestuje nieletniego Adasia - nie chciała być o to posądzana jeszcze względem niego. Żeby jednak nie skojarzył podpisu "Vittoria" z jej osobą, wpadła na chory pomysł udawania przy nim... Francuzki o zupełnie innych danych. Czemu akurat Francuzki? Nie miała pojęcia! Sposób jej myślenia pozostawał nieodgadniony nawet dla jej najbliższych przyjaciół. -Hey - Pod wpływem wstążki przywitała się z nim dość kokieteryjnym tonem, odgarniając za ucho swoje włosy, które chwilowo były nienaturalnie złociste za sprawą wypitego mleka - Toralei. Jak milusio Cię widzieć Juluś. Jak się bawisz? - Ućpana dziwnym napojem ze straganu nadal zdrabniała każde słowo, które się do tego nadawało. Dodatkowo nieziemsko sztuczny, francuski akcent sprawiał, że musiała brzmieć po prostu komicznie. Co jeszcze lepsze, to jak mówiła gryzło się ze sposobem jaki na niego patrzyła - jakby stał przed nią najprzystojniejszy facet na świecie. Młody Adonis, którego należało czcić. Przeskakiwała spojrzeniem między jego oczami a wargami, sama w tamtej chwili oblizując sugestywnie swoje.
Rozbawiło go bardzo to, w jaki sposób Toralei do niego mówiła. Zarówno francuski, sztuczny akcent, jak i używanie zdrobnień sprawiało wrażenie, jakby jego nowa, specjalna koleżanka była pod co najmniej pijana. Nie przeszkadzało mu to zbyt jednak, bo był zbyt skupiony na dziewczynie, która miała wytatuowany tatuaż dinozaura na szyi. -Dobrze... chociaż do tej pory samemu- odpowiedział z uśmiechem, zauważając, że Tora nie odrywa od niego wzroku. Zbliżył się do niej, jednocześnie kładąc delikatnie rękę na talii i schylając się do ucha wyszeptał: -Może pójdziemy gdzieś na stronę?- zapytał niewinnie, po czym lekko odsunął się od dziewczyny, musnąwszy przy tym jej policzek swoimi wargami. Nie wiedział co się właśnie dzieje, może ktoś rzucił na niego urok? W zasadzie nie obchodziło go to, dopóki dobrze się czuł, dlatego uśmiechnął się tylko figlarnie do Toralei i puścił oczko.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
5 - Coś się stało kiedy tylko we dwoje dotknęliście wstążkę czujecie do siebie niesamowitą miętę na następne 3 posty (co najmniej, jeśli wolicie może to trwać całą noc). Zapowiada się uroczy wieczór.
Robi Ci się gorąco od samego dotknięcia kamienia, a lśniąca runa dodaje Ci sił. Czujesz, że jesteś niepokonany, a Twoja charyzma i przebojowość sprawiają, że płci przeciwnej trudno odwrócić od Ciebie wzrok. Dodatkowo duch ognia chroni Cię przy skokach przez ognisko, otrzymujesz dodatkowe 40%.
6 - Karmelowy: Mówi się, że smak ten sprzyja figlom! Stajesz się niezwykle uroczy, wszystko zdrabniasz, a do tego masz włosy w kolorze karmelu!
Może w tym mleku był dodatkowo jakiś alkohol. A może to efekt tego dziwnego kamienia, który wcześniej rozgrzał się przy jej dotknięciu? W każdym razie straciła opory, które wcześniej nią targały gdy uświadomiła sobie różnice ich wieku - tym razem pozwoliła sobie na flirt z nim. Nie skończy się to dobrze, tego była pewna. Tym bardziej gdy jego dłoń spoczęła na jej talii, a ona zadrżała mimowolnie pod wpływem tego dotyku. Nic dziwnego skoro zbliżył się do niej wysportowany, wyższy blondyn o głebokich oczach i lekkim akcencie o matko orgazm! Gdzieś z tyłu głowy miała nadzieję, że pewien cholerny ślizgon bez wskazywania palcami (@Lucas Sinclair) to widzi i skręca go zazdrość. - Teraz Ci już samotność nie grozi. Chcesz czy nie, jesteś ze mną związany - Mówiac to uniosła wyżej nadgarstek i zatrzęsła wstążką. Wyjątkowo udało jej się powiedziec coś bez zdrabniania! Ale przesadzony akcent pozostał. Slysząc sama siebie miała ochotę zrobić facepalm, ale się powstrzymała. -No proszę proszę. Ktos tu jest bezpośredniusi - Skomentowała jego prozycję zagryzajac po tym wargę. Zamruczała w momencie w ktorym jego ciepłe wargi dotknely jej skóry. W tamtej chwili miała ochote odwrócić twarz w jego stronę by naprowadzić jego usta na swoje, ale zdążył się odsunać by posłać jej uśmiech. Szkoda... Ale nie posiadajac w tej chwili grama nieśmiałości sama mogła działać. Położyła więc dłonie na jego torsie, zbliżając się bardziej w ten sposób, i zacisneła palce na materiale chcac upewnić się, że ta przyjemna bliskość jeszcze trochę potrwa. -A co jeśli jesteś seryjnym mordercą? Mam tak po prostu dać się wyciągnąć poza tłumy? Prosto w pułapeczkę? - Zaczęła się z nim droczyć.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Nancy miała tej nocy wyjątkowego pecha. Tak jakby cała okolica sprzysięgła się przeciwko niej i usilnie próbowała jej przeszkadzać we wspólnych obchodach celtyckiego święta ze Strauss. Już chciała się tłumaczyć, że na co dzień to wcale nie jest taką niezdarą, to tylko drzewo ją zaatakowało! I ten matagot. I teraz jeszcze wstążka... Zamknęła jednak usta, pogodziwszy się z myślą, że najzwyczajniej w świecie jest straszną łamagą. Leżała tak na ziemi, po raz kolejny tego wieczoru zdana na łaskę swojej towarzyszki. - Jak nie drzewo, to wstążki... Czy ktoś rzucił na mnie klątwę? - Zażartowała obserwując jak Viola męczy się z upartym materiałem. Wyglądało na to, że pradawna magia była bardziej oporna niż drzewa w lesie, bo żadne ze starań krukonki nie przynosiły efektów. Nancy westchnęła cicho, godząc się powoli z faktem, że to tu właśnie zakończy się ich zabawa. Kiedy spojrzenia ich ciemnych oczu spotkały się nawzajem, puchonka uśmiechnęła się wzruszając lekko ramionami. Już otwierała usta by zażartować ze swojego rozpaczliwego stanu, kiedy Viola zrobił coś, na co Nancy nie była kompletnie przygotowana, choć gdzieś po cichu bardzo na to liczyła. Kiedy poczuła dłoń na swoim karku to jeszcze nie do końca rozumiała co się właściwie dzieje. Rozchyliła usta, by zapytać co Strauss właściwie robi, ale zamiast słów wydobył się z nich cichy jęk zaskoczenia, kiedy usta dziewczyn złączyły się razem. Przez ułamek sekundy tkwiła nieruchomo, a kiedy w końcu dotarło do niej, że to się faktycznie dzieje, jej dłonie powędrowały na ramiona Violi, by zaraz spleść się razem za jej plecami, zmniejszając tym samym dzielącą je odległość. Odsunęła się na moment, by spojrzeć w czekoladowe oczy swojej towarzyszki i odgarnąć z jej policzka jakiś zbłąkany kosmyk karmelowych włosów, jakby chciała upewnić się czy przypadkiem znowu nie padła ofiarą jakiegoś zaklęcia albo eliksiru i czy postać przed nią zaraz nie rozpłynie się w powietrzu. Sama nie wiedziała czy to dalej był efekt mleka dodającego pewności siebie, czy faktycznie czuła się już tak swobodnie i pewnie przy Strauss, ale szybko wróciła do tego pocałunku, nie chcąc marnować ani chwili dłużej. Zatopiła się jeszcze bardziej w miękkich ustach Violetty, zapominając nawet, że powinna od czasu do czasu złapać nieco powietrza. Tak jakby chciała nadrobić cały ten czas kiedy podświadomie na to czekała, a żadna z nich nie mogła się zdecydować na ten pierwszy krok. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że magiczne wstążki już dawno opadły swobodnie na ziemię, bo bardzo spodobało jej się to zaklęcie i nie chciała przestać go rzucać. Czuła się jakby znajdowały się gdzieś pod wodą, cały hałas i gwar dookoła słyszała jakby zza magicznej ściany, nie zwracając kompletnie uwagi na jakąś dziewczynę, która mało o nią nie potknęła, bo wciąż obie siedziały na ziemi, pośrodku tłumu łapiącego kolorowe wstążki swoich wybranek. @Violetta Strauss
Theresa Peregrine
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 164 cm
C. szczególne : konwaliowe perfumy | bardzo donośny, niski głos | lekki szkocki akcent, który intensywnieje wraz z emocjami | broszka w kształcie muszli ślimaka przypięta zazwyczaj do szkolnej torby
Dokładnie tak było – Aslan trafił w samo sedno swoją uwagą, dlatego aż przystanęła z wrogą miną zwiastującą kolejną szarżę. Jego słowa werżnęły się w nią boleśnie, dlatego nie miała zamiaru nie odpowiedzieć mu tym samym - i już szukała broni mogącej się równać z tą użytą przez Coltona, ale stało się coś dziwnego. Najpierw coś zmieniło się w jego twarzy, powodując, że zawahała się, z ustami otwartymi w gotowości do ujadania. A wtedy Aslan odezwał się znowu i zupełnie zbił ją z tropu. To była ostatni rzecz, której się teraz spodziewała od niego usłyszeć i trudno jej było przyswoić fakt, że Krukon mówi to poważnym tonem. – Żartujesz sobie teraz, prawda? – spytała na wszelki wypadek. To był jedyny scenariusz, w którym jej mózg był w stanie osadzić taki dialog pomiędzy nimi dwojgiem. Ale z jakiego powodu by się z niej naśmiewał w tym temacie akurat w TEJ chwili, ewidentnie będąc na jakiejś randce? Czysty szok odmalował się na jej twarzy, cofnęła się o jeden krok jakby w panice. To było zwyczajnie niepokojące – niezależnie od tego, czy czuł tak jak mówił, czy tylko urządzał jakiś dziwny eksperymentalny teatr. – Colton, już przerobiliśmy ten temat dawno temu – przypomniała mu twardo. W końcu oboje uznali zgodnie, że bycie przyjaciółmi to dla nich dużo lepsza opcja. Wyparowało mu to z głowy? Czy może pozwolił swoim rodzicom zrobić sobie już totalne pranie mózgu i zupełnie stracił umiejętność podejmowania własnych decyzji? Co mu się stało? To zdarzenie było tak bardzo oderwane od jego charakteru… czy to był dziwny urok Celtyckiej Nocy? Te rozważania przerwał znajomy głos, którego dźwięk wydobył z niej oddech ulgi. – Sophie! Miałam szlaban, a potem nikogo nie mogłam znaleźć – wyjaśniła, oszczędzając jej dramatycznych opisów, bo ciągle zerkała podejrzliwie na Aslana, który przez cały ten cyrk sprawiał dla niej wrażenie trochę niepoczytalnego – a Tessa co prawda lubiła nieprzewidywalność losu, ale nie tego rodzaju. Zdecydowanie nie tego rodzaju. Zaraz potem spojrzała w stronę, w którą wskazała Ślizgonka. – Oo, zaczęło się! – powiedziała z ekscytacją. Nie zauważyła do tej pory, zaaferowana tym tumanem Coltonem i jego dziwnym zachowaniem – nie poczuła, gdy jej wstążka wywinęła się, by dołączyć do reszty przy drzewie, poruszanych magicznym tańcem. Nawet w tych okolicznościach widok Dębu odbił się pełnym ekscytacji błyskiem w tęczówkach Peregrine. Zaraz jednak bijące od drzewa światło odbiło się również w kawałku metalu – protezie Ignatiusa, który drugą ręką ściskał Cali za rękę. Theresa natychmiast odwróciła wzrok. Nie była chyba w stanie teraz tego przeprocesować. Nic tego wieczora nie szło tak, jak chciała. Czuła się, jakby ten dzień był jakimś absurdalnym koszmarem, z którego nie mogła się obudzić. Modliła się w duchu o jakiś cud – bo chyba tylko boska ręka mogła uratować dla niej tę imprezę. Do Sophie zaraz podfrunęła wstążka, ciągnąc za sobą jakiegoś młodzieńca, a Theresa już odwracała się w stronę Coltona, gdy nagle pąsowy skrawek materiału owinął się wokół jej ręki, a osoba, która go złapała… porwała ją do tańca. Świat rozmył się na moment w energicznym piruecie, nawet nie zdążyła wydać z siebie okrzyku zaskoczenia. Za chwilę znalazła się w czymś uścisku, przytrzymując się jego ramienia. Czuła się, jakby trafił ją grom z jasnego nieba ciśnięty ręką pewnego greckiego boga, ładując ją falą energii. Na chwilę zupełnie zbaraniała, nie mogąc oderwać oczu od roześmianych zielonych tęczówek, przyglądając się zatopionym w tej zieleni plamom brązu i uśmiechając się szaleńczo. Teatralne wejście – z tego absurdalnego wieczoru chyba jednak będzie jej dane wycisnąć coś dobrego. Słowa Celestyny Warbeck wypowiedziane niskim, gardłowym tonem – dobrze, że ją trzymał, bo inaczej runęłaby jak długa. Thaddeus Edgcumbe znów wchodzący tanecznym krokiem w jej życie – ten człowiek chyba nigdy nie przestanie jej zaskakiwać, ale jednocześnie… cóż, jednocześnie wszystko zgadzało się dokładnie z zamówieniem, które przed sekundą złożyła w głowie u siły wyższej. Zaśmiała się cicho, kiedy pierwszy szok minął, rumieniec ożywił jej zmatowiałą złością twarz. Na chwilę zupełnie zaniemówiła. A potem tak jakby coś przejęło nad nią kontrolę. Nigdy nie była osobą, która szczególnie dużo myśli, zanim coś powie albo zrobi, ale teraz już w ogóle – tak jakby poniosła ją dzika celtycka magia świętej nocy. Albo po prostu on. Czy zawsze był taki… absolutnie magnetyczny? – And now, at last, I understand the magic about you! – Co miała zrobić, jak nie odpowiedzieć nucąc tę samą piosenkę? Nawet jeśli wcale nie rozumiała tej magii, która biła z jego spojrzenia. Jakimś cudem nawet nie nastąpił po tym moment, w którym Theresa zmieszana obraca tę scenę w żart, chociaż przyspieszony puls przypominał o niebezpieczeństwach takiego brawurowego okazywania zainteresowania – czyżby zaraziła się jego bezpośredniością? Odcień jej rumieńca pogłębił się o pół tonu. – Widzę, że jesteś gotowy, żeby przetańczyć ze mną całą noc? – zapytała niewinnie. Wszystko inne wyparowało jej z głowy – ale akurat by mieć na nią takie działanie, Thad nie potrzebował błogosławieństwa Kręgu. Dopiero gdy odwrócił wzrok na Aslana, Theresa przypomniała sobie, że on wciąż tam stoi. I co teraz?
Niemiec cieszył się, że nie będzie dłużej samemu spędzał tego wieczoru. Ostatnie czego teraz chciał to siedzenie na gałęzi, szwendanie się po okolicy, czy, co gorsza powrót do domu, zwłaszcza po tym na co się zapowiadało. Uśmiechnął się jeszcze szerzej rozchylając lekko usta po usłyszeniu żarciku Toralei. Chociaż rozmawiali jedynie chwilę, Niemiec czuł się bardzo komfortowo, przez co był, tak jak zauważyła dziewczyna, bezpośredni, ale nie przejął się tym aż tak bardzo, widząc, że jej to raczej nie przeszkadza. -Nie przekonasz się dopóki ze mną nie pójdziesz- zaśmiał się Julius- Poza tym, co to za życie bez odrobiny ryzyka- Rauch postanowił ciągnąć to dalej- Znam przytulne miejsce, gdzie moglibyśmy sobie w spokoju posiedzieć, bez niespodziewanych gości, o tej porze dnia przynajmniej.- Gdy skończył mówić, obrócił się bokiem do Toralei i wyprostowując ręką przed nią, zachęcił dziewczynę do pójścia razem z nim.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
5 - Coś się stało kiedy tylko we dwoje dotknęliście wstążkę czujecie do siebie niesamowitą miętę na następne 3 posty (co najmniej, jeśli wolicie może to trwać całą noc). Zapowiada się uroczy wieczór.
Robi Ci się gorąco od samego dotknięcia kamienia, a lśniąca runa dodaje Ci sił. Czujesz, że jesteś niepokonany, a Twoja charyzma i przebojowość sprawiają, że płci przeciwnej trudno odwrócić od Ciebie wzrok. Dodatkowo duch ognia chroni Cię przy skokach przez ognisko, otrzymujesz dodatkowe 40%.
6 - Karmelowy: Mówi się, że smak ten sprzyja figlom! Stajesz się niezwykle uroczy, wszystko zdrabniasz, a do tego masz włosy w kolorze karmelu!
Wstążka sprawiała, że jego towarzystwo na prawdę bardzo jej odpowiadało i pewnie poszła by z nim nawet gdyby jednak był seryjnym mordercą i otwarcie się do tego przyznał. Tym bardziej, że z chwili na chwilę czuła w stosunku do niego większą miętę, zatem jej wzrok robił się maślany gdy utkwiła na dłużej spojrzenie na jego twarzy. W międzyczasie bezczelnie obejrzała też sobie więcej - jego szyje, strój. Na coś ponad to w tej chwili nie mogła liczyć. -W takim razie niech żyje adrenalinka i ryzyko. Prowadź - Magia nie była tu potrzebna, dziewczyna sama z siebie podejmowała lekkomyślne decyzje i pewnie normalnie też dała by się w to wpakować. Dlatego podała mu rękę nie mając zielonego pojęcia jakie miejsce ma na myśli i co sie w nim może wydarzyć. W sumie ma inne włosy, przedstawiła się inaczej. Cokolwiek by z tego nie wyszło jutro będzie mogła udawać, że Vittoria Sorrento nie ma z tym nic wspólnego! Idealna sytuacja! -Boże jaki Ty jesteś przystojny! - Wypaliła nagle bez ostrzeżenia gdy efekt kamienia dotarł do jej naturalnej szczerości i wykorzystał ją przeciwko niej.
z/t x2
Ostatnio zmieniony przez Vittoria Sorrento dnia Sob Maj 09 2020, 22:52, w całości zmieniany 1 raz
Angelus już wiedział, że ten wieczór będzie mile spędzony, a jeszcze fakt, że będzie mógł z nią spędzić czas aż do wschodu słońca, była bardzo satysfakcjonująca. Miał nadzieję, że dziewczyna się z nim nie zanudzi, albo oboje nie zasną wtuleni w siebie. Trzymał delikatnie jej dłoń zauroczony jej pięknymi oczami słodkim uśmiechem. Te wstążki bywały cholernie zdradliwe, bo teraz go ogłupiły i myślał, że się zakochał na zabój. Po prostu miłość od pierwszego wejrzenia. Jej dłonie były takie ciepłe i delikatne, oraz jak zauważył ubrudzone farbkami. Na dłoni, która trzymała dłoń blondynki miał wytatuowaną słodką głowę kociaka, zaś na drugiej dłoni kruka, bądź inne dziwne ptaszysko. Dodatkowo palce tworzyły napis "OPEN EYES" Więcej tatuaży zbytnio nie było teraz widać ponieważ miał jeansową koszulę na długi rękaw, może jeśli się im spodoba to może kiedyś pokaże jej więcej tatuaży, a trochę ich miał. -Niech zgadnę, dzisiaj zanim tutaj dotarłaś natchnęła cię wena twórcza i stworzyłaś na płótnie piękne arcydzieło? - zapytał tym swoim miękkim bardzo przyjemnym głosem. Bardzo mu się spodobało jej imię, ale nie mówił jej tego, bo przecież wyjdzie jeszcze na jakiegoś nachalnego. Wystarczy, że jego matka nazwała go Aniołem, bo już od momentu jego narodzin miała go za boskie stworzenie, które będzie podbijać serca wszystkich panien. Melodia która leciała w tle naprawdę wpadała w ucho, więc gładząc palcem wnętrze jej dłoni spojrzał jej na tyle głęboko w oczy, by mogła się rozpłynąć niczym czekolada, którą ktoś przypadkiem położył na słoneczku i zapytał. -Czy mogę prosić Panią do tańca? - uśmiechnął się delikatnie po wymówieniu tego pytania.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Jak szybko się okazało, Gryfonka jednak nie zapomniała kompletnie o podstawowej czynności jaką było chodzenie. Co prawda wciąż stąpała nieco niepewnie i koślawo - gdyby Darren chciałby być niemiły, to określiłby to mianem "kaczkowatego" chodu - jednak na pewno nie lądowała znów na ziemi. Na propozycję dziewczyny Krukon jedynie kiwnął energicznie głową, mając na razie dość zdrabniania każdego słowa które wydobywało się z jego ust, i poprowadził Olivię na część polany pokrytą tańczącymi parami i nie tylko. Nie wiedział co prawda jak to możliwe, ale dziewczynie udało się przynajmniej raz nastąpić mu stopę - a warto zaznaczyć przecież, że szła obok niego. Shaw nie mógł także nazwać siebie wybitnym tancerzem - podrygiwacz jakich wielu na uczniowskich i studenckich zabawach. I choć okolica i okoliczności pasowałyby do wypróbowania kroków do tradycyjnego Druida czy Czerwonego Zamku z Cardiff, to mimo wszystko Shaw mocno cenił jeszcze swoje duże palce u stóp. Przyciągnął więc Olivię bliżej i zaczął prowadzić ją nieco wolniej. Nie widział problemu w spokojniejszym nieco deptaniu po paluchach, ale przy skakaniu po nich granica wytrzymałości zbliżała się niebezpiecznie szybko. Stópki Krukona odpoczęły nieco w chwili, gdy Celtycka Noc osiągnęła najwidoczniej swój moment kulminacyjny. Po perypetiach związanych z latającymi wszędzie wstążkami, Darren wylądował ostatecznie z powrotem z Olivią. Uśmiechnął się do dziewczyny, która jeszcze kilka chwil temu maszerowała dookoła drzewa pośrodku polany - Ciekawe, czy tam na kogoś nadepnęła - zerkając jednocześnie na wstążkę, która lekko owinęła ich nadgarstki. - Witam z powrotem - powiedział, drugą ręką łapiąc za jeden z końcówek wstążki i ciągnąc go lekko, uściślając węzełek który przedtem wyglądał jakby za momencik miał się rozwiązać - Może jeszcze jedno tańcowanko...? - spytał, kończąc przewróceniem oczu i teatralnym westchnięciem, prowadząc dziewczynę raz jeszcze w stronę tańczącej części polany.
Lyall Morris
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 196
C. szczególne : blizna na dłoni, cierniowa bransoleta, złe intencje
Wydawał się nie zareagować na komentarz czarnowłosego, choć kącik ust drgnął mu nieznacznie. Był niby mądry krukonem, rozłożył jednak bezradnie dłonie, bo choć trochę celtyckich tradycji znał, to zasadniczo raczej niewiele, dużo silniej kładziono presję na to, by pamiętał ścieżki przodków Manxów i potwornych tradycji jego własnej rodziny. Jedni świętowali przyprawiając sobie roki inni polując na mugoli. - Jestem pewien, że jak zapytasz któregoś druida to Ci opowie. - powiedział wcale bez złośliwości, każdy z tych dziadów w sutannach wyglądał, jakby się palił do tego by goszczącym na święcie ludziom opowiedzieć o wszystkim, od porywającego procesu rozwoju korzeni grzybni po, no na przykład chociażby dlaczego ludziom rosną rogi. Obejrzał się jedynie na to znowu przez ramię. Czy przejmował się faktem, że wychodził na pełnoprawnego menela kiedy tak w zasadzie nie był trzeźwy nigdy poza lekcjami, na które i tak chadzał dość rzadko? Trudno mu było znaleźć inne rozwiązanie tej sytuacji, im mniej miał czasu tym gorzej znosił dni bez używek, narkotyków czy alkoholu. Plus dziś miał podwójną wymówkę, że jest tu tłum ludzi i on niespecjalnie czuł się na siłach, żeby z nimi obcować. Nawet nie zauważył swojej pachnącej czarami koszuli, gdy Mahdavi odmówił napitku ten, jak na menela przystało, opróżnił też i drugą szklankę, bo przecież nie będzie marnował alkoholu nawet za nieswoje pieniądze. - Merlinie, to już chyba wolę ziemniaki. - mruknął przebiegając palcami po jednej z książek na straganie. Miał świadomość, że każde zwierzę będące ssakiem daje mleko, ale czy to znaczyło, że koniecznie chciał go próbować? Mleka psa? Mleka jaka? Mleka niedźwiedzicy? Otworzył książkę przyglądając się z uwagą jej treści, choć to było niegrzeczne to się tak zafrasował, że usłyszał jedynie piąte przez dziesiąte o czym brunet opowiadał. Bezmyślnie wziął od niego ten napój, mówiąc "dzięki" pod nosem i wypił czekoladowe mleko przebiegając ciekawskim wzrokiem po literkach spisu treści. - Zobacz, to chyba jakieś eliksiry. - przepisy wydawały się lujowi proste, ale nawet proste eliksiry były dla niego za trudne. Obrócił książkę tak, by syryjczyk mógł rzucić na nią okiem i dopił mleko, dopiero kończąc, zdał sobie sprawę, że to chyba to mleko jaka o którym była mowa. Ze zdziwieniem zauważył, że... było dobre! Złote włosy nabrały ciemniejszych, czekoladowych pasem, a na wiecznie zmęczoną, poważną twarz luja wpełzł szalenie zadowolony, promienny uśmiech. - Bardzo smaczne. - powiedział odstawiając pusty kubek- Wiesz co, wezmę tę książkę. - to powiedziawszy wydobył z kieszeni odpowiednią sumę i wziął książkę pod pachę- Chodź ze mną dalej. - uśmiechnął się do Mithry- Będzie fantastycznie. - puścił mu oczko, wyciągając palce by go złapać za rękę.
Frea Ragnarsdóttir
Rok Nauki : II
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 164
C. szczególne : Mimo, że stara się nad tym panować, zdarza się jej używać złych słów lub niektórych w ogóle nie odmieniać. W rozmowie słychać również jej islandzki akcent.
-Och, naprawdę? -Zapytała, odruchowo dotykając wianka na swojej głowie. W jej przekonaniu wianek wyszedł jej co najmniej średnio, ale skoro Brunowi się spodobał, może nie był wcale taki najgorszy. Z drugiej strony ta stara czarownica siedząca obok niej...Frei wydawało się, że pod nosem rzuca na ozdobę jakieś dziwne zaklęcie, ale nie odczuwając żadnej większej zmiany, postanowiła to zignorować. Teraz również wzruszyła lekko ramionami, po czym wzrokiem powróciła do przyjaciela, który teraz wydawał się być jeszcze wyższy, niż zwykle i szczerze się do niego uśmiechnęła. -Cóż, dzięki. Usłyszawszy odpowiedź Gryfona zmarszczyła lekko brwi i spojrzała w kierunku wielkiego drzewa, które bez wątpienia stanowiło wielką ozdobę, ale mimo, że bardzo chciała, nie widziała przy nim żadnych tańczących dziewczyn, ani nikogo innego. Była lekko zdezorientowana, po pierwsze trochę dziwnym zachowaniem przyjaciela, po drugie dziwnymi rzeczami, które mówił. Kiwnęła więc tylko głową w odpowiedzi na ciekawostkę, którą przed chwilą usłyszała, zastanawiając się przy okazji czy jest to efekt wypitego chwilę temu mleka, czy właśnie poznała ukryty talent Bruna do zapamiętywania nie przydających się w życiu ciekawostek. -Ale przecież nikt tu nie tańczy. -Powiedziała z lekkim opóźnieniem i ziewnęła. W jednej chwili zachciało jej się tak spać, że kiedy usłyszała siadającego koło niej chłopaka, bez zastanowienia oparła głowę o jego ramię i przymknęła ciężkie powieki. Uśmiechnęła się lekko na jego słowa, stwierdzając, że jego zamartwianie się jest niezwykle urocze, po czym niechętnie otworzyła oczy i leniwie uniosła głowę. -Musimy wstać, bo inaczej tu zasnę. Już jest chyba okej. -Dodała, delikatnie wymachując nogami, zupełnie jakby musiała się przygotować na ponowne wyjście do ludzi. Wreszcie wstała i ponownie rozejrzała się po całym terenie, zatrzymując spojrzenie na omawianym chwilę temu dębie. Przed chwilą lekko oświetlany przez unoszące się dookoła świetliki, teraz magicznie rozświetlony przez przedmiot niewiadomego pochodzenia, przyciągał każdą znajdującą się w pobliżu kobietę. Frea również to poczuła. Jakaś dziwna siła kazała jej iść w stronę drzewa, zostawiając biednego Bruna samego. Nie mogła się jednak oprzeć, czując przy tym dziwne łaskotanie w okolicach prawego nadgarstka, oplecionego przez wstążkę. Z łatwością zlokalizowała podobny materiał na wielkim dębie i nie mogąc oderwać wzroku od pistacjowej tasiemki, oplecionej wokół jednej z gałęzi drzewa, zaczęła okrążać drzewo, a później również wokół niego tańczyć. Czuła się jak w transie, a kiedy w jednym momencie się ocknęła, ze zdziwieniem zauważyła, że oprócz niej, wstążkę trzyma również ktoś inny. Z zainteresowaniem powędrowała wzrokiem od dłoni, przez sylwetkę, wreszcie skończywszy na twarzy stojącego przed nią chłopaka. -O, nic się nie stało. -Posłała mu szczery uśmiech, spoglądając w jego stronę zapewne nieco dłużej niż powinna. W tamtej chwili jednak nie myślała co powinna, a czego nie. Z chwilą, gdy wspólnie ze stojącym naprzeciwko nieznajomym chwyciła pistacjowy materiał, poczuła dziwne ukłucie w okolicy klatki piersiowej, zapominając już całkowicie o pozostawionym na murku przyjacielu i wszystkim innym, o czym pewnie powinna pamiętać. -Chyba nie. Frea Ragnarsdóttir, miło mi. -Przedstawiła się, czując przy tym lekkie zażenowanie swoją osobą, połączone jednak z silną chęcią poznania nowo poznanego Maxa Felixa, jak się przedstawił.