W tym małym i dusznym sklepie można kupić wszelakie magiczne zwierzaki. Od pięknych śnieżnych sów, poprzez ropuchy, a skończywszy na kotach. W asortymencie jest tu także pokarm dla różnych zwierząt, oraz wszelakie odżywki i klatki. Przypominamy o punktowych limitach ilości posiadanych zwierząt!
Dostępne przedmioty:
► Akcesoria dla zwierząt (grzebyki, obroże itp.) ► Klatka dla wybranego zwierzaka ► Pokarm dla zwierząt ► Bahanocyd - 55g ► Magiczna siatka do łapania stworzeń wodnych - 65g ► Magiczna siatka do łapania stworzeń lądowych - 65g ► Magiczna siatka do łapania stworzeń podniebnych - 65g ► Rękawice ze skóry węża morskiego - 120g ► Łańcuch Scamandera - 200g
Zwierzęta oznaczone * uznawane są za trudnodostępne – aby je kupić, należy rzucić kostką.
Spoiler:
1, 2 - Sprzedawca patrzy na ciebie nieufnie i zdaje się zbywać wszystkie pytania dotyczące stworzenia, które chcesz kupić. W końcu próbujesz zdobyć informacje bardziej natarczywie, a mężczyzna peszy się i oznajmia, że nigdy nie było tu takich zwierząt. 3, 4 - Nie ma żadnego problemu! Sprzedawca wszystko ci wyjaśnia, daje mnóstwo rad i oczywiście, dokonujesz zakupu. Możesz wrócić do domu z nowym pupilem! 5, 6 - Hm… Nie, chyba nie ma tutaj takich stworzeń… Sprzedawca z tajemniczym uśmieszkiem odmawia, chociaż wcale nie próbuje cię zbyć. Rzuca dziwnymi aluzjami, które jedynie podsycają twoją ciekawość. Ostatecznie okazuje się, że tego zwierzęcia nie ma akurat teraz – możesz spróbować innym razem.
Gdy autobus gwałtownie się zatrzymał Effie wysiadła na Londyńską ulicę. Pierwsze co ją uderzyło to unoszący się w powietrzu zapach spalin, mruknęła coś pod nosem na temat mugolskich pojazdów i ruszyła w stronę Dziurawego Kotła. Weszła do jak zwykle zatłoczonego pubu i nawet nie spoglądając na ludzi w koło, ruszyła na zaplecze, skąd przeszła na ulicę Pokątną. Powoli przemierzała ją spoglądając na wystawy. W końcu dotarła do sklepu który ją interesował, zdecydowanie popchnęła drzwi do Magicznej Menażerii. W środku dobiegł ją zapach rozchodzący się z klatek sów. Odwróciła się więc od ptaków i ruszyła dalej spoglądając na inne zwierzęta w sklepie. Zatrzymała się na moment przy kotach i poobserwowała je przez chwilę. W końcu zawróciła i ruszyła tam gdzie były różne terraria. Tam też dojrzała kameleony z dużym zainteresowaniem spoglądała na nie. Jednak do momentu, aż coś jasno zielonego dostrzegła kątem oka. Spojrzała, a tam dostrzegła najbardziej niezwykłego węża jakiego dotychczas widziała. Na nic nie czekając podeszła do sprzedawcy. Zakupiła tego też węża, pokarm, czyli trochę stworzonek no i coś w czym będzie mogła go później trzymać, nie chciała w końcu aby zwierzak jej uciekł. Gdy sprzedawca podał jej węża przez chwilę się mu przyglądała z zafascynowaniem. - Witaj Sarpedon - powiedziała do węża, bowiem od dawna już wiedziała jak go nazwie. Wsadziła go do specjalnej klatki i opuściła sklep. Idąc, z kieszeni wyciągnęła trochę mugolskich pieniędzy, i gdy już opuściła Pokątną kupiła jeszcze zapas papierosów. Skierowała się na tyły jakiegoś budynku i machnęła różdżką. Ponownie wsiadła do Błędnego Rycerza i udała się z powrotem do szkoły.
Czując lekkie szarpnięcie w okolicy brzucha, wylądowali przed sklepem. Cass znając jej szczęście jak zwykle wywaliła się przy "ostrożnym" teleportowaniu się. Jęknęła niezadowolona, czując jak monety obiły nieco jej biodro. - To chyba tu - rzekła do Willa
Zdziwił mnie trochę fakt, że zaraz po wylądowaniu, Cassie się wywróciła. Powstrzymując chęć zaśmiania się, pomogłem jej wstać, po czym rozejrzałem się. Chyba byliśmy na miejscu. - Więc jesteśmy na miejscu? - zapytałem. Dla odmiany wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i wsadziłem sobie jednego do ust, podsuwając paczkę dziewczynie.
Złapała dłoń Willa i wstała w mokrego chodnika, dziękując chłopakowi cicho. Spojrzała na wystawę. Po lewej można było zaobserwować sowy, wszelkiego rodzaju oraz gatunku. Cass czuła jakby jedna z nich nieco rudawego koloru patrzyła na nią, próbując namówić do kupna. Jednak odwróciła od niej wzrok, spoglądając na prawą stronę. Koty ocierały się o szybę, otwierając leciutko mordkę. - A to ja myślałam, że za dużo palę - prychnęła ze śmiechem (lol) i popchnęła drzwi sklepu.
- Widać nie tylko. - mruknąłem, odpalając papierosa i zaciągając się. Jeszcze bardziej od wywrócenia się Cass, zdziwiło mnie to, że sklep był czynny mimo stosunkowo późnej pory. O tej godzinie, nikt już się nie zagłębiał w okolice Pokątnej w poszukiwaniu zwierzaków. Wchodząc do środka, zerknąłem na wystawę. Te wszystkie urocze króliczki, kotki i inne małe, puchate i bezbronne zwierzątka napawały mnie lekkim niesmakiem, przechodzącym w obrzydzenie, którego nie mogłem powstrzymać.
Weszła do sklepu, robiąc obrót wokół własej osi. Podeszła do lady, przy której nikt nie stał. Stuknęła cicho paznokciami w jej blat i spojrzała na wystawę. Dłonią natrafiła na dzwoneczek, którzy przycisnęła. Obrzydliwy dźwięk spowodował, że skrzywiła się nieco. Jakiś mężczyzna wyszedł zaspany za kotary, ocierajać dłonie o swój fartuch. Wyglądał na góra 50 lat. Posiadał długą, już siwą brodę. - Dobry wieczór - rzekła cicho, zastanawiajac się, czy przypadkiem nie powiedzieć dobranoc.
Spojrzałem na mężczyznę. Nie wyglądał jak stereotypowy właściciel sklepu. W najlepszej formie chyba też nie był. Przywitałem go skinieniem głowy, chociaż był tak śpiący, że nie jestem pewny, czy mnie w ogóle dostrzegł. Nie mówiąc już o obłoku dymu, który wypuściłem ustami, czekając na rozwój sytuacji. - Chcesz się po prostu rozejrzeć? - zapytałem, ignorując faceta, który prawie zasypiał na stojąco.
Cass próbowała nawiązać z mężczyzną rozmowę. Mocno gestykulowała, mówiąc jakie chciałaby mieć zwierzę. Na pewno musiało należeć do towarzyskich oraz energicznych. Czasem mogłoby się przytulić i pospać, zwłaszcza gdy jest zajęta. Musi być oryginalny i zaskakujący. Mężczyzna skinął głową, mówiąć: - Jak sobie coś panienka wybierze, niech zadzwoni. - i zniknął za kotarą. Cass wzruszyła ramionami, podchodząć do Willa - Na razie tak. Jak coś wpadnie mi w oko, to kupię. Mówiłeś o kocie brytyjskim... Widzisz gdzieś takiego? - zaczęła się przechadzać wzdłuż przeróżnych zwierząt. Zawiesiła oko na terrariach, lecz nie widząc gatunku, który chciała kupić, spojrzała ponownie na Willa.
Rozejrzałem się uważnie po sklepie. Był dosyć obszerny, może trochę zagracony, ale na pewno dobrze zaopatrzony. Ruszyłem wgłąb rozległej siatki regałów, klatek i terrariów. Przyspieszyłem, gdy moim oczom ukazał się kojec, z którego dobiegały dźwięki z pogranicza pisków i miauczenia. Pochyliłem się lekko nad barierką, nawet nie sprawdzając, czy Cassie też jest przy kociętach. Wszystkie kotki były małe i puchate, w najróżniejszych maściach i rasach. Niektóre mniejsze, niektóre większe. Nie zważając na protesty jednego z nich, schyliłem się i wyciągnąłem go poza kojec. - Brytyjski krótkowłosy. Liliowy o błękitnych oczach. - powiedziałem, prezentując malucha. - Jeszcze bardzo młody. - dodałem, oglądając go. Dalej znajdował się trochę starszy i większy kot. - Ten już chyba nie jest krótkowłosy. Ale brytyjski. - wskazałem napuszonego kota w rogu. - Więc?
[wygląd kotów: 1 https://2img.net/h/oi46.tinypic.com/2i9125v.jpg i 2 https://2img.net/h/oi47.tinypic.com/29fp1fd.jpg ]
Cass wodziła wzrokiem po zwierzakach w sklepie, aż w końcu ujrzała, że Will zniknął za regałem. Szybko ruszyła w jego kierunku. Włosy spadły jej delikatnie z kitki na ramiona. Unosząc lekko kosmyk, spojrzała na kociaka, którego trzymał Will. - Na Merlina! Jaki on uroczy! Och... chyba go obudziliśmy... - "mała kulka" ziewnęła bez skrupółów. Podrapała go za uszkiem. Gdy Will wspomniał o drugim kocie, nieco starszym, skierowała wzork w tamtym kierunku. - Nie, ten jest lepszy. Spójrz, jaki uroczy i jak świetnie mruczy! Dobra, wiem, że tamten też świetnie mruczy - dodała, gdy ujrzała minę ślizgona - lecz ten ma jakiś wdzięk. Jak sądzisz?
Kotek zamruczał bardzo głośno i wyciągnął głowę w stronę Cass tak bardzo, że prawie ledwo go przytrzymałem, żeby nie spadł. Zaśmiałem się cicho. - Taaak... coś w nim jest. - przyjrzałem się mu uważniej. - Ma lekkiego zeza, ale tak ma każdy mały kot, to minie. - dodałem. - Czyli podoba Ci się?
Cass ponownie podrapała kota za uchem, widząc jego wdzięczną odpowiedź. - Tak, jest śliczny. Mówiłam, że masz nosa do zwierząt - pokazała mu język, wyjmując sakiewkę z pieniędzmi. Chwyciła karmę dla kociaka i postawiła ją na ladzie. Ponownie zadzwoniła dzwoneczkiem, czekając aż zaspany mężczyzna podejdzie do kasy. - Poproszę tego kota - rzekła miłym głosem, zaczynając się zastanawiać nad imieniem dla kota. Muszę poradzić się Eff, świetnie dobiera imiona dla zwierząt. - oraz tę karmę, powinna pasować, prawda? Mężczyzna się nic nie odezwał. Nabił cenę i pokazał na liczniku. Cass położyła odpowednią liczbę monet, dziękując mu cicho za nocną fatygę. Z kotem i karmą pod pachą, podeszła do Willa. - Chciałam Ci podziękować.
Podążyłem za Cassie, niosącej kota i karmę do kasy. Sprzedawca dalej wyglądał niezbyt przekonująco jak dla mnie. Nie przeszkadzało mi natomiast to, że nie odnotował papierosa, którym po raz kolejny leniwie się zaciągnąłem. - Nie ma za co. - mruknąłem, wypuszczając dym. Może kot, którego kupiła dziewczyna miał w sobie "to coś", jednak zwierzęta futerkowe nie są miom konikiem.
Pogłaskała ponownie kota, uśmiechając się radośnie. Ma zwierzaka, co prawda nie takiego jak chciała, lecz ten też spełnia jej wymagania. Wciąż drapała go za uszkiem. - Trzeba Ci wymyślić jakieś imię, kocie - zaśmiała się cicho, jak zwierzak przechylił główkę, aby go dalej drapać. - Will, wracamy czy chcesz jeszcze gdzieś iść? - Cass uznała jednak, że niesienie kota w ręku, nie jest dobrym pomysłem, wróciła się szybko, kupując klatkę. - Już jestem.
Spojrzałem na Cassie. W całym towarzyszącym mi rozkojarzeniu nawet nie zauważyłem, kiedy kupiła kota i klatkę. - Chodźmy już. - powiedziałem w końcu, sam nie wiedząc, czego chcę. Nagle wszystko zaczęło mnie męczyć i irytować. Miałem dość.
Zdziwiło ją zmienione zachowanie Willa. Zmrużyła nieco oczy, próbując domyśleć się, o co chodzi. Westchnęła ciężko. - Tak, lepiej już stąd chodźmy. - powiedziała cicho, ruszając do wyjścia. Czy coś zrobiłam źle?, spytała sama siebie. Lekko przygryzając dolną wargę, zapięła płaszcz. - Dobranoc! - rzekła na do widzenia, otwierając drzwi. Poprawiła jeszcze ułożenie rączki od klatki, aby przestało się jej wbijać w dłoń. Wyszli ze sklepu.
Odetchnąłem z ulgą, gdy wyszliśmy na zewnątrz. Nie rozumiałem tego, co się ze mną działo. Nagle wszystko zaczęło mi działać na nerwy. Przez chwilę zamarzyła mi się moja cicha i spokojna Walia... Ale powróciłem myślami na ziemię. - Dokąd teraz? - zapytałem, zakładając rękawiczki.
Spojrzala na niego niepewnie. - Will... Nie widze, abys mial na cokolwiek ochote - rzekla, kladac mu dlon na ramieniu - Jestes jakby zmeczony - dodala z troska. - I taki nieobecny. Cos jest nie tak?
Weszłyśmy we trzy do sklepu. Ze wszędy rozległy się krzyki, piski i inne odgłosy wydawane przez najróżniejsze zwierzęta. - Zaczynamy szukanie? - spytałam Alison - Bell, na pewno nie chcesz żadnego zwierzaka?
Bell: Weszła do sklepu za Rox. Od razu poczuła zapach który... do najprzyjemniejszych z pewnością nie należał. Starając się nie zwracać na niego uwagi, ruszyła wzdłuż klatek, przypatrując się zwierzakom. - A masz jakiegoś, który jest zupełnie samowystarczalny? I przy tym ładny?
Ali: - Może żaba - zachichotałam i zaczęłam się przyglądac sowom. Spodobała mi się taka jedna, cała czarna. Wyglądała naprawdę ładnie. - Hej, a co myślicie o takiej sowie? - spytałam z zaciekawioeniem Bell i Roxane pokazując na sówkę, która zaczęła się we mnie wpatrywac.
Bell: - Że niby żaba dla mnie? - spojrzała krytycznie obślizgłe coś, wlepiające w nią małe oczka. - Ani to ładne, ani przydatne. Zdajesz sobie, sprawę. że gdybym na nią nadepnęła, co jest więcej niż możliwe, byłoby po niej? - Sowa... zależy dla kogo.
- Właśnie! Bell, co powiesz na sowę? Siedziałaby sobie spokojnie w sowiarni, a tam chyba ktoś je karmi - powiedziałam i zaczęłam oglądać jakąś wielką żabę.
- Sowa jest taka... pospolita. I na co mi ona, gdyby siedziała ciągle w sowiarni? - pstryknęła w dziób ptaka siedzącego najbliżej niej. Chyba mu się to nie spodobało, bo gdyby szybko się nie odsunęła, ten by ją dziobnął. - Widzisz? Już mnie nie lubi.
- Jak chcesz - podeszłam do półki z klatkami ze szczurami - Pomóżcie mi jakiegoś wybrać, ok? - powiedziałam. Wszystkie były takie same, więc nie mogłam podjąć wyboru.
Poszła za Rox i stanęła na przeciwko szczurów. Owszem, były takie same, ale tylko na pierwszy rzut oka. Wzięła w obie dłonie po jednym zwierzaku, chwytając je tak, by nie mogły jej ugryźć, - Patrz - przysunęła je niebezpiecznie blisko twarzy Puchonki. - Ten ma zeza - uniosła szczura po prawej.
- Wolałabym takiego, który go nie ma - powiedziałam z uśmiechem widząc szczura. Wyjęłam z innej klatki zwykłego, szarego szczura o czarnych, inteligentnych oczach - Może tego..