Skąd ona niby miała wziąć liść mandragory? Nie wiedziała, czy takie rzeczy się gdzieś kupuje, czy coś, ale nie robiło to większej różnicy, bo nawet jeśli, to szkoda by jej było galeonów na jakiś szajs do szkoły. Nie po to spieniężyła w pociągu podręcznik z astronomii, żeby to teraz na jakieś zielsko wydawać. Hogwart miał swoje cieplarnie i składziki na składniki, a uczniowie liście musieli se gdzieś narwać? Pomerliniło. Ewentualnie mogłaby podpirzyć z cieplarni i chociaż właściwie mogłaby to zrobić, to jej się niespecjalnie chciało. Pryskać z pierwszej lekcji w semestrze jakoś tak nie wypadało, więc zaryzykowała i poszła nieprzygotowana. Nie ma co się od razu spisywać na straty - może ktoś będzie miał dwa? A jeśli nie, to była mentalnie przygotowana na jakiś ochrzan. Od rana czuła, że dziś straci jakieś punkty. Takie już brzemię jasnowidza - znała przyszłość, ale nie mogła nic na nią zaradzić. Z niechlujnie podwiniętymi rękawami i byle jak zawiązanym krawatem weszła do klasy eliksirów, z zaskoczeniem stwierdzając, że jest pierwsza. W pierwszym odruchu chciała się cofnąć, ale jej wzrok padł na gabloty składników stojące pod ścianami. - No i kierwa, po problemie - rzuciła sama do siebie. Ostatni raz wyjrzała przez drzwi, sprawdzając czy na pewno nie zbliża się nauczyciel, albo jakaś menda, która mogłaby ją podkablować, pizła torbę pod nogi jakiegoś krzesła i podbiegła do półek. Byłoby łatwiej jakby wiedziała jak wygląda liść mandragory, ale tragedii nie było, bo pudełeczka i buteleczki były podpisane. Szybko ściągała kolejne, oglądając etykietki, po czym byle jak odkładała z powrotem, co jakiś czas zerkając na drzwi do klasy.
Autor
Wiadomość
Casey O'Malley
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
O'Malley rozpościerał wokół siebie aurę sprzeczności nie tylko przez dwoistą naturę. Jego naturalna uroda pół-wila ściągała uwagę tak samo skutecznie, jak liczne zbliznowacenia i zbielało oko ją odrywały od jego facjaty. Pomimo wilej natury, która maskowała bladość skóry i wydatne, strute eliksirami żyły, połowa oszpeconej twarzy wyraźnie rzucała się w oczy, kiedy akurat nie padał na nią pół-cień sali i kiedy przez ułamki sekund magiczny urok nie stwarzał zbliznowaceń mniej wyraźnymi. Tak samo było z jego usposobieniem. Chociaż wszedł z rozmachem – był w tym rozmachu także kontrastowy chłód i obojętność, niewspółgrająca z potencjalnie dynamicznymi ruchami. Chociaż wzbił wokół siebie powietrze, co najbardziej musieli poczuć uczniowie siedzący w lewym rzędzie ławek (A), zamachnąwszy się różdżką, którą ugasił lampiony po lewej części lochu, było w tym ruchu też trochę niechlujstwa (wcale nie przez niedowład prawej ręki...). — Witam na lekcjach eliksirów... — wypowiedź zaczął jeszcze w połowie drogi do trybuny wykładowczej, do większości uczniów odwrócony tyłem, a nielicznych - którzy zajęli pierwsze rzędy ławek - bokiem. Mimo to, nie starał się, żeby jego ton rozbrzmiał donośnie po sali, wychodząc z założenia, że to w interesie studentów było upewnić się, że go usłyszą, a jeśli zajęli tylne ławki, dawali mu dowód na to, że dbanie o swój własny tyłek nie było ich mocną stroną. — Jeśli jesteście tu pierwszy raz, ja jestem profesor O'Malley, jeśli tego nie wiecie, nie fatygujcie się, żeby to spamiętać. Skoro znaleźliście się tu z przypadku, nieszybko drugi raz się spotkamy. Dotarł do drewnianego kontuaru, rzucając plik dokumentów na biurko i zmrużył oczy pod naporem niewielkiej łuny światła padającej z trzech okien w lochach. Światło odbijało się w złotych pasmach jego włosów i rozświetlało jego lepszy profil. Druga, niedoskonała część twarzy upewnił się, że zginie w cieniu, jaki padał na lewą część pomieszczenia. Dopiero po dopełnieniu priorytetów, skupiając się na obrzuceniu spojrzeniem także uczniów. Wzrokiem szybko wyłapał @Ruby Maguire i aż prychnął, opierając się obiema dłońmi o kontuar i kręcąc z politowaniem głową na boki. W każdej grupie znajdowali się beznadziejni optymiści, którzy z roku na rok mieli nadzieję, że ukończą ten przedmiot z zadowalającym ich wynikiem. Ruby należała do jednych z nich - nie wróżył jej świetlanej przyszłości. — Tym, którzy mnie znają... — tu zawiesił wzrok na niej i na @Marla O'Donnell, a zaraz potem na @Thaddeus H. Edgcumbe — życzę, żeby ten rok był tak samo czarowny jak poprzedni. Cyniczne uniesienie kącika ust rozciągnęło jego usta w imitacji prawdziwego uśmiechu. — W tym roku nieobecność na zajęciach nie tylko będzie karana minusowymi punktami dla domu, a będzie skutkowała brakiem zaliczenia przedmiotu. Dzień dobry, Panie Edgcumbe. Miło, że postanowił się Pan w końcu pojawić. To nie było zaproszenie do wyjścia, skoro puchon już uczestniczył w początku zajęć, ale coś w tonie Caseya wskazywało na obietnicę, że niektórzy w tym roku nie przejdą do następnej klasy i gwiazda Quidditcha może się zaliczać do tej definicji "niektórych". Jednak nie tylko świecący idol nastolatek padł dzisiaj z początku ofiarą złego humoru nauczyciela. Uwaga O'Malleya padła na jego partnera z ławki, który znalazł się po prostu w złym miejscu w klasie - obok ucznia, który miał czelność osiągnąć szybszą i większą karierę od Caseya, jako eliksirowara. — Niektórym, jak widać się wydaje, że ferie jeszcze się nie skończyły — spojrzał na okulary przeciwsłoneczne @Hariel Whitelight, z mniejszym luzem traktując jego swobodę niż Whitelight, który jeszcze nie wiedział, co go czeka na tych zajęciach. — a skoro Ci niektórzy czują się tu tak komfortowo, zapewne znają już materiał na najbliższy miesiąc nauki i właśnie o nim napiszą esej na trzy rulony pergaminu do piątku. Zrobił krótką przerwę, aby przyjrzeć się liście zapisanych na zajęcia osób. Zdrowym okiem przejechał po kolumnie nazwisk i zatrzymał wzrok na jednym konkretnym, anielskim. Tak... Hariel wyglądał mu na Whitelighta. Był bezwstydnie ładny i tak samo bezczelny. — Whitelight — podsumował — liczę na sprezentowanie Twojej bogatej wiedzy. Po wymianie tych uprzejmości, mogli przejść do tematu zajęć. Dlatego Casey w końcu cofnął ręce z blatu i wyprostował się, w gotowości do pracy podwijając rękawy nauczycielskiej szaty. Chciałby móc rozpocząć zajęcia normalnie, ale kiedy tak stał na przeciwko swojej klasy, Drake Lilac rzucał sobą pokaźny cień na kolegów siedzących za jego plecami. — Lilac, cieszę się, że przyszedłeś się nauczyć czegoś pożytecznego. Twoi koledzy też, więc zapewne chcieliby widzieć coś więcej niż tylko dwa metry żywej masy. Zamień się miejscami z Maguire. Może coś w końcu wyniesie z tych zajęć. To mówiąc, obrócił tablicę za swoimi plecami zaklęciem, na której tyle wypisana była na oko 1/3 ziół z podręcznika "Tysiąc magicznych ziół i grzybów". — Na tablicy wypisałem kilka – słowo wyraźnie trącało sarkazmem – podstawowych ziół, z których część stanowi bazę do eliksirów, jakie macie wystawione na swojej ławce. Waszym zadaniem będzie rozpoznanie, które z nich zawarte są w waszym eliksirze i, co to jest za eliksir.
Każdy z Was rzuca kością 'Eliksir' i kością 'k100'.
Modyfikatory:
-10 - dla wszystkich, którzy siedzą w kolumnie A (bo jest tam ciemno jak w tyłku trolla i cieżko tam pracować). - 4-6 - jeśli w poprzedniej kostce wyrzuciłeś/aś 4-6, wpisujesz wynik rzutu jako modyfikator ujemny (Casey wyjątkowo się dzisiaj na Ciebie zawziął). Jeśli wyrzuciłeś 1-3 - ten modyfikator Cię nie dotyczy. +Wasza liczba punktów z eliksirów - max. 30.
Kość - Eliksir:
Kość wskazuje, jaki eliksir stoi na Twojej ławce.
Kość - k100:
Kość wskazuje powodzenie rozpoznania eliksiru i składników. Zsumuj razem swój rzut 'k100' i modyfikatory rzutu.
1-40 - nie udaje Ci się rozpoznać ani eliksiru, ani nawet jednego jego składnika, co skutkuje niezadowoleniem profesora i -10 pkt dla domu. Służysz jako przykład złego przyłożenia się do zajęć, dlatego masz za zadanie zażyć otrzymany eliksir i powtórzyć zadanie. Rzuć kością 'k100' jeszcze raz, jeśli wylosujesz jeszcze raz tę samą kość - otrzymujesz dodatkowe -10 pkt do następnego rzutu za wkurzenie profesora. Dodatkowo, uwzględnij w poście, jak wpływa na Ciebie zażyty eliksir (jeśli eliksir jest groźny dla Twojego zdrowia, wcześniej skonsultuj jego działanie ze mną na PW lub Discordzie).
41-65 - udaje Ci się rozpoznać albo eliksir, albo składniki - sam wybierz co, ale dostajesz zbiorczą uwagę do wszystkich, którzy podobnie jak ty, udzielili tylko pół poprawnej odpowiedzi, że w eliksirach nie ma miejsca na pół-środki, że nie można znać tylko pół odpowiedzi, dlatego i tak dostajesz -5 punktów dla domu i musisz powtórzyć rozpoznanie, nie wiedząc, co powiedziałeś źle. Rzuć kością 'k6'.Jeśli parzysta - zastosuj się do kostki 66-90. Jeśli nieparzysta - zastosuj się do kostki 1-40 (zignoruj część o minusowych 10 punktach dla domu, Tobie dalej przysługuje -5).
66-90 - Twoje rozpoznanie nie jest idealne, brakuje kilku składników, więc chociaż profesor nie dodaje, ani nie odejmuje Ci żadnych punktów, w nagrodę za swoje niechlujstwo dostajesz kolejny eliksir do rozpoznania. Rzuć kością 'Eliksir' jeszcze raz i tym razem spożyj eliksir, który dostałeś, żeby poprawnie go rozpoznać, zastosuj się do działania eliksiru (jeśli eliksir jest groźny dla Twojego zdrowia, wcześniej skonsultuj jego działanie ze mną na PW lub Discordzie).
91-100 - udaje Ci się rozpoznać zarówno eliksir, jak i wszystkie jego składniki, a chociaż nauczyciel nie wydaje się z tego powodu zadowolony otrzymujesz +10 pkt dla swojego domu i zostajesz strofowany, że powinno Ci to zająć znacznie szybciej. Za swoją powolność zostajesz wynagrodzony możliwością pomocy uczniom, którym poszło znacznie gorzej od Ciebie. Wybierz osobę, której eliksir chcesz zażyć (osoby mogą się powtarzać, jeśli chcecie pomóc tej samej), żeby jej pomóc z zadaniem - zastosuj się do działania eliksiru (jeśli eliksir jest groźny dla Twojego zdrowia, wcześniej skonsultuj jego działanie ze mną na PW lub Discordzie).
Jeśli napiszesz esej na 1500 znaków, otrzymasz 1 pkt do kuferka z eliksirów. Jeśli go nie napiszesz, dostajesz -20 pkt dla domu.
Wszyscy, którzy nie napisali posta, ale napiszą go dziś do północy, mogą uznać, że nie spóźnili się na zajęcia.
Wszyscy inni mogą przyjść jeszcze do 20.03, ale otrzymują -10 modyfikatora do rzutu -10 pkt dla domu za spóźnienie.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Eliksir:Gregory'ego Kostki:27 - 16 (kostka i ciemności egipskie) + 26 (kuferek) => 37 37 - 16 (kostka i ciemności egipskie) + 26 (kuferek) => 47 i 1
Cóż, ciemność w sali zapewne sprzyjała takim szczurom jak pan prowadzący zajęcia, ale chyba nie na tym należy się teraz skupić. Chociaż Wacław rozważał wyciągnięcie różdżki i poświecenie sobie nad składnikami i oświetlenie eliksiru, z którym przyszło mu się mierzyć. Jednak podszedł do tego jakoś niepewnie. Albo zgadnie, albo nie, co nie? Nie może być aż tak źle. Nie zgadł, dostał karne punkty. Trudno, bo niepierwsze i już z całą pewnością nie będą to jego ostatnie ujemne punkty. Pewnie nawet na tych zajęciach jakieś ujemne mu się dostaną, ale to problem nie na teraz. Wacuś musiał zmierzyć się z wypiciem eliksiru, o którym wiedział tyle, co nic, bo przecież żaden łaskawy pan i władca tegoż lochu nie wysilił się na jakąś łaskę. Trudno. To on umrze w Piekle, nie Puchon. Student zaś wypił eliksir ciurkiem, udając, że właśnie shotuje wódkę. Odłożył flakonik z charakterystycznym stukotem na blat i czekał na śmierć. Ta przedłużała nieubłaganie każdą sekundę w istną nieskończoność aż Wodzirej spojrzał błagalnie na @Julia Brooks. Jego twarz malowała się w grymasie niewiadomego przerażenia, którego właściwie nie chciał czuć. - Błagam, zrób mi coś, bo czuje przypływ nieodpartej sympatii do Caseya - wycedził przez zęby w stronę partnerki krucjaty. Mogłaby go teraz znokautować tłuczkiem, rzucić języlępa na mordę, żeby zaraz sala nie usłyszała jakiś zbereźnych słów czystej sympatii do profesora. - Stara, to się nie skończy dobrze dla nikogo. - Oznajmił jeszcze póki prowadzący nie miał doń żadnych pytań. Nawet chęć zaczepienia kolegów w ławce przed nim jakoś nagle i niebezpiecznie znikła na rzecz wyprostowanej postawy i chęci spijania każdego mądrego słowa z ust O'Malleya.
Zoe Brandon
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : dużo gada, nie zawsze z sensem; pachnie konwaliowymi perfumami
Kostka: wynik K6 Miejsce: 6A eliksir: bujnego owłosienia k100: 41-10-4+1=28 drugi rzut: 75 i rozegram w następnym poście żeby nie pisać tu litania
Pierwsze zajęcia po feriach w nowym semestrze, pierwsze po powrocie do szkoły po fenomenalnej wymianie uczniowskiej w Czechach, w którym spędziła jedne z najlepszych miesięcy swojego życia i oczywiście zaspała. Może dlatego, że do niedorzecznie późnej godziny skrobała listy do przyjaciół z Souhvězdí, może dlatego, że ktoś postanowił zorganizować lekcje o jakiejś nieludzkiej porze, a może dlatego, że zwyczajnie nie chciało jej się opuszczać ciepłego łóżka tylko po to, żeby mieszać w kotle jakieś cuchnące eliksiry - ale bez względu na powód, wślizgnęła się do klasy zasapana po dzikim biegu przez trzy tysiące pięter dosłownie tuż przed tym, jak jej próg przekroczył nauczyciel. I to nie byle jaki, a sam Casey O'Malley. Rzuciła się w stronę pierwszego lepszego wolnego miejsca i prędko zaczęła rozpakowywać swoje rzeczy, pobieżnie tylko zerkając w stronę sąsiadów już ją zajmujących - i zdębiała. Bo jednym z nich był @Thaddeus H. Edgcumbe, do którego w zeszłym roku wzdychała (jak pewnie każda nastolatka w Hogwarcie) mimo tego, że prawie ją zabił, szarżując na motorze, drugim zaś @Hariel Whitelight, którego poznać okazji jeszcze nie miała, ale którego anielska uroda dwa dni wcześniej sprawiła, że Zosia zapatrzona w jego piękną postać zderzyła się czołowo z ożywioną zbroją i dostała od niej straszną burę. No, ale co sobie popatrzyła na młodego Whitelighta, to jej. Wypadałoby się przywitać. - Tadeusz. - skinęła mu głową oficjalnie, a mówiła tonem równie ciepłym, co wnętrze tego lochu; nie chowała urazy, broń Merlinie, po prostu nie zamierzała obdarzać sympatią człowieka, który ośmielił się zatańczyć z nią belgijkę na lekcji Howarda i być czarującym, a potem przestał się odzywać. Do Harry'ego z kolei uśmiechnęła się serdecznie (zalotnie), rzucając: - Cześć, jestem Zoe, miło cię poznać, dobry pomysł z tymi okularami, może pomogą na bazyliszkowy wzrok O'Malleya, a nawet jak nie, to są szalenie twarzowe... Lekcja się zaczęła, więc nie było czasu na dalsze zacieśnianie więzi koleżeńskich; westchnęła ciężko, słysząc nieprzyjemny ton profesora który rugał od wejścia każdego kogo mógł, a potem jeszcze ciężej, gdy usłyszała, jakie zadanie ich czeka. Na roślinach znała się całkiem nieźle, ale do eliksirów i ich składników nie miała głowy zupełnie - i kiedy stanęła przed trudem rozpoznania cieczy stojącej przed nią na blacie, nie miała nawet pojęcia od czego zacząć. Eliksir zajeżdżał jakby naftą i był jakiś taki trupio zielony. Co mogło być jego składnikiem? Wymiociny trolla? Nie tylko poszło jej tak źle, że nauczyciel odjął jej punkty, ale w dodatku musiała ten eliksir wypić. Spojrzała z niedowierzaniem na swoich towarzyszy niedoli. - Czy to jest w ogóle legalne? A jak to jakaś... a jak to trucizna? - oburzyła się, krzywiąc na sam zapach cieczy i odetchnęła głęboko - Słuchajcie, jak to trucizna... jeśli umrę... przekażcie proszę mojej babci, że ją kocham, a ty Tadeusz, wiedz, że nie wybaczam ci tego jak mnie porzuciłeś po lekcji DA. Harry... bardzo żałuję, że nie mieliśmy okazji się bliżej poznać. Koniecznie wystosujcie jakiś pozew zbiorowy przeciwko temu draniowi. Żegnam. - oświadczyła uroczyście, ścisnęła dłoń siedzącego obok kolegi w dramatycznym geście i wypiła eliksir w kilku potężnych łykach. Smakował ziołowo, ale obrzydliwie i wbrew temu, czego się spodziewała - nie zabił jej, a tylko sprawił, że pokryła się od stóp do głów bujnymi włosami.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Chciało jej się płakać na samą myśl o lekcji eliksirów, która nie dość, że była o siódmej trzydzieści, to jeszcze z typem, który przejawiał sadystyczne skłonności. Z wielkim trudem wstała z łóżka i ubrała mundurek, chyba trzy razy poprawiając guziki, które zapinała nierówno w rzędzie, bo ledwo widziała na oczy. - To powinno być karalne - zgodziła się z @Ruby Maguire i stłumiła ziewnięcie, którym "zaraziła" ją przyjaciółka. Przetarła zaspane powieki, w ostatniej chwili powstrzymując się przed zaproponowaniem Gryfonce, aby to olały, wróciły do dormitorium i tam beztrosko przeglądały memy na wizbooku albo od razu udały się do skrzydła szpitalnego z zamiarem symulowania jakiejś choroby. Bo miała niejasne wrażenie, że po tej lekcji i tak tam trafią - tylko jeszcze nie była w stanie stwierdzić czy w całości czy przemielone na jakiś eliksir wiggenowy. Westchnęła ciężko i z cierpiętniczą miną, bardzo smętnie przebierała nogami, kierując się do lochów. - Może te łajnobomby podstawimy jednak temu zgredowi? Patol wkrótce odejdzie, a O'Malley nie wygląda na takiego, który prędko pójdzie na emeryturę - rzuciła do Ruby luźną myśl, chociaż na chwilę zapominając, że właśnie pchają się w sam środek chaosu i nieszczęścia. - O nie, nienienienie - zaprotestowała, gdy Maguire zaczęła coś gadać o powrocie do gryfońskiej twierdzy. - Nie po to wstałyśmy o świcie, żeby teraz spierdalać, chodź - złapała ją pod ramię i dziarsko weszła do sali, od razu rozglądając się na boki. - Ale że my jesteśmy przed wszystkimi to naprawdę trzeba gdzieś zapisać - szturchnęła Rubs w żebra i wyszczerzyła się, bo chyba żadna z nich się tego nie spodziewała. Ta bardzo mądrze zajęła miejsce w ostatniej ławce, gdzie miały świetny widok na resztę sali, a co najważniejsze - były jak najdalej od tego tyrana. Zdążyła tylko przeżegnać się kilka razy, pomachać do Tadka i Hariela i westchnąć do Gryfonki, że wolałaby chyba iść na całą noc do pracy niż tu być, kiedy do sali wszedł O'Malley, już z marszu pokazując jakim jest bucem i jak bardzo nienawidzi każdego ucznia. Gdy spojrzał na nią i jej towarzyszkę tej niedoli, przewróciła oczami i już zaczynała cieszyć się, że wybrał sobie inny obiekt drwin, ale prędko dotarło do niej, że przyczepił się bogu ducha winnego @Thaddeus H. Edgcumbe, który oberwał chyba za to, że po prostu żyje i radzi sobie w życiu o wiele lepiej niż niejeden dorosły, w tym zgorzkniały Casey. A potem Harry tylko i wyłącznie za to, że postanowił wyglądać stylowo. Powoli oddychała z ulgą, że tym razem może obejdzie się bez zbędnych komentarzy, ale nauczyciel postanowił zrobić im świństwo stulecia i przesadzić Ruby na sam przód sali. Rzuciła jej szybkie spojrzenie; znała ją na tyle, że wiedziała, że ta zaraz zrobi awanturę na całe lochy, zresztą, było to bardzo niesprawiedliwe rozwiązanie. – Zmieścimy się tu w trójkę, są w końcu cztery miejsca – odezwała się do nauczyciela i zwróciła mu uwagę na szczegół, który być może umknął mu, gdyż taki był zaaferowany ujadaniem na innych, uśmiechając się przy tym uprzejmie. Była gotowa bronić Maguire i nawet rzucić zaklęcie trwałego przylepca, byleby tylko zostały razem. Pobieżnie zerknęła na tablicę, udając wielkiego znawcę, a gdy w końcu O’Malley przestał szkalować każdego po kolei, zajęła się ogarnianiem swojego eliksiru. Spodziewała się, że nawet nie zdąży się dobrze zastanowić, a już skończą się zajęcia, a okazało się, że jest wybitna w kolejnej rzeczy. Ridikuskus rozpoznałaby nawet z zamkniętymi oczami, bo był gwarancją dobrej zabawy i atrybutem praktycznie każdej imprezy, co było jednoznaczne z tym, że wiedziała o nim wszystko. A na komentarz mężczyzny, że powinna to zrobić o wiele szybciej, pokazała mu jedynie w myślach środkowy palec i uśmiechnęła się pod nosem, maksymalnie z siebie dumna.
______________________
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
O'Malley był niestety jednym z tych wrednych i czepialskich nauczycieli, z którymi miał już doczynienia nie raz. Prawdopodobnie mógłby się razem z Reedem i Patusem bić w tym temacie o podium. Fairwyna już nie liczył, bo za to co się stało w pociągu Wang bo wykopała ze stanowiska. Jednak charakterni nauczyciele też portafili wiele nauczyć, co trzeba było im przyznać. Nie spierał się odnośnie zamiany miejscami z Ruby, ale miał pewność że ta zachwycona tym faktem nie będzie w żadnym stopniu. Dlatego też kiedy się z nią mijał rzucił jej przepraszające spojrzenie. Prawdopodobnie gdyby się nie wepchał na sam początek, to by do tego nie doszło. Skończyło się więc tak że wylądował przy Marli do której skinął głową i zabrał się do pracy. Mieli rozpoznać eliksir i jego składniki więc... Przyjrzał się cieczy którą miał zidentyfikować. Złoty kolor, brak woni i nad powierzchnią skakały kropelki. Domyślił się że to Felix, bo sam posiadał buteleczkę. Co do składników to chyba jeszcze pamiętał co było do niego potrzebne. Księżycowa Rosa była na pewno, a ze składników zwierzęcych dopełniały ją czułki szczuroszczeta i jaja popiełka. No przyfarciło mu się że nie dostał Wielosokowego, bo tego już by nie rozpoznał.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Kostka:4 Miejsce: 9A Modyfikatory: - 4 kość - 10 miejsce + 20 za pkt w kuferku = +6 Eliksir:euforii K100:15 + 6 = 21 (-10 pkt dla Domu) 53 + 6 = 59 (-5 pkt dla Domu) => 1 (ponownie -10?)
Choć ostatnio nie miała najmniejszych chęci na uczestnictwo w zajęciach, na eliksiry postanowiła się jednak wybrać. Nawet udało jej się nie spóźnić! Po wyślizgnięciu się do sali popatrzyła na wolne miejsca. Ostatecznie usiadła obok Wacka. Po ostatniej integracji Puchon jakby przestał się jej aż tak bać, więc czemu nie? Może przyda się jej ktoś znajomy na tych zajęciach? Jej optymizm okazał się jednak przesadzony, co szybko wyszło na wierzch gdy pojawił się nauczyciel i zaczęły się zajęcia. Chyba po prostu nie była w formie, bo powoli zbliżała się marcowa pełnia, ale nie udało jej się rozpoznać ani eliksiru, ani jego składników. Westchnęła. Minusowe punkty dla Domu nie bardzo nią wstrząsnęły, bo była już przyzwyczajona, że ostatnio mało co idzie po jej myśli. Zażyła jednak swój eliksir. I choć dzień był parszywy, głównie chyba przez te zajęcia, to jednak jej humor stał się niepoprawnie optymistyczny. W końcu… Czymże były te minusowe punkty? Niczym w zasadzie. Mieli w Domu Gryfa tylu kujonów, że jakoś to odrobią, nie? Ta nagła poprawa nastroju dosyć jasno zasugerowała, że zażyła właśnie eliksir euforii. Ta odpowiedź wydawała się jednak niewystarczająca dla profesora. Zajęła się ponownym rozpoznaniem eliksiru. A raczej przypomnieniem sobie, co wchodziło w jego skład. Ale tego dnia chyba zwyczajnie podpadła profesorowi, bo i tak jej próby wydawały się być skazane na porażkę.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
To, że siedziała z dusza na ramieniu, to było niedopowiedzenie. Była spięta jakby co najmniej miała się spotkać z samym Ministrem Magii, a i wtedy byłaby chyba w lepszym nastroju. Kiwnęła głową przyjaciółce, że koniecznie łajnobomba powinna wylądować w gabinecie tego chuja, a nie dziada Craine’a. Walczyła z samą sobą, żeby nie zamknąć oczu, bo była przekonana, że jeśli tylko to zrobi – od razu zaśnie. Taki był właśnie skutek robienia lekcji o tej porze, nocnej porze, wedle Ruby. Jęknęła i schowała twarz w dłoniach, nawet nie witając się z @Thaddeus H. Edgcumbe, bo przechodziła właśnie jakiś kryzys egzystencjalny i rzucała szkołę, jednocześnie planując swoją przyszłość jako sprzątaczka w rezerwacie, a nie magiwet, bo z takimi stopniami z eliksirów, to mogła co najwyżej pocałować klamkę w klinice dla zwierząt, a nie starać się o staż. Wyprostowała się jak struna, gdy tylko nauczyciel przekroczył próg sali, bo jakaś jej część uznała, że jest spłoszoną gazelą, a nie lwicą z Gryffindoru. Zsunęła się nieco na krześle, jakby chcąc się w nie wtopić i przede wszystkich uciec przed wzrokiem profesora, gdy ten tylko na nią spojrzał. Udawała, że wcale nie zauważyła tego kręcenia głową, jakby była najbardziej beznadziejnym z beznadziejnych przypadków, bo przecież się starała! Czy to nie powinno wystarczyć? Co za chuj – pomyślała tylko, gdy ten zaczął się dopierdalać do Tadka i Harry’ego, chociaż tego drugiego nawet niespecjalnie lubiła. W tej sali jednak wszyscy byli jej najlepszymi przyjaciółmi, skoro mieli wspólnego wroga – O’Malley’a. Na co jej to było? Serio nie mogła ułożyć sobie innego planu na życie, takiego, który wcale nie uwzględniał eliksirów? Zsunęła się w dół jeszcze bardziej, praktycznie spadając krzesła, jakby to mogło jej cokolwiek dać. Nie powinna była tu przychodzić, wystarczyło kilka słów tego socjopaty, żeby utwierdziła się w tym przekonaniu. Nowy semestr wcale nie oznaczał nowej Ruby i już na pewno nie oznaczał nowego Casey’a. Zbladła cała, kiedy tylko nauczyciel stwierdził, że ma się przesiąść do pierwszej ławki. Spojrzała kompletnie przerażona na @Marla O'Donnell, niemalże błagając ją wzrokiem, żeby ta ją walnęła w nos, to przynajmniej pójdzie sobie do skrzydła szpitalnego. Wszystko było lepsze niż pierwsza ławka. Zaraz się chyba zrzyga z nerwów. — To ja już wolę stąd po prostu wyjść — mruknęła, nie będąc pewną czy nauczyciel ją w ogóle słyszał, miała nadzieję, że jednak nie, by powiedzieć głośniej: — Marla ma rację, wszyscy się tu zmieścimy, bez sensu żebym się przesiadała — uśmiechnęła się niewyraźnie, mając wrażenie, że właśnie sobie kopie swój własny grób. @Drake Lilac mógłby się za nią wstawić, może głos prefekta będzie miał jakąś moc. Była przekonana, że jej liczył się tak, jakby była rybą.
// nie rzucam jeszcze kostek, jakby @Casey O'Malley mnie jednak wyrzucił
______________________
without fear there cannot be courage
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Wczesna godzina nie była większym problemem – często zrywał się o porach, które większość ludzi uznałaby zapewne za nieludzkie, żeby przynajmniej móc iść pobiegać przed porannymi zajęciami, aczkolwiek robienie lekcji aż tak wcześnie wydało mu się ciut niedorzeczne, ale nie jemu z tym dyskutować, prawda? Nocy na szczęście nie zarwał, ze swojej małej rutyny – oprócz biegu składającej się też z szybkiego prysznica na odświeżenie i lekkiego śniadania – też rezygnować nie musiał, więc można rzec, że czuł się w miarę wypoczęty oraz rześki, gdy znalazł się pod bramą Hogwartu. Do klasy eliksirów dotarł dość na styk i nawet nie rozejrzawszy się po niej od razu opadł na pierwsze lepsze wolne miejsce. Szczęśliwie zmieścił się w wyznaczonych ramach czasowych, żeby nie ryzykować ściągnięcia na siebie zdecydowanie zbędnej uwagi O’Malleya. Zwłaszcza, że gość był równie sympatyczny co rogogon węgierski i mógłby ze swobodą stanąć w szranki z Patolem o tytuł najwredniejszego oraz najbardziej czepialskiego belfra. Dzień bez dowalenia się do kogoś byłby dla typa prawdopodobnie dniem straconym, więc zaraz na dzień dobry kilku osobom się oberwało, a Ślizgon mógł się jedynie cieszyć, że nie stał się jednym z tych ‘szczęśliwców’. Pierwszy z otrzymanych eliksirów rozpoznał – eliksir bujnego owłosienia miał zbyt charakterystyczny wygląd, żeby go pomylić z jakimkolwiek innym, ale już tak dobrze nie poszło mu z wypisaniem wszystkich jego składników i choć O’Malley niczego mu za to nie uwalił ani nic, to w ‘nagrodę’ musiał rozpoznać kolejną miksturę… poprzez wypicie jej. Wspaniale. Szczęście w nieszczęściu, że nie trafiło się nic dającego dziwaczne efekty – po wypiciu duszkiem zawartości fiolki momentalnie poczuł się bardziej zrelaksowany i odprężony, wyraźnie spokojniejszy, więc z czystym sumieniem mógł stwierdzić, że dostał eliksir spokoju.
Casey O'Malley
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
Dlaczego ślizgoni, nawet byli, nie mogli żyć w zgodzie z, nawet obecnymi, gryfonami? To pytanie zadawano sobie od genezy założenia Hogwartu. A uczennice pokroju Marli czy Ruby dawały Caseyowi nieodparty dowód, że problem musiał jednak leżeć po stronie buty i głupiej odwagi gryfonów. Miał nadzieję oszczędzić sobie tego typu konfrontacji, ale studenci, nieważne jak blisko wieku dorosłości się znajdowali, coraz częściej dawali mu powody sądzić, że zwyczajnie nie interesują się zdobywaniem żadnej wiedzy ani dbaniem o swoją karierę. Chociaż przez dumę nie mógł lubić Thaddeusa - nie mógł mu ując jego sukcesów. Co zaś tyczyło się Ruby, ta była jego totalnym przeciwieństwem. Chociaż nie miała żadnych osiągnięć w dziedzinie eliksirów, a ich zdanie rzutowało na jej przyszłej kariery, obrażała się jak głupia gąska, kiedy dawał jej szansę cokolwiek wynieść z tych zajęć, zamiast kolejnego roku psioczenia na niego ze swoją kumpelą. Uśmiechnął się najpierw do Marli, a później do samej Ruby, zaskakująco przyznając Marli rację. — Oczywiście — skinął głową na zgodę, choć nie dało się ukryć, że już żyłka skakała mu na szyi, kiedy z rozdrażnieniem sięgał do swoich włosów, żeby zaczesać je odruchem w tył. — Zmieścicie się też na korytarzu, co nie oznacza, że to dobry pomysł — dodał, zbliżając się do stolika, przy którym zrobiło się zbyt głośno jak na jego gust. Ruby zdawała się jednak nie podzielać jego zdania, co szybko wywnioskował po jej słowach, które oczywiście - nie uszły jego uszom. Zatrzymał się przy ich stoliku, przysiadając na rogu stolika, przeciwległym do obu siedzeń dziewcząt i wysłuchał jeszcze, co druga z gryfonek ma do powiedzenia, zanim jakkolwiek zareagował na te słowa. — Wiesz co jeszcze jest "bez sensu"? — pytał wyraźnie retorycznie, wystukując palcami jednej ręki niespokojny rytm na krawędzi stolika — Powód, dla którego tu przychodzisz, skoro wolisz wyjść. Jeśli nie planujesz wyciągnąć z tych zajęć żadnej wiedzy, znacznie przyjemniej będzie je oblewać na błoniach Hogwartu niż w tej sali. Zwyczajowo bardzo gardłowy ton, przepalonych strun, teraz o dziwo przybrał nieco miększy ton, kiedy złagodził go instynktownie hipnotyczną nutą, jakiej zawsze używał przy ściszeniu wypowiedzi. Wzrok ulokował bezpośrednio na Ruby, bo jak wiedział, konflikt dotyczył jej problemu z jego osobą, a Marla zapewne odgrywała tu rolę brygadzisty na straży "dobra" Ruby. Zabawnie, bo paradoksalnie, działała tym na jej szkodę. — Wyjaśnijmy coś sobie na szybko, żebyś nie marnowała czasu Twoich kolegów, którego nie mogę przeznaczyć na przekazanie im wiedzy. Przyszłaś tu afiszować się, jak bardzo mnie nie lubisz przez okazanie mi zerowego szacunku, czy zdać ten przedmiot? — pytał poważnie, wyjątkowo bez żadnej kpiny czy nawet odrobiny sarkazmu w głosie. Taksował ją uważnym spojrzeniem, licząc na tak samo poważną odpowiedź z jej strony. Bo chociaż nie był przyjemnym typem i zdecydowanie nie próbował się z uczniami zaprzyjaźniać, dawno już porzucił ideę rujnowania przyszłości uczniów. Zamiast tego, konsekwentnie, co rok przekazywał im swoją wiedzę w ten sam wymagający, konserwatywny sposób, co roku ucząc się, że uczniowie z roku na rok, pochłaniają jej coraz mniej, proporcjonalnie do pewności siebie, jaką nabywają przez wyzwolone czasy i niepisane przyzwolenie społeczeństwa na bycie krnąbrnym, bezkarnym i pozbawionym ambicji. Kiedyś uczniowie zabijaliby się, żeby uczestniczyć w lekcjach byłego, dobrze aspirującego eliksirowara. Dziś woleli z nich wyjść... Naprawdę czasem nie miał sił do tych dzieci. — Nie musisz mnie lubić, żebym Cię czegoś nauczył. Chcesz tu zostać? Twój wybór, ale siejąc kontrabandę z O'Donnell będziesz powtarzać te same, zeszłoroczne błędy. Może przestałabyś dostawać rozstroju żołądka przed tymi zajęciami, gdybyś dla odmiany przyszła na nie z jakąś wiedzą, zamiast buty. Pomyślałaś o tym? Zostań z koleżanką po zajęciach. Wstał z miejsca, nie dostrzegając, mimo zdenerwowania, niebezpieczeństwa przybrania harpiej maski. Denerwował się tyle, ile można było się denerwować z wizji obrzucania się argumentami z nastolatkami. Ostatecznie jednak jej zdanie nie liczyło się dla niego na tyle, żeby mogła go całkiem wytrącić z równowagi. Ze stoickim spokojem rzucił: — Podziękujcie Marli i Ruby, dzięki którym spóźnicie się dziesięć minut na śniadanie. Każda kolejny sprzeciw będzie skutkował wydłużeniem czasu zajęć o kolejne pięć minut.
Ruby i Marla otrzymują do kolejnego etapu lekcji modyfikator -10 za wkurzenie profesora i podniesienie wobec nich wymagań.
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
kostki Eliksir: Ridukuskus k100: 63 - 14 = 49 (-5pkt) Dorzut: 1 --> więc spadam na najniższy poziom
Marszczę brwi na to uściśnięcie dłoni od @Thaddeus H. Edgcumbe, bo ręka mężczyzny jest znacznie większa od moich długich palców chudego prawie artysty. Jednak kiedy słyszę odpowiedź Puchona mruczę och nie i już nawet kładę dłonie na ławce, by uciec. Może i bym to zrobił, wpadając na nauczyciela po drodze, ale wtedy obok mnie pojawia się @Zoe Brandon i wspaniałomyślnie postanawiam zostać. Przekrzywiam z zaciekawieniem głowę na jej chłodne powitanie Tadka, a za to bardzo urocze w moim kierunku. Również uśmiecham się radośnie (zalotnie) i kłaniam się lekko w podziękowaniu. - Mów mi Harry. Skądś cię znam... Z balów? Rodowych sztywnych? Ale byłaś wtedy młodsza i z pewnością nie tak urocza...- zaczynam starając się przegrzebać zakamarki pamięci. Zanim jednak zdążę zasypać Brandonównę komplementmi, wchodzi do klasy nauczyciel. Śledzę go wzrokiem zza czarnych okularów, bo nie mogę się napatrzeć jak sprzecznie wygląda zarówno piękny jak i straszny. - Ktoś powinien go namalować, albo wyrzeźbić - stwierdzam cicho do swoich kompanów z ławki. Myślałem, że nauczyciel wyczuł moje czujne spojrzenie zza okularów, ale tak naprawdę postanowił się do mnie przywalić za moją ulubioną część garderoby. Kilka razy ktoś mnie się czepiał za okularki przeciwsłoneczne (niezbyt często jak zauważyłem), ale jeszcze nigdy nie dostałem za nie dodatkowej pracy. I nawet, szczerze mówiąc, dopóki nie usłyszałem swojego nazwiska nie byłem pewny czy komentarz o feriach jest do mnie. Mimo to zdejmuje okulary i kładę je na ławkę, by nauczyciel mógł podziwiać moje całkowite zdumienie. - Och, ja? Dzielić się swoją wiedzą o eliksirach? - dopytuję i kładę dłoń na piersi. - W żadnym wypadku nie chciałem być nieuprzejmy. Zawsze noszę okulary. Mam lekkie problemy z oczami - tłumaczę prędko i mrużę je odrobinę. Zaczynam w końcu zadanie i szczerze mówiąc, nie mam pojęcia co robić. Czuję tylko imbir i to jedyny składnik którego jestem pewny. Resztę wpisuję na pałę. Robię również spis eliksirów, w których można było go wyczuć (albo tak mi się wydawało). Szczerze mówiąc w mojej liście pojawił się ten co trzeba, ale Casey nie docenił moich prób strzelania, nie podpowiedział mi który to, tylko odejmuje punkty. Nie mam zielonego pojęcia co w nim jest ani który eliksir miał w sobie więcej imbiru. Śledzę kątem oka afery, które jak zwykle robią Gryfonki. Pomachałbym do Marli, żeby przyszła i mi pomgła, a le jest zbyt zajęta bronieniem Ruby. Pamiętam ją, nie dziwię się, że akurat ona coś się sadzi. Wzdycham nad moją żałosną pracą i odwracam się ku Zoe, który ma podobny problem do mojego. - Pewnie ma odtrutkę - stwierdzam pocieszająco na wspomnienie o truciźnie. Unoszę do góry brwi kiedy przed wypiciem szkaluje Puchona obok. - Tadeusz, wstydziłbyś się tego braku szacunku do kobiet - mówię zaczepnie i uśmiecham się lekko na mój świetny żarcik. Podnoszę swoją buteleczkę, by stuknąć się z Zoe i wypić z nią do dna. Kiedy widzę, że koleżanka obrasta futrem zaczynam się śmiać. Najpierw lekko, ale potem nie mogę powstrzymać głośnego śmiechu. Dawno nie byłem tak rozbawiony! Zwijam się obok Zoe rycząc z radości i nie mogę wykrztusić z siebie słowa. Sam nie wiem kiedy wstaję. Ani po co. Nie mogę jednak z tego całego nadmiaru szczęścia powstrzymać się od pląsania po całej klasie. Na szczęście jestem bardzo dobrym tancerzem. Więc oto odkryłem jaki mam eliksir, kiedy między ławkami tańczyłem jakąś salsę, którą kiedyś uczyłem się z Nanael; całkiem zgrabnie i ładnie oczywiście. Tylko śmiech i łzy mi trochę przeszkadzały.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
modyfikatory: -5 za kostkę w pierwszym poście; -10 do kolejnego etapu, bo Casey mnie nie lubi; nie dodaję kufra, bo Ruby wcale nie ma wiedzy kostki:30 (-5) i eliksir gregory’ego → dorzucam k100 jeszcze raz: 91 – 5 = 86 → więc rzucam eliksir raz jeszcze: amortencja pkt dla domu: -10 :DD
Biła się z myślami, patrząc z niedowierzaniem na nauczyciela. Nie sądziła, żeby zrobiła cokolwiek złego – kiedykolwiek na jego lekcjach. Nie odnosiła się też do niego bez szacunku, zakodowała jedynie w głowie, żeby następnym razem marudzić w myślach, a nie na głos, bo nawet mamrotanie nie uchodziło jego uwadze, kto by pomyślał, że miał taki dobry słuch. Powstrzymała teatralne westchnięcie, bo już naprawdę nie miała pomysłu, co zrobić, żeby przeżyć te lekcje. Nie była wcale osobą, która będzie siedziała z podkulonym ogonem i już na pewno jakiś typ o niespełnionych ambicjach nie będzie wjeżdżał na jej własne. Nienawidziła faktu, że musi chodzić na jego lekcje i tego, że ani myślała poskarżyć się ojcu, bo przecież była już dorosła. Sama mogła załatwić pewne rzeczy, no i nie było opcji, żeby przyznała się do własnych słabości. Patrzyła na profesora z niemałym wyrzutem, bo zamiast docenić, że pojawiała się na tych lekcjach i starała się, naprawdę się starała dać z siebie wszystko, to on jak zwykle zdeptał jej chęci jakby były jakąś głupią bahanką. I naprawdę nie chciała wchodzić z nim w większy konflikt, chociaż ten na przestrzeni lat urósł do rozmiarów trolla górskiego. To jednak poczucie niesprawiedliwości wypaliło się w niej na stałe, żarząc się, kiedy tylko wytknął jej brak szacunku. Może i miał rację – nie znosiła go, nie uważała za dobrego człowieka, ale wiedziała, że ma wiedzę. Szkoda tylko, że metody miał chyba sprzed czasów Voldemorta. — Wcale nie afiszuję swojego braku szacunku, bo to nawet nie jest prawda — wypaliła zanim zdążyła się powstrzymać i chyba była już gotowa na wywalenie z klasy. Przynajmniej nie będą musieli już na siebie patrzeć. Walczyła ze sobą, żeby samej zwyczajnie nie wstać, spakować swoich rzeczy i wyjść z klasy. Rzecz w tym, że O’Malley miał rację. Ona musiała zdać ten przedmiot i w tym roku miała te cholerne owutemy. Nie chciała też dawać mu satysfakcji. Nie przeprosiła, ale też nie odezwała się już więcej. Bo chociaż tak bardzo ją kusiło, tak bardzo chciała mu powiedzieć wszystko to, co o nim myśli – to doskonale zdawała sobie sprawę, że nie zaszkodzi już sobie, bo bardziej nie mogła, co reszcie klasy. Nie zamierzała kazać im cierpieć za jej dumę, była na to zbyt koleżeńska. Mruknęła tylko „dobrze”, kiedy wspomniał o tym, że ma zostać w klasie i przepraszająco spojrzała na @Marla O'Donnell. Podniosła się też z krzesła i ostatecznie zamieniła z @Drake Lilac miejscami, patrząc na niego jeszcze przez chwilę błagalnie. Usiadła w tej cholernej, pierwszej ławce i przysunęła do siebie eliksir. Oczywiście nie miała pojęcia co to jest, bowiem po pierwsze – była siódma trzydzieści, po drugie – O’Malley już doszczętnie zniszczył jej wszystkie pokłady dobrej energii i chęci, więc nawet nie robiło jej różnicy, czy jej się uda, czy też nie. I tak dostanie milion ujemnych punktów za samo oddychanie, nie spodziewała się niczego innego. Szczerze nie rozumiała dlaczego musi to wypić. Z jednej strony była przekonana, że nie mógł im dać eliksiru, który zrobi im krzywdę – z drugiej strony, nie wierzyła w jego dobroć ani przez sekundę i jeśli chciałby im podać wywar żywej śmierci, to by to pewnie zrobił. Patrzyła na purpurową ciecz i wzruszyła ramionami, by w końcu wychylić fiolkę i wypić jej zawartość. Skrzywiła się na słodycz tego eliksiru, bo dosłownie chyba wypiła sam miód, może robił ją w konia? Zajęło to kilka sekund, żeby Maguire nagle stwierdziła, że to jej ulubiony nauczyciel i zdecydowanie najlepszy przyjaciel, jakiego kiedykolwiek miałą. Poczuła się tak, jakby mogła mu powierzyć swój największy sekret i nawet poklepała go po ramieniu (!) kiedy mówił wszystkim, jaka to jest okropna. Musiał przecież żartować, bo żaden jej przyjaciel, nie powiedziałby o niej tak źle na poważnie. Zostanie w klasie po lekcji też wydawało się fantastyczną opcją, dlaczego nie chciałaby zostać dłużej z kimś, kogo tak bardzo lubiła? O ironio, kiedy tylko eliksir przestanie działać, Ruby uzna, że profesor zrobił to specjalnie. Ostatecznie jednak udało jej się zidentyfikować lawendę i miód trzminorka, ale zapomniała o lubczyku. Wzruszyła ramionami, kiedy O’Malley wytknął jej niechlujstwo i dziarsko ruszyła po kolejny eliksir. Była przekonana, że jest z profesorem na przyjacielskiej stopie, więc nawet się nie zastanowiła dlaczego kolejny eliksir pachniał tak przyjemnie, dlaczego czuła swoje ulubione zapachy. Wypiła zawartość naczynia i… Na Merlina czy ona kiedykolwiek zauważyła jaki @Casey O'Malley był przystojny? Zawsze sądziła, że musi mieć coś w sobie z wili, ale teraz nawet te blizny wyglądały dla niej niesamowicie atrakcyjnie. O słodka Morgano, jak dobrze, że usiadła w tej pierwszej ławce. — Perspektywa zostania po lekcji jest bardzo kusząca, tylko po co nam tak właściwie Marla? — nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, jakie maślane oczy robiła w stronę profesora, który stał się największą miłością jej życia.
______________________
without fear there cannot be courage
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
eliksir:Ridikuskus wynik:76-10 (za miejsce) – 4 (kostka wejściowa) + 27 = 89 eliksir do wypicia:ridikuskus again
Frekwencja, jak na tak poranne zajęcia, i to u takiego buca, była zaskakująco wysoka. Coraz to nowsze twarzyczki, wymięte niewyspaniem, zaczęły się pokazywać w zimnym i ponurym lochu. I jak to zwykle bywało, przeważali Gryfoni. Najwyraźniej to oni byli wystarczająco głupi odważni, aby kusić los u O’Malleya. Ona, jak na mądrą Krukonkę przystało, uciekła na sam koniec i schowała się za filarem. Może i nic nie było stąd widać, ale wychodziła z założenia, że im krószy będzie miała kontakt z profesorem, tym większa jest szansa na to, że obędzie się bez opierdolu i nieprzyjemności. No i do tego miała doborowe towarzystwo w postaci Wacusia. Uśmiechnęła się ciepło do Puchona, robiąc mu miejsce obok.
- Za Tobą? Całym serduszkiem. A Ty tęskniłeś, królu zaklęć? – zapytała, zanim to lekcja się zaczęła, a wraz z nią nieunikniony konflikt na linii Nauczyciel – Gryfoni. Właściwie to nie dziwiła się studenciakom, bo profesor najwyraźniej postawił sobie za punkt honoru, by go nienawidzono bardziej niż Patola. O to było jednak wyjątkowo trudno, bo Craine był skurwysyńskim talentem czystej wody. – Ślicznie byście razem wyglądali - wyszczerzyła się wesoło do Wacusia. – Dajesz, Wacek. Rób to, co ci podpowiada serce. – Podzieliła się jeszcze perfekcyjną radą. Jak już ktoś zasługiwał na prawdziwą poeliksirową miłość, to właśnie Pan Wodzirej.
Sama z kolei wzięła się za robotę. Obserwowała dokładnie zawartość fiolki, wąchała, starając się wyłapać konkretne składniki i zerkała na tablicę, której właściwie nie widziała. Na szczęście radziła sobie całkiem znośnie, tak więc żadnych ujemnych punktów nie dostała, ale Pan Maruda i tak musiał się dopierdolić i za karę musiała sięgnąć po kolejny eliksir i go tym razem wypić. Wzruszyła więc jedynie ramionami, opróżniła zawartość fiolki jednym haustem i wróciła na własne miejsce. Jednocześnie oczekiwała najgorszego, bo doskonale wiedziała, co też przyszło jej wypić. I niestety, najgorsze przyszło szybciej, niż sądziła, bo ridikuskus zaczął działać.
- Podziękujcie Marli i Ruby, dzięki którym spóźnicie się dziesięć minut na śniadanie. Każda kolejny sprzeciw będzie skutkował wydłużeniem czasu zajęć o kolejne pięć minut.
Krukonka słysząc te słowa, prychnęła głośno przez nos i zasłoniła usta rękawem mundurka, a na policzkach zalśniły łzy rozbawienia.
- Powinnam mu powiedzieć, że śniadanie już było? – zachichotała do Wacka, starając się nie wybuchnąć głośniejszym śmiechem. Tak, ta lekcja nie skończy się dobrze, ale kto by się tym przejmował po ridikuskusie?
Okej, zajęcia o tej porze to nie były zajęcia na których mogłam pojawić się punktualnie. Ogólnie tendencja do spóźniania się mocno się mnie trzymała od kiedy tylko poszłam do szkoły. A tym bardziej jeśli chodzi o takie pory. O siódmej trzydzieści drzemałam jeszcze zwinięta w kłębek w dormitorium Gryffindoru. A pół godziny później kończyłam swój szaleńczy bieg na eliksiry, żeby zatrzymać się zziajana pod klasą. Kij z tym, że mój mundurek wyglądał jak jakaś katastrofa. Krawatu nie miałam, ale i tak nie umiałam go wiązać, więc po co mi on właściwie. Włosy nieuczesane, rozczochrane, z kawałkami listków, których nie zdążyłam wyciągnąć po wczorajszym wieczornym spacerze po lesie. Ogólnie to uznać można było, że całkiem dobrze się prezentowałam. Uśmiechnęłam się pod nosem, pokonując niechęć do otwierania drzwi. - Dzień dobry - powiedziałam całkiem spokojnie i może nawet ciepło po wsadzeniu swojego rudego łebka za framugę. Oczywiście, że nie wiedziałam nic o tym profesorze, a na pewno krążyło mnóstwo fascynujących opowieści, jak dorobił się tych blizn. Wyglądały ciekawie... Zdecydowałam od razu, że chcę usiąść w pierwszym rzędzie tylko po to, żeby móc się mężczyźnie lepiej przyjrzeć. Coś w jego wyglądzie niesamowicie przyciągało. Podreptałam przez klasę, starając się nie zwracać uwagi, że pewnie wybiłam niektórych z pracy. Właściwie co oni robili? Niektórzy pili eliksiry, inni się w nie wgapiali, ktoś gadał. Jakaś dziewczyna pokryła się cała włosami. Ojoj. Niepokój lekko ukłuł mój żołądek. Hmm, chyba powinnam pomóc? Chciałabym, ale w sumie nie znałam rozwiązania na taki problem. - Profesorze, jakie mamy zadanie? - zapytałam, przybliżając się do ławki na przedzie i kładąc swoją torbę obok. Zajęłam miejsce przy @Ruby Maguire do której lekko pomachałam z uśmiechem. Ona też bardzo intensywnie wpatrywała się w nauczyciela. Ogólnie to panowała tu dziwna atmosfera. Trochę do niej nie pasowałam - taka rozluźniona i sympatycznie nastawiona nawet do profesora o tajemniczym obliczu. I nagle zobaczyłam coś, co wywołało szeroki uśmiech na moim obliczu. Jakiś chłopak tak po prostu tańczył. I to świetnie tańczył! Pląsał zgrabnie pomiędzy ławkami, śmiejąc się i dokazując jakby byli na imprezie, a nie zajęciach eliksirów. Z jakiegoś powodu niezwykle mnie to urzekło. Może to jego kosmyki włosów delikatnie opadające na czoło przy każdym z gwałtowniejszych ruchów. Śmiech @Hariel Whitelight był zaraźliwy na tyle, że sama również zachichotałam. Gdyby nie resztki rozsądku, rzuciłabym się, żeby dołączyć do niego w tym tańcu. Zaklaskałam w wyrazie podziwu na ten występ. A właściwie... Pieprzyć resztki rozsądku! Podeszłam do chłopaka, żeby ująć jego dłoń i zakręcić z nim ze dwa piruety, po czym odprowadzić go do jego ławki.
Kostka: 2 Miejsce: 1B Eliksir: Gregory'ego Kostka: 98 (da fak) SPÓŹNIONA Coś czuję, że ja też mogę wylecieć, więc na wszelki wypadek rozegram resztę kostek później :D
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Eliksir:Gregory'ego Kostki:27 - 16 (kostka i ciemności egipskie) + 26 (kuferek) => 37 37 - 16 (kostka i ciemności egipskie) + 26 (kuferek) => 47 i 1
Przecież siadając przy @Julia Brooks Wacuś topił się i nie wiedział czy to jest strach czy jej niesamowita osoba emanująca tak nieopisaną aurą, że aż strach analizować. Jej ewentualne kąśliwe uwagi było niczym najpiękniejsze komplementy, a najcenniejsze było spojrzenie. Może pełne politowania, a może z iskierką lichej sympatii. Student niekiedy miał wrażenie, że to relacja zabawniejsza niż przyjaźń. Czemu? Bo z Brooksował widywał się raczej rzadziej niż częściej, ale jak był obok to czuł się w mocy podbicia całego świata. Świat - tak. Rozpoznanie eliksiry? Thank u, next, bitch - jak to śpiewa pewna mugolska singerka. - Jeju, stara, mój progres w zaklęciach wynosi totalnie -1 - zaśmiał się jeszcze zanim wejście nauczyciela nie wywołało na nim ciarek. Ano i zazwyczaj tak pewne siebie wejście w loch niosło w zestawie dobrą dupę, a dziś tylko minus milion punktów dla borsuków. No i jeszcze same zajęcia nie było takie złe, dopiero gdy w sali zawrzało Kurcza towarzyszka Wacława z lewej i Gryfońska z prawej (tak, @Christina Grim, to o Tobie) zaczęły się śmiać jak naćpane zaś sam Wacław miał ochotę mówić profesorowi rzeczy słodkie niczym miód z lipy na kanapce ofiarowanej lipnemu alergikowi. A Dżulka mówiła o tym, co podpowiada serce, więc jedynym, co pozostawało to napisanie sonetu o ciepłej przyjaźni Wodzireja w stronę O'Malleya (zapraszam do spoilerów). - Oczywiście, że powinnaś mu powiedzieć! - Powiedział na jednym, wielkim wdechu. - Zasługuje na każdą informacje, która pomoże mu chronić swój topniejący się z każdą sekundą autorytet. A to bardzo smutne, a nie chcę być smutny i on też nie powinien, bo byłoby to bardzo niesympatyczne - ano i mimo, iż dziewczyny się śmiało to Wacusia usta ugięły się w smutną podkówkę.
O przyjaźni w wersach kilku:
Twoje lico pyszne niczym gorzki migdał, a czerń spojrzenia robi wiele bym się bał. Bowiem ten strach to strata czasu, chociaż każdy krok w Twoją stronę jak przez masę kwasu.
Wypalasz moją skórę i serce chłodem, na tych zajęciach traktujesz wszystkich jakby byli małym płodem. Nie baczysz na fakt ile duszom niewinnym przelewasz krwi, a zarzucenie Ci braku sympatii jest jak coś, co mnie mdli.
Przyjacielu najdroższy - gdy podziw mój ulatuje, a ja zawsze współczuje, gdy los mi los przykry gotuje. Przepraszam za gorzkie rozczarowanie.
I mądry jesteś tak, Że aż słów podziwu brak, Dlaczego - powiedz mi - tak mało o nas wiesz?
Penny Szilágyi
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : piegi | zapach wrzosów | zaplątane we włosy liście i gałązki | silny węgierski akcent
No więc! Chyba nie zostałam wyrzucona na zbity pysk, zresztą zdziwiłabym się nieco, gdyby tak było. Trzeba być niezłym gburem, żeby nową dziewczynę z drugiego końca świata bezpardonowo wyrzucać z pierwszych zajęć. Chyba nawet mogłabym to zgłosić. Nie to żebym jakoś wykorzystywała swoją sytuację, bo nie jarało mnie wspomaganie się przywilejami i nie chciałam mieć forów albo żeby ktoś myślał, że idę na łatwiznę. Radziłam sobie nieźle, umiałam już nawet trafić do dormitorium (poniekąd), a teraz liczyłam na zwyczajną lekcję. No może nie zwyczajną, bo takiej jeszcze nie przeżyłam. Zawsze działy się różne dziwactwa i nierzadko coś wybuchało. Tak teraz zatańczyłam chwilę z jednym z chłopaków odzianych w szaty z nutą zielenie. Ciekawe co to oznaczało! Gryffindor miał w końcu kolor czerwony, więc musiał być z innego domu. Wow. Odeszłam, żeby usiąść na przedzie sali i przyjrzałam się eliksirowi na ławce. No, nigdy nie byłam w to za dobra. Ciężko przy takiej ilości eliksirów umieć je łatwo rozpoznawać. I tak wszystkich nawet nie znałam. Podrapałam się w czoło, gdy dalej myślałam nad substancją. Hej! Chyba akurat tę miksturę kojarzyłam. Kiedyś była na imprezie, no i na jakichś zajęciach również ją przerabialiśmy. Podniecona tym, że poprawnie rozpoznałam eliksir Gregory'ego aż się uśmiechnęłam. Ten boost do motywacji sprawił, że nawet jego składniki pojawiły się w mojej pamięci i mogłam wszystkie wymienić. Fuck, ale ze mnie kujon. Wiedziałam, że tak naprawdę to kwestia zwykłego szczęścia, ale i tak mnie to cieszyło tak, że ja nie mogę. Dostałam punkty dla domu!!! Gryffindor! To ja, jestem Gryfonką i zdobywam punkty dla NASZEGO domu, ale super, ale fajnie. Nanana. Wypięłam pierś z dumą prezentując herb domu lwa. Nawet fakt, że coś tam profesor marudził, że za wolno to zrobiłam (jak kurde za wolno? Inni ledwo zdążyli odkryć co to za eliksir, a ja już wymieniłam wszystkie składniki, no halo, ale czepianie się z tyłka, żeby przyćmić mój sukces, o nie, ja się tym nie przejmę) nie sprawił, że gorzej się poczułam. Jakby w tych lochach były jakieś okna to teraz spłynęłaby na mnie wielka smuga światła i sam duch Godryka przyszedłby mi pogratulować. Zaśmiałam się cicho pod nosem, wyglądając pewnie jak jakąś rąbnięta. Podreptałam do @Christina Grim widząc, że chyba jeszcze nie uporała się z zadaniem. - Hej, pomóc? Jestem Penny. - delikatnie się uśmiechnęłam. Miałam czas, więc przez chwilę pozostałam przy nowopoznanej Gryfonce. Trzeba wspierać swoich, a ja absolutnie uwielbiałam wszystkich ludzi z Gryffindoru, których do tej pory poznałam. Wypiłam jej eliksir z lekką obawą, że może to być błąd, ale... nie był! Eliksir euforii! Teraz nie powinna mieć problemów z zadaniem. Od razu poczułam jeszcze większy przypływ dobrego humoru i kiedy wracałam do swojej ławki niemal podskakiwałam podśpiewując.
Casey O'Malley
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
Zaskakujące, że pomimo bardzo niskiej opinii, jaką Casey miał na temat wiedzy swoich uczniów, i tak ich przecenił... spodziewał się, że mniej z nich będzie potrzebować skosztować eliksir, żeby móc ocenić jego zawartość. Ostatecznie skończyło się na tym, że połowa uczniów nie miała najmniejszego pojęcia o eliksirach, które Casey uznawał za fundamenty nauki, a druga połowa zmuszona była pomóc pierwszej. W efekcie, nie obeszło się bez ani jednej osoby, która nie zostałaby odurzona eliksirem... Casey, choć stał przy drewnianej trybunie, opierając się o nią tyłem, ze splecionymi na piersi rękoma i wyglądał przy tym na zaskakująco spokojnego, ostatecznie powstrzymywał się przed przyłożeniem dłoni do twarzy w charakterystycznym wyrazie rezygnacji. Stracił nadzieję, że ktokolwiek w tej klasie zda egzaminy. Nawet @Wacław Wodzirej i @Julia Brooks, który zdawali się wykazywać jakiś mały potencjał, zawiedli po całej linii. A w swojej łaskawości, nawet nie zdążył się jeszcze do nich o nic dzisiaj przyczepić. Najlepiej mieli uczniowie, którzy nie wiązali swojej przyszłości z eliksirami i nie wykazywali się ani szczególnym talentem, ani jego brakiem na tych zajęciach - tych Casey traktował z mniejszą uwagą. Jego obecna, skupiona była na Ruby, która ostatecznie dała się namówić na zmianę miejsca - do czego to doszło, że jako nauczyciel musiał negocjować ze swoimi uczniami... Dlatego odprowadził ją wzrokiem aż nie usiadła na miejscu, a chwilę potem jego spojrzenie mimochodem powędrowało na eliksir w jej rękach. Stał stosunkowo blisko, przez co zapach ulatniający się z odkorkowanej buteleczki od razu dotarł do jego nozdrzy. Eliksir Gregory'ego. Kącik jego ust drgnął w cynicznym uśmiechu, to oznaczało, ze przynajmniej przez chwilę problematyczna Gryfonka mogła się wydać mniejszym utrapieniem. Chociaż nie zrobił tego specjalnie! Chwilę potem skierował wzrok na innych. Akurat do klasy weszła Gryfonka, której nazwiska nie znał. Przywitał ją jednak należycie: — Dziesięć ujemnych punktów dla Gryffindoru. Whitelight zapozna Cię z treścią Waszego wspólnego zadania domowego, skoro jesteście już ze sobą tak blisko — skomentował uszczypliwie ten krótki taniec, jaki miał miejsce, nie mogąc jednak całkowicie winić gryfonki za jej zachowanie. Wchodząc do sali w tym momencie też zapewne uznałby te zajęcia za istny cyrk... Powinien był to przewidzieć. Niezmiennie łapał się na tym, że jakkolwiek nie gardził wiedzą swoich uczniów, ich większe niż zakładał braki cały czas go zaskakiwały. — Brandon, Rowena przewraca się w grobie. Odepchnął się od kontuaru, co było iście wybitnym pomysłem, po tym, jak kątem oka dostrzegł i poczuł zawartość drugiej buteleczki, jaką Ruby pochłonęła. Utwierdziły go w tym jej słowa. Słowa, które strategicznie postanowił udać, ze nie usłyszał. Mijając pierwszą ławkę zbliżył się do @Zoe Brandon, otwierając z pamięci podręcznik na stronie, opisującej eliksir bujnego owłosienia i bez słowa wskazał jej akapit, który opisywał, że eliksir nakłada się na skórę, a nie spożywa doustnie, w większości przypadków. — Whitelight, załatw potwierdzenie u Whitehorn, ale dodatkowa praca i tak Ci nie zaszkodzi. Pomożesz koleżance. Zatrzymał się na chwilę przy tym stoliku, przywołując zaklęciem eliksiry z gablotki, które opadły na stolik zajmowany przez Zoe, Thaddeusa i Hariela. — To Wasze następne zadanie - Eliksir Przywracający - przeciwdziałający na rzucone uroki. Jeśli uczono Was, że możecie przeciwdziałać na trucizny i działanie eliksirów, wyłącznie antidotum przeznaczonym na to przeciwdziałanie - zostaliście nauczeni źle. Istnieje szansa przeciwdziałania efektom eliksirów, czy trucizn jakimkolwiek, zbliżonym antidotum, które jednak nie będzie w 100% skuteczne. Znacznie lepsze efekty osiągnęlibyście warząc antidotum sprecyzowane pod kątem przeciwdziałania konkretnym eliksirom, ale zakładam, że założenie, że spamiętacie setki różnych antidotum jest zbyt optymistyczne. Zainteresowani mogą spożyć Eliksir już teraz, celem ułatwienia sobie pracy — tu spojrzał szczególnie na tych, którzy dotknięci zostali upierdliwymi efektami eliksirów, jak eliksir Ridikuskus, czy nieprzyjemnymi, jak eliksir bujnego owłosienia. — Eliksir może nie przeciwdziałać Amortencji i Eliksirowi Płynnego Szczęścia. Oba eliksiry mają zbyt silne działanie, żeby mogły zostać osłabione uniwersalnym antidotum. Zgadywał jednak, że Ruby była zbyt zamroczona działaniem eliksiru żeby chcieć sięgać po antidotum, a Drake i Thaddeus nie mieli powodu rezygnować z dodatkowego rzutu szczęścia na zajęciach. — Przyłóżcie się do tego zadania porządnie. Nie liczyłbym na to, że szczęście zawsze wzrasta wraz z centymetrami i masą ciała — spojrzał wymownie w kierunku Drake'a i Thaddeusa, którzy mieli niesamowitego farta zażyć rzadko spotykany Eliksir Płynnego Szczęścia.
Rzucasz kością 'Litery' i kością 'k100'. @Thaddeus H. Edgcumbe i @Drake Lilac są zwolnieni z rzutu kostek - dostają najwyższą ocenę i najwyższy wynik kostek. Chyba, że z jakiegoś powodu chcą sobie rzucić i dobrze to uzasadnić w poście.
Kość - Litera:
Określa ilość czasu przeznaczoną na uwarzenie eliksiru i wydarzenie losowe.
A – 20 min – działa na Ciebie wili urok Caseya, przez chwilę czujesz się zmotywowany żeby mu zaimponować, przez co praca przebiega Ci bardzo szybko.
B – 21 min – dotarły do Ciebie opary z eliksirów euforii, płynnego szczęścia, czy eliksiru spokoju, przez co dużo łatwiej pracowało Ci się nad swoim antidotum
C – 22 min – Casey pomógł Ci z kilkoma krokami warzenia eliksiru, przez co praca przebiegła Ci trochę szybciej niż normalnie.
D – 23 min – Casey zatrzymał się przy Twojej ławce, żeby bez słowa podkreślić kilka tekstów małym druczkiem w podręczniku, które usprawniły Twoją pracę.
E – 24 min – nic się nie dzieje, to po prostu Twoje tempo pracy.
F – 25 min – nic się nie dzieje, to po prostu Twoje tempo pracy.
G – 26 min – Chwilę Ci zajmuje znalezienie odpowiedniej receptury w podręczniku, dlatego zaczynasz pracę z lekkim opóźnieniem.
H – 27 min – Światło z okien świeci ci cały czas prosto w twarz, przez co ciężko Ci wykonać zadanie / Jeśli siedzisz w rzędzie A - to masz wrażenie, że światło schowało się za kolumnami i jest jeszcze ciemniej niż wcześniej.
I – 28 min – Casey co chwilę zwracał Ci uwagę, co robisz źle, bo akurat był obok, albo przechodził obok, przez co nie mogłeś się skupić na zadaniu, tylko cały czas poprawiałeś swoje błędy, nawet jeśli były one czasem drobne i nieznaczące.
J – 30 min – Casey prawie cały czas stał nad Tobą i patrzył Ci na ręce, albo ręce Twojego kolegi. Ciężko powiedzieć, ale fakt faktem, rozsiewał wokół siebie wyjątkową, rozpraszającą aurę, przez co ciężko było Ci się skupić na wyznaczonym zadaniu i wykonaniu go w czasie (opisz krótkie działanie uroku wila na Twoją postać).
Za każde 8 pkt w kuferku można odjąć 1 minutę. Jeśli ktoś chciałby zwiększyć czas warzenia eliksiru, droga wolna.
Każdy kto uwarzył swój eliksir może opuścić klasę, uwzględniając, że musi siedzieć 10 minut dłużej za zbiorczą karę za Ruby i Marlę. xD
Kość - k100:
Określa efekt uwarzenia eliksiru oraz ocenę z Twoich działań.
1-29 – Twoje warzenie eliksiru to seria tragicznych wydarzeń. Sam opisz jakich, biorąc pod uwagę, że poszło Ci naprawdę dramatycznie, a na koniec eliksir buchnął Ci oparami w twarz. Dostajesz Trolla, a wściekły Casey, w którym uruchomiłeś charakterystyczne wile zmarszczki w kącikach oczu, wyprosił Cię z sali. Przynajmniej masz szybciej wolne.
30-44 – poszło Ci tak żle, że Casey nawet nie skomentował Twoich prób, uznając, że jesteś przypadkiem nieodratowalnym. Polecił Ci zamiast tego, żebyś od następnych zajęć przesiadł się do kolegi, który ma od Ciebie lepsze oceny (wybierzcie proszę tych, co maja najwięcej +85 punktów w końcowym etapie) i wyjaśni Ci co zrobiłeś żle. Jakby tego było mało, wraz z innymi kolegami, którym poszło tak samo, jak Tobie, dostajesz zalecenie od profesora posprzątania stanowisk tych osób, które opuściły salę. Dostajesz Okropny.
45-59 – Nie poszło Ci tak źle jak innym, ale coś ewidentnie idzie nie po Twojej myśli. Pomieszałeś kroki, przez co eliksir przybrał zły kolor i zapach, a na domiar złego eliksir wzmocnił działanie Eliksiru pod wpływem którego jesteś/byłeś. Ale spójrz na to z innej strony - - przynajmniej zadziałał i nie przypomina niezdatnej do niczego brei. Dostajesz Nędzny.
60-74 – Napotkałeś na swojej drodze kilka przeszkód, składniki nie chciały się pokroić, eliksir w trakcie zmienił barwę na złą, ale udało Ci się skorygować ten błąd, chociaż zmarnowałeś na to trochę czasu (+2 minuty do wykonania eliksiru). Ostatecznie Twój eliksir ma bardzo nikłe działanie, prawie w ogóle na Ciebie nie wpływa, ale przynajmniej działa. Dostajesz Zadowalający.
75-84 – Cały czas szło Ci przeciętnie dobrze. Jesteś jednym z tych najnudniejszych uczniów, na których Casey w ogóle nie zwrócił uwagi, którzy stabilnie, powoli robią co do nich należy nie popełniając przy tym dużych błędów, przez co pozostajesz anonimowy i niewidoczny na tych zajęciach. Finalnie Twój eliksir ma bardzo nikłe działanie, więc możesz być z siebie dumny, pomimo, że ten prawie w ogóle na Ciebie nie wpływa, ale przynajmniej działa. Dostajesz Zadowalający.
85-95 – Zadanie poszło Ci przyzwoicie. Mogłeś, ale nie musiałeś napotkać na swojej drodze jakieś przeszkody, które szybko skorygowałeś, dzięki czemu Twój eliksir jest przyzwoity i ma tak samo przyzwoite działanie. Nie jest tak skuteczny jak eliksir profesora, ale jesteś na dobrej drodze do sukcesu. Dostajesz Powyżej Oczekiwań.
95-100– dla tych, którym warzenie eliksiru poszło tak dobrze, Casey pozwolił wziąć eliksir dla siebie z komentarzem: "że raczej się nim nie otrujecie". Zyskujesz Eliksir Przywracający (nie ma go na spisie, spróbuję zgłosić go do administracji na dniach, bo to Eliksir kanoniczny xD ale gdyby coś poszło nie tak to przydzielę Wam inną nagrodę). Dostajesz Wybitny.
Jeśli w poprzednim etapie wyrzuciłeś 90+ możesz podnieść ocenę o 1, ale uwaga - maksymalnie do PO.
Modyfikatory:
-10 za siedzenie w kolumnie A -10 za spóźnienie -10 za wyrzucenie w poprzednim etapie kostki 1-40 lub kostki 41-65 przerzuconej na nieparzystą. -4-6 jeśli w poprzednim etapie wyrzuciłeś kostki 4, 5 lub 6 + ilość punktów w kuferku
Wzór kodu (nie musicie linkować, wierzę Wam na słowo):
Kod:
<zg>Kość - litera:</zg> czas wylosowany + bonus krócenia czasu za punkty w kuferku <zg>Kość - k100:</zg> wynik rzutu kostką +/- modyfikatory <zg>Efekt:</zg> Ostateczny opis efektu kości k100 po uwzględnieniu modyfikatora, własnymi słowami lub przekopiowany opis kostki. <zg>Zażyte antidotum:</zg> tak/nie
Możecie się podzielić zadaniem domowym, jeśli napiszecie je wspólnie, esej musi zawierać 750 znaków, a jeśli samodzielnie - 1500 znaków. Jeśli nie wyślecie zadania domowego, otrzymujecie -20pkt dla domu, ale jeśli napiszecie, otrzymujecie 1 punkt do eliksirów.
Postarajcie się odpisać do 27.04 i dać zt - z wyjątkiem Ruby i Marli, które nie mogą wyjść z tematu.
Osoby, które zostają sprzątać, mogą ale nie muszą zostać także fabularnie. Jeśli zdecydują się niefabularnie - niech po prostu napiszą, ze szybko uwinęli się ze sprzątaniem i nie bardzo interesowała ich wymiana zdań między Ruby, Marlą i Caseyem.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Kość - litera:A = 21 minut – 3 minuty (za pkt w kuferku) = 18 minut Kość - k100:94 – 10 (za miejsce) – 5 (za zażyty eliksir) – 4 (za kostkę k6 w I etapie) + 27 (pkt w kuferku) = 102 Efekt: dla tych, którym warzenie eliksiru poszło tak dobrze, Casey pozwolił wziąć eliksir dla siebie z komentarzem: "że raczej się nim nie otrujecie". Zyskujesz Eliksir Przywracający (nie ma go na spisie, spróbuję zgłosić go do administracji na dniach, bo to Eliksir kanoniczny xD ale gdyby coś poszło nie tak to przydzielę Wam inną nagrodę). Dostajesz Wybitny. Zażyte antidotum: nie
Na propozycję zażycia antidodum zareagowała gromkim śmiechem. Nawet nie próbowała powstrzymać cieknących jej po policzkach łez rozbawienia. Jeżeli nauczyciel sądził, że ot tak zrezygnuje z cudownego działania tego narkotycznego eliksiru, to się srogo mylił. Zresztą, pod jego wpływem stawał się nawet znośny, podobnie jak co poniektórzy uczniowie, którzy zjawili się dziś na lekcji. Naćpana jak Riedel i wyszczerzona jak Joker, kręciła w kociołku, szatkowała kolejne składniki, rozcierała je w moździerzu i nuciła pod nosem pieśń o radiotelegrafiście. Bawiła się naprawdę wybornie. Ba, była to najlepsza lekcja eliksirów, na jakiej była! Widząc czujne oko nauczyciela, pomachała mu wesoło, a nawet zasalutowała, zanim to wróciła do dalszej pracy. Nim się zorientowała, było już po wszystkim. Antidotum powstało wyjątkowo szybko i sprawnie, tak więc, gdy skończyła, ponownie pomachała do Caseya z bananem na kruczej mordce.
- Panie Kierowniku, gotowe! – rzuciła beztrosko, po czym wybiła rytm na niewidzialnej perkusji. – A tak w ogóle, to wie Pan, co Krukon ma pod łożkiem? Krukon ma pod łóżkiem sprzątać. Także no, chętnie zostanę i pomogę.
Kość - litera: H Kość - k100: 91 - 4 (kostka z poprzedniego etapu) - 5 (modyfikator indywidualny) + 5 (kuferek) = 87 Efekt: Zadanie poszło Ci przyzwoicie. Mogłeś, ale nie musiałeś napotkać na swojej drodze jakieś przeszkody, które szybko skorygowałeś, dzięki czemu Twój eliksir jest przyzwoity i ma tak samo przyzwoite działanie. Nie jest tak skuteczny jak eliksir profesora, ale jesteś na dobrej drodze do sukcesu. Dostajesz Powyżej Oczekiwań. Zażyte antidotum: nie muszę, bo nie piłam żadnego eliksiru
Nie spodziewała się, że ta pozornie niewinna uwaga, że przy stoliku jest wystarczająco miejsca i próba uratowania przyjaciółki przed zsyłką do pierwszej ławki skończy się taką draką. Wiedziała, że O’Malley to nauczyciel, który trafił do szkoły za karę a nie z powołania i jego jedyną rozrywką w życiu było ujadanie i podkopywanie entuzjazmu uczniów, ale liczyła, że nie dyskutuje niepotrzebnie z czymś, co wydawało jej się logiczne. Otóż nic bardziej mylnego. Siedziała więc wbita w krzesło i słuchała. Słuchała jak mężczyzna jebie Ruby za samo istnienie i odwagę, aby się z nim w czymś nie zgodzić (tu akurat nie była zaskoczona, że tak szczekał, bo ludzie jego pokroju zawsze mieli rację). Jak dusił w zarodku chęć przyjaciółki do uczestnictwa w zajęciach, mimo że nie miała drygu do mikstur i ich po prostu nie lubiła. Z jego każdym kolejnym słowem zaciskała pięści coraz bardziej, licząc w myślach do stu, żeby się rozproszyć i niepotrzebnie nie odezwać – bo i tak nic by to nie dało. Dlatego kiedy usłyszała, że mają zostać po lekcjach, coś się w niej zagotowało. Było to poczucie niesprawiedliwości tak silne, że niemalże trawiło ją od środka, jednak bardzo rozsądnie wzięła głęboki wdech i tylko szalone kurwiki w oczach sugerowały jaka jest roztrzęsiona tym jawnym aktem prześladowania przez profesora. Z bólem patrzyła jak @Ruby Maguire odchodzi na sam przód klasy i szybko poprosiła świętego Patryka, aby miał ją w swojej opiece, bo wierzyła, że to właśnie one są ofiarami, a Casey bezwzględnym oprawcą. Potem posłusznie zabrała się za rozszyfrowywanie swojego eliksiru i gdy dobiegła jej uszu uwaga Gryfonki, otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Aż za dobrze znała działanie amortencji – może i nie była specem od eliksirów, ale pamiętała Hawka, który w pociągu jak pod wpływem uroku wskoczył do łóżka Fairwyna, zakochany w nim po uszy. I naprawdę liczyła na to, że nauczyciel jakoś zareaguje. Że miał jakiś plan b, skoro podstawił takim amatorom jak oni amortencję i miał świadomość, że ktoś ją może wypić. I znów się srogo rozczarowała. Nie wiedziała jakimi sadystycznymi pobudkami się kierował, a ona i tak miała już wystarczająco przejebane, żeby teraz dodatkowo pogarszać swoją sytuację. Dlatego czujnym okiem obserwowała Rubs i jednym uchem słuchała O’Malleya, który jak gdyby nigdy nic pierdolił coś o robieniu antidotum. I nawet jej, kurwa, nie pochwalił za tak sprawne rozpoznanie eliksiru, mimo że jako jedna z nielicznych (a może i jedyna, sądząc po stanie innych?) nie musiała go próbować. S k a n d a l. Smętnie zabrała się do roboty, posiłkując się szczątkową wiedzą i podręcznikiem; kroiła i przygotowywała składniki, wrzucała je do kociołka, starała się nie pomylić przy kierunku mieszania jego zawartości, aby ostatecznie uznać, że nic więcej tu nie wyczaruje. Czekała więc aż tyran pozwoli wszystkim wyjść i rozpocznie kolejną krucjatę - skierowaną na dwie niewinne Gryfonki.
______________________
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Bycie na Felixie było... dziwne. Trochę jak bycie pijanym, ale też nie do końca. Ciężko mu było ten stan opisać, ale zdecydowanie można uznać go za jeden z przyjemniejszych w jakich kiedykolwiek się znajdował. No zdecydowanie było to lepsze uczucie niż przechodzenie pełniowej przemiany. Siedział więc zfelixowany i słuchał co O'Malley pitolił o eliksirze przywracającym. Coś mu się też przypomniało że istniało ogólne antidotum na większość pospolitych trucizn oraz jeszcze jedno na eliksiry miłosne, a w tym amortencję. No ale lekcja dotyczyła przywracającego, więc na temat tamtych dwóch nic nie powiedział. A za warzenie eliksiru zabrał się z ochotą, a sam proces przebiegał mu wyjątkowo sprawnie i bez żadnych przykrych niespodzianek, a wyszedł na tyle dobrze że profesor pozwolił mu zatrzymać buteleczkę. Z zadowoleniem więc zabrał się za sprzątanie.
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Kość - litera: H Kość - k100:8- 10 - 5 to dopiero - 7 a jedzie dalej, wiec nie ma co liczyć Efekt: Zażyte antidotum: nie
Najpierw świetnie się bawię, bo @Penny Szilágyi postanowiła pójść ze mną w tańce. Obracam ją zgrabnie chichocząc nieustanie. Oczywiście nauczycielowi wcale to się nie podoba, nie wiem dlaczego, jestem niesamowitym tancerzem i na pewno to było warte zobaczenia. Jednak jak prawdziwy dżentelmen całuję dłoń Penny i siadam na miejsce, nadal śmiejąc się jak idiota. No może odrobinę się uspokajam. Ale muszę przyznać, że mój eliksir jest wyjątkowo męczący i trudno mi się skupiać w robieniu czegokolwiek innego, jeśli co raz wybucham śmiechem. - Mam wziąć ją teraz do pielęgniarki? Czy poczekać na koniec lekcji? - dopytuję profesora, wskazując na obrośniętą futrem dziewczynę obok i znowu nie mogę powstrzymać histerycznego śmiechu. Jeszcze na dodatek to na naszą ławkę wyrzuca jakieś graty. To kolejny powód do prób stłamszenia kolejnego wybuchu chichotu. Dramat. Już brzuch mnie straszliwie boli od tego całego śmiania się. Nawet ostatni tekst, którym wyraźnie dogryzał Tadeuszowi, wydawał mi się być jakimś najlepszym żartem w historii. Kiedy mam do uwarzenia eliksir - nic dziwnego że idzie mi beznadziejnie. Po pierwsze, jak mam cokolwiek kroić kiedy ręce mi się trzęsą ze śmiechu. Trudno odmierzyć jakąkolwiek procję składnika przez nieustanny chichot. To nie wszystko. W moim rzędzie jest ciemno jak w jakimś... lochu więc nawet gdybym nie trząsł się jak idiota, to musiałbym pójść gdzie indziej, żeby zauważyć co w ogóle robię. To czego mi nie można odmówić - to staram się. To chyba kwestia tego, że jestem w tragicznych warunkach i bardzo chcę cokolwiek zdziałać sprawia, że staram się bardziej niż na jakiejkolwiek lekcji ostatnimi czasy. Strasznie długo siedziałem nad tą moją porażką. Oczywiście bez potrzeby. Bo oto w końcu na skutek mizernie wrzuconych składników, wszystko wybucha mi w twarz, ja śmieję się w niebogłosy, a Casey mówi, że mam stąd spadać. Nie dziwne, nic ze mnie nie bezie w takim stanie. Biorę pod rękę @Zoe Brandon i mówię przez łzy śmiechu, ze wezmę ją od razu do pielęgniarki. Zbieram swoje rzeczy i uciekam jak szybko mogę do Perpetuy w poszukiwaniu pomocy.
zt ja i Zoe
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Kość – litera:B → 21min Kość – k100:43 – 10 (Casey mnie nie lubi) – 10 (kostki etap wcześniej) – 5 (za kostkę w pierwszym poście) = 18 Efekt: dostaję trolla, bo zepsułam wszystko co mogłam!! ale nie wychodzę, bo Casey chce na mnie dłużej popatrzeć Zażyte antidotum: NIE DOSTAŁAM
Była tak tragicznie nie skupiona, tak bardzo rozproszona, nie poznająca swoich myśli, które teraz tańczyły jedynie wokół nauczyciela eliksirów. Rozmarzony uśmiech nie schodził jej z twarzy, a wzrok nie opuszczał profesorowej sylwetki, kiedy tak wodziła zielonymi oczami za @Casey O'Malley, uznając, że była taka głupia i nierozsądna, kiedy darzyła go jakąś niewytłumaczalną nienawiścią. Nie rozumiała dlaczego tak bardzo miałaby go nie lubić, kiedy to był przecież najznakomitszy czarodziej jakiego znała. Nic jej już nie przeszkadzało, nie słuchała też w ogóle co mówił, chociaż niezwykle skupiała się na brzmieniu jego głosu. Merlinie, gdyby tylko była w stanie świadomie myśleć – już dawno wyszłaby z klasy, zanim będzie za późno, zanim stanie się prawdziwa katastrofa. Żadna z jej myśli nie była jednak klarowna, wszystkie przysłoniła chmura działania amortencji, sprawiając, że O’Malley stał się kimś tak niezwykle dla niej ważnym, choć wcale nie potrafiła tego wytłumaczyć. Zmrużyła oczy, kiedy nie odpowiedział na jej pytanie, kiedy jawnie ją zignorował i nawet odchrząknęła, całkiem głośno, by tylko na nią spojrzał. Nie wierzyła w to, że jej jakże głębokie uczucie nie było odwzajemnione. Miłosny eliksir sprawiał, że była tak zamroczona, jak jeszcze nigdy i nawet malediwska mieszanka, którą wypiła z Darrenem podczas ferii, nie mogła się równać z tym co czuła teraz. Ruby miała prawie że dosłownie założone różowe okulary, nie, one były przyklejone zaklęciem trwałego przylepca i co gorsze – ani myślała się ich pozbywać. Dlatego też zmarszczyła brwi, gdy do jej uszu dotarło coś o antidotum. Dlaczego miałaby chcieć jakiekolwiek antidotum? Przecież wszystko było w porządku, wszystko tak jak powinno być, przecież Casey był jej najbardziej ulubioną osobą na świecie. Beznamiętnie zabrała się za robienie eliksiru, ale chyba nawet nie wiedziała jakiego. Nie patrzyła jak wrzuca składniki, nie myślała o tym jak i w jaką stronę powinna mieszać, jedynie pozerkiwała co chwila na profesora, skrycie licząc na to, że ten w końcu do niej podejdzie. Nagle eliksir zabulgotał całkiem niepokojąco, chociaż niespecjalnie się tym przejęła. Nie miała przecież pojęcia, że oprócz amortencji działają na nią opary eliksiru euforii. Jak więc miała przejmować się teraz czymkolwiek? Jedyne co zaprzątało jej głowę to fakt, że nauczyciel chyba wciąż ją ignorował. Dlatego kiedy totalnie popsuła eliksir, kiedy coś niebezpiecznie z kociołka buchnęło – zobaczyła swoją szansę na ściągnięcie w jej stronę profesora. — Ojej — ojej, słowo, które nigdy w życiu nie padłoby z jej ust; zatrzepotała rzęsami, patrząc spod nich na Casey’a — Chyba przydałaby mi się pomoc — rzuciła, w swoim mniemaniu bardzo zalotnie, jakoś tak nie widząc w tym nic złego, choć normalnie takie słowa uznałaby na tej lekcji za istne samobójstwo. Teraz na pewno do niej podejdzie!
______________________
without fear there cannot be courage
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Kość - litera:J => 27 min (- 3 za kuferek) Kość - k100:92 - 26 (-10 za I etap, - 10 rząd A, -6 pierwsza kostka) + 29 (kuferek) => 95 Efekt: Przyzwoity, wręcz wybitny Zażyte antidotum: Nie, bo przyjaźń to magia, a przyjaźń z O'Malley to najlepsza przygoda!
To nie Tap Modyl, aby oceniać cudzy potenszjal na podstawie jednego odcinka. Chociaż Dżoanka Krupa mogłaby być zdania odmiennego. Niemniej miło było przejebać sobie nieco z Brooks w ciemnym rzędzie i walczyć o każdy skrawek wiedzy na zajęciach. Wszak czy jest coś lepszego niż edukacja przez zabawę? Zapewne jest, ale Wacuś nie znał, więc tego nie uznawał. Nie mógł też odmówić sobie braku skupienia, kiedy warzył eliksir. To przynajmniej miła odmiana, bo umiał to robić. No i dobra, robił to długo, zapewne nawet wyszedł z zajęć pod sam koniec. Tylko jak tu się skupić, kiedy profesor krąży wokół ciebie z zalotnością kota? Oczywiście, godne pożałowania, bo Wacław jest w drużynie wilkołaków pjesków. Niemniej magnetyzm profesora działa. Wręcz sprawiał, że Puchon nie umiał się oprzeć w głowie wizualizacji duetu swojego z O'Malleyem. Zaśpiewaliby słodką Kalinę Jędrusik, bo też z eliksirami i cyckami było podobnie. Lepiej te swoje lubić niżeli nie. Należy przyznać, że to stresujące poniekąd. Tak dogorywać jako ostatni przy garach, być kuszonym na monogamiczne pokusy przez obecność grona pedagogicznego. Nagle też ludzie zaczęli się rzucać na pomoc w sprzątaniu. - Też mogę sprzątać! - Wszystko, aby odciążyć przyjaciela O'Malley! - Jak skończę, jeśli kiedykolwiek skończę - bo mógł nie skończyć. Tego nigdy. Tylko tak mieszać w kotle, dodać odpowiednie zioła i liczyć, iż ów eliksir kiedyś dojdzie do ładu. - Kiedyś mógłbym skończyć - dopowiedział, śpiewając pod nosem, że w nim to jest seks.
/Um, bo ja nie umiem liczyć przepraszam
Ostatnio zmieniony przez Wacław Wodzirej dnia Sob 26 Mar - 0:48, w całości zmieniany 2 razy
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Kość - litera:E – 24 min – 2 min za pkt = 22 min Kość - k100: 52 – 10 za miejsce – 10 za kostki z poprzedniego etapu – 4 za kość + 20 pkt kuferkowe + 5 mod. Indyw. = 53 (ewentualnie 43, nie jestem pewna. Najwyżej zmienię) Efekt: Nie poszło Ci tak źle jak innym, ale coś ewidentnie idzie nie po Twojej myśli. Pomieszałeś kroki, przez co eliksir przybrał zły kolor i zapach, a na domiar złego eliksir wzmocnił działanie Eliksiru pod wpływem którego jesteś/byłeś. Ale spójrz na to z innej strony - - przynajmniej zadziałał i nie przypomina niezdatnej do niczego brei. Dostajesz Nędzny. Zażyte antidotum: nie
Zajęła się pracą na zajęciach do tego stopnia, że nawet niespecjalnie zwróciła uwagę na profesora, który siał postrach wśród innych uczniów. Cóż, to po prostu nie był jej dzień, i jakoś przestała się tymi niepowodzeniami za bardzo przejmować. Może to była też kwestia zażytego przez nią eliksiru? Bo nawet udawany smutek Wacka jakoś dziwnie ją bawił. A może nie taki udawany? - Cześć. Jestem Christina – przedstawiła się dziewczynie (@Penny Szilágyi), którą kojarzyła z widzenia. Właściwie była pewna, że jej eliksir jest nieszkodliwy, więc podsunęła go dziewczynie. A co tam. Niech i ona się trochę rozweseli. Bo pracy Kryśki na tym etapie lekcji już chyba nic nie mogło uratować. Wysłuchała przemowy nauczyciela dotyczącej kolejnego etapu zajęć. Ciężko jednak było jej się na tych słowach skupić. Może przez ten niezwykle dobry humor? Cóż, nie zamierzała z niego rezygnować. Zabrała się za warzenie swojego eliksiru. Z opisu brzmiał on jak ciekawa i przydatna mikstura. Na pewno warto będzie ją znać, bo przyda jej się nawet w pracy. A nawet jak teraz pójdzie jej kiepsko, to praktyka czyni mistrza, czy jak to mówią… Trudno powiedzieć, by poszło jej dobrze. Ale przez wypity wcześniej eliksir i tak nie traciła dobrego humoru. Po uwarzeniu eliksiru nie miała pojęcia, czy po prostu nie wykazywał on żadnego działania, czy może działał na odwrót… Nadal nie miało to dla niej większego znaczenia. W dobrym humorze ogarnęła swoje stanowisko i nawet jakieś sąsiednie. A potem opuściła salę nie przejmując się kiepską oceną.
/zt?
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Kość - litera:I → 28 min - 2 min [za kuferek] = 26 min Kość - k100: 5 c': + 5 [modyfikator indywidualny] + 22 [kuferek] = 32 Efekt: Poszło Ci tak źle, że Casey nawet nie skomentował Twoich prób, uznając, że jesteś przypadkiem nieodratowalnym. Polecił Ci zamiast tego, żebyś od następnych zajęć przesiadł się do kolegi, który ma od Ciebie lepsze oceny (wybierzcie proszę tych, co mają najwięcej +85 punktów w końcowym etapie) i wyjaśni Ci co zrobiłeś źle. Jakby tego było mało, wraz z innymi kolegami, którym poszło tak samo, jak Tobie, dostajesz zalecenie od profesora posprzątania stanowisk tych osób, które opuściły salę. Dostajesz Okropny. Zażyte antidotum: nie
Nie zdecydował się na zażycie antidotum – eliksir spokoju bardziej pomagał tutaj niż szkodził, więc niwelowanie jego skutków raczej minęłoby się z celem. I mogłoby doprowadzić do najpewniej nieprzyjemnej sytuacji, gdyby przestał być pod jego wpływem. Tak jak wcześniej O’Malley nie zaszczycał go specjalnie uwagą (całe szczęście), tak teraz robił to zdecydowanie w nadmiarze, utrudniając mu przy tym znacznie pracę swoim czepialstwem, bo inaczej ciężko byłoby określić jego pomocne wskazówki. Zdawał się niczym jakiś sęp krążyć w pobliżu zajmowanej przezeń ławki i przypierdalał się o praktycznie każdą – nawet zupełnie błahą i na dłuższą metę nic nie znaczącą – pierdołę, którą niby robił źle, więc większość czasu spędzał na poprawianiu tych rzekomych błędów niż skupianiu się na samym warzeniu. Nie było to ani trochę pomocne, a jedynie frustrujące i chyba jedynie zażyty eliksir spokoju pozwolił mu, cóż, zachować faktyczny spokój w tej sytuacji. Nic dziwnego, że w takich warunkach poszło mu zwyczajnie źle – wprawdzie nie aż tak, żeby zawartość kociołka wybuchła mu w twarz czy coś, ale wciąż na tyle kiepsko, by powstała mikstura nadawała się jedynie do wylania. Nauczyciel skwitował to dość wymownym milczeniem i polecił mu od następnych zajęć przesiąść się do kogoś, komu poszło lepiej, a także… posprzątać stanowiska tych, którzy skończyli dzisiaj wcześniej. Świetnie. Ślizgon wysłuchał tego zupełnie niewzruszony, wciąż pozostając pod zbawiennym działaniem eliksiru spokoju, a potem zaledwie przewrócił oczami i westchnął bezgłośnie pod nosem, zachowując dla siebie uwagę, że może jakby przez ostatnie prawie pół godziny belfer nie dowalał się do każdej drobnostki i dał mu skupić się na eliksirze, to zapewne poradziłby sobie lepiej; wcale też nie potrzebował, żeby mu ktoś tłumaczył co zrobił źle. Nie nadałby sobie może miana jakiegoś mistrza kociołka, nigdy zresztą nawet do podobnego nie aspirował, ale na ogół sobie radził. Zwykle jednak nikt mu się tak bardzo nie wpierdalał w robotę. Niemniej ogarnął swoje stanowisko i te, które tego potrzebowały, ale pozostały już bezpańskie, a nikt inny się nimi wcześniej nie zajął. Z tym uwinął się raczej sprawnie – nikt mu w końcu nie zawracał przy tym czterech liter – by móc jak najszybciej się stąd wyrwać, bo miał lepsze rzeczy do roboty. Trwającą w tym czasie konwersację pomiędzy Casey’em a dwiema Gryfonkami zignorował zupełnie, bo go ona ani trochę nie obchodziła.
| z/t I suppose...
Casey O'Malley
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
— Rewelacyjnie, Brooks, czekasz aż Ci za to przyklasnę? — uniósł nieco brwi, patrząc na krukonkę śmiertelnie poważnie. Nie przyznałby tego, ale pomimo jego suchego komentarza, fakt, że planowała zostać, pozostał zapisany w jego pamięci na plus. Dość miał bowiem uczniów, którzy dla zasady planowali nie spełniać oczekiwań nauczycieli. Jakby zapominali się czasem, że byli w szkole, a nie na obiedzie u rodziny. Rozumiał jednak, że mieszkanie w jednym budynku mogło być dla niektórych mylące, szczególnie tych niektórych pozbawionych autorefleksji. — Whitelight,.. — miał coś jeszcze powiedzieć, ale chyba nie do końca się zrozumieli, więc po prostu pozwolił mu wyjść. Tak. Pozwolił, chociaż nie planował, ale lepiej było mu z myślą, że to on tak zarządził, a nie Hariel sobie wydedukował i podjął niezależnie sam tę decyzję za niego. Ostatecznie było o jedną głośną osobę mniej w sali, a kiedy klasa opustoszała z jeszcze większej ilości osób, Casey w końcu mógł nieco rozluźnić spięte mięśnie karku, do którego przyłożył dłoń, odchylając głowę na boki. — Maguire, O'Donnell, napiszecie zeszłoroczny egzamin z zielarstwa. Jeśli jesteście tak wspaniale przygotowane, jak Wam się wydaje, że nie potrzebujecie moich zajęć - droga wolna. Możecie się wypisać, pod warunkiem, że zdacie egzamin na minimum Zadowalający. To mówiąc wręczył im pergaminy wyciągnięte z biurka, a sam siadł za nim, cierpliwie i konsekwentnie ignorując spojrzenie i słowa będącej pod wpływem amortencji Ruby.
@Ruby Maguire , @Marla O'Donnell - nie musicie się przejmować kostkami na zdanie egzaminu. Obie otrzymujecie Trolla, bo materiał, który wręcza Wam O'Malley znacząco wykracza poza poziom Waszej wiedzy na dzisiejszy dzień. Plus dodatkowo, podejrzewam, że żadna z Was nie przygotowała się dzisiaj na podsumowanie kilku lat nauki.
Punkty do kuferków i dla Domu rozdam w weekend. Wszyscy, co wzięli udział w 2 etapach otrzymują 2 pkt do kuferka, pozostali 1 pkt.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Lekcja eliksirów - wstęp Ilość punktów z eliksirów: 29+5=34 Ilość punktów z zielarstwa: 7+1=8 Nastrój: 8, w końcu elki, cnie? Zgoda na obrażenia podczas lekcji: Tak Obrażenia lekkie: Tak Obrażenia mocne: Tak
Wężowa mama, arszenikowa księżniczka, albo po prostu Becia. Nomenklatura była nieistotna. Liczył się fakt, że Dear, a właściwie Whitelight wróciła do szkoły. Była to miła odmiana po ostatnich lekcjach z Panem Marudą. Temat lekcji niespiecjalnie zachwycał, bo Julka nienawidziła zielarstwa. Kojarzyło jej się z brudem za paznokciami, dziwnymi zapachami i równie dziwnie pachnącym, wiekowym Profesorem. A co z faktem, że zielarstwo jest ściśle powiązane z eliksirami, które przecież lubiła? Ano nic. Nie trzeba było wiedzieć, jak wyhodować ziemniaka, żeby umieć zrobić z niego frytki, prawda? Podobnie było z eliksirami. Nie musiała chodzić po łące w poszukiwaniu składników, skoro robili to inni. Ale mniejsza o to!
Krukonka z dawno niewidzianym u niej entuzjazmem wskoczyła w starą poplamioną szatę, którą to zawsze zakładała na lekcje eliksirów. Poprawiła niebiesko-miedziany krawat oraz idealnie równą grzywkę, nasunęła na stopy trampki i z wigorem opuściła pokój wspólny. Jak się szybko okazało, pojawiła się w klasie jako pierwsza. Mimo to przywitała się ze ścianami, usiadła w ostatniej z ławek i zaczęła wyciągać cały majdan: podręczniki, kociołek, fiolki, moździerz, woreczek mojo. A, no i najważniejsze – notatki, o których wspominała Becia! Wykorzystując fakt, że nie było nikogo, zanurzyła się w informacjach na temat magicznych roślin, pogwizdując przy tym wesoło.