Brzeg ciągnie się niemal bez końca. Im bliżej brzegu tym wilgotna trawa powoli ustępuje błotu i mokremu piachu. Fale szkolnego jeziora są niemal niewyczuwalne. W tym miejscu zazwyczaj uczniowie wylegują się na słońcu zaś w zimie niejednokrotnie miłośnicy sportu urządzają sobie jogging.
Autor
Wiadomość
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Nancy wcale nie miałaby nic przeciwko takiemu nachodzeniu tak od czasu do czasu. Byli tacy prowadzący, z którymi spędzanie czasu było przyjemnością. Oczywiście w granicach rozsądku i od czasu do czasu, nie przesadzajmy, jednak była studentką, a on nauczycielem. Co nie zmienia faktu, że w innej sytuacji może mogliby się zakumplować? Nie było jednak czasu na podobne przemyślenia. Z zacięta miną, przesunęła dłonie na pałce, zacisneła mocniej palce i uniosła ramiona w górę, by przygotować się na kolejny cios. Wcale nie trzeba było jej proponować nagród, żeby przyłożyła się do zadania. Starała się, po prostu jej nie wychodziło. Mimo wszystko na tą propozycję kąciki jej ust uniosły się w górę w rozbawieniu. Walsh był niemożliwy. - Czy to nie podchodzi pod lekkie faworyzowanie? - Zapytała z rozbawieniem, ale nie czekając na dalsze zachęty przygotowała się do odbicia. Zamachnęła się najpierw na próbę, by lepiej wyczuć sprzęt, a kiedy kula poszybowała w jej kierunku odbiła ją, skupiając się na celu. Tym razem trafiła niemal perfekcyjnie! Woda oblała Josha, a Nancy wydała z siebie zwycięski okrzyk. W końcu! Z najszczerszym uśmiechem radości podleciała do nauczyciela i zgrabnie zeskoczyła na ziemię. - Sam się pan prosił! - Skomentowała spoglądając na mokrego mężczyznę. - Ale na ocenę końcową jeszcze popracuję. - Dodała, żeby wiedział, że nie zamierza tutaj się zatrzymywać, tylko dalej będzie ćwiczyć i iść do przodu. - Bardzo panu dziękuję za poświęcony czas i wszystkie rady. Każda wezmę sobie do serca i mam nadzieję, że na meczu będzie pan ze mnie zadowolony. - Dodała jeszcze na koniec, opierając się o miotłę. Liczyła, że będzie co podziwiać na boisku i pokaże się jednak z jak najlepszej strony. Jeszcze miała czas na kolejny treningi, ale teraz musiała odpocząć. Nie było sensu się zajeżdżać, mięśnie też musiały mieć czas na regenerację, najlepiej w domu, pod kocem i z kubkiem herbaty.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Jeszcze Josh musiałby rzeczywiście spacerować po terenie zamku, żeby zagadywać do studentów, czy uczniów. Robił to tylko w godzinach dyżuru, a resztę spędzał na błoniach, albo w gabinecie. Ostatnio także w Hogsmeade, gdzie powoli remontował dom. Nie podchodził do młodzieży, wychodząc z założenia, że raczej nie mieli ochoty z nim akurat rozmawiać, a jeśli ktoś już chciał, to wiedział jak go znaleźć. Nancy była tego idealnym przykładem. - Nie jestem idealnym profesorem - odpowiedział ze śmiechem. Mogli go posądzać o faworyzowanie Puchonów i nawet nie próbowałby się bronić. Wciąż miał borsucze serce i nic tego nie potrafiło zmienić. Owszem, sędziowanie było obiektywne, ale zdecydowanie głośniej krzyczałby na trybunach "Hufflepuff do boju!" niż dopingował Gryfonów. Czekał na ruch dziewczyny i nie zawiódł się. Poczuł, jak wodny tłuczek uderza go w tors i po chwili stał cały mokry z szerokim uśmiechem na twarzy. No proszę, idealnie! Nawet cieszył się, że nie dostał w twarz, choć teraz i tak musiał doprowadzić się do porządku. Wycelował różdżką w siebie, aby wysuszyć ubranie, spoglądając przy okazji na Williams. - Prosiłem, prosiłem. Obyś tak trafiała w trakcie meczu - odparł, skinąwszy jej lekko głową. Dobrze, że nie osiadała na laurach i chciała pracować dalej nad własną grą. Taką postawę się chwaliło. Zaraz też uśmiechnął się do Nancy, nieznacznie wzruszony jej słowami, choć nie dawał tego po sobie poznać. - W razie problemów, albo chęci rozmowy, po prostu się odezwij. Jestem po to, żeby wam pomagać, nie tylko organizując zajęcia. Trzymam za was kciuki - pożegnał się, po czym wetknąwszy dłonie do kieszeni, ruszył w stronę zamku, wciąż jeszcze nieco mokry po treningu, ale przepełniony cichą radością. W końcu jego dom powstawał z kolan. Oby następny sezon był dla żółtych pomyślny.
/zt x2
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Nic nie mogła poradzić na to, że naprawdę miała ogromną ochotę popływać. Wiele działo się w jej życiu w ostatnim czasie i nie miała odpowiedniej sposobności, aby to odreagować. Wiele emocji kłębiło się w tym mizernym ciele. Zdecydowanie zbyt wiele, jak na kogoś tak młodego, kto nie powinien tyle czuć. Nie radziła sobie z tym wszystkim. Miała dosyć i nie wiedziała, od czego powinna zacząć, aby w jakikolwiek sposób poczuć się lepiej. Jednak czy w ogóle było to możliwe? Miała szczere nadzieje, że tak, choć narastające w jej głowie wątpliwości skutecznie niwelowały te wszystkie odczucia. Nie wiedziała, co powinna zrobić. Uczucie bezsilności przebijało się przez wszystko inne, co mogłoby zagnieździć się w jej głowie. Towarzyszyła mu złość, pustka, wkurwienie i jeszcze większe niż zazwyczaj pokłady niechęci do świata i tego, z czego został on stworzony. Nie chciała mieć nic wspólnego z magią. Nic wspólnego z tym, kim była w rzeczywistości. Chciała się odciąć, zapomnieć i przestać być Larą Burke, która w tym momencie czuła tak cholernie dużo! Dlatego postanowiła udać się nad jezioro. Jego piękna, czysta woda przywoływała jak zazwyczaj wtedy, gdy miała jakieś problemy. Nie chciała zanurzać się w kolejnej lekturze, czy słuchać dennych piosenek. To nie było w jej stylu. Musiała coś robić. Ruch zawsze ją napędzał, dawał możliwość normalnego przemyślenia wszystkiego, a nie tylko rozważania wszystkich najtragiczniejszych schematów, które mogły się przytrafić. Jakoś łatwiej było jej się wtedy skupić, taka była prawda. Nie ma co ukrywać, Lara zawsze była dziwną osobą i nigdy się tego nie wstydziła. Wręcz uważała, że była to pewnego rodzaju jej cecha charakterystyczna, o której nie powinna zapominać. Dlatego jezioro i pływanie w nim wydawało jej się najbardziej logiczną opcją. Pogoda nie była jeszcze taka, aby zachęcała wszystkich do kąpieli. I dobrze. Nie musiała spodziewać się tutaj tłumów, które nękałyby jej skromną osobę. Mogła poczuć się po części samotna i o to w tym dzisiaj chodziło. Nie mówiła nikomu gdzie idzie, nie chciała być odnaleziona. Znalazłszy się nad brzegiem spojrzała w tę toń, która mogłaby ją pochłonąć. Nie zamierzała się rozbierać, bo po co? Zdjęła tylko buty i różdżkę standardowo wepchnęła w związane włosy, mając pewność, że dzięki temu zabiegowi jej nie zgubi. Powoli weszła do wody, w spodniach, podkoszulku, nie przejmując się zimnem, które ogarnęło jej ciało. Czas się zabawić.
Usiedzenie na tyłku w zamku, kiedy była już po lekcjach i uporała się z pracami domowymi zawsze sprawiało jej problem. Nieważne, czy to wiosna, zima, czy wieje, leje czy jeszcze co innego. Chociaż no dobra, jeśli warunki atmosferyczne były bardzo niesprzyjające, musiała zadowolić się przebywaniem w środku, bo perspektywa tkwienia na błoniach w trakcie burzy nie była szczególnie pociągająca. Ale tego dnia było całkiem ładnie, więc jedynie poszła do dormitorium odłożyć niepotrzebne rzeczy i już jej nie było w zamku. W zasadzie nie obrała sobie konkretnego celu. Po prostu szła przed siebie, jak to często miała w zwyczaju, zdając się na zarządzenie losu, które może postawi na jej drodze coś, dzięki czemu zwykły spacer przerodzi się w jakąś ciekawą i wartą zapamiętania sytuację. W takich chwilach czuła się, jakby miała z 7 lat mniej i ciągle odkrywała, co też ma jej do zaoferowania świat. Może niektórzy myśleli, że jest dziecinna - po niej to spływało. Chciała zachować w sobie tę cząstkę tak długi, jak tylko będzie w stanie. Dzięki temu czuła się tak wolna, w żaden sposób niezobligowana do niczego przynajmniej przez ten krótki czas, który umykał szybciej niż niesione przez wiatr ziarenko dmuchawca, które chciało się złapać. Nogi zabrały ją nad jezioro. Szła wolnym krokiem, pochłonięta myślami i cieszyła się nadchodzącym latem, a co za tym idzie - końcem roku szkolnego. Kto by uwierzył, że już po wakacjach wróci do Hogwartu jako studentka? W końcu będzie mogła zapuszczać się dalej niż tylko do pobliskiej wioski, którą było Hogsmeade! Uniosła głowę w górę z uśmiechem satysfakcji i wtedy zauważyła postać. Postać, która stała w wodzie w pełni ubrana i zdawała się zatracać w swych myślach równie mocno, co Puchonka. Podeszła bliżej gotowa interweniować, jeśli coś by się działo i momentalnie zwolniła kroku, kiedy już poznała, kto stoi niedaleko. Jak mogła nie poznać jej wcześniej? - Lara? - spytała, chociaż już doskonale znała odpowiedź na to pytanie. Włosy dziewczyny były nie do pomylenia z żadnymi innymi, a mimo to ona z początku nie zajarzyła, że to właśnie Gryfonka. - Lara, wyjdź z tej wody, musi być lodowata, przeziębisz się - poprosiła, podchodząc do jeziora na tyle, żeby nie zamoczyć butów. Był maj, przyniósł ze sobą ładną pogodę, ale na kąpiele w zbiorniku było chyba jeszcze zbyt wcześnie. Czy woda zdołałaby się nagrzać od górującego nad nimi słońca? Nie przypiekało jeszcze tak, jak to czasem potrafiło, a poza tym ostatnio pojawił się chłodny wiatr. Widziała, że dziewczyna nie ma zamiaru wrócić z powrotem na ląd, więc zsunęła z nóg buty razem ze skarpetkami i zaciskając usta, zrobiła pierwszy krok. O dziwo woda nie była aż tak zimna, jak jej się wydawało, ale nie zmieniało to faktu, że długo się w niej wytrzymać nie dało. Podeszła do dziewczyny czując, jak ubrania zaczynają coraz bardziej ciążyć. Nie zdejmowała ich i może to był błąd, ale jakoś niekoniecznie chciała paradować w samych majtkach i staniku, jeśli gdzieś na horyzoncie pojawiłby się ktoś inny. - Wszystko okay? Tak, zrobiła to. Zadała jedno z najgorszych pytań, na jakie mogła się zdobyć w tej sytuacji.
No cóż... Nie ma co ukrywać, że Lara była dosyć charakterystyczną osóbką, śmiało stąpającą pomiędzy kamiennymi murami zamku. Na przestrzeni ostatniego, bardzo długiego czasu, przywykła do tego, że wielu uczniów wiedziało, kim ona jest. Specyficzna fryzura goszcząca na jej głowie mogła wskazywać tylko na jedną personę, która obecnie przynależała do domu Godryka Gryffindora. Nic więc dziwnego, że kiedy Aleksandra zobaczyła z daleka, że ktoś stoi w wodzie, dosyć szybko rozpoznała z kim może mieć do czynienia. Po pierwsze, dziewczyny znały się wcześniej, a po drugie różowo-blond fryzura nie pozostawiała większych wątpliwości, kiedy już ktoś zauważył ją na głowie dziewczyny. Sama Lara jednak była tak zatopiona w swoich myślach, że nawet nie zarejestrowała faktu, że ktoś pojawił się w okolicy. Dla niej była ona kompletnie pusta, bez najmniejszych nawet istot żywych. Próbując poradzić sobie z mętlikiem, który kołatał się bez ładu i składu w jej głowie, nie widziała innych ludzi. Pewnie mógłby tu teraz obok niej wylądować jakiś smok, a raczej nie zwróciłaby na niego żadnej większej uwagi. Przekrzywiłaby głowę z wyrazem niezrozumienia, bo coś pojawiło się innego, na tyle dużego, aby zauważyć różnicę. Ale nie przejąć się. Bo i po co? Nic nie mogło już się jej złego stać. Dopiero kiedy puchonka powiedziała coś odnośnie przeziębienia się, jakby te słowa dotarły do jej uszu. Odwróciła się powoli w stronę brzegu, nie wiedząc co się właściwie dzieje. Rozpoznawała szczupłą sylwetkę i rudą czuprynę. Tylko nie rozumiała sensu w tym, że dziewczyna się tutaj zjawiła. -Huh? - wyrwało się z jej ust, kiedy to wpatrywała się ciemnymi ślepiami w rudzielca. Nie rejestrowała zimna, które otaczało jej ciało. Było jej to obojętne. Chyba nawet nie zwróciła uwagi na to, jak bardzo była przemoczona w tym momencie. Ubranie ciążyło, a gryfonka w tej chwili marzyła tylko o tym, aby poddać się tej obezwładniającej ciężkości i położyć się w zbiorniku. Ocknęła się z letargu, w którym przebywała, kiedy Ola podeszła dosyć blisko niej. Jakby w momencie przywdziała na twarz sztuczny uśmiech, być może na tyle skuteczny, aby nabrać dziewczynę. Czy wszystko było ok? Nic nie było w porządku, ale chyba nie powinna się nad tym teraz rozwodzić. Powinna wciąż zgrywać twardą i pewną siebie, jak to miała w zwyczaju. Nie pokazać tego, jak krucha była i że tylko niewielkie pokłady nadziei, które wciąż się w niej tliły, utrzymywały te pozory w jakichkolwiek ryzach. -Tak, wszystko jest w porządku. - odpowiedziała trochę nieobecnym głosem, jakby należał do kogoś zupełnie innego. Nie miała ochoty na standardową dla niej ironię i sarkazm. Wolała w tym momencie pozostać taka... nijaka. Zmarszczyła jedną brew, jakby dopiero teraz rejestrując, że obecność puchonki w tym miejscu nie była tym, czego oczekiwała. -A w zasadzie, co ty tutaj robisz? - zapytała, jak to miała w zwyczaju, prosto z mostu. Nie wiedziała, czy jej ton zabrzmiał uszczypliwie, czy nie, na pewno tliła się w nim nutka ciekawości. Bo nie spodziewała się, że ktoś jeszcze znajdzie się dzisiaj w tej wodzie i to w dodatku w tym samym czasie, co ona. Jak wiele mogłoby ją jeszcze zaskoczyć...
Może i nie były najlepszymi przyjaciółkami, które chodziły po Hogwarcie ramię w ramię i wszystko robiły razem, w zasadzie było im do tego ciut daleko, ale nie potrafiła przejść zupełnie obojętnie, widząc dziewczynę stojącą w wodzie. Miała wrażenie, że coś było nie tak w jej postawie, w tym, jak nieruchomo stała. Niczym posąg. Jednak z drugiej strony Lara mogła po prostu wyjść z zamku, żeby pomyśleć gdzieś z dala od innych, a tu miała święty spokój... który Puchonka zakłóciła. Może w takim razie lepiej by zrobiła po prostu się oddalając, idąc dalej przed siebie? Przekrzywiła głowę i zmarszczyła lekko brwi, widząc uśmiech wykwitający na twarzy Gryfonki. Co jak co, ale potrafiła rozróżnić prawdziwy od sztucznego, i ten - była tego pewna - należał do tej drugiej kategorii. Pozostawało pytanie, czy będzie próbować pomóc, tym samym chcąc nie chcąc wtrącając się w nie swoje sprawy, chociaż podjęcie się takiej próby nie oznaczało jeszcze, że Gryfonka wyleje z siebie wszystko, co jej leży na sercu. To tak nie działało i doskonale o tym wiedziała. No i czy byłaby w stanie udzielić jakiejś dobrej rady? To był grząski grunt, który w każdej chwili mógł się zapaść. Chciała odpowiedzieć coś w stylu, że w razie czego może jej powiedzieć praktycznie wszystko, a ona nic nikomu nie wygada, ale... Czy ich relacja była na tyle bliska, żeby nie zabrzmiało to głupio? Zakłopotanie ozdobiło jej twarz, bo nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Przygryzła wargę i spojrzała gdzieś w bok w poszukiwaniu odpowiednich słów, zupełnie jakby miały one wypłynąć na powierzchnię jeziora lub co najmniej spaść prosto z nieba. Odwróciła się, dopiero kiedy Lara znów się odezwała. - Nie powiem, że przyszłam pływać, bo sama wołałam do ciebie, żebyś wyszła z wody, więc od razu byś mnie przejrzała. Krążyłam po błoniach bez celu, wędrując tam, gdzie mnie nogi poniosą i tak wylądowałam tu. I zobaczyłam ciebie - wyjaśniła, pocierając ramiona okryte rękawami bluzy, której na szczęście jeszcze nie udało jej się bardzo zmoczyć. Nie dało się ukryć, że było chłodno, a w wodzie to już w ogóle. Czuła, jak zaczyna tracić czucie w stopach i wbijające się w nie kamyki czy gałązki nie sprawiały jej żadnego bólu. Darmowe znieczulenie, przebiegło jej przez myśli, ale nie zaśmiała się ani nawet nie uśmiechnęła. - Jeśli chcesz zostać sama, to oczywiście mogę iść - dodała jeszcze, bo taka ewentualność była przecież jak najbardziej możliwa, ale nie ruszyła się, czekając na odpowiedź. Jakby nie było, wtargnęła sobie tak o, nagle, w jej strefę, wyrywając ją z zamyślenia... Ale czy na pewno? Wciąż wydawała się być tutaj tylko fizycznie. Jedno było pewne - nie miała zamiaru ani prawa naciskać, żeby dowiedzieć się, co się dzieje. Jeśli Lara będzie chciała, to sama to powie. Decyzja należała tylko i wyłącznie do niej.
/inny czas, jednopostówka Różdżka od Fairwyna była wspaniała. Kto by pomyślał, że kolejna walka mogła aż – mimo wszystko – tak się przydać w rozwijaniu jego umiejętności. To nie było tak, że umniejszał swojej poprzedniej towarzyszce inkantacji, ale w tej czuł odrobinę większą moc, zapewne spowodowaną rdzeniem z wręcz legendarnego stworzenia. Nie miał okazji wypróbować jej aż tak dobrze, jak zamierzał, jednakże nastąpił w końcu dzień kiedy bez większych ogródek mógł iść i spróbować wypróbować pełen jej potencjał, choć zależy jak kto co intepretował. Niemniej jednak kolejne ćwiczenia dla przyzwyczajenia się do wspólnego partnerstwa zawsze były w cenie. Wybrał się więc nad jezioro, gdzie miał wrażenie najlepiej rzucało mu się zaklęcia związane z żywiołami i bynajmniej nie miał tu na myśli wyłącznie wody. Choć w tym przypadku musiał przećwiczyć to i owo, a i dopracować parę sztuczek czy to z czy bez różdżki. Z racji pory było nadzwyczaj spokojnie, więc w zasadzie mógł robić co zechciał. Podszedł do brzegu, w zasadzie stykając się czubkami butów z linią wody i wycelował różdżkę w kierunku tafli i praktycznie natychmiast rzucając werbalne aquamenti. Wiedział dobrze, ze niewerbalne inkantacje to nie będzie to samo, poza tym mógł wypróbować ich chwilę później. Patrzył jak strumień płynu wypływa z sosnowego drewna, a on tym samym próbował kontrolować strumień unosząc go to w górę, to w dół, przyspieszając i zwalniając, aż ostatecznie zrywając połączenie, aby tuż po sekundzie unieść spory kawał wody ku górze i zacząć bawić się w formowanie z niego przeróżnych kształtów. Sam nie wiedział, czy dobrym pomysłem było dokładanie kolejnych zwałów litrów do powstających – nie tylko w jego wyobraźni – wzorów, ale robił to z wymalowaną na twarzy fascynacją. Najzwyczajniej w świecie sprawiało mu to frajdę. W końcu postanowił pójść o krok dalej i całą tę kulę podgrzewać za pomocą calefactio, choć nie było to proste zważywszy na jej rozmiary, a i przy tym przecież musiał czymś tę kulę unosić – co robił magią bezróżdżkową z użyciem drugiej ręki, a ta zdecydowanie nie należała do dominujących. Białe oczy obserwowały z uwagą jak jego twór zaczyna parować pod naporem zaklęcia, a sam mężczyzna z coraz większym uporem – choć i również zmęczeniem – podgrzewał ją jeszcze bardziej, doprowadzając do głębokiego wrzenia, a tym samym pozbywając się kolejnych litrów z jej objęć, aż do prawie całkowitego wyschnięcia. Puścił resztkę do objęć jeziora, samemu pochylając się na chwilę i opierając dłonie o uda z dość przyspieszonym oddechem. Nie było to trudne zaklęcie, niemniej jednak w takiej formie dość wykańczające. Zmarszczył nos zerkając na taflę, która – miał wrażenie – przyglądała mu się dość wyzywająco. Uniósł kącik ust do góry i machnął różdżką jeszcze raz, unosząc do góry ścianę wody o długości kilku metrów i podnosił ją, sprawdzając najwyraźniej na ile dzisiaj pozwoli mu moc. Owszem, ryzykował atakiem, ale już dawno przestał przykładać do tego aż tak dużą wagę. Machnął różdżką jeszcze raz starając się wynieść ciecz w górę jeszcze o kilka metrów, choć czuł, że powoli już opuszczają go siły. W końcu nie miał wyjścia i odpuścił wypuszczając falę z objęć i posiłkując się szybkim i lekkim protego aby osłonić się przed opadającą i atakującą go, schodząca wodą. Prychnął lekko, zdając sobie sprawę, że jeszcze sporo ćwiczeń z tą różdżką przed nim, ale przecież to był dopiero początek ich przygody.[zt]
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
—...No i mówię Ci, Julius, dziadek złowił tego szczupaka i mówi do sąsiada, że szczupak jest król wód jak lew jest król dżungli. Sąsiad mówi, że tylko tuńczyki się liczą w przemyśle. Jak się o tym dziadek dowiedział to od razu czerwony się zrobił. Robili zapasy na ziemi, zaklęcia leciały. Sąsiad stracił ucho, a jak dziadek się dowiedział, że rok później zmarł to mówił, że bardzo dobrze temu munn. Tak go znienawidził za te tuńczyki. — Mówił Rasmus, trzymając jakąś wędkę na plecach. Julius do niego podszedł na przerwie i zapytał czy skoro jest z Estonii to czasem zdarzało mu się łowić. Vaher odpowiedział, że zdarzało w Stavefjord na lekcjach przetrwania, więc tym bardziej zgodził się pomóc innemu krukonowi. I teraz znaleźli się tutaj, powoli wędkując po nieudanych pierwszych łowach.
Przez przypadek, podczas spaceru po korytarzach, zaczepiły go prosząc o pomoc w złowieniu ryb, które miały posłużyć jako obiad dla uczniów. Nie było to coś, na co zgodził się z wielkim entuzjazmem, ale skoro już miał to zrobić, to lepiej, żeby znalazł sobie kogoś do pomocy. Na szczęście, w drodze na jezioro, spotkał Rasa, który wraz z własnym sprzętem udał się za nim. -No ciekawa historia- skomentował krótko, bo nie wiedział jak odpowiedzieć na historię bójki wywołanej rybami. Samemu nic o nich nie wiedział, więc zapewne, przy spotkaniu z dziadkiem Krukona mógłby zyskać kilka blizn. -Wiesz, ja to jednak wolę bardziej magiczno-tradycyjne metody- powiedział zwracając uwagę na wędkę kolegi, po czym wyjął różdżkę i postanowił spróbować swojego sposobu na dzisiejsze połowy- Accio plumpka!- o dziwo zaklęcie zadziałało, wyciągając rybę z wody, ale ta nie zdołała dolecieć do wcześniej ustawionego wiadra i wpadła ponownie do wody- Chyba będziesz musiał mnie jakoś asekurować- to albo będą bawić się jedną wędką. Obie opcje wydawały się na pozór czasochłonne ale i tak raczej nigdzie im się nie spieszyło.
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
— Magia tu nie zadziała. Ryby słyszą twoją magię i się przez to płoszą i chcą uciekać. Tak mi dziadek mówił. A co do wędek - weź kolejną, albo wiesz co? — Wziął coś co przypominało długi, giętki patyk, potem połączył to z jakimś dłużej szukanym kawałkiem sznurka czy czymś co może za niego posłużyć i posłużył się różdżką, aby zamienić go w wędkę. Zaraz podał ją do rąk Juliusa. — Zarzucasz z zanętą na haczyku, czekasz aż coś złapie i próbujesz łapać. Kołowrotka nie będziesz miał niestety, bo to prowizorycznie przemieniona. — I zaraz zarzucił ponownie swoją wędkę. — Tylko wiesz, lepiej być ciszej. Znaczy nie głośno, bo serio nie przypłyną.
Nie był przekonany do używania takich narzędzi, mugolskiego sprzętu, jak zwał tak zwał. Nie zamierzał jednak też narzekać jakoś, więc skinął tylko głową i poczekał, aż Rasmus przygotuje jego wędkę. -Jesteś pewien co do tego?- nie umiał się tym posługiwać i z chęcią powróciłby do swojego patyka, ale może będzie miał okazję do nauki nowej rzeczy. Zarzucił więc wędkę i czekał, aż ryba chwyci haczyk. Patrzył i stał spokojnie obserwując taflę wody, która wygładzała się po tym jak linka zmąciła jej powierzchnię.
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
— Wiesz, to wszystko rozchodzi się o twoją cierpliwość. Dasz czas rybom na przyjście, to je złapiesz. Wtedy śpieszyłeś się zaklęciami, a tutaj... trzeba trochę spokoju. Mamy czas. — Powiedział i w tym momencie poczuł jak coś ciągnęło za spławik. — O patrz, zaczęło coś brać. I to nawet to co szukamy. — I hyc jedna rybka wylądowała w wiaderku. Rasmus jeszcze chwilę posiedział na tym, zanim znowu się nie odezwał. Był jakoś dziwnie pobudzony. — Coś planujesz na wakacje? Jakiś wyjazd czy coś?
Można powiedzieć, że częściowo rozważania Oli były bardzo trafne, choć dziewczyna prawdopodobnie sama nie miała o tym zielonego pojęcia. Bo faktycznie, Lara miała wiele do przemyślenia. Musiała poukładać sobie w głowie sprawy, z którymi nagle przyszło jej się zmierzyć. Nikt nie przygotowuje się na to, że w wieku kilkunastu lat będzie musiał pożegnać się z matką. Gryfonka również nie była przygotowana na podobne rzeczy. A teraz wychodzi na to, że musiała się z tym zmierzyć, czy jej się to podobało, czy nie. Jeszcze nie wiedziała, jak do tego wszystkiego podejść, zareagować. Nie potrafiła sobie w tym momencie poradzić. Mimo to, będzie musiała. Może właśnie dlatego zdecydowała się na spędzenie chwili czasu właśnie tutaj, w pobliżu wody, gdzie czuła się najswobodniej. I nie, nagłe pojawienie się Aleksandry w niczym jej nie przeszkodziło. Wręcz w jakiś sposób poczuła się lepiej. Miała jeszcze jedną czy dwie chwile, aby oddalić od siebie bardzo negatywną wizję przyszłości, jaka malowała się tuż pod powiekami. Nie czuła, aby mogła pozwolić sobie na to, by cały swój ból i gniew wylać na niczemu nie winną dziewczynę. Obarczanie kogoś tak wielkimi sprawami nie leżało w naturze Burke. Zawsze próbowała radzić sobie z tym samodzielnie, bo inaczej nie potrafiła. Poza tym, nie sądziła, aby mogła usłyszeć jakąś pokrzepiającą poradę odnośnie słów "moja matka umrze za dwa miesiące". Sama też nie potrafiłaby pomóc takiej osobie. Nieświadomie mogłaby wprawić ją w jeszcze gorszy nastrój, o ile w ogóle byłoby to możliwe. Nie powinna pozwalać, aby Ola czuła się tak paskudnie, jak ona w tym momencie. Przysłuchiwała się słowom jakie padały z jej ust, jednocześnie rozglądając się dookoła. Dopiero po chwili zwróciła uwagę na to, jak puchonka pocierała ramiona, próbując jednocześnie przywrócić sobie częściową ciepłotę ciała. -Na Merlina, pewnie marzniesz. - stwierdziła tylko, po czym wyciągnęła z włosów różdżkę i wymierzyła w dziewczynę. -Calafieri - rzuciła zaklęcie, z którego wielokrotnie korzystała. Dla niej temperatura wody była nie najgorsza, bo często również w mroźne dni kąpała się w jeziorze. Ola mogła nie być tak zahartowana, a to zaklęcie powinno pomóc. - Nie, nie musisz iść, spokojnie - zaprzeczyła szybko, nie zdając sobie sprawy z tego, że poniekąd bała się, że Aleksandra jednak postanowi się oddalić. W momencie gdy ktoś już pojawił się w pobliżu, nie chciała, aby znikał. Nie chciała ponownie pozostawać z tymi wszystkimi myślami sam na sam. - Umiesz pływać? Jak chcesz, możemy spróbować poszukać kałamarnicy. Kryje się gdzieś w głębszych wodach i przy odrobinie szczęścia można ją spotkać, nawet w taki dzień jak dzisiaj. - stwierdziła, uśmiechając się nieco bardziej naturalnie. Przyglądała się wodzie przez sekundę, po czym zdjęła przez głowę i tak mokrą już koszulkę i rzuciła na brzeg. Kiedy pacnęła ona mocno o ziemię, wycelowała w siebie różdżką i użyła tego samego zaklęcia, co względem puchonki. -To co, masz ochotę spróbować znaleźć tego wodnego potwora? - rzuciła jeszcze, wciskając ponownie różdżkę we włosy, dzięki czemu nie mogła jej zgubić.
Zadanie Postanowił skinąć tylko głową i posłuchać rady Rasmusa, by nie spłoszyć ewentualnej zdobyczy. Czekał cierpliwie, aż ryba łaskawie złapie przynętę i będzie mógł ją pochwycić haczykiem przymocowanym do żyłki. Tuż po tym, jak on złapał jedną, chłopakowi również zanurzył się spławik i wyciągnął oporne zwierze z wody. -Pewnie będę siedział w domu, może pojadę do Niemiec na tydzień- nie planował żadnych spektakularnych wyczynów podczas wakacji. Spokojnie spędzony czas byłby miłą odskocznią od tygodnia zawalonego nauką.- A ty gdzieś jedziesz?- prawdopodobnie podobnie jak on spędzi część wakacji u dziadka.
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
Rasmus znowu zarzucił wędką, starając się przytrzymać ją trochę więcej. W tym czasie rozmyślał tak naprawdę co zamierza robić w wakacje. Do Estonii tak szybko nie wróci, jakoś... nie chciał wracać i znowu widzieć twarzy swojego ojca. Nie wiadomo jaką reakcję wywołałby na jego twarzy. Z drugiej strony stęsknił się za swoim bratem. Ciekawe co u niego... Może właśnie myśli o tym co zrobić ze swoim życiem... Być może. Rasmusowi tak długo to zajęło, że zapomniał o trzymaj więcej. Ale zaraz złapał ją mocnym chwytem i po dłuższych zmaganiach wyciągnął. — Nie wiem... Myślałem, że może zatrudnię się u któregoś jubilera... Może do końca wakacji uda mi się uzbierać jakieś pieniądze... Może jeszcze jakaś przygoda... Lub wezmę wynajmę jakiś domek w Hogsmeade lub Dolinie Godryka. Dużo mogę mieć pomysłów. — Tylko nie powrót do Estonii... Jakoś czułby się dziwnie. A tutaj? Cóż, raczej zamierzał trochę wiązać planów z miejscem w Wielkiej Brytanii. — Gdybyś miał spełnić jedno największe marzenie, ale kosztem czegoś innego... zaryzykowałbyś?
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Nie drążyła tematu, nawet nie tyle bojąc się tego, co może usłyszeć, a tego, jak wypowiedzenie słów na głos może wpłynąć na Larę, bo wtedy stawały się one jakby bardziej rzeczywiste i jeszcze dosadniej docierały do człowieka, a jakoś nie wydawało jej się, żeby teraz było to czymś pożądanym. Każdy - niestety - nieraz stawał w życiu twarzą w twarz z sytuacją, którą trzeba było przemyśleć i się z nią pogodzić, bo niekiedy nie pozostawało nic innego. Los bywał bardzo okrutny. Najwidoczniej potrzebowała Gryfonka czasu, choć i on nie zawsze potrafił pomóc i uleczyć rany. Niektóre zostawały na zawsze, jedynie zmieniając się w blizny. Może i nie bolały aż tak bardzo, jak na początku, ale nie znaczyło to, że w ogóle nie dawały o sobie znać. Podobnie było ze wspomnieniami, o których człowiek przypominał sobie zwykle w najmniej odpowiednich momentach i później nie potrafił ich wyrzucić z głowy równie szybko. Może i dobrze, że nie podzieliła się swoimi zmartwieniami z Krawczyk - co też miałaby ona powiedzieć, słysząc tę przykrą wiadomość? Chyba nikt nie potrafił się zachować w takich sytuacjach. Mówienie, że jest jej przykro, ale wszystko będzie dobrze, byłoby bardzo nie na miejscu; sama nie chciałaby czegoś takiego słuchać, jeśli znalazłaby się na miejscu Lary. Świat się człowiekowi wali na głowę, ale niech pamięta, że kiedyś wszystko będzie dobrze. No po prostu nie, takie słowa tylko jeszcze bardziej by ją przybiły. W takich chwilach mogła zaoferować swoją obecność, co też poniekąd teraz robiła, choć oczywiście nie miała pojęcia o matce dziewczyny, oraz być "na każde życzenie". - Nie jest tragicznie, ale fakt, trochę mi chłodno - zaśmiała się lekko w odpowiedzi. Nie dzwoniła jeszcze zębami, więc rzeczywiście nie mijała się bardzo z prawdą, jednak nie dało się ukryć tego zdradzieckiego pocierania ramion. Zaraz zresztą poczuła przyjemne ciepło, kiedy Lara rzuciła odpowiednie zaklęcie, na co Ola posłała jej wdzięczne spojrzenie. Sama nie zabrała ze sobą różdżki na ten spacer, bo i na co? Nie spodziewała się, żeby była jej w czymkolwiek konieczna, a tak to musiałaby uważać, żeby nic jej się nie stało, nie mówiąc już o wejściu z nią do jeziora. Zostawienie magicznego patyka na brzegu też nie wydawało się być mądrym posunięciem, więc w sumie to i lepiej, ze został on bezpiecznie w dormitorium. - Oczywiście, że umiem. Pływam niczym prawdziwa syrena, sama zobaczysz - odpowiedziała i podparła się rękami o biodra, aby następnie unieść podbródek, jakby chcąc w ten sposób pokazać, że rzeczywiście tak jest. Istotnie nie radziła sobie w wodzie najgorzej, ale do syreny to jej jednak trochę brakowało - już szybciej mogłaby się porównać do jakiegoś latającego stworzenia. - Proszę cię, miałabym ci teraz odmówić? Nie ma szans. Oby nas tylko ta kałamarnica nie złapała za nogi i nie wciągnęła do swojego królestwa - powiedziała i biorąc przykład z dziewczyny, zdjęła górną część garderoby i rzuciła ją na brzeg, w pobliże butów. Wcześniej miała jakieś uprzedzenia, że ktoś mógłby ją zobaczyć w samej bieliźnie, ale przecież niewygodnie byłoby jej pływać w bluzie. Spodnie to tam jeszcze pół biedy. Spojrzała jeszcze z delikatnym uśmiechem na Larę i zanurzyła się po szyję w wodzie, która już nie była tak zimna, jak wcześniej.
Szło mu coraz lepiej, właśnie wyciągał drugą rybę, słuchając jednocześnie planów Rasmusa na nadchodzące miesiące. Praca u jubilera brzmiała kusząco, w końcu obróbka drogocennych kruszców na pewno była dobrze opłacana, jednak Julius by się na to nie skusił. -Niedługo będziemy chyba kończyć- powiedział wrzucając swoją ostatnią zdobycz do wiaderka. Równocześnie w jego mózgu zaczęły się procesy mające za zadanie skonstruować odpowiedź na pytanie kolegi- Tak, z całą pewnością, a ty?- raczej nie miał za wiele do stracenia, więc poniesiony przez niego koszt nie należałby do największych.
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
— Chyba tak, niedługo będziemy kończyć. — Powiedział do niego, zaraz przyglądając się jeziornej tafli wody. Ciekawe jak głębokie było i czy udałoby mu się sięgnąć dna, gdyby zanurzył się całym ciałem. Rasmus myślał o tym długo, zanim zresztą nie zorientował się, że Rauch także zadał mu pytanie, na ten sam temat. Hm, czy poświęciłby coś... No cóż, to było trudniejsze zadanie. I nie myślał, że Krukon będzie chciał od niego podobnej odpowiedzi. — Nie wiem. Nie zastanawiałem się. — Odpowiedział zaraz, wyławiając kolejną rybę. — Dobrze nam idzie. Jeszcze trochę i będą nas po stopach całować.
Szybki koniec niezbyt ciekawej pracy polegającej na łapaniu niewielkich stworzonek na patyk z nitką i wrzucanie ich do wiadra z wodą było czymś na co liczył Julius. Z rybami miał tyle wspólnego co sprawianie, by znikały z talerzów. - No i dobrze- oddadzą to co złapali i będą mogli znowu zająć się swoimi rzeczami. W jego przypadku zapewne spaniem bo monotonicznej pracy. -Może lepiej nie- nie chciał, żeby jakieś małe, nieprzyjemne dla oka stworzonka dotykały go, a tym bardziej "całowały". Wiedział, że odwala za nie czarną robotę. Pocieszeniem było szybko wypełniające się wiadro. Kilka minut i mogli wracać...
Jeszcze tylko chwila, jeszcze parę rybek i będzie gotowe. Vaher przyglądał się nadal tafli jeziora, co jakiś czas gdzieś dalej zerkając na pojawiające się i znikające chmury. Ile jeszcze czasu tu spędzą razem, coby zrobić coś pożytecznego, huh? Rasmus pomyślał jeszcze chwilę. To chyba będzie już całkiem niedługo, zwłaszcza, że parę rybek jeszcze zostało i będzie... gotowe. Tak raczej sądził. Ale to też zależało od Juliusa. W końcu to on bardziej zna szczegóły zadania. — To ten... dużo jeszcze tego? Bo... moje już się zapełnia. — I czekał tylko na odpowiedź ze strony Raucha.
Złapał ostatnie ryby, po czym wsadził je do wiadra. Nie wyglądało to jakoś nadzwyczajnie, ale nie było też tragedii. Po prostu pojemnik wypełniony truchłami zwierząt o różnej wielkości... a przynajmniej większość z nich. Część tych, które dołączyły do swoich braci i sióstr ostatnie wciąż żyła i zamiast próbować wyskoczyć postanowiły po chamsku opluć Juliusa wodą. -No to w drogę- powiedział ścierając rękawem ciesz z twarzy i udając się wraz ze swoimi rzeczami w stronę szkoły.
/ztx2
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Czasami lepiej było przeczekać jakieś myśli i słowa, nie wypowiadać ich na głos. Lara po prostu wiedziała, że w tej sytuacji, nie usłyszy niczego, co mogłoby sprawić, że poczuje się lepiej. Nie liczyła na takie cuda. Choćby nie wiem, jak bardzo Ola chciała jej pomóc, było to raczej niemożliwym w tym wypadku. Słuchanie o tym, że każdy dzień będzie lepszym, że nic gorszego już trafić się nie może, z pewnością nie miało przynieść żadnego rodzaju ukojenia. Dlatego postawiła na milczenie. Nie zagłębianie się w temat, bo i ona sama jeszcze nie potrafiła go dokładnie ogarnąć. Uczucia w jej ciele wirowały, myśli kłębiły się w głowie, w zbyt dużej ilości, aby była w stanie sobie z nimi poradzić. Ale musiała to zrobić samodzielnie, bo inaczej mogła skończyć na dnie. Uśmiechnęła się delikatnie, słysząc tę drobną wzmiankę odnośnie chłodu, jaki musiała z pewnością odczuwać puchonka. Na szczęście, zaklęcie które zastosowała Lara, zadziałało prawidłowo, bo już po chwili widać było, że na policzkach Krawczyk pojawiły się rumieńce, nie mające nic wspólnego z zimnem, które mogło opanować ich ciało, kiedy obie przebywały w wodzie. Na szczęście gryfonka nigdy nie rozstawała się ze swoją różdżką, uważając ją za coś tak nierozerwalnie połączonego z jej ciałem, jak kończyny. Bez nich czułaby się kompletnie bezradna, tak samo jak bez tego niewielkiego patyka, który stanowił o jej przynależności do magicznego świata. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, słysząc jej zapewnienia co do umiejętności pływackich. – W takich razie zaraz zobaczymy, jak sobie radzisz. – skwitowała to, zagłębiając się jeszcze bardziej w wodzie. Ciepło również rozeszło się po jej ciele, więc woda teraz w ogóle nie była jej straszna. Czy w ogóle kiedykolwiek mogłaby się taką stać? Dobrze, że dziewczyna nie żądała żadnych wyjaśnień, tylko postanowiła przyłączyć się. Oderwanie myśli od rzeczywistości, to było coś, czego teraz Burke bardzo mocno potrzebowała. – A myślisz, że po co mam przy sobie różdżkę? – zapytała jeszcze, po czym bezpardonowo zanurkowała pod wodą. Czując, jak otacza ją z każdej strony, poczuła się w dziwny sposób wolna, kompletnie nie zdominowana przez to wszystko, co musiało aktualnie dziać się w jej świecie. Zamknęła powieki rozkoszując się tym, jak wspaniale nie mogła oddychać, bo oddech mógłby ją w tym momencie zabić. Dokładnie wiedziała, co musiała robić, aby utrzymać się przy życiu. I chyba to właśnie było w tym wszystkim najlepsze. Wynurzyła się po kilkunastu sekundach, zaczerpując haust powietrza. Odrzuciła mokre różowo-blond włosy z twarzy i przyglądała się puchonce. Na szczęście, jej różdżka jeszcze nie zaginęła w akcji. Nauczona doświadczeniem wepchnęła ją w okolice materiału stanika, gdzie jak wiedziała, na pewno jej nie zgubi. – Kałamarnica zazwyczaj pływa gdzieś po środku jeziora. Dasz radę tyle płynąć, czy lepiej sobie odpuścić? – zapytała jeszcze, aby upewnić się, czy przypadkiem dziewczyna nie zacznie się topić w połowie. Lara nie wątpiła w to, że mogłaby ją w razie czego uratować, ale bezpieczeństwo przede wszystkim.
Sport to zdrowie. Ależ tak, zwłaszcza jak stoisz w zimnej wodzie i narażasz się na przeziębienie. W ogóle choroby w letnich miesiącach, totalne dno. Mimo że zdarzały się rzadko, to jednak były i ona też kilka lat temu przeleżała praktycznie cały lipiec w domu. Czy można było sobie wyobrazić lepsze wakacje? Miesiące od maja, a właściwie już od kwietnia powinny być wolne od wszelakich dolegliwości, bo uniemożliwiało to czerpanie radości z tych słonecznych, pięknych dni. Zbrodnia, ot co. - Ty to masz głowę na karku - mruknęła rozbawiona i nie miała pewności, czy dziewczyna jeszcze to usłyszała, bo zaraz po zadaniu pytania zniknęła pod wodą. W tym czasie spojrzała na brzeg, gdzie pozostawiła swoje buty i mokrą bluzę. Na razie nikt ich nie zabrał i miała nadzieję, że po powrocie zastanie wszystko na swoim miejscu. Spojrzała na Larę, kiedy ta się wynurzyła i podparła się dłońmi na biodrach po jej słowach. Co z tego, że nie uzyskała efektu, o jaki jej chodziło, ponieważ znajdowała się w wodzie prawie do mostka. - Syrena, zdążyłaś już zapomnieć? Dopłynięcie do środka jeziora to dla mnie nic - powiedziała lekko i uniosła rękę, aby zaraz machnąć nią w dół. Oczywiście, że nie mówiła tego zupełnie na poważnie, koloryzowała, ale potrafiła pływać i to chyba nawet całkiem dobrze, choć to akurat nie jej było oceniać. W każdym bądź razie nie groziło jej utonięcie i w tej chwili to było najważniejsze. W innym wypadku nigdy by się nie zgodziła na taką wyprawę, bo dosłownie rzuciłaby się na głęboką wodę. Popisy nie leżały w jej naturze, a poza tym nie chciała robić problemów sobie i Larze na sam koniec roku szkolnego. Były na ostatniej prostej przed wakacjami, więc po co to psuć? Przyjdzie jeszcze czas na brojenie. Wreszcie ruszyły z miejsca. Krawczyk zrobiła jeszcze kilka kroków, dopiero wtedy odpychając się stopami od dna i zaczynając płynąć. Teraz kiedy już nie marzła, mogła tkwić w jeziorze do wieczora. Albo nie, jednak nie, bo czekała ją jeszcze kolacja, a tej nie potrafiła odpuścić. Czuła się dobrze i w pewnym momencie nawet obróciła się na plecy i przymknąwszy oczy, pozwoliła, aby woda ją niosła. Panował tu taki spokój... Przekręciła się z powrotem na brzuch i rozejrzała po okolicy. - Widzisz ten ruch tam dalej? Może to nasza kałamarnica? - spytała po krótkiej chwili ciszy, w czasie której były zajęte płynięciem. Tafla wody rzeczywiście wyglądała, jakby właśnie coś pod nią zniknęło, chociaż nie mogła mieć stuprocentowej pewności, że była to owe wcześniej wspomniane stworzenie, bo patrzyła wtedy w inną stronę, widząc tamten obszar jedynie kątem oka. Równie dobrze mogła to być jakaś rybka, która postanowiła wyskoczyć z wody. Wolałaby jednak tę drugą opcję, bo spotkanie z kałamarnicą, mimo że na pewno pełne wrażeń, to raczej nie skończyłoby się dobrze. Zresztą chyba obie z Gryfonką zdawały sobie z tego sprawę i wypłynęły dalej od brzegu nie tyle w poszukiwaniu głowonoga, co po prostu aby ciekawiej spędzić czas skoro już obie znalazły się nad jeziorem. Poza tym Ola miała nadzieję, że w ten sposób chociaż na te kilkanaście, kilkadziesiąt minut odciągnie dziewczynę od myśli, które z pewnością nie należały do przyjemnych i domyśliła się tego, widząc ją wcześniej samotnie stojącą. Chwila oderwania może jej dobrze zrobić.
Pływanie było tą czynnością, której Lara uwielbiała się oddawać prawie najbardziej na świecie. Czuła się wtedy wolna i kompletnie nie skrępowana niczym. Gdyby tylko było to możliwe, zapewne nie wynurzałaby się w ogóle z wody, ale niestety, jeszcze nie wiedziała, jak przekształcić się właśnie w syrenę, dzięki czemu mogłaby spełnić takie małe marzenie. To był jedyny rodzaj sportu, który uznawała. Dla niej reszta, mogłaby kompletnie nie istnieć. A już w ogóle nie rozumiała pasji ludzi względem latania. Po co to robić, skoro woda miała o wiele więcej ciekawych rzeczy do zaoferowania niż powietrze? No nie przyswajała do siebie dobrze tej wiedzy i nic na to nie mogła poradzić. Co nie zmienia faktu, że może kiedyś się do tego przekona. Jak na razie, wolała trzymać się zdecydowanie bliżej gruntu, niż słońca… Wynurzyła się akurat w momencie, kiedy Ola przybrała dosyć specyficzną pozycję. Parsknęła lekkim śmiechem czując, że jest to jej pierwszy prawdziwy śmiech od naprawdę długiego czasu. To jest w ogóle możliwym, że nie zapomniała kompletnie, jak się to robi? Dziwne, ale przyjemne… – dobrze syreno, to chodź, zobaczymy co tam się czai. – i ruszyły. Gryfonka nie widziała sensu w tym, aby płynąć super szybko, bo i po co? Miały dużo czasu, a przynajmniej ona na pewno mogła sobie na to pozwolić. Z każdym kolejnym metrem, jak oddalały się od brzegu, czuła, jakby tam właśnie, na suchym piasku, pozostawiła wszystkie swoje wątpliwości i rozterki. Tu musiała skupić się na tym, aby mimo swoich umiejętności, nie utonąć. Mogła oderwać się myślami od tego wszystkiego i po prostu zapomnieć na te kilka minut. Płynęła różnymi stylami, raz wolniej, raz szybciej. Przez jakiś czas na plecach, przy okazji podziwiając wspaniałe kształty chmur na niebie. Nie musiała skupić się na czymkolwiek innym… Jej prywatna cisza została przerwana przez słowa puchonki, które wyrwały ją z jakiegoś otępienia, któremu oddała się w czasie dryfowania do miejsca docelowego. Od razu obróciła się brzuchem w dół i rozejrzała dookoła, podążając za spojrzeniem Oli. Uśmiechnęła się szerzej, bo dostrzegła to, co chciała jej przekazać. – Ty wiesz, że to może być ona? – stwierdziła po chwili z zadowoleniem w głosie. Spojrzała znów na Olę, aby odkryć, czy jest ona równie podekscytowana jak Lara, czy raczej nie spodziewała się, że faktycznie będą mogły spotkać to stworzenie. – Chcesz podpłynąć bliżej? Nie powinna nam nic zrobić, o ile nie będziemy jej dotykać. Sama też się na nas nie rzuci – zapewniła ją, ciekawa, czy będzie chciała podjąć się rzuconego wyzwania. Skąd Lara mogła wiedzieć, że kałamarnica nie jest groźna? Widziała ją już kiedyś wcześniej, pływała blisko. Choć nie zamierzała teraz do niczego zmuszać koleżanki. I tak doceniała fakt, że zechciała z nią spędzić trochę czasu. Choć po jej zachowaniu można było odnieść inne wrażenie… @Aleksandra Krawczyk
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Mimo że początkowo nic nie zapowiadało takie obrotu spraw, to z uśmiechem na ustach brnęła dalej, ciągnięta ciekawością, czy rzeczywiście uda im się znaleźć legendarną kałamarnicę, ale i też widziała, że Lara coraz bardziej się rozluźnia, jeśli mogła to tak ująć. Postawiły sobie cel i płynęły, żeby go osiągnąć, chociaż nawet gdyby się nie udało, to na pewno nie mogłyby uznać tego czasu za stracony. Rozmowa może nie była specjalnie wyszukana i ograniczała się raczej do krótkich zdań, ale nie było się czemu dziwić, skoro niestrudzenie płynęły przed siebie. Było w tym hogwarckim jeziorze coś niepokojącego, co dopiero dobre kilka metrów od brzegu dawało o sobie znać. Ogromny obszar, jaki zajmowało, też robiło swoje, bez dwóch zdań. A jak musiało być głęboko tam, o tam dalej! Poczuła, jak zakręciło jej się w głowie na samą myśl o tym. W miejscu, w którym aktualnie się znajdowały, woda bez najmniejszych problemów zakryłaby je, gdyby stanęły na dnie. Tutaj jeszcze w ogóle było możliwe dotknięcie stopami piasku. - Jeszcze się pytasz? Płyniemy! - pisnęła podekscytowana. Wszystkie wcześniejsze obawy zniknęły w mgnieniu oka, nie pozostawiając po sobie najmniejszego nawet śladu. Była lekkomyślna? Możliwe, że tak. Nie potrafiła się jednak oprzeć i dlatego razem z Larą popłynęła dalej, w kierunku, gdzie wcześniej, dosłownie przed chwilą, coś zaburzyło idealny spokój wody. Mogła to być ryba, mógł to być ptak czy jakieś inne wodne stworzenie, ale co im szkodziło przynajmniej trochę się zbliżyć? W razie czego wezmą nogi za pas i zawrócą, choć niewątpliwie w razie zagrożenia to mieszkańcy jeziora będą mieć przewagę nad dwiema uczennicami. Ale tak to było? Ach, no tak - kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. - Wiesz co? Z inną osobą w życiu nie podjęłabym się takiego zadania - powiedziała między wdechami, bo zaczynała już trochę odczuwać przebyty dystans. Nie znaczyło to jednak, że zamierzała rezygnować, o nie! Była gotowa płynąć dalej, po prostu rozmawianie w trakcie nie było najłatwiejsze. Mówiła zresztą prawdę, bo jak by nie patrzeć, to zgodziła się na propozycję koleżanki bez zastanowienia. I nie żałowała. O ile w jej głowie przewijały się myśli o potencjalnych zagrożeniach, o tyle nie chciałaby się teraz znaleźć na brzegu czy w wodzie sięgającej do bioder. Pociągała ją przygoda, która dryfowała sobie niedaleko. Poza tym większość morskich istot żyła jeszcze dalej od brzegu, więc tutaj nie powinny się niczego obawiać, a kto wie, może naprawdę natrafią przynajmniej na jedno z ramion kałamarnicy? Nie muszą jej wcale dotykać i drażnić. Patrzenie w zupełności wystarczy.
Łatwo było tak w tym momencie zapomnieć o wszystkim i skupić się tylko na tym, że kałamarnica była coraz bliżej i bardziej osiągalna, niżby obie mogły wcześniej nawet o tym pomyśleć. Zapewne nigdy tego głośno nie powie, ale była cholernie wdzięczna puchonce za to, że tego dnia postanowiła spędzić z nią trochę czasu. Uratować od czarnych myśli, które uporczywie atakowały jej umysł, nie pozwalając wymknąć się niczemu co pozytywne, poza mentalne bariery. Mogłaby tak spędzić cały dzień, nie bacząc na konsekwencje, jakie mogłoby to wszystko przynieść. Należało skupić się na tym, co tu i teraz. Ekscytacja w słowach Oli była dla Lary jeszcze ważniejsza, bo ją samą również mocniej podbudowywało to wszystko na duchu. Bardzo ciekawe zjawisko tutaj zaszło. Wcześniej wycofana i może delikatnie wystraszona puchonka, teraz była tą bardzo pewną siebie. Gryfonce podobało się to, co widziała. Dlatego płynęły dalej, skupiając się na tym, co tu i teraz, bo było to niezwykle istotnym, aby mieć pewność, że uniknie się ewentualnych zagrożeń, jakie mogłaby przynieść im ta mała wyprawa. Lara rozglądała się czujnie dookoła, próbując wypatrzeć to, co mogłoby umknąć im w najmniej odpowiednim momencie, ale na szczęście nie widziała niczego, co mogłoby je zaniepokoić. W pewnym momencie usłyszała niespodziewane słowa Oli i mimowolnie zerknęła w jej kierunku. Na jej ustach rozlał się delikatny uśmiech, kiedy zrozumiała ich znaczenie. To było takie... miłe. Zwyczajnie, po ludzku, bez żadnych ukrytych podtekstów czy cholera wie czego. - Ola, uważaj, bo za chwilę poczuję się zbyt dumna z siebie samej - stwierdziła luźno, choć w jej głosie brzmiało coś na kształt pewności siebie, której od znacznie dłuższego czasu nie miała okazji odczuwać. Wspaniałe uczucie, o którym prawie że całkowicie ostatnimi czasy zapomniała. Przygoda pociągnęła je obie, byle dalej od brzegu i byle więcej się działo. W pewnym momencie Lara dostrzegła ten charakterystyczny ruch, na który czekała od bardzo długiego czasu. - Ola, spójrz w prawo - szepnęła tak, aby nie wystraszyć zarówno puchonki jak i wielkiej kałamarnicy, która właśnie dryfowała w niedalekiej odległości od nich. Dzieliło ich nie więcej niż cztery metry. Ciężko określić ile mogła ważyć, ale z całą pewnością była większa, niż którakolwiek z nich. Lara zatrzymała się w miejscu, wciąż spokojnie i miarowo poruszając nogami w wodzie tak, aby nie wystraszyć zwierzęcia, ale jednocześnie nie utonąć. To ostatnie, na co miałaby w tym momencie ochotę. Niesamowite zwierze było jeszcze ciekawsze w tym momencie, niż jak miała okazję widzieć go ostatnio. Co dziwne, było naprawdę blisko brzegu. Zazwyczaj należało się wypuścić na zdecydowanie dalszą podróż, niż w tym wypadku, ale nie narzekała. - I co sądzisz? Warto było płynąć tak daleko? - zapytała po chwili ciszy, kiedy obie miały okazję napawać się widokiem kałamarnicy.