Brzeg ciągnie się niemal bez końca. Im bliżej brzegu tym wilgotna trawa powoli ustępuje błotu i mokremu piachu. Fale szkolnego jeziora są niemal niewyczuwalne. W tym miejscu zazwyczaj uczniowie wylegują się na słońcu zaś w zimie niejednokrotnie miłośnicy sportu urządzają sobie jogging.
To wciąż nie jest to, o co dokładnie jej chodziło. Zrobił to, bo jego zainteresowania go do tego popchnęły. W innym przypadku zrobiłby tylko to, co do niego należało. Pomógł jej przedostać się z punktu, a do punktu b to tak wypada. Ona chciała czegoś więcej. Jak zawsze. Nienasycone babsko. Nudną?! Miejmy nadzieje, że to były tylko jakieś żart, które miałyby podnieść jej ciśnienie. Przecież była ucieleśnieniem zabawy! -Powiedzmy, że to randka...-Powiedziała, bo w sumie nie nazwałaby tego tak. Już dawno powinni zrobić coś w tym kierunku, chociaż ich relacje polegały na czymś kompletnie innym. Było już za późno, jednak najwidoczniej każde z nich musiało się wyładować, a to, że obydwoje mogli z tego korzystać i ten rodzaj wyładowania im odpowiadał... Nie miała nic przeciwko, w końcu to nie ona robiła coś, co było jej zabronione. Nie zadawała pytań. Nie potrzebowała odpowiedzi do szczęścia. Uśmiechnęła się szeroko, czyli tak, jak zwykle.-To jest znikające bikini. Jeszcze nie próbowałam tego sprawdzać, chcę mieć niespodziankę.-Powiedziała, śmiejąc się pod nosem, co chyba nie było dobrym pomysłem, nie w jej stanie. Spojrzała na Ragnara, jakby powaga w jego tonie kompletnie do niego nie pasowała.-Złego diabli nie biorą, słońce.-I wytknęła język, jak dziecko, które powiedziało swoje ostatnie zdanie. Oj tak, jej śmierć będzie zdecydowanie bardziej efektowna. Z udziałem osób trzecich, żeby byli jacyś świadkowie. To jeszcze nie był jej czas, poza tym nie zamierzała zakończyć swoich dni uwalona od błota. Nie mogłaby dostrzec w tej postaci na ziemi żadnego seksapilu i energii, którą w sobie miała za życia. Zaskakuje ją czasem jej własna upartość. I brak pewnej logiki. Skoro tak usilnie uciekała do świata magii, chcąc zostawić za sobą ten drugi, do którego przynależała... Czemu broniła się rękoma i dogami przed tym, aby ktoś uleczył jej ciało za pomocą czarów? Czasem pozwalała sobie użyć zaklęć, które zasłyszała gdzieś na zajęciach lub znalazła w książkach. Magia chyba powinna być jej upragnionym wybawieniem, czymś, co faktycznie ją określało. Zaskakujące jak działa ludzka psychika. Jak coś, czego tak usilnie pragniemy, czasem staje się awersją do działania. Chyba naprawdę nie widział jej w roli tej owieczki, prawda? Musiała się delikatnie przesunąć, aby wygodniej jej się na niego spoglądało. Tak, była ciekawa jego odpowiedzi. Tego rąbka tajemnicy, pewnej części niego, którą postanowi jej zdradzić. To chyba nic zaskakującego, jej ciekawość, jej pragnienie zagłębienia się w jego postaci. Był wielobarwną postacią, chociaż kreował się na kogoś widocznego tylko w ciemnych barwach. A może tak wyglądał tylko w jej oczach, może chciała go takiego widzieć. Cóż, to chyba świadczyłoby o tym, że faktycznie była jak inni. Ślepa na to, co faktycznie mogło się tam zadziać. Rozumiała, może w inny sposób to postrzegała, w końcu każdy odbiera rzeczywistość w delikatnie inny sposób. Przez moment milczała, jednak nie dlatego, że jego odpowiedź jej nie pasowała, czy szukała odpowiednich słów. Pozwoliła, aby jego słowa do niej dotarły.-Czy masz kogoś, kto by Ci w tym pomógł?-Spytała spokojnie, jakby była to w tym momencie naprawdę istotna kwestia. Zapewne była. Dla niej. Prawdopodobnie większość populacji jest ciekawa tego, co się dzieje z ludzkim ciałem... Kiedy poddamy je różnym działaniom. Tylko niewielu umie się do tego przyznać przed sobą, niewielu przed innymi, a jeszcze mniejsza ilość potrafi swoją fascynację ruszyć i przedstawić ją światu. Do tej pory nazywali ich szaleńcami, szarlatanami... A to tylko ktoś, kto faktycznie zrobił w swoim życiu coś, co chciał, co kochał i co sprawiało mu nieposkromioną radość. -Czy coś jeszcze Ci zostało?-Spytała.
/zt x2
Ostatnio zmieniony przez Lucia S. Ritcher dnia Czw 23 Kwi 2020 - 10:09, w całości zmieniany 1 raz
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Wiedziała, że niedawno drużyna Krukonów miała swój trening, ale zawsze było jej mało Quidditcha. Zresztą przed nadchodzącym meczem ze Ślizgonami musiała po prostu nieco więcej poćwiczyć poruszania się na miotle. Z tego co wiedziała nie tylko ona była podobnego zdania. Icarus również wspominał coś o tym, że chętnie przećwiczyłby jeszcze pałowanie tłuczków także z myślą o koledze z drużyny postanowiła samodzielnie coś takiego zorganizować. Tylko dla ich dwójki i ewentualnych innych zainteresowanych, którzy po prostu chcieliby dobrze spędzić czas na świeżym powietrzu. Oczywiście sama zjawiła się na miejscu przed czasem, bo miała do wykonania jeszcze pewne zadanie. W to skąd wzięła kilka worków z piaskiem nikt nie powinien wnikać. Ot mogła znaleźć je w jednej z cieplarni lub poprosić uprzejmie gajowego, by ją w tym zadaniu wspomógł. Jedno było pewne tuż obok niej leżało kilka takowych, a każdy z nich miał jeszcze dodatkowo wymalowane na sobie coś w rodzaju tarczy, by móc w ten sposób wyznaczyć środek obiektu. I to właśnie miały być cele dla naszych dzisiejszych pałkarzy, które zawiesiła po chwili w powietrzu przy użyciu odpowiedniego zaklęcia. Co prawda miały one jedynie lewitować w miejscu, ale dobre i to. Miała ze sobą także zestaw piłek, w którym już rzucały się gotowe do uwolnienia tłuczki oraz pałki, którymi mieliby się przed nimi bronić. To ile śmiercionośnych piłek pójdzie w ruch zależało zapewne od tego ile też osób zjawi się na tym niby-to-nie-treningu, ale zakładała, że jeden w zupełności wystarczy. Przeciągnęła się jeszcze kilka razy, by jakoś rozgrzać mięśnie przed wskoczeniem na swojego Nimbusa 2015, którego udało jej się w końcu kupić dzięki zaoszczędzonym galeonom (i małej pomocy finansowej od Elio) po czym, gdy tylko zainteresowani zjawili się na miejscu pokrótce objaśniła na czym będzie polegać ich zadanie i kiedy wszyscy już znajdowali się na miotłach z pałkami w dłoniach uwolniła tłuczek, by następnie samej wzbić się w powietrze.
|| KRÓTKIE OBJAŚNIENIE ||
Witam na pierwszym w życiu czymkolwiek organizowanym przeze mnie na tym forum. Zasady są proste. Rzucacie jedną z kostek i opisujecie wyrzucony przez siebie efekt uderzenia pałką w tłuczek. Waszym zadaniem jest obronienie się przed piłką i trafienie w jeden z zawieszonych celów. Przewiduję 6 kolejek (kolejność postów dowolna ale niech każdy odpisze w danej kolejce nim zaczniecie następną). Zobaczymy jak sprawnie nam to będzie szło. Na sam koniec przewiduję podliczenie kostek i możliwe, że osoba lub dwie z największą sumą oczek dostanie jakiś fajny prezent (ale niezbyt drogi, bo Viola to biedak). Żeby było równo każdy ma do wykorzystania 2 przerzuty kości bez względu na ilość posiadanych punktów w kuferku. W razie jakichkolwiek zażaleń lub sugestii zapraszam na PW/GG.
KOŚCI:
1 – niestety, ale musisz jeszcze popracować nad refleksem. Nie udało ci się uderzyć w tłuczek, który cię trafił. Całe szczęście jednak nic ci się nie stało i oprócz siniaka raczej nie będziesz mieć większych śladów po tym spotkaniu. 2 – prawie ci się udało, ale to jednak nie to. Zamiast odbić tłuczek ten niemalże ześlizgnął się po twojej pałce i omijając cię łukiem poleciał dalej, by obrać kogoś innego za cel. 3 – można powiedzieć, że nie było tak źle. Udało ci się odbić tłuczek, choć wypadałoby włożyć w to nieco więcej siły i poprawić celność, bo tłuczek pomknął w losowym kierunku. 4 – uderzenie było całkiem mocne i z sukcesem udało ci się odbić tłuczek, który jedynie otarł się o wybrany cel. 5 – bardzo dobre uderzenie! Nie dość, że mocne to jeszcze udało ci się posłać tłuczek w kierunku jednego z zawieszonych celów. 6 – jesteś pałkarskim mistrzem! Nie tylko udało ci się mocno uderzyć w tłuczek, ale i trafić w sam środek zawieszonego celu.
Kod:
<zg>Tura:</zg> Wpisz numer kolejki <zg>Kość:</zg> [url=LINK]Wpisz liczbę[/url] <zg>Dostępne przerzuty:</zg> Wpisz liczbę pozostałych ci przerzutów
Quidditch i Viola to połączenie, którego nie mogłem przegapić. Zwłaszcza wtedy, gdy wiązało się to ze spontanicznym treningiem, o którym nie musiałem pamiętać dużo wcześniej i przez to nie obrywało mi się od Elijaha za wszelkie spóźnienia. A do tego akurat miałem sporą tendencję, bo przypominało mi się o nich w momencie, kiedy ktoś zaczynał na mnie krzyczeć lub wysyłać mi wyjce (chyba na jedno wychodziło). Po ostatnim spadku nastroju, energia roznosiła mnie tak, że miałem ochotę wskoczyć na miotłę już we własnej sypialni. Wolałem jednak nie ryzykować kolejnego szlabanu, zwłaszcza przed ważnym meczem ze Slytherinem, gdzie mogłem dokopać kilku osobom. Nie żebym był jakiś przemocowy, po prostu taka fucha pałkarza. Kto by pomyślał, że takie chuchro jak ja otrzyma taką pozycję w drużynie? Chyba naprawdę mieli jakieś braki. Chociaż z drugiej strony nikt sobie nic nie robi z kogoś tak niepozornego. A potem ups, skrzydło szpitalne. Jakoś dobiegłem na sam dół zamku, co zajęło mi dłuższą chwilę, a gdy tylko wychynąłem za główne drzwi, wsiadłem na mój pojazd od siedmiu boleści, to jest miotłę. Jak zwykle zapomniałem związać włosy, przez co wpadały mi na twarz, ale niespecjalnie się tym przejmowałem do momentu, kiedy nie pojawiłem się w pobliżu Strauss. Ona na szczęście nie będzie mi robić wyrzutów za to, że będę ćwiczył w dżinsach i swetrze, bo przecież nie znajdowaliśmy się na boisku. Prawda? - Siemanko - zawołałem i nadal siedząc na miotle, sięgnąłem po leżący na ziemi kij. A potem coś mi odbiło i uznałem, że stanę na miotle i w ten sposób spróbuję przywalić piłkom. Niezbyt to bezpieczne, zwłaszcza kiedy nie lubi się spadać, ale też nie znajdowałem się na tyle wysoko, żeby zrobić sobie krzywdę. - Serio, worki z piachem? - spytałem, wywracając przy tym oczami. - Mogłaś tam poprzyklejać twarze nauczycieli - dodałem jeszcze trochę ciszej, na wypadek gdyby któryś z nich miał się tu kręcić, jednocześnie wyobrażając sobie podobiznę Cortez albo Voralberga na którymś z celi. Quillian, nie gadaj tylko wal, pojawił się w mojej głowie, nie wiedzieć czemu, głos Swansea w momencie, kiedy Viola wypuściła tłuczek. Przyglądałem mu się w skupieniu, jednocześnie starając się utrzymać równowagę, co było dosyć trudne. Może nie powinienem się popisywać tak na samym początku? Zmrużyłem oczy i walnąłem z całej pedy (tak mi się przynajmniej wydawało), ale piłka poleciała w zupełnie innym kierunku, a ja poślizgnąłem się na trzonku miotły. Wciąż próbując się na niej utrzymać, wylądowałem na kijku częścią ciała, która nie powinna mieć z nim tak gwałtownego starcia i zawyłem z bólu. Czy było możliwe, żeby jakieś drzazgi przelazły mi przez gacie? Miałem za swoje.
Siedząc w Wielkiej Sali i zajadając się ciastem, mimochodem usłyszała, że Viola organizuje jakiś otwarty trening w pobliżu jeziora. Wspomnienie porażki na ostatnich zajęciach z miotlarstwa wzbudziło w niej chęć podszlifowania swoich umiejętności, więc zapytała nieśmiało, czy mogłaby się dołączyć do zabawy, na co Krukonka zgodziła się z entuzjazmem. Nie była w drużynie, ale latanie na miotle dawało jej tyle radości, że starała się korzystać z każdej możliwości na wzbicie się w powietrze i trening umiejętności. Wychodząc z zamku na błonia, ze szkolną miotłą w ręce, zastanawiała się jeszcze, czy podjęła dobrą decyzję. Coś jej ostatnio nie szło, ani uniki, ani trafienia, ewidentnie wszechświat jej mówił, że się do tego nie nadaje. Mimo to, przyjemnie jej się współpracowało ostatnio ze Straussówną, a bardziej upokorzyć już się chyba nie mogła, więc wzięła głęboki wdech, który miał dodać jej nieco pewności siebie i ruszyła w stronę jeziora. - Cześć! - Przywitała się uśmiechając się wesoło z dwójką, która już była na miejscu. - Jak tam ręka? - Zapytała jeszcze Violę zanim zaczęli, bo mimo szybkiej interwencji profesora Walsha, wciąż czuła wyrzuty sumienia za tą złamaną rękę. O swojej z kolei zupełnie zapomniała. Zadanie wydawało się proste i przyjemne. Zrobiła sobie krótką rozgrzewkę, chwyciła za pałkę i wskoczyła ochoczo na miotłę. Skupiła się na wypuszczonych tłuczkach i kiedy jeden poszybował w jej kierunku odbiła z całej siły, kierując piłkę w stronę lewitujących worków. Poszło całkiem nieźle, aczkolwiek przydałoby się popracować nad celnością. Tłuczek jedynie zahaczył o brzeg tarczy, ale jak na pierwsze, rozgrzewkowe odbicie można było to uznać za sukces. Nancy uśmiechnęła się do siebie z zadowoleniem i już przygotowywała się do kolejnej tury.
Tura: I Kość:5 Dostępne przerzuty: rzuciłem 1 -> 1 -> 5, nie mam już żadnych...
- Zwątpiłaś w swojego kapitana po ostatnim treningu? - krzyknęła gdzieś z dołu, bo oczywiście gdzie tylko pojawiały się zajęcia z miotlarstwa tam należało się spodziewać również Morgan. Trochę sobie zdawała sprawę z tego, że zapewne uraz z treningu sprawił najwyżej, że czuła niedosyt quidditchowych popisów i robiła sobie wyrzuty, że przez nieuwagę zajęła w wyścigu wokół wierzby dość odległe miejsce. Czy właśnie obserwowali pierwsze kroki dobrze zapowiadającej się, przyszłej pani kapitan Kruczków? Eli pewnie chętnie oddałby swoją opaskę w jakieś dobre ręce, może nawet prędzej, niż później. Tylko trzeba było brać pod uwagę, że przy tendencjach panny Strauss śmierć czekała na nią na każdym kroku i za każdym rogiem. Czy kapitańska odpowiedzialność choć trochę by ją w tym pohamowała? A może jeszcze dodałaby jej skrzydeł? Gryfonka wskoczyła na miotłę, wcześniej zaopatrując się w pałkę, którą niedługo potem wymierzyła celny cios tłuczkiem w wypełniony piaskiem worek. Punkt?
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Ali denerwowała się zbliżającym meczem, zwłaszcza że istniał cień szansy wejścia na boisko. Ostatni trening nie poszedł jej najlepiej, więc gdy tylko usłyszała o dodatkowych możliwościach polepszenia swoich umiejętności — postanowiła skorzystać. Niezwykle miłe to było ze strony Violetty, która ze spokojem mogła zająć pozycję zastępcy kapitana. Kochała Qudditch chyba równie mocno, co pokochał go Elijah — a nawet i mocniej, bo serce Swansea jednak zawsze należeć będzie do sztuki. Razem z miotłą dotarła nad brzeg jeziora chwilę po Morgan, którą zaczepiła nieco w bok palcami, przesuwając błękitnymi oczyma po zebranych chętnych, obdarzając im łagodnym uśmiechem. - Cześć wam! Jak zwykle — pełna była entuzjazmu. Alise miała to do siebie, że przemocy nie lubiła i perspektywa celowania w kogokolwiek za pomocą uderzeń w tłuczek była dla niej okropna, jednak była zbyt załamana swoim tragicznym poziomem i małymi umiejętnościami, aby nie zacisnąć dłoni i nie zacisnąć zębów, przetrzymać jakoś tego. Wysłuchała więc poleceń, a gdy nadeszła jej kolej — wsiadła na miotłę i złapała za pałkę, odbijając tłuczek w skupieniu — najlepiej, jak umiała. I chyba jej całkiem wyszło, bo nawet poleciał we właściwym kierunku. Czyżby miała zadatki? Parsknęła pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Odleciała nieco na bok, chcąc przyglądając się, jak radzili sobie pozostali. A nóż, nauczy się czegoś poprzez samą obserwację?
Przyszła polatać. Oczywiście stresowała się meczem, zwłaszcza, po ostatniej przegranej. Zrobiła trening wszystkim graczom, ale wiedziała, że sama nie była w idealnej formie i chociaż już pozbierała się po ciąży, wciąż nie było tak dobrze, jak mogłoby być. Właśnie dlatego niemal codziennie starała się pojawić na boisku chociaż na chwilę, żeby poprawić kondycję. Po drodze jednak natknęła się na trenującą grupkę, co było dość zaskakujące, bo była pewna, że nikt nie ma mieć o tej porze terminu. Po chwili zobaczyła, że towarzystwo jest dość mieszane, w większości krukoni, ale bez kapitana na czele, więc to z całą pewnością nie był oficjalny trening. Podeszła do nich z miotłą w ręku i spojrzała na @Violetta Strauss, która chyba prowadziła całe to zamieszanie i tłumaczyła zasady. - Treningi z kapitanem wam nie wystarczają? - spojrzała na nią rozbawiona, ale nie chciała za bardzo ich zaczepiać, bo prawdę mówiąc, zamierzała się przyłączyć - Widzę mieszanka. Rozumiem, że ślizgoni też mile widziani? - zapytała, ale przyłączyła się, nie czekając zbyt długo na odpowiedź. Może powinna to jednak przemyśleć, bo nie zabłysnęła jak na pałkarza. Zmarszczyła nos, kiedy tłuczek przeleciał jej przed nosem i zabrakło jej kilku centrymetrów do uderzenia. Serio? Jeszcze na treningu w ślizgońskim towarzystwie pół biedy, ale tutaj mogłaby być bardziej reprezentatywna.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Musiała przyznać, że ta niecodzienna zbieranina szkolnych miotłozjebów była bardzo oryginalną mieszanką, która mogła im zapewnić niezwykle interesujące ćwiczenia. Co prawda jednak Krukoni przeważali w całej tej grupie, ale w tym momencie przynależność do określonego domu wcale nie miała tutaj znaczenia. - Jak ci nie odpowiada, Quillian, to zawsze możemy z tobą pograć w zbijaka tłuczkami - odpowiedziała na jego komentarz odnośnie worków z piaskiem, na których wymalowany był dosyć prymitywny cel. I chociaż można było odnieść, że jej słowa były dosyć nieprzyjemne to jednak osoby, które znały ją wystarczająco mogły dostrzec, że był to jedynie żart i słowne przepychanki, które dosyć często uprawiała ze znajomymi. Następną osobą, która się pojawiła na miejscu była Nancy, którą oczywiście Krukonka przywitała szerokim uśmiechem. Tym bardziej, że miała w pamięci ich dosyć przyjemną współpracę w czasie poprzedniej lekcji miotlarstwa, do której zresztą to Puchonka się odniosła. - Wszystko w porządku. A twoja ręka? - spytała, co musiało brzmieć naprawdę dziwnie z perspektywy osób trzecich, ale kto by się tym przejmował? - Moe, moja wiara w Eliego jest niezachwiana! Po prostu zawsze mi mało Quidditcha! I wcale nie było to kłamstwo, bo może i organizowała teraz coś dla większej ilości osób, ale ogólnie rzecz biorąc dosyć często wylatywała na samotne treningi, by podciągnąć swoje umiejętności miotlarskie i to nie powinno nikogo dziwić. Podobne zwyczaje zaszczepiła w niej nie tylko własna matka, ale także Lisa, która była niezwykle rygorystyczna jeśli chodziło o podejście do Quidditcha. Już miała wsiąść na miotłę, gdy dostrzegła zbliżającą się do całej gromadki kapitan Ślizgonów, która najwyraźniej również zamierzała dołączyć do zbiegowiska, a Strauss nie zamierzała jej powstrzymać. - Oh Dear, to pałka do Quidditcha w twojej kieszeni czy cieszysz się na mój widok? - spytała, gdy Heaven jako kolejna uczyniła komentarz co do tego, że najwyraźniej oficjalne treningi im już nie wystarczają. Zresztą sama chyba również latała nadprogramowo jeśli tylko miała czas. Wyglądało na to, że już wszyscy chętni pojawili się na miejscu, także brunetka zaszczyciła nowego Nimbusa swoją obecnością i wzbiła się w powietrze, by następnie wykonać zamach pałką na lecącego w jej kierunku tłuczka. Cóż nie był to może jakiś cudowny popis, ale przynajmniej odbiła piłkę, która pomknęła w jakiś losowym kierunku.
UWAGA: CZAS NA ODPIS DO ŚRODY (8.04) GODZ 22!!! Chcemy by szło to szybko. Kostki bez zmian. Kolejność postów dowolna, a każdy mój kończy kolejkę. W razie pytań lub wątpliwości -> priv
Julius chyba nie wziął sobie do serca słów kapitana drużyny Krukonów na temat jego spóźniania się, dlatego gdy tylko nadarzyła się okazja do kolejnego trenowania umiejętności niezbędnych na jego pozycji, to jest walenia pałą w tłuczek. Po zakończeniu spaceru po szkole i zapoznawania się z kolejnymi uczniami, nauczycielami i zakamarkami Hogwartu, ruszył niespiesznym krokiem nad jezioro, przebierając się po drodze w dormitorium i zabierając niezbędne rzeczy, gdzie już zaczęli ćwiczenia. Płynnym ruchem wskoczył na miotłę, chwytając wcześniej za pałkę i przygotował się na nadlatujący przedmiot. Niestety w pierwszej próbie nie udało mu się dobrze odbić tłuczka, który ześlizgnął się z pałki Raucha lecąc dalej w kierunku reszty trenujących.
Ostatnio zmieniony przez Julius Rauch dnia Sro 8 Kwi 2020 - 0:22, w całości zmieniany 1 raz
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Świeże powietrze, ładna pogoda i trochę ruchu podniosło jej poziom endorfin i już czuła się świetnie, mimo początkowej niepewności. Dodatkowo pierwsze odbicie wyszło całkiem nieźle, szczególnie jeśli porównać je do pozostałych uczestników zabawy. Tłuczki coś nie chciały dzisiaj współpracować nawet z kapitanami drużyn. Zdążyła jeszcze odpowiedzieć Violi, że z jej ręką również wszystko w porządku, ale nie było więcej czasu na pogaduchy. Wszyscy ostro zabrali się za ćwiczenia, także i Nancy ponownie złapała za pałkę i wzbiła się w powietrze, by ustawić się na odpowiedniej pozycji. Kiedy tłuczek wystrzelił w jej kierunku, poprawiła chybko chwyt i odbiła z całej siły. Kolejny raz wyszło jej całkiem nieźle, bo piłka poleciała niemal dokładnie tam, gdzie Puchonka chciała ją posłać. Można by jeszcze popracować nad celnością, ale rezultat był zadowalający. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie zadowolona z sukcesu. Nigdy nie widziała się na pozycji pałkarza, uważała, że jest dla niej zbyt brutalna, ale ostatnio naprawdę nieźle szło jej odbijanie. Oparła pałkę na ramieniu i z zainteresowaniem obserwowała technikę pozostałych, bardziej doświadczonych uczestników.
- Dla mnie spoko - stwierdziłem na zaczepki Violi, wzruszając przy tym ramionami. Fakt, że trochę by to bolało, zwłaszcza kiedy wszyscy rzuciliby się na mnie z tłuczkami, ale przynajmniej ominąłbym kilka bezsensownych lekcji. A w Skrzydle Szpitalnym dawali nawet całkiem dobry sok dyniowy, kiedy zrobiło się ładne oczy do pielęgniarki. Kiedy ja zastanawiałem się, czy kiedykolwiek będę miał dzieci, którym będę mógł narobić wstydu, wokół zrobiło się spore zamieszanie. Nie sądziłem, że na treningu Strauss pojawi się aż tyle osób, ale im więcej, tym weselej. Co nie? Szybko się więc pozbierałem do kupy, co by nie robić z siebie jak zwykle pośmiewiska. Większość i tak wolała trochę pojechać po Elijahu, dochodząc do wniosku, że musiał być naprawdę słabym kapitanem, skoro ćwiczyliśmy sami. Mnie się jednak wydawało, że quidditcha nigdy za wiele, a że ostatni trening przespałem (i nieźle mi się za to oberwało), wolałem poćwiczyć trochę teraz. W międzyczasie pojawiła się też Dear, wdając w dyskusję z Violettą, co nie obyło się bez mojego parsknięcia śmiechem. Akurat Krukonka miała talent do dogryzania innym, w to nie wątpiłem. I gdyby mieli nam zrobić egzamin z obelg, pewnie zdobyłaby wybitny. Nosiło mnie tak bardzo, że nie mogłem się doczekać swojej kolejki. Gorzej, że nie potrafiłem się skupić, wiec ją przegapiłem i zorientowałem się dopiero wtedy, kiedy Nancy uderzyła w tłuczek. Czy ja naprawdę musiałem być taki nieprzytomny? No w każdym razie była moja tura, więc kiedy tylko nadarzyła się okazja, uderzyłem w tłuczek, celując nim prosto w tarczę. Ha! I kto był mistrzem?
Gdy drugi raz wzbił się w powietrze, poszło mu znacznie lepiej. Skupił się wyłącznie na tłuczku lecącym w jego stronę i tym razem uderzył bardzo mocno i niemal precyzyjnie, niemal, bo jednak odbita piłka jedynie musnęła cel, co lekko rozgniewało Juliusa, który rzucił nieprzyzwoitą wiązanką słów w swoim ojczystym języku. Wylądował miękko na ziemi, wyraźnie niezadowolony z efektów jego wysiłku, co potęgowało jego niepewność przed zbliżającym się meczem.
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Obserwowała z miotły, jak radzili sobie inni. Pomysł Violetty na dodatkowy trening okazał się sukcesem i pojawili się nawet przedstawiciele innych domów, aby poćwiczyć przed zbliżającymi się meczami. Blondynka uśmiechnęła się pod nosem na myśl o ambicji i oddaniu koleżanki, patrząc akurat dobrze radzącą sobie Morgan. Kolejki szły bardzo szybko, tłuczki latały jak szalone i momentami trudno było za nimi nadążyć. Chociaż machanie pałką było męczące, wszyscy chyba dobrze się bawili, co było widać na ich twarz. Zmrużyła oczy, doszukując się niebezpiecznej piłki, gdy nadeszła jej kolejka i zacisnęła dłonie na drewnianej rękojeści, gotowa do odbicia.. Cóż, szczęście początkującego ją opuściło, bo zamiast trafić w tłuczek, ten znalazł się obok niej — nie odbiła go wcale! Na szczęście ominął ją łukiem, szukając nowego celu — nie była chyba go warta. Prychnęła z niedowierzaniem i kręcąc głową, powędrowała za nim wzrokiem.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Quidditcha nigdy za wiele, więc kiedy tylko do jego uszu doszły wieści o czymś w rodzaju treningu organizowanym przez Violettę nad jeziorem, nie było opcji, żeby się tam nie wkręcił. Szczególnie, że mecz tuż-tuż i trzeba było wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję, żeby potrenować; wprawdzie był dobry w te klocki i dobrze sobie z tego zdawał sprawę, ale to wcale nie oznaczało, że nie mógł być lepszy. W dodatku wizja pośmigania na miotle w doborowym towarzystwie – poza może jednym wyjątkiem – sprawiała, że tym bardziej żal byłoby to przepuścić. Coś go niestety zatrzymało w zamczysku i na brzeg jeziora dotarł ostatecznie z pewnym poślizgiem, ku własnemu niezadowoleniu, którego jednak nie dał po sobie poznać. Radosna zbieranina mniej lub bardziej przypadkowych osób już krążyła w powietrzu (wśród których nawet mignęła mu Dearówna), a między nimi świstał tłuczek. Krótka chwila obserwacji – nie powstrzymał całkiem donośnego parsknięcia, kiedy kapitan Ślizgonów dała swój ‘popis’ – wystarczyła, żeby rudzielec połapał się w zadaniu, banalnie prostym zresztą, więc po szybkim rozgrzaniu mięśni i rozruszaniu stawów, wziął pałkę w dłoń, wskoczył na swoją Błyskawicę i dołączył do reszty trenujących. Straussównie posłał jedynie krótki salut w połączeniu z łobuzerskim uśmiechem, jeśli dziewczyna zwróciła nań uwagę, nie dodając od siebie już żadnego słownego komentarza ani nic, by jej czasem nie rozpraszać; trochę głupio by w końcu wyszło, gdyby przez niego przyjęła tłuczek na twarz, czy coś. Sam też wolałby tej wątpliwej przyjemności uniknąć, a wyglądało na to, że żelazna kula właśnie jego obrała sobie za następny cel i to na niej się w pełni skupił. Fitzgerald wziął porządny zamach i bez najmniejszego problemu trafił w piłkę, posyłając ją prosto w sam środeczek jednej z prowizorycznych tarcz wymalowanych na lewitujących workach z piachem. Błysnął zębami zadowolony, po raz wtóry pokazując, że sprawdziłby się na pozycji pałkarza.
Jej wysoka forma pałkarska nie utrzymała się zbyt długo, ale przynajmniej nie było jeszcze aż tak źle, aby w ogóle nie trafić w tłuczek. Gdy mordercza piłka ruszyła w jej stron, Moe wzięła brutalny zamach i posłała ją byle dalej od siebie, zapominając najwyraźniej, że oprócz odbicia pozostawało jeszcze celowanie w worki. Czyżby aż tak walczyła o życie, że nie przejmowała się ilością trafień w piasek? - Lepsze to niż nasze wyścigi. - z przekornym uśmiechem skwitowała ostatecznie wybraną przez Violkę formę praktyki, choć tak naprawdę miotlarskie popisy wyglądały znacznie lepiej i przynosiły jej dużo więcej wrażeń, gdy wymagały zwinności i szybkości, nie chronienia zębów i pałowania do celu. Byłaby jednak hipokrytką, odnosząc się do tego jakkolwiek krytycznie. W końcu pierwszy trening, jaki przejęła, był właśnie czymś bardzo zbliżonym.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Po pierwszym – całkiem spektakularnym nieskromnie mówiąc – uderzeniu Fitzgerald chyba poczuł się nieco zbyt pewnie w tej zabawie, przybierając dość nonszalancką postawę na miotle i obracając pałkę w dłoni w oczekiwaniu aż tłuczek znów pomknie ku niemu. Żelazna piłka musiała mieć do niego chwilowo jakąś słabość, bo stało się to szybciej niż przypuszczał. Ślizgon nie miał nawet czasu poprawiać chwytu na pałce i najprawdopodobniej przez to kolejnemu uderzeniu zabrakło zarówno siły, jak i celności tego pierwszego, bo zamachnął się trochę na odlew, byle tylko odegnać od siebie morderczą kulę, żeby go przypadkiem nie znokautowała, czy coś. Trafić trafił, owszem, ale tłuczek pomknął w bliżej nieokreślonym kierunku, nawet nie zbliżając się do któregokolwiek z celów. Will cmoknął z cichym przekąsem wiedząc, że tym razem w ogóle się nie popisał. Wprawdzie lepiej to niż jakby miał całkowicie rozminąć się z celem, ale wciąż. Taki częściowy sukces rudzielca nie zadowalał, nawet jeśli nie planował ani w bliższej, ani w dalszej przyszłości przebranżawiać się, jeżeli chodzi o rolę na boisku.
Tura: II (nadrabiam) Kość:2 → 3 Dostępne przerzuty: 0/2
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Proszę, nawet pojawiło się kilku spóźnialskich, którzy jednak dosyć szybko nadrobili to, co udało im się stracić. Przynajmniej z tym nikt nie miał problemów, a i ona powitała ich dosyć krótkim uśmiechem. Zwłaszcza, że jednym z nich był Fitzgerald. Zaraz jednak musiała zamarkować kolejne uderzenie pałką, bo jeden z tłuczków zaczął się do niej nieubłaganie zbliżać. Tym razem udało jej się dużo lepiej wykonać swoje zadanie, bo odbita przez nią piłka pomknęła w kierunku zawieszonych przez nią celów, ocierając się o jeden z nich. Było naprawdę bardzo dobrze! I chyba jeszcze nikt nie oberwał. Oby tak dalej!
|| CZAS NA ODPIS DO PIĄTKU 22 ||
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Z każdym kolejnym odbiciem zyskiwała nieco pewności siebie i z coraz większą swobodą wymachiwała pałką. Sama nie do końca rozumiała skąd ma tyle szczęścia w celowaniu, bo nigdy nie skupiała się na nauce akurat tego elementu. Jak na ironię najlepiej sprawdzała się ostatnio na pozycji, na której widziałaby się w ostatniej kolejności. Dopóki jednak jej celem był worek z piaskiem, a nie kolega z przeciwnej drużyny nie miała najmniejszego problemu z odbijaniem. Kolejny raz ustawiła się w odpowiedniej pozycji, chwyciła pałkę mocno w obie ręce i zamachnęła się z całej siły widząc lecący w jej kierunku tłuczek. Odbiła z taką siłą, że aż jej w uszach zadzwoniło, a co ciekawsze posłała piłke prosto w sam środek tarczy. Zamrugała kilkakrotnie oczami patrząc z niedowierzaniem, ale wszystko wskazywało na to, że faktycznie trafiła. Uśmiechnęła się promiennie i już zaczęła szykować się do kolejnego odbicia, czując, że to jest właśnie jej dzień.
Była pod wrażeniem, jak szybko szedł im trening. Sama Violetta była niebywale zaangażowana i poza własnym szkoleniem, doglądała, czy ze wszystkim było wszystko w porządku. Tłuczki to były dość zdradzieckie piłki. Poprawiła się na miotle, odlatując nieco na prawo i wyżej, aby zająć dogodniejszą do następnego odbicia pozycję. Złapała pewniej niż ostatnio pałkę, przygotowując się do uderzenia w przecinający ze świstem powietrze tłuczek, zaciskając jednak oczy i celując na ślepo. Podobnie, jak ostatnim razem o mało nie oberwała, czując podmuch na ciele. Ominął ją jednak łukiem, szukając sobie znów godniejszego celu. Prychnęła z niezadowoleniem, krzyżując ręce na piersiach i opierając o siebie przedmiot, znów czekała na swoją kolej. Kariery pałkarskiej to ona zdecydowanie nie zrobi.
Nadszedł moment, gdy tego dnia już po raz trzeci wznosił się w powietrze, by po raz kolejny wykonać to, co przecież z każdą kolejną turą szło mu coraz lepiej. Niestety pech, czy rozkojarzenie Juliusa, sprawiło, że pałka zamiast trafić bezpośrednio w tłuczek, zaledwie musnęła go z impetem, to jednak nie wystarczyło na zmienie nawet kierunku lotu, nie mówiąc o trafienie do celu. Niemiec wylądował na ziemie zrezygnowany. Miał nadzieję, że przez meczem uda mu się podbudować fizycznie i mentalnie, żeby jego drużyna mogła wygrać. Jeżeli podczas meczu nie będzie się dobrze prezentował, to prawdopodobnie na następnym usiądzie na trybunach.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Ponownie pozbyła się tłuczka ze swojego najbliższego otoczenia raczej za pomocą uderzenia zdeterminowanego do oddalenia zagrożenia aniżeli z jakąkolwiek myślą, by skupić się na precyzji. Popisywanie się nie wchodziło w grę głównie z tego względu, że najzwyczajniej nie czuła się ani jakoś szczególnie pewnie przy tej przeklętej piłce, jak i w tym pomieszanym gronie. Czy Violi nie przeszkadzała obecność Ślizgonów, skoro za kilka tygodni mieli przeciwko sobie mecz? Cóż. Akurat Davies powinna mieć w tej kwestii najmniej do gadania, skoro już wszędzie zdążyła się wcisnąć, włącznie z bezczelnym podszywaniem się pod szukającą Krukonów, o którym ostatecznie wiedział wyłącznie Elijah. - Tylko nie uszkodź tłuczkiem Heav. Ostatnio modne jest wykluczanie kapitanów z gry. - podleciała jeszcze do Violki, uchylając się wcześniej przed jakąś latającą piłką. W ogóle gdyby nie afera z zakazem meczowym i wizbookiem, ten trening mógłby się równie dobrze zmienić w bludgera. Ale koniec roku przyniósł im wyjątkowo pokojową i przyjazną atmosferę pomiędzy szkolnymi domami. Może właśnie tak powinno to wyglądać?
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Fitzgerald wyciągnął wnioski z poprzedniego, średnio udanego, razu i przy kolejnej rundce nie pozwolił sobie ani na chwilę rozproszenia, ciemnobrązowymi ślepiami śledząc uważnie śmigającego między pozostałymi uczestnikami tej zabawy tłuczka; pałkę trzymał cały czas w pogotowiu. Odbita przez kapitan Gryfonów piłka poszła po łuku i zaczęła mknąć wyraźnie w jego kierunku. William poprawił chwyt na narzędziu mordu i w odpowiednim momencie, kiedy żelazna kula znalazła się już na wyciągnięcie pałki, wziął mocny zamach w jej kierunku. W uderzenie włożył dość dużo siły, a dzięki temu, że miał pełną kontrolę nad sytuacją, udało mu się posłać tłuczka dokładnie tam, gdzie chciał, czyli w jeden z piaskowych worków-tarcz. Niestety zabrakło mu w tym nieco precyzji i tym razem nie trafił w sam środek celu, niemniej była to zdecydowana poprawa w stosunku do poprzedniej tury. Wiedział jednak – ba, nawet już wcześniej pokazał! – że stać go na ciut więcej.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Chwilowo wszyscy radzili sobie co najmniej średnio jeśli nie dobrze lub bardzo dobrze. Podobna myśl była naprawdę pocieszająca. Tym bardziej, że Nancy znajdująca się gdzieś w pobliżu zdradzała coraz to większe zapędy na dobrego pałkarza. Chociaż o tym mogła już się przekonać w trakcie rozgrywek bludgera, bo nie ma co Williams była królową tłuczenia innych piłkami. I musiała o tym wiedzieć. Strauss zaśmiała się tylko, gdy Moe rzuciła w jej kierunku uwagą odnośnie Heaven. I nie. Nie miała nic przeciwko temu, by znajdowali się tu Ślizgoni. To, że znajdowali się w różnych drużynach nie znaczyło, że miała się od nich izolować. Kto wie, może w jakiejś alternatywnej rzeczywistości trafiłaby do Slytherinu i grała razem z nimi w drużynie? Wszystko było możliwe. - Nie martw się. Będę dla niej delikatna - odpowiedziała po czym zamachnęła się trzymaną w ręku pałką, atakując przelatujący tłuczek i trafiając w sam środek wymalowanej tarczy. Chyba naprawdę nie szło jej to tak kiepsko. Może powinna myśleć o ewentualnym przebranżowieniu się, gdyby nie mieli wolnych posad ścigających w zawodowych drużynach?
Od dziecka uwielbiała wsiadać ma miotłę i lecieć gdzie oczy poniosą. Uwielbiała tą prędkość, uwielbiała tą wolność. W tych nielicznych chwilach kiedy miewała nieśmiałe myśli o dołączeniu do drużyny zawsze widziała się jako ścigająca, może ewentualnie szukającą. Wszechświat jednak ostatnio dawał jej zdecydowanie znaki, że najlepiej nadaje się do pałowania. Ze wszystkich zajęć z miotlarstwa, które mieli w tym roku, szło jej dobrze tylko i wyłącznie z pałą w ręce. Uczucia miała mieszane, bo póki celowała do worków to nie miała większego problemu, ale jakby miała celować tłuczkiem w kolegę to nie czułaby się zbyt dobrze. Z drugiej strony każdy kto brał udział w meczu liczył się z tym, że może dostać po głowie. Zastanawiając się nad tym wszystkim obserwowała latającą piłkę i kiedy ta ponownie ruszyła w jej kierunku odbiła bez najmniejszego problemu, kolejny raz posyłając ją dokładnie tam gdzie chciała. Może nie trafiła w sam środek tarczy, ale i tak wyszło całkiem nieźle. Znowu. Normalnie jakby się urodziła z pałką w ręku...
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Drugie trafienie. Być może uspokoiły ją słowa Violi, że z jej strony nic nikomu nie grozi. O ile sam nie wystawiał się bezmyślnie do bicia. W przypadku rozgrywki Davies, do bicia wystawiał się chyba wyłącznie ten worek z piaskiem, w który, jak już trochę nabrała pewności, potrafiła przycelować niemalże bezbłędnie. Ale, jak to ona, postanowiła jeszcze w międzyczasie kogoś pozaczepiać. - Nans, nie myślałaś o tym, żeby samemu zorganizować trening? - podrzuciła brwiami, jasno dając do zrozumienia, że za tym 'treningiem' stało znacznie więcej. Puchoni pozostawali bez kapitana, a Williams na jej oczach szło właściwie bezbłędnie. Czy była odpowiednią osobą do przejęcia opaski? Zdążyła już wygrać bludgera w ferie, potem widać ją było również na wyścigu Walsha. Na lekcjach mioteł nie śledziła jej tylko dlatego, że zaciekle walczyła o honor i dominację, a potem o życie. A przynajmniej tak chciała sobie tłumaczyć zupełne odcięcie od otoczenia przez te kilkanaście minut.
Wszystko szło szybko, dobrze. Jednym lepiej, drugim gorzej. Viola dawała instrukcje, a Alise obserwowała z uśmiechem Morgan, której twarz na miotle wyjątkowo promieniała. Widać było, że kocha ten sport i oddaje się całym sercem drużynie. Była pewna, że w przyszłości Moe będzie, wysłała jej bilety na swoje mecze na Mistrzostwach Świata. Pytanie tylko, dla kogo zdecyduje się grać? Przymknęła oczy, delektując się przyjemnym powiewem wiosennego wiatru. Odleciała w inne miejsce po chwili, odszukując tłuczka i łapiąc pewniej za pałkę. Musiała się postarać, bo przecież zaraz zabije kogoś swoją niezdarnością -całe szczęście, że nie była rezerwowym na pałkarza, bo Elijah dostałby zawału. Zacisnęła palce na drewnie, gotowa, aby odbić tłuczek — niestety, wydarzyło się to samo, co dwa poprzednie razy. Kompletnie jej nie wyszło, ledwo ominął jej twarz i pomknął w kierunku innego zawodnika, mając ją gdzieś. Z niedowierzaniem rozchyliła usta, kręcąc głową w złości na samą siebie. - Jak mogę być tak beznadziejna? - jęknęła, przesuwając dłonią po oczach — chociaż zamiast się załamać, parsknęła śmiechem.