Brzeg ciągnie się niemal bez końca. Im bliżej brzegu tym wilgotna trawa powoli ustępuje błotu i mokremu piachu. Fale szkolnego jeziora są niemal niewyczuwalne. W tym miejscu zazwyczaj uczniowie wylegują się na słońcu zaś w zimie niejednokrotnie miłośnicy sportu urządzają sobie jogging.
Profesor oczywiście musiał się jeszcze raz przedstawić. Miły był, skoro nie robił żadnych wyrzutów, nie odejmował punktów, ani nie robił niczego, by jakoś ukarać tych, których poprzednio nie było. A gdy zwrócił się do niego, mówiąc o pracy domowej, chłopak tylko zarumienił się, spuszczając wzrok. – Prawda panie Profesorze. – powiedział spokojnie. Widząc jednak, iż mało kto ma coś do powiedzenia, postanowił jakoś u nauczyciela zapulsować! W końcu tej pracy nie oddał, prawda? -Przypominając tym, którzy pojawili się ostatnio, oraz wtajemniczając wszystkich nowo przybyłych – tu uśmiechnął się serdecznie do wszystkich – A więc. Co wiem o żywiołach. Pozwolę sobie nie powtarzać tego, na co zwróciła uwagę koleżanka – tu uśmiechnął się tylko do Bell. – Warto jednak zwrócić uwagę na to, że choć wzajemnie się ograniczają, to jednak nie zwalczają. Można powiedzieć że granicą możliwości jednego, są możliwości drugiego. – nie wiedział, czy ktokolwiek zrozumiał, co miał do przekazania tym ostatnim zdaniem. No, może oprócz nauczyciela. – Co by tu jeszcze.. – rozmyślał. – Każdy z Domów, istniejących w Hogwarcie związany jest z poszczególnym żywiołem. I tak Hufflepuff reprezentuje żywioł ziemi, Ravenclaw powietrza, Slytherin wody, a Gryffindor ognia, jeśli dobrze pamiętam. – zakończył swój wywód. Nie chciał bowiem powtarzać tego, o czym rozmawiali na poprzednich zajęciach, a więc krótkiej charakterystyki każdego z żywiołów, jego symboliki, i podstawowych informacji na jego temat. - Natomiast praca domowa dotyczy żywiołu. Macie, a w zasadzie mamy napisać wypracowanie na rolkę pergaminu. Tematem pracy dotyczy wybranego żywiołu i waszej wizji współpracy z nim. – to nie tak, że nie pamiętał czego dotyczyła. Po prostu. On nie wyobrażał sobie pracy nad jednym konkretnie z tych czterech sił. – Niestety Panie Profesorze, ale nie napisałem jej, ponieważ nie potrafię się określić, co do żywiołu. Nie mam zielonego pojęcia. – powiedział zasmucony. Nie miał zamiaru go okłamywać. Mówił szczerą prawdę. Z resztą, dlatego własnie zapisał się na te zajęcia. Podczas swoich podróży, odbytych rok temu spotkał się z magią żywiołów. Szczególnie na Wschodzie. Niestety nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, jaki żywioł jest jego, a żaden z poznanych mnichów, nie bardzo miał ochotę mu w tym pomagać..
Sameer wysłuchał słów profesora. Oh, jak mu się nie chce robić tych prac domowych. No ale trudno, mus to mus. I stało się to na co najbardziej Sam nie ma ochoty, musi się wypowiadać. No ale co mógł powiedzieć? Na całe szczęście pierwsza wypowiadała się puchonkakrukonka. Znowu mu pomogła. Dzięki jej nie musiał sięgać po kartkę a teraz miał czas na wymyślenie czegoś o tych żywiołach. -No żywioły dają nam życie, a jednocześnie je odbierają. Pomagają w życiu, a jednocześnie rujnują życie- Taka była jego wiedza o żywiołach. Nie był dobry w mówieniu na zajęciach. A teraz jaki żywioł go fascynuje. Zapewne wszystkie, mniej więcej dlatego tu jest. -Mnie wszystkie żywioły fascynują, trudno wybrać jeden. Ale skoro już muszę to chyba najciekawszy według mnie jest ziemia. To na niej żyjemy, ona daje nam jedzenie w postaci warzyw, owoców i różnych zbóż.- Wypowiedział się. Miał nadzieje że czegoś nie palnął, czasem mu się zdarza. Tak naprawdę wolał wypowiedzieć się o wodzie, ale dziewczyna go wyprzedziła. No to musiał coś na szybko wymyślić, no i mniej więcej tak powstała ta jego wypowiedź.
Charlie było trochę głupio, że musiała siedzieć na ławce mokra, nie pamiętając podstawowego zaklęcia, które mogłoby jej z tym pomóc. Całe szczęście nasz wzorowy prefekt znał je doskonale, więc Gryfonka, zasłyszawszy zupełnie niechcący formułkę, po chwili sama jej użyła. Jeszcze tego brakowało, żeby miała się przeziębić. Josie chyba by jej nie wybaczyła. Dziewczyna drgnęła lekko, nagle wracając do wygodnego, suchego stanu sprzed wyjścia na błonia. Ciepło z ogniska dopiero teraz zaczęło do niej tak naprawdę docierać. I jak tu nie kochać ognia? Brązowe oczy utkwiły w nauczycielu, który najwidoczniej bardzo cieszył się z możliwości do pokazania im wspaniałości związanych z Magią Żywiołów. Cóż, nie można zaprzeczyć, że bardzo mu się to udało, a Lotta z pewną niecierpliwością czekała na to, aż zaczną praktykować te jakże wspaniałe zaklęcia. Osobiście najbardziej podobało jej się rozpalanie ogniska bez jakiegokolwiek drewna, ale reszta też na pewno się przyda. Nie dało się jednak ukryć pewnego zawodu, który Charlotte napotkała, kiedy Price zaczął wypytywać o wiedzę poszczególnych osób na temat żywiołów jako ogółu. Brytyjka westchnęła cichutko i zaczęła sobie w głowie układać wszystko, co mogła powiedzieć, a następnie segregując to na rzeczy warte wspomnienia oraz te, których lepiej nie mówić, jeśli nie chce się ośmieszyć. Kiedy już miała ułożoną w miarę sensowną wypowiedź, reszta zaczęła się wypowiadać. Nie było to w sumie nic dziwnego, Lots z reguły nie spieszyła się z odpowiedziami i wolała się porządnie zastanowić. A nuż powie coś tak mądrego, że Gryfoni dostaną dwadzieścia punktów? Cóż, to raczej mało możliwe, ale to nic. Pierwsza oczywiście wyrwała się Rodwick. Niedoszłej królowej nawet to specjalnie nie zdziwiło, bo już od ich pierwszego spotkania w sali wykładowej spodziewała się czegoś takiego. Krukonka mówiła o rzeczach bardzo oczywistych i nie powiedziała tak naprawdę niczego odkrywczego. To samo można powiedzieć o Ambrożym, który mówił praktycznie to, co znajoma Charlie przekazała jej podczas opowiadania przebiegu ostatniego wykładu. A to cwaniaczek, chciał się wykazać tym, jak to dokładnie słuchał na ostatniej lekcji. Gryfonka uśmiechnęła się sama do siebie, dając innemu Gryfonowi powiedzieć kilka krótkich zdań w odpowiedzi na pytanie profesora, aż wreszcie uznała, że nadeszła jej kolej. - Żywioły to tak naprawdę jedna całość. Widać to najlepiej w sposobie funkcjonowania planety. Aby ziemia mogła dawać plony, musi być woda. Aby woda dotarła do ziemi, musi być powietrze. Aby było powietrze, ziemia musi wydać plony. Za to ogień jest dosyć podchwytliwy. To pewnego rodzaju strażnik, który pilnuje ogólnej równowagi. Niszczy, ale też tworzy. Zdawałoby się, że jest ponad resztą, ale to nieprawda. Ziemia z wodą może go uspokoić, zaś powietrze da radę go podburzyć. Zależności można wymieniać godzinami. - skończyła odpowiadać na pierwsze z pytań. Na drugie już miała odpowiedź, musiała ją tylko sensownie ułożyć, bo na chwilę obecną miała ona formę zlepki myśli, która dla kogokolwiek innego od Lotty byłaby kompletnie bezsensowna. - Fascynuje mnie ogień, co zresztą nie jest takie dziwne, skoro należę do Gryffindoru. Tak jak mówiłam, ten element jest podchwytliwy, z lekka nieprzewidywalny. Z drugiej strony wydaje się być tak bardzo zależnym od całej reszty, chociaż sam z siebie jest tak silny. Ot, zaklęcie Szatańskiej Pożogi. Mówi się, że ogień nim wywołany jest niemożliwy do zatrzymania, ale wierzę, że woda czy ziemia ma równie potężne czary, które mogłyby się z nim równać. Ach, no i symbolika! Nie wiem czemu, ale płomienie kojarzą mi się z tyranami. Z ich ludźmi, palącymi na rozkaz wioski, niosącymi przerażający ogień do niepokornych. Ale jeśli chodzi o bardziej powszechne wierzenia, to według Biblii Chrześcijan, konkretniej Starego Testamentu, ogień jest oczyszczający. Giną od niego miasta Sodoma i Gomora, które w kulturze mugolskiej nieodłącznie kojarzą się ze wszystkim, co złe. - powiedziała, ostatnią wzmiankę pamiętając z niekończących się lekcji religii odbywanych jeszcze w domu. Że też się jej przydały na lekcjach magii, to dziwne! - Tak naprawdę to ogień ma ogromne znaczenie we wszystkich istniejących kulturach, ale chyba nie będę ich poruszała, bo mogłabym mówić godzinami. Tak, zdecydowanie fascynuje mnie ogień. - zakończyła, uśmiechając się nikle sama do siebie. Była całkiem zadowolona z tego, co udało jej się powiedzieć i nawet wpadł jej pomysł na napisanie wspomnianej pracy domowej. Żyć nie umierać!
Amelia wpadła, jak zawsze spóźniona. Cholera! Dlaczego musiała spóźniać się akurat na Magię Żywiołów? To nie było tak, że robiła to celowo albo komukolwiek na złość, ona naprawdę chciała być punktualnie, tylko.. coś jej nie pozwalało zdążyć na czas. Może to jakieś fatum? Westchnęła ciężko, bo gdy dobiegła do grupki ludzi z nauczycielem na czele, nie mogła przez dobrą chwilę złapać oddechu. - Dzień dobry - wysapała, ledwo się na to zdobywając. Nie jest dobrze z moją kondycją, trzeba chyba zacząć biegać.. - przeszło jej przez głowę. Po chwili, gdy już odrobinę udało się jej uspokoić oddech, dodała dalszą część zdania - bardzo, ale to bardzo przepraszam za spóźnienie. Cóż, wyszło kiepsko, więc Amelia stanęła razem z innymi uczniami, starając się już za bardzo nie wyróżniać. Dostrzegła dwie znajome twarze, konkretnie - chłopaka który był tutaj poprzednio, chyba Krukon, o ile jej pamięć nie zawodziła i dziewczynę, też Krukonkę, tego była już pewna, bo kojarzyła ją z Pokoju Wspólnego. Poza tym, była chyba prefektem? No nieważne, skupmy się na tym, co pan Pirce ma im dzisiaj do powiedzenia i do dzieła! Różdżka spoczywała w tylnej kieszeni, grzecznie czekając na swoją kolej.
Marigold przybiegła na brzeg jeziora jak najszybciej tylko mogła, aż zaczęła ciężko oddychać, ale nie przejęła się tym zbytnio gdyż nauka jest w tej chwili ważniejsza o ile nie najważniejsza. Słuchała wszystko co mieli tamci do powiedzenia; o matko co oni w ogóle tutaj robią skoro nie odrobili nawet tak prostej pracy domowej? Niech się lepiej zajmą mugoznalastwem, albo zaklęciami, może im to lepiej wyjdzie. Prychnęła tylko gdy usłyszała, że Piątek nie robił tego co należy i nie zdziwiła się wcale. Czy on wie o co chodzi w tych zajęciach? Nie pogardziłaby gdyby np; pan profesor po prosił ją, aby uczestniczyłaby w pewnym ''eksperymencie'' dotyczącej wody gdyż ona się świetnie nadaje do tego. Ona po prostu była wodą i czuła to w głębi duszy i serca. - Marigold jest wodą nie pozostali... - wyszeptała tak, aby inni nie usłyszeli - Oni nie mają bladego pojęcia o tych żywiołach, więc po co tu są? To ja będę najlepsza w tym. Tak. I już postanowiła co będzie jej życiowym celem i będzie także musiała po prosić profesora o dodatkowe lekcje, miała nadzieję, że się zgodzi. Mogła poświęcić się, aby zrealizować swoje marzenie.
Słuchając słów uczniów patrzyłem na każdego z nich. Wydawali się pochłonięci tematem, ale przecież to studenci są mistrzami utrzymywania dobrej miny do zlej gry. - A co z ogniem który płonie w każdy z nas panno Rodwick? O sile, odwadze, gniewie i miłości. przecież te stany emocjonalne pochodzą właśnie od tego żywiołu. Nasze życie składa się z czterech żywiołów i jak już któregoś zabraknie to my nie mamy prawa istnieć. Harmonia również musi grać w nas. O charakterze również sobie porozmawiamy. Co do tego całego oddychania pod wodą, są eliksiry, skrzeloziele... A mimo to żadna próba kolonizacji dna morskiego się jakoś nie powodzi. Uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem na gryfona z podziwem. - A Pan już wie czym żywioły są. Brawo. Wiedza godna zakończenia tej szkoły. Tak jak powiedział Pan Khan... żywioły są z nami albo przeciw nam. Jeśli ich nie szanujemy, on odpłacą się tym samym. Nie warto podchodzić do nich z przeświadczeniem że to siła bezrozumna i mająca służyć tylko człowiekowi. Głupie i niebezpieczne podejście. Raz może się wam udać przeżyć spotkanie z żywiołem z takim właśnie nastawieniem, może nawet dwa razy, ale następnych razów nie będzie. Rozpadniemy się w pył i tyle z nas zostanie. Skwitowałem dość przykrą prawdą. Wielokrotnie byłem świadkiem podchodzenia do tej magii jak do zwykłych zaklęć które MAJĄ wypalić. - No i słowa pana Friday'a... Świetna pamięć ostatniego wykładu. Poza tym nic nowego, czym trochę mnie Pan rozczarował. Można było przeczytać coś i zabłysnąć. A tak punkty przeszły koło nosa. No i bardzo ładnie podał pan zadanie kolegom. Praca ma się znaleźć w moim gabinecie do następnych zajęć. Nie mówiąc już o pracy domowej zadanej dziś. Jesteście studentami, nie dziećmi, powinniście umieć pracować z tekstami oraz własnymi przemyśleniami. Następna wypowiedz, panny Windsor, była dość rozbudowana co mnie trochę zaskoczyło. Albo szkolny kujon, albo dziewczyna się tym po prostu interesuje. -O zależnościach dzisiaj mówić nie będziemy, no może tylko trochę. Ale na to trzeba przeznaczyć inną lekcję, to na tyle obszerny temat że nie da się tego zrobić od tak. Każda z zależności można złamać. Jednak do tego potrzeba siły, a ja nie jestem zwolennikiem siłowego używania czarów. Jeśli zaś chodzi o samą wypowiedz. Szkoda że nie było pani na ostatniej lekcji gdy można było szerzej o tym opowiedzieć. Dziś to co reszta usłyszała będzie musiało wystarczyć. Ładnie podkreślona równowaga między żywiołami, choć akurat z tym ogniem jako strażnikiem to trochę prze kolorowane. Ogień wody nie upilnuje, tak samo jak i ziemi. Jednak Pani słowa na pewno dały trochę do myślenia reszcie klasy. Skończyłem widząc nadbiegającą postać. Uśmiechnąłem się widząc pannę Wotery i wskazałem jej wolne miejsce bliżej ognia by mogła się ogrzać. Po chwili nadbiegła panna Griffiths i również ruchem ręki wskazałem jej miejsce przy ogniu. Lało coraz intensywniej, dodatkowo powiewał chłodny wietrzyk znad jeziora. Lekkim gestem dłoni uszczelniłem barierę i powoli zaczęło się robić cieplej. - Dobrze więc. Skoro się już poznaliśmy, ja dowiedziałem się o stanie waszej wiedzy ogólnej. Czas na wiedzę szczegółową i trochę teoretyczną. A dziś zebrałem was tutaj bo będziemy omawiać jeden z najbardziej zdradliwych i silnych żywiołów. Mowa oczywiście o wodzie która dziś nie tylko jest obok nas ale także nad nami. Mówiąc to uśmiechnąłem się patrząc w niebo które całkiem zostało zasłonięte przez chmury. - Krótko na początek. Co wiecie o wodzie. I pytam te osoby które nie zamierzają opracować wody jako wykonanie pracy domowej, w szczególności proszę pannę Griffiths o zachowanie ciszy i spokoju, nawet gdy reszta będzie gadała bzdury. Roześmiałem się lekko wpatrując się w oczy uczennicy o czym zwróciłem się do reszty - Cała reszta, z naciskiem na... aaa... nie ma nikogo ze Ślizgonów. Trudno. Słucham więc reszty. Co wiecie o wodzie, krótko i na temat, nie rozgadywać się za dużo. Silne i słabe strony, jakimi cechami charakteru można opisać osobę której życiem woda rządzi? Liczę też na dyskusję. A potem przejdziemy do dużo weselszej części lekcji... Uśmiechnąłem się szeroko myśląc o części praktycznej. A dużo bardziej uśmiechnąłem się widząc ich dopiero co wysuszone szaty. A to się zdziwią jak pierwsze strugi wody którą będą próbowali ujarzmić wyleją się prosto na ich głowy. Na dodatek trochę rozbolały mnie nogi. Wyciągnąłem różdżkę z kieszeni i wetknąłem jej koniec w ziemię. Lekko zatrzęsło i po chwili z piaszczystego podłoża wyłoniła się identyczna ławka jak te na której siedzieli studenci. Spojrzałem na nich jak by chcąc ponaglić ich wypowiedzi i usiadłem wygodnie na ciepłym kamieniu.
Tak oczywiście. Ma pan racje. Jednak nie chciałem przynudzać.. – uśmiechnął się do nauczyciela. Naprawdę sądził, że chodzi na zajęcia ot tak, żeby tylko chodzić? Że jest na tyle leniwym uczniem by nie napisać nawet pracy domowej? O nie. Co to, to nie. Z resztą, nadarzyła się ku temu okazja. W końcu zadał pytanie dotyczące wody. - Nie wiem, czy jest to najbardziej zdradliwy żywioł. Ten tytuł dałbym ogniu, ale na pewno do jednych z tych najbardziej zdradliwych należy. – Skomentował słowa profesora Prica. Szczerze mówiąc, to właśnie pracy nad płomieniami się spodziewał. Cóż., stało się jednak inaczej. Może to i dobrze? Trzeba umieć zaskakiwać uczniów, prawda? Ważna nauka na przyszłość. - Tak więc. Wracając do tematu. Osoby, których życiowym żywiołem jest woda, należą do chyba najbardziej uduchowionych i wrażliwych. Myślę, że w związku z tym jest to swoisty żywioł poetów, artystów, jednak nie wizjonerów. Myślenie czysto abstrakcyjne zarezerwowane jest dla powietrza. No, ale o tym kiedy indziej. – skarcił, jakby sam siebie, za odchodzenie od tematu. – Wracając, osoby właśnie „wodne”, nazwijmy to, charakteryzują się pewnym poziomem empatii, charakterystycznym dla tego żywiołu. Z reguły to właśnie one poczuwają się do jakieś misji niesienia dobra, ratowania tego świata itd. Ciężko jest też współżyć społecznie z osobami które mają w sobie tej cieczy za dużo, albo za mało. Jeśli za dużo to są strasznie zmienne, jakby wewnętrznie skłócone. Jeśli za mało natomiast, charakteryzują się nieufnością. – Skończył .Niesamowite, jak to Wróżbiarstwo, astrologia i tajniki tarota mogą się przydać na lekcji Magii Żywiołów.. - Jeśli chodzi o plusy i minusy. Niewątpliwie chyba największym atutem wody jest jej życiodajna moc. Z tego z resztą powodu pojawia się w wielu historiach, bądź mitach kosmogonicznych kultur wielu. – wspaniale mieć ojca mugoloznawcę, przeszło mu przez myśl.. – z resztą. Nawiązując do Biblii. Bóg stworzył morza i lądy. To właśnie z morza życie wyszło na ląd. No i nie tylko ogień ma moc oczyszczającą. – zaoponował, komentując tym samym jej słowa. – świadczy o tym historia Noego, czy słynny Epos o Gilgameszu. Zainteresowanym bardzo polecam. Historia potopu to w zasadzie ostatnia część dzieła. – dodał, szybko. – Wadą, a może i zaletą jest też jej ogromna nieprzewidywalność i właśnie ta zdradliwość, o której pan mówił. Myślę, że wynika to jednak od intencji osoby czarującej. Bo sam Mojżesz był w stanie rozstąpić wody w morzu. Można powiedzieć, że woda w jakiś sposób mu się poddała. Tego szczęścia nie miał z kolei faraon egipski, który go gonił.. Czy mógłby dodać coś jeszcze. Zapewne. No, ale nauczyciel kazał nie przedłużać, stąd.. Inna sprawa, że liczył po cichu na dyskusje, jakąś wymianę zdań. Wtedy mógłby bardziej popisać się wiedzą. Zakładając oczywiście, że jego argumenty nie były tak oczywiste, że wszyscy by na nie wpadli..
Jaka tam znowu szkolna kujonka! "Powyżej Oczekiwań" zdobyte na SUM-ach i owutemach nie było wcale oznaką kujonowatości, prawda? No dobra, było to całkiem niezłe, ale sama Charlotte nie uważała się za jakiś ogromny mózg. Uczyła się tyle, ile przeciętnie się człowiek uczy, zapamiętując całkiem dużo z lekcji. Gdyby tak to wszystko konkretnie podliczyć, to więcej godzin spędziła na imprezowaniu, niż na zakuwaniu. W sumie pasuje to do takiej wielbicielki zabaw. Ale cóż, nie warto się na ten temat rozpisywać. Jest przecież lekcja. Tak więc Windsorówna wysłuchała komentarza profesora, uśmiechając się najpierw lekko, zadowolona z pewnego rodzaju pochwały, chociaż po chwili ściągnęła nieco brwi w zdziwieniu. Ale jak to - przekolorowane? - Pan profesor wybaczy, ale się nie zgodzę. - rzuciła, bez namysłu - Słońce, które mamy w centrum naszej galaktyki jest strażnikiem, definitywnie, a składa się praktycznie w stu procentach z ognia. Zresztą, chyba dochodzi do wniosku, że ludzi powoli jest za dużo, bo zaczyna się globalne ocieplenie. W końcu nadejdą susze i pożary, a czarodzieje będą musieli wspomóc się wodą i ziemią, aby tego strażnika uspokoić. - skończyła, uciszając się wreszcie. Musiała pilnować, aby jej punkt widzenia nie został zbyt łatwo obalony. W końcu chodziło o honor, prawda? Niemniej, wysłuchała cierpliwie następnych słów wprowadzenia, spojrzała przelotnie na spóźnione osoby, w jednej z nich rozpoznając dziewczynę z pociągu, aby potem wrócić wzrokiem do Price'a. Prawdę mówiąc ona też myślała, że dzisiaj głównym tematem będzie ogień. To samowystarczalne ognisko naprawdę ją zaciekawiło. Przydałoby się to na wypady w wakacje, bo szukać tych wszystkich gałązek i jeszcze je rozpalać - komu się chce to robić? Szkoda, naprawdę szkoda że owa lekcja miała być wyłącznie na temat wody, ale oznacza to, że ogień będzie ciekawszy. Najciekawsze zawsze zostawia się na koniec. Ale cóż, na chwilę obecną należało wypowiedzieć się na temat otaczającej ich wody, która chyba była już trochę upierdliwa, zważając na wykonany przez nauczyciela gest, mający najwidoczniej wzmocnić barierę. Lots znowu dała innym szansę na wypowiedzenie się, samej cichnąc i zbierając myśli. Tym razem jednak postanowiła uważniej słuchać całej reszty, mając nadzieję na rozpoczęcie porządnej dyskusji. Jako że Friday zaczął jako pierwszy, to na jego wypowiedź została zwrócona uwaga. Mówił tak sobie, Charlie zdążyła w jego założeniach znaleźć trochę błędów. Dała mu jednak skończyć, puszczając mimo uszu uwagę o ogniu, skierowaną w jej stronę. Nie było to nic negatywnego, bo Piątek miał przecież rację. - Źle. - mruknęła nieco oskarżycielsko, chociaż wcale nie miała zamiaru tak zabrzmieć - W sensie, źle mówisz o osobach, których życia są ukierunkowane na wodę. Dobra, może nie do końca źle, tylko odwrotnie. To ci, którzy mają w sobie za dużo wody będą nieufni, zamknięci w sobie, zbyt spokojni i małomówni, a ci, którzy wody mają za mało, będą zmienni, niezdecydowani, zbyt impulsywni i nie mogący wysiedzieć w miejscu. Jednym słowem - woda to spokój ducha i umysłu. Plusy i minusy... - tu przerwała, dotychczas zwracając się do Ambrożego jak jakiś nauczyciel. Cóż, uwielbiała Magię Żywiołów prawie tak jak tamte trzy inne przedmioty i czuła wewnętrzną potrzebę błyskania wiedzą na wszystkie strony. Problem w tym, że mogła się ciut zapędzić - tak jak to poniekąd zrobiła teraz - i przyjąć postawę nauczycielską. Ale zobaczymy, jak na to wszystko zareaguje ten prawdziwy nauczyciel. - Zaspokaja pragnienie. Oczyszcza. Daje życie, chociaż czasami też je zabiera. Ale tak jest z prawie każdym żywiołem. Potrafi niszczyć to, co dzięki niej zbudowano. No i zdradliwa, tyle że nie jedynie wtedy, kiedy ktoś nad nią panuje. Sama z siebie potrafi taka być. - powiedziała potem, tym samym najwidoczniej odpowiadając na zadane pytanie. Cóż, dwie prace domowe dadzą się zrobić, najwyżej będzie trzeba trochę poświęcić swojego życia towarzyskiego...
Wysłuchała profesora z uwagą - oho, widać, że znalazł już sobie swoich ulubieńców. Właśnie tego nienawidziła u nauczycieli! Zawsze, ale to zawsze, każdy z nich miał kogoś, kogo obdarzał szczególnymi względami. Nawet, gdyby wypierał się tego z całej siły i tak w głębi duszy podzielił ludzi na tych, których lubi i których nie lubi. Niestety, takie jest właśnie życie biednego studenta, zdany jest tylko na swoją wiedzę lub na to, że profesor ewentualnie go polubi. To śmieszne, że tak się dzieje. Zaśmiała się cicho ze słów Gryfonki, nie dlatego, że mówiła źle, jednak robiła to bardzo zabawnie. Nie wiedziała, dlaczego akurat ona tak ją rozbawiła. Postanowiła także wtrącić swoje trzy grosze o wodzie, skoro nie pisała o niej pracy domowej ani nie chce tego robić. - W astrologii ludzie żywiołu wody ukazują się pod trzema znakami: rak, skorpion i ryby - wydało się dla niej istotne, żeby właśnie od tego zacząć. - Właściwie, mogę powiedzieć o ludziach wody tyle, że nie iem od czego mam zacząć. Starała się uspokoić swoje myśli, poukładać je i złożyć w logiczną całość. Zajęło jej to sporą chwilę, żeby móc wreszcie przemówić ponownie, tym razem już spokojnym i lekkim głosem. Wiedziała dokładnie co i w jakiej kolejności powiedzieć oraz żeby mniej istotne rzeczy wyrzucić ze swojej głowy. - Ludzie tego żywiołu mają potrzebę emocjonalnej bliskości z drugim człowiekiem. W jednym spojrzeniu doszukują się miliona znaczeń, co pewnie na dłuższą metę jest męczące. Mają w sobie także wiele empatii, świetnie wyczuwają potrzeby innych i potrafią się do nich dopasować, dlatego sprawdzają się w roli lekarzy, psychologów - przerwała na chwilę, żeby rzucić spojrzenie na twarz profesora. Później znów odwróciła wzrok w stronę wody i wpatrując się w nią opowiadała dalej: - Często potrzebują odosobnienia, azylu, by w ciszy uporządkować i zrozumieć swoje emocje. Są także dobrymi, trochę nadopiekuńczymi, rodzicami, ponieważ chcą chronić siebie i bliskich za wszelką cenę od krzywd i niepowodzeń. Tak, zdecydowanie pasuje to do jej rodziców, którzy zawsze trzymali ją pod kloszem, jak malutkie dziecko, żeby ją "uratować". Westchnęła ciężko i kontynuowała swoje przemówienie. - Często, z powodu nadwrażliwości zamykają się w sobie. Miewają dosyć długie okresy samotności, bezruchu i wypoczynku, które bardzo sobie cenią. Trudno ich poznać, często sami nie wiedzą, co kryje się w ich wnętrzu -no i chyba czas zakończyć na własne opinii? Amelia przez chwilę zastanawiała się czy aby na pewno powinna to powiedzieć, może urazić kogoś, kto akurat czuje się mocno związany z tym żywiołem. Zdecydowała się jednak wygłosić swoje zdanie na ten temat. - Postrzegam ich jako istoty mało praktyczne, niezbyt dobrze przystosowane do życia, skłonne do uzależnień i nałogów. Sądzę też, że często mają do czynienia z niekontrolowanymi emocjami, które bardzo łatwo mogą narobić im problemów - tak, teraz już definitywnie skończyła swoją odpowiedź. Podziękowała profesorowi kiwnięciem za możliwość głosu i znów schowała się wśród innych, nie wyróżniając się niczym.
- Panno Windsor... Nawet mugolscy naukowcy wiedzą że słońce to nie jakąś tam kulka ognia ale wybuch wodorowy który trwa już ileś set miliony lat. I tego się trzymajmy również my. Następna bujda to globalne ocieplenie. Może dla mugoli jest to problem, dla nas, czarodziejów, nie powinien. Nie po to paramy się tym czy się zajmujemy aby teraz trząść się przed ocieplaniem się klimatu. Jak wody się podniosą, my podniesiemy lądy. Odniosłem się do słów uczennicy wpatrując się w nią uważnie. Te wszystkie dziwne pomysły o tym co to nas może czekać i czym jest wszechświat. Albo dziewczyna nie uważała na lekcjach astronomii albo na po prostu jej na tych lekcjach nie było. - Co do samych cech charakteru, później powie o tym osoba która wie dość dużo o tym żywiole, wnioskuje po oddanej mi pracy domowej. Ale nie teraz, później. Na razie zobaczymy co inni mogą powiedzieć o żywiole wody. Spojrzałem z uśmiechem na Marigold po czym odniosłem się do słów Panny Wotery. - Widać że ktoś uczęszcza na astrologię. Świetnie przedstawiony profil astrologiczny osób charakteryzujących się tym żywiołem. Jednak czegoś mi nadal brakuje w waszych wypowiedziach. Ciągniecie te cechy charakteru jak by był to najważniejszy aspekt dzisiejszej lekcji. Chociaż to jest ważne. Wiedząc jakim żywiołem może zajmować się wasz ewentualny przeciwnik, możecie odpowiednio dobrać do niego strategię walki. Wiemy już co nieco o użytkownikach wody. Ale, jaka woda sama jest? Silna? Może słaba? Wymieńcie mi również zależności tego żywiołu z pozostałą trójką. A trochę ich jest. W skupieniu obserwowałem twarze uczniów. O charakterze rozgadali się aż miło, jednak nie to było celem tej lekcji, może nie celem pierwszorzędnym. Widząc lekko zamyślone miny uśmiechnąłem się delikatnie i wygodniej usiadłem na kamiennej ławce, opierając się jak by, o niewidzialne oparcie.
Marigold westchnęła. Myliła się do tego iż nie wiedzieli nic na temat żywiołów, no oprócz Piątka, który tutaj marnie wypadł co bardzo mu współczuła. No tak teraz była na nią kolej. Musi coś w końcu powiedzieć. - Właściwie to nie za bardzo wiem o ludziach wody chociaż sama pragnę się takim stać gdyż przy wodzie czuję się bardzo bezpiecznie, wiem, że to jest mój żywioł w z, którym mogę współpracować, a to niezwykłe uczucie. Myślę, że tacy ludzie są niezwykli, spokojni, rozsądni i wiedzą do czego dążą życiu, nie chcą walki, a pokoju. Tak naprawdę myślała chociaż panna Wotery ciekawie też wszystko opowiadała, widać, że jest ciekawą osobą i wie dużo. Może warto byłoby poznać się bliżej, zaprzyjaźnić się nawet? Wydawała się być całkiem miłą osobą więc chyba nie pogryzie jej jeśli podejdzie do niej po lekcjach. Może wszystko będzie dobrze. Usiadła na swoje miejsce gdy skończyła mówić i spojrzała na blondynkę. - Jejku... Ona jest świetna... - odwróciła się i mruknęła do siebie - Zna się na rzeczy...
Rzeczywiście, nie pomyślała o żywiołach jako o emocjach, z takiej perspektywy ogień wydawał się być wręcz najbardziej potrzebny. Tylko, jeśli miała być szczera, miała wątpliwości czy to rzeczywiście można nazwać żywiołami. Niby astrologia i te wszystkie cechy charakteru im przepisywane... ale to nie było rzeczywiste, materialne, nie mogła tego dotknąć jak ziemi, albo oparzyć się ogniem. Dało się je jedynie poczuć, ale nie w sposób namacalny. Widać jedynie ona żyła w tak błędnym przekonaniu. Bo kiedy reszta studentów rozgadała się o znaczeniu wody, wydawało się wręcz, że liczy się ona jedynie jako dziedzina astrologii. Oni mówili, a Bell ciągle zastanawiała się - a co z prawdziwą wodą? Wcale nie brali jej pod uwagę? Na dodatek ich słowa brzmiały jakby wprost czytane z jakiejś książki. Były takie... mądre. Dopracowane. Czuło się, że recytują wyuczone na pamięć formułki. To śmieszne. Czy tylko jej wypowiedzi były tak bardzo nieuporządkowane? Chętnie dodałaby coś od siebie, ale wymyśliła sobie, że pracę domową napisze właśnie o wodzie. Jak sprytnie, prawda? Wszystko powiedzą teraz, a ona będzie musiała jedynie wybrać najciekawsze fakty, uporządkować i przedstawić w ciekawy sposób. Nie no, oczywiście to nie było głównym powodem. Woda jej się podobała i już wcześniej uznała, że to na jej temat chciałaby pisać. Po opisie charakteru ludzi wody przez białowłosą krukonkę stwierdziła, że ona sama na pewno do nich nie należy. Nie była taka... rozlazła. Profesor zadała następne pytanie. Oj tam, nie zaszkodzi powiedzieć parę słów, nawet jeśli potem będzie o tym pisać! - Myślę, że woda jest niezwykle silna. Jest w stanie wypełnić niemal każdą powierzchnię, potrafi przecisnąć się pomiędzy ziemią, ugasić ogień... nie pozostawia miejsca na inne żywioły, jedynie powietrze potrafi się w niej rozpuścić, ale to i tak w niewielkim stopniu, bo stworzenia które oddychają płucami, nie są w stanie go z niej wydobyć - powiedziała to, co pierwsze przyszło jej do głowy. - Z drugiej strony, to również zależy od proporcji poszczególnych żywiołów, które ze sobą walczą. W końcu pod wpływem ciepła woda paruje, a jeśli nie jest jej dużo, wsiąknie w ziemię. Myślę, że na te zależności ma wpływ bardzo dużo innych czynników...
Zająknęła się trochę. Z zaciekawieniem słuchała opinii profesora o ich wypowiedziach. Uśmiechnęła się lekko do siebie, gdy "skarcił" jakąś Gryfonkę, która co prawda nie miała nic złego na myśli, jednak źle to sformułowała. Amelia nauczyła się jednej rzeczy - żeby zawsze mówić o wszystkim konkretnie i nie używać potocznego języka. Szkoda, że nie zawsze jej się to udawało, często była tak zamotana, że nawet największa gwiazda nie wiedziałaby co chciała przekazać. Przeniosła wzrok na Marigold, która zabrała głos po profesorze. Przytaknęła sama do siebie, przekręcając głowę w jedną stronę. Tak, rozumie, o co chodzi dziewczynie. Sama czuje, że powietrze jest "jej żywiołem". To takie uczucie, które.. nie da się go chyba opisać. Po prostu się wie, że właśnie tego żywiołu powinno się uczyć i do niego przykładać największą wagę. - Uważam, że woda jest bardzo potężną siłą, którą tylko najlepsi czarodzieje potrafią w pełni opanować - właściwie, jej zdaniem żadnego z żywiołu nie dało się opanować do końca, mieć nad nim całkowitej władzy. Zawsze mógł spłatać jakiegoś psikusa i nie posłuchać się swojego "władcy". - Każde żyjące stworzenie potrzebuje wody, bez niego nie udałoby mu się przeżyć zbyt długo. To pierwsza z cech tego żywiołu, gdyby nie on, nie byłoby nas tutaj - spojrzała na jezioro i wlepiła w nie wzrok. Zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jej słowa są prawdziwe. Uśmiechnęła się lekko i kontynuowała swoją wypowiedź, cały czas patrząc w stronę wody. - Woda jest zawsze w ruchu. Nie bez powodu istnieje przysłowie "nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki". Jest to żywioł nie do zmierzenia i nie do opanowania - no i jednak to powiedziała. Chciała uniknąć takiego stwierdzenia, ale jakoś samo nasunęło jej się do ust. - Parując znika z ziemi, a później powraca. W postaci ulewy, gradu, śniegu. Może niszczyć, wywołując powodzie, ale także ratować plony podczas suszy - to by było na tyle, pozostało jej jeszcze opisać zależności z innymi żywiołami. Od czego by tu zacząć? Może ogień. - Woda jest w stanie ugasić ogień, co oznacza, że go pokonuje. Jednak ziemia pochłania wodę, czyli woda w tym pojedynku przegrywa. Zastanawia mnie jednak jak to jest z powietrzem - naprawdę tego nie wiedziała. Chciała udawać mądrą, więc wysnuła swoje przypuszczenia, jak połowa z tego co mówi. Często działo się tak, że miała silne przeczucie, któremu ufała i jeszcze nigdy się nie zawiodła. - Wydaje mi się, że te żywioły nie mają na siebie jakiegoś znaczącego wpływu, nie mogą się zwalczyć. Jasne, powietrze może wywołać fale, ale jako tako nie mogą siebie pokonać. Skończyła swoją wypowiedź w taki sposób, żeby poznać opinię innych i dowiedzieć się czegoś nowego. Nie wiedziała co jeszcze mogłaby powiedzieć, więc zamilkła i dalej wpatrywała się w wodę, z lekkim uśmiechem, który nie znikał z jej twarzy.
- Wiem o tym, panie profesorze. Zamknęłam jednak skład Słońca w ramach żywiołów, a nie przypominam sobie, abyśmy mieli żywioł zwany wybuchem, więc podciągnęłam to pod ogień. A globalne ocieplenie poruszyłam tylko dlatego, że potwierdza ono moją tezę ognia jako strażnika. - odparła, mając nadzieję na zakończenie tego tematu raz na zawsze. Nie chciała się kłócić z nauczycielem, nawet jeśli dyskusją wcale by nie pogardziła, ale mężczyzna wydawał się nieco poirytowany tym, w jaki sposób Lotta przedstawiła swoje poglądy. Dlatego też, rozdarta pomiędzy własną dumą a rozsądkiem, postanowiła wyprowadzić ostateczną obronę swojej teorii i zamknąć się na dłuższą chwilę, aby nikomu nie zachciało się do owego tematu wrócić. Nawet jeśli Price ponownie odniesie się do Słońca, ona po prostu pokiwa pokornie głową, zgadzając się z nim. Oczywiście tylko powierzchownie, bo w głowie pewnie dalej będzie się kurczowo trzymała swoich poglądów, ale skoro ma to być szczelnie zamknięte w jej własnym umyśle, to chyba nikt nie poczuje się urażony, prawda? Zresztą, nie o tym teraz mowa. Profesor kazał wszystkim bardziej skupić się na strategii walki, zamiast opisywać bez końca charakter ludzi wody i ich profile astrologiczne. Cóż, wszystko tutaj opierało się wyłącznie na teoretyzowaniu, więc Windsorówna miała nadzieję, że nauczyciel nie będzie chciał żadnych praktycznych odniesień. Znów kilka chwil na namysł, na wsłuchanie się w wypowiedzi innych i wyciągnięcie z nich jakichkolwiek wniosków. - Cóż, gdybym miała walczyć z magiem, który posługuje się wyłącznie wodą, pewnie najpierw chciałabym przyjąć taki styl, który dobrze działa przeciwko jego charakterowi, bo to chyba ma spory związek, prawda? - zaczęła, kiedy kilka innych dziewczyn skończyło swoje wypowiedzi - Tak więc starałabym się kontrolować tempo pojedynku, działać szybko, chaotycznie, tak, aby jego cierpliwy i spokojny umysł nie mógł nadążyć. Ale to w sumie dalej podchodzi pod cechy charakteru. Woda sama w sobie jest praktycznie tak samo silna jak każdy inny żywioł, według mnie to umiejętności czarodziei zadecydują o wygranej, bo przecież zgodziliśmy się, że ogień, woda, powietrze, ziemia, one wszystkie tworzą jedną całość, a ich najważniejszym aspektem jest przecież równowaga. Nie da się więc powiedzieć że ten żywioł jest bezwzględnie silniejszy od tamtego, bo każdy ma swoje silne i słabe strony. W kwestii zależności: woda nie lubi się z ogniem, bo jedno może drugie bez problemu pokonać, zależy tylko czy więcej jest właśnie wody czy ognia. Zaś ziemia to jej dobry przyjaciel, bo przecież działają wspólnie, aby w efekcie stworzyć czyste powietrze. A skoro już o powietrzu mowa, to sądzę, że są dla siebie całkiem neutralne, bo jedyny wpływ jaki na siebie mają pochodzi właśnie od powietrza, tak jak to jedna z dziewczyn mówiła, może ono najwyżej wywołać fale. No, chyba że owa fala będzie ogromna, wtedy wspólnymi siłami będą zdolne zniszczyć całkiem dużo, ale nie siebie nawzajem. - skończyła, mając nadzieję że tym razem bardziej trzymała się tematu, niż ostatnio.
Uśmiechnąłem się nikle po czym przejechałem językiem po zębach i w zadumie spojrzałem w niebo. Tyle znaków zapytania i wątpliwości wylewało się ze studentów że nie byłem przygotowany na coś takiego. Ale cóż, po coś jest przecież nauczyciel. - Dobrze więc... Od czego by tu zacząć... Pomyślałem głośno i wreszcie spojrzałem na uczniów którzy chyba nawet z zainteresowaniem wyczekiwali moich słów. - Zacznijmy może od zależności pomiędzy wodą a powietrzem. Dwie osoby stwierdziły że oba żywioły są dla siebie neutralne. Może w tym i trochę prawdy jest. Ale przecież mugole w swoich legendach mają wspomnienie o wietrze który rozdzielił morze na dwie części. A wiatr to nic innego jak żywioł powietrza. Jednak jednoznacznie nie można powiedzieć że jedno drugie pokonuje. Jak trzeźwo któraś z was zauważyła, powietrze może zostać pochłonięte przez wodę, wtedy używają go wodne stworzenia do oddychania. Mogą więc te dwa żywioły na siebie oddziaływać. Tak samo jak mogą się ze sobą łączyć. Ale to już inny rok nauki i trochę bardziej złożona magia żywiołów. Zakończyłem tę część wypowiedzi i przeniosłem wzrok na pannę Windsor. - Tym razem nie zbombarduje pani tezy. Chociaż jak by się tak zastanowić... Słońce to w zasadzie dwa żywioły o których pani wspomniała. Z tym że jest to trochę inna systematyka podziału. My, Europejczycy, uznajemy 4 główne i kilka pomniejszych żywiołów. W Japonii, w której byliście na wakacjach uznaje się dużo więcej żywiołów, w tym element wybuchu. Mówiąc to skierowałem dłoń pod nogi, chyba lekko znudzonej, męskiej części lekcji i pstryknąłem palcami. Przy ich stopach piasek uniósł się do góry z głośnym trzaskiem. - Wybuch to dwa połączone żywioły, jednak to brzmi łatwo. Z ziemi trzeba wyselekcjonować składniki na proch, siarkę, węgiel drzewny i saletrę potasową. Wszystko to jest w ziemi, trzeba umieć to w niej odnaleźć. Do tego osuszyć lekką dawką ciepła i odpalić żywiołem ognia. Jednak żywioł ten jest dość trudny w otrzymaniu i prócz takich jarmarcznych sztuczek nie da się go stosować w warunkach, powiedzmy sobie, bojowych Zakończyłem siadając na swoim miejscu. - Podsumowując. Uważamy wodę za żywioł niezwykle silny ale też zdradliwy. I bardzo słuszni. W mgnieniu oka może on zniszczyć to co stoi mu na drodze, a opanowany da nam dużą przewagę nad przeciwnikiem, nawet takim stosującym żywioł ziemi i silne czary ognia. Ale, bo zawsze jest ale.. Uśmiechnąłem się chcąc zaakcentować pauzę. - ... tak się składa że aby go opanować trzeba wielu lat ćwiczeń, a i wtedy możemy się nieźle przejechać podczas pojedynku. No i wszystkie osoby które opanowały go do poziomu arcymistrzowskiego były kobietami Zagryzłem niezauważalnie wargę. Taak.. To była moja bolączka. Wiedziałem że z resztą żywiołów mogę sobie poradzić... Ale sama woda jest kobietą, i tylko kobieta może opanować ten żywioł w stopniu finalnym. Spojrzałem na twarze uczniów. - Co nie znaczy że mężczyźni powinni sobie odpuszczać. Ja sobie nie odpuściłem nigdy. I wierzę że posiądę taką siłę tego żywiołu jak moja nauczycielka, gdy uczyłem się nim posługiwać. Skończyłem i powstałem. Rozpostarłem dłonie w bok rozszerzając barierę na kilka metrów na brzegu jeziora. - Dobra... Skończy durnoty związane z teorią. Po moczmy się trochę. Mówiąc to stanąłem przy brzegu, fale oblewały mi podeszwy butów, w wyjąłem różdżkę z kieszeni. Wzniosłem nią delikatnie i tuż przy brzegu spiętrzył się, wysoki na 3 metry, filar z wody, która kręciła i jak by kipiała we wnętrzu tej formacji. - Znacie czar stwarzający wodę. Z tym że jest on dość męczący, bo trzeba poświęcić trochę swojej mocy. Dziś nauczycie się przywoływać wodę z nieodległych jezior, stawów, rzek czy nawet kałuż. Stańcie przy brzegu, w odstępach po 2 metry od drugiej osoby. Kończąc to mówić, opuściłem różdżkę. Wodny filar spadł w taflę jeziora z szumem i fale popłynęły w stronę plaży. Odszedłem kilka kroków i usiadłem na swoim miejscu patrząc wyczekująco na uczniów. Tak, wydawali się podekscytowani, wreszcie teoria... Ech... Gdyby wiedzieli co ich czeka... Uśmiechnąłem się delikatnie i ponaglająco ruszyłem dłonią.
Bell naprawdę starała się słuchać tego, co mówią koleżanki z ławek, ale jakoś tak jej nie wychodziło. Nudnym wydawało się szczególnie to, że jednak z nich powtarzała niemal to samo, co przed chwilą powiedziała Bell, tyle, że innymi słowami. Chętnie za to słuchała nauczyciela, mówił bardzo ciekawie, podsumowywał to co powiedziały przed chwilą i dodawał nowe rzeczy. Swoją drogą, jak już je powiedział wydały się całkiem oczywiste. Tak to jest, że o niektórych rzeczach nie pomyśli się, dopóki ktoś inny ich nie zauważy. A potem przyszedł czas na praktykę. Wreszcie. Tylko "pomoczymy się trochę" wcale nie brzmiało tak... optymistycznie? Przed chwilą miała większy zapał do stania na deszczu, ale przez to fajne ciepełko i rozgrzane kamienie jakoś się rozleniwiła. Ale nic, przecież trzeba było się czegoś nauczyć! Podniosła się więc i stanęła tam gdzie kazał profesor. Ech, zaraz będzie zapewne całkiem mokra!
Marigold nie była wcale szczęśliwa gdy miała zamiar się trochę po moczyć, ale cóż trzeba się jakoś poświęcić dla własnego dobra. Widać, że inni również nie byli zachwyceni - świadczyły o tym ich miny, ale cóż, mogli się domyślić gdyż właśnie takie były zajęcia. Niespodziewane i ciekawe, a przynajmniej według jej. Zerknęła na Piątka; miała nadzieję, że on wykaże się większym nieco zainteresowaniem zajęć. Westchnęła i podeszła do brzegu, najwyżej przemoknie, a co tam raz się żyje i wcale nie będzie tego żałować. Wyciągnęła swoją bardzo elegancką różdżkę i skierowała ku wodzie, czekała teraz na to co pan profesor powie.
Widząc jak uczniowie, niechętnie, zbliżają się do zimnej wody, sam wstałem z miejsca i ustawiłem się obok nich. Westchnąłem pod nosem i wyciągnąłem różdżkę z kieszeni. - Magia żywiołów, poza kilkoma wyjątkami, nie jest ograniczana słowem zaklęcia. Można z żywiołem robić wiele różnych rzeczy. Od takich fajnych siedzeń, jak te za wami, do potężnych murów i wałów które mogą rozdzielić wody. To co będziemy robić teraz też nie wymaga od was żadnych słów, wyłącznie koncentracji. Wycelujcie różdżkami w wodę jeziora. Powinniście poczuć delikatny chłód rozpływający się od końców waszych palców. To naturalne uczucie, jeśli będziecie współpracować z wodą. Mówiąc to wyciągnąłem różdżkę przed siebie i wycelowałem nią w wodę. - Cały trik polega na odpowiednim geście i skupieniu. Jeśli poczujecie w dłoni jak by kostki lodu, podciągnijcie różdżkę do góry. Zobaczymy czy woda was posłucha i powstanie. Pociągnąłem różdżką nieznacznie do góry, a z tafli jeziora uniósł się filar wody, jak poprzednio. Uśmiechnąłem się lekko i skinąłem wolną dłonią na uczniów by sami spróbowali. Przyglądałem się im z zainteresowaniem.
[Pomyślność ćwiczenia zależy oczywiście od kostek. Kostki 1 i 2 to ćwiczenie zakończone sukcesem, reszta to porażka. Rzucacie trzy razy. Jeśli za pierwszym razem wylosujecie 1 to udało wam się wykonać ćwiczenie za pierwszym razem. Jeśli nie rzucicie kostek ani razu, czekacie na kolejny post nauczyciela.
No i znów, wszyscy skupili się wyłącznie na słowach nauczyciela. Oczywiście mówił dużo, z sensem, nawet postanowił nie podważać słonecznej teorii - chwała mu za to! - a potem w swoich słowach zawarł trochę takich stwierdzeń, które na twarzy Charlotte wywoływały lekki uśmiech. Och, ależ oczywiście że dziewczyny miały nad chłopakami pewnego rodzaju przewagę! Zwłaszcza w opanowywaniu wody, bo przecież samą wodę uważało się za kobietę, więc jak mogłoby być inaczej? Nijak! Dziewczyna wstała z ławki, kiedy okazało się, że całkiem prędko przechodzą do praktyki. I to do takiej praktyki, gdzie wszyscy będą mieli duże szanse na przemoknięcie. Wywołało to u Lotty ciche westchnięcie, bo ledwie zasłyszała formułkę do pomocnego w tej kwestii zaklęcia, a teraz już jej nie pamiętała, więc miała pewien problem. Ale to nic, ktoś jej na pewno przypomni, kiedyś tam. W każdym bądź razie, szatynka stanęła we wspomnianej przez Price'a, dwumetrowej odległości od brzegu i wyciągnęła różdżkę, której obecność oczywiście sprawdzała jeszcze po kilkanaście razy. Potem wysłuchała całkiem ważnego wyjaśnienia co do opanowywania żywiołu. Cóż, koncentracji wymagały praktycznie wszystkie zaklęcia, ale skoro profesor podkreślał to tak bardzo w tym przypadku, to pewnie tutaj jest to największy ze wszystkich priorytetów. Windsorówna wzięła głęboki wdech i bez zbędnego przeciągania uniosła różdżkę. Pierwsza próba nie przyniosła specjalnych rezultatów, bo szatynka najwidoczniej wciąż była zbyt zaaferowana tym, że jej historyjka z ogniem jako strażnikiem żywiołów została niekoniecznie dobrze przyjęta. Ale to nic! Tafla wody ledwie drgnęła, najwidoczniej mając Lots zupełnie gdzieś. Wyraźny grymas pojawił się na jej twarzy, a chwilę po tym dziewczyna spróbowała drugi raz. Tym razem woda wzburzyła się nieco i chlusnęła na Gryfonkę, nie mocząc jej do ostatniej suchej nitki, ale nie ukrywam, że zaklęcie suszące bardzo by się przydało. Cóż, Lotta nie miała najmniejszego zamiaru tak szybko się poddać, więc tylko przymknęła oczy, stanęła w ciszy na dłuższą chwilę, a następnie uniosła różdżkę ponownie. Tym razem - uwaga uwaga - woda podniosła się, tworząc filar niemal identyczny do tego, który kilkanaście minut wcześniej utworzył nauczyciel. Brązowooka zignorowała rosnącą radość i spojrzała jedynie na Szkota pytającym wzrokiem. Chciała jakiejś aprobaty, bo jak to tak odejść bez pochwały nauczyciela?
Widząc jak uczniowie nie palą się do ćwiczeń westchnąłem i wstałem z miejsca. Widząc że jedna z uczennic prawidłowo wykonała jego polecenie, uśmiechnąłem się i podszedłem do niej dłonią jeszcze bardziej unosząc jej różdżkę. Słup wody wyleciał wysoko po czym runął z niesamowitym hukiem, rozbryzgując się na wszystkie strony, tak że uczniowie, z wyjątkiem panny Windsor, stali się mokrzy. Spojrzałem, jak by z niechęcią, na uczniów. - Widzicie jak to jest... Zła pogoda, chłodno i na dodatek obawa przed zmoknięciem. W przecież, jak dobrą godzinę sobie tłumaczyliśmy, woda, może nie dla wszystkich, krzywdy wam nie zrobi. O ile druga osoba będzie chciała wam tę krzywdę wyrządzić. Panna Windsor wykonała ćwiczenie, bez większego ociągania i za to otrzyma 30 punktów. Reszta po 10, za obecność i uczestnictwo w dyskusji... Chociaż i to nie wszyscy Spojrzałem wymownie na męską część klasy i uśmiechnąłem się nikle. - Pracy domowej brak, doceńcie to. Za to macie w tym tygodniu w jakiś sposób opanować tę prostą sztuczkę. Wyskakująca woda ze stawu to prosta rzecz, co będzie jak zajmiemy się czymś poważnym? Uciekniecie? Zaśmiałem się po czym pstryknąłem palcami. Bariera runęła, deszcz zaczął padać na głowy uczniom. Kamienie na których siedzieli, z lekkim zgrzytem, zanurzyły się w piasku i po chwili nie zostało po nich śladu. Ogień z ogniska zgasł, i nie było nawet znaku gdzie się palił. Spojrzałem na uczniów. - Dobra, na dziś wystarczy. Zbierajcie się bo całkiem przemokniecie. Jak ktoś będzie miał jakąś sprawę do mnie, poza lekcjami, znajdziecie mnie w moim gabinecie. Zakończyłem lekcję i patrząc jak uczniowie zmierzają w stronę zamku, sam ruszyłem ich śladem. Przecież w tym czasie, gdy niebezpieczeństwo pełzało pod każdym krzakiem, bezpieczeństwo uczniów było najważniejsze.
Marigold wiele razy próbowała spróbować opanować te zaklęcie, które jej wychodziło. Fakt było ciężkie i na dodatek ogromne zimno dokuczało i tak jakby lęk, ale stwierdziła, że da sobie radę, nie zrezygnuję z tych zajęć gdyż przecież ma bardzo ważny cel przez, który stanie się kim się stanie w przyszłości. Widziała jak inni również próbują dobrze opanować zaklęcie, ale nie bardzo im to szło, prawie byli zrezygnowali gdyż świadczyły o tym ich miny. Panna Griffiths westchnęła i źle oceniła siebie; co będzie z ciebie za czarodziej jeśli nie pokonasz swoich słabości? - tak tłumaczyła sobie. Jednakże profesor kazał już przestać ćwiczyć więc schowała różdżkę do kieszeni. Zajęcia się skończyły. Całkkiem przyjemne były i nie mogła się doczekać następnych. - Do widzenia panie profesorze - powiedziała i udała się w stronę zamku.
Lekcja dobiegła końca, Amelia z westchnieniem powoli ruszyła w stronę zamku, lekko dygocząc z zimna. Pogoda nie była odpowiednia na takie ćwiczenia z wodą, jednak jej zdaniem profesor miał rację - ta sztuczka była dość prosta, a tak mało osób w ogóle zaczęło ją robić.. cóż, ciekawe jak będą dalej wyglądały ich lekcje. Jeśli zaczną uczyć się praktyki, a nie teorii jak przez praktycznie całą dzisiejszą lekcję, Amelia z chęcią będzie w niej uczestniczyć. Jeśli jednak nie, znajdzie sobie coś innego, co będzie zaraz po eliksirach jej drugim, ulubionym przedmiotem. Jak dobrze, że nie ma pracy domowej! Uśmiechnęła się do siebie szeroko, dalej idąc uparcie wzdłuż zamku. Zamierzał wziąć ciepłą kąpiel i położyć się do łóżka. Była zmęczona po tej całej lekcji, do tego chyba zaczynało ją łapać jakieś choróbsko.
Odpłynął nagle. Znalazł się w świecie własnych myśli, planów, marzeń itd.. Stracił całkowicie kontakt z rzeczywistością. Stąd dalsza część dyskusji stała się dla niego nieistotna. Również te ćwiczenia. No, coś tam mieli zrobić. Nie bardzo pamiętał co. To było takie.. Odległe? Tak, dokładnie. Odległe. O czym zatem myślał? O wszystkim. O mamie, tacie, Elsie, Dereku, Macie, swoich obrazach, Romanie, który przecież zaraz będzie musiał wyjść na spacer. To nie takie proste, jakby się wydawało. Siedział sobie spokojnie na kamieniu, gdy nagle ten zniknął. Chłopak upadł na ziemie, zdając sobie sprawę z kilku rzeczy. Lekcja dobiega końca. No i pada! Pada! Czym prędzej ruszył w stronę zamku. Wspaniała pogoda, nie ma co. Biegnąc w stronę zamku pożegnał niektórych, mijanych kolegów z zajęć. Nie był tylko pewien, czy zadano im kolejną pracę domową? No, napisze potem do Mari list. Może mu odpisze. Miał taką nadzieje..
Chciała się z nim spotkać. Raphael wpatrywał się bezmyślnie w trzymaną w dłoni kartkę papieru, a jego palce zaciskały się na niej coraz mocniej, zgniatając w końcu w bezkształtną kulkę, którą cisnął w najdalszy kąt dormitorium. Usiadł ciężko na swoim łóżku i zagapił się w okno. Nie chciał jej więcej widzieć. Nie chciał, bo wiedział, że nie jest w stanie jej wybaczyć, nie jest w stanie zachowywać się spokojnie, nie... Chyba jeszcze nigdy nie czuł się tak zraniony, tak nieszczęśliwy i podeptany. Nie podejrzewał, że będzie tak perfidna, że będzie chciała to dalej ciągnąć. W końcu wygrała zakład, prawda? Nie był jej już do niczego potrzebny. Ta myśl sprawiła, że ścisnął skronie z całych sił, jakby jego mózg miał za moment eksplodować. Nie było powodu, dla którego miałby podejrzewać Charlotte o kłamstwo. Wszystko składało się w logiczną całość i to właśnie było najgorsze- wszystkie trybiki pasowały do siebie, tworząc doskonały mechanizm. Mechanizm kłamstwa, którym uraczyła go Grace. A przecież on ją pokochał. P O K O C H A Ł. Szarpnął gwałtownie kosmyk włosów, próbując przywrócić sobie choć częściową jasność myślenia, ale niewiele to dało. Rozpacz, gniew i upokorzenie zaślepiały go całkowicie. Ta dziewczyna zawładnęła jego sercem, jego myślami, po czym zdradziła w tak okrutny sposób, zawiodła jego zaufanie, okazała się być okrutną, bezmyślną oszustką, która dla głupiego zakładu złamała mu serce. Było mu niedobrze ze smutku, w ustach ciągle czuł gorycz. Nie jadł, pił wyłącznie alkohol i palił. Palił tak straszliwie, że trudno powiedzieć, jak jeszcze mógł oddychać. No właśnie. Nie mógł. Ale jego płuca dusiły nie papierosy, ale bolesne myśli, zranienie głębsze niż kiedykolwiek. Miał wrażenie, że nigdy się nie podniesie. Już nigdy. A teraz szedł na spotkanie Gigi, zaciskając dłonie w pięści i nawet nie zauważając, że paznokcie boleśnie wżynają się w skórę, tworząc czerwone półksiężyce. To wszystko nie miało znaczenia. Chciał jej po prostu powiedzieć, co o niej myśli, jak bardzo jej nienawidzi, a jak bardzo ją kochał. Chciał rzucić jej w twarz wszystkie oskarżenia, wszystkie uczucia. W żołądku czuł lodowatą bryłę, płuca ściskała żelazna obręcz i było mu zimno, tak bardzo zimno, mimo wytartej, sztruksowej marynarki i wysokich butów. Mogliśmy napisać najpiękniejszą historię miłosną, ale ty mnie oszukałaś... oszukałaś i wykorzystałaś, by wygrać zakład. Nigdy nie sądziłem... nigdy nie sądziłem, że kobiety mogą być aż tak okrutne i przewrotne. Zapalił kolejnego papierosa, ale nawet to nie przynosiło mu ukojenia. Czuć było od niego alkoholem i dymem, ale zupełnie go to nie obchodziło. Ciemny, kilkudniowy zarost dodawał jego twarzy tragizmu, podobnie jak błędne spojrzenie, sińce pod oczami, rozwiązane buty i krzywo zapięta koszula. Czuł się zniszczony, pokonany, jego pogodna akceptacja świata, pogodzenie się z nim, gdzieś wyparowały, pozostawiając tylko cień dawnego Raphaela. Stanął nad jeziorem, wbijając uparty wzrok w taflę wody i czując, że nie ma serca, a tylko popiół. Trzęsły mu się ręce, a palenie nie mogło go uspokoić. Po co tu przyszedł? Żeby rozdrapać rany czy wyrzucić z siebie to wszystko, co zatruwało go od środka? Nie wiedział. Ale zwykle kierował się intuicją.
Och, ostatnie dni były dla Grace naprawdę... specyficzne. Od ostatniego spotkania z Raphelem przez połowę dwóch kolejnych nocy z rzędu nie mogła zmrużyć oka. Na Merlina, co się z nią działo? Ten oryginalny, artystyczny Puchon nie potrafił wynieść się z jej głowy. A przecież miał być tylko zabawą. Niewinną, na kilka dni, może tygodni. Niezobowiązującą, bo przecież nie w jej intencjach było wykorzystywani czy ranienie kogokolwiek. Ona była zresztą święcie przekonana, że nie robi nic złego, a i de Nevers ma tak poprzewracane w głowie jak ona i nie bierze życia tak śmiertelnie poważnie. Ale ta relacja była zupełnie inna, niż oczekiwała na początku. Przerażała ją, ale w taki pozytywny sposób. Pierwszy raz od długiego czasu poczuła motylki w brzuchu, kiedy się z kimś całowała. Ech, musi podziękować Szarlocie, że się założyły akurat o niego! Po pamiętnym wieczorze w Gwiezdnej Sali godzinami rozmyślała, czy teraz nadszedł moment zakończenia ich znajomości, czy może okazał się kimś tak interesującym, że warto byłoby poznać bliżej. Quinley, przecież ty nigdy nie lubiłaś takich rozmarzonych popaprańców! Jak widać, uroczy Francuz okazał się jednym wielkim wyjątkiem, bo... nie potrafiła o nim zapomnieć. O jego mocnym uścisku, gładkich włosach, czekoladowych oczach. Grace była osobą, która może nie we wszystkich, ale przynajmniej w większości sytuacji wyznawała zasadę, że żyje się dla przyjemności. Dlaczego więc, jeśli przebywanie z Raphaelem owej przyjemności jej dostarczało, miałaby teraz z niego zrezygnować? Stan zauroczenia był piękny. Nawet koleżanki z dormitorium powiedziały jej, że promienieje! Dlatego więc postanowiła się z nim umówić. Powiedzieć, że mogliby spróbować ze sobą tak no wiecie, na poważniej. Zerwała się z łóżka o świcie i pomknęła w podskokach do kuchni, aby upiec muffinki ze śmietankowym kremem, masą karmelową i orzeszkiem w środku. A jeśli dobrze pamiętacie, to właśnie te były zarezerwowane dla ludzi, których uważała za wyjątkowych. I wiecie co? Wyszły jej wyśmienite! Jednego zjadła oczywiście sama, a z drugim, pokaźnych rozmiarów i obwiązanego delikatną, czerwoną wstążką pomaszerowała nad jezioro, ubrana w czarne, obcisłe rurki i jasnopomarańczowy sweterek zapinany na guziki. Włosy opadały jej ognistą kaskadą na ramiona. Wyglądała tak jak zawsze, ale nikt nie zaprzeczyłby, że biło od niej coś pozytywnego. Bardziej niż zwykle! Oczywiście on pojawił się pierwszy. Uśmiechnęła się szeroko i bardzo cicho podeszła do chłopaka od tyłu, zakrywając mu oczy. - Popatrz co dla Ciebie mam! - powiedziała radośnie i objęła go za szyję, co było dla niej, mierzącej zaledwie metr sześćdziesiąt wzrostu, nie lada wyczynem!
Wzdrygnął się i odwrócił gwałtownie, gdy zasłoniła mu oczy. Miała taki radosny głos... ten fakt jeszcze bardziej go rozdrażnił, jeszcze bardziej podsycił jego złość i poczucie krzywdy. Nie zrobił nic, kiedy uwiesiła mu się na szyi. Wyglądała promiennie, uroczo i pociągająco, a Raphael mimo wszystko nie mógł tego nie zauważyć. Więc to tak? Więc nie mogła poprzestać na tym, co już osiągnęła. Czyżby zakład miał poszczególne etapy, do których był jej potrzebny? Jej bliskość i pogoda sprawiały mu fizyczny ból, czuł wstręt do siebie i do niej, ale nie miał siły, by ją odsunąć. Owionęła go zapachem swoich włosów i perfum, a Raphael poczuł, że zaraz się udusi, że nie zniesie tego. Jej dotyk palił go żywym ogniem, chciał się wyrwać z jej uścisku, ale nie mógł, nie był w stanie, więc stał bez ruchu, walcząc ze sobą i patrząc w oczy Grace z bolesną ironią. Jego wąskie usta drgnęły w czymś na kształt gorzkiego uśmiechu, a potem zebrał się w sobie i zdecydowanym, chociaż nie brutalnym gestem rozplótł jej ręce, obejmujące jego kark. - Już dosyć, Grace. Wygrałaś zakład, czego jeszcze ode mnie chcesz?- spytał spokojnie, mimo że usta drgały mu nerwowo, a oczy lśniły dziwnie, jakby miał się rozpłakać albo wpaść w furię, przy czym obie możliwości były tak samo prawdopodobne. Zrobił krok do tyłu, spuszczając na moment wzrok i wbijając ręce w kieszenie. Wyglądał wyjątkowo żałośnie, ale gdzieś na dnie czaiło się coś potężnego. Sprawa była zbyt poważna, by Raphael zapomniał, wybaczył ot tak. On ją kochał, jak nie kochał chyba jeszcze żadnej dziewczyny. Sam nie wiedział, kiedy wykiełkowało to uczucie, ale umiał je nazwać i nie miał wątpliwości, że to właśnie miłość. Miłość do najbardziej nieodpowiedniej osoby, osoby, która zadrwiła z niego, wykorzystała, by wygrać zakład. Nigdy nie chodziło o niego samego. Nigdy jej nie zależało. Poczuł bolesny skurcz serca, jakby stało się nagle bardzo małe. Wielkości suszonej śliwki. - Właściwie nie wiem, po co tu przyszedłem. Nie wiem, po co chciałaś mnie zobaczyć. Chciałem tylko, żebyś wiedziała, że... że wygrałaś tamten zakład. Masz mnie. Owinęłaś wokół małego palca, więc już nie musisz się ze mną spotykać. Nigdy więcej. I tak będzie lepiej- powiedział z goryczą, po czym wrzucił niedopałek papierosa do jeziora i spojrzał w oczy Gigi, nie próbując nawet ukryć bólu, jaki mu sprawiła. A jednak... a jednak był zaskakująco opanowany, mimo że trzęsły mu się ręce. Już nigdy nie poczuje ciepła jej ust, nie zatraci się w jej bliskości, nie usłyszy jej śmiechu ani nie będzie opowiadał bajek. Już nigdy. Bo to przecież nie miało sensu, jej nie zależało, jemu tak, ale do tanga trzeba dwojga. A Grace była tylko fordanserką. Zapalił kolejnego papierosa, czując zimno przenikające go na wskroś i marząc, by po prostu sobie poszła. Zniknęła z jego życia równie szybko i niespodziewanie, jak się w nim pojawiła i zburzyła wszystko, cały system rytuałów i kontrolowanego szaleństwa, w którym tkwił do tej pory. Zniknij. No już.