C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Zachodni brzeg jeziora oferuje z pewnością nie tylko najpiękniejsze miejsce do obserwowania zachodów w całej okolicy, ale również nieustannie zamarzającą linię brzegową. W chłodniejszy dzień, gdy lód - choć popękany - jest stabilny, można przejść się nim wzdłuż całkiem pokaźnego fragmentu jeziora.
Autor
Wiadomość
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Jej miotła wcale nie zamierzała przestać lecieć w tył, więc nie miała już wątpliwości, że była to kwestia czyjegoś zaklęcia. Żaden sprzęt nie był przecież aż tak zepsuty. Zawrócenie nie wchodziło w grę, bo miotła żyła już własnym życiem. Mogłaby co najwyżej spróbować ją odczarować, ale nie wiedziała, czy nie zostałoby to odczytane jako rzucanie niedozwolonych zaklęć, a jeszcze nie miałaby dowodów, że ktoś już tego dokonał na niej. Może i nie miała nic osobiście do Walsha, ale jej zaufanie do trenerów i tak nie było zbyt wysokie przez Limiera. W końcu zdecydowała się na trochę idiotyczny ruch. Skoro miotłą zawróciła, gdy przyśpieszyła, to może teraz zrobi to samo. Marne szanse, ale i tak nie miała już nic do stracenia. Może przynajmniej "wygra" wyścig w odwrotnym kierunku.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Fortuna chyba zaczęła spoglądać na niego przychylniejszym okiem, bo jego dobra passa wciąż się utrzymywała, kiedy innym najwyraźniej się kończyła. A może była to po prostu kwestia odpowiedniego wyczucia miotły, którego mu z samego początku zabrakło? Ostatnio bujał się głównie na swojej osobistej Błyskawicy, którą w zasadzie znał już na wylot, a z Księżycową Brzytwą nie miał wcześniej aż tak bezpośredniej styczności, to jest – nigdy na niej nie latał; ten tragikomiczny wyścig był jego, można rzec, debiutem z tym modelem. W każdym razie Fitzgerald niezmordowanie parł do przodu z pomocnym wiatrem wciąż dmącym mu prosto w plecy. Kto wie, może nawet udało mu się trafić na jakiś tunel powietrzny, że go wciąż tak ładnie pchało do przodu? Ślizgon nie miał jednak zamiaru w żadnym razie się nad tym głowić, a po prostu korzystał z tego dobrodziejstwa natury, póki było mu dane. W ten sposób ani się obejrzał, a dotarł do półmetka trasy, zrównując się z tymi, którym udało się z początku zyskać przewagę nad resztą. Dobra nasza. Jak tak dalej pójdzie, to miał całkiem realne szanse zawalczyć o zwycięstwo.
Czas mijał a ona wciąż stała na tym przeklętym starcie. Absolutnie darowała już sobie myśli o dotarciu do mety przed końcem wyścigu, ale miło by było ruszyć się chociaż z miejsca. Próbowała dogadać się z miotłą w jakiś sposób, to pogładziła ją po trzonku, to rzucała zachęcające do współpracy hasła i prośby, ale Midrąg pozostawał obojętny na każdą próbę kontaktu. Robił co chciał niczym stary, leniwy kocur. Przynajmniej nie pokazywał pazurków i nie próbował jej zrzucić, traktowała to jako jakiś sukces, bo zawsze mogło być gorzej. Zastanawiała się skąd Walsh wytrzasnął te miotły. Jej egzemplarz to chyba ktoś mu wcisnął i jeszcze dopłacił za zabranie niepotrzebnego grata z domu. Podejrzewałą, że nie nadawałaby się nawet do sprzątania z tymi zniszczonymi witkami. Mimo wszystko czuła jakąś dziwną sympatię do tej starej miotły. Nie tylko Puchonka miała problemy z ruszeniem, co podnosiło ją nieco na duchu i dzięki temu nie wpadła jeszcze w frustrację. Kiedy w końcu udało jej się namówić swój sprzęt do obrania właściwej trajektorii kolejny raz zza chmur wysunęło się nagle słońce. Oślepiające promienie padły na biały, błyszczący śnieg tuż przed nią i kolejny raz musiała zasłonić oczy. Zatrzymała się przy tym, żeby przypadkiem na nikogo nie wpaść, bo wciąż sporo osób kotłowało się przy przeklętej linii startu.
Była jak ryba w wodzie. Po swoim nieudanym starcie, nadal w środku czuła złość, jednak teraz jakby miotła się przekonała, że ma jej koniecznie słuchać i lecieć, do przodu po wygraną. Trzymała mocno trzonek z determinacją, jaka towarzyszyła jej zawsze na wyścigach. Ann była tutaj, żeby wygrać, nie dopuszczała do siebie myśli, że przegra. Być może na początku nie była przekonana do swoich predyspozycji po długiej przerwie. Teraz nie miała już takich myśli, musiała wygrać i innej możliwości nie było. Nie wiedziała czy natura ją nagle polubiła, tuż po tym jak jeszcze przed chwilą oślepiło ją na kilka chwil słońce. Czuła jak wiatr pcha ją do przodu, a ona wciąż posuwała się do przodu. A może to czyjeś nieudane zaklęcie? Sama zaklęć nie rzucała, definitywnie wolała skupić się na miotle, z którą nie do końca się lubiła i utrzymaniu się na swojej pozycji, a nawet ciągłe posuwanie się naprzód.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Mrugając intensywnie, powoli wracał do „rzeczywistości”. Trzeba było ochronić w jakiś sposób oczy, założyć przyciemniane okulary albo narciarskie gogle, cokolwiek. Nie potrafił nadziwić się, że nie wpadł na to rozwiązanie, bo przecież samo się nasuwało – mieli ładną, słoneczną pogodę, to, że słońce będzie dawać po oczach samo cisnęło się na myśl. Kiedy dogoniła go @Morgan A. Davies, którą przecież zostawił daleko w tyle (o całe jedno pole), westchnął ciężko. Nie wątpił w jej umiejętności, ale miała gorszą miotłę i opóźnienie na samym początku, nic więc dziwnego, że wniosek był jeden – szło mu tragicznie. — Kapitanowie są na feriach, lecimy dla relaksu — uśmiechnął się mimo wszystko, ale zupełnie wbrew swoim słowom nachylił się nieco do przodu, by ruszyć tak, jak na kapitana przystało. Matta i tak już nie miał szans dogonić (cholerny Gallagher), ale mógł chociaż nie zakończyć wyścigu jako ostatni, prawda? Pomknął przed siebie, wyprzedzając kilka osób.
W końcu!! Tak miała ochotę krzyknąć, kiedy przesunęła się do przodu. Niestety to nie dzięki miotle i nie dawało żadnych szans na to, że znowu nie stanie w miejscu. Jednak przynajmniej już nie była na linii startu. Pocieszające w tym wszystkim jest to, że nie była na nim sama. Jednak trzeba być realnym. Miała duże zaległość pomiędzy innymi graczami. Oby teraz miotła poczuła w sobie ten wiatr, który popchnął ich do przodu i sama zechciała ruszyć. Byle do przodu nie do tyłu, nie w miejscu. A nawet jeśli nie miotła to niech matka natura dalej wieje mi w plecy i popycha. Może tak wpłynęłaby na miotłe aż ta sama zaczęła latać. A nie stać...
Leciała do przodu, nie zastanawiając się nad niczym. Po prostu sunęła wraz z wiatrem, który sprzyjająco niósł ją do przodu. Miała szczęście, jej miotła była całkiem w porządku, szczególnie w porównaniu do niektórych, na których musieli lecieć uczniowie. Zastanawiała się, czy nie powinna była wcześniej zaprotestować, szczególnie, kiedy niektórzy po wejściu na trzonek sprawili, że niektóre witki odpadły. Nie zastanawiała się jednak nad tym zbyt długo, bo co to miało zmienić? Wyścig się zaczął, nie zaprotestowała wcześniej, to czemu miała zaprotestować teraz? Podleciała wyżej, pamiętając jak bardzo jej miotła łapie wtedy wiatr w przysłowiowe żagle. Tak samo zareagowała i tym razem - nabrała prędkości i ominęła ludzi, przesuwając się jeszcze bardziej do przodu. Meta już była blisko, a April zaczęła się zastanawiać, czy to szczęście miotlarskie ją kiedyś opuści - w końcu już po raz kolejny w starciu z uczniami wychodziła na zwycięskiej pozycji.
Nancy odpadła, ale reszta się nie poddawała. W chwili, gdy Beatrice udało się ruszyć z linii startu, Josh z trudem opanował okrzyk radości. Naprawdę zaczynał wątpić, czy wszystkie miotły otrzymali w pełni sprawne. Bez względu an swój stan, miały lecieć do przodu, zamiast lewitować nad ziemią. Na całe szczęście wszyscy już lecieli. Nikt nie próbował rzucać zaklęć, a szkoda. Zawsze dodawały więcej wrażeń. Większość zdążyła nawet zawracać i mknąć teraz ku mecie. April wysunęła się na prowadzenie, nagle przelatując nad wszystkimi, wykorzystując w pełni możliwości Brzytwy. Za nią, choć z trudnościami w postaci oślepiających promieni słońca lecieli Victoria, Matthew i… William. Kwestia drugiego miejsca pozostawała więc niepewna. Dodatkowo tuż za nimi lecieli Elijah, Loulou oraz Annabel. Reszta miała trudności z miotłami, które co rusz zawracały. Może za chwilę jednak wszyscy ruszą. Oby teraz miotły czwórki prowadzących, nie odmówiły posłuszeństwa.
! Czas na odpis - do 02.03 godz. 21:30
UWAGA! Kierując się słowami "kończ waćpan, wstydu oszczędź" zmniejsza się ilość pól. KONIEC WYŚCIGU NASTĄPI PO OSIĄGNIĘCIU POLA 6.
Pamiętajcie, że ruchy z kostek oraz zaklęcia wykonujecie fabularnie równocześnie. Dlatego efekty zaklęć są dopiero w następnej turze. Czyli, jeśli w tej samej turze ktoś przed wami rzuci np. avis, wtedy w następnej turze nie rzucacie kośćmi.
Zasady i kostki:
Spoiler:
Gra kończy, gdy ktoś dotrze do szóstego pola. W tej turze wszyscy zawodnicy wykonują ostatnie rzuty i wyłonione zostają pierwsze trzy miejsca. Fabularnie trasa to zwykła pętla - linia startu jest jednocześnie metą, należy zawrócić za sędzią. Każdy wykonuje rzut kością i postępuje według wytycznych.
Kostki: 1- promienie słoneczne odbijają się od śniegu, utrudniając widoczność - stoisz w miejscu 2- masz wrażenie, że miotła sama pragnie wygrać - przesuń się o pole do przodu 3- źle wystartowałeś i aby nie utknąć w korku do mety, postanawiasz lecieć ponad wszystkimi - przesuń się o pole do przodu, a jeśli lecisz na Księżycowej Brzytwie przesuwasz się o jeszcze jedno do przodu 4- miotła najwyraźniej boi się dużych prędkości i nagle zawraca, ktoś rzucił urok? - cofasz się o jedno pole 5- nie wiesz, czy to nieudane zaklęcie, czy zwyczajnie natura cię lubi, ale czujesz, że wiatr sam popycha cię do przodu - przesuń się o pole do przodu 6- a może tak spróbować przelecieć pod wszystkimi? - przesuń się o pole do przodu
Zaklęcia - dopuszcza się rzucenie zaklęcia co drugi post, niezależnie od tego, czy udało się nam, czy też nie. W celu ustalenia celności zaklęcia rzuca się dwiema kostkami literowymi. SAMOGŁOSKA I SPÓŁGŁOSKA bądź DWIE TAKIE SAME LITERY oznaczają trafienie. Zaklęcie rzucone w turze A daje efekt w turze B. Wtedy osoba trafiona zaklęciem wpierw wykonuje akcję związaną z efektem zaklęcia, a następnie rzuca kostką, o ile to możliwe.
Dozwolone zaklęcia: AVIS - stado kanarków - 2pkt z zaklęć i opcm - Trafiony zaklęciem zostaje spowolniony przez stado kanarków - traci turę BAUBILLIOUS - błyskawica - 3pkt z zaklęć i opcm - nagły błysk światła spowalnia wszystkich - rzucający przesuwa się o jedno pole do przodu CHORUS OMNIA - uniesie śnieżny puch - 5pkt z zaklęć i opcm lub dorosły - śnieżny puch dezorientuje przeciwników - rzucający przesuwa się o dwa pola do przodu OPPEDO - śmierdzący bąk - 5pkt z zaklęć i opcm - Trafiony czuje tak śmierdzącego bąka, że ma ochotę uciec - cofa się o jedno pole CONFUNDUS - dezorientacja - 15pkt z zaklęć i opcm lub dorosły - Trafiony zapomina, w którą stronę miał lecieć - cofa się o dwa pola
UWAGA! - Użycie innego zaklęcia skutkuje natychmiastową dyskwalifikacją. - posiadacze przedmiotu umożliwiającego wybór korzystniejszej kostki w razie przerzutu - nawet jeśli nie skorzystacie z przerzuconego wyniku, przerzut został wykonany, a co za tym idzie, jeśli wykorzystaliście wszystkie przerzuty możliwe dzięki konkretnym miotłom, nie macie już asa w rękawie.
Stan graczy:
Spoiler:
MORGAN A. DAVIES Pole: 1 Miotła: -1 do każdego rzutu Tura V: rzuca kostkami
ELIJAH J. SWANSEA Pole: 2 Miotła: brak efektu Tura V: rzuca kostkami
RUSSELL ALVAREZ Pole: 1 Miotła: -1 do każdego rzutu Tura V: rzuca kostkami
VICTORIA BRANDON Pole: 3 Miotła: wykorzystano oba przerzuty Tura V: rzuca kostkami
LOULOU MOREAU Pole: 2 Miotła: dodatkowe pole do przodu przy locie nad wszystkimi Tura V: rzuca kostkami
Pogoda chyba nie była po jej stronie. Jeden, czy dwa dobre ruchy i tyle w temacie, nie mogła ruszyć dalej, bo słońce wciąż świeciło jej prosto w oczy, co uniemożliwiało jej jakikolwiek sensowny manewr, wolała zatem utrzymywać się na wysokości, na której się znajdowała. W końcu nie widziała wszystkich przeciwników, a jeśli nie chciała doprowadzić do tragedii, to musiała zdecydowanie bardzo uważać. Mogła próbować lecieć znowu w górę, ale to rodziło kolejne komplikacje, wolała zatem nie ryzykować i po prostu poczekać jeszcze chwilę, nieznacznie tylko manewrując na swojej wysokości. Dostrzegła co prawda, że ktoś ją wyprzedził, ale niewiele mogła na to poradzić, bo kiedy przysłaniała oczy dłonią, traciła pełną sterowność - to jeszcze nie był chyba ten etap zdolności latania - więc po prostu tkwiła w miejscu.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Z czarowaniem nadal szło jej byle jak. Co do latania... zdawała sobie sprawę, że zarówno Eli, jak i ona bardzo chcieliby rzeczywiście mieć tego typu podejście, w którym na feriach odpuszczaliby sobie rywalizację, nie dawaliby z siebie wszystkiego, by pokazać dobry przykład i nie starali się wykręcać jak najlepszych czasów, chcąc jednocześnie udowodnić po raz kolejny swoje umiejętności tak sobie, jak i innym. Nie, opcja wakacji i spacerków podczas miotlarskich wyścigów po prostu nie wchodziła w grę. Nigdy. I być może jej pozycja w tych zawodach miała być lekcją pokory, albo radzenia sobie z wyposażeniem, które odmawiało współpracy. Udało jej się ruszyć do przodu, ale już chyba pierwsze miejsca były przesądzone, a Davies z pewnością się w nie nie łapała.
Skupiona na wygranej zapomniała nawet o możliwości rzucania zaklęć. Włączył się w niej tryb zawodnika, który nie patrzy na nikogo, tylko mknie do celu. Po tym jak wzbiła się do góry wysunęła się na prowadzenie, co zamierzała wykorzystać. Zacisnęła mocniej ręce na trzonku miotły, wsuwając różdżkę głębiej za pasek, żeby ta znowu nie wypadła gdzieś na piasek, zmuszając ją do obniżenia lotu i co gorsza - zawrócenia i stracenia prędkości. Nigdy nie studiowała fizyki, ale wiedziała, że jak już jesteś rozpędzony to łatwiej powstrzymać Ci opór powietrza i inne takie bzdety. Na myśl o upadającej różdżce wpadła na szalony pomysł zapikowania w doł i ominięcia w taki sposób ostatnich rywali. Jak pomyślała - tak zrobiła. Pomknęła ku ziemi, praktycznie nie zastanawiając się co będzie, jeżeli nie zdąży się zatrzymać. Na szczęście w odpowiednim momencie poderwała się do góry i mogła przelecieć pod wszystkimi i przeciąć linię mety - chyba jako pierwsza. Czyżby znowu wygrała z własnymi uczniami?
To było coś okropnego. Najpierw miotła nie chciała lecieć, później zaklęcia nie wychodziły, choć się próbowało, teraz jeszcze słońce oślepiało. Jeśli coś mogło pójść źle, to na pewno tak się działo. Poddała się już wcześniej i nawet teraz nie czuła irytacji z tego powodu. Widziała, że nie tylko jej szło kiepsko, co nieznacznie poprawiało humor. W końcu nikt nie chce być najgorszy, prawda? Ostatnim, co dostrzegła, to profesor wróżbiarstwa dolatującą do mety. Gdy kolejny raz zabolały ją oczy od promieni słonecznych, uznała, że przynajmniej spróbuje komuś utrudnić lot, żeby nie tylko jej źle się leciało. Z drugiej strony, trudno było wybrać kogo. Ostatecznie uniosła dłoń z różdżką, starając się nie wypuścić różdżki z dłoni, zamierzając oślepić wszystkich. - Baubillious!
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
To prawda, słowa pozostawały tylko słowami i oboje wiedzieli jaka była rzeczywistość. Wypoczynek i całkowite odcięcie się od obowiązków - zarówno tych prawdziwych, jak i tych, które siedziały wyłącznie w ich przesyconych ambicją głowach – nie było możliwe nawet tu, na feriach. Trwały krótko i właściwie już teraz mógł zacząć zastanawiać się nad kolejnymi treningami drużyny. Gdzie tu miejsce na chwilę wytchnienia? Widział, że profesor Jones wybiła się na prowadzenie, ale nie bardzo wiedział co może z tym zrobić. Postarał się dać z siebie wszystko, by jakoś ją dogonić, ale wcześniejsze komplikacje sprawiły, że było to niemożliwe nawet gdyby miał pod sobą swoją niezastąpioną błyskawicę. Wyciągnął przed siebie różdżkę, chcąc po raz trzeci spróbować rzucić zaklęcie; mógłby pewnie rzucić avis na profesorkę, ale po niezapomnianych faulach podczas wakacyjnego meczu prędzej cisnąłby czymś w górskiego trolla, niż bezpośrednio w nią. Niewerbalnym chorus omnia wzbił w powietrze śnieg, dezorientując wrogów i zyskując tym pewną przewagę. Nie miał szans wygrać, ale kto wie... może trafi mu się chociaż zaszczytne drugie miejsce?
Kostka: 5 Zaklęcie: Chorus omnia (I, J ← w linku wyżej) Pole: 2 → 5
Czuł się naprawdę źle z faktem, że szło mu tak masakryczne. Owszem, był leniwym uczniem, ale nigdy nie uważał, że beznadziejnie lata na miotle. Czy aby na pewno to z tą miotłą było coś złego, czy to z nim? Kątem oka widział, jak niektórzy zbliżają się do linii mety. On nawet dobrze nie wystartował. Miał ochotę zacząć przeklinać pod nosem kiedy po raz kolejny został oślepiony, ale nie zrobił tego, bo czuł się obserwowany i oceniany. Musiał się powstrzymać. Jeszcze trochę i będzie po wszystkim. Zwłaszcza kiedy uczniowie wciąż mniej lub bardziej udolnie rzucali zaklęcia. Myślał, że już dawno będzie na noszach. Nie tym razem. Tych ferii chyba wróci w całości do Hogwartu. Kto by pomyślał!
W duchu przeklinał na to cholerne słońce, ale w istocie nie mógł zrobić nic, by przeciwstawić się świetlistym promieniom. Nic poza zupełnie bezczynnym czekaniem, które doprowadzało go do szewskiej pasji. Naprawdę przestał już przejmować się wynikiem, byleby tylko móc ruszyć z miejsca i ponownie poczuć ten przyjemny wiatr we włosach. Na szczęście natura wreszcie go posłuchała, a ta irytująca żółta kula skryła się za chmurą. Co więcej, jego miotła wyrwała do przodu, jakby chciała tchnąć w niego wiarę, że jeszcze mogą wspólnie zwyciężyć. Nie mogli, wiedział o tym. Widział przecież jak niektórzy wypruli do przodu w czasie, kiedy on walczył z przeciwnościami losu. Mimo że narzucił sobie chore wręcz tempo, nie miał niestety szans ich doścignąć. Nie było jednak tego złego – bawił się podczas tego wyścigu znakomicie, a i udowodnił samemu sobie, że jego umiejętności stoją na bardzo wysokim poziomie. W końcu nie każdy poradziłby sobie tak dobrze, lecąc na tak zdezelowanym sprzęcie.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
O tak, dobra passa zdecydowanie nie planowała go na razie opuszczać i nieudany początek wyścigu mógł puścić zupełnie w niepamięć. Brzytwa obecnie mknęła aż miło i nic nie zapowiadało, żeby miała znów w planach odwalać jakieś humorki czy inne widzimisię. Dostrzegłszy przed sobą mały zator, William bez zawahania poderwał trzonek miotły do góry, żeby zwiększyć pułap lotu i w końcu wykorzystać największy atut swojego obecnego sprzętu – Księżycowa Brzytwa wystrzeliła od razu do przodu, jakby dodało jej to nagłego zastrzyku energii i zwiększyło wolę walki; usta rudzielca rozciągnęły się w szerszym uśmiechu, gdy wiatr mocniej zmierzwił jego włosy. Ten nagły zryw sprawił zresztą, że Ślizgon znacząco zbliżył się do finiszu. Meta zdawała się być wręcz na wyciągnięcie ręki, więc zdecydował się jeszcze raz spróbować rzucić zaklęcie, żeby sobie nieco dopomóc i być może nawet wygrać. — Chorus omnia! — Tym razem wszystko poszło zgodnie z planem i śnieżny puch uniósł się w górę, utrudniając widoczność tym za nim i pozwalając mu śmignąć jeszcze bardziej do przodu, prosto przez metę, choć wyglądało na to, że przekroczył ją w tym samym momencie co profesor Jones. Albo może był jednak minimalnie szybszy? Z tej perspektywy trudno orzec.
Kostka:3 Zaklęcie:I + J → udane Pole: 3 → 6 (a właściwie nawet 7 xD)
Annabell Helyey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Annabell czuła, że złapała jakąś dobrą passę. Miała za sobą koszmarnie nieudany start, ale już dawno nauczyła się nie poddawać na początku, tylko dawać z siebie absolutnie wszystko aż do samego końca. Nie mogła zaprzeczyć, że była ambitna i przede wszystkim, co chyba najważniejsze, nienawidziła przegrywać. Starała się nie myśleć o tym, że innym szło lepiej i skupiała się tylko na sobie, a także tej cholernej miotle, która z początku sprawiała tyle problemów. Nie patrzyła na innych, liczyła się tylko ona, miotła i meta, nic więcej. Głowę miała oczyszczoną ze zbędnych myśli i wciąż mknęła przed siebie. Czuła jak wiatr popychał ją naprzód, a ona nawet nie myślała o rzucaniu zaklęć i rozpraszaniu się. Pochylała się nad trzonkiem Zmiatacza, mając w głowie tylko perspektywę wygranej. W głównej mierze zależało jej na byciu w pewnej czołówce tego wyścigu. Miała przerwę, wyszła z wprawy, to normalne, że najlepiej że wszystkich uczestników jej nie szło. Tak sobie właśnie mówiła, chociaż ani na sekundę się nie rozproszyła. Wciąż leciała do przodu, wymijając to z jednej strony, to z drugiej, innych czarodziejów. Niech się dzieje wola nieba, ale ostatnia nie zamierza być.
Nadeszła w końcu chwila zakończenia wyścigu. Ostatecznie lecąc wprzód, ktoś musiał przekroczyć linię mety, pomijając osoby, którym miotły odmówiły posłuszeństwa. Choć nie był zadowolony z mioteł, które dostał, cieszył się, że ostatecznie nikt nie ucierpiał fizycznie w czasie zabawy, a także, że była odrobina rywalizacji. Sytuacja tuż przed linią mety zaczęła się komplikować. Chciał już krzyczeć, że pierwsze miejsce zdobywa April, która najwyraźniej miała ukryte talenty, ale w ostatniej chwili została wyprzedzona przez Ślizgona - Williama. Uśmiech nie schodził z twarzy Josha, kiedy kolejno przelatywali obok niego. - Gratuluję ukończenia wyścigu pomimo dziwnych mioteł - rzucił głośno, każąc odłożyć miotły na jedną kupkę, jak wcześniej je znaleziono. Zamierzał je znów grupowo przenieść do resortu, prosząc o pomoc April. Cieszył się z tego, że wzięła udział w wyścigu, a także, że nie została stać na początku. Niech wiedzą, że kadra też ma dobrych graczy, a co! - Pierwsze miejsce i trzydzieści punktów dla swojego domu zdobywa William! Drugie miejsce i dwadzieścia punktów zdobywa profesor Jones! Trzecie miejsce oraz dziesięć punktów dla domu zdobywa Elijah! Gratuluję jednak wszystkim i dziękuję - mówił, patrząc kolejno na odpowiednie osoby. Uśmiechał się szeroko, naprawdę zadowolony mimo wszystko z wyścigu. - Jeśli ktoś nie był zadowolony z miotły, nie dziwię się. Mimo wszystko cieszy mnie, że zdołaliście w pewien sposób nad nimi zapanować. Nigdy nie wiadomo jaka miotła wam się trafi, gdy ulubiona będzie uszkodzona. Dziękuję za ciekawy wyścig - dodał, kończąc zajęcia. Czuł się zadowolony, że zrobił coś dodatkowego w czasie ferii. Zamierzał powtórzyć wyścig w czasie semestru, ale musiał dopracować jeszcze szczegóły.
/zt dla wszystkich (chyba że ktoś chce jeszcze porzucać kostkami i dolecieć do mety, albo porozmawiać z Joshem)