C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Zachodni brzeg jeziora oferuje z pewnością nie tylko najpiękniejsze miejsce do obserwowania zachodów w całej okolicy, ale również nieustannie zamarzającą linię brzegową. W chłodniejszy dzień, gdy lód - choć popękany - jest stabilny, można przejść się nim wzdłuż całkiem pokaźnego fragmentu jeziora.
Autor
Wiadomość
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Nie mogła odpuścić sobie wzięcia udziału w wyścigach. Mniejsza z integracją, której na tę chwilę miała już dość. Poznała parę osób przypadkiem, część na warsztatach z wujkiem, śmiało można stwierdzić, że grono nowych znajomych ma dostatecznie duże, aby rozpocząć naukę w Hogwarcie. Jednak dlaczego miałaby unikać wyścigów? Przy okazji mogła znów zobaczyć nauczyciela latania, żeby nie pomylić go później z kimś innym. Ostatecznie dotarła na miejsce, dostrzegając parę znajomych twarzy. Większość poznała na warsztatach, o ile przez “poznanie” można uznać, albo zapamietanie twarzy, albo zamienienie paru słów. Tak czy inaczej, nie była w tłumie obcych jej bezimiennych. - Cześć wam! Dzień dobry - przywitała się ze wszystkimi, uśmiechając się kącikiem ust, po czym podeszła do sterty mioteł, z nieznacznie uniesioną brwią, w geście zaskoczenia. Dlaczego mieli w ten sposób dobierać miotły? Mimo to wyciągnęła rękę i niezbyt przekonana, do wyboru rzuciła, krótkie “do mnie”, po czym krytycznym spojrzeniem zlustrowała swoją zdobycz. Księżycowa Brzytwa… Nadająca się do wysokich lotów, gdzie górowała nad pozostałymi modelami. Poza tym całkiem zwyczajna. Innymi słowy, mogła spróbować, jeśli będzie możliwość, lecieć ponad wszystkimi, aby wykorzystać atuty miotły. Stan sprzętu również nie był najgorszy. Może jednak wyścig nie miał być zupełną porażką?
Trzeba było przyznać, że kadra nauczycielska wręcz wychodziła z siebie, by zapewnić uczniom masę atrakcji podczas wyjazdu. Nie było mowy o nudzie, a doba była zdecydowanie za krótka by zdążyć spróbować wszystkiego co oferował Masyw Mont Blanc. Każdego dnia Nancy musiała podejmować poważne decyzje z której atrakcji skorzystać, a z czego zrezygnować. Kiedy jednak usłyszała o wyścigach nie zastanawiała się ani chwili. Uwielbiała szybkie latanie, a w takich okolicznościach natury jakie ich otaczały oznaczało to niesamowite doznania. - Cześć wszystkim! - Przywitała się z szerokim uśmiechem kiedy dotarła na miejsce zbiórki. Nic nie mogło jej dzisiaj zepsuć humoru, nawet niska temperatura i mróz szczypiący policzki. Po wysłuchaniu poleceń profesora podeszła do stosu mioteł. Rozstrzał jakościowy przygotowanego sprzętu nie wydawał się zbyt sprawiedliwy, część mioteł ewidentnie prosiła się już o renowację, a najlepiej to wymianę na coś trochę nowszego, przy czym można też było dopatrzeć się świetnych mioteł w niemal idealnym stanie. Nancy jednak to specjalnie nie przeszkadzało, przecież najważniejsza jest dobra zabawa, a nie wygrana. Wyciągnęła rękę przed siebie i wydała komendę "do mnie". Przez chwilę nie wydarzyło się kompletnie nic, dopiero po paru niesamowicie długich sekundach spod innych mioteł wygramolił się stary, podłamany Midrąg. Zanim złapał dobrą trajektorię Puchonka chwilę łudziła się, że to nie do niej leci ten eksponat muzealny, ale niestety, to ona została wybrana. Cóż, mogło być lepiej, ale już jedną konkurencję miotlarską wygrała, tym razem za cel postawi sobie dotarcie do mety w jednym kawałku. Choć i z tym może być dosyć ciężko.
Kiedy tylko usłyszała o wyścigu, poczuła znajome uczucie wewnątrz siebie i doskonale wiedziała, że musi tam być, nie było w ogóle innej możliwości. Nie doszła jeszcze całkiem do siebie po wydarzeniach na czarnej trasie, aczkolwiek nie myślała już, że jest swoim bratem bliźniakiem, więc robiła postępy. Od uderzenia pobolewała ją głowa, ale to raczej dziwne nie było, w końcu przywaliła łbem srogo o to drzewo, tak więc nie liczyła, że wygra. Głowa z tym jednak nie miała nic wspólnego, po prostu nie brała udziału w żadnym wyścigu odkąd była w Hogwarcie przez co przeżywała wewnętrzną tragedię. Stąpała jednak po niepewnym gruncie w tej Anglii, więc na własną rękę nic nie ogarniała, nie chciała wracać jeszcze do domu i to w kiepskiej atmosferze. Oczami wyobraźni już widziała swoją matkę, która dowiedziała się, że jej córka ściga się w nielegalnych wyścigach. Nie skończyłoby się to zbyt dobrze, jednak ten tutaj wyścig był w pełni legalny i mimo że czuła się nie najlepiej, to nie zamierzała odpuścić. Mogłaby być umierająca, a na ten wyścig i tak by poszła. Dzień był… zimny, ale czego można się spodziewać po miejscu, w którym się znajdowali. Ubrała się odpowiednio do tej pogody (o dziwo) i żwawym krokiem szła na miejsce, w którym wyścig miał się odbyć. Kiedy dotarła wyciągnęła rękę i powiedziała do mnie. Zerknęła na miotłę w swojej ręce i uniosła brwi. Zmiatacz 11? Nie było źle, nie dawał co prawda żadnych profitów, ale Ann czuła się vintage. Zastanawiała się jednak nad jej stanem, cóż, zobaczy na wyścigu jak się będzie zachowywać.
Kostki: 6 - Zmiatacz 11 - stare, ale jare - nie daje efektów w czasie wyścigu, ale na pewno masz +10 do zajebistości 2 - niby wszystko z nią w porządku, ale masz wrażenie, że nie chce słuchać twoich poleceń, czyżby miały być z tego powodu problemy? Pierwszą kolejkę stoisz, próbując zmusić miotłę do lotu.
Nie za bardzo przepadała za tak zwanymi wolnymi dniami od nauki. Z prostego powodu nie zamierzała wracać do domu, jeśli nie była zmuszona. A też nie chciała wiecznie siedzieć na głowie rodzeństwa. Dlatego też zostawała w szkole i nadrabiała zaległość nauce, czytała czy po prostu rysowała. A ile tego można robić? Jak są prowadzące zajęcie to przynajmniej jakoś ten czas leci, a tak za dużo czasu... Wiele razy bywa tak, że człowiek na rzeka na jego brak. Kiedy już ma więcej wolnego nie umie go spędzić aktywnie. Zwykle kończy na kanapie... A to zdecydowanie nie pasowało do niej. Gdzieś w rozmowie usłyszała o wyścigu... Czemu nie? Lubiła wszystko związane z miotłami, lataniem oraz ze samym sportem. Dlatego oczywiste było, że nie zastanawiała się długo i postanowiła wziąć nim udział. Nie jako widz, tylko uczestnik. To zawsze był jakiś egzamin samej siebie. Popytałaby dowiedzieć się o termin oraz miejsce. I tak właśnie znalazła się na danym miejscu o danym czasie. Podeszła do stosu mioteł. Czy liczyła na coś konkretnego? Nie... Zdecydowanie poza tym jak to powiedział ktoś mądry. Nie sprzęt czyni cię dobrym zawodnikiem, lecz ty sam. Dlatego tez podeszła do stosu powiedziała to magiczne ,,DO MNIE" i tak trzymała w dłoniach Księżycową Brzytwę. Nie jest tak źle gdyby nie jej stan. Jednak nie zamierzała podawać się ze względu na to, jaką ma miotłę. Miała szanse pokazać, że da radę... Sobie i wszystkim, którzy w nią nie wierzyli
Link do Kości: KLIK MIOTŁA: 3 - Księżycowa Brzytwa STAN: 1 - o ma być miotła do latania?! Witki nadpalone, trzonek pęknięty, nie masz pewności, czy nadaje się do wyścigu, ale nie narzekasz. W końcu nie jesteś tchórzem, prawda? -1 do każdego rzutu kostką, dodatkowo anuluje profity z posiadania Nimbusa 2015, Błyskawicy, Nimbusa 2001, Księżycowej Brzytwy
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
W pokoju Josh tak się ekscytował tym wyścigiem, że nie byłaby sobą, gdyby nie przyszła. Szczególnie, kiedy powiedział jej, że może wziąć udział. Może nie była uczniem, ale latać lubiła, a wyjątkowo uwielbiała integrować się ze swoimi uczniami w każdy możliwy sposób. Chwilę się zastanawiała, po tym co się stało na bludgerze - nie chciała znowu wygrać ze swoimi podopiecznymi. Wątpliwości jednakże szybko minęły, nie była zawodowym graczem, a do tej pory miała po prostu ogromne pokłady szczęścia i jeszcze więcej nakładających się na jej zwycięstwo zdarzeń pobocznych. Uznała, że jej umiejętności w uzdrawianiu się po prostu przydadzą przy takiej formie rozrywki, a to, że dodatkowo także będzie mogła się pościgać to dodatkowy plus tej sytuacji. Na brzeg jeziora przyszła równo z Joshem. Nie zamierzała wybierać sobie najlepszej miotły, nie chciała, żeby zarzucili jej koledze jakieś kolesiostwo, więc po miotłę udała się na samym końcu. Krótkim "do mnie" przyzwała jedną z nich. Nie znała się na tym, więc nawet nie znała tego modelu. Przynajmniej witki były całe. Uśmiechnęła się do Josha i wskoczyła na miotłę, po czym stanęła na linii mety, czekając na start.
Wyścigi były ostatnimi czasy dość popularnym tematem. Kiedy to słowo znowu zaczęło krążyć po ustach hogwartczyków z początku myślała, że to odgrzewanie kotleta jakim była zabawa Morgan z tymi tam jakimś dwoma z Ravenclawu, a ten temat przestał ją interesować w momencie, gdy dowiedziała się wszystkiego z pierwszego źródła. Prawie by przez to przegapiła organizowane przez Walsha zawody. Na szczęście w porę dowiedziała się, że chodzi jednak o co innego i na spokojnie pojawiła się na miejscu. Nie lubiła latać na wypożyczonych miotłach, ale nie miała wyboru. Przywołała sprzęt i musiała przyznać, że trafiła nieźle. Błyskawica – oprócz tego, że była Błyskawicą – wyglądała na nówkę sztukę nieśmiganą. Jej Nimbus to to może nie był, ale absolutnie nie zamierzała narzekać, szczególnie gdy przyglądała się temu, co trafiło się innym. Na miejscu niektórych osób wolałaby wymienić sprzęt na szczotkę do kibla.
Chociaż zimowa aura w szczególności sprzyjała radosnym przejażdżkom na czartach i snowflow, tak nie zapomniał wcale o quidditchu, a kiedy usłyszał, że profesor Walsh organizuje wyścigi miotlarskie, wiedział już, że nie może go na nich zabraknąć. Przed wyjściem z hotelu zabrał więc z recepcji mapę, by na pewno nie spóźnić się na miejsce spotkania, po czym powłóczył nogami przez śnieżne zaspy, mając nadzieję, że nie zabraknie dla niego miotły. Wreszcie dotarł nad zachodni brzeg jeziora, a w oczy od razu rzuciła mu się znajoma sylwetka nauczyciela. - Dzień dobry, panie profesorze! – Wykrzyknął na tyle głośno, by mężczyzna mógł go usłyszeć gdzieś pomiędzy kolejnymi świstami zawodzącego wiatru. Zaraz po tym oddalił się w kierunku stosu mioteł, przypatrując się niektórym z nich z osobna. Znalazło się tutaj kilka naprawdę niezłych okazów, więc trzymał za siebie kciuki, by trafić jak najlepiej. – Do mnie. – Mruknął pod nosem, kiedy w jego ręce wpadł Nimbus 2015. W normalnych okolicznościach pewnie jarałby się jak głupi, ale niestety… jego stan pozostawiał wiele do życzenia. Ba, takie stwierdzenie właściwie należałoby określić mianem wyjątkowo eufemistycznego. Nadpalone witki, pęknięty trzonek – prawdę mówiąc, miotła nie nadawała się do użytku i już dawno powinna wylądować na śmietniku, bo koszty naprawy najprawdopodobniej przewyższyłyby cenę nowego asortymentu. Mimo tego postanowił podjąć ryzyko, bo żal było mu się wycofać z wyścigu. Modlił się jednak w duchu, by jego umiejętności uratowały go przed nieprzewidywalnymi zachowaniami doszczętnie zniszczone Nimbusa.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Wyścigi na miotłach? Count me absolutely in! William nawet nie potrzebował tych dwóch dni na namysł – decyzję podjął od razu, gdy tylko wieści o organizowanym przez Walsha wyścigu dotarły do jego uszu. W końcu wszystko pięknie i ładne, resort i jego okolice oferowały mnóstwo różnych atrakcji, nie da się powiedzieć, że nie i na nudę definitywnie nie można było narzekać, ale jego miotlarski duch odczuwał nieco brak takich typowo związanych z lataniem. Można więc rzec, że to spadło mu jak z nieba; bludger z belframi go niestety ominął, tego już jednak za nic nie mógł sobie odpuścić. Poczuł delikatną nutkę rozczarowania, gdy okazało się, że nie mogą przybyć z własnym sprzętem – bo oczywiście w bagażu znalazło się miejsce i dla jego Błyskawicy, a jakże, nawet jeśli nie wiedział czy będzie miał okazję jej używać – ale była to jedynie drobna niedogodność, która za nic nie była w stanie zabić entuzjazmu rudzielca. — Czołem! — rzucił radośnie na powitanie zgromadzonym, uzupełniając to o krótki salut, gdy żwawym krokiem dotarł na miejsce zbiórki. Ciemnobrązowe oczy Ślizgona od razu zwróciły się ku stosowi mioteł wśród których bez trudu był w stanie rozpoznać kilka różnych modeli – były tam i najnowsze Nimbusy 2015, jak i absolutne retro w postaci Zmiataczy 11, a skala ich stanu oscylowała od takich, które wyglądały jakby zdjęto je prosto ze sklepowej półki, po takie, na których widok aż serce się krajało. Uniósł nieznacznie brew, gdy profesor oznajmił w jaki sposób mają dobrać swój sprzęt latająco-zamiatający do wyścigu, ale bez stanął przy stosie i wyciągnął rękę, wypowiadając przy tym zwrot „do mnie!”. Zlustrował swoją zdobycz i uniósł kącik ust w całkiem zadowolonym uśmiechu. Księżycowa Brzytwa nie była może najlepszą opcją, ale zdecydowanie też nie najgorszą jaka mogła mu się trafić; miotła znana szczególnie z dobrych osiągów na wysokościach, którego to atutu na pewno nie omieszka nie wykorzystać, gdy tylko będzie miał ku temu sposobność. W dodatku ta konkretna wyglądała na nówkę sztukę, jeszcze nieśmiganą, więc raczej nie musiał się martwić, że będzie mu sprawiać jakieś problemy w czasie lotu. Generalnie nie mógł narzekać.
Z jednym musiał się zgodzić - stan mioteł był naprawdę różnorodny. W normalnych warunkach nie pozwoliłby nikomu latać na nadpalonym sprzęcie z pękniętym trzonkiem. Różnica była taka, że byli na feriach, a nie w szkole na zajęciach. Tu nie mógł wybrzydzać, ale z drugiej strony, zobaczy prawdziwe umiejętności chętnych, a nie zwiększone przez markowe gadżety. Sposób doboru miotły nie był może pierwszej klasy, ale przynajmniej nie mogli zarzucić mu, że dobiera lepsze miotły swoim faworytom. Tak dostawali tę miotłę, którą naprawdę sami wylosowali. Na miejsce przyszedł z April, nie zapominając znów przypomnieć jej o ostatniej rywalizacji z uczniami. Musiał przyznać, że z Niamh było niezłe ziółko, ale podejrzewał, że tak naprawdę nie była tak wściekła na swoją opiekunkę. Wkrótce wszystko pójdzie w niepamięć, a teraz mogli skorzystać z okazji i wygłupiać się z młodzieżą. Sam najchętniej wziąłby udział w wyścigach, ale kto wtedy byłby sędzią? Może innym razem sam dosiądzie miotły. Kolejne osoby pojawiały sie i dobierały miotły, ustawiając się na starcie. Cieszył się z frekwencji, najwyraźniej wciąż było parę osób, które kochały latanie. Nie łudził się, póki co, że po części jest to jego zasługa. W końcu wybiła godzina, gdy należało rozpocząć wyścigi. - Ustawcie się na starcie. Trasa jest prosta, zawracacie za mną i start jest również metą. Będzie jednak pewne urozmaicenie - rzucił spokojnie, może nawet nieco znudzonym tonem. Zaraz jednak uśmiechnął się szeroko. - Mam nadzieję, że macie ze sobą różdżki. Dopuszczone jest rzucanie zaklęć na przeciwników, ale tylko pięciu. Jeśli ktoś rzuci inne zaklęcie, niż te dozwolone, zostanie natychmiast zdyskwalifikowany lub gorzej, zależnie od użytego zaklęcia - wyjaśniał drobny dodatek, spoglądając uważnie na każdego z uczniów. Przy opiekunce Puchonów zatrzymał się na moment i spojrzał na nią z wyraźnym rozbawieniem. Pogromczyni uczniów będzie miała okazję znów ich pokonać. - Zaklęcia, które są dozwolone to Avis, Baubillious, Chorus Omnia, Oppedo oraz Confundus. W czasie latania możliwe, że będziecie musieli kiedyś użyć różdżki, warto więc to ćwiczyć, tak samo jak rzucania zaklęć w trudnych warunkach - zakończył, wyjaśnienia, po czym teleportował się na odpowiednią odległość. W dłoni trzymał omniokulary, które miały pomóc mu dostrzec, co się dzieje na starcie. Miał nadzieję, że nie będzie fauli w postaci prób zrzucenia przeciwników z miotły. Ostatecznie podniósł różdżkę i wystrzelił z niej snop czerwonych iskier, co miało być sygnałem do startu.
! Czas na odpis - do 23.02 godz. 21:30 Nie obowiązuje kolejka, wszyscy muszą odpisać w turze.
Zasady i kostki:
Spoiler:
Gra kończy, gdy ktoś dotrze do dziesiątego pola. W tej turze wszyscy zawodnicy wykonują ostatnie rzuty i wyłonione zostają pierwsze trzy miejsca. Fabularnie trasa to zwykła pętla - linia startu jest jednocześnie metą, należy zawrócić za sędzią. Każdy wykonuje rzut kością i postępuje według wytycznych.
Kostki: 1- promienie słoneczne odbijają się od śniegu, utrudniając widoczność - stoisz w miejscu 2- masz wrażenie, że miotła sama pragnie wygrać - przesuń się o pole do przodu 3- źle wystartowałeś i aby nie utknąć w korku do mety, postanawiasz lecieć ponad wszystkimi - przesuń się o pole do przodu, a jeśli lecisz na Księżycowej Brzytwie przesuwasz się o jeszcze jedno do przodu 4- miotła najwyraźniej boi się dużych prędkości i nagle zawraca, ktoś rzucił urok? - cofasz się o jedno pole 5- zdaje ci się, że widzisz w pobliżu górskie trolle - stoisz w miejscu 6- różdżka wypadła ci z kieszeni - cofasz się o jedno pole
Zaklęcia - dopuszcza się rzucenie zaklęcia co drugi post. W celu ustalenia celności zaklęcia rzuca się dwiema kostkami literowymi. Dwie takie same litery oznaczają trafienie.Zaklęcie rzucone w turze A daje efekt w turze B. Osoba trafiona zaklęciem wpierw wykonuje akcję związaną z efektem zaklęcia, a następnie rzuca kostką, o ile to możliwe. Osoba, która straciła turę (nie może rzucać kostkami) może rzucić zaklęcie.
Dozwolone zaklęcia: AVIS - stado kanarków - 2pkt z zaklęć i opcm - Trafiony zaklęciem zostaje spowolniony przez stado kanarków - traci turę BAUBILLIOUS - błyskawica - 3pkt z zaklęć i opcm - nagły błysk światła spowalnia wszystkich - rzucający przesuwa się o jedno pole do przodu CHORUS OMNIA - uniesie śnieżny puch - 5pkt z zaklęć i opcm lub dorosły - śnieżny puch dezorientuje przeciwników - rzucający przesuwa się o dwa pola do przodu OPPEDO - śmierdzący bąk - 5pkt z zaklęć i opcm - Trafiony czuje tak śmierdzącego bąka, że ma ochotę uciec - cofa się o jedno pole CONFUNDUS - dezorientacja - 15pkt z zaklęć i opcm lub dorosły - Trafiony zapomina, w którą stronę miał lecieć - cofa się o dwa pola
UWAGA! - Użycie innego zaklęcia skutkuje natychmiastową dyskwalifikacją. - posiadacze przedmiotu umożliwiającego wybór korzystniejszej kostki w razie przerzutu - nawet jeśli nie skorzystacie z przerzuconego wyniku, przerzut został wykonany, a co za tym idzie, jeśli wykorzystaliście wszystkie przerzuty możliwe dzięki konkretnym miotłom, nie macie już asa w rękawie.
Stan graczy:
Spoiler:
MORGAN A. DAVIES Pole: 0 Miotła: -1 do każdego rzutu Tura I: stoi (nie rzuca kostkami)
ELIJAH J. SWANSEA Pole: 1 Miotła: brak efektu Tura I: rzuca kostkami
RUSSELL ALVAREZ Pole: 0 Miotła: -1 do każdego rzutu Tura I: rzuca kostkami
VICTORIA BRANDON Pole: 1 Miotła: 2 przerzuty na cały wyścig Tura I: rzuca kostkami
LOULOU MOREAU Pole: 0 Miotła: dodatkowe pole do przodu przy locie nad wszystkimi Tura I: stoi (nie rzuca kostkami)
NANCY A. WILLIAMS Pole: 0 Miotła: -2 do każdego rzutu (-1 za miotłę i -1 za jej stan) Tura I: rzuca kostkami
ANNABELL HELYEY Pole: 0 Miotła: brak efektu Tura I: stoi (nie rzuca kostkami)
BEATRICE R. ZAKRZEWSKI Pole: 0 Miotła: -1 do każdego rzutu Tura I: rzuca kostkami
APRIL JONES Pole: 1 Miotła: dodatkowe pole do przodu przy locie nad wszystkimi Tura I: rzuca kostami
HARRIETTE WYKEHAM Pole: 1 Miotła: 1 przerzut na cały wyścig Tura I: rzuca kostkami
MATTHEW C. GALLAGHER Pole: 0 Miotła: -1 do każdego rzutu Tura I: rzuca kostkami
WILLIAM S. FITZGERALD Pole: 1 Miotła: dodatkowe pole do przodu przy locie nad wszystkimi Tura I: rzuca kostkami
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Kiedy obejrzała dokładnie swój nabytek, wyłącznie westchnęła cicho pod nosem, ale komentarz Eliego na temat szarpnięć Hampsona sprowadził na niego morderczo zbolały wzrok Gryfonki, której sprzęt najwyraźniej nie okazał się żadną perełką. - Powtórkę z pustyni. - odparła na jego pytanie po dłuższej przerwie, którą poświęciła na walkę z cisnącymi się na usta przekleństwami. I choćby umiała zachować w tej sytuacji nieskazitelny spokój, Walsh tłumaczący zasady rzucania ZAKLĘĆ przegiął pałę goryczy. Doskonale wiedziała, że wyścig nie zapowiadał się na cudowne odreagowanie i nie sprowadzał się do rywalizacji między kolejnymi uczestnikami. Nie. Przyszła tutaj na wojnę. Ze sobą, z miotłą, z różdżką. I kiedy tak to sobie wytłumaczyła, jej sfrustrowane spojrzenie stanęło w ogniu żądzy krwi i wyzwań. Nie miała zamiaru patrzeć na innych, może nie licząc prób pokrzyżowania planów tym najbardziej wysuwającym się do przodu osobom, czy co bliższym znajomym, aby móc wspólnie opłakiwać przebieg zabawy. Do miotły podeszła wyjątkowo profesjonalnie... chyba. - Hej, Emerytko. Dajmy im popalić. Ty trochę w lewo, ja trochę w prawo, rzucę jakiegoś Lumosa i zniszczymy konkurencję. Co powiesz? - po tym, jak już po starcie jej miotła odmówiła ruchu w jakimkolwiek kierunku westchnęła krótko i dała sobie chwilę na oddech. Potem zaczęła gadać swoje motywacyjno-złowróżbne hasła, kiedy już większość zawodników się oddaliła, chcąc za pomocą ponurego humoru zachować swój stoicki spokój podszyty potrzebą prędkości. Postanowiła nawet sięgnąć po różdżkę i na dobry start rzucić jakieś spowalniające konkurencję zaklęcie, ale świerk jedynie syknął na nią i splunął pojedynczą iskrą. Skupiła się więc na tym, aby przekonać Migdrąga do rozpoczęcia tego maratonu. - Lulka. Co nie jedziesz, jedź! - zaśmiała się, widząc podobne starania Moreau na linii startowej. Rozłożyła bezradnie ręce, aby jednak niedługo później chwycić nimi trzonek miotły, gdyby ta z jakiegoś powodu zdecydowała się na współpracę.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Uśmiechnął się, bo choć nie był zainteresowany wyścigiem dumbaderów i nawet nie przyszedł go oglądać, doszły go słuchy na temat tego co się tam wyczyniało. Davies zdecydowanie lepiej radziła sobie z miotłami niż ze zwierzętami, jeśli wierzyć legendom; w powietrznych akcjach widział ją nie raz i nie dwa, i choć nie powiedział tego na głos, całym sobą wierzył, że nawet z podniszczonym midrągiem wszystkich ich rozniesie. — Oby nie wymiótł mnie ze swojego trzonka — powiedział do Victorii stosunkowo wesoło, przyglądając jej się przez chwilę – być może dłużej niż należało. Jak to możliwe, że dziewczyna z Brandonów nie przynależała do drużyny? Musiał ją dziś obserwować i jeśli zobaczy, że faktycznie się nadaje, dołoży wszelkich starań, aby ich zwerbować. Właściwie nie pamiętał dlaczego olał wakacyjny wyścig i musiał się nad tym mocno zastanowić... a w chwili kiedy odszukał w pamięci tamten moment w swoim życiu, bez mała nie zaśmiał się w głos, choć bynajmniej nie było mu do śmiechu. O ironio. Czy naprawdę na każdym wyścigu, który był organizowany na szkolnych wyjazdach, musiał być akurat po nieprzyjemnych miłosnych przejściach? Ze wszystkich sił starał się poradzić sobie lepiej niż w wakacje, dlatego też miast zaszywać się w pokoju, starał się wychodzić do ludzi i brać udział w przeróżnych aktywnościach. — Polecam aquamenti... — powiedział, słysząc jak przemawia do swojej miotły, dosiadając w tym samym momencie swojego zajebistego zmiatacza. — To co, widzimy się na mecie? Ewentualnie na herbacie po wyścigu, jeśli nie dasz rady mnie dogonić — kiedy tylko znalazł się na miotle, poczuł się znacznie lepiej; odzyskał werwę, której brakowało mu od samego początku wyjazdu. Może nie w pełni, może nie w takim stylu jak zazwyczaj – ale było lepiej. Na znak profesora zasalutował w stronę Moe i pomknął przed siebie tak szybko, że różdżka wyślizgnęła się z kieszeni, do której jej wetknął, by – o ironio! – móc szybko i sprawnie ją wyciągnąć. Chcąc nie chcąc, musiał zawrócić, pokornie powracając do boku Moe, przy którym startował. — Nie chciałem żebyście czuły się samotne... — powiedział do obu dziewczyn, zbierając różdżkę ze śniegu. Całe szczęście, że nie było tu trawy, albo, o zgrozo, że nie wpadła mu do wody. Nie chciał o tym nawet myśleć.
Po wysłuchaniu wszystkich zasad stwierdziła, że daruje sobie tę część z zaklęciami. Nie miała ochoty utrudniać innym wyścigu, poza tym wcale nie czuła się w nich najpewniej. Generalnie już i tak nastawiła się bardziej na podniebny spacer z podziwianiem widoków zamiast zawodów. Nie było co się łudzić, że na tym starym kiju kogokolwiek prześcignie. Przed startem jeszcze spróbowała wygładzić nieco nadpalone witki, by nadać im bardziej opływowego kształtu, ale jak bardzo by się do tego nie przykładała gałązki uparcie wracały na swoje poprzednie miejsce. Lepiej nie będzie! Rozejrzała się po pozostałych uczestnikach i ich miotłach obstawiając w myślach zwycięzców. Gdy nadszedł odpowiedni moment dosiadła miotły, złapała mocno nadłamany trzonek, uważając jednocześnie na wystające z niego drzazgi i mocno odbiła się od ziemi. Liczyła na to, że jeśli na początku wspomoże nieco swojego Midrąga nogami, to potem siłą rozpędu jakoś łatwiej wzleci. W zasadzie nie pomyliła się za bardzo, ponieważ tak jak oczekiwała nabrała jako takiej prędkości, niestety miotła miała zupełnie inne plany na kierunek podróży. Najpierw ściągnęło ją nieco w lewo i choć Puchonka bardzo się starała przekonać miotłę do swojej racji już po chwili leciała w przeciwnym kierunku. - Czy jeśli linia startu jest linią mety, a ja ją właśnie przekraczam, to można uznać, że wygrałam? - Rzuciła w przestrzeń ze śmiechem, nie kierując swojego pytania do nikogo konkretnego. W czasie kiedy inni wyrwali do przodu ona walczyła z miotłą, żeby odwrócić się w odpowiednim kierunku. Czuła się trochę jakby wyprowadzała na spacer niesfornego psa, który za wszelką cenę chce iść w drugą stronę.
6 - 2 = 4 miotła najwyraźniej boi się dużych prędkości i nagle zawraca, ktoś rzucił urok? - cofasz się o jedno pole
- To byłby komiczny element tego wyścigu - zauważyła na to dziewczyna, po czym mrugnęła do kapitania na znak, że oczywiście nie traktuje tego śmiertelnie poważnie i stara się podchodzić do całej tej zabawy, jak do gry właśnie, a nie realnego poziomu sprawdzenia, jak właściwie sobie radzą i ile mogą za to wszystko otrzymać punktów. Oczywiście, gdzieś podświadomie chciała mimo wszystko brać w tym udział ze względu na możliwość doskonalenia własnych zdolności, ale również przez wzgląd na możliwość wygranej własnego domu, o którą zabiegała równie mocno, co inni uczniowie i studenci, a przynajmniej taką miała nadzieję. Musiała jednak porzucić te całkowicie bezproduktywne rozważania i zabrać się za coś o wiele poważniejszego, bo myśląc o magicznych migdałach, na pewno daleko nie zaleci, a w końcu miała w ręce słynnego Nimbusa 2015 i nie mogła tak po prostu machnąć na to ręką. Kiedy wysłuchała profesora, aż lekko uniosła brew, jakby chciała go zapytać, czy on tak na poważnie z tymi zaklęciami, ale później zrozumiała, o co mu chodzi i skinęła głową. Prędko związała włosy w węzeł nad karkiem, robiąc to na tyle mocno, by móc wsunąć pomiędzy sploty różdżkę - dzięki temu mogła sięgać po nią w każdej chwili - a potem ustawiła się na odpowiedniej pozycji i była gotowa do startu. Nimbus był niczym marzenie, nie dało się tego ukryć, zdawał się być lekki, zwrotny, wręcz stworzony do tego, by go używać. Victoria uśmiechnęła się lekko pod nosem i pewnie pomknęłaby na przód, gdyby nie to, że coś jej mignęło w oddali, a serce aż załomotało z wrażenia. - Czy to nie są przypadkiem górskie trolle? - rzuciła, mniej więcej w tym samym momencie, kiedy Elijah musiał się do nich wrócić. Czyżby znajomi pana, który już od jakiegoś czasu nie żył? W gruncie rzeczy, aż tak by się nie zdziwiła, pytanie tylko, czy na pewno nie chcieli do nich podejść? A może właśnie trolle urządzały sobie jakieś polowanie na śniadanie?
To absolutnie nie była jej wina, że ludzie bali się w nią celować podczas Bludgera. Kiedy kolejne osoby dostawały w twarz ona sobie latała ponad nimi. I tak dobrze, że nie wygrała tych całych zawodów, bo wtedy by był kompletnym pogromcą uczniów - w meczu bożonarodzeniowym złapała znicza, prawie wygrała Bludgera, jednocześnie trafiając w twarz jedną z uczennic. Ostatnio była jakimś Quidditchowym potworem, nawet jeżeli nie trenowała i na miotłę wsiadała tylko wtedy, kiedy coś się działo. Może gdyby potrenowała nawet z trzydziestką na karku mogłaby dostać się do jakiejś mniejszej drużyny? Z drugiej strony, czy jasnowidze w sporcie byli w ogóle legalni? Spoglądała na dzieciaki na starcie i uznała, że nie ma zamiaru rzucać w nie zaklęciami. Nie chciała być brana za tą, co atakuje kanarkami uczniów na miotłach, żeby wygrać zawody - w końcu to miała być zabawa i dla takiego celu przybyła na te mini zawody. No i może trochę dla Joshui, ale o tym nikt nie musiał wiedzieć. Stanęła na linii startu i ruszyła do przodu, kiedy tylko iskry poleciały w górę. Miała jednak wrażenie, że tylko ona się ruszyła, wszyscy albo stali, albo ruszyli i się cofnęli, albo nie robili absolutnie nic. Trochę zdziwiona obejrzała się za siebie i właśnie wtedy wypadła jej różdżka. Co prawda nie miała zamiaru rzucać zaklęciami, ale nie chciała, żeby ktoś ją rozdeptał, albo żeby zaginęła, więc cofnęła się po nią, dając uczniakom trochę czasu na objęcie prowadzenia.
Ustawiła się na starcie pozostałymi zawodnikami oraz wysłuchała wszystkiego co powiedział o zasadach oraz o samym wyścigu. Czyli mieć zaklęć, pętla i wszystko powinno być dobrze. Szkoda tylko, że już na samym starcie miała problemy. Jednak nie podawała się tym, że jej miotła nie jest najlepsza i swoje lepsze dni miała dawno za sobą. Nie liczyło się nawet, że nie udało jej się wystartować razem pozostałymi. Sama nie wiedziała, czy to winna jej, słońca czy też samej miotły. Wiedziała jedno stała miejscu, ale wyścig nie dobiegł końca, ponieważ miała jeszcze szanse. Miała szanse go ukończyć, nawet jeśli nie zajmie pierwszego czy drugiego miejsce. Nie zawsze wygrana jest najważniejsza. Czasem ważniejsze jest, że człowiek nie poda się nawet rzuconych kłód pod nogi.
Uczestniczy, powoli zaczęli się gromadzić, na umówione miejsce, a on tylko stał i obserwował. Chciałby, by teraz tutaj znajdowali się jego znajomi i go w jakikolwiek sposób wspierali, dali parę słów otuchy. Może inni dość często latali na miotłach, ale nie on. Chłopak miał z tym wyraźny problem. Trochę się stresował przed wskoczeniem na miotłę. Tutaj było tyle osób, którzy doskonale się na tym znali, którzy trenowali od lat. On miałby dać radę przy kapitanie drużyny czy innych dorosłych osobach? Nie było szans, ale nie poddawał się. Był w końcu dzielnym gryfonem. Po wysłuchaniu słów z instrukcją usłyszał słowa @Nancy A. Williams i aż parsknął śmiechem, kierując głowę w jej stronę. Dziewczyna miała poczucie humoru, które teraz mu było potrzebne. - Słusznie powiedziane. Chciałbym tu znów się znaleźć, a jeszcze nie przekroczyłem startu- westchnął cicho i wystartował razem z resztą uczestników. Długo jednak nie było mu dane się cieszyć. Źle wystartował, ale wpadł na pomysł, by lecieć ponad wszystkimi uczestnikami. To nie był aż tak tragiczny pomysł. Kilka osób udało mu się nawet wyprzedzić!
Dobrze czuła, że z miotłą będzie coś nie tak. Niby wyglądała dobrze, ale była zwykłą drewnianą jedzą, która postanowiła zemścić się za swój żywot na pierwszej osobie, która jej dosiądzie. Kiedy padł sygnał do startu, Lou wzbiła się w powietrze i… Została wisieć nad linią startu. Początkowa dezorientacja zaczęła stopniowo zmieniać się w złość, aż wkrótce osiągnęła szczyt wściekłości. Do tego okrzyki Morgan i żarciki blondyna, którego imienia nie zdążyła poznać, albo nie pamiętała. Cóż, teraz na pewno go zapamięta. - Już nie bądź tak wspaniałomyślny… - warknęła w jego stronę, odreagowując nieznacznie. - Próbuję, ale to cholerstwo nie chce lecieć - odkrzyknęła do kapitan Gryfonów, wyjmując różdżkę. Skoro nie może lecieć, to może uda jej się spowolnić resztę? W chwili, w której zaczęła rzucać zaklęcie, minęła ją Nancy, której miotła leciała w drugim kierunku. W efekcie ani nie ruszyła się z miejsca, ani nie rzuciła zaklęciem. -Tu ferais mieux de commencer à voler, putain de balai, ou je te ferai des cure-dents pour les trolls! Carcasse baisée! - warknęła na swoją miotłę, co w tłumaczeniu bez przekleństw byłoby groźbą przerobienia na wykałaczki dla trolli o ile nie ruszy. Plus obelga. Nie zastanawiała się nawet nad tym, czy ktokolwiek rozumie francuski. W chwilach wzburzenia dość płynnie na niego przechodziła, a lepiej przeklinać na miotłę, niż na innych uczestników wyścigu, prawda?
Żałował, że nie trafiła mu się lepsza miotła, szczególnie kiedy widział jak inni prezentują się z nowiutkimi, nieśmiganymi modelami. Nie chciał jednak marnować czasu na bezproduktywne narzekanie, skoro i tak zamierzał stanąć do wyścigu. Poklepał więc po rękojeści miotły, jakby próbował ją zachęcić do owocnej współpracy, a następnie przystanął w pobliżu profesora, by wysłuchać jak dokładnie przebiega trasa. Nie należała do najbardziej skomplikowanych, natomiast urozmaicenie tkwiło w zupełnie innym aspekcie. Nauczyciel pozwolił im bowiem korzystać ze swoich różdżek, co stanowiło dla niego pewną nowość. Nie ukrywał jednak, że teraz z jeszcze większym entuzjazmem podchodził do przygotowanej przez Walsha na tę lekcję atrakcji. Wreszcie usłyszał sygnał do startu i wyrwał do przodu, żywo zaskoczony reakcją swojej miotły. Pomimo tragicznego stanu, w jakim się znajdowała, naprawdę funkcjonowała póki co całkiem nieźle, nie sprawiając mu przy tym żadnych niespodziewanych figli. Czyżby trafił na zdezelowany, ale szczęśliwy okaz? A może po prostu umiejętności sprawiały, że był w stanie opanować nawet tak krnąbrny sprzęt? Tym razem jednak sam lot mu nie wystarczał. Sięgnął więc za pasek spodni po swoją różdżkę, zastanawiając się, które z zaklęć wymienionych przez profesora spróbować rzucić. – Chorus Omnia. – Mruknął wreszcie pod nosem, zataczając kawałkiem drewna kółko w powietrzu. Wcale nie oczekiwał rewelacji, zważywszy na fakt, że robił to po raz pierwszy, a jednak udało mu się unieść śnieżny puch, który skutecznie zdezorientował jego przeciwników i pozwolił mu kilkoro z nich wyprzedzić.
Uśmiechnęła się pod nosem na wieść, że mogą rzucać zaklęcia. Tak się można było bawić. Walsh był dużo lepszy od Limiera. Gdy tylko dostali sygnał wystartowała jak strzała. Nie zamierzała też zwlekać z rzucaniem zaklęć. Wyciągnęła różdżkę i już miała rzucić zaklęcie, kiedy różdżka wysunęła jej się z ręki. – O kurwa – sapnęła, totalnie zaskoczona i nie zastanawiając się dłużej zawróciła po nią. Miała ogromne parcie na wygraną, ale to jednak była różdżka. Nie mogła pozwolić jej się zgubić. Do tego idiotycznie byłoby lecieć bez różdżki w wyścigu, w którym rzucano zaklęcia. Z nią miała większe szanse, nawet jeśli na razie musiała zawrócić.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Ledwie powstrzymał uśmieszek cisnący mu się na usta, gdy Walsh oznajmił, że w trakcie wyścigu mogą korzystać z różdżek, żeby reszcie nieco utrudnić zadanie. I to się rozumie! Fitzgerald nigdy nie miał problemu z tym, żeby skłaniać się do sięgania po mniej dozwolone chwyty, żeby sobie dopomóc czy zwiększyć szanse, gdy w grę wchodziła rywalizacja i potencjalna wygrana, więc skoro miał możliwość robienia czegoś takiego w pełni legalnie, to nawet nie miał zamiaru dwa razy się nad tym zastanawiać. Zabawa zabawą, ale zwycięstwo – nieważne w jakim stylu – zawsze jest miłym akcentem, który sprawia, że ma się z niej jeszcze większą satysfakcję. Ślizgon chyba nieco przedwcześnie ucieszył się z faktu, że trafiła mu się istna sprzętowa igła, która nie powinna sprawiać większych problemów w powietrzu. Ta wyraźnie musiała nie zostać o tym fakcie poinformowana, bo może i zaliczył niezły start, nawet wysforował się nieco przed resztę, ale nie miał szansy nacieszyć się tą drobną przewagą zbyt długo ani tym bardziej jej zwiększyć. Ledwie spróbował przyspieszyć, kiedy Brzytwa ni stąd ni zowąd odmówiła współpracy i… zaczęła zawracać. Halo, co jest. Na tyle wybiło go to z rytmu, że próba rzucenia zaklęcia okazała się kompletnym fiaskiem; trochę ciężko było należycie się skupić na czarowaniu, gdy jednocześnie trzeba było toczyć zażarty bój z krnąbrną miotłą. I to wyraźnie skazany na porażkę, bo ta za nic nie chciała zmienić zdania co do kierunku lotu i to mimo jego usilnych starań oraz całego posiadanego doświadczenia, więc koniec końców znalazł się z powrotem w punkcie wyjścia.
Annabell czuła narastającą ekscytację. Z każdą kolejną sekundą jej serce biło coraz szybciej. Bezapelacyjnie nie mogła się doczekać kiedy wzbije się w powietrze i poczuje upragniony wiatr we włosach. Nigdy nie zapomniała chwili, w której po raz pierwszy poczuła te wszystkie emocje i za każdym razem kiedy wracała wspomnieniami do tamtego momentu na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Mogła mieć przez to koszmarne problemy, ale nie żałowała ani chwili, spędzonej na miotle, a wiatr we włosach był najlepszym uczuciem na całym świecie. Rozejrzała się po zebranych i ze zdziwieniem stwierdziła, że nie tylko uczniowie byli uczestnikami. Czuła, że to naprawdę urozmaici wyścig, co sprawiło, że czuła jeszcze większy entuzjazm. Uwielbiała to! Wysłuchała zasad i kiwnęła głową na znak, że wszystko zrozumiała. Z całą resztą osób ustawiła się na starcie i wraz ze znakiem nauczyciela… nie wystartowała. Miotła wcale jej nie słuchała. – Cholera! – powiedziała po węgiersku, próbując zmusić miotłę do lotu. Wcześniej czuła ekscytację? Teraz przepełniało ją zdenerwowanie pomieszane z narastającą irytacją. Warknęła pod nosem, nie rozumiejąc co się dzieje. Miotła wyglądała w porządku, może i był to zwykły zmiatacz, ale nie widziała wcześniej żadnych uszczerbków. Był w tej sytuacji jeden zasadniczy problem – Ann naprawdę nie cierpiała przegrywać.
Kostki: nie rzucam Pole: 0
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Wystartowali… W tej chwili emocje powinny brać górę, adrenalina powinna buzować w żyłach zawodników, on sam powinien czuć narastającą ekscytację, ale niewiele, tego miało miejsce. Nie wiedział jak u innych, ale on sam miał ochotę z jednej strony parsknąć śmiechem, a z drugiej uderzyć dłonią w czoło. Miotły nie chciały słuchać - jedne nie leciały, drugie zawracały, do tego Elijah i April zgubili swoje różdżki, cyrk na kółkach. Victoria wpatrywała się w przestrzeń, jakby teraz widoki były ciekawsze od reszty. Miał ochotę rzucić w nich wszystkich zaklęciem, ale nie potrafił zdecydować się jakim. Może powinien był kazać im zrobić próbną rundę dla wyczucia mioteł? Na całe szczęście Matthew wiedział jak używać różdżki i jak latać na cudzej miotle. Zaklęcie przez niego rzucone wzniosło w powietrze śnieżny puch, tworząc z niego kurtynę, utrudniającą widzenie pozostałym zawodnikom. Dzięki temu, chłopak zdołał wysunąć się na prowadzenie, napawając Josha nadzieją. Oby reszcie udało się ruszyć z miejsca.
! Czas na odpis - do 25.02 godz. 21:30
Pamiętajcie, że ruchy z kostek oraz zaklęcia wykonujecie fabularnie równocześnie. Dlatego efekty zaklęć są dopiero w następnej turze. ZASZŁY ZMIANY W KOSTKACH ORAZ ZAKLĘCIACH
Zasady i kostki:
Spoiler:
Gra kończy, gdy ktoś dotrze do dziesiątego pola. W tej turze wszyscy zawodnicy wykonują ostatnie rzuty i wyłonione zostają pierwsze trzy miejsca. Fabularnie trasa to zwykła pętla - linia startu jest jednocześnie metą, należy zawrócić za sędzią. Każdy wykonuje rzut kością i postępuje według wytycznych.
Kostki: 1- promienie słoneczne odbijają się od śniegu, utrudniając widoczność - stoisz w miejscu 2- masz wrażenie, że miotła sama pragnie wygrać - przesuń się o pole do przodu 3- źle wystartowałeś i aby nie utknąć w korku do mety, postanawiasz lecieć ponad wszystkimi - przesuń się o pole do przodu, a jeśli lecisz na Księżycowej Brzytwie przesuwasz się o jeszcze jedno do przodu 4- miotła najwyraźniej boi się dużych prędkości i nagle zawraca, ktoś rzucił urok? - cofasz się o jedno pole 5- nie wiesz, czy to nieudane zaklęcie, czy zwyczajnie natura cię lubi, ale czujesz, że wiatr sam popycha cię do przodu - przesuń się o pole do przodu 6- a może tak spróbować przelecieć pod wszystkimi? - przesuń się o pole do przodu
Zaklęcia - dopuszcza się rzucenie zaklęcia co drugi post, niezależnie od tego, czy udało się nam, czy też nie. W celu ustalenia celności zaklęcia rzuca się dwiema kostkami literowymi. SAMOGŁOSKA I SPÓŁGŁOSKA bądź DWIE TAKIE SAME LITERY oznaczają trafienie. Zaklęcie rzucone w turze A daje efekt w turze B. Osoba trafiona zaklęciem wpierw wykonuje akcję związaną z efektem zaklęcia, a następnie rzuca kostką, o ile to możliwe.
Dozwolone zaklęcia: AVIS - stado kanarków - 2pkt z zaklęć i opcm - Trafiony zaklęciem zostaje spowolniony przez stado kanarków - traci turę BAUBILLIOUS - błyskawica - 3pkt z zaklęć i opcm - nagły błysk światła spowalnia wszystkich - rzucający przesuwa się o jedno pole do przodu CHORUS OMNIA - uniesie śnieżny puch - 5pkt z zaklęć i opcm lub dorosły - śnieżny puch dezorientuje przeciwników - rzucający przesuwa się o dwa pola do przodu OPPEDO - śmierdzący bąk - 5pkt z zaklęć i opcm - Trafiony czuje tak śmierdzącego bąka, że ma ochotę uciec - cofa się o jedno pole CONFUNDUS - dezorientacja - 15pkt z zaklęć i opcm lub dorosły - Trafiony zapomina, w którą stronę miał lecieć - cofa się o dwa pola
UWAGA! - Użycie innego zaklęcia skutkuje natychmiastową dyskwalifikacją. - posiadacze przedmiotu umożliwiającego wybór korzystniejszej kostki w razie przerzutu - nawet jeśli nie skorzystacie z przerzuconego wyniku, przerzut został wykonany, a co za tym idzie, jeśli wykorzystaliście wszystkie przerzuty możliwe dzięki konkretnym miotłom, nie macie już asa w rękawie.
Stan graczy:
Spoiler:
MORGAN A. DAVIES Pole: 0 Miotła: -1 do każdego rzutu Tura II: rzuca kostkami
ELIJAH J. SWANSEA Pole: 0 Miotła: brak efektu Tura II: rzuca kostkami
RUSSELL ALVAREZ Pole: 1 Miotła: -1 do każdego rzutu Tura II: rzuca kostkami
VICTORIA BRANDON Pole: 1 Miotła: 2 przerzuty na cały wyścig Tura II: rzuca kostkami
LOULOU MOREAU Pole: 0 Miotła: dodatkowe pole do przodu przy locie nad wszystkimi Tura II: rzuca kostkami
NANCY A. WILLIAMS Pole: 0 Miotła: -2 do każdego rzutu (-1 za miotłę i -1 za jej stan) Tura II: rzuca kostkami
Rozejrzała się po zawodnikach i parsknęła, widząc, jak fatalnie zaczął się dla większości z nich cały wyścig. Gallagher, oczywiście, dziecko szczęścia, pofrunął do przodu i zebrał na sobie nienawistne spojrzenia całej reszty stawki, skazując się na najgorsze klątwy tego świata, a przynajmniej na wszystkie spośród dozwolonych. - Ty lepiej leć zanim... - nie dokończyła warcząco grozić wracającemu w stronę startu Eliemu, bo jej uwagę zwrócił luksusowy staroć, na którym siedziała. Coś w nim przeskoczyło i stał się odrobinę mniej kapryśny. Albo po prostu nieco bardziej przychylny względem latania. Kiedy jej miotła wreszcie okazała jakąkolwiek chęć do współpracy i obyło się dla odmiany bez dalszych przygód - ze sporą ikrą ruszyła do przodu, nie dając się kolejnym, nabudowującym się przeciwnościom, jak trudny w obyciu Migdrąg, cudze zaklęcia, czy inne efekty pogodowe. Wraz z właściwym dołączeniem do pogoni urwały jej się wszelkie poprzednie przemyślenia i miała zamiar pokazać, że jeszcze nie wszystko było w jej przypadku stracone. Uniosła się ponad stawkę i pomknęła w wytyczonym przez prostą trasę kierunku.
Kość:4 - 1 (Migdrąg) = 3 -> źle wystartowałeś (skąd wie?) i aby nie utknąć w korku do mety, postanawiasz lecieć ponad wszystkimi - przesuń się o pole do przodu, a jeśli lecisz na Księżycowej Brzytwie przesuwasz się o jeszcze jedno do przodu Pole: 0 -> 1
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Miała ochotę podpalić miotłę, nie dbając o to, że jest wypożyczona i że zarobi na początek swej kariery w Hogwarcie szlaban. Jak można dać komuś miotłę, która zachowuje się gorzej niż najgorszy gumochłon?! Kto to widział miotłę do latania, która wisi w miejscu, bo tak?! Dodatkowo jakiś chłopak rzucił skutecznie zaklęcie, które wzniosło śnieżny puch, utrudniając widoczność. Miała wielką ochotę rzucić w niego kanarkami, ale to nie pomogłoby jej lecieć. Próbowała bardziej skupić się na przekazaniu miotle swojego pragnienia, gdy nagle coś się zmieniło. Nie wiedziała, czy to ktoś rzucił zaklęcie, które zamiast przeszkodzić, jej pomogło, czy był to kaprys natury, ale poczuła, jak wiatr popycha ją do przodu. - Może teraz zaskoczysz - warknęła jeszcze w kierunku miotły, łapiąc mocniej jej trzonek. Wbiła spojrzenie w chłopaka, który wyskoczył jak z procy i który rzucił chorus omnia, nerwowo zaciskając palce na różdżce. O tak, chyba pora skupić się mocniej na locie oraz na zaklęciach, skoro były dozwolone.
Victoria przyglądała się jeszcze chwilę trollom, ale uznała ostatecznie, że te albo są za daleko, albo w ogóle nie są nimi zainteresowane, albo, co równie możliwe, w ogóle nimi nie są. Ponieważ nikt inni nie zareagował na jej uwagę, wzruszyła lekko ramionami i skupiła się już w pełni na wyścigu, dostrzegając jednocześnie, że większości nie idzie zbyt dobrze, poza jednym chłopakiem. To nie było coś, co jej się podobało, w końcu nie zamierzała przegrywać, a już na pewno nie chciała znaleźć się na ostatnim możliwym miejscu, nic zatem dziwnego, że wysunęła różdżkę spomiędzy splątanych włosów i skierowała ją na chłopaka znajdującego się z samego przodu - @Matthew C. Gallagher - by zaraz wypowiedzieć wyraźnie oppedo i mieć nadzieję, że zapach paskudnego, śmierdzącego bąka, co najmniej chłopaka spowolni. Uznała również, że coś zaczyna się robić tłok, nic zatem dziwnego, że skierowała nimbusa w górę, tak by przemknąć nad pozostałymi graczami, starając się wysforować nieco na przód, zyskać lepszą pozycję, ale przede wszystkim mieć lepszą widoczność, dzięki której będzie mogła dalej działać. Wsunęła jeszcze wcześniej różdżkę na nowo pomiędzy związane włosy, by przypadkiem jej nie zgubić.
Annabell Helyey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Jedyna zaklęcie na jakie miała ochotę było incendio. Była nawet w stanie je rzucić i zostać zdyskwalifikowaną, tylko po to, by spalić tę cholerną miotłę. Brała coraz głębsze, uspakajające oddechy, czując jak krew się w nie gotuje i to bynajmniej nie z entuzjazmu. Była wściekła, i bliska zostawienia miotły gdziekolwiek, zrobienia z niej ogniska i pójścia sobie gdziekolwiek, byle najdalej stąd. Ten kawałek drzewa w ogóle jej nie słuchał, a ona czuła już w kącikach oczu zbierające się łzy bezsilności. - Przysięgam, że cię spalę. – powiedziała do kawałka drewna i wydawało jej się, że miotła nawet drgnęła. Nic jej po tym, bowiem wszystko zostało przysłonięte śnieżnym puchem, była zła, a teraz jeszcze nic nie widziała i było jej zdecydowanie zbyt zimno, chociaż czuła na policzkach rumieńce złości. Kiedy biała kurtyna opadła, odbijające się od powierzchni śniegu promienie słońca ugodziły ją w oczy, sprawiając, że teraz wciąż niczego nie widząc, naprawdę płakała. To był jakiś żart. Wcale nie pocieszało jej, że nie tylko ona miała problemy, to był cyrk a nie wyścig.