C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Niewielki lokal mieszczący się nad jeziorem, niedaleko stoku. Kilkuosobowa obsługa jednocześnie przyjmuje klientów jak i prowadzi kuchnię, więc nigdzie lepiej nie doradzą niezdecydowanym, niż w „Al Lago”. Klimat w środku jest bardzo przytulny, babciny wręcz. Krzesła obite grubymi skórami przyjemnie grzeją w plecy, podobnie jak kominek, w którym wesoło trzaska ogień. Dodatkowo lokal serwuje wyłącznie gorące napoje i słynie z goszczenia jak u mamy: solidnymi porcjami, niewygórowanymi cenami i opowieściami rodem z lat ubiegłych.
Dania główne: •Baccala’ alla vicentina - sztokfisz (suszony dorsz) gotowany na wolnym ogniu w tradycyjnym, ceramicznym kociołku z dużą ilością cebuli, mleka i oliwy w równych proporcjach. Podawany z porcją polenty lub obficie posypany Grana Padano. •Zapiekane naleśniki - tradycyjne naleśniki z kremowym nadzieniem z czerwonej cykorii i gorgonzoli zapiekane pod serem grana padano i masłem. W tradycjach czarodziejskich, często podaje się to danie ze specjalnie marynowanymi i rozdrobnionymi kawałkami kamiennych pnączy. Mówi się, że po spożyciu kilku porcji można liczyć na spontaniczną wizję ukazującą najbliższą przyszłość. •Gulasz wołowy - podawany w sosie winnym z marchewką i rozmarynem. Od wieków rozmaryn był składnikiem wielu eliksirów piękności oraz uznanym, łagodnym afrodyzjakiem. Po zjedzeniu gulaszu czujesz nieodpartą chęć by wyznać osobie, która zaprząta Ci ostatnio myśli, co do niej czujesz. •Ziemniaki gratin - zapiekanka z ziemniakami, śmietanką i serem. •Cassoulet - sycące danie z fasoli i mięsa przygotowane na gęsim tłuszczu z dużą ilością tymianku i posypane okruchami z bułki. Specjalny, utrzymywany w tajemnicy sekretny składnik sprawia, że po zjedzeniu pomiędzy włosami na głowie zaczynają rosnąć Ci spektakularne białe pióra. Efektem ubocznym zjedzenia zbyt wielkiej ilości jest rosnący apetyt na kromki chleba. •Aligot - bardzo ciągnące się danie z ziemniaków i sera z dodatkiem czosnku oraz kiełbaskami. Nierzadko podawana ze sporym dodatkiem płomiennicy drzewnej co czyni to danie nie tylko pikantnym. Po jego spożyciu ma się tendencję do okazjonalnego zionięcia ogniem lub wypuszczania z ust smużek dymu. •Zupa cebulowa - podawana z zanurzoną w wywarze grzanką z roztopionym serem.
Desery: •Semifreddo - mrożony mus z żółtek jaj, cukru i śmietany. Tak puszysty i pyszny, że od samego skosztowania zaczynasz unosić się o cal nad ziemią. Dosłownie! •Clafoutis - placek z czarnymi wiśniami podawany z cukrem pudrem i śmietanką. Deser tak pyszny, że od samego jedzenia nabierasz rumieńców, a po zjedzeniu całej porcji Twoje oczy i włosy na dwa posty przybierają apetyczny, wiśniowy kolor. Miejmy nadzieję, że będzie Ci to pasować do stroju!
Napoje: •Herbata z Alpejskiej Róży - zaparzona w odpowiedni sposób jest silnym eliksirem miłosnym. Po wypiciu na pięć postów osoba której ją podałeś zakochuje się w Tobie bez pamięci. UWAGA: zbyt mocne stężenie może doprowadzić do tragedii! •Ziołowa nalewka wujka Alfonzo - każdy kto wyrusza w góry powinien zaopatrzyć się w przynajmniej jedną buteleczkę, rozgrzewa i dodaje wigoru z każdym kolejnym łykiem. •Krew Bööggi - żartobliwie nazwana przez wynalazcę mieszanka wina i soku jarzębinowego nawiązuje do upiorów Bööggi, które wędrowcom szeptały do ucha same straszne rzeczy. Nazwa przyjęła się, gdyż tchórzliwi ludzie po napiciu się drinka mają przerażające omamy wzrokowe. •Spojrzenie Tanzelwurm - drink na bazie wódki destylowanej ze specjalnej odmiany magicznych zbóż. Wiadomo, że nierzadko każdy po alkoholu staje się wylewny, trzeba jednak ostrożnie konsumować co serwuje Tanzelwurm, gdyż rzeczywiście po spożyciu czujesz nieodpartą potrzebę mówienia prawdy aż do końca wątku. •Éveil - mieszanka soku pomarańczowego i raptuśnika dopełniona wodą cytrynową. Doskonale orzeźwia i stawia na nogi lepiej, niż najmocniejsza kawa! Często spożywana jako „popita” do alkoholu. •Chauffe - mocny napar z hibiskusa ognistego wymieszany z czarną herbatą oraz doprawiony cynamonem, a także goździkami. Rozgrzewa lepiej, niż cokolwiek innego i wedle wierzeń mieszkańców gór, nie ma nic lepszego na dopadające człowieka przeziębienie.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Przez ostatnią godzinę śmigała na łyżwach, a więc oczywistym była wizyta w pobliskiej restauracji, by coś zjeść i napić się czegoś rozgrzewającego. Wparowała do środka razem z chmarą innych osób i wyjątkowo była sama. Na Mount Blanc było milion atrakcji i jej wąska gromadka znajomych rozpierzchła się na wiele stron. Siedziała przy małym stoliku i sączyła sobie ziołowa nalewka wujka Alfonzo, dzięki której jej policzki nabrały już rumieńców. Miała mocną głowę, a więc nalewka była jedynie rozgrzewką przed czymś mocniejszym. Pamiętała jedynie słowa Dominika, aby nie szlajać się po resorcie pijanym w sztok, a więc ustaliła sobie określoną ilość alkoholu na dzisiejszy wieczór. Siedziała przy stoliku z nosem pochylonym nad wizbookiem, gdzie to scrollowała uważnie profil Bruncia. Raz na jakiś czas odpisywała coś na wizzengerze, głównie Lazarowi, którego próbowała nakłonić na wynajęcie czegoś w Londynie, skoro oboje planują pozostać w Wielkiej Brytanii na dłuższy czas. Skinęła niedbale głową kelnerowi, gdy ten przyniósł zamówione zapiekane naleśniki. Lubiła słodkie dania i nie odmawiała ich sobie, skoro miała taką możliwość. Nie zgromadziła zbyt dużej ilości pieniędzy na zwiedzenie każdej atrakcji, ale nie dramatyzowała. Założyła nogę na nogę, a jej oczu nie było widać przez opadające po bokach twarzy czarne loki. Gdy otwierała wizbooka to znikała na dobre kilkadziesiąt minut, bowiem obserwowała profile nieznajomych. Nie rozglądała się po restauracji, będąc zbyt pochłoniętą wykonywaną czynnością i sporadycznym podjadaniem kolacji, popijanej smaczną i rozgrzewającą nalewką. Otworzyła wizzenger z Ann i zastanawiała się gdzie wyciągnąć dziewczynę. Czy na stok, na który obawiała się trochę wybrać? A może znów na łyżwy? Pozostają też lewitujące gondolki, które wpadły jej w oko jako pierwsze, gdy tylko wyszła z resortu. Musi pożyczyć od kogoś aparat, aby uwiecznić te widoki i przede wszystkim uczestniczyć w tych przeżyciach pełną piersią. W chwili obecnej miała całkiem dobry humor, dzięki czemu nie ciskała gromami w niewinnych kelnerów, choć każdy, kto ją choć odrobinę znał to musiał przeczuwać, że to jedynie kwestia czasu.
Była skończoną idiotką. Czy nie pamiętała, jak to było rok temu podczas ferii? Czemu sobie to robiła, czemu wybierała się na każdy zimowy wyjazd, szczerze nienawidząc tej pory roku. Ciepła kurtka, czy zaklęcia w niczym nie pomagały. Słońce nie grzało jej polików, tak bardzo spragnionych lekkości promieni. Jej humor był w fatalnym stanie, dlatego postanowiła uraczyć się jakimś dobrym jedzeniem, czy litrami alkoholu. I nie robiła tego, aby podgrzać zziębnięte organy, no dobra, nie było to kłamstwo, ale też niecała prawda. Kurtka sięgała jej połowy łydek, a chłód i tak znajdował drogę, jakby wiedział gdzie dokładnie uderzyć, aby wyprowadzić ją z równowagi. Była masochistką, zdecydowanie. Kiedy weszła do restauracji, o której słyszała od jakichś dziewczyn na korytarzu, stwierdziła, że musi się tam wybrać. Zbadać teren, może znaleźć towarzystwo, które będzie ciekawsze od tego, z którym miała dotychczas przyjemność (lub nieprzyjemność) obcować. Zrzuciła kaptur i zdjęła czapkę, czy ktoś jej powie, jak to jest, że pomimo tych wszystkich zabezpieczeń, śnieg i tak dostawał się do środka? Jej włosy były lekko wilgotne, a zadbała o to, aby wyjść z suchą głową. Przysięgłaby, że widziała płatki śniegu na jasnych strączkach, zanim te wsiąknęły na dobre. Westchnęła przeciągle, odwieszając swoje rzeczy i rozglądając się po pomieszczeniu. Klimat... Górski, przyjemny. Musiała przyznać, że całe to miejsce miało swój nastrój. Uśmiechnęła się szeroko, kiedy dostrzegła Lourel przy jednym ze stolików. Ruszyła w jej kierunku, poprawiając luźno zwisający z jej ramion sweter. Owszem, była pyt zimno, ale nie oznaczało to, że miała się kamuflować. Oj nie. Zabiłaby się, gdyby miała włożyć golf i kisić się w nim.-Cześć. Mogę Ci poprzeszkadzać?-Lucia nigdy nie pyta, Lucia działa. Dlatego też nie czekając, odsunęła krzesło i dosiadła się do dziewczyny. Prawda jest taka, że gdyby nie jej wizyty w Magicznej Menażerii, zapewne nigdy nie spotkałaby jej w szkole. Jednak nie mogła się powstrzymać przed wstąpieniem do tego sklepu, kiedy za szybą widziała tylko cudownych stworzeń. -Czekasz na kogoś, czy zamierzałaś zjeść sama?-Spytała swobodnie, jakby sama nie miała podobnych planów. Cóż, wiedziała, że ostatecznie i tak nie skończyłaby samotnie. Ot co.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Zajęta poszukiwaniem Rowle'a na wizzbooku nie zwracała uwagi na otoczenie. Nic dziwnego, że lekko podskoczyła na krześle, gdy usłyszała z bliska znajomy głos. W jej oczach już szykowały się gromy, a usta układały w kąśliwy komentarz, gdy rozpoznała w osobie Lucię. - Ty zawsze pytasz, a i tak robisz swoje. Weź mnie nie strasz, bo bym jeszcze odruchowo oblała kogoś nalewką, a szkoda mi jej tracić. - zagadnęła, wskazując na zakupioną buteleczkę alkoholu - w chwili obecnej już jedna czwarta została wypita, a słodki naleśnik rozerwany od środka, wszak zajęła się wyjadaniem czekolady, a nie jak na człowieka przystało od całości. Zamknęła wizbooka, dopisała ostatnie zdanie na wizzengerze i jego również spakowała do taszczonego przez siebie plecaka. Zawinęła kosmyk włosów wokół palca, a wolną ręką odsunęła talerz z jedzeniem. - Miałam jeść sama ale fajnie jednak nie. - zmarszczyła brwi, bowiem coś nie pasowało jej w swojej wypowiedzi jednak szybko porzuciła analizę. - Słuchaj, bo widziałam na wizbooku, że chłopaki robią sobie jakieś wyzwania. Na śmieszne miny... Bruno i ten jego skuller, nie wiem jak się nazywa, ale robili sobie zdjęcia z odkrytym czołem. - nalała do wolnej szklanki nalewki i podsunęła ją do dziewczyny, aby i ona spróbowała. Ona sama wybrała popijanie z butelki, acz przez słomkę. - I mi aparat zdycha. Masz jakiś swój pożycić? - zagaiła, szukając zastępczych rozwiązań. - Chcę ich zagiąć, bo nie będą tak boscy jak my, kobiety. - dodała i oblizała wargi tuż po tym, gdy wlała w siebie kolejny łyczek alkoholu. Od razu cieplej na ciele i luźniej w umyśle.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Wszystko już ustalone. Nasze życie osobiste zostało poukładane w ciągu jednego wieczoru i doskonale wiemy co zrobimy. Ale to jutro. Dziś mamy ważniejsze rzeczy do roboty, a mianowicie znalezienie baru w tej zapomnianej przez życie mieścinie. Pytamy kilkunastu ludzi gdzie jest pub, ale kiedy dowiadujemy się, że najbliższy jest na szczycie góry, dziękujemy uprzejmie. O mały włos nie poddajemy się i nie wracamy do naszego kurortu, kiedy ktoś nam oznajmia, że jest niedaleko w okolicy jakaś elegancka restauracja. A ponieważ jesteśmy bardzo eleganccy, wystarczy spojrzeć na mnie w moim czarnym sweterku i czarnych rureczkach, a potem na chwilę zamknąć oczy kiedy patrzy się na Bogiego w dresie, wyruszamy na podbój! Idziemy mniej więcej sto lat, więc odczuwamy ogromną ulgę, kiedy w końcu widzimy restaurację i bardzo dziarskim krokiem wchodzimy do niej gwiżdżąc sobie spontaniczne piosenkę. Już mamy się rzucić w wir imprezy, ale na chwilę przystaję widząc miejsce, w którym się znaleźliśmy. Rozdziawiam buzię ze zdziwienia i aż Boyd na mnie wpada, tak się nagle zatrzymałem po zrobieniu paru energicznych korków. Dobrze, że mnie nie staranował, tylko poszedłem o trzy kroki więcej. Już ktoś chce nas zapraszać do stolika, ale ja bardzo przytomnie proszę najpierw o kartę. - Musimy sprawdzić czy są tu alkohole - mówię w mojej opinii szeptem do mojego przyjaciela, po raz kolejny wykazując się geniuszem. Przeglądam kartę natychmiast kierując się ku napojom. - Jest jakaś nalewka i drink - mówię z westchnieniem ulgi do ziomka, bo nie miałbym siły wspinać się na ten stok, nawet w poszukiwaniu porządnego baru. No dobra może i bym dał. - Myślisz, że zamiast drinka mogą nam nalać po prostu wódki? - zastanawiam się jeszcze i odrywam się od karty, by rozejrzeć się po pomieszczeniu. Nie było tu samego starszego towarzystwa, wbrew temu co sugerowałby wygląd. Z pewnością przez małą ilość barów i pubów ludzie z braku laku lądują tutaj. - Usiądźmy w tamtej okolicy - proponuję rozsądnie Bogiemu, widząc przy jednym ze stolików dwie ładne dziewczyny z naszej szkoły i mniej lub bardziej dyskretnie pokazuję głową w tamtym kierunku, równocześnie zdejmując czapkę.
Podróż z ośrodka do restauracji ciągnęła się bardziej niż ulubiony wykład ojca Boyda na temat tego, że lepiej mieć brzuch od piwa niż garba od roboty, którym to zwykł raczyć go przy każdym ich spotkaniu, gdy tylko padała wzmianka o pracy w zakładzie miotlarskim i który atrakcyjnością przekazywanych treści robiłby sporą konkurencję lekcjom Historii Magii o wojnach gumochłonów. Być może trwało to tak długo, bo szli okrężną drogą i co najmniej dwa razy mijali to samo miejsce, albowiem zamiast mapie i wskazówkom tutejszych, postanowili zaufać swojej (nie)zawodnej pijackiej intuicji. Dotarli wreszcie na miejsce, Fillin coś tam stękał na widok lokalizacji knajpy, ale Boyd nie miał czasu na takie pierdolenie i zaciągnął go naprędce do wnętrza, nie tracąc ani chwili. Rzucił tylko okiem na kartę, mamrocząc że to dobry plan, żeby to sprawdzić, ale nazwy drinków niewiele mu mówiły, dlatego zbliżył się do kontuaru i zawołał bezceremonialnie do stojącego za nim mężczyzny: - Macie tu wódę? – a gdy usłyszał potwierdzenie, polecił: – To daj pan dwie podwójne, tylko polej pan hojnie, no, dzięki – i załatwione, bardzo proszę, i po co były te szepty, nie ma co się czaić. Wrócił do Fillina dzierżąc ostrożnie szklaneczki wypełnione krystaliczną substancją niemalże po brzegi, i niedyskretnie odwrócił głowę we wskazanym przez niego kierunku. Jego wzrok padł na stolik, przy którym siedziały dwie dziewczyny: atrakcyjna blondyna w wydekoltowanym swetrze i jej równie atrakcyjna koleżanka z burzą brązowych loków. A chwila, to nie jakaś tam panna, to Laurel! Znał ją od niedawna, ale zdążył obdarzyć sympatią. Wyśmienicie się złożyło. Skinął głową na Fillina, dając mu znak by poszedł za nim, i ruszył w kierunku dziewcząt. -LAUREL! – zawołał entuzjastycznie, gdy był już w, jak mu się wydawało, niedalekiej odległości i mnóstwo wspaniałych, błyskotliwych tekstów przyszło mu do głowy, na przykład żeby nawiązać do okoliczności w jakich się poznali, to znaczy gdy wpadła do jego dormitorium, zastając go w negliżu i ją spytać, czy rozpoznaje go też w ubraniu, albo żeby zasugerować, że powinna sobie dołożyć owoców do tego naleśnika, bo jak nie to może dostać szkorbutu, ale wiecie co, zatrzymał te wszystkie galopujące jak ogier myśli, i dodał tylko uprzejmie, acz kumpelsko – Cześć, fajnie cię widzieć, możemy się do was dosiąść? – i bardzo dumny z tej dżentelmeńskiej odzywki, siorbnął sobie wódy ze szklaneczki, przenosząc pytające spojrzenie również na drugą dziewczynę, której co prawda jeszcze nie znał, ale do której również kierował to pytanie. No, to wypadałoby się przedstawić, co też pospiesznie uczynił, podając nieznajomej swoje imię, a także czającego się obok Fillina. Wszystko kulturalnie, elegancko, kurwa, królowa Elżbieta byłaby dumna.
Zaśmiała się, widząc jak, dziewczyna reaguje na jej nagłe pojawienie się. Była tak pochłonięta tym, czymkolwiek się tam zajmowała, że nie zwracała uwagi na to, co działo się wokół. Mogłaby jej tylko pozazdrościć tego oddania, na razie jedyne, o czym myślała to o chłodzie, ilekroć ktoś otwierał te cholerne drzwi od restauracji. I nie, nie zamierzała podnieść połów swetra, jakby w imię jakiś wyższych zasad i postanowień.-Jak dobrze mnie znasz.-Odpowiedziała kąśliwe, przyglądając się temu, co w tym momencie piła. Naleweczka? Laurel wiedziała co dobre. Kiedy dziewczyna podsunęła jej pod nos kieliszek z trunkiem, opróżniła go pospiesznie, jakby miało ją to uratować przed zbliżającą się katastrofą. Cierpkie ale dobre.-Nie powinnaś tego marnować na wylewanie na nieznajomych.-Powiedziała z szerokim uśmiechem. Wzrokiem pobieżnie omiotła kartę i zamówiła sobie Krew Bööggi, była cholernie ciekawa, co to takiego. -Merlinie, kto to taki.-Była w tej szkole od kilku lat, a wydawało jej się, jakby to dziewczyna siedząca po przeciwnej stronie znała większość uczniów w tej szkole. Dziabnęła troszkę jedzenia, które miała Laurel na talerzu i wydęła lekko wargi, krytycznie oceniając danie. Pokręciła przecząco głową, w odpowiedzi na jej pytanie.-Nie mam przy sobie. Nie wiem nawet, czy go spakowałam. -Wzruszyła lekko ramionami. Nie przykładała wagi, ani uwagi do takich rzeczy.-Ale poczekaj, może znajdzie się ktoś, kto nam go użyczy.-Mruknęła, uśmiechając się jeszcze szerzej i rozglądając po pomieszczeniu. W tym momencie jej uwagę przykuli chłopacy, znajdujący się przy barze. Prawdopodobnie z ich szkoły, ciężko jej było stwierdzić. Naprawdę, co ona robiła na tych wszystkich zajęciach, na których była, lub powinna być?! (Nie)Dyskretnie spojrzeli w tę stronę, aby po chwili właśnie ku ich kierunku ruszyć. Uniosła delikatnie brwi, kiedy jeden z nich zawołał jej towarzyszkę po imieniu. Jej wzrok przeniósł się na nią, a łokieć oparła na stole. Spojrzenie mogło naprawdę wiele sugerować, to chyba aprobowało jej znajomości.-Jak macie coś, co pozwoli nam wygrać w jakieś dziwnej zabawie na wizzie, to jasne.-Przekrzywiła lekko głowę w bok i się uśmiechnęła. Po wymienieniu grzeczności, z wdzięcznością przyjęła zamówiony przez siebie trunek.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
/wszystkie potencjalne błędy są celowe, bowiem akcentuję jej wymowę/
Postukała paznokciami o drewniany stolik i westchnęła, usłyszawszy, że będzie musiała powędrować nieco dalej i wyciągnąć aparat od Lazara. - No nic, uśmiechnę się słodko do kogoś, zatrzepoczę rzęsami i jakoś się uda wypożyczyć aparat. - popatrzyła na Lucię porozumiewawczo, bowiem ta musiała wiedzieć o czym mowa. Niektórzy chłopcy bardzo szybko łapali przynętę i dawali się owinąć wokół palca. Mogła nazwać się hipokrytką - nienawidziła manipulacji, ale tylko i wyłącznie gdy chodziło o nią samą, zaś jeśli mowa o innych to nie miała większych oporów. - Musimy wiedzieć jak wykorzyśtać nasze atuti. - szepnęła z tajemniczym uśmieszkiem, który musiała zrozumieć. - Och, ktoś by dostał nalewka, a ja bym kłóciła się o tę... gwarancję? - zmarszczyła delikatnie i popatrzyła z nadzieją na dziewczynę, iż wspomoże ją w odpowiednim doborze słówka. Rzadko zdarzały się jej problemy z wymową, ale jak już, to w wielkim stylu. Wyprostowała ramiona, podniosła głowę i z zaskoczonym czarującym uśmiechem zlokalizowała źródło tej afery. - Niech cię sklątka poźre, co tak cicho mnie wołasz? Jeszcze cię górskie trolle nie słyszały. - oczy jej błysnęły na widok znajomej buzi, której od razu dopisała oryginalną historię zapoznawczą. Napomknęłaby o niej, aby go jeszcze trochę pozawstydzać i napawać się tym uczuciem, gdyby nie przyprowadził kolegi. - Ależ dżenlemen. - nachyliła się ku Lucii i zaśmiała się kokieteryjnie przy jej jasnych włosach. - Ostatnio więcej przeklinał, gdy go poznawałam. - nigdy nie zapomni tamtego ciekawego poranka. - Och, Boyś, masz ciekawego chłopaka. - uniosła cienkie brwi wyżej i skinęła głową, aby się dosiedli, skoro to na jej barkach spoczęła ta decyzja. Nie zdawała sobie sprawy jak zabrzmiała jej wypowiedź. Chodziło jej o kolegę, ale niefortunny dobór słów zmienił wydźwięk. Uniosła się nieco nad stołem, eksponując tym samym nieco swój przesłonięty koszulką (!) dekolt, ale tylko po to, by zabrać z dłoni Boyda kieliszek wódki. - Przynieśli nam alkohol, to milutkie, prawda, Luci? - uśmiechnęła się słodko, a non stop spoglądała na Fillina, który to aktualnie wzbudził jej największe zainteresowanie. - My się jeszcze nie znami. Fi...Finli? Ja jestem Laurel, a moja koleżanka to Luci. - założyła nogę na nogę i przeniosła swój wzrok na obu chłopców. Rada była z ich obecności, bowiem oznaczali oni atrakcję. Zabraną i już upitą przez Boyda wódkę przysunęła do siebie i pilnowała, aby przypadkiem nie próbował jej zabrać. Dostałby po łapach i to srogo. Spoglądała na towarzystwo, oczekując, że pociągną rozmowę, skoro postanowili wcielić się w dżentelmenów. O zabawie na wizbooku już zapomniała. Obie mogły skoncentrować się na znacznie ciekawszym zajęciu.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Chciałem chociaż z jakąś małą dawka klasy podejść do spożywania alkoholu w takim miejscu, ale zapomniałem, że jestem tu z Boydem, który niczym jakiś irlandzki obwieś zamawia nam gigantyczne szklanki czystej wódki. Gdyby nie fakt, że zainteresowały mnie dziewczyny już bym krzyczał na ten kiepski drink, bo znowu mi nie dałeś żadnej popity. Chcę Ci to wytknąć, ale ku mojemu zdziwieniu kiwasz na mnie głową i idziesz nagle bardzo pewnie w kierunku dziewcząt. Moje zdziwienie sięgnie niedługo szczytów górskich, bo na dodatek krzyczysz imię jednej z nich, na całą restaurację i po chwili już jesteśmy obok stolika, a ty pytasz o pozwolenie się na przyłączenie w bardzo kultularny jak na Ciebie sposób. Aż zajmuje mi chwila oderwanie wzroku od Boyda, zerknąć na obie koleżanki i kiwnąć im niemrawo głową. Dopiero rozbudzam się z letargu kiedy słyszę, że jestem chłopakiem Boyda. - Boyś? - Patrzę na znajomą przyjaciela i parskam krótkim śmiechem na to stwierdzenie, uśmiechając się do Ciebie ujmująco. Nie mam pojęcia dlaczego takiego wyrażenia użyłaś, ale zostawię tłumaczenie się z tego mojemu przyjacielowi, szczególnie, że już zabierasz mu jego alkohol. Orientuję się, że stoję trochę jak jakiś kołek niemowa, więc postanawiam w końcu zabrać głos, by powiedzieć coś mądrego. - Tak... Kupiliśmy wam drinki, własnie pomyśleliśmy, że wyglądacie na dziewczyny, które lubią pić czystą wódkę... bez niczego... - mówię nie na serio, z pełnym rozbawienia uśmiechem, kiedy brunetka już trzyma alkohol Boyda w ręku. Dostajemy jednak zgodą na przyłączenie się, więc wieszam swoją kurtkę na haczyku obok i zastanawiam się szczerze, czy nie powinienem oddać wobec tego swojego drinka Luci, ale wydaje mi się to idiotyczne, patrząc na jego zawartość. - My wystarczymy, z nami się zawsze wygrywa - oznajmiam uspokajającym tonem do blondynki, która miała najbardziej piegowatą buzię jaką kiedykolwiek widziałem. Jej cała aura i postawa sprawiły, że wyglądała bardzo atrakcyjnie. Uśmiecham się kiedy słyszę jak koleżanka Boyda wymawia moje imię. - Filin, chociaż jeśli chcesz Finl też brzmi świetnie. Miło was poznać. Skąd jesteś Laurel? - pytam bo na tym etapie chyba już wiem skąd wziął się poprzedni błąd, potrzebowałem chwili, żeby usłyszeć jakiś akcent w Twoim głosie, pewnie przez wcześniejszy alkohol, pomęcił mi w głowie i nie zorientowałem się. - Laurel, nie możesz pić czystej wódki. Masz na to zbyt małą masę! Będziemy musieli Cię stad wynosić na czartach! - martwię się wracając do tego co zabrała Boydowi. - Wiem co mówię - dodaję, klepiąc się po swojej imponującej klacie, schowanej niestety dla obecnych tu kobiet pod czarnym swetrem. Mówię coś, że zaraz wracam i podchodzę do baru, gdzie po krótkiej rozmowie, kilku decyzjach i kilku tysiącach wydanych galeonach wracam z sokiem i dwoma dodatkowymi kieliszkami, z oddzielną butelką alkoholu. - Boyd, jakim cudem znasz kogoś tak ładnego i na dodatek nie masz nakazu sądowego, by się do niej nie zbliżać? - pytam kiedy wracam i siadam na wolne miejsce, podaję Laurel sok i uśmiecham się w jej kierunku. Szczególnie, że ja nie znam żadnej z nich patrzę pytająco na całą trojkę moich towarzyszy.
Zaśmiał się razem z Fillinem, kiedy dziewczyna dzięki niefortunnemu doborowi słów zasugerowała jakoby byli parą; właściwie to równie dobrze mogłaby być prawdziwa pomyłka, a nie tylko błąd językowy, w końcu spędzali razem tyle czasu, mieszkali ze sobą, znali się jak łyse pegazy i przekomarzali czule jak stare małżeństwo, więc nie winiłby jej, gdyby naprawdę tak pomyślała. Sprawę jednak postanowił sprostować, nie żeby to jakoś mu umniejszało, ale chciał uniknąć takich nieporozumień żeby z miejsca nie przekreślać swoich i fillinowych szans na, wiecie, bliższą znajomość. - Fajny chłopak jak najbardziej, chociaż nie mój - oznajmił, żeby nie było wątpliwości, by następnie z mrugnięciem dodać do Laurel na stronie - Do wzięcia. Nie protestował, gdy ta sięgnęła bezpardonowo po jego wykwintnego drinka, z wielu powodów, wśród których był m.in. zaskoczenie że udało się im bezproblemowo dosiąść do takich super koleżanek, jej dekolt nad stołem oraz fakt że całkiem mu tym gestem zaimponowała. - Dokładnie! A co to za gra? - zainteresował się na słowa blondynki, bo lubił wszystkie zabawy, w których można było wygrać i przy okazji zaimponować pięknym paniom. Fakt, że dobrany przez niego drink może nie był najelegantszy, ale przecież zamawiał go z myślą o sobie, a nie z myślą o damach; Laurel była jednak swojską dziewczyną i najwyraźniej nie poczuła się urażona tą szklanką pełną prostactwa. Co do Lucii, nie był pewien, ale też nie wyglądała na niezadowoloną. Mądrzejsza połowa ich duetu postanowiła jednak ratować sytuację i trzymać fason, pognała więc do baru. - No, Fillin to się zawodowo zajmuje laniem piwa z kija, więc wam takie drinki z tego soku zrobi że z wrażenia pospadacie z krzeseł - zareklamował jego umiejętności barmańskie, gdy kumpel już wrócił do stolika z nabytym asortymentem imprezowym; pożałował tego już chwilę później, bo kolega postanowił go poszkalować przy okazji subtelnego flirtu z Laurel. Odruchowo przyłożył mu za tę obelgę braterskim ciosem w tył głowy, i odwdzięczył się: - Tajemnica, taka sama jak ta dlaczego ty jeszcze nie masz sądowego zakazu pierdolenia głupot - nie zdradzał szczegółow, uznając że da szansę pannie Miskinis na zdradzenie tej pięknej historii ich znajmości; potem zaś odbił piłeczkę w stronę drugiej kompanki - A ja się zastanawiam, gdzie ty się chowałaś, że dopiero teraz cię poznaliśmy. Lucia - powtórzył jej imię - Nie brzmi angielsko, to tylko wrażenie czy też nie jesteś stąd? - spytał, przyglądając się dziewczynie, zaintrygowany jej urodą i aurą; była bardziej tajemnicza, ale może to dlatego, że nie znał jej tak jak Laurel. Mówiąc "stąd", miał na myśli oczywiście Wielką Brytanię, ale jakoś wyleciało mu z głowy, że przecież są teraz setki mil od Hogwartu.
Zaśmiała się i poprawiła sweter. Mogłaby ostentacyjnie wypiąć pierś do przodu, aby zaprezentować to, z czego każda kobieta mogłaby być duma. Lucia wielokrotnie to udowadniała, aż kipiała dumą wobec samej siebie.-Dwa razy powtarzać nie musisz. Zajdę nam jakiegoś frajera... Mhm, nie zajmie mi to nawet pięciu minut.-Puściła w jej kierunku perskie oczko. Poradziłby sobie całkiem świetnie, a połączając siły... Byłyby niepokonane. Przez moment zastanawiała się nad wypowiedzią dziewczyny... I to nie dlatego, że jej nie rozumiała, ale dlatego, że poszukiwała odpowiedniego słowa.-Chodziło Ci o reklamację?-Spytała, sięgając po kolejny kawałek jedzenia. Nie wiedziała, że była głodna. Najwidoczniej tak zimno robiło z człowiekiem, wysysało energię i resztki chęci do życia. -Powinnaś kłócić się o dodatkowe litry w ramach rekompensaty.-Pokiwała głową, jakby już nie jedną taką sytuację miała... Przypadkowo, czy celowo? To już zupełnie inna sprawa, której w tym momencie nie trzeba było rozpatrywać. Uniosła głowę i spojrzała na chłopaka.-Powątpiewasz w nasze możliwości?-Uśmiechnęła się szeroko, spoglądając na trunek, który ze sobą przynieśli. I to było coś, co znała. Sama w tym momencie sączyła swojego... Drinka? Co to było? Pyszne, chociaż kończyło się w zastraszającym tempie. Czy to wina jej problemów z alkoholem, czy dali jej zwykły soczek? Jeszcze trudno było jej stwierdzić. -Oh, to się okaże. Laurel... Na czym ta gra dokładnie polegała?-Spytała, spoglądając na dziewczynę, która miała na ten temat najwięcej informacji. Niekoniecznie orientowała się w tych wszystkich grach związanych z wizzem. Ledwo tam zaglądała, a kiedy to robiła, to z wiadomym tylko dla siebie przyczyn. Obserwowanie... Przyznaj się, jesteś stalkerem. -Jesteś cudem. Taka pomysłowość rzadko się teraz zdarza.-Uśmiechnęła się szeroko na widok dwóch dodatkowych kieliszków i soku. To naprawdę było wspaniałomyślne, na pewno nie powinna narzekać... Jej towarzyszka również. Uniosła delikatnie brwi, porozumiewawczo. Zaśmiała się, słysząc wymianę ich zdań, Merlinie, jak dobrze, że trafił się ktoś, kogo poczucie humoru nie było na poziomie ameby. Uniosła delikatnie podbródek, spoglądając na drugiego chłopaka. Uśmiechnęła się lekko.-Najwidoczniej źle szukałeś.-Powiedziała, przekrzywiając głowę w bok.-Pochodzę z Kiel, to w Niemczech.-Dodała, czekając na reakcję. Różnie to odbierali, a chociaż niekoniecznie się tym przejmowała, lubiła obserwować ludzi i poznawać ich... Co dziwniejsze osobowości. A trafiły im się całkiem interesujące.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Słysząc, że obaj panowie są "do wzięcia" uśmiechnęła się niczym syty kot po zjedzeniu tłustej myszy. Należała do osób, które nie szukały stałego związku, co nie zmienia faktu, iż przepadała za (nie)winnym flirtem z przystojniejszymi chłopcami. - Wyzwanie na wizzbooku. Nie jestem pewna, ale chyba najśmieszniejsze zdjęcie. Boyd ma wygraną w kieszonce. - pozwoliła sobie na odrobinę złośliwości, bowiem czemu nie? Jeszcze dzisiaj wyśle zaproszenie wizbookowe Filinowi; znajdzie go, choćby miała spędzić na tym całą noc. - Jestem z wymiany, ale Litwinka. Ty nie brzmisz jak Brytyjczyk. Wyróżnia się twoje imię. - zauważyła, a za parę chwil zrozumie, że przy tym stole nie było żadnego Brytyjczyka z krwi i kości. Roześmiała się słysząc ostrzeżenie Filina. Zerknęła kątem oka na Lucię, by wybadać czy któryś z chłopaków wpadł w jej oko, bowiem dla Laurelki obaj byli… apetyczni, w tajemniczej definicji tego określenia. - Jeśli ty będziesz mnie wynosić, to chyba się celowo upiję. - wskazała nań palcem, a pod koniec zdania puściła mu oczko, obracając całkiem rozsądne ostrzeżenie w flirt. Przeniosła wzrok na Boyda, reklamującego zawzięcie swojego przyjaciela. - Luci ma rację, ale mnie zastanawia czemu Boyś tak… wychwala zalety Finlina. Może niech opowie jak się poznaliśmy. To dopiero byłi zaleti. - rozchyliła usta w złowieszczym uśmieszku, a posłała go do Boyda we własnej osobie, aby wprowadził pozostałych w piękne wspomnienia dotyczące ich początków. W pewien sposób go też skomplementowała, ale nie oczekiwała, że ten to wyłapie. Nabrała powietrza płuc, ożywiając się wobec komplementu posłanego pod jej adresem. Oparła subtelnie brodę o palce swojej dłoni i wbiła spojrzenie piwnych oczu w drugiego jegomościa. - Słodci są, prawda, Luci? - zagaiła, nie spoglądając na nią a na przekomarzania obu chłopaków. - Czy ty Boyś, uważasz, że głupotą jest nazywanie mnie ładną? - wyciągnęła z tego to, co chciała, a w jej głosie zabrzmiała nuta groźby, gdy popatrzyła ostrzegawczo na Gryfona. Robiła to złośliwie, z ogromną rozkoszą, ciekawa jak zareaguje. Broniła otrzymanego komplementu pomimo, że przecież kontekst ich przekomarzania był inny. Cóż rzec, interpretowała to według własnej wygody. - Niemka, Litwinka i dwóch Irlandczyków przy jednym stole. Musimy się napić za to dobrie towarzystwo. - objęła palcami drinka, gotowa skosztować przyniesionego alkoholu. O wódce póki co zapomniała. Obie z Lucią miały zaiste ciekawsze rzeczy do roboty. Zdołała ją poznać na tyle, by wiedzieć, że podziela jej zainteresowanie.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Akurat zdejmuję kurtkę, więc nie widzę uśmiechu Laurel na wieść o tym, że jesteśmy do wzięcia, a szkoda, dawno nie widziałem takiej reakcji na tą wydawałoby się niezbyt interesującą nowinę. - Nie, oczywiście, że nie na pewno macie ogromne możliwości - mówię do Lucii prędko, unosząc ręce w geście poddania z niewinnym uśmiechem i przy tym staram się, żeby mój wzrok nie zaczął nieelegancko błądzić tam gdzie wypada dopiero za kilka drinków. - Tak, jestem z Irlandii, jak Boyd - odpowiadam prędko do drugiej dziewczyny i po chwili słyszę co mówi na temat Boyda i zdjęcia, na co wybucham bardzo radosnym śmiechem na tą jakże trafną ripostę. - To prawda! Po prostu zróbcie zdjęcie tej mordeczce to wszyscy posikają się ze śmiechu - zgadzam się w zupełności z koleżanką, zachwycony tym co mówi o moim przyjacielu. Po chwili dziewczyna też flirtuje ze mną po mojej jakże szczerej trosce, którą wyrażam, na co mrugam w odpowiedzi i równocześnie nie mogę się powstrzymać od komentarza. - Wynoszenie pijanej dziewczyny na plecach z baru, to brzmi bardziej jak typowa randka Boyda - mówię i prędko uchylam się, coby nie dostać od przyjaciela. Może powinienem w końcu zacząć go bardziej zachwalać, skoro on tutaj tak uprzejmie chwali moje zdolności i jakże ambitną pracę, którą mam. Za moje prędkie ogarnięcie dostaję same pochwały od Lucii, do której macham jakże zalotnie brwiami za ten komplement, podając jej równocześnie szklankę i kieliszek, widząc, że dopija już to co ona zamówiła. Przez chwilę Boyd mnie atakuje, słysząc moje wykwintne żarty, a ja nie zdążam się obronić, niestety alkohol zdecydowanie umniejszył mój refleks. Jednak nie na tyle, żeby nie usłyszeć zabawny w moim mniemaniu komentarz Laurel. - Jesteśmy słodcy, Luci? - powtarzam całkiem rozbawiony i trącam blondynkę kolanem gdzieś pod stołem, coby wydobyć od niej twierdzącą odpowiedź. A przynajmniej wydaje mi się, że ją bo straszny natłok nóg mamy pod tym stołem. Ponownie jestem zachwycony odpowiedzią Laurel na próbę oszkalowania mojego przyjaciela. W międzyczasie nie umykają mi jej słowa o zaleti Boyda na co aż marszczę brwi z zastanowieniem. - Nigdy się nie dowiemy jak się poznali - oznajmiam Lucii, widząc, że żadne z nich nie ma ochoty się dzielić historią. - Uznajmy wobec tego, że jakichś kompletnie żenujących okolicznościach. Obstawiam, że Boyd był całkiem nagi, skoro mówi o jego zaleti - dodaję jeszcze i klepię ziomka po ramieniu, dając mu tu nie byle jaki komplement, niepotwierdzony tak naprawdę żadną praktyką, bo nie zdarzało mu się paradować po naszym mieszkaniu bez ciuszków. Na szczęście, inaczej nikt by nie uwierzył już, że to nie mój chłopak. - Szwecja! - krzyczę zanim Lucia mówi, że to Niemcy. - Byłem blisko, wyglądasz bardziej na Szwedkę. Taka wiesz... jasna i wysoka - stwierdzam jako znawca urody europejskiej i prędko biorę do ręki kieliszek wódki, by wznieść toast razem z koleżanką. - Za to, że ewidentnie ściągnięte zostały do Hogwartu najbardziej atrakcyjne Europejki - dodaję i jeszcze mówię Sláinte, jako na zdrowie, w ramach irlandzkiego ducha. -Hej, hej, umawialiśmy się noszenie przez próg, nie możesz tak porzucać swojego drinka po takiej obietnicy - mówię kiedy już zapijam alkohol, przestaję się krzywić i pokazuję na czystą wódkę, o której Laurel zapomniała przy nowych świetnych drineczkach. Uśmiecham się przy tym niewinnie, nie będąc pewny czy wychwycisz moją doskonałą grę słowną.
- Laurka, słowa ci się chyba pomyliły. Musiałaś mieć na myśli konkurs na najseksowniejsze zdjęcie, skoro od razu pomyślałaś o mnie – zripostował jej nikczemne złośliwości, majtając zalotnie brwiami, by podkreślić swoich niewątpliwe atuty, a po chwili Fillin, ewidentnie pod wrażeniem docinków nowej koleżanki, dołożył od siebie kolejną cegiełkę na kupkę „śmiejemy się z Boyda”, jak zawsze trafną i po raz kolejny wzbudził ogólną wesołość przy stoliku. - To prawda – potwierdził, siląc się na powagę, co średnio się udawało po takiej ilości wódy i takich pysznych żartach – Szkoda, że w większości przypadków ta dziewczyna jest irlandzkim karłem o imieniu Fillin – sprecyzował, bo przecież nie mógł pozostać mu dłużny w tych złośliwostkach; przemknęło mu wtedy przez myśl, że może powinni się zamknąć z tymi przekomarzaniami, bo wiedział że jak się rozkręcą, to mogą tak się przerzucać ripostami całą noc, a nie wiadomo, czy to spodobałoby się koleżankom. Laurel jednak skwitowała ich całkiem pozytywnie, a po tym jak Felek powtórzył jej pytanie do Lucii, Boyd wlepił w nią wzrok, ubawiony tym dialogiem i zaciekawiony, co odpowie (patrzył tylko w oczy, przysięgam). - Wiadomo, że jesteśmy, ty cepie. Trzeba było spytać, który bardziej – wtrącił mimochodem, nim blondynka zdążyła odpowiedzieć, a potem sięgnął po jeden z przyniesionych przez Fillina kieliszków; wolałby swoją szklankę, ale ta była już w posiadaniu Laurel i nie śmiałby jej odbierać. Tak samo, jak nie śmiałby krytykować jej urody. - Tak uważam – oznajmił nonszalancko, gdy Litwinka oburzyła się na jego słowa jakoby kolega gadał głupoty – Użycie słowa ładna było niedomówieniem stulecia – wyjaśnił, i bardzo dumny z tego, jak gładko i flirciarsko wybrnął z sytuacji, łyknął drinka, którym po chwili się zakrztusił z wrażenia, słysząc jak Fillin beztrosko rozszyfrowuje jego zapoznanie z Laurel i zarazem raczy go w towarzystwie dam najbardziej pojebanym komplementem w swojej karierze najlepszego ziomka. Wspomnienie tamtej sytuacji budziło w nim raczej zażenowanie, ale całe szczęście, że był teraz totalnie wyluzowany i daleki do zawstydzania się. - A, no tak było, nie zmyślam, Laurel po prostu lata po zamku i napada na bezbronnych, nagich chłopców w dormitoriach. Uważaj, Fillin, obskoczyła już wieże i niedługo może dotrzeć do lochów – zrelacjonował tą skandaliczną historię, i mówił prawdę, choć równie dobrze można było uznać, że po prostu kontynuuje fillinowy żart – Aha, czyli nie obchodzi was moje wnętrze, no pięknie – skomentował jeszcze z udawaną dezaprobatą i powstrzymując cisnący się na usta śmiech ich sprośne komentarze na temat jego zalet pod ubraniem – Chociaż nie, jest jeszcze Lucia, powiedz, ciebie tez interesują tylko wspomniane tu zaleti? – rzucił jej pełne nadziei spojrzenie ,chociaż liczył, że zaprzeczy, bo inacej nie miałby szans. - E, nie tak źle, w końcu jesteśmy teraz tutaj – odparł z uśmiechem na sugestię Lucii, jakoby słabo jej szukał; potem pokiwał jeszcze głową z zaangażowaniem, na potwierdzenie słów samozwańczego konesera europejskiej urody, którym sam nie był, dlatego uwierzył Fillinowi na słowo, i po irlandzkim toaście uniósł w górę swojego drinka, by celebrować ten wspaniały, wielokulturowy wieczór. Na pewno wiele wspaniałych, międzynarodowych wrażeń wyniosą z tej imprezy - wszak nieczęsto trafia się tak doborowe towarzystwo.
Nie ładnie tak narzekać na towarzystwo, które z własnej (a może i nie z własnej) woli przynosi im takie dobrodziejstwa. Mogła powiedzieć, że niemal spadli im z nieba, bo faktycznie szukała tego wieczoru czegoś ciekawego. Teraz wystarczy poczekać i przekonać się, czy faktycznie tacy kolorowi jak się malowali. Zerknęła na Laurel i uśmiechnęła się szeroko, chociaż odpowiedź kierowała do Fillina.-Myślę, że patrząc na nasze korzenie, z łatwością was pokonamy, chłopcy.-Przekręciła delikatnie głowę i spojrzała po męskim gronie przy tym stole. Czyżby rzucała im jakieś idiotyczne wyzwanie, które miało przesądzić o tym, które z nich wytrzyma do samego końca? Noc była jeszcze młoda, a Lucia spragniona wrażeń. I takie spojrzenie odesłała Litwince, kiedy ta próbowała wychwycić jej stanowisko w tej sprawie. Omal nie opluła się drinkiem, kiedy usłyszała ich wymianę zdań o wynoszeniu pijanych dziewczyn. Uniosła delikatnie brwi i utkwiła spojrzenie w Boydzie.-Najwidoczniej dzisiaj Laurel z chęcią Cię wyręczy w tym zadaniu.-Czy cokolwiek sugerowała? Prawdopodobnie tak. Kto by się tym w tym momencie przejmował? Powoli zaczynała czuć skutki trunku, który na samym początku wydawał się smakować jak zwykły soczek. Wóda to przy tym chyba pikuś.-Mhm.-Oparła się o stół i przez moment im się przyglądała, tak, jakby faktycznie oceniała ich aparycję. Cóż, chcieli znać odpowiedź, prawda? Słynęła z tego, że raczej nie unikała odpowiedzi. -Zależy pod którym dokładnie kątem patrzysz.-Przekrzywiła głowę w bok, aby po chwili uśmiechnąć się szeroko.-Laurel, musisz pomóc. Który według Ciebie jest bardziej słodki?-Powędrowała spojrzeniem do swojej koleżanki, stukając ją lekko kolanem, dokładnie tak, jak zrobił to Fillin w jej przypadku. -Uwielbiam żenujące historię.-Zaprotestowała i zrobiłam minę, która byłaby dobra, gdyby miała ponownie pięć lat i o wiele mniej procentów we krwi. Zaśmiała się po chwili.-Czyli co, wszyscy już widzieli Twoje zaleti? Pozostawiłbyś coś wyobraźni!-Pokręciła delikatnie głową, dopiero teraz sięgając po kieliszek, który wcześniej został przygotowany.-A Ty byś się wstydziła. Napadać bezbronnych, ślicznych chłopców podczas ich najbezradniejszej postaci.-Ponownie pokręciła głową, jakby ganiała Laurel, chociaż jej słowa można było dwojako interpretować. Uniosła delikatnie głowę do góry i wytrzymała pełne nadziei spojrzenie chłopaka. Uśmiechnęła się leniwie, nie spiesząc się z odpowiedzią.-Jako koneserka i znawczyni uważam, że to nie one są najważniejsze. Istotne jest to, jak je wykorzystujesz.-Jej uśmiech się poszerzył, nie dając już nikomu żadnych złudzeń. Zaśmiała się, delikatnie odchylając głowę, kiedy do jej uszu doszedł podniesiony głos chłopaka.-Jeszcze nikt mnie tak nie opisał, dzięki.-Faktycznie miała coś ze Szwecji, ale to chyba korzenie z drugiej strony. Uniosła naczynie do góry, w geście salutu. Przechyliła naczynie i przez moment przyzwyczajała się do nowej trucizny w ciele.-Ledwo co na drinka wyszliśmy, a Ty już ją chcesz przez próg nosić.-Uśmiechnęła się pod nosem.-Wykorzystaj tę okazję, póki możesz.-Odpowiedziała Boydowi z szerokim uśmiechem na ustach.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
. - Mnie się nie wynosi na plecach, a w ramionach. - oznajmiła, zerkając to na jednego chłopaka, to na drugiego. Nie pozwoli potraktować się jak worek ziemniaków. Gorąco przytaknęła słowom Lucii. - Popieram. Mamy mocne głowy. Jak popatrzycie na Bozika to wiecie co musiało się dziać na balangach w Souhvězdi - dodała w gwoli ścisłości i tak, to była perfidna przechwałka. Nauczyciel magicznego gotowania czasami przypominał wiecznie pijanego czarodzieja Co tu dużo mówić, przyjaźniła się też z Rosjaninem, a więc ten zadbał o to, by posiadała mocną głowę. Cieszyła się, że Lucia dotrzyma jej możliwościom i udowodnią wszem i wobec, że nie odpadną po dwóch pierwszych drinkach. Przy tym stole nie ma porcelanowych lalek, a jedynie twarde zawodniczki. Wywróciła oczami na sugestię jakiegokolwiek wyręczania chłopaków. Zgodzi się jedynie na wypicie ich alkoholu, lecz poza tym odzywał się w niej czasem materializm. Trzeba przyznać, że nie spodziewała się tak... perfekcyjnego komplementu z ust Boyda. Zazwyczaj próbowała wbić mu złośliwą szpilkę, uśmiechając się przy tym uroczo i niewinnie, jednak w chwili obecnej aż ją zatkało. Uniosła brwi i próbowała powściągnąć cisnący się na usta uśmiech. Lubiła komplementy, zwłaszcza tak spontaniczne. - Prawidłowa odpowiedź. - oznajmiła, gdy odzyskała zdolność mówienia. Postukała palcami o policzek i przysłuchiwała się Filinowi, chichrającemu się tuż przy Lucii. Zaimponował jej, bowiem bardzo trafnie wyczaił potencjalny scenariusz ich pierwszego spotkania. - Luci, przecież nie mogę powiedzieć. To byłobi za łatwe. Nie ma nic za darmo. - odpowiedziała dziewczynie, zostając przy swoim postanowieniu, by nie odsłonić wszystkich kart naraz. Otworzyła usta, by wcisnąć komentarz dotyczący ich zapoznania, jednak Boyd ją ubiegł i zaczął opowiadać na swój wesoły sposób i byłby rozbawił Laurkę do łez (zapewne i pozostałe towarzystwo również), gdyby nie te ostatnie zdanie. - Osz ty! - zawołała i kopnęła pod stołem Boyda w goleń, jednak niestety nie trafiła w tę osobę co chciała. To goleń Filina została potraktowana z całej siły czubkiem kozaka Laurel i najgorszy w tym wszystkim był fakt, że nie zdawała sobie sprawy ze swojej pomyłki... - Specjalnie dla ciebie zostanę w wieżach i będę cię nękać, wstydnisiu. Może kupić ci pas cnoti? - przymrużyła groźnie powieki, wbijając spojrzenie w Gryfona, zamiast w Filina, który musiał teraz cierpieć z powodu nieuzasadnionego kopnięcia. Jeszcze pomyśli, że coś powiedział nie tak… Pochyliła się do Lucii, by ich ramiona się dotknęły. - Nie jestem ani za knuta zawstydzona. - odparła bez zająkniecia, spoglądając wymownie na Boyda, który jej podpadał i tym samym... w pokrętny sposób zyskiwał sobie w jej oczach. Próżno było szukać na jej policzkach rumieńców wywołanych onieśmieleniem czy zażenowaniem. To nie ten typ dziewczyny. Przysłuchiwała się słowom Lucii oceniającej zalety Boyda. Dotychczasowy alkohol płynący w jej żyłach sprawił, że nie przejęła się wspólnym nabijaniem się z jej wymowy. Szkoda czasu na obrażanie się. - A kto powiedział, że porzucam, Finli? - zagaiła, posyłając mu słodki uśmiech i na jego oczach przelała wódkę do przyniesionego przez niego drinka. - I za przystojnych Irlandczyków. - dodała, bardzo miłym tonem jak na jej ostrość charakteru i upiła nieduży łyk drinka, bowiem doskonale zdawała sobie sprawę, że powinni zamówić jeszcze przekąski. Zawołała kelnera, który miał się zjawić za parę chwil po zebranie zamówienia.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Śmieję się na tą znakomitą złośliwość przyjaciela i aż przybijam z nim drineczka, chichocząc wciąż z jego słów. Śmieszne, bo prawdziwe. - Laurel miałaby mnie nieść na plecach? - upewniam się, bo już nie jestem pewny kto i w jaki sposób ma kogo nosić. Patrzę też zdziwiony na dziewczyny, które nagle uparcie chcą pokazać, że mają mocniejsze głowy niż my. Tak naprawdę nie sądzę, że nas mogłyby pobić, szczególnie że mam w teamie Boyda, mnie mogłyby z łatwością. Ale mimo tego podnoszę ręce ponownie w geście poddania. A potem rzucone mimochodem zdanie Boyda sprawia, że dziewczyny nagle wdają się w dziwną dyskusję, która mimo żartobliwego tonu, jest w moim mniemaniu jak najbardziej prawdziwa. Oczywiście żadna nie kwapi, by wypowiedzieć się kto jest przystojniejszy, a tylko przerzucają się pytaniami i tajemniczymi odpowiedziami. Też chciałbym znać zdanie Boyda na ten temat więc zerkam na przyjaciela, szukając jakiejś podpowiedzi, bo przecież przez podwójne standardy ja nie mogę zapytać czy pójdziemy razem do łazienki, by wypytać go o wrażenia. Patrzę na tą szeroko uśmiechniętą, pijaną mordę i uznaję, że przecież subtelności od ziomka to nie doświadczę, nie ma co się oszukiwać. I popijam sobie drinka akurat, kiedy ten mówi wyszukany komplement do Laurel, więc aż się zachłysnąłem alkoholem, stawiam szklankę, klepiąc się po klacie, by opanować kasłanie. - O boże, Boyś - mówię kiedy się uspokoiłem Twoim imieniem od Laurel. - Powiedziałbym, że musiałem to gdzieś przeczytać, gdybyś umiał czytać. Po chwili zaś powstał spór o bezbronności nagiego Boyda i o ile z chęcią bym się z tego pośmiał, albo po przechwalał się jak świetnie rozszyfrowałem te niewychwytywalne aluzje, to właśnie dostaję z całej siły w goleń. Łapię się automatycznie za nogę i podnoszę prędko stopę na swoje krzesło, trzymając się za łydkę. - Nie potrzebny mu pas cnoty, świetnie radzi sobie z tym bez niego. Ktoś mnie kopnął za niewinność i domagam się masażu nogi - mówię nie chcąc być cicho w obliczu tego ataku. Wiem, że nie mógł być to Boyd, bo cios nie nadszedł tym razem z tej strony. Przysłuchując się krótkiemu dialogowi Lucii i mojego przyjaciela, na chwilę gapię się na dziewczyną, która mówi frywolnie o byciu koneserem takich rzeczy i mówi o zaleti Boyda bardzo jednoznacznie. Pożartowałbym z tego, ale uznaję, że nie będę tak szkalować przyjaciela w tym momencie, więc jedynie klepię ziomka po ramieniu z uśmiechem. - No tak, przepraszam, przecież pić możesz za pięciu chłopów - mówię do Laurel, nawiązując do jej wcześniejszych przechwałek dotyczących alkoholu. Posyłam jej też pocałunek w powietrzu za ten toast i wszyscy pijemy sobie radośnie. Chcę zarzucić jakąś świetną ripostą na to przenoszenie przez próg, ale Lucia znowu zbija mnie z pantałyku mówiąc coś o wykorzystaniu okazji do Boyda. Patrzę na ziomka, by sprawdzić czy rozumie to tak jak ja, ale też nie mogę się powstrzymać od pytania. - Okazję? - pytam blondynki, chcąc uściślić czy dobrze ją rozumiem. Po alkoholu już nie ten bystry umysł co zawsze. Wtedy widzę zamawianie przekąsek i ja też dorzucam zamówienie od siebie. Zdejmuję też w końcu nogę z krzesła i patrzę pod stół, by przezornie ją odłożyć, bynajmniej nie na ziemię, a na kolana Litwinki, która wisi mi masaż, o czym też natychmiast przypominam koleżance.
- Luci, czy to wyzwanie? To ryzykowne, macie przed sobą wychowanków domów, które reprezentują odwagę i ambicję – oznajmił, wskazując kolejno na siebie i tego drugiego gada – No stary, nie ma opcji, będziemy musieli je przyjąć – dodał, patrząc na Fillina tak, jakby naprawdę nie mieli innego wyjścia; za bardzo nie wierzył w to, że dziewczyny stanowiły dla nich (no dobra, dla niego, ale w tej chwili stali się drużyną czyli jednością) poważną konkurencję, a wniosek ten wynikał z prostego oszacowania ich gabarytów. Zaimponowało mu jednak ich zaangażowanie i chęć udowodnienia własnych możliwości, dlatego uznał, że brzydko byłoby tak po prostu je spławić i uznać za niegodne pojedynku. Najwyżej dadzą im wygrać, i wszyscy będą zadowoleni i najebani, a chyba po to tu przyszli, nie? – Ale wiecie, bez nagrody to ja nie gram. Jakieś propozycje, poza tym że wygrani wynoszą przegranych, w ramionach, nie na plecach? – spytał, rozglądając się po zgromadzonych i biorąc sobie do serca oburzenie Laurel. Na jego żarcikiem rzucone pytanie o wybór atrakcyjniejszego ogiera oczywiście nie uzyskał odpowiedzi, wcale go to nie zdziwiło, bo raz, że dobrze wiedział, że w najbardziej kluczowych momentach dziewczyny zamiast walić prosto z mostu, to robiły się tajemnicze, a dwa, że wybór był niemożliwy, bo obaj z Fillinem byli fajne chłopaki. Tak samo jak ich towarzyszki. Usiłował porozumieć się z przyjacielem wzrokiem, ale średnio im to wyszło, po prostu gapili się na siebie przez chwilę z głupimi wyrazami mord; no, ale co, miał mu ruchem brwi wyartykułować, co sądzi? Morsem wystukać na kolanie? Może powinni się nauczyć. - Nic za darmo? A za opłatą? – podchwycił rzuconą przez Litwinkę wymówkę, nie licząc na to, że cokolwiek wskóra, a po cichu obstawiał, że koleżance wpadł w oko Fillin, z którym miała przecież wspólne hobby, jakim było nabijanie się z Boyda, co też właśnie ochoczo czynili, a przy okazji doszło też do brutalnych rękoczynów (nogoczynów?), w które na szczęście nie był zamieszany, więc tylko rechotał, widząc jak Ślizgon trzyma się za obolałą stopę i nie omieszkał wytknąć mu, że „dobrze ci tak”. - Skoro tak uwielbiasz żenujące historie, to może podziel się jakąś, co? Wszyscy się podzielcie, będzie sprawiedliwie! – zawołał, bo sam chętnie by się dla odmiany pośmiał z kogoś innego. No i był ciekawy, co takiego mogłyby im opowiedzieć; w końcu nic tak nie integruje, jak dzielenie się wstydliwymi rzeczami. Zaśmiał się na jej udawane oburzenie i sugestię, jakoby był bezwstydnikiem – O przepraszam, jakie wszyscy, wcale nie wszyscy. Z tego stolika tylko trzy osoby – uściślił oficjalnym tonem, choć nie był pewny, czy Fillin improwizował z tym wspieraniem go czy zaglądał mu za zasłonę prysznicową, nie robiło mu to też wielkiej różnicy. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi od Lucii na jego kolejne pytanie, i zanim wymyślił odpowiedź o wykorzystywaniu swoich zaleti, musiał opróżnić swojego drinka, żeby się powstrzymać od krzyczenia „MOGĘ CI POKAZAĆ!” – A wiesz, to to już nie mnie oceniać – skomentował więc, tak wiecie, enigmatycznie i nonszalancko, a potem wykorzystał fakt, że Laurel przelała sobie dwa drinki w jednego, i sięgnął pustą szklankę, co mu ją jakiś czas temu podkradła, i napełnił ją sobie wódą, bo miała lepszy rozmiar, niż te popierdółki które przyniósł Fillin do drinków. Po toaście odpowiedział blondynce tylko uśmiechem, bo bardzo chętnie by ją wykorzystał, znaczy tę okazję, ale chciał jeszcze usłyszeć jej ripostę na rzucone przez kolegę pytanie, a później, idąc w ślady reszty imprezowiczów, zamówił jeszcze u kelnera coś do pochrupania, jednym okiem zerkając na Fillina, który wyczyniał jakieś akrobacje pod stołem. Próbował uwieść Laurel swoimi chudymi pęcinami, czy co?
-O ile jesteś wystarczająco odważny, przyjmujemy wyzwanie!-Zaśmiała się, nie posiadała odpowiedniej jej ilości, aby się z nimi zmierzyć. Wyglądały niegroźnie. Gdyby ktoś widział je pierwszy raz, z daleka, nie zamieniając z nimi ani jednego słowa... Zapewne tak właśnie by je określił. Niegroźne. Pozory potrafią mylić, a te w ich przypadku to już na pewno. Z pewnością nikt by nie podejrzewał te dwie panienki o to, że zdolne były wlać w siebie tyle, co dorosły facet, a nawet i więcej. Oh, kochała to zaskoczenie widoczne na twarzach nieznajomych, kiedy dostrzegał je w tłumie jeszcze to trzymających się zawodniczek. -Oh, to byłoby za proste.-Pokręciła głową, jakby doskonale wiedziała, o czym mówi.-Przegrani oddają swoje ciuchy i wchodzą do najbliższego jeziora, o! -Nieważne, że pozostawała kwestia, w której przegrani nie będą w stanie usiedzieć prosto, a co dopiero wejść do wody... Może to wina wypitego alkoholu, a może dziwnej ochoty na nocną kąpiel. Podniosła rączki do góry, chcąc oczyścić się z zarzutów i potencjalnego masażu nóg chłopaka. To chyba nie ona, prawda? Próbowała zwrócić uwagę koleżanki, ale czy na pewno ruszyła dobrą nogą? Tak trudno teraz to stwierdzić, dlatego postanowiła palić Greka, jak to mówią mugole. -Muszę was rozczarować! Nigdy nie przytrafiło mi się nic żenującego.-Mruknęła niemal z żalem, jakby zawsze chciała jedną posiadać w swoim życiorysie. Nachyliła się w stronę dziewczyny, patrząc na chłopaków przy stole. Jej uśmiech robił się coraz szerszy, a dłonie zaczęły robić dziwne ruchy. Zawsze mocniej gestykulowała, kiedy piła i siedziała jednocześnie, to jak uruchomienie zamiast nóg, górnej części ciała.Ty na pewno nie, ale nasi chłopcy chyba zaniemówili.-Powiedziała, uchylając kieliszek i opróżniając go. Wódka chyba nigdy nie będzie jej ulubionym trunkiem, dlatego zamówiła pikantne przekąski. Zaśmiała się i podparła podbródek na pięści, patrząc to na jednego, to na drugiego... Ponownie. Jakby się nad czymś głęboko zastanawiała... W sumie to nie było nad czym, chociaż chciała dać takie wrażenie. -Fillin, czy chcesz, abym ze szczegółami opisała Ci, jak ów okazja miałaby wyglądać?-Jedno jest pewne, bez problemu mogłaby to zrobić... Była dziewczyną, która się nie wstydziła... Niczego, nigdy. Mówiła otwarcie o tym, czego chciała i w jaki sposób by to osiągnęła. To raczej nic szczególnego. W tym momencie chciałaby zobaczyć minę chłopaka, któremu opowiedziałaby te wszystkie możliwości wykorzystania jego kumpla. Czy był na to gotów?
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Uniosła wysoko obie brwi, gdy tak zgodnie zinterpretowano pomysł jako noszenie na plecach jakiegokolwiek mężczyzny. Stężenie alkoholu we krwi rozweselało ją i zamiast jakoś to skomentować to się śmiała, zwłaszcza słysząc pomysł Lucii. - EJ! Basen to dobry pomysł, o ile człowiek umie pływać! - popatrzyła wymownie na dziewczynę i uśmiechała się od ucha do ucha, bo przecież kto jak kto ale Laurel nie opanowała sztuki pływania. Tam gdzie nie ma gruntu tam i nie ma Laurel. A raczej jest, tylko że pod taflą i zapewne się topi. Znowu się roześmiała, bowiem wyobraziła sobie jak wszyscy zmarznięci wchodzą do odkrytego basenu. Zrobiła niewinną minę, gdy odkryto, że uderzyła nie tę łydkę co chciała. Faktycznie Boyd nie zareagował nawet syknięciem i czuła się z tego powodu rozczarowana, a gdy to Filin zaczął robić wygibasy to aż się jej przez dokładnie sekundkę zrobiło głupio. Posłała mu najbardziej czarujący uśmiech na jaki potrafiła się zdobyć. Parsknęła śmiechem, gdy miał czelność położyć nogę na jej kolanie. Nabrała powietrza w płuca, by go opieprzyć z góry do dołu za taką poufałość, gdy w ostatniej chwili zmieniła zdanie i przygryzła zalotnie dolną wargę, wpatrując się intensywnie w chłopaka. Przesunęła subtelnie dłonią po jego łydce, a uśmiech miała cokolwiek złośliwy. Nie powinno się temu nigdy w życiu zaufać! - Tego masażu nigdi nie zapomnisz. - obiecała złowieszczo i musiała niestety przerwać straszenie, bowiem przyniesiono im jedzenie oraz dodatkowy alkohol. A to jasny znak, że wieczór dopiero się rozkręca!
| 2 godziny i 2 (a może 3?) butelki wódki później... |
Na stoliku stały dwie całkowicie opróżnione butelki wódki. Laurel była roztrzepana, całkiem niepoważnie wydekoltowana (przecież jest gorąco i nawet nie zauważyła, kiedy rozpięła te dwa guziki więcej, choć i tak była na tyle ubrana, że powinno się jej pogratulować tego przyzwoitego ubioru), zarumieniona a jej oczy lśniły jak dwa kryształki. Gdzieś w trakcie alkoholizowania się weszła na stolik tylko po to, aby rozbić jedną butelkę alkoholu, za którą biedny portfel Filina musiał zapłacić przeraczkować po nim i ostatecznie usiąść między chłopakami. Zarzuciła im ręce na ramiona i bardzo, ale to bardzo głośno śpiewała irlandzkie piosenki, które do tego czasu panowie próbowali ich nauczyć. Wymowa i akcent leżały i kwiczały pod stołem (albo to Boyd?), a jednak świetnie się bawili. Przecież bariera językowa nie ma prawa istnieć, kiedy ma się we krwi tyle alkoholu. - Ja.. ja w-wam mówię. Mówię wam, Finlilini słysz mnie, bo mówię! - potrząsnęła nim, by zwrócić na siebie uwagę. - Że ja od dzisiaj jestem irlandczyką. - oznajmiła pijanym wyniosłym tonem, który był jeszcze trudniejszy do zrozumienia przez jej silny litewski akcent. - Luci, będziesz irlandczyką? - popatrzyła na nią rozbieganym wzrokiem, by po chwili wlepić swoje roześmiane ślepia w Boyda. - A to prawda, że irlandczyki zrobią z grzebienia harmonijkę? Ej, bo ja mam taką wielką szczotkę do czeszania włosów. - nagle zachłysnęła się powietrzem, gdy wpadła na fantastyczny pomysł, który trzeba było koniecznie przedstawić tutaj zgromadzonym. - POWIEM WAM COŚ. - przywołała ich wszystkich do siebie, aby nachylili się nad stołem i nawdychali jeszcze oparów alkoholowych. - Mam... mam szczotkę dla trolla górskiego i stanik dla trollici. Dominininik mi je zaczarował i powiedział, żebi dać trollom w prezencie. Pójdziemy szukać trolli? Chodźmy szukać trolli! - klasnęła w dłonie i podskoczyła na siedzeniu, gotowa zerwać się na równe nogi i wybiec tak, jak była roznegliżowana ubrana by szukać trollów i wręczyć im zaległe prezenty. Mówiła chaotycznie i od rzeczy, ale czy to w czymkolwiek przeszkadzało? Naprawdę miała w pokoju powiększoną szczotkę do włosów i koronkowy biustonosz po tym jak ktoś (jakiś chyba tutejszy urażony skrzat) zaczarował jej walizkę do niebotycznych rozmiarów wraz z jej zawartością. Wszystko już pomniejszyła, jednak szczotkę i biustonosz zostawiła, by faktycznie ofiarować prezenty trollom. Stąd też jej pomysł, by zrealizować to jakże fantastyczne przedsięwzięcie. Czemu więc zatem nie iść na poszukiwania w tej irlandzkiej delegacji?
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
- Okej, więc mamy zawody, w których najwyraźniej przegrani są podwójnymi przegrywami, bo później topią się w jeziorze! - wznoszę toast za ten absurdalny pomysł, bo chyba ten komu gorzej pójdzie średnio będzie jak umiał wchodzić do czegokolwiek, ale może warto spróbować! Mi osobiście przydarzyło się tysiące żenujących rzeczy, ale ponieważ jestem zbyt zajęty swoją nogą i wszystkim innym, nie dołączam się do tematu, co pewnie oszczędziło wiele wstydu Boydowi i nawzajem. Kładę też nóżką na Laurel, zanim nie słyszę pytania Luci i kręcę głową. - Zostawię szczegóły Boydowi - stwierdzam stanowczo, zanim nie dostajemy kolejnych przekąsek i nie polewamy więcej alkoholu
%%%%%%
Słusznie było mi powiedzieć po imieniu, żebym się ocknął, bo obecnie nie byłem szczególnie bystry. Co było widać pewnie po mojej minie. Rozwalony na stole, z łokciem opartym na nim, w wystarczającej odległości by bez krępacji, która uleciała wraz z wypitymi kieliszkami, patrzeć się dość tępo w rozdekoltowaną bluzkę Laurel. - Hm? - mruczę kiedy zostaję szturchany, podnoszę odrobinę nieprzytomne spojrzenie na Litwinkę i lekko podnoszę się do chociaż częściowego pionu, wyjmując dłoń z poczochranych loków. Przed chwilą jeszcze próbowaliśmy nauczyć zebranych tu jakichś świetnych piosenek irlandzkich, ale pewnie szło nam żałośnie, co mogło się też przejawiać coraz bardziej zirytowanym zachowaniem kelnerów, którzy z tego co pamiętam nie byli zadowoleni, gdy musieli sprzątać szkło po jednej z butelek. - Mussissz mieć więcc trudne nazwiskoo - mówię najpierw średnio wyraźnie, jakbym próbował sobie przypomnieć sobie jak się właściwie mówi. - Z celtyckiego. Ó Floinn? Ó Séaghdha? Ó Cealláchain? Nie jakąś podróbę angielską - mówię pijaniedumnie. Wymieniam swoje nazwisko na końcu ponieważ po dwóch przykładach nie potrafiłem już wymyślić więcej, więc machnąłem na to ręką. Dosłownie i na tyle zgrabnie, że wywracam pełny kieliszek wódki, który leje się teraz po stole. Robię wssss, macham rękami w poszukiwaniu czegoś czym mogę wytrzeć, a kiedy nie znajduję bezmyślnie po prostu wycieram obrus obrusem. W między czasie co nieco poleciało na kolanka Luci, którą też przepraszam i również chcę wytrzeć ją jakoś rogiem tego uniwersalnego materiału. Tak jestem na tym skupiony, że nie mogę równocześnie słyszeć słów o grzebieniu. Podnoszę dopiero głowę kiedy słyszę o wyruszenie na trolle. Lekko rozchylam usta i mrużę głupio oczy, jakby to mogło coś dać w tym że będę łapać o czym w zasadzie mówimy. - Ejj, a może olbrzymy? Ejjj, skoro jak są ludzie, którzy to półolbrzymy to jak taki chłopak zwykły miałby to robić z olbrzymką? - bełkoczę poruszam nagle jakże ważny dla mnie w tej chwili temat. - Bo z olbrzymem chyba nie można, dziewycznie? Bo to byłoby... Puf... - bełkoczę dalej kontynuuję swój wywód, do tego świetnie pokazując o co mi chodzi, machając łapskami, jakby coś wybuchło. Rozglądam się nagle po kelnerze i macham do niego a on z niezadowoleniem podchodzi do naszego stolika. Po tym ile zostawiliśmy tu pieniędzy powinien biec aż by się kurzyło. - Przepraszam, proszę chcę puścić piosenkę na życzenie. Czarokabanę, jest super, prawda? - szukam potwierdzenia u Boyda, ale zapominam, że to nie on siedzi teraz obok mnie, a Laurel, więc zamiast klepać przyjacielsko po klacie mojego ziomka, klepię w ten sposób Litwinkę, chociaż nie bardzo zauważam, że robię coś nie tak, bardzo przejęty, że puszczają mi mimo wszystko tą urokliwą nutkę.
- Widzisz, będziesz musiała mi opowiedzieć na osobności - skwitował, gdy Fillin nie skorzystał z opcji wysłuchania tego, w jaki sposób Lucia ma zamiar go wykorzystać; może to i lepiej, faktycznie.
*
Nie wiedział, jakim cudem nikt ich jeszcze nie wyprosił, po tym jak w ciągu kolejnych dwóch godzin oprócz coraz bardziej burzliwych dysput i odważnych flirtów zdążyli urządzić sobie jeszcze konkurs na najsprośniejszy dowcip oraz ranking najszpetniejszych przekleństw w językach ojczystych poszczególnych uczestników imprezki, a także głośne, wielojęzyczne karaoke o zabarwieniu irlandzkim, które miało niewiele wspólnego ze śpiewaniem, a więcej z zawodzeniem godnym szyszymory; było też chodzenie po stołach, rozbijanie flaszek i rozlewanie napojów, tyle już zrobili, a noc wciąż (w ich mniemaniu) była młoda. Nie obchodził go ani ten wkurwiony ich zachowaniem kelner, ani to, że było strasznie gorąco, tak że sam byłby sobie rozpiął wszystkie guziki jak Laurel, gdyby tylko je miał, ani w ogóle nic; siedział bardzo uradowany, wyluzowany, bujając się luzacko na tylnych nogach krzesła – ryzykowne? owszem – i od zdecydowanie zbyt długiego czasu gryząc bezmyślnie wykałaczkę po którejś z zamówionych przekąsek i przysłuchując się toczącej się przy stole rozmowie. Z rękami założonymi na piersi i z poważną miną mógł przez chwilę sprawiać pozory ogarniętego człowieka, ale zdradzał go wzrok myślą nieskalany. - No, po prostu hajtnij się z Fillinem i będziesz miała z głowy nazwisko, ale nazwisko to nie wszystko, my wam zaraz zrobimy ten, to, irlandzką inaugurację, i widzisz, widzisz kurde, jakie słowa znam trudne? – dorzucił swoje trzy grosze, zwracając się na koniec na stronie do kolegi, który zwykł wątpić w jego intelekt, a tu proszę, jak błysnął; gdy zaś ekspresyjnym gestem przewrócił szklankę, Boyd złapał się za głowę, krzycząc „Olaboga!” i, rzuciwszy do Lucii złotą radę, że powinna natychmiast zdjąć te mokre spodnie, żeby sobie nie poparzyła kolan wódą, przystąpił do czynności tutaj najważniejszej, mianowicie zaczął wyżymać nasączony wódą obrus z powrotem do szklanki, żeby się nie zmarnowało. Bał się, że kelner lada chwila im powie, że więcej już nie ma, że wypili wszystko. Po tej hecy zdołał wyłapać część słów Laurel, choć gdy mówiła, to on się głównie zastanawiał, kiedy w końcu zdejmie ten sweter całkiem; słysząc jej propozycję, był gotów wstać i ruszyć na przygodę, już podnosił się z krzesła, już wołał: - IDZIEMY SZUKAĆ TROLLI!!! Fillin jednak zbił go z pantałyku swoim błyskotliwym komentarzem o olbrzymach. Opadł więc z hukiem z powrotem na siedzenie, i zatrwożył się nad tym tematem, myśląc intensywnie. - O, stary, przecież taka pała olbrzyma to musi mieć z pół metra, a w taką olbrzymkę to by chłop cały wlazł i jeszcze się zgubił – ocenił rzeczowo, traktując temat śmiertelnie poważnie i pogłowił się jeszcze chwilę nad nieco innym aspektem sprawy. Etycznym - Wy mi powiedzcie mi lepiej, jaką trzeba mieć zrytą banie, żeby dobrowolnie iść się ruchać z olbrzymem - dorzucił konspiracyjnie (w razie gdyby na przykład ten ich kelner miał takie preferencje), rozglądając się po zgromadzonych, a gdy Fillin zapuścił tak wybitną piosenkę, prędko zapomniał o swojej degustacji wywołanej wizją stosunku z olbrzymem i zaczął radośnie bujać się w rytm dziarskiej melodii. -Felek, ty to jesteś najlepszy DJ we wsi, aż wyszedłbym na parkiet, gdyby ten nędzny przybytek go posiadał - pochwalił, klepnąwszy go z impetem w łopatkę (a czy to były plecy kolegi, czy Laurki, tego nie wiedział) i siorbnął sobie hojnie ze szklanki.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Bardzo chwiejnie przyłożyła sobie palec do ust w donośnym "szszszsz!", gdy Fillin przewrócił kieliszek. Gdy on próbował wymacać kolana Lucii, a Boyd rzucał mądrą propozycją rozebrania się to Lau przez ten cały czas chichotała i próbowała zakrywać sobie usta całą dłonią, by nie wybuchnąć salwą śmiechu. - Wymyyyyśl mi nazwisko! - pochwyciła Filina za ramię i potrząsnęła nim żałośnie słabo, chcąc, by to on zmuszał resztę swoich szarych komórek do jakiegokolwiek wysiłku intelektualnego. - O! Zrobię casting na męża! Z Irlandii! - krzyknęła, choć docelowo miała być ty wypowiedź zarezerwowana dla tutejszego zgromadzenia. Szybko jednak zapomniała o tym temacie, bowiem widząc co robi Boyd z obrusem zabrała mu sprzed nosa ostatnią butelkę wódki (a nuż by obaj ją stłukli, na co nie mogła pozwolić) i napiła się z gwinta jednego łyka. Nabrała powietrza do płuc, gdy zachłysnęła się tym charakterystycznym ogniem dla podniebienia i machając chaotycznie rękoma próbowała ich ponaglić, by podali jej sok! Machała dłońmi przed ustami i mimicznie nakazywała im zebrać się w sobie i uratować jej podniebienie. W końcu w jej ręce wpadła szklanka soku (oczywiście czyjaś) i wypiła zawartość duszkiem. Zakrztusiła się, gdy okazał się to jeden z drinków. - O Boziu, przecież olbrzim nie może wejść w jakąś babę. No jak? Musiałby mieć tyciu... ticiu... tyciusieńkiego. - pokazała palcami mikroskopijną długość przyrodzenia potencjalnego olbrzyma. Nie należała do dziewczyn, co płoną rumieńcem przy ostrzejszych tematach - a zwłaszcza po alkoholu. - A facet to musi sobie powiększać zaklęciem by taka olbrzymka coś poczuła! Jestem pewna. Mam rację? No mam rację? - oparła obie dłonie, jedna na drugiej o ramię Filina i z bliska wykrzykiwała mu te ważne dwa pytania, na które była jedna jedyna odpowiedź i musiał ją odgadnąć, jeśli chciał przeżyć. Nagle dotknęła palcem jego policzka, a raczej... paznokciem. - A ty sobie powiększasz? - zapytała całkowicie poważnie, choć jakieś dwanaście sekund później parsknęła śmiechem, gdy do ich uszu dotarła muzyka. - Ejjj! Boyś! - zachłysnęła się powietrzem i odwróciła do Gryfona, łapiąc go nagle za fraki i przysuwając przed swoją twarz. - Ej! Ucz mnie irlandzkiego tańca! - zażądała. - I Luci też! Luci też musi umieć, ja wam mówię! - zamrugała i domagała się spełnienia jej zachcianki. O trollach chwilowo zapomniała.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
- Bardzo ładne, Boydzik, nigdy w Ciebie nie wątpiłem, przyjacielu - chwalę przesadnie jedno mądre słowo mojego przyjaciela, ze wzruszeniem klepiąc go po ramieniu i od klepnięcia do klepnięcia trafiając w policzek. Aż mi się łezka by w oku zakręciła, taki przypływ braterskich uczuć poczułem w stosunku mojego irlandzkiego brata, ale szybko zapomniałem o nich, bo usłyszałem coś o ślubach i zmianach nazwiska, castingach. I uznałem, że rada Boyda jest złota, bo przecież jestem zmęczony tymi flirtami, podrywami, kobietami. Może po prostu powinienem się ustatkować z pierwszą lepszą atrakcyjną dziewczyną. Zastanawiam się nad tym poważnie, kiedy wycieram kolana Luci razem z moim dzielnym przyjacielem. Który wybrał odsączanie wódki do kieliszka zamiast prób wycierania kolanek blondynki, na co z dumą pokiwałem głową. To jest jednak mózg operacji! Jak to możliwe, że to ja nazywam siebie mądrzejszą połową tego duetu?! Ja za to w międzyczasie ratuję też drugą niewiastą w potrzebie, bo oto podaję Laurel prędko sok, kiedy moja piękna towarzyszka potrzebuje zabić smak tego wykwintnego trunku. Oczywiście zamiast tego znajduję drinka, ale co poradzić, taki stół. Kiwam poważnie głową na ważne słowa, które mówią moje ziomki na temat ważnej sprawy ruchaniu się olbrzymów. - Ej a jakby ktoś Ci zapłacił... tysiąc galeonów? Zrobiłbyś to? - pytam przyjaciela, rzucając kwotą nieosiągalną póki co dla żadnego z nas. A po chwili równie ważne pytanie zadaje mi Litwinka, na którą patrzę całkowicie zdumiony. Wbija mi więc paznokieć w policzek, a ja gapię się na koleżankę, która mi zadaje ciekawe pytanie. - Nie wiem - odpowiadam niesamowicie głupio z otwartą buzią, dopóki ta nie wybucha śmiechem, a ja chichoczę razem z nią. - A powinienem? - pytam lekko spanikowany. - Boyd? - szukam wsparcia ziomka, który już jest przejęty moją muzyką, a Laurka biegnie do Boysia, by ten nauczył ją jakiegoś irlandzkiego tańca, którego mój ziomek na pewno nie zna, bo i ja nie znam. A na pewno nie w tej chwili. Kiedy tamci idą tańczyć, ja oznajmiam podsypiającej już chyba Luci, że muszę wygrać ten casting na męża, bo chyba muszę się ustatkować i biorę kieliszek oraz wyjmuję różdżkę. Stukam w niego, pukam, próbuję przypomnieć sobie odpowiednie zaklęcie, bo przecież jestem mistrzem transmutacji, nawet po pijaku i w końcu. Udaje się! Nie tak jak miało być, ale jak na mój stan, jest naprawdę zacnie. - LAUREL! - krzyczę i wstaję z miejsca, a raczej wytaczam się z niego pokracznie przeskakując przez krzesła, dopóki nie znajduję się przed Litwinką. Tam zaś klękam zgrabnie na jedno kolano. - To dla Ciebie! - oznajmiam i podnoszę szklany pierścionek, który transmutowałem z jednego z kieliszków. Miał wyglądać jak normalnie, nie ze szkła, ale nie wyszło. I na dodatek jest odrobinę wąski, więc kiedy łapię Twą dłoń, udaje mi się go nałożyć jedynie na Twój najmniejszy palec. - Czy zostaniesz panią Ó Cealláchain? - pytam z poważnym wyrazem twarzy, chociaż zdążyłem już założyć pierścień, nie możesz powiedzieć nie. - Boyd, mogę za nią wyjść? - pytam ziomka, odwracając się na chwilę do przyjaciela, bo w końcu to on byłby świadkiem i nie wiem czy przypadkiem to nie on chciał wygrać castingu..
Sytuacja została wstępnie opanowana, udało się jako-tako wysuszyć kolana Lucii, odzyskać tyle wódy z obrusu ile tylko było możliwe, a następnie jeszcze brawurowo uratować krztuszącą się alkoholem Laurkę. Gdy wszystko wróciło do względnej normy, rozpoczęły się poważne rozmowy na tematy wielkiej wagi, a Fillin zarzucił pytaniem takiego kalibru, że Boyd aż z wrażenia zaprzestał bujania na krześle i wypluł wreszcie tę wykałaczkę, zamyśliwszy się nad prezentowaną mu popozycją. Z jednej strony: obrzydliwe, z drugiej: miałby za to dwa najnowsze Nimbusy... Chwila, naprawdę to rozważał? - Nie, nie, w życiu, ochujałeś?! Ty byś zrobił? - zawołał wreszcie, zdegustowany, wyrywając z zamyślenia i energicznie pokręcił głową, jakby chciał jednocześnie zaprzeczyć i wyrzucić z niej wizję spółkowania z olbrzymem - Ej, ej, ej, no teraz to muszę spytać, stary, a wolałbyś... wolelibyście - sprezycował, nie wykluczając dam z wzięcia udziału w tym dylemacie i chwiejnie pointując w ich stronę palcem, dla zwiększenia efektu wypowiedzi - Wolelibyście uprawiać seks z ghulem i żeby nikt nigdy się nie dowiedział, czy nie ale żeby wszyscy myśleli, że tak??? - ghul, olbrzym, troll, było mu już wszystko jedno, gdy zadawał to pytanie. Przegryzł je całą garścią czipsów, by dać reszcie ekipy czas na ewentualne zastanowienie i wyrażenie swojego zdania, a ledwo zdążył je przełknąć, został wezwany do pomocy przez Fillina, któremu Laurka zadała bardzo odważne pytanie. Cisnęły się mu na usta szpetne riposty w stylu "pomnożone zero to wciąż zero" albo "z pustego to i Merlin nie naleje", powstrzymał je jednak, przypomniawszy sobie, że w krytycznym momencie wcześniej jego ziomek udzielił mu wsparcia i tak zachwalił jego wdzięki, że cały stolik był pod wrażeniem. - Mózg se tylko powiększ, bo jakbyś dodał z centymetr do tego żmijoptaka, co go trzymasz w gaciach, to, ja nie wiem, kurde, to byś nawet olbrzymkę zmiażdżył - oznajmił z wielkim przekonaniem, zakańczając wypowiedź głośnym czknięciem i kumpelskim klepnięciem Fillina w plecy. Chwilę później ruszył do tańca w towarzystwie bardzo zapalonej do nauki Laurel; Lucia nie uległa ich krótkim namowom i wolała zostać przy stole w towarzystwie drugiego durnia. Oczywiście Boyd nie znał techniki tradycyjnego irlandzkiego tańca i w ogole tańczyć nie potrafił, umiał za to podskakiwać jak pajac, dlatego zaserwował swojej uczennicy własną interpretację irlandzkich ruchów, może nieco odbiegającą od oryginału, ale z pewnością efektowną - na tyle, że dołączył do nich Fillin, ale szybko się okazało, że wcale nie po to, by brać udział w tych wygibasach, a oświadczyć się Laurce!!! Zmiękczony wódą i wszeochobecną miłością, wzruszył się raz, gdy to zobaczył, i drugi, gdy przyjaciel spytał i jego o zdanie. - Możesz. Macie moje błogosławieństwo - powiedział jakby zdławionym z wrażenia głosem, ocierając z oka kręcącą się w kąciku łezkę wzruszenia, ale zaraz odchrząknął i (nieco) zmężniał - Dajcie pannie młodej welon, to sam wam tego ślubu udzielę, natchniony mocą Merlina i świętego Patryka. Lucia będzie świadkiem - dodał uroczyście, rozglądając się już za jakimś odpowiednim do tego celu obrusem.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Patrzyła to na jednego chłopaka to na drugiego, ochoczo obserwując ich prowokacyjną wymianę zdań. Na jej ustach majaczył uśmieszek, a z piwnych ocząt wyzierała ciekawość. Widziała tę konsternację na twarzy Boyda i przez to chichrała się pod nosem, wyobrażając go sobie z olbrzymką w jej różowym koronkowym staniku, który był przecież powiększony przez silniejszą magię, której nawet sam Rowle nie dał rady. Wobec zapytania Boyda rozległo się głośne laurkowe "fuuuuuuj" doprawione grymasem obrzydzenia. - Ja wolę brunety a nie gule. Nie ogarniam twoich fetyszy, Boyś. On takie lubi twarde sztuki, Finililini? - zapytała jego przyjacielskiej prawicy, wiedząc już, że obaj znają się jak łyse pegazy i jeśli Boyś czegoś nie powie to ten drugi zdradzi przy odrobinie perswazji albo kilku litrów alkoholu we krwi. - Uuuu… Boyś widział żmija-ptaka? - uniosła brwi i rozchyliła usta w szerszym uśmieszku. Nie ukrywała, brzmiało to wszystko obiecująco pomimo niezbyt mądrej miny Ślizgona, dla którego to filozoficzne pytanie musiało być chyba ponad siły ostatnich szarych komórek, które nie utopiły się jeszcze w promilach. Te pikantne komplementy, którymi się obrzucali były coraz zabawniejsze, ale zamiast chichrać się przez kolejną minutę poszła poza stolik, by wybuchać salwą rechotu, gdy Boyd zademonstrował taniec dzikiego pajaca, co raczej nie miało związku z Irlandią. Próbowała pójść w jego ślady, ale się zatoczyła na niego i musiał ją łapać i trzymać na cały czas trwania oświadczyn. Zamrugała powiekami i popatrzyła na Boyda, bo to może jemu chciał się oświadczyć a ona stała na drodze? Oparła palec wskazujący o dolną wargę i z ogromną satysfakcją oglądała klęcząco-chwiejącego się Fillina. Westchnęła teatralnie "ah!", co miało brzmieć bardziej jako "znaj moje dobre serce" i wyciągnęła do niego rękę, by bez jej legendarnego "tak" wcisnął szklany pierścionek na najmniejszy palec. - Ojej! Jaki malusi i słodki! - pisnęła zupełnie nie w swoim stylu. - Luszia! Patrz co dostałam! - wydarła się na cały głos do dziewczyny i pomachała jej ręką obciążoną pierścionkiem zaręczynowym. Poklepała po ramieniu Boyda, gdy ten dał im swoje błogosławieństwo, a dopiero gdy wspomniał coś o welonie to zachłysnęła się powietrzem. - O nie! - krzyknęła i tupnęła nogą i prawie przewróciła się na Boyda, skoro stał najbliższej. Oparła dłonie o biodra i wbiła wzrok w klęczącego chłopaka. - Nie wezmę kota w worki! - oburzyła się i aż z przejęcia poczerwieniała. - Jeśli będziesz całować cudnie to zostaniesz moim mężem, o! - zażądała i pochyliła się ku niemu, stukając palcem o swoje usta i domagając się jakiejkolwiek zachęty do zmiany stanu cywilnego. Minę miała groźną ( a przynajmniej tak się jej wydawało), bowiem próbowała wyglądać na taką, co nie zadowoli się byle czym. No i starała się zachować pozycję stojącą, by się przypadkiem nie wywalić na swojego prawie-męża. - Przekonaj mnie, Finlinili.