Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz - 16:00, w całości zmieniany 4 razy
Speszyła się lekko. Czy ona nie ma za długigo języka?! Musi to sprawdzić, ale dopiero w dormitorium. - Randy - powiedziała cicho, mając nadzieję, że dziewczyna nie usłyszy. - Kto na przykład? Mi tam by nawet pasowało, ale to nie ja o tym decyduję. Trudno jest znaleźć w Slytherinie osobę, z którą mogłabym porozmawiać. Zalożyła buty. Juz dość się wygimnastykowała.
- Randy? Poznałam go niedawno. Jest przystojny... i miły. Chociaż lubi robić psikusy - powiedziała, myśląc o sytuacji w pokoju wspólnym Krukonów. - Nie ma zbyt wiele takich osób, ale jest kilka. Choćby Alexandria Wintworth. Na co dzień dumna i wyniosła, ale zyskuje przy lepszym poznaniu - powiedziała. - A co do tych osób... to jest takich dwóch, którzy mnie irytują. Narciss Aładin i Oliver Evans. Mają charakter - skwitowała.
- Nie poznałam ich osobiście, ale znam ich z widzenia, chociaż dawno ich nie widziałam. Chyba mają kryzys. Wcale się do siebie nie odzywają - powiedziała. - Tak - przytaknęła, kiedy Gabi mówiła o Randy'm. - Jego raczej zna większość szkoły - uśmiechnęła, tez uważała, że chłopak jest przystojny, miły, ale nie tylko. Jednak te uwagi zachowała dla siebie. - Nie chodzimy do czyichś pokoi, bo wiem, że będziemy tam niemile widziani - podsumowała.
- Raczej często mam okazję spotykać ludzi z którymi niełatwo jest mi się dogadać - przyznał, właściwie Valentin lubił się nieco posprzeczać. Spojrzał na Juliette z lekkim uśmiechem. - Tak, zdecydowanie było wtedy dość śmiesznie - przyznał i upił nieco alkoholu.
Jul: - Ja też coś o tym wiem. Ja po prostu taka jestem, a strasznie irytuję mnie jak ktoś chce być na siłę złośliwy. - wywróciła oczami po czym położyła ręce na stole. Kątem oka zerknęła na dwie, plotkujące dziewczyny.
Viv pokiwała głową, opróżniając drugą szklankę. Uśmiechnęła się słysząc słowa dziewczyny. - Trzeba się z tym urodzić- powiedziała ironicznym tonem Vivien. Po czym zwróciła głowę w stronę Valentina. - W zasadzie... To wszystkiego najlepszego z okazji imienin- powiedziała zaskoczona, że wcześniej o tym nie pomyślała.
Jul: Nawet nie zdała sobie sprawy ze zbieżności imion. Fakt, dzisiaj były imieniny Valentina. - Tak, najlepszego. - pokiwała głowa, uśmiechając się do niego lekko.
- Właśnie coś się nie odzywają do siebie. A takie były papużki nierozłączki... - zakpiła sobie z dwóch Ślizgonów. - Myślę, że ty znasz Randy'ego lepiej. Ja go znam tylko kilka dni - powiedziała. Domyślała się, że nie był on Andrei obojętny, ale nie zdradzała swych podejrzeń. - Wiesz... chyba to nie jest dobre miejsce na naszą rozmowę. Zbyt dużo ludzi może dowiedzieć się, co sądzimy o innych ludziach. Poza tym... niektórzy uważają nas za plotkarki.
- Sami o nas, to znaczy o mnie, plotkują. Nie widzisz? - wpatrywała sie uparcie to w Valentina, to w Vivien. Najmniej w Juliette. Z sie nie pokłóciła, a raczej wymieniły między sobą kilka zdań. - Nie zależy mi za bardzo na znajomości z takimi ludźmi. A podobno krukoni są tacy mądrzy. - Jeśli chcesz, możemy stąd iść. A przynajmniej ja, bo jeszcze opinia o Tobie zostanie zszargana przez moje towarzystwo, a tego raczej nie chcesz.
- Tak, tego nie da się nadrobić na siłę - przyznał im rację. Zaśmiał się cicho słysząc życzenia od nich z okazji imienin, zwykle właściwie nie przywiązywał wagi do tego dnia. Wszak obchodził je w taki dzień, że trudno byłoby o nich jemu samemu zapomnieć. - Och dziękuję wam - powiedział z uśmiechem. Dolał im i sobie trochę alkoholu do szklanek i sam upił nieco.
- Wiesz, czasem sobie myślę, że Tiara pomyliła się, przydzielając Vivien do Ravenclawu. - Plotkują o nas... niech gadają. A opinia to tylko opinia. Zresztą i tak rzadko z kimś gadam. Ludzie unikają mnie i bez tego, że z tobą rozmawiam. No bo kto chciałby gadać z nudną Krukonką, kujonką, nie będącą duszą towarzystwa? Chyba tylko ktoś taki jak ja. A takich ludzi nie ma zbyt wielu - stwierdziła z żalem. Po tym ziewnęła przeciągle. - Jestem już zmęczona. Niestety, ale zostawię cię tu. Poza tym nogi mnie już boją od tych butów. Wstała od stołu i skierowała się ku wyjściu. - Dobranoc - powiedziała i wyszła.
Jul: Uniosła szklankę do góry. - Valentin, Twoje zdrowie! - wniosła toast, patrząc na chłopaka. Miała trochę żalu do siebie, że o tym nie pomyślała.
Viv: Vivien ponownie pomachała ręka, tym razem do wychodzącej Gab i bez ironii, jak wcześniej do Andrei. Również uniosła swoją szklankę. Uśmiechnęła się lekko do dwójki ślizgonów. - O tak, żebyś spotykał na swojej drodze ludzi, którzy Ci odpowiadają- powiedziała patrząc na chłopaka.
- Dobranoc - pożegnała krukonkę, która odeszła od stołu. Andy, nie chcąc podchodzić do ślizgonów, pozostała przy innym stole. Tutaj zjadła kolację, ale nadal wpatrywała sie w swój stół. Widać, że Viv nie była zwykłą krukonką. Ona w ogóle nie pasowała do tego domu. Lepiej dogaduje się ze Slytherinem. Przestała rozmyślać i wstała od stołu. Z gracją minęła stół ślizgonów, w tym tą trójkę i wyszła. Już jej nie było.
- Dzięki - powtórzył z lekkim uśmiechem i napił się ze szklanki swojego alkoholu. Pomyślał, że jak dobrze, iż postanowił zabrać go ze sobą. - Mam nadzieję, że tak będzie - stwierdził w odpowiedzi na życzenia Vivien, wszak bardzo trafione. Z resztą właściwie i teraz po części już tak było. Spotykał ludzi, którzy mu odpowiadali. Tymczasem na Ślizgonkę, która to opuściła Wielką Sale, nawet nie zwrócił uwagi.
Jul: Juliette powoli sączyła alkohol. Nie obracała się za siebie, więc nie dostrzegła opuszczających WS dziewczyn. - Ach, właśnie Vivien. Jak udało Wam się lepienie bałwana? - spytała, nawiązując do jej ostatniego spotkania z Javierem. - Widziałam Was tylko przez moment, a potem musiałam znaleźć kota. - wywróciła oczami.
- Mam nadzieję, że póki co tak jest- powiedziała do Valentina i wypiła za niego spory łyk alkoholu. - Bałwana?- Viv przez chwilę zastanawiała się skąd Juliette wie o nim, po czym przypomniała sobie ich pierwsze spotkanie, zaśmiała się- Ach... bardzo dobrze. To było całkiem ciekawe zajęcie. Tylko teraz Richard stracił czapkę, gdyż ktoś ją ukradł... I mam problem z Javierem, który upiera się, że jest to Eleonora, co jest absurdalne. To widać, że to mężczyzna. Viv z uśmiechem popatrzyła na butelkę z której ubyło już 3/4 mocnego napoju.
Jul: Patrzyła na nią z lekkim rozbawieniem. - Nie zdziwiłabym się, gdyby to była sprawka mojego kota. Jest naprawdę nieokrzesany. - powiedziała po czym napiła się alkoholu.
- Jakiego masz kota? - Zapytał przenosząc wzrok na Juliette, gdy ta o tym wspomniała. - Lepiłaś bałwany? - Zapytał z rozbawieniem. Dawno ani tego nie robił, ani nie widział, żeby ktoś z jego znajomych tym się zajmował. Napił się jeszcze trochę napoju ze szklanki. Wypili go już tu trochę i miał wrażenie, że jak wstanie będzie mu się nieco kręciło w głowie. Wszak nie był to słaby alkohol.
Jul: - Mam, ale ciągle pozostał bez imienia. - przyznała. Odstawiła pustą szklankę. - Ja już podziękuję. Jutro nie będę mogła wstać. - skwitowała. Zaczęła bawić się swoją maską karnawałową.
- Też mam kota. Jaki jest twój?- zapytała Juliette, opróżniając w tym czasie kolejną szklankę. Czuła już na sobie pierwsze znaki wypicia dużej ilości alkoholu. - Lepiłam- powiedziała z uśmiechem- To bardzo rozwijające i ciekawe zajęcie, aż się przypominają cudowne lata młodości. Lepsze niż rzucanie śnieżkami. Spróbuj kiedyś.
Jul: - Bardzo przypomina mi mnie. - powiedziała z lekkim uśmiechem. - Jest czarny i ma zielone oczy. - opisała go. - Zdecydowanie jest typem niezależnym, ale to mi odpowiada. - dodała. - Nie pamiętam kiedy ostatnio lepiłam bałwana. To chyba musiało być w zeszłym stuleciu. - powiedziała z rozbawieniem.
- Nie mam kota, aczkolwiek uważam je za świetne stworzenia. Musi być świetny - stwierdził wypijając resztkę alkoholu ze szklanki. Spojrzał na butelkę w której wcale już nie było wiele alkoholu, nalał sobie jeszcze do szklanki. Zaśmiał się cicho wyobrażając takie lepienie bałwana. - To nie jest zły pomysł, będę musiał takiego kiedyś ulepić - przyznał, wizja lepienia bałwana spodobała mu się, a przynajmniej wydała mu się zabawna.
Viv uniosła do góry resztkę alkoholu i wlała sobie do szklanki. - Na pewno już nie chcesz Juliette?- upewniła się, chociaż praktycznie było już za późno. - Polecam lepienie bałwanów- powiedziała z uśmiechem- Cóż za ironia, mój kot jest biały i ma ciemnoniebieskie oczy, jak ja. To chyba prawda, że właściciele wybierają sobie zwierzę pod względem tego, że jest do niego podobny.
Jul: - Pewnie tak. Valentin raczej miałby problem ze znalezieniem takiego kota, więc zrezygnował. - uśmiechnęła się nieznacznie. Zaczęła wyobrażać sobie siebie lepiącą bałwana, co wyglądało dość komicznie w jej myślach.
Zaśmiał się słysząc słowa Juliette, no tak ciemnorudego kota, jeszcze nie widział, aczkolwiek mógłby wyglądać interesująco. - Wziąłbym czarnego - stwierdził w końcu z rozbawieniem. Napił się jeszcze nieco ze szklanki.
Jul: - Dobry wybór. - pokiwała głową. - Chociaż nie mam też nic do białych kotów. - dodała z rozbawieniem, widząc minę Vivien. Rozejrzała się i z ulgą przyjęła wiadomość, że Wielka Sala jest całkiem opustoszała.
- Wszystkie koty są cudowne- stwierdziła Viv, wzruszając ramionami. Patrzyła jak Juliette rozgląda się po sali. Kiedy powtórzyła jej gest zakręciło jej się lekko w głowie. - Aż dziwnie, kiedy tu jest tak pusto- powiedziała, pijąc jeszcze trochę wysokoprocentowego płynu. Został już jej ostatni łyk.
- Owszem, to świetne stworzenia - zawsze podobała mu się w kotach ich niezależność. Spojrzał również na Wielką Sale w której były pustki. - Dobrze jak tu nie ma takich tłumów - stwierdził przenosząc wzrok na swoją szklankę. Nie było w niej już za wiele. Zrobił dwa łyki, aż została pusta. Działanie alkoholu jednak czuł. - Nieczęsto tak tu jest.
Jul: - Niby niepozorny alkohol, a jednak działa na człowieka. - skwitowała, niezbyt zadowolona z tego faktu. Oparła głowę o ramię Valentina. - Tylko mnie teraz nie zrzucaj, bo będziesz miał mnie na sumieniu. - ostrzegła.
Vivien po raz ostatni przechyliła szklankę. - Nie wiem czy dobrze, nie lubię przebywać sama w dużych pomieszczeniach, co innego niż otwarta przestrzeń. Viv pokazała palcem na pustą butelkę. - Ha! I w ten sposób opróżniliśmy litr tego... czegoś. Ponieważ krukonka nie miała obok siebie męskiego ramienia położyła na chwilę głowę na stole.
Uśmiechnął się lekko słysząc słowa Juliette. - Dobrze, nie zrzucę - powiedział czując jak się o niego opiera. Spojrzał jak Krukonka położyła się na stole. - Nie jest tu najwygodniej, a to Francuski bimber! - Oświadczył słysząc "czegoś". Trunek ten wprowadził go tego dnia w dość dobry nastrój.
Viv podniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko. - Więc niech żyje Francja i francuski bimber- powiedziała głośno. Wyciągnęła nogi na ławce, na której siedzieli. - Nie powinniśmy już iść czy coś?- zapytała, na przekór swojemu gestowi.
- Vive la France - powiedział obejmując Juliette, która opierała się o jego ramię. - Nie wiem, właściwie może i powinniśmy - powiedział jakoś nie śpiesząc się do wstania z ławki.
Vivien spojrzała na Juliette, która dość długo już się nie odzywała. Zauważyła, że dziewczyna ma zamknięte oczy i lekko rozchylone usta. - Valentin, ona chyba zasnęła- powiedziała bezbarwnym tonem.- To chyba przez ten twój bimber- wymruczała jeszcze kładąc się na przy okazji na ławce. - Pozwolisz, że na chwilę zamknę oczy?- zapytała zamykając je.
Ziewnął leniwie słuchając słów blondynki. Spojrzał na Juliette, która istotnie chyba zasnęła. - Jasne - powiedział do Vivien opierając się o stół. Powieki tak mu ciążyły, czuł się wyjątkowo sennie. Tak, to zdecydowanie ten trunek pomyślał leniwie przymykając oczy.
Jul: Juliette otworzyła oczy. Podniosła się z ramienia Valentina. Pomasowała obolałe skronie. Świetnie, spędzili noc w Wielkiej Sali. - To się nazywa zaproszenie na kolację ze śniadaniem. - skwitowała z rozbawieniem.
Valentin: Valentina rozbudził głos Juliette, otworzył leniwie oczy i rozejrzał się w koło. - Jeszcze nie zdarzyło mi się spać w Wielkiej Sali - mruknął cicho poprawiając rozczochrane włosy. Plus był tego taki, że miał pod ręką zastawiony stół. Sięgnął powolnie po dzbanek z kawą, lekko ziewając. Nalał sobie czarnego napoju do kubka i wypił kilka łyków. - Tak, kolacja ze śniadaniem. Coś nie dotarliśmy wczoraj do tych dormitoriów - dodał spoglądając na ciągle śpiącą przy stole Vivien.
Jul: Poprawiła fryzurę i wlała do szklanki wody. Wzięła dość spory łyk, który od razu przyniósł jej ulgę. - Mnie chyba też się to nigdy nie przytrafiło. - przyznała, obserwując śpiącą Vivien.
Valentin: Wypił kolejnego łyka kawy, mając nadzieję, że trochę go ten napój rozbudzi. - Muszę w końcu udać się do lochów - stwierdził czując, że w końcu musi się tam ruszyć. Od spania przy stole czuł się dość niewyspany. Nawet nie wiedział o której wczoraj tu usnęli. - Idziesz też na dół? - Zapytał spoglądając na Ślizgonkę.
Juliette: Juliette również wstała od stołu. Miała ochotę po prostu położyć się w swoim łóżku. - Tak, ja też idę. - zwróciła się do Valentina. - Miłych snów, Vivien. - powiedziała po czym udała się w stronę wyjścia.
Valentin: Spojrzał tylko na śpiącą Vivien, po czym wypił resztkę kawy i podniósł się z ławki. Przeciągnął się jeszcze leniwie i ruszył zaraz za Juliette w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Myśląc tylko o tym, aby położyć się w końcu w łóżku.