Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:00, w całości zmieniany 4 razy
Słysząc rozmowę Bell z jakąś dziewczyną, odechciało się jej na chwilę spać. Już coś planuje... Oj, Bell... nie za dobrze ci? I znowu zaczęła ziewać. Zapomniałam już jak działa na mnie piwo kremowe...
- Aha, to tak jak ja. Też nie mogę znaleźć dla siebie przyjaciół. Widocznie jestem typem samotnika. Większość osób ma już znajomych i ciężko mi się między nimi zaaklimatyzować. Wolę poczytać książki. - Miło mi było Cię poznać. Widać, zę jesteś fajną kumpelą.
- Ach, mir również. Wiesz, na początku zawsze bałam się, że popełnię gafę. A później bałam się, czy inni nie odbiorą zbyt nachalnie mojego zachowania. I też wolę poczytać książki. No i słuchać muzyki, co jednak tutaj w Hogwarcie nie jest możliwe, z tego względu, że urządzenia mugolskie, których często muszę używać w domu, tutaj nie działają. Poczuła się jeszcze bardziej senna. - Przepraszam cię, ale nie wysiedzę tu dłużej, tak chce mi się spać. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz... Naprawdę miło mi się z tobą rozmawiało...
Bell i Alison wróciły. Ruda lewitowała tacę z tortem między głowami uczniów, uważając, by żadnego nie potrącić. Wtedy to dopiero byłaby katastrofa. Usiadła tuz obok Gabi. Uśmiechnęła się do Puchonki. - Cześć - przywitała się z nią. Czyżby ją znała? Nie miała pojęcia. - Alison ma dzisiaj urodziny. Czternaste. I mam nadzieję, że pomożecie mi jakoś to... urządzić.
Rose siedziała zmyślona. Rozmyślała nad nowo poznaną dziewczyną. Była całkiem miła, wesoła, podobna do niej. Ocknęła się, kiedy usłyszała jej głos. - No jasne. Ja też niedługo pójdę. Może jeszcze kogoś poznam. dzięki za rany. Jesteś naprawdę fajną dziewczyną. Może się jeszcze spotkamy i pogadamy dłużej? Może na błoniach. Dobranoc- zakończyła i została sama.
- Miło mi, że tak mówisz. Wyślę do Ciebie sowę, kiedy będę miała czas. Zgoda? - Bell, mogę ci pomóc, pod warunkiem, że to nie będzie męczące, gdyż, jak sama pewnie widzisz, jestem trochę zmęczona i miałam iść do dormitorium. Ale Sto lat raczej uda mi się zaśpiewać - uśmiechnęła się.
- Okey. Cześć, nazywam się Rose Victorie Stuner, a ty?- blondynka spytała rudowłosej, tej samej, która wspominała coś o urodzinach Alison. ,,Kto to Alison?- zastanawiała się.'' Warto tu kogoś poznać lub zagadać...
Rose stała teraz obok stołu. Zamiast odpowiedzi Bell usłyszała głos Gabrielle. Mruknęła ciche ,,dziękuję'' i usiadła przy stole. Chwyciła stojące obok kremowe piwo i wypiła kilka łyków.
Dziewczyna dopiła do końca piwo kremowe i wstała od stołu. Nawet nie zauważyła, kiedy zniknęły dwie dziewczyny. Postanowiła iść w ich ślady. Zostawiła kubek i odeszła. Minęła po drodze kilka znajomych twarzy, ale nie odezwała się już ni słowem. Zniknęła za drzwiami Wielkiej Sali. Stwierdziła, że spędziła tutaj wystarczająco dużo czasu.
Nim zdążyła odpowiedzieć na pytanie Puchonki i ona i Gabi opuściły Wielką Salę. Pięknie. A Alison zgubiła gdzieś po drodze. Zaśmiała się z własnej sytuacji. Cóż... niezwykle ją to bawiło, choć sama nie wiedziała dlaczego. Znowu oparła oparła brodę na dłoniach i postanowiła czekać na rozwój wypadków. Bo coś musiało się w końcu wydarzyć.
Ivor: Wszedł do Wielkiej Sali. Miał wielką ochotę na karpatkę. Usiadł przy stole naprzeciw dziewczyny, która wyglądała na znudzoną. Na razie odmówił sobie przyjemności zapoznawania się z kimkolwiek i sięgnął po talerzyk i kawałek ciasta.
Alison: Wpadłam jak burza do Wielkiej Sali - Upss, przepraszam Bell - powiedziałam szczerząc pięknie swoje ząbki - Ale zgubiłam Cię po drodze - usiadłam przy stole - Ten zamek jest za wielki - odburknęłam i napiłam się piwa kremowego. Spojrzałam na nowego chłopaka, który usiadł przy stole. - A ten to kto? - spytałam cicho Bell
- Nie wiem, właśnie trochę się zdziwiłam, że nie ma zespołu, przecież zwykle jakiś zapraszali - powiedziała do Hanny, patrząc na gramofon. Po chwili ktoś zmienił płytę i leciały szybkie piosenki. - Może z jakiegoś powodu zrezygnowali? - Powiedziała z zamyśleniem, tym samym przypominając sobie ostatnią imprezę.
Ivor: Obrzucił siedzące nieopodal dziewczyny uważnym wzrokiem i nalał sobie dyniowego soku.*Tja,nowy,chociaż stary*pomyślał i uśmiechnął się.Szybko pochylił głowę,żeby nie uznały,że uśmiecha się do nich.
Wreszcie. - Myślałam, że przez cztery lata zdążyłaś zapamiętać jak dotrzeć z kuchni do Wielkiej Sali - zrobiła dziewczynie miejsce obok siebie. - Zdaje się, że z twojego rocznika - powiedziała cicho. - Jak ci się tort podoba?
- Może uznali, że to nie jest odpowiednia do tego okazja? - myślała głośno. - Albo w tym roku brak im na to funduszy. - Stwierdziła i ponownie swoje usta zanurzyła w zimnym soku dyniowym.
Po długim siedzeniu w dormitorium, Viv weszła do WS w czarnych obcasach i granatowej sukience. Rozejrzała się po WS. Po chwili zorientowała się, że stoi pod jemiołą. Stała pod nią jakiś czas, dopóki nie uzmysłowiła sobie co to jest. Uciekła spod niej i usiadła w pobliżu Bell. Pomachała Effy, siedzącej na przeciwko i mruknęła coś w stylu "czesc" do jakiegoś krukona. - Czemu tu wisi jemioła?- zapytała rudej. - Och Alison! Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Vivien objęła dziewczynę i pocałowała w policzek.
Alison: - Jest śliczny - powiedziałam patrząc z uśmiechem na tort. Napiłam się soku dyniowego i spojrzałam na Bell - Rzeczywiście, cztery lata poznawania zamku powinnam zapamiętac. - powiedziałam rozglądając się dookoła sali.
Ivor: - Cześć wszystkim. Widzę, że ktoś ma tutaj urodziny - uśmiechnął się podchodząc do grupki dziewczyn. - Ivor Beritz jestem, witam - przedstawił się i lekko ukłonił - I sto lat solenizantce - uśmiechnął się do dziewczyny przed którą stał wielki tort.
Alison: - Dzięki dzięki - powiedziałam z uśmiechem do Vivien i rozejrzałam się po sali, spoglądając na jemiołę, o ktróęj mówiła Viv. - Alison Sabitz. - odpowiedziałam chłopakowi, który stał niedaleko mnie . - I dzięki za życzenia - odpowiedziałam uśmiechając się
- No, Viv, wreszcie wróciłaś. Już myślałam, że coś tam na ciebie napadło - uśmiechnęła się do Krukonki, gdy tylko podeszła do stołu. - Bo w dzień balu jest podobno także Święto Pocałunku, czy jakoś tak. Nie pamiętam jak się nazywało. - Bell - przedstawiła się chłopakowi. Więc Ivor. Pierwszy Krukon z jakim miała okazję rozmawiać w tym roku. - Skoro już nas się więcej zebrało, może zdmuchniesz świeczki? - spytała Alison, spoglądając na tort. Najpierw przydałoby się je zapalić.
Alison: - Okej, to mogę zdmuchnąc. Tylko trzeba je zapalic. - powiedziałam ze skwaszoną miną. Spojrzałam na Bell - Mogłabyś? Jak widzisz nie posiadam zapałek - mruknęłam z niezadowoleniem
Weszłam powoli do Wielkiej Sali. Rozejrzałam się dookoła. Było więcej ludzi niż myślałam, że będzie. - Widział ktoś może Alison? - zapytałam i spojrzałam na tort, za którym stała Alison. Podbiegłam do niej szybko i zaczęłam ja przytulać- szystkiego najlepszego- powiedziałam wesoło i wręczyłam jej małą paczuszkę. - jestem Ailla Vestronum- powiedziałam do pozostałuch ludzi z uśmiechem
Alison: - Dziękuję Ailla! - powiedziałam z szerokim uśmiechem, przytulając się do Krukonki. - A co tutaj jest? - spytałam Aillę, trzęsąc pakuneczkiem.
Ailla: - Zobacz sama- puściłam jej oczko i cierpliwie wyczekiwałam, aż otworzy mój prezent- pomiętam jak chciałaś to dostać- zaczęłąm sobie przypominać słowa Alison.
Alison: - No no no - powiedziałam trzęsąc paczką - Dobra, dobra. Już otwieram - powiedziałam widząc spojrzenie Ailli - A co to jest? - spytałam przyglądając się czemuś w paczce
Ailla: Pacłam się ręką w głowę. - to ta bransoletka o której marzyłaś od 6 roku życia. Szukałam, szukałam i znalazłam- powiedziałam dumnie i pokazałam brodą na paczuszkę.- mam nadzieję, że Ci się spodoba\
Alison: - Oczywiście - powiedziałam oglądając bransoletkę - Jest piękna dziękuję! - uśmiechnęłam się do Ailli i przytuliłam ją mocno. Po chwili z powrotem usiadłam na krześle i zaczęłam zakładac swój prezent na rękę.
Ostatnio zmieniony przez Ailla Vestronum dnia Sro Cze 16 2010, 19:35, w całości zmieniany 2 razy
- Ali! Przecież jesteś czarownicą, czyżbyś o tym zapomniała? - zaśmiała się i wyciągnęła różdżkę. - Incendio - powiedziała, przykładając jej koniec do świeczki i tak zrobiła z każdą, aż wszystkie czternaście się paliło. - Cześć, Ailla. Zajrzała Alison przez ramię, ciekawa co dostała. Odsunęła się trochę, gdy wyjęła prezent. - A dlaczego tak długo o niej marzyłaś?
Alison: - Bo ma dla mnie duże znaczenie. To bransoletka mojej babci. Ktoś ją sprzedał. Ja także jej szukałam, ale nigdzie nie znalazłam - wyjaśniłam dla Bell. Po chwili zamyślenia, spojrzałam na swieczki. - Czas na życzenie - powiedziałam i zamyśliłam się. Trochę to potrwało, ale wreszcie zdmuchnęłam świeczki i uśmiechnęłam się wesoło. - To kto chce tortu? - spytałam z uśmiechem biorąc nóż i krojąc.
Popatrzyłam się dziwnie na Alison - Jeszcze się pytasz. Oczywiście, że ja chcem - powiedziałam śmiejąc się i wyciągnęłam w jej stronę talerzyk. z uśmiechem wyczekiwałam, aż da mi kawałek tortu.
Ivor: -Mi też możesz nałożyć- uśmiechnąłem się i sięgnąłem po talerzyk.
Alison: Jako że nie chciało mi się każdemu po kolei podawac, wymyśliłam inny sposób. - Wingardium Leviosa! - powiedziałam i kawałki tortu powędrowały na talerze Ailli i Ivora
- Mi też możesz dać. Chętnie spróbuję tego co skrzaty dla ciebie wykombinowały... - postawiła przed sobą mały talerzyk, czekająca aż do niej też przyleci kawałek ciasta. - A to wy się znacie? - spytała, spoglądając raz na jedną, raz na drugą Krukonkę. - W sensie, że tak dłużej?
Alison: - Mhm, znamy się od piaskownicy - powiedziałam, lewitując kawałek tortu na talerzyk Bell. Schowałam różdżkę do kieszeni i powiedziałam : - Jesteśmy coś na rodzaju kuzynek - powiedziałam wesoło i uśmiechnęłam się
- Coś w tym rodzaju- zaśmiałam się- kiedy to myśmy się poznały? Dokładnie to chyba na 5 urodzinach naszego wspólnego znajomego. Pamiętasz?- zaczęłam przypominać sobie stare czasy. Wzięłam kawałek tortu
Hanna przez moment obserwowała roześmianą blondynkę, która dzisiaj świętowała swoje urodziny. Z delikatnym kaprysem, ledwo widocznym na jej twarzy obróciła wzrok i już otwierała usta, aby wypowiedzieć zdanie kiedy zorientowała się że Effie już obok niej nie siedzi. Zmarszczyło czoło zastanawiając się gdzie mogła się on podziać, ale wśród tłumu ludzi na sali nie dostrzegała nikogo do niej podobnego. Wzruszyła więc ramionami i dopiła zimną już herbatę. Westchnęła głośno i wyszła z sali nie mając konkretnych zamiarów, co do miejsca w które mogłaby się teraz udać.
Hayley weszła do Wielkiej Sali trzymając w rękach gazetę i rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu. Westchnęła przeciągle i stała przez moment w miejscu. W końcu ruszyła w stronę stołu Gryfonów i usiadła. Wyjęła gazetę i rozłożyła ją przed sobą. Po chwili była już pogrążona w lekturze tak, że nie zauważała, co dzieje się dookoła. Co jakiś czas mruczała pod nosem uwagi typu "Armaty mistrzami? Zabawne..." lub "Skeeter chyba z krzesła spadła".
Vivien siedziała przy stole. Nie miała ochoty na tort więc nawet o niego nie prosiła. Tylko patrzyła jak reszta je go przy okazji brudząc dookoła i głośno gadając. Patrzyła nieprzytomnie w swój puchar z jakimś piciem. Po chwili uniosła głowę i zapatrzyła się w tył głowy jakiejś dziewczyny. Miała bardzo jasne blond włosy. Zaczęła się na nie bezmyślnie gapić, zapominając o wszystkim dookoła.
Cass weszła do Wielkiej Sali nieśmiałym krokiem. Włosy delikatnie opadały na jej ramiona. Dziś postanowiła ubrać białą sukienkę z granatowymi dodatkami. Zamiast obcasów założyła na nogi balerinki, które uważała najwygodniejsze buty. Zaczęła iść w kierunku stołu Hufflepuff'u. Kawa wydawała jej się idealnym napojem na sam początek posiłku. Zwłaszcza, że zupełnie nie miała ochoty jeść. Nie dochodziły do niej dźwięki z Wielkiej Sali, ani to, co tam się działo. Nie mogła się skupić, to chyba był główny powód jej odpłynięcia w inny świat. Usiadła na swoim stałym miejscu, przeganiając jakiegoś pierwszaka. Chwyciła za kubek sporych rozmiarów i nalała do niego kawy z dzbanka. Dopiero teraz zaczęła się rozglądać po Wielkiej Sali, czekając na zbawienne działanie napoju życia.
Po jakimś czasie Hayls przeczytała wszystkie w miarę interesujące artykuły. Złożyła gazetę i podparła się rękami o stół. Zaczęła wodzić oczami po osobach w Wielkiej Sali. Starała się zapamiętywać ich twarze i znaki szczególne. Przyglądała się po kolei każdej osobie, aż w końcu napotkała spojrzenie blondwłosej dziewczyny siedzącej przy stole Krukonów.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz? - przysunęła talerzyk, wzięła widelczyk i wzięła się za jedzenie. - Chwila, jak to jesteście kuzynkami, a znacie się od piątych urodzin wspólnego znajomego? - Vivuś, torciku - podsunęła Krukonce pod nos cały, proporcjonalnie do jego wielkości ledwo rozpoczęty tort. - Zobacz, nie może się doczekać, aż go zjesz... - Ej, właśnie! Widziałaś ostatni mecz Goblinów z Grodziska z Sokołami z Heidelbergu?