Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:00, w całości zmieniany 4 razy
Blondynka odwróciła się. Viv wyrwała się z zamyślenia. Uśmiechnęła się lekko spojrzała na dziewczynę i poklepała miejsce obok siebie. Przerwała jej Bell podsuwając jej kawałek tortu, który Vivien odsunęła od siebie krzywiąc się lekko, próbując uchronić się od tortem przy jej ustach. - Nie dzięki, nie mam ochoty- powiedziała. Od razu się rozchmurzyła, słysząc następne pytanie. -Oczywiście, że tak! Gobliny wręcz ich rozgromiły, Sokoły nie miały szans. Ale za tydzień grają z Pogromcami kafla z Quiberon. Gobliny nie mają szans!
- Jak to nie mają? - oburzyła się, słysząc jej stwierdzenie. - Wroński na pewno złapie znicza, mogę się nawet założyć! Przecież widziałaś jak rozwalił tego Niemca. Dosłownie rozpłaszczył się na ziemi, a miotła poleciała heeen, daleko! Co prawda Pogromcy tyle razy przechodzili daleko... Jednak wierzę, że tym razem będą to Gobliny.
Przez swoje oburzenie Bell zrzuciła na stół kawałek tortu. Więc Viv nie musiała została zmuszona go zjeść. - Bardzo dobrze załóżmy się! Może i jest dobrym szukającym. Jednak Pogromcy mają znakomitych pałkarzy i obrońcę. A ich szukająca Juliette jest tak śliczna, że twój Wroński zapomni co robi na boisku.
- Akurat! Zajmie się nią po meczu. Doskonale wie, co jest najważniejsze i rozwali ją jak innych. Swojego obrońce możesz se wziąć gdzieś. Nawet najlepszy nie da rady Zamojskiemu z kaflem. To jest po prostu coś, taaki widok! Mówisz, zupełnie jakbyś nie nie widziała go w akcji. Bell nałożyła sobie następny kawałek ciasta, z postanowieniem, że ten zje do końca.
- Och przestań. Oni latają na Wicioszynem, a Francuzi mają Błyskawice. Zamojski nawet nie zauważy jak ścigające Pogromców zabierają mu kafla. Poruszają się o wiele zgrabniej niż on. Tak samo Juliette. Zauważ, że ona więcej razy złapała znicza niż ten twój Wroński, co widać przez to jak dalego doszły Gobliny, a jak Pogromcy. Vivien zaczęła drzeć z nudów serwetkę i rzucać na pusty talerzyk.
Bell dosłownie zatkało. Jak Vivien mogła tak okropnie krytykować jej ukochane Gobliny z Grodziska? - Błyskawice, też coś. Wycioszyny są dobrymi i już sprawdzonymi miotłami. Poza tym to nie miotły decydują o wygranej, tylko zdolności - odparła, siląc się na spokój. - Twoja Juliette może i złapała dużo razy znicza, ale w meczach z Goblinami, to zawsze Wroński wygrywał - uśmiechnęła się słodko.
- Faktycznie, świetnie się spisał Wroński. Jednak może pamiętasz, że twojemu Zamojskiemu nie poszło aż tak dobrze? Były mecze w których wygrała Francja, mimo że to szukający Goblinów złapał znicza...- zauważyła Vivien odwzajemniając słodki uśmiech.- I przypomnę, że oni wygrali minimalną ilością punktów, ale za to z Gwiazdami ze Sweetwater, a to nie byle jaki przeciwnik. Viv zazwyczaj lubiła Gobliny z Grodziska, za dobrą grę oraz za wyjątkowo przystojnego pałkarza, ale ponieważ miała w sobie sporo francuskiej krwi, postanowiła zachować się patriotycznie.
- Pogromcy wygrali wygrali z Gwiazdami? Jeśli masz na myśli ten mecz, z 1993 roku, to było właśnie na odwrót... Bo właśnie o tym czytałam. Grali długo i każda drużna grała naprawdę dobrze, ale w końcu to Gwiazdy wygrały. Żałuję, ze nie miałam szans go obejrzeć.
Hayley podniosła gwałtownie głowę, gdy uchwyciła nazwy drużyn quidditcha. Zobaczyła, że to blondynka, której wcześniej się przyglądała, dyskutuje żywiołowo z rudowłosą dziewczyną. Haylay podniosła się machinalnie i powędrowała w ich stronę. - Rozmawiacie o quidditchu, prawda? - zapytała wprost dziewczyn. - Gobliny, Pogromcy? Moim zdaniem każda z tych drużyn ma szanse na wygraną.
- Może i tak... Ale i tak uważam, że Gobliny wygrają. Przyjrzała się dziewczynie. Zdaje się, że była na tym samym roku co ona i Viv. - Jednak ty pewnie też kibicujesz jakiejś jednej drużynie, prawda? - jadła dalej tort. BYl naprawdę dobry, dziwne, że Vivien nie chciała. - Torciku? - spytała Gryfonki.
- Poproszę - powiedziała Hay. - Osobiście kibicuję Płomieniom z Franklin. Nie odnoszą może wielkich sukcesów, ale to kwestia czasu. - Usiadła na ławce obok rozmówczyń. - Co do najbliższego meczu, Gobliny mogą być zbyt pewne siebie po ostatnim zwycięstwie i przegrać. Kiedyś notorycznie im się to zdarzało.
Natalie: Natalie i Hanna weszły do Wielkiej Sali. Tym razem znów zatrzymała się, by rozejrzeć się po pomieszczeniu. Robiło niemałe wrażenie. Dało się słyszeć gwar rozmów. Natalie zaczęła szukać wzrokiem stołu Puchonów. W końcu udało jej się go odnaleźć. Pomachała Hannie i usiadła na krześle. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jest strasznie głodna. Nałożyła na swój talerz naleśnika z dżemem i zaczęła go pałaszować.
Z uśmiechem usiadła obok Natalie i zaśmiała się widząc jakim wzrokiem patrzy ona na jedzenie. - Smacznego. - Powiedziała do dziewczyny, a sama wzięła do ręki szklankę z zimnym sokiem dyniowym. Jakoś nie miała ochoty na jedzenie.
- Nie mówię o żadnym meczu z 1993 roku! Mówię o ostatnim! Musiałaś pomylić ich z Piorunami z Thunderally, gdyż z nimi faktycznie, Pogromcy nigdy nie wygrali! Vivien była aż z przejęcia wzięła w końcu kawałek tortu. - Jestem Vivien- powiedziała do gryfonki i spojrzała na nią pochlebczo, kiedy poparła ją w sprawach następnego meczu- Płomienie z Franklin? Skąd oni są? To jakaś dziesiąta liga?- zapytała zdumiona.
Natalie: Uśmiechnęła się. - Dzięki. Całą podróż nic nie jadłam. - powiedziała, gdy się posiliła. Rozejrzała się uważnie po Sali, podziwiając niesamowite ozdoby.
- Mogą. Właśnie chodzi o to, że mogą, co nie znaczy, że tak na pewno będzie. Ukroiła kawałek tortu i na szklanym talerzyku podała Gryfonce. Ona zdarzyła już swój zjeść. - Wcale nie pomyliłam. Widocznie ten ostatni mecz był tak mało ważny, że nawet o nim nie słyszałam. - Ja jestem Bell - przedstawiła się. Gdyby nie Viv, zupełnie by o tym zapomniała. W końcu takie ważne to nie było. - Też o nich nie słyszałam, jednakże Franklin jest chyba w Tennessee w Stanach. Pochodzisz stamtąd?
- Hayley - przedstawiła się i wzięła talerzyk z tortem. - Tak, Franklin jest w Tennessee. Mam tam rodzinę i co roku jeżdżę na święta. A ścigający Płomieni, Derek McMason jest moim sąsiadem. Haley włożyła do ust kawałek ciasta. Był bardzo smaczny. - A tak nawiasem, Płomienie są w trzeciej lidze. Ale teraz, kiedy mają nowego trenera i Dereka, mają szansę na zabłyśnięcie.
- Oo, no to fajnie... znać osobiście kogoś takiego - przyznała. Bo chyba, jeśli byli sąsiadami musieli rozmawiać choć kilka razy. - Zobaczymy jak to z nimi będzie, bo jak przed chwilą mogłaś się przekonać, zbyt głośno o nich nie jest. - A właściwie, dlaczego, jeśli pochodzisz aż z Ameryki, poszłaś do Hogwartu? Słyszałam, że tam jest dużo dobrych szkół...
- Oo, no to fajnie... znać osobiście kogoś takiego - przyznała. Bo chyba, jeśli byli sąsiadami musieli rozmawiać choć kilka razy. - Zobaczymy jak to z nimi będzie, bo jak przed chwilą mogłaś się przekonać, zbyt głośno o nich nie jest. - A właściwie, dlaczego, jeśli pochodzisz aż z Ameryki, poszłaś do Hogwartu? Słyszałam, że tam jest dużo dobrych szkół...
- Och przestań, pokłóciłyśmy się pierwszego dania, kiedy ona chciała powiesić ich plakat w dormitorium! Jednak już się do nich przyzwyczaiłam i nawet im kibicuję jak grają... z kimś innym niż Pogromcy, oczywiście- powiedziała Viv z lekkim uśmiechem- Od kiedy im kibicujesz Bell? I czemu w ogóle oni? Nie rozumiem tego. Vivien skończyła swój kawałek i wzięła drugi. Nie mogła sobie przypomnieć dlaczego wcześniej go nie chciała jeść. - No zobaczymy... Nigdy o nich nie słyszałam, ale w końcu nie jestem z USA. A komuś z pierwszej ligi kibicujesz?
- Umiarkowanie. Mam swoich faworytów w pierwszej lidze, ale nie jestem jakoś specjalnie rozentuzjazmowana ich grą. - Hayley skończyła jeść tort i odsunęła od siebie pusty talerzyk. Wlała sobie trochę soku dyniowego i wypiła go duszkiem.
- O, już tak długo, że nawet nie pamiętam - przyznała. Może ojciec był ich fanem i "zaraził" ją tym jeszcze jako małą dziewczynkę? Nie wiedziała. - Pamiętam! - wykrzyknęła, gdy Viv wspomniała o ich kłótni. - Ale jak to często bywa, wygrałam i go powiesiłam - wyszczerzyła się.
- Zabawne Bell, czemu nie wspomniałaś, że ja w zamian powiesiłam swój plakat Pogromców, który ty usilnie próbowałaś zdjąć!- powiedziała zjadając drugi kawałek ciasta. Odsunęła od siebie talerzyk. - Więc nie mogę się doczekać jak obejrzymy razem jakiś mecz- dodała wesoło do Hayley, przy okazji niechcący potrącając puchar z sokiem i wylewając cały na gryfonkę. - O matko, przepraszam!- krzyknęła biorąc serwetkę i czyszcząc dziewczynę.
Zamyśliłam się. Nie słyszałam żadnych głosów. No tak. Nie ma to jak odpłynąć w trakcie rozmowy, ale to raczej nie moja wina, że tort był taki dobry. Strząchnęło mną nagla. już wszystko było ze mną dobrze. słyszałam głosy i to był sukces. Kontynuowałąm jedzenia ciasta.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że zasnęła przy stole z kubkiem kawy w ręku. Umoczyła w niej usta i od razu się skrzywiła. Nie dość, że gorzka to jeszcze zimna. Oburzyła się, chwyciła nowy kubek i nalała sobie ciepłej kawy. Ach, miała taki piękny sen... Wypracowanie na Obronę Przed Czarną Magią samo się napisało. A w dodatku nauczyciel postawił jej Wybitny. Zdecydowanie ten sen mogła zaliczyć do pięknych i jakże nierealnych. Upiła ciepłej kawy i spojrzała przed siebie, wzdychając ciężko.
Podniosłam głowę i ponownie rozejrzałam się dookoła. Zauważyłam, że niedaleko siedzi dziewczyna, która tak samo jak ja zasnęła. Podeszłam do niej leniwie. - Jestem Ailla - powiedziałam z uśmiechem.
Uniosła głowę, odstawiając kubek na stół. Może przynajmniej w towarzystwie nie zaśnie? Uśmiechnęła się do Krukonki. Skąd się na jej twarzy pojawiły rumieńce? Doprawdy nie wyglądała jakby wróciła z dworu. - Hej - przywitała się, wyciągając dłoń w jej kierunku - Cassandra Lancaster, lecz proszę mów mi Cassie lub Cass. Może się przyłączysz?
Natalie: Natalie weszła do Wielkiej Sali. Ruszyła w stronę dwóch rozmawiających dziewczyn. Na pierwszy rzut oka wyglądały sympatycznie. - Cześć. Jestem Natalie Foster. - uśmiechnęła się lekko na przywitanie.
Podałam jej dłoń po czym usiadłam obok niej - przyłączyć do czego?- zapytałam ze śmiechem. Naprawde nie wiedziałam co się ogólnie działo. podrapałam sie po głowie i głośno westchnęłam. - A witaj. Jestem Ailla- powidziałam z uśmiechem do puchonki.
Natalie: - Miło mi. - uśmiechnęła się do dziewczyny i zajęła miejsce obok nich. Sięgnęła po ogromny dzban z gorącą czekoladą. - Macie ochotę? - zaproponowała.