Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:00, w całości zmieniany 4 razy
Rose przechodziła właśnie w pobliżu Wielkiej Sali. Usłyszała, jak ze środka dochodzi gwar. Zaciekawiona przystanęła przed drzwiami i zaczęła nasłuchiwać. - Czy mi się wydaje, czy jest jakiś bal?- blondynka zapytała sama siebie. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Miała rację. W środku, zauważyła kilka osób, gustownie ubranych i stojących na środku pomieszczenia, najwyraźniej o czymś rozmawiających. Dziewczyna przyjrzała się uważnie sali. Była ślicznie przyozdobiona, widać było, że ktoś włożył w to sporo czasu. Przyjrzała się uważnie pomieszczeniu, aby zapamiętać jego wystrój. Bardzo chciałaby wziąć udział w balu, ale nie miała tu żadnych przyjaciół. To wszystko przez jej nieśmiałość. Nie potrafiła sama zagadać. Odważna stawała się tylko wtedy, gdy ktoś ją obraził, albo jej przyjaciół. Widząc na wszystkich twarzach uśmiechy powoli się wycofała. Przymknęła drzwi i skierowała się prosto do dormitorium. - Może jeszcze tu wrócę…- myślała na głos.
- Czemu nie? - zapytała, lekko się uśmiechając. - Prawdę mówiąc, jakoś nie chce mi się specjalnie iść aż na wieżę... No, ale dobrze, chodźmy. Wolę pójść sama, żebyś nie musiała mnie tam zanosić - pokazała jej język.
Dostrzegła Hanne siedzącą przy stoliku więc udała się w jej kierunku. - Cześć Hanna, jak tam leci? - Zapytała wystarczająco głośno, aby zostać usłyszaną przez muzykę. W ręku obracała swoją butelkę, a jej wzrok ciągle wędrował po osobach zebranych w pomieszczeniu.
- Effie! - krzyknęła z uśmiechem. - A dobrze, a jak tam u Ciebie? - Zapytała patrząc na blondynkę, która w bordowej sukience prezentowała się przewspaniale. - Ładnie wyglądasz. - Skomentowała jej strój i poczęła przyglądać się jej długim włosom.
- Dziękuję - odparła z uśmiechem. Mimo iż komplementów się wcale nie spodziewała, za długo to ona się nie przygotowywała, tak czy owak miło było je słyszeć. - Świetną masz sukienkę - stwierdziła, podobały się jej takie zwiewne, wyglądało się w nich tak delikatnie. Usiadła przy ich stole i upiła trochę piwa. - Ostatnio raczej dość dobrze. Poza małymi wypadkami - powiedziała przypominając sobie swój ostatni wyczyn ze zbieraniem szkła i wizytą u pielęgniarki.
- Dziękuje. - Zaśmiała się cicho. Osobiście sądziła, ze sukienka jest okropna i w dodatku wygląda w niej jak kretynka. Odrzuciła do tyłu włosy, które przeszkadzały jej się skupić, bo co chwile łaskotały ją w twarz. - Wpadki? - zmarszczyła czoło. - Ale żyjesz, więc aż tak źle nie było. - Odpowiedziała jej radośnie. To dziwne, ale ostatnio Hanna miała optymistyczne nastawienia do życia. Może było to spowodowane świętami bez ciągłych docinek matki.
- Nie, no aż takie poważne wypadki to nie były, tak jak mówiłam, były dość małe - powiedziała. Przecież nawet nie spędziła godziny w Skrzydle Szpitalnym. Upiła trochę piwa spoglądając na tańczące na środku sali osoby. - Jak święta Ci minęły? Spędzałaś je tutaj? - Zapytała, z tego co wiedziała, całkiem sporo osób chyba zostawało.
Gabrielle usiadła przy stoliku. Wzięła butelkę piwa kremowego, otworzyła ją i upila łyk. Jak dawno tego nie piłam... Dobrze być tu, w Hogwarcie... Życie jak mugol ma czasem swoje zalety, ale częściej tylko wady... Czekała, aż pojawi się ktoś znajomy... Bo szczerze mówiąc, nie kojarzyła osób tu obecnych, pamiętała tylko tych, których poznała na jedynej lekcji eliksirów, na której była, no i tej niby - rozmowie ze Ślizgonem, która skończyła się... no właśnie, jak się skończyła? Chyba tylko tym, że się sobie przedstawili... później pamiętam, że słyszałam rozmowę Bell i Vivian... i to wszystko? Tak, to wszystko...
- Tak, nareszcie postanowiłam sprzeciwić się rodzinie i zostałam z zamku. Odwiedziłam wreszcie pokój życzeń i muszę przyznać, że jestem godna podziwu. Już wiem dlaczego jest to, według uczniów, najlepsze miejsce w całym Hogwarcie. - przyznała. Wizyta ta pozostanie w jej pamięci do końca życia. Urządziła sobie w pomieszczeniu własne święta, bez rodziny. - A ty wróciłaś do domu, prawda ? W czasie świąt twoje łóżko było cały czas puste.
- Jeszcze nie miałam okazji spędzać świąt w zamku, matce zależy żeby być na nie w domu. Tym razem właśnie też je tam spędziłam - wytłumaczyła. To tylko kilka dni, które może przecież spędzić z rodziną. Uśmiechnęła się lekko słysząc słowa dziewczyny na temat pokoju życzeń. Na niej też wywarł wielkie wrażenie. - Rzeczywiście jest tam świetnie, poznałam go jakoś już w czwartej klasie, nie miałaś okazji tam wcześniej być? - Zapytała upijając trochę piwa.
- Wchodzę- powiedziała do siebie Stuner. Zdecydowała się, że pójdzie na bal, więc nie mogła się rozmyślić. Weszła do wielkiego pomieszczenia i ponownie rozejrzała się dookoła. Zauważyła, że większość się już dobrze bawiła. Już zamierzała usiąść w jakimś kącie sama i patrzeć jak inni się dobrze bawią, kiedy zobaczyła brązowowłosa dziewczynę siedzącą samotnie przy stoliku. Wyglądała na nieco starsza od niej, ale to nic. ,,Teraz albo nigdy!- powiedziała sobie w duchu i podeszła do dziewczyny’’. Poruszała się z gracją i starała się nie popełnić, jak to miała w zwyczaju, żadnej gafy. - Cześć- odezwała się do owej nastolatki.- Mogę się dosiąść?- zapytała dla świętego spokoju.- Czemu siedzisz sama?- spróbowała się uśmiechnąć, aby nie wyjść na idiotkę. Pomyślała, ze jeśli się uda, to zdobędzie pierwszą znajomą.
Po jakimś czasie, Bell wróciła do Wielkiej Sali. Viv, jako, że jeszcze nie była gotowa, nie przyszła z nią. Ruda usiadła na ławce i nalała sobie soku jabłkowego, znajdującego się w nieopodal stojącym dzbanku. Już chyba po raz setny zastanawiała się czemu wieża Krukonów jest tak wysoko. Spojrzała na zebranych w sali ludzi. Nadal nie miała ochoty się ruszać, tym bardziej teraz, gdy znowu usiadła.
- Mojej też, dlatego zamiast prezentu pod choinką znalazłam wyjca. - Uśmiechnęła się na wspomnienie głosu matki, która z pewnością została wytrącona z równowagi po odczytaniu listu od córki. - Miałam dużo okazji, ale jakoś brakowało mi czasu, a może i chęci? Jednak żałuję, że nie wybrałam się tam wcześniej. Mogę jednak potwierdzić, że jest to najlepsze miejsce w Hogwarcie.
Alison: Z zadowoleniem weszłam do Wielkiej Sali. Gdy zauważyłam tłum dziewczyn podeszłam do nich i uśmiechnęłam się - O, nawet nie wiedziałam, że jest impreza - powiedziałam do grupki dziewczyn - Z jakiej to okazji? - spytałam ze śmiechem
Rose rozluźniła się. Została ciepło przyjęta, a więc nie musiała nikogo udawać. - Nazywam się Rose Victorie Stuner. Mów jak chcesz- uśmiechnęła się.- Nie jestem nowa, tylko nie mam znajomych... jestem trochę nieśmiała...- speszyła się. Nie chciała, aby padło to pytanie.
Gdy usłyszała Alison, natychmiast spojrzała w jej kierunku. Przypomniała sobie coś. Jak mogłaby w ogóle o tym zapomnieć. Mimo, zmęczenia, które wcale nie ustępowało, podniosła się z ławki i podbiegła do Krukonki. - Sto lat, Ali! - wyszczerzyła się do niej. - Teoretycznie, z okazji minionych świąt, ale przyjmijmy, ze też z powodu twoich urodzin.
Alison: - Dziękuję bardzo - powiedziałam ze wzruszeniem. Nie sądziłam, że ktokolwiek będzie o tym pamiętał. Po chwili jednak uśmiechnęłam się do Bell i usiadłam przy stole rozglądając się dookoła po wszystkich uczniach.
Widziała, że jej pytanie spowodowało niepewną odpowiedź Rose. - Rose. Rozumiem cię. Sama mam ten problem, też mało kogo znam i też jestem nieśmiała. Chciała dodać otuchy Rose, bo sama dobrze znała jej odczucia. - Z którego jesteś domu? W której klasie jesteś?
- O tak, to świetnie miejsce. Będę musiała się tam niebawem ponownie wybrać - oświadczyła przypominając sobie gdy była tam ostatni raz z Alexem. Zaczęła wybijać palcami o blat stołu rytym lecącej z gramofonu piosenki. Właściwie do głowy przyszło jej, czemu i tym razem nie pojawił się w szkole jakiś zespół? - A dużo osób też spędzało święta w zamku? - Najprościej było po prostu zapytać kogoś, kto podczas ich tu był.
- Nie było ich aż tak dużo. Zamek był prawie pusty, zostawali tylko nieliczni. - Powiedziała przypominając sobie pustki jakie panowały w zamku. To były zdecydowanie najlepsze święta jakie przeżyła w życiu. - Właściwie z jakiej okazji jest ten bal ? - Zapytała mając nadzieję, że Effie jako prefekt będzie to wiedziała.
Z ulgą zobaczyła, że Alison zmierza ku stołowi i przysiadła obok niej. - Jakiś tor trzeba by skądś skombinować. Może skrzaty by się tym zajęły... Tylko jak je znaleźć... Wiesz może? - zapytała Ali.
Rzeczywiście dodała jej tymi słowami otuchy. - Wiesz, jednak Ty masz już przyjaciół. Ja nie znam nikogo. No oprócz Ciebie- dodała z uśmiechem.- Jestem z Hufflepuffu, z czwartego roku, a Ty?
Alison: - Chyba przejdziemy się do kuchni - powiedziałam z jękiem. Przez te święta strasznie się rozleniwiłam i nic mi się nie chciało robić. Uśmiechnęłam się przyjaźnie do nowych dziewczyn, których nie znałam.
- A to całkiem fajnie - powiedziała, nawet spodziewała się, że wcale nie będzie pustek w święta. - Bal jest bożonarodzeniowy taki jak co roku, a i pokrywa się z dniem pocałunku, czy coś takiego, stąd jemioła - powiedziała wskazując palcem na wiszące w różnych miejscach krzaki. Napiła się jeszcze trochę piwa kremowego.
- Miło mi- odpowiedziała.- Od zawsze chodzisz do Hogwartu? Bardzo ją to intrygowało. Sama chodziła tu od pierwszej klasy, ale nie miała odwagi z nikim poznać. Tylko nieliczne osoby rozpoznawała z twarzy, albo głosu. Chociaż wiekszość czasu spędzała w samotności.
- Znaczy od pierwszej klasy? Tak. Z tym, że w tym roku jestem dopiero od około dwóch tygodni. Niestety, pewne sprawy rodzinne zatrzymały mnie na tak długo. Odpowiedziała na pytanie Rose. Ni stąd, ni zowąd, zrobiła się senna i zaczęła ziewać.
- Aaa. - Westchnęła, nawet nie wiedziała, że istnieje dzień pocałunku. Z mieszanymi uczuciami spojrzała na jemiołę po czym jej wzrok padł na sok dyniowy. Chwyciła dzbanek i delikatnie przechyliła naczynie tak aby jego zawartość wylądowała w jej kubku. Upiła łyk zimnej substancji i uśmiechnęła się radośnie. - Sądzisz, że będzie jakaś kapela? Wydawało mi się, że co roku ktoś gra kilka fajnych kawałków. Przy tej muzyce klasycznej nie da się tańczyć. - Stwierdziła z grymasem na twarzy.
- No to, świetnie. Pójdziesz ze mną i na pewno coś wybierzemy - uśmiechnęła się. Znowu wstała, i skierowała się do wyjścia z Wielkiej Sali. Że też to wszystko wymagało tyle łażenia. Szkoda, że nie mogła załatwić każdej rzeczy jednym pstryknięciem palca.