Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Czas było przekierować trochę uwagi na szukających, zwłaszcza, kiedy dostrzegłam kątem oka, że Morgan radzi sobie całkiem nieźle. Na chwilę straciła środek rozgrywki z oczu i kiedy miała tłuczek do dyspozycji, zamiast celować w obrońce czy ścigającego, skierowała go prosto w gryfonkę. Z zaskoczeniem przyjęła fakt, że znowu trafiła. Widocznie w ciąży, mimo dużo mniejszej sprawności też dawała sobie nieźle radę. Widziała, że przerwała jej w najgorszym możliwym momencie i bardzo ją to uciszyło. Kiedy doszła do wniosku, że kupiła sobie trochę cennego czasu, znowu wróciłam spojrzeniem na rozgrywającego kafla. Musieli wziąć się w garść, bo z bramkami z ich strony było różnie.
Kuferek: 5 +6 Kostka: H, trafiam
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kości / Litery / Przerzuty: 6 Kuferek: 46pkt Własny sprzęt: Piorun VII (+6), koszulka (+1), rękawice (+1), kompas (+1), gogle (+1), ochraniacze (+1) Wykorzystany sprzęt drużyny: - Łączna liczba punktów:57pkt Pozostałe przerzuty:5/5
Denerwował się przed tym meczem.Nie miał pojęcia, czy w ogóle powinien brać w nim udział. Kondycja ślizgona pozostawała wiele do życzenia, choć ostatnie treningi nie szły mu wcale tak tragicznie. Udało mu się jeszcze trochę wypocząć po południu, choć źródłem największego stresu dla Maxa był fakt, że na ten dzień musiał zrezygnować z eliksirów. Avgust jasno dał mu do zrozumienia, że nawet eliksir spokoju nie jest zbyt dobrze widziany na boisku i choć ostatnie kilka dni ślizgon raczej nie przejmował się czymkolwiek, tak nie chciał dyskwalifikować drużyny w razie, gdyby jednak komuś przyszło na myśl zbadać to, co znajduje się w ich żołądkach. Zabrał cały swój sprzęt i ruszył do szatni, gdzie powoli przygotował się do wyjścia na boisko. Ten mecz był dla nich ostatnią szansą na opuszczenie ostatniego miejsca w tabeli. Jeśli dziś kruki zwyciężą, równie dobrze mogą nie stawiać się na spotkanie z puszkami. W końcu wybiła godzina i Max, wraz z resztą ślizgońskiej drużyny zebrał się przy wyjściu na boisku. Powodzenia. - Mruknął do Filina. Mimo wszystko naprawdę życzył mu dzisiaj szczęścia i liczył, że ten nie zawiedzie ich podczas spotkania, kończąc je ze złotą piłeczką między palcami. Gdy otworzyli drzwi, usłyszał dochodzący z trybun gwar i poczuł znajomą falę stresu, choć dziś była nieco większa niż zazwyczaj. Dosiadł swojego Pioruna VII i wyleciał wraz z resztą na boisko. Zatoczył małe kółeczko, nim ustawił się na swojej pozycji startowej. - Lepiej szykuj już galeony, bo rozwalimy was jak Skywalker Gwiazdę Śmierci. - Rzucił do Brooks, przelatując obok niej. Szybkim wzrokiem omiótł trybuny, gdzie zobaczył kilka znajomych twarzy. Przymknął powieki, by wyciszyć wszelkie emocje, co było dla niego niezwykle trudne, ale nie mógł pozwolić sobie, by cokolwiek go teraz rozpraszało. Gwizdek zabrzmiał, piłki poszły w górę i Max oddał się w całości temu, co działo się między innymi zawodnikami. Ściskając pałkę w lewej dłoni starał się przypomnieć to, czego uczył go Avgust podczas treningu na Narodowym. Ledwo kafel spadł w ręce Sophie a ona już atakowala pętlę. Niestety Swansea dał radę obronić i kafel przeszedł w ręce kruków, a konkretniej to Viola przejęła piłkę z zamiarem odegrania się za ten szybki atak. Zamiast jednak zabrać się za gola postanowiła podać do… Jess? Tego Max się zobaczyć tutaj nie spozdziewał. Gdy ostatnio rozmawiali dziewczyna wciąż jeszcze była nielotem, a tu taka miła niespodzianka.Nie dość, że miała dziś swój debiut, to jeszcze od razu pomknęła na bramki, ale na szczęście Lucas był w formie i nie miał zamiaru pozwolić jej strzelić tak łatwo. Zgrabnie wybronił bramkę, na co Max szeroko się do niego uśmiechnął. Początek mieli naprawdę mocny. Kafel wylądował u Rowle`a, ale ten dość szybko go stracił. W tym momencie Solberg przestał interesować się resztą, bo właśnie w jego stronę pędził tłuczek, który miał zamiar wycelować w stojącego na bramce Swansea. Zaszpanował lekko wykonując odbicie do tyłu i czekał, czy zobaczy, jak Elijah zwija się z bólu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Kości / Litery / Przerzuty:3->2->5->2 Kuferek: 42 Własny sprzęt: kask (+1), pałka (+1), rękawice (+1), gogle (+1), ochraniacze (+1) Wykorzystany sprzęt drużyny: Nimbus (+4), koszulka quidditchowa (+1) Łączna liczba punktów: 50 Pozostałe przerzuty: 2/5
Dzień meczu ze Ślizgonami nadszedł, a Darren - wymęczony na treningach przez Elio oraz Brooks - wyszedł na boisko, ściskając w dłoni niebiesko-białą pałkę otrzymaną przez pomocników Mikołaja. Adrenalina zaczynała powoli krążyć mu w żyłach, a pod kopułą czaszki nastała dziwna pustka - stan raczej nieczęsty w przypadku Shawa. Pierwsza okazja do wykazania się nadeszła po paru akcjach obu drużyn, kiedy Solberg wypatrzył tłuczek i posłał go w stronę Elio - do tego uderzając go w taki sposób, że czarna piłka wywinęła jakiś dziwaczny łuk, a Krukon, lecąc nieco zbyt szybko, zupełnie się z nią minął, czując jakby ktoś cisnął w niego wyjątkowo nieprzyjemnym Confundusem. Darren skrzywił się jedynie, słysząc trzask dźwięk ich tłuczka uderzającego ich kapitana i zacisnął mocniej zarówno zęby, jak i drugą rękę na trzonku miotły.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Kości / Litery / Przerzuty: ni ma Kuferek: 75 Własny sprzęt: błyskawica +6 Wykorzystany sprzęt drużyny: nope Łączna liczba punktów: 81 Pozostałe przerzuty: 7/8
Udana bramka dobrze wpłynęła na jego pewność siebie. Wyprostował się dumnie, rozparł na tej swojej bramce i z nieco ważniacką miną patrzył na przebieg meczu. Może pozwolił, by jego ego wyszło nieco poza standardowe granice? Może pozwolił, by pojedynczy sukces odciągnął jego uwagę od niebezpieczeństwa, jakie stanowiła przeciwna drużyna? Może był to zwykł pech i tłuczek tak niespodziewanie wpadł w ręce wroga, że nie sposób było to przewidzieć? A może po trochu ze wszystkiego... Darren starał się ze wszystkich sił, ale tłuczek i tak trafił Swansea w połowie drogi do kafla. Chcąc nie chcąc, musiał odpuścić; albo inaczej - tak po prostu się stało. Choć noga pulsowała mu bólem, nie pozwolił sobie na więcej niż delikatne wykrzywienie warg. Był już przyzwyczajony do obrywania tłuczkami, a nie zamierzał dać Solbergowi tak łatwej satysfakcji.
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Kości / Litery / Przerzuty: 2 Kuferek: 11pkt Własny sprzęt: - Wykorzystany sprzęt drużyny: Nimbus, ochraniacze, rękawice, koszulka, kompas, kask (+9) Łączna liczba punktów: 20pkt Pozostałe przerzuty: 2/2
Wreszcie nastał ten dzień meczu, którym cały zamek żył już od kilku dni. Ja starałem się wzbudzić w sobie podobne emocje, jednak wciąż miałem przed oczyma poprzednie mecze, do których osobą, która zagrzewała mnie do boju to była Proxima, która aktualnie pozostawiła po sobie grobową ciszę. W szatni zgarnąłem jeden z Nimbusów 2015 i ubrałem się w pełen zestaw, który mieliśmy w zasobach: kask quidditchowy, zestaw ochraniaczy, na podkoszulek nałożyłem koszulkę quidditchową o kruczych barwach, na dłonie nałożyłem rękawice z cielęcej skóry i zgarnąłem jeszcze kompas miotlarski. Nie zakładałem gogli ostatecznie uznając, że nie będą potrzebne. Ruszyliśmy całą ekipą na boisko i zaczęło się szaleństwo. Mecz zaczął się na pełnej i nim się obróciłem, trzymałem w dłoniach kafla i wzleciałem z pełną prędkością i ruszyłem napierać na ich poręcze, choć jak się zaraz okazało, nie było to możliwe i byłem zmuszony do podania.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kości:1 Kuferek: 129 Własny sprzęt: całość plus różdżka Łączna liczba punktów: 146 Pozostałe przerzuty: 13/14
Nie był to chyba ich dzień. Co prawda to wszystko się ładnie przedstawiało, ale czegoś wyraźnie Krukonom brakowało. I można to było stwierdzić chociażby w momencie, gdy po pierwsze Lucjan obronił rzut na obręcze, a następnie ich kochany i niezastąpiony kruczy kapitan, starszy brat w drużynie, pan i władca pętli oberwał tłuczkiem. Darren będzie miał za to wpierdol. I to taki, że popamięta ją bardziej niż jakiegoś wilkołaka. Shawn przejął kafla. Poczekała na to, aż chłopak wykona do niej podanie i niewiele myśląc zaczęła rajd na bramkę. Liczyła na to, że tym razem uda im się wyruchać Sinclaira na rzut i wyrównać.
Kości / Litery / Przerzuty:1 Kuferek: 22 Własny sprzęt: brak Wykorzystany sprzęt drużyny: miotła, kask, ochraniacze, koszulka, gogle [+8] Łączna liczba punktów: 30 Pozostałe przerzuty: 3/3
Utrata jednej bramki nie było czymś, co mogło zdemotywować Juliusa podczas grania swojego debiutu dla drużyny Ravenclawu. Zawodnik z podwójnym zerem na koszulce wyczekiwał aż tłuczek znajdzie się w jego zasięgu. Gdy dostrzegł zbliżającą się piłkę, skupił się najbardziej jak mógł, by nadać jej jak największą siłę i rotację, by zawodnik, w którego kierunku skieruje atak nie miał szans uniknąć uderzenia. Kątem oka widział szukających obu drużyn ścigających się tuż nad ziemią, by złapać znicz. Aby zwiększyć szansę Julii na danie wygranej Krukom, tłuczek został posłany w kierunku Fillina. Zauważył tylko jak Max próbuje ochronić członka swojej drużyny, na jego szczęście nieskutecznie, po czym usłyszał głuchy odgłos uderzenia piłki w twarz szukającego Ślizgonów i zawodnika spadającego z miotły na ziemię, z dużą prędkością. Były jednak dwa pozytywy tej sytuacji, po pierwsze zawodnik Slytherinu nie spadł z dużej wysokości, a po drugie Brooks nie musiała już martwić się o rywala w tym meczu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kości / Litery / Przerzuty:1 → 1 ---> 1 Kuferek: 46pkt Własny sprzęt: Piorun VII (+6), koszulka (+1), rękawice (+1), kompas (+1), gogle (+1), ochraniacze (+1) Wykorzystany sprzęt drużyny: - Łączna liczba punktów:57pkt Pozostałe przerzuty:3/5
Elijah oberwał, przez co ślizgoni zdobyli punkt, niestety chwilę później to bramka zielonych była już atakowana i Max nie miał czasu świętować. Musiał bronić Lucasa i ich pętli, a to nie było wcale takie łatwe. Pochylił się nad trzonkiem, zapierdalając na Piorunie ile fabryka dała. Niestety był zbyt wolny i widział, jak tłuczek ląduje na jego kumplu, a kafel wpada przez obręcz nabijając punkty krukonom. Max zaklął siarczyście. Miał dzisiaj podwójną robotę do wykonania, bo Heav nie pojawiła się na meczu, a ogarnięcie boiska w pojedynkę wcale nie było takie łatwe. Miał jednak zamiar dać z siebie wszystko i nie dopuścić do kolejnej takiej sytuacji. Przerzucił pałkę do drugiej ręki i już leciał na dogodniejsze miejsce do obserwowania rozgrywki.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Kości / Litery / Przerzuty: niewazne Kuferek: 51 Własny sprzęt: Starsweeper XXI +6, kompas, gogle, ochraniacze = 9 Wykorzystany sprzęt drużyny: - Łączna liczba punktów: 60 Pozostałe przerzuty: 6/6
Ledwo oderwaliśmy się od ziemi i poszły dwie bramki, minęło zaledwie kilka minut meczu, a już widzę, że Brooks nagle podrywa się z miejsca, tym razem faktycznie widząc znicza, a nie tylko żartując sobie ze mnie. Ruszam za nią w pogoń próbując jak najszybciej dogonić dziewczynę, klnąc pod nosem, całkowicie skupiony na tym, by wyciągnąć rękę i zgarnąć jej znicza sprzed nosa. Jednak w tym momencie za późno uchylam się przed tłuczkiem, a w zasadzie w ogóle tego nie robię, bo słyszę świst i czuję przez chwilę okropny ból, przenikający moje ciało. Nie łapię się za głowę, nie krzyczę z bólu, ani nawet nie zatrzymuję. Po prostu osuwam się z miotły z hukiem spadając nieprzytomny na ziemię. Nie czuję nawet jak upadam dodatkowo boleśnie na rękę. Przynajmniej nie widzę jak Brooks łapie znicza, kiedy leżę na murawie, jakbym poszedł na drzemkę podczas meczu. Albo umarł.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Kości / Litery / Przerzuty:A/ 5/ i 5 – łapię znicza Kuferek: 115 Własny sprzęt: Nimbus 2015 aka "Boyden" z leszczynowymi witkami i goblińskimi obręczami (+7 GM), Kask quidditchowy (+1 GM), Magiczna koszulka quidditchowa (+1 GM), Gogle quidditchowe (+1 GM), Rękawice sportowe z cielęcej skórki (+1 GM), Sportowe ochraniacze (+1 GM), Kompas miotlarski (+1 GM), Znak zorzy (+1 GM na stałe), Różdżka Fairwynów (+5 GM) Wykorzystany sprzęt drużyny: - Łączna liczba punktów: 133 Pozostałe przerzuty: 12/13
Jeszcze nim doszło do meczu, wymieniła kilka zdań z Solbergiem. Podczas ostatniej dziwnej przygody w lesie, kiedy to Krukonka była centaurem, a Ślizgon jebanym bazyliszkiem, założyli się przed meczem o 100 galeonów, aby dodać nieco pikanterii ich wspólnej rywalizacji. Kiedy więc Max podleciał do niej, sugerując, że wężyki rozwalą kruczki jak Gwiazdę Śmierci, wzruszyła tylko ramionami i prychnęła z rozbawieniem.
- Mniej gadaj i więcej machaj kijem, to może coś z tego będzie. – Pacnęła chłopaka jeszcze po przyjacielsku w kask i odleciała w przeciwnym kierunku.
Bez pałki w dłoni czuła się dziwnie i bezbronnie. Zazwyczaj to właśnie kawałek drewna chronił ją przed tłuczkiem. Teraz była zdana na własny refleks i umiejętności Julka i Darrena. Na razie jednak szło jej przyzwoicie. Nie tylko udało jej się kilka razy wyprowadzić w pole pałkarzy ślizgonów i nie oberwać, ale do tego nie odstępowała na krok Fillina, który miotał spojrzeniem po boisku, w poszukiwaniu znicza. Szczęście uśmiechnęło się jednak do debiutującej Brooks, bo w całym tym pierdolniku, kątem oka dostrzegła błysk nieco nad sobą, przy trybunie ślizgonów. Nie namyślając się długo i działając instynktownie, momentalnie zerwała się w tamtym kierunku. Zawodowe doświadczenie, niewielka waga i szybkość podrasowanej miotły, a także wsparcie krukońskiego pałkarza sprawiły, że wbrew oczekiwaniom wszystkich, chwyciła złotą piłeczkę przy swoim pierwszym podejściu.
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Sob Mar 06 2021, 21:23, w całości zmieniany 1 raz
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przegrali. Oczywiście, że kurwa mać przegrali. Brooks mimo, że zawodowo zajmowała się pałowaniem dużo szybciej wypatrzyła i złapała znicza. Max usłyszał gwizdek i wkurwiony zaczął lecieć w kierunku murawy, gdy kątem oka zobaczył jak Filin spada z miotły. Szybko podleciał w tamto miejsce, i zeskoczył z Pioruna, po czym już siedział obok ich szukającego. -Kurwa, Filin… - Mruknął jakby chciał go opierdolić, ale już wyciągał z kieszeni szaty różdżkę i zaczął go cucić przy pomocy Renervarte. -Żyjesz? - Miał nadzieję, że przy okazji przegranej nie pozbyli się jednego z członków drużyny, bo naprawdę nie byłby to przyjemny mecz, a tak Max mógł chociaż powspominać, że cokolwiek zrobił dobrze, zapierdalając tłuczkiem Elio prosto w nogę i przyczyniając się do jednego, jedynego w spotkaniu gola węży. Niestety Filin nie odpowiadał, więc Solberg bez zastanowienia wziął go na ręce i zaczął przepychać się przez tłum. -PRZEPUŚCIE MNIE DO JASNEJ KURWY! - Wydarł się na grupkę stojących mu na drodze innych graczy, po czym czym prędzej udał się do skrzydła szpitalnego, żeby oddać szukającego ślizgonów w bezpieczne ręce.
Mecz... Nie poszedł zbyt dobrze. Albo inaczej - znowu był perfidnie krótki, udowadniając, iż ostatniego czasu złapanie znicza jest zbyt łatwe i może to zrobić nawet ślepa osoba. Nie bez powodu zatem, kiedy to kulturalnie zakończył rozmowę z Percym (albo ten wyraził chęć udania się z nim na murawę), kroki wiodły go spokojnie. Wiedział, iż kolejny uraz - kolejne problemy tudzież - u znajomego... no cóż. Mogą przyczynić się do kolejnych skrzywień. Mimo to liczył, iż ta sytuacja jakoś polepszy relację Maximiliana z Fillinem - jemu nie będzie to raczej nigdy dane. No cóż, jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma, prawda? Niespecjalnie jakoś żałował. No ba - nie wymagał nawet, by ktoś go lubił. Niespecjalnie zatem chcąc się wyróżniać, przedostał się na boisko, sprawnym okiem wypatrując tym samym miotły. Ślizgon zniknął, zabierając tym samym Ocelota do Skrzydła Szpitalnego, w związku z czym, za pomocą lewej dłoni, chwycił za magiczny sprzęt. Bo wiedział, iż to wszystko musi jakoś kosztować, a obecnie Solberg działał pod wpływem bardziej... gwałtownych emocji. Dlatego, snując się niczym widmo, zabrał sprzęt, by tym samym, po odpowiednim westchnięciu, kiedy to znowu przyglądnął się widokowi, zastanowić się, dlaczego musi jakoś stać w miejscu. Wszystko było normalne, ale nie on. Wydarzenia z Nokturnu naznaczyły w nim jakieś dziwne zachowania, których to nie mógł pohamować, gdy raz po raz rozmyślał, zastanawiając się nad tym, czy jutro w ogóle nadejdzie. Zwinąwszy się z boiska, udał się poza mury Hogwartu, by tym samym teleportować się z Piorunem VII do pubu. W tym miejscu miotła będzie na pewno bezpieczna, tym bardziej, iż samemu nie zamierzał się gdziekolwiek ruszać. Tym bardziej, że był bezużyteczny pod względem jakiejkolwiek pomocy.
[ zt ]
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
A więc udało się. Pierwszy mecz w roli szukającej i złapała znicza. Czuła się z tym dobrze. Nie, żeby rola, która jej przypadła, przypadła jej jakoś do gustu. Wciąż uważała, że machanie pałką jest znacznie ciekawsze, co udowodnił Julius, eliminując Fillina i dając jej przewagę. Mimo to przyczyniła się do zwycięstwa Krukonów i tylko tyle się liczyło. Po złapaniu znicza odruchowo ruszyła w kierunku trybuny Krukonów. Zgodnie ze swoim zwyczajem, którego trzymała się również w lidze, stanęła na miotle przed fanami niebieskiej drużyny i ukłoniła się nisko w geście podziękowania. Z perspektywy fana wiedziała, że mecz nie był ciekawy. Raptem kilkanaście minut i po spotkaniu. Mimo to zasalutowała Krukonom, uśmiechnęła się szeroko i ruszyła dalej. Kątem oka dostrzegła Solberga, który właśnie podnosił z trawy Fillina. - Mięczak, a niby z Irlandii – pomyślała, widząc nieprzytomnego Ocelota na trawie. Wiedziała, jak działa tłuczek i co może zrobić, ale sama jako ex-ścigająca oberwała tyle razy, że wiedziała, że to nieodłączna część tego zawodu. Zresztą, Fillin szukał dla „Pustułek”, więc również o tym wiedział.
- Wisisz mi stówę, mordo. I nigdy więcej nie myśl, że coś się zmieni – rzuciła jeszcze z zacięciem do Solberga, klepiąc go w tyłek. Wzięła ten zakład do siebie bardziej, niż mógłby przewidzieć. Co jak co, ale nienawidziła przegrywać. I robiła wszystko, aby do tego nie dopuścić.
Gdy już wszystko ogarnęła, poleciała w kierunku Boyda, który ze swoim transparentem wyróżniał się na tle reszty kibiców wężyków.
- Trzymaj. – Podała znicza Gryfonowi. – Może jak Fillin zobaczy, jak wygląda znicz, to zacznie go szukać. – Uśmiechnęła się jeszcze szelmowsko i ruszyła na murawę w kierunku Kruczków cieszących się ze zwycięstwa.
Nie zdążył nawet się zbytnio zadomowić na tych trybunach i zaangażować zbyt mocno w kibicowanie, bo mecz skończył się szybciej niż ktokolwiek się spodziewał - kiedy Fillin i Julka pomknęli w stronę czegoś, czego on sam nie widział, ale co pewnie było zniczem, skupił się na postaci przyjaciela i mknącego w jego stronę tłuczka. "Uważaj!", miał ochotę krzyknąć, chociaż przecież to i tak nic by nie dało - skrzywił się, widząc jak piłka uderza w Fillina z taką siłą, że ten aż spadł z miotły, a potem drugi raz, sekundę później, gdy gwizdek kończący mecz zasygnalizował że wygrali Krukoni. Zupełnie nie tego się spodziewał, nie na to liczył - ale chwilowo bardziej niż wynik meczu przejął go fakt, że jego ziomek po nokaucie tłuczkiem leży nieprzytomny na trawie i nie pomaga mu nawet próba ocucenia, której podjął się Solberg (dobry chłopak z niego, no naprawdę); ruszył zaaferowany przed siebie, chcąc jak najszybciej wydostać się z trybun i dostać do Fillina, kiedy nagle wyrosła przed nim Julka. Chciał szybko rzucić jej jakieś gratulacje - w końcu się kumplowali no i na nie zasłużyła, nawet jeśli to był tylko zwykły fart. A może ukryty talent? - ale nie zdążył, bo dziewczyna wcisnęła mu w rękę znicza i wbiła kosę w żebro swoimi słowami. Wow. Sam pewnie mógłby powiedzieć coś równie chamskiego, ale raczej do osoby, której by nie lubił, nie do dobrego ziomka i nie w sytuacji w której jego przeciwnik leżałby nieprzytomny. Spojrzał na nią, szczerze zdegustowany tą postawą i gdyby takie słowa skierował do niego Ryży, Hujter, czy właściwie jakikolwiek typ, to by oberwał w zęby; ale dziewczynie to przecież nie można. No nie można i chuj. - Może tobie powinienem pokazać co to jest kultura i empatia, bo najwyraźniej nie wiesz - odpowiedział więc bardzo spokojnie (czy był osobą kulturalną i empatyczną, która miała prawo kogokolwiek pouczać? Nie, ale i tak to zrobił). Stał chwilę nieruchomo, szczerze zdziwiony, że Julka zachowała się tak chujowo i po raz pierwszy w życiu przyszło mu do głowy, że ta jego wielka miłość, quidditch, potrafi robić z ludźmi obrzydliwe rzeczy. Normalny człowiek, nie zaślepiony wygraną, pewnie powiedziałby "mam nadzieję że Fillina szybko poskładają, podziękuj mu ode mnie za mecz" albo zamknąłby mordę i sobie poszedł. Ale nie. Julia postanowiła właśnie ten moment uznać za najlepszy do wyzłoślwiania się, w dodatku do osoby będącej najlepszym przyjacielem tego, którego szkalowała. W końcu ocknął się z tego wielkiego szoku i ruszył za nią, ale dużo szybciej, dość szybko wyprzedzając dziewczynę o spory kawałek, wkurwiony i zirytowany, aż wreszcie odwrócił się i rzucił jej zniczem prosto w ryj, dodając przy tym elegancko: - WSADŹ SE W DUPĘ TEGO ZNICZA - co było niekoniecznie przejawem kultury i empatii, ale co zdecydowanie dało mu trochę satysfakcji. Najchętniej jeszcze wziąłby jej tę miotłę, co jej z sympatii podarował, i połamał na kawałki, ale przed tym już się powstrzymał i kontynuował swoją szybką i wściekłą podróż do skrzydła szpitalnego, oczywiście nie mając zamiaru wspominać Fillinowi o tej rozmowie.
Do tej pory stał po całym zajściu z boku ciesząc się z osiągniętego zwycięstwa. Wiedział, że mógł zagrać jeszcze lepiej, gdyby przygotowywał się regularnie do meczu od dłuższego czasu, ale i tak jego występ był powyżej oczekiwań, przynajmniej w jego ocenie. Znokautowanie szukającego Slytherinu walnie przyczyniło się do złapania znicza przez krukońską debiutantkę. Uwaga większości, przynajmniej tej znajdującej się na murawie, zwrócona była, słusznie, na Fillina, którego upadek zdecydowanie nie należał do najprzyjemniejszych. Obserwował z boku wszystkich, którzy chcieli mu pomóc, do momentu, w którym to Julka, niespełna rozumu, czy też upojona zwycięstwem postanowiła sprowokować osobę, która tak się składało, że sympatyzowała ze Ślizgonami. Boyd, pałker drużyny Gryffindoru najwyraźniej miał coś przeciwko eleganckiemu prezentowi, jaki sprawiła mu Julka, do tego stopnia, że oddając znicza, rzucił nim w jej twarz. -Wypierdalaj Callahan- rzucił się do nich najszybciej jak mógł, by stanąć pomiędzy Gryfonem, a szukającą Ravenclawu, by ograniczyć dalszą przemoc w jej stronę. Rozumiał rozgoryczenie po przegranej potyczce, ale w tym przypadku doszło już do rękoczynów. -Biegnij do kolegów w skrzydle szpitalnym, zanim połaskoczę ci jelita tą mechaniczną ręką-samemu pozwolił popuścić wodze fantazji podczas wymyślania obelgi, którą mógł wystosować w stosunku do chłopaka. Nie mógł pozwolić sobie, żeby jakakolwiek forma atakowania członków jego domu przeszła bez odpowiedzi.
Nie był pewny, co go bardziej podkurwiło - fakt, że Racuch ni stąd ni zowąd postanowił dorzucić swoje trzy knuty do rozmowy, czy te słowa, które wypowiedział czy może sam jego głupi ryj, który drażnił go już od dawna, zwłaszcza na meczach. Prawdopodobnie wszystko do kupy: prawdę mówiąc, od czasu wycieczki do lasu popadł w taki marazm, że naprawdę się nie spodziewał, że będzie jeszcze w stanie tak szybko się zdenerwować taką głupotą. Chamską, ale głupotą. Rzeczą zupełnie niewartą zachodu, taką że powinien teraz machnąć ręką i to olać, może na przykład dla większego efektu zmierzyć Julka pogardliwym spojrzeniem albo prychnąć z dezaprobatą i kulturalnie się oddalić. Ale nie. No kurwa nie. No nie będzie mu najpierw jakaś typiara pojebana rzucała impertynencji o Fillinie, a potem ten frajer Racuch nie będzie mu wygrażał i jeszcze buracko wytykał mechaniczne części ciała. Bardzo nieładnie. Nie robi się tak. Dlatego też, zupełnie nieprzejęty faktem, że są na zatłoczonym boisku, że wszędzie są krukońscy koledzy Juliusa, prefekci, nauczyciele, chuj wie kto jeszcze, podszedł do niego te kilka kroków, na pozór bardzo spokojnie, jak człowiek opanowany, nerwy na wodzy - A może ja cię połaskoczę w ryj - zaproponował uprzejmie, po czym już nie czekając na jego odpowiedź sprzedał mu obiecany cios w mordę, taki piękny, lewy sierpowy i było to bardzo fajne uczucie, nawet jeśli zaraz miały nadejść przykre konsekwencje, o których teraz oczywiście nie myślał.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Czy prowokowanie Bodzia było mądrym pomysłem? Otóż nie. Była jednak tak napompowana adrenaliną i całą masą skrajnych emocji, że nie myślała zbyt trzeźwo. Coś, co miało być głupim żartem i przytykiem, szybko zamieniło się w bardzo dziwną, karczemną awanturę. Na słowa Callahana wzruszyła tylko ramionami. Akurat on miał najmniej do powiedzenia w kwestii kultury i empatii. Podobnie jak jego nieprzytomny ziomek, który zawodowo zajmuje się dorabianiem kutasów na twarzach, zamiast łapaniem złotych piłeczek. Szła właśnie w kierunku własnej drużyny, kiedy okazało się, że ta krótka wymiana nieuprzejmości nie dobiegła jeszcze końca. Jednoręki bandyta wyprzedził ją bowiem i zrobił coś, czego kompletnie się nie spodziewała – wyjebał jej zniczem prosto w twarz. Pech chciał, że trafił w łuk brwiowy, tak więc fala krwi momentalnie zalała twarz zdziwionej Krukonki. Do tego wszystkiego przyszło wsparcie w postaci Julka, który słowem władał równie sprawnie, jak pałką. Za swoje lingwistyczne popisy został nagrodzony sierpowym z tytanowej protezy. Tego było za wiele. Wściekła jak ta osa, z całej siły wyjebała Gryfonowi kopniaka prosto w jajca. A kiedy niemiłego chłopaka zgięło w pół, poprawiła podbródkowym dłonią, w której zaciskała znicz.
- Dotknij mnie jeszcze raz, to ci kurwa upierdolę drugą łapę, a potem wsadzę w dupę razem z tym jebanym zniczem! – wykrzyczała, cała czerwona od krwi i od złości. Machinalnie sięgnęła też po różdżkę Fairwynów. Tak na wszelki wypadek, gdyby irlandzki patol postanowił spuścić jej łomot na oczach całej szkoły. - Wszystko gra? – zapytała Julka, choć podejrzewała, że raczej nie. W końcu co innego dostać z pięści, a co innego z metalowej protezy.
Nie spodziewał się, że metalowa, ciężka ręka może latać z taką prędkością, dlatego nie był ani trochę przygotowany na cios, którym huknięto go twarz. Poczuł tylko chrupnięcie i falę bólu rozlewającą się po jego twarzy. Z nosa leciała mu wartko krew, jednak nie zwrócił na to z początku uwagi, bo musiał odzyskać równowagę i ogólnie rzecz ujmując rzeczywistość, po tym jak zaczął chwiać się na nogach. Nim odzyskał pełną koordynację, dziewczyna, której bronił, wzięła sprawy we własne ręce i poczęstowała agresora dwoma szybkimi ciosami. Gdy skończyła do niego coś mówić, nie do końca słyszał, bo wciąż był w szoku z jaką siłą dostał na mordę, zaczął iść w ich stronę. -Tak wszystko gra- odpowiedział, po czym przetarł twarz skrawkiem rękawa, wykrzywiając się przy tym nieznacznie. Wciąż odczuwał ból, najprawdopodobniej z powodu złamanego nosa, jednak to ani go nie ostudziło, ani też nie przeszkodziło w rozpędzeniu się i powaleniu Callahana z barana. -Leż i nie wstawaj kurwa- wycedził przez zęby, po czym ponownie zwrócił się w stronę Brooks. Nic nie powiedział, tylko skinął głową w jej kierunku i wskazał na skroń. Miał nadzieję, że ta niewerbalna sugestia wystarczy, by dziewczyna podała na prędko jak się czuje z odniesionymi obrażeniami.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Oglądałam meczyk, oczywiście kibicując Brooks. Wiedziałam, że Boyd jest po stronie przeciwników, więc ja sobie stałam z innymi Krukonami, a na moim transparencie było imię Brooks. Kiedy złapała znicza o mało nie zesrałam się ze szczęścia i już biegłam na boisku, szczęśliwa ze zwycięstwa przyjaciółki, by ją wyściskać i wkręcić się na imprezę Krukonów. Jednak kiedy tylko pojawiam się na boisku, widzę jak Julka sobie gaworzy z Callahanem, planuję go olać i zająć się zwyciężczynią, ewentualnie potem jakoś pocieszyć Boyda na jego przegraną. Ale wtedy rozgrywa się mnóstwo rzeczy na raz. Brooks dostaje zniczem, Boyd dostaje od drugiego Krukona, a potem nadchodzi kolejna seria ciosów z których jedyne co wysuwam to, że jest dwóch na jednego, Boyd jest znokautowany i Brooks wygrała. Ogólnie to dobrze, ale Krukon mnie zirytował. - Hej, piękny - mówię podbiegając do Juliana, czy jak mu tam, i łapię go za całej siły za złamany nos. - Nieładnie tak dwóch na jednego kalekę? Nie widzisz, że koleżanka sobie poradziła bez twojej żałosnej pomocy? - pytam najpierw nie puszczając chłopaka, odwracam się na chwilę do Boyda, który też dostał za swoje. - Wypierdalaj stąd Callahan, palcem ją dotknij jeszcze raz, a urwę ci te jaja - mówię jeszcze zdenerwowana do Gryfona i kopię go po nodze, by stąd spadał.
Ostatnio zmieniony przez Freddie Moses dnia Pon Mar 08 2021, 00:04, w całości zmieniany 1 raz
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Ledwo stopy Shawa oderwały się od ziemi, ledwo minął się z tłuczkiem lecącym w Elio, a już ogłaszane było schwytanie znicza i koniec meczu. Darren obrócił się na miotle, oddychając z wyraźną ulgą, kiedy złotą piłeczkę zauważył w dłoniach Brooks. Jedyną więc zadrą na narastającej euforii ze zwycięstwa był jego własny występ, grubo poniżej przeciętnej - na całe szczęście jednak Rauch odkupił honor pałkarzy Ravenclawu, posyłając w końcówce meczu wyjątkowo seksowny tłuczek w szukającego Ślizgonów, którego Solberg zabrał od razu po meczu do skrzydła szpitalnego. I zanosiło się na to, że dzień meczowy zakończy się świętowaniem w pokoju wspólnym oraz gratulowaniem Jess jej całkiem zgrabnego, jak na niedawnego nielota, debiutu - przynajmniej do czasu kiedy, podczas rozpinania skórzanych ochraniaczy w wejściu tunelu prowadzącego do szatni, Shaw zauważył jakieś DROBNE zamieszanie pomiędzy Molibdenowym Marianem Boydem Callahanem oraz dwójką członków drużyny Ravenclawu. Darren westchnął lekko i pokręcił głową - akurat utarczki słowne po meczu zdarzały się nierzadko - zerwał się jednak na równe nogi, kiedy usłyszał tąpnięcie pięści Gryfona w mordkę Juleczka. Pomknął czym prędzej w stronę boiska, po drodze ściągając kask i - drepcząc zresztą po stopach Moses, która od razu naskoczyła na Boyda - wyszedł z powrotem na murawę. - Czy was do reszty pojebało? - warknął w stronę całej trójki, kierując jednak więcej uwagi w stronę Krukonów - Rauch, Brooks, Callahan, minus pięć punktów na łeb... - ...bo więcej nie mogę - ...a jeśli w tej chwili nie zejdziecie SPOKOJNIE z boiska, to będziecie tulić czyrakobulwy do wakacji. Fredka, nastawianie nosów zostaw komu innemu - dokończył, robiąc krok w bok i wskazując ruchem głowy głębię tunelu prowadzącego z powrotem do szatni Krukonów oraz na schody wiodące na trybuny.
BYŁO SUPER. Julia wkurwiła się równie mocno co on i zapodała mu tak solidnego kopa, że przez dłuższą chwilę naprawdę srogo żałował, że nie jest teraz Felinusem i musi znosić te katusze; następnie został sprytnie zdzielony w mordę i znokautowany, wszystko zupełnie znienacka, szybko, niespodziewanie mocno, boleśnie jak chuj, i właśnie dlatego tak wspaniale. Przez moment wkurw i adrenalina uderzyły mu do głowy i poczuł, że żyje; polecenie Racucha, że ma leżeć, nawet trochę go ubawiło, bo przecież słuchanie go było ostatnim, na co miał teraz ochotę, dlatego też natychmiast zaczął się zbierać do wstawania, żeby wyjebać mu ponownie. Wtedy też na polu bitwy zjawili się bardzo bojowy prefekt Darek (na widok którego odruchowo też zacisnęła mu się pięść, całe szczęście zdążył już ochłonąć na tyle, by nie podnosić na niego ręki, w końcu go szanował) a także, zupełnie znikąd, Fredka. Odruchowo się ucieszył na jej widok, przekonany, że w końcu ktoś tu będzie po jego stronie, ale... ale wtedy usłyszał, co mówi i odechciało mu się już nie tylko tej napierdalanki, a w ogóle wszystkiego. Jakimś cudem to określenie, zupełnie zgodne z prawdą, zabolało bardziej niż skopane jaja. Dlaczego? Bo było prawdziwe? Bo on na chwilę, głupi, zapomniał, że jest kaleką i choćby rozwalił sto łuków brwiowych i tysiąc nosów i spuścił milion wpierdoli, to i tak nią będzie? To nie była wina Fredki, słowa nie padły w złej wierze, a mimo to rzucił dziewczynie takie spojrzenie, jakby zrobiła mu największą przykrość na świecie, i choć bardzo chciałby odejść ze złotą ripostą na ustach, to nie powiedział już nic, nie wyjebał nikomu, tylko odwrócił się i poszedł w stronę zamku. Totalnie pokonany. Paradoksalnie, nie przez Julkę, nie przez Julka, ani nawet nie przez Darka, a przez Fredkę.
/zt
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Nie należała do ludzi podważających rzeczywistość - ale trudno jej było uwierzyć, że wygrali. No dobrze, nie, że w ogóle wygrali - ale, że zrobili to tak błyskawicznie. Bo właściwie ledwo wzbiła się w powietrze, ledwo zdążyła zacząć cieszyć się - NAPRAWDĘ! - z prędkości jaką mogła osiągnąć na Nimbusie, tym, że jednak balans na miotle miała całkiem niezły i się z niej nie zjebała przy rzucie... a tu gwizdek kończący mecz. Chociaż patrząc na częstotliwość trafionych tłuczków, może to i dobrze. Trochę w szoku, trochę nabuzowana jeszcze lotem po boisku Quidditcha (na Morganę, czemu dopiero teraz, co ją tak trzymało na tej ziemi?) - dreptała z resztą Krukonów do szatni, naturalnie trzymając się bliżej Shawa, który był z resztą prowodyrem jej nagłego 'upierzenia'. Owitkowania? W każdym razie, z tego całego przejęcia nawet googli z nosa nie zdjęła, chcąc jeszcze zagadać do Elio, czy aby na pewno wszystko u niego dobrze po oberwaniu tłuczkiem. Przynajmniej dopóki jej skrzydłowy nie wykonał zwrotu na boisko - a ona zaraz za nim, zsuwając w końcu quidditchowskie oksy na czoło. Cyrk na kółkach, szkoda tylko, że w połowie to były ich małpy. — Do prdele — syknęła, wychylając się nieco zza ramienia Darrena, by ogarnąć wzrokiem całą rozgrywającą się na boisku scenę. Krwawą dość, trzeba przyznać. Na jej twarzy malował się bardziej szok, niż oburzenie. Rozumiała sportowe emocje, no ale... — Jsi normální? To jest ten pokaz profesjonalizmu w Quidditchu? — skomentowała bardziej dla siebie, niż dla ogółu. Brwi powędrowały jej niemal pod samą linię włosów, nie wtrącała się jednak w prefekciarską robotę, po prostu stojąc obok Shawa i dalej walcząc z wiązaniem na naramiennikach. Niespokojnym spojrzeniem przeskakiwała to po Brooks, Juliusie i Callahanie, zawieszając wzrok na nieznanej Puchonce - wyższej od niej, co ciekawe. — Darren, czyrakobulwy w Priory wyplewione przecież — powiedziała cicho - chrząknęła zaraz, niepewnie spoglądając na Boyda podnoszącego się z parteru - nie za dobrze wyglądało takie stado Kruków nad Gryfem. Odprowadziła chłopaka wzrokiem - zerkając jeszcze na pozostałych awanturników. Między sobą Krukoni raczej bić się po mordach nie będą. — Ależ debiut, hee — zaśmiała się sztywno, ujmując pod rękę Shawa i zaraz zniżając nieco głos. — Zejdźmy stąd po prostu, zanim profesor Walsh albo Voralberg się pofatygują, na Merlina... To tak zawsze wygląda? — Chyba nie chciała wiedzieć. Rzucając więc ostatnie spojrzenie na Raucha i złotą Brooks (do której jeszcze dyskretnie mrugnęła, unosząc w górę kciuk) - pociągnęła bojowego prefekta ku wyjściu z boiska.
Z tematu + zabieram Shawa
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Co tu dużo mówić, zrobiło się zajebiście ciekawie i zajebiście krwawo. Teraz właściwie cała trójka tragicznie, choć Boyd przynajmniej z pozoru wyglądał z nich najlepiej. Za to nos Julka? Tragedia. Mimo to chłopaka nie opuszczał bojowy nastrój i kiedy już doszedł do siebie po tym potężnym sierpowym, ponownie zajął się Callahanem, któremu wyjebał z barana. Brooks szykowała się właśnie na drugą rundę, kiedy obok nich wyrosła Fredka oraz Shaw. A więc zrobiło się jeszcze ciekawiej. Właściwie to nie przemawiały do niej ani argumenty Puchonki, ani te prefekta. Była tak wkurwiona, że miała ochotę dokończyć robotę, którą zaczął w lesie pustnik i wysłać tego dryblasa do aniołków. Ten jednak się z jakiegoś powodu opamiętał i skruszony ruszył w kierunku zamku. Nie powiedziała już nic ani nic nie zrobiła. Jedynie postanowiła sobie, że nie puści mu tego płazem i kiedyś go załatwi na amen.
- Pokaż mi ten nos – powiedziała do Julka i złapała go delikatnie za brodę, a następnie przeszła do leczenia. Całe szczęście, że nadgoniła w tym roku zaklęcia lecznicze, bo jak widać było, mogły się przydać również po świętowaniu zwycięstwa. Zaczęła od nastawienia kości za pomocą zaklęcia episkey. Chrupnęło tak głośno, że było to słychać nawet pomimo wrzawy na trybunach, a twarz chłopaka zalała kolejna porcja krwi. Krukonka rzuciła następnie anapneo, żeby odetkać pokiereszowane i obite zatoki, a na koniec zatamowała krwotok dzięki haemorrhagia itorus i znieczuliła twarz pałkarza za pomocą duritio. Swój łuk brwiowy również potraktowała zaklęciem tamującym, żeby się nie wykrwawić w drodze do szatni. – Dzięki, Julek. I dzięki Freddie – westchnęła ciężko towarzyszącej jej dwójki, ocierając zakrwawione dłonie o strój meczowy, po czym poklepała chłopaka po ramieniu.
Złość szybko jej przeszła i dopiero teraz sobie uzmysłowiła, jak bardzo drżą jej dłonie ze zdenerwowania. W ustach miała zaś tak sucho, że język kleił jej się do podniebienia.
- Zobaczymy się później, ok? – rzuciła do Fredki, po czym ruszyła powoli w kierunku szatni. W końcu musiała z siebie zmyć całą tę krew i do tego zająć się dokładniej rozciętym łukiem brwiowym, a do tego potrzebowała lustra.
/ZT
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Nie trzymam Racucha za nos zbyt długo, bo przybiega prefekt Krukonów ze swoją elegancką dziewczyną obok. Nie wiem czy ten nie zauważa co zrobiłam, ale uznaję, że będzie lepiej jeśli uzna to za moje próby nastawienia nosa i puszczam chłopaka, bez krzywienia strzepując jakieś resztki krwi z dłoni. Napotykam wzrok @Jessica Smith i mimo tragicznej sytuacji uśmiecham się do niej, szalenie po swojemu, jakby nic kompletnie się nie stało. Ale w tym momencie Boyd, który się podniósł, patrzy na mnie tak, jakbym to ja obiła mu ryj najmocniej, powyklinała i nie wiem co zrobiła. Zakładam, że przejął się moim ostatnim komentarzem i unoszę pytająco do góry brwi; czyżby założył, że skoro okazjonalnie spędzamy razem więcej intymnego czasu, powinnam wziąć jego stronę, nie mojej najlepszej przyjaciółki? Czy nie ustaliliśmy reguł jasno? Spluwam zirytowana na boisko, zerkając za odchodzącym Gryfonem. Wtedy też Julka nastawia zmasakrowany nos Julka, by po chwili oznajmić że odchodzi. - No do chuja - mówię elokwentnie patrząc za bardzo zdenerwowaną dwójką opuszczającą scenę. Nie zostanę tu przecież sama jak debil, waham się dosłownie sekundę, ale idąc za ciosem (nie tym swoim), stwierdzam, że pójdę gonić Julkę. - Brooks, nie zostawię cię ze zjebaną mordą, nawet jeśli mam tylko z tobą milczeć - krzyczę i biegnę za Krukonką, by chociaż wesprzeć ją obecnością, nawet jeśli pragnęła być sama.
Złapanie za złamany nos zdecydowanie nie pomogło mu w ochłonięciu. Poczuł ból jeszcze gorszy niż gdy faktycznie dostał w mordę, przez co skrzywił się potwornie i zorientował się, że kolejne strużki krwi popłynęły z jego nosa. Uczucie to nie należało do najprzyjemniejszych, dlatego, gdy tylko Puchonka go puściła, Julius odchrząknął i splunął krwawą pluchą na ziemię, by móc chociaż na chwile pozbyć się metalicznego posmaku z ust. -Dzięki- zwrócił się do Brooks po tym jak zwrócił się w stronę koleżanki z drużyny, która chwilę później naprawiła kilkoma zaklęciami złamany nos. Pomimo bolesnych kilku chwil, opłaciło się, ponieważ czuł, że ma wszystko w porządku, a co najważniejsze, że złamas został naprostowany. Chwilę później udał się do szatni, a następnie do pokoju, gdzie mógł odpocząć przez resztę dnia. /zt
Piątek, godzina 7:30. Szkolne boisko spowija mgła, a temperatura o tej porze nie przekracza pięciu stopni Celsjusza. Można by pomyśleć, że trzeba być szaleńcem, aby zorganizować trening o tak nieludzkiej godzinie. Może i jest w tym nieco prawdy, choć z pewnością większymi szaleńcami są osoby, które zamiast snu, wybrały pojawienie się na treningu u Limiera. Nauczyciel miotlarstwa już na Was czekał. Oczy miał żywe i pobudzone, dłonie i twarz zaczerwienione od chłodu, ale widać było, że jest w swoim żywiole. Lata treningów uodporniły go zarówno na niepogodę, jak i na narzekania zziębniętych i niewyspanych uczniów. Jednak, ale! Nauczyciel nie był sam, gdyż na jednej z trybun siedziała… szkolna pielęgniarka. To nie zwiastowało nic dobrego i już wiedzieliście, że to nie będzie kolejny przyjemny trening, polegający na lataniu i łapaniu zniczy. Nie, was miało czekać coś cięższego, co usprawiedliwiało obecność pierwszej pomocy na zajęciach. Kiedy wybiła godzina zajęć, Limier zagwizdał przeciągle w palce i kazał Wam się zebrać na środku boiska.
- No dobra, nieloty! – zaczął z szerokim uśmiechem na twarzy. – Mam nadzieję, że wypoczęliście i nie zjedliście zbyt mocnych śniadań, gdyż z utrzymaniem ich w żołądkach może być różnie. Na sam początek odłóżcie miotły i zróbcie piętnaście kółek wokół boiska. To na rozgrzewkę. A gdy już skończycie, przejdziemy do treningu!
Chłodna aura była w tym wypadku dużym udogodnieniem. Trudno sobie bowiem wyobrazić takie bieganie w pełnym słońcu, kiedy żar leje się z nieba. Kiedy już przebiegliście całą trasę i uzupełniliście płyny, nauczyciel ponownie kazał wam się zebrać na środku i objaśnił, czym będziecie się zajmować podczas porannych zajęć.
ETAP I:
ETAP I
19.03 – 23.03 (czas pisania)
Ni stąd, ni zowąd z murawy zaczęły wyłaniać się wysokie tyczki, a było ich tyle, że przywodziły na myśl osobliwy las krzyży. Nauczyciel dał wam po pałce, kazał wsiąść na miotły i ruszyć slalomem.
Waszym zadaniem jest odbijanie tłuczków, przy jednoczesnym lawirowaniu między tyczkami. Najpierw rzucacie kością K100, która oznacza prędkość lotu:
1-33 – to ma być lot?! Przywodzisz na myśl walec na zlocie mustangów. Wstydź się! Za takie wleczenie się, otrzymujesz -10 pkt dla Twojego domu. Może to cię nauczy, żeby się tak nie guzdrać. 34-66 – No dobra, Limier może i nie ma się czego doczepić, bo na tle tych ślimaków za tobą wyglądasz przyzwoicie, ale daleko ci do osiągnięcia prędkości wymaganej od kogoś, kto grzać się w blasku kogoś takiego jak Limier. 67-100 – Kachow! Szybkość to ty! Lazare jest dumny z takiego nielota jak ty i żeby cię dodatkowo zmotywować, daje Twojemu domowi +10 pkt! Tylko niech ci teraz sodówa nie uderzy!
Oprócz latania musicie podczas lotu odbić 6 tłuczków. Jak to wygląda w praktyce? Rzucasz K6, a wynik uzyskany na kostce, to ilość tłuczków, które udało ci się odbić. A co z tymi, których nie odbiłeś? Dobre pytanie! Żeby to sprawdzić, wykonujecie dorzut na parzysta/nieparzysta. Przykład? Ależ proszę:
Na pierwszej kostce k6 wylosowaliście 2. Oznacza to, że odbiliście 2 z 6 tłuczków, a nie odbiliście 4. Dokonujecie więc cztery dorzuty na parzysta/nieparzysta. Wynik parzysty oznacza, że tłuczek was minął, nieparzysty zaś, że nim oberwaliście. Aby sprawdzić, w co dostaliście, możecie zakręcić kołem tłuczkowej zagłady lub też sami sobie wybrać, co was ma boleć.
ETAP II:
ETAP II
24.03 -28.03 (czas pisania)
Po tłuczkowej zagładzie czeka was coś lżejszego. Otóż nauczyciel wyczarował trzy obręcze o różnych rozmiarach, które możecie znać ze „stówy”. Każda obręcz punktowana jest inaczej:
Pętli broni Limier, a wy wykonujecie trzy ataki na pętle. Najpierw rzucacie K6 na to, w którą pętle rzucacie kaflem: 1,2,3 – największa (5pkt) 4,5 – średnia (10pkt) 6 – najmniejsza (15pkt)
Kiedy już wykulacie sobie obręcz, robicie dorzut na to, czy trafiliście. Parzysta – trafiacie. Nieparzysta – Limier tańczy między pętlami jak małpa i broni twój rzut.
Pamiętajcie, żeby w poście uwzględnić każdą z prób, ponieważ zdobyte przez was punkty mają przełożenie na końcowy wynik:
0-15 pkt – to jest kafel, a nie worek z cementem! Więc jakim cudem nie trafiasz? Limier kiwa zażenowany głową, mrucząc coś pod nosem o nielotach i innych ptakach kiwi, po czym karze cię -5 pkt 16 -30 – No nieźle, udało ci się zaskoczyć nauczyciela. Ten docenia twe starania i daje Ci +5 pkt 31-45 – ktoś tu chyba wypił eliksir szczęścia, brawo! +10 pkt dla Twojego domu!
kodzik:
Kod:
<zg>PUNKTY GM:</zg> „Suche” punkty bez sprzętu <zg>Przerzuty:</zg> za każde 20 pkt bez sprzętu, przysługuje Wam jeden przerzut. Pula przerzutów jest na oba etapy, tak więc ostrożnie z nimi, mkay? <zg>kostki – ETAP I</zg> tutaj proszę podlinkować wyniki kostek oraz przerzuty <zg>Punkty – ETAP I</zg> ile punktów dostaliście lub ile wam zabrał ten dziad Limier. <zg>kostki – ETAP II</zg> tutaj proszę podlinkować wyniki kostek oraz przerzuty <zg>Wynik z pętli</zg> czyli jaką łączną ilość punktów udało wam się zdobyć, rzucając kaflem w kierunku pętli <zg>Punkty – ETAP II</zg> ile punktów dostaliście lub ile wam zabrał ten dziad Limier.