Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Czas było przekierować trochę uwagi na szukających, zwłaszcza, kiedy dostrzegłam kątem oka, że Morgan radzi sobie całkiem nieźle. Na chwilę straciła środek rozgrywki z oczu i kiedy miała tłuczek do dyspozycji, zamiast celować w obrońce czy ścigającego, skierowała go prosto w gryfonkę. Z zaskoczeniem przyjęła fakt, że znowu trafiła. Widocznie w ciąży, mimo dużo mniejszej sprawności też dawała sobie nieźle radę. Widziała, że przerwała jej w najgorszym możliwym momencie i bardzo ją to uciszyło. Kiedy doszła do wniosku, że kupiła sobie trochę cennego czasu, znowu wróciłam spojrzeniem na rozgrywającego kafla. Musieli wziąć się w garść, bo z bramkami z ich strony było różnie.
Kuferek: 5 +6 Kostka: H, trafiam
Autor
Wiadomość
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Była całkowicie skupiona na grze, nieustannie śledziła wzrokiem piłki, od czasu do czasu tylko rozglądając się po boisku, by sprawdzić, czy na pewno wszyscy są cali. Mogła stać na bramce, ale wciąż miała nawyki pałkarki i musiała być pewna, że nikt z jej drużyny nie oberwał nagle tłuczkiem. Kiedy nieoczekiwanie z trybun poniósł się krzyk, w pierwszej chwili przestraszyła się, że coś się stało. To nie mógł być przecież koniec meczu! Ostatnio latali po boisku chyba dobrych parę godzin, a teraz zdążyli wykonać ledwie kilka akcji! Rozejrzała się w poszukiwaniu powodu tego zamieszania, ale wszyscy siedzieli na miotłach, nikt nie zwijał się z bólu, a @Narcyz Bez trzymał w ręce złotą piłeczkę. - JUŻ?! - Krzyknęła z niedowierzaniem, a jej twarz rozpromieniła się w uśmiechu. - Wygraliśmy? WYGRALIŚMY! - Nie dowierzała, że udało im się to zrobić w tak krótkim czasie! Kiedy wylądowali na ziemi, rzuciła kask oraz miotłę na ziemię i momentalnie rzuciła się na Cyza, by go przydusić w przyjacielskim uścisku. - Znowu to zrobiłeś! Jesteś niesamowity! - Pisnęła radośnie i dopiero po chwili odsunęła się, pozwalając mu znowu normalnie oddychać. Tym razem niezaprzeczalnie był gwiazdą wieczoru. Sukces był jednak zasługa całej drużyny, @Camelia Robbins zaliczyła naprawdę dobry debiut i pewnie mało kto się zorientował, że to był jej pierwszy mecz! - Cam! Świetna robota! Mam nadzieję, że następnym razem będę mogła ci towarzyszyć na pozycji! - Poklepała ją po plecach, uśmiechając się szeroko. Borsuki nie pałały zazwyczaj miłością do obsługi pałki i tłuczka, dlatego niewielu było chętnych na tę pozycję. Niezmiernie cieszył ją więc fakt, że być może znalazła właśnie swoje zastępstwo, kiedy sama już będzie musiała opuścić szkołę. Trzeba będzie rozwijać ten talent! Nie zapomniała też oczywiście również o swoich przezdolnych ścigających. Duet @Aleksandra Krawczyk i @Freddie Moses znowu pokazał, że Borsuków należy się na boisku obawiać, a to, że trafiło na dobrego obrońcę po drugiej stronie to już inna sprawa. - Brawo dziewczyny! Było kilka naprawdę dobrych akcji! - Pochwaliła, przytulając najpierw jedną, potem drugą. Była dumna z nich wszystkich i rozpierała ją niesamowita radość. Wygrana oznaczała, że być może będą jeszcze mieli szansę na walkę o puchar. Wszystko zależało od meczu Gryfonów z Krukonami i dopóki na tablicy punktów widniał remis, wciąż była nadzieja na zwycięstwo. Ależ to by było wymarzone zwieńczenie jej kapitańskiej kariery! Po tych wszystkich uściskach i pochwałach spojrzała nieco dłużej na przeciwną drużynę. Mimo radości, w takich momentach zawsze czuła również pewną nutę smutku. W rywalizacji nie mogło być dwóch zwycięzców, a jednak tak po Puchońsku zawsze chciała się tą wygraną jakoś podzielić. Złapała spojrzeniem @William S. Fitzgerald i po chwili zawahania podbiegła do niego. - Will! Gratuluję dobrej gry! Widać, że dużo trenujecie, pod twoimi skrzydłami drużyna z pewnością niedługo rozkwitnie. - Uśmiechnęła się ciepło. Nie miała cienia wątpliwości, że rzeczywiście tak będzie i nawet w pewnym stopniu poczuła ulgę, że nie będzie musiała się z nimi mierzyć za rok. Jedyne czego Wężom teraz brakowało to czasu, żeby oswoić się ze zmianą i wejść w nowy tryb treningowy. Doskonale rozumiała ich sytuację, w poprzednim sezonie Puchoni znajdowali się przecież w tym samym miejscu. Borsuki przejęła dziewczyna bez żadnego doświadczenia, a jedynie z wielką pasją, a Ślizgoni byli teraz pod opieką świetnego zawodnika, który w przeciwieństwie do niej doskonale wiedział co robić. Nie chciała mu dłużej zajmować czasu, tym bardziej że pewna Puchońska ścigająca, z pewnością sama chciała mu pogratulować, dlatego po przyjacielsku klepnęła go jeszcze po ramieniu i wróciła po swój porzucony sprzęt. Zerknęła na trybuny, które powoli cichły, ale wciąż dało się słyszeć pojedyncze krzyki i gwizdy. Zaśmiała się kiedy gdzieś między proporcami mignęła jej własna twarz na transparencie trzymanym przez wujka @Huxley Williams. Podskoczyła kilka razy, machając rękami i szczerząc się od ucha do ucha (choć tego ostatniego pewnie nie mógł widzieć).
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Trzymał się gdzieś w pobliżu swoich ścigających, którzy zmierzali ku borsuczym pętlom, kiedy powietrze nagle przeszył gwizd, a zaraz potem na trybunach wybuchła wrzawa. Spojrzeniem odruchowo odszukał Fillina, ale to nie w jego dłoni znajdował się znicz. Przez pierwszych kilka sekund ten fakt jakby do niego nie docierał, dopiero gdy faktycznie zobaczył to uskrzydlone złoto w dłoniach puchońskiego szukającego uderzyło to w niego z pełną mocą, a było to uczucie porównywalne do wylania kubła zimnej wody na łeb. Przegrali. Po raz kolejny z rzędu przegrali. Z perspektywy jego kapitańskiej pozycji ta porażka zdawała się smakować podwójnie gorzko, nawet jeśli sam zrobił co mógł, żeby w przeciągu tego miesiąca, odkąd dostał tą drużynę pod swoje skrzydła, przygotować ich najlepiej jak był w stanie. Tego czasu było jednak zwyczajnie zbyt mało, żeby nadrobić całe miesiące zaniedbań jakich dopuściła się Dearówna – dopiero zaczynali się podnosić z popiołów i właśnie zostali rzuceni na głęboką wodę przeciw Borsukom, które w tym sezonie zdawały się być w szczytowej formie. Powinien był się tego spodziewać, a jednak do samego końca miał nadzieję, że mimo wszystko się uda. Zniżył lot, gładko lądując na murawie i od razu zwracając się w kierunku @Fillin Ó Cealláchain. Przeprosiny z jego strony przyjął skinieniem głowy, nie mając pojęcia co mu powiedzieć, zresztą – co miałby? Jakieś oklepane nic się nie stało? Na pewno też nie miał zamiaru wieszać na nim psów ani nic w tym rodzaju, nawet jeśli prywatnie niespecjalnie za sobą przepadali. Klepnął go jedynie po ramieniu na znak, że nie ma mu niczego za złe, by następnie odprowadzić go spojrzeniem. Zaraz potem zwrócił się w stronę reszty drużyny i osób, które dołączyły na ten mecz, żeby ich wspomóc. — Świetnie się spisaliście, wszyscy — oznajmił, obejmując wszystkich spojrzeniem swoich ciemnobrązowych oczu. Nie mijał się w tym momencie z prawdą – odwalili kawał dobrej roboty, a jedyne czego im zabrakło to odrobiny więcej szczęścia. Skupił swoje spojrzenie na @Lucas Sinclair. — Byłeś dzisiaj absolutnie bezbłędny, nie dopuszczając ani razu Borsuków do naszych pętli, oby tak dalej. — Wyszczerzył się w jego kierunku i klepnął go mocno w plecy, by zaraz przenieść spojrzenie na @Sophie Sinclair. — Wymiatałaś z tym kaflem i to właśnie dzięki tobie nie skończyliśmy z okrągłym zerem na koncie. — Ją także obdarzył szerokim uśmiechem, by wreszcie skupić na @Irvette de Guise i @Blaine Jagvarsson, którzy uzupełnili ich skład. — Wam również poszło naprawdę dobrze, dzięki, że dziś z nami byliście. Pomyślcie proszę nad zaciągnięciem się do drużyny, chociażby jedynie do rezerwy, miejsca dla was na pewno nie zabraknie — oznajmił, skinąwszy im obojgu głową, by wiedzieli, że doceniał ich zaangażowanie w grę, nawet jeśli skończyło się jak się skończyło. Na dźwięk swojego imienia odwrócił się, dostrzegając zmierzającą ku niemu @Nancy A. Williams. — Na pewno dołożę wszelkich starań, żeby tak było — odparł i nawet uśmiechnął się nieznacznie, zerkając przy tym w kierunku swoich Węży, by zaraz potem skupić się znów na borsuczej kapitan. — Również gratuluję, nie myliłem się mówiąc, że masz do tego dryg, puchońska drużyna naprawdę odżyła pod twoimi skrzydłami i możesz być pewna, że będę za was trzymał kciuki. — Tym bardziej, że miał jeden szczególny powód, żeby kibicować Borsukom w ich dalszym boju o Puchar Quidditcha, bo w przeciwieństwie do nich oni jeszcze mieli szansę sięgnąć po to trofeum – wszystko zależało tutaj od starcia Gryfonów z Krukonami. Po odprowadzeniu Williams wzrokiem, powędrował nim w kierunku puchońskiej części boiska, gdzie drużyna świętowała swoje zwycięstwo, chcąc podchwycić spojrzenie @Aleksandra Krawczyk.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Niestety nie dane im było dziś wygrać. Borsuki złapały znicz wywołując falę radości w jednym sektorze trybun. Irv z ulgą zeszła na murawę boiska zeskakując z miotły. NARESZCIE była znów na ziemi i marzyła tylko o tym, by znaleźć się w wannie w łazience prefektów. Niestety nie było jej to do końca dane, gdyż Will odnalazł ich wszystkich i zaczął kapitańską przemowę. Z neutralną, acz raczej sympatyczną twarzą stała tam słuchając Ryżego. Widać zależało mu na tym meczu i naprawdę przejmował się rolą, jaką zajmował w drużynie. -Wszyscy spisaliśmy się dobrze. Na pewno przemyślę Twoją propozycję. - Rzuciła do @William S. Fitzgerald uprzejmie w duchu krzycząc z rozpaczy. Gorszego koszmaru niż stała pozycja w drużynie sobie chyba nie wyobrażała. Mimo to cierpliwie poczekała do końca "zebrania", po czym energicznym krokiem ruszyła w stronę szatni, gdzie z ulgą odrzuciła cały ten meczowy strój wraz ze szkolnym sprzętem.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Nie mogła w to uwierzyć - udało im się! Naprawdę się udało, chociaż ryk dochodzący z trybun dotarł do niej dopiero po dłuższej chwili i i tak musiała się kilka razy uszczypnąć, tak dla pewności, że to jej się nie śni. Ale nie, to była czysta prawda! Nie panowała nad emocjami, po prostu wzięły one nad nią górę i nie miała tu nic do gadania, ale tak właśnie powinno być, tak było dobrze. Rzuciła się najpierw do Fredki, która znajdowała się najbliżej i wyściskała ją chyba za wszystkie czasy, dziękując przy tym za super grę. Miały dzisiaj trochę roboty, ale poszło im naprawdę nieźle, a że wszystkie strzały zostały wybronione, to już inna sprawa. Nieistotna. Teraz musiała pogratulować Narcyzowi, bo to przecież dzięki niemu mecz się zakończył na korzyść Puchonów. Nie mogła wyjść z podziwu, bo najwyraźniej był stworzony do roli szukającego i oczywiście nie omieszkała mu o tym nie wspomnieć, całując go przy tym w oba poliki i śmiejąc się radośnie. Zaraz też w podskokach pobiegła do Nancy, aby jej też złożyć gratulacje i wyściskać najlepszą Panią Kapitan pod słońcem. Nieważne, że jeszcze nic nie było przesądzone co do dalszych rozgrywek w tym roku. Osiągnęli szalenie dużo i pokazali, że się da. Dzika radość. Kręciła się tak wśród kolegów i koleżanek z drużyny, ciesząc się razem z nimi ze zwycięstwa. W pewnej chwili jednak wyplątała się z tej borsuczej grupki i przeszła na drugą stronę boiska, prosto do @William S. Fitzgerald, po drodze starając się trochę ochłonąć. - Nie polubię chyba takich spotkań - powiedziała, mając rzecz jasna na myśli ten mecz, w którym musieli grać przeciwko sobie. Mecz ważny dla nich obojga - dla Puchonów bowiem mógł być szansą na dalsze zmagania, a dla Willa był pierwszym po objęciu posady kapitana. - Wiesz, że o ostatecznym wyniku zdecydowało szczęście? Byliście naprawdę świetni, obrona nie do przebicia... Strach pomyśleć, co będzie jak jeszcze bardziej pociśniecie z treningami. - Ścisnęła jego dłonie i wspięła się na palce, żeby złożyć na jego ustach pocałunek. - Nie bierz tego do siebie. Masz ich pod skrzydłami zaledwie miesiąc. - A czym był jeden krótki miesiąc?
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Postąpił kilka kroków, żeby wyjść jej na spotkanie, gdy zauważył, jak zmierza ku ich części boiska, starając się przy tym za bardzo nie patrzeć na pozostałych rozentuzjazmowanych Puchonów, bo mimo wszystko ten widok kłuł. — Wierz mi, ja też nie — odparł z cichym westchnięciem, kiwnąwszy przy tym głową. Wielokrotnie mierzył się z przyjaciółmi po przeciwnej stronie barykady, ale to był zupełnie inny poziom – gra z wysoką stawką przeciw osobie, którą kochał przy świadomości, że zwycięzca mógł być tylko jeden. Zawsze wydawało mu się, że potrafi rozgraniczyć uczucia od tego co się działo na boisku, ale chyba jednak nie do końca mu to wychodziło. Pierwszy raz znalazł się w podobnej sytuacji, ale nie miał nawet złudzeń co do tego, że te starcia zawsze będą najtrudniejsze. — Zdaje się, że szczęścia nie mamy już od dłuższego czasu. — Uśmiechnął się niemrawo, ale taka była prawda – zła passa Slytherinu ciągnęła się jeszcze od zeszłego sezonu; od wygranej z Puchonami na początku tamtego roku zaliczali porażkę za porażką. — Ale fakt, nie byłbym w stanie im niczego zarzucić, spisali się dzisiaj na medal. Muszę jedynie ich doszlifować w następnym sezonie. Odrobinę się rozchmurzył, gdy ścisnęła jego dłonie, odwzajemniając przy tym pocałunek i nawet odrobinę go przeciągając. Czuł, że mimo całej swej pewności siebie tego w tym momencie potrzebował – wsparcia i świadomości, że ktoś w niego wierzy, zwłaszcza jeszcze osoba tak mu bliska. — Spróbuję — zapewnił z lekkim przytaknięciem głową, choć wiedział, że to nie będzie łatwe – ta przegrana go mimo wszystko dotknęła i miał wrażenie jakby trochę zawiódł, nawet jeśli był świadom, jak śmiesznie krótkim okresem czasu był miesiąc i na dobrą sprawę nie powinien sobie niczego wyrzucać; zrobił w końcu tyle, ile był w stanie. — Idziemy? Nie wiem jak ty, ale ja nieco zgłodniałem i chętnie wrzuciłbym coś na ząb. Oczywiście stawiam, w końcu trzeba uczcić twoją wygraną — rzucił po krótkiej chwili z lekko uniesionym kącikiem ust, by następnie objąć ją w pasie i ruszyć wraz z nią ku zejściu z boiska, bo już nic tu było po nich. Mógł być przybity przegraną, ale jednocześnie gdzieś w głębi cieszył się zwycięstwem jej drużyny, co nadawało tej sytuacji ostatecznie taki trochę słodko-gorzki wydźwięk.
Kości / Litery / Przerzuty:4 Kuferek: 21 Własny sprzęt: rękawiczki +1 Wykorzystany sprzęt drużyny: nimbus +4, koszulka +1, ochraniacze +1, kask +1, gogle +1 Łączna liczba punktów: 30 Pozostałe przerzuty: 3/3
Nie musiała mówić o tym, jak bardzo denerwuje się swoim pierwszym meczem, w którym grała jako oficjalna ścigająca z pierwszego składu – wystarczyło na nią spojrzeć, aby wszystkiego się domyślić. Była dość blada i jak na siebie niezwykle milcząca i skupiona, a kiedy w końcu ustawili się przed wejściem na boisko, kolana trzęsły jej się gorzej niż na ostatnim zielarstwie (a tam przecież zemdlała). — Chciałabym wygraną w spóźnionym prezencie urodzinowym — mruknęła do @Ruby Maguire i @Percival d'Este nadymając policzki tuż po głębokim wdechu. Urodziny miała wczoraj, a jeśli chciała prezentu, musiała go sobie wywalczyć i tyle. Dosiadła miotły, wzbiła się w powietrze i w napięciu czekała na dźwięk gwizdka. A kiedy go usłyszała, wystrzeliła naprzód, porywając kafla jako pierwsza i pędząc z nim bez zastanowienia w stronę pętli przeciwnika. Zanim zdążyła jednak zbliżyć się w tę stronę, przeciwna drużyna uniemożliwiła jej rzut, wykonała więc podanie do Drake'a znajdującego się za nią.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Kości / Litery / Przerzuty:3>5 Kuferek: 4 GM Własny sprzęt:brak Wykorzystany sprzęt drużyny: nimbus +4, koszulka +1, ochraniacze +1, kask +1, gogle +1 Łączna liczba punktów: 12 Pozostałe przerzuty: 0/1
To był pierwszy mecz, więc stres był niesamowity. Wziął kilka głębokich oddechów kiedy gra się zaczęła. Zaczynali. Hope podała mu kafla, którego złapał zaczynając tym samym szturm na bramki przeciwnej drużyny. Szkoda że niezbyt udany. Skończyło się na tym że przeciwny krukon zabrał mu kafla, a on mógł tylko przeklinać swoją nieuwagę albo... zacząć gonić za piłką. No to się na początku popisał. Oby udało się im jakoś wygrać ten mecz. Porażka w pierwszym meczu... To nie jest coś co chciałby zapamiętać.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kości:4 Kuferek: 146pkt Własny sprzęt: komplet i różdżka, bo mam Wykorzystany sprzęt drużyny: - Łączna liczba punktów: 163pkt Pozostałe przerzuty: 14/16
Meczyk. Ostatni w tym sezonie zapewne jeśli tylko wszystko pójdzie po jej myśli. Jak zwykle przygotowała się odpowiednio do meczu chociaż wciąż miała lekkie obawy, co do tego jak sobie poradzi z lekko uszkodzonym słuchem, ale skoro jakoś wcześniej grała w lidze to teraz też da radę. Tym bardziej, że miała przy sobie swojego dobrego Nimbusa, który przynosił jej przecież tyle szczęścia. Zwłaszcza natarty niedźwiedzim sadłem. Wylecieli w końcu na boisko i choć to Gryfy przejęły piłkę to jednak dosyć szybko ją straciły, gdy jeden z nowszych nabytków wypuścił go z rąk, pozwalając na to, aby przejęła go Strauss, a ta w tańcu się nie pierdoliła i czasu nie traciła tylko od razu wykonała przerzut to Alise. Niech pędzą teraz kruczyny ku zwycięstwu!
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Kości / Litery / Przerzuty:5-->2 Kuferek: 14 Własny sprzęt: - Wykorzystany sprzęt drużyny: Nimbusów 2015 (+4), zestaw ochraniaczy (+1), koszulka quidditchowa (+1) Łączna liczba punktów: 20 Pozostałe przerzuty: 1/2
Nie mogła doczekać się dzisiejszego spotkania, chociaż starcie przeciw drużynie Morgan mogło być trudne. Była doskonałym Kapitanem, ale ich Elijah też był i Ali z całego serca wierzyła w jego strategię. Obydwoje zrobili, co mogli. Po przygotowaniu w szatni, ustaleniu priorytetów i ostatnich chwilach na rozgrzewkę, wyszli drużyną na boisko i wkrótce potem sędzia rozpoczął mecz. Zajęła swoją pozycję, obserwując uważnie boisko, zgarniając kosmyk jasnych włosów za ucho i odetchnęła głębiej, gdy kafel ruszył. Nie czekając długo, mocniej chwyciła trzon miotły i pochyliła się do przodu, nabierając prędkości, starając się przejąć piłkę i razem z pozostałymi ścigającymi rozpocząć atak na pętle Gryfonów. Zerknęła na Violettę, która podała jej piłkę i cofnęła miotłę, chcąc uniknąć przeciwnika — tych jednak było zbyt wiele dookoła, aby sama mogła skierować kafla prosto do obręczy, więc korzystając z przerwy między zawodnikami, zatoczyła koło i ponownie oddała go Krukonce, wierząc, że doświadczona Strauss zrobi z niego lepszy pożytek. Jednocześnie trzymała się blisko niej, starając się asystować i pomóc, gdyby tego potrzebowała.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kości:2 Kuferek: 146pkt Własny sprzęt: komplet i różdżka (+17) Wykorzystany sprzęt drużyny: - Łączna liczba punktów: 163pkt Pozostałe przerzuty: 11/16
Korzystając z okazji, przycisnęła się nieco mocniej do trzonka własnej miotły, korzystając z jej pełnej szybkości, by ominąć przeciwnika pędzącego z naprzeciwka i wylecieć naprzeciw Alise, aby móc odebrać od niej podanie. Nie traciła czasu na jakieś zbędne zabawy i układanie kafla w dłoni. Zamiast tego wykonała szybki strzał na jedną z pętli bramkowych, atakując ją z wyskoku i zastosowując jedno z bardziej sneaky zagrań jakie znała. Oby tylko zadziałało i odwróciło uwagę Odki od tego, gdzie faktycznie miał polecieć kafel, gdy starała się zamarkować rzut na zupełnie inną pętlę.
Kości / Litery / Przerzuty:5 na 3 na 3 a jakże! na 3 Kuferek:55pkt Własny sprzęt: kompas +1 Wykorzystany sprzęt drużyny: cała reszta: miotła+1, koszulka +1, rękawice +1, ochraniacze +1, kask +1, google +1 Łączna liczba punktów: 65 Pozostałe przerzuty: 3/6
Życie nie było dla niej łaskawe przez ostatnie miesiące. W formie najlepszej też nie była, przez te cholerne eliksiry, które wlewali jej do gardła w Mungu przez dwa miesiące, które spędziła na oddziale urazów magizoologicznych. Ale na szczęście końcem kwietnia jej skóra zaczęła już lepiej wyglądać, rany goiły się dobrze, więc wypisali ją do domu, a początkiem maja już zawitała w szkole. Brakowało jej tego, zwłaszcza znajomych, za którymi niesamowicie się stęskniła. Miała nadzieję, że już nigdy nie będzie musiała wracać do szpitala. Mecz z Krukonami miał być decydujący dla sytuacji Gryfonów, bo sprawa nieciekawie się miała, jeśli patrzyło się na wyniki tabeli. Dlatego postanowiła wesprzeć drużynę i tego dnia wsiąść na miotłę. W szczycie formy zdecydowanie nie była, jednak chciała zagrać. Quidditcha też mocno jej brakowało, więc jak tylko usłyszała wrzawę kibiców, kiedy wyszli na murawę, na jej ustach zagościł szeroki uśmiech. Za moment wszyscy znaleźli się w powietrzu, aby po kilku minutach usłyszeć gwizdek rozpoczynający mecz. Co prawda tym razem przyszło jej zająć pozycję przy pętlach, a nie zagrać w roli ścigającej, tak jak zazwyczaj, jednak koniec końców uznała, że może to i dobrze. Jej kondycja nie była najlepsza, więc zbyt duży wysiłek na ofensywie był niewskazany. Na obronie grała najrzadziej, ale była zdeterminowana, aby skopać tyłki Krukonom. Niech się pochowają do swoich ptasich gniazd. Pierwsza akcja nadeszła szybko. Gryfoni byli początkowo przy kaflu, ale prędko stracili piłkę, co spowodowało na ustach Worthington lekki grymas. Wiedziała, że przeciwnicy nie zmarnują takiej okazji na kontratak, dlatego wzbiła się wyżej, aby zacząć wykonywać podwójną ósemkę między obręczami, chcąc mieć je wszystkie pod kontrolą, obserwując jednocześnie ścigającą mknącą w jej kierunku z połowy boiska. Starała się przewidzieć jej ruch, jednak to nie było takie proste. Zdecydowanie wolała siebie na jej miejscu...
Mecz, to było coś, pewne wyzwanie, kolejne do kolekcji, może tym razem o wiele większe, bo wiedziała, że siostra na pewno gdzieś się tutaj pojawi. Nie miała pojęcia, jak skończy się ta rywalizacja i bardzo mocno mówiła sobie, że wszystko będzie dobrze, ale Merlin raczy wiedzieć, jak to się skończy. tak czy inaczej, była przygotowana, a przynajmniej w to właśnie wierzyła, na każdą okoliczność, tak więc jedynie odetchnęła głęboko, gdy tylko wyszła na boisko. Musiała mieć jasny, czysty umysł, nie mogła po prostu poddać się na starcie, chociaż wiedziała, że przeciwników mieli niewątpliwie silnych. Tak czy inaczej, wsiadła na nimbusa i postanowiła zająć się tym, czym powinna, czyli wypatrywaniem znicza. Nie zamierzała myśleć o niczym, po prostu chciała unosić się w powietrzu i trwać, czekać na ten charakterystyczny błysk, na znak, że ma za czym ruszyć w pościg, że ma po co przylgnąć do miotły i mknąć przed siebie, niczym szaleniec, którym czasem również była.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Kości / Litery / Przerzuty:J Kuferek: 122 Własny sprzęt: full Łączna liczba punktów: 130+ Pozostałe przerzuty: 13/13
Ten mecz miał być ich przepustką do finału, jednak wcale nie zaczął się tak, jakby tego chcieli. Szybka utrata gola oznaczała, że jeżeli nie wezmą się szybko za odrabianie strat, złapanie znicza będzie wyłącznie kwestią honorową i próbą oddalenia od Krukonów pucharu za 3 zwycięstwa w sezonie. I o ile Davies nie miała zbyt wiele przeciwko robienia niebieskim pod górkę, to póki co wolała myśleć o celach wyłącznie swojej drużyny. A te były jasne - wygrać z przewagą co najmniej jednej bramki. Czy to w którymkolwiek momencie meczu byłoby wykonalne?
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Kości / Litery / Przerzuty:4 Kuferek: 21 Własny sprzęt: rękawiczki +1 Wykorzystany sprzęt drużyny: nimbus +4, koszulka +1, ochraniacze +1, kask +1, gogle +1 Łączna liczba punktów: 30 Pozostałe przerzuty: 3/3
Nie wyszło im to najlepiej, bo Drake niestety stracił kafla, który złapała Strauss. Dopatrywała się w tym swojej winy, zrobiła to wszystko zbyt szybko, zbyt chaotycznie – brakowało jej taktyki. Przygryzła wargę, plując sobie w brodę za tę brawurę; nie była gwiazdą tego meczu, więc nie powinna zachowywać się, jakby było inaczej. Właściwie nie umiała nawet zrobić poprawnie żadnej kombinacji. Westchnęła, ale nie straciła rezonu i kiedy nadarzyła się kolejna okazja, spróbowała ponownie. Tym razem nie pomknęła aż tak naprzód, wcale nie miała nadziei na wbicie widowiskowego gola; zmierzyła siły na zamiary, a owe pomiary wykazały, że najlepsze będzie podanie. Podała więc do pięknej Norweżki, licząc chyba, że ta oczaruje wszystkich swoją urodą tak, że bez problemu trafi do pętli przeciwnika.
Kości / Litery / Przerzuty: [https://www.czarodzieje.org/t19658p858-kostki-gry-miotlarskie#640641]2[/url] Kuferek: 4 Własny sprzęt: - Wykorzystany sprzęt drużyny: Błyskawica (+4), zestaw ochraniaczy (+1), para rękawic z cielęcej skórki (+1) Łączna liczba punktów: 10 Pozostałe przerzuty: 1/1
Wciąż nie latała dobrze, ale jej ruda, magiczna przyjaciółka potrzebowała wsparcia. Astrid nie była kimś, kto tchórzy pomimo przeciwności losu i niczym rasowy, gryfoński pies gotowa była do gry. Podekscytowana, nabuzowana i kompletnie nieświadoma tego, co po takiej grze można się spodziewać, bo wcześniej nie grała. Dotarła do szatni przed czasem, szykując się do wyjścia na boisko i słuchając ostatnich wskazówek pysznie pachnącej Morgan. Posłała jej oczko, wiążąc włosy w kucyka i łapiąc za miotłę, zacisnęła na niej dłonie, gotowa do wyjścia na boisko. Gwizdek rozbrzmiał szybciej, niż sądziła i gra rozpoczęła się pomyślnie dla nich. Potrzebowała kilku chwil na ogarnięcie sytuacji, zdążyła nawet pomachać @Darren Shaw, który latał z pałką. Nie zamierzała mieć dla niego litości, zwłaszcza jeśli znokautowałby któregoś z jej członków drużyny. Pół wila była wyjątkowo złośliwa i chciwa na zwycięstwo, nic więc dziwnego, że nie omieszkała wykorzystać swojej pięknej aury, grając agresywnie i popychając przeciwników, tylko po to, aby odwracać ich uwagę zalotnym uśmiechem, oblizaniem warg i spojrzeniem w oczy. Małe rozproszenie nikogo jeszcze nie zabiło. W pewnym momencie złapała Kafla z zaskoczeniem na twarzy, rozglądając się dookoła, aby zaraz znaleźć odpowiednie wyjście z sytuacji, którym okazało się podanie do Drake'a — samotnie nie było co atakować. Była jednak nieopodal, gdyby drużyna jej potrzebowała.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Kości / Litery / Przerzuty:2- parzysta Kuferek: 4 GM Własny sprzęt:brak Wykorzystany sprzęt drużyny: nimbus +4, koszulka +1, ochraniacze +1, kask +1, gogle +1 Łączna liczba punktów: 12 Pozostałe przerzuty: 0/1
No dobra. Na początku spartolił i to konkretnie. Przez to są do tyłu z punktami, ale jeszcze może uda im się jakoś to odrobić. Zwłaszcza że teraz mieli okazję po tym jak Hope podała kafla do Astrid, a potem ona do niego. Teraz tylko musi dobrze wykorzystać szansę. Dlatego kiedy był przy obręczy, wykonał zwód i cisnął kaflem w lewą obręcz z nadzieją że piłka wleci do środka. Może jeśli im się przyfarci to ich kapitan złapie znicz zanim krukoni zmiażdżą ich drużynę ilością punktów. Oczywiście zakładając że do czegoś takiego może dojść, bo dopuścić do tego nie miał zamiaru.
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
KOŚCI / LITERY / PRZERZUTY:3>6 Kuferek:13 pkt Własny sprzęt: brak, Percy ma przy sobie tylko różdżkę Wykorzystany sprzęt drużyny: nimbus +4, koszulka +1, ochraniacze +1, kask +1 Łączna liczba punktów: 13+4+1+1+1=20 Pozostałe przerzuty: 1/2
Przyszedł w końcu dzień, w którym miałem to się wykazać jako nowy nabytek drużyny Gryffindoru, która w tym roku wzmocniła się o parę nowych nazwisk, a podczas dzisiejszej rozgrywki miały pokazać się pierwszy raz na boisku. W tym i ja, co przez sześć lat stronił od miotły, mimo co chwila pojawiających się myśli o tejże rozrywce. Tak czy siak w końcu przełamałem lody w własnej głowie i tak oto zaraz miałem wyjść na boisko. Nie byłem przesadnie zestresowany owym wydarzeniem, a raczej podekscytowany. Rajcowałem się, czułem adrenalinę w moich żyłach i jakby to powiedzieć, czułem bardziej rozentuzjazmowany tym nieznajomym do tej pory uczuciem, który towarzyszył mi pobytowi w szatni i świadomości, że tam kilka kroków dalej wyczekuje na mnie i resztę drużyny mnóstwo innych ludzi wiwatujących i wykrzykujących slogany boiskowe. Skupiłem się jednak bardziej na moich przyjaciółkach. Przytuliłem najpierw @Hope U. Griffin, trzymając ją chwilę w uścisku, kręcąc się lekko na boki. Wiedziałem jak ruda stresowała się tym meczem, więc chociaż trochę chciałem pokazać jak bardzo ją wspieram. Odsunąłem się i popatrzyłem z uśmiechem jej w oczy pstrykając ją w nos. - Damy radę, pokażemy najlepszy debiut od lat piegusie. – uśmiechnąłem się raz jeszcze i wyszliśmy na boisku, na którym zawrzało od krzyków i wiwatów. Wzbiłem się w powietrze trzymając pałkę, do której to już się przyzwyczaiłem i mogłem robić nią najróżniejsze cuda i chciałem to udowodnić w tym właśnie meczu. Całą uwagę skupiłem na tłuczkach i kiedy to znalazłem sobie idealną okazję, wystrzeliłem jednego w obrońcę Krukonów. Tor lotu był trudny do obrony, lecz na moje (i gryfońskie) nieszczęście Darren „stał” na posterunku i szybko zanurkował i odbił tłuczka broniąc swojego obrońcę (ha, masło maślane). Przekląłem pod nosem, ale nie było we mnie złości, poleciałem po prostu dalej, szukając kolejnych okazji do ataku lub obrony.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Kości / Litery / Przerzuty:2 Kuferek: 47 Własny sprzęt: Miotła +6, Pałka precyzji (+1) Wykorzystany sprzęt drużyny: - Łączna liczba punktów: 54 Pozostałe przerzuty: 5/5
Po ostatnim, dość burzliwym meczu ze Slytherinem - choć burzliwym głównie ze względu na wydarzenia pozasportowe, nie samą rywalizację o kafla i znicza - Darren miał nadzieję, że w starciu z Gryffindorem będzie nieco spokojniej. Ściskając w dłoni, nieco zbyt mocno niż zamierzał, ofiarowaną przez elfy pałkę, w drugiej trzonek Huracana. W końcu rozbrzmiał sędziowski gwizdek, a zawodnicy poderwali się do lotu. Okazja do pierwszej interwencji zdarzyła się niedługo po rozpoczęciu gry. Czarna piłka ze świstem mknęła w kierunku kapitana Ravenclawu jednak Shaw - tradycyjnie już zresztą - większość czasu spędzał w defensywnej formacji, także teraz będąc gotowym do interwencji i udanego odbicia podkręconej piłki w bliżej nieokreślonym kierunku, jak najdalej jednak od niebieskich koszulek.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Kości / Litery / Przerzuty:2 Kuferek: 79 Własny sprzęt: wszystko poza kompasem, +11 Wykorzystany sprzęt drużyny: — Łączna liczba punktów: 80 Pozostałe przerzuty: 8/8
Nigdy nie odpuszczał i każdy mecz był dla niego tym najważniejszym. Bez względu na okoliczności był zdeterminowany, by wygrać i tym samym zapewnić drużynie puchar Quidditcaha. Tym razem nie było inaczej, kiedy wchodził na boisko, doskonale wiedział, że nie wybiera się tam po nic innego, niż po zwycięstwo – w tym wypadku nie zamierzał godzić się na kompromisy. Był to najprawdopodobniej ostatni mecz w jego kapitańskiej karierze i zamierzał zagrać w nim tak dobrze, jak tylko potrafił. Zamierzał dać z siebie wszystko. Nie katował się treningami tak jak było to rok temu, bo zwyczajnie nie miał już na to tyle co wówczas czasu. Kończenie pracy dyplomowej, próba utrzymania rozbujanej kariery zawodowej i nauka do ostatnich egzaminów pochłaniały tyle jego energii, że nie miał siły na wiele więcej. Zaniedbał drużynę i Morgan właściwie też... ale nie miał wielkiego wyboru. Dziś liczył na doświadczenie – bo tego nie można było mu odmówić. Kafel tak dla odmiany nie sięgnął ich pętli już na samym początku meczu – choć Gryfoni bardzo się starali, to nie do końca im to wyszło. Co się dziwić, skoro każdy ze ścigających miał mleko pod nosem? Przypomniały mu się jego przyjacielskie przepychanki z Hemah i uśmiechnął się sam do siebie, a wtedy... "i goool". Violetta zdobyła pierwsze punkty, dając nadzieję na piękną wygraną. Kiedy przyszedł moment na obronę, skupił się, zatoczył kółko wobec środkowej obręczy i wystrzelił po kafla, łapiąc go w swoje ręce. — Dzięki! — zawołał do @Darren Shaw, bo nie uszło jego uwadze, że uchronił go przed oberwaniem tłuczkiem.
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Kości / Litery / Przerzuty:4 Kuferek: 14 Własny sprzęt: - Wykorzystany sprzęt drużyny: Nimbusów 2015 (+4), zestaw ochraniaczy (+1), koszulka quidditchowa (+1) Łączna liczba punktów: 20 Pozostałe przerzuty: 1/2
Z przerażeniem patrzyła, jak tłuczek leci w stronę Elio — instynktownie zaciskając palce na trzonie miotły i zatrzymując się na chwilę. Nie chciała, aby coś poważnego mu się stało. Na szczęście Darren był niezawodnym pałkarzem, obrońcą ich drużyny i w odpowiednim momencie ochronił Kapitana, na co odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się blado, zniżając lot i kierując się w ich stronę. Przejęła od Krukona Kafla, odlatując od pętli i krążąc chwilę po boisku, szukała właściwej strategii i rozwiązania. Znów nie miała szans na samodzielny atak na przeciwników, więc najlepszym rozwiązaniem wydało się jej podanie. Na całe szczęście, Violetta była niezasłonięta, czego Ali nie omieszkała wykorzystać. Gwizdnęła w jej stronę, podając prędko kafla i zmniejszając odległość między nimi tak, aby w razie potrzeby asystować dziewczynie.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kości:6 Kuferek: 146pkt Własny sprzęt: komplet i różdżka (+17) Wykorzystany sprzęt drużyny: - Łączna liczba punktów: 163pkt Pozostałe przerzuty: 11/16
Gra toczyła się dalej, tłuczki śmigały wokół, a kafle zmieniały zawodników jak rękawiczki. Po raz kolejny Strauss mogła jedynie przyjąć podanie od Alise i pędzić w kierunku pętli. Tym razem nie oglądała się za Argent. Zdecydowała, że tym razem o wiele lepszym pomysłem będzie zaatakowanie pętli samodzielnie skoro miała ku temu sposobność. Po raz kolejny zdecydowała się na zamarkowanie strzału na przeciwną pętlę nim wykonała poprawny zamach na wybrany cel, posyłając w jego kierunku z ogromną siłą kafel. Liczyła na to, że i tym razem Odeya nie da rady i przepuści piłkę przez obręcz, zwiększając przewagę Krukonów.
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
KOŚCI / LITERY / PRZERZUTY:1 Kuferek: 16 pkt Własny sprzęt: (tylko różdżka) Wykorzystany sprzęt drużyny: Nimbus 2015 (+4) Łączna liczba punktów: 20 pkt Pozostałe przerzuty: 2/2
Przyszedł kolejny mecz i był on szczególnie ważny dla naszego kapitana bo w zależności od jego wyniku mogło się okazać, że będzie to ostatni nasz mecz pod łabędzimi skrzydłami Elijaha. Z tegoż powodu każdy starał się jak mógł, tym bardziej, że Brooks przez swoje wybryki nie mogła w nim uczestniczyć. Odetchnąłem głęboko, patrząc w głąb siebie i szukając każdej nici determinacji w swoim sercu. Chciałem się całkowicie rozbudzić, żeby dać z siebie wszystko w dzisiejszym meczu. Poklepałem po ramieniu każdego z moich ziomków z drużyny i wyszliśmy na boisko. Był to również powrót legendarnego (przynajmniej w inside joke’ach i mojej głowie) duetu „SzoSzon”, który to na swoich pierwszych meczach działał zaskakująco dobrze, to było w czasach, kiedy oboje niemalże dopiero zaczynaliśmy grać. Po Darrenie widać, że dużo więcej ćwiczył, więc „wywalczył” sobie z Brooks swoją pozycję, dziś jednak nie zamierzałem zostawać w tyle. Gdy tylko znalazłem odpowiednią okazję, odbiłem tłuczek prosto w przeciwniczkę, licząc, że strąci ją on z miotły, bądź straci ona piłkę. Niestety gryfoński pałkarz szybko zareagował i obronił swoją zawodniczkę.
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
KOŚCI / LITERY / PRZERZUTY:2 Kuferek:13 pkt Własny sprzęt: brak, Percy ma przy sobie tylko różdżkę Wykorzystany sprzęt drużyny: nimbus +4, koszulka +1, ochraniacze +1, kask +1 Łączna liczba punktów: 13+4+1+1+1=20 Pozostałe przerzuty: 1/2
Niestety mój ostatni strzał został obroniony, ale nie dawałem za wygraną i poszukiwałem kolejnej okazji, żeby się wykazać. To był mój pierwszy mecz kiedykolwiek i zależało mi, żeby po pierwsze to się dobrze na nim bawić, a po drugie to pokazać jakikolwiek poziom i się nie ośmieszyć. Pierwsze moje zetknięcie z tłuczkiem było pomyślne, a byłoby bardziej gdyby nie Darren. Poleciałem dalej, cały czas szukając jakiejkolwiek okazji – przegrywaliśmy dwudziestoma punktami i należałoby to nadrobić, a ja chciałbym w tym jak najlepiej pomóc. Wreszcie znalazłem taką okazję. Zobaczyłem jak jakiś blondasik pizdeusz próbuje wystrzelić tłuczka w Odeyę, naszą ścigającą i pognałem ile sił w miotle, by skonfrontować się z nim i pokazać, kto ma tu większe jaja. Odbiłem tłuczek bez większych problemów i zaśmiałem się w twarz krukońskiemu pałkarzowi i poleciałem dalej szukając kolejnych okazji do przeciągnięcia szali zwycięstwa na gryfońską stronę.
Kości / Litery / Przerzuty:C, 4, 3 > 4 na 4 > 3 na 4; ostatecznie: C, 4, 4 Kuferek: 48 Własny sprzęt: Nimbus 2015 (+6 GM), kompas miotlarski (+1 GM), sportowe rękawice ochronne (+1 GM), gogle qudditchowe (+1 GM), kask qudditchowy (+1 GM), magiczna koszulka qudditchowa (+1 GM) Wykorzystany sprzęt drużyny: n/d Łączna liczba punktów: 59 Pozostałe przerzuty: 3/5
Dla niektórych dziwne mogło być to, że Brandon nie koncentrowała się na tym, co dzieje się dookoła niej. Po prostu nie było to dla niej istotne, obserwowała jedynie kątem oka tłuczki, mając nadzieję, że się z nimi zbyt blisko nie spotka, licząc na to, że dadzą jej spokój i sama w nie nie wpadnie. Bardziej interesowało ją to, by w tej pięknej, wiosennej aurze wypatrzeć coś, co przypominałoby błysk znicza, złocistą łunę, iskierkę, za którą musiała pognać. O dziwo, nie musiała czekać długo. Wtem dostrzegła charakterystyczny błysk, w okolicach jednego ze słupków podtrzymujących pętle i skierowała się w jego stronę. Początkowo niezbyt szybko, by nie zdradzić swoich zamiarów, potem zaś, gdy zorientowała się, że złota piłka wykonuje jakiś swoisty slalom, po prostu przyłożyła się do miotły, łapiąc głęboki oddech i głucha oraz ślepa na wszystko inne, pomknęła przed siebie. Bez zastanawiania się nad czymkolwiek innym, po prostu parła naprzód, jak najszybciej, wyciągając przed siebie rękę, pamiętając o tym, że czasami o zwycięstwie decyduje dosłownie długość palców. I już. Nie wiedziała nawet dokładnie w której chwili, ale zacisnęła palce na piłeczce, obejmując ją ostrożnie, by nie połamać złotych skrzydeł, a potem wyciągnęła rękę w górę, uśmiechając się pod nosem i spokojnie opadając w stronę ziemi. To było zadziwiająco łatwe? Czuła się nieco, jakby śniła, jakby to nie była prawda, a jednak.