Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Czas było przekierować trochę uwagi na szukających, zwłaszcza, kiedy dostrzegłam kątem oka, że Morgan radzi sobie całkiem nieźle. Na chwilę straciła środek rozgrywki z oczu i kiedy miała tłuczek do dyspozycji, zamiast celować w obrońce czy ścigającego, skierowała go prosto w gryfonkę. Z zaskoczeniem przyjęła fakt, że znowu trafiła. Widocznie w ciąży, mimo dużo mniejszej sprawności też dawała sobie nieźle radę. Widziała, że przerwała jej w najgorszym możliwym momencie i bardzo ją to uciszyło. Kiedy doszła do wniosku, że kupiła sobie trochę cennego czasu, znowu wróciłam spojrzeniem na rozgrywającego kafla. Musieli wziąć się w garść, bo z bramkami z ich strony było różnie.
Kuferek: 5 +6 Kostka: H, trafiam
Autor
Wiadomość
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Kolejna okazja na wejście do akcji przydarzyła się dosłownie kilka chwil później. Kontratak drużyny Gryffindoru ruszył na pętle Ravenclawu, za nimi śmignął więc też oczywiście Shaw, obserwując uważnie tłuczka do którego niebezpiecznie dokładnie przymierzał się pałkarz Gryfonów, celując w obrońcę Krukonów. Darrenowi nie pozostało więc wiele tylko przyśpieszyć, robiąc przy okazji parę młyńców pałką w powietrzu by rozgrzać owiewaną zimnym wiatrem kończynę. Przeciął trajektorię tłuczka, lecącego w stronę Elijaha i zamachnął się potężnie lekko zdrętwiałą, prawą ręką. Na swoje nieszczęście, przez sporą prędkość i brak wejścia w rytm meczowy nie trafił - co skończyło się uderzeniem tłuczka w jego prawe ramię. Powodowany siłą uderzenia Shaw zrobił kilka pętli w powietrzu, sycząc z bólu - gdy ustabilizował jednak swój lot zauważył, że tłuczek odleciał gdzieś na bok, a obrońca Krukonów miał wolne pole do obrony przed atakiem Gryfonów.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Wściekł się na samego siebie. Przepuszczona bramka? W porządku, zdarza się każdemu, nawet najlepszym, zwłaszcza kiedy szarżowała na Ciebie dziewczyna z ogromnym talentem i doświadczeniem, która na co dzień grała w zawodowej drużynie. Przepuścić bramkę od Hemah to żaden wstyd – naprawdę tak uważał. Ale jak wytłumaczyć to, że podał jak ostatnia ciota? Ferdinand dostał kafla i choć nie był to tak doświadczony gracz jak Hem, jego sytuacja stała się nagle znacznie gorsza, bo Boyd i Loulou zdążyli przylecieć na tę część boiska, gotowi złapać pierwszego lepszego tłuczka i posłać go w jego stronę. Przygotował się, że może znowu dostać, ale wtedy do akcji wkroczył Darren, który dopiero przed momentem wskoczył na boisko prosto z ławki rezerwowej – na miejsce Shawna. Osobiście wolałby tam posłać Juliusa, dalej martwiło go tamto uderzenie, ale Krukon uparł się, a on nie chciał się z nim kłócić. Nie chciał też urazić jego dumy. W każdym razie Darren się poświęcił i na szczęście skończył w tym poświeceniu mniej marnie niż Julek. Odetchnął z ulgą i bez problemów złapał piłkę nim ta doleciała do pętli. Spojrzał na nią, zmarszczył brwi, rozejrzał się po boisku i postanowił zaryzykować. Skoro Pro się udało to jemu też może się udać, prawda? Po tym co odwalił przed momentem, czuł silną potrzebę rekompensaty wobec Krukonów. Może potrzebował trochę się popisać, by odzyskali w niego wiarę? A może liczył, że Morgan to zauważy? W każdym razie zamiast podać piłkę do gotowej na to Violetty, z całej siły rzucił ją na bramkę przeciwników. Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba. — Dzięki, stary! — zawołał do @Darren Shaw, obserwując sytuację. Liczył, że nie stało mu się nic poważnego.
Kostka: 4!!! Przerzutów już nie mam.
Procrastination McGregor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
C. szczególne : rude włosy, sporo piegów, szeroki uśmiech
Znużenie, zmęczenie? Może nadmiar stresu, jaki towarzyszył mu przed meczem? Nie był pewien, ale zdecydowanie zaczął czuć dziwne, irracjonalne wręcz zmęczenie. Bo przecież jakim cudem mógłby się tak czuć podczas meczu, który zdecydowanie owocował w szybką akcję. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem musiał interweniować tyle razy w tak krótkich odstępach czasowych. W dodatku wciąż dawał o sobie znać tłuczek, który uderzył go kilka rzutów wcześniej. W sumie nie to było największym problemem, a fakt, iż przez to wszystko puścił wtedy gola, co nigdy nie napawało go wielkim optymizmem. Cóż, jak widać musiał jeszcze długo trenować! Szczególnie, że właśnie puścił kolejną bramkę. Czemu? Chyba głównie przez zaskoczenie, gdyż Eli rzucił kaflem wprost spod swojej obręczy. Co prawda rudzielcowi też się zdarzyło, ale wtedy obrona nie zawiodła. Mecz jednak wciąż trwał, znicz unosił się gdzieś w powietrzu. Niewiele czekając Pro podał kafla do Emersona, licząc, że uda im się jeszcze nadgonić aktualny wynik.
Kość + przerzuty:5 > puszczam i podaję do Ferdka Kuferek: 19 Własny sprzęt: rękawice sportowe (+1), kompas (+1), ochraniacze (+1) = +3 Wykorzystany sprzęt drużyny: nimbus (+6), google (+1), koszulka (+1) = 8 Łączna liczba punktów: 30 Pozostałe przerzuty: 0/3 Pozostałe wyposażenie drużyny: 1/3 Nimbus (+6), 2/4 Błyskawica (+5), 2/3 kask (+1), 5/7 rękawice (+1), 5/7 gogle (+1), 6/7 koszulka (+1), 2/2 kompas (+1) <- aktualne
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Kość + przerzuty:5--> 2 Kuferek: 8 Własny sprzęt:- Wykorzystany sprzęt drużyny: Od Moe wszystko. Łączna liczba punktów: 20 Pozostałe przerzuty: 1/2
Spojrzała na Elijah, posyłając mu krótki uśmiech. W pewien sposób go unikała od ich ostatniego spotkania i całkiem nieźle jej to wychodziło. Nie miała pojęcia, co ją wtedy podkusiło. Niemniej jednak odetchnęła i skupiła się na sparingu. Żadna z drużyn nie zwalniała, kafel przelatywał z jednych rąk do drugich. Victoria oraz Morgan poszukiwały z zaangażowaniem znicza, pałkarze co rusz odrzucali tłuczki w stronę przeciwnych zawodników. Błękitne ślepia krukonki przesunęły się za lecącym w stronę ich pętli kaflem, przez co nachyliła się i ruszyła w stronę atakującego błękitnych, aby próbować mu piłkę zabrać. Na szczęście sympatycznie wyglądający obrońca, którego nie miała przyjemności poznać, był w dobrej formie i chociaż podał w stronę jednego ze ścigających gryfonów, drogę zagrodził mu jeden z przeciwników. Korzystając więc z okazji, Alise złapała za kafla i przytuliła go do siebie, odlatując kawałek oraz unikając przy tym tłuczka. Nie mogąc jednak dotrzeć samotnie do pętli, dostrzegła Emersona nieopodal, do którego bezceremonialnie podleciała, wciskając mu kafla z uśmiechem — najdyskretniej jak mogła — skręciła w drugą stronę, chcąc zmylić goniących ich ścigających, a także pomóc mu, chociaż w ten sposób dotrzeć do pętli. Tak naprawdę głupio jej było trafiać do swoich, obawiając się pretensji i wytknięcia braku lojalności, nawet jeśli był to pomysł kapitanów, bo Gryfoni nie mieli dość zawodników. Zatrzymała się, wzruszając niewinnie ramionami do rozczarowanego gracza, unosząc dłonie i poprawiając szkarłatną wstążkę w jasnych włosach, wzrokiem wędrując w stronę pchniętego przez gryfona do pętli kafla. Czy Swansea obroni?
-Nosz kurwa, Szczawik! - przeklnął w kierunku Darrena, który bohatersko zasłonił bramkarza własnym ciałem przed tłuczkiem. Zepsuł mu cały plan bo bramkarz przejął kafel. Bardziej wkurwiającej sytuacji nie mógł się spodziewać. Dlatego nie chciało mu się grać, nie lubił przegrywać. Wybiło go to z rytmu i zamiast trafić w okrąg, niemal podał piłkę przeciwnikowi, a ten posłał ja na gryfońską stronę, zmuszając go do powrotu. No i remis.. Nie popisał się. Zaraz Alise znów była przy kaflu, lecąc przy niej nie spodziewał się tego, co zaraz miało nastąpić. Oddała mu dyskretnie w dłonie "pałeczkę" (xD). Tak, krukonka przeciwko swojemu domowi chyba nie chciała zbytnio grać, a jemu to nie przeszkadzało. Przyspieszył, odprowadzając dziewczynę wzrokiem, gdy próbowała zmylić ścigających rywali i oddał strzał.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Elijah najwyraźniej wybrał się na krótką przebieżkę pomiędzy najniższym poziomem piekieł, a absolutnym quidditchowym spełnieniem marzeń, co ostatecznie okazało się trwać jakieś trzydzieści sekund. Czy on sam w sobie miał taką tendencję do skrajności? A może zdążył się zarazić od niej, która ostatnimi czasy bardzo różnie radziła sobie z emocjami i układaniem swoich myśli. - Znicz! - krzyknęła, kiedy piłeczka znalazła się w jej dłoni, a tym samym mecz zakończył się i wszyscy mogli już wylądować na twardym gruncie. Jak dla niej, wszystko dookoła wydawało się pełne wrażeń i ciekawostek, których nie dane jej było ujrzeć nigdy wcześniej. Być może potrzebowała przemyśleć to, co tutaj zaobserwowała. Ale na pewno pojawiła się również inna kwestia wymagająca domknięcia. Wymagająca spotkania w cztery oczy z kapitanem sparingowych rywali. To jednak musiało jeszcze trochę poczekać. Wzywały ją obowiązki. I musiała przyznać, że akurat z tymi obowiązkami łączyły jej się same radosne skojarzenia. - Może Cię nie wyklną. Świetny mecz. - pochwaliła Alise, która na czas spotkania dołączyła do jej zespołu i przyczyniła się do kilku krótkich, ale niezłych rozegrań. Położyła rękę na ramieniu blondynki, chcąc choć trochę okazać jej wsparcie, jednak z tego wszystkiego chyba nie do końca wytrzymała natłok własnych emocji i ostatecznie rzuciła się na nią z ambitnym zamiarem wyściskania jej za wszystkie czasy. - Boyd, Lou, Pro, wszyscy cali? - wolała się upewnić, że tłuczki, choć tym razem względnie równomiernie rozłożone pomiędzy 'ofiary', nie zdołały narobić większych szkód, niż zwykle podczas spotkań. Martwiła się. I już nawet nie o to, że mogłaby ich stracić na następne spotkanie. Martwiła się... Tak po prostu. Bo z czasem stali się dla niej drugą rodziną. - Hem, Fergie. Dziękuję. - cholernie się cieszyła, że udało się zebrać ich tutaj aż tylu, a przy tym wypróbować połączyć ich siły w ostatnim treningu przed meczem z Puchonami. Była zachwycona tym, jak im poszło, a w dodatku obrosła w dumę przez ich postawę w czasie rozgrywki. Miała pod skrzydłami szalenie zaciekłe lwiątka. I to jej przypadł zaszczyt poprowadzenia ich w tym spotkaniu. Być może następny mecz miał być równie dobitnym udowodnieniem siły tej ekipy.
Kość + przerzuty:F, 3, 5 -> F, 5, 5, koniec Kuferek: 66 Własny sprzęt: oddałem wszystko Alince Wykorzystany sprzęt drużyny: szkolna błyskawica (+5) Łączna liczba punktów: 71 Pozostałe przerzuty: 0/7 Pozostałe wyposażenie drużyny: 1/3 Nimbus (+6), 2/4 Błyskawica (+5), 2/3 kask (+1), 5/7 rękawice (+1), 5/7 gogle (+1), 6/7 koszulka (+1), 2/2 kompas (+1)
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Trochę nie spodziewała się tego, że Antosha zorganizuje zajęcia z miotlarstwa. Głównie dlatego, że to Josh był tym aktywniejszym nauczycielem, który się starał i zabiegał o to, by uczniowie czuli się dobrze na swoich miotłach i przekonywali się powoli do latania. W każdym razie chyba nie trzeba wspominać o tym, że jeśli coś było związane z Quidditchem to musiała się tam magicznie pojawić. Nie inaczej było i tym razem. Na boisku pojawiła się na długo przed meczem ze swoim osobistym Nimbusem w dłoni. Odkąd tylko go zakupiła to nie wyobrażała sobie, by miała ćwiczyć na innej miotle. Nie wiedziała co takiego, mężczyzna planował dla niej przygotować, ale wolała się już samodzielnie rozgrzać nieco na poziomie murawy. Tak na zaś. Tym bardziej, że ostatnio traktowała treningi coraz poważniej i z pewnością nie zamierzała odpuszczać. Nie pod koniec roku, kiedy zbliżały się OWTMy, a ona w końcu mogłaby starać się o przyjęcie do profesjonalnej drużyny. Jak widać marzenia miała już niemal na wyciągnięcie ręki...
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie było opcji, żeby opuścił zajęcia z latania. Treningi z drużyną były niesamowite, ale korzystał z każdej okazji polatania z resztą uczniów. Nadal zbierał galeony na własną miotłę, więc po drodze zatrzymał się w szkolnym schowku i zgarnął jedną dla siebie. Postanowił wlecieć na boisko, by chociaż trochę wyczuć, na czym dzisiaj przyjdzie mu latać. Gdy wylądował na murawie, zauważył, że na miejscu jest tylko @Violetta Strauss, która postanowiła samodzielnie przystąpić do rozgrzewki. -Widzę, że Antosha nie jest Ci potrzebny i postanowiłaś zacząć sama. - Przywitał się z dziewczyną i również zaczął przygotowywać mięśnie do czekającego ich wysiłku. Zawsze starał się zadbać o to, by następnego dnia nie budzić się z zakwasami. Sam Max nigdy nie marzył o zawodowym zajmowaniu się quidditchem, ale nie ukrywał, że uwielbiał latać. O dziwo jego zwykła choroba lokomocyjna nigdy nie dopadała go na miotle, co uważał za cud i znak, że jest to sport akurat dla niego.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
Od kiedy wróciła do Hogwartu po dłuższej przerwie wyjątkowo miała motywację, aby korzystać z każdej możliwej lekcji jaka tylko pojawiała się w planie. Nie opuściła nawet za dużo przedmiotów jak to imała w zwyczaju, a quidditch ponownie skusił ją swoją rywalizacją i pięknem brutalnych zagrywek. Nie wspominając o ilości pięknych pań na miotłach jakie mogła podziwiać czy to w swojej drużynie, czy przeciwnej. Przyszła na boisko już rozgrzana, bo z rana sama sprawiła sobie trening taneczny. Z wypożyczoną miotłą i sprzętem dołączyła do zbierających się na murawie uczniów. Przy nimbusie @Violetta Strauss te nędzne miotełki ze składziku wyglądały tragicznie i Fay zaczęła się coraz poważniej zastanawiać czy nie kupić sobie jakiejkolwiek porządnej miotły byle tylko mieć coś, co wygląda przyzwoicie poza jej własnym tyłkiem. - Widzę, że mamy tutaj spragnionych wysiłku dwóch bardzo chętnych miotlarzy - Rzuciła do rozciągających się na trawie Violi i @Maximilian Felix Solberg.
Gry miotlarskie w kuferku: 15 Szukanie pisanek nr 10:J
Po ostatnim meczu czuła, że musi jeszcze zdecydowanie poćwiczyć. Chociaż nie powinna być zła, ani zażenowana, bo niby czym, skoro działała najlepiej, jak mogła, to i tak nie umiała sobie wybaczyć przegranej w tym prostym sparingu, jaki mieli. Czuła się źle, chociaż doskonale wiedziała, że Morgan jest od niej o wiele lepsza, bardziej doświadczona i nie może pochwalić się tylko kilkoma meczami i paroma treningami, jak sama Victoria. To jednak godziło w dumę Brandon i choćby stawała na uszach, nie mogła sobie tego w żaden sposób wybaczyć. Zżymała się, myślała, że gdyby tylko Elaine była w stanie grać, na pewno poszłoby im lepiej, a tak musiała się godzić z tym, że przegrali i straciła swoją szansę na cokolwiek, tak naprawdę. Odetchnęła, kiedy kończyła zakładać swój sportowy strój, a później starając się oddychać głęboko, skierowała się na boisko. Nie wiedziała dlaczego, ale na widok tego miejsca, dość mocno się spinała. Choć, nie, oczywiście, że wiedziała, dlaczego tak się działo. Po prostu czuła stres i niechęć do własnych umiejętności, była tutaj jednak po to właśnie, żeby je poprawić, a nie chodzić i płakać cały czas. Musiała ćwiczyć, jeśli chciała coś osiągnąć, zaś wsadzanie głowy w piasek nic nie dawało. - Cześć - rzuciła do Violi, do której zresztą zaraz podeszła. A kiedy się do niej zbliżała, dostrzegła leżącą przy niej pisankę. Uniosła lekko brwi, chyba nieco zdziwiona, a później podniosła kolorowe jajko i przekręciła je lekko w palcach, wzruszyła ramionami i schowała je do torby, w której miała też różdżkę i coś do picia.
Gdy tylko usłyszała, że na dniach mają być jakieś zajęcia z miotlarstwa, od razu podjęła decyzję, że na pewno się na nich pojawi. W końcu kochała latać na miotle. Jakim byłaby zawodnikiem, gdyby zdecydowała się nie wziąć udziału w otwartym treningu dla wszystkich? Raczej słabym a na to pozwolić sobie nie mogła. Poza tym, za kilka dni miał odbyć się ostatni mecz w tym sezonie, Gryfoni przeciwko Puchonom, a Silvia chciała zrobić wszystko, aby zagrać w nim i pokazać, że jej forma nie jest tylko wymysłem i że naprawdę dotychczas wiele osiągnęła w tej dziedzinie sportu. I zamierzała osiągnąć jeszcze więcej. Pierwsze propozycje grania w profesjonalnych drużynach już się pojawiały, ale wciąż czekała na jakieś lepsze. Wiedziała, że na pewno się pojawią, w szczególności jak ktoś śledził to, w jaki sposób przyczyniła się do zakończenia sezonu w poprzedniej drużynie. Na boisku pojawiła się zanim jeszcze był tutaj nauczyciel. Była jeszcze chwila do rozpoczęcia zajęć. Postanowiła wcześniej rozgrzać się odpowiednio. Nie wiedziała, w jaki sposób będzie prowadził dzisiejsze zajęcia profesor, ale wiedziała, że musi być dobrze przygotowaną. Ostatnie, czego teraz potrzebowała, to kontuzja tuż przed bardzo ważnym meczem! Dlatego zaczęła się rozgrzewać, aby wszystko poszło jej dziś jak najlepiej.
punkty z miotlarstwa:48 (+6 bo ma swojego nimbusa)
/Można zagadywać!
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Kto jak kto, ale Thaddeus nie mógł sobie odpuścić zajęć z miotlarstwa! Ogromnie liczył na jakieś jeszcze przed meczem Hufflepuff versus Gryffindor, choćby z racji tego, że sam się nieco zastał przez ostatnie miesiące. Zwyczajnie nie miał zbyt wiele czasu na loty na miotle - nie wspominając już o jakimkolwiek kontakcie z Quidditchem. Był zbyt zajęty... opieką nad dziadkiem i ich domem w Hamilton. Nie mówiąc już o zwyczajowym dochodzeniu z Ministerstwa w sprawie śmierci jego babki. Rutynowe, ale bolesne zajęcie - musiał staruszka trzymać od tego możliwie jak najdalej, biorąc wszystko na siebie. Ubrany w dość luźny szaro-biały dres, z kapturem narzuconym na łeb, pojawił się na boisku do Quidditcha. Z szatni wziął jeszcze szkolną miotłę - którą rzuciwszy pod swoje nogi, zaczął się rozgrzewać przed lekcją. Choć miał już za sobą dawkę codziennego ruchu (jogging z rana to jedyna aktywność jaką ostatnio podejmował), to postanowił się porządnie rozciągnąć, żeby nie naciągnąć żadnego mięśnia przed meczem. Humor średnio mu dopisywał - chyba przez myśli związane z domem - więc ustawił się nieco na uboczu. Jeśli ktoś zwrócił na niego uwagę - a chcąc nie chcąc rzucał się w oczy - na pewno skinął mu głową, zajmując się jednak rozgrzewką.
Po długo wyczekiwanym i upragnionym dostaniu się do drużyny, do której startował kilka dobrych miesięcy, ale mimo wcześniejszych porażek wreszcie załapał się na pozycję obrońcy; obiecał sobie, że nie opuści ani jednej lekcji miotlarstwa. I jak postanowił tak zrobił. Gdy tylko wiedział się z tablicy ogłoszeń o tym, ze takowe zajęcia się odbędę - zapisał datę w magicznym notesie, tak aby ten przypomniał mu w odpowiednim czasie. Pojawił się na boisku już nieco rozciągnięty i oczywiście po lekkim truchcie wokół błoni. Zawsze się trochę pobiegać, kiedy danego tygodnia nie było akurat treningów drużynowych, ani nie miał okazji z nikim poćwiczyć indywidualnie na boisku. Bieganie lubił nieco mniej niż latanie na miotle, ale dawało dobre efekty, jeśli chodziło o podtrzymanie formy, więc starał się robić to regularnie. Przechodząc wcześniej obok szatni i schowka na szkolne miotły, zgarnął z niego jedną z nich. Na terenie boiska z daleka już widział grukę osób, które zbierały się na zajęcia. Rozpoznał pare znajomych twarzy, między innymi @Maximilian Felix Solberg, @Violetta Strauss czy @Silvia Valenti. Podszedł do Solberga, który stał z grupką krukonek. - Cześć, Max. Cześć, dziewczyny. - przywitał się z nimi pokrótce, jako że nie wszystkie towarzyszki kupla do końca znał. - To co? Będzie latane. Warunki nawet spoko, najważniejsze, że jakoś specjalnie mocno nie wieje. Ale ciekawe jaki Antosha ma plan. Spodziewał się, że jak już to pewnie skupią się na ofensywnych ćwiczeniach, które przydadzą się przy okazji meczów, ale Lucas nie narzekał. Lubił grę na obronie, jednak każda okazja była dobra, żeby polatać.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Zajęcia z miotlarstwa zawsze były obowiązkową pozycję w planie zajęć Nancy, a od kiedy dołączyła do drużyny to żadna siła nie mogłaby jej powstrzymać przed treningiem. Szlifowała swoje umiejętności i kondycję na każdy możliwy sposób, żeby dać z siebie jak najwięcej na najbliższym meczu. Ubrała się wygodnie przed wyjściem na błonia, związała włosy w ciasny kucyk i zahaczając po drodze o składzik z miotłami, by sobie jedną pożyczyć, pobiegła na boisko. Dotarłszy do grupki uczniów już miała skierować w stronę @Violetta Strauss, na której widok uśmiechnęła się radośnie, ale zauważyła na uboczu inną znajomą sylwetkę, której bardzo dawno nie widziała ani na boisku, ani w szkole. Pomachała do Violi i skierowała się w stronę @Thaddeus H. Edgcumbe. - Tadziu! - Krzyknęła radośnie wyciągając ręce by zamknąć Puchona w przyjacielskim uścisku. Nie wyobrażała sobie innego powitania, szczególnie, że tyle czasu go nie widziała! - Niech mnie tłuczek trzaśnie, już myślałam, że odleciałeś na koniec świata by zostać tam gwiazdą quiddtcha! - Odkleiła się w końcu i wyszczerzyła zęby w uśmiechu, obserwując uważnie twarz przyjaciela. Stęskniła się za nim! Hogwart bez Tadka był jakiś taki smutniejszy. - Mam nadzieję, że nadrabiasz zaległości i jesteś gotowy do następnego meczu! - Powiedziała uśmiechając się tajemniczo. W zasadzie nie wiedziała nawet czy informacje na temat zmian w drużynie zdążyły do niego dotrzeć, ale była bardzo ciekawa jego opinii na te niespodziewane nowości.
Po wyleczeniu niewielkich obrażeń jakich doznał podczas ostatniego sparingu, Julius dziarsko ruszył na boisko, gdzie już zebrało się kilka osób. Tym razem, Niemiec postanowił porządnie się rozgrzać, by uniknąć sytuacji podczas treningu obok bijącej wierzby. Gdy skończył wskoczył na miotłę i rzucił krótkie "Hej" do Krukonów, którzy przyszli tutaj przed nim. Widział też, że przyszli Puchoni. Uznał, że to bardzo dobrze może wpłynąć na nich podczas najbliższego meczu. Nie ukrywał, że wolałby żeby to oni zwyciężyli i dali Ravenclawowi szanse na wygranie pucharu.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Był ogromnym fanem Antoshy Avgusta – naprawdę. Na początku roku ogromnie liczył na to, że choć jest tylko zastępczym nauczycielem, który przyjechał z grupą przyjezdnych, będzie regularnie organizował lekcje miotlarstwa, albo chociaż dodatkowe zajęcia dla mniejszej grupy najbardziej zainteresowanych sportem uczniów. Grupy, do której rzecz jasna od razu by się zapisał. Jego nadzieje szybko okazały się płonne, Avgust, zamiast latać na miotle, wolał bujać w obłokach, a częściej niż po boisku snuł się po zamkowych korytarzach, wywołując w Swansea niemałe rozczarowanie. Nie znaczyło to jednak, że mógłby odpuścić jego zajęcia. Był ciekaw, jak wyglądają lekcje z takim twardzielem jak on; zawsze bardzo szanował jego podejście do sportu, a wysokie wymagania, z których był znany, stanowiły jego inspirację do niejednego treningu przeprowadzonego z Krukonami. Na boisku pojawił się, rzecz jasna, z punktualnością godną Swansea. Zatrzymał się między @Julius Rauch, @Fayette Richerlieu, @Victoria Brandon i @Violetta Strauss, do której przyłączył się @Maximilian Felix Solberg. Przywitał się z nimi uśmiechem i delikatnie odłożył swoją błyskawicę na trawę. — Witam piękne panie. I... pięknych... panów. Postawa godna naśladowania — zauważył z pełnią dumy. Cieszył się, że Krukonki same zaczęły się rozciągać i nie potrafił nic poradzić na to, że nieco narcystycznie zaczął doszukiwać się w tym własnego wbijania im znaczenia rozgrzewki do głów. — Julius, jak głowa? — zapytał chłopaka, posyłając mu badawcze spojrzenie. Wierzył, że profesor Blanc szybko i skutecznie go uleczyła, ale wciąż miał przed oczyma moment uderzenia... i wciąż czuł się winny. Sam również zaczął się rozciągać razem z dziewczynami, ale absolutnie nie przeszkadzało mu to w prowadzeniu niezobowiązującej rozmowy.
Punkty: 45 + 6 (miotła) = 51
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Latanie i gra w quidditcha właściwie były jego życiem, więc pomijanie zajęć z miotlarstwa absolutnie nie wchodziło w rachubę; choćby nie wiadomo co się działo, choćby się miało walić i palić, a jemu przyszło wymykać się ze Skrzydła Szpitalnego – na pewno by się na nich pojawił. Wszystko inne mógł odpuścić i miałby całkowicie czyste sumienie, ale nie to, szczególnie, że rok szkolny zmierzał coraz większymi krokami do końca, a on nosił się z zamiarem startowania do którejś z zawodowych drużyn, więc każda okazja do szlifowania swoich umiejętności była na wagę złota. Przed przybyciem na boisko Fitzgerald oczywiście zafundował sobie rozgrzewkę we własnym zakresie – trochę biegania i innych ćwiczeń rozciągających, w sumie jego typowy poranek – żeby w najmniejszym stopniu nie ryzykować kontuzją; tylko tego brakowałoby mu do szczęścia. Nawet nie zwrócił większej uwagi na jedną z pisanek, którą minął gdzieś po drodze, nie chcąc ryzykować, że okaże się znowu felerna i narzuci na niego jakąś uroczą klątwę, która mogłaby mu niepotrzebnie utrudnić ćwiczenia. Nadal chciał uzbierać cały komplet, ale są jednak rzeczy ważne i ważniejsze. Zajęcia z latania zdecydowanie zaliczały się do tej drugiej kategorii. Ubrany adekwatnie na sportowo i ze swoją Błyskawicą w dłoni oraz nowymi rękawicami przewieszonymi chwilowo przez ramię wkroczył na murawę, kierując się od razu w stronę zebranej gromadki uczniów. — Czołem ludziska! — rzucił entuzjastycznie, wykonując przy tym typowy dla siebie salut na powitanie, by następnie zatrzymać się przy największej grupce, wśród której dostrzegł @Violetta Strauss, @Maximilian Felix Solberg i @Lucas Sinclair. — Widzę, że nie próżnujemy, co? — rzucił z uniesionym kącikiem ust do rozciągających się na ziemi Solberga i Strauss, po czym przeniósł spojrzenie na Lucasa. — O, zdecydowanie będzie latane! I jak na moje to mogłoby mocniej wiać, ćwiczenia w utrudnionych warunkach zawsze w cenie, a chyba nie boisz się jakiegoś małego wietrzyku, co Sinclair? — Tyrpnął zaczepnie kumpla, błyskając przy tym zębami w szelmowskim uśmiechu. — Avgust to profesjonalista w każdym calu, więc cokolwiek przyszykował na pewno się nie zawiedziemy. To w końcu był przecież sam Antosha Avgust, który w końcu postanowił wyjść z cienia, więc nie mogło być inaczej. A nie da się ukryć, że William od początku roku czekał na jakieś zajęcia z nim, ciekaw jego metod nauczania – w końcu profesor słynął nie tylko ze swojego profesjonalizmu, ale i wysokich wymagań wobec swoich podopiecznych.
KUFEREK: 37 pkt Katherine aż krzyknęła z radości, gdy tylko usłyszała, że odbędą się zajęcia z miotlarstwa. Jej miotła już czekała gotowa na kolejną lekcję i porcję latania, a ona uwielbiała być w powietrzu, czuć ten powiew wolności na twarzy. To straszne, że jedna osoba, boi się panicznie odrobiny wody w jeziorze(cud, że do wanny może wejść bez problemu), a uwielbia być tak wysoko w powietrzu, podczas gdy spadając może się zabić, a woda jej krzywdy nie zrobi, zwłaszcza gdy jest naprawdę płytko. Teraz w trybie wręcz ekstremalnym przebrała się w wygodny strój szkolny i związawszy włosy w warkocz ruszyła ze swoją miotłą w stronę boiska. Widząc znajomych przywitała się z nimi dość radośnie jak na nią samą. Pomachała do Maxa i Lucasa, nie trzymała się z dużą liczbą osób. Jeżeli podejdą to podejdą, ustawiła się blisko Williama. Tak jakoś wyjątkowo wyszło. -Siemka William, jak tam samopoczucie? - zapytała siląc się na lekki uśmiech na twarzy. -Jeszcze mogłoby zacząć padać, a i piorun gdzieniegdzie by nie zaszkodził, to dopiero byłby trening- powiedziała odrobinę rozmarzonym tonem ,bo w sumie co to za latanie jak świeci słoneczko i nie mamy żadnych wyzwań, prawda ? Teraz tylko można czekać aż zjawi się profesor i odrobinę ich przeciągnie po tym boisku.
Ostatnio zmieniony przez Katherine Russeau dnia Wto Maj 05 2020, 08:36, w całości zmieniany 1 raz
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Gdyby musiała, wyciągnęłaby choćby za uszy Callahana na tę lekcję, jednak z całą pewnością nie była mu potrzebna dodatkowa motywacja. Raz, że ostatnio twardo naginał na wszelkie możliwe zajęcia i nawet Historia Magii nie była mu straszna (no dobra, była, ale dzielnie z nią walczył), a dwa, że mowa była o lekcji Miotlarstwa. Jakby na te zajęcia nie przyszedł, to Davies już całkiem zwątpiłaby w jakiekolwiek niepodważalne rzeczy na tym świecie. Choć z drugiej strony była coraz bliżej takich myśli po tym, gdy dostrzegła, że Elijah niekiedy potrafił zapomnieć o swoim aparacie. Czego zresztą sama była kluczowym powodem. - Ostatni trening przed ostatnim meczem. - Gryfoni wspólnie musieli dopilnować, aby jej słowa zapowiadające lekcję rzeczywiście okazały się prawdą i nie było już konieczne żadne dodatkowe spotkanie. Zwycięstwo z Puchonami oznaczałoby totalną dominację Domu Lwa na arenie Quidditcha. Niezależnie od tego, że przez pół roku nie mieli kapitana, potem mieli go zbanowanego, a na koniec wszystko popieprzyło się wokół rezygnującego z roli opiekuna. Na szczęście było już raczej po turbulencjach. Teraz należało ustatkować lot, uspokoić nerwy i pokazać szkole, kto niepodzielnie rządził na tych przeklętych miotłach.
Znowu trening quidditcha! Oczywistością jest, że nie mogę go sobie odpuścić - chociaż na ostatnim meczu nie miałam okazji zagrać (całość przesiedziałam na ławce, licząc, że ktoś jednak spadnie z miotły ale sama ostatecznie nic głupiego nie zrobiłam, żeby w tym pomóc) to mój entuzjazm nie spada ani odrobinę - wręcz przeciwnie. Szczególnie nie mogę się doczekać, bo lekcja ma być z Avgustem i coś czuję, że może być ciężko - czyli tak jak lubię najbardziej. Chyba na żadnych innych lekcjach nie miałabym takich życzeń ale quidditch i latanie to co innego. Nie mam jeszcze własnej miotły (dopiero na nią zbieram - matka i ojczym nie są chętni wspierać moich zainteresowań, i tak ledwo co wyciągam od nich jakąś kasę na własne zachcianki) dlatego zabieram jakąś byle-szkolną, żałując, że nie mogę ot tak wziąć jednej z tych należących do drużyny Slytherinu. Zakładam na siebie sportowe ubranie - bluzkę typu z tych dosyć przewiewnych, żeby się ze mnie od razu nie lało po tym jak trochę się zmęczę, bluza natomiast chroni przed wiatrem - mimo względnie ciepłej pogody jest wietrznie a latanie jeszcze to wrażenie będzie potęgować. Przychodzę na boisko i już z daleka widzę sporo ludzi, w tym wiele znajomych twarzy. Podchodzę do ślizgońsko-krukońskiej grupki, osób z tych dwóch domów jest najwięcej, jeszcze chwila i będziemy mogli rozegrać nawet mecz. Witam się ze wszystkimi, Lucasa i Willa dodatkowo przytulając a Maxa i Kath cmokając w policzek. - Na pewno będzie super! Ciekawe co wymyśli, fajnie by było się pościgać - myślę sobie głośno, bo w zasadzie to najbardziej lubię w quidditchu szybkie latanie a nie samo podawanie piłki (może powinnam próbować zostać szukającą?)
gry miotlarskie: 10
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Naprawdę nie miał dzisiaj ochoty na towarzystwo - wolał chmurzyć się we własnym samotnie i nie ciągnąć humoru innych w dół. Skupić się na rozgrzewce, a potem na tym, żeby nie spaść z miotły i wyciągnąć z lekcji z Antoshą jak najwięcej. Wszystko, by tylko wrócić do odpowiedniego rytmu i formy przed meczem z Gryffindorem (na którym notabene liczył, że będzie grać, oczywiście). Jego plany i ochota na nieco samotności zostały jednak rozwiane - i to dosłownie w moment. Zwyczajnie nie mógł się nie rozchmurzyć i nie wyszczerzyć na widok pędzącej ku niemu Panny Williams. — Nan! — charakterystycznie, po szkocku zaciągnął imię przyjaciółki, od razu zamykając ją w swoich objęciach. Puchonka była jedną z wyższych dziewczyn jakie znał, a pomimo tego - ciasno obejmując ją w pasie, walnął z nią kilka radosnych obrotów. Zupełnie jak to miał w zwyczaju. — Ważne, że wróciłem, ne? — Wypuścił ją ze swojego uścisku, uśmiechając się, już zupełnie radosny, jakby przed chwilą nie był jeszcze odsuniętym na ubocze mrukiem. Zrzucił na kark swój kaptur, przeczesując czuprynę wielką dłonią. Dopiero teraz zdawał sobie sprawę jak wielu osób zwyczajnie mu brakowało w czasie jego szkolnej absencji. A jedną z nich niewątpliwie była promienna @Nancy A. Williams. — Zwarty i gotowy, Pani Kapitan! — zakrzyknął, stając nagle na baczność i salutując przed studentką teatralnie i z rozmachem. Zaraz potem jednak sam sobie narzucił komendę spocznij. — Myślałaś, że nie słyszałem? — zaśmiał się, zaczepnie (acz delikatnie!) sprzedając dziewczynie pstryczka w nos. — Nadajesz się Nan, gratuluję. Nie mogę doczekać się meczu pod twoją komendą. Thaddeus nie miał absolutnie żadnego problemu z tym, że Williams przejęła kapitańską opaskę - ba! Naprawdę go to cieszyło. W końcu... Właściwie jeśli chodzi o szkolne drużyny Quidditcha to z 3 na 4 kapitanami były kobiety - coś w tym musiało być.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Mimo oberwania kaflem prosto w środek czoła na ostatnim treningu Puchonów nie wyobrażała sobie odpuszczenia zajęć z gier miotlarskich przed meczem. Wiedziała, że potrzebuje więcej zajęć i choć do wyznaczonego terminu nie stanie się nie wiadomo kto wie jak świetnym graczem, to praca i tak nie pójdzie na marne, a efekty będą pojawiać się powoli, ale będą. To było najważniejsze. Weszła na boisko, na którym zebrała się już całkiem pokaźna ilość osób i niemal od razu skierowała się do @Silvia Valenti. Słyszała, że dziewczyna wróciła do Hogwartu kilka dni temu po rocznym pobycie w Ameryce, grając w jednej z tamtejszych drużyn. Krawczyk trochę jej zazdrościła umiejętności, bo sama, choć mogła liczyć na treningi z matką, to nie należała do najelpszych i dużo jej jeszcze brakowało do tego, aby być przynajmniej zadowoloną ze swojego poziomu. Dlatego też się nie poddawała i przykładała coraz bardziej do quidditcha, który był zajmował szczególne miejsce w sercu rudej. - Hej! Jak było w Stanach? - spytała, uśmiechając się szeroko i mając nadzieję, że nie będzie jej miała za złe przerwania rozgrzewki.
Nie trzeba było go ciągnąć za żadną część ciała, żeby zjawił się na miotłach, ale i tak oczywiście doceniał, że Morgan upewniła się, że przyjdzie na zajęcia; cisnął prawie biegiem, żeby tylko przypadkiem się nie spóźnić, bo słyszał o straszliwych karach które profesor Avgust stosuje na spóźnialskich i chyba wolałby takowej uniknąć, choć w gruncie rzeczy od Antoshy nawet kara to jak nagroda. Zjawił się na boisku u boku Moe bardzo podekscytowany i gotowy do nakurwiania pałą czy tam czymkolwiek będą się dziś posługiwać; omiótł wzrokiem teren, by pomachać czy skinąć głową paru znajomym osobom i z wielkim bólem dupy zauważył, że są tu jedynymi Gryfonami. - Zobacz, nie przyszły te kurwole – burknął oburzony do Morgan, mając na myśli oczywiście kolegów z drużyny; gdzie był Pro, gdzie wszyscy ścigający, gdzie szlajała się jego druga połówka??? – W takim razie nowa taktyka na mecz z Puchonami: ja zatłukę ich wszystkich pałą a ty w tym czasie znajdziesz znicza i wygramy go w dwójkę – dodał, niby żarcikiem, ale naprawdę uważał to za wysoce lekkomyślne i wielki skandal, że reszta ekipy postanowiła odpuścić sobie ostatnią możliwość podszkolenia się przed meczem.
Huh, sporo osób - pomyślał Darren, wchodząc na boisko quidditcha i rozglądając się dookoła. Zauważył lwią część drużyny Krukonów, sporo Puchonów i Gryfonów, trafił się nawet jakiś Ślizgon. Zastanawiał się, jak wiele z nich denerwuje się nadchodzącym meczem mającym zadecydować o mistrzostwie czerwonego domu lub o dodatkowym meczu pomiędzy nimi oraz Ravenclawem. Nawet Shaw, choć nie miał przecież wylatywać na murawę, nie mógł ukryć że czuł nieco wiercenia w żołądku i wolałby, by było już po meczu - niezależnie od tego który dom wygra, wyczekiwanie i nerwy były uciążliwe. Ściskając w garści szkolną, treningową miotłę - nie widział potrzeby wypożyczania drużynowego sprzętu na lekcje - podszedł do osób należących do drużyny Krukonów, witając się przy okazji ze wszystkim skinieniem głowy. - Serwus - mruknął do kogokolwiek kto akurat napatoczył się najbliżej, położył miotłę na ziemi i usiadł po turecku obok niej, wystawiając twarz z zamkniętymi oczami w stronę słońca.
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Słysząc o zorganizowaniu lekcji Quidditcha specjalnie przed możliwie (oby nie) ostatnim meczem Quidditcha w sezonie, nieco się zaskoczyłem. Nawet nie faktem pojawienia się takiego treningu, bo to było dość oczywiste, a raczej osobą prowadzącą, której nazwisko musiałem przeczytać pare razy, zanim utrwaliło mi się w głowie. Nie brzmiało ono brytyjsko, co było łatwym faktem do dedukcji, że był to jeden z przyjezdnych nauczycieli, których nie znałem. Jednak perspektywa treningu była silniejsza od oporu przed obcymi mi ludźmi i postanowiłem się wybrać na trening, ubrany w sportowe ciuchy, ciemne dresy sportowe i tą samą koszulkę z zespołem Łajnobomb, co miałem ubraną na mugoloznawstwu. Proximę zostawiłem w dormitorium, nie mając ochoty szukać go po treningu po całych trybunach, bo ten akurat chciał sobie upolować pare szczurów skrytych w głębi drewnianej konstrukcji stadionu. Z szatni boiska zabrałem treningową, szkolną miotłę, nie mając swojej własnej i poszedłem ku grupce uczniów, która się już zebrała i nawet zaczęła się rozgrzewać przed zajęciami. Ja nie należałem do takich sportowych świrków, co też nie wyobrażają sobie posiłku bez kaszy jaglanej, dlatego zrezygnowałem z pomysłu dołączenia do dziewczyn i zaraz wzrokiem wypatrzyłem mojego serdecznego partnera do pałowania. Usiadłem obok @Darren Shaw i skinąłem głową na powitanie. - Dzień dobry - położyłem swoją miotłe obok jego i oparłem się rękoma o trawę, obserwując każdego z osobna. - Jak myślisz, uda się Puchonom zniszczyć Gryfonów w najbliższym meczu? Szczerze wątpię, choć chciałbym, żeby tak właśnie się stało, polatałbym jeszcze w tym sezonie.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Zajęcia z quidditcha! I to z kimś innym niż Walsh! Nie miała nic do tego profesora, ale zawsze fajniej popatrzeć na inną twarz. Do tego kojarzyła nazwisko profesora głównie dzięki siostrze, która po jego odejściu chodziła ubrana na czarno, w ramach zawodowej żałoby. Jeśli chodzi o Lou, cieszyła się, że zawodowiec będzie prowadził lekcję, ale nie wywoływało to u niej dreszczy podniecenia. Przynajmniej nie bardziej, niż sama lekcja. Na zajęcia ubrała na siebie koszulkę quidditchową, dotykając ją czubkiem różdżki, aby zmieniła kolor na turkusowy. Choć powoli przyzwyczajała się do Gryfonów, nie mogła zapanować nad wciąż obecną tęsknotą za dawną szkołą. Objawiała się ona często przy wyborze koloru turkusowego. Wsiadła na miotłę, ledwie tylko wyszła z zamku i doleciała na boisko, nie chcąc się spóźnić. Na miejscu dostrzegła sporą część drużyny, do których uśmiechnęła się szeroko, lądując w pobliżu Morgan i Boyda. - Obecna - rzuciła ze śmiechem w ramach przywitania się, zerkając w stronę pozostałych osób. Duża frekwencja! Właściwie same drużyny. To z marszu budziło w niej chęć rywalizacji, która na lekcjach starała się jednak ograniczać. Pomachała lekko do @Victoria Brandon, @Violetta Strauss i @Nancy A. Williams. Spoglądając ponownie w stronę członków drużyny Gryfonów, miała wrażenie, że widzi pisankę, ale najwyraźniej słońce odbiło się w którejś z mioteł. - Mam nadzieję, że nikt nie nabawi się kontuzji przed meczem... - dodała, wyjmując różdżkę, żeby zmienić jednak barwy koszulki na szkarłat i poczuć się wyraźnie lepiej. Uśmiechnęła się z zadowoleniem do reszty, w pamięci odnotowując konieczność zakupienia paru dodatków przed meczem. Pożyczone od drużyny są spoko, ale zawsze lepiej mieć swoje, prawda?