Z zewnątrz widać ją tylko z jeziora, w innym przypadku zostaje zakryta przez inne wieże, wysokie części dachu... Chyba że ktoś wzniesie się w powietrze. Stamtąd widać ją doskonale. Jednak ma coś w sobie, co nie przyciąga wzroku, wręcz go odpycha, jakby sygnalizowała, że nie potrzebuje odwiedzających. Których, bądź co bądź, było tu naprawdę niewiele. Wszystko przez to, że bardzo ciężko tu trafić. Wejście bowiem mieści się na piętrze drugim i jest doskonale ukryte. Kiedy jednak, jakimś cudem, prawdziwym cudem, uda ci się tu trafić, dostrzeżesz z pozoru zwykłą, okrągłą, pustą przestrzeń. Niedużą, mieści się tu jedynie jeden fotel, bardzo stary i zakurzony, a dopływ światła jest ograniczony do nędznej okiennicy bardzo wysoko. Nie sposób przez nią wyjrzeć.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Ogółem u Nico nie działo się nic ciekawego więc szczerze nie wiedziała co odpowiedzieć... - Pamiętasz tego kolesia przed którym mnie broniłeś?? Nie żyje... znaleźli go około 3 miesiące temu w jakiejś ciemnej uliczce... Ci od Twojego długu byli u mnie ostatnio i zrobili sobie popijawę z moim tatą... i chyba dadzą Ci spokój nie wiem dokładnie... Nie pytaj się mnie co się działo bo u mnie nic ciekawego nie było... wszystko kręciło się wokół. Wstania, zjedzenia czegoś i pójścia spać... Byłam duchem we własnym domu- Szepnęła- Lepiej mów co u Ciebie. W tym momencie się odsunęła i spojrzała w bok.
- No więc nadal zajmuję się tym czym się zajmowałem, problemy z podejrzanym towarzystwem nadal mam, tak więc w nocy wolę szybko wracać do domu, albo do szkoły. Chociaż widziałem kilku z nich w Hoegsmade, więc raczej nie mogę czuć się spokojny nigdzie. - Powiedział i wsadził sobie spokojnie ręce do kieszeni. - O i jeszcze obcięli mi stawkę o połowę, więc generalnie finansowo nadal kuleje i nie zapowiada się, że szybko miną - Powiedział i spojrzał na dziewczynę teraz coś do niego dotarło. - Czy wy mi pomagaliście nawet za moimi plecami. I mi się wydawało, że twój ojciec pierwszy by mnie rzucił w ich łapy - Mruknął cicho i przekręcił głowę w bok.
Mary spojrzała na niego zbyt szybko zdradzając dzięki temu zdenerwowanie. - Babcia- szepnęła tylko i uśmiechnęła się. Było wiadome że Babcia na pewno pomagała Kame za jego plecami więc chyba Nico nie musiała więcej mówić. Uśmiechnęła się tylko lekko.- Zejdźmy z tematu mojego ojca bo ja Ci nic nie powiem czy Ci pomagaliśmy Ok?? Niech to zostanie naszym sekretem rodzinnym... Zaczęła cicho nucić pierwszą usłyszaną od niego piosenkę... O tak pamiętała ją jakby to było wczoraj. - A wiesz co u Astki?? Długo jej nie widziałam...
- Nico, znasz mnie jak ty mi nie powiesz to ja przeprowadzę własne śledztwo i się dowiem, więc lepiej mi powiedź - No tak trochę głupio się czuł ze świadomością, że cały czas jej rodzina nad nim czuwała. A nawet tego nie wiedział. Był ciekawy ile razy mu pomogli. - Wiesz Astorii nie widziałem już dawno i nie powiem, że przez to z lekka sporządniałem. - Powiedział i uśmiechnął się na samo wspomnienie ich wyskoków. Oj wiele ich było. No i wszystkie oczywiście kończyły się tak samo. Czyli bólem głowy. No ale dobrze się z nią dogadywał, więc nic dziwnego kiedy gdzieś ją wcięło to poczuł się bardziej samotny niż zwykle.
Mary zaśmiała się. Znała Kame... No dosyć długo. - Babcia Ci pomagała... Z natury jest zbyt nadopiekuńcza jeśli kogoś lubi... Czuwała nad Tobą i namówiła do tego tatę... No i czasami kazała Cię śledzić... Oczywiście musiałam robić to ja ale Zaklęcie Kameleona się sprawdzało więc na 100 % mnie nie widziałeś... Astka... Ona chyba wraca więc chyba z powrotem będziesz mniej porządny- Zaśmiała sie- Ogółnie... Tęskniłam za tym Twoim... uśmiechem wiesz?? Spojrzała na niego i po chwili cała czerwona na twarzy odwróciła się. No... Bardziej wstydliwa się zrobiła... Hyhy... Nienaturalne jak na nią...
- No tak ta kobieta. - Powiedział i uśmiechnął się lekko. Ona robiła dla niego naprawdę dużo. Pomimo tego, że nawet o to nie prosił. - Serio, normalnie nie mogę się doczekać. Stęskniłem się za nią. To była jedna z nielicznych osób która mogła powiedzieć, że mnie zna - Powiedział i wsadził sobie ręce do kieszeni. - A sory, że się pytam, ale wolę się upewnić. Widzisz jeszcze te duchy ? - Zapytał się ostrożnie. No cóż nie chciał zarobić od niej, więc tak dla bezpieczeństwa cofnął się kawałek dalej. Spojrzał w oczy dziewczyny. Dlaczego zawsze jak na nią patrzył to czuł się tak dziwnie. Czyżby jego życie ponownie wracało do normy. Cóż chyba już najwyższy na to czas.
Duchy... Czy Mary widziała duchy?? Nie... nie sądzę miejmy nadzieje że nie wrócą do niej te piękne duchowe zwidy. - Nie Kame... Nie widzę duchów... łączę się czasem telepatycznie z babcią... No i właśnie kazała Cię pozdrowić zresztą cały czas nas podsłuchuje co nie za bardzo mi się podoba - zaśmiała się- I nie biję... Nie mam na to siły zbytnio. Mary miała na sobie co przytłaczające czarne ubranie dosyć szerokie i na to szatę Gryfonów. Nigdy się tak nie ubierała więc albo miała żałobę albo po prostu przestała dbać o to w co się ubiera.
Wiedział, że można się telepatycznie kontaktować. Kiedy o tym było na wróżbiarstwie, ale on nigdy nie posiadł tej umiejętności. Cóż nic dziwnego. Sam był noga jeżeli chodzi o wróżbiarstwo. Kiedy powiedziała, że jej babcia przysłuchuje się im zaczął się rozglądać po pomieszczeniu. No czuł się teraz z lekka zakłopotany tym, że ktoś ich podsłuchuje. - Mogłaś mi powiedzieć o tym, że ktoś nas podsłuchuje. Opanował bym się z tymi wyznaniami - Szepnął do niej cicho. Wziął głęboki wdech i ponownie uśmiechnął się do niej. Dopiero teraz zauważył, że dziewczyna ma na sobie w sumie same czarne rzeczy. - Masz żałobę po kimś - Zapytał się mierząc ją wzrokiem od góry na dół.
Mary spojrzała na niego dziwnym wzrokiem. - Po Ryu... Nawet ma grób... Niedaleko mojego domu ale to normalne... idę na jego grób jak jest mi smutno... Albo nie daję sobie rady... Jakby siedzenie przy nim mi pomagało... - Uśmiechnęła się lekko- A zresztą... Wyglądam szczuplej. Wyznania?? Jakie wyznania?? Ogółem babcia raczej ich nie słyszała. Spojrzała do niego i nie wiedziała co się stało ale coś ją podkusiło i podeszła tak blisko niego że stykali się nosami, i stało się... Pocałowała go by po chwili z lekkim zdumieniem się odsunąć z czerwoną buzią...
Kiedy ona zbliżyła się do niego jego oddech od razu się przyśpieszył. Czemu on tak reagował. Kiedy poczuł jej usta na swoich otworzył najpierw szeroko oczy po to by po chwili je delikatnie przymknąć. Odwzajemnił delikatnie jej pocałunek, jednak nie zdarzył jeszcze położyć swojej ręki na jej karku jak to zawsze robił a ona się już odsunęła. Popatrzył na nią zszokowanym wzrokiem. - Nie chcesz chyba ponownie się w to pakować. Nie chodzi o to co było, ale o to, że jesteśmy z dwóch różnych bajek. Biedak i bogata dziewczynka. Nadal masz nadzieję, że to może się udać - Powiedział nie odrywając od niej wzroku. Znowu robił coś czego nie chciał. Przez ostatnie miesiące jedyna rzecz o jakiej marzył to, to aby znowu z nią być.
Nico spojrzała na niego z uśmiechem na ustach - Biedny chłopak i bogata dziewczynka?? Nie.. Przyznam Ci się że chodzę sama do pracy, nie używam majątku mojego ojca... Biedaczka z Biedakiem... to może się udać- szepnęła i uśmiechnęła się- Chcesz się pośmiać?? Zarabiam tak jak ty... śpiewam po klubach. Zachichotała. No cóż od niedawna wypisała się z majątku jedyne co dostanie to w spadku dom i tochę pieniędzy, ale dom w ogrodzie mały i około 1000 galeonów ale o tym nie musiał wiedzieć. - Tak wiem dziwne... Bogaczka zarabia- po każdym słowie zbliżała się do niego- wybacz prośbę ale... pocałuj mnie jak kiedyś.
- Nico wiesz, jak wygląda moje życie i ono wcale się nie zmieniło. Nadal nie wiem czy przeżyję do następnego dnia. - Powiedział i wbił wzrok w ziemię. Dlaczego wszystko tak szybko się toczy. Owszem marzył o tym od pewnego dnia, ale teraz kiedy to się działo nie był pewny. Prośba dziewczyny go zdziwiła, jednak jego ciało jakby samo zareagowało. Podszedł do niej i przyciągnął ją lekko do siebie. Swoją rękę położył na jej karku i złożył delikatny pocałunek na jej ustach. Wiedział, że powinien był się od niej odsunąć, albo wcale nie zgodzić się na to, ale nie mógł. Po prostu coś mu w środku kazało to zrobić. Może ktoś rzucił na niego jakiś urok czy coś w tym stylu.
Mary nie spodziewała się że spełni jej prośbę więc trochę się zdziwiła. Jednak zamknęła oczy i odwzajemniła pocałunek. Nie odsuwała się za bardzo Ale spuściła głowę by na chwilę przestać go całować. - Wiem jak wygląda Twoje życie toć Cię podglądałam Kame - szepnęła- Ale nie sądzę byś ty chciał wejść w moje bagno. Podniosła wzrok - Wplątałam się w jeden dość brzydki problem, no i raczej zadarłam z kimś z kim nie powinnam- Szepnęła cichutko wprost w jego usta.
- W co się tym razem wpakowałaś ? - Zapytał się i odsunął się lekko od niej. Nie wiedział czy przez ten pocałunek zgodził się na to aby znowu byli razem, a jakoś nie miał na razie odwagi aby się o to zapytać. - Więc jeżeli wiesz o czym mówię to chcesz sobie jeszcze problemów dokładać ? - Zadał kolejne pytanie. Znowu z jednej strony chciał tego aby ona się wpakowała ponownie w jego problemy, ale z drugiej znowu nie był do końca tego pewny. Wbijał nadal w nią wzrok. Widział, że się zmieniła i wiedział, że może życie z nią będzie teraz zupełnie inaczej wyglądać, jednak jakie miał zapewnienie,że tak będzie.
Mary spojrzała na niego i uśmiechnęła się. - Grupa z którą zadarłam to sami faceci z czego każdy z nich ma na mnie innego haka. Ja załatwiłam Ci immunitet przez nich i sama na siebie wydałam wyrok...- szepnęła cichutko. Spojrzała na niego ze smutną miną. - Wolę te Twoje problemy kochany- Jej smutne oczy spojrzały na niego i łzy popłynęły po jej policzkach...
- Hej, hej Nico spokojnie. Jak to wydałaś na siebie wyrok. Nie możesz jakoś bardziej tego wyjaśnić bo jak na razie mówisz trzy po trzy, jaki Immunitet ? - Zapytał się z lekka skołowany. Jak zwykle coś ona motała, a on kompletnie nic z tego nie rozumiał. - Nico spokojnie wyjaśnij mi wszystko od początku - No tak ona pewnie wiedziała, że jak to jest coś co zagraża jej życiu to on pewnie rzuci się jej na ratunek narażając tym samym swoje życie, jednak jakoś kompletnie go to nie obchodziło. Zawsze był w stanie zrobić wszystko dla ludzi którzy są dla niego ważni a ona była dla niego istotna i nie chciał aby co kolwiek złego jej się kiedy kolwiek wydarzyło.
Sama nie wiedziała jak mu to wszystko wyjaśnić. - Powiedziałam komuś że ma Ciebie bronić za cenę swojej chęci życia a dokładniej za swoje życie... choć pierwsza ma umrzeć moja babcia... sama się poświęciła a ty nie masz się w to wtrącać... rozumiesz?? Spojrzała na niego z lekkim uśmiechem ujęła jego dłoń w swoje ręce... Ogółem jej uśmiech zbladł - wiesz że przez ten cały czas Cię kochałam??
Kame stał jak wryty nawet nie dochodziły do niego kolejne słowa dziewczyny. - Kto to był. - Mruknął cicho. Nawet nie poczuł jak ona wsuwa swoją dłoń w jego. Spojrzał tylko na nią. - Nie prosiłem o pomoc i nigdy was o nią nie poproszę. Nie będziecie się poświęcać za moje błędy. Ja tylko za nie odpowiadam, więc powiedz mi kto to był - Był nieźle zdenerwowany. Nie lubił kiedy kto kolwiek się poświęcał dla niego poświęcał. Uważał, że to on powinien było oberwać za swoje błędy. - Nico powiedź mi w tej chwili kto to był. Przecież nie mogę wpakować ciebie i twoją rodzinę w moje problemy - Szepnął cicho. Nie mógł uwierzyć, że nawet kiedy nic nie robił narażał ludzi na niebezpieczeństwo. - Czy ty nie rozumiesz, że zrobiliście dla mnie już wystarczająco dużo. - Powiedział i podszedł nie co bliżej niej. - Robicie dla mnie za wiele, a kompletnie sobie nie zasłużyłem na to. - Przymknął na chwilę oczy by po chwili je otworzyć. Wiedział co teraz chciał powiedzieć dziewczynie, ale jakoś kompletnie nie umiał tego złożyć do jednej sensownej kupy. W jego głowie zaczęły przewijać się wspomnienia z czasów kiedy on i Nico byli razem. -"Czyli każda chwila prowadziła mnie do tego miejsca, każda sekunda mojego samotnego życia prowadziła do tej rozmowy, i to tej osoby"- Usłyszał w swojej głowie swój głos. Popatrzył na chwile w bok. Nadal dzielił ich pewna odległość, a on nie odważył się jak na razie tego przełamać, ale kiedy będzie musiał. Popatrzył na nią i zaczął mówić. - Nico wiem, że pozwoliłem ci odejść od tak. Ale zrobiłem to bo nie chciałem ciebie więcej krzywdzić. Wiem co myślisz o mnie. Stoi tutaj teraz samolubny, i egoistyczny debil przed tobą i nie wie co ma robić. Prawda była taka, że nigdy nie wiedziałem co zrobić. - No tak można powiedzieć, że w tej chwili była to spowiedź, ale nie przed tylko przed samym sobą. A nie należało to do łatwego zadania. A szczególnie z charakterem Kame. - Zawsze uciekałem, to ty tak naprawdę wykazałaś się odwagą bo dałaś sobie poradzić z tym wszystkim. Ja zająłem najwygodniejszą pozycję w tym wszystkim. Wsunąłem się w cień dając, że kompletnie nie obchodzi to co ze sobą zrobisz - Mógł spokojnie tą chwilę zaliczyć do najgorszych w całym swoim życiu. Nigdy nie mówił na głos o sobie, a szczególnie nie mówił o swoich wadach chociaż był świadom tego, że je posiada. - Decyzja aby ciebie zostawić była najtrudniejszą, ale jednocześnie najgorszą jaką podjąłem w całym swoim życiu. Wydawało mi się, że znajdziesz sobie kogoś innego, kogoś kto bardziej na ciebie zasługuje. Nie pisałem bo nie chciałem ci o sobie przypominać. Chciałem abym dla ciebie umarł w twoim sercu na zawsze i nie odwracalnie. - Powiedział i patrzył jej teraz prosto w oczy. Chciał aby ona mu uwierzyła, miał nadzieję, że go zrozumie. - Jednak ciężko mi było bez ciebie, chociaż świadomość, że zapomniałaś o mnie i, że być może spotkałaś kogoś innego była naprawę pocieszająca. W końcu obiecywałem, że zadbam o twoje szczęście. Chociaż wszyscy mi wtedy mówili, że zgłupiałem, że nie można wiecznie myśleć o innych i trzeba pomyśleć czasami o sobie. - Powiedział i przez chwilę w jego oczach coś się zaiskrzyło. - Nico pozwól mi być przynajmniej raz samolubny i pomyśleć o sobie. - Powiedział i zrobił jeden krok do przodu. - Kochałem cię, i...- Urwał na chwilę. Teraz wbił wzrok w ziemię, był pewien tego co robi teraz, chciał tego i nie miał zamiar się powstrzymywać. - I nadal kocham. Doskonale pamiętam Egipt kiedy miałem kaca. Poratowałaś mnie. Nie sądziłem, że od tego wszystko się zacznie. Myślałem, że po prostu spotkały się dwie osoby które rozejdą się każdy w swoim kierunku - Kame poczuł jak cały drży. Czy to był strach przed tym, że ona go odrzuci, albo po prostu bolało go przyznanie sie na głos do tego jakim jest debilem. - Nie raz mówiłaś, że buduję wokół siebie mur i nie dopuszczam nikogo do siebie. Nico spróbujmy raz jeszcze, jeszcze raz spróbujmy tutaj, i raz spróbujmy w tej chwili. Sama tego muru nie zburzysz, ale razem na pewno damy radę - No tak to był najdłuższy wywód jaki kiedy kolwiek powiedział, ale w tym widział swoją ostatnią szanse.
Mary spojrzała na niego z dziwnie otwartą buzia. No monolog Kame wyglądał jak spowiedź a ona nie wiedziała dosłownie co ma robić. Spojrzała na niego. - Ten mur którym się obtaczałeś był moją udręką ale i też najbardziej czarującą rzeczą którą w Tobie kiedyś widziałam... Byłeś dzięki niemu jedną wielką tajemnicą... Nie znalazłam sobie nikogo bo nadal w moim sercu byłeś ty Zresztą zawsze będziesz... A do tego nie umiałabym Ciebie zapomnieć bo cały pokój mam obwieszony Twoimi rysunkami... portretami dokładniej. Kochałam i Kochać będę Cię nadal a jedyna osoba która to wiedziała to babcia...- Popatrzyła na niego ze smutkiem w oczach - Osoby którym podpadłam to znajomi mężczyzny za którego miałam wyjść zanim Cię poznałam... To Oni go zabili na moje zlecenie... Jeśli dowiedzą się że z Tobą jestem... Zabiją moją babcię chyba że... Nie chciała mu tego mówić, za bardzo ją to bolało... Zresztą i tak było za późno umowa została podpisana jej krwią. - Chyba że oddam się najstarszemu z nich... Nie chce... I nie dałabym nawet rady by to zrobić... - szepnęła patrząc mu w oczy.
Kame wsadził sobie ręce do kieszeni. No tak tak szybko jak się otworzył tak ponownie się zamknął. Nico wiedziała, że nie był otartą księgą. Najpierw aby tą księgę otworzyć trzeba było pozyskać klucz, a jak już to się miało trzeba było czytać ze zrozumieniem. - Chyba, że co. Nico powiedź ja zrobię wszystko abyś ty i twoja rodzina była bezpieczna - Powiedział i patrzył na dal na nią. Nie miał pojęcia dlaczego ona się w to wpakowała. Doszedł jednak do wniosku, że jeżeli się nie zapyta o to, to raczej się nie dowie. - Po jakie licho się w to wpakowałaś ? - Zapytał się o to co mu tak chodziło po głowie.
Nico spojrzała na niego ale zwlekała z odpowiedzią. - Pamiętasz wtedy gdy zerwaliśmy oddałam Ci pierścionek... Ale ty masz duplikat- szepnęła- Zostawiłam go sobie na pamiątkę. I za każdym razem gdy na niego patrzyłam zastanawiałam się co robisz... I czy nadal żyjesz... I wtedy jednego dnia przyszła moja babcia do pokoju w którym spałam i powiedziała że moge wiedzieć co się z Tobą dzieje i wszystkie inne rzeczy ale sama nie wiedziała co będzie trzeba zrobić by im zapłacić. Spojrzała w okno i podeszła do niego. Na jej palcu zalśnił ten złoty pierścionek a po policzku spłynęła łza. - Gdy dowiedziałam się o zapłacie, było już za późno... Umowa została podpisana a wiadomości przychodziły regularnie, jesli nie... Ja pod zaklęciem Kameleona pojawiałam się przed Twoim domem i sprawdzałam co robisz...
Kame wiedział co miał w tej chwili zrobić. W jego oczach zapaliła się jakaś dziwna iskierka, którą Nico bardzo dobrze znała. - Kim są ci ludzie ? - Zapytał się i spojrzał na nią. Oczekiwał, że powie mu od razu, jednak domyślił się, że tak nie będzie więc postanowił coś jeszcze powiedzieć. - Możesz mi nie mówić, ale wtedy ja i tak teleportuje się i będę ich szukać na własną rękę. Nie pozwolę abyś popełniała takie same błędy jak ja. Jeżeli mi nie powiesz raczej nie wrócę szybko, a tak oszczędzisz mi czasu - Powiedział i wbijał nadal w nią rozgniewany wzrok. Nie na nią, ale na tych co jej zagrażali. Już sobie wyobrażał co im zrobi kiedy dostanie ich w swoje łapy.
Nico spojrzała na niego z lekkim szokiem w oczach. - Kame nie... Ja muszę załatwić to sama... a zresztą beze mnie nigdzie nie pójdziesz - Mruknęła i podeszła do niego- Jeden z nich to Japończyk ma na imię tak jak miał się nazywać nasz Syn... Nazwiska nie znam... Jeden z nich do Antouin Montgomery. Wyjęła zza pazuchy jego zdjęcie. Blondyn z brodą i wielkimi sumiastymi wąsami. - No i tylko ja wiem gdzie mieści się ich siedziba więc musisz mnie zabrać ze sobą...
- Ryu - Szepnął cicho i kiedy miał już zamiar iść Nico ponownie się odezwała. Gryfon zaczął bici się z własnymi myślami. Nie chciał jej zabierać ze sobą, ale jeżeli tego nie zrobi to na pewno do nich nie trafi. Podrapał się energicznie w tył głowy i spojrzał na Nico. - Dobra, ale pod jednym warunkiem. Co kolwiek by się nie działo nie próbuj mnie ratować. Sama uciekaj najszybciej jak możesz. Nie po to tam idę aby tobie jeszcze na dodatek coś się stało - Powiedział i chwycił ją za rękę i szybko zaczął zbiegać po schodach. Cóż znowu wracają czasy kiedy będzie musiał o nią walczyć. Cóż sam sobie był winien. Nie musiał jej wtedy zostawiać. Kiedy schody się skończyły on od razu skierował się do wyjścia a stamtąd do wioski, bo tylko tam mógł się teleportować z/tx2
Listy lubiła pisać o wiele bardziej, niż z kimś rozmawiać. Wtedy było bez znaczenia, gdzie się teraz znajduje; czy na wieży, czy w Wielkiej Sali, czy po prostu w swoim pokoju. W tym ostatnim przebywała jednak coraz to częściej; po prostu zaszywała się w nim, siadając na parapecie, mogła tak spędzić całe dnie, a nawet tygodnie. W końcu nie musiała jeść, a odpoczynek robiła sobie tylko wtedy gdy musiała wyjść do łazienki czy iść spać. Chociaż nawet sen nie przeszkadzał jej w przesiadywaniu na tym nieszczęsnym parapecie. Kilka dni z rzędu zdarzyło jej się na nim po prostu zasnąć i przespać całą noc. Wystarczyło odchylić głowę w tył, usiąść w bardziej wygodnej pozycji i tyle. I szczerze mówiąc, w tym miejscu łatwiej było jej uporać się ze wszystkimi swoimi myślami i problemami. A gdy jej się to nie udawało - pisała do brata. Rzadko kiedy wymieniała z nim jakieś listowne wiadomości, tylko wtedy, gdy coś poważnie ją dręczyło lub gdy miała naprawdę wielki problem. W końcu bądź co bądź, nawet najgorszy brat potrafi wysłuchać własną siostrę w potrzebie i oczywiście, Bruno był tego przykładem. Bo mimo, że z nim najbardziej z całego rodzeństwa się żarła, to jednak w czasie kłopotów zawsze zwracała sie do niego. Tym razem po listach z nim stała się jakaś... inna. Miała wielką ochotę się z nim spotkać i wiedziała, że on jej nie odmówi. Nie było to jedynie spotkanie się z bratem, ale i wyjście z pokoju pierwszy raz już od dłuższego czasu. Wielka okazja, którą z resztą miała ochotę przyjemnie uczcić, dlatego nie żałowała sobie założenia jednej z najlepszych sukienek jakie miała w szafie. Wprawdzie na dworze było jeszcze zimno, ale to ani trochę jej nie przeszkadzało. Beżowa sukienka była tego dnia musem, którego tak szybko nie miała zamiaru odpuścić. Studentka szybko włożyła ją na siebie, założyła wysokie obcasy, a na kościste ramiona zdążyła tylko zarzucić jakąś o wiele za dużą na siebie kurtkę, którą nie wiedziała skąd właściwie ma. Może od Marvela, może Chrisa. Naprawdę nie miała pojęcia. W każdym razie, zaraz po tym po prostu wyskoczyła szybko z pokoju, nawet zapominając zamknąć za sobą drzwi. Co tam, niech się włamują. I tak nikt nic ciekawego tam nie znajdzie. A ona szybkim krokiem udała się w górną część zamku. Wiedziała, w którą stronę zmierza. Po kilku minutach już była na Ukrytej Wieży. Lubiła to miejsce jak żadne inne, tym bardziej taką porą jak ta, czyli wieczorem. Wszystko wydawało się wtedy bardziej mroczne. Aż samej Mathilde przypomniała się jej niedawna wycieczka na cmentarz do Hogsmeade, a wtedy to było jeszcze późniejszą godziną niż dzisiejsza. Tutaj jednak nie była przerażona jak tam. Miała pewność, że nikt nie wyskoczy zza jakiegoś murku i jej nie zaatakuje, ponieważ absolutnie nikogo tu nie było. Jeszcze. Wiedziała, że w końcu pojawi się tu Bruno. Z myślach na wszelki wypadek wysłała bratu głuchą prośbę. Marzła z uśmiechem na ustach. Proszę, przyjdź tu.
Listowne porozumiewanie się było o tyle irytujące, że nie widziało się czyjeś reakcji. Bruno lubił ryzykować, rzucać dwuznacznościami czy też tekstami, które mogły ranić, lecz wszystko to robił tylko dla jednej rzeczy: efektu. Musiał widzieć mimikę twarzy, mowę całego ciała. Był w końcu obserwatorem, więc papier wydawał mu się na obcy, bezpostaciowy, pozbawiony wszelakiego czaru. Nie można było pominąć tego, że Bruno po prostu chciał zobaczyć własną siostrę. Nie potrafił przesiadywać w samotności. Mówią, że jest ona [samotność] piękna, gdy jest się w zgodzie z samym sobą. Ślizgon na pewno nie znajdował się w takiej równowadze. Bał się swoich myśli, swoistego rachunku sumienia. Już nawet nie chodziło o to, że pojawiały się przed nim sceny dowcipów z Huanem, lecz głównej mierze zdawał sobie sprawę ze swojej choroby i jak ona bardzo mocno wpływa na innych. W szczególności na małą Matyldę. Nie mógł się doczekać aż swoimi ramionami jej smukłą talię, narzekając, że niedługo będzie podnosił kruche ciało dziewczyny jedną ręką. Szukał po całym zamku charakterystycznej brunetki, której śmiech odbijał się echem w głowie chłopaka. Nie wiedział od czego zacząć, gdzie mogłaby się skryć przed nim, żeby go zaskoczyć. Zaglądał do miejsc, w których teoretycznie powinni być sami. Nie potrafił z nią obcować wśród innych ludzi. Emocje były wtedy za silne, a Bruno, jak to on, bardzo trudno powstrzymywał się przed pragnieniami. Jak zareagowaliby uczniowie, gdyby namiętnie pocałował swoją siostrę w Wielkiej Sali? Po pouczających spotkaniu z Eleną, z którego oczywiście wyciągnął wiele wniosków, ruszył w stronę wież. Nie spodziewał się, że znajdzie tam siostrę. Musiał koniecznie zapalić, czuł, że nikogo tam nie będzie i nie zostanie ukarany za używki. Wszedł po schodach, przeszukując kieszenie. Papierosy jak na złość postanowiły się schować najgłębiej jak to tylko możliwe. Gdy poczuł prostokątne pudełko pod palcami, nagle znieruchomiał. Patrzył przed siebie z obojętnym (jakże wyćwiczonym już) wyrazem twarzy, nie mając pojęcia czy śni czy może ma omamy z głodu nikotynowego. - Mathilde? – spytał z francuskim akcentem, będąc w lekkim potrzasku. Pragnął, aby to była w końcu ona. Lecz z drugiej strony chciał, żeby znów pomylił siostrę z inną brunetką, żeby nie wyglądała tak pięknie i nie miał ochoty zrobić tylu rzeczy, na które nie pozwala prawo. Trzymając papieros w jednej dłoni, z lekko rozwartymi wargami, patrzył na dziewczynę, modląc się w duchu, aby pragnienie odeszło na drugi plan, a jego choroba nie przypominała dziś o sobie.