Z zewnątrz widać ją tylko z jeziora, w innym przypadku zostaje zakryta przez inne wieże, wysokie części dachu... Chyba że ktoś wzniesie się w powietrze. Stamtąd widać ją doskonale. Jednak ma coś w sobie, co nie przyciąga wzroku, wręcz go odpycha, jakby sygnalizowała, że nie potrzebuje odwiedzających. Których, bądź co bądź, było tu naprawdę niewiele. Wszystko przez to, że bardzo ciężko tu trafić. Wejście bowiem mieści się na piętrze drugim i jest doskonale ukryte. Kiedy jednak, jakimś cudem, prawdziwym cudem, uda ci się tu trafić, dostrzeżesz z pozoru zwykłą, okrągłą, pustą przestrzeń. Niedużą, mieści się tu jedynie jeden fotel, bardzo stary i zakurzony, a dopływ światła jest ograniczony do nędznej okiennicy bardzo wysoko. Nie sposób przez nią wyjrzeć.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Obserwował wszystko ze świeckim spokojem. No przepraszam bardzo, ale to nie jego skrzat nawalił! Więc z pretensjami do młodszego kolegi po fachu a nie do niego! - Nie igram z panem panie profesorze. To nie ja sprowadziłem tych uczniów. I jestem gotów przyjąć na siebie karę za swoje czyny. – Powiedział spokojnie. Mógłby dodać, że wiele uczniów teraz pije lub coś bierze. A może jest inaczej? Zdemoralizowanych uczniów jest więcej niż komukolwiek się wydaje. Powiem otwarcie, że co drugi w tej szkolę coś bierze lub pije. Jeżeli nie w szkolę to poza szkołą. Tak czy siak mają swoje metody, o którym Ramiro nie ma zielonego pojęcia. Czekał spokojnie z założonymi do tyłu rękawami. Jego twarz się nie zmieniła. Chociaż ja osobiście już dawno położyłbym się ze śmiechu. Dlaczego? Bo nikt na tej imprezie nie pił! Nikt nic nie brał! Pewnie było by inaczej gdyby wpadli tak z dobrą godzinę później. Ale oni wpadli zaraz na sam początek, kiedy jeszcze nie skończyło się rozdawanie prezentów. Jak mówiłem nazbyt się pośpieszyli, więc Ramiro nie miał się, czego obawiać. Nie było późno, bo jeszcze słońce nie zaszło a „impreza” była umówiona na godzinę piętnasto. Trwało może z trzydzieści minut nie więcej. Tak, więc nawet, jeśli byli po za zamkiem to o dozwolonej porze. Był weekend, więc lekcji nie było. Przykro mi ale nikt tutaj nie był pijany i nikt nic nie brał. Bo nie zdążyli! I nie. Nie miał halucynacji. Można myśleć sobie co tylko się chce ale to nie byli ci sami uczniowie nie zależnie od tego jak się bardzo to nie podoba. Pewnie wkurzające jest coś takiego. Lecz czy to moja wina że ktoś posiada nie udolnego skrzata?
Wszystko co się tu działo było absurdalne, naprawdę. Tak bardzo, ze aż zaczęło to denerwować Mormiję. - Na litość! – aż krzyknęła. – Co to za cyrk ma być?! Alkohol, trawka? W szkole? I te jakieś tanie sztuczki… sądzę, ze macie wielkie kłopoty! Aż zacisnęła wargi słysząc uwagę o przymykaniu oka. - Słucham? – zapytała. – Mamy to puścić płazem? Może od razu sami ja sobie weźmy co? Rozumiem, nie chcecie Ministerstwa na głowie, ale na litość, trzeba coś z tym zrobić, żeby im do głowy nie wpadło, żeby jeszcze raz próbowali odstawiać takie numery! Spojrzała na uczniów, którzy stali w ciszy. - I co, nic nie chcecie nam powiedzieć? Może nawet lepiej… A pan Peunte coś chyba za bardzo się pogrąża. – Mruknęła.
No dobra... Załóżmy, że jakimś cudem Ann nie została ani zabrana, ani przyniesiona przez skrzata tylko sobie leżała jak długa na podłodze i masowała kolana. -No pięknie... Mruknęła sama do siebie. Ona chciała tylko sobie pośpiewać, a tu impreza i buch nauczyciele się zjawili i teraz wszyscy oberwą. Nawet nie zdążyła popatrzeć na jedzonko i napoje. Zresztą ona nie pije. Może tylko piwo... kremowe. Syknęła z bólu i potarła oczy, by pozbyć się ewentualnych łez. Powoli wstała. Otrzepała sukienkę i spojrzała na swoje biedne kolana. Z jednego kolana chyba krew leciała. Świetnie. Po prostu świetnie. Dzisiejszy dzień był do bani, a nauczyciele jeszcze bardziej go zepsują, bo dadzą jej szlaban za to czego nie zrobiła. Spojrzała na Ramiro. Próbował całą odpowiedzialność zwalić na siebie. Urocze, ale na razie nic to nie dawało. Ann spojrzała poważnym wzrokiem na nauczycieli. -Ja nie wiem skąd to wszystko się wzięło. Przybyłam tu sobie pośpiewać, ale natrafiłam na czyjeś urodziny. Powiedziała. Taa... Chciała pośpiewać i przez przypadek okazało się, że miejsce zajęte przez solenizanta. Pewnie jej nie uwierzą... Trudno. Mówiła całkowitą prawdę. Zresztą mogliby u niej sprawdzić za pomocą Veritaserum i powiedziałaby to samo. Przecież wszyscy ją znali. Każdy w szkole słyszał o cnotce-niewydymce, która to ani się nie zaciągnie, ani porządnie nie wypija, już nie mówiąc o chłopakach... Naprawdę nie wiedziała skąd ta żywność się wzięła. Pewnie skrzaty przyniosły, albo sam solenizant, bo zaklęć na wyczarowanie jedzenia nie było.
Lillyanne spoglądała na całą sytuację kątem oka. Kiedy wtargnęli nauczyciele przewróciła oczami niezadowolona. No cóż, koniec imprezy. Rozumiem, że złamano dużo zasad dzisiejszego wieczoru, ale dlaczego akurat dzisiaj? Było wiele dni, w których to istniały imprezy, w których w ruch wchodził alkohol, ale nauczyciele nie reagowali. Jednak teraz… teraz musieli wtargnąć? Czemu akurat na urodziny Ramiro. Lillyanne nie miała najmniejszej ochoty się kłócić, nie miała najmniejszej ochoty na jakieś komplikacje. Stała więc z boku spoglądając rozbawiona na całą sytuację. Parodia…
Kaoru stał sobie spokojnie z Lilly, aż tu nagle wpakowali nauczyciele! Czyli koniec imprezy? Ale mu też wydało się to dziwne. Zasady złamali fakt, Puchon nie miał pojęcia po co Ramiro skołował trawę czy eliksiry. To była trochę przesada. Ale na żadną imprezę, na której był wcześniej nie wtargnęli nauczyciele. Ktoś kto nie lubi Krukona musiał ich chyba podkablować. Nie chciał się kłócić z nauczycielami żeby się nie pogrążyć. On nic nie zrobił. Nie wiedział, że będzie tu alkohol i inne używki i nie miał zamiaru ich zażywać. Przyszedł tu tylko po to żeby złożyć życzenia przyjacielowi i zobaczyć się z Lilly. Tylko tyle. To nic złego, prawda? Więc się nie odzywał. Nie zawinił, więc nie miał po co. Jest takie powiedzenie: "Tylko winny się tłumaczy". Dlatego stał z boku i kręcił ze zrezygnowaniem głową. -Kurczę, ale jatka...-mruknął ni to do siebie ni to do towarzyszki spoglądając na wzburzonych nauczycieli i pracowników szkoły.
Że ja cię kurde blaszka przepraszam chwila. Co się kurde dzieje? Nagle fajnie – no dla niej nie za bardzo, ale mimo wszystko – słodko pięknie. Wszyscy się cieszą i impreza aż tu NAPAD! Aaa ludzie napad robią!... Dobra, koniec. Autorka swoje powiedziała, teraz czas na Corin. Kiedy ów dziewczę usłyszało gruby, męski głos aż z ciekawości odwróciła się. Zamrugała zaskoczona widząc pakującą się na imprezę zgraję nauczycieli. Ześliznęła się po murze by po chwili dojść do wszystkich uczniów i spoglądać zaskoczona na to, co tutaj się działo. I aż w niej woda wrzała. Słucham? Jakby nie miała już dość kar na swoim koncie! A jak wiemy ona nigdy nie siedzi cicho nawet, gdy jest w stanie wskazującym na chęć samobójstwa. - Chwila, za co niby mamy dostać karę? Za to, że niektórzy weszli tutaj złożyć życzenia koledze? Sorry bardzo, ale jak już chcecie kogoś ukarać to skrzaty, że to wszystko tutaj przyniosły. W końcu są pod pieczą dyrektora i nie powinny pomagać uczniom... - Skomentowała wychodząc na przód tłumu i obejmując się rękami. Wiedziała, że jak zwykle zwraca na siebie niepotrzebną uwagę i może tylko pogorszyć sytuację, ale co z tego? Nie będzie siedzieć cicho. - Ramiś nie pogrążaj się. To nie twoja wina i nie waż mi się obrywać za wszystkich - Zbeształa go. Dziewczyna momentalnie zapomniała o tym, że tak właściwie to on jej nie pamięta, a więc nie powinna mieć na nim żadnego wpływu. Ale cóż... Wilkołak to prawie jak wierny szczeniaczek mimo wszystko tak? Taak, prawieee! Spojrzała kątem oka na An. Z taką nieskończoną wyższością nad jej głupotą. Prychnęła coś pod nosem w stylu „Dziewczynka się zgubiła?”, po czym przewróciła oczami. No tak. Tłumacz się dziecko. Akurat tobie powinni nie szczędzić kary malutka. Przeczesała palcami włosy i objęła się dłońmi świdrując oczami każdego z nauczycieli po kolei.
No tak! Ile tu mnie nie było? Rok? No coś mniej więcej jakoś tak. Z tego, co pamiętam miałem ochraniać dzieciaków w Hogu. Jakie nudy! No to mnie odesłali z powrotem do ministerstwa. Wytrzymali z zemną aż rok czasu! Wyobrażacie sobie? Z zemną cały rok! I na pewno nie było łatwo. Przecież to nie moja wina ze miałem kaca. Że niby miałem wypełniać te wszystkie formularze? A PHI! Też mi coś. Taka robota jest dla nudziarzy. No i zatęskniłem za tą szkółką niedzielną. I o to zdarzył się cud! Powracam! Bójcie się… Kilka wielkich toreb i ja po środku. I co? Nikt mi nie pomoże? Rany ja nie mam siły dźwigać przecież mam kaca! No dobra. Machnąłem sobie magicznym patykiem i był luz. Rany, czemu dyrektor musiał mnie witać na samym początku? Gdybym sobie wypił z kilka kieliszków to mógłbym z nim rozmawiać a tak? No nic jakoś tom przetrwałem. Dostałem nawet własny gabinet! Normalnie szał! Coś tam staruszek pierdział o jakichś morderstwach… Przepraszam a co mnie to? Ano tak. Przecież mam ochraniać tych dzieciaków1) czy co. Rany… Wszedł do pokoju nauczycielskiego. Oj ekipa się pozmieniała! No prócz dobrego starego Aleksa. Co? Że co? Impreza?! A mnie tam nie ma! Nie no na trzeźwo to nie da rady! Podsłuchałem gdzie, co i jak no i oczywiście wypiłem sobie troszeczkę. Zaledwie dziesięć pięćdziesiątek! Jedna połówka krąży mi we krwi jeszcze trzy mi postaw! Odpaliłem papierosa i ruszyłem z kopyta. Dobrze, że dostałem mapę Hoga z wszystkimi miejscami, bo inaczej jak miałbym tam trafić? Rany ja pojęcia nie miałem o tym miejscu! Przed wejściem wyrzuciłem peta i schowałem mapę. Oczywiście ubrany byłem luźno. Czarne dresy i szara bluza z kapturem. Ojć! A co się tu wyprawia? Stanąłem sobie i przyjrzałem się. Chyba zostali złapani na gorącym uczynku! Ale ludzie żeby marnować tyle towaru?! Zaczął klaskać wchodząc powoli. Przyjrzał się wszystkim uczniom. Tylko jedna była szczerze przestraszona sytuacją. Następny chce wziąć na siebie całą odpowiedzialność. Noż tak nie można! Musi być odpowiedzialność zbiorowa! Przecież sam tego nie pił prawda? Inna go opieprza… I tak dalej… Podszedłem do rozwalonego stolika i zwiałem dwie flaszki do ręki. - Ciekawe z skąd oni to biorą. – Zagadnął wesoło nauczycieli. Odpaliłem sobie papierosa i zacząłem obczajać towar. Wódka, Whisky, Maryśka, Felix, Sake.. Normalnie wszystko! Aż żal by to się zmarnowało! Spokojnie przy Franku to się nie stanie!
Pokiwał lekko głową, wzdychając. To prawda, Mormija miała rację. Nie mogli puścić tego płazem. Ale hej, sam też był kiedyś młody. Co prawda nie organizował w szkole niezabezpieczonych zaklęciami imprez, na których trawkę było widać na pierwszy rzut oka... no bo pomimo skłonności do imprezowania miał też trochę oleju w głowie. Ale naprawdę niepotrzebna była jakaś wielka afera, Ministerstwo w szkole, przesłuchania, kary i wydalenia ze szkoły, awantury rodziców. I wszystko to przez kilkoro idiotycznych nastolatków. To zakrawało na jakąś komedię. Spojrzał zdezorientowany na tłumaczącą się Gryfonkę. Przyszła tu pośpiewać. Nie wie skąd wszystko się wzięło. Natrafiła na czyjeś urodziny. Przejechał ręką po twarzy i westchnął. - Cóż, to trzeba było stąd czym prędzej zmykać - mruknął po chwili, kręcąc głową. Oni chyba w ogóle nie zdawali sobie sprawy z sytuacji. Stali, obojętni, niemalże znudzeni i raczej zirytowani faktem, że w ogóle nauczyciele mieli czelność tu wparować(!). Aż przed szereg wyszła jakaś dziewczyna, chyba panna Somerhalder i zaczęła pyskować. - Po pierwsze, nie jesteśmy na stopie przyjacielskiej, panno Somerhalder, więc proszę nauczyć się tytułować mnie należycie - wycedził, wysłuchawszy jej monologu. Dał sobie jeszcze chwilę na to, by przekonać się, że dziewczyna nie żartuje. Parsknął cichym śmiechem na pomysł o ukaraniu skrzatów. - Oczywiście. Zwykło się karać osobę, która wypolerowała różdżkę, a nie tę, która rzuciła nią zaklęcie. Bardzo mi przykro, że skrzaty w ogóle postanowiły posłuchać pana Puente, co jest zupełnie niedopuszczalne. Nie chcę nawet myśleć, jakich sposobów użył, by skofundować te biedne stworzenia. Uniósł rękę i wskazał na stoły pełne alkoholu i spoczywającej na widoku trawki. - Panno Somerhalder, znajduje się pani w tym pomieszczeniu i ma panna czelność pytać, za co chcemy was karać? Chciałbym tylko przypomnieć, że znajdujecie się na terenie szkoły. Jeżeli macie głęboko w dupie wszelkie zasady, które tutaj panują, a także zwyczajny, ludzki respekt do tych wieloletnich murów - w porządku. Urządzajcie sobie urodzinowe imprezy tutaj, w komnacie pełnej starożytnych, mistycznych run, niech dym wyżera wszelkie grawerunki w kamieniach. Życzenia można złożyć listownie bądź personalnie. Nikt mi nie wmówi, że to nie miała być impreza. Nikt mi nie wmówi, że po prostu znalazł się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie. I tylko pozostaje mi się cieszyć, że przybyliśmy na sam początek. Znacznie łatwiej porozumiewać się z trzeźwymi osobami... chociaż i do takich nie zawsze docierają proste przekazy. Czy mam się wyrazić jakoś jaśniej? Czy ma panienka coś do dodania? Morph był zły. Tak, to dziwne. Chyba pierwszy raz odkąd pracował w Hogwarcie, był zły. Bo rozumiał, naprawdę rozumiał samą chęć urządzenia imprezy. Nie rozumiał jednak, dlaczego ci ludzie zachowują się, jakby byli panami i władcami Hogwartu, mając w zupełnym poważaniu jego autorytet, wykręcając się jakimiś tanimi sztuczkami i pyskując, zamiast przyznać się do oczywistej winy. I mieć jakikolwiek szacunek do niego i do samych siebie, by po ludzku, najzwyczajniej przeprosić. Wtem wparował Frank Bryce. Rany boskie. I chwycił dwie flaszki do ręki. Morph uniósł brwi. - Panie Bryce, byłbym wdzięczny, gdyby... - Machnął ręką. A zresztą. Nie miał siły dyskutować i z tym człowiekiem.
- Mówię do wszystkich, nie tylko do pana. Proszę siebie aż tak nie wyróżniać. Ego można sobie podbudować w inny sposób – Odpowiedziała krótko jak zwykle tym swoim bezczelnym i aroganckim tonem. Może ich jeszcze gorzej wpakuje w tym momencie, ale naprawdę nie pozwoli na to, by ktokolwiek tutaj brał odpowiedzialność tylko na siebie, tym bardziej solenizant. A skoro wszyscy milczą, to ta najbardziej wkurzająca musi się udzielać. Takie życie. Było się odzywać, a tak to będziecie mieć wszyscy problem. - Cóż... Skrzaty są bardzo naiwne. Nie trzeba ich konfundować dla czegoś takiego. Nauczyciele powinni je lepiej pilnować – Kontynuowała popieranie swojego argumentu. W końcu na czymś trzeba się opierać, chociaż adwokatem, to by była tragicznym. Dlatego zostanie piosenkarką, ot co! - Ale nie każdy tutaj ćpał, pił. Nie każdy jest tutaj pełnoletni i nie każdy próbował, dlatego ukaranie całości jest co najmniej niesprawiedliwe szczególnie, że niektórzy cieszą się nienaganną opinią, którą takie całościowe traktowanie może zniszczyć... - To mówiąc znacząco spojrzała na Lilly. Ale tylko przez chwilę. Nie będzie się rozpraszać gapiąc się na rzekomą przyjaciółkę. Wiem, że jej myśli bolą, ale w tej chwili takie właśnie były, a ona zawsze mówi to, co myśli. Dobrze o tym wiesz onee-chan. - Wielu z nas chce po prostu iść spać i zapomnieć o tym przykrym zdarzeniu, o zepsutych urodzinach kolegi... Możemy iść? - Mruknęła ziewając jakby naprawdę była strasznie padnięta.
- Ależ ma panienka rację. Podbuduję je sobie w takim razie, wymierzając wam jeszcze sroższe kary - zadecydował po krótkim namyśle i rozciągnął usta w lekkim uśmiechu. Łał. Nigdy nie sądził, że będzie TYM nauczycielem. Jako szczeniak w Beauxbatons też zawsze musiał wychodzić przed szereg i pyskować. Jednakowoż nie robił w tego sposób tak prymitywny, jak owa stojąca przed nim Gryfonka. - Pilnowanie skrzatów nie leży w naszych kompetencjach - rzekł spokojnie. - Mamy ciekawsze zajęcia, przykładowo: trucie życia błyskotliwym uczniom o nienagannej opinii. Roześmiał się głośno, słysząc jej słowa. Naprawdę, nie mógł uwierzyć, że ta dziewczyna w tej chwili żartobliwie sobie z nim nie pogrywa, a mówi całkowicie poważnie. To już przekraczało wszelkie granice ludzkiej przyzwoitości. Oto stał przed nim żywy powód późniejszego, starczego narzekania Morpha na "tę dzisiejszą młodzież". Czy to w ogóle legalne, by być tak naiwnym? Może miała jakieś zapędy masochistyczne i uwielbiała szlabany? - Oczywiście. Najchętniej poczekam aż państwo opróżnią zawartość stołów, byśmy mogli ukarać osobę najbardziej pijaną. Doskonały pomysł - pokiwał głową entuzjastycznie i z aprobatą. - Ukarana zostanie każda osoba w tym pomieszczeniu. Każdy z was przez kolejny miesiąc nie ma prawa na odwiedzanie innych miejsc zamku poza salami lekcyjnymi w trakcie zajęć oraz swojego pokoju wspólnego. Przydzieleni zostaną wam prefekci, którzy będą odprowadzać was z każdej lekcji z powrotem do pokojów wspólnych. To dotyczy rzecz jasna zakazu odwiedzin Hogsmeade, Londynu i całej reszty świata. Wieczorami będą was również odsyłać na trzygodzinne pomaganie skrzatom. Wasze towarzystwo będzie karą dla tych biednych stworzeń, zgodnie z panny sugestią. Po zakończeniu szlabanu na opuszczanie pokojów wspólnych, kolejny miesiąc spędzicie na pomaganiu woźnemu, ilekroć mu się zachce was wezwać. Dodatkowo, każda osoba właśnie sprawiła, że jej dom traci pięćdziesiąt punktów. Z bolącym sercem chyba właśnie pozbawił swój Hufflepuff sporej ich ilości. Potoczył wzrokiem po Mormiji i Howardzie. - Tyle ode mnie. Macie jakieś inne pomysły?
Ostatnio zmieniony przez kapitan Morpheus Phersu dnia Nie Maj 06 2012, 23:27, w całości zmieniany 1 raz
Usiadłem sobie spokojnie na stoliku i odkręciłem sobie flaszeczkę. Jak na dobrego Aurora przystało nalałem do szklanki. Wypełniłem ją po brzegi. - Chciałby ktoś….? – Zamilkł rozbawiony reakcją innych. Tak masz racje ze nie zwracasz mu uwagi na jego wyczyny. Bo i co to dało? Po pierwsze nic. Po drugie zwolnić go nie mogą, bo Ministerstwo nie przyślę innego Aurora. Jestem, jaki jestem. Taki duży dzieciak i spec od zadań nie do wykonania. Wypiłem całą zawartość na jeden raz. - O rany… Nie wiem, które z was sprowadziło tą wódkę. Ale następnym razem skonsultujcie to z zemną. - Zamilkłem. Czy aj przypadkiem kogoś nie wkurzam? Rany! Spokojnie to dopiero pierwszy dzień! Zaciągnąłem się dymem aż w końcu wypełnił całe moje płuca. Wypuściłem powoli dym z płuc. W czasie, kiedy profesor Eeee Jakiś tam. Wygłaszał swoją płomienną wymowę. Ja opędzlowałem prawie cała flaszkę. Że niby, kto jest pijany?! Zacząłem kiwać głową. Tak! Miejmy w dupie zasady. Jak najbardziej popierałem jego myślenie. - Prawda jest taka moi mili państwo. – Powiedziałem nadal siedząc. – Że o ile nie przyłapaliście, którego kol wiek ucznia na gorącym uczynku nic nie można zrobić. Równie dobrze możemy założyć, że ów alkohol i narkotyki po prostu tutaj byli. A osobiście wolałbym żebyśmy uznali, że tego wszystkiego nie było. Jestem szczery i leniwy. Nie chce mi się wypełniać papierków o tym jak zastałem to pomieszczenie. O tym, że nauczyciele nie potrafią dopilnować porządku w szkolę. Że uczniowie wnoszą narkotyki i alkohol a skrzaty im pomagają. Tak, więc jeśli żaden z obecnych tutaj uczniów nie został złapany na przechylaniu kieliszka lub zaciągania się Maryśką. Proponuje ich wypuścić i oszczędzić mi biurokracji. – Mówiłem spokojnym trzeźwym głosem. Mnie tak łatwo nie upijecie! Moje argumenty były logiczne. - I chociaż możemy założyć, że obecni tutaj młodociani przestępcy chcieli sobie poszlaeć… Nie udowodnimy im tego. Czy nam się to podoba czy nie. A wyciąganie z tego jakichkolwiek konsekwencji przyniesie tylko nikomu nie potrzebne problemy. Do tej szkoły nigdy ministerstwo nie powinno wtykać swojego nosa. I nie chcę by tak się stało. Dla tego uznamy, że nikogo z nas tutaj nie było. – Powiedział zapełniając kolejną szklankę. O! Flaszka się skończyła. Szkoda. Ale spokojnie! Tutaj alkoholu było pod dostatkiem. I nie tylko jego. Wyrzuciłem peta na podłogę i zgasiłem nogą. Wziąłem szklankę do ręki i przyjrzałem się wszystkim z osobna.
Nie. Morph nie kontynuował swojej wypowiedzi tylko dlatego, że Bryce na pierwszy rzut oka wydawał się człowiekiem o wątpliwych zdolnościach intelektualnych. I to podejrzenie okazało się prawdziwe, gdy tak poobserwował chwilę zachowanie chłopaka. Bo ciężko go nazwać mężczyzną, skoro zachowuje się gorzej niż buntowniczy gówniarz. Morpheus przeniósł na niego wzrok, gdy ten nalał sobie wódki do szklanki i opróżnił natychmiast zawartość. To jakaś kpina. Człowieka z ministerstwa też ma wychowywać? Przewrócił wzrokiem, gdy kazał uczniom się z nim konsultować w sprawie wyboru alkoholu. Wyborny żart, milordzie. Jego starania, by wyjść na fajnego, żałośnie obracały się w proch. Aż przykro było na to patrzeć, naprawdę. Kolejnymi zaś słowami udowodnił, że potrzebuje naprawdę niewiele alkoholu, by zacząć bezsensownie bełkotać. - Prawda jest taka, miły panie, że to doskonały powód, by ich ukarać. Gdy mugolska policja znalazłaby narkotyki w ich kieszeni, nie skazałaby ich, bo "równie dobrze ten gram mógł po prostu tam sobie leżeć"? Jeżeli wszedłby pan do pokoju pełnego trupów i jedną żywą osobą, założyłby pan z miejsca, ze jest niewinna? Dobra, może trochę się zapędził w porównaniach. Ale był jednocześnie rozbawiony beznadziejnym argumentem gościa i przerażony, jak ktokolwiek mógłby to mówić na poważnie i wciąż uważać się za jednostkę na tyle inteligentną, by samodzielnie żyć w społeczeństwie. - Jurysdykcja Ministerstwa Magii nie sięga nad Hogwart w sprawach dawania szlabanów uczniom - warknął, chociaż starał się być spokojny. Biurokracja? Wypełnianie papierków? Że, kurwa, co? Niby dlaczego ten koleś miałby w ogóle coś takiego robić? - Ja za to z chęcią wypełnię kilka papierków. Pańscy przełożeni na pewno będą rozanieleni faktem, że daje pan doskonały przykład młodzieży, rozpijając na ich oczach ich własną wódkę i pouczając nauczycieli Hogwartu o ich kompetencjach. Pan takowych tutaj nie ma i to nie w pana gestii leży ukaranie uczniów. Nie obchodzi mnie, szczerze mówiąc, co ma pan do powiedzenia. Ale jeżeli będzie pan nalegał, możemy porozmawiać o tym również z dyrektorem. Jestem pewien, że doceni on pańskie słowa oraz alkoholowy wyziew z ust. To zdecydowanie nada panu wiarygodności. Uśmiechnął się lekko. Chociaż pierwsza kwestia była niemal warknięciem, kolejne słowa Morph wypowiadał ze stoickim spokojem. Niebieskie oczy jednak wypełnione były gniewem, a nauczyciel musiał się powstrzymać, by nie zaciskać pięści. - Z jednym się z panem zgodzę. Ministerstwo nigdy nie powinno wtykać do tej szkoły swojego nosa. Myślę więc, że rozsądne będzie, jeżeli się pan stąd zabierze. Może pan zabrać butelkę wódki, skoro już się pan tak do niej przywiązał.
Ann mogła się domyślić, że będą to mieli w dupie. Była niewinna, a obrywa. Gdy usłyszała karę miała dość zabawną reakcję. Niestety nie potrafię jej opisać specjalnie, więc przestawię jej reakcję za pomocą filmiku (tu. Od razu ustawcie na trzydziestą szóstą sekundę). Tyle jeśli chodzi o reakcję. -Aaa... Ale z jakiej racji? To niesprawiedliwe karać niewinnych. Powiedziała zdezorientowana ni to do nauczycieli, ni to do siebie. Jej dom stracił chyba najwięcej punktów, a już ma ich mało. W tym roku coś się uczniowie nie starają, bo Slytherin prześcignął ich i są daleko w tyle. Ciekawe, czy są minusowe punkty domu, bo chyba teraz wyjdzie im -100 coś tam. Ann była wściekła. To jej się rzadko zdarzało, ale tym razem była niewinna jak noworodek, a obrywa, że niby piła i paliła. -Przecież ja nigdy nie paliłam i nie będę palić... A piwo kremowe można pić... Mruknęła do siebie. Nie ma co... Spowodować, że uczennica gada sama do siebie to już szczyt... Ann z niewyraźną miną podeszła do nauczycieli. -To wszystko panie profesorze? Chciałabym udać się do swojego dormitorium... Powiedziała poważnym tonem w stronę Morpheusa.
Szeryf wreszcie przybył do miasteczka. Morpheus Phersu, strażnik kodeksu i sprawiedliwości. Mormija spojrzała na opiekuna Hufflepuffu i od razu w jej wyobraźni pojawił się obraz owego mężczyzny w podniszczonym kapeluszu, anturażu marshala rodem z Texas, na silnym, czarnym koniu, na tle pustynnej burzy okrywającej miasteczko bezprawia. Stop. Przestań fantazjować dziewczyno, przestań marzyć o mężczyźnie w kowbojkach, który wyrywa cię z tego marazmu w tej szkole. Gdy już Mormija sama chciała coś dodać i upomnieć pannę Somerhalder, zjawił się chyba najmniej pożądany tutaj gość. Widząc zachowanie Aurora, aż przewróciła z zażenowania oczami. Wszak ten człowiek powinien być przykładem dla uczniów, a nie antyreklamą dorosłości. Właściwie, to może i smarkaczom takie zachowanie imponowało… cóż, nie pozostaje nic, jak tylko złożenie skargi na szanownego pana Bryce u dyrektora a potem w Ministerstwie Magii. Na samą myśl o nasyłaniu kontroli na szacownego Aurora, aż się sama do siebie uśmiechnęła. Widząc jak ów mężczyzna zrzuca wypalonego papierosa na podłogę wezbrała w niej złość wymieszana z pogardą. Nie czekając, podeszła bliżej, schyliła się po peta i wrzuciła go do drinka Bryce’a. - Smacznego – powiedziała, a po chwili zwróciła się do Morpherusa. - Sądzę, że prócz szlabanu, nasi uczniowie zasługują też na coś jeszcze. – odparła spokojnie – Ich rodzice i opiekunowie na pewno będą z nich dumni, gdy się dowiedzą o wybrykach ich pociech. Dopilnuję, by już dziś wysłano sowy. Uśmiechnęła się unosząc podbródek spojrzała na Cornelię. Cóż, mogła się spodziewać, ze ta dziewczyna prędzej czy później znowu sobie czymś nagrabi. A jej pyskowanie na nic się nie zda. Jesty jeszcze młoda, a uważa się za dorosłą, która może z dorosłymi dyskutować. Niestety, dziewczyna nawet nie zdawała sobie sprawy jak takie myślenie może być zgubne. - Myślę, że nie ma tu co udowadniać – powiedziała po chwili, niby to kierując słowa do Bryce’a, jednak na niego nie patrząc. Nie zasługiwał na to, by Mormija nawet odwróciła w jego stronę głowę – Wszyscy byli przyłapani na gorącym uczynku, wszyscy brali udział w imprezie, gdzie, na litość, były narkotyki. Sądzę, ze tłumaczenia w stylu „ja nic nie paliłem” są zbędne. Taka impreza w ogóle nie powinna mieć miejsca. Jeśli młodzi państwo chcą się bawić, proszę bardzo, poza szkołą. To my tu za was odpowiadamy, my, pedagodzy. Nie jest tak, ze wasze życie, to wasza sprawa, i że wszystko możecie. Gdyby ktoś z Ministerstwa się dowiedział, że sytuacja się wymknęła spod kontroli, to wtedy kara się szkołę. Dlatego w naszym obowiązku jest pilnowanie was. Bo jesteście jeszcze młodzi i nieodpowiedzialni. Westchnęła głośno, obserwując reakcje uczniów. - Cóż, co się tyczy karania niewinnych…. myślę, ze to będzie dla nich przestroga, by trzymać się z dala od winnego towarzystwa.
- Według pańskiego rozumowania jesteśmy karani tylko dlatego, że wchodzimy w skład pana podwładnych, a skrzaty nie. Gdyby kogoś skrzat zamordował ukarano by w takim razie ucznia, który stał obok, bo nie zdążył zareagować? - O ile mi wiadomo bycie nią jak na razie jest legalne i za to jeszcze nie trafia się do Azkabanu, ale nawet jako autorka myślę, że coś jest na rzeczy. Choć Cor jest zagrożeniem dla nerwów, to nie dla życia, więc jak na razie jest w porządku i dziewczyna nie ma się czego bać. - Więc dostanę szlaban a to, że tutaj weszłam? O nie! Powinniśmy za to trafić do więzienia o zaostrzonym rygorze lub od razu na stryczek – Skomentowała nie zmieniając spokojnego wyrazu twarzy ani tonu głosu do momentu ogłoszenia szlabanu, treści jakże szlachetnego wyroku. Wtedy się zaśmiała. - Ukaranie zostanie każda osoba w tym pomieszczeniu. Dobrze, w takim razie prefekci chętnie odprowadzą pana do gabinetu i dopilnują by go pan nie opuszczał. I z przyjemnością popatrzymy jak czyści pan z nami kible. Mogę nawet pożyczyć panu szczoteczkę do zębów. Przy okazji wyczesze nią sobie pan włosy na plecach – Mruknęła łapiąc go za słówka. Przewróciła oczami widząc popisywania aurora. Skąd on się w ogóle tu wziął? W każdym razie ktoś chyba straci pracę... - I proszę nas nie porównywać z łaski swojej do mugoli. Argumenty dotyczące tych podistot się nie liczą – Za dużo czasu spędza ze ślizgonami. Udzielają jej się ich przekonania i idee. No, ale trudno. Od kolejnego kroku w stronę wrogiego sobie domu się nie ubiera. Może jakimś cudem ją przepiszą? Fajnie by było! Tak zielono. Rodzice? Haha. Nie no, bo jej opiekun prawny się przejmie taką głupotą. Przykro mi, ale ta dziewczyna mieszka i wychowuje się z bratem w zaplutej dzielnicy Londynu – nie w takim towarzystwie się przebywało, a mimo to ów dziewczyna nie pali, nie ćpa i nigdy nie ma zamiaru, więc tym bardziej przeszkadza ją karanie za coś takiego. Alkohol to faktycznie, ma skłonności, ale bez przesady. Wszyscy piją i nikt się nigdy o to nie czepia. - A tak. A tą osobę pomiędzy trupami wysyła się do sądu i pozwala się jej wytłumaczyć, brak dowodów przemawia na jej korzyść. A niektórzy z nas nie mają nawet grama alkoholu czy innego czegoś we krwi. Po takim czymś dostaje się uniewinnienie... - Uniosła brew krzywiąc się delikatnie. Nie uciszy się, będzie pyskować. I tak jej dom już nie ma punktów, co za różnica.
- Sądzę, iż pannie Somerhalder przyda się mała lekcja pokory – powiedziała spokojnie, wręcz nieco znudzonym głosem, Mormija – Proponuję dodatkowy szlaban, dla naszej pani adwokat, dodatkowe dwa tygodnie prac w bibliotece przy moim nadzorze. Po godzinach lekcyjnych. Z pewną dumą, która w jakiś sposób pomagała jej uciszyć tę niesamowitą złość, odrzuciła włosy do tyłu i z uniesionym podbródkiem wpatrywała się w oczy Cornelii. - Oczywiście, nie bez powodu, panna Somerhalder ów szlaban dostanie – dodała po chwili z uśmiechem – Po pierwsze, za niestosowne zachowanie i bezczelne odzywki w stosunku do nauczyciela w obecności reszty dorosłych. To raz. Po drugie, za nietolerancję i nazywanie mugoli podistotami. Jeżeli chciałaby panienka wiedzieć, już ktoś tak swego czasu myślał tak o nie magicznych ludziach, a nie chcemy powtórki z historii, prawda? Myślałam, ze mimo wszystko, taka wygadana młoda kobieta jest nieco mądrzejsza i pomyśli zanim coś powie. Zagryzła dolną wargę, po czym przejechała po niej palcami prawej ręki. Czerwony lakier do paznokci zdawał się błyszczeć nawet w ciemnym pomieszczeniu. - Każdy ma prawo do obrony, niestety, młoda damo, swoją arogancją zepsułaś sobie całą jej linię.
Siedziała sobie i było ładnie i pięknie...No dobra, nie było, aż tu nagle drzwi się otworzyły i wpadli nauczyciele! Przewidująca Desiree natychmiast odstawiła swoją do połowy opróżnioną butelkę pod stół. Ona nic nie piła! A tak w ogóle...mogła pić! Niedawno zmarł jej najlepszy przyjaciel, kilka dni temu zmarła miłość jej życia...ma prawo chcieć się najebać i choć na chwilę zapomnieć, prawda? A więc weszli sobie nauczyciele. Kurde, Desce też się wydało to dziwne. Była impreza w tęczowym, w pokoju snów, w paru innych miejscach, a na żadną nie wparowali tylko tu. Podejrzana sprawa. No nic. Ślizgonka odleciała na chwilę, ale "obudziła się" kiedy profesor Persu wspomniał o szlabanie dla wszystkich. No normalnie myślała, że zacznie kląć, albo płakać. To ona ma dostać szlaban i stracić punty dlatego, że zmarł jej chłopak a także przyjaciel, bo ma depresję i żałobę, a na imprezę zaciągnął ją jej świrnięty brat, chociaż wcale nie chciała na nią iść? No super, jedyna jak do tej pory impreza na której siedziała cicho, nie piła nic, ani nie ćpała, ani nie robiła rozróby, a właśnie na niej dostanie szlaban i ujemne punkty. Wręcz zajebiście. Szczerze mówiąc, nie obchodziłoby jej to za bardzo, i tak miała zamiar siedzieć do końca szkoły w dormitorium i z niego nie wychodzić, ale wkurzyła ją niesprawiedliwość. Ramiro coś tam odwalał, Corin jak zwykle się kłóciła co na dobre jej nie wyjdzie, a Des...miała to gdzieś. Nie miała nastroju ani chęci do kłótni. Tyle na ten temat.
"Jesteśmy karani tylko dlatego, że wchodzimy w skład pana podwładnych". AHAHAHAHAH, CO. Morph szczerze nie miał ochoty sprawdzać, czy wszyscy młodzi faktycznie coś pili, czy nie - ale to dziewczę tutaj chyba było już w skrajnym stanie, bo pieprzyła niemiłosiernie. Nie wiedział, jakim cudem w jej małej, nieopierzonej główce zaświtało takie rozumowanie jego słów. Słuchał dziewczyny z rosnącym niedowierzaniem, parskając śmiechem przy jej przesyconym młodzieńczym buntem sarkazmem. Uniósł wysoko brwi na słowa o mugolach. Pokręcił z rodzącym się na nowo rozbawieniem głową, gdy uznała, że "za takie coś dostaje się uniewinnienie". Ale szczerze? Było mu trochę przykro. Autentycznie przykro, że ta dziewczyna jest taka głupia. Nie miał nawet ochoty odpowiadać na jej wyczarowane z dupy królika argumenty, bo były tak zabawne, że ciężko było je jakkolwiek brać na poważnie. Zresztą, po cholerę miał się wdawać z nią w dyskusję? Mogłaby jeszcze sprowadzić go do swojego poziomu i pobić doświadczeniem. Tego by nie chciał. Swoją drogą, chyba czas najwyższy poczuć słodki smak bycia po tej stronie barykady. Uśmiechnął się szeroko do Mormiji, gdy ta zainterweniowała. Przeniósł wzrok z powrotem na zgraję uciśnionych i niewinnych. - Tak też myślałem, że będzie panienka miała coś do dodania - rzekł, wzdychając. - Natomiast nie trafiają do mnie panny argumenty. Będzie miała pani czas pomyśleć nad innymi w ciągu tego miesiąca, bo zapewniam, że będziecie mieli wiele czasu dla siebie. Jeżeli coś wam nie odpowiada, możecie złożyć skargę do dyrektora na mnie. Jestem absolutnie pewien, że ten rozsądny i doświadczony człowiek natychmiast przystanie na waszą linię obrony. Kary macie wyznaczone. Wszelkie próby uniknięcia szlabanów zaowocują kolejnymi. A tymczasem, możecie już iść. Prosto do swoich dormitoriów. Chyba że wolicie, by teleportowały was te biedne skrzaty, na które próbujecie zrzucić całą winę.
przez ten fabularny miesiąc szlabanu ilość wątków, które aktywnie prowadzicie zostaje ograniczona do 1 (słownie: jednego)
- Jak miło, że z nauczycielem nawet nie da się porozmawiać, bo nie słucha. I nie mamy możliwości jakiejkolwiek obrony – Westchnęła przewracając oczami. Do dyrektora? Ależ oczywiście, że się dziewczyna przejdzie. To jest niesprawiedliwe, że bierze się jak zwykle zbiorową odpowiedzialność. Corin ma kolejny powód, aby unikać ludzi. Świetnie, naprawdę świetnie. A szlaban? Zrobi wszystko, co się da by go unikać. Nie po to ma coś takiego jak życie towarzyskie, by je teraz jeszcze bardziej zaprzepaszczać przez cholerną głupotę psorów, co myślą, że wszystko im wolno. Pewna była, że nie jeden rodzic pofatyguje się do szkoły i przyczepi się do dyrektora o to, że jego dziecko zostało niesprawiedliwie ukarane. Będzie afera, oj będzie afera... Szczególnie, że wielu rodziców ma wtyki u ministra i w ogóle.
/Haha dobre ;/. Nie dość, że większość postaci jest NIESPRAWIEDLIWIE karana (O Corin nie mówię akurat), to jeszcze to się odbija na autorach tak? Super. Ogłaszam wszem i wobec, że nie mam zamiaru prowadzić jednego wątku, ponieważ co najmniej trzy mam przed tym zdarzeniem, a więc postać nie miała pojęcia o szlabanie. To już jest lekka przesada coś takiego! A jeśli z jedną osobą piszę raz na parę dni to co?... Jak tak to ma wyglądać, to aktywność forum zmaleje o połowę co najmniej. Ładnie na to popatrzą nowi użytkownicy.../
Dobra, spokojnie, wdech wydech! Zajmijcie się szlabanami, wątki które macie, nie kończcie, a zobaczymy jak będzie z pisaniem w jednym temacie. Nikt wam nie karze nic zakańczać. Raczej chodziło o kolejne. Jednak przyznaję, że mamy z Bell wątpliwości co do tego pomysłu, bo jesteście osobami które wiele piszą. A wszakże po co nam cisza na forum? Szczególnie, że raczej nikt w zamian za was tyle pisać nie będzie. Co do samej już fabuły. Nie zapominajcie, że jesteście w szkole, w której przyłapano was w pokoju z litrami alkoholu i trawą. W takich wypadkach raczej nikt nie pyta KTO COŚ BRAŁ, tylko karani są Ci, którzy się tam znaleźli. Więc tu nie ma się co dziwić, że jest kara. Zamiast robić afery, potraktujcie to jak zwykłe urozmaicenie fabuły. Zamierzamy założyć z Bell kartoteki i tam będzie wyszczególnione co tam dostaliście i co was obowiązuje.
Jeśli chodzi o szlaban to okej, tutaj się nikt nie czepia, tu bardziej postacie się będą rzucać, ale ograniczenie wątków to na prawdę przesada ;/ dlatego zakończycie wątki poza szkołą i przez ten czas będziecie mogli pisać tylko w niej, a czy będą to określone miejsca to jeszcze ustalimy i damy wam znać ;]
Ann nie słuchała tego co mówi nauczyciel. Usłyszała tylko słowa, że może już wyjść i przepchnęła się wręcz między nauczycieli, którzy wciąż zagradzali drogę i wyszła z pomieszczenia. Była wkurzona jak nigdy dotąd. Nigdy nie dostała kary, a co dopiero kary za nic. Tego jeszcze nie było, a cieszyła się reputacją osoby, która nigdy nie sprawia problemów. Dziwne, że nauczyciele w ogóle nie zwrócili uwagi na to, że to niemożliwe, by ona chodziła na takie imprezy. Najwyraźniej czasy się zmieniły, albo ci nauczyciele sami byli pod wpływem czegoś mocniejszego niż piwo kremowe. W każdym bądź razie wyszła z wieży i udała się prosto do dormitorium. [zt]
A to to już było według niego świństwo. Taki ostry szlaban i w ogóle. Nie zasługiwali na niego. Taki Kaoru czy Anne...nie miewali szlabanów, nie imprezowali jakoś za specjalnie, byli grzeczni (no dobra, oprócz rzucania wrednym dupkom zaklęciem w plecy ale to się akurat należało więc... ) Ale cóż poradzić. Najgorsze, że mieli cały miesiąc siedzieć tylko we Wspólnym! Normalnie jak kurczę w więzieniu. No ale co on mógł, no co? No nic. Dlatego tylko się uśmiechnął do Lilly, powiedział, że niedługo się zobaczą i co chwila zerkając za siebie wyszedł. Daleeeeeka droga do podzieeeeeemiiiiii.
Lillyanne przyglądała się całej sytuacji z boku. Jakby to powiedzieć… Miała wiele momentów, w których mogła się doczepić, ale nie mogła teraz walczyć. Słuchała uważnie, lecz nauczyciele mieli więcej racji. Jej słowa dolałyby oliwy do ognia. Nie była pewna, co mogłaby powiedzieć. Kątem oka spojrzała na Kaoru, który cały czas przy niej trwał. Po chwili Puchon opuścił salę. Ona również nie miała ochoty kłócić się. Nie miała szans w walce na słowa z tymi ludźmi. Spojrzała kątem oka na Cornelię. Później ruszyła za Kaoru i opuściła ukrytą wieżę z niezadowolonym wyrazem twarzy.
Mormija uśmiechnęła się pod nosem, widzą niezbyt zadowolone miny uczniów, którzy powoli zaczęli opuszczać wieżę. Nie, żeby kobieta czuła jakąś dziwną satysfakcję czy wyższość nad nimi. No, Mozę tylko troszeczkę. Ale to wszystko dla ich dobra. Mormija też sama grzeczna nie była, gdy chodziła do szkoły, nie zapomniała jak to było, gdy kończyło się te 16 lat i uważała się, ze można wiele i nic nikomu do tego. To właśnie przez to, uważała, że w jej obowiązku teraz, jest trzymanie dyscypliny i pilnowanie, by ci uczniowie nie zagalopowali się w swoich młodzieńczych błędach. O, a takie szlabany i kary każdy powinien dostać. Nawet Mormija w czasach gdy była potulną puchonką oberwała niesprawiedliwe po głowie i co? I nic, zdarza się. - Mam chociaż nadzieję, że nie zrobicie więcej głupstw w najbliższym czasie. – powiedziała, gdy mijali ją uczniowie. Podniosła wzrok na Morpheusa i… i nagle poczuła jak jej policzki robią się ciepłe , Zagryzła dolną wargę, zaraz po tym jak wzięła głęboki wdech. Jej stopy dziwnie mrowiły, co naprawdę jej się przestało już podobać. Odwróciła głowę, by już dalej nie patrzeć na mężczyznę i zaczęła wyganiać ze swojej głowy wszystkie te obrzydliwe… nie, nie były obrzydliwe, myśli. - W sumie, to ja chyba powinnam iść te sowy wysłać. – wymruczała pod nosem jakby do siebie.
Przysłuchiwała się z obojętną miną kłótni bibliotekarki, Morpheusa i Corin. Śmieszne. W sumie co to za różnica? Móc siedzieć tylko w dormitorium? Dla Desiree przynajmniej żadna. Oczywiście, miała swoje zycie towarzyskie i tak dalej, ale na razie jest martwa. Tak jak On. A jeśli jest martwa to po co ma gdzieś wychodzić? No proszę, Corin doigrała się swoim zachowaniem i ma dodatkowy szlaban z tą dziwną bibliotekarką, no ładnie. W sumie gdyby Ślizgonka była w nastroju to też by go pewnie załapała. Ale oczywiście w trosce o swój tyłek, no bo po co się poświęcać dla innych? Nooo, w końcu pozwolili im wyjść. Ta Mormija czy jak jej tam zaczęła gadać coś o sowach do opiekunów, a Desiree, o dziwo, zachciało się śmiać. Jej tak zwani rodzice, zmarli sobie sześć lat temu,żadnych innych krewnych nie ma, od "rodziców zastępczych" uciekła, jest dorosła, od czterech lat mieszka sama, sama eeeeee...zarabia na swoje życie, ciekawe do kogo ta kobieta ma zamiar w jej przypadku wysłać list, ha! Mniejsza. Ten dzień i tak był do kitu. Wstała i niespiesznie skierowała się ku lochom.
Lice po długim spacerze zaciągnęła Kamenashi na wieże. Ta była chyba najsuchsza ze wszystkich. - Pytałeś się z jakiego jestem domu?? Slytherin. Ten jakże piękny dobry i szlachetny dom Salazara Slytherina.- Zaczęła się nabijać. Przyjrzała mu się z lekkim uśmiechem. Wyczarowała krzesło i stolik. Uśmiechnęła się do niego.
upomnienie - post powinien mieć co najmniej 5 linijek
- Tak cholernie szlachetny - Mruknął cicho. Nie chciał nic więcej na temat tego domu mówić, bo mógł by nie chcący powiedzieć coś za wiele. - Ja jestem z Gryffindor'u - Powiedział spokojnie i potargał lekko swoje włosy które jeszcze były lekko wilgotne. - Normalnie lunęło tak nagle, a miałem nadzieję, że nareszcie zrobi się ładniej - Powiedział i wbił wzrok w sufit.
upomnienie - post powinien mieć co najmniej 5 linijek