Z zewnątrz widać ją tylko z jeziora, w innym przypadku zostaje zakryta przez inne wieże, wysokie części dachu... Chyba że ktoś wzniesie się w powietrze. Stamtąd widać ją doskonale. Jednak ma coś w sobie, co nie przyciąga wzroku, wręcz go odpycha, jakby sygnalizowała, że nie potrzebuje odwiedzających. Których, bądź co bądź, było tu naprawdę niewiele. Wszystko przez to, że bardzo ciężko tu trafić. Wejście bowiem mieści się na piętrze drugim i jest doskonale ukryte. Kiedy jednak, jakimś cudem, prawdziwym cudem, uda ci się tu trafić, dostrzeżesz z pozoru zwykłą, okrągłą, pustą przestrzeń. Niedużą, mieści się tu jedynie jeden fotel, bardzo stary i zakurzony, a dopływ światła jest ograniczony do nędznej okiennicy bardzo wysoko. Nie sposób przez nią wyjrzeć.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Lice znała już sposób w jaki Gryfoni myśleli o Ślizgonach ale ona mimo iż siedziała w Slytherinie nie traktowała ludzi z góry z powodu iż trafili do Gryffindoru. - Oja Kamenashi... Zawsze mozna tu zrobić czarami łąkę i słońce i zaraz będzie ładniej. -Zaśmiała się. Jednego wroga w Gryffindorze już miała więcej jej nie potrzzeba.- Tak więc... opowiedz mi coś o sobie skoro już jesteśmy zamknięci w tej oto wieży. Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie i wysuszyła się i jego zaklęciem.
- No mam na imię Kamenashi. I chodzę do tej szkoły - Powiedział lekko żartobliwie. - Nie no a tak na serio to...mieszkałem przez kawałek swojego życia w Tokyo, ale jak widzisz przeprowadziliśmy się z rodzicami. W naszej rodzinie każdy trafiał do odpowiednika domu tutaj. Czyli mogę powiedzieć, że wszyscy byli w slytherin'ie. Tylko ja taki wyjątek. Więc jak nie trudno się domyśleć rodzinka się wściekła, a teraz kiedy jestem dorosły wywalili mnie z domu i żyję na własną rękę. - Opisał krótko siebie i zaczął sprawdzać swoje ubrania które były jeszcze całkiem mokre. Jej to zdanie które wypowiedział było chyba jednym z najdłuższych słów jakie kiedy kolwiek powiedział. Bez problemu można było poczuć, że chłopak stworzył pewien dystans pomiędzy dziewczyną a sobą. Normalnie pewnie nikt by nie powiedział, że należy do gryfonów. Przecież z tamtego domu wszyscy są tak otwarci weseli itp...Kame w gruncie rzeczy też był, ale po prostu nie lubił tego pokazywać tak wszem i wobec.
Zaśmiała się cicho. Przyjrzała mu się. - Poczekaj... może przywołaj sobie suche ciuchy co?? Uśmiechnęła się lekko. Było z nią zupełnie inaczej. Nie miała rodzeństwa chociaż by chciała. ale nawet to że chłopak próbował zbudować dystans między nimi nie przeszkodziło jej w żattowaniu. - wybacz czy ty myślisz że przez to że jesteś w Gryffindorze będę Cie traktowała gorzej czy co??- Przyjrzała mu się. Jej piękne brązowe oczy śledziły każdy jego ruch.
- No tak. Chwilami zapominam, że mogę to zrobić - Powiedział i wyciągnął z kieszeni różdżkę. Po chwili przez okno wpadły suche ciuchy. Kame szybko znalazł miejsce w którym może się schować i szybko przebrał się. Odwiesił swoje ubrania na poręczy krzesła i powiedział. - Znaczy...przeważnie ze strony ślizgonów nie spotkało mnie jeszcze nic dobrego. Oczywiście jak chcesz możesz spróbować to zmienić - Powiedział i usiadł sobie spokojnie. Popatrzył na swoje mokre i jednocześnie proste włosy i westchnął ciężko.
Lice zaśmiała się cicho. Wiedziała że Slytherin się z niczym dobrym nie kojarzy ale ona zawsze bywała inna. - Ok postaram sięto zmienić jeśli ty mi w tym pomożesz -szepnęła przyglądając się mu. Przywołała swoją małą czarną. SUchą w tym przypadku wyczarowała sobie parawan i przebrała się. Rozwiesiła swoje ciuchy w innym miejscu i usiadła naprzeciw Kame. - To co?? Pomożesz mi zmienić to zdanie czy nie za bardzo??
- A co ja mam niby zrobić. To od ciebie zależy czy coś się zmieni - Powiedział i tym razem odważył się spojrzeć jej w oczy. No tak przecież on nie będzie się za bardzo zmieniał bo nawet nie ma takiej opcji. - Posłuchaj kochana. Ja się nie będę zmieniał tylko dlatego aby było łatwiej - Przerwał na chwilę i położył ręce na stoliku i podparł nimi głowę. - Może i zachowuję się tak a nie inaczej, ale pamiętaj, że pomimo tego wszystkiego nadal mam odruchy jak każdy normalny człowiek i to nie oznacza, że nie można do mnie dotrzeć. - Powiedział i ponownie oparł się o oparcie krzesła. - Nie wiem czy się zaprzyjaźnimy, ale zakumplować na pewno zawsze masz szansę - Zakończył spokojnie swoją wypowiedź. Popatrzył na okno i nagle coś mu się przypomniało. No tak cieszył się, że nie ma szlabanu, ale jednak musi coś załatwić - Słuchaj przepraszam cię, ale muszę iść mam ważną sprawę do załatwienia. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy - Powiedział i mrugnął do dziewczyny przyjaźnie. Chwycił jeszcze obciekającą wodą ubrania i wyszedł z pokoju.
Ekhm.... Mary... Cóż się działo z Mary przez tyle... miesięcy?? No cóż nic... Poroniła to pierwsze drugie zmieniła poglądy i zachowanie... Już nie była taka jak kiedyś zaborcza i wiecznie zazdrosna... Często widywała się z Babcią, która mimo że wiedziała że Mary nie jest z Kame często o niego pytała ale Mary nic o Kame nie wiedziała... Dziwne co?? No więc Mary przyszła na ukrytą wieżę by trochę posiedzieć i porozmyślać do Hogwartu wróciła stosunkowo niedawno więc mówiąc szczerze zgubiła się... Ale Nico od zawsze Była łamagą i głupiutką blondyneczka... Wyczarowała sobie Krzesło wygodne bo bujane i stół z sokiem dyniowym w Dzbanuszku... Usiadła na Krześle i zamknęła oczka.
Czy Kame powinien być na lekcjach?. A i owszem, ale dzisiaj jakoś nie miał do tego głowy. Wolał połazić sobie bez celu. Kiedy zaczął się wspinać po schodach wyciągnął sobie paczkę fajek. Kiedy dojdzie do wieży zapali sobie jednego. W końcu cały dzień nie palił, więc z lekka go ciągnęło do tego. Niby miał przy sobie torbę a w niej parę książek, ale zrezygnował z lekcji w połowie drogi, tak więc wpakował swoja szatę tak, że kawałek wystawało i kołysało się bezradnie na boki. Koszulę wyciągnął sobie ze spodni poluzował lekko krawat aby go nie dusiło, i rozpiął sobie dwa guziki od dołu koszuli. Zawsze tak robił po prostu było mu wygodnie. Można spokojnie powiedzieć, że nie wiele się zmienił. Co więcej z czystym sumieniem można stwierdzić, że jego charakter też się nie zmienił. Kiedy stanął przy drzwiach pchnął je lekko, świecie przekonany, że nikogo tam nie zobaczy. W końcu wszyscy siedzą na lekcji, ale jego oczom ukazała się bardzo dobrze znana mu postać. Wpatrywał się w nią najpierw totalnie zaskoczony. - Nico - Szepnął cicho, nadal nie odrywając od niej wzroku. Patrzył na nią tak jak ny wziął ją za bogina, ale przecież bogin zmienia się w to czego człowiek naprawdę się boi.
Podniosła głowę nadal jednak mając zamknięte oczka. Rzadko kiedy wychylała się z marzeń w rzeczywistość... W końcu wyczuła jednak czyjąś obecność i nie wiedząc kto to Podnio9sła różdżkę i wyczarowała drugie krzesło. - Siadaj proszę bardzo... Przynajmniej posiedzimy sobie razem i przeczekamy lekcje...- i w tym momencie Mary otworzyła oczy- Kame... Szepnęła cicho i no cóż... Wszystko jakby znikło cała wieża... Spojrzała na chwilę w bok... No cóż tym razem już się przed nim nie schowa... - Cześć... Witam - Uśmiechnęła się lekko za lekko Już zapomniała co to jest uśmiech...
Kame wsadził sobie ręce do kieszeni i spojrzał na nią. W jego oczach można było zobaczyć wielki żal. Powoli już pogodził się z tym co się stało a ona nagle wraca. - Po co wróciłaś. Nie dobrze ci było tam gdzie byłaś - No tak nie umiał usiąść i pogadać z nią o pogodzie. Tak więc stał nadal w jednym miejscu. Przecież to przez nią się rozstali a teraz nie umiał udawać, że wszystko było dobrze. Nie spuszczał wzrok ze swojej byłej dziewczyny. Jednak nie mógł zaprzeczyć, że kiedy ją zobaczył poczuł jak by wielka bryła lodu wylądowała mu w żołądku. Chociaż było to bardzo miłe uczucie. Jedno z milszych jakie odczuł przez ostatnie miesiące.
Spojrzała n niego z uśmiechem. - WYbacz Kame że pojawiam się w najmniej oczekiwanym przez Ciebie momencie ale jakoś nie potrafiłam wytrzymać w domu z moim zrzędzącym tatą i jeszcze gorszą siostrą a zresztą moja babcia kazała Ci coś przekazać... Taaak... Ona wciąż Cię lubi i pyta kiedy się odezwiesz... - Gdy to mówiła wyjęła różdżkę i przywołała z wieży gryffindoru dwie paczuszki- Proszę otwórz. Szepnęła wstając i czarami sprawiając że wszystkie krzesła i stolik zniknęły. No cóż jej też nie było łatwo być z nim w jednym pomieszczeniu więc podeszła do okna i spojrzała przez nie... Często to robiła od niedawna więc nawet w Wieży Gryfonów się teraz do tego przyzwyczaili i Mary nie przeszkadzano w rozmyślaniach. - A propos... Musiałam wrócić bo muszę skończyć szkołę...
- A czemu mam do ciebie się odzywać. Na schodach chyba wszystko sobie już wyjaśniliśmy. Nie uważasz - No tak jego głos nie należał do tych przyjacielskich. Zresztą pewnie było to do przewidzenia. Nie możliwe jest to aby on z dziewczyną która go tak bardzo zraniła, więc nie umiał z nią normalnie rozmawiać. Kiedy dostał paczkę zerknął na nią. - Co to jest - Mruknął cicho, jednak uznał, że dziewczyna pewnie mu nie powie co to jest. Tak więc otworzył małą paczkę, a kiedy się nad nią nachylił można była zobaczyć na jego szyi wisiorek ze złotym sercem. Cóż nigdy go nie zdejmował, zawsze miał go przy sobie. Nawet nie pomyślał o tym aby go jej odesłać.
Zaczęła się śmiać spojrzała na niego. - Nie do mnie się miałeś odezwać lecz do babci... Na schodach... Hmmm na schodach to było około 9 miesięcy temu... nie rozpamiętuj starych ran ok?? Bo to po pierwsze bez sensu a po drugie Ja o tym nie zapomniałam i nie musisz mi przypominać a jeśli ty nie umiesz zrobić pierwszego kroku do wybaczenia to po coś tu przyszedł??- Zerknęła na swoje ręce i odwróciła się do niego bokiem. - W jednym jest sweter od babci sama dziergała a drugi to od niej i od mojego ojca jakieś małe gówno nie wiem dokładnie bo mi nie powiedzieli Ale zauważyli oboje że powinieneś się cieszyć Wydaje mi się że jest to jakiś złoty wisior albo cuś... Ponoć ma pasować Ci do mieszkania więc może to być też złoty zegar z kukułką...- spojrzała na niego z lekkim uśmiechem...
- Nie rozpamiętywać. - Powiedział i uśmiechnął się lekko. Chociaż to raczej był kpiący uśmiech. Nie mógł uwierzyć, że ona tak mówiła. Odstawił na chwilę paczkę. - Nie rozpamiętywać, to ty nie doceniłaś tego co miałaś, to dzięki tobie w przeciągu kilku minut straciłem dosłownie wszystko - Z każdym kolejnym słowem zaczął podchodzić coraz bliżej i bliżej do niej, a jego głos z cichego i spokojnego. Coraz bardziej się podnosił. - Do wybaczenia. Aby wybaczyć drugi człowiek musi wykazać odrobinę skruchy. Przylazłem sobie tutaj aby zapalić, nawet nie wiedziałem, że wróciłaś do szkoły. - Powiedział i stał teraz już bardzo blisko niej.
Mary Z lekkim zdziwieniem w oczach spojrzała na niego... - No cóż... Ja nie zapomniałam jak Cię zraniłam... przez całe te 9 cholernych miesięcy przeleżałam w łóżku płacząc i myśląc co zrobić by Kame mi wybaczył, Miałam nadzieję że spotkanie z Tobą mi pomoże ale im częściej widziałam Ciebie na korytarzach tym bardziej starałam się schować byś sobie nie przypomniał co Ci zrobiłam bo zachowałam się wtedy jak bezduszna szmata i dobrze to wiem... Ty straciłeś wszystko mówisz tak?? Ja straciłam Ciebie straciłam dziecko które kochałam i straciłam świat który miał być moją... Naszą Ostoją- Po jej policzkach popłynęły łzy- Od 9 miesięcy proszę boga bym mogła Cię spotkać i spojrzeć znów na twój uśmiech a z drugiej strony boję się że w końcu zrobisz to co powinieneś zrobić już wtedy na tych schodach i że mnie uderzysz... nie miałabym za złe... w końcu nie czułabym się tak winna jak teraz nie czułabym się winna też śmierci malucha... cóż... jeśli to nie jest wystarczająca skrucha to wybacz... Jeszcze raz Cię przepraszam za to co się stało 9 miesięcy temu. Odsuwała się przy tym coraz bardziej w głąb wieży. Bała się wszystkiego co mogłoby się stać.
- Wiem o tym. - Mruknął cicho i wbił wzrok w ziemię by po chwili ponownie spojrzeć na nią. - Sądzisz, że nie wywiadywałem się co się z tobą dzieje. Astoria mi wszystko powiedziała - Mruknął już odrobinę spokojniej. -Zgodzę się z tobą, że zachowałaś się strasznie, nie ukrywam. Uderzyć, wiesz, że nigdy nie uderzę. - Powiedział i zrobił stosunkowo dziwny odruch. Wyglądało na to, że chciał ją przytulić, ale w ostatniej chwili się opamiętał i odsunął się kawałek dalej. Ponownie jego wzrok został skierowany w dół. Nie umiał jej spojrzeć w oczy.
Mary spojrzała na niego z lekkim szokiem w oczach. - Astoria nie wie prawie nic... Szczerze?? Ona wie tylko o tym że dziecka nie ma...I na tym się kończy jej wiedza... Jeśli kiedys uda Ci się mi wybaczyć... będę Ci wdzięczna... Dzięki temu jednak że wszystko skończyło się w taki a nie inny sposób zmieniłam się... Mam nadzieję że na lepsze- Mówiąc to powoli szła w stronę wyjścia - Cóż... wiesz gdzie możesz mnie znaleźć w końcu jesteśmy w tym samym domu... Ehm.. Podeszła do niego i przytuliła go lekko jak kolegę bądź znajomego bez żadnych mocnych uczuć czy coś choć w środku czuła rozpalający się ogień. - Dziękuję że mnie wysłuchałeś- szepnęła i skierowała się do wyjścia z wieży. Stanęła przy drzwiach wieży.
Kame siedział cicho kompletnie nie wiedział co miał by teraz powiedzieć. - Nico czekaj - Wyrwało mu się nagle. Nie wiedział co chciał powiedzieć. Ponownie miał to wrażenie, że nie chce jej tak łatwo puścić. Podszedł do niej powoli lekko chwiejnym krokiem. Czuł jakby jego nogi były zrobione z waty. Popatrzyła na dziewczynę i chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął w swoim kierunku. - Cieszę się, że wróciłaś - Powiedział i objął ją mocno. Swoją głowę oparło jej ramię i przymknął delikatnie oczy. Nie wiedział co go naszło, ale przy niej ponownie zaczął wariować i to bardzo.
Spojrzała na niego i nie odepchnęła go od siebie gdy się przytulił. No cóż jeszcze miała jako takie uczucia... - Ja... Emmm... Też się cieszę z powrotu- Szepnęła... szczerze... to nawet nie wiedziała co ma mówić... Zresztą rzadko się odzywała od 9 miesięcy...- Boże... zgnieciesz mnie zaraz Zaśmiała się lekko i spojrzała na niego jego objęcia znów wywoływały u niej dreszcze... Czy to normalne?? Nie wiadomo. - Wariujesz Kame...- Szepnęła jednak gdy znów poczuła jego zapach znieruchomiała i jej ręce same go oplotły od tak...
- Sory - Powiedział i jego uścisk lekko zelżał, jednak nadal jej nie puścił. Tak mu tego brakowało. Czy to możliwe, że przez ten cały czas nadal coś do niej czuł. Tylko nie zdawał sobie z tego sprawy. Wtulił się delikatnie w nią, a na dźwięk jej stwierdzenia uśmiechnął się lekko. - Wiem o tym doskonale - Szepnął spokojnie i w końcu ją puścił. I kompletnie nie świadomie pogładził ją po policzku. Wbijał teraz swój wzrok w jej oczu. Ponownie miał wrażenie, że cały świat gdzieś się rozpłynął. Tak bardzo tęsknił za tym uczuciem. - Naprawdę tęskniłem za tobą. Chciałem nawet napisać do ciebie, ale zawsze się rozmyślałem. Nie wiedziałem co miał bym ci napisać. - Przyznał się.
Mary uśmiechnęła się i spuściła wzrok... No cóż to się w niej zmieniło ze za długo nie mogłaby spojrzeć komuś w oczka... Uśmiechała się jednak. - Szczerze?? Ja mam z 90 listów do Ciebie napisanych i żadnego nie wysłałam bo sądziłam że nie napiszesz... na każdy miesiąc gdy mnie nie było pisałam 10 listów i tak jakoś wyszło... Babcia się w końcu wkurzyła i powiedziała że je wyśle to schowałam je tak by ich nie znalazła.- Uśmiechnęła się i spojrzała mu w oczy- Hmmm sama nie wiedziałam co mam pisać więc pisałam coś zupełnie z serca i takie tam inne. Popatrzyła w bok - Sprawdź wreszcie co dostałeś od mojego ojca bo sama zaraz umrę z ciekawości...
- Mam nadzieje, że to nie jest bomba. Bo ostatnio kiedy go widziałem miał zamiar zrobić wszystko aby mnie ukatrupić - Powiedział i uśmiechnął się. Ponownie chwycił za paczkę i zaczął ją otwierać. Był ciekawy co to mógł kupić mu despotyczny ojciec Nico. W głębi serca miał nadzieję, że to nie jest nic niebezpiecznego. Z każdym kolejnym ruchem który prowadził do otwarcia prezentu swoje ręce wyciągał coraz to dalej i dalej. Wyglądało tak jak by zaczął być przekonany, że tam może być jakiś tykający ładunek wybuchowy. Zresztą pewnie jej ojciec ma mu za złe to, że zostawił jego córkę w sumie wtedy kiedy powinien był jej pilnować.
I okazało się co tam było... Był to mały obraz jego i jej na ścianę :) A za nimi stała jej babcia. - Hmm... super się mój tata postarał bez beki- szepnęła podchodząc do pudełka- No wiesz co?? Ja myślałam że on Ci tu zegar z kukułką da albo coś w tym stylu a szarpnął się na obraz... ohoho... Bez żartów... Będę musiała mu chyba podziękować.... Zresztą... Złapał ją znów słowotok. Zaśmiała się. - Dobra bo znów gadam jak najęta... głodny??
- Mam pytanie czy on jakoś zmienił do mnie nastawienie czy jak. Przecież ostatnio chciał mnie przebić jakimś pierwszym lepszym nożem, albo czym kolwiek innym. W sumie chyba chciał zabić mnie samym spojrzeniem - Powiedział i zrobił stosunkowo dziwną minę. - No chyba, że to ma być podziękowanie za to, że pozwoliłem ci prowadzić swoje życie i, że nie będziesz żyła z marnym piosenkarzem który ma długi na karku - Powiedział i wbił wzrok w obraz. No co jak co, ale ten prezent go kompletnie z szokował. Z ojcem Nico nie miał za dobrych wspomnień. Nawet ich pierwsze spotkanie nie było udane a potem było tylko gorzej.
Nico zaśmiała się i spojrzała na niego - Nie wiem Mój tata ostatnio zmienił się nie do poznania... nadal zrzędzi ale na razie jest ok... Ogółem wciąż o Tobie gadał przez dłuższy czas i to w samych superlatywach... może się zakochał?? Uśmiechnęła sie i wzięła obraz. Z tyłu napisane były dwa Słowa " Bądź szczęśliwy". - Tu już w ogóle się targnął- szepnęła pokazując mu to.
- Superlatywach - Powtórzył lekko zdziwiony. - Czy my na pewno mówimy o tej samej osobie, bo coś nie chce mi się wierzyć, że twój ojciec mnie polubił. Chociaż ciekawe czy nadal by było gdybym postanowił do ciebie wrócić - Zaczął się zastanawiać na głos. Jeszcze nie tak dawno przecież musiał w sumie na siłę przekonywać tego człowieka, że on nie jest taki zły jak się mu wydaje. Ale z marnym skutkiem. - No więc co się działo u ciebie ? - Zapytał się zaciekawiony. Cóż dawno jej nie widział więc chciał wiedzieć gdzie się podziewała i co robiła.