Miejsce powszechnie znane wśród mieszkańców wioski, jednak niezbyt często odwiedzane, w szczególności przez uczniów, traktujących ten las jako teren nieznany i niezbadany. Na pozór nie ma tu nic specjalnego, jednak chcący i zdeterminowani, mogą zawędrować wgłąb mini puszczy, gdzie wprost roi się od życia. Nie umiera ono nawet zimą - zawsze znajdzie się jakieś stworzenie, niekiedy przyjazne. Nie znaczy to jednak, że można beztrosko przemierzać ścieżki, gdyż istnieją tu także zwierzęta niebezpieczne. Jak w każdym podobnym miejscu należy uważać, aby nie zejść z ledwo widocznych dróżek, aby trafić z powrotem.
William nie traktował pytanie o chodzenie ze sobą jako wyznanie miłości. Przecież nie powiedział gajowemu, że go kocha czy coś, tylko spytał się czy chce z nim chodzić. Te dwie rzeczy się ze sobą wiążą, ale dla Szweda nie są one równoznaczne. - Od niektórych ludzi łatwo jest wydobyć informacje, a sowy za bardzo mnie lubią.- odparł nadal marszcząc brwi z poirytowania. Gdyby te zwierzaczki potrafiły mówić i gadałyby dla kogo przynoszą wiadomość to Will by ich nie czytał. Nie jego wina, że są głupie i nie potrafią dotrzeć do adresata tylko zaczepiają ślizgona, jakby chciały mu powiedzieć ''panie daj myszkę, a ja dam ci poczytać karteczkę, którą mam przywiązaną do goni choć nie jest dla ciebie, ale za mysz zrobię wszystko''. - I nie musisz się o mnie martwić. Odpuszczę jeśli będę musiał. - dodał.
Will był dla mnie ważną osobą, dlatego też zależało mi na tym, ażebyśmy zostali w przynajmniej koleżeńskich relacjach. Nie wiązałem z nim jakiejkolwiek przyszłości, bo na to jest jeszcze za wcześnie. Kto wie, może i ten związek będzie miał kiedyś rację bytu, ale na ten moment naprawdę Des zawróciła mi w głowie na tyle, że nie potrafiłem myśleć o niczym, ani o nikim innym. A że byłem osobą, która nie lubi ranić nie chciałem oszukiwać ślizgona. Bo na dobrą sprawę mogłem się teraz doskonale zabawić, ale po co? Nie chciałem tego, bo Will był dla mnie ważny i ranić go byłoby chyba ostatnią rzeczą jaką chciałbym zrobić. - Możesz mi powiedzieć od kogo masz takie informacje? - zapytałem i przyjrzałem się ślizgonowi, chociaż ukryć się tego tak po prostu nie dało. Chyba każdy wiedział, że Des była ze mną zanim zniknęła, a że teraz wróciła pewnie wszelakie plotki krążą po Hogwarcie. - Zresztą nieważne. - mruknąłem do niego i puściłem mimowolnie jego dłoń. Nie chciałem mu robić jakiejkolwiek nadziei, ażeby potem nie miał do mnie żadnych pretensji, ale czy na to nie jest już za późno? - Cieszę się, że tak do tego podchodzisz. - powiedziałem do niego i kiwnąłem potakująco głową. Wiedziałem, że z nim się dogadam. Jeszcze jak byliśmy przyjaciółmi często rozumieliśmy się bez słów, więc miałem nadzieję, że taka relacja zostanie.
On też był dla niego ważny. Oboje byli dla siebie kimś ważnym. William doskonale wiedział, że będą z tego tylko same kłopoty. W końcu, kłopoty to jego drugie imię, dlatego nie nawiązywał z ludźmi jakiś głębszych relacji i nie pakował się w związki. Ale Max był wyjątkiem. Nie sprawiał problemów, nie był nachalny dzięki czemu Will czuł, że miał swoją przestrzeń, więc pomyślał, że fajnie byłoby chodzić z Maxem. Jedyne czego nie przewidział to to, że tamta laska tak strasznie zawróci mu w głowie. Z kobietą nie wygrasz. Cholerne bestie. zawsze wiedzą kiedy pokrzyżować komuś plany. - I tak bym ci nie powiedział. Straciłbym ich zaufanie - odparłem. Nie muszę się zwierzać ze wszystkiego. Szwed zatrzymał się chwilę po tym, gdy Max puścił jego dłoń. Gajowy zrobił najgorszą rzecz z możliwych. - Dlaczego puściłeś moja dłoń? - spytał chłodno. Nagle zrobiło się jakby chłodniej i to nie przez wiatr czy niską temperaturę.
Des była grubo przed Willem, Willa można powiedzieć mało co znałem, bo dopiero w trakcie bycia razem Willa poznałem, więc doskonale wiedział, że byłem z Destiny. Poza tym chodzili do tego samego domu więc nie ma mowy, żeby się chociaż przelotnie nie znali. Nie chciałem być wobec niego nieuprzejmy czy coś. Miałem nadzieję, że i sam Will będzie tego samego zdania i nie zacznie mnie obgadywać w szkole czy robić mi jakieś sprośne żarty. Co prawda wcale się tego nie obawiałem, ale jednak wolałem w szkole nie mieć potencjalnych wrogów. - Jasne, nie chcesz nie mów, przecież ja do niczego zmusić Cię nie mogę. - powiedziałem do niego i westchnąłem. Napewno miał tam jakąś miłą duszyczkę, która wcześniej rozmawiała ze mna czy coś w tym stylu. Wiele osób z jego domu przychodziło mi do głowy, ale nie miałem najmniejszego zamiaru bawić się w zgadule. Powiedział, że mi nie powie i proste, jestem rozumnym człowiekiem i przede wszystkim nie naciskam. - Will nie jesteśmy dziećmi... Przyjaciele nie chodzą na spacery trzymając się za dłoń. - mruknąłem do niego. Nie chciałem żadnej awantury ze ślizgonem, ale coś czułem widząc jego minę, że na zwykłej odpowiedzi się tutaj nie zakończy.
Szkoda, że Szwed przesypiał większość lekcji z wróżbiarstwa. Być może udało by mu się wywróżyć przyszłość i nie wpakowałby się w tak beznadzieją sytuację. Chociaż nawet i to by nie pomogło. Wiedział, że Max kręcił ze ślizgonką. Wiedział co się między nimi dzieje. Dziewczyny lubią mówić i nie potrafią dotrzymywać tajemnic. Wystarczy zagadać do odpowiedniej laski i można z niej wyciągnąć wszystkie informacje. A pomimo tego Will na własne życzenie wlazł w to bagno za głęboko. - Powiedziałeś to z takim wyrzutem, że aż śmiać mi się chce - odparł, parskając śmiechem. Nie miał obowiązku się tłumaczyć. Nawet jemu. Ślizgon nie miał zamiaru się awanturować. Przecież nie będzie zachowywał się jak dzieciak. - Myślisz, że sprawiłeś mi przykrość odrzucając mnie. A tak naprawdę sprawiłeś mi przykrość puszczając moja dłoń, przez co stworzyłeś dystans między nami - odparł, patrząc gajowemu prosto w oczy - Skoro tak to zostawiam cię samego w lesie. Znowu - dodał z serdecznym uśmiechem, po czym odszedł w swoją stronę.
Ostatnie czasy były burzliwe w świecie magii. Zakłócenia nie były nikomu obce, a i nie jedną osobę doprawdy irytowały. @Grace Blakely postanowiła wyrwać się trochę z zamku i udać się do Hogsmeade. Zahaczyła o pierwszą lepszą kawiarnię i z kawą w ręce przemierzała ulice Hogsmeade. Idąc usłyszała jak mieszkańcy wioski mówią do siebie półgłosem o lesie nieopodal Hogsmeade. Grace doszła do wniosku, że póki jest jeszcze w miarę pogodnie, może odwiedzić to miejsce. W każdym razie jakby coś ją tknęło i stwierdziła, że faktycznie to wręcz fantastyczny pomysł. Udała się do lasu. Nie był on daleko Hogsmeade. Weszła między drzewa, zwracając uwagę na wyraźnie wyznaczoną ścieżkę, jasne dla niej było, że lepiej będzie z niej nie zbaczać. W tym samym czasie @Adam Spellsinger przechadzał się między drzewami sprawdzając czy nie widać żadnych anomalii pod względem czarnomagicznym. Jako auror czasem był wysyłany na takie misje, więc zwyczajnie obchodził las upewniając się, że wszystko jest w porządku. Dostrzegł młodą studentkę i coś jakby mu nie pasowało. Dziewczyna stała wpatrzona w jeden punkt. Adam podszedł bliżej i dostrzegł zjeżonego Kuguchara, który czaił się na studentkę. Zwierzę to w istocie mogło być przyjaznym zwierzęciem domowym, ale w tym wypadku było bardzo agresywne. W ułamku sekundy rzuciło się na dziewczynę, raniąc pazurami jej policzek. Kuguchar wytrącił kawę z dłoni dziewczyny i gorący napój polał jej się na nogi. To chyba nie był najlepszy dzień Grace...
Krótka informacja:
Dalsze losy leżą w Waszych rękach! Nie macie żadnych kostek i jeśli wyrazicie szczególną chęć na moje dalsze interwencje, dajcie znać. W razie pytań piszcie do @William Walker. Życzę miłej gry!
______________________
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Poranki po pełni wydawały się wyjątkowo depresyjnym momentem. Mefisto rozpoczynał te znienawidzone przez siebie dni wraz z mimowolnymi jękami (krzykami?) bólu, zwykle rozłożony na ściółce leśnej i dygoczący. Leżąc, zbierając siły i opanowując oddech, potrafił dostrzec prawdziwe piękno dzikiej natury. Przetarty pierwszymi promieniami słońca las wydawał się być spokojny i uśpiony, a Mefistofeles niejednokrotnie czuł się jakby był jedynym aktywnym stworzeniem. Dziwna ospałość towarzyszyła nie tylko jemu, zmęczonemu po katuszach przemian i zastrzyku energii dopadającym go pomiędzy nimi; wszystko stawało się spokojne. Nijakie. Ślizgon doskonale wiedział, że jeśli nie zbierze się z chłodnej ziemi odpowiednio szybko, to nie zrobi tego wcale. Mógł być wilkołakiem od siedemnastu lat, a i tak łatwo było zemdleć po wyczerpującej nocy. Ból wkradał się do jego mięśni, atakował stawy i przewiercał kości. Mefisto stawał się niezwykle świadomy każdej żyły, wypełnionej pulsującą krwią. Wymuszał na sobie ruch, aby się nie zastać, aby nie pozwolić sobie na tak głupi i nierozsądny odpoczynek. W ten sposób docierał do schowanych wcześniej ubrań i podejmował decyzję, co robić dalej. Zwykle biegał. W dresowych spodniach, ciemnej bluzie i kurtce - pogoda wcale nie dopisywała. Nox dalej drżał, wybijając się mocno z obolałych stóp. Po tej pełni nie był gotów wrócić do Hogwartu; nie, kiedy tak wiele się wydarzyło. Nie, kiedy czuł zaschniętą krew na policzkach i wargach, ale rękawem nie mógł tego zetrzeć. Ostatecznie poddał się tak oczywistemu dla siebie zajęciu, chowając zbrukaną śladami "zbrodni" twarz pod obszernym kapturem. Opuścił jeden las tylko po to, aby - utrzymując stałe tempo - trafić do drugiego. Ten jednak, należący do terenów Hogsmeade, był jedynie łącznikiem do niewielkiej polany na jego drugim skraju, gdzie czekał stary van chłopaka. Jedyne miejsce, w którym faktycznie mógł chcieć ochłonąć... i doprowadzić się do porządku. Profilaktycznie wzięty bandaż niewiele dawał, skoro rana na przedramieniu nie została nijak przemyta...
Po chorobie zdecydowała się wrócić do biegania dookoła zamku, ale tym razem dotarła aż do Hogsmeade. Wstąpiła do baru po kufel piwa kremowego, posiedziała chwilę w milczeniu, bo było pusto ze względu na poranną godzinę. Później stwierdziła, że nic tu po niej i wyszła, opatulając się kurtką. Mimo wszystko, nie chciała ponownie chorować. Teraz wróciły jej siły, a wraz z nimi chęć do szukania kłopotów. Mało jej było chodzenia po lesie - pamiętała o końcu pełni i jakoś tak Fire ciągnęło do zboczenia z utartej ścieżki Hogsmeadowiczów. Zainteresowanie Gryfonki wzbudziła sylwetka, która przebiegła między drzewami i o mały włos, a zniknęłaby ze wzroku Blaithin. Przeszła dalej, instynktownie wręcz podążając za Mefisto - kogo innego mogłaby tu spotkać po pełni? Przyspieszyła, chcąc w końcu dogonić Ślizgona, ignorując to, że prawie poślizgnęła się na śniegu. Nie mogła sobie tego odpuścić, skoro był tak blisko. A nadal była zła. Poprawiła niewielki plecak, w którym trzymała wodę, kilka eliksirów, świecę mroku i krwawe pióro. Na wszelki wypadek, oczywiście. - Hej, Nox! - krzyknęła, w biegu już kierując różdżkę w stronę chłopaka. Włożyła w zaklęcie swoją chęć zrobienia mu krzywdy, a ekscytacja dotycząca zbliżającego się starcia tylko podsycała moc różdżki. Oczywiście, nie dawała mu czasu na odpowiedź. - BOMBARDA! To nie było po prostu rąbnięcie prosto w ziemię stopę przed Noxem - to była perfekcyjnie wycelowana wiązka mocy, która miała po prostu pieprznąć Ślizgona i odrzucić na drzewo za nim. Fire w biegu zeskoczyła z niewielkiego pagórka, stając pewnie na nogach w odpowiedniej odległości. Na ustach rudowłosej błąkał się uśmiech, który niczego dobrego nie mógł zwiastować. - Mówiłam ci - zawołała, napawając się śniegiem i ziemią, które zawirowały na moment w powietrzu po eksplozji. Zaciskała palce na różdżce, gotowa do urwania swojej gadki i rzucenia tarczy, jeśli Nox zdecyduje się podnieść i oddać. A nie ukrywajmy, liczyła na to. Liczyła na to, że go rozzłości, że znów zechce podjąć rzuconą rękawicę, jak ostatnim razem, gdy skrzyżowali różdżki. I choć wiedziała, że to może skończyć się bardzo źle, nie bała się. Co miała do stracenia? Mógł ją najwyżej zabić. - Mówiłam, że uświadomię ci, że nie wszystko musi się kręcić wokół zabawy... Ale to później. Na razie rzeczywiście miała ochotę się pobawić. Różdżka paliła dziewczynę w rękę, zwykła Bombarda to było zdecydowanie za mało. Mimo, że miała ochotę powiedzieć mu znacznie więcej, nagliła ją potrzeba przejścia do czynów.
Kostka: 6>1>2 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 25 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 2 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 2
Ostatnio zmieniony przez Blaithin ''Fire'' A. Dear dnia Nie 28 Sty 2018 - 0:42, w całości zmieniany 1 raz
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Mefisto nie lubił tracić czujności, ale tym razem nawet nie zamierzał udawać, że nie jest rozproszony. W rzeczywistości nie koncentrował się na otoczeniu, a jedynie na swoich krzyczących z bólu komórkach ciała, które wydawały się wrzeć. Nie odczuwał zimna, zaabsorbowany wspomnieniem wybijania się z czterech łap, tak odmiennym od prostego biegania na dwóch nogach. Nie spodziewał się żadnego towarzystwa, a nawet jeśli ktoś mignął mu w kąciku oka, to uznał tę osobę za innego fanatyka porannego biegania. Dopiero gdy usłyszał swoje nazwisko, poniekąd powrócił do rzeczywistości. - Już się stęskniłaś, Dear? - Zawołał w odpowiedzi, nie zatrzymując się - nie miał kiedy, bowiem samo dokończenie zdania zostało mu przerwane w bardzo nieelegancki sposób. Mefisto sądził, że największym problemem będzie zdarte od krzyków gardło, a jednak to eksplozja tak wytrąciła go z równowagi. Z ciężkim sapnięciem zsunął się nieco po pniu drzewa, na którym wylądował. Kaptur spadł mu z głowy i chłopak nie miał jak ukryć mało delikatnych aspektów przebytej nocy. Odnalazł spojrzeniem błękitne tęczówki Gryfonki. Widziała krew rozmazaną na jego twarzy, ciemne cienie pod oczami, pobladłą cerę, rozsypane włosy (poskręcane w te nieznośne, naturalne spiralki) przyzdobione zbłąkanymi listkami. Oddech miał ciężki i aby ustać na nogach, musiał podtrzymać się nisko zawieszonej gałęzi. - Mówiłaś - przytaknął. Nie widział sensu w wyciąganiu teraz różdżki, skoro znajdowała się w jego kieszeni - Fire miała go idealnie na celowniku. Problem w tym, że dziewczyna chyba zapomniała, z kim "rozmawia"... - Ale teraz się bawisz. - Uniósł kącik ust w bezczelnym uśmiechu, gdy odepchnął się od drzewa i śmiało postąpił o krok do przodu. Rozchylił ręce, jak gdyby chciał pokazać rudowłosej, że wcale nie będzie żałośnie próbował pochwycić swojej różdżki; nie było co się oszukiwać, wilkołacza szybkość odeszła w zapomnienie. - No, dalej. Widzę, że chcesz - zaśmiał się chrapliwie. Miał wrażenie, że jeszcze chwila, a po prostu upadnie na ziemię z wycieńczenia. O ile łatwiej by było, gdyby rudowłosa przestała się wahać... - Pobaw się.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Dalej patrzyła na Noxa z uśmiechem skrytym na wargach, nieznacznie tylko spinając mięśnie, gdy się zbliżał. Wolałaby trzymać wilkołaka na dystans, ale nie cofnęła się ani o krok. Wpatrywała się w zakrwawioną twarz chłopaka, przelotnie zastanawiając się, po co właściwie to robią. Nie było już jednak szans na bezpieczny powrót do zamku. Mefisto miał rację. Chciała tego. Bardzo chciała, więc nawet nie musiał jej zachęcać słowami. Na pewno był osłabiony po powrocie do ludzkiego ciała, doskonale to widziała i pamiętała to, jak bolesna i okropna jest przemiana... Nie zmieniało to jednak faktu, że czegoś takiego, jak litość albo współczucie nie odczuwała już w stosunku do Mefisto. Wątpiła, że będzie odczuwać w stosunku do kogokolwiek. Czarna magia psuła ją i niszczyła, chociaż pozornie sprawiała, że czuła się silniejsza. - Sanguinem ulcus - tym razem nie krzyczała. Bardziej przypominało to czuły szept, kiedy w końcu spełniła "rozkaz" Mefisto - ten jeden i jedyny raz. Nie był to gwałtowny atak, ale już po kilku sekundach uczucie mrożenia krwi w żyłach musiało bardzo boleśnie wzrosnąć. Ciekawe czy czuł coś podobnego, gdy się przemieniał? Czar był trudny, dlatego musiała zbliżyć się o krok, żeby lepiej kierować różdżką. Wolała nie rozwalić mu przy okazji wnętrzności. Bawiąc się czarną magią, należało znać granice. A nie była nawet świadoma tego, że zaklęcie zadziałało zupełnie odwrotnie i zamiast ognia to lód dopadł chłopaka. - Tylko spokojnie... Nie chcę cię uszkodzić - mruknęła, obserwując reakcje ciała Noxa na taką dawkę cierpienia. Wyczytywała dokładnie, gdzie bolało najbardziej, wzmacniała i osłabiała efekt, testując nie tylko granice Mefisto, ale i swoje własne. Dawno nie miała ku temu tak dobrej sposobności. - ...za bardzo. Jednak to, że tak swobodnie poddawał się zaklęciom, nie było dobrym znakiem. Naturalnie, powinien spróbować walki, ale tego nie robił. Kwestia tego, że po prostu miał nierówno pod sufitem, wyjątkowo lubił być torturowany czy też planował ją czymś zaskoczyć? Czerpałaby większą satysfakcję, gdyby mogła pokonać go w czymś na kształt pojedynku. - No dobra, przynajmniej udawaj, że ci się to nie podoba. - syknęła, cofając okrutny czar i walcząc z ochotą przykucnięcia obok Ślizgona. Mógł nie wytrzymać i zemdleć, ale przecież sposoby na cucenie też znała. Mimo, że wcześniej kierował nią gniew, teraz ogarnął Blaithin dziwny spokój. Pilnowała, żeby się na nią nie rzucił, chociaż wątpiła, że po takim zaklęciu będzie mieć dość siły. - Gotowy na więcej zabawy, Mefisto? - wymówiła imię chłopaka, przeczesując palcami włosy.
Kostka: 3 - odwrotny efekt! Punkty w kuferku: • z czarnej magii - 25 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z czarnej magii - 2 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z czarnej magii - 0
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Szkoda, że Fire nie była skora trochę się pozwierzać - Mefisto chętnie wybuchnąłby śmiechem na wieść o jej cudownej apatii. Prawda była taka, że Gryfonka wiele sobie mogła wmawiać, ale koniec końców wciąż nie była złym człowiekiem. Okazjonalne rzucenie kilku czarnomagicznych zaklęć nie sprawiało, że stawała się niewzruszonym potworem. W jego oczach dalej była zadufaną w sobie (w swoich możliwościach) osiemnastolatką, której głupota nie pozwalała na normalne, ludzkie odruchy. Prowokował ją na każdym kroku i czekał, aż będzie mógł przyznać, czemu to robi. Nie szukał swoich granic. Próbował pokazać Fire, gdzie znajdują się jej własne... - Mnie uspokajasz? - Wyrzucił z siebie na jednym wydechu. Znał to zaklęcie i od samego początku wiedział, że coś nie działa tak, jak powinno. Pierwszy dreszcz, który nim wstrząsnął, przypominał raczej powiew lodowatego wiatru, jak gdyby zdjął kurtkę i bluzę. Dopiero po chwili odnalazł w tym dziwnym stanie mroźne palenie, rozpływające się po jego ciele z każdym uderzeniem serca. Mefistofeles nie oderwał wzroku od Fire, chociaż słaniał się na nogach i ostatecznie musiał przykucnąć, usiłując zrobić coś z palcami, w których niemal kompletnie stracił czucie od zamrażającego ich lodu. Świadomość tego, że jej czar zadziałał opacznie, pomogła mu zebrać się na tyle, aby rozciągnąć usta w szerokim uśmiechu. Powoli tracił oddech i drżał coraz bardziej, ale jego gardła nie opuścił żaden jęk. Chwycił się jedną dłonią za brzuch, niemal pewien, że jeszcze kilka sekund i zwymiotuje ze zmęczenia. Kiedy Blaithin przerwała urok, podparł się dłonią o ziemię i wziął kilka desperacko głębokich oddechów. Wcześniej całe ciało paliło go po przemianie, teraz wydawało się skostniałe i obce. Nox nigdy nie zagłębiał się w jego specyfikę, ale ciekaw był czy to lodowe wrażenie w jakiś sposób zniweluje ból spowodowany czymś innym. - Nie wiem jak tobie, ale mi się nudzi... - Nie miał siły się prostować i stawać, a zatem tkwił w zgiętej pozycji, przykucnięty i niestabilny. Jego ciało krzyczało, ale umysł... Umysł był niesamowicie zadowolony i to Fire mogła dostrzec w zielonych tęczówkach, prowokujących ją na każdym kroku. Zresztą, jego dłoń już dawno zsunęła się z brzucha i teraz trzymał delikatnie różdżkę. Liczył na to, że Dearówna nie będzie potrzebowała zachęty, bo prawdę powiedziawszy nie spodziewał się po swoich zaklęciach zbyt wielkiej siły.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire nie mogła zrozumieć zachowania Mefisto, ale zaczynała pojmować, dlaczego wszyscy aż tak lubili ją prowokować. Nie utrzymywała kontroli zbyt długo, a emocje brały górę. Nie miała zbyt wielkich możliwości pozbawiona różdżki, więc tym zabawniej było przyglądać się zmaganiom rozzłoszczonej dziewczyny. Zwłaszcza, że zatracała się w swoim gniewie na dobre. I tak jak teraz powinna sobie odpuścić i zostawić Mefisto, tak uparcie dalej pchała się prosto w jego wilcze łapy. Mimo, że Fire bawiła jego niefrasobliwość przy podejściu do bólu i śmierci, nie dostrzegała, że sama podobnie wystawiała się na naprawdę kiepski koniec. Zagryzła wargi, patrząc na zaklęcie kąsające ciało Noxa. Ta cisza wcale nie była satysfakcjonująca. Wyglądał nadal dużo lepiej niż powinien, a Blaithin poczuła ukłucie irytacji. Sama już nie wiedziała, czego się spodziewała po tym przedstawieniu, ale miała wrażenie, że ciągle gra jej na nosie. Pierwszy raz pożałowała, że ojciec nie nauczył jej jednego z niewybaczalnych zaklęć, które na pewno przełamałoby barierę Mefisto. Wypuściła powietrze przez nos z frustracją. - Powiedz, jeśli potrzebujesz chwilki przerwy. - zakpiła, dziwnie świadoma, że tortury nie sprawią, że Nox się ugnie. Mnóstwo mieszanych myśli kłębiło się w zmęczonym umyśle Gryfonki, a ich odbicie mógł zobaczyć w tęczówkach Fire. Kusiło, żeby uderzyć jeszcze raz, mocniej i okrutniej. Ale jednocześnie zapragnęła wyrzucić różdżkę gdzieś daleko od siebie. Przestać czuć to pieczenie w dłoni. - Mi też. Przestajesz mnie bawić. - przyznała i szybkim, krótkim ruchem kopnęła Mefisto w szczękę, żałując, że nie miała glanów, a zwykłe buty do biegania. Mógł ją co prawda dzięki temu wytrącić z równowagi, ale... może o to właśnie jej chodziło. Liczyła na walkę, nie na znęcanie się nad bezbronnym wilkiem. Kopanie leżącego też było pozbawione honoru, ale o niego już dawno przestało dziewczynie chodzić. I tak nie miała szans na bycie niewinną, dobrą osobą, a przynajmniej w taki sposób to widziała - stworzyła w głowie swój własny obraz, skrzywiony i skazany na pogardę. Mogła grać nieczysto, bo Fire przestał obchodzić moralny aspekt takich działań. Sapnęła i wzięła po prostu kolejny zamach, żeby kopnąć Ślizgona i niespecjalnie nawet celowała, gdzie. - Zareaguj, do cholery.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Przyjemnie było móc się zaśmiać, nawet jeśli nic w tym nie pomagało. Mefisto był fantastyczny w kwestii drażnienia ludzi, tak więc bez problemu wytrącał Fire z równowagi, samemu czerpiąc z tego cholernie dużo satysfakcji. Nie musiał udawać, nie musiał się starać. Wyczuwał jej frustrację, bo znał ją niemalże z autopsji; wiedział jak dużo emocji przedziera się przez drobne ciało dziewczyny. Czekał, aż jej skrupuły faktycznie znikną, aż osiągnie tak upragnioną "kontrolę" nad wszystkim. Tego chciała, prawda? On jedynie jej to umożliwiał... - To ty przerywasz - dalej się śmiał, choć można było w tym wyczuć zmęczenie i ślady histerii. Mefisto cieszył się, że przygięła go do ziemi, ponieważ w końcu mógł znaleźć odrobinę oparcia. Nawet kopnięcie mu nie przeszkadzało - nie odleciał za mocno do tyłu, zdążył podeprzeć się rękoma. Inna sprawa, że stracił szansę na użycie różdżki, ale... może to i lepiej?... - To źle? - Wciąż było mu niedobrze i spodziewał się wymiocin w każdej chwili, zalewających śliczne buciki panny Dear. Nawet nie próbowała się od niego odsunąć... - W końcu nie wszystko musi się kręcić wokół zabawy... - Brak uwagi, brak precyzji. Gryfonka była tylko człowiekiem i w końcu musiało przytrafić się dokładnie coś takiego. Nie była wystarczająco silna, aby obejść się z brakiem treningów - Nox nawet w słabszej formie nie mógł pozwolić jej na zbyt wiele. Wystarczyło lekko się wyprostować, aby jej noga zatrzymała się na jego klatce piersiowej, a przechwycenie kostki nie stanowiło problemu. Ślizgon szarpnął mocno, samemu niemal tracąc równowagę, ale co ważniejsze - kompletnie odrywając Fire od ziemi, tylko po to, aby zaraz na nią gruchnęła. Tęsknił za różdżką? Stare czasy... Końcówka jej różdżki znajdowała się pod jego butem, ale teoretycznie wcale jej tego patyczka nie wyrwał. Miał swój, a skoro kolanem przyciskał Blaithin tak, aby się nie podnosiła, to na spokojnie mógł go wyjąć. - Wystarczyło poprosić... - mruknął, walcząc z odruchem potarcia dalej bolącej szczęki. Z uśmiechem na ustach rzucił Ceruisam, chcąc oficjalnie pozbyć się tego cholerstwa, ale raczej niezbyt mu się to udało - czuł, że zaklęcie nie zadziałało odpowiednio. Przydepnął różdżkę panny Dear jeszcze mocniej. - Pamiętasz ten urok... Solvitomnia? - Nie czekał na odpowiedź, musiała pamiętać paraliżujący ból spowodowany wizjami ostrzy wbijających się w jej ciało. - Zastanawiałem się, jak działa w połączeniu z czymś tak prostym jak... Drętwota... - Z trudem powstrzymał się od odrzucenia różdżki, znowu wyczuwając dziwną energię. Nie potrafił się nawet zdziwić, skoro resztki siły poświęcał na przygwożdżenie Gryfonki do ziemi, a w rzeczywistości sam miał ochotę się przewrócić.
Kostka: 6 i 3, dwa po kolei Punkty w kuferku: • z zaklęć - 14 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 1 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 0
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Najgorsze było rozdarcie, tak mocno drażniące Gryfonkę. Miała przed sobą dwie, bardzo wyraźne opcje, ale wciąż miotała się między jednym wyborem, a drugim. Bez sensu. W pewnym momencie Fire wszystko wydawało się pozbawione logiki. W tym także zachowanie śmiejącego się Mefisto. Kontrola nie była przyjemna, jeśli nie musiała o nią nawet zabiegać. Czuła, że Nox doskonale zdaje sobie z tego sprawę i tylko specjalnie gra na zwłokę. Zresztą, czy naprawdę miała kontrolę nad nim, jeśli śmiał się i śmiało odpowiadał w taki sposób, żeby Fire tylko popchnąć dalej? - Zamknij się. - rzuciła, bo bardzo chciała, żeby przestał gadać, śmiać się i ogólnie wydawać z siebie jakiekolwiek irytujące dźwięki. Wiedziała, że będzie szybszy na sekundy przed tym, zanim unieruchomił kopnięcie rudowłosej. Przygotowała się na ból upadku, chociaż i tak wycisnął z jej piersi oddech. Zgubiła się w pulsującym bólu, niedbale machnąwszy zaciśniętą pięścią, być może licząc na cudowne trafienie. Wyrwało jej się przekleństwo, gdy Mefisto nie zostawił tak sprawy. Popatrzyła z oburzeniem na różdżkę pod buciorem chłopaka i skierowała na niego roziskrzone nienawiścią oczy. - Uważaj! - wyrwało jej się, gdy przydusił ciemne drewno, a wiedziała, że super wytrzymałe ono nie jest. Bardziej przejmowała się nim niż tym, że kolano wcale nie ułatwia oddychania i zdaje się wgniatać ją w śnieg i ziemię. Trzymała się różdżki jak ostatniej deski ratunku, zaciskając zęby, gdy przeszywające zimno poraziło palce. Doskonale pamiętała czar o którym mówił i mimowolnie zadrżała. Zamknęła odruchowo oczy, bo nie chciała, żeby zobaczył w nich panikę. Ale paraliżujący ból nigdy nie nadszedł. Fire poczuła za to, jakby w jednym momencie gładził ją tysiąc miękkich, delikatnych piór. Mogła się dalej ruszać, ale gdy spróbowała ponownie odepchnąć od siebie Mefisto, doznała wrażenia, jakby jej mięśnie się rozpływały. - Cóż, jest mi dość przyjemnie. - stwierdziła i nagle z ust Blaithin wyrwał się śmiech. Odbija mi, zupełnie jak jemu. Było dziwnie, bo dalej nie panowała nad tym wszechogarniającym uczuciem rozlewania się, jakby straciła czucie w kościach. To było jak zapadanie się w bardzo głęboki fotel i znała to uczucie. Źle rzuconą Drętwotą oberwała już na jednej z lekcji i szybko się przyzwyczaiła. Wyłapała spojrzenie zielonych tęczówek Mefisto, w które popatrzyła z drwiną. - Trochę zbyt miękko. Łaskoczesz mnie, Nox, wiesz? Delikatne muskanie skóry stawało się irytujące, zwłaszcza, że nadal miała ochotę kopnąć go jeszcze raz. Chciała mu powiedzieć, że jest beznadziejny, ale mówienie nie było najłatwiejsze w tej pozycji, kiedy przyciskał ją kolanem. Próbowała się wykręcić, jak węgorz, ale był zdecydowanie większy i silniejszy. Nawet w takim stanie. Fire nadal bawiły tak perfekcyjnie nieudane zaklęcia. Przynajmniej mogła uczyć się na jego błędzie i wiedziała, co się może stać... - Wepchnę ci tego buta do gardła. - warknęła w końcu na Noxa, nie potrafiąc wypuścić różdżki, nawet gdyby miał i jej rękę wgnieść w ziemię.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Skoro nie złamałem twojej różdżki w nocy, to nie zniszczę jej też teraz. Nie panikuj, skarbie - miał wrażenie, że mówi coraz mniej wyraźnie. Nie był pewien czy przemawiało przez niego zmęczenie, czy może jednak szczęka trochę napuchła po tamtym kopnięciu. Tak czy inaczej, nie chciał dać Blaithin tej satysfakcji, a więc nie mógł po prostu się zamknąć. Najgorsze było to, że zgodnie z jego obawami, oba zaklęcia wyszły beznadziejnie. Humor poprawił mu śmiech Fire, tak słodko rozbrzmiewający w opustoszałej okolicy. - Ej, nie mów tak. Może pomożesz mi trochę stwardnieć - musiał jakoś zamaskować zachwianie się, zatem poprawił się nieco i tym samym przeniósł więcej ciężaru ciała na Fire. Nie krzywdził jej w tak oczywisty, brutalny sposób, przez który możnaby go nazwać damskim bokserem. W ogóle bardzo pokojowe miał podejście, o czym świadczył chociażby brak obiecanej klątwy... Chciał rzucić ją niewerbalnie, ale nijak nie zadziałała. Przesunął tylko czubkiem różdżki po odsłoniętym kawałku szyi panny Dear, zmagając się z coraz mocniejszymi zawrotami głowy. Mrożące uczucie w żyłach zniknęło zupełnie, powróciło pulsowanie zranionego przedramienia. Wzrok Mefistofelesa mimowolnie uciekł na chwilę pomiędzy drzewa, jakby chciał szybko ocenić, czy znajduje się wystarczająco blisko vana. - Tylko pod warunkiem, że też będę ci mógł coś wepchnąć do gardła... - mrugnął do Gryfonki i w tej samej chwili poruszył ręką tak niefortunnie, że cały prowizoryczny opatrunek po prostu się zsunął. Nox sapnął ciężko, odsuwając (i uwalniając różdżkę Blaithin) się i tym razem już faktycznie siadając. Oparł rękę na ugiętych kolanach, spoglądając na zakrwawiony bandaż. Ogarnęło go coś na kształt rezygnacji i nie wiedział już co musi zrobić, żeby choćby na chwilę stracić przytomność. Fire nie pomagała... - Jak tam poszukiwania lunaballi? - Spytał jak gdyby nigdy nic, podwijając rękaw kurtki. Zerknął jeszcze na Fire, spokojnym spojrzeniem zapewniając ją, że jeśli tylko miała ochotę, to mogła bawić się dalej. Wciąż miał nadzieję, że go czymś zaskoczy.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Prychnęła. Spróbowałby ją złamać. Wtedy Fire postarałaby się o złamanie jego karku, ale może lepiej było nie mówić tego głośno. Pewnie chętnie spróbowałby zniszczyć wtedy różdżkę. Zdecydowanie zbyt wiele razy się do niej dobierał. Szarpnęła się z grymasem, zapewne tylko pomagając mu w zagarnięciu jej pod siebie. Nagłe ukłucie niepokoju sprawiło, że zastygła w bezruchu. Mefisto był zbyt blisko, żeby Blaithin mogła to ignorować na rzecz złości i gniewu. Powoli czuła się zamknięta w potrzasku, którym były silne ramiona chłopaka. - Łapy precz. - powiedziała z nieznacznie wyczuwalną paniką w głosie, gdy rzucił tak niewybrednym tekstem. Nagle takie wiercenie się pod naporem Mefisto nie wydawało się Blaithin zbyt dobrym pomysłem. Obserwowała go mimo to uważnie, a każda kolejna oznaka mówiła Fire o tym, jak bardzo był już zmęczony. Zdawał się jeszcze bardziej blady niż, gdy go tu zaatakowała. Przewidywała, że długo tak nie wytrzyma. Wzdrygnęła się z odrazą, gdy dotknął jej szyi, co prawda różdżką. - Co... - wybąkała, bo nie takiej odpowiedzi spodziewała się na swoją groźbę. Patrzyła ze zmarszczonymi brwiami na chłopaka, z ulgą prostując plecy, gdy również usiadła. Rozproszył ją swoimi słowami, ale nie na długo. Sama chciała, żeby zabrał łapy, ale równocześnie czuła, że zrobił to za wcześnie. Fire przypomniało się, gdy w nocy w lesie wgryzł się we własne ciało i powstrzymała odruch, który kazałby jej zwrócić śniadanie. Był zwierzęciem, dzikim i szalonym, ale może właśnie dlatego coś ją do niego ciągnęło. Zignorowała absurdalne pytanie o lunaballe, za to zacisnęła dłonie w pięści. Jeszcze z nim nie skończyła. - Nie dam ci spokoju tak szybko. - mruknęła i wyskoczyła naprzód. Nie miała zbyt wiele miejsca do rozpędu, ale postarała się przynajmniej przewrócić Mefisto znów na plecy. Tym razem była górą i taka pozycja bardziej odpowiadała Gryfonce. Wdrapała się na Noxa, oplatając go nogami i pochylając się nad nim. Miała ochotę trzasnąć Ślizgona w twarz, żeby odechciało mu się mdleć. - Co jest z tobą?! Nie mów, że tak dała ci się przemiana we znaki. - nie spuszczała wzroku z podkrążonych oczu Mefisto, ale starała się też wyczuć, jeśli spróbuje poruszyć rękami. Różdżkę miała w dłoni, ale nie planowała na razie atakować. Chociaż przez myśli rudowłosej przewinęło się wiele scenariuszy tego, co mogło dalej się wydarzyć, zdecydowała się na razie mówić. - Jesteś słaby. Słaby, Nox. Wykańczasz swoje ciało, bez przerwy się katujesz, ciągle więcej i mocniej. Ba, pozwalasz mi cię katować. Po co? Ból można wykorzystywać dla przyjemności w inny sposób. Nie odgryzając sobie przy tym ramienia. Uniosła brew, przenosząc wzrok i rękę na świeżą ranę wilkołaka. Nie widziała dokładnie, ale mogła sobie wyobrazić, jak głęboko wbiły się kły i jak długo zajmie mu wyleczenie się z tego. Fire było zdecydowanie zbyt gorąco w jej kurtce. - Ubrudziłeś się krwią. - powiedziała, zaciskając powoli palce na wrażliwym miejscu, korzystając z tego, że podwinął rękaw.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Nie wyczuł tego niepokoju, tej paniki. Mefisto potrafił wiele złego o sobie powiedzieć, co więcej popisywał się niejednokrotnie co do tego, co potrafił zrobić; aktualnie jego słowa były tylko żartami i nie wpadł na to, że Blaithin mogłaby odebrać to w inny sposób. Pewnie nie powinien się dziwić, a jednak gdyby tylko wyczuł tę dziwną nutę w jej głosie... Merlinie. Nie był aż takim potworem. Skoro nie była skora do tak szybkich zmian nastroju, jak on, to nie naciskał. Zajął się bardziej krwią spływającą z przedramienia aż do samych koniuszków palców. Powinien zabrać Fire jej różdżkę, kiedy miał okazję, a potem zostawić ją i pójść się ogarnąć w vanie. Teraz wydawało mu się, że nie dałby rady nawet wstać, a co dopiero przejść kilkadziesiąt metrów. Spodziewał się kolejnego ataku, a jednak nic nie zrobił - nie miał siły i ochoty. Westchnął jedynie ciężko, kiedy niezbyt przyjemnie uderzył plecami i tyłem głowy o ziemię. Lewa ręka nie nadawała się do niczego, prawą zaś odruchowo położył na talii Gryfonki. - Och, przepraszam. Nie pasuje ci, że jestem zmęczony? - Skrzywił się teatralnie, obserwując uważnie dziewczynę. Mógłby ją zepchnąć, gdyby tylko zdobył się na chwilę trochę większego wysiłku. Zamiast tego pilnował oddechu, który chwilami uciekał mu niespostrzeżenie. - Trzeba znać swoje słabości, żeby je eliminować - rzucił, trochę nawet żartobliwie, choć przecież poniekąd właśnie o to chodziło w jego dziwnym rozumowaniu. Napiął się jak struna, gdy Fire przesunęła dłoń na jego przedramię; w zielonych tęczówkach nie było widać strachu, ale organizm bronił się jak mógł. - Ugryzłem siebie, żeby nie ugryźć ciebie, to... to ciężko wyjaśnić. To instynkt, nad którym cholernie ciężko zapanować - mówił szybko i cicho, jak gdyby zaczynał panikować, ale przecież Blaithin nie odważyłaby się... - Daje satysfakcję przynajmniej na chwilę, a sam impuls bólu pomaga zachować świadomość. Wzdrygnął się - nie, wierzgnął, - kiedy rudowłosa idealnie wbiła palce w jego ranę. Jęknął głucho, zaciskając dłoń zdrowej ręki na jej talii nieco mocniej, zupełnie nienaumyślnie. Oczy poleciały mu do tyłu czaszki, przez co białka mignęły na chwilę w tak charakterystyczny sposób - nie zemdlał, słodka ciemność nie chciała nadejść. Zacisnął szczęki, krztusząc się przez brak oddechu. - A już liczyłem na innego rodzaju jęki... - Wydusił, uśmiechając się nerwowo pod nosem.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
- Mam wrażenie, że dążysz po prostu do wyeliminowania samego siebie. - odparła, przewracając oczami. Nie obchodziło jej, kiedy w końcu nie podniesie się po kolejnej pełni, kiedy w końcu sprowokuje kogoś do rzucenia Avady, to była sprawa Mefisto. To, że ją tym podejściem ciągle, nieustannie drażnił to co innego. I nie musiał do tego rzucać enigmatycznych powiedzonek. - To nie panuj nad tym, Nox. - powiedziała wręcz ze znudzeniem. - Spróbuj mnie, skoro tak cię to kusi. W błękitnych oczach pobłyskiwała ciekawość. Przede wszystkim, interesowało ją to, jak długo potrafił się kontrolować. W końcu już dwa razy wystawiła się mu jak na talerzu, ale walczył za sobą bezustannie. Chodziło tylko o to, żeby nie narobić sobie kłopotów? Z drugiej strony Nox bez żadnych zahamowań, uwolniony od jakichkolwiek obaw... Zacisnęła palce mocniej, pozornie bezmyślnie, tak naprawdę jednak bardzo przy tym uważając. - Szczerze mówiąc, ja też. - wymruczała, cofając rękę i dając mu chwilę wytchnienia, czas na uspokojenie oddechu i przyspieszonego tętna, które wręcz wyczuwała. Fire też krew krążyła szybciej, a ból po upadku dalej dręczył plecy dziewczyny. Trzeba było przyznać, że zapewne oboje nie spodziewali się takiego poranka. - Och, przestań. Nie znioosę tego dłużej. Tego typu, ale właściwie jeszcze mamy czas, żeby do nich dojść. - uśmiechnęła się krzywo do Mefisto. Zastanawiała się czy to odpowiedni moment, żeby przerwać, czy też nie. Z boku musieli wyglądać na parę niezłych poparańców - najpierw traktujących się czarną magią, a później ona tak spokojnie się na nim usadawiała. Powinien dziękować Fire, w tej pozycji nie musiał robić nic więcej poza leżeniem. I dotykać jej talii, na co zwracała uwagę, ale tego nie pokazywała. Dear nie było zbyt wygodnie, więc usadowiła się lepiej, nieco bliżej brzucha chłopaka, zmniejszając nacisk na jego klatkę piersiową. Swoją drogą, ciekawiła się czy Noxa dalej bolały żebra po spotkaniu w szklarni. Bo jej kostki zdawały się perfekcyjnie wyleczyć, nawet, gdy ją złapał w miejscu, gdzie wcześniej miała pociętą skórę, teraz tego nie odczuwała. Choć blizny miały pozostać. - Co musiałabym zrobić, żeby cię złamać? - pochyliła się o parę centymetrów niżej, chcąc znać odpowiedź, ale nie umiałaby wytłumaczyć dlaczego.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Nie jestem aż takim optymistą - również przewrócił oczami, dla samego podroczenia się z nią. Bardziej przejął się jej pełną znudzenia radą, na którą jedynie pokręcił lekko głową. Nie wiedziała, co mówiła. Oczywiście, że nie chciał skazać się na dożywocie w Azkabanie - o wiele lepiej szło mu samodzielne katowanie się. Mefisto wcale nie dążył do zwiększenia populacji wilkołaków, prawdę mówiąc nic nie wyprowadzało go z równowagi tak, jak ugryzieni czarodzieje, którzy nie potrafili likantropii polubić. Być może chodziło o wychowanie, w końcu matka Noxa sama prosiła o ugryzienie. Znał ludzi, którzy nie potrafiliby żyć bez tego daru... Nie chciał zatem go w nikogo wmuszać, jedynie pod wpływem prostej pokusy. Za bardzo lubił kontrolę, aby tak się poddawać - nie chciał poświęcać wolności, na której tak mu zależało. - Czy zakładasz w swoim misternym planie, że się wykrwawię? - Spytał załamującym się głosem, gdy nacisk na jego ranę w końcu zelżał. Była zbyt świeża i zbyt bolesna. Nie musiał unosić lepkich bandaży aby mieć świadomość rozszarpanych brzegów, zapewniających kolejne nieeleganckie blizny. - Y-ym, te też nie - tym razem w jego głosie rozbrzmiało coś na kształt rozbawienia. Blaithin była niesamowicie odporna na wszystkie jego mało wyszukane żarty, ignorowała podteksty tak, jakby w ogóle się nie odzywał. Leżenie mu odpowiadało. W głowie szumiało mu tak bardzo, że ledwo rejestrował takie rzeczy jak jej poprawienie się - bezczelność, swoją drogą. Zsunął dłoń na biodro Gryfonki, oddychając coraz spokojniej. Czekał aż uda mu się pozbierać myśli, aż skumuluje siły i zrzuci z siebie tę cholerną diablicę. - Pomyślałaś kiedyś, że może już jestem złamany? - Uniósł się leciutko, zmniejszając dystans między nimi. Mefistofelesowi wydawało się, że może mieć trochę racji; bądź co bądź w ostatnim czasie wiele się w jego życiu zmieniło i faktycznie uległ sporym zniszczeniom. - A tak poważnie, to świetnie ci szło z tą ręką, aż normalnie żałuję, że przestałaś. Magiczny dotyk, mówię ci. - Miał wrażenie, że milimetry dzielą ich wargi. Nox zsunął dziewczynę trochę niżej, powoli podnosząc się bardziej do pozycji siedzącej. Wylegiwanie się nie było w jego stylu, ot co. - Aż strach pomyśleć co by było, gdybyś ten dotyk przeniosła gdzie indziej... - Zmęczenie zdecydowanie przejmowało nad nim kontrolę.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Wiele razy myślała o tym, jak to jest być wilkołakiem. Przeżywać katusze raz (w przypadku kobiet nawet dwa) w miesiącu, ale być w ten niezwykły sposób połączonym z naturą. Inaczej zachowywał się wilkołak, który został przemieniony, kiedy zdążył już dorosnąć, a inaczej ktoś kto od małego się do tego przyzwyczajał. Mimo to nie dało się tego w pełni zrozumieć, a tylko poczuć. Fire była ciekawa, ale nie do tego stopnia. Zresztą, nie dawało to aż takich plusów, po prostu raz na jakiś czas miało się okazją być super szybkim i silnym... - O to właśnie chodzi, głupiutki. - wyjaśniła, nie kłopocząc się zerkaniem na odrzucone, zakrwawione bandaże. Zapach krwi był wyraźny, ale Blaithin była do niego przyzwyczajona. Co nie znaczy, że go polubiła. Mefisto jednak z tym jej się kojarzył. I z aroganckim uśmiechem w kąciku ust, którego na razie nie widziała. - Innych jęków się nie doczekasz. - zapewniła, rozumiejąc o co może chodzić, ale wolała udawać kompletnie głuchą. I tak źle robiła, zostając przy nim. Fire wszystkich tych rzeczy była świadoma, ale ignorowała rozsądek, który nakazywał się cofnąć. Nie pierwszy raz i z pewnością nie ostatni. - Brzmi jak wstęp do ckliwej historyjki o skrzywdzonym wilkołaku. - skrzyżowała ramiona, opierając się przedramieniami o tors Ślizgona, utrudniając mu tym samym podniesienie się. Niech się męczy. Nie do końca wiedziała, co to ma oznaczać i czy powinna być przygotowana na kolejną potyczkę. Szczerze mówiąc, straciła ochotę na męczenie Noxa, bo słuchanie cichego, zmęczonego tonu i patrzenie na nieco przymknięte powieki było lepszą opcją. Parsknęła czymś na kształt śmiechu, chcąc ukryć to, że peszył ją tymi jednoznacznymi aluzjami. Zaskakujące było to, że Fire nie musiała nawet walczyć z chęcią ucieczki od Noxa i jego dotyku. Po raz pierwszy od dawna miała to gdzieś. Cały ten nieuzasadniony strach. Wyprostowała się, zadziwiająco mała na tle Ślizgona. Czuła jego oddech blisko, niewielkie obłoczki pary na tle zimnego powietrza. Złapała za przód kurtki Noxa, ciągnąć go ku sobie, tłumacząc to sobie pretekstem skradnięcia odrobiny ciepła, które szybko uciekało. Nox był po prostu bezczelnie chciwy. Dopiero co przestała traktować go mrożącymi zaklęciami, a ten już myślał, że cokolwiek mu się należało... - Nie zasłużyłeś na to, Nox. Byłeś bardzo niemiłym wilkiem. - wyciągnęła dłoń, na której pozostały ślady krwi Mefisto i wyciągnęła z ciemnych włosów zbłąkany liść przyprószony śniegiem. Musiała czymś zająć ręce, żeby nie zobaczył, jak na nią wpływa ta sytuacja. Drugą swobodnie umieściła na ramieniu Ślizgona. - Chyba, że... obiecasz poprawę zachowania. Tylko kto jeszcze wierzył w obiecywanie czegokolwiek? Blaithin dręczyło dziwne oczekiwanie i chyba oboje przeczuwali na co. Kompletnym przypadkiem zawadziła nosem o nos chłopaka, drażniąc go tym lekko.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Mefisto był raczej skomplikowaną osobą. Mógł się zwierzać, przybierając lekceważącą postawę i nie akceptując żadnego złego słowa. Potrafił czasem zaakceptować swoje emocje, w szczególności kiedy nie widział innej możliwości. Ostatnio właśnie w ten sposób egzystował, niczym się nie przejmując. Czasami jednak uparcie wolał nic nie mówić, tłamsił wszystko w sobie i nie pozwalał na najmniejsze oznaki słabości. Teraz miał już dość opowiadania - za bardzo martwił się, że znowu go to dobije. Spędził w końcu pierwszą noc w pełni wolną od myśli dotyczących swojej, pożal się Merlinie, rodzinie. Nie mógł tego zaprzepaścić poprzez głupie gadki z Fire. Dodatkowo nie mógł pozbyć się wrażenia, że Gryfonka nijak by tego nie zrozumiała, a on... Cóż. Z Trixie i Ezrą miał wyjątkowe szczęście. - Nie martw się, poza wstępem nic nie usłyszysz - wygiął usta w słodką podkówkę, jak gdyby było mu z tego powodu smutno. Nie przeszkadzało mu jej wiercenie się czy podpieranie, o ile nie chwytała go znowu za rękę. To uczucie potrafiło nieźle doprowadzić do szału. Pół nocy chodził z otwartą raną, a teraz wciąż nie miał szansy zająć się nią bardziej na poważnie. Ślizgon podążył bezwiednie za każdym najdrobniejszym ruchem swej towarzyszki, przylegając do jej drobnego ciała w formie mimowolnego poszukiwania oparcia. Mefisto stał się ostatnio dość desperacki, jeśli chodziło o towarzystwo drugiej osoby; Fire wybrała sobie dziwny moment na dręczenie go. - Mówisz? Z tego co pamiętam, pomściłem biedną Biancę i zaprowadziłem was do odpowiedniej części lasu. W bonusie żadna z was nie została ugryziona... - Objął ją bardziej w talii, stabilniej przy sobie przytrzymując. Nie miał pojęcia jak znaleźli się w tej sytuacji, ale cóż. Nie narzekał. - Chyba zemdleję - wtrącił gdzieś przy okazji, cicho i niewyraźnie, choć na jego twarzy pojawił się ten charakterystyczny pół-uśmiech. - Ale, oczywiście, postaram się być jeszcze lepszym wilczkiem. Słowo. - Przysuwając się musnął jej wargi swoimi, aby zaraz to powtórzyć. Musiało faktycznie nieźle zaćmić mu umysł, bowiem jego uśmiech tylko się poszerzył, kiedy złączył ich usta w pełnym pocałunku. Nie był pewien, czy mniej znaczy jego obietnica, czy ta słodka pieszczota, której nie chciał przerywać.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
- Dobrze. Nie lubię ckliwych historyjek. - przyznała, odsuwając w niepamięć myśli o złamanym Mefisto. Mogła gdybać i męczyć, ale coś jej mówiło, że tak czy siak tego nie wydusi, a poza tym dość miała krzywd we własnym życiu. Fire nie musiała słuchać jeszcze o cudzych, skoro i tak potrafiła tylko wzruszyć ramieniem i dodać, że w życiu trzeba być twardym. To Nox musiał doskonale wiedzieć. Uśmiechnęła się na widok ust wygiętych w podkówkę, ale szybko zatuszowała uśmiech kolejnym grymasem. - Inaczej to pamiętam. Bianca sobie poradziła sama, a ty rozszarpałeś na naszych oczach kuguchara, przy okazji jeszcze mnie uderzyłeś, a później obśliniłeś mi różdżkę. Byłam chora i zła. - wzięła głębszy oddech, kiedy dłonie Mefisto zaciskały się na jej talii. Też nie wiedziała, jak doszło do tego, że najpierw z chęci zrobienia mu krzywdy przeszła do chęci pocałowania go. Może trzymał gdzieś ukrytą broszkę, która mimo wszystko znowu wpływała na Fire? A może ten jeden raz miała wszystkie wyznaczone sobie samej zasady głęboko gdzieś. I jeśli czegoś chciała to po prostu to brała. Westchnęła krótko, niemal niesłyszalnie, ale było w tym westchnieniu coś smutnego. - Uwierz, nie chcesz tracić przytomności w takim momencie. - odparła z rozbawieniem, wolną ręką bawiąc się kosmykami włosów Mefisto i od czasu do czasu za nie pociągając. Długi czas nie dopuszczała nikogo na tak niewielką odległość i Blaithin kręciło się od tego w głowie. Jednocześnie napajała się zapachem Mefisto i tą oszałamiającą bliskością. Wysłuchała obietnicy, którą nawet nie starał się Fire przekonywać. Uznajmy, że ci wierzę. Dear zdawało się, że usta Ślizgona smakują nadal krwią, ale nie wzdrygnęła się. W przekornym geście złapała w zęby dolną wargę, żeby ugryźć ją delikatnie, z rozwagą. Wszystkie ruchy miała tak szaleńczo spokojne, że sama się sobie dziwiła. Powinna zwrócić uwagę na rany Noxa albo chociaż na to, że rzeczywiście musiał być wykończony. Przydałby mu się porządny opatrunek, herbata i koc na ogrzanie organizmu, który został nieźle zmrożony. Ale Dear nie chciała przejmować się tymi błahostkami. Zresztą, nie nadawała się na opiekunkę i niesienie pomocy zdawało się coraz rzadziej jej dotyczyć. Rękę przeniosła niżej, żeby wsunąć ją subtelnie między rozsuniętą kurtkę Ślizgona. Ostrożnie, jak gdyby miał rzeczywiście lada chwila zemdleć. Żaden ruch dziewczyny nie był pospieszny. - To gdzie miałam cię dotknąć? - szepnęła, gdy przerwała kolejny pocałunek. Pamiętała smak ust Noxa jeszcze z poprzedniego spotkania, ale teraz wydawał się słodszy. I chociaż to było absurdalne, Fire było w objęciach Mefisto wcale nie najgorzej.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Wspominanie tamtego spotkania nie było najlepszym pomysłem. Mefisto czuł dreszcz irytacji za każdym razem, gdy przypominał sobie o bezczelności i głupocie Gryfonek. Udało mu się to teraz zignorować, ukryć pod swoim dobrze rozpoznawalnym uśmiechem. - Pewnie, że sobie poradziła. Dlatego powiedziałem „pomściłem”, a nie „uratowałem”. - Z natury nie krzywdził zwierząt i dalej był w szoku, że dopuścił się czegoś takiego. Jeszcze mu się później wydawało, że kuguchar poraniony uciekł; niezbyt daleko mógł jednak raczej zajść bez wykrwawienia się. Tak jak teraz Mefisto. - Ale niech będzie. Oczywiście, że nie chciał tracić przytomności. Nie było niczego przyjemnego w leżeniu na przemarzniętej ściółce leśnej i dalszym wykrwawianiu się. Mefisto całkiem rozpaczliwie zaczynał myśleć o swojej cudownej apteczce schowanej w vanie; specyficzne odrętwienie rozlewało się powolutku po jego ciele, przypominając o utracie krwi. Ślizgon mógł się uśmiechać, a nawet pomrukiwać z zadowoleniem, kiedy jego warga utknęła pomiędzy zębami Dearówny, ale dalej było mu słabo. Koc, herbata... to byłoby przyjemne. Mefisto zapewne w normalnych okolicznościach nie odmówiłby sobie drobnej drzemki. Teraz niestety na pierwszy plan wysunęło się doprowadzenie do porządku - opatrzenie rany, starcie krwi, wypicie ogromnej ilości wody. Nawet gdyby chciał, to nie potrafiłby się skoncentrować w pełni na Fire. - Gdzie chcesz - skoro się odsunęła, to kolejne pocałunki złożył w kąciku jej ust, a potem zsunął się aż do linii szczęki. - Byle nie... tutaj - mówiąc to machnął lekko ręką, aby Gryfonka miała świadomość, że chodzi mu o lokację. Nie był, na szczęście, zaślepiony pragnieniem. Nie zamierzał katować się w ten sposób. Mefisto lubił pozwalać sobie na przyjemności i tak jak jego towarzyszka wspomniała - nie chciałby nagle stracić przytomności. Wolał się nie zastanawiać co by było, gdyby więcej jego krwi odpłynęło do jakiejś części ciała... a rudowłosa mogła mu to zapewnić. Zsunął z siebie Fire, uraczając ją jeszcze jednym pocałunkiem. Potem zacisnął zdrętwiałe palce na mokrych od krwi, rozwiniętych bandażach. Dźwignął się na nogi z ciężkim westchnięciem, a w głowie zawirowało mu bardziej niż na jakiejkolwiek karuzeli. - Wybacz skarbie, ale faktycznie nie chcę zemdleć. - Bez zastanowienia postąpił kilka kroków, wiedząc, że van znajduje się tuż za rogiem. Już po pokonaniu tej odległości mugolski pojazd wychylał się spomiędzy drzew, a Mefisto jak gdyby odetchnął. Co tu się przed chwilą wydarzyło? Poważnie nie był pewny, czy to wszystko nie było halucynacją... Zachwiał się i podparł o pobliskie drzewo, oglądając na Gryfonkę.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
- Nie łap mnie za słówka. - dopowiedziała tylko. Niespecjalnie zbaczały z trasy i w gruncie rzeczy nikomu nie stała się wielka krzywda (nie licząc kuguchara, ale to on pierwszy rzucił się na Biancę!), tym bardziej nie powinni tak bardzo się zdarzeniem przejmować. Blaithin też nie dawała się zaślepiać własnym uczuciom, co zasługiwało na zapisaniu grubymi literami na kartach historii. Położyła dłoń na czole Mefisto, badając to, że jest rozpalony bynajmniej nie z tego powodu, że na nim siedziała. Z każdą chwilą wyglądał gorzej, więc nie dało się już zaprzeczać temu, że wymagał opatrzenia i poskładania do kupy. Naprawdę trzeba było wgryźć się wtedy w drzewo, a nie w ramię. I choć Fire przez moment przemknęło, żeby po prostu odejść i pozwolić mu o siebie zadbać, uznała, że zbyt wiele razy już odchodziła. Poza tym, wspominała, że nie da mu spokoju tak szybko, prawda? Złapała pocałunek Mefisto i odsunęła się, przelotnie zerkając na zakrwawione bandaże. Przypomniała sobie, kiedy Nox pomagał jej przy ranach po brzytwotrawie, a ona broniła się, jak tylko mogła. - Jesteśmy stuknięci. Ale z przykrością stwierdzam, że ja chyba bardziej. Fire wiedziała, że utrata ponad dwudziestu procent krwi naraża organizm na poważne konsekwencje. Wolała nie wnikać ile konkretnie zdążyło już z Mefisto wypłynąć, ale widziała, że pomoc jest tu konieczna. - Przewrócisz się. - podeszła, żeby jakoś Noxa podtrzymać, a przynajmniej posłużyć mu ramieniem. Zignorowała przebiegający po kręgosłupie dreszcz, w czym zdawała się już coraz lepsza. Oczywiście, wolałaby, żeby nie przeniósł na nią całego ciężaru, bo zapewne oboje znaleźliby się już chyba po raz trzeci na ziemi. A miała dość obijania się o twardą, zimną ziemię, bo zapewne i tak wykwitnie jej siniak na plecach. Już wcześniej Fire zauważyła, jak spojrzenie Ślizgona uciekło między drzewa, a teraz dostrzegała tam dziwny pojazd. Przypominał samochody mugoli, ale ten był większy. Był to jedyny punkt zaczepienia w okolicy, więc najwyraźniej to tam powinna się skierować z rannym chłopakiem. Wolała nie zwlekać, skoro słaniał się na nogach. - Tęskniłam za ratowaniem kolesi, których chciałam zamordować. - mruknęła pół-żartem, pół-serio, uważnie stawiając kroki. - Ty tu mieszkasz? Wypadałoby zaprosić mnie do środka. - powiedziała z rozbawieniem, bo cała ich sytuacja wydawała się Fire coraz bardziej komiczna. Głos jej złagodniał, chociaż rozejrzała się jeszcze po otoczeniu, żeby upewnić się, że nikt jej teraz nie widzi pomagającej Mefisto.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Nie będę się kłócić - uznał jedynie, ze śladem śmiechu w głosie. Nie był pewien które z nich bardziej zasługiwało na miano tego najdziwniejszego, ale nie wyglądało to na zbyt dobry temat do dyskusji. Wbrew pozorom wcale nie wiedzieli o sobie zbyt wiele, toteż zapewne nie doszliby do porozumienia. Mefisto wolał pozostawić tę sprawę tak łagodnie niedopowiedzianą. Zresztą miał ważniejsze rzeczy do roboty; resztki sił oficjalnie go opuściły i o ile wcześniej potrafił zmusić się do biegu, tak teraz ledwo stał na nogach. Pokonał parę metrów, korzystając z uroków matki natury i podtrzymując się drzew. Ledwie zorientował się, że Gryfonka do niego podeszła; zarzucił jej rękę na ramiona, wspierając się nie jakoś bardzo, ale zawsze trochę. Jemu z kolei przypomniało się jak pomogła mu na festiwalu, kiedy nie mógł przenieść ciężaru ciała na złamaną nogę. Miał wrażenie, że w tych sprawach całkiem nieźle się dopełniali... - To twój typ, czy coś? - Zainteresował się, tylko trochę ironicznie. Nie wiedział co się między nimi działo i w gruncie rzeczy wcale nie starał się tego analizować. Było przyjemnie, albo zabawnie - nawet jak go denerwowała, to koniec końców udawało mu się jakoś wyżyć. Prawdziwa ulga ogarnęła go dopiero w momencie, w którym dobrał się do zamka przy drzwiach i prostym gestem zaprosił Fire do środka. Nie było to nic wielkiego, ale Mefisto - o dziwo - idealnie odnajdował się w tej niewielkiej przestrzeni. Być może w grę wchodziło mało posiadanych rzeczy, albo spędzanie większości czasu poza vanem. Jedno trzeba było przyznać: materac miał niesamowicie wygodny, a klimat tego typu samochodu robił swoje. Ślizgon podparł się ciężko o blat, zrzucając zaraz kurtkę. Van należał wcześniej do jego ojca, był zatem całkiem nieźle zabezpieczony zaklęciami pomagającymi utrzymać ciepło. Chłopak odkręcił wodę w niewielkiej umywalce, podłączonej do zamocowanego z tyłu samochodu zbiornika; ochlapał wpierw rękę w tak banalny sposób, zaciskając mocno szczęki. Przemył również twarz, żeby zaraz usiąść z cichym westchnięciem na łóżku. Zerknął na Blaithin, wyciągając spod materaca torbę służącą za apteczkę. To w niej trzymał eliksiry lecznicze, które powinny postawić go na nogi. - Wiesz... jeśli chcesz, żebym cię ugryzł, to po prostu powiedz. Nie musisz się tak pałętać po lasach blisko pełni - mruknął z rozbawieniem. Bądź co bądź dziewczyna nie miała wyczucia i o ile lekcję potrafił zrozumieć, tak incydent sprzed kilku miesięcy pozostawał zagadką. Teraz też nie wróciła do zamku... Nox przemył ostrożnie ranę purpurowym eliksirem czyszczącym, starając się zignorować pieczenie i skoncentrować bardziej na sporych obłokach pary, unoszących się w powietrzu. Przypomniało mu to o mało eleganckim nałogu, toteż zanim wylał na skórę kilka kropel wywaru z dyptamu i sproszkowanego srebra, wsadził w usta mentolowego Wizz-Wizza. Rzucił paczkę do swojej towarzyszki, zwilżając filtr papierosa koniuszkiem języka. Wyjątkowo wprawnie założył nowiutki opatrunek, upił kilka łyków eliksiru wiggenowego, a potem zapalił swoją ukochaną używkę i posłał kilka pierścieni dymu w stronę panny Dear. Powoli, powolutku, zaczynał czuć się lepiej.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
- Nie wiem. Może. - wzruszyła ramionami. Oczywiście, był w gruncie rzeczy bardzo denerwujący i prowokował Blaithin w taki sposób, jakiego nienawidziła. Nie wiedziała więc, czemu zdecydowanie się podać mu ramię. Najwidoczniej potrafiła tylko rzucać słowa na wiatr, bo w końcu i tak robiła co innego. A tyle mu już obiecała swoimi groźbami! Weszła do środka pojazdu i zaskoczyła ją ta minimalna ilość przestrzeni. Szybko odkryła, że dwie osoby muszą się dosłownie przeciskać, żeby przejść na drugą stronę vana. Też ściągnęła kurtkę, zostając w koszulce i cienkiej bluzie, której zamek rozsunęła cicho. Miło było wejść gdzieś, gdzie w końcu było ciepło. Przez chwilę nie wiedziała, co ze sobą zrobić, ale możliwości nie miała zbyt wiele - po prostu usiadła trochę dalej na materacu. I zdjęła wybrudzone, przemoknięte od śniegu buty. - Do bycia wilkołakiem potrzeba większej kontroli nad swoimi instynktami niż moja. - prychnęła, ale mówiła całkiem poważnie. Jedna pełnia i wpakowałaby się w takie kłopoty, że nic by jej już nie pomogło. Nawet sławne, szanowane nazwisko. Fire przesunęła się na łóżku, żeby oprzeć plecy o tył vana i zgarnąć więcej miejsca dla siebie. Mogła przynajmniej nieco wyprostować nogi, chociaż zahaczała stopą o biodro Noxa. - Bycie zwykłym człowiekiem jest beznadziejne, ale cóż. Palcami zahaczyła o obłoczki, rozmywając je w powietrzu. W ręce Blaithin pojawiła się zapalniczka o charakterystycznym wyglądzie, a która bardzo się dziewczynie przydawała w ostatnich tygodniach. Zapaliła, patrząc na zabandażowaną ranę Mefisto i chcąc nie chcąc, podziwiając to, że potrafił z takim czymś przechodzić pół nocy i ranek. Sama potrafiła przejść spory kawałek z trzema ranami ciętymi i jeszcze się teleportować, więc chyba też nie była najgorsza w kwestii wytrzymywania sytuacji ekstremalnych. Pomijając fakt, że prawie wtedy umarła. Wolną ręką bawiła się swoją czekoladową zapalniczką, zastanawiając się co pomyślałby Leo, gdyby wiedział, jak blisko Noxa się kręciła. Nietrudno było zauważyć, że za nim nie przepadał. - Twój kalendarzyk przyniósł odwrotny skutek. Teraz doskonale wiem, kiedy pałętać się po lesie. Chyba, że skrycie właśnie o to ci chodziło. - mrugnęła do chłopaka. Musiał już zorientować się, że jeśli spróbuje Fire odwieść od jakiegoś pomysłu, będzie mieć motywację, żeby zrobić na przekór. Kalendarzyk wisiał przy łóżku dziewczyny i nawet go używała do zaznaczania różnych spraw, więc nie miała na co narzekać. - A ty nie nosisz mojej obroży. Zrobiła teatralnie smutną minę, spojrzeniem omiatając wytatuowaną szyję Mefisto i wypuszczając trochę dymu z płuc. Wizz-Wizzy działały uspokajająco, ale Fire wyjątkowo nie czuła się spięta. Różdżkę wsunęła za pasek spodni. - Mam w plecaku eliksir leczący rany, jeśli coś by pomógł. - leniwie wskazała to, o czym mówiła, wsuwając znów papierosa między wargi.