Korytarz na czwartym piętrze jest najciemniejszym z tych w wyższej części zamku. Okna znajdują się w dużych odstępach, do tego są bardzo niewielkich rozmiarów. Przechodzącym tędy, drogę jedynie rozjaśniają bezustannie palące się pochodnie. Na tym piętrze znajduję się największa liczba portretów zdobiących ściany.
Nudne popołudnie równie nudnego czwartku. Poranny wykład już dawno odszedł w zapomnienie, tak samo jak kilka godzin temu zjedzony obiad. W gruncie rzeczy to był bardziej wieczór, niż popołudnie, jednak ze względu na obecność wiosny, dni stawały się coraz dłuższe i było jeszcze całkiem jasno. Właśnie tym niezwykle nudnym korytarzem szła Abigail. W dłoni trzymała zwitek pergaminu-skończony esej na Zaawansowane Mikstury, owoc jej ponad dwugodzinnej pracy. Włosy miała lekko zmierzchwione, czarna tasiemka była nieco przekrzywiona. Ubrana była w czarną, krótką i falbaniastą spódniczkę oraz tego samego koloru rajstopy. Strój rozjaśniała bluzka w kolorze spranego różu, na którą narzucony miała czarny sweterek. I obcasy, tradycyjnie już. Tym razem dosyć niskie, jak na nią. Niespiesznie zmierzała do swojego dormitorium licząc, że być może po drodze spotka kogoś znajomego, kto uratuję ją przed nudą czwartkowego wieczoru. Od kiedy pokłóciła się lekko z Draconem, nie miała co robić wieczorami. Tak więc szła przez ten pusty korytarz, niespiesznie, nie rozglądając się na boki, pogrążona w własnych myślach.
Będąc bądź co bądź kujonem wybitnie uzdolnioną osoba, Fabiano powinien przyzwyczaić się do codziennej harówki związanej ze studiowaniem. Co nie zmienia faktu, że po dziurki w nosie ma te wszystkie eseje, nie eseje, milion pięćset formułek do wykucia, i wiele innych 'bardzo ważnych rzeczy'. Dooobrze, może kiedyś będzie sam sobie dziękował, że się przykładał do nauki nokautując kochasiów Czarki pokazując przyszłemu pracodawcy, na ile go stać. Jakim to mądrym jest człowiekiem. Obciążony nawałem nauki znalazł jednak czas na przechadzkę. Wyszedł sobie ot tak, dla przyjemności i dla rozjaśnienia myśli. Zwiększy tym samym efektywność dalszej nauki. Pokonując korytarze czwartego pietra (dodatkowo podrzucając grejpfruta) i patrząc się w liczne okna, myślał o swoich rodzinnym stronach. Zachód słońca w ogóle inaczej tam wyglądał, no ale ten angielski tez nie jest najgorszy. Dobrze, nawet ładny. No ale wracając do. Martello i JegoWłoskaAparycja dotarł właśnie do zakręt po którym pokonaniu wpadł na Coś. Nie wątpliwie była to istota ludzka, ponadto ładnie pachnąca i trochę koścista. Więcej Fabiano zauważył przeżywszy pierwszy szok. Zorientował się także, że trzyma dziewczę za przeguby. Dodatkowo, jakieś dwa metry dalej rozwija się jakaś rolka zapisanego pergaminu. - Bardzo przepraszam. - powiedział otrząsają się ze zmieszania. Puścił dziewczynę, aby dogonić uciekające wypracowanie i oddać właścicielce. - Na prawdę bardzo przepraszam. - Uśmiechnął się z lekkim zażenowaniem, dopiero dostrzegając urodę dziewczyny. Moim zdaniem dość przepraszania, pora ni flirt. No, ale to jest moje skromne zdanie. Fabiano zwykle się nie słucha i postępuje jak ciota. Mam nadzieje, że tym razem będzie inaczej.
Miała dosyć nauki! Praktycznie non stop kursowała pomiędzy zajęciami a biblioteką! Tak to jest, kiedy opiernicza się cały rok i nagle, na kilka tygodni przed egzaminami, próbuje się nadrobić cały materiał. Oczywiście uczyła się już wcześniej, zawsze miała odrobione prace, ale zazwyczaj było to takie odklepanie materiału. No i jeszcze te cholerne zaklęcia! Meerlinie! Największe zło tego świata. Rozumie to ktoś? Niby jest czarownicą, całkiem urodziwą tak na marginesie, niby różdżka ją wybrała, więc powinna jej słuchać, ale gdzie tam! Abigail jedno, różdżka drugie. Przynajmniej była dobra z eliksirów, bo chyba zaczęłabym wątpić w jej zdolności magiczne. Tak więc siedziała do późna, próbując chociaż teorię ogarnąć. Może dzięki temu nie wypadnie tak źle na egzaminach? Zatrzymała się przy oknie, próbując doprowadzić fryzurę do normalności, jednak uroczy bałagan na jej głowie wcale nie był taki zły. Przyspieszyła nieco kroku. Puste korytarze nie należały do jej ulubionych miejsc. Tym bardziej, że słońce powoli zaczęło chować się za horyzontem. Wpatrywała się jak urzeczona w ognistą kulę, dawno już nie widziała tak pięknego zachodu słońca. W końcu ostatnimi dniami niemalże cały czas padał deszcz i niebo było zasnute chmurami. W takie dni jeszcze bardziej pragnęła wyprowadzić się do ciepłych krajów. Od czasu do czasu zerkała tylko na korytarz. Zresztą robiła to na tyle bezmyślnie, że i tak niczego przed sobą nie widziała. Dlatego niemałym zaskoczeniem było dla niej, kiedy na kogoś wpadła. Albo raczej ten ktoś wpadł na nią, bo w pierwszej chwili wyglądał na równie zaskoczonego, co nasza puchonka. Całe szczęście, że złapał ją za ręce zanim upadła na swój zgrabny tyłek, w końcu odbiła się nieco od piersi chłopaka. -To ja przepraszam.-Powiedziała po chwili, kiedy spostrzegła się, że przystojny Włoch poleciał zbierać jej esej na zaawansowane mikstury. Wzięła od chłopaka pergamin i uśmiechnęła się nieco speszona.-Dziękuje.
Podobno lanie wody w moim wydaniu można znieść bez konieczności zgrzytania zębami. A więc uzbrójcie się w cierpliwość. Wiem, że znowu odpisuję po wcholerędługim czasie, a i tak nie jest tak tragicznie! Nie trzeba szarpać nerwów na poganianie mnie do ruszenia tyłka, hej. Wracając do Fabiano. Ten cholerny cnotek (a przynajmniej dzisiaj taki się wydawał) zarumienił się niczym panienka na wydaniu, bąknął 'Nie ma za co, miłego dnia' i oddalił się od jakże atrakcyjnej dziewoi krokiem człowieka gatunku 'pożalsięboże' (pozdrawiamy Renia). Już ciota ruska przeszedł dziesięć metrów, podczas ich pokonywania intensywnie rozmyślając. Otóż w końcu zorientował się, że zupełnie przypadkiem wpadł na potencjalnie ciekawa osobę i nic z tym nie zrobił. Zrozumiał także, że z jego lubą, wybranką jego serca, ect., wiąże tylko tzn. 'wolny związek. Kto mu zabrania poznać kogoś nowego? Odwrócił się po przebytych tych dziesięciu metrach (32.8 stopy, 10.9 jarda) zawrócił, widząc że dziewczyna idzie przed siebie i już osiąga zakręt. Podbiegł do niej i jednym szybkim ruchem uniemożliwił jej dalszą wędrówkę zastawiając drogę swym umięśnionym ciałem (korytarz zwężał się w tej odnodze). - Chyba o czymś zapomniałem. Przepraszam, za swoje kiepskie maniery. Fabiano Martello, student z wymiany. - powiedział akcentując wypowiedź tym włoskim uśmiechem - Zaczynamy znajomość ciągłym przepraszaniem się nawzajem. Ciekawe - zauważył z rozbawionym uśmiechem.
Wybacz, ale po prostu nie mogłam się doczekać, co też ten niezwykle seksowny Włoch wykombinuje. Abigail miała tęczę w oczach, jak go pierwszy raz zobaczyła (ta rodzinna słabość do Włochów), no a teraz na niego wpadła albo on na nią, zależy jak patrzeć. Tak więc Abigail zarumieniła się równie uroczo, co on. No bo, przecież był taki przystojny, a jego włoski akcent był uroczy. No cóż, uśmiechnęła się tylko na pożegnanie, zupełnie jakby nie była sobą i w zasadzie powinna kontynuować swoją podróż do dormitorium. Nieco szybszym krokiem niż uprzednio, zaczęła pokonywać pozostałą jej drogę. Była trochę zawiedziona, a właściwie całkiem zła na siebie, że nie potrafiła powiedzieć coś sensownego i rozmowa z przystojnym Włochem skończyła się na życzeniu sobie wzajemnie miłego dnia. Ścisnęła mocniej pergamin w dłoni, wzdychając przy tym cicho. Draco się do niej nie odzywał, ona po nocach przypominała sobie pocałunek z Jiro i rozważała nad wysłaniem do niego sowy z propozycją spotkania, a teraz jeszcze ten Włoch? Doszła do załomu korytarza, który w tym miejscu znacznie się zwężał, ot taki mały skrót, aż tu nagle drogę zagrodził jej…ten sam Włoch, na którego wpadła. O mamuniu! I praktycznie zrobiłaby to znowu, gdyby nie ten superszybki refleks i w ogóle. -Miło mi Cię poznać. Abigail Grimmasi, studiuję tutaj.-Uśmiechnęła się przepraszająco, ale równocześnie była niezmiernie ucieszona, że to on stanął na jej drodze. Znów. Merlinie! Jego uśmiech zwalał z nóg i nasza biedna Ab nie wiedziała co powiedzieć!-Zważając na to, że równie ciekawie zaczęliśmy naszą znajomość te przeprosiny nie są aż takie dziwne.-Zawtórowała mu śmiechem.
Uprzedzam, że gdy odpisuję szybko, odpisuję dupnie. No ale jak ktoś wynajmuje niewinne istotki, aby mnie nękały z samego rana (czyt. 10:30), to proszę bardzo. Nie wracajmy do tego rumienienia się i przepraszania. Idąc z fabułą chronologicznie, jesteśmy w momencie...? Odpowiedzi Abiagil chyba. Fabiano z serdecznym uśmiechem przyjął fakt, iż dziewczyna nie zaczęła krzyczeć, że Włoch rzekomo ją napastuje, tudzież nie wymknęła się chyłkiem pod jego ramieniem. To się ceni. Stała sobie, uroczo zarumieniona odpowiadając nadzwyczaj elokwentnie (to tez się ceni) dorzucając gratis swój piękny uśmiech! O, jak miło. Mimo tego, że konwersacja w końcu jako tako się zaczęła układać, Fabiano poczuł się odrobinę speszony. Co on wyprawia? Żaden ułożony, dobrze wychowany mężczyzna nie zabiega kobiecie drogi bezczelnie się uśmiechając i zabawiając rozmową. Efektem tych przemyśleń był krok w tył i przepraszający uśmiech. - Znowu muszę cię przeprosić. Nie powinienem tak ci przeszkadzać, na pewno masz dużo ważniejszych rzeczy do zrobienia - Ale esej już napisany. Po tych słowach zaczął się pomału wycofywać. - Może jeszcze kiedyś się spotkamy, jak będziesz miała czas. Robi się coraz cieplej - znów uśmiechnął się nieśmiało, wręcz ciut bojaźliwie. Mimo tych słów stał trochę jeszcze dalej niż przed chwilą, czekając na odpowiedź, choć miał prawo po prostu odejść. Ale nie mógł. Nie mógł także zostać i dalej flirtować ze znajomą z nieznajomą studentką. Wiedział, że hipotetycznie może ale.. nie zdoła tego zrobić. Do tego trzeba czasu. Trzeba coś zrozumieć, coś, czego Fabiano jeszcze nie jest w stanie.
Trudno, jakoś o przeżyję. Poza tym, wcale nie uważam, żeby ten post był w jakikolwiek sposób dupny, jest w nim Fabiano i Fabiano coś robi i w sumie tylko o to mi chodzi. Wyjątkowo, bo bardzo na ten odpis czekałam. Abigail nie należała do osób, które krzyczą, że ktoś tam je napastuje. Fakt, że Fabiano zagrodził jej drogę, w pewnien sposób ją ucieszył, ponieważ nie chciała, żeby tak po prostu sobie poszedł. Skoro już na siebie wpadli, to czemu nie mieliby porozmawiać chociaż przez chwilę? Tym bardziej, że esej został już napisany, a ona naprawdę nie miała co zrobić z resztką wieczoru, a wszystko było lepsze od siedzenia samotnie w dormitorium, czy to swoim, czy Nejtowym. Abigail również w pewnym momencie to poczuła. Właściwie pomyślała, że musi wyglądać głupio, kiedy tak się na niego patrzy, całe szczęście, że z w miarę trzeźwym i całkiem uroczym uśmiechem na twarzy, a nie jak ciele w malowane wrota. Nieco speszona odwróciła wzrok, jednak kiedy chłopak się odsunął, znów wbiła w niego spojrzenie. -Odrobiłam już wszystko, co miałam do odrobienia.-Zaczęła nieco nieśmiało, nie za bardzo wiedząc, jak ma potraktować słowa Fabiana, bo równie dobrze mogło być tak, że to on miał dosyć rozmowy z nią i skorzystał tylko z całkiem dobrego pretekstu.-Jednak jeśli Ty masz coś do zrobienia, to również Cię nie zatrzymuję i mam nadzieję, że faktycznie jeszcze się spotkamy. Nie ruszyła się z miejsca. W sumie naprawdę nie wiedziała, jak ma się w tym momencie zachować. Nie, nie wyobrażała sobie za dużo, ale po prostu… wszystko było takie do bani. Nic nie wychodziło po jej myśli i była z tego powodu… smutna. Smutna i samotna.
Marco Ramirez
Wiek : 37
Dodatkowo : Opiekun Ravenclawu, Animag (Pantera), Zaklęcia bezróżdżkowe
Beznadziejny dzień. Marco nie lubił przesadnie pewnych siebie uczniów, którzy komentowali jego lekcje. Bardzo się zdenerwował. Po skończonych lekcjach postanowił zaszyć się w bibliotece i poczytać coś, co pozwoliłoby mu uspokoić się. Potrzebował jakiegoś przerywnika, aby nie denerwować się na uczniów, którzy dostali dziś sporo szlabanów. Sam zastanawiał się kiedy znajdzie czas aby je wszystkie poprowadzić. W każdym razie zabrał swoje manatki z klasy i ruszył do biblioteki. Miał cichą nadzieję, że Mormija będzie w lepszym humorze i uraczy go jakąś ciekawą rozmową.
Mormija raczej nie był w dobrym nastroju, o czym mógł się Marco przekonać zaraz po tym, jak kobiet Ana niego wpadła na korytarzu. Burknęła pod nosem przeprosiny pomieszane z powitaniem i od razu pokazała Marco ulotkę, którą ze złości prawie rozdarła w dłoniach. - Ta gówniara! – Krzyknęła – Ta gówniara ukradła mój pamiętnik..! I wszystko.. Aa! W pewnym momencie bibliotekarka się po prostu załamała i zaczęła histerycznie płakać. Wszak teraz wszystko skończone. Tu nawet nie chodziło o jej reputację, ale o tych ludzi, o których pisała w swoim dzienniku. Jeżeli wszystko się rozniesie… chwila, już się rozniosło!
Marco Ramirez
Wiek : 37
Dodatkowo : Opiekun Ravenclawu, Animag (Pantera), Zaklęcia bezróżdżkowe
Marco nie zdążył wejść do biblioteki, kiedy zauważył kobietę wybiegającą z biblioteki. Oho, jego szlabany to chyba pół biedy w porównaniu do trosk Mormiji. Wybałuszył nieco oczy, ale objął bibliotekarkę ramieniem i poklepał pokrzepiająco po plecach, przy okazji czytając ulotkę. No ładnie. Rzeczywiśnie nie wyglądało to zbyt ciekawie. - Oho - rzekł tylko. - Ohohohohoh, ta Gryfonka? Mijała mnie gdzieś po drodze, wydawała się czymś podekscytowana, rzeczywiście miała coś przy sobie. Szybko to rozprzestrzeniła, muszę przyznać - powiedział, obserwując szatynkę. - Nigdy tego nie popierałem, nie powinienem tego mówić ze względu na posadę, ale chyba należy jej się mała zemsta, co?
Zemsta? Zemsta? Jedyne o czym teraz Mormija myślała, to, to, żeby te ulotki nie dostały się w niepowołane ręce. Żeby jest wszystkie zebrać, zniszczyć, żeby nikt nie musiał ich czytać i oceniać Mormiji! Ona na to przecież nie zasłużyła. Spojrzała na Marco, była zapłakana, z rozmazanym makijażem, z trudnością łapiąca powietrze. - Boże, boże, przecież wszyscy mnie teraz znienawidzą Albo zaczną wyśmiewać…! Przecież… to już mogli przeczytać wszyscy. WSZYSCY! Musi napisać do Regisa, musi z nim pogadać, na litość, przecież o nim też tam pisała. I o Naleigh! Przecież jak to się rozniesie to też im się oberwie. Już nie wspominając o tych idiotycznych, gimnazjalnych wspominkach o M. Tu to aż bała się myśleć co się będzie wyprawiać. - Muszę.. muszę to pokazać dyrektorowi… tak nie może być. Ta Somerhalder przegięła..!
Marco Ramirez
Wiek : 37
Dodatkowo : Opiekun Ravenclawu, Animag (Pantera), Zaklęcia bezróżdżkowe
No tak, złap w objęcia rozhisteryzowaną bibliotekarkę! On tu idzie po pocieszenie, a sam musi się dwoić i troić. Ale dobrze, okej, skoro tak... - Mormi, ej! - zaczął. - Spokojnie, doprowadź się do porządku, moja droga! Coś wymyślimy. Nie zniszczymy tych ulotek jednym zaklęciem, niestety. Jesteś pewna że wolisz iść do dyrektora niż sama się tym zająć? - zapytał, obserwując uważnie kobietę. - Dyrektor może zbesztać za wyręczanie się nim w sprawach prywatnych, na pewno ma dużo rzeczy do roboty - dodał. - Szczerze mówiąc chętnie poknułbym plany przeciwko tej diablicy. Uczniowie trochę się rozszaleli ostatnimi czasy.
W pewien sposób Marco miał rację, dyrektor może uznać skargę Mormiji za zwykłą pierdołę. Zresztą tez nie ma silnych dowodów na to, iż ten dziennik ukradła Cornelia. Oczywistym było to, że to była akurat ona, jednak pewnie dla dyrekcji liczyłyby się tylko to, czy Mormija może jakoś potwierdzić swoje słowa. Otarła policzki z łez, które już dawno zmieszały się z tuszem do rzęs. Kobieta nie wyglądała zbyt urodziwie, gdy jej cała perfekcyjnie stworzona tapeta rozpłynęła się w przez atak histerii. Jednak bibliotekarka zdawała się tym w ogóle nie przejmować. - Dobrze... ale co mogę zrobić? - zapytała cicho, ciągnąć nosem - Jeśli nagle zacznę się na niej perfidnie mścić to mnie mogą stąd wyrzucić! Mogą mi zarzuć znęcanie się...
I jak tu niby spacerować po zamku jak się ludzie drą po korytarzach. Podszedł do pary, delikatnie stukając laską o posadzkę: -Zasada pierwsza to się uspokoić i opanować- powiedział podchodząc do MormijiSięgnął do płaszcza i podał Mormiji chusteczkę, by się mogła ogarnąć: - Ogarnij się trochę i nie pozwól by ktoś z uczniów zobaczył cię w tym stanie.-Powiedział spokojnym tonem: - nie dawaj satysfakcji publicznie okazując desperację i złość. –Odwrócił twarz do Ramiro i Mor:- Przy okazji Witam was w ten dzionek i o co cały ten raban z Cornelią, bo ostatnio jestem nie na bieżąco.
Mormija gwałtownie odwróciła się z stronę Aleksandra, przerażona i zaskoczona. Przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć, tylko chwyciła chusteczkę i zaczęła obierać oczy. - Co się stało, co się stało! - rzuciła w końcu, cała podenerwowana. - Gówniara plotki rozpowiada, o, to się stało! Pokazała Aleksandrowi ulotkę. A co jej tam, i tka już pewnie wszyscy czytali, co jej szkodzi samej pokazywać, nie ma już nic do ukrycia. - O, mój pamiętnik ukradła i rozprowadza to po szkole, smarkula bez serca! Po chwili znowu zaniosła się płaczem.
Wziął ulotkę w dłoń, nawet nie czytawszy:- Potrzebna ci do czegoś ta kalumnia czy nie.:-złożył pergamin w mały kwadracik, mieszczący się powierzchni dłoni:- Mormija uspokój się lub chociaż opanuj na korytarzach, nie dawaj satysfakcji że coś cię trafiło, potem w ustronnym miejscu możesz dać upust wszystkim emocjom ale nie tam gdzie cię uczniowie widzą.-: Spojrzał na Marco, dając mu znać żeby wsparł Mor ramieniem:- Mor, niby o mnie kalumnii nie mówili, krótko po moim przybyciu w mury szkoły, pojawił się jakże ciekawy artykuł jakobym był najgorszym mordercą i czarnoksiężnikiem. Fakt niewiele ma to wspólnego, ale Panną Cornrlią się zajmiemy.
I jak tu nie pokazywać słabości, jak uczniowie nie mają żadnego poszanowania dla starszych, nauczycieli i opiekunów, którzy są za nich odpowiedzialni. Jak nie płakać nad tym, że nagle z tej szkoły zrobił się jeden wielki burdel, gdzie nie ma zasad, a regulamin jest nagminnie łamany. Ba! Młodzież nic sobie nie robi z kar i szlabanów, nie ma żadnej odpowiedzialności za błędy. - Chyba zaszyję się w domu na kilka dni... tygodni! - powiedziała w końcu - Mam nadzieję, ze.. że to w końcu ucichnie. Aż się wzdrygnęła na samą myśl o tym, ze będzie musiała przejść przez całą szkołę, znosząc te oceniające spojrzenia tych bezczelnych uczniów. Nie pozostaje nic jak wysoko unieść głowę.
Zastanowił się przez moment, jakby jej tu pomóc. -Ukrycie się nic tu nie pomoże.-powiedział zamyślonym tonem- Choć pomału ujawnia mi się plan jak by tu Ci pomóc, pozostać na zamku z kamienną twarzą i jednocześnie zapewnić spokój. Pomału mi się klaruje pomysł o ile go zaakceptujesz a będzie on że tak powiem wymagał od Ciebie drobnych poświęceń- Spojrzał jej w oczy- Ale z tym się na razie wstrzymam, jeśli się powiedzie ty będziesz na urlopie i jednocześnie w szkole, zaś co do panny Corneli cóż-powiedział szeptem- może przyjdzie kolej na jej moment zwierzeń i prawd, coś mi się kurzy w apteczce.
Na wzmiankę o prawdzie, mówionej przez Cornelię, aż zaświeciły jej się oczy. Oczywistym było też, że dziewczynie trzeba będzie w tym pomóc, co już sam Aleksander stwierdził między wierszami. - Tylko... tylko nie chcę wkopać się w problemy z dyrekcją. - zaznaczyła cicho Mormija, odwracając wzrok. - Myślisz,z ze ot tak, można sobie kogoś zmusić do przyznania się? Znaczy... można, ale na pewno nie jest to... przyzwoite. Mormi miała wielką ochotę dać popalić tej smarkuli, chciała by ta wszystko wyśpiewała przed wszystkimi, kajała się na kolanach... ale jeżeli miałoby to sprowadzić jeszcze więcej problemów, to wszystko to nie wydałało się już takie oczywiste.
Popatrzył na Mor, jaka ona delikatna. -Do celu prowadzi wiele dróg, kilka z nich prostych inne zaś kręte i zagmatwane, Moja droga- pościł do niej oko- Musisz znaleźć odpowiednie narzędzia by cel osiągnąć. Przy okazji mogłabyś pomoc mi przed swym urlopem, będę robił porządki w apteczce, a nie chciałbym by niektóre eliksiry wpadły w niepowołane ręce. Pomyśl sobie co by się stało gdyby komuś trafiło w ręce takie Veritaserum, Felix Felicis.-Uśmiechnął się do niej- Jakich spustoszeń mogło by to dokonać, a jeszcze nie daj Boże ktoś jeszcze znajdzie buteleczkę wielosokówki doda czyjś włos i zaraz kłopoty będzie robił.- mówił spokojnym głosem mając twarz niewiniątka.
Mormija chwilę stała w ciszy patrząc na Aleksandra, co jakiś czas ciągnąć nosem. Tak, znajdzie buteleczki. Co z nimi zrobi? - Cóż, mam nadzieję, ze nie wpadną w złe ręce... - powiedziała cicho, poprawiając włosy i ocierając ostatnie łzy. - Mam nadzieję... tak. Westchnęła głośno i posłała Aleksandrowi uśmiech. - Oczywiście, mogę pomóc w sprzątaniu, czemu nie... - odparła już bardziej pewna siebie - wszak, co mam innego do roboty?
- To miło że pomożesz, trzymam cię za słowo nie chciałbym by wpadły w niepowołane ręce, to spotkamy się w lochach w klasie.- Skłonił się, sięgnął do szaty i spojrzał w zegarek. - Nieźle się zasiedziałem a Jasmin na mnie czeka od kilku minut, miło było- Na jego ramieniu zjawił się Lugh w kłębie płomieni- jak widzicie posłano po mnie.- Skłonił się i delikatni uchwycił ogon feniksa, by zniknąć wraz z nim w obłoku płomieni.
Z lekcji mugoloznawstwa wyszedł prawie ostatni. Pisanie ołówkiem jednak różni się sporo od pisania piórem, i zapisanie wszystkiego, a zwłaszcza zadania domowego, które narzuciła im nowa nauczycielka, zajęło mu nieco dłużej. No, ale miał również inny powód, a ten powód zjawił się nieco spóźniony na lekcji i od razu zwrócił na niego uwagę. Miał ochotę już zrobić coś w trakcie lekcji, aby go nieco sprowokować, ale niestety nie bardzo było jak, bo ta bardzo szybko się skończyła. Postanowił jednak nie tracić szansy i porozmawiać z Jiro. Przecież nikomu nie zaszkodziła nigdy zwykła rozmowa. Kiedy więc wyszedł z sali, a chwilę po nim Koreańczyk, zatrzymał go chwytając lekko za ramię i przysuwając do ściany, ustępując miejsca wylewającym się z sali uczniom, jednak nie odezwał się ani słowem, tylko uśmiechnął się, jakże przymilnie. Poczekał, aż wszyscy znikną z korytarza, nauczycielka również. Dopiero wtedy spojrzał chłopakowi w oczy. Był ciut wyższy od Gryfona, jednak zaledwie o kilka centymetrów. - Unikamy się trochę ostatnio, co? - zaczął, kompletnie niezobowiązująco. Gdyby Jiro chciał, mógłby go olać, jednak miał szczerą nadzieje, że jednak zostanie. W końcu tylko rozmawiali, prawda? Przynajmniej na razie. - Jak tam? Tak z nudów przyszedłeś na zajęcia, czy może wiedziałeś, że tu będę i dlatego się zjawiłeś? - ha! Nieco cięższa amunicja, ale Ślizgon lubił czasem samemu sobie zrobić dobrze. Słowami, oczywiście. Publicznie raczej nie ośmieliłby sie w inny sposób. Chociaż...
Zadanie domowe zrobili później, bo teraz nie miał na to najmniejszej ochoty. Pewnie odda je na ostatnią chwilę, a może i się spóźni? Kto wie. W każdym razie; w klasie tylko udawał, że coś pisał, podczas, gdy naprawdę rysował na kartce jakieś bohomazy. Gdy "zapisał" całą kartkę, wpakował swoje rzeczy z powrotem do torby i powoli wyszedł z klas. Nie zaszedł jednak daleko, bo już po chwili poczuł, jak coś, a raczej ktoś chwyta go za ramie i ciągnie lekko. Jiro nie zdążył nawet zaprotestować, gdy wylądował na ścianie. Strząsnął jego dłoń z ramienia i spojrzał w oczy, z dość obojętnym wyrazem twarzy. Co go ten chłopak obchodzi? Nic, prawda...? Tak, na pewno. Namida nic się nie zmienił od wakacji, w przeciwieństwie do Jiro. Student po raz któryś miał znów jasne włosy, krótko ostrzyżone, nad których ułożeniem naprawdę długo się męczył, choć nigdy się do tego nie przyzna. -Nie schlebiaj sobie. Chodzę na wszystkie lekcje- prychnął, opierając się o ścianę wygodniej. Jedną rękę zaczepił na ramieniu torby, a drugą wsunął w kieszeń spodni, wyciągając nogi przed siebie, niby to przypadkiem trącając nią nogę Japończyka. Nagle uśmiechnął się łobuzersko, nie wiadomo dlaczego i wyciągnął rękę w kierunku Namidy. Chwycił go za kołnierzyk i pociągnął w swoją stronę, dość mocno, tak, że Ślizgon omal na niego nie wpadł. -A ty, jak zawsze, lecisz na mnie- zaśmiał się cicho i znów uśmiechnął, w ten swój, Jirowaty sposób.
- Nie wątpię, w końcu jesteś prawdziwym prymusem. - zaśmiał się cicho, ale oczywiście nie szyderczo, a całkowicie serdecznie. Wyglądało na to, że nauka jest dla gryfona ważna, chociaż z drugiej strony przedstawiał raczej zlewczy sposób bycia. Podobnie zresztą jak Namida. Japończyk wiedział, że termin oddania prac minie mu bardzo, bardzo szybko, a przecież musiał poświęcić swój czas na ważniejsze rzeczy. Jak teraz. Czując stopę chłopaka, jego twarz rozświetlił uśmiech. A kiedy przy łapaniu kołnierzyka palce Jiro dotknęły przez ułamek sekundy jego skóry na szyi, poczuł to znajome uczucie i dreszcz, jaki zawsze czuł, gdy "za bardzo" zbliżał się do tego, co można nazwać zdradą. - Myślisz, że aż tak mnie znasz? - przesunął, dosyć sugestywnie, językiem po wargach, uśmiechając się szerzej. Specjalnie się nie przejmował, więc przysunął się sam bliżej, dłonią opierając się o ścianę przy ramieniu chłopaka. Mimo wszystko, odparł zgodnie z prawdą: - Nie da się ukryć. Zrzucił z ramienia swoją torbę i nawet nie patrząc, rzucił ją kawałek dalej pod ścianę, aby mu nie przeszkadzała. Wolną dłoń położył na brzuchu Jiro, zaciskając dłoń na jego koszulce. Takie prowokowanie bardzo mu się podobało, a przecież taki swobodny flirt to wcale nie zdrada. W końcu tylko rozmawiają.
Ba, że nauka była dla niego ważna, jeśli nie najważniejsza teraz. Ale była też pewna osoba, pewna dziewczyna... która stała się dla niego równie ważna i to go martwiło. Wiedział, że prędzej czy później ją skrzywdzi, to było nieuniknione, ale... tak bardzo chciał temu zapobiec. No i był jeszcze Namida. Choć sam sobie przeczył, to od wakacji wypatrywał go na korytarzach, szukał w tłumie w Wielkiej Sali i na lekcjach. Pewnie robił to nieświadomie i nigdy się do tego nie przyzna, ale tak właśnie było. Nie chodziło o to, że jakoś specjalnie lubił Namidę, czy coś, ale... kurde, przecież był hetero, nie? Nie powinien w ogóle go zaczepiać. A jednak- robił to. Tak samo było z Lizardem. W sumie to wszystko przez niego- przez tego wrednego, głupiego Jaszczura, który poddał w wątpliwość jego męskość i od tamtej pory zaczął się dziwnie zachowywać. -A co na to twój chłoptaś, co?- zagaił. Dobrze wiedział, że Namida ma narzeczonego- nie dało się nie zauważyć tej dwójki, gdy razem, ochoczo przemierzali korytarze Hogwartu za rączkę, albo- tamtej nocy po Wielkiej Uczcie zaszyli się na polanie, a Jiro- zupełnie przypadkiem, serio!- też się tam zaszył. -Jesteś strasznie niegrzeczny. Trzeba się utemperować- rzucił, chwytając dłoń na swojej koszulce i zaciskając palce na jego nadgarstku. Opuszkami palców zaczął sunąć w górę po jego skórze, wsuwając palce pod rękaw koszuli Ślizgona.