Na parterze znajduje się magicznie powiększona sala konferencyjna, która to jest w stanie pomieścić w środku setki osób. Niektórzy nawet sądzą, że tysiące. Często używana do jakichś większych wydarzeń towarzyskich. Wybudowana została stosunkowo niedawno, w porównaniu do reszty miejsc w ministerstwie, kiedy to ówczesny Minister Magii zarządził powiększenie teraz dostępnej przestrzeni.
Jak co roku, wraz z nadejściem sylwestra, w Ministerstwie Magii był organizowany wielki bal charytatywny, czyli idealne miejsce spotkań dla najważniejszych członków magicznego świata. W ostatnich latach władze Ministerstwa Magii uznały, że na udział w tym wydarzeniu należy zezwolić również innym członkom magicznej społeczności. Dlatego każdy, kto zapłacił odpowiednią sumę galeonów, mógł pojawić się na gali. Każdego roku, temu wydarzeniu towarzyszyła zbiórka pieniędzy na jakiś szczytny cel. W tym roku celem balu było zebranie jak największych środków na pomoc w leczeniu najcięższych przypadków na oddziałach pobytów długoterminowych w Szpitalu Świętego Munga. Nic więc dziwnego, że to wydarzenie cieszyło się jeszcze większym zainteresowaniem, niż dotychczas.
Zasady
1. W Balu Ministerstw Magii mogą brać udział tylko gracze z rangą dorosłego oraz zaproszeni przez nich goście. W pierwszym poście należy zaznaczyć, czy postać pojawia się z osobą towarzyszącą, czy samotnie. Jeśli ktoś jej towarzyszy, należy zaznaczyć kim jest osoba towarzysząca.
2. Studenci również mogą wziąć udział w Balu Ministerstwa Magii, jednak mają utrudnione zadanie dostania się na to wydarzenie. wpuszczone zostanie pierwsze pięć par studenckich gdzie chociaż jedna osoba w temacie z losowaniami wyrzuci 1 bądź 5. Można tylko raz rzucać kość na dostanie się na Bal Ministerstwa Magii. Studenci mogą również pojawić się na Balu w przypadku, kiedy są osobami towarzyszącymi graczy z rangą dorosłego. Gracze poniżej 17 roku życia mają kategoryczny zakaz wstępu na Bal Ministerstwa Magii.
3.Zakładamy, że przy wejściu jest sprawdzany wiek postaci i pobierana opłata wstępu, o której wspomniano w punkcie 4. Dlatego nie ma możliwości, aby prześlizgnął się ktoś poniżej odpowiedniego wieku (17 lat).
4. Biorąc udział w Balu Ministerstwa Magii jednocześnie deklarujesz wpłatę 20g na rzecz leczeniu najcięższych przypadków na oddziałach pobytów długoterminowych w Szpitalu Świętego Munga. Opłaty dokonujemy w tym temacie. W pierwszym poście należy zalinkować dokonanie płatności za udział w balu. Opłatę wstępu w wysokości 20g musi uiścić każdy (dorosły, osoby towarzyszące, studenci, wszyscy bez wyjątku), kto bierze udział w wydarzeniu.
5. W evencie Bal Ministerstwa Magii nie ma możliwości przerzucania wylosowanych kostek, czyli to zdarzenie losowe, które zostało wylosowane, musi zostać odegrane. Wyjątek stanowi wylosowanie wcześniej użytego już przez postać zdarzenia losowego.
6. Za każde 5 postów z wylosowaniem zdarzenia dla postaci i opisaniem go, należą się 1 punkt do dowolnej umiejętności.
7. Na Balu Ministerstwa Magii jest wiele różnych wydarzeń towarzyszących (tj. tańce na głównej sali, aukcje charytatywne, uroczysta kolacja, itp.) Za wzięcie udziału w każdym wydarzeniu towarzyszącym postać zyskuje dodatkowy 1 punkt do dowolnej umiejętności
8. W jednym poście postać może opisywać udział w jednym wydarzeniu towarzyszącym. Na jedno wydarzenie towarzyszące można rzucać kośćmi więcej niż jeden raz i zagrać kilka scenariuszy.
9. Wszystkie przedmioty/punkty/galeony zostaną rozdane po zakończeniu eventu. Proszę nie upominać się o nie wcześniej.
10. Na koniec pojawi się post od MG z jedną, dodatkową atrakcją, dlatego warto wytrwać do końca.
11 Na końcu bądź na początku każdego posta naszej postaci powinien pojawić się prawidłowo wypełniony kod:
Kod:
<zg>Wydarzenie towarzyszące: </zg> Tu wpisz nazwę wydarzenia <zg>Wylosowane kostki:</zg> Tu podaj link kostek <zg> Zdobycze: </zg> Tu należy wypisać wszystkie zdobyte do tej pory przedmioty/punkty/galeony
Stosowanie powyższego kodu w każdym poście jest OBOWIĄZKOWE. W razie nie pojawienia się go, post nie będzie zaliczany do eventu, tym samym zdobyte w nim przedmioty/punkty/galeony nie zostaną uznane.
Wydarzenia towarzyszące
Na Balu Ministerstwa Magii jest wiele różnych wydarzeń, które mają to umilić czas osobom biorącym udział w evencie. Dla każdego z wydarzeń towarzyszących zostały stworzone spersonalizowane kostki i ich opisy, które można znaleźć poniżej. Wzięcie udziału w każdym z wydarzeń towarzyszących gwarantuje zyskanie 1 punktu do dowolnej umiejętności w kuferku. Dodatkowo, jest możliwość wzbogacenia się postaci o nowe przedmioty, pieniądze, czy inne niezwykłe umiejętności.
Bar koktajlowy
W mniejszej sali, trochę dalej od głównego centrum zainteresowania, znajdował się bar koktajlowy. Serwowano tam przeróżne drinki, które normalnie nie były spotykane. Zawierały one w sobie owoce z egzotycznych krajów, niekonwencjonalne rodzaje alkoholu i... eliksiry. Rzuć jedną kostką i sprawdź, co stanie się Twojej postaci, po skosztowaniu jednego z drinków. Stan postaci po wypiciu koktajlu utrzymuje się przez jeden post.
Kostki:
1 Zainteresował Cię koktajl o pięknej nazwie "Malinowe westchnienie". Ochoczo go zamówiłeś i od razu poczułeś ten wspaniały zapach, że po prostu musiałeś go skosztować! Nic dziwnego, że tak Ci się spodobał, w końcu każdy czuł w nim coś innego. Drink zawierał w sobie niewielkie ilości amortencji! A ty po jego skosztowaniu poczułeś, że po prostu MUSISZ pocałować swojego partnera i to też czynisz. Pytanie tylko, co on na to...
2 Zawsze lubiłeś żółty kolor, więc pewną ręką sięgasz po takiego drinka. Upijasz go, rejestrujesz smak cytryny, mięty, miodu... i jakiś inny, mniej Ci znany. Wiedziałeś, że wypiłeś koktajl z dużą ilością wódki i Felix felicis? Jeśli nie, to szybko się o tym orientujesz. A konkretniej w momencie, gdy na posadzce znajdujesz 15g! Chyba masz szczęście w tym poście! Może warto jeszcze jakoś je wykorzystać?
3 Ene, due, rabe... Wybierasz na ślepo, pierwszy lepszy drink, który ma piękny, czarny jak smoła kolor. Postanawiasz jednak spróbować trunku. Nie wiesz, co to było, ale było paskudne w smaku i prawie wyplułeś wszystko na swojego partnera! Nic dziwnego, mieszanka oliwek, likieru z czarnej porzeczki, eliksiru pieprzowego i kukurydzy nie może należeć do najpyszniejszych. Z Twoich uszu idzie dym sugerujący, że faktycznie, eliksir pieprzowy pomógł na jakąś niewykrytą jeszcze grypę.
4 Prosisz o coś, co wprawi Cię w dobry nastrój. Barman świetnie wywiązuje się ze swojego zadania, bo za chwilę dostajesz wielki kieliszek kolorowego trunku, dziwnie nawet świecącego. Pijesz go. Słodziutki, taki orzeźwiający, taki trochę jak lemoniada... Zapamiętasz ten koktajl na długo, bo prócz whiskey zawierał w sobie jeszcze eliksir euforii. Nic dziwnego, że zaczynasz podrygiwać gotowy do tańca ze swoją partnerką/partnerem!
5 Nie wiesz co to, ale zapach zdecydowanie Cię zachęca. Truskawki, nutka mięty, trochę likieru smakowego i coś, czego nie możesz zidentyfikować. Śmiało próbujesz trunku i odchodzisz. Nawet nie wiesz, kiedy spotykasz tego przystojniaka, tę uroczą damę, ale wiesz, że stał/a się on/a miłością Twojego życia! Tylko... To lustro. A ty wypiłeś drinka z eliksirem narcyzmu i to siebie tak wielbisz...
6 Ten drink jest jakiś dziwny. Wyglądem przypomina bardzo szlam i za nic nie chcesz go spróbować. I pewnie być tego nie uczynił, gdyby nie palący wzrok barmana. Odchodzisz, upijasz trochę rejestrując, że trunek wcale nie jest zły. Po chwili prawie się zachłysnąłeś! Na swoją dłoń wypluwasz kulkę skrzeloziela, która wystarczy Ci na jeden wątek!
Licytacja
Wielu od samego początku uważało, że najbardziej wyczekiwaną atrakcją tego wieczoru miała być licytacja przedmiotów podarowanych przez znanych czarodziei. Cel był szczytny, bo wciąż zbierano pieniądze na rzecz leczeniu najcięższych przypadków na oddziałach pobytów długoterminowych w Szpitalu Świętego Munga. Zainteresowanie ogromne, więc nie pozostaje nic innego, jak rozpocząć! Rzuć dwoma kościami i sprawdź, czy udało Ci się cokolwiek wygrać.
Zasady:
1 Każdorazowe losowanie przedmiotów dla postaci wiąże się z koniecznością odnotowania zapłaty w wysokości 20g!
2 Jedna postać może maksymalnie dwa razy brać udział w licytacji przedmiotów. Wyjątek stanowi sytuacja, kiedy to powtórnie wylosowało się wcześniejszą kostkę.
3 Niektóre przedmioty dostępne w licytacji są w ograniczonych ilościach. Oznacza to, że zdobędą je szybsi gracze. Liczy się czas wstawienia posta, nie rzutu kością!
4 O ewentualnej wygranej (dwóch graczy wylosowało ten sam przedmiot) stanowi to, kto szybciej napisze post na balu, nie wylosował kość.
5 W każdym poście musi pojawić się link do odpowiednich wylosowanych kostek.
Lista dostępnych przedmiotów:
Poniżej znajduje się aktualna pula dostępnych do wylosowania przedmiotów 1 Błyskawica (0/2) 2 Księga zaklęć uzdrawiających (0/2) 3 Miniaturowa replika drogi mlecznej (0/2) 4 Bon na 50% zniżki do sieci sklepów Fairwynów (2/2)
Kostki:
2 Kiedy tylko ten przedmiot pojawił się na widoku innych, na sali wzrosło poruszenie. Plotki głosiły, że księga, która właśnie będzie licytowana, posiadała w sobie jakieś tajemne zaklęcia, które miały optymalizować pracę uzdrowicieli. Wiesz, że z jej pomocą, już nigdy nie będziesz musiał odwiedzać Munga. Dlatego rzucasz kolejne i kolejne oferty aż w końcu słyszysz magiczne "SPRZEDANE"! Brawo, jesteś właścicielem księgi zaklęć uzdrawiających (+2pkt do uzdrawiania)
3 Widzisz, jak wnoszą na salę jakieś książki. Myślisz sobie, znowu książki... Ale dopiero kiedy słyszysz KTO jest autorem tych książek, zaczynasz ich pragnąć. Dorzuć kością: Nieparzysta: Oto Granice dziedzin. Zaklęcia trudne w klasyfikacji napisane przez A. Sandford, D. Bergmann, G. Hampson, R. Ramirez czyli coś bez czego nie może się obejść żaden współczesny czarodziej! Ciesz się z ich posiadania! Parzysta: Przed wami pierwsze 4 tomy EK VAR HÉR. pióra Edgara T. Fairwyna z autografem autora! Chcesz je mieć i mocno je licytujesz. Tak, w końcu są Twoje!
4 Od razu zauważasz, że licytowane rękawice są warte o wiele więcej, niż wydane przez Ciebie 20g. Dlatego licytujesz zawzięcie. I przedmiot już prawie jest Twój, ale w ostatniej chwili przegrywasz ze starszą kobietą. To nie jest Twój wieczór.
5 Twój partner szeptał Ci, że nie powinieneś licytować tego przedmiotu. Niestety, wiedziony jakimś tajemnym instynktem postanowiłeś go nie posłuchać. Cóż, właśnie kupiłeś najdroższe w swoim życiu orle pióro. Gratulacje?
6 Zaintrygowany siadasz na jednym z wolnych krzeseł, gotów zacząć licytować. I licytujesz, nie do końca pewny co tak właściwie jest teraz sprzedawane. Dopiero, kiedy wygrywasz licytację, dowiadujesz się, że właśnie zostałeś dumnym właścicielem miniaturowej repliki drogi mlecznej z dokładnym zaznaczeniem wszystkich najważniejszych planet, asteroid i gwiazd w jej otoczeniu! (+1pkt do Astronomii i Wróżbiarstwa)
7 Słyszałeś kiedyś o tej roślinie. Wyglądem przypomina trochę kozłek lekarski, ale ma zupełnie inne działanie. Udaje Ci się ją sprzedać za zawrotne 100g! Gratulacje!
8 Podobnież Francuskie winnice skrywają w sobie największe skarby jeśli chodzi o różnorodność win. Ktoś, kto tak twierdzi zapewne nigdy nie kosztował wina, które właśnie udało się Tobie wygrać. ToROSSIDI ORANGE 2015. Jest przepyszne!
9 Czy to... nieee. NIE MOŻE BYĆ! Ale tak, to jest nowa Błyskawica! Świeżutki model, który dopiero co opuścił zakład produkcyjny! MUSISZ go mieć i licytujesz zajadle! Tak! Miotła jest Twoja! Błyskawica 2018 jest Twoja (+6pkt do gier miotlarskich)
10 Te pierniki, które trafiły w Twoje dłonie są jakieś dziwne. Mimo wszystko decydujesz się ich spróbować, w końcu sporo kosztowały. Okazuje się, że były one bardzo stare, wyprodukowane w jednym z najlepszych zakładów cukierniczych na świecie, prowadzonym przez Mirandę Bleach, Włoską czarownicę, dodającą różnych specjalnych efektów do środka. Twoje pierniczki zostały napełnione eliksirem, który zmienia Cię w lisa/kota/szczura/konia (dowolnie). Ten stan utrzymuje się przez 1 post.
11 Zaintrygowany przyglądasz się tym wspaniałym lustrom, które właśnie wniesiono na salę, z nadzieją, że skrywają jakąś tajemną moc. Muszą być Twoje i dobrze o tym wiesz. I w końcu, kiedy je wylicytowałeś, przyglądasz się im dokładniej a Twoja ekscytacja sięga granic, kiedy myślisz nad tym, co za cudo masz w swoich dłoniach. Tylko to cudo, to po prostu zwykłe lustro w ładniej ramie. Nic więcej.
12 Jakoś dziwnie mało ludzi zdecydowało się licytować ten przedmiot. Na szczęście ty się nie poddajesz! Brawo, w Twoje ręce trafia bon na 50% zniżki w sieci sklepów Fairynów. Nowa różdżka będzie o wiele tańsza z tym upominkiem.
Uroczysta kolacja
Cóż to za bal bez wspaniałej wieczerzy? Przecież niektóre damy nie jadły od samego rana, byle by wcisnąć się w wybraną suknię i móc pofolgować sobie wieczorem. Piękne stoły z białymi obrusami aż prosiły się, aby przy nich zasiąść i spróbować tego, co na nich serwowano. Kelnerzy zadbali o to, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. I smakowało magicznie...
Rzuć jedną kością i sprawdź co spotkała Twoją postać:
Kostki:
1 Te czarodziejskie bliny wyglądają wyśmienicie! Postanawiasz ich skosztować. Nim się orientujesz, unosisz się z krzesła na kilkanaście centymetrów ponad ziemią. Może uda Ci się opanować to na tyle szybko, aby nikt inny nie dostrzegł?
2 Wspaniałe i wyborne jedzenie. Wszystko, co trafia do Twoich ust, po prostu pieści twe kubki smakowe. Postanawiasz otrzeć usta serwetką i coś Ci jednak nie pasuje... W czymś, co zjadłeś znajdował się eliksir bujnego owłosienia i nad Twoją górną wargą pojawił się imponujących rozmiarów wąs! O ile u mężczyzn wygląda to nie najgorzej, tak u kobiet niekoniecznie...
3 Co to w ogóle ma znaczyć?! Jesz sobie spokojnie wyśmienite krwawe langusty, kiedy to natrafiasz na jakiś kamyk w środku. Niestety, ale Twoje uzębienie tego nie wytrzymuje, dlatego łamiesz sobie jeden ząb i dokucza Ci to do końca wieczora.
4 Dania z różnych krajów pojawiają się na stole.Ty postanawiasz pokusić się o samsy, podobnież są dobre. Owszem, smakowały wspaniale, ale posiadały w sobie ślady veritaserum. Do końca wieczoru musisz odpowiadać szczerze na każde zadane pytanie. Oby tylko nic wstydliwego nie wyszło teraz na jaw.
5 Kiedy sięgasz po kanarkowe kremówki, nagle czujesz przypływ elokwencji. Wydaje się, że potrafisz znaleźć odpowiedź DOSŁOWNIE na każdy temat i każde zagadnienie. To powoduje, że zyskujesz 1 punkt do dowolnej umiejętności!
6 Kurczak z tindą. Chcesz kurczaka z tindą. Sięgasz więc po niego i w momencie, kiedy próbujesz wcelować swoim widelcem w jego kuper... kurczak ożywa i zaczyna biegać po stole jak szalony! Jego żałosne pianie roznosi się echem po całej sali a ty zaczynasz palić się ze wstydu, kiedy wzrok twojego partnera jest skierowany wprost na Ciebie! publika zaczyna się śmiać, a kurczak ucieka. Może jednak warto spróbować czegoś innego?
Taniec
Parkiet lśnił a pary na nim tańczące jakby mieniły się nieznanym blaskiem! Każdy próbował pokazać się z jak najlepszej strony, bo w końcu sam Minister Magii tańczył niedaleko nich. Wielobarwne suknie wyglądały niczym kwiaty, a szykowne smokingi i garnitury dżentelmenów nie pozwalały oderwać od siebie spojrzenia. Każdy pragnął szaleć, bo w końcu w roku jest tylko jedna taka noc!
Rzuć jedną kością i sprawdź co spotkała Twoją postać:
Kostki:
1 Postanawiasz zabłysnąć przed swoim partnerem i wykonujesz jakiś ruch, który wymusza na Tobie mocne wychylenie się do tyłu. Mało się nie przewracasz, ale dzięki temu zauważasz leżące sobie swobodnie 10g! W takim tłumie raczej trudno byłoby znaleźć jego właściciela, dlatego postanawiasz przygarnąć je do siebie.
2 Niewiarygodne. Nie spodziewałeś się spotkać w tym miejscu twojej byłej miłości! Albo kogoś łudząco do niej podobnego. Czy tak, czy siak, postanawiasz uciec, bo w końcu nie rozstaliście się w zgodzie. Ciągniesz swojego partnera za sobą, byle dalej od tłumu, ale potykasz się i lecisz do tyłu. Strach pomyśleć, jak spektakularny upadek zaliczyłbyś gdyby nie Twój partner. Może mu się jako powinieneś odwdzięczyć?
3 Jaka wspaniała nuta! Nogi aż same Ci się rwą do tańca! Nie możesz i nie zamierzasz się powstrzymywać, przez co trochę cierpi Twój partner. Nie mniej, wokół Ciebie tworzy się małe kółko zaintrygowanych gapiów, którzy otwarcie zazdroszczą Ci tych wyjątkowych zdolności tanecznych. Zdobywasz 1 punkt do działalności artystycznej!
4 Obrót. Kolejny obrót. I jeszcze jeden! Wiesz, że będzie równie efektowny, jak poprzedni. Nie wiesz jednak, że przez to udało Ci się zgubić jeden przedmiot, który uzyskałeś wcześniej. Ale przynajmniej obroty były udane i zyskałeś zasłużone brawa.
5 Utwór zmienia się na wolniejszy, bardziej klimatyczny. Postanawiasz dostosować się do nowego rytmu i próbujesz wyczytać w twarzy swojego partnera, czy on również ma na to ochotę. A kiedy tak patrzysz, nagle zdajesz sobie sprawę z tego, że jest ona dla Ciebie niesamowicie ważny. Pragniesz go tulić w swoich ramionach, całować, nigdy nie opuszczać. Nic dziwnego, w końcu w powietrzu unosiły się śladowe ilości amortencji, która miała każdego wprawić w lepszy nastrój. Na Ciebie podziałała chyba nawet za bardzo.
6 Tak, to Minister Magii we własnej osobie! I to tak blisko Ciebie! Tańczy walca z jedną z Niewymownych. Nie wiedzieć czemu, próbujesz jakoś pokazać się przy nim z lepszej strony i niechcący kopiesz go w kostkę. Raczej nie powinieneś teraz ponownie pokazywać mu się na oczy...
Fotobudka
Kilka dni przed rozpoczęciem się balu, ktoś wpadł na pomysł ustawienia gdzieś w kącie sali niewielkiej foto budki. Zakładano, że umili ona czas czarodziejom bawiącym się tego wieczoru i przy jej pomocy pozostaną im na długi czas wspomnienia, uwiecznione na niewielkich kliszach. Rzuć jedną kostką i sprawdź co przytrafi się Twojej postaci!
Kostki:
1Myślałeś, że zrobienie sobie zdjęcia w towarzystwie Twojego partnera będzie świetnym pomysłem! Dlatego też udałeś się do foto budki. Już macie wchodzić do kabiny, kiedy nagle słyszycie zza firanki głośne cmokanie i... różne dziwne inne odgłosy. Zdjęć nie zrobiliście, a niesmak raczej pozostanie wam na dłużej.
2 Kiedy wychodzisz z budki, aby odebrać wykonane zdjęcia, zauważasz na dziwny, okrągły przedmiot. Rozglądasz się czujnie dookoła, ale nie widzisz jego właściciela. Gratulacje, właśnie zdobyłeś przypominajkę!
3 Flesz błyska kolejny raz, a ty przyjmujesz coraz to dziwniejsze pozy. Na zdjęciach wygląda to jednak wspaniale. Na pewno będzie to bardzo miła pamiątka z tego wieczoru.
4 Ktoś wychodząc z budki fotograficznej miał niemiły incydent. W jakiś sposób rozciął sobie czoło i zaczęła sączyć się z niego krew. Jeśli masz minimum 5 punktów z Uzdrawiania, możesz pomóc temu nieszczęśnikowi i zyskać tym samym 10g. W innym wypadku, niestety, musisz go odesłać, bo ty nie jesteś w stanie mu pomóc.
5 Czekając w kolejce razem ze swoim partnerem, wdajecie się w dyskusję dotyczącą poprawnego sposobu na przygotowanie placka dyniowego. Przecież przepis Twojej mamy mówił coś zupełnie innego niż to, co oni właśnie sugerują. Upewniasz ich w tym, że nie mieli racji i zyskujesz 1 punk z magicznego gotowania.
6 Wspólnie z partnerem weszliście do kabiny i czekacie na wykonanie odpowiedniego zdjęcia. Tylko że zamiast błysku flesza słyszysz huk i zakrywa cię ciemny dym, przez który nie jesteś w stanie nic zobaczyć! Zaczynasz się szarpać, co prowadzi do tego, że uderzasz głową w ścianę. Brzydkie rozcięcie pojawia się na Twoim czole z którego zaraz zaczyna sączyć się krew. Musisz zapłacić 10g przypadkowemu czarodziejowi, który uleczy Cię.
Bardzo proszę pamiętać o parach studentów, którzy wylosowali odpowiednie kostki! Wszystkie 5 miejsc jest już zajęte. Studenci mogą się teraz dostać na Bal wyłącznie jako osoby towarzyszące dorosłych graczy!
To miała być istna katorga. Cherry od dobrych kilku miesięcy słuchała o niesamowitym noworocznym balu Ministerstwa Magii, na który jej matka (jak zawsze) zamierzała się wybrać. Teraz to wydarzenie zyskało na wadze, bowiem jedyna córka Eastwoodów "w końcu" osiągnęła wiek, w którym można było potraktować ją jak dorosłą. Zdecydowanie lepiej brzmiało przedstawianie wysoko postawionym urzędnikom i sławom studentki, a nie małej uczennicy. Wszystko zatem wskazywało na to, że Cher będzie musiała pożegnać się ze znajomymi i Nowy Rok powitać na eleganckiej imprezie, z jakimś wybranym przez Aileen partnerem. Nie uśmiechało jej się to zupełnie; prawdę mówiąc trochę liczyła na to, że uda jej się odwlec matczyne plany poszukiwania idealnego kandydata na męża dla Puchonki. Z tego przyjęcia wymigać się nie mogła - albo raczej, po prostu uległa pod naciskiem matki i nawet ojca, prędko dochodząc do wniosku, że lepiej się przemęczyć i tyle. Pozwoliła rodzicielce snuć plany, samej narzekając tylko raz na jakiś czas. Nie mogła się doczekać. W najśmielszych snach nie wymarzyłaby sobie sytuacji, w której ktoś odmieni jej zdanie o nadchodzącym balu. Cherry zawsze była bardzo do ludzi i najwyraźniej wystarczyło wyjść z inicjatywą posłużenia za towarzystwo, żeby nagle tragedia przemieniła się w marzenie. Nie spodziewała się zaproszenia od @Fabien E. Arathe-Ricœur - chłopak niesamowicie dużo zyskał w jej oczach, ratując ją nie tylko od nudy, ale też spędzania czasu z dobranym przez matkę partnerem. Kilka rozmów i listów później, Eastwoodówna przebierała nogami w miejscu, myśląc o imprezie z prawdziwą ekscytacją. Chciała już spotkać się z Krukonem, zagadać go i pośmiać się z wywijających na parkiecie ważniaków. Na licytacji miała pojawić się Błyskawica, jedzenie powinno być smaczne... I wszystkie zmartwienia odeszły w zapomnienie. Pozwoliła matce dobrać dla siebie strój, tym samym służąc za modelkę prezentującą jej kreację. Nie czuła się zbyt komfortowo w dopasowanej złotej sukience i, o dziwo, tutaj znowu pocieszała ją tożsamość partnera. W końcu Fabien nie skrytykuje jej wyglądu, prawda? Do Ministerstwa Magii teleportowała się wraz z rodzicami - matka bardzo chciała dopilnować, żeby córka nie złamała obietnicy. Cherry miała zatem całkiem niezłą obstawę, której prędko pozbyła się zaraz po wejściu do budynku; drepcząc na dość wysokich obcasach poszukiwała Krukona, nieustannie poprawiając lejący się dookoła złoty materiał. Miała wrażenie, że opina się trochę za bardzo, że podkreśla niedoskonałości dziewczęcej sylwetki. Że lepiej wyglądałby na kimś innym, że kok z rozsypanymi lokami nie zasłania pleców i tym samym sprawia, że kreacja jest jeszcze bardziej wyzywająca. Była zestresowana. Znalazła znajomą postać, odetchnęła z ulgą i już nie obejrzała się na rodziców. Chciała się od nich odłączyć, wejść do wystrojonej Sali konferencyjnej i na nowo zapomnieć o całym poddenerwowaniu. - Fabien! - Zupełnie zapomniała z tego wszystkiego o zabawnym charakterze ich rozmów. Dotarła w końcu do swojego partnera i delikatnie położyła mu rękę na ramieniu, szukając w kontakcie fizycznym jakiegoś uspokojenia. Serce i tak szaleńczo rozbijało jej się po klatce piersiowej, a oddech ani myślał się unormować. Puchonka z przerażeniem musiała przyznać przed samą sobą, że nawet wiedząc o niepełnosprawności Fabiena, odruchowo stojąc przed nim martwi się o swój wygląd. Wygładziła sukienkę i przełożyła z ręki do ręki czarną kopertówkę, w której miała różdżkę i trochę galeonów. - Wyglądasz niesamowicie - wypaliła. Błyskawicznie zaczęła zastanawiać się, czy tego typu komplement nie jest - znowu - nietaktowny, bo przecież on nie może odwdzięczyć się tym samym; zaklęła w myślach. - I-i w ogóle wszystko wygląda niesamowicie. A ja- ej dobra, nieważne. Nieważne. Trudno. Jest okej. Chodź, chodźmy tam już, bo ja nie chcę znowu wpaść na matkę- mam tę jej sukienkę i na Merlina, tak mi nieswojo... - Uczepiła się desperacko ramienia chłopaka, prowadząc go w bliżej nieokreślonym kierunku. Podążała z tłumem, rozglądając się uważnie i paplając pod nosem. - Nawet nie wiesz jak ja się cieszę, że tu jesteś... w życiu bym tego sama nie przeżyła... napijemy się? Albo wiesz co, nie, chodź tam, tam jest dużo ludzi, nikt nas nie zauważy. Mam wrażenie, że wszyscy się gapią, to potworne, ja nie nadaję się do sukienek balowych- to denerwujące, że gadam o wyglądzie? Bo ja tak normalnie nie robię, ale jestem po prostu... po prostu bardzo nie w mojej strefie komfortu. - Wdech, wydech. Nerwowy śmiech. Znalazła wolne krzesła, które zaraz pospieszyła zająć wraz z wychowankiem Ravenclawu. - Licytacja! Wiesz, że jeśli jakimś cudem zdobędę Błyskawicę, to już do końca wieczoru się nie uspokoję?
/Wylosowałam kostkę, zapłaciłam i zabieram ze sobą Fabiena!/
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Ciężko byłoby wyobrazić sobie sytuację, w której Mefisto dobrowolnie udał się do Ministerstwa Magii. Szczera niechęć wobec tej instytucji skutecznie trzymała go na odległość. Nie obchodziły go żadne imprezy, bale czy tego typu cuda. Zdecydowanie lepiej mógł bawić się w gronie znajomych, w jakimś mniej wytwornym stylu... Rzecz w tym, że uległ namowom dobrej znajomej. Kiedy Nora prosiła o pomoc, nie potrafił odmówić; dawna przyjaciółka, dawna partnerka, dalej potrafiła go sobie nieźle okręcić dookoła palca. Wystarczyło parę uśmiechów, sporo próśb i zapewnienie, że przecież ten bal jest charytatywny i wcale Ministerstwo Magii na nim wiele nie skorzysta. Skoro Nora chciała pobawić się w elegancką czarownicę, jednocześnie pozyskując kontakty jako redaktorka niezbyt znanego czasopisma magicznego, to potrzebne było jej towarzystwo. Przynajmniej styl mieli podobny. Ślizgon nie musiał przejmować się frakami i krawatami, zamiast tego stawiając na zwykły czarny garnitur, do którego założył obrożę muszkę. Włosy zaczesał subtelnie na żel, ten jeden raz nie rezygnując z kryształowej broszki. Chciał dobrze zaprezentować się u boku znajomej i zaczerpnąć z tego wieczoru tak wiele, jak tylko będzie w stanie. Nie spodziewał się, że jego plany prędko ulegną zmianie - prawdę mówiąc, nie zdołał nawet dostać się do budynku, jeszcze przed nim otrzymując wiadomość od patronusa Nory. - Zajebiście - wymamrotał pod nosem. Tak jak uwielbiał dziewczynę, tak nienawidził jej braku odpowiedzialności; niezbyt akceptował wymówkę pod tytułem "wypadło mi coś ważnego". Bez Nory nie miał wejściówki, a bez wejściówki - nie miał planów na wieczór. Miał za to paczkę papierosów, do której chętnie się dobrał. Zaciągnął się mentolowym dymem, jeszcze trochę drepcząc w miejscu. Nie odsunął się od wejścia do Ministerstwa Magii, chyba trochę licząc na to, że nagle coś się wydarzy i Nora jeszcze przybędzie, ratując żałosne zakończenie roku Noxa.
Powrót do Wielkiej Brytanii był trudny i Leonardo nie zamierzał tego ukrywać. Zdecydował się na spędzenie ostatnich dni wolnego w Londynie jedynie ze względu na propozycję, której nie potrafił odrzucić; zrezygnował z ciepła rodzinnego Meksyku na rzecz angielskiego motelu. Szczerze liczył na to, że towarzystwo byłego chłopaka wynagrodzi mu marznięcie i, cóż, samotność. Leo nie był fanem eleganckich imprez, lepiej czując się na tych luźniejszych. Nie chodziło już nawet o strój, ponieważ jako model miał dostęp do całkiem przyjemnych i ładnych kreacji. Wolał mniej formalne uroczystości - ale przecież nie wybrzydzał, gdzieś tam nawet z chęcią kierując się do Ministerstwa Magii. Humor poprawiała mu wizja wrzucenia odpowiedniej sumy galeonów na cele charytatywne, a poza tym ciekaw był jak przebiegać będzie wieczór w towarzystwie Ezry. Po Krukonie spodziewał się jakiejś zjawiskowej kreacji... Merlinie, jak on potrafił się ubrać. Nie były mu straszne nawet najbardziej dziwne kroje, czy też nietypowe kolory. Clarke po prostu wyglądał dobrze, a w dodatku czuł się dobrze - i to było coś, na co Leonardo nie mógł się doczekać. Dotarł na miejsce trochę przed czasem, by potem przestępować z nogi na nogę i poprawiać swój czarny garnitur, pod który założył ciemną koszulę z drobnymi plamkami. Asekuracyjnie trzymał się czerni, jedyny kolor prezentując poprzez zielonkawą (pasującą do oczu Ezry) poszetkę. Nie stresował się, a raczej ekscytował - i nawet to dość umiarkowanie. Czas spędzony z rodziną pozwolił mu się uspokoić i teraz Leo wiedział, że nie może narobić sobie przypadkiem nadziei na nic niezwykłego. Czekał.
Kurwa mać... Nie klnij. Zamknij się Iva. Jakim cudem dała się namówić na to, aby pojawić się w Ministerstwie Magii, w Sylwestra, na tym zasranym balu? Kiedy sięgała wspomnieniami do tyłu, była przekonana, że nie wyraziła na to swojej zgody. O wiele bardziej wolałaby już siedzieć i osłuchiwać tych wszystkich zasmarkanych czarodziejów, pomagać im doraźnie, niż być właśnie w tym miejscu. Kurwa mać... Przypominała sobie, jak to dokładnie się stało. I wiedziała, że w zasadzie to nie miała żadnego wyjścia. Jej przełożony powiedział, że musi się pojawić na balu, co było trochę dziwne z początku. Potem dowiedziała się, że ten bal miał być dla nich okazją na pozyskanie nowych środków dla najcięższych przypadków w Mungu. Następnie dotarła do niej informacja, że w zasadzie to nie ma wyjścia, bo ktoś musi reprezentować uzdrowicieli z Munga. A im więcej ich tam, tym lepiej. Chyba jeszcze nie wiedzieli, na co się pisali, posyłając w takie miejsce jak to Dianę... Kurwa mać! Punktualnie w godzinach wieczornych, teleportowała się w okolice wejścia do gmachu Ministerstwa. Jak wiadomo, to tam miał odbywać się cały ten zasrany teatrzyk. Długo zastanawiała się, jak właściwie powinna być ubrana na tego typu wydarzenie. Powinnaś założyć sukienkę... raz po raz powtarzała jej Iva. Tylko że ona nie zamierzała założyć sukienki. Może i miała coś z głową (i pełną świadomość tego faktu), ale nie posrało jej do tego stopnia! Dlatego postawiła na coś, co wydawało jej się być eleganckie a jednocześnie mocno w jej stylu. Marynarka, spodnie, ale dla kompromisu z jej własną naturą, do tego założyła obcasy. Nie podobała się sama sobie w lustrze. Tylko nie mogła nic na to poradzić, że odpowiedniejszych ciuchów nie posiadała. Postanowiła zapalić, zanim wejdzie do środka. Nie chciała się do tego przyznać, ale zżerały ją nerwy. Dlatego wyjęła paczkę papierosów i jednego mugolskiego Malboro, wetknęła sobie do ust. Zaczęła grzebać w kieszeni w poszukiwaniu zapalniczki, ale żadnej nie było. -Kurwa mać... - rzuciła, tym razem już głośno i zaczęła rozglądać się wokół w poszukiwaniu kogoś, kto może miałby możliwość poratowania jej ogniem. Dostrzegła jakiegoś chłopaka, który zdecydowanie zbyt mocno zaciągał się petem. Czyżby frustracja przez niego przemawiała? Niekoniecznie była tego ciekawa, ale trochę nieświadomie skierowała swoje kroki w jego stronę. -Masz ognia? - zapytała, jakby standardowe "cześć" lub "dzień dobry" już dawno wyszło z mody. Uzyskawszy to, o co prosiła, odpaliła w końcu papierosa i z lubością wciągnęła dym do swoich i tak zniszczonych płuc. Wypuściła go po chwili, delikatnie przymykając oczy. -Czyżby ktoś Cię wystawił? - nim się zorientowała, czy ugryzła w język, to pytanie wypadło z jej ust. Po cholerę ty go w ogóle zaczepiasz?! grzmiała Iva, ale miała siostrę głęboko w dupie. Jakoś nie mogła oderwać wzroku od tego chłopaka.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Zdążył już znienawidzić siebie za naiwność, kiedy dotarło do niego naglące pytanie. Chłód sylwestrowej nocy jeszcze nie dał się Mefistofelesowi we znaki, a jednak aż zadrżał, podnosząc spojrzenie na nieznajomą. Nie odpowiedział ani słowem, podając jej po prostu zapalniczkę - doskonale rozumiał potrzebę zapalenia papierosa. Wmawiał sobie, że nie męczy go uzależnienie i pali tylko okazjonalnie, ale w chwilach stresu coraz częściej sięgał po te używki. To nawet nie było takie złe. Miał ochotę jakoś się wyładować i zamiast robić to w sposób gwałtowny bądź niebezpieczny, po prostu zaciągał się nikotynowym dymem. Przestąpił z nogi na nogę, koncentrując się na oddechu. Obserwował obłoki uciekające spomiędzy delikatnie rozchylonych ust, nie licząc na więcej interakcji z poddenerwowaną nieznajomą. - Wyglądam na kogoś, kto jest często wystawiany? - Zaśmiał się sucho, zaskoczony tak trafnym domysłem. Dopiero teraz poświęcił kobiecie większą uwagę - i zaraz sobie za to w duchu podziękował. Nieznajoma solidnie grzeszyła urodą, w dodatku taką przyjemnie nieprzeciętną. Spojrzenie Ślizgona delikatnie przesuwało się po jej sylwetce, czego nawet nie ukrywał. Obstawiał, że była starsza, ale nie potrafił ocenić dokładniej dzielącej ich różnicy wieku. Spod ubrań mógł wychwycić fragmenty tatuaży, z błękitnych tęczówek poddenerwowanie. Podobało mu się to, co widział. - Mojej przyjaciółce nagle wypadło "coś ważnego" - wyjaśnił, swoje niezadowolenie pokazując poprzez cyniczny uśmiech. - Nie powiem nawet, że jestem zaskoczony, bo często mi to robi... Szkoda tylko, że bez niej nawet nie opłaca mi się próbować tam wejść. - Przygasił papierosa o pobliski kosz na śmieci, a następnie wzruszył ramionami. Cóż miał zrobić? Nawet z Norą spodziewał się problemów, bo mimo wszystko należał do osób charakterystycznych, a w Ministerstwie Magii nie posiadał zbyt dobrej opinii. Może i próbował ratować się urokiem broszki, ale cudów się nie spodziewał. - Pozostaje mi chyba życzyć tobie dobrej zabawy... i szczęśliwego nowego roku, czy jak to tam się mówi.
Fabien E. Arathe-Ricœur
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Niewidomy. Cienkie, białe blizny na palcach.
Trzeba przyznać, że Cherry listownie nie podała mu za wiele szczegółów. Złota suknia... Nawet krawcowa nie do końca wiedziała, w jaki styl powinna celować. Zdecydowała się jednak na bardziej strojny, kierując się informacjami o rodzie, jego czystości w szczególności. Fabien czekał zatem na dziewczynę ze stosownym wyprzedzeniem czasowym, ubrany zgoła szykownie. Włosy także ułożył, czy raczej - poprosił o to znajomego Puchona. Liam związał je złotą wstążką na wysokości karku, nie robiąc w zasadzie wiele ponad dokładne rozczesanie i użycie odżywki. Te proste zabiegi starczyły, aby zbłąkane kosmyki nie odstawały, a całość dopełniała ubiór. Jeśli Cherry stresowała się wyglądem, co miał Fabien powiedzieć? Starał się nie dać tego po sobie poznać, ale jednak bał się. Polegał tylko na innych i chociaż ufał im bezgranicznie, wciąż przejmował się, iż zaczepi o coś, rozedrze jakiś szew czy zabrudzi się w wyjątkowo widocznym miejscu. Nie chciał stanowić ciężaru dla dziewczyny, nie chciał być dla niej źródłem pośmiewiska. Ten wieczór mają spędzić miło, nie w atmosferze ciągłego martwienia się, że może coś pójść źle... I paradoksalnie tym mocniej się stresował, że coś pójdzie wyjątkowo źle. Odetchnął głęboko chłodnym, zimowym powietrzem. Miał blisko, jako, że na przerwę świąteczną wrócił do domu na przedmieściach Londynu. Wobec tego dotarcie pod budynek Ministerstwa było wyjątkowo proste, a ten spacer wywiał z jego głowy większość obaw. Jest wszystko dobrze. Nie ma powodu do stresu. Zamiast się martwić, powinien się cieszyć. Tym samym do gmachu wszedł w dużo lepszym nastroju, uśmiechając się niemalże od samego progu. Tęczówki lśniły jasnym srebrem, chociaż nieruchomo wbijał je w jeden punkt, czekając nieopodal wejścia. Ludzie mijali go, w większości nie zaczepiając, a gdy już to się zdarzyło, odpowiadał grzecznie, iż czeka na swą parę. Ta zjawiła się niedługo po tym. Uśmiech tylko się poszerzył, a i tak jasne oczy zaskrzyły iskierkami szczęścia. - Panienka Cherry. Cóż to za przyjemność usłyszeć panienki głos - skłonił się przed nią lekko, słyszalnie żartując. Czy raczej, ubierając w prześmiewczy ton prawdę. Cieszył się, że mógł z nią tego wieczora się spotkać. - Naprawdę? - Wyrwało mu się bez otoczki podniosłego patosu, kiedy usłyszał komplement. Policzki lekko zaróżowiły się, a on uśmiechnął uśmiechem uroczej, cynamonowej bułeczki, którą był. - Schlebia mi panienka. Wszystko będzie lepiej niż dobrze. Będzie wspaniale. A przynajmniej byłoby, gdyby nie jawne skrępowanie dziewczyny. Pozwolił wziąć się pod ramię, ale zamiast podejść od razu w stronę jakiejkolwiek atrakcji, on zakręcił miękko Cherry, by schowali się za jedną z kolumn w sali bankietowej. Zdjął swoją marynarkę i narzucił ostrożnie na ramiona dziewczyny. Różnica wzrostu sprawiła, że materiał zakrywał wszystko, czego nie chciała nadmiernie pokazywać. - Czy już lepiej? - Spytał łagodnie. Czy teraz nie będzie się krępować? Nie chciał, aby cały wieczór martwiła się o to, jak wygląda, czując się niekomfortowo w narzuconym przez matkę stroju. A skoro poprawiał materiał na jej barkach, przesunął po tym dłonią po ręce Puchonki celem ujęcia dłoni Cherry. Uniósł ową, aby lekko ucałować palce młodej Eastwoodówny. - Nie miałem jeszcze okazji odpowiednio się przywitać. Ani przeprosić, że nie odebrałem panienki, jak obiecałem. Woźnica zachorował - rzucił, ponownie biorąc po tym Cherry pod ramię i dając już ze sobą robić, co tylko dziewczyna chciała. A ta wydawała się zgoła niezdecydowana. Słuchał jednak każdego jej słowa. - Denerwujące? Skądże. To dla mnie ciekawe, naprawdę jesteś w stanie wyczuć, kiedy ktoś się patrzy? - Zainteresował się, idąc po tym ku krzesłom. Ostrożnie usiadł obok Cherry. - Tę miotłę? - Nie trzeba było wiele czekać, aby włączył się w licytację. Niestety przez mnogość ludzi wokół, hałas i krzyki zgubił się, co tak naprawdę licytuje. A potem zaśmiał się cicho, kiedy odebrał przedmiot. - Nie udało mi się z Błyskawicą, mam nadzieję, że się panienka nie gniewa. Znam za to osobę, która pokocha ten model. Czuję, że długie wieczory spędzę na słuchaniu o Drodze Mlecznej. Nie żałował. Zdobyty fant bardzo mu się podobał, szczególnie, iż był fantastycznie wykonany. Mógł dowolnie obracać galaktyką, by palcami sprawdzać ułożenia gwiazd. Dla kogoś widzącego to byłaby gratka, a co tu mówić o niewidomym, jaki dopiero docenia przestrzenność układu.
Nie zdradziła zbyt wielu szczegółów odnośnie sukienki z bardzo prostego powodu - nawet na to nie wpadła. Cherry nie była przyzwyczajona do zgrywania się ludzi w takich tematach, zwykle ślepo polegała na matce (w ten sposób nie robiła sobie problemów). Nie pomyślała o tym, że powinna Fabienowi dać dokładniejszy opis sukienki... W dodatku w jego przypadku uznała, że to nawet lepiej, bo przecież on się tym nie przejmie. Próbowała się tym pocieszać i dla niej nie miało najmniejszego znaczenia to, czy stroje mają w nieco innym stylu. Fabien prezentował się fenomenalnie i ona, zdaniem Aileen, również. Gdzieś zginął jej ten ukłon, gdzieś zginął komplement. Cherry zupełnie zgubiła się we własnym słowotoku, pozwalając aby rozpraszało ją dosłownie wszystko. Porównywała stroje mijanych czarownic, czując jak irracjonalny strach zaczyna przytłaczać ją trochę za bardzo. To nie było jej pierwsze wystawne przyjęcie, a jednak pierwsze tak znaczące, w tak nietypowej kreacji. Za bardzo jej zależało, żeby wieczór przebiegł bez większych zakłóceń. - Huh? - Była w szoku, że Fabien zdołał wciąć się w jej słowotok, odciągając ich na bok. Na usta cisnęły jej się pytania skąd w nim tyle pewności - czy nie obawiał się, że o kogoś zahaczy? Czy dar jasnowidzenia tak ułatwiał mu postępowanie, czy po prostu lata praktyki, której Wiśnia nie potrafiła sobie wyobrazić? Wszystkie natrętne myśli prędko ucichły, zgaszone opadającym na odkryte ramiona materiałem. - Lepiej - przyznała, teraz już bezwstydnie się na niego gapiąc. Wydawało jej się, że podczas ich ostatniej rozmowy jego oczy wyglądały zupełnie inaczej - nawet teraz miała wrażenie, że nie utrzymują stałego koloru. Były takie spokojne i hipnotyzujące, że utonięcie w nich wydawało się najprostszą czynnością na świecie; ale Cherry nawet na to nie mogła się zdobyć, błądząc wzrokiem po swoim partnerze. Polegała na tym zmyśle, stopniowo coraz bardziej się uspokajając. Nie mogła się denerwować, kiedy jego postawa była tak idealna. Nie mogła ulegać wątpliwościom, kiedy on wykazywał się perfekcyjnymi manierami i czarującą szarmancją. - Jest panicz nad wyraz uprzejmy. - Przymknęła na chwilę powieki, by po kilku głębszych oddechach już szeroko się uśmiechnąć. Wiedziała, że długo w tej marynarce nie pochodzi, bo Aileen Eastwood w życiu na to nie pozwoli... Ale liczył się sam fakt, że Fabien podarował jej odrobinę tego komfortu, którego tak brakowało złotej kreacji. Po chwili już znowu trajkotała, chętnie chowając ich w tłumie zainteresowanych licytacją osobistości. - Wyczuć... Zobaczyć? - Nie umiała wyjaśniać. Zwilżyła wargi koniuszkiem języka, szukając odpowiednich słów, żeby Krukon miał szansę ją zrozumieć. To nie było proste, ale skoncentrowanie się na tej jednej czynności pomagało zapomnieć o innych problemach. Jeśli Fabien specjalnie odciągał jej uwagę, to wychodziło mu to bezbłędnie. - Te dłuższe spojrzenia... ale chyba faktycznie trochę bardziej wyczuć, wiesz? To po prostu paranoja. Ktoś tylko na mnie zerknie, albo przejdzie obok, a ja zobaczę, że o czymś mówi... i już jestem pewna, że o mnie. Mam wrażenie, że strasznie rzucam się w oczy, bo ten złoty jest taki... nietypowy. Wyróżnia się na tle stonowanych czerni. - Poprawiła lekko marynarkę, dyskretnie się jeszcze rozglądając i tylko mruknięciem potakując, że chodzi o miotłę. Quidditch też nie brzmiał jak dobry temat, bo Fabien raczej nie oglądał meczy... i raczej sam nie grał. Licytacja, w której wzięli udział, nieco ją uratowała. Cherry nie zdobyła Błyskawicy, ale za to wzbogaciła się o sto galeonów poprzez nabycie i rozpoznanie rzadkiej rośliny; jej partner zaś miał to szczęście zgarnięcia jednego z bardziej nietypowych przedmiotów. - Zachowanie panicza wzbudza we mnie zgoła inne odczucia, niżeli gniew... - obejrzała model z zaciekawieniem, bo chociaż astronomia nigdy jej jakoś bardzo nie kręciła, to interesująca po prostu była. - Bądź co bądź, liczą się datki, a Błyskawica jest moim marzeniem od dłuższego czasu. Największą przyjemnością będzie zdobycie wystarczającej ilości środków na nabycie jej poprzez prosty zakup... - Kiedy odbierali nagrody, ktoś ich podsiadł. Cherry powiodła spojrzeniem po sali, jednocześnie lekko chwytając Fabiena za rękę; ciężko stwierdzić, czy chciała jakoś zapewnić go o swojej obecności, czy może sama szukała stabilizacji. Wiedziała tylko, że jego bliskość działa szalenie kojąco. - Jeśli panicz pozwoli, ośmielę się wyjść z propozycją skosztowania tutejszych drinków. Zbyt wiele czasu upłynęło na oczekiwaniu na to spotkanie, bym teraz - w obliczu możliwości przeprowadzania licznych konwersacji - ryzykowała utratą głosu. - Cherry ledwie dokończyła, w końcu pozwalając sobie na szczery, dźwięczny śmiech. - A, no i chyba przy barze będzie trochę ciszej, bo na tej licytacji wszyscy się drą... - Dodała konspiracyjnym szeptem, przysuwając się do Krukona by na pewno ją usłyszał.
Wyproszenie się na sylwestrową imprezę w Ministerstwie Magii bez wątpienia nie należało do jego najładniejszych zagrań. Wiedział, że wymuszał na Leonardo niedogodności związane z nagłą zmianą planów i samym przedwczesnym powrotem do Anglii. Ponadto zabierał - choć oficjalnie to on był zabierany - chłopaka w miejsce, w którym wcale nie chciał być. Kruche kieliszki, sztućce prawdopodobnie droższe od stroju niejednego gościa, wykwintne przekąski i elegancka muzyka; takie bankiety zdecydowanie były domeną rozkochanego w szykownym stylu Ezry. Nie wyobrażał sobie zatem ominąć czegoś takiego, kiedy miał realną możliwość znalezienia się w środku. Zresztą, kiedy miała się powtórzyć okazja do wyciągnięcia z szafy najlepszych ubrań? Oczywiście, dobranie odpowiedniej na tę uroczystość kreacji nie należało do najłatwiejszych; z jednej strony wiedział, jak się wyróżnić, nie były mu obce kroje i kolory zahaczające o ekstrawagancję, wiedział jednak, że istniały okazje, przy których należało zrezygnować z udziwnień. To była jedna z nich. Po głębszym namyśle odrzucił więc rzucające się w oczy pozłacane marynarki na rzecz stonowanego garnituru, wyróżniając w ten sposób wzorzystą poszetkę i ozdobną dewizkę grawerowanego zegarka. Nie mógł też sobie darować spinek do mankietów, nie przykładając wagi do tego, czy idealnie komponowały się ze strojem; ważniejszy był sam fakt od kogo je otrzymał. Sam nie wiedział, w jaki sposób interpretować swoje uczucia względem Leo i w tym momencie trudno było mu wyznaczyć granice zachowań, które w danej sytuacji przystawały. Stąd Ezra postanowił robić to, co zawsze wychodziło mu najlepiej - improwizować. Nie miał problemu z odnalezieniem byłego chłopaka. Był na tyle wcześnie, że sala nie zdążyła się jeszcze wypełnić, a sam wzrost Leonardo wiele ułatwiał. Chociaż tego wieczoru to nie ten fizyczny atrybut Vin-Eurico najbardziej przyciągał wzrok. - Leonardo - odezwał się miękko, obejmując postać chłopaka drobiazgowym spojrzeniem, w którym nie zabrakło oceniającego odcienia. Przemknął wzrokiem po plamkowanej koszuli ładnie opinającej się na mięśniach partnera i odcinającym się tonem czerni zgrabnym garniturze, który rozjaśniony został wzorzystą poszetką - a ona tak przypadła Ezrze do gustu, że otrzymała osobny pomruk aprobaty. - Wyglądasz zabójczo... Modeling dobrze zrobił twojej szafie - zaśmiał się przyjemnie, od razu komfortowo, ale nie nachalnie chwytając Vin-Eurico pod ramię. Drugą ręką zaś wyciągnął z kieszonki zegarek - odrobinę na pokaz - i zerknął na jego wskazówki. - Idealny czas. Przyznam ci, że myślałem o gustownym spóźnieniu, ale nie chciałem, żebyś pomyślał, że mógłbym cię wystawić... Zresztą, dlaczego miałbym dobrowolnie oddawać czas spędzony w twoim towarzystwie? - zapytał retorycznie, gładko wchodząc w eufemistyczny komplement i już zaraz rozglądając się po sali w poszukiwaniu atrakcji. Nie był jeszcze głodny, a i do baru koktajlowego szczególnie go nie ciągnęło. - Rodzina nie była zdziwiona wcześniejszym powrotem? - zainteresował się, głową wskazując na tłumek gromadzący się przy licytacji, jakby proponował, aby właśnie tam w pierwszej kolejności się udali; nie interesował się szczególnie przedmiotami, które zostały wystawione, bardziej chciał po prostu popatrzeć i dorzucić jeszcze kilka galeonów na charytatywne cele. Jednocześnie jego wzrok uciekł na nieoblegany jeszcze parkiet - było to spojrzenie sygnalizujące Leonardo, że wcześniej czy później, dobrowolnie lub pod przymusem miał się na nim znaleźć. Vin-Eurico chyba pamiętał jeszcze, na co się pisał, wybierając towarzystwo Ezry...
Bale to smutna konieczność, która z odpowiednimi chęciami zamienia się w zabawę godną uwagi. O ile wie się jakie są zasady i kim dokładnie gramy w tej rozgrywce. Nie wiedziała czy uda się na tegoroczny bal, dopóki nie otworzyła szafy z intencją wyrzucenia wszystkiego, co tam się kiedykolwiek znajdowało. Jej mieszkanie zmieniło się drastycznie, niemalże tak jak sama Segovia. Obdarte ściany były czymś więcej niż nagłą zmianą wystroju. W ciemnościach pokoi czuła się zdecydowanie lepiej, niżeli wtedy kiedy widziała wszystko z dokładnością. Teraz trafiała na przedmioty, z których posiadania nie zdawała sobie sprawy. Zmiana garderoby to wcale nic wielkiego. Dlatego z przyjemnością oglądała jak palą się w kominku jej dawnej sypialni. Jedna po drugiej. Nie wiedziała, że można czerpać tyle radości z pochłanianych przez ogień materiałów. A to przecież tylko rzeczy, tylko wspomnienia. Nadszedł moment, w którym otworzyła kufer z rzeczami, których nigdy nie zamierzała ubrać, a które niemiłosiernie oddawały cześć jej wewnętrznej duszy. Dlatego sukienka, która jako pierwsza wyskoczyła z tego koszyka niesamowitości była tą, która przekonała ją do wyjścia ze swojej nory. Nie rozumiała swojego uśmiechu, który zagościł na jej wargach. Wzięła urlop i w Ministerstwie nie było jej od przeszło dwóch miesięcy, dlatego znaczyło to dla niej o wiele więcej, niżeli mogłaby się do tego przyznać. Napisała list do jedynej osoby, którą w tym momencie chciała widzieć przy swoim boku. Odpowiedni materiał, pasujący do burzy w jej wnętrzu. To dziwne, jak swobodnie czuła się w towarzystwie kogoś, kogo nie widziała tyle czasu. Wspomnienia były żywe i wywoływały dziwne uczucia. Był jednym z jej brudnych sekretów z racji tego, czego o niej wiedział... Wiedza w ich przypadku stanowiła silny rodzaj władzy i pozycji w tym duecie. Czuła, że znajdowali się na równi. Dzień balu, dzień, który kiedyś byłby dla niej powolnymi torturami. Dzisiaj nie czuła niczego podobnego. Umyła się, co raczej było podstawą czynnością przed takimi wydarzeniami. Nie wiedziała ile czasu spędziła w wannie, wodząc palcami po bliznach, które otrzymała przez tak krótki okres. Niektóre były zabliźnione i dawno zniknęły, jednak wciąż czuła je pod czułymi opuszkami. Inne były widoczne i będą jej towarzyszyły do samego końca. Jednak ilekroć na nie spoglądała, jej twarz się zmieniała. Nie czuła żalu, ani smutku. Mogła swobodnie oddychać, co stanowiło dla niej nowość. Kiedy zakładała kolczyki, a jej mokre włosy zarzuciła do tyłu, rozległo się pukanie do drzwi. Podeszła do nich i wpuściła mężczyznę do środka, posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie. Nie wszystkim zdradzała adres swojego zamieszkania. Nie po to utajniła go, aby później rozrzucać go na prawo i lewo. Blackwood prezentował się tak, jak się tego spodziewała. Podeszła pospiesznie do lustra i dokończyła zakładanie biżuterii. Kiedy się odwróciła, była gotowa. Wsunęła dłoń pod jego wystawione ramię.-Chodźmy.-Powiedziała, po chwili teleportując ich oboje. Po piętnastu minutach przechodzili przez drzwi prowadzę do sali konferencyjnej. Pomieszczenie wyglądało zupełnie inaczej, czego można się było oczywiście spodziewać po organizatorach tego wydarzenia. -Gotowy na zabawę w szczytnym celu?-Spytała ironicznie, spoglądając na swojego towarzysza i posyłając mu delikatny uśmiech. Mieli tyle możliwości na spędzenie tego wieczoru. Jednak podstawą dla niej było zdobycie wino i przegryzienie czegoś lekkiego. Nie miała w ustach niczego od ponad trzech dni, najwidoczniej zapasy jak i widok opychających się gości uruchomił w jej trzewiach głodomora. -Idziemy się napić.-Zadecydowała, delikatnie pociągając partnera w kierunku odpowiedniego stołu. Po drodze zauważyła swoją przyjaciółkę, której posłała szeroki uśmiech, który wcale nie pasował do wychudzonej i lekko zmęczonej twarzy. @Diana Hazel była jedyną osobą, która prezentowała się tak dobrze w stroju, przypominającym męski. Jej brew powędrowała do góry, kiedy wzrok spoczął na partnerze kobiety. Porozmawiają o tym później... Kiedy doszli do stolika, poczekała na swoją kolej i przechwyciła napój. Podniosła go do góry, a jako smakosz wina niekoniecznie znała się na kolorowych drinkach. Jednak smak był o wiele lepszy od tego, co poczuła. Mięta, trochę truskawki... Spojrzała na Alex'a.-Sam spróbuj...-Zachęciła mężczyznę. Czuła się cudownie, jakby główną atrakcją była ona, a nie szczytny cel tego wydarzenia. Nie powinna pić na pusty żołądek.
Wydarzenie towarzyszące: bar koktajlowy Wylosowane kostki:5 Zdobycze: -
Ostatnio zmieniony przez Segovia Ivanowa dnia Nie 30 Gru - 14:49, w całości zmieniany 3 razy
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Jeszcze zanim dzień na dobre się zaczął Elaine rozpoczęła szykowanie się na wieczorny bal. Miała urwanie głowy - kosmetyczka, fryzjer, zrobienie paznokci, dobranie butów, rozważania czy warto zakładać rajstopy czy jednak nie - kręciła się po domu jak szalona i dopiero, gdy w drzwiach stanął Lou, w końcu założyła białą sukienkę, do tego oczywiście wysokie obcasy i drobna biżuteria. Pięciokrotnie wydłużyła i skróciła metamorfomagicznie włosy zanim łaskawie wybrała odpowiednią fryzurę. Zostawiła sobie jasny blond, który dopieściła delikatnym rozjaśnieniem. Nie omieszkała zarzucić na ramiona śnieżnobiały szal - prezent od Lou, za który zapomniała mu podziękować. Matka była zachwycona jej prezencją i sądząc po jej wzroku, chciałaby, aby Elaine poznała kogoś znaczącego, poważanego, sławnego - zupełnie jakby nie zwróciła uwagi na wygląd Louisa - szczęka opadała i spieprzała główną ulicą. W Ministerstwie pojawili się kilka minut po rozpoczęciu i to z winy Elaine, która już w drzwiach zawróciła do pokoju, aby zmienić obcasy na inne i jeszcze je zaklęciem przefarbowała na biel. Miała słabość do tej barwy, więc nic dziwnego, że ją właśnie wybrała, choć biżuteria i spinki były złotawe. Trzymała Krukona pod ramię i kroczyła dumnie obok, świadoma, że udało się im - zdążyli! Prezentują się nad wyraz elegancko i co najważniejsze, przedostali się do Ministerstwa Magii na bal dla dorosłych, do których też wszak się zaliczali. - Do twarzy ci w garniturze, Lou. - skomplementowała go miękkim tonem i po raz piąty sprawdziła czy ma dobrze ułożony krawat. Mimo, że nie musiała, poprawiła go, wygładziła palcem strzepując zeń niewidzialny pyłek. Lubiła perfekcyjny wygląd, stąd ta pewna doza pedantyczności. Zadbała nawet o to, aby sukienka odpychała pierwszy brud, dzięki czemu Elaine nie będzie musiała martwić się o jej nieskalaną czystość. Tylko by tego brakowało, aby coś na siebie wylać! Tego wieczoru miała wybitnie dobry humor. Lou zaprojektował jej strój, sam wyglądał jak milion dolarów, a więc musiała go pilnować na wypadek, gdyby ktoś chciał jej go podkraść do tańca. Z zewnątrz pasowali do siebie, to musiała przyznać. Szczególnie, że to sam pan Yawn zadbał o dobór ich kreacji. - Chodźmy sprawdzić co dziś serwują. - zagaiła i pociągnęła chłopaka w kierunku barku koktajlowego mieniącego się z oddali wieloma barwami. Na widok egzotycznych owoców i tęczowych barw trunków aż uśmiechnęła się do chłopaka. Nie chciała tańczyć bez uprzedniego posmakowania drinka, wszak nie często można mieć okazję, by otrzymać ich egzotyczną odmianę. Wybrała jeden, jasnozielony z owocem, którego nie była w stanie nawet nazwać. - To za dzisiejszy bal i udaną zabawę. - wzniosła skromny toast, patrząc Lou prosto w oczy. Im dłużej tak na niego spoglądała tym utwierdzała się w przekonaniu, że ma naprawdę przystojnego partnera. Dopiero gdy wskoczył w garnitur zaczął robić na niej piorunujące wrażenie. Zanim napiła się drinka, poczuła przyjemny zapach. Słodkie truskawki, szczypta mięty... nie potrafiła określić reszty, co jej nie powstrzymało przed zamoczeniu ust. Upiła łyczek i uśmiechnęła się uświadamiając sobie, że skosztowała czegoś cudownego. Ciepło rozlało się po jej gardle, mile rozgrzało i zachęcało, by napić się jeszcze odrobinkę, co też uczyniła. - Nie mam pojęcia co to jest, ale jest boskie. - posłała chłopakowi szeroki uśmiech. Poczuła się lekko, nabrała pewności siebie. Po raz kolejny dotarła do niej świadomość, że są piękni. Sama Elaine postarała się, dobrała dodatki w taki sposób, że kreacje innych kobiet nie miały z nią najmniejszych szans konkurować. Złota suknia Cherry? Puchonka wyglądała jak brokatowa bombka! Gdzie ta delikatność i smukłość jaką powinna mieć kobieta? O tak, Lou dobrał jej świetny strój, przy którym projektowaniu gorliwie asystowała. Rozejrzała się w poszukiwaniu innych kobiet, aby sprawdzić czy którakolwiek ma szanse równać się z jej własnym strojem, gdy nagle dostrzegła... lustro. Rozchyliła usta i oniemiała na widok odbicia. Odstawiła kieliszek z drinkiem na stolik, pociągnęła Lou za sobą i podeszła do dużego lustra. Nie widziała odbicia Lou, nie przyglądała się mu, bowiem nie mogła oderwać oczu od siebie samej. Sukienka podkreślała jej talię, miała idealnie szczupłe ramiona - nie kościste, po prostu szczupłe. Każdy kosmyk włosa grzecznie trzymał się na swoim miejscu, każda rzęsa została perfekcyjnie podkreślona. Usta muśnięte bordową szminką musiały przykuwać wzrok. - To najlepszy strój jaki kiedykolwiek mogłam założyć. Zobacz, Lou, zobacz jak wszystko we mnie do siebie pasuje. - jej jasnoniebieskie oczy błyszczały z ekscytacji - nie była świadoma samozachwytu w jaki popadła. - Robiłam ten makijaż cztery godziny, bo kosmetyczka nie potrafiła spełnić moich oczekiwań. Popatrz na tamtą kobietę. - - dyskretnie wskazała @Diana Hazel. - Jak można się tak ubrać? Nie umywa się ani o jotę do mojej kreacji. - szepnęła i wróciła wzrokiem do lustra. Westchnęła z zachwytem i choć nie musiała, poprawiła jeden włosek przy uchu, zgarnęła go, by dołączył do utrwalonej lakierem reszty. - Powinnam otworzyć salon piękności albo stylizacji. Elijah zrobi mi zdjęcie, powieszę je na ścianie i każdy będzie mógł zachwycić się moim wyglądem. To będzie istny dowód mojego talentu. Mam rację? - oczekiwała rzecz jasna potwierdzenia. Zawiesiła wzrok na Lou, a oczy miała lśniące dziwnym blaskiem. Mówiła jak w amoku, zachwycała się sobą i choć czekała na reakcję, to spojrzeniem raz po raz uciekała do swojego odbicia by sprawdzić czy z profilu wygląda tak samo cudownie jak z przodu. Obróciła się i spojrzała na swoje odsłonięte łopatki. Powinna zrobić sobie tatuaż, choć i bez niego robiła wrażenie. Elaine czuła się piękna i wiedziała, że taka jest. A przynajmniej uświadomił jej to eliksir wywołujący narcyzm, czego biedna nie była świadoma.
Wydarzenie towarzyszące: Bar koktajlowy Wylosowane kostki:5 OpłataDokonana.
Święta minęły jej błyskawicznie, jak każdy kolejny dzień od momentu pojawienia się Willow na świecie. Gdy jest się młodym, wydaje się że czas jest jak z gumy... rozciąga się do granic możliwości... ale przychodzi ten moment gdy zaczynamy dorastać - już nie tyle psychicznie co fizycznie, i wtedy właśnie ta rozciągnięta guma czasu gwałtownie wraca do swojego kształtu. Aurora własnie takie miała wrażenie, że czas który kiedyś wydawał się być dla niej czymś, czego miała aż za dużo, nagle stawał się krótki, gwałtowny i delikatny jednocześnie. Dni mijały szybciej niż była w stanie je zaobserwować, rozstrojona między malutką córeczką, która każdego dnia zaskakiwała ją czymś innym, a mężem, którego - miała wrażenie - widywała nawet mniej niż na początku ich burzliwej znajomości. Czas mijał tak szybko, że nie zauważyła nawet kiedy nadeszły i minęły jej urodziny, z których zdała sobie sprawę dopiero kilka minut przed północą, kiedy to jej mąż złożył życzenia. Mijał dokładnie rok od momentu gdy ich związek z przygodnego, nic nieznaczącego seksu, wyewoluował w coś bardziej zażyłego. Po łagodnym, logicznym starcie przyszła pora na kolejne perturbacje w ich życiach, ciąża, nagły ślub i jej rosnący niepokój, złamane serce które nosiła schowane pod wieloma warstwami pozorów i uśmiechów. Miała milion okazji, żeby naprosotować sytuację, powiedzieć mu prawdę, że dla niej jest kimś więcej niż tylko mężem z rozsądku, ale nigdy tego nie zrobiła. Gdy pojawiła się Willow, udało się jej jakoś to zepchnąć na drugi plan. Pełne miłości spojrzenia które mu posyłała mogły być teraz dwojako odebrane, a Aurora wciąż nie miała odwagi by wyjawić prawdę. Tak było łatwiej, tak było bezpieczniej. Bal Noworoczny pojawił się zbyt szybko, zaskakując ją w połowie karmienia, gdy jej cudowny mąż zapytał czy wybrała już sukienkę, bo opiekunka miała przyjść o 16. Oczywiście ona i @Dorien E. A. Dear mieli iść razem. Willow miała pierwszy raz zostać na tak długo z nianią, a austriaczka czuła z tego powodu ściskanie w gardle. Nie chciała tam się wybierać, nie chciała jej zostawiać, ale bycie szefową departamentu do czegoś zobowiązywało. Zwłaszcza, że wyglądało na to że jej pracownicy za nią tęsknili. Zerknęła w stronę prezentu który otrzymała na święta od swojej załogi - laktator. Uśmiechała się mimowolnie na jego widok, bo to znaczyło dla niej, że być może nie była aż tak bardzo znienawidzoną postacią w świecie magicznym. Czasem tęskniła za pracą. Czasem, będąc w Londynie wpadała do biura zostawiając im ciastka, wspierając radą, czy po prostu poprawiając kilka dokumentów które gdzieś ktoś porzucił w feworze pracy. Nigdy jednak nie przychodziła na dłużej niż półtorej godziny, gnana do domu pragnieniem zobaczenia córeczki. Aurora postawiła na prostą suknię. Głęboki granat współgrał z jej niebieskimi oczami, a materiał opinał jej perfekcyjną figurę... jednocześnie mocno zabudowana nie odslaniała zbyt wiele skóry. Zrezygnowała niemal calkowicie z biżuterii i pozostawiła jedynie pierścionek zaręczynowy i obrączkę, oraz założyła złote kolczyki, błyskające zza pozostawionych w naturalnych falach włosów. Kreację dokańczały wysokie, złote szpilki, które co jakiś czas widać było dzięki długiemu rozcięciu w suknii. Na bal dostali się teleportacją łączną i natychmiast po uiszczeniu opłaty przez Doriena udali się na licytację. Ciepło dłoni Deara dodawało jej otuchy, bo pojawienie się na balu było dla niej trudne. Zerknęła na niego, wciąż niższa mimo niebotycznych szpilek, uśmiechając się w duchu, wdzięczna za to że był koło niej. Na zewnątrz jednak było widać jedynie wystudiowane spojrzenie i uprzejmy uśmiech. Na sali licytacji zwróciła uwagę dopiero na magiczną księgę. Oczy jej zabłyszczały, gdy licytator zachwalał właściwości księgi, które miały znacznie pomóc w uzdrawianiu. Odkąd została przykładną żoną i mamą jej system wartości znacznie się zmienił i bardziej interesowało jej to jak może pomóc mężowi, a później i córce. Cenę ktoś nieustannie podbijał, ale Aurora była cierpliwym graczem, podbijając kwotę o minimalną sumę. Pod koniec zrobiło się gorąco, gdy ktoś nagle wywindował kwotę. Przez salę przetoczyły się pomruki zaskoczenia, ale i uznania. Komuś musiało mocno zależeć na tej pozycji... Austriaczka westchnęła, stukając nogą w rytm melodii z drugiej sali. Zerknęła na męża, czekając na jego aprobatę i w ostatniej chwili uniosła rękę. Sprzedane! Przyjemne uczucie euforii spłynęło po jej ciele, a ona ścisnęła tylko dłoń Doriena, przelotnie ukazując szczęśliwy uśmiech. - Mam nadzieję że dzięki tej książce będę ci bardziej użyteczna w domu - szepnęła do niego, wygładzając zmarszczony materiał na jego ramieniu. - Uwielbiam cię w garniturach, wiesz? Wyglądasz w nich niesamowicie przystojnie.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Podobało mu się to oceniające spojrzenie. Leonardo ze względu na swój wzrost nie miał problemu z wypatrzeniem w tłumie Ezry, sam zresztą również był dobrze widoczny. Czuł się dość pewnie, kiedy czekał na jakiś jaśniejszy znak odnośnie zdania chłopaka. Kiedy miało się ponad dwa metry wzrostu, zakładanie bardziej krzykliwych kreacji było po prostu przesadą - Leo i tak ściągał na siebie spojrzenia zdziwionych ludzi. Wolał sobie nie dokładać problemów. - Myślę, że modeling w ogóle dobrze mi zrobił - stwierdził, uśmiechając się szeroko do chłopaka. Pozwolił wziąć się pod ramię i sam powiódł zaciekawionym spojrzeniem po sali konferencyjnej, do której wkroczyli. Wcześniej aż takiej wielkiej uwagi nie przykładał do wystroju, koncentrując się na odnalezieniu partnera. Teraz? Teraz miał go przy sobie. I podobało mu się to. - Zastanawiałem się, czy to zrobisz, wiesz? - Zaśmiał się krótko. - Pasuje do ciebie takie drobne spóźnienie, chyba nawet za szybko bym nie uciekł. Normalnie powiedziałbym, że doprowadzenie się do stanu takiej perfekcji wymaga czasu, ale w twoim przypadku... - Przystanął na chwilę, żeby odsunąć się i przejechać uważnym spojrzeniem po ciele Krukona. Chociaż nie umknęły mu spinki do mankietów i ogniwa łańcuszka, w rzeczywistości mógł wyglądać jak gdyby próbował rozpracować dobór bielizny Clarke'a. - To wrodzone piękno, hm? Uśmiech jedynie się poszerzył. Meksykanin pozostawił parkiet w spokoju, z zainteresowaniem przyglądając się licytacji i tam też chętnie kierując swoje kroki. Może i główne nagrody nie były dla niego jakieś szczególnie powalające, ale za to cele charytatywne bardzo przypadły mu do gustu. Zresztą, niektóre te skarby nadawałyby się zawsze na jakiś prezent, datek... Spróbować nie zaszkodziło. - Rodzina? Och, powiedziałem im o tym balu - puścił Ezrze oczko, porzucając temat na rzecz licytacji. Nie miał pojęcia jakim cudem wszedł w posiadanie nowiutkiej Błyskawicy - wiedział tylko, że chętnie ją po zakończonej imprezie odbierze. Czuł, że jemu się kompletnie nie przyda (i szkoda, że Hem już zainwestowała we właśną!), ale za to może pomóc mu poprawić humor kogoś innego. - Poszczęściło ci się? - Zagadnął, wracając do Clarke'a.
"Im mocniej uderzysz dna, tym wyżej się od niego odbijesz". Już miała się poddać. Już miała nigdy więcej nie zrobić tego kroku, który umożliwia dobrowolne wstanie z łóżka każdego ranka, po serii okrucieństw, które sama zgotowała sobie w życiu. Gdzieś po świecie radośnie skakała córka miłości jej życia, Doriena Deara, wysyłającego jednak młodej Szwedce prezenty na święta do tej pory. Dostała pracę w Hogwarcie otoczona przez zapatrzoną w siebie lub choćby utkaną z okropnych tajemnic kadrę, chcąc schować się podczas pierwszych kilku tygodni pod wszystkimi książkami, jakie tylko znalazłaby w gabinecie. Nie przyszedł dzień, który miałby zmienić jej nastawienie tak samo błyskawicznie jak zwykle robiły to zaklęcia w magicznym świecie, które przecież były jej orężem i kurtyną bezpieczeństwa od kiedy w zasadzie pamiętała. Zmiana przychodzi niespodziewanie, bo zbyt powoli, by ją dostrzec. Ruth dzielnie, choć beznadziejnie powoli robiła małe kroczki skierowane w stronę normalności, aż - jak gwarantował Kaizen - ta normalność stała się jej chlebem powszednim, wszystko wróciło do normy, jakby zębatki potrzebowały tylko dłuższej chwili, by z powrotem wskoczyć na miejsce, dzięki któremu rozpędzały życie Szwedki do prędkości, do której przywykła przez lata. Sprawdzała tony kartkówek, prac domowych i każdych innych, mniej lub bardziej sensownych wypocin uczniowskich, co jakiś czas, chyba z tęsknoty, wracając i pamięcią i fizycznie do Genewy. Tam, w ministerstwie, było jej najlepiej. Nikogo nie powinno też dziwić, że kobieta, która całe studia poświęciła na dostanie się do ministerstwa katastrof, finalnie lądując w Wizengamocie a potem szwajcarskim Biurze Bezpieczeństwa, nie mogła nie pojawić się na balu, na którym mieli bawić się także jej dawni ministerialni znajomi. Przyszła sama, sprawniezapłaciła za wejście i witając się pobieżnie z kilkorgiem przyjaciół, przy okazji uważając, żeby nie zaciągnąć zdecydowanie zbyt delikatnej sukni jak na tę okazję, pomaszerowała w stronę licytacji, gdzie akurat licytowano interesującą ją książkę. Ruth mogłaby zbudować dom używając zamiast cegieł książek traktujących o zaklęciach znajdujących się w jej posiadaniu, ale tej akurat nie miała a poza tym - przepracowując w Mungu prawie całe studia - szczególnie nie żałowała pieniędzy na wygraną. I oczywiście gdzieś z tyłu głowy liczyła się z tym, że wypatrzy w tłumie Doriena z jego austriacką Sisi, ale jakoś nie brała tego aż tak poważnie, dopóki nie mignął jej granat sukni Aurory przepleciony pobłyskiwaniem nie wiedzieć czy bardziej obrączki, czy pierścionka zaręczynowego. Przeszłość była przeszłością i zasadniczo Wittenberg nie miała już (aż tak wielkiego) problemu z Dearem, jednak uznała, że najbezpieczniej będzie skierować wzrok w jakimkolwiek innym kierunku. Pomimo niemożnego ścisku wykonała sprawny półobrót, chyba trochę za szybko niż chciała, bo zaczepiła bransoletką o materiał rękawa jakiegoś garnituru i dopiero traktując go resztkami szampana z kieliszka, zorientowała się, że owym nieszczęśnikiem jest poznany w Grecji profesor. -O, dobry wieczór. I przepraszam, aczkolwiek już chyba profesor wie, że nie lubię zaczynać spotkania w standardowy sposób - zażartowała z samej siebie, ściągając brodę do szyi w wyrazie lekkiego zakłopotania - Może uprzedzę. Ruth Wittenberg - uśmiechnęła się do Hala i przykładając dłoń do jego marynarki, bezróżdżkowo załatwiła sprawę plamy. Po kłopocie.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
- Nie wiem, jakie zlecenia dostajesz, ale skoro tak mówisz, to chyba nawet wolę nie wnikać - zaśmiał się, zawierając w tych słowach wyraźną sugestię tego, co sądził w tym momencie o profesji Leonardo. Jego myśli automatycznie powędrowały do tajemniczego listu zawierającego interesuje zdjęcie - które dziwnym trafem wciąż nie znalazło się w koszu na śmieci. Nie miał pojęcia, skąd pojawiło się w nim dziwne i zupełnie oderwane od obecnej sytuacji przekonanie, że być może Leo wie o tym więcej. Być może Leo bywał złośliwy... I już sekundę później miał ochotę zaśmiać się z samego siebie. Nie mniej... - Chociaż jeśli wszystkie twoje sesje są jak ta z plaży... Jak to szło? "Na samotne wieczory?" - zapytał w enigmatyczny sposób, licząc się jednak z tym, że jeden z nich będzie się tłumaczył. Nie uważał, że dał Leonardo wiele powodów do kwestionowania jego punktualności - poza momentami, kiedy na siłę trzeba było go gdzieś wyciągać lub kiedy włosy nie chciały współpracować - więc tylko przewrócił rozbawiony oczami. - Dobrze, że dla odmiany mogę zaskoczyć cię czymś miłym. - Leonardo zdecydowanie zbytnio przyzwyczaił się do jego złośliwej natury - przewidywanie najgorszej opcji nie było raczej najlepszym komplementem, którym można było kogoś obdarować. Vin-Eurico poprawił to jednak kolejnymi słowami, przy których Ezra - świadomie czy nie - nieznacznie się naprężył, unosząc wyżej podbródek i bardziej eksponując swój "lepszy" profil. Lubił to. Choć komplementy były w oczywisty sposób przesadzone, Clarke'a bardzo łatwo można było nimi urobić. Wszak każdy miał swój jakiś słaby punkt... Parsknął śmiechem, wyciągając rękę i leciutko trącając brodę Leonardo do góry. - Nie, to perfumy z amortencją, żeby zakryć wszystkie niedoskonałości. Mocniej złapał się ramienia chłopaka, jakby pilnując w ten sposób, żeby żaden zbłąkany człowieczek nie wpadł na głupi pomysł rozdzielenia ich w tłumie, a potem... A potem sam go puścił, bo każdy z nich zainteresował się inną częścią licytacji. Skinął głową, nie kontynuując tematu, a zamiast tego też zajmując się przedmiotem, który - jak mu się wydawało - chciał zdobyć. Licytacja była trochę chaotyczna i tym sposobem chwilę później w jego rękach znalazła się... książka. Cóż. Książka dla Krukona, jak typowo. - Mmm, uznajmy. Granice dziedzin. Zaklęcia trudne w klasyfikacji - przeczytał chłopakowi tytuł, ważąc tom w dłoni i stwierdzając, że nie ma sensu go ze sobą teraz nosić. Spodziewał się mimo wszystko czegoś bardziej upominkowego... - Chcesz? - zapytał, dobitnie wyrażając swój stosunek do wylicytowanego przedmiotu, zanim odłożył go gdzieś na bok, stwierdzając, że odbierze go później. Ostatnią osobą, o której chciał myśleć, był profesor Bergmann, którego nazwisko prześladowałoby go przez tę okładkę. - Będziesz jeszcze licytował? Czy może... Wiesz, mamy trochę zaległości do nadrobienia i myślę, że powinniśmy w coś zagrać... Może pijesz kolejkę za każdym razem, kiedy uda mi się czymś cię zaskoczyć? - zasugerował, lekko go trącając w bok i czekając na inną sugestię ze strony chłopaka. - I masz moje słowo, że będę szczery. W miarę. - Puścił mu oczko, dając czas do namysłu.
Wydarzenie towarzyszące: Licytacja Wylosowane kostki:3 i nieparzysta Zdobycze: książka Granice dziedzin. Zaklęcia trudne w klasyfikacji
Diana, nic dobrego z tego nie wyjdzie... Miała ochotę w tym momencie udusić Ivę, byle by ta tylko przestała wciąż kłapać dziobem. Miała jej serdecznie dość. Wciąż i wciąż wsadzała jej nowe rzeczy do głowy. Czasami chciałaby spędzić kilka chwil sam na sam ze swoimi myślami, ale było to coraz bardziej nierealne. Zaciągnęła się ponownie papierosem, nim postanowiła odpowiedzieć na pytanie chłopaka. Może chciała grać na zwłokę? Był przystojny, miała tego świadomość. Nie mogła oderwać od niego wzroku. Co się z nią działo... -Nie, tylko po prostu na wkurwionego. Resztę dopowiedziałam sobie sama. - uśmiech wykrzywił jej wargi, kiedy to te słowa wydostały się z jej ust. Strzepnęła nadmiar popiołu z końca swojego papierosa, rejestrując fakt, że nieznajomy postanowił poświęcić sporo czasu obserwacji jej sylwetki. Czuła się z tym trochę nieswojo. Skoro on tak reagował, a rozmawiała z nim pierwszy raz w życiu, to z pewnością będzie przyciągała uwagę innych. Nie zależało jej na tym. Chociaż jeśli ogarniał Cię wzrokiem ktoś tak przystojny... To faktycznie, robiło się milej na jej zlodowaciałym sercu. Skoro nie mógł tam wejść, to od razu domyśliła się, że jest jeszcze uczniakiem. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, ponownie zaciągając papierosem. W sumie, ona przyszła tutaj sama. On nie wyglądał najgorzej. Jakby tak te dwa wątki połączyć ze sobą w jedno... Wyrzuciła przed siebie niedopałek. - Czyli jesteś małym, przystojnym, uczniakiem? - było to raczej stwierdzenie faktu, niż pytanie i nie musiała znać na te słowa żadnej odpowiedzi. Przydepnęła obcasem niedopałek po czym złapała go pod rękę i ruszyła w stronę wejścia, nie do końca przejmując się tym, czy chłopak w ogóle tego chciał. Kiedy dotarli do drzwi, zapłaciła za swój bilet wstępu i powiedziała, że chłopak przyszedł z nią. Chyba uwierzyli, że tak jest, bo nie zadawali zbędnych pytań. Nie do końca tylko wiadomo, czy nie było tak, że przestraszył ich wyraz jej twarzy. Tak jak się spodziewała, w środku wszystko było cholernie dostojne i cholernie bogato zdobione. Kiedy bal organizowało Ministerstwo Magii, nie mogło być inaczej. Musieli pokazać swoją siłę i chuj wie co jeszcze. Tłum ludzi w środku, na szybko mogła ocenić, że jest ich ponad dwie setki. A sala była tak ogromna, że wszyscy bez problemu się mieścili. - To co? Miło było Cię poznać i życzyć Ci miłego wieczoru, czy może jednak masz ochotę iść ze mną licytować przedmioty? Podobnież fajne rzeczy mogą się tam trafić. - Miała szczerą nadzieję, że jednak będzie chciał jej towarzyszyć, chociaż Iva w jej głowie krzyczała, aby dała sobie spokój. Nic nie mogła poradzić na to, że był taki przystojny, męski. Spadł jej prosto z nieba. Niby przypadkiem otarła się swoim ciałem o niego, kiedy to "próbowała przejść obok" jakby w ogóle nie istniał. A istniał. I to cholernie wyraźnie...
Czekał na ten bal naprawdę długo. W końcu państwo Dear mieli się wyrwać na całą noc, uciec od pieluch i płaczu, i w końcu móc dobrze się bawić w doborowym towarzystwie. Święta minęły im bardzo szybko, Dorienowi nawet udało się wymigać od dyżuru w pracy – ktoś musiał czuwać na posterunku – a spędzili je głównie z rodzicami, w cudnej atmosferze i zapachu choinki i świec. Dorienowi naprawdę zależało, by pokrzywdzona przez życie Aurora poczuła w końcu to ciepło, przyjemność związaną z przebywania z bliskimi osobami, którego, jak podejrzewał, nigdy do tej pory nie zaznała. Jego rodzeństwo mogło sobie mówić co chciało. Zawsze uważał, że zbyt krytycznie oceniali starania Jacoba i Victorii. Punkt widzenia zawsze zależy od punktu siedzenia. Potem były jej urodziny, o których mężczyzna zapomniał. Tak, zapomniał. Pamiętał dużo, dużo wcześniej, myślał nad prezentem i bardzo chciał, by to było coś niesamowitego i wyjątkowego. I wymyślił, tylko cała celebracja musiałaby się odbyć już po Nowym Roku, bo w przeciwnym wypadku nie poszliby na bal. A chcieli iść na bal, prawda? Złożył żonie życzenia dosłownie kilka minut przed północą i spytał, czy wie, co prawdopodobnie wydarzyło się dokładnie rok wcześniej. Wiedziała. Ta sylwestrowa noc kosztowała Doriena ogromną ilość galeonów. Niania zjawiła się odpowiednio wcześniej, tak by móc zaopiekować się Willow kiedy jej rodzice szykowali się do wyjścia i oczywiście już po ich zniknięciu. Musiał przyznać, że Aurora wyglądała zjawiskowo w tej długiej sukni i złotych butach. Będzie niewątpliwie najpiękniejszą damą na balu. – Musimy wszystkim pokazać, jak bardzo się kochamy – wymruczał, kiedy już odebrano od nich wierzchnie okrycia i przekroczyli wejście sali konferencyjnej, i złożył na ustach żony drobnego całusa, uważając, by nie zepsuć jej idealnego makijażu. W trakcie witania się z kolejnymi znajomymi obejmował Aurorę w talii bądź zwyczajnie trzymali się za ręce, malując obraz idealnej pary. Nie znaleźli jeszcze ani Vivien i Cassa ani Beatrice, nie widział też rodziców, którzy zapowiadali, że wybiorą się na przyjęcie, także zgodnie zdecydowali, że podążą ku licytacji, by zgarnąć ciekawe fanty zanim dobierze się do nich ktoś inny. – Gratuluję – uśmiechnął się, widząc jak po zaciętej walce Aurora otrzymała wylicytowaną księgę – A to sugerujesz, że bez garnituru wyglądam gorzej? – droczył się z żoną, na co wskazywał ten szelmowski uśmiech kryjący się w uniesionym kąciku ust. Tego wieczora miał stanowić tło dla swej ukochanej, także wybrał klasyczny czarny garnitur, białą koszulę i ciemny krawat, który najchętniej już by zdjął. Tuż po żonie wylicytował butelkę wykwintnego wina, które wręcz uwielbiał, a które ostatnimi czasy ciężko było dostać. Postanowili zostać nieco dłużej, poobserwować i być może zyskać jeszcze jakieś ciekawe przedmioty. I wtedy usłyszał zza siebie głos, którego nie pomyliłby z żadnym innym. Nie odwrócił się. Opuścił tylko głowę, wpatrując się we własne kolana i z każdą podbijaną kwotą upewniając się, że nową właścicielką magicznych ksiąg będzie Ruth Wittenberg.
Wydarzenie towarzyszące: Loteria Wylosowane kostki:Kostki = 2 , Kostki = 4 Zdobycze: Księga uzdrawiania, Opłaty: Tu , tu
Prawdą było, że te święta były prawdopodobnie najlepszymi w jej życiu. Jeszcze nigdy wcześniej nie spędzała czasu, by wybrać komuś prezent, a Jacob i Victoria zdecydowanie okazali się wspaniałymi ludźmi. Nie spodziewała się otrzymać od obcych sobie osób tyle serdeczności. Była naprawdę wdzięczna i nie omieszkiwała tego pokazywać swojemu mężowi przy każdej możliwej sytuacji. Na jego słowa o pokazywaniu sobie uczuć uśmiechnęła się tylko delikatnie, niepewna jak to odczytać, ale za to niespodziewany całus zdecydowanie upiękrzył ją o delikatne rumieńce na jej gładkiej, jasnej skórze. Przez krótki moment wydawało się jej że ujrzała włosy mamy Doriena, ale ostatecznie uznała że się jej przewidziało. Zostali zatrzymani na chwilę przez pracownika jej departamentu, z którym wymieniła kilka uprzejmości i który mało dyskretnie podziękował za pomoc w raporcie końcowo rocznym. Po aukcji wciąż promieniowała uśmiechem, a droczenie się męża tylko podbiło jej humor. - Najbardziej lubię cię bez garnituru - odpowiedziała bez cienia zająknięcia, wpatrując mu się przy tym w oczy. Chwilę później zaczęła się aukcja jego ulubionego wina, którą bez przeszkód wygrał, zaś po niej... - Dorien? - miała coś powiedzieć, ale jego reakcja nie była do końca normalna. Spuszczona głowa i wzrok utkwiony w jednym punkcie - źle się poczułeś? Gdzieś w tle licytowała książki jakaś kobieta. Jakaś, bo Aurora nigdy nie została uświadomiona o tym że Ruth wróciła do Anglii, ani tym bardziej o tym, że jej mąż się z nią spotkał. Nieświadoma obecności prawdopodobnie byłej miłości swojego ukochanego, z zatroskaniem pogładziła go po policzku. Nie była w stanie powstrzymać odruchów ktore nią kierowały. Zawsze próbowała udowadniać wszystkim i wszędzie że była twardą i niezależną kobietą, ale chyba nikt by się już na to nie nabrał. Miała wrażenie że przy Dearze zamieniała się w ciepłą kluskę, zbyt przejęta jego osobą, zbyt wpatrzona w jego stalowe oczy, zbyt... Zbyt wszystko. Powinna wziąć się w garść. Był dorosłym mężczyzną i napewno będzie w stanie jej powiedzieć jak będzie coś nie tak, a jeśli nawet nie, to przecież była blisko i w najgorszym przypadku zawsze mogła zrobić mało eleganckie gwałtowne wyjście i przeteleportować go gdzieś indziej. Myśl o możliwości teleportacji łącznej w dowolne miejsce w dowolnym czasie poprawiła jej humor, który przez nieproszone myśli poddawał się szybko melancholii. Zawsze mogli zawinąć wino i zniknąć gdzieś na jakiś czas. Pewnie nadinterpretowała jego zachowanie, mimo że miała wrażenie że napięcie opuściło jego ramiona odpiero gdy zaczęła się kolejna licytacja. Ah, hormony, mogły by już się uspokoić po tym ciążowym rollercoasterze. - Dorien...? - zaczeła znów, tym razem już ze swoim delikatnym uśmiechem, pokazując że nie będzie drążyć tematu - to wino... Obiecaj że wypijemy je razem - poprosiła, poprawiając mu krawat. Naprawdę się starała, żeby nie zobaczył tego błysku w jej oku, który zwykle nie pozostawiał złudzeń co do jej intencji. Choć teraz była bardzo skrupulatna i dokładna, przyjmując co dzień o tej samej porze eliksir. Tak na wszelki wypadek. Gdzieś mignęły jej rękawice, które co prawda nie mogły się jej przydać, jednak były by świetnym prezentem, a jakby tego było mało, cena wyjściowa była zdecydowanie zaniżona. Wyprostowała się i podbiła cenę, splatając palce z palcami Deara zupełnie bezwiednie. Krótką chwilę licytacja trwała, ale ją rozproszyła myśl o tym, że być może jej mąż nie czuł się zbyt dobrze. Co jeśli się pochoruje? Co jeśli Willow się zarazi? I w tym własnie momencie licytacja się skończyła. Aurora obróciła się by spojrzeć na swojego przeciwnika... i zachwiała się na własnym siedzeniu. - O Merlinie, licytowałam się z twoją mamą - jęknęła cicho do Doriena, mimowolnie odmachując kobiecie kilka rzędów dalej. Obróciła się w stronę sceny, wahlując dłonią twarz. Nagle zrobiło się jej gorąco i zapragnęła wyjść, ale wydawało się że kolejna aukcja przyciągnęła uwagę jej męża.
Bal Ministerstwa Magii zapowiadał się być wspaniałym wydarzeniem, na którym to miała pojawić się śmietanka towarzyska. Nie ma co ukrywać: Selwyn do niej nie należał. O ile jego rodzina od dawien dawna była szanowana i dobrze postrzegana w społeczności czarodziejów, tak on mocno odstawał od tych wszystkich tradycji, które gdzieś w międzyczasie zostały zaniechane. Nie wiedział, czy wynikało to z zaniedbania ze strony rodziców, czy jego samego, ale wcale mu nie zależało, aby być wielkim i szanowanym czarodziejem. Jednak w ministerstwie się pojawił. Od samego początku czuł, że to zły pomysł, aby przyjść tu w pojedynkę. Postanowił zaprosić Padme. Ostatnim razem, kiedy spotkali się przez przypadek, spędzili naprawdę świetnie wspólny czas. Przynajmniej w jego odczuciu taki on był. Może tym razem będzie podobnie? W końcu jeśli nie na takie wydarzenie, to gdzie indziej mógłby ją zaprosić? Spotkali się w umówionym miejscu o umówionej godzinie. Trochę się tym stresował. Bo jakoś w ostatnim momencie przypomniało mu się, że w końcu to może być RANDKA. A on nie chodził na randki. Od naprawdę wielu lat. Nie chciał wypaść przy niej na idiotę i niechluja. Dlatego ubrał się w smoking uważając, że elegancja jest nieśmiertelna. Postanowił na nią poczekać w odpowiednim, umówionym miejscu. Wiedział, że kobietą zdarzało się spóźniać, więc nawet niespecjalnie patrzył na zegarek. Sam postanowił być odpowiednio wcześniej w razie gdyby jednak postanowiła go zaskoczyć. Chyba przez ten stres postanowił zapalić. Dawno tego nie robił i kiedy odpalił papierosa, to dym smakował dziwnie i nie dobrze. Ale może to pozwoli mu ukoić skołatane nerwy?
Nie spóźniała się, nigdy, uważając to za brak szacunku do czasu zarówno swojego, jak i osoby, z którą miało się spotkać, dlatego na miejscu zjawiła się prawie na czas. Prawie, bo czasami bywały takie sytuacje, które utrudniały zachowanie dobrych manier a w dniu dzisiejszym był nią problem z komunikacją pomiędzy Hogsmeade a Londynem i spektakularne wyrzucenie różdżki do pojemnika na pranie. O ile zazwyczaj miała na to sposób i odpowiednio wcześnie wychodziła z domu, tak w dniu dzisiejszym wszystko zdawało się być przeciwko niej; mimo wszystko bez większego szwanku dotarła w umówione miejsce, rozpoznając Anthony'ego z daleka. Chociaż nie była fanką spędzania sylwestra na wystawnych balach, czy mniejszych mniej eleganckich imprezach, wychodząc z założenia, że to był dzień jak każdy inny, dzisiejszego wieczoru przyłożyła się do swojego wyglądu. Niemal pół dnia doprowadzała się do porządku, dla równowagi zaskakująco szybko kompletując cały strój; ostatecznie postawiła na zieloną sukienkę nieco prześwitującą, ale nie na tyle, by nie była ona odpowiednia na eleganckie przyjęcie; wprawdzie odsłaniała plecy, jednak one przyciągały uwagę dopiero na samym końcu, tuż po przeszytych mieniących się w świetle ozdobach. Sukienka za to zakrywała w pełni dekolt i rozszerzała się od przewiązanej aksamitną tasiemką talii do dołu, swobodnie opadając na wysokie obcasy. Na szczęście zapamiętała, że jej partner był od niej sporo wyższy, więc nie obawiała się dołożenia sobie kolejnych kilku centymetrów – co bywało czasami niezwykle niekomfortowe, jeśli mężczyzna nie był obdarzony ponad przeciętnym wzrostem. Całość dopełniła naturalnym makijażem, pokręconymi włosami i perfumą, w której przebijała zdecydowanie mocna, korzenna nuta, współgrająca z nieprzychylną porą roku. Swój strój przykryła czarnym luźnym płaszczem i niewielką torebką, lecz pojemną na tyle, że zmieściła w niej wszystkie potrzebne rzeczy. Z promiennym uśmiechem – chociaż podłoża tej promienności nie była w stanie jednoznacznie określić, gdy nie miała pewności czy wynikało to z randki, czy z faktu, że po roku spotkała się z nim – podeszła do Selwyna i ukłoniła się z gracją. – Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o bukieciku – przywitała się, wnet dodając: – i liczę na to, że lubisz tańczyć – płynęło w niej trochę hiszpańskiej krwi, nie miała więc zamiaru podpierać ścian przez cały czas, kiedy pierwszy raz od bardzo dawna pozwoliła sobie na normalną zabawę niż zagłuszanie wyrzutów sumienia zmieszanych z prozą życia codziennego.
Wydarzenie towarzyszące: bar koktajlowy Wylosowane kostki:5, jestem narcyzem Zdobycze: miłość do samego siebie
Objęcia tłumu; morze bezdusznych rąk, chaos kroków. Bezkształtna masa, rozsmarowana wzdłuż sali. Znów był jej częścią. Poniekąd - ponieważ tak wypadało. W ramach leczenia skomplikowanych przypadków z Munga, na licytacji zdołała zagościć książka, w której tworzeniu brał udział; zaszczytny cel wymagał wspaniałomyślnej też obecności, pielęgnowania swego autorytetu. Drugim, istotnym filarem przybycia do Ministerstwa, była wspaniała obecność @Aurora Therrathiél. Nie pozostało nic więcej - jak włożyć elegancki garnitur, bez zastrzeżenia później zawiązać krawat, okrywać skórę mgiełką komponującej się perfum. Nie pozostało nic więcej - jak rozpoczynać zabawę, w ich przypadku - zawierającą się w skierowaniu kroków do mniejszej, skromniejszej sali, gdzie podawano trunki. Skosztował trunku - w błogiej nieświadomości. Jeszcze. Otępiałe spojrzenie. Spojrzenie najprawdziwszego idioty; błękit tęczówek wbijany w odbicie lustra, iluzoryczną postać, złudne wrażenie lepszego poznania siebie. Przeleciałbym siebie. Tak. Namiętnie, obsesyjnie, poddając się zatraceniu, rozciąganemu niczym bezdenna otchłań. - Poczekaj - powiedział głośniej; chociaż praktycznie nie zwracał na nią uwagi - nie walczyłby również zbytnio o pozostanie - chcę lepiej przyjrzeć się widokowi - siebie. Wyłącznie siebie. Nie było ich, nie istnieli, mimo obecności w pobliżu kobiecej sylwetki. Rozmarzona ekspresja, trwała, omiatając wzrokiem szczegóły ukochanej postaci. Siebie. Wyłącznie siebie. Umysł Bergmanna dotychczas pęczniał od ja, nawarstwiał się, składał z systematycznych powtórzeń wad wzrastających przez lata - niemniej, szczelnie skrywanych pod zewnętrznością. - Jestem najlepszym, co mnie zdołało spotkać - wyszeptał, spomiędzy ledwie rozchylających się warg; dźwięk ginął prędko, zduszony wśród gwaru tłumu.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Wszystko tu zakrawało o hipokryzję. Począwszy od wystrojonej śmietanki towarzyskiej Ministerstwa, która wydawała fortunę na jedzenie, napoje i dekoracje, a skończywszy na wyłudzaniu pieniędzy na cele charytatywne. Bogaci ludzie lubili od czasu do czasu wyjść na altruistów, ale była pewna, że po zakończeniu uroczystości wszystko wróci do normy - czyli pławienia się MM w luksusach podczas gdy wielu ludzi sobie nie radziło. Gdy tylko Dear ujrzała ogromny gmach najważniejszego budynku w ich świecie poczuła kąsającą żołądek żółć. Nie wypadało pluć na wejście, ale takiej nabrała ochoty. Fire też wykazywała się hipokryzją. Chociaż nimi wszystkimi pogardzała i ewidentnie uważała się za lepszą to nadal szła na ten bal. Ubrana w długa suknię ze specjalnie wymodelowanym dekoltem i sztywnym kołnierzem zdawała się przyciągać kilka spojrzeń. Nałożyła lekki makijaż, dobrała buty, biżuterię i fryzurę, a ostateczna kreacja jej osoby była w bardzo dużej mierze zasługą Liama Rivai. O czym nikt nie musiał i nie będzie wiedzieć, a przynajmniej nie z ust Fire. Aczkolwiek Puchon wykonał nieziemską robotę, ona sama pewnie zrezygnowała by z tak dużej pracy nad własnym wyglądem. Założyła jeszcze jedynie długie jasnoczerwone rękawiczki, bynajmniej nie tylko dlatego, że wyglądały ładnie. Skutecznie maskowały też ślady po świeżych poparzeniach i zaczerwienioną skórę na jednej z rąk. Do zestawu dołączyła swoją bezdenną torebkę (w niej zaś była różdżka, zapalniczka w kształcie czekolady, papierosy i czekolady wymiotki). Uważała, że wygląda w porządku, co działało na korzyść i zapobiegało szybkiemu jej zdenerwowaniu. Miała wrażenie, że pojawiło się naprawdę bardzo dużo ludzi. Dzięki temu będzie łatwiej ukryć się w tłumie. Obserwowała wszystkich przybywających do Ministerstwa czujnie. Czujniej niż zazwyczaj patrzyła na otoczenie, bo wiedziała, że może pojawić się jej rodzina. A raczej musi. Na razie jednak Fire nie dostrzegła nikogo podobnego do jej ojca. Za to zaczęła już obmyślać plan, jak zgrabnie przejść między gośćmi i wemknąć się do środka. W gruncie rzeczy wydawało się to prostym zadaniem przy takim zamieszaniu z listami zaproszonych. Przystanęła na uboczu, poprawiając delikatnie włosy i zastanawiając się jak długo będzie czekać na Owensa. Puchon wydawał się całkiem odpowiedzialny, co Blaithin zamierzała bez skrupułów wykorzystać. Nie zapewniała dobrej zabawy w swoim towarzystwie, ale cóż... Liczyła na to, że przynajmniej alkohol i jedzenie będą dobre. I może spotka kogoś znajomego? Od dawna nie miała okazji zamienić z większością przyjaciół (i wrogów) nawet paru zdań, więc nie miałaby nic przeciwko. Nim się powstrzymała, wyciągnęła już papierosy i ujęła jedną sztukę między pociągnięte szminką wargi. Do nozdrzy Gryfonki szybko dotarł dym z nutą czekolady, który tak bardzo lubiła. Dawno nie paliła, więc tym mocniej przeżyła ten błogi moment. Przez chwilę pozwoliła sobie na tonięcie w chmurce dymu w czasie oczekiwania na partnera. Kiedy w końcu się zjawił podeszła do niego, nie gasząc swojego papierosa. - Owens. W końcu. - mruknęła na powitanie i głową skinęła w stronę wejścia, chcąc dać znak, że najwyższy czas wkroczyć w to toksyczne towarzystwo.
Zaprzeczył, kręcąc głową, gdy Aurora wykazała zaniepokojenie. Nie, przecież nic mu nie było, czuł się świetnie. Nawet nie przeszło mu przez myśl, że Ruth może się wybrać na tę samą imprezę co pół czarodziejskiego świata. Czy w jakikolwiek sposób niszczyła Dorienowi plany na wieczór? O ile nie dojdzie między nimi do żadnej konfrontacji, a Aurora nie spyta, kim jest tak kobieta, to wszystko powinno być w porządku. Powinno. – Pewnie. Jakżebym śmiał pić je sam, no proszę cię. Zostawimy je na jakąś specjalną okazję albo otworzymy pewnego przypadkowego wieczora i powspominamy tę noc. Zamykamy i zostawiamy za sobą bardzo trudny rok – spojrzał automatycznie w dół, gdy poprawiała mu krawat – Oby ten następny przyniósł nam same dobre niespodzianki. A potem jego cudowna żona uparła się na rękawice. Po co jej rękawice? Cenę podbiły jeszcze ze dwie inne osoby, a potem dostrzegł nikogo innego niż swoją własną matkę, licytującą i przekrzykującą się z Aurorą. Co ciekawe, ta młodsza chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że rywalizuje z własną teściową. – No. To była moja matka – ledwo powstrzymał śmiech, widząc zawstydzenie wymalowane na twarzy Aurory, ale nie kontynuowali zbyt długo, gdyż kolejnym licytowanym przedmiotem była miniatura drogi mlecznej – Widzisz to? Co to jest? – spytał żonę, chcąc koniecznie zwrócić jej uwagę na aukcję – Nie wiem, ale wygląda bardzo ładnie. Przebiję wszystkich. Postawimy na komodzie w pokoju Willow. Jak sobie założył, tak spełnił własne życzenie i opuści nad ranem Ministerstwo z prezentem dla dziecka. Poobserwowali jeszcze walczących o rzadko spotykane przedmioty czarodziejów, ale że nic nie wpadło im w oko, postanowili przenieść się w inną część sali.
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Trzymając w dłoni świeżo wylicytowaną książkę, kończył właśnie rozmowę ze znajomym sobie pracownikiem Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, kiedy poczuł, że coś zalewa mu rękaw. Spojrzał na marynarkę, ale nim zdążył się oburzyć, czy choćby zmartwić, sprawczyni zamieszania przeniosła jego uwagę na siebie. Podniósł na nią zaskoczone spojrzenie, po czym rozpromienił się delikatnie rozpoznając Ruth od jackalope z wakacji. - Rzeczywiście - przyznał jej wesoło rację - Wypadki z napojami też są zwyczajnym elementem powitalnej aranżacji? - zapytał żartobliwie, wspominając czekoladę, po której ona mówiła po hiszpańsku, a on ział ogniem. Dziewczyna dotknięciem ręki osuszyła mu rękaw i chociaż zdawał już sobie sprawę z jej ponadprzeciętnych zdolności i tak wgapiał się w suchy materiał trochę zbyt długo, by móc mu zarzucić zobojętnienie na ten widok. - Hal Cromwell - przedstawił się również, licząc, że w końcu przestanie tytułować go tym profesorem - Te są bezpieczne, czy również sponsorowane przez Dearów? - zapytał, wskazując pusty kieliszek po szampanie. Osobiście nie rozumiał mody na dolewanie do wszystkich trunków, na każdych imprezach, eliksirów. A jeszcze bardziej nie rozumiał jak dorośli ludzie mogli to pić. Domyślał się, że "woltaż" dodatków w koktajlach nie był na tyle duży by komuś zaszkodzić, szczególnie na balu w Ministerstwie, nie mniej jednak jakoś nie miał do nich zaufania. Być może był to kwestia wieku. Za jego czasów alkoholi nie mieszało się z eliksirami i Bogu dzięki, bo pewnie nie dożyłby dnia dzisiejszego. A może najlepiej byłoby dla niego, żeby odpuścił dziś trunki. Jakby nie patrzeć przyszedł tu głównie po to (żeby nie myśleć o Sally), żeby się odchamić. (Miał szczerą nadzieję, że nie widać po nim, że jeszcze przedwczoraj sam zrobił prawie całą butelkę ognistej, która swoją drogą ani trochę nie pomogła. Mdliło go na samą myśl o liście, który wtedy wysłał i o tym, że nie pamiętał, co dokładnie w nim napisał. Jego nadzieje na poznanie wnuka zmalały drastycznie, a z drugiej strony... Czy przypadkiem od początku nie były tylko ułudą.) Spojrzał na książkę trzymaną przez asystentkę, a później na swoją. - Ile ich tu mają? - zapytał retorycznie, pokazując okładkę swojego tomu - dokładnie taką samą, jak tego należącego do dziewczyny - Widocznie kiepsko się sprzedawały - nie mógł powstrzymać złośliwego komentarza. Kiedy licytował "Granice dziedzin", nie miał zielonego pojęcia, że ich współautorem był Daniel Bergmann. Właściwie nic to specjalnie nie zmieniało, a jednak jakoś tak... wolałby już chyba licytować pozycję Fairwyna. A zresztą i tak najważniejszy był szczytny cel. - Jak praca w szkole? - zagadał w końcu jakoś sensowniej - Jeszcze nie masz dość? Osobiście nie wspominał za wesoło swoich asystenckich czasów, chociaż podejrzewał, że i tak nie miał wtedy najgorzej, z racji, że zainteresował się posadą nauczyciela będąc już w dość zaawansowanym wieku. Nie dało się tak łatwo wykorzystywać pięćdziesięciolatka, co całkiem świeżej absolwentki. Mimo wszystko i tak zdecydowania wolał sam odpowiadać za sposób w jaki nauczał.
C. szczególne : Liczne tatuaże na ciele, kolczyki, rozmaite naszyjniki, rockowy styl, intensywnie niebieskie oczy, gazelle legs, bardzo szczupły, acz nie anorektyczny.
Odkąd zerwał całkowicie kontakt z Iridionem, zaczęło być lepiej. A mógł zrobić to już znacznie wcześniej, wtedy gdy zniknął na kilka miesięcy... Blackwood był jednak naiwny i zezwolił na omamienie przez niego. Może i Coma do niego wrócił, do tego cały poturbowany zarówno fizycznie jak i psychicznie. Co z tego... Najgorsze jest to, że za nim tęsknił i bolało go serce, gdy go nie było. Do tego niespecjalnie mu się układało z kimkolwiek, właściwie to podrywy mu nie wychodziły. Myślami wciąż trwał przy nim, choć powinien go stamtąd wykopsać przy pierwszej lepszej okazji, a potem nie dać się mu tak łatwo... To był błąd. Wybaczył mu wszystko, bo co jak co, był w nim zakochany... Po tym co odwalił na ich pierwszym koncercie od dawna, pożarli się jak nigdy. Doszedł do wniosku, że powinien zakończyć tę farsę i wywalił go z Fallen Angels. To była naprawdę słuszna i jedyna decyzja. Teraz to już przeszłość i na całe szczęście Alexis był na tyle silny, aby się po tym otrząsnąć, zapomnieć o tym idiocie. Nie chce go więcej widzieć na oczy, ani znać. Poczuł się wreszcie wolny. To on sprawił, że ciągle robił te głupie wywary na stłumienie swego wariactwa, a teraz coraz bardziej ciągnęło go do dawnego stanu, kiedy robił szalone rzeczy. Był już od kilku lat świadom, że to choroba psychiczna... lecz znowu zaczęło mu być wszystko jedno i poczęło mu tego brakować. W efekcie czego stopniowo się temu ponownie poddawał, zaś głosy popychające go do złego powracały, a on najchętniej popadłby w mrok... Pewnie gdyby nie fakt, że @Segovia Ivanowa do niego napisała, nie wiedziałby co ze sobą począć. Przypuszczalnie wybrałby się gdzieś z kumplami z zespołu, nieważne że obecnie skład wciąż nie był do końca pełny. Brakowało basisty, a znalezienie nowego wcale nie jest takie proste. Tak czy inaczej był jej wdzięczny za zaproszenie na bal w Ministerstwie. Nie przepadał za akcjami charytatywnymi, bardziej wolał pieniądze przeznaczać na schroniska, ale machnął już na to ręką. Postanowił pójść, aby przekonać się, jak to jest w świecie Segovii, skoro on jej pokazał swój własny. Podjął się tego dla niej, bowiem w tak krótkim czasie stała się dla niego ważna. Przy niej nie musiał się ograniczać, doskonale czuł się w jej towarzystwie. Jak dotąd z nikim nie było mu tak swobodnie i wspaniale. Naturalnie sam się porządnie wykąpał i ładnie wypachnił. Grzebał w swojej wielkiej szafie w celu znalezienia odpowiedniego stroju na tę imprezę. Padło na niebieski garnitur i eleganckie czarne buty. Pod marynarką miał czarną koszulę. Wolałby generalnie rockowy styl, gdyż za takimi ciuchami nie przepadał. Aczkolwiek w tym przypadku darzył ten konkretny z nich swoistą sympatią, dobrze się w nim ogółem czuł, dlatego nie zastanawiał się zbyt długo nad wyborem. Tak jak się umówił z Ivanową poprzez listy, udał się pierw pod adres, który mu wysłała. - Wyglądasz olśniewająco. - nie omieszkał się posłać w jej kierunku komplementu, a nie kłamał, gdyż tak też uważał! No i właśnie... w takiej sukni była o wiele seksowniejsza i było na czym zawiesić oko. Generalnie niczego jej nie brakowało, była totalnie w jego typie, czemu zaprzeczyć się nie da. Wyciągnął ku niej ramię niczym dżentelmen, coby je chwyciła. Chwilę później kobieta ich przeteleportowała i w mgnieniu oka byli już na miejscu. Opłacił należną sumę oczywiście już przed wejściem i trzymając swoją partnerkę za ramię, wszedł z nią do środka, dumnie wypinając pierś. - Jak najbardziej! - wyparował entuzjastycznie, posyłając jej jednocześnie zawadiacki uśmieszek. Czuł, że niczego nie pożałuje. Z pewnością będą mieli tu co robić. Raczej licytować niczego nie zamierzał, przynajmniej póki co. - Nie mam nic przeciwko. - stwierdził bez oporów, dając się ciemnowłosej pociągnąć w głąb sali. Słysząc zachęcający ton Segovii, nie mógłby jej odmówić. Poprosił barmana, aby i jemu coś nalał i gdy otrzymał szklankę, poczuł niezbyt zachęcający zapach, który się z niej wydobywał. Jego usta skrzywiły się w lekkim grymasie, ale czując na sobie palące spojrzenie mężczyzny, przytknął usta do naczynia i upił ostatecznie tych kilka łyków. Oddalił się od niego i przystanął gdzieś ze swoją partnerką, starając się delektować alkoholem. - Hmm w sumie... nie jest taki zły! - przekonał się nawet i wtem... omal się cholera nie zachłysnął! Wypluł na dłonie bliżej nieokreślone coś. Okazało się, że to kulka skrzeloziela. No proszę! Może kiedyś mu się na coś przyda. - Woo, nie przypuszczałem, że dodają takie rzeczy do drinków. A to takie rzadkie podobno. Patrz! - odparł wesołym tonem, a na podkreślenie swych słów wskazał palcem na swą zdobycz i pokazał je w całej okazałości Segovii z zachwytem wymalowanym na swej twarzy. Zaczęło się nieźle to trzeba przyznać!
Wydarzenie towarzyszące: Bar koktajlowy Wylosowane kostki:6 Zdobycze: Kulka skrzeloziela na jeden wątek?