Miejsce zatłoczone w czasie przerw między lekcjami. To tutaj jest najgłośniej i najweselej. Po środku stoi fontanna, której posągi łypią na uczniów kamiennym okiem, a gdy ktoś wsunie rękę do wody, potrafią opluć prosto w twarz. W lecie dziedziniec jest hojnie ogrzewany słońcem, w zimę gajowy musi się namęczyć, by wszystko wokół odśnieżyć.
Jarmark:
Jarmark
Na dziedzińcu społeczność czarodziejów zorganizowała jarmark, na którym można dorwać nie tylko związane z Bitwą o Hogwart pamiątki, ale też wziąć udział w kilku atrakcjach, które czekają na pasjonatów historii.
Stoisko z przekąskami
Za symboliczną opłatę 10 galeonów macie nieograniczony dostęp do wszelkiego rodzaju magicznych smakołyków:
Jedzenie: Quiche z mandragory - Wspomaga zdrowie i do tego smakuje wyśmienicie! Kilka kęsów wystarczy, by odżywić organizm. Rzuć k6. Wynik parzysty sprawia, że wydajesz z siebie krzyk godny młodej mandragory! Zupa pokrzywowa - Powoduje chwilowe uczucie szczypania w języku, przy okazji wspomagając zdolności krasomówcze tego, kto jej skosztował. Przez następne kilka godzin nie masz problemu ze znajdowaniem słów i wysławiasz się najpiękniej w towarzystwie. Smoczy tatar - Przekąska zazwyczaj serwowana podczas uroczystych wydarzeń, jednak ze względu na swoje kulturowe znaczenie, dostępna i przede wszystkim przygotowywana na świeżo, podczas dzisiejszego jarmarku. Wyostrza zmysły, choć jednocześnie daje niesamowicie śmierdzący oddech na najbliższe kilka godzin! Butter-fly pudding - Słodki maślany deser, który dodaje uczucia lekkości. Rzuć k6. Wynik nieparzysty oznacza, że do końca wątku unosisz się kilka centymetrów nad ziemią! Kanarkowe kremówki - Typowe ciastko przyrządzone według przepisu bliźniaków Weasley. Niektóre z nich zostały pozbawione żartobliwych właściwości. Rzuć k6. Wynik parzysty oznacza, że na jednego posta zamienia Cię w kanarka! Kanapka z peklowaną wołowiną - Typowa, aczkolwiek niesamowicie smaczna przekąska, powodująca, że na Twojej twarzy pojawia się masa piegów!
Picie: Wiążący język miąższ cytrynowy - Wykrzywia mocniej niż wszystko, co znacie, ale rozjaśnia umysł poprawiając skupienie na najbliższe kilka godzin! McSpratts - Popularna w latach 90-tych gazowana woda czarodziejów. Rzuć k6. Wynik nieparzysty oznacza, że po napiciu się napoju, bąbelki wylatują Ci uszami i nosem! Sok z mniszka - Lekko gorzki napar, który sprawia, że Twój język robi się zielony. Pozwala zagoić lekkie rany i otarcia w mgnieniu oka! Syrop wiśniowy - Uwielbiany głównie przez dzieci, ale i jeden z faworytów niektórych emerytów. W mig poprawia humor, pozwalając cieszyć się resztą wieczoru bez zmartwień. Rzuć k6. Wynik 1-3 oznacza, że Twoja głowa przybiera wiśniowego koloru, a z włosów wyrasta kilka liści. Parujący Stout Simisona - Ciemne piwo, o lekko orzechowym posmaku. Powoduje chwilowe parowanie z uszu. Tylko dla pełnoletnich czarodziejów! Wywar ze stokrotek - Słodkawy likier pozyskiwany z soków stokrotek. Powoduje u pijącego spontaniczne wyrastanie płatków na całym ciele, co jakiś czas. Tylko dla pełnoletnich czarodziejów!
Historyczne pamiątki
Tutaj możecie nabyć pamiątki związane z postaciami lub wydarzeniami historycznymi:
Figurki hogwarckich zbroi - Zbroje poruszają się, uchylając przyłbicę i podnosząc miecze ku górze. Zakupując komplet można przeprowadzać ze znajomymi bitwy, gdyż posążki będą ze sobą walczyć. (Pojedyncza figurka - 35g, komplet figurek - 120g i +2pkt. do historii magii) Magiczny zielnik Profesora Longbottoma - zbiór notatek i ususzonych ziół opracowany na podstawie dzienników Neville'a Longbottoma. (45g, +1pkt. do zielarstwa) Księga „Hogwart i jego obrońcy - historia nieznana” - Tom opowiadający o Bitwie o Hogwart za pomocą anegdot z pola bitwy, zawierający historie, których nigdy nie udało się potwierdzić, przez co nie trafiły do oficjalnych podręczników Historii Magii. (50g, +1pkt. do HM) Zestaw do herbaty Profesor Trelawney - Cztery pięknie ozdobione konstelacjami filiżanki oraz czajniczek przedstawiający drogę mleczną. Ponoć parzone w czajniczku napary uspokajają skutki wizji u jasnowidzów, a filiżanki podświetlają odpowiednie gwiazdy, pomagając w interpretacji wróżb. (135g, +2pkt. z wróżbiarstwia i astronomii) Kuferek Hagrida - Oprócz okropnie twardych ciastek, można w nim znaleźć 1 dowolny składnik odzwierzęcy trzeciego stopnia, jedną figurkę smoka (norweski kolczasty, +1pkt. do ONMS) oraz pas ze skóry Afanca, który nie tylko dostosowuje się do tuszy osoby, która go nosi, ale też posiada właściwości odstraszające magiczne insekty (+1pkt. do ONMS). Koszt kuferka to 340g Okulary Pottera - Charakterystyczne, okrągłe oprawki założone na oczy, wskazują aurę drugiej osoby. Jedna para działa przez 2 wątki. Czerwień - złość, brąz - lęk, pomarańcz - witalność, zieleń - spokój, niebieski - smutek, fiolet - empatia, szarość - niepewność. (85g, +1 do OPCM) Komplet magicznych opatrunków - Pozwalają opatrzyć prawie wszystkie urazy zewnętrzne. • Bandaże do trzykrotnego użycia przy ranach odzwierzęcych, poza niebezpiecznymi, oraz zaklęć poza czarnomagicznymi - 100g oraz +1pkt. do uzdrawiania; • Bandaże jednorazowe, będące w stanie zaleczyć jedną ranę po zaklęciu czarnomagicznym lub po ataku zwierzęcia niebezpiecznego - 240g oraz 2pkt. z uzdrawiania. Książka kucharska Molly Weasley - Zbiór smacznych, domowych potraw magicznych, dla całej rodziny. Podążając za tymi przepisami, nie ma opcji kuchennej porażki! Do książki dodawany jest paczka domowej roboty toffi. (50g oraz +1pkt. do Magicznego gotowania) Książka „Nie możesz odwołać Quidditcha!” - Historia najsłynniejszych boisk i turniejów magicznych gier, której współautorem był Oliver Wood (50g, +1pkt. do GM) Zestaw piękności Gilderoya - Pudełeczko z kosmetykami dla każdej modnej czarownicy. W środku można znaleźć kremy, szminki, tusze do rzęs, cienie do powiek oraz lakiery do paznokci. Ten, kto użyje całego kompletu kosmetyków, hipnotyzuje swoim pięknem, przez co jego występy publiczne stają się niesamowicie wiarygodne i piękne dla każdego słuchacza. (170g oraz +1pkt. z DA)
Historyczna loteria
Każdy z was ma możliwość wzięcia udziału w loterii. Są dwa rodzaje losów: • Basic - 25g • premium - 100g Każda postać może kupić tylko jeden los! Pamiętajcie, by po nagrody zgłosić się w odpowiednim temacie!
Losy basic:
Rzuć Literką, by zobaczyć, co wygrałeś: A. Brawo! W Twoje ręce wpada bon o wartości 100g do wykorzystania w dowolnym sklepie w Hogsmeade! B. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. C. W Twoje ręce wpadają okulary Pottera. Gratulacje! D. Brawo, wygrywasz magiczny zielnik Profesora Longbottom! E. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. F.Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. G. Brawo! Wygrywasz bon o wartości 60g do wykorzystania w dowolnym sklepie na ul. Pokątnej! H. Gratulacje! Wygrywasz zestaw figurek hogwarckich zbroi! I.Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. J. Brawo! Wygrywasz książkę kucharską Molly Weasley, wraz z obowiązkową paczuszką domowego toffi!
Losy premium:
Rzuć Literką, by zobaczyć, co wygrałeś: A. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. B. To zdecydowanie jest Twój szczęśliwy dzień! Wygrywasz bon o wartości 170g do wykorzystania w dowolnym sklepie na ul. Pokątnej! C. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. D. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. E. Brawo! Wygrywasz magiczne bandaże jednokrotnego użycia! (na rany od zwierząt niebezpiecznych i zaklęć czarnomagicznych) F. Brawo! Wygrywasz zestaw piękności Gilderoya! G. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. H. Gratulacje! Wygrywasz bon o wartości 200g do dowolnego sklepu w Hogsmeade! I. Niesamowite! Wygrywasz kuferek Hagrida! J. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie.
Kwiatowy model Hogwartu
Na środku dziedzińca stoją ogromne kosze z kwiatami, z których wspólnymi siłami uczestnicy jarmarku mogą uzupełnić zniszczony model Hogwartu. Jeśli chcesz wziąć udział w zabawie, sprawdź, co Cię czeka!
Każdy, kto chce pomóc w odbudowie modelu, rzuca literką, by wylosować, jakie kwiaty mu przypadły.
Kwiaty:
A jak Aster - Gdy tylko dokładasz astry, by dobudować kolejny element szkolnych murów, te na chwilę migocą na złoto, a nastepnie u Twojego boku pojawia się sakiewka, w której znajdujesz 20g! B jak Bratek - Twoje kwiaty od razu łączą się z innymi, które postawił ktoś inny. Osoba, która wkladała kwiat przed Tobą, do końca dnia będzie Ci się wydawać jakby była Twoim najlepszym przyjacielem! C jak Chryzantema - Kwiaty, które Ci przypadły sprawiają, że otula Cię poczucie ciepła, a nad modelem uszkodzonego zamku pojawiają się na chwilę mgliste twarze poległych w Bitwie bohaterów. D jak Dalia - Czujesz, jak po umiejscowieniu kwiatów, nagle przybywa Ci sił i jesteś w stanie przenosić góry. Twoje mięśnie się wzmacniają, a kondycja ulega polepszeniu. Otrzymujesz +1pkt. do GM! E jak Eustoma wielkokwiatowa - Myślisz, że po prostu dołożyłeś cegiełkę, czy też kwiatek, do modelu, ale po chwili Twój wzroku przykuwa coś, czego wcześniej tam nie było. Znajdujesz 3 karty z czekoladowych żab oraz +1pkt. do HM Możesz wybrać, które karty ze spisu znajdujesz. Do dyspozycji masz kategorie: hogwarckie osobistości, znane czarownice oraz znani czarodzieje, w każdej z nich możesz wybrać po 1 karcie. F jak Fiołek - Nagle dopada Cię nostalgia i masz wrażenie, że świat wokół Ciebie zrobił się niepokojąco szary. Robisz się niesamowicie skryty i potrzebujesz bliskości innej osoby do końca dnia! G jak Geranium - Twój nastrój ulega znacznej poprawie! Masz ochotę wciąż śmiać się i tańczyć. Nic nie jest w stanie tego zepsuć, a już na pewno nie paczka mixu słodyczy, która wylądowała obok Ciebie. H jak Hiacynt - Po umiejscowieniu kwiatka czujesz, że coś jest nie tak. Do końca dnia Twoje oczy przyjmują hiacyntowy odcień, a Ty paplasz o swoich sekretach na prawo i lewo. I jak Irys - Widzisz, jak przed Tobą pojawia się postać samej Roweny Ravenclaw. Kobieta uśmiecha się do Ciebie, wyciągając w Twoją stronę dłonie i wypowiadając słowa, których nie rozumiesz. Czujesz się jednak zdecydowanie bardziej pewny siebie. Otrzymujesz +1pkt. do dowolnej dziedziny kuferkowej! J jak Jaskier To zdecydowanie nie jest Twój dzień. W momencie, gdy jaskier ląduje w makiecie, kwiaty wokół niego na chwilę obumierają, a Ty czujesz, jak ogarnia Cię złość. Następna osoba, która napisze post w tym temacie (nie musi być przy makietach) jest Twoim wrogiem przez następny wątek!
Nieważne, jak mocno Eiv wpatrywałaby się w oczy Runy, i tak nie dojrzałaby w nich żadnego z fałszywych uczuć, jakich najprawdopodobniej szukała. Oczywiście, może delikatne zbicie z tropu majaczyło gdzieś pośród pokładów niezmierzonej empatii oraz czystej chęci pomocy, bo dziewczę nigdy by się nie spodziewało, że po względnie krótkiej salwie przekleństw oraz obelg ich ofiara momentalnie się załamie. Wnioskując z całej tej nienawiści, jaką słychać było w opowieściach Gemmy o podszywającej się pod nią osobie, można było pomyśleć, iż ona z wielką chęcią podejmie się takiej szermierki. Zamiast tego, po prostu opadła na ziemię. Grímsdóttir usiłowała wiec w jakiś niebywale błyskotliwy sposób rozpracować zawiłość sytuacji, ale fakt, że musiała to robić w międzyczasie oswajania Henley wcale nie pomagał. Głaskała ją z niemal siostrzaną troskliwością, której w danym momencie u Gemmy próżno było szukać. Dziewczyna powoli chyba zaczęła wierzyć w prawdziwość teorii o dawno zaginionych, nagle odnalezionych bliźniaczkach, sądząc po pełnym wyrzutu pytaniu o nieodzywanie się, ale zamiast takiego chamstwa, mogłaby się przestawić na tryb empatii. Nie pomyślała, że może Cara nie miała żadnego wpływu na ich rozdzielenie? Runa mimowolnie czuła na sobie wzrok Zaharówny, chociaż odwrócona do niej plecami nie miała najmniejszej szansy na zgadnięcie, jakie emocje w nim zawarła. Czy niecierpliwe oczekiwanie, czy nienawiść, czy może zwykłą obojętność i brak wiary w retorykę Włoszki? A może w ogóle nie patrzyła, krążąc tylko w kółko, zaś osiemnastolatce tylko wydawało się, że jest obserwowana? Jeszcze się o tym z pewnością przekona, póki co nadal delikatnie gładziła włosy Gryfonki, aby zaraz ostrożnie odebrać od niej papier wraz ze zdjęciem. Sytuacja zrobiła się trochę mniej wygodna, bo dla pełnej wygody Runa potrzebowałaby obu swoich dłoni, a to oznaczało, że nastał koniec głaskania. Westchnęła cicho, zabierając się do dokładniejszych obserwacji dwóch zadziwiająco ważnych rzeczy, których otrzymania dziewczę w żadnym wypadku się nie spodziewało. - Gemma, jak miała na imię twoja siostra? To znaczy, na pierwsze i drugie? - spytała głośno, chcąc upewnić się, że adresat pytania dokładnie je usłyszy. Oczyma pochłaniała inicjały N. V. Z. w całej pewności, że "Z" oznacza "Zaharov". Nie chciała jednak podejmować żadnych pochopnych wniosków, więc musiała się upewnić. Rok 2004 również pasował do wersji rozdzielenia w wieku dziewięciu lat. - W sumie wiesz co? Chodź tu i zobacz sama - dodała, podnosząc się do pionu i wyciągając dłoń ze zwitkiem papieru oraz zdjęciem w stronę dziewczyny, a kiedy ta zabrała podane jej rzeczy, Włoszka znów przykucnęła, aby ponownie zacząć głaskać Henley. - Wszystko będzie dobrze - powiedziała cicho, nie mając w arsenale nic lepszego, a nie chciała, żeby dziewiętnastolatka miała się tu zaraz popłakać.
Mugolska książka potrafiła być tak bardzo wciągająca dla Valerie, jak te znajdujące się w dziale ksiąg zakazanych. Ubrana dość lekko nie zwracała uwagi na zmianę temperatury na dziedzińcu. Ciągłe przeprowadzki przyzwyczaiły ją do tego. Nawet Islandia wydawała się z lekka cieplejsza dla niej, od tego co mówili sami jej mieszkańcy. Wracając jednak do obecnej sytuacji... Nigdy żadna książka nie wciągnęła jej aż tak bardzo aby zapomnieć o otaczającym ją świe.... Wróć! Nigdy nie wciągnęła jej tak bardzo jak szła. Teraz lepiej. Bo to, że potrafiła całymi nocami przesiedzieć pod kocem z kubkiem ciepłej czekolady, zapaloną świecą koło fotela i książką w dłoniach to wiedział każdy. Każdy kto ją znał. Nigdy jednak nie zdarzyło się jej iść i czytać jednocześnie. Zawsze uważała to za bardzo niebezpieczne. Sam tytuł mógł mówić niewiele, bo czymże jest Blackout? Dla czarodzieja mogło nic to nie mówić, dla osoby wychowanej w tradycjach mugolskich było kluczem, do rozpoznania o czym jest ta książka. Rozległa awaria zasilania nazywana jest blackoutem. Awarię taką definiuje się jako utratę napięcia w sieci elektroenergetycznej na znacznym obszarze. Fascynowała ją taka możliwość i zlezienie się w niej osobiście. Jak poradzić sobie wtedy? Co jest cenne aby przeżyć? Bez magii to trudne i czasami zazdrościła mugolą takich możliwości. Chociaż sama nie jestem pewna czy jest tutaj czego zazdrościć.... Wizja nakreślona przez autora jest naprawdę przerażająca. Bo choć przez cały czas zdajemy sobie sprawę, że na kartach powieści stanowi ona fikcję literacką, to jednak gdzieś w głębi ducha mamy świadomość tego, iż wszystko to, o czym opowiada ta historia mogłoby się przecież wydarzyć w rzeczywistości. Aż strach pomyśleć, co by się wówczas działo… Spokój, który gościł na dziedzińcu zakłócił nagły łoskot i dość donośne przekleństwo ze strony dziewczyny. Zamiast iść dalej z książką w dłoniach, leżała tyłkiem na ziemi spoglądając gniewnie na stojącego przed nią chłopaka. Twarz jego była jej znajoma jednak kompletnie nie potrafiła rozgryźć skąd mogła go znać. Nie zmieniając nawet na chwilę swojego wyrazu twarzy podniosła się stając na równi z nim. Nie zapomniała jednak w takiej chwili o książce. Ona była dla niej priorytetem i z powrotem można było ujrzeć ją w jej dłoniach. - Gdzie twoja laska dla niewidomych? - udając zatroskanie zaczęła się za nią rozglądać chociaż doskonale wiedziała, że chłopak takiej nie posiadał. - Najwidoczniej ulotniła się tak samo jak twój szacunek do płci przeciwnej. - objęła książkę rękoma umiejscawiając ją pod biustem. Nie spodziewała się jakiejś błyskotliwej riposty z jego strony dlatego z jej ust wyrwało się ciche prychnięcie.
Po całym dniu spędzonym na nauce, panicz Hamilton wybrał się na przechadzkę po porośniętych bujną, soczystą, zieloną trawą błoniach, jakie otaczały zamek, chcąc się przewietrzyć i rozprostować kości. Rozbolała go głowa, toteż uznał, że pobyt na świeżym powietrzu dobrze mu zrobi, bo przecież nie można cały czas przebywać w murach zamku i siedzieć w książkach. Odrabianie lekcji zajęło mu jednak tyle czasu, że zrobiło się już późno i zaczął zapadać zmrok, jednakże uznał, że nic złego się nie stanie, jeśli na kilka minut wyjdzie poza mury zamku. Przez większość dnia padał deszcz, toteż powietrze i wszystko wokół było przesiąknięte wilgocią, a do tego wiał zimny, północny wiatr. Chłopak jednak nie przejmował się tym. Wciągnął kaptur na głowę i schował dłonie do kieszeni kurtki, aby ochronić się przed zimnem i niespiesznym krokiem ruszył przed siebie. Wokoło panowała cisza i niczym niezmącony spokój. Zewsząd panował mrok, jaki rozpraszał jedynie skąpy, blady blask okrągłego księżyca w pełni, który wyjrzał zza chmur, oraz światła bijące z dużych, gotyckich okien, zdobnych w barwne witraże. Sylwetka potężnego gmachu rysowała się tajemniczo na tle nocnego nieba. Widok owej majestatycznej budowli robił naprawdę wielkie wrażenie, jednak Bocarter był przyzwyczajony do takich widoków. W końcu sam zamieszkiwał dwór niemal równie okazały, co zamek. Po dziesięciu minutach przechadzania się po błoniach, uznał że czas najwyższy powrócić do zamku. Zawrócił więc, postanawiając wejść do szkoły bocznymi drzwiami, aby nie napotkać po drodze nikogo niepożądanego. W tym celu podążył przez okrągły, otoczony zamkowymi murami dziedziniec, pośrodku którego znajdowała się duża fontanna, na której lubili przesiadywać uczniowie. Dla niego nie było to nic szczególnego. W końcu jeszcze okazalsza fontanna znajdowała się w ogrodzie przed jego domem, także to wszystko nie robiło na nim takiego wrażenia i nie wzbudzało zachwytu tak, jak w innych uczniach. Zresztą nie była to jedyna rzecz, jaką wyróżniał się spośród wychowanków tejże szkoły. Został bowiem wychowany inaczej niż większość z nich, a do tego wpojona mu przez ojca nieufność i sceptyczne nastawienie do innych, nie pozwalały mu nawiązać z nikim przyjacielskich stosunków. Nie oznacza to bynajmniej, że wszystkich wokoło traktował jako swoich potencjalnych wrogów. Nie, on po prostu starał się zawsze i wszędzie zachowywać neutralność, wychodząc z założenia, iż taka postawa jest najlepsza i nie prowadzi do żadnych zbędnych konfliktów. Przechodząc przez dziedziniec, obok jednej z wysokich kolumn, nie zauważył nadciągającej z naprzeciwka dziewczyny pogrążonej w lekturze książki, także niefortunnie się z nią zderzył i to tak, że upadła ona na ziemię. Jej zaskoczony wyraz twarzy sprawił, że z trudem stłumił w sobie śmiech. Wyglądała bowiem tak, jakby właśnie została brutalnie przywrócona do rzeczywistości i nie bardzo wiedziała, gdzie się właściwie znajduje. Kiedy na niego naskoczyła, najwyraźniej próbując wyładować na nim swoją złość, uniósł tylko ironicznie brwi, pocierając ręką obolałe ramię, które ucierpiało nieco na wskutek ów silnego uderzenia. - Wybacz, nie zauważyłem cię. Swoją drogą, ty też mogłabyś patrzeć, gdzie idziesz, a nie wpadać na ludzi.- stwierdził nieco kąśliwym tonem, choć spojrzenie miał spokojne i pełne godności, gdyż zazwyczaj starał się nie przyjmować agresywnej postawy, woląc unikać niepotrzebnych zwad i konfliktów poprzez ugodowe załatwianie ewentualnych problemów.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Aleksander jak zwykle w o tej porze roku jak wychodził na dwór ubrany był w szary garnitur w delikatną kratkę i w szkolnym krawacie swojego domu. Miał na ramieniu narzuconą marynarkę i siedząc na murku opierał się o kolumnę i rozmawiał z Pandorą, aż jego wzrok przyciągnęła inna parka. Rozbawiło go ich zderzenie przez co roześmiał się cicho i krótko, po czym potrząsnął głową z niedowierzaniem. - No, no tylko zaraz się tam pobiją - odpowiedział i spoglądając na nią i jak się śmieje sam również znów się roześmiał. Uspokoił się trochę, opanował i spojrzał na niebo. - Ile to my już tutaj siedzimy? Już się ciemno zrobiło - zauważył znów spoglądając na znajomą. - Nie jest ci już w ogóle zimno? Bo ktoś tutaj chyba trochę zaszalał ubierając dzisiaj krótkie spodenki - dodał uśmiechając się jakby faktycznie martwił się tym, że może się przeziębić. Mu się robiło zimno jak tak na nią patrzył, a dzisiaj zapowiadało się, że będzie zimna noc. Zeskoczył z murku i otrzepał się z pyłków, a także kurzu. Po czym wyciągnął otwartą rękę w stronę Ślizgonki by pomóc jej zejść z i tak niskiego murku.
Pandora nie rozumiała, jak można czytać idąc. To samo prosiło się o katastrofę. Zresztą co może być na tyle ciekawego, aby ryzykować swoim własnym życiem? Quiddicth. Jeśli to na temat mioteł czy czarnej magii to mogła zaakceptować. O! Zwłaszcza z działu ksiąg zakazanych. Ta myśl spowodowała, że ślizgonka wychyliła się nieco, aby zerknąć jaki tytuł w dłoniach trzyma gryffonka. Black... Co? Nie. Najwidoczniej to nie było związane, ani ze sportem magicznych, a przede wszystkim na pewno już nie z tym drugim. Przyglądała się zaciekawiona wymianie zdań, dwojga nieznanych jej osób, ewentualnie z widzenia. Chociaż akurat Hamiltona to ona znała. Ludzi z tego samego roku i domu raczej się kojarzy. Nie trzeba z nimi gadać, ale mieć jakieś przebłyski z nimi związane wypada. - Byłoby ciekawie, jakby doszło do rękoczynów. - Machnęła nogami, przy czym uśmiechając się. Przeniosła wzrok na Corteza, kiedy ten zwrócił uwagę na czas, który już tu razem spędzili. A siedzieli... No, długo. - Faktycznie, ale nie przeszkadza mi to. - Tam gdzie się wychowywała zimno to codzienność. Zerknęła na niebo, a potem ponownie się uśmiechnęła. - Nie. Klimat w Rosji jest znacznie chłodniejszy.- Chwyciła rękę Aleksa i elegancko zeszła. Otrzepała dżinsowe spodenek z kurzu, którego zapewne nie brakowało na murku.
Po wzięciu kilku głębszych wdechów mogła już normalnym tonem prowadzić dalszą konwersację. A przynajmniej z całych sił miała nadzieję, że właśnie taka ona będzie i nie dojdzie do rzucania bezsensownych zaklęć w swoją stronę. Swoją drogą lubiła od czasu do czasu wyładować swoje emocje, ale nie sądziła aby dobrym pomysłem było... Słysząc śmiech odwróciła swoją głowę w stronę jego źródła. Widząc dwie postaci siedzące na murku mruknęła coś pod nosem. Teraz to już była pewna, że rzucanie zaklęcia to głupi pomysł. Nie licząc ślizgona stojącego przed nią, to jeszcze dwóch innych wałęsało się po korytarzu. Niezadowolona z takie obrotu sprawy spiorunowała dziewczynę spojrzeniem. Co jak co, ale patrząc na nią musiała przyznać, że ślizgonki to powadzenia raczej nie miały u płci przeciwnej, a jedynie nieliczni, pewnie zdesperowani faceci, rzucali się na nie. - Zdecydowanie wolę świat Fantazy od tego który mnie otacza. - spojrzała na niego podnosząc głowę do góry. Kojarzyła tego ślizgona, wiedział, że miał jakiś tytuł, ale czy był świadomy tego, że stoi przed nim Lady? Rzadko kiedy używała tego tytułu, jednak był on jej nadany wraz z pojawieniem się w rodzinie Cairndow. Z zniesmaczeniem spojrzała w stronę dwójki ślizgonów. - Typowi ślizgoni. - zmierzyła od stup aż po czubek zarozumiałej głowy. Poniekąd rozumiała ich zachowanie i to, że zaczęli się śmiać. Pewnie sama by tak zrobiła będąc na ich miejscu, jednak nie miała zamiaru pozwolić aby ktoś śmiał się z niej. A tym bardziej jacyś ślizgoni.
- To poniekąd zrozumiałe, aczkolwiek zachwycanie się nieistniejącym światem nie jest rozsądne, bo prowadzi do błędnego postrzegania rzeczywistości, nie sądzisz?- zapytał retorycznie, unosząc sceptycznie brew. Obdarzył przeciągłym spojrzeniem dwójkę uczniów ze swojego domu, którzy zachowywali się tak naturalnie i swobodnie, jak gdyby byli u siebie, co dla niego było po prostu nie do pojęcia, gdyż trudno było mu zachować swobodę poza domem. W końcu zawsze i wszędzie musiał pamiętać o tym, aby zachowywać się godnie, żeby nie zhańbić swego ojca ani nazwiska, które nosił. - Co masz na myśli?- zapytał nieco ostrzejszym tonem, ponownie przenosząc na nią wzrok, kiedy usłyszał jej pełne krytyki słowa odnośnie Ślizgonów. W końcu, jakby nie patrzeć, sam był jednym z nich, choć nie poczuwał się do odpowiedzialności za zachowanie innych uczniów ze swojego domu, z którym nie czuł się w żaden sposób związany, dlatego nie okazywał uczniom z pozostałych domów tak jawnej niechęci, jak zdarzało się to czynić innym Ślizgonom, zwłaszcza w stosunku do Gryfonów, z którymi to relacje wciąż pozostawały napięte, poprzez permanentną rywalizację, jaką owe domy toczyły między sobą.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Spojrzał się na Pandorę będąc czymś zaciekawiony. Nie znał jej jeszcze aż tak mocno, by wiedzieć czy dziewczyna mówiła na poważnie, czy też żartowała. - No i komu pomożesz? Jesteś dumną Ślizgonką, czy zawziętą feministką? - odezwał się po rosyjsku, uśmiechając przy tym złośliwie. Przytaknął głową słysząc jej tłumaczenie. Faktycznie miała rację, tam było o wiele zimniej, co już sam niejednokrotnie to odczuł na własnej skórze. Sam większość czasu spędził w Anglii, więc mimo wszystko był bardziej przyzwyczajony to tutejszej pogody i klimatu. - I jak było w Durmstrangu? - zapytał się bo w zasadzie nie znał powodu dla którego przeniosła się do Hogwartu. I był ciekawy, czy uciekła stamtąd, czy coś innego ją do tego zmusiło. - Wracamy do dormitorium, czy przejdziemy się jeszcze po zamku? - rzucił do koleżanki oferując jej ramię, poprzez wyciągnięcie go w stronę dziewczyny. Nie chciało mu się spać i najchętniej jeszcze by się pokręcił po szkole. Kto wie może natrafią na jakieś tajne pomieszczenie? Idąc w stronę drzwi wejściowych usłyszał pewne słowa dziewczyny. Na które nie tylko on zareagował dość mocniej niż na jej poprzednie wypowiedziane zdania. - Typowa Gryfonka, wydaje jej się, że jest lepsza od Ślizgonów. Może to sprawdzimy? - Rzucił w stronę Berenice. Jeśli ktoś znał Corteza chociaż trochę lepiej, wiedział, że on gardził wszelkimi książętami i każdym kto się jakoś wysoko tytułował. Więc może i dobrze, że nie wspomniała o tym jak mają się obecni tutaj do niej zwracać. Bo pewnie dopiero wtedy by ją na prawdę wyśmiał. - Ale spokojnie, spokojnie. Nie mam na myśli pojedynku... Nie takiego normalnego. Bo w obecnym składzie to byłoby nie fair. I jeszcze ktoś by był gotów pomyśleć, że Cortez oferuje innym pojedynki stojąc z obstawą. - Powiedział po tym jak uniósł lekko rękę do góry, chcąc ją uspokoić i poinformować o dalszej części. - Prędzej zaoferowałbym małą przechadzkę po zamku i poszukanie jakiś kłopotów. Każdy umie machać różdżką i rzucać zaklęcia. O wiele cenniejsze jest umieć wyjść z opresji, kiedy niekoniecznie masz naprzeciwko siebie czarodzieja - dokończył, rzucając jej wyzywające spojrzenie. Po czym zerknął też szybko po twarzach znajomych z domu. - Wam też to oferuję. Im nas więcej będzie, tym lepiej i zabawniej.
/Mnie i Ber nie będzie teraz jakoś przez majówkę i kilka dni dłużej. Więc przepraszam, za lekkie przyblokowanie akcji.
Co w byciu ślizgonką było złe? Przecież nie miała zamiaru być kolejnym Salazarem Slytherinem czy Voldemortem. Tiara Przydziału przydzieliła ją do węży. Pandora sama nie miała pojęcia dlaczego, ale skoro magiczny kapelusz tak postanowił coś w tym było. Pochwyciła nieprzyjazne spojrzenie skierowane przez Carindow, jednakże nie zareagowała. Agresja u ślizgonki ujawniała się dopiero, kiedy została doprowadzona do tylko jej znanej ostateczności. Ta sytuacja nie wymagała żadnych reakcji, dlatego Lebiediew postanowiła nie marnować swojej energii na gryffonkę. - Wolałabym nie odpowiadać na to pytanie. - Powiedziała to bez jakichkolwiek emocji i wzruszyła ramionami. Ślizgoni? Feminizm? Co to miało do rzeczy? I czemu komukolwiek miała pomagać? Nie chciała zepsuć miło zaczętej pogawędki z Aleksem, a to pytanie ją nieco zirytowało. - Skoro mówisz po rosyjsku, nie miałeś przyjemności tam być? - Tym razem opowiedziała w swoim ojczystym języku, przy tym uśmiechając się złośliwie, jak przedtem Cortez. - Dormitorium? O tej porze dopiero zabawa się zaczyna. - W jej oczach pojawił się ten charakterystyczny błysk dla szaleńców, a jej twarz wyrażała "zróbmy coś niewłaściwego". Niestety ich podróż się nie rozpoczęła, ponieważ słowa gryffonki sprowokowały nie tylko Pandorę do wypowiedzi, ale i Corteza, a także Hamiltona. - Typowi? Co masz na myśli? - Wtrąciła się do rozmowy pomiędzy Berenice, a Hamiltonem. Irytowało ją, że każdy postrzega wychowanków Slytherina, jako jakiś nieznośnych i wrednych, ograniczonych nastolatków. Właściwie nie miała wiedzy w tej sprawie, na temat punktu widzenia dziewczyny z domu lwa. Rozwiązanie tego problemu (którego sobie sama naważyła Berenice) przez Aleksa wydało jej się świetnym pomysłem. - Wchodzę w to! - Odparła w stronę towarzyszących jej osób. Zapewne Carindow przyjmie wyzwanie czy nie prawdą jest to, że Gordryk Gryffindor miał pod swoją pieczą odważnych podopiecznych? Tylko czy mieli oni wystarczająco dużo sprytu, aby podołać odwadze, która często prowadziła ich do zguby. Spryt? Myślę, że jest to domena już innego domu...
- Błędne postrzeganie mówisz... - chwilę zastanowiła się nad jego słowami. - Nie mówiłam nic, że zachwycam się tym światem aby nie widzieć tego co mnie otacza. Czasem jednak zatracenie się w świecie fikcji może dać nam możliwość postrzegania świata trochę bardziej obiektywnie, nie sądzisz? - sama zakończyła swoją wypowiedzieć identycznym pytaniem co on. jego ostrzejszy ton co do jej słów wywołał lekki, ironiczny uśmiech. Nigdy nie oceniała innych po dziwnych sporach opisanych w księgach od historii magii, jednak to słowo nie powinno być mu obce. Każdy dom posiadał jakieś swoje stereotypy. Nawet Gryffoni. W wielu zapiskach, jak nie we wszystkich, można było przeczytać o tej dziwnej relacji która łączyła te dwa domy. Nienawiść, uprzedzenia, chęć rywalizacji czy irracjonalnych pojedynków. - Przeczytałam wiele książek. Tych magicznych jak i bardziej mugolskich. W słowach które wypowiedziałam chodziło mi o typowy opis ślizgona. Nie to abym patrzyła pobieżnie na domy i zatrzymała się na dziwnym stereotypie ich postrzegania. - czy ona właśnie sie usprawiedliwiała? To nie było w jej stylu, tym bardziej przed jakimś obcym chłopakiem. - Wasz dom zawsze miał jakieś zatargi z naszym, dlatego sytuacja ta wydała mi się tak "typowa''. - wzruszyła ramionami spoglądając w stronę uczniów. Nie spodziewała się jednak, że jedna z tych osób odezwie się do niej. Mrużąc oczy spojrzała na chłopaka. - Lepsza? Nie, tego nie powiedziałam. To ty użyłeś tego słowa. Bardziej to TY uważasz mnie za lepszą od was niż ja sama. - uśmiechnęła się słodko chodź ironicznie. Ślizgoni potrafili być naprawdę płytcy w niektórych sytuacjach. Pomysł jednak sprawdzenia tego zaintrygował ją. Często pakowała się w kłopoty więc czemu by i nie tym razem. - Z chęcią poszukam z wami "kłopotów". - przeżyła spotkanie z widłowężem więc znalezienie czegoś gorszego w tym zamku było równe zeru. Nikt jednak nie musiał o tym wiedzieć. Tak jak i o tym, że rozmawia z wężami. Spojrzała raz na dziewczynę, raz na chłopaka, aby wreszcie zatrzymać swoje spojrzenie na chłopaku, na którego to wpadła. - Mam nadzieję, że ty też pójdziesz, chyba , że masz jakieś inne, o wiele ciekawsze palny. - błysk w jej oku mówił jedno - im nas więcej tym lepiej. - Masz jakieś konkretne miejsce na myśli czy może przedstawić ci parę pomysłów? - nie chciała decydować za nich. Skoro on to zaproponował to może miał już jakiś pomysł. Trochę byłaby zawiedziona gdyby tak nie było.
- Miałbym kręcić się z wami po szkole zupełnie bezcelowo? Dobre sobie!- prychnął ironicznie. Tym właśnie najbardziej wyróżniał się od większości uczniów, że nigdy nie szukał kłopotów, zawsze sumiennie przestrzegając panujących w szkole zasad, tym bardziej że zależało mu na opinii wzorowego ucznia, toteż robił co mógł, aby zasłużyć sobie na uznanie nauczycieli, będąc sumiennym, pilnym i przykładnym uczniem, stąd też nie mógł sobie pozwolić na wałęsanie się późną porą po zamku. - To wy tu sobie szukajcie kłopotów, a ja się z wami żegnam.- dodał wyniośle, omiatając ich spojrzeniem pełnym wyższości, po czym pospiesznie opuścił dziedziniec i udał się do dormitorium, czyli tam, gdzie właśnie powinien być, nie mając najmniejszego zamiaru zawracać sobie głowy ich szalonymi pomysłami. Doprawdy nie rozumiał takiego nastawienia, gdyż łamanie ustalonych zasad nie było w jego stylu. Nic zatem dziwnego, że nie dogadywał się zbyt dobrze z innymi uczniami, skoro posiadał zupełnie inne poglądy i system wartości niż przeważająca większość z nich. Zwłaszcza Gryfoni i Ślizgoni lubowali się w notorycznym łamaniu zasad i ciągłym rywalizowaniu, co było dla niego po prostu niedorzeczne, gdyż nie dostrzegał w tym żadnego sensu.
z/t
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Popołudniową przerwę w zajęciach Bridget postanowiła spędzić na dziedzińcu przed szkołą. Niespecjalnie miała ochotę na wycieczki po błoniach po wydarzeniach z ostatniej lekcji obrony przed czarną magią. Atak nauczycielki pod postacią wilkołaka wciąż śnił jej się po oczach i nie mogła przestać być wdzięczna losowi za to, że pozwolił jej wyjść z tego cało. Na samo wspomnienie przechodziły ją ciarki, a wnętrzności skręcały się w supełek. Była to bardzo przykra sprawa, która wywarła duży wpływ na wielu uczniów w szkole, w szczególności tych młodszych, którzy dopiero co wkroczyli w świat magii, a już na wstępie odczuli zagrożenie. Bridget jako prefekt swojego domu wielokrotnie już musiała rozmawiać i pocieszać młodsze koleżanki i kolegów, zapewniając ich, że nie grozi im żadne wielkie niebezpieczeństwo w murach zamku - co jednak, jeśli sama nie do końca w to wierzyła? Siedziała przy fontannie pogrążona w myślach, obserwując kruki siedzące na jednym z gargulców. Westchnęła cicho, po czym otworzyła leżącą na jej kolanach tajemniczą książkę o jednym z trudniejszych do nauczenia się języków.
Ta szkoła jest śmieszna. Jestem tu od kilku tygodni, ale na chwilę obecną mogę śmiało stwierdzić że nie przypomina żadnej dotychczas poznanej mi szkoły. Już nie licząc tej całej magii, która jest oczywiście najfajniejszym aspektem tej placówki. Zastanawia mnie czy często ktoś tu ginie. Bo o ostatnim ataku głośno. Nie zagłębiam się jakoś bardzo w takie wiadomości. O różnych rzeczach dowiaduję się z trzeciej ręki. O ataku dowiedziałem się przygotowując się do snu w dormitorium, od kolegów z pokoju. Ci natomiast dowiedzieli się tego od starszych puchonów, którzy zapewne dowiedzieli się od innych. Jedyne co zrozumiałem to to, że nauczyciel, że wilkołak, że atak. Dla jedenastolatka jak ja, wydaje się to superowe. Zapewne ktoś najadł się strachu, i można się przyczepić że to wykorzystywanie władzy przez nauczyciela. Mimo wszystko, ja się śmiałem jak to usłyszałem, ale to może przez moją mugolską mentalność. Z nudów zszedłem na dziedziniec. Koledzy wraz z Gryfonami próbowali wysadzić męską łazienkę. Mnie sie nie chciało w to bawić. Co to za wyzwanie kiedy jesteś czarodziejem? Wysadzanie łazienki w mugolskiej szkole, to było coś! Po dziedzińcu przechadzałem się z moim puchońskim krawatem, uśmiechając się do starszych którzy pewnie myśleli "Jaki słodki dzieciak". Pierwszoroczni rzadko łażą sami po szkole, więc mogłem być unikatem. Podszedłem do jakiejś dziewczyny w barwach mojego domu. Zajrzałem do jej książki, może tak nie wypada, ale zaciekawiło mnie co leży na jej kolanach. -Co czytasz?- zapytałem i się przysiadłem. Nie rozumiałem niczego co było tam napisane, a ponieważ ciekawski ze mnie typ, bardzo chciałem się tego dowiedzieć. Jeśli uzna to za zbyt wścibskie to to zrozumiem, i pójdę szukać szczęścia gdzie indziej.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget niestety nie było do śmiechu w związku z cała tą sytuacją na lekcji obrony przed czarną magią. Mist Pober była jedną z jej ulubionych nauczycielek, do której miała ogromny szacunek - teraz nie wiedziała, jak miała się czuć ze świadomością, że pod wilkołaczą postacią prawie rozszarpała jednego ze studentów, a drugiego ukąsiła w rękę... Kilkakrotnie? Plotki głosiły, że ostatecznie Mefisto nic się nie stało, mimo utraty dużych ilości krwi, a cała reszta z większymi bądź mniejszymi obrażeniami została szybko uleczona przed magomedyków obecnych na miejscu zdarzenia, lecz mimo tego Bridget nie czuła się w szkole bezpiecznie. Jak miałaby, skoro wokół działo się tyle dziwnych rzeczy? Dla pierwszorocznego mogłoby się to wydawać... Paradoksalnie całkiem normalne, skoro do tej pory nie chodzili do magicznej szkoły i nie mieli pojęcia, jak powinna wyglądać rzeczywistość w niej. Trzeba jednak zaznaczyć, że nic nie było normalne... Lektura wciągnęła ją na tyle, że w chwili, gdy usłyszała czyjś głos obok siebie, autentycznie podskoczyła. Książka zatrzasnęła się z hukiem, a Bridget skarciła się w myślach za tak gwałtowną reakcję, gdy jej wzrok padł na młodego chłopca w krawacie jej domu. Co jeśli właśnie przyszedł do niej po radę lub szukał pocieszenia w prefekcie? - Nic takiego - odparła w pierwszej chwili, ale po kilku sekundach dodała jeszcze kilka zdań, nie chcąc spławiać młodego. - Znalazłam niedawno całkiem ciekawą książkę w bibliotece... O wężoustych. Okazuje się, że wężomowy można się nauczyć, a nie tylko odziedziczyć w genach i podczytuję sobie... Co nieco - Z każdym kolejnym słowem traciła przekonanie, że chłopak w ogóle wie, o czym mówi i doszła do wniosku, że prawdopodobnie właśnie w tej chwili brzmiała dla niego, jakby mówiła w obcym języku. Przywołała jednak uśmiech na usta. - A Ty co tu robisz? Nie masz teraz żadnych lekcji? - zapytała jeszcze, bo może zgubił się i chciał zapytać o drogę do klasy? Nie widziała jednak, by niósł ze sobą jakiekolwiek książki, więc chyba nie o to chodziło...
Uważałem to za śmieszne, bo wiele niepoprawnych sytuacji mnie śmieszy. Możecie nazwać to dystansem, albo brakiem wychowania. Nie ukrywam jednak, że gdybym ja był na miejscu tych uczniów, pewnie srałbym po gaciach. Zapewne to po prostu niedojrzałość z mojej strony. -Nie chciałem przestraszyć- Uśmiechnąłem się miło do dziewczyny, aby nie widziała we mnie małego zagrożenia. Chociaż kto by się bał takiego gówniaka jak ja. Z zaciekawieniem słuchałem dziewczyny, przyglądając się książce. O czym ona właściwie do mnie mówiła? -Czym jest wężomowa? To jakiś język, tak? I Zgaduje że związany z wężami- Bystry ze mnie chłopak, nieprawdaż? -Następną lekcje mam dopiero za jakąś godzinę, a się nudzę, więc stwierdziłem że będę zaczepiać ludzi na dziedzińcu- Wzruszyłem ramionami, jakby było to oczywiste. -A tak w ogóle to jestem Ray- wyciągnąłem rękę do dziewczyny. W końcu wypadało się przywitać. Trzeba pokazać jaki to ze mnie dżentelmen, co ja poradzę że lubię się popisywać.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Uśmiechnęła się w odpowiedzi na zapewnienia chłopaka, że nie chciał jej przestraszyć. Wierzyła w jego dobre intencje, zresztą tylko zapytał, co czytała, prawda? Jej młodsza siostra zdecydowanie wywinęłaby jej teraz jakiś żarcik, który skutkowałby zapewne utopieniem książki lub samej Bridget w tej nieszczęsnej fontannie. Nie wiedziała, czy to dobry pomysł, aby opowiadać chłopcu o takich rzeczach, ale stwierdziła, że przecież nie może się wydarzyć nic złego, prawda? Nawet jakby poszedł i zaczął gadać do ludzi, że Bridget Hudson interesuje się językiem wężów, prawdopodobnie nikt by mu nie wierzył i uznał, że to zwyczajna plotka. Zaśmiała się delikatnie, gdy zadał jej tak dużo pytań - no tak, mógł nie wiedzieć. Ona sama nie wiedziała zbyt wiele o tych sprawach, gdy była w jego wieku. - Tak, to taki język wężów. Salazar Slytherin, założyciel domu Slytherina był wężousty, stąd Ślizgoni mają węża w godle - wytłumaczyła pokrótce, nie chcąc się wgłębiać w szczegóły. Jeśli będzie miał ochotę, na pewno zgłębi temat. Nie czuła się w nastroju do wspominania Voldemorta, czy też Harry'ego Pottera, o których mimo wszystko będzie się jeszcze uczył. - Do tej pory myślałam, że można się z tym tylko urodzić, a okazuje się, że da się również nauczyć tego języka. Chociaż z tego co widzę to strasznie trudne - dodała jeszcze, krzywiąc nieco buzię. Zajęcie, którym chciał się zająć chłopak, wzbudziło w Bridget rozbawienie, którego jednak nie pokazała na twarzy. Pokiwała za to głową z przekonaniem, po czym uścisnęła jego dłoń. - Bridget - przedstawiła się. - Skoro masz chwilę czasu, to może opowiesz mi, co Ci się podoba najbardziej w Hogwarcie? - zapytała, szczerze zaciekawiona.
Należę do bardzo dociekliwych osób. Zapewne jest to moja wada. Jak to mawiają, im mniej wiesz tym lepiej śpisz. Spokojnie, ja nie lubię dobrze spać. Wole za to wiedzieć. Może to dlatego że w życiu już tyle razy usłyszałem "Nie interesuj sie gówniarzu" że teraz tylko bardziej się interesuje. -Sssalazar Ssslytherin, to ma sens- Faktycznie, jego imię i nazwisko brzmi jak napisane w mowie węży. Wcześniej bym nawet na to nie wpadł. -To brzmi, jak coś nielegalnego- Stwierdziłem uśmiechając się niewinnie. Nie chciałem naciskać, to znaczy chciałem, ale tak żeby dziewczyna nie zauważyła. Nie ukrywam że bardzo mnie to zainteresowało i chciałem dowiedzieć się czegoś więcej. Jednak jeśli puchonka nie będzie chciała mówić, nie będę więcej naciskał. Słysząc pytanie musiałem się chwile zastanowić. To nie było takie proste. Szczególnie że nigdy nie zastanawiałem się co mi się w tej szkole podoba. Twierdziłem że mam jeszcze czas aby się rozejrzeć i zbudować własną opinię. Mimo wszystko chciałem spróbować odpowiedzieć. -Hmmm cóż, podoba mi się to że nie muszę się widzieć z rodzicami. No i te wszystkie magiczne sprawy są fajne. Niektóre mniej nudne zajęcia też lubię.- To chyba tyle na chwilę obecną. Postanowiłem odbić pałeczkę. -A tobie co się najbardziej podoba w Hogwarcie? Jesteś tu dłużej więc twoje spostrzeżenia pewnie będą bardziej uargumentowane- Nie zapytałem jej nawet do której klasy chodzi, ale to chyba mniej ważne. Szczególnie że uważam, iż wiek to tylko liczba, i nie należy się nim kierować.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Ciekawość to podobno pierwszy stopień do piekła, ale Bridget podobało się to, że Raymond zadawał pytania. Lepiej pytać, by wiedzieć, niż nigdy się nie dowiedzieć, prawda? A kończąc głosić te przedziwne mądrości, to raczej normalne, by młody człowiek był ciekawy świata. Dziewczyna bardziej by się zdziwiła gdyby w ogóle nie wykazywał zainteresowania magią i magiczną szkołą. - Nie, nie jest nielegalne - zaprzeczyła, chociaż zaczęła się nad tym nieco zastanawiać, czy aby na pewno? Zazwyczaj osoby posiadające ten dar nie stały po stronie dobra, równości... Co nie znaczyło przecież, że chcąc się nauczyć owej umiejętności, stanie się od razu złym człowiekiem. Zresztą Puchonka do tej pory nie myślała nawet o tym, by próbować swoich sił. Języki od zawsze były jej pasją, nie bez powodu uczyła się trytońskiego od tylu lat, lecz język wężów traktowała bardziej jako... Ciekawostkę. Prawda? - Może się tak wydawać, bo z wężami rozmawiali najczęściej czaroksiężnicy i czarodzieje, którzy zajmowali się np. czarną magią... Ale mniejsza o to, to nic istotnego, serio - zakończyła temat wężomowy machając ręką. Była ciekawa odpowiedzi chłopaka chociażby z tego względu, że ona sama o Hogwarcie wiedziała w zasadzie od urodzenia, a po raz pierwszy zobaczyła go jeszcze przed dniem, w którym rozpoczęła szkołę. Podczas Merliniad w Hogsmeade przyglądała się zarysom zamku z daleka i już wtedy czuła, że to odpowiednie dla niej miejsce. - Mniej nudne zajęcia - powtórzyła i parsknęła śmiechem. - A jakie Ci się najbardziej podobają? Ja lubiłam zaklęcia - powiedziała. Słysząc odbite pytanie, całkiem szczerze zastanowiła się chwilę nad nim. - Co lubię w Hogwarcie? Poczucie przynależności. I swoich znajomych też bardzo lubię, a przynajmniej większość. Lubię też to, że mimo otoczenia magią codziennie coś mnie zaskakuje. To bardzo fascynujące miejsce - odparła, a po jej ustach błąkał się delikatny uśmiech.
Skoro mowa węży nie jest nielegalna, chciałem dowiedzieć się o tym jak najwięcej. Jeśli ciekawość to pierwszy krok do piekła, to w najbliższym czasie wykonam ich z dwadzieścia, a za miesiąc będę czekał w kolejce do bram piekielnych. -Czym jest czarna magia? Ymm chyba że nie powinienem pytać i chcesz już zamknąć temat, to można też zrobić i tak.- Zapytałem zaraz po tym jak usłyszałem te dwa słowa. Jednak widziałem że puchonka nie chce kontynuować tego tematu. Zmuszać jej nie będę, a nie chcę by czuła się niezręcznie. Jak bardzo będzie mi zależało to sam się jakoś dowiem. W bibliotece na pewno są jakieś książki na ten temat. -O! Zaklęcia są super. Lubię też OPCM i eliksiry. Wolę zajęcia gdzie jest mniej gadania a więcej działania- Nie dało się ukryć że jak na młodego chłopca ciężko mi wysiedzieć w miejscu. Zastanawia mnie co za masochiści mogą lubić historię magii. Znaczy, niektóre rzeczy są ciekawe, ale ile można siedzieć i słuchać, i notować, i słuchać, i tak na zmianę do ubłaganej śmierci (czyt. koniec lekcji). -Przynależność no tak. Przecież jak ktoś jest w danym domu to z góry powinien czuć wsparcie od osoby z tego samego domu. W końcu wszyscy pracują o wspólne dobro jakim są punkty. To ma sens zważywszy na fakt że na wszystkich ludzi zagadałem do ciebie, a to pewnie tylko przez fakt że miałam puchoński krawat. No, i że czytałaś dziwną książkę.- Czy to tak powinno tłumaczyć? Dziewczyna mogła nie chcieć słuchać moich przemyśleń, niestety już tak mam że niektóre rzeczy po prostu mówię. Myślę na głos. -A co ci się nie podoba?- Zagaiłem, może dowiem się na co powinienem uważać.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Czy zadaniem prefekta w domu było opowiadanie pierwszorocznym o czarnej magii i wężomowie? Chyba niezbyt, więc Bridget zdecydowanie przesadziła w swoich wywodach i nie wiedziała teraz, jak z nich wybrnąć. Z jednej strony chciałaby mu powiedzieć i wyjaśnić, z drugiej najchętniej zamilkłaby, aby nie powiedzieć kolejnych dwóch słów za dużo. Biła się z myślami kilka sekund, a minę miała dość nietęgą, ale zdecydowała, że odpowie mu na to pytanie. - Czarna magia to... Po prostu magia... Która robi bardzo złe rzeczy i krzywdy ludziom. I akurat czarna magia jest zakazana - powiedziała, patrząc na niego znacząco przy słowie "zakazana", żeby wiedział, że jeśli tak mówi, to właśnie tak jest. Zresztą nawet gdyby szukał o tym informacji w bibliotece, mało prawdopodobne, by dowiedział się czegokolwiek, ponieważ książki traktujące na tematy czarnomagiczne znajdowały się w dziale zakazanym, do którego wymagane jest pozwolenie od nauczyciela. Pierwszorocznym na pewno podobnego pozwolenia nie udzielano. - Tylko źli ludzie sięgają po ten rodzaj magii. To niedobrze ją znać - dodała na sam koniec. Przytaknęła mu, kiedy wymieniał dalsze ulubione przedmioty. - Och, poczekaj do trzeciej klasy! Będziesz mógł wtedy wybrać jeszcze kilka fajnych przedmiotów. Starożytne runy są bardzo ciekawe, wróżbiarstwo też może Ci się spodobać. Mi natomiast najbardziej podoba się opieka nad magicznymi stworzeniami. Nauczyciel pokazuje magiczne zwierzęta, a my uczymy się radzić sobie z nimi - mówiła, uśmiechając się pod nosem. - Rozdział na domy jest przydatny, podrzuca Ci osoby, z którymi możesz mieć wiele wspólnego i na które możesz liczyć - zauważyła. - Co nie znaczy, że nie można mieć znajomych i przyjaciół z innych domów! Sama mam... kilkoro - urwała, gdyż myśl o tym stała się jednak zbyt przykra. Zapewne to ostatnie zdanie nie zabrzmiało dość przekonująca, co wynikało z problemów, z jakimi borykała się dziewczyna w ostatnim czasie i z samotnością, którą zdarzało się jej odczuwać. Niemniej jednak odgoniła przykre myśli. - Co mi się nie podoba? Ot, wychodzenie po tylu schodach, kiedy mamy zajęcia na siódmym piętrze lub w wieży! - odparła i zaśmiała się.
Wiem, momentami bywam okrutny. Wypytuje ludzi o rzeczy o których nie chcą mówić, a przez fakt że jestem mały, ci którzy mają sumienie nie potrafię powiedzieć brzydkie "Idź sobie". Moja ciekawość z każda chwilą rosła i rosła. Zrozumiałem że wypytuje o coraz to gorsze rzeczy. To znaczy naprawdę nie wiedziałem czym jest czarna magia. Bo skąd? Może powinienem się domyśleć że to coś złego po nazwie, ale to stwierdzenie byłoby rasistowskie. Że czarne to złe? -Jacy źli ludzie na przykład?- Nie mogłem się pohamować, przepraszam. Wiedziałem już wcześniej że Bridget nie chce ciągnąć tego tematu, ja jednak nie mogę dać za wygraną. Jak mnie coś zastanawia to pytam i tyle. Zrozumiałbym gdyby teraz dziewczyna rzuciła we mnie książką i sobie poszła, mimo wszystko mój urok osobisty może jednak zadziała i dostanę kilka przydatnych informacji. A do czego przydatnych? Na przykład do zaspokojenia mojej wiedzy, żebym przestał zadawać te cholerne pytania. -Jakie przedmioty Ty wybrałaś?- zapytałem z czystej ciekawości. Chciałem mniej więcej wiedzieć co niektórzy wybierają, bo niektóre przedmioty idą w parze. -To jest jak w mugolskim świecie że wybiera się przedmioty które będą potrzebne na studiach?- Za to zadawanie pytań ktoś kiedyś zrobi mi krzywdę, ale co poradzić że jestem taki ciekawski. Teraz miałem okazje dowiedzieć się większości rzeczy która mnie nurtowała. Grzechem byłoby z niej nie skorzystać. -Czy niektórzy wywyższają się nad innymi ze względu na dom? To znaczy nikt mnie jeszcze nie skrzywdził, ale czasami widzę wzrok niektórych. Jak by byli lepsi...- Musiałem zapytać. Podziały są fajne, ale zazwyczaj prowadzą tylko i wyłącznie do dyskryminacji i znęcania się nad innymi. No bo jak to nie jesteś z ślizgonem z czystokrwistej rodziny? Do pieca -Czasami mam wrażenie że te schody mają własne życie. Czy nauczyciele przyjmują powód spóźnień jako "Psotne schody"?- Nigdy nie przytrafiło mi się to gdy spieszyłem się na lekcje, ale zawsze gdy chcę już wrócić do dormitorium i odpocząć schody zaczynają się przemieszczać jak im się podoba i trafienie do pokoju zajmuje mi jakieś pół godziny. Ehh to naprawdę męczące.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Rozmowa z tym młodym człowiekiem z każdą sekundą wprawiała Bridget w coraz większe zakłopotanie, a wszystko przez jej zbyt długi język i brak pewnego instynktu, który podpowiadał, co wypada mówić, a o czym nie warto wspominać w rozmowie, tym bardziej z uczniem niedoświadczonym i niewiedzącym jeszcze o niektórych faktach z magicznego świata. Nie chciała wchodzić w sprawy, czy wychowali go mugole, czy może rodzice czarodzieje niespecjalnie dzielili się nowinkami "z zewnątrz", bo tu nie o to chodziło. Po prostu pewne tematy były dość trudne, a Puchonka nie czuła się na siłach, by wtajemniczać tego chłopca w przykre i mroczne wydarzenia z przeszłości. Odchrząknęła krótko, uciekając na chwilę wzrokiem w kierunku jednego z gargulców, po czym odpowiedziała, ale przysięgła sobie, że będzie to ostatnia informacja, którą zaszczepi w tym młodym umyśle. - Był taki jeden czarnoksiężnik, nazywał się Voldemort i można powiedzieć, że był odpowiedzialny za drugą wojnę czarodziejów, ale o tym wszystkim będziesz się jeszcze uczył na historii magii - powiedziała, a zdanie to zakończyła znaczącym uśmiechem, który sugerował, że to ostatnia kwestia, którą wypowie w temacie czarnej magii. To, czy Puchon zinterpretuje go poprawnie było już zupełnie inną kwestią. Dalsza rozmowa przebiegała już w znacznie luźniejszym tonie i dotyczyła bardziej codziennych tematów, jak chociażby lekcje czy też samo życie w szkole. - Wybrałam opiekę, starożytne runy i wróżbiarstwo. To ostatnie nieco porzuciłam w ostatnim czasie, ale profesor zazwyczaj pozwalał przychodzić na pojedyncze zajęcia, jeśli tylko podobała nam się tematyka - powiedziała. - Niestety nie wiem, czy działa to w tej sam sposób, ale mniej więcej tak. Wybierając się na studia można skupić się tylko na przedmiotach, z których oceny i egzaminy liczą się na przykład podczas starania o jakiś zawód. Następne pytanie chłopca sprawiło, że Bridget na chwilę zaniemówiła, a potem spojrzała na niego nieco zmartwionym wzrokiem. Zastanawiała się, czy podczas tego miesiąca w szkole chłopca spotkały jakieś docinki od innych kolegów z powodu przynależności do domu borsuka? Jeśli tak, to gotowa była poruszyć niebo i ziemię, aby spotkała ich jakaś kara! - Owszem, zdarza się, że ktoś postępuje w ten sposób, ale nie można się tym przejmować. Prawdopodobnie robi to, by uleczyć własne kompleksy - powiedziała z przekonaniem. - Żaden dom nie jest gorszy. Po prostu każdy jest inny, a niektórzy nie potrafią dostrzec, że odmienność nie oznacza bycia gorszym - dodała jeszcze i posłała mu ciepły uśmiech. Naprawdę wierzyła we własne słowa i były to jej osobiste przekonania. Ona sama spotkała się z przeróżnymi komentarzami odnośnie jej przynależności, ale żadna z tych docinek nie sprawiła, że czuła się mniej wartościowa przez noszenie żółtego krawatu. - Musiałbyś spróbować, mi na szczęście nigdy nie zdarzyło spóźnić się przez schody - powiedziała ze śmiechem.
Nie zadawanie pytań było trudne. Uwierzcie mi, powstrzymywałem się. I tak nie wypytałem jej o wszystko, z drugiej strony to nie przesłuchanie. Dowiem się wszystkiego w swoim czasie. Słuchałem o wojnie czarodziei i nagle złapał mnie dziwny smutek. Jestem czarodziejem, nawet nie mugolakiem, moje połowa to czysty czarodziej. Dlaczego o niczym nie wiedziałem? Normalni rodzice pewnie opowiadali o tym swoim dzieciom. Mówili jak to ich ojciec walczył na wojnie. Ile stracił a ile zyskał. Mnie natomiast to wszystko ominęło. Chciałbym wiedzieć jaka jest dalsza część rodziny. Czy ktoś brał udział w wojnie. Czy byli po dobrej czy złej stronie. Ajjj dlaczego życie jest takie skomplikowane? Trochę się zamyśliłem i zawiesiłem wzrok w oddali. Słysząc kontynuację tematu potrząsłem głową i spojrzałem z uwagą na dziewczynę. Tak jak myślałem, działa to bardzo podobnie jak w mugolskim świecie. Nie których rzeczy nie da sie zmienić, nawet jak jest się czarodziejem. -A czy to coś złego być niestereotypowym puchonem?- Zapytałem, irytowały mnie te stereotypy. Że skoro Hufflepuff to jestem pracowity, uprzejmy i grzeczny. No i muchy bym nie skrzywdził. A ci z domu lwa są silni, dzielni i co chwila przeżywają przygody. To było kłamstwo. Znam niektórych którzy trafili do Gryffindoru i ich odwaga bierze się tylko i wyłącznie z głupoty. Tak, dalej jestem lekko podirytowany faktem że trafiłem do domu do którego nie chciałem, ale nie narzekam. Z każdym dniem zauważam coraz więcej osób jak Bridget, którzy nie zawahają sie mi pomóc. Taką postawę to się ceni. -Są w tej szkole jakieś rzeczy, miejsca, o których powinienem wiedzieć, i które ewentualnie powinienem unikać?- Chciałem wiedzieć gdzie nie powinno mnie być, a gdzie i tak postaram się postawić stopę. Cóż, taka moja ciekawość.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Raymond na pewno nie musiał się przejmować faktem, że przybył do Hogwartu bez wiedzy o magicznym świecie. Mnóstwo dzieciaków było w takiej samej sytuacji i wcale nie czyniło ich to gorszymi uczniami. Kwestia determinacji i chęci nauki! Dzieciaki z magicznych domów mogły słyszeć o niektórych zaklęciach czy eliksirach, ale na dobrą sprawę zaczynały z tak samo niskim doświadczeniem co mugolaki, bo przecież przed Hogwartem nie wolno im było mieć różdżki. - Niestereotypowym? - powtórzyła, niespecjalnie wiedząc, co powiedzieć. Ją też irytowały stereotypy, względem których oceniano Hufflepuff. Często gęsto słyszała opinie, jakoby uczniowie Hufflepuffu byli mniej zdolni, tchórzliwi, niemądrzy itd., co było nieprawdą! Bridget miała mnóstwo koleżanek i kolegów, którzy obok bycia uczniami o świetnych wynikach w nauce, mieli duże ambicje oraz byli bardzo lojalnymi przyjaciółmi. - Każdy z nas jest inny i stereotypy są krzywdzące. Nie ma czegoś takiego jak stereotypowy Puchon. Może teraz jeszcze tego nie dostrzegasz, ale za kilka lat zobaczysz, że Tiara Przydziału się nie pomyliła. Ona już teraz wie, jacy będziemy - odparła z przekonaniem. Ona sama nie wiedziała, czy Hufflepuff jest jej miejscem, gdy przyszła do szkoły - przecież jej starsza siostra wylądowała w Ravenclaw, prawda? Z biegiem czasu jednak nie wyobraża sobie noszenia innego godła na piersi. Była dumna ze swojego domu. - Och, na pewno powinieneś wiedzieć, gdzie jest kuchnia! - powiedziała z szerokim uśmiechem. Była to wiedza, którą każdy Puchon powinien posiadać. - W swoim czasie na pewno Ci pokażemy, gdzie się idzie do kuchni. Skrzaty są przemiłe i zawsze dają coś dobrego, pozwalają też przemycać jedzenie do pokoju wspólnego. Ogólnie o tym, żeby nie wchodzić do zakazanego lasu powinieneś wiedzieć. Hm... Piąte piętro w zachodnim skrzydle jest zakazane... Nie wiem w sumie dlaczego, ale na pewno znajduje się tam coś niebezpiecznego - powiedziała i pokiwała głową. Sama nigdy nie zaplątała się nawet w pobliże piątego piętra - zasady to zasady, zgadza się? - Aż mi się przypomniało, na trzecim piętrze znajduje się pokój gier, jeśli lubisz planszówki to zajrzyj tam. Możemy kiedyś zagrać w gargulki - zaproponowała jeszcze. Fajny był ten chłopiec, Bridget z pewnością pomoże mu odnaleźć się w szkolnej rzeczywistości.
Nie wiem jak długo chcesz grać tutaj, ale jeśli masz ochotę na obiecane gargulki, to możemy się przenieść do pokoju gier
Chciałbym móc kiedyś tak jak Bridget powiedzieć że jestem dumny, że jestem puchonem. Teraz tego nie powiem. To nie dlatego że boję się, czy wstydzę, po prostu muszę mieć dobre argumenty. Na razie jestem w tej szkole za krótko, aby być czegokolwiek pewny. Jednakże już teraz mogę stwierdzić, że niektórzy puchoni, a przynajmniej ci których poznałem, to bardzo towarzyscy ludzie. Słuchałem dziewczyny gdy wymieniała miejsca do których powinienem i nie powinienem zaglądać. Kuchnia brzmiała ciekawe, szczególnie że jestem typem, który kocha słodycze. Słysząc o zakazanych miejscach tylko pokiwałem głową, że rozumiem. I tak spróbuję się tam kiedyś dostać. No wiecie, sam fakt że mają w nazwie "zakazane" sprawiają że są intrygujące. Chociaż zapewne przede mną było wielu takich idiotów śmiałków którzy tam postawili stopę. Jesteśmy w szkole, dzieciom nie mówi się że coś jest zakazane, bo i tak tam pójdę robiąc na przekór starszym. -O! Pokój gier brzmi super! Ehh zaraz zaczynają mi się zajęcia. No cóż, miło było cię poznać. Do zobaczenia- Trochę nie podobało mi się że musiałem już iść. Bardzo fajnie się rozmawiało, ale nie chce się spóźnić na zajęcia. Mam nadzieję że dziewczyna o mnie nie zapomni i naprawdę weźmie mnie do tego pokoju gier. Teraz tylko pomachałem na odchodne i poszedłem w stronę sali lekcyjnej w której miałem mieć zajęcia.
ztx2
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Mieliście doskonałe plany na dzisiejszy dzień? Hogsmeade z przyjaciółmi? Plotki w Pokoju Wspólnym, o tej nowej parze? A może po prostu pisanie zaległego wypracowania o buncie goblinów? Wygląda na to, że plany te będziecie musieli przełożyć na kiedy indziej. Bez względu na to, czy prawdziwie zasłużyliście sobie na ten szlaban, czy też zupełnie niewinnie zostaliście ukarani, pewnym jest, że teraz czekają Was długie godziny poświęcone odśnieżaniu. Fairwyn zostawia Was na dziedzińcu pod czujnym okiem woźnego, który pilnuje byście nie korzystali z magii. Waszym zadaniem jest odśnieżyć dziedziniec. Jeśli nie zrobicie tego dzisiaj, będzicie musieli tu regularnie przychodzić w tygodniu, zawalając bieżące zadania domowe.*
*Jeśli nie podejmiesz się wykonania szlabanu i nie pozostawisz poniżej posta w ciągu dwóch tygodni, temat z twoim kuferkiem zostanie zablokowany na tydzień.
Aby dowiedzieć się jak radzisz sobie ze szlabanem, rzuć kostką we właściwym temacie.
1 oczko - Kończysz już, kiedy z dachu spada ogromna czapa śniegu i przykrywa sporą część dziedzińca. Musisz znów chwycić za łopatę, ale nie ma tego złego - przynajmniej nie spadła na Ciebie. 2 oczka - Pod śniegiem znajdujesz 10 galeonów. Odnotuj zysk w rozliczeniach. 3 oczka - Nie bardzo chce Ci się pracować, a dodatkowo jesteś w bardzo rozrywkowym nastoju. Rzucasz śnieżką w jednego z partnerów w niedoli, ale nie trafiasz i śniegowa kulka ląduje na woźnym. Mężczyzna jest wściekły każe Ci odśnieżać dalej samemu, zwalniając pozostałą dwójkę. 4 oczka - Uwinęliście się szybko, a Ty nie masz jeszcze dość przebywania na dworze. Postanawiasz ulepić na dziedzińcu bałwana, a w trakcie wkręcasz się tak bardzo, że tworzysz śniegową rzeźbę smoka. Tym samym zdobywasz punkt z działalności atrystycznej do kuferka. Zgłoś się po niego tutaj. 5 oczek - Machacie łopatami, więc jest Wam ciepło. Tego samego nie można jednak powiedzieć o przyglądającym się Wam woźnym. Po jakimś czasie zmarznięty mężczyzna zaczyna pomagać Wam w pracy, dzięki czemu kończycie wcześniej. 6 oczek - Szczęście w nieszczęściu! Poślizgnąłeś się na warstwie lodu i chyba skręciłeś nadgarstek. To koniec szlabanu dla Ciebie - musisz iść do Skrzydła Szpitalnego.
Bridget w końcu się doczekała szlabanu za swoje karygodne zachowanie z Leonardo. Do tej pory nie miała pojęcia, co im strzeliło do głowy, żeby porywać szkolną łódkę i wypływać na jezioro. Mieli wielkie szczęście, że jedyny potwór, na którego się natknęli, to profesor Fairwyn, bowiem po czasie, gdy dziewczyna zaczęła rozważać przebieg tego spotkania z Gryfonem, uznała, że mogli skończyć znacznie gorzej. Przy obecnych zakłóceniach magii i wypadkach ze zwierzętami magicznymi, mogło im się stać coś znacznie gorszego niż szlaban. Nie oznaczało to wcale radości z faktu, że przyjdzie jej odśnieżać szkolny dziedziniec pod okiem woźnego, choć ponownie, i tak mogło być gorzej i mogła wylądować w toaletach, czyszcząc je bez użycia magii. Niemniej jednak popołudnie spędzone na ciężkiej pracy fizycznej nie uśmiechało się jej. Nie była szczególnie silna czy wysportowana, machanie łopatą do odśnieżania było naprawdę męczące, a Bridget powoli wymiękała. Nie chciało jej się tego robić. Choć na co dzień była bardzo pracowita, to zadanie przerastało jej możliwości i wytrzymałość. Oparła się o drążek łopaty, rzucając okiem na postępy prac. Miała szczęście, że akurat do tego zadania została przydzielona razem z dwoma chłopakami, w tym jednym ćwierćolbrzymem. Leonardo z pewnością radził sobie najlepiej, a machanie łopatą nie sprawiało mu wiele problemów, o czym Bridget przekonała się chwilę później, gdy o jej ramię rozbiła się śnieżka. Spojrzała za siebie i dostrzegła rozbawiony uśmiech Gryfona. Nie chciała pozostać mu dłużna! Z celnością dziewczyny było wszystko w porządku, tylko Leonardo okazał się być znacznie zwinniejszy, niż podejrzewała. W sekundzie znalazł się poza zasięgiem śniegowej kuli, za to na horyzoncie pojawiła się odwrócona plecami postać woźnego. Złapała się rękami za usta, widząc rozbijającą się o jego potylicę śnieżkę. W ciężkim szoku nie była w stanie nic powiedzieć, jedynie popatrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami, gdy odwrócił się powoli, szukając winowajcy.