Miejsce zatłoczone w czasie przerw między lekcjami. To tutaj jest najgłośniej i najweselej. Po środku stoi fontanna, której posągi łypią na uczniów kamiennym okiem, a gdy ktoś wsunie rękę do wody, potrafią opluć prosto w twarz. W lecie dziedziniec jest hojnie ogrzewany słońcem, w zimę gajowy musi się namęczyć, by wszystko wokół odśnieżyć.
Jarmark:
Jarmark
Na dziedzińcu społeczność czarodziejów zorganizowała jarmark, na którym można dorwać nie tylko związane z Bitwą o Hogwart pamiątki, ale też wziąć udział w kilku atrakcjach, które czekają na pasjonatów historii.
Stoisko z przekąskami
Za symboliczną opłatę 10 galeonów macie nieograniczony dostęp do wszelkiego rodzaju magicznych smakołyków:
Jedzenie: Quiche z mandragory - Wspomaga zdrowie i do tego smakuje wyśmienicie! Kilka kęsów wystarczy, by odżywić organizm. Rzuć k6. Wynik parzysty sprawia, że wydajesz z siebie krzyk godny młodej mandragory! Zupa pokrzywowa - Powoduje chwilowe uczucie szczypania w języku, przy okazji wspomagając zdolności krasomówcze tego, kto jej skosztował. Przez następne kilka godzin nie masz problemu ze znajdowaniem słów i wysławiasz się najpiękniej w towarzystwie. Smoczy tatar - Przekąska zazwyczaj serwowana podczas uroczystych wydarzeń, jednak ze względu na swoje kulturowe znaczenie, dostępna i przede wszystkim przygotowywana na świeżo, podczas dzisiejszego jarmarku. Wyostrza zmysły, choć jednocześnie daje niesamowicie śmierdzący oddech na najbliższe kilka godzin! Butter-fly pudding - Słodki maślany deser, który dodaje uczucia lekkości. Rzuć k6. Wynik nieparzysty oznacza, że do końca wątku unosisz się kilka centymetrów nad ziemią! Kanarkowe kremówki - Typowe ciastko przyrządzone według przepisu bliźniaków Weasley. Niektóre z nich zostały pozbawione żartobliwych właściwości. Rzuć k6. Wynik parzysty oznacza, że na jednego posta zamienia Cię w kanarka! Kanapka z peklowaną wołowiną - Typowa, aczkolwiek niesamowicie smaczna przekąska, powodująca, że na Twojej twarzy pojawia się masa piegów!
Picie: Wiążący język miąższ cytrynowy - Wykrzywia mocniej niż wszystko, co znacie, ale rozjaśnia umysł poprawiając skupienie na najbliższe kilka godzin! McSpratts - Popularna w latach 90-tych gazowana woda czarodziejów. Rzuć k6. Wynik nieparzysty oznacza, że po napiciu się napoju, bąbelki wylatują Ci uszami i nosem! Sok z mniszka - Lekko gorzki napar, który sprawia, że Twój język robi się zielony. Pozwala zagoić lekkie rany i otarcia w mgnieniu oka! Syrop wiśniowy - Uwielbiany głównie przez dzieci, ale i jeden z faworytów niektórych emerytów. W mig poprawia humor, pozwalając cieszyć się resztą wieczoru bez zmartwień. Rzuć k6. Wynik 1-3 oznacza, że Twoja głowa przybiera wiśniowego koloru, a z włosów wyrasta kilka liści. Parujący Stout Simisona - Ciemne piwo, o lekko orzechowym posmaku. Powoduje chwilowe parowanie z uszu. Tylko dla pełnoletnich czarodziejów! Wywar ze stokrotek - Słodkawy likier pozyskiwany z soków stokrotek. Powoduje u pijącego spontaniczne wyrastanie płatków na całym ciele, co jakiś czas. Tylko dla pełnoletnich czarodziejów!
Historyczne pamiątki
Tutaj możecie nabyć pamiątki związane z postaciami lub wydarzeniami historycznymi:
Figurki hogwarckich zbroi - Zbroje poruszają się, uchylając przyłbicę i podnosząc miecze ku górze. Zakupując komplet można przeprowadzać ze znajomymi bitwy, gdyż posążki będą ze sobą walczyć. (Pojedyncza figurka - 35g, komplet figurek - 120g i +2pkt. do historii magii) Magiczny zielnik Profesora Longbottoma - zbiór notatek i ususzonych ziół opracowany na podstawie dzienników Neville'a Longbottoma. (45g, +1pkt. do zielarstwa) Księga „Hogwart i jego obrońcy - historia nieznana” - Tom opowiadający o Bitwie o Hogwart za pomocą anegdot z pola bitwy, zawierający historie, których nigdy nie udało się potwierdzić, przez co nie trafiły do oficjalnych podręczników Historii Magii. (50g, +1pkt. do HM) Zestaw do herbaty Profesor Trelawney - Cztery pięknie ozdobione konstelacjami filiżanki oraz czajniczek przedstawiający drogę mleczną. Ponoć parzone w czajniczku napary uspokajają skutki wizji u jasnowidzów, a filiżanki podświetlają odpowiednie gwiazdy, pomagając w interpretacji wróżb. (135g, +2pkt. z wróżbiarstwia i astronomii) Kuferek Hagrida - Oprócz okropnie twardych ciastek, można w nim znaleźć 1 dowolny składnik odzwierzęcy trzeciego stopnia, jedną figurkę smoka (norweski kolczasty, +1pkt. do ONMS) oraz pas ze skóry Afanca, który nie tylko dostosowuje się do tuszy osoby, która go nosi, ale też posiada właściwości odstraszające magiczne insekty (+1pkt. do ONMS). Koszt kuferka to 340g Okulary Pottera - Charakterystyczne, okrągłe oprawki założone na oczy, wskazują aurę drugiej osoby. Jedna para działa przez 2 wątki. Czerwień - złość, brąz - lęk, pomarańcz - witalność, zieleń - spokój, niebieski - smutek, fiolet - empatia, szarość - niepewność. (85g, +1 do OPCM) Komplet magicznych opatrunków - Pozwalają opatrzyć prawie wszystkie urazy zewnętrzne. • Bandaże do trzykrotnego użycia przy ranach odzwierzęcych, poza niebezpiecznymi, oraz zaklęć poza czarnomagicznymi - 100g oraz +1pkt. do uzdrawiania; • Bandaże jednorazowe, będące w stanie zaleczyć jedną ranę po zaklęciu czarnomagicznym lub po ataku zwierzęcia niebezpiecznego - 240g oraz 2pkt. z uzdrawiania. Książka kucharska Molly Weasley - Zbiór smacznych, domowych potraw magicznych, dla całej rodziny. Podążając za tymi przepisami, nie ma opcji kuchennej porażki! Do książki dodawany jest paczka domowej roboty toffi. (50g oraz +1pkt. do Magicznego gotowania) Książka „Nie możesz odwołać Quidditcha!” - Historia najsłynniejszych boisk i turniejów magicznych gier, której współautorem był Oliver Wood (50g, +1pkt. do GM) Zestaw piękności Gilderoya - Pudełeczko z kosmetykami dla każdej modnej czarownicy. W środku można znaleźć kremy, szminki, tusze do rzęs, cienie do powiek oraz lakiery do paznokci. Ten, kto użyje całego kompletu kosmetyków, hipnotyzuje swoim pięknem, przez co jego występy publiczne stają się niesamowicie wiarygodne i piękne dla każdego słuchacza. (170g oraz +1pkt. z DA)
Historyczna loteria
Każdy z was ma możliwość wzięcia udziału w loterii. Są dwa rodzaje losów: • Basic - 25g • premium - 100g Każda postać może kupić tylko jeden los! Pamiętajcie, by po nagrody zgłosić się w odpowiednim temacie!
Losy basic:
Rzuć Literką, by zobaczyć, co wygrałeś: A. Brawo! W Twoje ręce wpada bon o wartości 100g do wykorzystania w dowolnym sklepie w Hogsmeade! B. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. C. W Twoje ręce wpadają okulary Pottera. Gratulacje! D. Brawo, wygrywasz magiczny zielnik Profesora Longbottom! E. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. F.Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. G. Brawo! Wygrywasz bon o wartości 60g do wykorzystania w dowolnym sklepie na ul. Pokątnej! H. Gratulacje! Wygrywasz zestaw figurek hogwarckich zbroi! I.Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. J. Brawo! Wygrywasz książkę kucharską Molly Weasley, wraz z obowiązkową paczuszką domowego toffi!
Losy premium:
Rzuć Literką, by zobaczyć, co wygrałeś: A. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. B. To zdecydowanie jest Twój szczęśliwy dzień! Wygrywasz bon o wartości 170g do wykorzystania w dowolnym sklepie na ul. Pokątnej! C. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. D. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. E. Brawo! Wygrywasz magiczne bandaże jednokrotnego użycia! (na rany od zwierząt niebezpiecznych i zaklęć czarnomagicznych) F. Brawo! Wygrywasz zestaw piękności Gilderoya! G. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. H. Gratulacje! Wygrywasz bon o wartości 200g do dowolnego sklepu w Hogsmeade! I. Niesamowite! Wygrywasz kuferek Hagrida! J. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie.
Kwiatowy model Hogwartu
Na środku dziedzińca stoją ogromne kosze z kwiatami, z których wspólnymi siłami uczestnicy jarmarku mogą uzupełnić zniszczony model Hogwartu. Jeśli chcesz wziąć udział w zabawie, sprawdź, co Cię czeka!
Każdy, kto chce pomóc w odbudowie modelu, rzuca literką, by wylosować, jakie kwiaty mu przypadły.
Kwiaty:
A jak Aster - Gdy tylko dokładasz astry, by dobudować kolejny element szkolnych murów, te na chwilę migocą na złoto, a nastepnie u Twojego boku pojawia się sakiewka, w której znajdujesz 20g! B jak Bratek - Twoje kwiaty od razu łączą się z innymi, które postawił ktoś inny. Osoba, która wkladała kwiat przed Tobą, do końca dnia będzie Ci się wydawać jakby była Twoim najlepszym przyjacielem! C jak Chryzantema - Kwiaty, które Ci przypadły sprawiają, że otula Cię poczucie ciepła, a nad modelem uszkodzonego zamku pojawiają się na chwilę mgliste twarze poległych w Bitwie bohaterów. D jak Dalia - Czujesz, jak po umiejscowieniu kwiatów, nagle przybywa Ci sił i jesteś w stanie przenosić góry. Twoje mięśnie się wzmacniają, a kondycja ulega polepszeniu. Otrzymujesz +1pkt. do GM! E jak Eustoma wielkokwiatowa - Myślisz, że po prostu dołożyłeś cegiełkę, czy też kwiatek, do modelu, ale po chwili Twój wzroku przykuwa coś, czego wcześniej tam nie było. Znajdujesz 3 karty z czekoladowych żab oraz +1pkt. do HM Możesz wybrać, które karty ze spisu znajdujesz. Do dyspozycji masz kategorie: hogwarckie osobistości, znane czarownice oraz znani czarodzieje, w każdej z nich możesz wybrać po 1 karcie. F jak Fiołek - Nagle dopada Cię nostalgia i masz wrażenie, że świat wokół Ciebie zrobił się niepokojąco szary. Robisz się niesamowicie skryty i potrzebujesz bliskości innej osoby do końca dnia! G jak Geranium - Twój nastrój ulega znacznej poprawie! Masz ochotę wciąż śmiać się i tańczyć. Nic nie jest w stanie tego zepsuć, a już na pewno nie paczka mixu słodyczy, która wylądowała obok Ciebie. H jak Hiacynt - Po umiejscowieniu kwiatka czujesz, że coś jest nie tak. Do końca dnia Twoje oczy przyjmują hiacyntowy odcień, a Ty paplasz o swoich sekretach na prawo i lewo. I jak Irys - Widzisz, jak przed Tobą pojawia się postać samej Roweny Ravenclaw. Kobieta uśmiecha się do Ciebie, wyciągając w Twoją stronę dłonie i wypowiadając słowa, których nie rozumiesz. Czujesz się jednak zdecydowanie bardziej pewny siebie. Otrzymujesz +1pkt. do dowolnej dziedziny kuferkowej! J jak Jaskier To zdecydowanie nie jest Twój dzień. W momencie, gdy jaskier ląduje w makiecie, kwiaty wokół niego na chwilę obumierają, a Ty czujesz, jak ogarnia Cię złość. Następna osoba, która napisze post w tym temacie (nie musi być przy makietach) jest Twoim wrogiem przez następny wątek!
Nieważne, jak mocno Eiv wpatrywałaby się w oczy Runy, i tak nie dojrzałaby w nich żadnego z fałszywych uczuć, jakich najprawdopodobniej szukała. Oczywiście, może delikatne zbicie z tropu majaczyło gdzieś pośród pokładów niezmierzonej empatii oraz czystej chęci pomocy, bo dziewczę nigdy by się nie spodziewało, że po względnie krótkiej salwie przekleństw oraz obelg ich ofiara momentalnie się załamie. Wnioskując z całej tej nienawiści, jaką słychać było w opowieściach Gemmy o podszywającej się pod nią osobie, można było pomyśleć, iż ona z wielką chęcią podejmie się takiej szermierki. Zamiast tego, po prostu opadła na ziemię. Grímsdóttir usiłowała wiec w jakiś niebywale błyskotliwy sposób rozpracować zawiłość sytuacji, ale fakt, że musiała to robić w międzyczasie oswajania Henley wcale nie pomagał. Głaskała ją z niemal siostrzaną troskliwością, której w danym momencie u Gemmy próżno było szukać. Dziewczyna powoli chyba zaczęła wierzyć w prawdziwość teorii o dawno zaginionych, nagle odnalezionych bliźniaczkach, sądząc po pełnym wyrzutu pytaniu o nieodzywanie się, ale zamiast takiego chamstwa, mogłaby się przestawić na tryb empatii. Nie pomyślała, że może Cara nie miała żadnego wpływu na ich rozdzielenie? Runa mimowolnie czuła na sobie wzrok Zaharówny, chociaż odwrócona do niej plecami nie miała najmniejszej szansy na zgadnięcie, jakie emocje w nim zawarła. Czy niecierpliwe oczekiwanie, czy nienawiść, czy może zwykłą obojętność i brak wiary w retorykę Włoszki? A może w ogóle nie patrzyła, krążąc tylko w kółko, zaś osiemnastolatce tylko wydawało się, że jest obserwowana? Jeszcze się o tym z pewnością przekona, póki co nadal delikatnie gładziła włosy Gryfonki, aby zaraz ostrożnie odebrać od niej papier wraz ze zdjęciem. Sytuacja zrobiła się trochę mniej wygodna, bo dla pełnej wygody Runa potrzebowałaby obu swoich dłoni, a to oznaczało, że nastał koniec głaskania. Westchnęła cicho, zabierając się do dokładniejszych obserwacji dwóch zadziwiająco ważnych rzeczy, których otrzymania dziewczę w żadnym wypadku się nie spodziewało. - Gemma, jak miała na imię twoja siostra? To znaczy, na pierwsze i drugie? - spytała głośno, chcąc upewnić się, że adresat pytania dokładnie je usłyszy. Oczyma pochłaniała inicjały N. V. Z. w całej pewności, że "Z" oznacza "Zaharov". Nie chciała jednak podejmować żadnych pochopnych wniosków, więc musiała się upewnić. Rok 2004 również pasował do wersji rozdzielenia w wieku dziewięciu lat. - W sumie wiesz co? Chodź tu i zobacz sama - dodała, podnosząc się do pionu i wyciągając dłoń ze zwitkiem papieru oraz zdjęciem w stronę dziewczyny, a kiedy ta zabrała podane jej rzeczy, Włoszka znów przykucnęła, aby ponownie zacząć głaskać Henley. - Wszystko będzie dobrze - powiedziała cicho, nie mając w arsenale nic lepszego, a nie chciała, żeby dziewiętnastolatka miała się tu zaraz popłakać.
Wesoła eskapada zakończyła się wszechobecnym smutkiem. Narazili się na zbyt wielkie niebezpieczeństwo, a teraz musieli za to płacić. W Hogwarcie zdarzały się i gorsze sytuacje, ale mając na swoim koncie kradzieże, rozbitą szybę i przywołanie demona z piekieł, mogli tylko dziękować, że nie grozi im wydalenie ze szkoły. Zacisnęła dłonie w pięści, nadal nie spuszczając wzroku ze swoich butów. Usłyszała to wahanie w głosie Cichego, gdy zwracał się do swojego brata. Tak doskonale je znała, choć po tak długim czasie zdołała już przywyknąć do tego, że w zależności od sytuacji musiała zwracać się do Archibalda zupełnie inaczej. Pewnie nie zwracałby na to wszystko większej uwagi, ale i tak wypadało. Przecież utraciłby swój autorytet podczas lekcji, gdyby wciąż wołała do niego po imieniu. Najdziwniej było, gdy „profesorze” nie chciało przejść jej przez gardło i starała się ubierać słowa w takie zdania, by w ogóle nie musiała się zwracać do niego w formach osobowych. Słuchała z uwagę tłumaczeń Quieta, ale nie do końca spodobało mu się to wszystko. - Powinniśmy się tym podzielić – zawyrokowała. – Bo jeśli wypijemy teraz Eliksir Spokoju, ten drugi możemy rozlać po połowie. Wpatrywała się w niego badawczym wzrokiem, przeczuwając, że pewnie odmówi. Zdaniem Utopii jeśli jednak miał to ktoś dostać, to albo Quiet albo oboje, bo przecież otrzymał te butelki od swojego brata. - Nie chcę, żebyś miał koszmary przez… to coś- jęknęła, znów wzdrygając się na myśl o demonie. Opanował cały jej umysł, odbierając resztki tego, co dobre. Był niemalże jak dementor, tylko że od niego nie można się było uwolnić. Zaklęcie Patronusa nic by nie wskórało, bo działał od wewnątrz – z premedytacją wybrał sobie umysły swoich ofiar, by zniszczyć je od środka. Uniosła odrobinę ręce, jakby chciała sobie zatkać uszy, ale w porę otrząsnęła się z tego amoku. Nie było już tego demona, nic im nie zrobi, już nie wróci. I nie wiedząc, co ze sobą zrobić, po prostu przytuliła się do Cichego, wtulając w jego pierś. Czekolada. Powinna o niej myśleć, by się uspokoić. Odsunęła się od niego dopiero w momencie, gdy usłyszała, co narodziło się w jego głowie. Usłyszała ten szept i mimo wszystko pozwoliła mu się podnieść, starając się coś poukładać sobie w głowie. - Co masz na myśli? – Zapytała. Obrazki wszystkich wydarzeń i tak krążyły w jej myślach, ale po prostu chciała to usłyszeć od niego. Wszystko by się wtedy urealniło, pozwalając na podjęcie jakiegoś działania. Byli ponad pozostałymi uczniami, mogąc – nawet przypadkiem – dowiedzieć się czegoś od swoich braci, którzy mieli przecież posiedzenia rady pedagogicznych, kontakty z dyrektorem i – w przypadku Archibalda – również z Ministerstwem Magii. Gdy w rękach Quieta wylądował kot, pogłaskała go z czułością. Przypomniał się jej Zlev, ale – tak jak demona – postarała się odrzucić go gdzieś w głąb swojej głowy. Nie powinna o tym teraz myśleć, nie dzisiaj, kiedy była gdzieś na skraju wyczerpania, a mimo to jakimś dziwnym trafem czuła, że i tak nie zaśnie. Jeśli miała spędzić resztę nocy, gapiąc się w sufit swojego dormitorium, wolała stać tutaj z Cichym i tym kotem. - Nie dam rady zasnąć, nawet z tym eliksirem – powiedziała, choć miała świadomość działania Eliksiru Słodkiego Snu. Natychmiastowy efekt murowany. Chyba chodziło bardziej o to, że nawet śpiąc, nie chciała zostać sama. Gdyby jakimś cudem demon pokonał wszelkie bariery i jednak nawiedził ja w koszmarach, a ona już nigdy by się nie obudziła? Co wtedy? - Ale lepiej stąd chodźmy - uznała ostatecznie i ruszyli w stronę wejścia do zamku.
Hope jednak nie była pewna, gdzie ma iść. Poszła gdzie ją nogi poniosły. Usiadła na trawie i zaczęła rozmyślać, nad tą imprezą. - Powinnam tam iść? Raczej nie.. Jeszcze zrobię coś źle.. - Powiedziała. Położyła się na trawie, wiedząc że i tak z tej sukienki już nic się nie zrobi. - Powinnam jednak chyba zaplanować jutrzejszy dzień.. Przydało by się! - Powiedziała, rozkładając ręce na trawie. Lubiła leżeć, a leżenie na świeżym powietrzu jest fajne. Można by było też uciąć sobie drzemkę.. Ale nie tym razem! Ona zawsze ucinała sobie drzemki. Taka prawda. Czysta prawda o Hope.
Aleks z natury gadatliwa, roześmiana i nie umiejąca usiedzieć w miejscu, ostatnimi czasy zaszyła się w swoim dormitorium. Całkiem zniknęła z życia codziennego w Hogwarcie, na rzecz podwyższenia sobie ocen. Nie lubiła się uczyć, ale niestety kiedyś trzeba to zrobić. Dużo bardziej wolałaby latać na miotle, niż siedzenie nad jakąś beznadziejną książką. Kogo w końcu może interesować i jakim stopniu przydatna jest wiedza o jakiejś dwuletniej wojnie olbrzymów, która zdarzyła się sto lat temu. Niestety jej nauczyciel uważała zupełnie inaczej, że ta wiedza jest niezbędna do normalnego funkcjonowania. Nie można jednak wiecznie siedzieć w dormitorium. Właśnie z tego powodu Aleks postanowiła wyjść dziś na dwór. Maszerowała dobrze sobie znanymi korytarzami, oczywiście z książką przed twarzą. Pięć razy udało jej się wpaść na ludzi i raz o mało nie spaść ze zchodów nim wyszła na dziedziniec. Dalej, nie odrywając oczu od liter skierowała się w stronę fontanny. W 1923 roku grupa nieznanych czarodziei zastała zaatakowana przez… ŁUP. Z rozpędu wpadła na coś rozłożonego na trawie i zrobiła fikołka. Jej książka gdzieś poszybowała, a ona sama wylądowała rozłożona na brzuchu. Potrzebowała chwili, żeby zrozumieć co się stało. Poczuła mocny ból na w kolanie, spojrzała w dół i zobaczyła, ze uderzyła o jakiś duży, wystający kamień. Rozejrzała się i zobaczyła przez co upadła… a raczej przez kogo. To była Hope. - Przepraszam – krzyknęła, wstając niezdarnie z ziemi i otrzepując się dokładnie. Była szczerze znarowiona tym wypadkiem. Pokuśtykała do niej na chyliła się przed jej twarzą. – Nie zauważyłam cię. Nic ci nie jest? Uderzyłam cię? Masz coś złamane? Potłukłaś się? – Zasypała ją gradem pytań. - Czytałam właśnie książkę i… Właśnie gdzie ona jest? – rozejrzała za zgubą, lecz nigdzie nie mogła jej znaleźć. Przeczcież nie mogła tak sobie wyparować?
- Przepraszam! - Krzyknęła, gwałtownie wstając z ziemi. Nie wiedziała, że leżeniem na ziemi może wyrządzić komuś krzywdę. Po chwili dziewczyna była czerwona jak burak. Nie dość, że na imprezy zapraszają, to nawet samemu nie można posiedzieć. Taki już jej żywot. Siedzieć i ciągle na kogoś wpadać. A może to oni wpadają na Hope? Mniejsza z tym. Przy ławce, była książka. Hope pobiegła po książkę i podała dziewczynie. - Twoja książka.. Co Ci się stało z kolanem!? - Odskoczyła od dziewczyny, widząc jej kolano. - Wszystko dobrze? - Zapytała cichutko.
Aleks zawsze stawiła na miejscu innych dopiero potem siebie. Taką mała już naturę. Jak oczywiście przystało na Puchonicę. Wychowankowie tego domu zazwyczaj bywali mili i troskliwi. To nie było tak, że są niezdarni i głupi, jak czasem myśleli inny. Oni są po prostu… byli bardziej czuli na krzywdę innych. Z tego właśnie powodu Aleks bardziej przejęła się stanem koleżanki, niż swoim krwawiącym kolanem. - Nie masz za co, to ja jestem taką ślepą fajtłapą i nie widzę ludzi leżących na środku trawnika – zapewniła ją, słysząc jej przeprosiny. To była przecież całkowicie wina Puchonki. Mogła bardziej patrzeć pod nogi. Patrzyła z wdzięcznością jak Krukonka biegnie po książkę. Dziwne, że jej wcześniej nie dostrzegła. Podziękowała grzecznie i usiadła na trawię. Podwinęła swoją spódniczkę, żeby nie zabrudzić jej krwią i przyjrzała się ranie. Nie była głęboka, ot zwykłe zadrapanie o jakiś ostrzejszy kant kamienia. Już tyle razy zrobiła sobie krzywdę, że ten widok już całkowicie przestał jej przeszkadzać. W końcu jak się gra w Quidditcha trzeba się liczyć z konsekwencjami, nie jest to w końcu sport bezpieczny, ani łatwy. W tym momencie przypomniała sobie jak kiedyś Elishia powiedziała jej, że jest wyjątkowo twarda. Może to prawda. Widząc jak Krukonka odskoczyła od niej gdy tylko zobaczyła ranę, uśmiechnęła się tylko. - Brzydzisz się krwi? Jakaś ty delikatna – stwierdziła, dodając do tej wypowiedzi odrobinę drwiny. Wymacała różdżkę w kieszeni, wyciągnęła ją i przybliżyła do kolana. Na chwilę się zawiesiła szukając w głowie odpowiedniego zaklęcia. To było coś na V… Vol… nie, może Vul… Vulnus… - Vulnus alere – krzyknęła zadowolona, że w końcu sobie przypomniała. Błyskawicznie poczuła ulgę.
- Nie brzydzę... - Powiedziała spuszczając głowę. Po prostu się wystraszyła. Taka już jest. - Po prostu się wystraszyłam.. - Nieśmiała szara myszka staje się wyśmiewana. Taka już kolej rzeczy. Normalnie to by podeszła do dziewczyny i by jej pomogła. Wszystko to była wina mamy.. Wszystko. Wszystko przez mamę! Ale ją i tak kocham.. Wiedziałam że chciała dla mnie dobrze, ale żeby trzymać mnie zamkniętą w pokoju?! To jest już czysty absurd! Nie byłam chora psychicznie i nie jestem! Głowa pękała jej od kłótni w jej głowie. - Zamyśliłam się.. - Wyszeptała.
Aleks zna sporo osób, które nie tyle brzydzą się krwi, co wręcz mdleją na jej widok i raczej nie widziała w tym nic złego, ale małe drwiny jeszcze nikomu nie zaszkodziły. Absolutnie nie uwierzyła, że Hope tylko się wystraszyła, czy… jak ona ty ujęła...? Zamyśliła. Cała Aleks, jak już sobie coś wbije to tej główki nie to nie tak łatwo da sobie to wyperswadować. Jej zdaniem Hope ma po prostu jakąś podświadomą awersje do krwi i już tego nie zmieni. Uśmiechnęła się do niej szeroko i poprawiła swoją już-nie-tak-do-końca-białą spódniczkę. Wstała, chowając po drodze różdżkę do kieszeni i delikatnie uniosła podbródek Krukonki. Musiała przy tym stanąć na palcach, by móc dorównać dwa lata starszej dziewczynie. - Rozumiem… wystraszyłaś się – zapewniła ją poważnie. Zdążyła już zapomnieć, że przed chwilą krwawiła. Uniosła ręce nad głowę, zrobiła minę, która w zamierzeniu miała udawać ducha.. – Uuuuuuuuu – zawołała na cały dziedziniec, skacząc przy tym jak wiewiórka. Nie przejęła się zbytnie, że ściągnęła przy wzrok paru przechodniów. Nie była jakąś szarą myszką chowającą się w kącie. Oczywiście w przeciwieństwie do Hope. Zaśmiała się wesoło i jeszcze raz podskoczyła w miejscu. Cała energia, jaka się w niej zbierała ostatnimi czasy w końcu osiągnęła punkt kulminacyjny. Chwyciła koleżankę za rękę i pociągnęła w stronę fontanny, całkiem zapominając o swojej książce, leżącej na trawie. - To co tam u ciebie? Ostatnio się coś zdarzyło się coś ciekawego? U mnie nie za bardzo, ostatnio ciągle się uczyłam i czytałam te durne książki – powiedziała, wzdychając teatralnie i w tym momencie o czymś sobie przypomniała. Zostawiła Krukonkę przy fontannie i w poskokach zawróciła po swoją książką.
Podrapała się z tyłu głowy. - Wszystko jest okey.. - Powiedziała cicho. Nie była pewna co odpowiedzieć. Głupia! Jak zwykle zachowujesz się jak odmieniec! Nie jesteś nim! Znowu się zaczyna. - Em.. Ja chyba już pójdę.. Muszę się pouczyć.. I.. i i.. - Zacięła się. Tak na prawdę nie chciała się uczyć. Chciała w spokoju sobie posiedzieć i odpoczywać. - To ja już idę.. Papap! - Zaczęła powolutku iść w przeciwną stronę.
Pogoda była o wiele lepsza, niż dziewczyna się spodziewała - było ciepło i gdyby nie to, że usiadła na swoim grubym swetrze położonym na ziemi, okazałoby się, że taszczyła go z pokoju wspólnego całkiem niepotrzebnie. Dziedziniec był dziwnie opustoszały, niemniej Marcela nie miała nic przeciwko temu - z papierosem w jednej dłoni i torbą w drugiej, zaczęła powoli (z uwagi na ograniczoną przez szluga mobilność) wyciągać wszystkie potrzebne do rysowania rzeczy. Oparła się plecami o chłodną ścianę, położyła na kolanach szkicownik, piórnik obok siebie na swetrze i zaciągnęła się papierosem porządnie, rozglądając się przy okazji, czy nie ma kogoś w okolicy. Ale nie było. Cóż, może z tym fajkiem wystawiła się na widok nieco za bardzo, ale w sumie co szczególnego mogli jej zrobić? A zresztą, najwyżej byłby szlaban - zdecydowanie nie pierwszy i w stu procentach nie ostatni. Po kilku minutach, gdy papieros został dopalony, Marcela skupiła się na rysowaniu.
Zimno ? Dla Carrie zimno jest wtedy gdy pada śnieg. Choć i tak nie zawsze. Ubrana w długą koszulę w kratę i długie jeansy, wjechała na dziedziniec. Który świecił pustkami, czyli nie normalne zachowanie. Gdy lekcji nie ma. Ale kto się tam przejmował ludźmi.A jak dziedziniec pusty to więcej frajdy dla Alyssy, większe pole do popisu. Bo jak wiadomo po szkole też jeździła na wrotkach, ale tam było za dużo gratów które mogła rozwalić i potem znów by musiała uciekać przed kochanym woźnym. No i jeszcze schody, chujowo się po nich schodziło gdy na nogam miało się właśnie to i oczywiście zawsze musiały jej zrobić jakiegoś psikusa. Po króciutkiej chwili zauważyła swoją jakże blisko-daleką kuzynkę. Podjechała do niej najciszej jak mogła. Schyliła się i -Panno Collins, nie godzi się palić papierosów na terenie szkoły. Ogólnie jest to nie zdrowe.- wypaliła parę słów z surowym wzrokiem. Oczywiście po chwili się uśmiechnęła i ciapnęła sobie obok niej. -Co tam rysujesz ?
Marcela rysowała, jak zwykle w takiej sytuacji zapominając o całym świecie. Kolejny papieros jakoś sam z siebie wskoczył jej do dłoni i się podpalił - no, w każdym razie taka była wersja wydarzeń według Marceli, bo sama nie zarejestrowała, kiedy i jak to się stało. No, w każdym razie paliła, a rysunek powoli powstawał. Nic dziwnego, że nie usłyszała, jak kółka wrotek Alyssy suną po podłożu, a dopiero gdy do jej uszu dotarł zwrot "panno Coliins", podniosła głowę, uprzednio lekko się wzdrygając - nie tyle ze strachu, co z zaskoczenia. - Allie, pajacu, musisz mnie straszyć? - spytała, robiąc niby to obrażoną minę i wkładając ołówek za ucho; wyraz jej twarzy jednak złagodniał po ledwie kilku sekundach.[/b] - I łe tam, niezdrowe, wędzone dłużej leży! - dodała, szczerząc się szeroko. Zwrot ten stanowił dla nej uniwersalny argument i równocześnie najcięższą artylerię w starciu z zaciekłymi antypalaczami. - A, szkicuję sobie jakąś postać. Ostatnio robiłam same pejzażyki i tego typu rzeczy, więc uznałam, że warto sobie przypomnieć. - odparła, pokazując Alyssie rysunek. Choć Marcela rysowała długo, niewiele było narysowane poza ogólnym szkicem - dziewczyna nie spieszyła się bowiem za specjalnie, rysowała powoli, dokładnie i choć jej ręka doskonale pamiętała każdy przydatny szczegół anatomii, ona starała sobie to przypomnieć również głową. Mimo to była przez cały czas zamyślona i być może to sprawiło, że była ciut nieobecna. W końcu dawno nie widziała się z Nathem, nie miała okazji z nim porozmawiać, nie wiedziała nawet, co dalej z tym wszystkim będzie. Zależało jej, ale nie wiedziała, co powinna zrobić, więc postanowiła się wyrwać z zamku, by chociaż przez chwilę o tym pomyśleć, może o czymś zadecydować? Sama nie wiedziała. - A ty jak tam? Kolejna waza stłuczona czy jeszcze nie? - spytała z uśmiechem, patrząc na jej wrotki. Nawiązywała oczywiście do sytuacji, dzięki której się poznały, dowiedziały się, że są rodziną i wreszcie - zaprzyjaźniły. No i czym jest potłuczona waza w obliczu czegoś tak świetnego?
Alyssa po prostu uwielbiała tak podchodzić Marceline. Zawsze gdy rysowała wyłączała się i była obecna tutaj tylko ciałem. A jak wiadomo puchonka uwielbiała zachodzić Marcyskę od tyłu (nie ważne jak to brzmi), lub z boku i ją straszyć. Mogłaby się w końcu nauczyć podrabiać głos jakieś nauczycielki, wtedy byłoby lepiej. Prawda ? Lepszy efekt. -Sama mi się tutaj nawinęłaś - Parsknęła do niej widzą tą ją niby "ofochaną" minę. A na jej komentarz o ty że wędzone dłużej leży, parsknęła szczerym śmiechem. -A masz pomysł na tą postać, czy po prostu to co ci wpadnie do głowy ?-Zapytała zainteresowana i chwyciła jej szkicownik.No cóż Collins nie miała za bardzo co tutaj oglądać, był to tylko szkic, ale zapowiadał się wspaniale. Alyssa nie miała talentu do rysowania, w sumie może i miała ale nie jest cierpliwa i nie potrafi się wyciszyć. A moze nawet nie chciała, w sumie rysowanie jej nie interesowało. Ona bardziej wolała muzykę, choć też za bardzo się w nią nie pogłębiała. Lubiła śpiewać ale nie robiła tego na co dzień, nawet nie raz na tydzień. Ale teraz nie rozmawiamy o niej ani o muzyce. Niektórzy rodzą się po prostu z talentem do rysowania i tyle. Alyssa tego nie miała, ale też nie zazdrościła tego Marceline. Po prostu cieszyła się z tego że ona ma taki talent. -Nie, mam nadzieje że kolejną wazę stłuczemy razem.- Na tak ich wręcz fantastyczne spotkanie. Jedna uciekała a druga chowała się przed szlabanem. Rodzinka jak nic. Ale to nie chodzi nawet o to ze są rodziną. Ważne że one się zaprzyjaźniły i przypadły sobie do gustu. Choć oczywiście fajnie że są rodziną, ale co by było z tego jakby się nie lubiły ?NIC.
Tak, podrabianie głosu jakiejś nauczycielki to mógłby być zdecydowanie dobry pomysł. Marcela miałaby na pewno większą bekę, gdyby się zorientowała, ewentualnie myliłaby potem prawdziwą nauczycielkę z Alyssą, ale co z tego, przynajmniej byłoby zabawnie! - Jak to się nawinęłam, byłam pierwsza, mam prawo do tego miejsca bardziej! - zaoponowała, pokazując siostrze język. No bo co, ona tu była pierwsza przecież, zajęła sobie wygodne miejsce, zjarała dwa czy trzy szlugi i zdążyła się zadomowić. - Nie mam pomysłu, po prostu szkicuję, ale wiesz, to zawsze wychodzi inaczej. Wystarczy rysować, nadać jakąś pozę i resztę rysować tak, żeby było technicznie poprawnie. Wychodzi samo. - odpowiedziała i to nawet nie jednym słowem, bo i po co? Marcela lubiła sobie czasem pogadać, szczególnie w rozmowie z Alyssą, z którą dogadywała się naprawdę dobrze. - Może chciałabyś spróbować kiedyś coś ze mną porysować? Możemy znaleźć jakiś fajny widoczek, napchać jedzenia do torby i iść na plener. Nawet jak nie wyjdzie, to i tak będzie fajnie!{/b] - wyszczerzyła się, po chwili jednak przypomniało jej się, jak podjęła próby malowania z Nathem i jak skończyli ubrudzeni w farbie. I jak zaniósł ją do dormitorium przewieszoną przez ramię niczym worek z ziemniakami. Przejechała ręką po głowie w nieco nerwowym geście, a jej mina zrzedła. Miała nadzieję, że Allie niczego nie zauważy. Marcela raczej nie skupiała się na tym, czy ma talent, czy nie. Po prostu lubiła rysować, więc rysowała, a że innym się podobało, to tylko lepiej, prawda? Tak samo było ze śpiewaniem, choć trzeba było przyznać, że lubiła mieć publiczność - co zresztą widać było na statku. I wszystko wychodziło jakoś lepiej, i wszystkim się podobało... No cóż, Marcela to jednak zwierzę sceniczne było. - [b]Okej, nie ma sprawy. Trzeba się umówić tak, żebym jeszcze ja miała wrotki i pójdziemy demolować ceramikę razem. - wyszczerzyła się Marcela. Cóż, brzmiało jak plan. W końcu skoro tak się poznały, to znaczy, że takie przygody mogą prowadzić tylko do dobrych rzeczy, no nie? ...nie? No, dobra, ale i tak musi być fajnie. W końcu to wrotki. I Marcela od poznania Alyssy zdecydowanie poprawiła warsztat i jeździła dobrze. - W ogóle jak wakacje? W końcu byłaś na tej wycieczce na statku? Bo jakoś cię nigdzie nie widziałam. - spytała, szykując się na opowieść o wakacjach Alyssy. No, i na opowiadanie o swoich.
-Kochana, nie czepiaj się szczegółów.-Machnęła ręką na słowa Marcyśki. Pierwsza czy też nie, to ona ją zauważyła więc ona jej się nawinęła. Koniec tematu. I oczywiście również wyciągnęła język w jej stronę. Z nikim jej się tak dobrze nie przekomarzało jak z ze swoją (nie)rodzoną siostrą. -Czyli Twoją rękę i wyobraźnia Ciebie prowadzą. W sumie to one za ciebie szkicują. No tak rozumiem, jak już się w coś zagłębiasz to nie potrzeba żadnego pomysłu, po prostu wychodzi samo z siebie.- Odpowiedź godna profesora. Może Carrie powinna zostać profesorem ? Nie! To zły pomysł. Trzeba poszukać czegoś innego. -Nie umiem rysować. W sumie to wiesz nawet nie wiem czy umiem czy nie. Nigdy jakoś mnie to nie interesowało i nie jestem cierpliwa. Ale zawsze możemy spróbować, no wiesz tam gdzie ty tam i ja. Ale jeśli mi się nie uda to zostanę twoją modelką.- Szturchnęła ją w bark z uśmiechem. -Choć jeśli nawet to się nie uda, to zawsze możemy pośpiewać. No tak z Marceliną mogła robić dużo rzeczy. Wygłupiać się, śpiewać, rozmawiać, uciekać przed woźnym, kto wie może nawet rysować, śmiać się (bo płakać na pewno nie) i to w tym wszystkim było najlepsze. Były po prosty jak dwa puzzle które były prawie identyczne i na dodatek do siebie pasowały jak nikt inny. Oczywiście że "Allie" zauważyła jak jej mina zrzedła i ten nerwowy gest. Ale dziewczyna miała to do siebie że nie dopytywała się o nic, jeśli Marcyśka by chciała aby Allie wiedziała o co chodzi to pewnie by jej powiedziała, ale sama z siebie nie miała zamiaru się dopytywać. Stuknęła ją delikatnie w ramie tak po przyjacielsku i posłała jej uśmiech który mówił "nie martw się, rozchmurz się". Po słowach Merceliny wybuchła nagłym śmiechem. Właśnie wyobraziła ją sobie biedną samą w mugolskim sklepie, nie wiedziała czemu ale ta wizja ją po prostu rozbawiła. W sumie jak się poznały to nawet nie wiedziała co to są wrotki, co się tutaj dziwić że Alyssa wybuchła śmiechem. -Zawsze mogę Ci je kupić, na jakieś urodziny o których nawet nie wiedziałam, lub zapomniałam.- Puściła do niej oko. Bo skąd panna Collins miała by wziąć mugolskie pieniądze ? Bo w żadnym magicznym sklepie ich nie kupi, chyba.. A burzenie razem ceramiki było jak najlepszym pomysłem. W końcu muszą się wpisać jakoś w księgi Hogwartu, jak nie za dobre stopnie, to za umiejętne rozwalanie i tym podobnym. -Byłam, byłam. W sumie to chodziłam w tą i w tamtą. Nawet brałam udział w wyścigu w beczkach. A ostatni dzień czy tam może dwa, nawet nie pamiętam, spędziłam na imprezie, gdzie jak mnie pamięć nie myli całowałam się z dziewczyną. Taa.- No tak, to znaczyło że impreza była naprawdę udana, albo nawet za bardzo udana. No nic jej jakoś to nie przeszkadzało, jak się bawić to się bawić.
- No, mniej więcej tak. Ewentualnie nawet o tym nie wiesz, ale rysujesz coś konkretnego jakoś tak... podświadomie. - uzupełniła, uśmiechając się. Alyssa umiała ją zrozumieć, mimo że nawet sama nie rysowała. Nawet gdyby chciały, to nie mogłyby się wyprzeć powiązań rodzinnych - i to nie tylko ze względu na wygląd. Rozumiały się bez słów. - A kto powiedział, że nie można tego łączyć? Ewentualnie zamiast rysowania farby. Przytaszczymy sztalugi i będziemy malować i śpiewać, a reszta tak jak mówiłam. Poza tym, "umiem, nie umiem", blablabla, tu nie chodzi o to, żeby coś nie wiadomo jakiego wyszło, tylko ma być fajnie! - stwierdziła, szczerząc się. W końcu nie miała zamiaru robić kuzynce szybkiego instruktażu pod tytułem "droga od patyczaka do Mona Lizy w trzech krokach", a po prostu zrobić coś fajnego razem. Prawda to prawda, Alyssa i Marcelina były naprawdę zgrane. Umiały spędzać ze sobą mnóstwo czasu bez irytowania siebie nawzajem i w dodatku miały wspólne zainteresowania. Poza tym rozumiały siebie nawzajem i swoje zachowania tak, jakby znały się od zawsze, więc Marcela po krótkiej chwili przestała się łudzić, że Alyssa nie zauważy - a jej szturchnięcie i uśmiech, którego wymowę od razu zrozumiała, były tylko na to dowodem. Marcela nie wiedziała, czy powinna o tym wszystkim mówić. Długa historia, skomplikowana... no, i nie była pewna, czy Alyssa była gotowa na to, by dowiedzieć się o jej... ekhm, przyjacielu? Uznała, że jeszcze na chwilę sobie odpuści z wyznaniami. - Ojeju, no co? - Marcela udała obrażoną, gdy Puchonka zaczęła się śmiać. Rozchmurzyła się jednak niemal od razu. - Na Merlina, do urodzin jeszcze kawał czasu, a czekanie do kwietnia to słaby pomysł, nie? Ale po drodze jest dużo świąt! Boże narodzenie, halloween, piątek... Tak, to ostatnie wydawało się szczególnym świętem dla przeciętnego ucznia, który nie był ukontentowany faktem, że musiał pisać tony esejów na lekcje. - Jak to z dziewczyną? - spytała Marcela szczerze zdziwiona, patrząc na Alyssę. Przecież była absolutnie hetero! - Kurczę, była chociaż ładna? - spytała, szczerząc się.
-Rozumiem, rozumiem.-Pokiwała głowa jak uczennica, którą w sumie była. Kto cie lepiej zrozumie jak nie podobna do ciebie dziewczyna wyglądem, która również przypadkowo jest twoją rodziną i O przypadkowo podobnym charakterem? Jak mówią przypadki chodzą po ludziach. A no i tak, przypadkowo są z tego samego roku, zaraz się jeszcze okaże że urodziły się tego samego dnia i miesiąc, chociaż mogłaby to być lekka przesada, ale za to jak fajna ! -W sumie kochana, dla nas nie ma rzeczy nie możliwych, prawda ? Bo jak nie my to kto. Właśnie nikt, masz racje nie liczy się jak, liczy się z kim i jak się przy tym bawisz. No tak, umiem nie umiem, nie jest ważne. - Wyszczerzyła się. Ciekawe jest to czy tak szybko by się dało ogarnąć malowanie czy tam rysowanie. W najgorszym wypadku będę malować po sobie, tak też się zdarza. Życie to zabawa, trzeba się bawić i przy okazji rozwijać. A nie gdybać i się przejmować jakby to było. Jednak czasem dobrze jest zrobić coś złego, aby wniknęło z tego coś dobrego. Zbita waza i potajemny papieros, bez tego nadal by się o siebie ocierały nie wiedząc nawet kim dla siebie są. A ich rozmowy zaczynały by się i kończył tak szybko, że nawet nie wiedziałby że ze sobą rozmawiały. Jeśli Marceline nie była gotowa na to aby pogadać o tym z Alyssą, to nie było żadnego problemu. Alyssa nie miała zamiaru na nią naciskać i nie była również dociekliwa. To ją właśnie wyróżniało od innych dziewczyn które uwielbiały plotkować, jej za bardzo to nie obchodziło. Oczywiście plotowanie. A co do spraw sercowym drugiej panny Collins, zawsze mogła się do niej zgłosić nawet w środku nocy (tylko nie z rana , bo wtedy nie jest w humorze). Ale tak to we gdzie ma walić i nie musi się przejmować, dziewczyna zawsze ją przyjmie. -Miałaś kiedyś mugolskie pieniądze w rękach?- . Zapytała z ciekawością. -O tak piątek to w szczególności najlepsze święto na dawanie prezentów.- Puściła do niej oczko. -Jaki kolor pani sobie życzy ?- Zapytała z szerokim uśmiechem. -W sumie to było palenie po studencku i tak jakoś wyszło do końca nie pamiętam, ale wiem to była dziewczyna, kojarzysz Scarlett Jung z Twojego domu? -. Powiedziała tak to jakby było to normalną rzeczą. W sumie Marceline nie wie że Carrie, raz zdarzyło sie fantazjować o kobiecie, w sumie nikomu tego nie mówi i nie ma zamiaru się z tego zwierzać.
- No, czyli rozumiem, że jesteśmy wstępnie umówione. - wyszczerzyła się Marcela, zadowolona. Lubiła spędzać czas z ludźmi, którzy coś tam plastycznego tworzyli, choć zazwyczaj były to osoby, które od dawna w tym siedzą. Właściwie, Marcela lubiła spędzać czas z wieloma różnymi osobami. Żadnych podziałów, żadnych uprzedzeń, dopóki ktoś nie okazał, że ma naprawdę paskudny charakter - ale akurat z tą Gryfonką nie warto było zadzierać. - Mugolskie pieniądze? Pfff, ty jeszcze pytasz? OCZYWIŚCIE że miałam - stwierdziła oburzonym tonem. - Na mugoloznastwie. - dodała ciszej. - Hmmm. Fioletowe z brokatem. Tak, to brzmi jak dobry wybór. - odparła prawie bez zastanowienia. W końcu takie musiały być naprawdę śliczne! A skoro Alyssa nauczyła ją już jeździć na naprawdę dobrym poziomie, to przydałoby się mieć własne. Wazy same się nie rozbiją! - No patrzcie, jak się moja grzeczna Alysska rozhulała - powiedziała, udając wzruszony ton i ocierając z oka wyimaginowaną łezkę. - A, wiesz, chyba kojarzę. Taka Azjatka, nie? Marcela uważała to wszystko za całkiem normalną rzecz, w końcu nie miała w zwyczaju oceniać ludzi na podstawie takich głupot. Poza tym, jej Nath był biseksualny, więc w czym problem? Znaczy, ekhm, Nath. - Nie wiem, czemu się nam nie udało spotkać na statku, ale to dziwne. Ale wiesz, ja też trafiłam na imprezkę. Wszędzie kręcili się marynarze i uczniowie, piłam mnóstwo, jakiś marynarz stwierdził, że taką dziewczynę jak ja to chciałby spotkać w porcie... - zaśmiała się na to ostatnie wspomnienie, ci marynarze byli absolutnie przesympatyczni! - No, i oczywiście - jak to ja - musiałam prędzej czy później trafić na scenę. Śpiewałam szanty, wszystkim się podobało, nawet mam parę zdjęć, bo poznałam takiego chłopaka, który trochę fotografuje. I zawsze dbali o to, żeby każdy miał alkohol, w szczególności dziewczyny. - powiedziała nieco chaotycznie, ale była pewna, że dla Alyssy nie będzie to stanowiło problemu.[/b][/b]
-Of course, jesteśmy umówione.- Klasnęła w swoje dłonie jak to miała w zwyczaju i podniosła się z zimnej posadzki. To że ona siedziała sobie na sweterku to nie znaczy że Carrie , było ciepło w jej szanowne cztery literki. I po raz kolejny dziś na dziedzińcu rozbrzmiał donośny śmiech puchonki. Oczywiście nie miała zamiaru naśmiewać się z kuzynki i nie było to obelgą dla niej, ależ nie. Po prostu sytuacja była zabawna, jakby nie patrzeć. -Fioletowe się znajdą ale nie wiem czy z brokatem. Postaram się -. Puściła do niej oczko i poprawiła swoje włosy. Zaczęła jeździć z prawej na lewo. Była pewna że Marcyś wie czego chce, w końcu odparła bez zastanowienia. A po tylu dni nauki jazdy, jakie dawała Alyssa kuzynce to zasłużyła na swoje własne wrotki. -No cóż kiedyś musiałam się rozhulać -.Znów ją szturchnęła po przyjacielsku. -Tak to ona, dość miła dziewczyna.- W końcu poznały się x czasu temu na piwie w Trzech Miotłach. Znała ją więc nawet nie była to nieznajoma. -No wiesz statek był duży, a nawet ogromny. O proszę i nawet posypały się komplementy od tych marynarzy. Ty śpiewałaś szanty ? Właśnie dla tego nie lubię statków, te okropne szanty. Wywróciła oczami. Nienawidziła tej muzyki.-Czyli twój rejs był równie udany jak mój. Ciesze się z tego.- Uśmiechnęła się do niej i zaczęła jeździć do tyłu i kręcić kółeczka. -W sumie moja impreza była w trzy osobowej kajucie i było tam około 13 ludzi. Do tej pory nie wiem jakim cudem się pomieściliśmy..- Pokręciła głową i parsknęła śmiechem.
Marcela uśmiechnęła się, słysząc, że są umówione. No, nawet nie trzeba było przekonywać! Poza tym, jedzenie zawsze przekonuje każdego. Chyba że to dziewczyny na diecie, ale to jest generalnie dziwna kategoria człowieka. - Jak ci zimno w tyłek to trzeba było mówić, przesunęłabym się. - rzuciła bez zastanowienia, widząc, jak Alyssa podnosi się z ziemi, jednak domyśliła się, że nie tylko o to chodziło. No, nóżki świerzbiły, wrotki ciążyły na nogach - Allie musiała pojeździć i już. Na śmiech Puchonki Marcela odpowiedziała niczym innym, jak śmiechem. W końcu gdyby obrażała się za każdym razem, gdy ktoś śmieje się z jej wątpliwej wiedzy na temat mugoloznastwa, bez przerwy chodziłaby obrażona. A zresztą, ją samą to bawiło, gdy jej domysły spotykały się z tą dziwną, mugolską rzeczywistością. - W razie czego trochę czarów i będzie pięknie. - stwierdziła Marcela. Cóż, magiczny świat miał całe mnóstwo przywilejów! A zmienianie kolorów rzeczy było jednym z największych, przynajmniej jeśli chodzi o zwykłe, codzienne życie. - No, wydaje się całkiem w porządku. Ale wyszło całkiem zabawnie, alkohol widzę wszedł. - pokazała jej język. - A tam, ja lubię szanty. Przyjemnie się śpiewa, wszyscy znają, nawet jak po pijaku wychodzi jakoś krzywo, to i tak wszystko jakoś brzmi. No, zresztą, wszystkim się podobało, jak wlazłam na scenę i śpiewałam, więc nawet mi się dobrze kojarzą. - uśmiechnęła się dziewczyna. Niektórzy mogliby uznać, że jest zadufana w sobie, ale wcale tak nie było - po prostu nie widziała sensu we wmawianiu sobie i innym, że nie jest w czymś dobra - szczególnie, że mnóstwo osób robi tak, by dostać komplementy. "Jestem taka gruba" i tym podobne, wszyscy to znają, prawda? Ale Marcela wychodziła z założenia, że powinna znać własną wartość i być świadoma swoich mocnych i słabych stron. A śpiewanie zdecydowanie należało do mocnych. - Hm, myślę, że albo to zasługa zaklęć, albo tego, że po pijaku i tak wam było wszystko jedno. - wyszczerzyła się szeroko. Marcela też się cieszyła, że mimo że mijały się przez cały rejs, udało im się miło spędzić wakacje. Niestety jej wakacje miały pewną stanowczą wadę i choć chciała od siebie odgonić tę myśl, to wracała ona cały czas jak bumerang. Czy jak tam się nazywało to mugolskie coś. Ekhm, wracając. Natrętną myślą był niejaki Woods, którego brakowało Marceli nie tylko na rejsie, ale i ogólnie. Przyjaźnili się? Nie przyjaźnili? Właściwie nie wiedziała, co tam się między nimi działo - wiedziała tylko, że nie wie co o tym wszystkim myśleć. Przez cały czas dotąd szkicowała coś na papierze, jednak wtedy odłożyła szkicownik i zasunęła ołówek za ucho z głośnym westchnięciem. - Na Merlina. Allie, mam problem. - zaczęła, patrząc na kuzynkę, jakby próbując odgadnąć, czy ta ma chęć na wysłuchiwanie jej żali. To znaczy, domyślała się, że ma, ale chciała sobie kupić czas na przemyślenie tego, co chce jej powiedzieć. Wyjęła z kieszeni paczkę papierosów, wzięła sobie jednego i podpaliła go, po czym wyciągnęła paczkę w stronę Alyssy, by ją poczęstować. W końcu najlepiej rozmawiało się przy papierosie, prawda?
-Spoko, zaraz usiądę. -A jakby inaczej, Marcyś wiedziała że Allie musiała sobie pojeździć, przecież po coś ma te wrotki a nie po to żeby sobie siedzieć i na nie patrzeć. Nóżki świerzbiły. W sumie dobrze że Marcyś nie obrażała się na to że Alyssa lub inni się z niej śmiali. Przecież ze strony puchonki nie było to złośliwe. A nie we wszystkim można być dobrym, prawda? Carrie wiedziała dużo mugolach a Marceline pewnie więcej o życiu jako czarodziejka. -No tak, czary. Czary załatwiają dużo.- Uśmiechnęła się do niej. No tak zmienianie kolorów było tutaj na porządku dziennym. -No tak alkohol, ale masz co wspominać -. Uśmiechnęła się do niej szeroko. - O proszę ! Chociaż w gustach się różnymi, przynajmniej coś. - Zaśmiała się cicho i przeczesała dłonią swoje włosy. Oczywiście dalej jeździła na swoich wrotkach. Czyli nie są aż tak bardzo do siebie podobne. Chociaż w jednym sie różnią. Szanty ich poróżniły i cudownie. Przynajmniej nie jest już jak w bajce. I znów są do siebie podobne, Collins też uważa że trzeba znać swoją wartość. Przecież nie będzie chodzić po ludziach i pytać się czy dobrze jeździ, albo mówić że wcale tak dobrze nie jeździ. Ona wie że dobrze jeździ, a wręcz była w tym naprawdę dobra. Tak samo jak w śpiewaniu. Choć każdy lubi komplementy, ona ich aż tak bardzo nie potrzebowała. -No tak, alkohol i inne używki.- Mruknęła ciszej tak jakby bała się że ktoś je podsłuchuje. Carrie na swoje wakacje akurat narzekać nie mogła. Była naprawdę udane no i tak, oprócz tego że ktoś ukradł jej bieliznę w sumie nie tylko jej. Ale to nie było aż takie ważne. Po prostu stało się i już, nie będzie za nią tęsknić i tak by potem jej nie ubrała. Allie nie do końca zwracała uwagę na to co robi Marceline, oczywiście słuchała jej i tak dalej. Ale nie patrzała jej na ręce ani nic. Ona sie zajmowała sobą i druga Collins też. Swoją uwagę ściągnęła dopiero na nią gdy powiedziała że ma problem. Przekrzywiła głowę i spojrzała się na nią, patrzała tak przez chwilę i uśmiechnęła się delikatnie. -Facet, prawda.- Tak dobrze widzicie, to było stwierdzenie. Po prostu czuła to, usiadła sobie obok niej, zwróciła swój wzrok w stronę siostry. -Dawaj dziewczyno, niech Cie to już nie gryzie.- Położyła jej rękę na ramie, dodając jej tak otuchy. Spojrzała się na papierosa, w sumie to nie pali.. Ale okazyjnie z kuzynką to może zapalić, nie takie rzeczy sie przecież paliło. Wyciągnęła papierosa z paczki, zabierając jej przy tym zapalniczkę. Odpaliła, zaciągnęła się i oddała ogień w ręce dziewczyny.
Marcela uśmiechnęła się, słysząc o tych różnych gustach. - Ale pewnie nie tak bardzo, bo obie na co dzień jakoś nie słuchamy szant. Nie da się od tego uciec, niestety... - powiedziała niby to smutnym tonem, ale tak naprawdę wiadomo było, że wcale jej to nie przeszkadzało. Właściwie to fajnie było mieć kuzynkę tak podobną do niej samej - szkoda tylko, że poznały się tak późno, bo może Marcyśka mniej odczułaby fakt, że jej rodzice nie zdążyli skombinować dla niej rodzeństwa. - No, ja się AŻ tak dobrze nie bawiłam, degeneracie. - Collins pokazała jej język. Kolejny wyraz siostrzanej miłości, czyli drażnienie się ze sobą. Na szczęście żadna z nich nie obrażała się o takie głupoty. No w każdym razie Marceli wakacje jakoś tam minęły, ale impreza, na której śpiewała szanty najbardziej zapadła jej w pamięć. Poznała parę nowych osób, napiła się, pośpiewała, potańczyła... A jej akurat niepotrzebne było wiele, by dobrze się bawić. "Oho, wkopałam się", pomyślała Marceline, gdy Alyssa spojrzała w jej stronę. Miała w końcu pewne opory co do tego, by mówić jej o tym wszystkim, ale z drugiej strony... Jak nie jej, to komu? Kto mógł zrozumieć ją lepiej, niż siostra, w dodatku tak do niej podobna? Marcela wzięła z powrotem swoją zapalniczkę. - Widzisz, mugolska! I umiem się tym obsługiwać, o! - powiedziała, po czym nacisnęła ją. Dźwięk krzesiwa w zapalniczce był dla Marceli nawet kojący, choć uważała, że to trochę dziwne. W każdym razie nie spotkała nikogo, kto miałby takie same odczucia. Ewentualnie po prostu nie zadawała się z tak wieloma palaczami, którzy używają mugolskich zapalniczek... No, okej, była jedyna. I Nath, który dostał podobną od niej. Cholera, Nath. - Nie, nie facet... Allie, chodzi o to, że... no dobra, OKEJ, niech będzie, że to facet, bo TO FACET, ale to nie tak, że mój facet czy... - zerknęła na kuzynkę, spodziewając się sugestywnego spojrzenia. - Uch, nieważne. - zakończyła, wzdychając. - Strasznie dobre te pufki, nie? Jagodowe balonówki. Ekhm, do rzeczy - zganiła sama siebie. - A więc. Jakiś czas temu poznałam takiego chłopaka. To znaczy wiesz, znaliśmy się wcześniej, ale nie tak na cześć-cześć. I w sumie to się nie lubiliśmy. Właściwie, to przy naszej pierwszej rozmowie, kiedy przylazł do pracowni artystycznej w której siedziałam - szlug i sztuka, wiesz o co chodzi - zaczęliśmy na siebie wrzucać. - wzięła głębszy wdech i zrobiła krótką pauzę, jakby przygotowując się na wyrzucenie z siebie kolejnej informacji - Sama wiesz, jak to jest ze Ślizgonami, szczególnie tymi od "czystości krwi". - zrobiła cudzysłów w powietrzu i zerknęła wtedy w stronę Alyssy, która pewnie musiała być nieźle zaskoczona jej wyborem... hm, przyjaciela. Takich ludzi przecież Marcela zwykła trzaskać zaklęciami, a nie się z nimi wdawać w dziwne niezrozumiałe relacje, których nie potrafiła ogarnąć żadna z zamieszanych w to stron. Postanowiła poczekać na reakcję Alyssy, nim wdała się w dalszą część opowieści.
-No tak, niestety.- Zrobiła sama smutną minkę i powiedziała to dokładnie tym samym głosem i tonem co jej siostra. Oczywiście było to zamierzone. Fajnie jest mieć kogo takie i tak blisko siebie. No tak szkoda ze się nie poznały wcześniej, ale w sumie to szczęście że w ogóle się spotkały. -Degeneracie ?! Ty po prostu mi zazdrościsz !!- Parsknęła na nią, tupnęła nogą (czy tam wrotką ) i pokazała jej język. Ahh ta miłość, tyle miłości że można rzygać tęczą. Nie wkopała się aż tak bardzo. Allie jest wyrozumiała, nawet bardzo ale czas była zbyt szczera. Miała nadzieje, choć raczej była pewna że Marceline się na nią nie obrazi gdy powie wszystko co myśli. Choć pewnie nie będzie aż tak źle, przecież Allie nawet nie wie o co chodzi tak do końca. Wie że o faceta, jak na razie i czeka tylko na resztę opowieści ze strony dziewczyny. A raczej na jej początek. -Nie no brawo, opanowałaś zapalniczkę .-Klasnęła w dłonie z uśmiechem. Ciekawe czy opanowałaby zapalniczkę z zabezpieczeniem na dzieci ( Allie miała nadal z tym problem ). W sumie Alyssa chciałaby zobaczyć Marceline w mugololskim świecie choć jeden dzień, jedną noc. Jakby sobie poradziła bez magii. Nie chodziło tutaj o to aby się z niej śmiać, tylko bardziej o jej wrażenia. Alyssa też nie wie wszystkiego o świecie czarodziei i pewnie czułaby się tam ciut zagubiona, ale nie aż tak bardzo. W sumie to nie wiadomo. Collins uniosła jedną brew ku gorze i czekała na kolejne wyjaśnienia. Facet nie facet. To już coś, dobre wytłumaczenia. Ciekawe co to za facet nie facet ale jednak facet tylko nie jej facet. Słysząc komentarz o pufkach znów uniosła brew ku gorze dając jej do zrozumienia że ma gadać do rzeczy a nie owijać w bawełnę, bo to nic nie da. W końcu jakieś konkrety. Alyssa musiała sobie to wszystko przekalkulować w głowie, widziała jak ciężkie jest to dla dziewczyny, wyrzucenie tej całej prawdy. Kiwała tylko głowa i przysłuchiwała się aż tak skończyła swój wywód. Choć była pewna że to nie wszystko co się tam stało. Wzięła jednego bucha, potem następnego i jeszcze jednego. Wypuściła chmarę dymu z ust i zerknęła na swoją siostrę/kuzynkę/przyjaciółkę w jednym. -Jeśli chcesz znać moje zdanie to jest takie. Rozumiem że NIE lubiliście się. Tutaj poszedł nacisk na sowo nie. -Czyli ten facet jest ślizgonem i szanuje sobie czystą krew ale ty masz inny temat na te zdanie. Tak to już wiem.-.Pokiwała głową nadal sobie to wszystko analizując. -Ale mam wrażenie że Ci się spodobał, ale jednym problemem jest to że jest ślizgonem no i jego poglądy. Czy coś ominęłam ? Czy nie wiem wszystkiego ?Oczywiście nie chcesz nie mów. Uśmiechnęła się do niej szeroko. -Uważam że jeśli to są tylko problemu i jeśli o ci się podoba to może warto się na niego otworzyć. A tamte dwa małe fakty pominąć. Tak tak, takie było zdanie panny Collins.
- Ojeja no, wiesz, że się muszę rozkręcić! - ucięła, gdy Alyssa ją poganiała. No bo co, potrzebowała przecież czasu, żeby jakoś zacząć sensowną wypowiedź - zwłaszcza, że na początku nie była do końca pewna, czy Allie przyjmie to tak, jak powinna przyjąć. Na szczęście nie była uprzedzona, choć może to dlatego, że nie znała konkretnie imienia i nazwiska? - Wiesz, to nie do końca tak, że się na niego nie mogę otworzyć. Właściwie, to nie ma większych problemów między nami. Dogadujemy się dobrze, zresztą, on też interesuje się muzyką, śpiewałam z nim. Zresztą wydaje mi się, że trochę jakby... zluzował z tą czystością krwi. Sama nie wiem. A co do ślizgońskości Nathaniela, to właściwie nie ma problemu. Czasem właściwie Nathaniel zachowuje się nawet całkiem... gryfońsko, chociaż zabiłby mnie, gdybym to mu powiedziała. Raz nawet mnie bronił, kiedy jego chora psychicznie najlepsza kumpelka miała do mnie problem, bo jej go "odbijam". I mnie pocieszał i w ogóle, bo mnie ta dziewucha, powiedzmy, wyprowadziła z równowagi. Wiesz, naprawdę świetny z niego przyjaciel. - rozgadała się, a na jej twarzy widać było taki specyficzny uśmiech - z rodzaju tych, które gościły na twarzach osób mówiących o kimś dla nich bardzo ważnych. Marcela chyba przestała po prostu bronić się przed tą myślą, bo po prostu odczuwała, że Nathaniel jest dla niej ważny. Tak po prostu było i koniec. W dodatku cały czas mówiła przyciszonym głosem, jakby bojąc się, że ktoś może je usłyszeć. Ostatnią rzeczą o jakiej marzyła byłyby plotki na temat tego, że podkochuje się w Nathanielu jak spora część żeńskiej społeczności Hogwartu. - Wiesz, przed wakacjami troszkę nam się kontakt... zerwał. Albo zelżał. Sama nie wiem. Pisaliśmy listy, opowiadałam mu o czymś... bo chyba wtedy poznałam takiego Williama, z którym rysowałam. Nie wiem, czy potem coś szczególnego napisałam, może go obraziłam albo miał zły humor, ale jakoś tak delikatnie był oschły. Może jednak mu się odwidziała znajomość z małą Gryfonką, sama nie wiem. Albo go naprawdę czymś uraziłam, rzecz w tym, że absolutnie nie pamiętam, co dokładnie napisałam. Zaciągnęła się dymem porządnie i powoli wypuściła z płuc dym, jakby tym samym miała pozbyć się z klatki piersiowej tego dziwnego uczucia pustki.
-No wiem no wiem.-Uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. No cóż kto jak to ale Allie nie była uprzedzona. Ale możliwe że dlatego iż nie znała imienia i nazwiska owego mężczyzny ?. Choć czy wtedy była by uprzedzona ? Nie wiadomo, ale chłopka powinien być pewien jednego. Jeśli złamie jej serce to Alyssa złamie mu kark ( o ile Marcyś nie zrobi tego szybciej ). -No to chyba w takim bądź razie nie musisz się o nic martwić, prawda ?Jeśli jest tak jak mówisz.- Uśmiechnęła się do niej i na tym miała zamiar skończyć swoją wypowiedź. Oczywiście przeczuwała że on jest dla niej ważny. Było to słychać po jej głosie, a po jej minie wywnioskowała to że nawet jej się podobał. Carrie zaczęła nawet delikatnie zazdrościć tego niewinnego zauroczenia się. W końcu to fajna rzecz. A Allie po jej ostatnim nie udanym związku za bardo jakoś nie miała na nikogo oka i bawi się życiem. Może na nią też przyjdze pora ? Pewnie tak. Na razie ma się zamiar cieszyć szczęściem Marceline. Ale zaraz zaraz czy ona powiedziała Nathaniel. Ten Nathaniel ! Allie i jej szybkie reakcje ! - Ten Nathaniel Woods?! Marcyś ! Przecież z tego co ja wiem to jest wielki casanowa. A poza tym każda dziewczyna się w nim podkochuje. - Po prostu zaskoczyła ją. Alyssa musiała wziąć bucha papierosa, odetchnąć głęboko i uśmiechnęła się delikatnie. -Mam nadzieje że wiesz co robisz i że zdołasz opanować jego charakter. Ale wracając do tego co mówiłaś przed chwilą i jeśli to prawda to mam nadzieje że jakoś wam się uda poprowadzić ta przyjaźń dalej. Choć pamiętaj że jeśli on złamie Ci serce to ja też mu coś złamie. Masz we mnie wsparcie.- Posłała jej najprawdziwszy i najszczerszy uśmiech na świcie. Jak wiadomo Allie uśmiechała się często, ale nie zawsze było to takie z serca. Tak jak teraz. -A może był po prostu zazdrosny o tego owego Williama.- Trąciła ją delikatnie w ramie i posłała jej zadziorny uśmiechem. Cóż może się im uda. Alyssa oczywiście miała nadzieje że to wszystko sie rozwinie jakoś pozytywnie. Naprawdę trzymała za to kciuki, choć na początku była zaskoczona to już jej przeszło. Cieszyła się i tyle.
Trzeci i ostatni rok w Hogwarcie był co najmniej dziwny, przynajmniej dla Natha. Nie oszukujmy się, ta szkoła była dla niego jak dom, w końcu spędził w niej praktycznie pół swoje życia. Znał każdy jej zakamarek i wszelki wyjścia, którymi mógł się wymykać nocami. Dlatego ten zamek był mu taki bliski, zwyczajnie się przywiązał i na samą myśl, że będzie musiał go niedługo opuścić było mu dziwne smutno. Oczywiście w grę wchodzili również ludzie, wszystkie osoby, które od samego początku były mu bliskie i te, które stały się dopiero niedawno. Mimo tego, że początek roku zwykle go cieszył, w tym przypadku jego nastawienie było oschłe. Być może z powodu całych wakacji, które był nijakie, a może przez jego ślizgońskie nastawienie do wszystkiego. Właściwie druga opcja była dość prawdopodobna, zważając na fakt, że jego jedyna gryfońska podpora jakby gdzieś znikła. Oczywiście nie sama, a za sprawą pana Woodsa, którego charakter był na tyle powalony, że zdarzało mu się zachowywać jak baba w ciąży, której co chwilę zmienia się humor. Właściwe jego reakcja na wymianę listów z Collins nie byłaby taka dziwna, gdyby nie to, że coś mu się poprzewracało w głowie. Czy można to było nazwać zazdrością? Brunet na pewno by się do tego nie przyznał, jednak w jakimś stopniu tak było. Jego uczucia w kierunku Marceline nie były pewne, znaczy tak myślał Nath, który ignorując wszelkie oznaki… zakochania? Bo chyba tak można to określić? Anyway, ignorując je wmawiał sobie, że ją lubi, że jest jego przyjaciółką i nie pasują do siebie… kij z tym, że myślał co innego. Ponadto wspomnienie o Willym wywołało u niego dziwną reakcję. Wtedy jakby zdał sobie sprawę, że to jednak nie jest przyjaźń, a przynajmniej przestawała nią być. Na początku poczuł złość, choć wspólne rysowanie Marceli i tego krukona chyba nie było dziwne? Jednak Nath, to Nath i czasami tak ma. A później? Strach. Przed zranieniem bliskiej osoby, przed związaniem się z kimś, przed odrzuceniem. Wszystko mieszało się w jego głowie, co w dodatku uniemożliwiało mu normalne funkcjonowanie. Właśnie w taki genialny sposób spędził cały okres wakacji. Rozmyślał nad wszystkim, choć po jego głowie chodziło jedno szczególne imię i chyba nie muszę wspominać jakie? Przez to również jego kontakt z Marcelą nieco się oziębił, w końcu jeśli jego nastawnie było dość bucowate, to chyba nie dziwne, że listy w szybkim czasie przestały być wymieniane? Co mogło być lepszego nić powrót do Hogwartu? Właściwie to nic. Dlatego humor Nathaniela nieco się polepszył i dzięki temu na jego twarzy malował się lekki uśmiech. Nie byłby sobą gdyby nie wyszedł z zamku, który był wylęgarnią uczniów i nie tylko tych tutejszych. Po przybyciu uczniów z Salem nagle stało się tam w cholerne tłoczno, dlatego Woods korzystał z każdej wolnej chwili na błoniach. Tym razem był zbyt leniwy, żeby ciągnąć się aż tam, dlatego wybrał miejsce, które było dość blisko. Dzieciniec. Był- co dziwne- pusty. Oczywiście było to dobrym znakiem, w końcu miał zamiar sobie posiedzieć i pomyśleć? Kij wie, co Nath miał zamiar robić, po prostu uciec z zatłoczonych korytarzy, o! Znacie ten stan, kiedy dosłownie zapamiętujesz każdy element danej osoby i to wcale nie brzmi dziwnie! Na przykład Woods tak miał, potrafił przypomnieć sobie, jak układały się czyjeś włosy, lub jak dany kosmyk odstawał. Umiał stwierdzić, czy zna tę osobę przy pomocy jej postawy. Z daleka potrafił rozpoznać bliską osobę, nawet się nie przyglądając. A w dodatku kiedy serce podskoczyło mu do gardła i poczuł jak wszystkie myśli związane z Marcelą wracają, z tą samą dziewczyną, która siedziała na ziemi kilkanaście metrów od niego. Pewnie byłby w stanie uciec i udawać jakby go tam nie było. Jednak kiedy tylko ją zobaczył poczuł… ulgę? Szczęście? Trudno było to określić, jednak na jego twarzy malował się uśmiech, więc jego nogi jakby same zaprowadziły go w tamtą stronę, c’nie? -Witam, drogie panie- bo w sumie dopiero kiedy się tam znalazł, zauważył, że obok Marceli siedzi druga dziewczyna. Posłał swój firmowy uśmiech i przeczesał kudły dłonią. Naprawdę się cieszył.
- Dzięki, Allie. Marcela uśmiechnęła się do Alyssy z wyraźną ulgą na twarzy. Rozmowa jej pomogła. Cóż, rozumiała jej obawy, ale widziała, że Allie jej ufa. Marcela zignorowała to, że jej siostra mówiła wszystko w kontekście związku, a nie przyjaźni, bo przecież od początku podkreślała słowo "przyjaźń", gdy mówiła o Nathanielu. W rzeczywistości próbowała sobie wmówić, że wcale tak nie jest, bo bała się odrzucenia. W końcu ostatnio i tak urwał im się kontakt, prawda? Co jeśli to się utrzyma i przestaną rozmawiać? Wtedy przecież wszystko, o czym mówiła Alyssie, straci jakiekolwiek znaczenie. Wtedy mogłaby jedynie wracać wspomnieniami do tego, jak robili razem tyle wspólnych rzeczy, jak pocieszał ją po starciu z zazdrosną Vittorią, trzymając ją za rękę, albo jak cieszył się, gdy podarowała mu prezent na urodziny, mimo że dla nikogo innego nie miały one znaczenia tylko dlatego, że Nath im tak powiedział. Marcela pstryknęła zapalniczką, którą trzymała w ręce, a blady płomyczek pojawił się i zgasł wraz z puszczeniem guziczka. Podobną dała Nathowi w prezencie. Marcela zdążyła wydusić z siebie jedynie podziękowania, bo niedaleko - zaledwie kilkanaście metrów dalej - zauważyła znajomą postać. Najwidoczniej Collins i Woods mieli pewną wspólną cechę - w podobny sposób poznawali znajome osoby. Dziewczyna zamrugała szybko, jakby chcąc pozbyć się dziwnej halucynacji, ale im dłużej się przyglądała, tym postać stawała się realniejsza, a im realniejsza się stawała, tym więcej znajomych cech mogła rozpoznać. Wysoki wzrost. Sylwetka z zarysowanymi mięśniami, średnia. Pewny krok, choć już po tym zauważyła, że coś go trapiło. Włosy, po których przyjemnie byłoby przejechać dłonią. - Na gacie Merlina, to jakieś szaleństwo. - szepnęła do Alyssy prawie niesłyszalnie. W końcu mogła zrozumieć wiele rzeczy. To, że się nie odzywali do siebie długo. To, że wyżaliła się siostrze z problemu, a ta uznała, że między nią a Nathem coś jest. Ale to, że Nathaniel Woods we własnej osobie stanął na dziedzińcu jak gdyby nigdy nic, gdy akurat myślała o tym, jak dobrze byłoby go spotkać? To już przekraczało wszelkie granice jej domysłów. I wtedy Nath je zauważył, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Marceli przeszło przez głowę, że to dokładnie ten sam uśmiech, który widziała u niego, gdy dostał od niej prezent urodzinowy. Sama uśmiechnęła się jakby z ulgą, a choć sama nie mogła tego stwierdzić, zabłyszczały jej oczy. Gdy Nathaniel już stanął obok nich i przywitał się jak gdyby nigdy nic, Marcela nie była pewna, co ma robić. Miała już jakiś czas temu wiele pomysłów na to spotkanie. Co mogła zrobić? No, wiadomo, jako że była to Marcela, motto było proste: "najpierw Drętwota, potem pogaduszki". Ale kiedy zobaczyła ten jego uśmiech nr 1, albo inaczej - gdy zobaczyła go w ogóle - po prostu wstała i przytuliła go i wybąkała ciche "cześć" do jego klatki piersiowej, nim zdążyła to zarejestrować. Otulił ją przyjemny zapach jego perfum, a choć poczuła, że mogłaby tak zasnąć, odsunęła się po kilku sekundach. Dobra, może potem o tym wszystkim pogadają. Wtedy było dla niej ważne tylko tyle, że mogła się z nim zobaczyć. Gdy już się od niego odsunęła, zwróciła się do Alyssy. - Nathaniel-Alyssa, Alyssa-Nathaniel. - przedstawiła ich sobie szybko, a choć oczy nadal jej dziwnie błyszczały, posłała w stronę Alyssy niepewne spojrzenie. Usiadła z powrotem na swetrze i poklepała miejsce obok siebie. - Siadaj. Chcesz papieroska?