Miejsce zatłoczone w czasie przerw między lekcjami. To tutaj jest najgłośniej i najweselej. Po środku stoi fontanna, której posągi łypią na uczniów kamiennym okiem, a gdy ktoś wsunie rękę do wody, potrafią opluć prosto w twarz. W lecie dziedziniec jest hojnie ogrzewany słońcem, w zimę gajowy musi się namęczyć, by wszystko wokół odśnieżyć.
Jarmark:
Jarmark
Na dziedzińcu społeczność czarodziejów zorganizowała jarmark, na którym można dorwać nie tylko związane z Bitwą o Hogwart pamiątki, ale też wziąć udział w kilku atrakcjach, które czekają na pasjonatów historii.
Stoisko z przekąskami
Za symboliczną opłatę 10 galeonów macie nieograniczony dostęp do wszelkiego rodzaju magicznych smakołyków:
Jedzenie: Quiche z mandragory - Wspomaga zdrowie i do tego smakuje wyśmienicie! Kilka kęsów wystarczy, by odżywić organizm. Rzuć k6. Wynik parzysty sprawia, że wydajesz z siebie krzyk godny młodej mandragory! Zupa pokrzywowa - Powoduje chwilowe uczucie szczypania w języku, przy okazji wspomagając zdolności krasomówcze tego, kto jej skosztował. Przez następne kilka godzin nie masz problemu ze znajdowaniem słów i wysławiasz się najpiękniej w towarzystwie. Smoczy tatar - Przekąska zazwyczaj serwowana podczas uroczystych wydarzeń, jednak ze względu na swoje kulturowe znaczenie, dostępna i przede wszystkim przygotowywana na świeżo, podczas dzisiejszego jarmarku. Wyostrza zmysły, choć jednocześnie daje niesamowicie śmierdzący oddech na najbliższe kilka godzin! Butter-fly pudding - Słodki maślany deser, który dodaje uczucia lekkości. Rzuć k6. Wynik nieparzysty oznacza, że do końca wątku unosisz się kilka centymetrów nad ziemią! Kanarkowe kremówki - Typowe ciastko przyrządzone według przepisu bliźniaków Weasley. Niektóre z nich zostały pozbawione żartobliwych właściwości. Rzuć k6. Wynik parzysty oznacza, że na jednego posta zamienia Cię w kanarka! Kanapka z peklowaną wołowiną - Typowa, aczkolwiek niesamowicie smaczna przekąska, powodująca, że na Twojej twarzy pojawia się masa piegów!
Picie: Wiążący język miąższ cytrynowy - Wykrzywia mocniej niż wszystko, co znacie, ale rozjaśnia umysł poprawiając skupienie na najbliższe kilka godzin! McSpratts - Popularna w latach 90-tych gazowana woda czarodziejów. Rzuć k6. Wynik nieparzysty oznacza, że po napiciu się napoju, bąbelki wylatują Ci uszami i nosem! Sok z mniszka - Lekko gorzki napar, który sprawia, że Twój język robi się zielony. Pozwala zagoić lekkie rany i otarcia w mgnieniu oka! Syrop wiśniowy - Uwielbiany głównie przez dzieci, ale i jeden z faworytów niektórych emerytów. W mig poprawia humor, pozwalając cieszyć się resztą wieczoru bez zmartwień. Rzuć k6. Wynik 1-3 oznacza, że Twoja głowa przybiera wiśniowego koloru, a z włosów wyrasta kilka liści. Parujący Stout Simisona - Ciemne piwo, o lekko orzechowym posmaku. Powoduje chwilowe parowanie z uszu. Tylko dla pełnoletnich czarodziejów! Wywar ze stokrotek - Słodkawy likier pozyskiwany z soków stokrotek. Powoduje u pijącego spontaniczne wyrastanie płatków na całym ciele, co jakiś czas. Tylko dla pełnoletnich czarodziejów!
Historyczne pamiątki
Tutaj możecie nabyć pamiątki związane z postaciami lub wydarzeniami historycznymi:
Figurki hogwarckich zbroi - Zbroje poruszają się, uchylając przyłbicę i podnosząc miecze ku górze. Zakupując komplet można przeprowadzać ze znajomymi bitwy, gdyż posążki będą ze sobą walczyć. (Pojedyncza figurka - 35g, komplet figurek - 120g i +2pkt. do historii magii) Magiczny zielnik Profesora Longbottoma - zbiór notatek i ususzonych ziół opracowany na podstawie dzienników Neville'a Longbottoma. (45g, +1pkt. do zielarstwa) Księga „Hogwart i jego obrońcy - historia nieznana” - Tom opowiadający o Bitwie o Hogwart za pomocą anegdot z pola bitwy, zawierający historie, których nigdy nie udało się potwierdzić, przez co nie trafiły do oficjalnych podręczników Historii Magii. (50g, +1pkt. do HM) Zestaw do herbaty Profesor Trelawney - Cztery pięknie ozdobione konstelacjami filiżanki oraz czajniczek przedstawiający drogę mleczną. Ponoć parzone w czajniczku napary uspokajają skutki wizji u jasnowidzów, a filiżanki podświetlają odpowiednie gwiazdy, pomagając w interpretacji wróżb. (135g, +2pkt. z wróżbiarstwia i astronomii) Kuferek Hagrida - Oprócz okropnie twardych ciastek, można w nim znaleźć 1 dowolny składnik odzwierzęcy trzeciego stopnia, jedną figurkę smoka (norweski kolczasty, +1pkt. do ONMS) oraz pas ze skóry Afanca, który nie tylko dostosowuje się do tuszy osoby, która go nosi, ale też posiada właściwości odstraszające magiczne insekty (+1pkt. do ONMS). Koszt kuferka to 340g Okulary Pottera - Charakterystyczne, okrągłe oprawki założone na oczy, wskazują aurę drugiej osoby. Jedna para działa przez 2 wątki. Czerwień - złość, brąz - lęk, pomarańcz - witalność, zieleń - spokój, niebieski - smutek, fiolet - empatia, szarość - niepewność. (85g, +1 do OPCM) Komplet magicznych opatrunków - Pozwalają opatrzyć prawie wszystkie urazy zewnętrzne. • Bandaże do trzykrotnego użycia przy ranach odzwierzęcych, poza niebezpiecznymi, oraz zaklęć poza czarnomagicznymi - 100g oraz +1pkt. do uzdrawiania; • Bandaże jednorazowe, będące w stanie zaleczyć jedną ranę po zaklęciu czarnomagicznym lub po ataku zwierzęcia niebezpiecznego - 240g oraz 2pkt. z uzdrawiania. Książka kucharska Molly Weasley - Zbiór smacznych, domowych potraw magicznych, dla całej rodziny. Podążając za tymi przepisami, nie ma opcji kuchennej porażki! Do książki dodawany jest paczka domowej roboty toffi. (50g oraz +1pkt. do Magicznego gotowania) Książka „Nie możesz odwołać Quidditcha!” - Historia najsłynniejszych boisk i turniejów magicznych gier, której współautorem był Oliver Wood (50g, +1pkt. do GM) Zestaw piękności Gilderoya - Pudełeczko z kosmetykami dla każdej modnej czarownicy. W środku można znaleźć kremy, szminki, tusze do rzęs, cienie do powiek oraz lakiery do paznokci. Ten, kto użyje całego kompletu kosmetyków, hipnotyzuje swoim pięknem, przez co jego występy publiczne stają się niesamowicie wiarygodne i piękne dla każdego słuchacza. (170g oraz +1pkt. z DA)
Historyczna loteria
Każdy z was ma możliwość wzięcia udziału w loterii. Są dwa rodzaje losów: • Basic - 25g • premium - 100g Każda postać może kupić tylko jeden los! Pamiętajcie, by po nagrody zgłosić się w odpowiednim temacie!
Losy basic:
Rzuć Literką, by zobaczyć, co wygrałeś: A. Brawo! W Twoje ręce wpada bon o wartości 100g do wykorzystania w dowolnym sklepie w Hogsmeade! B. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. C. W Twoje ręce wpadają okulary Pottera. Gratulacje! D. Brawo, wygrywasz magiczny zielnik Profesora Longbottom! E. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. F.Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. G. Brawo! Wygrywasz bon o wartości 60g do wykorzystania w dowolnym sklepie na ul. Pokątnej! H. Gratulacje! Wygrywasz zestaw figurek hogwarckich zbroi! I.Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. J. Brawo! Wygrywasz książkę kucharską Molly Weasley, wraz z obowiązkową paczuszką domowego toffi!
Losy premium:
Rzuć Literką, by zobaczyć, co wygrałeś: A. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. B. To zdecydowanie jest Twój szczęśliwy dzień! Wygrywasz bon o wartości 170g do wykorzystania w dowolnym sklepie na ul. Pokątnej! C. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. D. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. E. Brawo! Wygrywasz magiczne bandaże jednokrotnego użycia! (na rany od zwierząt niebezpiecznych i zaklęć czarnomagicznych) F. Brawo! Wygrywasz zestaw piękności Gilderoya! G. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie. H. Gratulacje! Wygrywasz bon o wartości 200g do dowolnego sklepu w Hogsmeade! I. Niesamowite! Wygrywasz kuferek Hagrida! J. Niestety, to nie jest Twój dzień. Dostajesz paczkę pieguskowych kociołków na pocieszenie.
Kwiatowy model Hogwartu
Na środku dziedzińca stoją ogromne kosze z kwiatami, z których wspólnymi siłami uczestnicy jarmarku mogą uzupełnić zniszczony model Hogwartu. Jeśli chcesz wziąć udział w zabawie, sprawdź, co Cię czeka!
Każdy, kto chce pomóc w odbudowie modelu, rzuca literką, by wylosować, jakie kwiaty mu przypadły.
Kwiaty:
A jak Aster - Gdy tylko dokładasz astry, by dobudować kolejny element szkolnych murów, te na chwilę migocą na złoto, a nastepnie u Twojego boku pojawia się sakiewka, w której znajdujesz 20g! B jak Bratek - Twoje kwiaty od razu łączą się z innymi, które postawił ktoś inny. Osoba, która wkladała kwiat przed Tobą, do końca dnia będzie Ci się wydawać jakby była Twoim najlepszym przyjacielem! C jak Chryzantema - Kwiaty, które Ci przypadły sprawiają, że otula Cię poczucie ciepła, a nad modelem uszkodzonego zamku pojawiają się na chwilę mgliste twarze poległych w Bitwie bohaterów. D jak Dalia - Czujesz, jak po umiejscowieniu kwiatów, nagle przybywa Ci sił i jesteś w stanie przenosić góry. Twoje mięśnie się wzmacniają, a kondycja ulega polepszeniu. Otrzymujesz +1pkt. do GM! E jak Eustoma wielkokwiatowa - Myślisz, że po prostu dołożyłeś cegiełkę, czy też kwiatek, do modelu, ale po chwili Twój wzroku przykuwa coś, czego wcześniej tam nie było. Znajdujesz 3 karty z czekoladowych żab oraz +1pkt. do HM Możesz wybrać, które karty ze spisu znajdujesz. Do dyspozycji masz kategorie: hogwarckie osobistości, znane czarownice oraz znani czarodzieje, w każdej z nich możesz wybrać po 1 karcie. F jak Fiołek - Nagle dopada Cię nostalgia i masz wrażenie, że świat wokół Ciebie zrobił się niepokojąco szary. Robisz się niesamowicie skryty i potrzebujesz bliskości innej osoby do końca dnia! G jak Geranium - Twój nastrój ulega znacznej poprawie! Masz ochotę wciąż śmiać się i tańczyć. Nic nie jest w stanie tego zepsuć, a już na pewno nie paczka mixu słodyczy, która wylądowała obok Ciebie. H jak Hiacynt - Po umiejscowieniu kwiatka czujesz, że coś jest nie tak. Do końca dnia Twoje oczy przyjmują hiacyntowy odcień, a Ty paplasz o swoich sekretach na prawo i lewo. I jak Irys - Widzisz, jak przed Tobą pojawia się postać samej Roweny Ravenclaw. Kobieta uśmiecha się do Ciebie, wyciągając w Twoją stronę dłonie i wypowiadając słowa, których nie rozumiesz. Czujesz się jednak zdecydowanie bardziej pewny siebie. Otrzymujesz +1pkt. do dowolnej dziedziny kuferkowej! J jak Jaskier To zdecydowanie nie jest Twój dzień. W momencie, gdy jaskier ląduje w makiecie, kwiaty wokół niego na chwilę obumierają, a Ty czujesz, jak ogarnia Cię złość. Następna osoba, która napisze post w tym temacie (nie musi być przy makietach) jest Twoim wrogiem przez następny wątek!
Nieważne, jak mocno Eiv wpatrywałaby się w oczy Runy, i tak nie dojrzałaby w nich żadnego z fałszywych uczuć, jakich najprawdopodobniej szukała. Oczywiście, może delikatne zbicie z tropu majaczyło gdzieś pośród pokładów niezmierzonej empatii oraz czystej chęci pomocy, bo dziewczę nigdy by się nie spodziewało, że po względnie krótkiej salwie przekleństw oraz obelg ich ofiara momentalnie się załamie. Wnioskując z całej tej nienawiści, jaką słychać było w opowieściach Gemmy o podszywającej się pod nią osobie, można było pomyśleć, iż ona z wielką chęcią podejmie się takiej szermierki. Zamiast tego, po prostu opadła na ziemię. Grímsdóttir usiłowała wiec w jakiś niebywale błyskotliwy sposób rozpracować zawiłość sytuacji, ale fakt, że musiała to robić w międzyczasie oswajania Henley wcale nie pomagał. Głaskała ją z niemal siostrzaną troskliwością, której w danym momencie u Gemmy próżno było szukać. Dziewczyna powoli chyba zaczęła wierzyć w prawdziwość teorii o dawno zaginionych, nagle odnalezionych bliźniaczkach, sądząc po pełnym wyrzutu pytaniu o nieodzywanie się, ale zamiast takiego chamstwa, mogłaby się przestawić na tryb empatii. Nie pomyślała, że może Cara nie miała żadnego wpływu na ich rozdzielenie? Runa mimowolnie czuła na sobie wzrok Zaharówny, chociaż odwrócona do niej plecami nie miała najmniejszej szansy na zgadnięcie, jakie emocje w nim zawarła. Czy niecierpliwe oczekiwanie, czy nienawiść, czy może zwykłą obojętność i brak wiary w retorykę Włoszki? A może w ogóle nie patrzyła, krążąc tylko w kółko, zaś osiemnastolatce tylko wydawało się, że jest obserwowana? Jeszcze się o tym z pewnością przekona, póki co nadal delikatnie gładziła włosy Gryfonki, aby zaraz ostrożnie odebrać od niej papier wraz ze zdjęciem. Sytuacja zrobiła się trochę mniej wygodna, bo dla pełnej wygody Runa potrzebowałaby obu swoich dłoni, a to oznaczało, że nastał koniec głaskania. Westchnęła cicho, zabierając się do dokładniejszych obserwacji dwóch zadziwiająco ważnych rzeczy, których otrzymania dziewczę w żadnym wypadku się nie spodziewało. - Gemma, jak miała na imię twoja siostra? To znaczy, na pierwsze i drugie? - spytała głośno, chcąc upewnić się, że adresat pytania dokładnie je usłyszy. Oczyma pochłaniała inicjały N. V. Z. w całej pewności, że "Z" oznacza "Zaharov". Nie chciała jednak podejmować żadnych pochopnych wniosków, więc musiała się upewnić. Rok 2004 również pasował do wersji rozdzielenia w wieku dziewięciu lat. - W sumie wiesz co? Chodź tu i zobacz sama - dodała, podnosząc się do pionu i wyciągając dłoń ze zwitkiem papieru oraz zdjęciem w stronę dziewczyny, a kiedy ta zabrała podane jej rzeczy, Włoszka znów przykucnęła, aby ponownie zacząć głaskać Henley. - Wszystko będzie dobrze - powiedziała cicho, nie mając w arsenale nic lepszego, a nie chciała, żeby dziewiętnastolatka miała się tu zaraz popłakać.
Autor
Wiadomość
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Przymknął na chwilę oczy opierając się plecami o kojąco chłodny filar dziedzińca. Jedna z jego nóg pozostawała zgięta, dzięki czemu mógł opleć ją swoimi przedramionami, a druga wyprostowana. W tej pozycji było mu wyjątkowo wygodnie, choć nie było na to żadnych logicznych podstaw. Kto jednak będzie kłócił się z kaleką na temat tego, jak powinien się układać dla własnego komfortu? Ano nikt. Szczególnie teraz, kiedy nikogo tu nie było, a przynajmniej tak sądził… do czasu, kiedy usłyszał czyjeś kroki. Zerknął w tamtym kierunku z niemałą ciekawością i przewrócił oczami widząc niewielką (w sumie dla niego jak każdą), rudowłosą osóbkę siadającą na gzymsie fontanny i najwyraźniej nad czymś rozmyślającą. Czy ona nie powinna już siedzieć w szkole? Przewrócił oczami zastanawiając się nad sensem tych zasad, które wszyscy z tak wielką ochotą łamią. Odezwał się, pan i władca szkolnego regulaminu, mecenas prawa i herold przestrzegania go. Nie przerywał jej tej jakże angażującej czynności uznając, że zapewne za chwile sobie stąd pójdzie. Może właśnie przeżywała jakąś życiową tragedię – rzucił ją chłopak, ulewa nie jest jej siostrą, a strumień bratem albo straciła kilka punktów dla swojego domu. Kto ją tam wiedział. Potrzebowała samotności, to nie miał zamiaru jej przerywać, tym bardziej że nie oddalała się daleko, a jeśli on sam posiedzi sobie jeszcze kilka minut to nic mu się nie stanie. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby w tym planie się przeliczył, bowiem z jego własnych rozważań wyrwał go plusk fontanny. Znów zwrócił głowę w kierunku jeszcze-przed-chwilą-tam-będącej uczennicy patrząc jedynie jak niczym dorsz złapany na haczyk rwie się z objęć wody w dzikim szale. Zmarszczył brwi czekając aż po prostu się podniesie – przecież tam nie było nawet pięćdziesięciu centymetrów głębokości, jednakże, kiedy nie wydostawała się z krwiożerczych objęć akwenu, natychmiast podniósł się i podbiegł do monumentu, aby pewnym ruchem chwycić ją za ramię i postawić do pionu jak szmacianą lalkę. Poczekał aż wykasła co miała wykasłać, mając nadzieję, że nie będzie musiał jej w tym pomagać, a kiedy ogarnęła się na tyle, aby zrozumieć co do niej mówi, to mogła usłyszeć krótkie: - Wszystko w porządku? Przyjrzał się uważniej jej twarzy, dostając napadu dziwnego wrażenia, że skądś ją zna. Miał jednak szczerą nadzieję, że to nie jest ten typ znajomości, w którym nawalasz się do nieprzytomności i nie pamiętasz z kim spałeś, budząc się rano ja srogim kacu bez drugiej osoby, która uciekła zanim jeszcze się obudziłeś. Zaraz, co. Fakt, że wziął ją za uczennicę, w zasadzie nie pomagał mu w tej myśli. Potrząsnął głową pozbywając się jej niczym natrętnej muszki latającej obok oczu.
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
Wiadomo, fakt że April była kiedyś puszkiem mógłby nic nie oznaczać - w jej przypadku mówił jednak wiele. Ten promyczek szczęścia i uroku zawsze był wielką niezdarą. To było jednak pierwsze podtopienie się w fontannie (przynajmniej tylko je pamiętała, kto wie jakie przygody miała podczas wielu z nocy, w ciągu których urwał jej się film). W sumie to nawet kiedy się miotała w tej wodzie i próbowała odnaleźć trochę tlenu, ona sama w myślach zajmowała się zgoła czymś innym. Na początku przeszło jej przez myśl, że gdyby była animagiem rybą, to teraz by jej się to przydało, czyli ta umiejętność nie była aż taka bezużyteczna. Potem zaczęła zastanawiać się nad tym, czy ostatnimi czasy miała w swoich wróżbach jakieś znaki, które mogła połączyć ze śmiercią na dziedzińcu. Dziwne, że jej dar nie ostrzegł jej przed czymś tak poważnym. Wtedy zaczęła się zastanawiać, co sobie pomyślą pierwszaczki, jak ciało nauczycielki wróżbiarstwa zostanie znalezione w fontannie. Czy wezmą to za morderstwo? Mało kto by uwierzył, że można się utopić w wodzie sięgającej kostek. Ludzie uznaliby, że była pijana? Także ten, Jones nawet jak miała przed oczami rychłą śmierć w poniżający sposób, nie umiała się na tym skupić. Prawie jak złota rybka, och, gdyby tylko mogła nią być... Z jej rozważań wybił ją ratunek, który nadszedł gdzieś z góry. Miała zamknięte oczy, bo po co miałaby je otwierać pod powierzchnią zimnej wody, więc nawet nie zauważyła, że ratunek do niej nadchodzi. Szkoda, może wtedy by się tak nie miotała i nie chlapała dookoła na gzyms fonranny, ziemię dookoła niej i swojego wybawcę. Mężczyzna może i wyłowił ten mierny okaz, ale fakt wystawienia głowy ponad powierzchnię nie znaczył, że przestała umierać - dalej nie mogła zaczerpnąć powietrza, przez wodę, która dostała się wszędzie. Zaczęła kasłać i prychać, i kichać i w ogóle wydawać dziwne dźwięki. Nie pomagał fakt, że była cała przemoczona i zaczęła też szczękać zębami. Dopiero po chwili wpadła na pomysł, żeby oczyścić sobie drogi oddechowe zaklęciem, ale no cóż, nigdy nie była mistrzynią niewerbalnych, a formułki nie miała jak wypowiedzieć. Stała więc i próbowała wypluć płuca, koniecznie z ich zawartością. W końcu się jakoś opanowała na tyle, żeby rzucić Anapneo i wzięła kilka głębokich oddechów, ciesząc się tlenem. W wodzie było go zdecydowanie mniej. Na pytanie mężczyzny skinęła kilka razy głową. Kojarzyła tę mordę, ale nie była pewna skąd. Wyglądał na nauczyciela, na studenta był odrobinę za stary. - Rzuci Pan Silverto? Nie umiem go rzucać na siebie, a trochę przemokłam - uznała, że forma grzecznosciowa będzie o wiele lepsza niż od razu przejście na ty. W końcu gość uratował ją z tarapatów, objęć kostuchy i takie tam. Może uraiłoby go, gdyby taka idiotka zaczełaby go od razu traktować na równi. - Dziękuję za ratunek - dodała, po tym jak mężczyzna już ją wysuszył. Śmiesznie, patrzył się na nią tak jakoś dziwnie. Pierwszy raz widział coś takiego? To mu zafundowała teatrzyk, nie ma co.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Nie wyglądało na to, aby dziewczyna miała w miarę szybko doprowadzić się do porządku, bowiem jej kasłanie i krztuszenie się było słuchać jeszcze przez kilka sekund po tym, jak wyciągnął ją z wody. Przeszło mu przez myśl, aby pomóc w jej w ewentualnym złapaniu oddechu, zanim się udusi, jednakże koniec końców udało jej się to zrobić samodzielnie. Było to dla niego wystarczającym znakiem, że jej się poprawia i że swoje anapneo może sobie wsadzić z powrotem w różdżkę. Uniósł brew do góry w wymownym oczekiwaniu, kiedy ta potrzebowała jeszcze trochę czasu na ogarnięcie się i upewnienie go w przekonaniu, że przeżyje następne kilka godzin, chyba, że wcześniej trafi na niespodziewaną sadzawkę pośrodku korytarza. Jej pytanie wybiło go trochę z rytmu rozmyślań na temat jej przyszłego zdrowia, tak więc potrząsnął lekko głową, aby przywrócić swoją świadomość do obecnie trwającej chwili. Nie odezwał się ani słowem, a jedynie kiwnął delikatnie podbródkiem na zgodę i wyjął różdżkę, aby niewerbalnie rzucić zaklęcie, o które go poprosiła. Patrzył uważnie, jak jej ubranie centymetr po centymetrze wysycha, a tuż za nim włosy i buty. Schował patyk z drewna kaliny tam, gdzie jego miejsce i znów spojrzał błękitnymi oczami w kierunku, jak mniemał, uczennicy. - Zdaje się, że uczniom o tej porze nie wolno przebywać na zewnątrz, panno…? – zdał sobie sprawę, że nie miał pojęcia jak dziewczyna się nazywa. Być może, gdyby pojawiłby się łaskawie na rozpoczęciu roku, to chociaż część nazwisk zdawałaby mu się znajoma. W takim wypadku, no niestety, musiał się ich wszystkich uczyć. Nie wyglądał na zdenerwowanego, ba! w ogóle nie był wkurzony. Bardziej rzekłby, że zaciekawiony jej dziwnym, dość ciapowatym zachowaniem. Zresztą, jemu też zdarzało się spaść ze schodów od czasu do czasu bez większego powodu, więc w jakiś sposób ją rozumiał. Patrzył wyczekująco na rudowłosą czekając na jej odpowiedź, choć znając życie będzie to coś w stylu „to już ta godzina?” albo „przepraszam, zasiedziałam się” (bo wcale nie jest już ciemno) lub ostatecznie spyta go „czy powtórzy te melodię co z gór płyną?”, a wtedy wrzuci ją tam z powrotem.
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
Czy jej super-duper dar jasnowidzenia nie powinien jej ostrzegać przed tak dziwną możliwością utraty życia? Może od początku to było przeznaczenie, że ta dwójka spotka się w taki, a nie inny sposób? Na całe szczęście nie skończyło się to jakimś trwałym uszczerbkiem na zdrowiu, a jedynie dziką przygodą z udziałem krwiożerczej fontanny. To nie było zanurzenie się w skarbach niezmierzonych, tylko w objęciach lodowatej wody. Cóż, na szczęście był w pobliżu jakiś olbrzym, która parał się wyciąganiem biednych, małych rudzielców na powierzchnię. Nie wiadomo czy ratowanie akurat rudych przynosi jakąś korzyść dla świata, ale nie zamierzała się kłócić o to, skoro akurat na nią trafiło. Wychodziła na jeszcze większą ciapę z tym, że nawet nie umiała się porządnie wysuszyć, zawsze jednak miała problem w celowaniu w siebie różdżką. Jeżeli chodziło o jakieś jedno krótkie zaklęcie, to nie było aż tak skomplikowane, jednak fakt, że jej różdżka była dość długa w porównaniu do jej ręki niczego nie ułatwiał. Wygięcie nadgarstka w sposób, by efektywnie się wysuszyć w jej przypadku było dość skomplikowane. Uśmiechnęła się z wdzięcznością, kiedy ten się tak po prostu zgodził i rzucił niewerbalnie zaklęcia, pozwalając niemiłym wspomnieniom odejść szybko gdzieś w tył jej pamięci. Wychodziło na to, że całkiem dobry był z niego różdżkarz, skoro tak po prostu sobie machnął patykiem i zaklęcie zadziałało. Ona jakoś nigdy nie umiała skupić się na tyle, żeby dobrze jej wychodziły niewerbalne - coś tam umiała, w końcu zdała Hogwart, ale mimo wszystko lepiej jej szły zajęcia niewymagające aż tak machania różdżką. Oprócz magii leczniczej, ale to też bardziej dzięki przygodzie w Afryce i byciu Szamanem, nauczyło ją to wielu przydatnych sztuczek. Podziękowała mężczyźnie i miała zaproponować wspólne udanie się do zamku, kiedy ten odezwał się pierwszy. Ściągnęła brwi i rozejrzała się za maluchem, który miałby przebywać poza swoim dormitorium, ale nikogo nie spostrzegła. - Gdzie jest uczeń? Panna Jones, ale może mi pan mówić April. - Uśmiechnęła się cieplutko i zawiązała porządniej swój puchoński szaliczek, bo jednak trochę wychłodziła swój organizm tą nieplanowaną kąpielą. Rozejrzała się jeszcze raz, gdzie podziewa się ten mały nicpoń maruder. Pewnie jakiś gryfon, oni to zawsze tacy problematyczni są. Spojrzała na swojego wybawcę i skinęła w stronę zamku. - Proponuję wrócić do zamku, na dworze nie jest za ciepło. Chyba, że czeka pan na kolejną niewiastę do uratowania z tej wysysającej ciepło fontanny. Powinni przy niej postawić barierki . - Nawet nie zwróciła uwagi, że zapomniała zapytać się mężczyzny kim jest, co tu robi. Równie dobrze mógł być nowym samozwańczym Czarnym Panem, a ona go tak po prostu wprowadziłaby do zamku. Z drugiej strony jaki czarny pan wyławia topiące się ciamajdy? Ciekawe czy Alex miał ją za głupią dzikuskę.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Zorientowanie się w tym, jak bardzo nie ogarnął otaczającej go rzeczywistości zajęło mu kilka dobrych minut. Mrugnął kilka razy w momencie, kiedy się przedstawiła, poprzedzając to zapytaniem o rzekomego ucznia za którego ją wziął. Oznaczałoby to, że albo robi go w trąbę albo uczniem nie jest, gdzie to drugie wydawałoby mu się bardziej logiczne zważywszy na tę całą sytuację i okoliczności. Poczuł dziwne ukłucie w żołądku zwiastujące nadchodzącą katastrofę z powodu wyśmiania go, natomiast kiedy już szykował sobie ewentualne odpowiedzi i wyjścia z tej durnej sytuacji, pokroju „wygląda Pani po prostu tak młodo” okazało się, że panna… Jones nie zorientowała się w tym jak mocny fakap popełnił. Chciał się odezwać, jednakże chwila ciszy z jego strony przedłużyła się o parę minut, zupełnie jakby oczekiwał, że rudowłosa kobieta powie mu coś więcej. Alexander na Merlina, ogarnij się.. W tym całym zamyśleniu zmarszczył brwi przyglądając się uważniej jej osobie, po czym najzwyczajniej w świecie wyciągnął w jej kierunku różdżkę i z najwyższą subtelnością rzucił zaklęcie mające ją ogrzać. Zawiązanie mocniej szalika z pełną oczywistością zwiastowało to, że zwyczajnie było jej zimno. Niby powinien zapytać o zdanie, niemniej jednak trzymał go szok po tym, jak właśnie przed chwilą się zbłaźnił. W końcu jednak chyba nastąpił ten moment, w którym postanowił się otrząsnąć z tej zawieszki, która mogła zacząć wydawać się dziwna. -Tak, tak, chodźmy, nie sądzę, aby ktoś miał tu jeszcze dzisiaj wpaść. – mruknął i odwrócił się w kierunku wejścia do zamku, aby zgodnie z sugestią swojej towarzyszki ruszyć w tamtym kierunku. Zapomniawszy jednak, że między nim, a tym magicznym miejscem zwanym potocznie drzwiami stoi olbrzymia fontanna, z której jeszcze chwilę temu wyciągał rudowłosą kobietę, zatracił się w prawach fizyki, aby siłą rozpędu walnąć nogą o kamienny cokół i runąć jak długim w odmęty wody. Poczuł jak w usta wzbiera mu płyn, a on sam natychmiast uniósł się na rękach wykasłując zawartość swojego przełyku z powrotem do fontanny. Ze wzbierającym zrezygnowaniem nie podniósł się od razu, a póki co odwrócił się w kierunku panny Jones, aby usiąść na dnie i podeprzeć się dłońmi z tyłu, zupełnie jakby był na wakacjach. - Myliłem się. – mruknął, przewracając oczami i podnosząc się do stójki. Wyszedł powoli z monumentu i stanął tuż obok April i choć nie chciał tego zrobić, a jedynie normalnie spojrzeć, to ten wzrok wyszedł mu taki trochę spod byka. W pierwszym odruchu otrzepał się z nadmiaru wody niczym zwierzę, choć zdecydowanie mniej efektywnie od futrzastych przyjaciół. Po chwili przypomniał sobie jednak, że ma różdżkę z której może korzystać do woli i na przykład wysuszyć się, tak jak to zrobił jeszcze chwilę temu z prowodyrką tych wieczornych kąpieli. A niby mądry jest tak, że aż słów podziwu brak. - To może… wróćmy do momentu w którym mieliśmy iść do zamku. – mruknął, rzucając na siebie zaklęcie osuszające i czując niebywałą ulgę. Bynajmniej nie z powodu, że było mu zimno, ale dlatego, że mokre, lepiące się do ciała ubrania to najgorsza rzecz na świecie.
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
Pewnie gdyby Alex przyznał się do tego, że pomylił ją z uczennicą wybuchnęłaby gromkim śmiechem i długo mu to wypominała, ale na pewno nie poczułaby się urażona. Wiedziała, że wygląda bardzo młodo, wiedziała, że jej wzrost potrafi zmylić niejednego. Czasami ludzie w pubach nie mogli uwierzyć, kiedy upewniali się ile ona ma lat. Takie sytuacje jednak zawsze ją bawiły i nigdy nie obrażała się o takie pierdoły. Co to za życie, w którym cały czas ktoś jest o coś obrażony. Szczególnie o takie nic nie znaczące rzeczy, o których powinno się zapominać, żeby nie zawalać sobie nimi głowy. Zapewne zaczęłaby trajkotać jak katarynka, tak jak zawsze to robiła, ale cała ta sytuacja była taka absurdalna, że nie wiedziała jak może przerwać tę ciszę między nimi. Na całe szczęście Alex w końcu się odezwał, jednak zanim zdążyła mu odpowiedzieć czy wspomnieć o swoim genialnym pomyśle na barierki czy jeszcze jakieś inne rzeczy stało się coś, czego nawet ona by nie mogła przewidzieć. A podkreślam - jest jasnowidzem. Voralberg zamiast pobiec za nią leśnym duktów szlakiem po prostu wybrał prostszy sposób na powtórzenie jej wielkiego osiągnięcia i z wielkim chlup wpadł do fontanny-funtanny. Przynajmniej "chlup", a nie "chrup". Nie mogła się powstrzymać od prychnięcia, które uciekło z jej ust i ciepłego śmiechu, który przeciął ciszę na dziedzińcu chwilę później. To było dość zabawne i przynajmniej nie była jedyną na tyle nieogarniętą osobą, która wylądowała w odmętach ozdoby dziedzińca. Chyba naprawdę przydałyby się w tym miejscu barierki. Jeszcze kiedyś jakiś pijany student utopi się w tym akwenie, ona właśnie udowodniła, że to jak najbardziej możliwe. Chciała mu podać rękę, żeby pomóc mu wyjść z tej okropnie zimnej wody, ale widać Alexander miał w sobie więcej chillu (i prawdopodobnie był jakimś walonym morsem) i po prostu oparł się o własne ramiona, nie przegrywając walki z głębokością, po czym sam wykaraskał się z tego wszystkiego. Odsunęła się krok, kiedy ten zaczął się otrzepywać w jakiś dziki sposób i sama zaproponowałaby mu suszonko, gdyby ten nie zrobił tego chwilę potem własną różdżką. No cóż, może wzajemne rzucanie na siebie zaklęć suszących to za dużo na pierwszym spotkaniu. Spojrzała w górę, sprawdzając co tam u niego słychać, te pół metra wyżej, po czym kiwnęła głową na znak, że owszem, powinni udać się do zamku, zanim ktoś pomyśli, że połowa kadry nie ma prysznica i kąpiele bierze w fontannie. - Możemy pójść wypić coś... rozgrzewającego? Z kuchni? Z mojej szuflady albo barku? - podrzuciła pomysł, na który nie musiał się zgadzać. Zaraz po tym zaczęła szczebiotać na jakieś bzdurne tematy, bo ona już tak miała, że dużo paplała. - Jak Ci się podoba nauczanie? Uczniowie trafili Ci się spoko? Słyszałam, że jesteś opiekunem Ravenclaw, możemy im coś zorganizować. W tym zamku musi się coś zacząć dziać, bo ludzie zaczną zasypiać na śniadaniu. - z jej głosu wręcz wylewał się entuzjazm, tak jakby co najmniej jej zaangażowanie miało nagle uratować szkołę od jej edukacyjnego wydźwięku.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....W zasadzie, w niedalekiej przyszłości zapewne mógłby się przyznać do tego, że wziął ją za jedną z uczennic, ba! był nawet bliski myślowego stwierdzenia, że idealnie nadawałaby się do Hufflepuffu, więc wcale by tak źle nie trafił. Może i nawet by się wtedy zaśmiał, bo na tę chwilę odczuwał jedynie zażenowanie swoją drastyczną pomyłką, która Merlin jeden wie jak mogłaby się zakończyć, gdyby jego mózg jednak nie wrócił na właściwe tory i nie podpowiedział mu, że April jest członkiem kadry nauczycielskiej. ....Jak tak dalej dzisiaj pójdzie, to może dowie się dlaczego wilk tak wyje w księżycową noc, bo zdaje się, że zrobiło się dość późno. Spojrzał na rękę i spoczywający na niej zegarek, a po chwili postukał w jego szybkę palcami jakby sprawdzał czy po tej kąpieli jeszcze w ogóle miał zamiar działać. Cóż, tego w dzisiejszym repertuarze biegania nie przewidział, ale jak widać już nie będzie musiał raczej brać prysznica, ba! już nawet nie wyglądał jakby jeszcze pół godziny temu przebiegł tych kilka kilometrów. Brzmiało to jak rozwiązanie, którego mógłby używać za każdym razem kiedy skończy biegać leśnych duktów szlakiem, ale chyba jednak wolał porządny, gorący prysznic. ....Przeniósł spojrzenie na niewielką kobietę, która najwyraźniej zadzierała podbródka aby mu się przyjrzeć. Cofnął się o krok dla własnego i jej dobra, po czym kiwnął głową na zgodę. Co prawda nie miał zamiaru pić nic z szuflady, a już na pewno nie z barku, ale w sumie jakieś herbaty by nie odmówił. Koniecznie z cytryną. Albo wody. Choć tej to miał już chyba na dzisiaj dosyć. ....- Chętnie. – rzucił, nieznacznie się przeciągając i tym razem wymijając fontannę ruszył w kierunku zamku czekając uprzednio na to, aż dotrzyma mu kroku i słuchając jej szczebiotania. ....- Jeszcze dobrze ich nie poznałem, ale wszystko przede mną. – stwierdził, uśmiechając się lekko i w tym momencie wpadając na ten poroniony pomysł spotkania z nimi wszystkimi. A raczej większością. – Nie jestem najlepszy w organizacji „czegoś”. – dodał, przyglądając się zamkniętym drzwiom zamczyska i zastanawiając się czym było to tajemnicze coś, o którym wspomniała.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Kadra nauczycielska zaprasza wszystkich uczniów i dorosłych nauczycieli/stażystów do wzięcia udziału we wspólnym ubieraniu choinki na szkolnym dziedzińcu. Mimo, że jest wieczór, to wokół jest całkiem jasno dzięki obecności świetlików nocnych i unoszących się leniwie kul świetlnych.
Wchodząc na teren dziedzińca każdy z Was otrzymuje świąteczną czapkę Mikołaja i kubek gorącej herbaty z imbirem. Cała okolica pokryta jest cieniutką warstwą śniegu - czyżby wyczarowaną, aby nadać klimat? Z lewej strony stoi chórek składający się z młodszych uczniów. Śpiewają kolędy po to, by umilić czas podczas ubierania choinki. Ta znowuż jest naprawdę wysoka - sięga nawet czterech metrów! Z prawej strony dziedzińca szkolna bibliotekarka wydaje uczniom pudełka pełne ozdób.
Efekt kostkowy:
1 - ŻARTOWNIŚ Z NIEGO - ozdabiasz beztrosko choinkę, gdy w pewnym momencie po otwarciu czerwonego pudełka ze środka wyskakuje gryzące frisbee. Nie dość, że zakazane w szkole to i jakieś wściekłe! Zanim udaje Ci się z nim uporać rozrywa Twoje ubranie w kilku miejscach. Jeśli chcesz, może Cię lekko zranić w dowolny sposób i w dowolnym miejscu. Rzuć kostka jeszcze raz. Parzysta - zauważa to nauczyciel i z góry zakłada, że ochroniłeś choinkę przed zniszczeniem. Otrzymujesz 15 pkt dla swojego domu. Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie. Jeśli jesteś nauczycielem: Skrzaty, które pomagały w przyniesieniu choinki są Ci bardzo wdzięczne za ocalenie choinki. W ramach wdzięczności kłaniają się przed Tobą z uznaniem i wciskają Ci do rąk świąteczny samonagrzewający się kubek, zapas herbaty imbirowej i pierniczków. Zgłoś się po kubek w odpowiednim temacie.
Nieparzysta - po znokautowanie frisbee najwyraźniej coś w nim zaskoczyło. Gdy przedmiot się ocknął gryzł wszystko oprócz Ciebie. Zaczęło się Ciebie słuchać. Możesz się nim bawić w swoich dwóch następnych wątkach zanim się zepsuje.
2 - CZY MOŻESZ BYĆ MILCZĄCĄ BOMBKĄ? - akurat jesteś w trakcie zawieszania kolorowych bombek, gdy nagle jednej z nich wyrastają usta. Zaczyna Cię podrywać i podskakiwać wraz z każdym Twoim ruchem, jakby domagała się Twojej atencji. Zarzuca Cię milionem komplementów i stara się podnieść poczucie Twojej wartości. Jeśli ją pogłaszczesz to podzieli się z Tobą tajemnicą, że w trzecim pudełku po lewej spostrzegła sakiewkę z galeonami. Rzuć 1k6 i pomnóż 20 razy. Tyle zyskałeś pieniędzy. Gratulacje.
3- DO TWARZY CI ZE ŚWIATEŁKAMI - podczas pracy zauważasz, że jedna dziewczynka z trzeciej klasy podstawowej dzielnie lewituje na samą górę kolorowe lampeczki. Są one długie i sprawia jej to niejako trudność, ale widać, że się nie poddaje. W pewnym momencie dziewczynka pisnęła, a na Ciebie spadły lampeczki. Nie dość, że się zaplątały wokół Ciebie (w dowolnym miejscu, pozostawi to na skórze blade pręgi) to jeszcze okazuje się, że ich końcówka została potraktowana jakiś silnym klejem. Jeśli chcesz się uwolnić od ozdoby to musisz albo wyciąć sobie dziurę w ubraniu, zdjąć je albo znaleźć jakieś zaklęcie/sposób, który Cię odklei od kawałka światełek, które się do Ciebie przykleiły. Dobrze, że nie do skóry! Spłoszona dziewczynka ucieka. Jeśli jesteś nauczycielem: Dziewczynka rozpłakała się ze stresu i strachu i przepraszała Cię za to przez dwadzieścia minut.
4 - UWAGA. PRACE NA WYSOKOŚCI* - zostałeś poproszony o zawieszenie na czubku mieniącej się złotem gwiazdy. Otrzymałeś też drabinę, którą wystarczyło dotknąć, a zaczęła rosnąć, rosnąć, rosnąć… trzeba zadrzeć głowę, by zobaczyć jej szczyt. Twój towarzysz (ewentualnie NPC, drugoplanowa osoba) została poproszona o asekurowanie Cię na wypadek gdyby Ci się spadło. Chyba zapomniano Cię uprzedzić, iż jedenasty schodek w drabinie jest jedynie iluzją. Nadepnąłeś w to miejsce, a Twoja stopa nie napotkała oporu… w efekcie straciłeś równowagę i w ostatniej chwili się przytrzymałeś (albo udzielono Ci pomocy, dowolna interpretacja). Nadwyrężyłeś sobie ramię - nie wymaga to interwencji medycznej a jedynie porządnego rozmasowania. Reszta schodków była już w porządku, a sam proces zawieszenia gwiazdy nie sprawił Ci większego problemu. Schodząc podchodzi do Ciebie jeden z nauczycieli. Wręcza Ci fiolkę eliksiru wiggenowego, byś się nią uleczył. Nie musisz jej przyjmować, jeśli nie chcesz. Zgłoś się po nią w odpowiednim temacie i pamiętaj, że jeden eliksir ma 3 użycia! Jeśli jesteś nauczycielem: Skrzaty biegną pospiesznie ku Tobie z fiolką eliksiru wiggenowego. Skaczą wokół Ciebie i zapraszają do odpoczynku. Zgłoś się po eliksir w odpowiednim temacie.
*Jeśli Twoja postać ma lęk wysokości i jest to udokumentowane w Twojej Karcie Postaci to zyskujesz prawo do przerzutu kostki.
5 - A ZA CZYNSZ PAN PŁACIŁ? - dostałeś świeżo upieczone pierniczki do rozwieszenia na gałązkach choinki. Niestety nie możesz ich podjadać, bowiem nad Twoją głową unosi się Szara Dama i upomina każdego, kto próbuje uszczknąć sobie dokładnie wyliczonych słodyczy. Samo wieszanie ich nie byłoby niczym dziwnym, gdybyś nagle nie usłyszał charakterystycznego dźwięku rozgryzania piernika. Czy Ci się przesłyszało? Drugi piernik skończył tak samo i zostałeś ochrzaniony przez Szarą Damę za podjadanie. Możesz być pewien, że to choinka podjada pierniki i zwala na Ciebie całą winę. Wsuwasz rękę dalej, do następnej gałązki i tym razem ugryzienie następuje w bok Twojej dłoni! Czujesz ostre ząbki zatapiające się w swojej skórze, a gdy wyciągasz rękę to zauważasz doczepionego do niego… zbłąkanego chochlika kornwalijskiego. Najwyraźniej podczas przenoszenia choinki zapomniał się z niej ewakuować. Gdy tylko stworzenie napotkało Twój wzrok oderwało się od Ciebie, machnęło pazurem po Twoim policzku (raniąc je niegroźnie), porwało z Twojej ręki dwa pierniki i spierniczyło (! :D) hen daleko. A Ty znów zostałeś ochrzaniony przez Szarą Damę za podjadanie dekoracji.
6 - ŚWIEĆ GWIAZDECZKO, ŚWIEĆ - w Twoich rękach znalazło się pudełko z białymi świecami. Wystarczy je wsadzić w świeczniki, podpalić, zabezpieczyć prostym zaklęciem ochronnym i umieścić na gałązkach choinki. Proste, prawda? Szło jak po maśle, ale oczywiście każdy czarodziej wie, że ubieranie choinki również obfituje w rozmaite cyrki. Dzisiejszym cyrkiem był Irytek, który widząc świece dostał głupawki. Z obłąkańczym śmiechem rzucił się szarżą w Twoim kierunku przelatując przez Twoje ciało…mimowolnie instynkt nakazał Ci się cofnąć o ten jeden krok, co okazało się niefortunnym zbiegiem okoliczności. Wpadłeś na lewitujące brokatowe bombki, które się po prostu roztrzaskały.Zasypała Cię fala brokatu. Masz go wszędzie i nawet Chłoszczyść ma problem, żeby sobie z tym poradzić. Oczy będą Cię szczypać przez Twoje dwa następne posty. Przy okazji mienisz się brokatem do końca dnia!
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Nie mógł się odgonić od świątecznej atmosfery i strojenia Hogwartu. Wcześniej byłą to Wielka Sala i wszystkie ozdoby. Teraz była to choinka. Nie pojawiłby się tym razem, gdyby nie fakt, że nadchodziły święta. W święta nawet on uległ potrzebie spedzenia tego czasu z bliskimi. Nie wracał do ojca, ponieważ staruszek najpewniej miał spędzić ten czas na morzu. Z tego względu pozostała mu Frea. Chociaż przez większość czasu jej unikał, teraz stanął pomiędzy krużgankami, opierając się o nie ramieniem. Wzrokiem szukał charakterystycznej, blondwłosej krukonki. Mógł ją poznać wszędzie. Nawet dostrzegając zaledwie kątem oka. Tak było i teraz. Ledwie utkwił spojrzenie w tłumie, a już dostrzegł ją pośród Hogwartczyków. Islandzką – ponoć – piękność. To określenie, zasłyszane od kolegów, prawidłowo, drażniło starszego brata. Ściągnął brwi skonfundowany i niezadowolony kiedy przypomniał sobie niewybredne komentarze na jej temat. W końcu niewiele osób było świadomych, że on i Frea byli rodziną. Szczególnie jeśli Frea nie przedstawiała się rodzinnym nazwiskiem. Podszedł do niej z wolna, podciągając rękawy grubego, rozpinanego swetra, podbitego kożuchem. — Frea… — jeden z niewielu razy wymówił jej imię bez skrępowania, stając za jej plecami. — Pomóc Ci? — zagadnął, bo w świeta nawet on odnalazł w sobie pokłady wyrozumiałości dla rodziny. Zanim mu odpowiedziała, stanął nad nią, sięgając po białe świece, które bez problemu umieścił w świecznikach. — Rozmawiałaś z ojcem? — obojętny ton nie zdradzał jego zainteresowania, a jednak, wewnętrznie zastanawiał się, czy dostała od niego jakiś znak życia. List, a może prezent? Cokolwiek? Informację o tym, że wracają do Islandii, najlepiej. Nie zdążył jednak usłyszeć jej odpowiedzi, kiedy znikąd pojawił się Irytek. Od niespełna tygodnia, jego – najwyraźniej – zawzięty wróg. Przelatując przez jego ciało, zmusił Gunnara do cofnięcia się w tył. Zaledwie jeden krok. Zwieńczony jednak brokatem rozsypanym po włosach, oczach i cele Ragnarssona. — Kurwa, jebana, mać! — przeklął siarczyście w podobny sposób, po islandzku, zdecydowanie i głośno, nie dość daleko od ucha Frei, przez co musiała dotkliwie odczuć to we własnych bębenkach.
Mimo ogólnego stosunkowo kiepskiego samopoczucia pojawił się dwudziestego trzeciego grudnia na dziedzińcu, by pomóc ubierać choinkę. Nie był typem, który zamykał się na cztery spusty w swojej norze i użalał się nad sobą. Wyszedł do ludzi, dalej udzielał się towarzysko, chociaż nie z takim zapałem jaki zazwyczaj mu towarzyszy. Głowa napierdzielała go równo, mimo że minęło już dobre kilka dni od tamtego popieprzonego cyrku. Środki znieczulające pomagały chwilowo, ale zaklinał się, że nie pójdzie do Munga. Duma nie pozwalała mu na pokazanie się w tym stanie w miejscu swojej pracy i przyszłego awansu. Uśmiechnął się leniwie do skrzatów, zabierając od nich kubek z herbatą imbirową. Zdążył wypić połowę, gdy dostał do rozwieszenia świece. Przypomniało mu się rozkładanie dekoracji na Dzień Nauczyciela. Ciekawe czy i tutaj wśród pudeł znajdzie się jakiś nielegalny skarb? Przeczesał włosy palcami, założył mikołajową czapkę i choć nie zaczepiał okolicznych ludzi to nie wyglądał jakoś podejrzanie. Ot, odrobinę zmęczony. Wkładał świece do świeczników i układał je w powietrzu zaklęciem lewitującym. Miał ich chyba pięćdziesiąt, ale nie dziwił się ilości skoro choinka była ogromna. Jednym uchem słuchał kolęd i próbował się na nich skoncentrować, aby zepchnąć pulsacyjny ból w skroniach na drugi plan. Po jakimś czasie kątem oka dostrzegł z drugiej strony choinki znajomy profil. Wychylił głowę znienacka, by się upewnić, że dobrze widzi. - Wesołych świąt, pani prefekt. - zaczepił rudowłosą dziewczynę, uśmiechając się pogodnie na jej widok. - Czy trafiłem na przerwę od prefektowania? Bo wiesz, patrzę tęsknie na te pierniki ale mina Szarej Damy mnie powstrzymuje. Ale jeśli jesteś teraz prefektem to absolutnie nic ci na ten temat nie mówiłem. - puścił jej oczko, sięgając jednocześnie po kolejny świecznik. Przesunął się z nimi bliżej Nessy, akcentując ochotę na bezpardonowe wpakowanie się w jej towarzystwo.
Nessa nie mogła odmówić pomocy w ubieraniu szkolnej choinki — nie tylko przez wzgląd na swoją pozycję, ale przede wszystkim z sympatii do tej zaczerpniętej od mugoli tradycji. Przyozdobione drzewka były prawdziwym duchem, który zwiastował tej wyjątkowy, zimowy czas. Szkoła dysponowała pięknymi ozdobami, które dodatkowo cieszyły oko. Z uśmiechem więc, nucąc świąteczną melodię pod nosem, zawieszała bombki, pomagając sobie różdżką i zaklęciem lewitującym. Sosna była olbrzymia, ledwo sięgała do jej najniższych gałęzi. Karmelowe oczy z zadowoleniem rozejrzały się dookoła, bo świetliki i kule sprawiały, że atmosfera była wyjątkowa, podobnie jak śpiewający kolędy chór. Opuściła różdżkę, odkładając na bok puste pudełko i raz jeszcze, spojrzała na zawieszone przez siebie dekorację, gdy z zamyślenia wyrwał ją znajomy głos. Dostrzegając buzię gryfona, uśmiechnęła się pogodnie i posłała mu pociągłe spojrzenie. - Wesołych Świąt, Jeremy! - zaczęła w odpowiedzi na jego życzenia, podnosząc spojrzenie prosto w oczy bruneta. Naprawdę miło spędziła z nim czas, a dzięki temu wszelkie podejrzenia ukrytych zamiarów lub żartu z jego strony uległy zniszczeniu. Zrobiła krok w jego stronę, wydając z siebie ciche "hmm", po czym uniosła dłonie i sięgnęła po skrytą pod płaszczem apaszkę, zakrywając nią odznakę. - Tak, trafiłeś na przerwę. Ojej, chyba Dama nie będzie zła, jak ukradniemy sobie po jednym, co? W święta trzeba się dzielić. Bo teraz to i mnie narobiłeś apetytu. Zlustrowała go wzrokiem, gdy stanął obok, aby zaraz zerknąć na świecznik, a następnie przyozdobioną częściowo choinkę. Ozdób wciąż było wiele, a na drzewku pełno było gałązek bez nawet jednego światełka czy bombki. Nie sięgała jednak jeszcze po różdżkę ani następne pudełko przyniesione od bibliotekarki. Stały obok niej, bo wzięła kilka jednocześnie, żeby nie wracać się co chwilę. - Właściwie to tak podejrzewałam, że Cię tu spotkam. Ubranie drzewka wyjątkowo mi do Ciebie pasuje, Jeremy. A może wolisz Jerry? Zapytała z ciekawością. Im dłużej mu się przyglądała, tym bledszy jej się wydawał. Brakowało też części błysku w oczach i miała wrażenie, że pomimo uśmiechu, coś było nie tak. Nessa była dobrym obserwatorem, zawsze potrafiła dostrzec najmniejsze zmiany gestów, zachowań czy spojrzenia. Przez swoją pracę miała styczność z ludźmi, a także słuchała ich opowieści z życia. Nie była jednak na tyle bezczelna, żeby zapytać. Ledwo się znali, a prywatne sprawy były na kompletnie inną płaszczyznę. Westchnęła jednak cicho, wskazując na stojącą nieopodal ławeczkę, magicznie ochronioną przed śniegiem. - Zrobimy sobie chwilę przerwy?
Elizaveta Konstantinova
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 164
C. szczególne : Albinoska -> białe włosy, brwi i rzęsy, bardzo jasna cera z różowymi akcentami
3 rozegram w następnym poście c: (Tu wcześniej wpisałam 6... nie wiem czemu, zaćmienie mózgu miałam, wylosowałam 3 XD)
Nie mogła doczekać się ubierania choinki i jakby mogła, to wcale nie czekałaby do wieczoru, tylko poszłaby z samego rana, chwyciła wszystkie ozdoby i porozwieszała je, nucąc piosenki. Takie wyjście byłoby jej bardziej na rękę, biorąc pod uwagę, że nie musiałaby pracować z nieznajomymi – stresowała ją ta myśl. Były jednak dwie rzeczy, które powstrzymywały ją od wyjścia z rana na dziedziniec i załatwienia sprawy samej. Po pierwsze konsekwencje, zdecydowanie nie chciała się tłumaczyć z czegoś takiego, a i pewnie dużo osób miałoby do niej pretensje, co równało się konfrontacji, a tego dziewczyna nie lubiła bardziej od nawiązywania kontaktów z nieznajomymi. Drugim powodem była @Christina Grim. Młode czarodziejki umówiły się na wspólne dekorowanie, no i Elizia nie mogła tak wystawić przyjaciółki poprzez samotne ubranie drzewka. Doczekała więc do wieczoru i pokonała nawet rosnącą w niej chęć do rezygnacji bo… emmm… katar? Bo wiedziała dobrze, że będą się z Chrisi bawić świetnie, znały się na tyle długo, że nie mogło być inaczej, po prostu musiała przełknąć tę pierwszą panikę. Wyszła trochę wcześniej, niż zakładał plan, ale chciała zobaczyć wszystkie wchodzące na teren dziedzińca osoby, by bez problemów odnaleźć wśród nich koleżankę, a mogła to zrobić jedynie będąc pierwszą. Ze względu na temperaturę założyła więc swój biały, długi płaszczyk i dodatkowo szczelnie owinęła szyję czerwonym szalikiem w granatowo-zieloną kratkę. Świetnym pomysłem było rozdawanie przez kadrę czapek Mikołaja i gorącej herbaty, mimo dość adekwatnego do pogody ubioru, mrozek i tak dawał o sobie znać. Podziękowała za nie lekkim dygnięciem i ruszyła w stronę choinki, zajmując jedno z miejsc przy pudle z ozdobami, które bardzo jej się podobały a przy okazji była przy nim dobra widoczność. Kiedy uczniowie zaczęli się schodzić, uczucie stresu powróciło i zaczęła mocniej ściskać ciepły kubek w dłoniach, jednak już po chwili wypatrzyła Gryfonkę, która ze swoim wzrostem skutecznie schowała się między innymi uczestnikami. - Chrisi! – zawołała, uśmiechając się do niej. Z przejęcia, że w końcu ją zauważyła, chciała jej pomachać, ale szybko się zhaltowała, machanie z kubkiem gorącej herbaty nie było dobrym pomysłem. – Musisz urosnąć, bo kiedyś naprawdę zejdę na zawał ze stresu, jak cię nie zobaczę – zażartowała i złapała koleżankę pod ramię, prowadząc ją do upatrzonego pudła. Oczywiście wciąż uważnie, nie chcąc rozlać ich ciepłych napojów. – Co sądzisz o tych? Bombki te były bardzo misternie zdobione. Klasyczne czerwone ze złotymi wzorami (bądź niektóre na odwrót) były malowane w drobniutko, z zachowaniem pełni detali. Z kolei kryształowe ozdoby w najróżniejsze, świąteczne kształty wyglądały tak realnie, jakby ktoś naprawdę zmienił te wszystkie gwiazdki, reniferki i bałwanki w diamenty. A można było tam znaleźć i inne cuda.
Ostatnio zmieniony przez Elizaveta Konstantinova dnia Sro 1 Sty 2020 - 1:07, w całości zmieniany 1 raz
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Co natchnęło Christi na wzięcie udziału w ubieraniu choinki? tego nie wie nikt. Może to ten świąteczny nastrój tak na nią niezwykle zadziałał? Musiało to być coś takiego, bo Kryśka z własnej woli się w takie zbiorowe wydarzenia raczej nie pchała. Na wszelki wypadek ugadała się z @Elizaveta Konstantinova, żeby było jej weselej z kimś znajomym obok. No i ostatnio to raczej dawno nie robiły razem nic podobnego, więc ubieranie choinki było okazją idealną na takie świąteczne spotkanie. Przybyła na teren z lekką obsuwą, ale kto by się tym przejmował? Przyjęła czapkę, ale przed herbatą zwiała. Jakoś nie przepadała za tym wyciągiem z liści. Ruszyła raźnym krokiem wokoło świątecznego drzewka, wypatrując znajomej albinoski. Nigdzie jej nie zauważyła, więc stanęła sobie w przypadkowym miejscu i podskakując rozglądała się za Eli. Może w końcu przyszedł czas by kupić sobie szczudła? Tak zajęła się wypatrywaniem przyjaciółki, że nie zwróciła uwagi na to, co dzieje się obok. A tam właśnie jakaś dziewczynka, jeszcze młodsza od niej, próbowała rozwiesić na choince lampki. Los chciał, że coś jej nie wyszło i nawiedzone świecidełka spadły na Gremlinową, owijając się wokół jej rąk i tułowia. Zdumiona Christina przez chwilę stała nieruchomo, a potem podjęła próby zdjęcia z siebie tych świątecznych więzów. Małolata zwiała, więc Gryfonka była skazana na siebie. Szło jej to nieco opornie, a do tego kawałek łańcucha przykleił się do jej rękawa. Nijak nie szło tego odkleić. Nie pozostało jej więc nic innego, jak rozprucie tej części bluzki. Gdy w końcu była wolna, klnąc pod nosem podwinęła zniszczony rękaw i ruszyła w inną część zbiorowiska. Choć była blada, to na jej skórze i tak odznaczały się bledsze pręgi w miejscach, gdzie owinęły ją lampki. Jej monolog tyrady przerwało pojawienie się Ślizgonki. Uśmiechnęła się do niej, porzucając myśl o zniszczonej bluzce. - No mam nadzieję, że jeszcze urosnę. Sama jestem rozczarowana swoim wzrostem - powiedziała rozbawiona. Nadal nie traciła nadziei, że będzie wyższa, choć już od kilku lat nie rosła wcale. - Ładne. Idealnie pasują do mojego Domu - stwierdziła z uśmiechem, przyglądając się bombkom. Musiała przyznać, że niektóre były naprawdę piękne. Ciekawe, czy ktoś zdobił je ręcznie czy stworzone je magią?
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Ubieranie choinki może i nigdy nie było jego konikiem, ale nie mógłby nie skorzystać z wysuniętego przez kadrę nauczycielską do wszystkich uczniów zaproszenia. Dzięki takim wspólnym rozrywkom dopiero można było przecież odczuć magię zbliżających się świąt. Wieczorem, zamiast przysiąść z książką w dormitorium, udał się więc na dziedziniec rozświetlony obecnością nocnych świetlików i unoszących się leniwie kul świetlnych. Wspaniały klimat, a to nie wszystko. Otrzymał jeszcze bowiem świąteczną czapkę Mikołaja, którą od razu założył na głowę i kubek gorącej herbaty z imbirem. Przede wszystkim jednak cieszył się ze wszechobecnego śniegu – prawdopodobnie wytworzonego za pomocą zaklęć, bo pogoda niestety nie sprzyjała Bożemu Narodzeniu. Upił kilka łyków smacznej herbaty, po czym odłożył kubek na bok i odebrał od szkolnej bibliotekarki pudło pełne ozdób. W tym samym momencie wypatrzył stojącą nieopodal choinki pannę Dear. - Heaven! – Zakrzyknął radośnie na powitanie, przyśpieszając tempa. Kiedy usłyszał jednak dźwięk uderzających o siebie bombek ukrytych w jego pudełku, zwolnił nieco, żeby nie porozbijać ich tuż przed wspólnym ubieraniem choinki. – Kiedy termin? To chyba już zaraz? – Zapytał po dłuższej chwili namysłu, skupiając wzrok na okrągłym brzuchu ślizgońskiej pani kapitan. – Jest stresik? – Dodał też, zanim zdążył ugryźć się w język. To nie była chyba do końca przemyślane. Na pewno jakoś to odczuwała, a on raczej nie powinien przypominać jej o presji. Szczególnie nie w takich okolicznościach. Na szczęście z tej niekomfortowej sytuacji uratował go jeden z nauczycieli, który poprosił go o zawieszenie na czubku choinki mieniącej się złotem gwiazdy. Otrzymał drabinę, która po dotknięciu zaczęła rosnąć. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego jak wysoko musi się wspiąć. To go jednak nie przerażało – w końcu na boisku nieraz wzbijał się na swej miotle jeszcze wyżej. - Będziesz mnie asekurowała? – Poprosił jednak Heaven o pomoc, bo nie do końca ufał tej drabinie. Zresztą noga zawsze mogła mu się omsknąć, więc wolał się jakoś zabezpieczyć. – Nie musisz jej trzymać, może być nawet jakieś zaklęcie, które zamortyzuje potencjalny upadek. – Dodał jeszcze, bo przecież nie chciał, żeby ta drabina runęła na dziewczynę, która za kilka dni miała urodzić dziecko. Wiedział jednak, że panna Dear całkiem nieźle posługuje się swoją różdżką, więc nie wątpił w to, że będzie w stanie wesprzeć go w jakiś inny sposób.
Ten uśmiech, to pociągłe spojrzenie było lekarstwem dla jego serca. Właśnie taką barwność mimiki i głosu potrzebował zobaczyć, usłyszeć, by jakoś tak odetchnąć wewnętrznie z ulgą. Uśmiechnął się leniwie ciesząc się z jej dobrego humoru i życzeń, choć od wielu lat spędza święta w Hogwarcie. Wybałuszył na nią oczy, gdy ta zakryła odznakę i co lepsze - zgodziła się na złamanie zasady i podpadnięcie Szarej Damie. Podszedł do Ślizgonki i zamrugał nieco ogłupiały. - Okay, kim jesteś i co zrobiłaś z Nessą? Za łatwo mi poszło przekonanie cię do łamania zasad i zaczynam się martwić czy nie sprowadzam cię na złą drogę. - ale uśmiech jaki zakwitł na jego gębie mówiło jasno za siebie, że go tym zachwyciła. Mimo wszystko nie rzucał się od razu w wir grabieży, bowiem mieli jeszcze trochę ozdób do ogarnięcia, a jeśli to zostawią to zapewne dostaną po łbie od bibliotekarki/skrzatów/może samej choinki? za obijanie się tuż po zgłoszeniu się do pomocy. Skrzyżował ręce, by schować dłonie pod pachami i je nieco ogrzać. - Czyli pomyślałaś o mnie zanim tu przyszłaś? - popatrzył na nią łasy na potwierdzenie i tym samym podniesienie jego (ostatnio mocno pobitego) ego. Łatwo przyszło mu wyszczerzenie się w jej towarzystwie, choć wciąż nie wylewała się z niego ta typowa dla niego radość. - Dla przyjaciół Jerry, więc mów mi Jerry. - popatrzył na nią nieco intensywniej, jakby znacząco. Coś bardzo łatwo go sobie zjednywała (jakby ogółem nie było to proste), a on jak na swoje ostatnie doświadczenia z kobietami zbyt łatwo dawał się wciągać w wir jej karmelowych tęczówek. Cholera, ona była po prostu śliczna. Choćby zerkał na nią kątem oka, to za każdym razem uderzała go jej uroda. To nie to samo co u takiej Diny, z którą mało kto może się równać, jednak Nessa miała w sobie jakąś wewnętrzną naturalność i blask, który go przyciągał. Gapił się więc na nią i nic nie mógł poradzić, że czasem oczy mu zaświeciły. - Jasne. - skinął jej głową, by ruszyła przodem w kierunku ławeczki. W pewnym momencie usłyszał bardzo znajomy głos. Odwrócił głowę i pomachał do @Matthew C. Gallagher, uśmiechając się przelotnie, bo obaj otoczyli się pięknymi Ślizgonkami - choć on akurat trafił na ciężarną i kto wie czy nie wściekłą. Nie podchodził do nich jednak, skoro udało mu się zorganizować chociaż chwilę swobodnej rozmowy z Nessą. Po drodze do ławki wziął od skrzatów dwa kubki z herbatą imbirową i gdy trafili do celu, wręczył jeden dziewczynie. Zerknął na choinkę, by tak się na nią nie gapić. - Większa niż w zeszłym roku. Ubieranie jej zajmie chyba pół nocy. Nie wiem jak ty ale gdy na nią patrzę to myślę nagle o jedzeniu i robię się głodny. Kojarzy mi się z dużą ilością pysznego żarcia. - tym razem musiał zmobilizować się do zagadania na neutralny temat, a zazwyczaj nie potrzebował do tego nawet krztyny pomyślunku.
Przekręciła głowę na bok, zaskoczona reakcją chłopaka na to drobne zignorowanie zasad. Zawsze bawiło ją, że ludzie podejrzewali ją bycie cyborgiem, który nie był zdolny do innych decyzji, niż te współgrające z regulaminami. Ten widok był niezapomniany, ta konsternacja w spojrzeniu. Nessa wzruszyła delikatnie ramionami z uśmiechem, przyglądając mu się beztrosko. - Kurde, wydało się. Porwałam ją i śpi gdzieś tam w środku.. - zaczęła z udawaną powagą, unosząc dłoń i przykładając ją do swojego biustu, mając tym samym na myśli wnętrze lub też serce, jak kto wolał. Zaraz jednak pokręciła delikatnie głową, puszczając gryfonowi oczko. - Kto wie, może już dawno byłam na tej drodze, tylko mam przerwę? Jednak jeśli sprawia Ci to radość, zasługi możesz przypisać swojemu urokowi osobistemu. Wiedziała jednak, że kradzież łakoci musiała nieco zaczekać. Choinka wciąż wymagała przystrojenia, a ruda nie łamała raz danego słowa, więc musiała zostać, aż wszystkie zielone gałązki zostaną udekorowane. Westchnęła cicho, przesuwając po trzymanym przez siebie pudełku wzrokiem, stukając w nie jeszcze paznokciami, zanim odłożyła je na bok. Na jego pytanie wydała z siebie ciche "hmm", lustrując wzrokiem przestrzeń przed sobą, aby trochę potrzymać go w niepewności. Zaraz uniosła jednak dłoń, pokazując palcami niewielki prostokącik. - Może odrobinę? Chyba uznałam, że pasujesz do takich miejsc. - przyznała w końcu, opuszczając dłonie i wsuwając je do kieszeni płaszcza. Nie było dla niej problemem zwracanie się do niego w sposób, który bardziej mu odpowiadał. Zresztą, częściej słyszała, że zwracali się do niego zdrobnieniem, dlatego w ogóle zapytała.- Przyjaciół? Jejku, szybko awansowałam Jerry. A to była tylko jedna kawa! Zauważyła zaczepnie, nie mogąc się powstrzymać. Odwzajemniła spojrzenie, przez co jeszcze bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że czegoś mu jednak brakuje w tym wyrazie twarzy. Iskry w oczach? Niestety, Nessa była niesamowicie ciekawską osobą i z pewnością skończy przez to w piekle pewnego dnia. Przyglądał się jej równie intensywnie, co wcześniej, wywołując delikatne uczucie zakłopotania. Proponując ławeczkę — wiedziała, że się zgodzi. Gdy tylko to pokazał, odwróciła głowę do nauczyciela, rzucając w jego stronę krótkie spojrzenie i dwa zdania, o przerwie. Ruszyła w stronę siedziska, leniwie przesuwając nogę za nogą. Również dostrzegła przyjaciela z kuzynką, więc posłała im radosny uśmiech i kiwnięcie głową na przywitanie, bezdźwięczne "cześć". Nie mogła nadziwić się, jak Heaven ślicznie wyglądała z brzuchem, chociaż jej spotkanie z Matthew było zaskakujące. Zajęła miejsce, usadawiając się wygodnie i zakładając nogę na nogę. Wzięła od niego kubek, obracając naczynie w chłodnych dłoniach, z głupiego przyzwyczajenia zahaczając o niego paznokciami. - Dziękuje! Świetnie pachnie, nie? -uśmiechnęła się, nachylając w stronę parującej herbaty, której intensywny zapach rozpieszczał nozdrza. Zaraz jednak powędrowała wzrokiem na drzewko, idąc przykładem towarzysza. Faktycznie, wydawała się ogromna, chociaż dla małej Nessy te szkolne drzewka zawsze były przerośnięte. Rozmowa na świąteczne tematy zawsze była dla niej przyjemna, bo uwielbiała te pochodzące od mugoli tradycje, których wcześniej w świecie czarodziejów musiało brakować.- Tak sądzisz? Sama nie wiem, to zawsze olbrzymy. Zgodzę się jednak, że będziemy ja długo ubierać. Przez te kolorowe ozdoby czy to może jednak przez zapach herbaty? Odwróciła głowę w jego stronę z ciekawością, upijając gorącego trunku. Rozlał się przyjemnie po ciele, wzbudzając dreszcz i apetyt na coś słodkiego, co zresztą zapoczątkował Jerry. Nie chcąc jednak tkwić w milczeniu, prefekt usiadła nieco bokiem, aby mieć lepszą pozycję do rozmowy. - Byłeś grzeczny? Napisałeś list do.. No, tego Pana od prezentów?
Przystanęła w niewielkiej odległości od choinki. Długo zaciskała drobne dłonie na miękkim materiale świątecznej czapki. Dopiero po pewnym czasie namysłu, założyła ją na rude pasma włosów, wzdychając w duchu na ekstrawertyczność jej obecnej aparycji. Jednak w tłumie obecnych na dziedzińców osób, znacznie bardziej rzucali się w oczy ci którzy nie przejmowali ducha świąt, niż te jednostki, które dawały ponieść się przedświątecznej aurze. Poderwała głowę w górę, obejmując się ciasno ramionami przed chłodem wdzierającym się pod materiał szkolnej marynarki narzuconej na gruby sweter z herbem Hufflepuffu. Obserwowała w niemym zainteresowaniu świetliki i lampki, rzucające jasne, ciepłe światło na zebranych. Jednocześnie w połowie tylko skutecznie ignorując pojękiwania szkolnego chóru. Próbowała zagłuszyć je wspomnieniem spektakli w Piccadily Theatre. Tylko przez świąteczne nastroje nie życząc swoim rówieśnikom utraty glosu na święta. Była bliska zmiany stanowiska przy kolejnej fałszywej nucie, kiedy z nieba spadły na nią wszystkie barwy tęczy. Świat zawirował, oślepiając ją blaskiem świecidełek, sprawiając, że horyzont zbił jej się w losowe kolory. Na wzór farb, finezyjnie rozlanych na płótnie. Przymknęła powieki, czując jak coś ciężkiego opada jej na ramiona. Cofnęła się, osłaniając się jedną ręką przed lampkami i ich światłem. Była to ta sama chwila, w której zaplątała się w nie mocniej, czując jak sznur świecidełek owija jej się wokół talii i przegubu jednej ręki. Próbując je z siebie strącić, zacisnęła splot ciaśniej na materiale odzieży. Poczuła opór, kiedy lampki zamiast spłynać po tułowiu szarpnęły przy jej ruchu jej wątłym ciałem. Już w moment później uratowało ją obicie się o coś przyjemnie ciepłego i miękkiego o ładnym, pociągającym zapachu. Tak długo hipnotycznym i atrakcyjnym, dopóki nie podniosła wzroku, a jej spojrzenie nie skrzyżowało się z Jego tęczówkami oczu. “Niebieskie” – zawiesiła się, wpatrując się w głębię błękitu, który z tej odległości zdała się dostrzec pierwszy raz w pełnych odcieniach szarości. Zaraz, kiedy dopasowała kształt oczu do rysów twarzy, a rysy twarzy do profesora, jej funkcje motoryczne zamarły w bezruchu. Pomyślała, że nie chce przepraszać nauczyciela za wpadnięcie w jego ramiona. Z kilku powodów. Fakt, że nie była biegła w przeprosinach, był ostatnim, który zajął jej głowę. Pierwszym zdawało się wstydliwe przyznanie, że nie poczuła się winna. Z zaskakującą łatwością winiąc jednak profesora Sharkera za jego umiejetność znajdowania się w złym miejscu w złym czasie, refleks i podstępną magnetyczność, przez którą kilka sekund zajęło jej zanim doprowadziła swoje myśli do porządku. — To… — twoja wina — … lampki. P… — rzepraszam?. Nie chciało opuścić jej ust. — …rofesorze.
Grinch ubierający choinkę, tego jeszcze Hogwart nie widział. A może widział, ale szaleńczo potrzebował powtórki? Nawet jeśli nie, to dzisiaj zdecydowanie miał okazję do poznania tegorocznego ducha nieudanych świąt osobiście i z bardzo bliska. Coś go podkusiło. Może to kolejny etap depresyjnej bezsenności? Nieumiejętność ubrania potrzeby wyjścia do ludzi w normalniejsze barwy. Niechęć do przyznania się, że to tego właśnie najbardziej mu brak. Nie osób, które go skrzywdziły, a ludzi, po prostu. Roześmianych twarzy wokół, rozluźnionych sylwetek. Trochę normalności w jego zdecydowanie niepoprawnie funkcjonującym świecie. Notabene, zbudowanym wyłącznie przez jego samego. Z jego słabości i osobistych, szaleńczych potrzeb, które trudno było pojąć. Milczeniem, niczym kożuchem otulił się aż po same uszy. Ignorując Matta, ignorując Nessę. Ignorując w zasadzie wszystkich wokół i jedynie wodząc po nich tym nieprzychylnym, suchym spojrzeniem, aż nie zniknęli mu po drugiej stronie zielonego, pięknie pachnącego świątecznego drzewka. Udawał, że nie istnieli, tak było prościej. Był gdzieś obok nich, a zarazem bez nich, ponad nimi. Uszy miał zamknięte na ich słowa i śmiechy. Wpadł w swoją niedoskonałość aż po sam czubek nosa, ale... czyż to nie było wystarczająco dobre istnienie? Lepsze to, niż kolejny dzień spędzony w łóżku, gdzie przyjacielem była mu wyłącznie flaszka whisky. Doprawdy, im starszy tym bardziej żałosny. Wyczuł to chyba nawet sam Irytek. Pojawił się znikąd, jak zwykle. Na tyle niespodziewanie, że zaskoczył nawet czujnego nauczyciela, który na swojej pierwszej lekcji zachęcał uczniów do pojedynkowania się. Rasheed, skupiony na wieszaniu świec i chronieniu drzewka zaklęciami zderzył się z kimś innym, jakimś rosłym chłopakiem ze Slytherinu. Niestety, nie dostrzegł jego twarzy. Brokat z rozbitych przez nich bombek na moment kompletnie odebrał mu wzrok. Zesłał za to na niego ból i złość. Równie palącą jak niespodziewaną. Machnął wściekle różdżką, ale jego zaklęcie (oczywiście) nie miało większej racji bytu. Przemknęło gdzieś w kierunku zamkowych murów. Irytka i tak już od kilku sekund tam nie było. Tarcie oczu niewiele pomagało. Szczypały wściekle, a belfer przeklinał w myślach ten dzień. Na co mu to było? Nagle wizja spędzenia tego dnia z alkoholem nie wydawała mu się znowu tak głupia i niewłaściwa. Otworzył szaroniebieskie oczy. Zaczerwienione od złocistego brokatu i nieco mniej gotowe na to co dostrzegły. Twarz dziewczyny, wyjątkowo blisko. Uderzyła w niego, też czymś zaatakowana. Zazdrościł jej, że to tylko lampki ją dopadły. Wtedy jeszcze nie wiedział jak uparte miały być. Kompletnie odruchowo i machinalnie przytrzymał jej ramiona, aby nie stracili razem równowagi. Potem cofnął palce, ale wyłącznie po to, aby oczyścić zbłąkany brokat kryjący się w kąciku lewego oka. - Tak? - Zapytał, czując jak w głowie mieszają mu się niespodziewanie dwie wypowiedzi o skrajnie różnych znaczeniach. Jak dziwnie, pomyślał, ale nie miał czasu się dziwić. Cofnął się o krok, aby nie owiewać jej swoim oddechem. To byłoby niezręczne. Znaczy, jeszcze bardziej, niż zwykle. - Więc wyplącz się, Swansea. Ładnie ci szło ubieranie. Byłoby szkoda, gdybyś przerwała. - Dodał jeszcze. Udał, że nie słyszał, ale nasłuchiwał. Skrzyżował z nią spojrzenie, jak zwykle intensywne. Legilimencją muskając jej umysł, pierwszy raz od dawna z pełną świadomością i bezlitosną upartością. Tymczasem wyglądał jakby oczekiwał aż wróci do pracy.
Faktycznie były w kolorach Gryfonów, w ogóle nie zwróciła na to uwagi, ale cóż dziewczyna miała zrobić, kiedy te bombki wyglądały tak tradycyjnie i pięknie? Ktoś zresztą na pewno ubierze choinkę w więcej zieleni, ona zamierzała mieć po prostu radochę z oglądania cudeniek w tym pudełku. Zajęła się szukaniem ciekawych kształtów i konceptów, zupełnie ignorując fakt, że i tak powieszą wszystkie ozdoby z tego pudełka. Hierarchia ładności i artystyczności bombek była dla niej czymś wyjątkowo istotnym, więc nawet jeśli miała za kolejną godzinę złapać tę szklaną różyczkę, teraz zamierzała ignorować ją dla smoczka, schowanego o wiele głębiej wśród ozdób. - Wiesz, może i nie jesteśmy najwyższe – zauważyła, bo i sama do żyraf nie należała – ale za to obcas możemy założyć każdy – zażartowała. - Jak tam plany na święta? – zapytała szczerze zainteresowana tym, co Chrisi będzie robić. Mistrzem small talków nie była, ale przy koleżance nie musiała przejmować się tym, że zabrzmi głupio i po prostu spróbowała zagaić rozmowę. – Wracasz do domu, czy masz jakiś inny świąteczny wyjazd w planach? Czekała na odpowiedź, szukając jednocześnie idealnego miejsca na to upatrzone, kryształowe cudo. I chyba wszechświat chciał jej pokazać, że zdecydowanie za dużo czasu i myśli poświęca na powieszenie jednej ozdóbki. Nim zdążyła to zrobić, czy chociaż ponownie się odezwać do Gryfonki, usłyszała niedaleko pisk. Dziewczynka, która próbowała zawiesić kolorowe lampeczki, straciła panowanie nad zaklęciem lewitującym, a światełka, wyrywając się spod mocy magii, spadły w dół. Nie uderzyły jednak w ziemię, nie potrzaskały się, mimo to dziewczynka uciekła przerażona z miejsca zdarzenia, nawet się nie oglądając, dlaczego? Bo złapała je Elizia, chociaż to nie było o tyle złapanie, co nieplanowane stanie się ratunkiem dla lampeczek. Zaplątały się wokół jej rąk i ramion, jedyne, co zdążyła zrobić, to ocalenie upatrzonej bombki przed klejem, którym były pokryte świecidełka. Klejem, który teraz nie chciał puścić jej płaszczyku. - Nie znasz żadnego zaklęcia, które by je zdjęło, co? – zapytała na wpół rozbawiona całą tą sytuacją, na wpół zrezygnowana, bo bała się, że inni będą się na nią gapić.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Eli zajęła się grzebaniem w pudełku z bombkami, a Christina rozglądała się wokoło wypatrując znajomych twarzy. Co prawda zbyt wielu znajomych nie miała, bo nie należała do najbardziej towarzyskich osób, ale zawsze przecież mógł się tu zapodziać jej brat, prawda? No i po niedawnym ataku lampek wolała wiedzieć, co się dzieje wokoło niej. Nie chciała żeby tym razem ktoś na nią spadła albo coś podobnego. - W sumie to nie wiem. Chyba zostanę w zamku. Mamuśka jeszcze nie pozbierała się po śmierci ojca, jak chyba my wszyscy, więc święta w nowym domu i tak pewnie nie byłyby zbyt świąteczne - odpowiedziała, odrywając wzrok od uczniów i nauczycieli krzątających się przy choince, i spoglądając na albinoskę. Wzruszyła ramionami. W tym roku święta budziły w niej jeszcze mniej entuzjazmu niż normalnie. - A ty? Jakie masz plany? - zapytała i nawet uśmiechnęła się lekko. Nie chciała swoim ponuractwem psuć nastroju innym. Ślizgonka jednak nie zdążyła jej nawet odpowiedzieć, bo nagle coś na nią spadło, a w następnej chwili stałą ona ściśnięta łańcuchem lampek jak szynka na święta. Grim parsknęła śmiechem, ale szybko się opanowała. Nie wypadało się przecież śmiać z czyjegoś nieszczęścia. - Niestety nie. Ale jeszcze kilka minut temu miałam ten sam problem. Mam teraz po nim dziurę w rękawie - odpowiedziała, patrząc współczująco na Eli. Szkoda by było podrzeć taki ładny płaszczyk.
Elizaveta Konstantinova
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 164
C. szczególne : Albinoska -> białe włosy, brwi i rzęsy, bardzo jasna cera z różowymi akcentami
Widząc roześmianą koleżankę, sama też zachichotała, próbując otrząsnąć się z lampek. Prawdopodobnie przypominała jakiegoś spłoszonego kurczaka, licząc na to, że opanuje sytuację w ten sposób. Nic z tego, klej trzymał mocno i nie miał zamiaru puścić. Płaszczyku nie miała zamiaru poświęcać, tak jak to ze swoim ubraniem zrobiła Chrisi, chyba miała jeszcze nadzieję, że jakoś to zdejmie. - No trudno, mam jeszcze sweter i kilka warstw pod spodem – wzruszyła ramionami. – A jak zmarznę, to najwyżej będę chodzić w lampkach. Odłożyła na chwilę bombkę, mając nadzieję, że nikt jej nie podkradnie i spróbowała wydostać się z płaszczyku w taki sposób, żeby kolejnych części garderoby nie skleić z lampkami. A nie było to proste, światełka zaplątały się tak, że uniemożliwiały jej odpięcie górnych guzików, trzeba było przekładać ubranie przez głowę. Westchnęła ciężko i zaczęła wyślizgiwać się z płaszczyku, przy okazji gubiąc całą swoją grację. Elizia – czarodziejka, która stała się gąsiennicą. Po kilku sekundach jednak udało jej się wygramolić i to bez strat w kolejnych ubraniach, poprawiła pozawijany sweter, starając się zachować twarz w tej sytuacji. - No dobra, na razie nie jest najgorzej – stwierdziła, choć czuła większy chłodek niż wcześniej. – I wybacz to wcześniejsze pytanie, mam nadzieję, że jakoś się wam to wszystko ułoży – uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Pozwoliła im na chwilę ciszy, szczególnie, że nie bardzo wiedziała co powiedzieć. Zamiast mówić, po prostu powiesiła bombkę, tym razem ucząc się na błędach i nie stojąc zbyt długo pod zawieszanymi magią lampkami. - A co do mnie… - dodała po chwili, zdając sobie sprawę, że zostawienie Chrisi przy tym temacie mogło być co najmniej niezręczne. – Ciotka by mi chyba łeb ukręciła, jak nie wrócę do domu – zażartowała, sięgając po kolejną ozdobę. – Pewnie ma już dla mnie gotowy cały grafik nauki, wiesz, taki prezent pod choinkę w stylu Konstantinovów.
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
W innych okolicznościach zahaczyłby spojrzeniem o jej biust i zapewne rzuciłby jakimś subtelnym komentarzem, jednak w chwili obecnej po prostu się uśmiechnął zawiadiacko i na tym skończyło się debatowanie na temat podmienienia Nessy z jej alter ego. - Odrobinę mnie nie satysfakcjonuje. Muszę wymyślić co zrobić, by z odrobiny wyszło przynajmniej "czasami". - nie miał pojęcia czemu według niej pasował do tego typu miejsc, ale też nie zamierzał tego negować. Musiał przyznać, że faktycznie było go mnóstwo i jeśli był w pełnej kondycji (nie tylko fizycznej, ale i psychicznej) to kręcił się jak szalony, zaczepiając wiele osób naraz i próbując rozbawić kogo się da, przy okazji żebrząc przy tym o jakąkolwiek pieszczotę. Oboje pasowali do tego miejsca choć z dwóch różnych powodów. - Widzisz ile mocy ma sobie jedna kawa? - zapytał retorycznie, unosząc przy tym zaczepnie brwi. - Sama jesteś sobie winna takiego awansu. Ja jestem niewinny. - wzruszył ramionami oczywiście używając żartobliwego tonu. - Tylko sęk w tym, że w przypadku wejścia na wyższy poziom relacji to kręcę się częściej wokół takiego delikwenta. Jesteś gotowa na tę posadę czy wolisz przystopować? - zapytał, przy okazji próbując wyczaić na ile wywołał w niej wcześniej pozytywne wrażenie. Mimo srogiej porażki z Emily potrafił wykrzesać z siebie jeszcze odrobinę energii w relacji z Nessą. Nie zrażał się (jeszcze), wszak ta druga nie była niczemu winna i równie dobrze może nie skrywać takiej tajemnicy jak Emily (o słodka nieświadomości...). Może powinien zapytać? By znów nie dostać po tyłku od zazdrosnego narzeczonego? Chwila... przecież nawet między nimi do niczego nie doszło, czego żałował, ale nie zamierzał przyspieszać. O dziwo lubił Nessę w jakiś inny sposób i nie chciał tego spaprać swoim wygłodzeniem emocjonalnym. Przyznał jej rację odnośnie walorów zapachowych herbaty, którą upił zbyt szybko. Syknął, gdy poparzył sobie koniuszek języka. Tak to jest, gdy podczas trzymania wrzątku zagląda się do karmelowych oczu. Gdy sączyła herbatę, spoglądał na jej rude kosmyki, które aż prosiły się o muśnięcie. Kusiło go, by sprawdzić czy są tak miękkie jak się wydają. - Przez całą tę świąteczną aurę. A to jawny znak, by cię zaprosić na jakieś pyszne jedzenie, choćby w hogwardzkiej kuchni. Jestem pewien, że zgłodniejesz jak tylko poczujesz zapachy. - przyjrzał się jej uważniej, gdy zaprosił ją kolejny raz gdzieś, gdzie będą tylko sam na sam (skrzaty są tutaj, więc można liczyć na jakąkolwiek prywatność). Powinien się tak przejmować jej urodą i wdziękiem czy jednak nie? Z całą pewnością nie wypada pytać o potencjalnego narzeczonego, bo to byłaby już paranoja. - No ba, mam układy z świątecznym-wiesz-kim. - zerknął na świeczniki i odniósł wrażenie, że pudełko z nimi przysunęło się nieco bliżej ławki niczym nieme ponaglenie do rozwieszania ozdób. Odwrócił od nich wzrok, udając, że ich nie zauważa, by móc dalej przyglądać się karmelowym tęczówkom. - Ciekawe co przyniesie. - a zabrzmiało to jak knucie związane z jej osobą, bowiem w jego oczach błysnęła iskra tajemniczości.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Nie była szczególnie pocieszona tym, że trening zakończył się przedwcześnie, ale ci z nielicznych Krukonów, którzy się na nim pojawili, chyba nie byli tego dnia w formie odpowiedniej dla skomplikowanych kombinacji. Rozgrzewka niby wyglądała w ich wykonaniu okej i nic nie zapowiadało późniejszej kaszany, ale ta, kiedy już przyszła, skłoniła Elio do pójścia na emeryturę zakończenia miotlarskiego spotkania. Nie zostało jej nic innego, jak zebrać szpargały i się ulotnić w kierunku zamku, bo jeszcze wyszłoby na jaw, że niebiescy mieli w swoich szeregach podszywaczkę. Herbatka kapitana niosła cudowną pomoc w starciu z otaczającym chłodem - na tyle, że Davies postanowiła zająć się czymś na zewnątrz, zamiast powrotu do szkolnych korytarzy. Pierwszym, co przyszło jej do głowy był dziedziniec, gdzie stała ta monstrualna choinka gotowa do ozdabiania. Od niej dzieliła ją jednak daleka droga - w końcu w pierwszej kolejności należało odnieść miotłę. Na szczęście wzięła tę szkolną zamiast gryfońskiej - jeszcze ktoś by przyuważył, że Sybille Swansea odkłada Błyskawicę nie tam, gdzie powinna. Choć właściwie eliksir przestawał już działać, więc, o ile udało jej się uciec od krukońskich oczu, jej dywersja zakończyła się bez konsekwencji. Uśmiechnęła się pod nosem. Co ją tak ciągle pchało w stronę mioteł i boiska, że wciskała się nawet tam, gdzie nikt jej nie zapraszał?
Kostka: 6, Irytkobrokat atakuje -> rozegram w pozostałych postach
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Christi nie znała odpowiedniego zaklęcia, więc też nie bardzo jak miała pomóc Eli. Gdy Ślizgonka wypełzała ze swojego płaszczyku, Grimowa zaopiekowała się jej bombką, aby nikt jej nie podkradł, gdy dziewczyna uwalniała się z więzów lampeczek. Gryfonka starała się nie śmiać, ale chyba tak średnio jej to wychodziło, bo trochę chichotała pod nosem. Nic jednak nie mogła na to poradzić, bo wyglądało to iście komicznie. Choć Eli raczej nie podzielała jej zdania. Ślizgonka zdołała uwolnić się z więzów, Christina zaczęła rozglądać się po pudełkach z bombkami. W końcu przyszła tu ubierać drzewko, prawda?Zaczęła grzebać w pojemnikach z ozdobami, spoglądając co jakiś czas na Eli. - Wybaczam. Przecież nic się nie stało - powiedziała, wzruszając ramionami. Powoli zaczynała przyzwyczajać się do braku ojca. Nadal było to bolesne, ale już nie tak bardzo jak te kilka miesięcy temu. Cisza, która zapanował na jakiś czas pomiędzy nimi, nie przeszkadzała jej. Christina zajęła się wieszaniem bombek na gałązkach choinki, choć robiła to bardziej losowo niż Ślizgonka. Gryfonka miała raczej spore braki, jeśli chodzi o zamysł artystyczny. - Nauka jako prezent pod choinkę? Przecież to straszne - powiedziała Grim, unosząc jedną brew. Ona sama przy nauce nie robiła raczej nic poza wymagane minimum. Chyba, że chodziło o Eliksiry albo Zielarstwo. - A może po prostu nie wracaj do domu? Będziesz miała prawdziwe wolne - zasugerowała z rozbawieniem, wygrzebując kolejną bombkę z pudełka.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Jego humor był, co tu dużo mówić, nie najlepszy. Co prawda herbata z członkami drużyny nieco go podratowała, ale nie na tyle, by na dłuższą metę odniosło to pozytywny skutek. Był zawiedziony – nie nimi, bo przecież spisywali się dobrze, nawet jeśli wciąż pozostawało tak wiele do zrobienia, ale przede wszystkim sobą i niefortunnością zdarzeń, które mu się przytrafiały. Był taki... pełny pozytywnej energii, ba, wręcz nabuzowany, kiedy wrócił z Nowego Jorku; miał głowę pełną pomysłów i planów, i całą masę zapału do pracy. A potem Gabriel dostał tłuczkiem w twarz, wszystko jakoś tak się zagmatwało i znów czuł, że nie ma kontroli nad swoim życiem, choć tak bardzo ją sobie cenił. Chciałby przestać użalać się nad tym wszystkim w nieskończoność, ale prawdę powiedziawszy – nie potrafił. Odłożył miotłę oraz maty do schowka, zmarszczył brwi, widząc czmychającą czym prędzej Billie i powędrował w stronę szkoły, zastanawiając się dokąd tak biegła. Widząc Morgan na boisku, zwolnił kroku, a potem przystanął przy niej, witając ją krótkim i niezbyt szerokim uśmiechem. Przeniósłszy wzrok na nieubraną jeszcze choinkę, odezwał się – Przechodziła tędy Billie? – popatrzył z zaskoczeniem w dół, bo niepostrzeżenie podszedł do niego skrzat, wręczając mu czapkę i kubek napoju. Swansea uniósł pytająco brew – eee... dziękuję? To łapówka? Teraz w zamian powinienem Wam pomóc? – skrzat chyba się zmieszał, a więc założył czapkę na głowę, by pokazać, że tylko sobie żartował – Są coraz cwańsze, nie? Może jeszcze mógłbym stąd zwiać... Zerknął na Moe, jeszcze raz na skrzata, a potem na drzwi do zamku i westchnął, uznawszy, że nie będzie z tym walczył. Skoro miał czelność przystanąć, to udekoruje choinkę razem z innymi, co mu szkodzi. Nawet jeśli z reguły wolał robić to w zaciszu rezydencji, w otoczeniu rodziny.
Zaczepiona przez Elijah początkowo zadrżała, ale kiedy już dotarły do niej jego słowa, weszła na zupełnie odmienne fale. Skoro cała sprawa miała szansę pójść w niepamięć, postanowiła nieco pograć z losem i zobaczyć, co mogłoby z tego wyniknąć. - Wyglądasz, jakby ktoś Cię zdzielił miotłą. - odparła w odpowiedzi na jego zagadnięcie o Billie, jasno dając do zrozumienia, że Krukonki (ani nikogo podobnego do niej) raczej nie było nigdzie w pobliżu. Spojrzała na Swansea pytająco, przez chwilę zawieszając na nim wzrok w oczekiwaniu, że być może chciałby się podzielić z nią zmartwieniami, ale po chwili miała odpuścić, nie chcąc się przesadnie narzucać. - Coraz cwańsze. Niedługo będą się podszywać pod Krukonów, żeby dostać się na Wasz trening. - pokręciła głową z dezaprobatą, ponad wszystko chcąc przy tym zwalczyć uśmiech ze swojej twarzy i kontynuując myśl Łabędziowego Kapitana. - Dziękuję. Ja jestem przekupiona. - uśmiechnęła się serdecznie do biednego skrzata, przerażonego tym, że mógł urazić Elio zwykłym wykonywaniem swoich obowiązków. - Chodź, dobrze Ci to zrobi. - zarządziła, zakładając czapkę i grzejąc łapki o rozgrzany kubek. Zdziwiła się, że temperatura na dziedzińcu wcale nie okazała się w żadnym stopniu zimowa. Być może nawet czekało ją zdjęcie płaszcza w pewnym momencie, gdyby zdecydowała się na nieco zbyt akrobatyczne popisy wokół świątecznego drzewka.