Plac znajdujący się w centrum starszej części miasta, będący sercem fiesty i spotkań towarzyskich. Zrobiony został w typowym dla meksyku stylu. Otoczony wieloma kafejkami i małymi barami z przekąskami, posiadający na środku stoliki oraz starą, uroczą fontannę. Ponoć wrzuca się do niej grosik, aby kiedyś tu wrócić! Pełno tu sklepików z lokalnymi wyborami, girland i kolorowych światełek, które po zmroku rozświetlają starą konstrukcję. Z głośników zawsze rozbrzmiewa tu muzyka, a przy jednym z wyjść czeka uśmiechnięty pucybut, gotowy do pracy. Często mieszkańcy organizują w tym miejscu konkursy talentów i gromadzą się, aby wspólnie oglądać występy.
Przez wiele dni szumnie ogłaszano występ jednej z tutejszych trup teatralnych, co było wyjątkową atrakcją dla wszystkich turystów, którzy bez wątpienia marzyli o zobaczeniu tradycyjnego meksykańskiego widowiska. Na nieszczęście jeden z aktorów zachorował na wyjątkowo ciężką odmianę smoczej ospy i zupełnie nie miał kto go zastąpić - rola była wprawdzie drugoplanowa, ale występował on w każdej scenie, więc nie dało się go po prostu zastąpić jednym z już występujących aktorów. Dwa dni przed spektaklem organizatorzy byli już gotowi odwołać przedsięwzięcie, gdy jeden z aktorów przypomniał sobie, że parę dni wcześniej poznał na plaży młodego Anglika pracującego w teatrze, który przyjechał do Meksyku w ramach wycieczki szkolnej i zapewne zechciałby wystąpić w spektaklu. Tym sposobem tuż przed premierą @Ezra T. Clarke dołączył do grona obsady spektaklu, a biorąc pod uwagę niewielką znajomość hiszpańskiego było to wielkie wyzwanie.
Rzuć kostką, żeby sprawdzić co się stało! 1,2 - Spędzasz dwa dni na bardzo intensywnych próbach, niemal nie korzystając z wypoczynku. Wysoka temperatura, lokalne jedzenie i przemęczenie sprawiają, że w dniu spektaklu dostajesz okrutnego rozwolnienia. Choć przed wyjściem na scenę łykasz odpowiednie eliksiry, to i tak przez większość czasu strasznie się pocisz i męczy Cię straszny ból brzucha, co utrudnia Ci skupienie. Mimo to zachowujesz pełen profesjonalizm i skupienie, dzięki czemu zyskujesz 1 punkty do Działalności Artystycznej. Mimo iż wszyscy chwalą Twój doskonały występ, to Ty bez wątpienia nie będziesz go dobrze wspominał. 3,4 - Próby przebiegają raczej przeciętnie, lecz widowisko zaskakuje wszystkich. Trudno ukryć, że jesteś fenomenalny! Małą znajomość języka nadrabiasz charyzmą i mimo małej roli kradniesz całe przedstawienie. Widownia nagradza Cię wielkimi brawami, a zachwycony reżyser obdarowuje Cię premią w wysokości 20 galeonów (upomnij się o nie!). Do końca wyjazdu możesz spotkać w miasteczku zauroczone Tobą Meksykanki, które będą chciały się z Tobą umówić albo przynajmniej poprosić o autograf. 5,6 - Choć na próbach wszystko idzie doskonale, to podczas spektaklu okazuje się, że pod wpływem stresu Twoja nieznaczna znajomość hiszpańskiego wychodzi na wierzch. Część pomyłek widownia puszcza mimo uszu, jednak gdy zamiast słowa pollo używasz frazy polla, cała widownia parska śmiechem. Trudno im się dziwić - zdanie "podałem penisa w sosie z kurkami" brzmi co najmniej absuralnie! Chociaż widownia świetnie się bawi i nawet aktorzy z trudem powstrzymują śmiech, to reżyser jest na Ciebie wściekły i po spektaklu robi Ci okropną awanturę!
- To była Llorna! - przysięga meksykański czarodziej w kolorowej szacie, w ratuszu miasta. - Bogini zemsty!
Prawda czy nie prawda, krzyk został usłyszany przez kilka osób w pełnię księżyca. Wedle legendy Llorna zabiła swoje dzieci, by zemścić się na mężu, a potem popełniła samobójstwo. Teraz błąka się po świecie, by porywać niewinne dusze. I oto całe miasteczko jest zagrożone! Nie jedna, a kilka osób zarzeka się, że słyszało jej pełny grozy okrzyk! Jaka jest na to jedyna dobra rada? Wezwać na pomoc inne duchy! Jakkolwiek spontanicznie to nie wyszło, wszyscy nietutejsi mogą być przekonani, że od lat planowali dzisiejszą fiestę. W ciągu jednego dnia całe miasto zostało udekorowane pamiątkami po swoich zmarłych. Stragany z dnia na dzień rozstawiły się magicznie. Wielka scena stanęła na środku. Czerwone wstęgi, kolorowe lampki, ludzie przebrani za kościotrupy. Zazwyczaj tylko w Święto Zmarłych można doświadczyć takiej atmosfery. Jednak dzięki zabobonom tubylców, wszyscy mogą doświadczyć tego magicznego obrzędu już dziś! Jakie są zasady? Dobrze się bawić i mieć na sobie jak najwięcej czerwonego. W ramach oddania czci ich meksykańskim przodkom. Krwistoczerwona sukienka, czerwona koszulka, skarpetki, czy wstążka we włosach? Oddaj tyle szacunku na ile masz ochotę, ale pamiętaj - beż żadnego czerwonego elementu nie zostaniesz wpuszczony na tą zabawę.
Kilka próśb i zasad!
Festyn jest nastawiony na krótkie interakcje międzyludzkie! Często natrafisz w kostce na takie rzeczy jak zaczepienie krukona, czy taniec z najbliższą blondynką. Ponieważ nie sposób jest znać wszystkich, polecamy skromną grę ze wszystkimi, nie tylko znajomymi!
Kiedy wybierzesz osobę, którą zaczepiasz, przypominamy też o oznaczeniach, by osoba mogła zareagować na sytuację: @"imię i nazwisko"
Polecamy też krótsze posty na evencie, z większą akcją, niż rozmyślaniem o sytuacji i uczuciach postaci, by łatwiej nam się pisało.
Wszystko rozgrywa się tutaj, na placu w centrum miasta. Można oczywiście pójść do oddzielnych tematów, aby tam rozgrywać prywatne wątki, wtedy oznacza to niechęć do zaczepiania podczas fiesty, ale też nie można korzystać wtedy z niektórych atrakcji, więc polecamy event główny!
Niech akcja idzie wartko, a plac jest ciasny jak na tyle osób i atrakcji! Dlatego mogliśmy spokojnie zostać porwani z wywoływania duchów na parkiet, czy odwrotnie i wrócić w ciągu jednego posta.
Cała mechanika eventu jest dość eksperymentalna, do wypróbowania na przyszłość, więc serdecznie zachęcamy do wzięcia w nim udziału! Im więcej nas tym lepiej!
NAGRODA!
Każdy kto obejdzie wszystkie atrakcje dostanie dwa punkty do kuferka z magii artystycznej!
DANZA
Grupa starszych, ale bardzo dziarskich staruszków stoi przy scenie zapraszając wszystkich do tańca. Może po prostu przechodziłeś obok, a może celowo chciałeś wziąć udział w dzikich pląsach? Tak czy nie, oto jakimś cudem załapałeś się na dzisiejszą fiestę! A uwaga, to jest naprawdę szalony taniec, w końcu trzeba uczcić meksykańskich zmarłych! Jeden z przewodniczących wyciąga różdżkę, a wokół wszystkich pojawiają się latające, czerwone wstęgi. Trzeba z nimi tańczyć? Póki co wydaje się, że będą jedynie przeszkadzać...
Rzuć dwiema kostkami (chyba, że masz inaczej w instrukcji pierwszej kostki). Pierwsza kostka dotyczy sytuacji, druga osoby, z którą Ci się przydarza. Uwaga w tą atrakcję można brać udział TYLKO w tym temacie.
Kostka pierwsza:
1 – Co? Ty? Taniec? Gdzie? Chyba niespecjalnie wiesz co się dzieje. Ale dla Twojej obrony to iście diabelski taniec. Tu ktoś Tobą kręci, tu ktoś Cię bierze w ramiona, tu ktoś nagle przerzuca Cię nad głową. Co tu się dzieje! W czasie jednej z tych figur zostajesz nagle wyrzucony dalej od tłumu i z całym impetem wpadasz na inną osobę! Obydwoje macie teraz większe, lub mniejsze obrażenia.
2- Raz, dwa trzy cztery. Łał, idzie Ci całkiem nieźle! Chyba masz wrodzony talent, do tych meksykańskich kroków. Aż jeden ze starszych instruktorów stawia Cię na środek i wszyscy wokół mają klaskać, kiedy ty wykonasz "podstawowe" kroki. Ale z kim masz tańczyć? Ze wszystkimi! A przynajmniej takie instrukcje dostajesz od dziadka, który już puszcza muzykę. Robisz to przez presję, czy może coś podejrzanego unosi się tu w powietrzu? Rzuć drugą kostką aż trzy razy! Z pierwszą osobą wykonujesz serię krótkich kroków, drugą obracasz rytmicznie osiem razy, a trzecią podnosisz na kilka sekund (magią lub siłą mięśni).
3 – Jedna noga... druga noga.... trzecia noga? Coś jest nie tak. Chyba zbyt mocno się przywiązałeś do kogoś! Dosłownie. Bo oto w pokraczny sposób czerwona wstążka powiązała was ze sobą podczas tańca. Nie łatwo jest zdjąć to magiczne ustrojstwo. Musicie napisać co najmniej dwa posty podczas których jesteście ze sobą złączeni.
4 – A teraz pod nogami! Tylko czemu akurat ty? Nie zdążyłeś zareagować, już wolą tłumu jesteś na czworaka i próbujesz przedrzeć się pod nogami innych ludzi i wstążkach, wchodzących na Ciebie. Czy to w ogóle cześć tańca, czy ktoś zrobił sobie z Ciebie głupie żarty? Najwyraźniej jednak figura, bo oto jakiś staruszek umieszcza na Twoich plecach... kogoś! Dzięki nowemu zaklęciu Twój nowy partner jest lekki jak piórko, więc dopiero po chwili orientujesz, że nie jesteś sam na tej przejażdżce, czy tam już chyba ucieczce z tego miejsca.
5 – W pewnym momencie znajdujesz się w niesamowicie dziwnej figurze. Jedna osoba trzyma Twoją nogę, druga rękę, trzecia ma chyba rękę na Twojej głowie. Co właściwie masz teraz zrobić, jak się uwolnić? Rzuć dwa razy drugą kostką. Z jedną osobą próbujesz wykaraskać się z tej sytuacji i jakkolwiek wam nie idzie, czy dobrze czy źle, rozdzielasz się z nią szybko i lądujesz przy kimś innym. Stary dziadek łączy wasze twarze i robi wami noski eskimoski, czyli jedną z bardzo licznych figur w tym tańcu. Chyba starczy na dziś tych dziwności.
6 - A oto Twój partner! Znienacka zostaje zaciągnięty do Ciebie i weź tu radź sobie człowieku. Noga w lewo, w prawo, obrót. Rzuć kostką jeszcze raz (oprócz wylosowania partnera), parzysta – radzicie sobie zaskakująco dobrze, ludzie zaczynają gromadzić się wokół was i skandować wasze imiona, albo raczej ksywki, którymi was nazwali, nieparzysta - cóż, to jest dramat. Może macie dwie lewe ręce i nogi, a może po prostu do siebie nie pasujecie... W każdym razie starszych tancerz wyprasza was z parkietu.
Kostka druga:
1 – Musisz znaleźć Puchona lub Gryfonkę! 2 - Musisz znaleźć Ślizgonkę lub Gryfona! 3 – Musisz znaleźć Krukonkę lub Dorosłego! 4 - Musisz znaleźć Puchonkę lub Krukona! 5 – Musisz znaleźć Ślizgona lub Dorosłą! 6 - Możesz wybrać kogo tylko chcesz!
Mariachi
Czyż to nie Mariachi? Słuchałeś ich kiedyś na żywo? Na pewno kojarzysz z tym Meksyk, ta grupa grających panów w sombrerach, z różnymi instrumentami w rękach, z szerokim wąsem. To do ich muzyki tuż obok tańcują starsi panowie, zapraszając nowych ludzi. Jednak spora grupka tubylców kołysze się wokół zespołu z dziwnym wyrazem twarzy. Kiedy podchodzisz bliżej dopiero to czujesz. Magię bijącą z ich magicznych instrumentów. Takiej jakiej jeszcze nigdy nie czułeś. Ciągnie Cię ku nim i mniej lub bardziej czujesz, że musisz oprzeć się muzyce. Który instrument najbardziej przykuł Twoją uwagę?
Rzuć dwiema kostkami. Pierwsza kostka dotyczy sytuacji, druga osoba, z którą Ci się przydarza. Wpływ muzyki jest chwilowy (chyba że kostka ma inaczej w instrukcji), wystarczy odejść od zespołu, by wrócić do normalności. Uwaga w tą atrakcję można brać udział TYLKO w tym temacie.
Kostka pierwsza:
1 – Cóż za szaleństwo! Czujesz niesamowity napływ energii, której musisz dać ujście. Tak bardzo, że czujesz konieczność wejścia na jakiś stragan, budynek, cokolwiek! A żeby to zrobić nagle stajesz na ramionach byle kogo! Żeby tylko wejść na szczyt.
2- Ależ to smutne! Wydaje Ci się, że jakimś cudem Mariachi śpiewają o nieszczęśliwej miłości. I nie możesz się powstrzymać od łez. I to jakich! Szlochasz szaleńczo, ledwo mogąc ustać na nogach. Chyba musisz znaleźć kogoś kto pomoże Ci odejść trochę od zespołu.
3 – Porywają Cię nuty mandoliny. Czujesz otumaniającą Cię mgiełkę i chyba zapominasz odrobinę gdzie jesteś. Rozglądasz się wokół spragniony czułości i samoistnie Twoje usta składają się do pocałunku drugiej osoby.
4 – Przymykasz oczy wsłuchując się w czarowną muzykę. Myślisz o jednorożcach, pegazach, latających owcach... Albo o czymś innym kojarzącym Ci się ze snem. Bo jakimś cudem najwyraźniej popadasz w drzemkę, której nie możesz kontrolować. Twoja głowa ląduje na ramieniu pobliskiego człowieka, który może będzie tak miły i Cię wyprowadzi dalej od muzyki, zanim nie padniesz jak długi na ziemię.
5 – Nie wiesz od kiedy, ale świetnie znasz Hiszpański i zaczynasz śpiewać razem z zespołem! Nawet wokalista staje obok Ciebie i przez chwilę śpiewacie w duecie. Kiedy chcesz w końcu uciec z tej mniej lub bardziej żenującej sytuacji, musisz przepchać się przez tłum osób. Po drodze wypada Ci różdżka (bądź inna ważna rzecz) z kieszeni. Ktoś właśnie na niej stanął i koniecznie musisz ją odebrać... Ale orientujesz się, że dalej mówisz po hiszpańsku. Powodzenia! (Przez kolejne 3 posty musisz mówić jedynie po hiszpańsku)
6 - Nie jesteś pewny co takiego ma w sobie ta muzyka. Tobie jest od niej zwyczajnie... niedobrze. I to bardzo. Chcesz uciec jak najszybciej z tłumu i uniknąć zażenowania. Ale niestety, zażenowanie z Twojego żołądka ląduje na butach kogo innego.
Kostka druga:
1 – Musisz znaleźć Krukona lub Ślizgonkę! 2 - Musisz znaleźć Dorosłą lub Gryfona! 3 – Musisz znaleźć Gryfonkę lub Dorosłego! 4 – Musisz znaleźć Puchonkę lub Ślizgona! 5 – Musisz znaleźć Puchona lub Krukonkę! 6 - Możesz wybrać kogo tylko chcesz!
Máscaras
Wśród korowodu barwnych ludzi krzyczących, tańczących i żywo biorących udział w tym południowym festynie, zaczepia Cię starsza kobieta o niezwykle długich, czarnych włosach. Barwnie ubrana w długą spódnicę i na oko mająca sześćdziesiąt lat, mówi coś do Ciebie bardzo szybko w hiszpańskim języku. Nim zdążysz jakkolwiek zareagować do ręki wciska Ci kolorową maskę, gestami pokazując byś prędko założył ją na twarz. To jedna z typowych przedstawień kolorowej czaszki, zdobionej kwiatami, odnosząca się do złożenia hołdu zmarłym. Nie wiesz jednak, że maska jest czarodziejska i każda z nich posiada inny efekt. Rzuć kością by sprawdzić, co powoduje twoja maska (każdy efekt, nawet po zdjęciu maski przez postać, utrzymuje się do końca twojego wątku w tym temacie):
Kostki:
1- Zakładasz zieloną maskę w białe zdobienia, na efekt nie trzeba czekać długo - wszystkie odkryte partie twojego ciała (nawet twarz) pokrywają się zielonym, roślinnym tatuażem, który gdzieniegdzie delikatnie się porusza, wprawiając wytatuowane zielone łodygi w ruch. Efekt wygląda bardzo realistycznie i utrzymuje się nawet, gdy zdejmiesz maskę. 2 - Czerwona maska w żółte kwiaty sprawia, że odkąd tylko ją założyłeś czujesz nieodpartą potrzebę nawiązywania kontaktu fizycznego z drugą osobą. Zwykłe łapanie za rękę, przypadkowe dotykanie się, czy skradanie pocałunków, wydaje się być nie do odparcia. Po prostu niemalże musisz kogoś dotykać! 3 - Biała maska w czarne zdobienia wygląda najbardziej upiornie spośród wszystkich do wyboru i to właśnie ona wpada w twoje ręce. Od momentu, w którym tylko ją zakładasz zaczyna Cię spowijać biała mgła, a ty jakbyś… gasnął. Niczym się nie martw, to tylko maska nadająca Ci wygląd prawdziwego ducha! Jesteś półprzezroczysty, a jednak, jak najbardziej materialny. 4 - Twoja maska ma fioletowy kolor, zaś jej zdobienia są bladoróżowe. Niepozornie wyglądająca czaszka, ma jednak znaczący wpływ na twój wygląd zewnętrzny, a konkretniej na włosy! Twoją głowę od kiedy tylko założysz maskę, zdobi fryzura totalnie odmienna od twojej dotychczasowej. Jeśli masz jasne włosy - kolor stanie się ciemny, jeśli są krótkie, teraz będą długie niemal do pasa. 5 - Twoja maska jest biało zielono czerwona - dokładnie tak jak flaga meksyku! Powinno Ci to dać nieco do myślenia, bowiem efekt który wywołuje jest z tym ściśle związany. Jeśli jesteś mężczyzną - pod twoim nosem pojawia się bujny wąs, zakręcony do góry, a twoja karnacja ciemnieje w stylu typowego człowieka z tutejszych rejonów. Jeśli zaś jesteś kobietą - twoje brwi stają się jedną, ciemną brwią niczym te zrośnięte u Fridy Khalo, a twoja karnacja znacznie ciemnieje! Teraz wyglądasz niemal jak typowy Meksykanin! 6 - Brązowo zielona maska, która wpada w twoje ręce zdaje się kojarzyć z naturą - to dobry trop. Po tym, jak ją zakładasz, na twoim ciele pojawia się dowolny zwierzęcy element, jednak jest to fragment zwierzęcia które jest z tobą powiązane duchowo, mowa o patronusie lub twojej animagicznej formie (lub innym zbliżonym do twojej postaci, zwierzęciu). Czy to będzie ogoń, pióra, czy charakterystyczne uszy - zależy tylko od Ciebie.
Tequila
Czym byłby Meksyk bez tego magicznego napoju? Przed przebranymi za kościotrupy kobietami lewitują tace z tym zacnym trunkiem, tylko jego czarodziejskiej wersji. Podobno kobiety chodzące tutaj są prawdziwymi wiedźmami voodoo. Kiedy tylko podchodzisz, by napić się darmowego napoju, ona nagle mówią co Ci się przydarzy. Możesz uważać to za brednie i zabobony. W końcu kto w waszym kraju jeszcze pamięta o ich starej magii?
Rzuć jedną kostką. Działanie, które ma kostka musi przydarzyć Ci się w trakcie trwania tego eventu. Musisz być pełnoletni by skorzystać z tego eventu. Tą atrakcję można używać dowolną ilość razy, jednak zawsze odegrać każdą wyrzuconą sytuację.
Uwaga w tą atrakcję można brać udział TYLKO w tym temacie.
Co powiedziała kobieta - kościotrup?:
1 – Przystopuj z kolejnym kieliszkiem, dziś będziesz pijany! 2 – Uważaj, możesz się mocno zranić! 3 – Chyba zgubiłeś pieniądze! ( w odpowiednim temacie zanotuj utratę 5 galeonów) 4 – Pilnuj swojego języka, chyba palniesz coś nietaktownego! 5 – Kłótnia dobrze Ci zrobi! 6 – Masz spokojną aurę, baw się dobrze!
______________________
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Nigdy nie byłem wielkim fanem wszelkiej maści festiwali. Moją niechęć z całą pewnością pogłębił ostatni z nich, w którym wziąłem udział. Ten, podczas którego zginęła Nebraska Jones, a ja sam mocno się poobijałem. Jednakże tutaj, w Meksyku, starałem się porzucić wszelkie uprzedzenia. Czyż życie nie mogłoby być przyjemniejsze, gdybym chociaż na chwilę pozwolił sobie na odrobinę rozrywki? Zwłaszcza w wakacje, na które pierwotnie wcale nie zamierzałem wyjeżdżać. W ten sposób zmobilizowałem się do wyjścia z pensjonatu. Nie przygotowałem się na konieczność ubrania się na czerwono, więc musiałem kombinować na bieżąco. Na szczęście poratowała mnie starowinka ze straganem wypełnionym chustami. Bez zastanowienia wybrałem jedną z nich - czerwoną, zdobioną w ruszające się marakasy - i zawiązałem ją dookoła nadgarstka, przysłaniając nią zegarek. Niech czas dzisiaj nie gra roli! Dzielnie wkroczyłem w tłum, krzywiąc się nieco, gdy spocone ciała zaczęły na mnie napierać. Nie przepadałem za ściskiem i ciągłym popychaniem mnie w różnych kierunkach, lecz wyjątkowo postanowiłem być dzielny. Zwyciężyła ciekawość i konieczność rozeznania się w oferowanych atrakcjach. Tańczący Meksykanie mną kierowali. Kiedy jeden z nich wyjątkowo mocno uderzył mnie w ramię, inna starowinka zgrabnie wykorzystała okazję. Złapała mnie za ramię i przyciągnęła w swoim kierunku. Miała długie, piękne czarne włosy, a z jej ust wydobywał się istny potok obco brzmiących słów. Już chciałem bąknąć coś o tym, że niestety, nie mówię po hiszpańsku, lecz nie miałem ku temu okazji. Otrzymałem maskę. Czerwoną, jak moja chusta, całą usianą drobnymi, żółtymi kwiatami. Bez zastanowienia wsunąłem ją na twarz. Chciałem jedynie sprawić kobiecie przyjemność, a w zamian poraziła mnie magia. Nagle przestały przeszkadzać mi potrącania nieznajomych. Ba, odkryłem, że nawet przypadkowe muśnięcia innych ludzi mogą być całkiem… miłe. Niezwykle obce mi uczucie, lecz tak fascynujące. Na próbę wyciągnąłem dłoń przed siebie, aby klepnąć najbliższą osobę po ramieniu.
Ale szum, ale tłum! I wszędzie tyle ozdób! Nawet złote stosy pomarańczy, a wszyscy tańczyli. No dobra, może nie wszyscy, ale jednak! Cóż to był za taniec, coś niesamowitego! Ile razy minęła tak szalenie tańczących, obkręcając się w swojej krótkiej, ledwo do połowy ud, czerwonej sukience i śmiejąc się do nich, jakoby udając, że świetnie się bawi bez ich towarzystwa, że nie musi do nich dołączać… Tych ludzi było mnóstwo! Josephine jednak uparcie brnęła do trunków. Łyk tequili na rozruszanie i mogła zacząć imprezę! Kiedy jednak podniosła już kieliszek, usłyszała zdanie od kobiety-kościotrupa. Mówiła coś o tym, że mocno się zrani, jednak kogo obchodzą te brednie? Dziewczyna przyszła się tutaj zabawić! Co za tym idzie, chciała udać się bezpośrednio do zespołu, a byli to chyba Mariachi! Zanim to nastąpio, jakaś kobieta do niej podeszła, wciskając jej w ręce fioletową maskę z bladoróżowymi zdobieniami. Wzruszyła tylko ramionami, zakładając ją na siebie. A tylko przez to, że utrudniała jej wypatrywanie ludzi, szybko ją zdjęła, kładąc na jakiś stragan. Chciała odgarnąć swoje włosy, ale… Nie czuła ich! Czyżby jej zniknęły?! Nie, to przecież niemożliwe! Wypatrzyła lustro, z przerażeniem zauważając, że jej włosy zrobiły się krótsze, do tego ciemne! Trzeba jednak przyznać, że i tak wyglądała dobrze. Dlatego ruszyła do zespołu! Wszystko byłoby całkiem fajne, ale… Jej żołądek sądził zupełnie inaczej. Pobiegła z prędkością światła, nie zwracając na nic uwagi, dopóki zawartość jej żołądka nie wylądowała na @Riley Fairwyn. Dopiero kiedy podniosła głowę, zadrżała, widząc osobę w masce. - Przepraszam - rzuciła cicho, wyjęła swoją różdżkę i machnęła nią, wypowiadając przy tym zaklęcie Ślad po wymiocinach zaginął, a ona jeszcze uśmiechnęła się przepraszająco w stronę mężczyzny w masce. Miała już odejść, gdy przez przypadek dotknęła jego dłoni. A potem wszystko działo się dość... szybko, zdecydowanie za szybko. Została przez mężczyznę przytulona, na co tylko wzdrygnęła się. Nie miała przecież pojęcia, co tak naprawdę się tu dzieje. Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęli tańczyć! Ba, była wręcz zaskoczona, że to ona sama prowadziła! Może to już alkohol zaczął na nią tak fantastycznie działać? Czy to magia meksykańskich festynów?
mariachi 6, 1 tequila 2 mascaras 4
Ostatnio zmieniony przez Josephine Redlinx dnia Sro 8 Sie 2018 - 22:38, w całości zmieniany 2 razy
Tłum rozpływał się, kotłował obecnie na placu miasteczka - wielobarwna struktura sylwetek wrzała od gwaru oraz przemykającej muzyki. Znalazł się tutaj - głównie przez własną ciekawość; nie przepadał za tego rodzaju chaosem, zbyt wielkim nagromadzeniem osób. Z drugiej strony, zażywanie meksykańskiej kultury kusiło oraz stało się przysłowiowym pierwszym ze stopni, być może wprowadzającym do piekła (z czego - rzecz jasna - śmiałby się do rozpuku). Pozbawiony kontroli nad sytuacją, lawirował wśród kompozycji postaci, twarzy znajomych i twarzy obcych, twarzy owianych enigmą przykrywających masek. Nawet nie wiedział, gdzie się naprawdę zatrzymał, gdzie przerwał - nie wiedział też, gdzie rozpoczął. W poszukiwaniu atrakcji, jedna atrakcja sama znalazła mężczyznę - zaskoczonego wieścią nagle zarządzonego tańca. Rozglądnął się, ostatecznie, usiłował wyłowić partnerkę - jak na ironię losu znowu ją spotkał. Czyżby fatum, nieznana siła zawisnęła nad nimi oraz nie chciała odpuścić? Przed oczami, mimowolnie zjawiła się sytuacja - ostatnia, nieprzychylna, przelewająca się gorzką klęską. Nie mógł jednakże pozwolić odebrać sobie pewności, tak długo - skoro ją zauważył. - Zgaduję - oznajmił więc @Tilda Thìdley - …nie mamy innego wyjścia? - Miękko, gładko, w półżartobliwym tonie; łuk uśmiechu, zastygły na jego twarzy był nawet przekonujący, rozjaśniał naturalną surowość, zachęcał - nie byłby w stanie zetknąć się z lodowatą odmową. Być może chciał jej wynagrodzić w ten sposób? Musieli sobie poradzić; całe szczęście, Daniel Bergmann potrafił tańczyć a przynajmniej Daniel Bergmann potrafiłby tańczyć (o czym on jeszcze nie wiedział).
Biegnę kolejnego, skwarnego dnia na plażę natykam się na Everetta. Jak zwykle kiedy Cię widzę uśmiecham się uroczo i zarzuciłabym włosami, gdyby nie były schowane pod turbanem. Wymieniamy kilka miłych słów, przy czym wspominamy o fieście, która ma się dzisiaj odbić. Od słowa do słowa nawet umawiamy się, żeby razem tam pójść, skoro już los nas dziś skierował na takie same ścieżki. Tuż przed wyjściem wynajduje z walizki najczerwieńszą sukienkę jaką mam, zwiewną, luźną na ramiączka. Owijam głowę krwistym turbanem. Oczywiście już jestem spóźniona na dogadaną przez nas godzinę, więc niemalże w biegu nakładam jeszcze szminkę w kolorze ubrań. - Hej! - krzyczę kiedy w końcu pojawiam się prędko przed pensjonatem, już wypachniona i wyszykowana. - Idziemy? - zadaję pytanie retoryczne, zanim ruszamy na plac centralny. - Dobrze wyglądasz - zarzucam jeszcze komplementem. Kiedyś byłam zdecydowanie bardziej zainteresowana Tobą, o czym z pewnością doskonale wiesz, bo mam wrażenie, że robiłam z siebie głupią przy każdym naszym spotkaniu. Teraz już potrafię zachować się w moim mniemaniu jak człowiek i jedynie chcę doceniać jakiego mam przystojnego towarzysza! - Jak Ci się podoba Meksyk? Dużo podróżowałeś w ogóle? - pytam o jakieś podstawowe, mniej zobowiązujące informacje, dopóki nie docieramy na jakże barwny festyn. Z podekscytowania łapię Cię za rękę i pokazuję to lepsze, albo dziwniejsze przebrania tubylców. - Niesamowicie! - mówię uradowana, kiedy od razu wpada na nas pani kościotrup. Wzruszam ramionami i biorę kieliszek, wypijam na raz, podczas gdy słucham naszych okropnych wróżb. Najbardziej śmieję się z Twojej. - Może to i fajnie, nigdy nie upiłam się tequilą - stwierdzam rozbawiona i kiedy przedzieramy się przez tłum i znajdujemy się nagle wśród tańczących ludzi. Cóż to się dzieje! Chce Cię złapać za rękę i potańczyć z Tobą, ale ktoś porywa Cię ode mnie i przydziela Ci innego partnera. Krztuszę się ze śmiechu kolejną zgarniętą przeze mnie tequilą, bo wyglądacie prześmiesznie i na dodatek... cóż, żałośnie. Wszyscy chcą za wszelką cenę pozbyć się was z parkietu. - Ev, chodź jeszcze do mnie, nie możesz mi odmówić! - krzyczę do Ciebie, by z powrotem zagarnąć Cię w moje chude ramionka.
Danze: 3, 6 Mariachi: 3,3 Tequila: 5
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Nieznajomy nie przejął się moim klepnięciem, a to dodało mi nieco odwagi. Hej, może dotyk naprawdę nie musi być taki zły? Ciekawa teoria, do sprawdzenia w najbliższym czasie. Zgrabnie wyplątałem się z tłumu, poruszając się w rytm pozostałych. Byłem o wiele bardziej rozluźniony, co znacznie mi to ułatwiło, więc bez trudu dostałem się w okolice darmowej tequili. Wychyliłem shota, krzywiąc się malowniczo. Ja i alkohol byliśmy z reguły kiepską parą. Wraz z kieliszkiem otrzymałem również swoją wróżbę. Miałem spokojną aurę? Idealnie, zważywszy na to, że właśnie wpadła na mnie jakaś nieznajoma. Miała króciutkie czarne włosy i czerwoną sukienkę (plus oczywiście maskę!). Tyle zdołałem dostrzec, zanim na mnie zwymiotowała. W ramach rewanżu, odwdzięczyłem jej się tym samym, czując jak dopada mnie nieoczekiwana fala mdłości. - Rany, przysięgam, że to nie była zemsta. - Rzuciłem z zażenowaniem do @Josephine Redlinx, kiedy już zmywałem z jej ubrań dorodnego bełta. Miłość rośnie wokół nas, nie ma co. Nawet ogłupiająca mnie, hipnotyczna muzyka i alkohol nie mogły wyjaśnić co stało się z nami w tamtym momencie. Delikatny dotyk jej dłoni, niby to przelotny i nieznaczący sprawił, że ująłem jej ramię. Pociągnąłem Jose do tańca, a zawsze wychodziło mi to nie najgorzej. Miałem szansę na popisanie się, lecz zamiast trzymać ją jak partnerkę, przytuliłem ją mocno. Nie mogłem się powstrzymać, a uczucie to było tak cholernie wspaniałe, że niemalże rozsadziły mnie endorfiny. Czułem się tak, jakby wstąpił we mnie ktoś obcy. To wyjaśniałoby moje dwie lewe nogi na parkiecie, prawda? Zupełnie zawaliliśmy nasz popisowy kawałek i jakiś facet musiał nas wypraszać z parkietu. Poczucie zażenowania zaczęło wychodzić poza skalę. Mimo tego, wciąż nie puszczałem jej dłoni. Pociągnąłem Ślizgonkę za sobą, podśmiechując się beztrosko. Miałem ochotę nadal tańczyć, skakać i śpiewać. - Chcesz się napić? - Spytałem, przekrzykując muzykę, chociaż na co dzień nie tolerowałem alkoholu. Co za dziwny dzień.
Ludzie mówią: otwórz się na nowe doznania i przygody! Matt jednak czuł, że jest podwójnie zapuszkowany, jakby wystąpił jakiś błąd na partii produkcyjnej i wypuścił wadliwy produkt na rynek. Owszem, był otwarty, aczkolwiek nie w kwestii relacji, które uderzały w jego stronę mocnym, niemożliwym do zatrzymania rykoszetem. Nie przepadał względnie za festiwalami, wszechobecną, dudniącą w uszy muzyką czy też towarzystwem zbyt wielu ludzi. Jakby miał wewnętrzną barierę, która skutecznie zagłuszyła działanie zmysłu socjalizacji (i nie ma tu nikt na myśli komunizmu!), odcinając go od świata zewnętrznego, za to zamykając w swoim, wyimaginowanym oraz dość trudnym do zrozumienia dla normalnej osoby, która nie ma z czymś takim do czynienia. A naprawdę trudno było to w jego przypadku ominąć, nie zauważyć, przeoczyć i zapomnieć o tym, że te błąkające oczy świadczą naprawdę o obronie, którą zaświadcza sobie sam uzdrowiciel. Nie czuł się po prostu dobrze, jakoby osaczony przez wiele nieznanych twarz, które zdawały się go obserwować w jak najgorszym momencie. Nim jednak wszedł w tłumy i zupełnie się wtopił, ktoś porwał go to tańca jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Odziany w koszulkę o czerwono-biało-czarnym zabarwieniu mężczyzna ledwo co zdołał zareagować, a już znalazł się w środku zabaw, gdzie sporo osób tańczyło w rytm Meksykańskiej muzyki. Na początku czuł się tak, jakby miał za chwilę puścić pawia w najmniej dogodnym momencie. Tak się czuł, tak korciło jego brzuch, tak zwyczajnie psuły zabawę rozjuszone szare komórki Alexander'a, który nijak był przyzwyczajony do tak sporej grupki ludzi. W tym całym tłoku nie zdołał zauważyć żadnej znajomej sylwetki, aczkolwiek dość szybko został zaznajomiony z podstawami tutejszego tańca. Muzyka była obecnie jednym z elementów, które stały się jego kotwicą, a nim się obejrzał, zachwycił starszych panów swoimi umiejętnościami tanecznymi, gładko przechodząc od jednej formacji do drugiej. Może za bardzo dawał się ponieść nutom noszonym przez wiatr na tle sjesty? Niemniej jednak, spotkało się to z aprobatą, przez co zdołał zdobyć sobie krąg wzajemnej adoracji w postaci obserwacji jego tańca. Trochę się wstydził, trochę bał się, że mu nie wychodzi, aczkolwiek oklaski oraz zaciekawione spojrzenia nie zdawały się nieść nienawiści w jego stronę. Z kim ma teraz tańczyć? Wedle instrukcji - z dosłownie każdym. W tle została puszczona jeszcze raz meksykańska muzyka, zaś Matthew, wbrew aspołecznej naturze, zaprosił do tańca @Cherry A. R. Eastwood, młodą uczennicę, która najwidoczniej, niestety lub stety, znalazła się w zasięgu wzroku Matthew'a. - Zatańczymy? - zapytawszy się, przystąpił, pomagając ewentualnie Puchonce w utrzymaniu odpowiednich kroków, gładko i bez problemów wykonując najbardziej podstawowe z nich, aczkolwiek z nutką tego czegoś - jakby rzeczywiście uzdrowiciel miał talent w tym, co robi. Delikatny, aczkolwiek ostrożny uśmiech przeszył jego lico, przypatrując się nienachalnie osóbce, jaką zdołał zdobyć do wykonania formacji tanecznej w stylu meksykańskim. Niemniej jednak, dziewczyna nie powinna czuć się osaczona w żaden sposób, nawet jeżeli została troszeczkę nieświadomie zaciągnięta do wykonywania różnych kroków. Kostki: 2,4,5,4 (nie chce mi się linka dawać .n.)
Ten tłum, ten szum, ten gwar! I wszystko takie żywe, och Merlinie! Sama nawet nie wiedziała, kiedy to wszystko zdążyło się wydarzyć. Nie nadążała! Autor z resztą też. Ach, ten szał festynu! Kto wie, co jeszcze wydarzy się młodym, niczemu nie świadomym czarodziejom! Meksyk jest przecież pełen wrażeń, moi mili. Nawet nie zdążyła zareagować na wymioty towarzysza, jak gdyby spodziewała się akurat takiej odpowiedzi. Ale jak? Sama nie wie. Całe szczęście, ślad zniknął tak szybko, jak się pojawił. Ten taniec; co to właściwie było? Zdawać by się mogło, że słyszała, jak wygwizdują zarówno ją, jak też i jej partnera! A przecież... Przecież nie szło im aż tak źle! Choć, prawdę mówiąc, nie widziała ich z boku. Może faktycznie było to tak tragiczne? Skoro nawet jakiś miły, starszy człowiek kulturalnie wyprowadził ich z parkietu... Cóż, nie jedna okazja im jeszcze na taniec przyjdzie! Mimo to, Jose poczuła kolejną falę mdłości; znów zwymiotowała. Tym razem jej ofiarą został @Daniel Bergmann oraz jego partnerka, @Tilda Thìdley. Im jednak nie zdążyła nawet krzyknąć przeprosin! Ciągnięta przez, jak teraz zauważyła, Krukona, znów znalazła się przy tych dziwnych kobietach z maskami, znów otrzymując tą fioletową. Gdy ją nałożyła, jej włosy przemieniły się z krótkich i czarnych w długie, nie dość, że loki, to do tego barwy różowej, niczym wata cukrowa! Jakby ona sama chciała wiedzieć, co tu się dzieje... - Jeszcze pytasz? - co prawda, nie ładnie odpowiadać pytaniem na pytanie, ale tak też i uczyniła. Nawet złapała kieliszek z alkoholem, wypijając jego zawartość i uśmiechając się jedynie do kobiety, mówiącej coś o tym, że palnie coś nietaktownego. Może mówiła o sobie? W końcu, już drugi raz usłyszała wróżbę, która mogła się spełnić, a przecież nie musiała. Prawdopodobieństwo było przecież tak... małe. A może coś w tym mimo wszystko było?...
Dosyć obojętnie przechodzę obok wszystkich plakatów informujących o wielkiej meksykańskiej zabawie. Nie przepadam za festynami; są hałaśliwe, pstrokate i trudne do strawienia. Jasne, lubię kiedy coś się dzieje, jednak mam pewność, że to miejsce i mnogość bodźców, przyprawi mnie o ból głowy. Zmieniam plany wyłącznie ze względu na Melusine, z którą przypadkiem spotykam się na plaży. Lubię tę krukonkę, ma śliczny uśmiech, którego nigdy mi nie skąpi. Umawiam się z nią więc z wielką chęcią - nie mogę przecież całego życia spędzić u boku Holdena. Narzucam na siebie koszulkę, którą wcisnął mi kiedyś jakiś Meksykanin na straganie. Nie wiem, czy trzeba ubierać się jakoś oficjalnie, ale w co bym się nie wcisnął i tak przy Mo nie robię piorunującego wrażenia. - Cześć. - Zdobywam się nawet na szeroki uśmiech, choć na ogół nie jest to mina królująca na mojej twarzy. Czuję się trochę niezręcznie, obawiając się, że na wstępie palnę jakąś gafę. Meluzyna zdaje się jednak promieniować ciepłym blaskiem, który mnie uspokaja. - Nie tak dobrze jak ty - odpowiadam, posyłając jej oceniające spojrzenie. Nie ma w tym żadnego podtekstu - czerwony na prawdę jej leży, choć jest intensywny wobec soli i porannej rosy, które zazwyczaj z nią utożsamiam. - Zaopatrzyłaś się w dużą ilość pasji i energii - odwołuję się do symboliki czerwieni. Kolory to moje hobby. - Znacznie mniej niż powinienem, ale to chyba przez ten gorąc. W Anglii sypiam dwa razy więcej niż przeciętny człowiek. Tu aż cztery razy. Brakuje mi czasu na zwiedzanie - mówię żartobliwie, choć wcale nie jest to dalekie od prawdy. Poza tym, żadna z moich wycieczek nie zaowocowała jeszcze historią wartą opowiedzenia. - A ty? Tak jak się spodziewam, wrażenia uderzają we mnie dosyć gwałtownie, powodując wiele skojarzeń. Nie potrafię się do końca skupić - z jednej strony słyszę połyskliwie intensywną muzykę, z drugiej rozmowy i śmiechy, jedne ostre, inne przyjemne jak lody śmietankowe, inne świeże i dodaję otuchy. Potakuję więc tylko głupio Mo, nie wydając żadnej konstruktywnej opinii. Kieliszek tequili wydaje się być fantastyczną opcją, chociaż wróżbitka i to potrafi zepsuć. - Teraz się śmiejesz, a jak się doprowadzę do tego stanu, to mi zmyjesz głowę - nawiązuję do jej wróżby. Mam nadzieję, że to lewe przepowiednie - nie chcę być powodem jej złości. Wkraczamy pomiędzy tłum i muszę wyglądać wyjątkowo nieporadnie skoro ktoś bierze sprawy w swoje ręce, popychając mnie w stronę @Bridget Hudson. Nie jestem dobrym tancerzem, tym bardziej nie w takim otoczeniu (towarzyszce nie mam nic do zarzucenia, aczkolwiek średnio skupiam się na jej twarzy. Dobrze zatem poznaję jej nogi.) Co tu dużo mówić, z każdą sekundą czuję się coraz bardziej żałośnie i głupio mi, że nieznajoma została w to wciągnięta. Całe szczęście, że nie wszyscy chcą oglądać ten popis żenady i szybko się nas pozbywają. Rzucam dziewczynie krótkie "przepraszam", a moja twarz zaczyna kolorem coraz bardziej pasować do naszych ubrań. Meluzyna musi mieć niezły ubaw... - Nie mogę? - pytam, ściągając usta w krótkim zastanowieniu. Ale ma rację, rzeczywiście nie mogę, bo gdy chcę cofnąć się o krok, noga Krukonki idzie razem ze mną. Ciche parsknięcie, które wydaje jest całkiem przyjemnym zmienikiem śmiechu. Nie jest tak nachalne. - Jeśli marzy ci się podobne upokorzenie, którego byłaś świadkiem, służę pomocą.
Tequila: 1 Danza: 6 z dorzutem na 1 i 4 Mariachi: 3,6 Maska: 1
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Po dłuższym zastanowieniu i kilku zmianach zdania, stwierdzam że umówienie się na festynie było tragicznym pomysłem. Nie pamiętam kto wpadł na pomysł, żeby spotkać się tutaj, a nie po prostu wyjść razem z pensjonatu, ale to była z pewnością Carson. Już wiem! To ja zmieniłem kilka razy miejsce w którym się spotkamy, zaczynając od pokoju, przez łazienkę, aż po plażę, aż w końcu kazała nam po prostu spotkać się na miejscu. Ale gdzie? Jakim cudem mam znaleźć moją przyjaciółkę w tym tłumie. Na szczęście jakaś miła pani kościotrup wpada na mnie z impetem i wciska mi w ręce alkohol. Ja, tequila? Jestem stworzony do picia! Co prawda wyjątkowo szybko na mnie działa i na dodatek nie pamiętam połowy rzeczy, które wtedy mówię. Ale za to na imprezie zostaję jako ostatni! To trzeba mi przyznać, nigdy nie umieram, jakkolwiek szybko nie zaczynam szaleć i gadać bzdury. Dlatego kiedy straszna pani oznajmia mi, że będę pijany wyśmiewam ją niemalże. Oczywiście, że będę! Mam naście lat i dostaję darmowy alkohol! Jak inaczej mogłoby się to skończyć? Dalej chodzę i szukam Krukonki, myślę czy nie krzyczeć jej imienia, ale nie jestem pewny czy to ma sens. Próbuję się zdecydować co mam teraz zrobić, bo zbyt dużo pomysłów przychodzi mi do głowy. Ratuje mnie jakaś kolejna uczynna, przyjemna pani, która tym razem wręcza mi maskę. Cudowny pomysł! A przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie orientuję się, że coś przyozdabia moją twarz. Wąsy. No to by mi nigdy nie wyrosło w normalnych okolicznościach! Pewnie musiałbym zapuszczać coś takiego całe swoje życie! Nigdy nie przyznaję się jak często w rzeczywistości mógłbym się golić. Zauważam też, że moja skóra jest jakby kilka (tysięcy) odcieni ciemniejsza.Na początku jestem bardzo podekscytowany, w końcu wyglądam jak prawdziwy muczaczo z Meksyku (czy tak się o nich mówi?). Ale po chwili stwierdzam, że wcale nie jest dobrze i trochę się przeraziłem, bo czy teraz moja towarzyszka znajdzie mnie w tłumie? Rozpozna kim jestem? Kiepsko się czuję przez to. I ta muzyka... Nie wiem kim są Ci grający ludzie, ale jestem mocno zaniepokojony tym jak brzmi ta melodia. Jest taka... powolna. Już sam nie wiem o czym myślę i nie pamiętam kogo szukam. Mefa? Nie, tym razem to nie o nim myślę... Fire! Czy to ona czy to jej duch, migocze niedaleko mnie? Chyba mam już zwidy, albo po prostu już śpię. Nie jestem pewny, bo właśnie osuwam się do snu. Opieram się plecami zarówno na @Josephine Redlinx, jak i @Riley Fairwyn. Moja głowa odchyla się mocno do tyłu, lądując na ramieniu Rileya. Dobranoc.
Tequila: 1 Maski: 5 Mariachi: 4,1
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Ten gwar i zamęt panujący wokół zupełnie pozbawiają mnie oddechu. Moja partnerka zdaje się robić tysiące rzeczy naraz, a ja odruchowo staram się za nią nadążyć, chociaż przecież nie mam pojęcia kim ona jest. Czy to było ważne? Sam nie wiem. Za kilka godzin miałem pewnie strzelić się otwartą dłonią w czoło na samo wspomnienie tych rozważań. Te myśli były takie… nie moje. Frywolne i pozbawione trosk, obudziły we mnie głęboko skrywaną chęć do popuszczenia sobie własnej smyczy. Każdego dnia zaciskałem ją sobie na nowo na szyi, nie pozwalając sobie na zbyt wiele spontaniczności i wciąż nie byłem pewien czy jest to dobra decyzja. Upewnię się w niej dopiero pod wieczór, gdy już wydostaniemy się z tego ścisku, a mnie przestanie się podobać dotyk nieznajomej, bo przecież w końcu do tego dojdzie… prawda? Włosy mojej towarzyszki po raz kolejny zmieniają kolor, gdy ciągnę ją w stronę stoiska z alkoholem. Muskam je w przelotnej pieszczocie, gładząc jej skórę, a chociaż wydaje mi się dziwnie znajoma, duszę w sobie te podejrzenia. Dziewczyna ma maskę, a nie chciałbym jej demaskować aż tak szybko. Odrobina enigmatyczności dzisiaj trafia do mnie w stu procentach! Ledwo sięgam po kieliszek, a już wypada mi on z dłoni. Tequila rozlewa się nie tylko na moje ubranie i stolik. Ląduje głównie na ziemi, już po chwili zadeptana przez moje buty. Jakie to szczęście, że jest bezbarwna. To zasługa @Fillin Ó Cealláchain, jaki właśnie usnął mi na ramieniu. Odruchowo powstrzymałem go przed upadkiem, chwytając mocno jego ramię. - Hej, chłopie. Nie wypiłeś za dużo? - Krzyczałem, ale niewiele to dało, więc wzmocniłem swoje słowa klepnięciem w policzek. Jednym, potem drugim. Wreszcie, przestałem się szczypać. Wycelowałem w niego różdżkę, co w tym ścisku uznaję za ogromny wyczyn - brawo ja. - Chłoszczyść - rzuciłem pierwsze zaklęcie, jakie przyszło mi do głowy, licząc, że mydliny w ustach i ogólne uczucie „odkurzenia” otrzeźwią pijusa, za jakiego go uznałem.
Lawirowała pomiędzy tłumem w krótkim, czerwonym kombinezonie z odkrytymi ramionami, chcąc dostać się do tequili, która wydawała się być idealnym pomysłem na rozpoczęcie zabawy na festynie. Nie zdążyła nawet wypić jednego kieliszka, a kobieta-kościotrup zaczęła mówić coś o tym, że ma spokojną aurę i może się dobrze bawić. Thalia tylko spojrzała na nią dziwnym wzrokiem, nie wiedząc, czy mówi serio czy tylko sobie z niej żartuje. Ostatecznie uznała to za swego rodzaju zachętę do wmieszania się w tłum tańczących ludzi i dołączenie do nich. Zaczęła więc zagłębiać się pomiędzy osoby w kolorowych maskach i przebraniach, kiedy zaczepiła ją kolejna kobieta i nim jeszcze Ślizgonka się odwróciła, zaczęła szybko mówić po hiszpańsku. Gdyby nie to, że panował duży zgiełk, Thal pewnie by ją zrozumiała, a tak wychwytywała tylko pojedyncze słowa. Już chciała powiedzieć, żeby kobieta zwolniła trochę tempo, bo nie da się jej zrozumieć, ale ta wcisnęła wtedy w ręce dziewczyny czerwoną maskę w żółte kwiaty. Pokazała jeszcze, że ma ją założyć na twarz i oddaliła się, zapewne w poszukiwaniu kolejnych osób, których tożsamość miała zostać ukryta. Pomimo, iż maska była na swój sposób naprawdę ładna, Thalii jakoś nie uśmiechało się chodzenie w niej z jednego powodu - po prostu obawiała się, że będzie jej gorąco. Nie miała jednak za bardzo co z nią zrobić i z lekkim ociąganiem założyła ją na twarz. Ciepło bijące od rozgrzanych ciał i popychania nagle przestały przeszkadzać, dlatego pozwoliła prowadzić się tłumowi. Niech się dzieje, co chce!
Nie wiem co wszyscy chłopcy, których uważam za przyjemnych dla oka robią wokół Holdena. Próbowałabym się dopatrzeć w tym jakiegoś tajemnego spisku różowowłosego, ale logicznie rzecz biorąc, myślę że sama jestem sobie winna, skoro jedyni przystojni mężczyźni w moim mniemaniu są z Gryffindoru. Jestem pewna, że kiedy tiara przydziału przyjmuje do Gryfonów jednym z pytań, które się rodzi w jej głowie jest, czy przypadnie do gustu Melusine Pennifold! Okręcam się z gracją, kiedy mówisz, że ładnie wyglądam, a na koniec robię głupią minę. Och, kolory! Niesamowicie podoba mi się Twój związek z nimi i z pewnością nie raz nie dwa pytałam na imprezach czy widzisz, czujesz, albo słyszysz coś, czego ja nie widzę. Fascynujące. Mrużę podejrzliwie oczy, kiedy mówisz o moich emocjach. - Mam... jakiś inny kolor? Czy zwykle mam niebieski,a teraz mam czerwony? Czy tak to w ogóle działa? - zadaje sto pytań rozglądając się wokół, jakbym mogła zobaczyć na czym polegają twoje zdolności, których szczerze Ci zazdroszczę. - W to mogę uwierzyć, że tyle śpisz! - mówię wybuchając śmiechem. Nie raz kiedy siedzimy w przerwie w grupie zauważam, że ty wybierasz szybką drzemkę, zamiast wymienianiem się informacji na temat okropnych nauczycieli, czy świeżej dawki plotek. - Ja też prawie nie zwiedzam. Może powinniśmy gdzieś pójść? Póki co spędzam czas na plaży. A raczej w morzu. Zwykle w wakacje pływam w jeziorze w swojej posiadłości, więc sól to ekscytująca odmiana - mówię rozmarzonym głosem, jakbym chciała teraz oderwać się od Twojego towarzystwa i iść pływać. Oczywiście nie takie są moje intencje, szczególnie, że własnie doszliśmy na plac. Przez chwilę jestem tak podekscytowana wszystkim wokół, że nie zauważam jak bardzo możesz być przyduszony wszystkimi gwałtownymi wrażeniami. Zakładam, że po prostu rozglądasz się wokół, tak samo zachwycony jak ja. - Myślisz, że tak będzie? To byłby spory zwrot akcji! - mówię szczerze rozbawiona, bo przecież jak widać nie jestem ani trochę w nastroju na jakikolwiek kłótnie. I kiedy kończę to zdanie, już znikasz w ramionach mojej współlokatorki z wakacji. Cóż to był za widok. Trochę mi Ciebie szkoda, ale równocześnie zwijam się ze śmiechu, więc nie potrafię szczególnie wyrazić swojego szczerego współczucia. Dopiero kiedy do mnie wracasz, staram się odrobinę uspokoić. - Ojej, biedny, nie musimy oczywiście tańczyć - wyrażam w końcu jakąś empatię, kiedy widzę Twoje zażenowanie i kładę dłoń na Twoim ramieniu. Ale wtedy robimy wspólnie krok, ja do przodu, a ty do tyłu. Piszczę krótko zaskoczona, by po chwili parsknąć śmiechem, znacznie głośniej niż Ty. Wyjmuję różdżkę i rzucam Diffendo, a potem próbuję jeszcze jednego zaklęcia, jednak wciąż jesteśmy złączeni. - Myślę, że to znak, że powinniśmy potańczyć - stwierdzam, starając się przybrać poważną minę. Ponownie wyciągam rękę, by złapać Cię za ramię, które wcześniej mi uciekło, podczas naszego pierwszego kroku tanecznego. Drugą łapię Twoją wolną dłoń. - Ale nie możemy niestety wykonywać tak szybkiego tańca jak oni, musimy zadowolić się ograniczonymi ruchami - dodaję, patrząc na nasze złączone nogi. - Jesteś wodą żywiołem, prawda? Kiedy poznałam Cię myślałam, że ziemią. Bardziej mi pasowałeś jako ktoś solidny, na kim można polegać - przypominam sobie nagle moje dawne spostrzeżenia. Lubię porównywać ludzi do żywiołów, trochę jak ty dopasowujesz w swoich kategoriach. Uśmiecham się lekko, kiedy tak drepczemy w miejscu obok siebie, kompletnie nie pasując do skocznej muzyki lecącej obok, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało.
Cheryl Aileen Reese Eastwood nie mogło zabraknąć na tak hucznej, tłocznej, pełnej energii imprezie. Wystarczyła jedna ulotka, słowo zasłyszane od tubylca przy budce z lodami, zachęta znajomych w pensjonacie - i już była pewna, że zbierze się w sobie i poleci na ten plac, jak tylko zaczną się ludzie zbierać. Jako córka znanej projektantki mody nie mogła narzekać na brak kreacji; co jak co, ale walizkę to miała wypchaną. Matka zaopatrzyła ją w stroje na każdą okazję, a jednak teraz dosłała jeszcze paczkę, żeby jej pociecha mogła zaprezentować nowiutki strój z płomienistej, czerwonej kolekcji. Ciężko stwierdzić jak w ogóle się o zabawie dowiedziała - Cherry chętnie wcisnęłaby się w koszulę Neirina, zrobiła z niej sukienkę i pewnie tylko z butami by zaszalała, żeby pooglądać świat z nowej perspektywy, podwyższonej o dziesięć centymetrów. Nawet myślała, żeby powybrzydzać i się matce sprzeciwić, ale tylko zajrzała do paczki i już wiedziała, że zwyczajnie nie da rady. Czerwona sukienka w pełni chwyciła ją za serce. Dół rozlewał się na poszczególne warstwy, chwilami odsłaniając nieco więcej - nie był potrzebny wiatr, aby wirowała leciutko w oczach. Unosiły ją czarodziejskie płomienie, złote i przyjemnie łaskoczące. To do nich została dobrana złota biżuteria i szpilki. Z upięciem włosów Wisienka nie kombinowała, wplatając w koczka kilka złotych spinek i, oczywiście, różdżkę. Było tłoczno, gorąco i głośno, ale na tym polegał właśnie urok Meksyku. Eastwoodówna z wielkimi oczami przechadzała się po placu, słuchając muzyki, chłonąc kolory i zapachy. Nawet się tak nie wyróżniała, bo wiele tancerek wirowało w krwistych kreacjach, z równie mocno zabarwionymi ustami. Jedynie ogień przyciągał spojrzenie, dając Aileen Eastwood zasłużoną uwagę i, oczywiście, podziw. - Hm? - Wyrwało jej się, gdy nagle obok pojawił się jakiś mężczyzna. Delikatnie uśmiechnięty, przystojny, o sympatycznym spojrzeniu. Zdawać by się mogło, że ta propozycja nie wyszła od niego, bo emanował niepewnością, którą Puchonka zaraz postanowiła wyeliminować. Uśmiechnęła się promiennie, chwyciła jego rękę i pozwoliła porwać się do tańca. Latynoskie rytmy zawsze dawały paniom wiele okazji do popisu, a Cherry - choć nie była urodzoną tancerką - wiernie się temu poddawała. Wirowała na tylu bankietach, imprezach i balangach, że teraz nie miała problemu w połapaniem się w tanecznych ruchach. - Świetnie tańczysz! - Pochwaliła nieznajomego, bo nawet jeśli nie wymyślał pozycji rodem z konkursów tanecznych, to dziewczyna bawiła się świetnie i sama atmosfera dodawała wszystkiemu niesamowitego uroku.
Chwilowo bez kostek, bo nie mam możliwości. Teraz tylko daję się porywać!
Matthew Alexander
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Nikt nie spodziewał się, że Matt będzie w jakikolwiek sposób dobry z tańców meksykańskich. Może wynikało to z faktu, iż jest po prostu odpowiednio przystosowany do takiej formy aktywności? Jakby nie było, chodził od czasu do czasu pobiegać, zwiedzał Hiszpanię (choć zdarzały mu się dość nieprzyjemne sytuacje), wpakowywał się w nowe, wymagające zachowania trzeźwości umysłu, rzeczy... Te myśli jednak odepchnął szybko na bok, jak został zaciągnięty do możliwości wykazania się umiejętnościami tanecznymi. Nawet jeżeli miało to powiązania ze Świętem Zmarłych, nie mógł zaprzeczyć sobie przyjemności wynikającej z możliwości poruszania się w inny sposób niż przez biegi na świeżym powietrzu - bo tym razem nie stał się pośmiewiskiem, no ba, najwidoczniej instruktor był zadowolony i pozwolił mu się jeszcze bardziej wykazać! Koszula, głównie z białymi zdobieniami, aczkolwiek widoczną czerwienią podchodzącą pod ten charakterystyczny kraj azjatycki, luźno okrywała ciało mężczyzny, który, wbrew wszelkim pozorom, znalazł się w swoim żywiole. Rytmiczne kroki wykonywał w mgnieniu oka, nie gubiąc się w tym całym tłumie, no ba, zapraszając charyzmatycznym uśmiechem do tańca jedną z pobliskich osób, które, czy tego chciały, czy też i nie, jakimś cudem znalazły się w okręgu. Sjesta trwała w najlepsze, a ludzie z radością tańczyli, dołączając się huczniej do zabawy. Latynoskie piosenki unosiły się w powietrzu, zaś Matthew bez trudów oddawał się coraz to płynniejszym ruchom, nie przeszkadzającym jednak w żaden sposób pobliskim osobom. Tym bardziej Cherry, która zgodziła się na to, by stać się na określony czas chwilową partnerką w tańcu. Może dlatego tak dobrze mu szło, bo zwyczajnie, pierwszy raz w życiu, czuł, że się dobrze bawi, wyrywając od schematu uzdrowiciela? - Ze wzajemnością - również znakomicie tańczysz! - odpowiedział, kierując swoje spojrzenie na chwilę na twarz Cherry, chcąc jakoby ją zapamiętać, nie zapomnieć, z kim to właśnie miał do czynienia, ale w tym pozytywnym sensie! Na szczęście pamięć do twarzy nie zawadzała - na razie. Delikatny, już tym razem mniej ostrożny uśmiech, przeszył lico starszego mężczyzny, który korzystał z uroków zabawy, świetnie korzystając z uroków Meksyku. Gładko stawiał kroki, zaś dziewczyna nie mogła narzekać na brak jakiejkolwiek rozrywki. Długo jednak ich taniec nie trwał, dopóki tłum nie postanowił ich rozdzielić siłą niemożliwą do przebicia, a w międzyczasie, całkiem niespodziewanie, Matthew znalazł się przy staruszce, na oko sześćdziesięcioletniej, która wcisnęła mu niespodziewanie do rąk różową maskę z bladoróżowymi zdobieniami. Wydawało mu się to komiczne, aczkolwiek z jej gestów zdołał wywnioskować, żeby założyć tę część ubioru na swoją twarz, jakby słowa nie wystarczały, zanim zupełnie kobieta zniknęła wśród odmętu ludzi. Czyżby mógł to zrobić? No dobra, chyba nie może być tak źle, przecież nie może ona być w jakikolwiek sposób zła! Otóż mylił się. Z chwilą, gdy materiał spoczął na jego twarzy, poczuł, jak jego włosy stają się długie aż do pasa, muskając plecy swoją nietypowością. Na domiar te całkowicie straciły kolor, stając się białe! Zdziwiło go to na tyle, iż nie zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, zanim natknął się na @Donna Jenkins, zapraszając ją do tańca. - Zechcesz ze mną zatańczyć? - miejmy tylko nadzieję, że się nie wystraszyła nowej kreacji, długich, białych, opadających na ramiona włosów oraz tej różowości na jego masce!
Białe palmy leniwie kołysały się na mej zaczarowanej, czerwonej koszuli przy każdym słabym powiewie wiatru, kiedy stałem nieopodal Meksykanki z koszem kolorowych masek. Wypatrywałem towarzyszki, z którą miałem spędzić dzisiejszy wieczór (wreszcie!). Leniwie oparłem się o stoisko, wyciągając z kieszeni paczkę fajek i dając się porwać tej prostej przyjemności, ze względu na swoją markę, poprawiających humor. Regularnie co kilka chwil stawałem na palcach w mych znoszonych butach, by dostrzec znajome twarze przechadzające się wraz z bogatym tłumem ludzi. Riley, Everett, Melusine - tych dwoje ostatnich oddających się tańcom w rytmy lokalnej muzyki (moje przywitanie więc staje się znacznie mniej entuzjastyczne, ograniczam się do leniwego kiwnięcia ręką), a i szybko stwierdzam, że chyba nie powinienem tak obserwować tej pary, choć niewątpliwie jestem ciekaw, co tam się rozgrywa. A może gdzieś wewnętrznie ukuło mnie dziwnie uczucie korespondujące z zielonym kolorem? Nim na horyzoncie pojawiła się @Agnes Lumière, korzystając z faktu, iż podpierałem stoisko z maskami, stara Meksykanka postanowiła mi wcisnąć jedno ze swych zakryć twarzy. Na nic zdały się dyskusje z nią, że nie mogę się zakrywać, bo na kogoś czekam, ostatecznie więc założyłem ją zaledwie na chwilę, by dać kobiecie satysfakcję, że ją w ogóle przymierzyłem. Nie spodziewałem się jednak, że po zdjęciu jej będę nieco gorzej widoczny - odkładając maskę na bok zorientowałem się, że moje ręce są bardzo blade, aż stopniowo niemal zaczęły zanikać. Ostatecznie efekt zatrzymał się nim totalnie stałem się niewidzialny, pozwalając mi cieszyć się półprzezroczystością. Ludzie wokół zaczęli zwracać na mnie większą uwagę, więc istniało też spore prawdopodobieństwo, że i Lumiere łatwiej mnie wypatrzy.
Sama nie była pewna, jak dowiedziała się o festynie; może poprzez podniecone szepty turystów, a może przypadkiem była świadkiem próby lokalnego zespołu, w każdym razie mimo braku ulotek czy jakiegokolwiek innego ogłoszenia, Agnes udało się trafić na najbardziej Meksykańską imprezę jej życia. Plac był udekorowany bardziej niż Hogwarcka choinka, będąca nieodłącznym elementem świąt bożonarodzeniowych, jednak mimo obfitości barw, kształtów, dźwięków i zapachów dziewczyna ani przez moment nie poczuła się przytłoczona, a wręcz przeciwnie, chłonęła wzrokiem wszystko, nie wiedząc na czym zawiesić oko chociażby sekundę dłużej. Szła pomiędzy wesołymi, roześmianymi ludźmi, uśmiechając się do kompletnie obcych osób i co jakiś czas dając się porwać na krótki taniec, który zazwyczaj ograniczał się do dwóch obrotów i uprzejmego "Przepraszam, ale już się z kimś umówiłam." Czerwona, rozkloszowana spódnica sięgająca przed udo falowała i kręciła się, kiedy jej drobna właścicielka próbowała przepchnąć się przez tłum nie powodując przy tym sobie ani nikomu innemu żadnej krzywdy. Od fontanny dzieliło ją już pięć, może sześć metrów - wystarczyłoby wyminąć Azjatę, który sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział jak znalazł się pośrodku tak pełnego energii wydarzenia, oraz uniknąć zderzenia z Meksykańską parą niezwykle pochłoniętą namiętnym tańcem mającym się nijak do dobiegającej zewsząd, żwawej muzyki - gdy nagle poczuła gwałtowne szarpnięcie za prawe ramię i po chwili znów wirowała u boku nieznajomego Gryfona, a może Krukona...nie potrafiła sobie przypomnieć. Gdy wreszcie udało jej się wyswobodzić, co nastąpiło dopiero po trzech przetańczonych piosenkach, opadła zmęczona na ławę przy drewnianym stoliku. -Uno cokolwiek do picia, por favor. - powiedziała na widok przechodzącej nieopodal kobiety przebranej za kostuchę, która słysząc to, posłała szatynce przeszywające wskroś spojrzenie, jednak po chwili podeszła i nachylając się nad dziewczyną, postawiła przed nią szklankę bursztynowego napoju. Kobieta już miała się wyprostować i odejść, kiedy nagle Agnes usłyszała w swoim uchu cichy szept: Masz spokojną aurę, baw się dobrze! Puchonka odwróciła się błyskawicznie, jednak czarownica już oddalała się, kołysząc biodrami, a dziewczynie nie pozostało nic innego, niż wzruszyć ramionami i zająć się swoim napojem, który okazał się przeraźliwie gorzki i alkoholowy. Skrzywiła się, czując cierpki, znajomy smak, za którym nie przepadała, by następnie przesunąć szklankę w stronę siedzącego nieopodal mężczyzny. -Ma pan ochotę na coś mocniejszego señor? - zapytała, po czym nie czekając na odpowiedź ruszyła w tłum, rozglądając się za brązową czupryną i znajomą twarzą, należącymi do @Terrey Thìdley. Błądziła wśród festiwalowiczów, gdy nagle jej uwagę przykuł dość spory tłumek, gromadzący się przy stoisku z maskami. Zaintrygowana podeszła tam, jednak może to z powodu przejęcia gapiów, a może przez swój niezbyt wysoki wzrost, Agnes nie była w stanie zobaczyć, cóż wywołało taką rewelację, dlatego zrezygnowana oparła się o drewnianą ladę i z głośnym westchnieniem powróciła do błądzenia po twarzach bawiących się na placu ludzi. -Przyrzekam, że jeśli mnie wystawił, to następną herbatę przyprawię mu chili. - nie kierowała tej uwagi w stronę nikogo konkretnego, jednak jak się okazało, wypowiedziała ją na tyle głośno, że kilku zgromadzonych obok gapiów odwróciło się w jej stronę, posyłając szatynce podejrzliwe spojrzenia.
Wakacje wydawały się być dość stagnacyjne dla Marceline, która nawet nie wiedziała dlaczego zdecydowała się na udział w festynie. Owszem, lubiła towarzystwo @Lysander S. Zakrzewski, ale żeby tańce i hulańce? Zapewne zejdzie się cała śmietanka towarzyska Hogwartu, co czyniło krukonkę nieosiągalną dla kogokolwiek pośród tłumu ludzi. Więcej odwagi? Na pewno. - Jak się czujesz w roli dorosłego, staruszku? – zagaiła kolegę, z którym łączyła ją przyjaźń i tego powinien być pewny każdy. Owszem, był przystojny, zapewne wiele dziewcząt pragnęło jego uwagi, ale rudowłosa wolała w nim widzieć zdecydowanie coś więcej, pomimo jakichkolwiek niesnasek z przeszłości sugerujących zażyłość. Ktokolwiek w to uwierzył? Być może niejednokrotnie wyglądali jak para, ale nie byli nią, podobnie jak nigdy nie skończyli w łóżku, o co została już posądzona. Niemniej wolała zapomnieć i dać tej relacji jeszcze jedną szansę. Rozwijać ją i toczyć się własnym torem. - Chodź, spróbujemy tańczyć! – zaproponowała z rozbawieniem i ujęła dłoń byłego gryffona, by pociągnąć go za sobą. W tłumie dostrzegła znajome twarze, a dwóm wybranym posłała nawet szeroki uśmiech(!). @Riley Fairwyn oraz @Melusine O. Pennifold – krukoni, do których Holmes żywiła niebywałą słabość. Dopiero potem jej wzrok osiadł na sylwetce @Daniel Bergmann, na widok którego jej serce zabiło szybciej, ale nie powinna zdradzać własnych obaw, toteż wolała skupić się w tej chwili na towarzystwie Zakrzewskiego. Zgodnie z instrukcjami wykonywała wszystkie ruchy, które podpowiadał jej staruszek, a gdy została poproszona o prezentację – zastygła w bezruchu. Wzrok pełen konsternacji powędrował na twarz towarzysza, przy czym wypuściła powietrze ze świstem i porwała do tańca Lysandra, nie dając mu prawa do odmowy. - Boisz się mnie? Nie żartuj… - szepnęła rozbawiona, po czym poddała się melodii i nie rezygnowała z zabawy, która powoli zaczynała się udzielać także jej. Ruchy były lekkie, swobodne, podobnie jak obroty, podczas których co jakiś czas wpadała w ramiona chłopaka, kiedy to ludzie przepychali się w tłumie, tracąc (niby niespecjalnie) równowagę.
Czy to możliwe, żeby w takim krótkim czasie Jose zdążyła się upić? Przecież wypiła dopiero zaledwie dwa kieliszki, kieliszki! To przecież nic w porównaniu do jej możliwości, a widziała już ludzi tak, jakby była pijana! Jak inaczej można było wytłumaczyć unoszące się gdzieniegdzie duchy, których wcześniej tu nie było? Nie, to musiały być zwidy, albo efekt zbyt wybujałej wyobraźni Redlinx. Albo ta aura meksykańskich festynów! W końcu, kto wie, co je tak naprawdę napędza. Pewnie faktyczna, meksykańska magia! Gdyby nie nagły ciężar, jaki poczuła za sobą, już dawno jej by tu nie było, tylko poczłapałaby znów na parkiet, razem ze swoim towarzyszem. Może tym razem coś im by z tego wyszło? Widząc jednak prawie leżącego chłopaka... - Fuj - skomentowała krótko, policzkując tą dziwną, wąsatą twarz. Ale nawet to nie zadziałało na śpiącego! Warknęła cicho, kręcąc głową. Kiedy wydobyła różdżkę, od razu skierowała ją w stronę jego twarzy, mrucząc cicho "aquamenti". Pobudka na mokro, niczym najprawdziwszy marynarz, jednak działa najlepiej ze wszystkich. Uśmiechnęła się do siebie, pomagając wstać facetowi, nawet delikatnie odpychając go od siebie i zaciągając partnera jeszcze raz bliżej parkietu. Byłoby naprawdę dobrze, bo nawet potrafiła kilka ruchów, rytm też zdołała szybko załapać... No, chyba nie ona jedyna to zauważyła. Jakiś dziadziuś, pewnie instruktor, zaciągnął ją na sam środek, każąc zatańczyć... ZE WSZYSTKIMI? No jego chyba głowa rozbolała! Już miała się sprzeciwić, no ale... Muzyka już leciała! I co miała zrobić? Nie wiedziała co się dzieje, bo już miała przed sobą @Fillin Ó Cealláchain, z którym szybko wykonała serię kroków. Oderwała się od partnera, odwróciła, a przed nią zmaterializowała się @Blaithin ''Fire'' A. Dear. Wydawało jej się, że to już duch, jednak kiedy złapała jej rękę, wydała się być całkiem... ludzka! Tak też obróciła ją, osiem razy. Do rytmu. Znów oderwała się od partnera, odwróciła... Och, @Riley Fairwyn, dlaczego byłeś tak blisko Jose? Machnęła różdżką, wypowiedziała zaklęcie, a chłopak uniósł się w powietrze. Cóż za wrzawa! Tłumowi się podobało! Opuściła chłopaka na ziemię po kilku sekundach, jednak została obsypana brawami. To chyba był już koniec, miała taką przynajmniej nadzieję. W chłopaku rozpoznała swojego dotychczasowego partnera, więc złapała go tylko za rękę, zaraz po opuszczeniu go na ziemię i, dysząc ze zmęczenia, wyciągnęła go z tłumu. Nie zgadniecie, kogo zobaczyła! Szlag by te kobiety z maskami. Założyła kolejną na swoją twarz, po czym z przerażeniem zauważyła, że jej skórę porastają... Słodki Merlinie, to były łodygi! I jeszcze się poruszały! Chyba była naprawdę pijana... Ale i tak wzięła kieliszek z alkoholem, szeroko się uśmiechnęła i po raz trzeci tego wieczoru napiła alkoholu. Kobieta powiedziała jej, że ma przystopować, bo się upije... Ha, co z tego? Mamy zabawę, niekiedy nawet trzeba! Co będzie się ograniczać teraz, skoro przed nią całe życie? Wraz ze swoim partnerem, na całe szczęście, stali nieco dalej od zgiełku, tłumu, całego tłoku... Choć ludzi nadal kręciło się sporo, to jednak było ich mniej akurat w tym miejscu. Och, jak dobrze. Mogli przynajmniej złapać oddech, prawda? I odpocząć od spontanicznego tańczenia, czy wciskania jakiś masek.
danza: 2; 2; 2; 6 maska: 1 tequila: 1
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Festyn był jednym wielkim zaskoczeniem. Ostatnio błądziła głównie przy ruinach miasta Majów, zapatrzona w tajemnice runy i rysunki, które z chęcią analizowała. To była przyjemna odskocznia od badania czarnej magii i przeglądania po raz setny klątw. Co prawda, instynktownie w artefaktach pozostałych po tym niezwykłym ludzie również doszukiwała się tych bardziej mrocznych przesłanek... W każdym razie postanowiła po prostu wyskoczyć coś zjeść na mieście, ale kiedy przechodziła przez centrum usłyszała głośną, żywą muzykę i mnóstwo głosów. Nie byłaby sobą, gdyby po prostu ulotniła się, nie sprawdzając nawet co takiego się dzieje; przeszła więc kilka uliczek, żeby znaleźć się bliżej kolorowego tłumu. Miała wrażenie, że wszyscy oddychają tu zabawą i po części uznawała się przez to za element niepasujący do obrazka. Z dość ciętą miną i sylwetką rwącą się do tańca w stopniu bardzo nikłym Fire wyglądała, jakby na gwałt potrzebowała się napić. I rzeczywiście, obok na szczęście przechodziła kilka kobiet z makijażem imitującym kościotrupy. Blaithin ostrożnie zbliżyła się, żeby sięgnąć po tequilę. Zanim jednak zdążyła skosztować alkoholu, niemal zachłysnęła się, słysząc szept przy swoim uchu. Odskoczyła, spoglądając nieufnie na nieznajomą, która oznajmiła, że Fire dzisiaj się z kimś pokłóci. Co to za jasnowidzenie? Z jakiegoś powodu nagle straciła zaufanie do otrzymanej tequili i dopiero po odejściu na ubocze, dyskretnym rzuceniu Gattendums mogła przekonać się, że nie jest naszpikowana trucizną. I tak smakowała dość cierpko albo to Fire miała taki humor. Zaczynała się przyzwyczajać do tego, że wszyscy tu krzyczeli, a przez swój wzrost ledwo widziała, co się dzieje dookoła. Najeżyła się tylko, gdy znów postanowił ją zaczepić. Dear popatrzyła na starszą kobietę i spróbowała zrozumieć jej hiszpański, ale na próżno. Dostała biało-czarną maskę, o dziwo wyjątkowo trafiającą w gust Gryfonki. Westchnęła krótko, umieszczając przedmiot na swojej twarzy. Delikatnie poprawiła go, aby nie opadał ani nie przeszkadzał przy rudym kucyku. A wtedy spojrzała na swoją nagle blednącą w zastraszającym tempie rękę. Jako, że kiepsko znała się na uzdrawianiu, pomyślała, że dopadło ją epidemiczne znikanie, ale nie tylko skóra dziewczyny zdawała się poddawać temu dziwnemu efektowi. Także ubrania w postaci czerwonej koszulki na ramiączkach i czarnych szortów zaczęły blaknąć, aż w końcu Fire pozostała w postaci samej siebie, ale jakby wyprutej z kolorów i powleczonej białą mgłą. - Bu - stanęła za kimś tylko po to, żeby wytrącić roztańczonego Meksykanina z równowagi. Bycie duchem okazało się całkiem w porządku! Fire czuła swoistą lekkość mimo, że zdecydowanie nie unosiła się nad ziemią. I dalej była materialna. Przekonała się o tym, gdy ktoś, o zgrozo, złapał ją za rękę. Posłała wyższej blondynce (@Josephine Redlinx) spojrzenie pełne oburzenia. Nawet w połowie nie udawanego. Nie znosiła, gdy ktoś tak bezpardonowo ją dotykał, ale zanim zdążyła się wyrwać, dziewczyna zakręciła nią co najmniej dziesięć razy! Tak przynajmniej wydawało się Dear, bo nie liczyła, skupiona na tym, żeby w ogóle ustać na nogach. Zakręciło jej się w głowie, ale nie na tyle, żeby nie wskazać nerwowo palcem jasnowłosą. - Czemu zakłócasz moje życie pozagrobowe?! Co ty sobie wyobrażasz? Teraz mi niedobrze. Myślisz, że jak jestem duchem to nie mam uczuć? - zawołała gniewnie, próbując nawet sięgnąć po różdżkę, ale została wypchnięta dalej przez tłum. Fire zdążyła tylko zarejestrować, że nieznajoma pastwi się nad niebieskim Fairwynem. Poprawiła swoją postawę, uniosła podbródek i zdecydowała się złapać trochę oddechu nieco dalej od szalonych Meksykanów. W międzyczasie wydawało jej się, że gdzieś widziała sylwetkę podobną do Fillina, ale on przecież nie miał wąsów. Ani tak ciemnej skóry. Uznała więc, że to po prostu był ktoś podobny do Irlandczyka i nie przejęła się. Kilka chwil później zmuszono Fire do tańca. Jakimś trafem znalazła się w wyjątkowo dziwnej i koszmarnie niewygodnej pozycji. Najwyraźniej wplątany w to został również ktoś inny, na nieszczęście była to @Melusine O. Pennifold. Czyżby oderwano ją od aktualnego partnera, @Everett C. Harrison? Blaithin nie wnikała, bo miała już trochę dosyć tego miotania nią na wszystkie strony. Nawiązała z Krukonką krótki kontakt wzrokowy, chcąc przekazać jej, żeby przełożyła swoją nogę tu, rękę puściła dołem... Kończyny zdążyły już trochę Gryfonkę rozboleć, ale udało im się wydostać z wyjątkowo dziwnej pozycji! Wtedy z kolei wpadła w ramiona @Matthew Alexander, otwierając oczy szeroko z zaskoczenia. Te długie białe włosy wyglądały co najmniej niecodziennie, ale jej własne teraz też utraciły ognistą barwę na rzecz przezroczystej szarości. Zabawne, jak włosy nieznajomego łączyłyby się z maską ducha, gdyby to ją miał na twarzy, a nie taką różowiastą. Blaithin ciężko było ocenić na pierwszy rzut oka czyjś wiek, ale mężczyzna wydawał jej się dopiero zbliżać do trzydziestki. Może był jednym z opiekunów? Na tutejszego nie wyglądał, ale z drugiej strony Gryfonka wyjątkowo mało trafnie oceniała ludzi po ich aparycji. - Zaraz kogoś pobiję! - obiecała, czując, jak jeden ze starych Meksykanów przysuwa niebezpiecznie blisko ich twarze do siebie. Wciągnęła głęboko oddech, nie mogąc powstrzymać speszenia kryjącego się w błękitnych oczach. Nie przywykła do takich rzeczy. I nigdy nie robiła jakichś nosków-eskimosków... Nie zatrzymywała się na rozmowę czy cokolwiek; wypatrzyła odpowiednią okazję, żeby odwrócić się i zniknąć wśród innych tańczących. Zapewne pozostawiając po sobie tylko smugę przezroczystej mgły.
Mascaras: 3, FIRE WYGLĄDA JAK DUCH Tequila: 5 Danza: 5, 3, 3
Ostatnio zmieniony przez Blaithin ''Fire'' A. Dear dnia Czw 9 Sie 2018 - 23:32, w całości zmieniany 1 raz
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Wszelkie festiwale to nie była jego działka. Nie przepadał za hałasem i akcją, pędzącą na złamanie karku. Nie czerpał radości z przebywania z tłumem obcych dla niego osób, z bawienia się w mieszaninie kończyn, ubrań, biżuterii i głosów. Z tego względu trzymał się mocniej na uboczu, zerkając tylko, co się dzieje. Chociaż w tej kupie mniej lub bardziej bezwładnych ciał i tak ciężko było dojrzeć pojedyncze osoby. Stawały się anonimowe - ruchome elementy chaotycznej całości. Może to sprawiło, że został łatwą ofiarą dla kobiety, niosącej maski? W zasadzie czemu nie? Sięgnął po jedną, zdobioną żółcią i czerwienią. Trzeba było wszak mieć na sobie jak najwięcej rzeczy w kolorze krwi. Coś obiło się chłopakowi o uszy, że to dla zmarłych. Czy pragną oni rozlewu posoki? A może braknie im tej czerwieni w żyłach i pragną choć nacieszyć nią martw oczy? Nie wiedział. Na razie jednak nie wdrażał się w to. Zasady jednak były proste. Musisz mieć na sobie cokolwiek czerwonego. Założył zatem krwistą koszulę oraz czarne spodnie. Pchany radami Liama przewiązał sobie czerwoną chustę przez szlufki, zostawiając dość długie ogony, aby powiewały za nim w czasie potencjalnego tańca. Do tego czarne buty ze szkarłatnym połyskiem. Jemu samemu zależało tylko na tym, aby się nie ugotować, nie musi wyglądać pięknie. Z drugiej strony zbliżała się noc, a zaklęcia chłodzące roztaczały przyjemną aurę. Całości jego aparycji dopełniła wybrana maska. Założył ją, poddając się działaniu nasączonego magią przedmiotu. Nie zdał sobie nawet sprawy, że kolejne myśli nie były tak całkiem jego, a skażone zostały przez maskę. Wyciągnął dłoń, przesuwając po ramieniu najbliżej stojącej osoby. Padło na Jacka. Sunął palcami niżej, na przedramię i nadgarstek, chwytając go potem za rękę. Pociągnął chłopaka mocniej w tłum, przyciągając do siebie i obejmując. Ten taniec chyba nie wymagał aż takiej bliskości? A jednak przytulił szatyna, jakby szykowali się do namiętnego tanga, dłonią zjeżdżając w dół jego pleców.
Może nie wyglądał jakby wybierał się na pogrzeb, czy też święto z owym związane, ale jednak w swojej garderobie miał kilka czerwonych rzeczy. Niekoniecznie jakoś specjalnie odświętnych - większość jego ubrań wyglądała na wyszarpaną z legowiska szczura modę uliczną - szara bluza z kapturem, z charakterystycznymi, strzępiącymi się brzegami oraz czerwonymi szwami, do tego czerwone szorty, w których prędzej poszedłby na plażę niż na przyjęcie, oraz kilka podobnie barwionych bransoletek - to wszystko co udało mu się wygrzebać ze swojego kufra. Niemniej wymagany dress code zachował. Wszak przyszedł jedynie na chwilę, aby popatrzeć, przyjrzeć się zabobonom z bliska oraz poczuć nieco meksykańskiej atmosfery świąt. Ciekaw był tej całej legendy i chociaż w samym Hogwarcie o zobaczenie ducha nie było trudno, to i tutaj pojawiały się jakieś blade postacie. Spoglądał przed siebie, skrywając głowę pod kapturem i trzymając się wciąż na uboczu, poza ciasnym tłumem, gdy nagle podeszła doń jakaś starsza kobieta i wręczyła mu w dłoń czerwoną maskę. Czyżby jej zdaniem miał na sobie zbyt mało czerwieni? To dziwne, że wyhaczyła go z całej tej gromady ciał, kiedy starał się nie rzucać w oczy - po części za sprawą tajemniczego prześladowcy. Niemniej, włożył przedmiot na twarz obawiając się, że jeśli tego nie zrobi to zostanie wyproszony z imprezy. Nie zdawał sobie sprawy z właściwości prezentu i zanim się spostrzegł był już pod wpływem działania tajemniczej siły, która wywoływała weń pewną nieodpartą potrzebę znalezienia się bliżej kogoś, czegoś. Akurat wbijał swój wzrok w postać przed sobą, o pięknych zielonych tatuażach, unosząc powoli rękę aby dotykiem sprawdzić ich realizm, gdy sam padł ofiarą innego użytkownika czerwonej maski. Dotyk który poczuł, na chwilę go sparaliżował, zmuszając do skupienia uwagi tylko i wyłącznie na nim. Nie oponował przed przyciągnięciem. Nawet czuł się w pewien sposób usatysfakcjonowany tą nagłą bliskością - w tańcu wiele może ujść płazem, natomiast ogólny ścisk stanowił perfekcyjną przykrywkę dla spragnionych bliskości dłoni. Początkowo nie rozpoznał osoby, która go porwała - oboje mieli na sobie maski - ale nie przeszkadzało mu to przed posunięciem się o krok dalej. Opierając obie dłonie o pierś chłopaka i niepozornie rozpinając pierwsze guziki koszuli przy mocniejszym zaciśnięciu pięści.
Maska 2 Taniec 1,5 (do zaczepienia w kolejnym poście)
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Guziki odpuszczały, stopniowo odsłaniając pokrytą bliznami pierś. Zapewne Jack już wiedział, z kim tańczy. Po czyim poszramionym torsie sunie palcami, wywołując przyjemny dreszcz u rudzielca. Podobała mu się ta bliskość. Dotyk i ciepło drugiego ciała, szorstkie palce zahaczające o wzniesienia mięśni. Czy Jack pierwszy raz z tak bliska widzi jego blizny? Te świeże, grube pręgi po ataku wilkołaka, które wybijały się wciąż kolorem. Jasny róż szram w świetle czerwonych lampionów nabrał głębszej barwy. Jakby zaraz miały się ponownie otworzyć i nacieszyć duchy widokiem świeżej krwi. Zamiast jednak juchy, co innego spłynęło po ich ciałach. Szkarłatne wstążki opadły na tańczącą parę, oplątując zgoła ciasno. Za szybko się z tego nie uwolnią. Szczególnie, jeśli nie będą próbować. Neirin nie zwrócił bowiem nawet uwagi na serpentyny, zbyt zajęty Jackiem. Tak blisko siebie byli, że owo związanie nie wydawało się przymusowe. Subtelne narzucenie wstążek na splecione ciała. Uniósł dłoń, zahaczając o krawędź bluzy szatyna. Wsuwając rękę pod materiał, kładąc ową na jego lędźwiach i przytulając wciąż do siebie. Drugą dłoń zabrał z ramienia szatyna, aby ująć kościaną maskę, podarek od zapewne tej samej, dziwnej kobiety. Przekręcił ją na bok, odsłaniając fizjonomię, do tej pory skrytą pod czerwienią i żółcieniami. Przyglądał się chwilę Jackowi, kciukiem muskając jego policzek. Zahaczając o kącik ust i dolną wargę.
Początkowo sądził, że ślady na torsie jego partnera również są tatuażami. W końcu tyle tu było osobliwości. Niestety im dalej sunął dłońmi po charakterystycznych rowkach i zgrubieniach, docierając w końcu do głębszych ran po ataku likantropów, przeszedł go dreszcz. Tańczy z żywym trupem? Czy z przyjacielem? Prawdopodobnie gdyby nie wstążki, które spadły z nieba jak na zawołanie, odsunąłby się od rudzielca i zniknął w tłumie. Ukłucie złości i rozdrażnienia kolidowało z magią maski, zagłuszając się nawzajem. Przez tę dziwną mieszaninę emocji nie wiedział co powinien myśleć. Gdzie się podziała jego zatwardziała i obojętna postawa? Opuścił ręce w dół, w tym samym czasie w którym dłonie Neirina przesunęły się ku górze. Nie chciał być zdemaskowany, a jednak nie uczynił żadnego gestu gdy czerwona maska została odsunięta na bok. Pokazując tym samym pełne wyrzutów spojrzenie, czarnych jak atrament oczu. To koniec zabawy? Nie, wcale nie. Nawet po odsunięciu maski jej moc nie zniknęła. Jack opuścił wzrok, nieco bardziej przytulając się policzkiem do białej dłoni. Przeciągając ten gest... aż nie został potrącony przez inną taneczną parę. Chyba zbyt długo stali w miejscu. Jeśli się nie ruszą, więcej par nabije im siniaków. Jakaś dłoń wysunęła się z tłumu w jego stronę, chcąc pociągnąć w innym kierunku. Odbijamy? Te wstążki nie puszczą go tak łatwo.
Maska 2 Taniec 1,5 (do zaczepienia w kolejnych postach)