Dom Beatrice i Camaela został zaczarowany w taki sposób, że tylko osoba, która już w nim była, lub bezpośrednio od Beatrice bądź Camaela dowiedziała się o jego położeniu geograficznym, mogła go odnaleźć. W innym wypadku nie było to możliwe. Ten zabieg pozwalał na pozbycie się ewentualnych niechcianych gości.
Front domu
Dom znajduje się w mocno zalesionym miejscu, z dala od wzroku ludzkiego i centrum miasteczka, na delikatnym wzniesieniu. Z jego werandy rozpościera się przepiękny widok na Dolinę Godryka co zdecydowanie zachęca do spędzania wieczorów w tym miejscu. Drewniane ściany i kamienne murki idealnie się ze sobą komponują tworząc bardzo enigmatyczne wrażenie.
Ogród cz.1
Ogród cz.2
Ogród jest mocno zadrzewiony i może sprawiać wrażenie mocno zdziczałego. Jednak w całym tym rozgardiaszu jest jakiś urok, który sprawia, że to miejsce jest jeszcze bardziej magiczne
Parter:
Salon
Duża, otwarta przestrzeń z większością przeszklonych ścian, dzięki którym można podziwiać wspaniały widok, jaki rozpościera się z tego miejsca na całą Dolinę Godryka. Na żyrandolu osiedliły się żywe świetliki, które reagują na klaskanie, dzięki czemu wtedy w mieszkaniu zapala się światło. Wszechobecne drewniane akcenty dodają przytulności całemu pomieszczeniu. Czasami na kanapach można spotkać koty czy figurki smoków Eskila, częściej pośród drewnianych dekoracji pojawiają się nieśmiałki z pobliskiego lasu. Lepiej ich nie głaskać.
Kuchnia i jadalnia
Znajduje się tuż obok salonu, jest na niego kompletnie otwarta. Na parapetach często przesiadują koty, niekiedy zrzucając doniczki z naprawdę drogocennymi ziołami potrzebnymi Beatrice do sporządzania eliksirów (panuje tutaj najlepsze światło dla tych gatunków). Piekarnik otwiera się samodzielnie kiedy tylko wypowie się odpowiednie formuły, niespecjalnie lubi słuchać kogokolwiek innego, niż panią domu, co nieco utrudnia innym pracę, bo Beatrice rzadko gotuje. Kosz na śmieci spod zlewu często przechadza się po tym obszarze i sam zbiera niepotrzebne rzeczy przez co Camael nie raz narzekał na zgubione skarpetki.
Pracownia eliksirów
Miejsce, w którym Beatrice spędza naprawdę dużo czasu, doskonaląc swoje umiejętności ważenia eliksirów. Z pod drzwi często można zobaczyć kłęby pary, które leniwie opuszczają pomieszczenie, bowiem rzadko kiedy jest tak, że w kociołku właśnie nie tworzy się jakiś eliksir. Nikogo tutaj nie wpuszcza i nigdy nie panuje tutaj taki porządek jak na zdjęciach. Pomieszczenie jest obłożone naprawdę potężnymi zaklęciami ochronnymi, które nie pozwalają na pojawienie się tutaj niepożądanych gości.
Piętro:
Sypialnia Beatrice i Camaela
Klimatem idealnie pasuje do całej reszty domu. Ciepłe i bezpieczne miejsce, w którym młode małżeństwo spędza wiele wolnego czasu. Sypialnia posiada nieco mniejszą, osobną łazienkę, tylko do dyspozycji Beatrice i Camaela.
Gabinet Camaela
Zdecydowanie najważniejsza część, w mniemaniu Camaela, domu, jego azyl. Tutaj nigdy nie ma porządku, a półki uginają się pod ciężarem niebotycznej liczby książek (o przeróżnej tematyce i w przeróżnych językach) i pamiątek z jego podróży. Przesiaduje tutaj niezwykle często, a jeśli kiedykolwiek pozwolił Ci wejść do tego pokoju – musisz mieć świadomość, że jesteś dla niego kimś niezwykle ważnym.
Pokój Eskila
Do momentu, kiedy był to tylko pokój gościnny, zawsze był on schludny i zadbany, jednak w momencie gdy zamieszkał w nim rozszalały nastolatek, wszystko uległo zmianie. Beatrice i Camael zadbali o to, aby chłopak czuł się w tym pokoju najlepiej, jak to tylko możliwe, co nie zmienia faktu, że panujący tam elegancki burdel! rozgardiasz doprowadza kobietę do szewskiej pasji. Jest perfekcjonistką i ciężko jej przywyknąć do czegoś podobnego.
Łazienka
Ogólnodostępna, nieco różniąca się od całej reszty, choć nikt zdaje się na to nie narzeka. Na kabinę prysznicową zostało rzucone zaklęcie przez co nie wymaga czyszczenia, sama to robi.
Garderoba
Prawdopodobnie największe pomieszczenie w tym domu (nie licząc połączonego z kuchnią salonu). Beatrice wie od dawna, że ma zdecydowanie za dużo ubrań, jednak wcale nie myśli się ich pozbywać. Pomimo ogromnych rozmiarów i rzuconych zaklęć powiększających i tak ogromnym problemem było wygospodarować dwie szafy na ubrania Eskila. O dziwo, dla Camaela znalazła nawet całą jedną ścianę szafek, półek i wieszaków, gdzie może trzymać swoje ubrania
Ostatnio zmieniony przez Beatrice L. O. Whitelight dnia Czw Lut 17 2022, 10:35, w całości zmieniany 10 razy
To, że ją lubił, nie ulegało żadnej wątpliwości. Wiedział to, już od bardzo dawna, wypierając w międzyczasie z głowy jakiekolwiek myśli, które zbyt odważnie przywoływały mu obrazy Beatrice. Wyjątkowo często wyobrażał ją sobie w sytuacjach nieco intymniejszych z nim samym, czasem nawiedzała go nawet w snach i łapał się, że niejednokrotnie zamyślił się o niej podczas wypełniania papierów, po czym musiał przepisywać całą kartkę, gdyż imię sprawcy łudząco przypominało jej własne. Coś jednak zawsze go wstrzymywało. Nie potrafił sprecyzować, który z czynników wpływał na niego bardziej. Czy była to jego własna nieco kiepska samoocena i brak wiary, że tak świetna dziewczyna mogłaby zawiesić oko na jego piegowatej twarzy i rudej czuprynie, czy może bardziej świadomość, że była to młodsza siostra jego kolegi z pracy? Nie chwalił się, wolał nie robić sobie problemów, jednocześnie spotykał się z nią przyjacielsko, rozmawiając w zasadzie o wszystkim, plotąc warkocze z nici przyjaźni, które udało im się zawiązać. Zawsze chciał być blisko niej, wiedział to od dawna, lecz czy ona też chciała? Uśmiechnął się kącikiem ust, wodząc powoli spojrzeniem po jej ślicznej buzi. Czuł się zaskakująco swobodnie, już nawet chciał jej to powiedzieć, lecz dziewczyna pod wpływem emocji skutecznie zamknęła mu usta. Gdy poczuł jej wargi na swoich, miał wrażenie, że w głowie wybuchnęła mu jakaś petarda. Endorfiny trysnęły do żył, szybko zasiewając błogie, rozkoszne uczucie po całym jego ciele. Zadrżał delikatnie, gdy na kilka sekund odsunęła się. Również uchylił powieki, na moment zapominając, jak się oddycha, po czym odwzajemnił kolejny pocałunek z większą świadomością. Musnął jedną dłonią gładką skórę jej policzka, drugą ręką obejmując dziewczynę gdzieś w talii i przyciągając ją do siebie, by mogła poczuć przez ścianę jego brzucha całą chmarę trzepoczących skrzydłami motyli.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Ona również go lubiła. Znacznie bardziej, niżby chciała, bądź by to wypadało. W sumie, nie było dnia, aby nie myślała na temat Clauda. Zastanawiała się, co właśnie robi, jak bardzo irytuje jej kochanego brata, bądź, co ważniejsze, czy i on o niej myśli. Czuła czasami tak, jakby był dla niej niczym zakazany owoc. Mugolak, który nigdy nie powinien mieć z nią żadnego większego kontaktu. Nie pasował do niej. Do jej świata, do życia, które musiała wieść oraz do ogólnego obrazu panny Beatrice Layly Olivii Odette Dear. Za każdym razem, kiedy o nim rozmyślała, czuła zupełnie sprzeczne uczucia walczące ze sobą zawzięcie. Jednym z nich było pożądanie, drugim był strach. Przed tym, co nieuniknione, co mogłoby ją zniszczyć w oczach rodziców, rodzeństwa, najbliższych znajomych, społeczeństwa. No bo jak to tak, ktoś taki, jak ONA związał się z kimś takim jak ON? Jednak teraz, w tym właśnie momencie, nie liczyło się nic innego, oprócz nich. Kiedy tylko poczuła, jak odwzajemnia jej pocałunek, stado dzikich zwierząt zaczęło szarpać jej wnętrzności ze szczęścia. Zapomniała o całym Bożym świecie, kiedy objął ją, przyciągnął bliżej siebie i musnął delikatnie dłonią jej policzek. Jego usta odnalazły jej a ona nie mogła się temu nadziwić. W tym momencie liczyli się tylko oni dwoje. Nie jej matka, czy ojciec, nie Dorien, nie opinia innych ludzi. Liczył się tylko fakt, że on, być może ją pragnął, jak i ona pragnęła jego, choć dopiero w tym momencie odważyła się przyznać do tego faktu sama przed sobą. Westchnęła lekko, nieśmiało dotykając jego języka swoim własnym. Czuła, jak szybko bije jej serce przez uczucia, które nią zawładnęły. Czuła również, jak i jego serce nabrało dzikiego rytmu. Kto mógłby ich w tym momencie powstrzymać? Zarzuciła mu dłonie na szyję jedną dłoń wplątując w tą wspaniałą, rudą czuprynę. Chciała aby ta chwila trwała wiecznie i by nic nie mogło zakłócić teraz jej szczęścia. Całowała go tak, jak dawno nie całowała żadnego mężczyzny. Chciała mu w tym jednym pocałunku pokazać, że naprawdę wiele dla niej znaczył i może jeszcze więcej będzie znaczył w przyszłości. Może po minucie, a może po kilku godzinach, oderwała się od niego i spojrzała w te pełne radosnych iskierek oczy. Jej własne musiały być tak radosne. Gdyby tylko mogła latać, pewnie tak właśnie by teraz się stało. -Jejciu, Claude. - zdołała tylko powiedzieć z ogromnym uśmiechem na ustach, pokazując mu cały zestaw swoich białych zębów. Nie wiedziała czemu. Może dla rozładowania napięcia, czy uzwyczajnienia tej pięknej chwili, dodała. -Gdyby tylko moi rodzice wiedzieli że całowałam właśnie mugolaka. - ale tak naprawdę ich zdanie w ogóle jej nie obchodziło i czuła, że jeśli o Clauda chodziło, w ogóle obchodzić nie będzie.
Nie potrafił uwierzyć w taki obrót wydarzeń. Czy to w ogóle było możliwe? Czy to się działo naprawdę, czy też raczej wyłącznie w jego głowie? Miał Beatrice, miał ją w swoich ramionach. Jedną dłonią trzymał ją w talii, żałując, że jego palce od jej ciała oddzielał cienki materiał jej ubrania. Ten jeden raz, ta wcale niedługa chwila bliskości, która jawiła mu się niczym błogosławieństwo, potrafiła sprawić, że nagle zapragnął mieć więcej i z zachłannością chciał po prostu brać, brać i brać. Dawno nie czuł się w ten sposób przy dziewczynie i ona to wiedziała, podstępnie wykorzystując tą jedną chwilę słabości, podczas której zastanowił się, co by było, gdyby... Gdyby co? Gdyby w końcu odważył się zmniejszyć dystans, który zarzucił z góry między ich dwoje? Gdyby przestał rozważać, czy w ogóle wypada mu myśleć o niej tak, jak zwykł? Gdyby porzucił wszelkie konwenanse i pokazał jej, jak ważna dla niego była? Robił to teraz, wszystko naraz. Ciężko było doszukać się dawnego dystansu między przylegającymi do siebie ciałami czy w namiętnym tańcu obu języków, także nieobecne stały się rozważania, ponieważ nie było już o czym myśleć. Każdym calem swojego ciała chciał jej pokazać, jak bardzo zależy mu na jej osobie, jak bardzo docenia ją samą i jej obecność w jego życiu. Nie chciał przerywać, lecz brak powietrza w płucach, ogólnie pojęte trudności z oddychaniem oraz rozdygotane, walące jak młot serce zmusiły go, by oderwać usta od jej miękkich, rozgrzanych warg. W jego spojrzeniu czaiło się prawdziwe uwielbienie. Jakaż ona była cudowna! I jaka piękna! Claude był pewien, że szczęśliwszy nie mógłby już być. Coś jednak sprawiło, że jego zapał opadł w ciągu kilku sekund. Zupełnie jakby fala wody zepsuła skrzętnie budowany z piasku zamek. Jej słowa zmysły błogi uśmiech z jego twarzy, sprzątnęły pierwiastki szczęścia, budząc go ze świata marzeń i przywracając do smutnej rzeczywistości. Całowałam się z MUGOLAKIEM... - Co by powiedzieli? - powtórzył z wyrazem niezrozumienia wymalowanym na twarzy, które szybko ustąpiło, a na jego miejscu pojawiła się szczera gorycz. Doprawdy ciekawe byłoby, co powiedzieliby jej rodzice. Claude poczuł się, jakby oberwał od niej w twarz. Policzek był tak siarczysty, że z wrażenia aż zamrugał. Spojrzał na to, co miał przed sobą i odsunął się. Jak on w ogóle mógł sobie pomyśleć, że to miało sens?
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
A miało być tak pięknie... Kiedy się od niej odsunął, poczuła się tak, jakby ktoś ją strzelił obuchem w głowę. W ogóle nie miała pojęcia o co mu chodzi. W ogóle nie rozumiała tej sytuacji! W jednej sekundzie wszystko było jak w bajce, a w kolejnej, chrzaniło się w koncertowy sposób. No bo przecież, to nie tak miało być! Miało się to wszystko zakończyć bardzo dobrze, a lód, jakim ją obdarował, wręcz zabijał w niej jakiekolwiek radosne uczucia, jeszcze skuteczniej niż mogliby to uczynić dementorzy. -A skąd mogę wiedzieć? Pewnie by tego nie pochwalali. - odpowiedziała zupełnie szczerze, zupełnie nieświadoma tego, że to właśnie ta kwestia może tak koleć Clauda w oczy. No bo, ją w tym momencie zupełnie nie obchodził jego status krwi. Dla niej był ważny on a nie to, jak wiele było w nim z czystej krwi rodów czarodziejskich. Uniosła jedną brew ku górze i zaplotła dłonie na wysokości piersi. Przybrała postawę defensywną, gotowa w każdym momencie obronić się atakując go. Chociaż nie chciała tego robić. W ogóle nie wiedziała, co powinna teraz zrobić. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć, jak się zachować. Nie sądziła, że powinna za coś przeprosić. Ale dopiero w pewnym momencie połączyła fakty. -A to Cię obchodzi? Masz jakiś kompleks na tym punkcie? - wiedziała, że ostatnie pytanie było trochę zaczepne i mogło rozpętać burzę, ale po tym, jak się zachował względem niej, była w takim stanie, że nie robiło to na niej większego wrażenia. Wolała po prostu doprowadzić tą sprawę do końca i wyjaśnić sobie wszystko. Nie lubiła niedopowiedzeń, słów których ludzie boją się mówić. Wolała działać i od razu wyjaśniać wszystkie sprawy. -Przecież wiesz, że żartowałam, prawda? - robiła wszystko, co w jej mocy, aby na światło dzienne nie wyszły żadne z uczuć, które w tym momencie odczuwała. Ból, smutek, złość, gorycz, wszystko to zatruwało jej organizm. Panowała nad tym. Przywdziała tak bardzo znajomą maskę chłodu i opanowania. Wróciła Beatrice, zimna suka. "Ulubiona koleżanka" wszystkich w Hogwarcie. Ta, która na nic nie zwracała uwagi poza czubkiem własnego nosa. Podobnież. Bo łatwiej było nie pokazywać innym bólu i zachować go tylko dla siebie. Tak, aby nigdy nie pokazać komukolwiek, że można mieć jakieś słabości. A problem polegał na tym, że Claude nawet nie zdawał sobie sprawy z faktu, że właśnie w tym momencie to on stał się dla niej tą słabością. Nie chciała tego pokazać. Nie po tym jak ją potraktował.
Claude bardzo często miał wrażenie, że jego życie to jeden piękny sen, teraz jednak niesamowita rzeczywistość zmieniła się w najprawdziwszy koszmar, w którym spełniły się wszystkie jego obawy. Nie wymyślił sobie, że jego pochodzenie miało znaczenie dla dziewczyny i jej rodziny. Wiedział to już odkąd poznał Doriena, który początkowo niespecjalnie był skory do zawierania z nim relacji z racji wątpliwej czystości krwi i mugolskich krewnych. Chłopak doskonale wiedział, w jakich poglądach została wychowana także Beatrice. Odsunął się, bowiem poraziła go ta myśl. Miał rację. Był święcie przekonany, że jej słowa nie oznaczały dla niego niczego dobrego. W jakiej innej sytuacji wspomniałaby akurat o tym, co sądzą jej rodzice o mugolakach? Że w ogóle odniosła się do niego per "mugolak"? Równie dobrze mogła go wtedy uderzyć w twarz i powiedzieć, że zagalopował się w swoich poczynaniach. Był na tyle skołowany, że z powodzeniem można by mu było wcisnąć, że to on, a nie Beatrice, jako pierwszy zbliżył swoje usta do jej warg i skradał jej pocałunek za pocałunkiem. - Tak, to z pewnością - skomentował jej pierwszą wypowiedź, czując się, jakby ktoś wylał mu na głowę kubeł zimnej wody. W jego spojrzeniu czaiło się zranienie, a jednocześnie upór, z jakim powstrzymywał się od... No, w zasadzie od czego? Od płaczu? Od wyjścia? Sam nie wiedział, co powinien w tej sytuacji zrobić, tym bardziej gdy jego uwadze nie uszła jej obronna postawa i wysoko uniesione brwi. - Kompleks? - powtórzył głucho. Zupełnie nie docierało do niego to, co działo się wokół i co dokładnie chciała mu przekazać Beatrice. W jego głowie sprawa była już przesądzona - porwał się z motyką na słońce i w ogóle był idiotą, że nawet przez chwilę liczył na powodzenie tej akcji. - Ja nie wstydzę się tego, skąd pochodzę, ale Ty widocznie tak - stwierdził w końcu, wyrzucając z siebie prawdopodobniej najbardziej raniące słowa pod adresem dziewczyny, jakie kiedykolwiek przyszły mu do głowy. - Żarty o mugolaku - dodał, nie potrafiąc ukryć... Goryczy? Oj, zdecydowanie gryzło go to od środka. Poczuł się zwyczajnie w świecie urażony i dotknięty. - Wiesz co, na mnie już czas - dodał. Dopiero wtedy zorientował się, że stał bez koszuli i to sprawiło, że poczuł się podwójnie upokorzony przez Beatrice. Z mocno zaciśniętymi wargami chwycił porzucony nieopodal ciuch, po czym wcisnął go do torby, a na goły tors nałożył płaszcz, który zapiął pod samą szyję. - Na razie - rzucił jeszcze przez ramię, chcąc jak najszybciej ewakuować się z jej domu, zanim sama postanowi go wykopać przy pomocy zaklęć i siły fizycznej. Czuł się jak uciekinier, jak tchórz, lecz nie potrafił znieść jej zaciętego spojrzenia i zagniewanej miny. Wystarczająco bolało go serce.
/zt Zostawił pelerynę, więc w sumie możesz ją sobie przygarnąć :*
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Poczuła się tak, jakby uderzył ją w twarz. Złość rozgorzała w jej żyłach a ona nawet nie zamierzała się starać tego powstrzymać. Nic dziwnego, że jej włosy stały się czerwone jak krew, którą zresztą ją niekiedy nazywano. -Ty chyba sobie ze mnie żartujesz. - zasyczała tylko, ale nim zdążyła powiedzieć cokolwiek więcej, Claude zaczął zbierać swoje rzeczy z zamiarem wyjścia z jej domu. -Claude. - powiedziała spokojnie, ale nie zareagował. -Claude do cholery! Porozmawiaj ze mną! - krzyknęła, ale olał ją zupełnie. Usiadła ciężko na kanapie, kiedy zamknęły się za nim drzwi. Czuła niesamowity ucisk w gardle, więc może to i lepiej, że sobie poszedł. Nic dziwnego więc, że po chwili z jej oczu popłynęły łzy, których nawet nie zamierzała powstrzymywać.
Nessa myślała, że wyczekiwany weekend nie nadejdzie już nigdy. Dawno nie dłużyło się jej na lekcjach czy w bibliotece jak teraz! Nie mogła odmówić i wystawić swojej przyjaciółki, więc gdy tylko skończyły się zajęcia i dostała zielone światło, pognała do dormitorium Slytherinu i spakowała torbę, zabierając najpotrzebniejsze rzeczy. Z uśmiechem na ustach zrzuciła z siebie mundurek, odwieszając go na wieszak i wciągnęła wygodniejsze, nieco luźniejsze ubrania. Szare, jeansowe spodnie z wysokim stanem zapinane były na ozdobne guziki, w nie zaś wpuściła białą, prześwitującą nieco koszule z lekkiego, zwiewnego materiału. Burzę rudych włosów zaplotła w luźnego warkocza, pozwalając opaść mu na lewę ramię, następnie przeciągając usta czerwoną szminką i wsuwając na nogi szpilki. Rozejrzała się jeszcze dookoła, dorzucając do bagażu różdżkę i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Długo nie zajęło jej dotarcie do zamkowej bramy i opuszczenie terenów Hogwartu, co przypieczętował charakterystyczny dla teleportacji świst. Zanim udała się do domostwa Beatrice, zahaczyła jeszcze o sklep, przygotowując odpowiednie zapasy na długi, jakże ciekawy wieczór. Przemierzała regały w milczeniu, zgarniając do koszyka rzeczy, które uznała za najważniejsze — przekąski, jakieś gotowe dania, słodycze i oczywiście kwintesencję damskich spotkań — alkohol. Po uregulowaniu rachunku ruda udała się w boczną alejkę i kolejny raz skorzystała z teleportacji, pojawiając się już przed drzwiami Panny Dear. Zapukała, poprawiając torbę na ramieniu i zaciskając palce na trzymanych siatkach. Na drobnej, bladej buzi malował się subtelnych uśmiech, chociaż orzechowe ślepia lśniły podekscytowaniem. Znały się z Beatrice naprawdę wiele lat. Od dzieciaka była dla Nessy niczym starsza siostra i nie raz swoją dyplomacją ratowała ją z bójek czy kłopotów, czasem korzystając z pomocy któregoś ze swoich braci. Lanceley miała wrażenie, że lata minęły od ich ostatniego spotkania i mają naprawdę wiele do nadrobienia. Dorosłe życie nie było tak kolorowe, jak czasy szkolne, nie mogła mieć do niej pretensji o brak czasu. Cieszyła się więc każdą okazją, która zaowocować miała spędzeniem czasu w jej towarzystwie, nawet tak dziwną, jak ślub Doriena, w który swoją drogę, ruda nadal nie mogła uwierzyć. Wyprostowała się, podnosząc wcześniej wbity w podłogę wzrok na drzwi, czekając aż jej, ulubiona czarownica otworzy i będzie mogła delikatnie odstawić — ewentualnie rzucić — bagaże i następnie odpowiednio się z nią przywitać.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Nie mogła się wprost doczekać momentu, w którym Nessa zapuka w jej drzwi. W końcu ileż to czasu minęło od ich ostatniego spotkania? Jak dla Beatrice, zdecydowanie zbyt dużo. Obie zajęły się swoimi sprawami i swoim życiem, na chwile zapominając o przyjaźni, która ich łączyła. Nessa zajęła się życiem w Hogwarcie, Beatrice zarządzaniem rodzinnym interesem i żadna nie mogła po prostu pozwolić sobie na to, aby mieć tak wiele czasu dla przyjaciółki, jak dawniej. Bea wiedziała, że po części to jej wina. W końcu, kiedy jeszcze była w Hogwarcie, widywały się z Ness codziennie i zdaniem innych, zdecydowanie zbyt często. Niestety, te czasy już minęły. W chwili obecnej, Beatrice miała przeogromny mętlik w głowie. Ostatnie wydarzenia dały jej mocno w kość. Pomimo wciąż tlącego się triumfu w głowie z racji tego, że udało im się odnaleźć tajemniczy artefakt, uczucia te były mocno przykryte goryczą związaną z ostatnimi wydarzeniami pomiędzy nią a Claudem. Nie wiedziała, jak to wszystko rozegrać. Przede wszystkim nie wiedziała, co zrobiła nie tak i co tak właściwie uraziło Faulknera. Nie sądziła, aby zachowała się nieodpowiednio czy niewłaściwie. Jej zdaniem, wszystko było ok. Przecież nie chciała go urazić, nie to było jej celem. Nie mogła sobie tego wszystkiego poukładać w głowie. Miała mętlik z którym nie mogła sobie dać rady. Zupełnie. Dlatego właśnie uważała, że spotkanie z Nessą dobrze jej zrobi. Babski wieczór w ich wydaniu musiał być udany i z pewnością odstresowujący. I nie mogła się go doczekać. Na spotkanie z przyjaciółką szykowała się dłuższy czas. Wyszła wcześniej z pracy, aby w spokoju ogarnąć cały dom (nie mogła sobie jeszcze pozwolić na skrzata), przygotować coś do jedzenia i przede wszystkim ogarnąć siebie. Nie mogła pozwolić sobie na przyjmowanie gości w złym stanie, nie ważne jak bardzo źle by się czuła. Wszystko było gotowe, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Akurat zdążyła wyjść z pod prysznica i ubrać się i już musiała biec do przodu do swojego gościa. Otworzyła drzwi z ogromnym uśmiechem na ustach. -Ness! - pozwoliła jej wejść do środka i odłożyć tobołki, po czym rzuciła się jej w ramiona. Ściskała długo i mocno napawając się jej obecnością obok niej. -Na Merlina, zdecydowanie zbyt dużo czasu minęło od ostatniego spotkania.
Wydawało się jej, że długie minuty mijają jej na oczekiwanie pod domem, a było to raptem kilkanaście sekund. Gdy wreszcie rozległo się charakterystyczne skrzypnięcie, a klamka drgnęła, a następnie pojawiła się w drzwiach śliczna główka Beatrice. Drobną i bladą buzię dziewczyny opromienił ciepły uśmiech, a ona sama bezceremonialnie weszła do lokum przyjaciółki. Omiotła spojrzeniem przedpokój, odstawiając siatki i odwracając się w jej stronę z otwartymi ramionami, w które ciemnowłosa niemal natychmiast się rzuciła. Objęła ją mocno, zaciskając palce na materiale jej ubrania. Boże, uwielbiała ją. Kochała całym swoim sercem i zrobiła dla niej absolutnie wszystko. —No cześć skarbie! Masz rację, zdecydowanie za długo.- Wydawało się jej, że długie minuty mijają jej na oczekiwanie pod domem, a było to raptem kilkanaście sekund. Gdy wreszcie rozległo się charakterystyczne skrzypnięcie, a klamka drgnęła, a następnie pojawiła się w drzwiach śliczna główka Beatrice. Drobną i bladą buzię dziewczyny opromienił ciepły uśmiech, a ona sama bezceremonialnie weszła do lokum przyjaciółki. Omiotła spojrzeniem przedpokój, odstawiając siatki i odwracając się w jej stronę z otwartymi ramionami, w które ciemnowłosa niemal natychmiast się rzuciła. Objęła ją mocno, zaciskając palce na materiale jej ubrania. Boże, uwielbiała ją. Kochała całym swoim sercem i zrobiła dla niej absolutnie wszystko. —No cześć skarbie! Masz rację, zdecydowanie za długo.- odparła, tuląc ją i uśmiechając się cała zadowolona pod nosem. Po dłuższej chwili, tych czułości, odsunęła się od Dearówny, trzymając dłonie i przyglądając się jej uważnie. Znały się od dzieciaka, zawsze były razem - całe szczęście, żadna z rodzin nie miała nic przeciwko ich przyjaźni. Lanceleyowie cieszyli się, że jedynaczka spędzała czas w tak pełnym domostwie, w towarzystwie rodziny czysto krwistej. Zawsze wiedziała, gdy coś było nie tak, chociaż jeszcze nie wiedziała co. Uniosła brwi, posyłając prosto w jej ślepia długie, pociągłe i przede wszystkim pytające spojrzenie. Wydawała się jej nieco bledsza niż zwykle, brakowało tych zadziornych iskierek w oczach. Oczywiście Nessa wiedziała, że czasy szkolne minęły i Bea była już dorosłą, pracują kobietą - ale od studiów pewne rzeczy się nie zmieniły.—Coś mi się nie podobasz kocie. Chodź do kuchni, weźmiemy paskudnie kalorycznie żarcie, alkohol i mi wszystko opowiesz. Pewnie praca? Przechlapane. Ja nie wiem, kto nas tak okłamał, że dorosłe życie będzie piękne, przyjemne i proste. Kurwa wcale nie jest. Mówiąc to, prychnęła jeszcze, teatralnie wywracając oczyma, żeby podkreślić całą sytuację. Popychana przez ciekawość, zaniepokojenie i chęć napicia się piwa i spałaszowania jakiś tłustych chipsów, skierowała swe kroki do kuchni, biorąc uprzednio siatki w ręce. Torbę zostawiła przy drzwiach. Nessa czuła się jak u siebie, więc nawet nie czekała na dalsze zaproszenie kobiety. Postawiła siatki na blacie, zaczynając wypakowywać skarby, które kupiła. Gdy dokopała się do paczki paprykowych, ziemniaczanych plasterków otworzyła je, sięgając i wrzucając dwa do ust, chrupiąc z zaangażowaniem. Spojrzała na nią z dwoma butelkami w rękach.—To gdzie znajdę otwieracz? Chyba że od razu chcesz przejść do mocniejszego tematu. Zostajemy tu czy chcesz iść do pokoju? Dodała jeszcze, opierając się biodrami o kuchenne szafki i ruchem głowy odgarniając swój warkocz na plecy. Kilka luźnych kosmyków otaczało jej twarz, zadziornie muskając końcówkami szyję. Ruda jednak skupiła wzrok na twarzy Beatrice. Odstawiła butelki obok siebie, krzyżując następnie ręce pod biustem.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Znały się lepiej niż Beatrice znała kogokolwiek innego. Nessa była dla niej niczym kolejna siostra, ale znacznie lepsza niż ta rodzona. Wiedziała, że kuzynce mogłaby powiedzieć wszystko, poprosić o pomoc w każdej sprawie i ruda pewnie na głowie by stanęła, gdyby tylko to mogło pomóc Bei w rozwiązaniu jej problemu. Nic więc dziwnego, że tak szybko wyczuła, że może nie do końca wszystko jest z jej przyjaciółką ok. Podobało jej się to, z jaką swobodą Nessa zaczęła poruszać się po jej domu pomimo faktu, że nie często tutaj bywała. Nie potrzebowała zaproszenia do tego, aby się rozgościć, czy poczuć jak u siebie w domu, bo już po chwili rude włosy latały wszędzie, po całym pomieszczeniu. I dobrze, chyba ostatnio Triss brakowało kogoś, kto wprowadzał takim zamęt i rozgardiasz, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ona sama zaczęła popadać w jakiś letarg, rutyna zaczynała ją dobijać i nic nie zapowiadało się na to, aby coś w tej kwestii miało się zmienić. Tylko praca, dom, praca i może czasami jakieś wyjście dokądś. Choć ostatnio i to nie zdarzało się często. Ktoś taki, jak Nessa był jej w tym momencie cholernie potrzebny, aby po prostu mogła przetrwać, zrobić coś innego niż to, co nakazywała smutna rzeczywistość. Prychnęła cicho po słowach przyjaciółki i nieprzyjemnie zmrużyła oczy. -Oszukiwali nas od maleńkości. Nawet nie wiesz, ile bym dała, aby znów wrócić do Hogwartu i mieć o wiele mniej zmartwień niż w tym momencie. - burknęła pod nosem, po czym złapała za siatki, które przytaszczyła ze sobą panna Lanceley i podążyła do kuchni. Patrzyła, jak przyjaciółka rozpakowuje sterty śmieciowego żarcia i jeszcze większe ilości alkoholu. Że też ktoś tak drobny jak ona, miał siłę aby targać tak duże zakupy jak te. Przecież wystarczyło powiedzieć, Bea z chęcią by jej pomogła w tych zakupach. A tak, pozostawało tylko podać jej otwieracz. Sama nie zamierzała się patyczkować. Na przestrzeni lat nauczyła się czegoś, z czego w ogóle nie była dumna i czym nigdy nie pochwaliła by się w domu rodzinnym. Ale przy Nessie to co innego. Dlatego złapała jedną z butelek i otworzyła ją zębami, czemu towarzyszyło piękne syknięcie. - Zdecydowanie lepiej, abyśmy rozsiadły się w salonie. - powiedziała i ruszyła w tamtym kierunku, z różdżką w jednej dłoni, a piwem w drugiej. Krótko nią machnęła, dzięki czemu paczka kupionych przez Nessę chipsów wdzięcznie poleciała za nią w kierunku salonu i wylądowała na niskiej drewnianej ławie. Sama Beatrice rozsiadła się wygodnie w jednym z foteli i zdrowo pociągnęła piwa. -Wiesz, że nawet udało mi się coś do jedzenia przygotować na ciepło? Dumna powinnaś ze mnie być, bo nawet nie spaliłam wszystkiego na wiór! - dodała po chwili, szczerząc zęby w kierunku rudzielca. -Ale może lepiej zacznij opowiadać co się u Ciebie dzieje, bo z tego co widzę, to też nie bywa idealnie. - cóż, problem między tymi kobietami polegał na tym, że obie były cholernie spostrzegawcze i Beatrice od razu widziała, że wiele się mogło ostatnio zmienić w życiu panienki Lanceley. Dlatego czuła, że w jej obowiązku leży dowiedzenie się wszystkiego i pomoc w razie możliwości.
Wybacz, że dopiero teraz, ale miałam ostatnio naprawdę kilka ciężkich dni i nie w głowie było mi pisanie na forum :(
Tak, Beatrice była osobą, której Nessa ze spokojem mogła powiedzieć absolutnie wszystko. Plany, marzenia, sukcesy, porażki. Dziewczyna nigdy nie patrzyła na nią z góry pomimo tego, że była starsza. Nie krytykowała jej głupich błędów młodości, albowiem była na tyle inteligentna, że wiedziała, że dziewczyna musiała sama przez to wszystko przejść. Zawsze jednak jej słuchała, starała się pomóc rudej obiektywniej spojrzeć na sytuacje i wyciągnąć wnioski, zrozumieć. Nawet jak zrobiła coś złego, to Dearówna zawsze dla niej była. Działało to w dwie strony — niezależnie od dnia i godziny, ruda zawsze zjawiłaby się przy swojej najlepszej przyjaciółce i bez zbędnych pytań, zrobiła wszystko to, co prosiła. Bea miała również dość gwałtowny i temperamenty charakter, jednak w tym ducie była znacznie bardziej rozsądna i mniej butna od Lanceleyówny. Na usta wkradł się rozbawiony uśmieszek, gdy ciemnowłosa zrobiła swoją minę numer trzy i jej twarz przybrała minę niezadowolonego z sytuacji kota. Dlatego też to zwierzę przypasowała dziewczynie. Kiwnęła głową na jej słowa, myślami wracając do beztroskich lat nauki w Hogwarcie. Niby studia to samo, ale bycie dzieckiem i brak jakichkolwiek problemów dorosłych odczuwało się najlepiej do szóstego roku. Potem były egzaminy, pytania o przyszłość i wszystkie inne paskudztwa. — Domyślam się skarbie. Z drugiej jednak strony.. Ile dobrych i zakazanych rzeczy doświadczyłaś, jako czarownica dorosła? Pomyśl o tym. Wszystko ma dwie strony medalu. A Ty akurat, jestem pewna, że świetnie odnajdujesz się w każdym etapie swoje życia.— westchnęła, śledząc jej poczynania swoimi brązowymi oczyma, poprzez odwrócenie głowy przez ramię. Domyślała się, że dla bezpieczeństwa swojego i całej dzielnicy, pójdzie za nią do kuchni. Nessa była niczym tornado, nigdy nie wiadomo było, czego właściwie można się po niej spodziewać. Ruda omiotła spojrzeniem wnętrze, wkładając sobie do ust kolejnego chipsa. Niezdrowe, tłuste, paskudne i kaloryczne przekąski smakowały pomimo swoich wad do alkoholi wybornie. Wiedziała jednak, że aby nie spić się niczym chłop na weselisku, prędzej czy później będą musiały zjeść coś pożywniejszego. Skupiła wzrok na kolorowej paczce słonej przekąski, wydając z siebie kolejne mruknięcie zadowolenia. Geniusz stworzył te plasterki. Z zamyślenia wyrwało ją grzebanie w szufladzie. Podążyła wzrokiem za przyjaciółką, jednocześnie pozbawioną okruszków dłonią odgarniając kosmyk włosów za ucho. Uśmiechnęła się na dźwięk otwieranej butelki, biorąc następnie od niej otwieracz i robiąc to samo. Słodkawy, chmielowy zapach uderzył w jej nozdrza i wtedy właśnie stało się coś nieoczekiwanego! Gdy tak sobie kontemplowała nad idealnym określeniem piwa, zły kocur machnął różdżką i jej święta paczka uciekła jej z rąk, uciekając w powietrzu w stronę salonu. Teraz to ona prychnęła niczym niezadowolony ryś, robiąc podkówkę. —A idź Ty chipsowy kradzieju!—mruknęła w jej stronę z udawaną obrazą, zgarniając w rękę reklamówkę z resztą przekąsek i grzecznie udając się za nią do salonu, próbując złapać lewitującą paczkę. W międzyczasie nie omieszkała pociągnąć łyka alkoholu z butelki, delektując się charakterystycznym, cierpkim smakiem. Gdy obiekt jej westchnień wylądował na ławie, bezceremonialnie położyła się na podłodze — opierając plecami o kanapę i mając tym samym idealny widok na przyjaciółkę. Kolejny łyk piwa i kolejna porcja równie rudych co ona plastrów ziemniaka dodatkowo pozwoliły się jej skupić na słowach kobiety. Uśmiechnęła się, wzruszając delikatnie ramionami. — Jestem z Ciebie dumna! Na Merlina, Bea — dorastasz! Będziesz idealną żoną i panią domu!—odparła głosem pełnym dumy i podziwu, nie spuszczając z nich spojrzenia orzechowych oczu. Na jej słowa roześmiała się, machając wolną ręką w powietrzu. Trochę teatralnie, ale mimikę i gestykulację miała równie silnie umiejscowioną w sposobie bycie, co złośliwość.—Jak to u mnie. Nic specjalnego się chyba nie wydarzyło.. Zajęcia, prace domowe, stękanie rodzicom o motor. Chociaż ostatnio moje życie towarzyskie w magiczny sposób się rozbujało. Mamy w Hogwarcie coraz to więcej szaleńców Panno Dear! Mów jednak co u Ciebie! Mam wrażenie, że to znacznie ciekawsze i pikantniejsze niż moje nudne i grzeczne życie!
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Fakt, Nessa niepodważalnie miała rację. Wszystko miało dobre i złe strony, ale Beatrice była zbyt dumna, aby przyznać jej rację. Bo przecież dorosłość nie niosła za sobą tylko i wyłącznie "bólu i cierpienia". Było w niej wiele czasu i możliwości na realizowanie swoich marzeń, potrzeb. Na robienie czegoś poza nauką kolejnych zaklęć, czy chociażby warzenia kolejnych eliksirów. Ale czy były na to chęci? Kiedy Trice była młodsza, to i z tym wszystkim było łatwiej. Teraz, bywało po prostu różnie i należało ten fakt bezwzględnie zaakceptować. Nie można było z tym polemizować, bo było to bezcelowe. -No niby tak, ale to nie znaczy, że zawsze jest super kolorowo. Nawet ja mam słabsze chwile. - rzuciła luźno, zastanawiając się, czy faktycznie się jej takie przytrafiały. I dopiero po chwili przypomniała sobie wydarzenia z przed ponad pół roku. Ten ból w sercu, który ją wtedy ogarnąć. Chęć mordu i własnej śmierci. Tego, aby przestać istnieć, od tak, po prostu. -Chociażby moje rozstanie z Maxem. To był dla mnie cholernie trudny czas. - sądziła, że uporała się z tymi uczuciami już dawno, ale prawda była taka, że nie czuła się wciąż komfortowo myśląc o Lambercie, a co dopiero o nim wspominając, nawet w obecności najlepszej przyjaciółki. To był dla niej naprawdę trudny czas. Ciężko to wszystko zniosła. Na kolejne słowa rudej, pokazała jej język i brzydko się wykrzywiła. Jakoś nie wyobrażała sobie momentu, w którym to miałaby zostać żoną, panią domu, a co dopiero matką. To były zdecydowanie zbyt odległe czasy. -Ta, jasne. Wiesz co, jakoś nie pali mi się do tej roli życia. - burknęła upijając spory łyk piwa. Leniwie przeczesała wolną dłonią wciąż mokre jeszcze włosy patrząc w bliżej nieokreślonym kierunku. Poza tym, aby być żoną, należało jeszcze mieć kandydata na męża. A jeśli o to chodziło, cóż, nie było najbardziej kolorowo pod tym względem w życiu panny Dear. Ostatnio jednego kandydata na kogoś więcej niż przyjaciela, dosyć skutecznie wypłoszyła. Do tej pory czuła, że to nie jest odpowiednie. Że Claude powinien być blisko. A nie miała z nim niemalże żadnego kontaktu, od ponad miesiąca czasu. Nie było jej to na rękę. W ogóle. Strach przyznać, ale przez ten niedługi czas ich znajomości, zdążyła się mocno przywiązać do tego rudzielca. Eh... Same rudzielce w jej życiu... Chociaż tyle dobrego, że miała niemal stu procentową pewność, że Nessa jej nigdy nie opuści. -Szaleńców? - wykazała zainteresowanie tematem. Pochyliła się do przodu i wzięła z paczki kilka chipsów po czym wrzuciła je sobie łapczywie do ust. -Przecież ty uwielbiasz szaleńców, więc pewnie czujesz się wśród nich jak ryba we wodzie. - wydusiła, co wcale nie było łatwe zważywszy na fakt, jak bardzo miała zapchane usta przekąską. Przełknęła to w momencie, kiedy Nessa wspomniała o tym, aby to Beatrice pochwaliła się swoimi wyczynami życiowymi. I w sumie dobrze, że to zrobiła, bo w innym wypadku, wszystko powrotnie wylądowałoby na poza jej organizmem, pięknie zdobiąc przestrzeń jej salonu. -U mnie nie ma się czym chwalić. Praca, dom, praca, dom. Czasem wyjdę z kimś, czasem odwiedzę rodziców. Ostatnio nawet udało mi się odtrącić od siebie dobrego kolegę. - ostatnie słowa wypowiedziała z pewną dozą goryczy, jakby zła, że Claude śmiał się od niej odwrócić. -Nic specjalnego. Jest wszystko ok. - wykrzywiła się brzydko. Wcale jej się nie podobało, że Claude miał ją w dupie! I wcale nie było jej z tym ok. Ale była zbyt dumna, aby to przyznać. W końcu, jak to tak, żeby ona, Beatrice Dear, była od kogoś zależna i potrzebowała kogoś? No kto by pomyślał!
Ruda wiedziała aż za dobrze, że kot nie przyzna się wcale do błędu i nie przyzna też, że ktoś poza nim mógł mieć rację. Uwielbiała ten jej mocny charakterek! Obydwie były silnymi i dość niezależnymi kobietami, tylkotylko że Lanceleyówna częściej używała pięści bądź naruszała czyjąś przestrzeń osobistą. Bea natomiast była mistrzem w oznajmianiu swoich decyzji tonem, który sprzeciwu raczej by nie zniósł. Były duetem idealnym na każdą okazję. Uśmiechnęła się pod nosem, lustrując widocznie skonsternowaną czarnowłosej. Była dumnym stworzeniem, ale ich znajomość trwała już tyle lat, że Nessa nie miała problemu z dostrzeżeniem jej ledwo widocznych oznak przyznania komuś racji po cichu. Świat był naprawdę bezwzględny i każdy musiał w pewien sposób przyjmować to, co zsyłał na niego los, jednak nie zabronił odrobiny walki o swoje i psucia planów przeznaczeniu, prawda? Musiała jednak przyznać, że kobieta świetnie radziła sobie w dorosłym życiu. —Każdy ma słabsze chwile kocie. Gdyby nie one, to jak byśmy mogli wzmacniać nasz charakter? Kurwa, ale się ze mnie przez te studia filozofka zrobiła.—zaczęła, kręcąc z niedowierzaniem głową. Zrobiła solidny łyk zimnego, cierpkiego piwa. Chmielowy smak sprawił, że mruknęła zadowolona, świdrując wzrokiem przestrzeń przed sobą, wolną dłonią odrzucając kosmyki rudych włosów gdzieś na bok, żeby jej nie przeszkadzały. Prychnęła na wzmiankę o ex- narzeczonym swojej przyjaciółkę, obdarzając biedną paczkę chipsów pogardliwym spojrzeniem. Najchętniej wyrwałaby mu jaja za to, co zrobił i jak wiele łez u niej wywołał. Gdyby nie to, że kobieta prosiła rudą o rozwagę, to dawno poszłaby skopać mu ten chciwy stosunków tyłek, zapewne wylatując przy tym ze szkoły. No cóż, przyjaciółka była ważniejsza — w tamtej chwili przynajmniej, jednak gdy ochłonęła i przemyślała sobie jak bardzo Dearówna obwiniałaby się za jej kłopoty, dała spokój. — Nie przypominaj mi o tym palancie! Nie powinnaś była mnie wtedy powstrzymywać, gnój by skończył z samymi wiśniami, bez ogonka. Mruknęła, posyłając jej krótkie spojrzenie. Beatrice wiedziała jakie zdanie na ten temat ma ruda, że w tej sprawie i tak jej nie przegada, nie skłoni w żaden sposób, aby mu wybaczyła. Nie i już. Dziewczyna sięgnęła do reklamówki z przekąskami, która leżała nieopodal. Otworzyła kolejną paczkę — tym razem chrupek serowych. Zgarnęła kilka do buzi, popijając piwem. Korzystając z okazji, że nogi miała na podłodze — stopami zsunęła ze stóp swoje wysokie szpilki, pozwalając opaść im niedbale na dywan. Zaśmiała się pod nosem na jej optymistycznie brzmiące stwierdzenie, przenosząc na nią spojrzenie brązowych oczu. — Nie? Oh, Bea, kiedy ja będę pierwszą druhną u Ciebie na ślubie? Nawiązując do tematu, nie sądziłam, że Doriena pogoni przed ołtarz..—odparła z westchnięciem ni to rozbawienia, ni to rezygnacji. Nigdy nie przyznała się przyjaciółce, że jej brat był obiektem jej zainteresowań, gdy była jeszcze młoda i głupia. Na szczęście wyrosła, zmądrzała. Doszła do wniosku, że związki do niej nie pasują. Kolejny łyk alkoholu sprawił, że zostało jej pół butelki. Położyła się wygodniej, przysuwając do siebie otwartą paczkę serowych krążków. Nie potrafiła zrozumieć, czemu tak wspaniała i bystra kobieta, jaką była Beatrice, jest sama. Bo siebie to rozumiała — była młoda, głupia i nikt o zdrowych zmysłach by jej nie zechciał, więc nawet nie brała ewentualnych romansów pod uwagę. Była kumplem. Nawet nie zauważyłaby zainteresowania. Zmarszczyła nos, unosząc nieco brwi na niezbyt wyraźne słowa przyjaciółki, śmiejąc się pod nosem z chomikowatych policzków.— Nie wiem, jak czuje się ryba w wodzie, bo przecież niezbyt się lubimy. Masz jednak trochę racji, coś jest w personach z dziwnych i szalonych, co przyciąga moją uwagę. Lubię chyba nietuzinkowych ludzi. Chociaż wiesz? Ostatnio lubię za dużo osób i za bardzo się angażuje, całkiem niepotrzebnie pewnie. Bokiem mi to wyjdzie. Zauważyła w końcu z poważną miną i równie pewnie brzmiącym głosem. Ojciec zawsze powtarzał, że tego typu relacje nie przynoszą na dłuższą metę czegoś dobrego. Skoro miłość była tylko reakcją chemiczną, popęd seksualny stanowił zaspokojenie pierwotnych instynktów, to jak było z przyjaźnią? Przeniosła spojrzenie gdzieś w przestrzeń przed sobą. Kota oczywiście nie zostawiłaby nigdy. — Twoje życie brzmi bardzo monotonnie. Zrób coś z tym mała, bo jak się zapętlisz to koniec. Zaraz wakacje, może jakiś szalony i spontaniczny wyjazd?—zaczęła z nutką prowokacji w głosie, puszczając jej oczko. Doskonale wiedziała, jak dzikie wyjazdy miała Nessa na myśli. Nie spodobało się jednak rudej kreaturze to, że odtrąciła kogoś d o b r e g o. Skoro ujęła to w taki sposób... Westchnęła, krzyżując ręce pod biustem i skupiając wzrok na jej twarzy. — Skoro jest fajny — KTO TO JEST? Boże, dziewczyno — łap byka za rogi. Jak go lubisz, jak Ci się podoba — nie bądź durna i dumna, wyciągnij po niego ręce. Nikt o Ciebie nie będzie walczył, jeśli nie zobaczy, że sama o siebie i swoje szczęście wojujesz. Jak go odtrąciłaś, to teraz to napraw. Bądź sobą, a będzie Twój. Wywróciła oczyma, biorąc kolejny łyk piwa. Ludzie to sobie sami to życie komplikowali, naprawdę.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Parsknęła śmiechem szczerze rozbawiona tym, co powiedziała Nessa. Z nich dwóch zazwyczaj to Beatrice była ta spokojna, zrównoważona, ta która wiedziała jak się zachować i kiedy pozwolić sobie na chwilę zapomnienia. To Nessa zawsze była tą, której szybciej było to dziwnego i złego zachowania. A teraz? Ruda zachowywała się jak jakiś filozof, który to poznał wszystkie, tajne i nietajne, aspekty życia i postanowił otworzyć swoją aśramę w dalekich Indiach. Na Merlina... Do czego to doszło? -Nessa, może skończ już faktycznie z tym wymądrzaniem się? Nie do twarzy Ci z tym - zachichotała jak mała dziewczynka na samą myśl, że coś takiego miałoby zostać jej przyjaciółce na stałe. Może i było to wredne, ale nic nie mogła na to poradzić, że w obecności panny Lanceley puszczały jej wszelkie hamulce. Również upiła sporo z pozostałej porcji piwa, kontemplując nad życiem i tym, co się w nim ostatnio działo. Fakt, wiedziała, że tylko jej słowa powstrzymywały Nessę przed dotkliwym skrzywdzeniem Maxa. Ale ona nie chciała tego dla niego. Chciała zamknąć ten temat. Zapomnieć o wszystkim i pójść dalej. Nie miała ochoty na ponowne rozdrapywanie starych ran i zamartwianie się, czy aby jest to dobre. Bo wiedziała, że nie jest dobre. I nie chciała tego robić. -A właśnie, że powinnam! Tylko byś napychała sobie biedy przez niego i nic dobrego by z tego nie wyszło. Co by Ci dała zemsta prócz faktu, że poczułabyś się lepiej? Mnie by to w żaden sposób nie pomogło. - odpowiedziała rezolutnie. I teraz to Nessa musiała przyznać rację przyjaciółce. Bo Beatrice miała pełną świadomość faktu, że pod tym względem ruda nie mogła się z nią kłócić. Wiedziała, że tak powinno to być i nie zamierzała polemizować na ten temat. Nie ważne, kto by to był, chciała ten temat traktować jako zamknięty. Ponownie sięgnęła do paczki chipsów i zjadła ich kilka, jednak z mniejszym zapałem, niż poprzednio. Raczej z łakomstwa, niż z głodu po nie sięgała. Wzmianka o Dorienie sprawiła, że zmarszczyła brwi nie do końca zadowolona z nagłej zmiany tematu. Dla niej temat tego ślubu był po prostu komicznym i zdecydowanie coś jej w tym wszystkim nie grało. - Nawet mi o tym nie przypominaj. To się kupy dupy nie trzyma, ale Dorien na siłę będzie wszystkim wmawiał, że to normalne. - uniosła się nagle i wyprostowała w fotelu, wpatrując w Rudą przenikliwym spojrzeniem. -Ty wiesz, że on nawet nic nie wspomniał wcześniej o tym ślubie dopóki nie dostałam zaproszenia? Rozumiesz to? Rodzinie swojej nie powiedział o tym wcześniej! A ze dwa miesiące przed tym, nim ogłosił swój ślub, całował się z moją przyjaciółką, Yvonne, twierdząc, że jest w niej zakochany! - musiała wypluć z siebie jad, który dusił ją od dłuższego czasu. Przez tą całą sytuację nie była sobą. I nie mogła zrozumieć, jak Dorien mógł zrobić coś takiego. I co tak właściwie się stało, że tak szybko ślub zaplanował z tą całą Aurorą. -A może właśnie nie wyjdzie? - zaprzeczyła z dużą dawką pewności siebie w głosie. -A może właśnie dobrze, że socjalizujesz się w końcu z ludźmi i angażujesz się w coś jeszcze niż tylko granie na kolejnych instrumentach? Wstała z miejsca i upiła łyk, nim odstawiła butelkę na stolik. Podeszła wolno do okna rozkoszując się przepięknym widokiem na całą dolinę, jaki się przed nią otwierał. Uwielbiała to miejsce i szybko poczuła się tu jak u siebie w domu. Za nic nie zmieniłaby tego miejsca na jakiekolwiek inne. -Jedźmy gdzieś. Może do Hiszpanii? Albo do Florencji? Nigdy nie byłam we Włoszech. - odwróciła się tyłem do okna i oparła pośladkami o parapet. Była w tym momencie całkowicie poważna, za jej słowami nie kryła się żadna kpina czy drwina. -Wakacje z Tobą to byłaby czysta przyjemność. I z pewnością nie skończyłoby się to dobrze. - wyszczerzyła się na samą myśl, jakby to wszystko mogło wyglądać. Nocne hulance, podrywanie kogokolwiek, byle by było ciekawie, poznawanie kultury innych krajów. Może właśnie tego było potrzeba Beatrice? Wywróciła oczyma słysząc cenne uwagi przyjaciółki. Już zapomniała, jak narwana potrafiła być Nessa. A przecież to nie było wszystko takie łatwe i proste. To było o wiele bardziej skomplikowane. A przynajmniej tak malowało się w głowie szatynki. -Znasz go, a właściwie poznałaś w Egipcie. - machnęła ręką, jakby to był w ogóle nieistotny fakt, że miała na myśli Clauda. -Ness, to nie jest takie proste, jakby Ci się wydawało. Co z tego, że może i COŚ do niego poczułam. Ale żeby nie było, nie mówię, że tak jest. - uniosła ręce, jakby w geście obronnym, patrząc cały czas na Rudą. Zamilkła na chwilę przygryzając dolną wargę. Zastanawiała się, jak właściwie powiedzieć to, co najbardziej jej leżało na sercu. Że bardzo, zdecydowanie za bardzo polubiła Clauda, ale wiedziała, że nic z tego być nie może.-On jest mugolakiem. Bez chociażby kropli czarodziejskiej krwi. Myślisz, że moi rodzice byliby w stanie coś takiego zaakceptować? Całe życie by mi wypominali fakt, że mam z kimś takim coś więcej do czynienia. - naprawdę dręczył ją ten fakt i nie umiała sobie poradzić z tym problemem. -Nie wiem, naprawdę nie wiem, czemu on się teraz do mnie nie odzywa. Nie odpisuje na listy, nie zaprasza nigdzie, nie wiem co się z nim dzieje. Nie wiem, czy ostatnim razem zrobiłam coś nie tak, czy co. To wszystko nie tak powinno wyglądać. Najlepiej by było, jakbym go nigdy nie poznała.[/b][/b]
Dołączyła do salwy śmiechu przyjaciółki, rozbawiona swoim dojrzałym podejściem do życia. Pewnie wywołało to zmęczenie, bo jak inaczej wytłumaczyć nagłą chęć filozoficznych rozmów? Pokręciła w śmiechu z niedowierzaniem głową, ostawiając butelkę piwa nieco na bok. Wciąż jednak pozostawała w zasięgu jej dłoni. Przejechała palcami po rudych włosach. — Wybacz skarbie, to Twoja rola. Nie będę Ci zabierała pozycji w naszym duecie. Poza tym! H A L O! —zaczęła z udawanym oburzeniem, które w ułamku sekund zmieniło wyraz twarzy studentki. Teatralnie wyprostowała się, odgarniając kosmyki miedzianych włosów na plecy. Prychnęła niczym niezadowolony ryś, puszczając jednocześnie Beatrice oczko. — Rude jest lepsze! Powinnaś to wiedzieć! Brzmiał na oburzoną, a w rzeczywistości śmiała się w duchu. Cieszyła się, że ich relacja była na tyle głęboka, że obydwie mogły pozostać sobą. Nie musiały się przejmować krytycznym spojrzeniem na wulgarny język, dziwne gesty czy dosadne stwierdzenia. Westchnęła zadowolona, sięgając po kilka serowych chrupek, które zachłannie wepchnęła do buzi. Mocny smak żółtego serca sprawił, że uśmiechnęła się pod nosem i sięgnęła pod wcześniej odstawioną butelkę piwa, popijając. Duże, otulone wachlarzem kruczoczarnych rzęs oczy, skierowały spojrzenie w stronę buzi ciemnowłosej. Wiedziała, że jej kot ma czasem zbyt dobre serce i nie rozumie, że pewne sprawy załatwia się tylko za pomocą pięści. Musiała jednak nawet przed sobą, po cichutku, przyznać, że jej zdrowy rozsądek uratował jej dupę. I to więcej niż raz! Wzruszyła ramionami, grzecznie milcząc i udając skruchę, przyznając jej w ten sposób częściową chociaż rację. Nie zrobiłaby niczego, żeby ją skrzywdzić — skoro to, że dostałby w pysk, nie zmieniłoby jej samopoczucia, znaczyło, że powinna przywalić mu znacznie mocniej. Drobne palce o długich, czerwonych paznokciach zacisnęły się na butelce. Zrobiła kolejnego łyka, nie chcąc kontynuować tematu i psuć im nastroju na wieczór. Na wzmiankę o jej bracie i jego ekscesach, wywróciła teatralnie oczyma. No tak, casanova od siedmiu boleści. Ta jego decyzja o ślubie musiała z pewnością wbić w zaskoczenie rodziców. Widziała to uniesienie, złość w oczach. — Ah, jak zwykle kipi odpowiedzialnością. —zaczęła, powstrzymując się od śmiechu, przygryzając dolną wargę. Jak mogła być nim zauroczona kiedyś? Była taka głupia! Całe szczęście, że wyrosła i Dorien jej minął, nie był aż tak interesujący i przystojny jak w piątej klasie. Pozostawał jednak w niej pełen sentyment. Pierwsze zauroczenie zawsze zostawiało po sobie jakiś ślad.— Może spotkał miłość swojego życia, skąd wiesz? To chemia, nie mamy na to wpływu. Aczkolwiek nadal nie wyobrażam sobie tego byczka z obrączką. Komiczne. Współczuję przyszłej małżonce. Ciężko będzie zatrzymać go w miejscu. Swoją drogą, wiesz, że mnie też zaprosił? W ogóle zaprosiłaś już kogoś? Zapytała z ciekawością w głosie, przenosząc w końcu spojrzenie gdzieś w przestrzeń przed sobą. Nie miała pojęcia, która z panien obecnych w jego życiu dostanie ten zaszczyt noszenia nazwiska "Dear", jednak strasznie współczuła Beatrice. Ciężko cieszyć się szczęściem brata, gdy skrzywdził przyjaciółkę. Dlatego też Nessa nigdy jej nie powiedziała i pewnie nie powie. Na potwierdzenie tego, duszkiem, szybciutko, opróżniła butelkę piwa. Czemu alkohol pozwalał tak się zrelaksować? Na jej słowa przekręciła głowę w bok, posyłając jej pełne niedowierzania spojrzenie. — Naprawdę w to wierzysz? Bea, skarbie, kurwa. Ja się tak nadaje do socjalizacji jak Ty do grania na skrzypcach. Poza tym z instrumentami jest znacznie bezpieczniej.—rzuciła równie pewnym głosem, podciągając się do góry i siadając wygodniej. Nadal opierała się plecami o kanapę, tym razem jednak podciągnęła pod siebie kolana i objęła nogi rękoma, wzdychając ciężko. I tak już było za dużo osób, do których w jakiś sposób się przywiązała. Podążyła za nią wzrokiem. Coś ją męczyło, targało myślami tym ślicznym łbie. Nessa śledziła ją wzrokiem, nieco zaniepokojona. Musiała postępować ostrożnie — będzie gotowa, to sama powie. Wydała z siebie ciche mruknięcie zadowolenia, odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy. Wędrując oczyma duszy do słonecznej Hiszpanii lub Włoch, gdzie pełno było atrakcyjnych mężczyzn, dobrego alkoholu i głośnych imprez. — Mhmmm.. Widzę, te dzikie noce. Na chwilę mogłybyśmy zapomnieć, kim jesteśmy, co musimy zrobić i na co uważać. Zapomnieć o tym, jak bardzo nazwisko ma wpływ na nasze życie. I te gorące, opalone ciastka, gotowe do sięgnięcia po nie ręką.. Jestem za! Boże, Bea jedźmy. Znam nawet kogoś, kto mógłby pomóc nam z miejscem zamieszkania. —odparła rozmarzonym nieco tonem, widząc je w pięknych kostiumach na imprezie na plaży. Wiedziała też, że Enzo zapewniłby im lokum, gdyby go tylko poprosiła i ewentualnie zaciągnęła ja jedną z tych szalonych zabaw. Obydwie potrzebowały oderwać się od codzienności, poznać trochę świata i zająć się sobą. Ten wyjazd byłby idealną okazją do jeszcze mocniejszego zaciśnięcia ich więzi. Z błogiego rozmarzenia wyrwały ją słowa szatynki, sprawiając, iż uniosła gwałtownie powieki w akcie zaskoczenia. Jak poznała go w Egipcie? Ruda zerwała się na równe nogi, drepcząc pośpiesznie do swojej przyjaciółki i obejmując ją, kładąc głowę na jej ramieniu. —O nieee! CZEMU nie powiedziałaś mi wcześniej, że to Pan Entuzjastyczny! Byłabym dla niego milsza!— jęknęła przepraszająco, zerkając na nią ukradkiem. Minę miała skruszonego psa, usta ułożone w podkówkę. Była troszkę paskudna wtedy, marudziła. W końcu rozluźniła nieco uścisk, przysiadając na parapecie okna, obok którego stały. Objęła ramiona dłońmi, wpatrując się w czarnowłosą. Cholera, jak miała jej pomóc, kiedy jej doświadczenie z mężczyznami było zerowe i nigdy się nawet nie całowała?—Skoro poczułaś cokolwiek, zależy Ci.. Powinnaś walczyć. Dobrze jest mieć taką osobę. Będziesz żałowała, jak odpuścisz, nie spróbujesz i nigdy się nie przekonasz.. Mruknęła cicho, kontynuując i przenosząc spojrzenie gdzieś w przestrzeń przed sobą. Westchnęła cicho, idąc jej śladem i zagryzając dolną wargę. No tak... Tu spraw się komplikowały. Wiedziała jakie podejście do osób niemagicznych miały głowy ich rodów. Były czysto-krwiste, pochodziły ze skorowidza. Nie mogli im pozwolić na zniszczenie linii, zabicie historii. A przynajmniej nie ustąpią im tak łatwo. Beatrice i tak miała sytuację lepszą od Nessy, ich było więcej — ona jedna, pierworodna. —Myślę, że możesz mieć z tym problem. Wiesz, że ja nic nie mam do mugoli, ale.. Jesteś Dear, masz obowiązki i będą używać ich jako argumentów przeciw temu związkowi. JEDNAKŻE masz rodzeństwo, nie musisz szukać męża o czystej krwi, bo ma kto przeciągnąć u was czystą linię. Ryzyko jest, ale warto. Lepiej spróbować niż potem całe życie zastanawiać się, co by było, gdyby... —zaczęła cicho, posyłając jej krótkie spojrzenie. Widząc jednak minę dziewczyny, wysunęła w jej stronę ręce i przytuliła ją mocno, zaciskając palce na jej plecach. Była w kropce. Chciała, a paraliżował ją ten głupi strach. — Nie mów tak! Dobrze, że go poznałaś.. Sposób, w jaki o nim mówisz. Ehh, Kocie. Nie czekaj, aż on napisze i się odezwie. Sama przejmij inicjatywę, co Ci szkodzi? Jesteś piękna, mądra i jestem pewna, że w gruncie rzeczy dla Twoich rodziców Twoje szczęście będzie najważniejsze. A jak ktoś Ci go sprzątnie sprzed nosa? Wyglądał na miłego, porządnego człowieka. Nic nie zrobiłaś źle. Nie dziw się mu, że spanikował — mówiłam Ci już, jesteś Dear. To wyzwanie. Zobowiązanie.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Tak, pomiędzy tymi dwiema, podziały ról zostały już dawno ustalone. Każda miała swoje własne zadanie i pilnie się go trzymała. Nessa odpowiadała za sianie spustoszenia, a Beatrice za temperowanie jej charakteru. Chociaż niejednokrotnie to Ruda musiała wykazywać duże pokłady cierpliwości i zatrzymywać przyjaciółkę przed dziwnymi czynami. Słysząc, że rude jest lepsze, nie mogła się powstrzymać. Dlatego, skupiła się mocno i wyobraziła sobie, jak jej krótkie, czarne włosy, zamieniają się w długie, rude fale, niczym te, które miała Nessa. Spojrzała w prawo, gdzie jak wiedziała, na przeciwległej ścianie jest lustro. -Chyba śnisz, że rude jest lepsze - prychnęła. W jej odczuciu, wyglądała kuriozalnie z taką fryzurą. Wstrząsnęła głową, a jej włosy wróciły do swojego naturalnego wyglądu. -O, tak jest o niebo lepiej! W sumie nie wiedziała, po jaką cholerę była jej ta demonstracja, w końcu na co dzień nie chwaliła się na prawo i lewo zdolnością wrodzoną, którą posiadała. To chyba również był dowód na to, że w obecności Nessy czuła się tak swobodnie, że nie bała się robić czegoś, czego w normalnych okolicznościach nie odważyłaby się zrobić. Proszę Cię! - burknęła pod nosem na wzmiankę o rzekomej odpowiedzialności Doriena. Jakby na potwierdzenie swoich słów, zdrowo pociągnęła z butelki, którą trzymała w dłoni i z delikatną konsternacją zauważyła, że płynu zbyt szybko ubywa. Do niedawna miała go znacznie więcej. Teraz ledwie kilka centymetrów dzieliło ją od szklanego dna. Ale dopiero kolejne słowa Nessy sprawiły, że Bea po prostu musiała wywrócić teatralnie oczami. -Ty chyba żartujesz. Dorien i wielka miłość? Prędzej mnie hipogryf kopnie, niż on coś poczuje do tej laski. Nie wiedziała, bo po prostu nie mogła wiedzieć, jakie relacje panna Lanceley posiada z jej partnerem na weselę brata. Dlatego, tak zupełnie od czapy wypaliła. -Tak, idę z Shawnem Reedem. To mój dobry znajomy, a że nie miałam z kim iść, to poprosiłam go o przysługę. - wzruszyła wolno ramionami, jakby to w ogóle nie było nic istotnego i aspekt nie warty większej uwagi. Bo w jej mniemaniu, tak właśnie było. Shawn to tylko kolega, dobry, który zawsze jej pomagał, kiedy tego potrzebowała. A ona pomagała jemu. Zaśmiała się, kiedy usłyszała to bajeczne porównanie. Fakt, ani jedna, ani druga nie była by w stanie wcielić się w rolę swojej przeciwniczki. Pod tym względem różniły się diametralnie i chyba nic nie zamierzało się zmienić w tym temacie. -Chyba jednak coś w tym jest moja droga. - odpowiedziała tylko, pokazując język. Nessa bywała dziwna. Ale to była jej Nessa. Nie zamieniłaby ją na żadną inną. Jej również wizja wspólnego wyjazdu bardzo odpowiadała. To byłoby takie zupełne oderwanie się od rzeczywistości, odcięcie od tego, co tu i teraz i przez kilka chwil życie marzeniami. Takie wspaniałe. Takie nierealne. A może jednak bardziej realne, niżby się to Trice wydawało? - Wiesz, zawsze chciałam zwiedzać świat. A zwiedzać go w Twoim towarzystwie, to byłaby czysta przyjemność. Może to wcale nie jest taki głupi pomysł. - zawahała się przy ostatnich słowach, ale i uśmiechnęła z rozmarzonym wyrazem twarzy. Bo perspektywa, którą przed nią wytoczyła Nessa była tak kusząca. Kiedy Ruda do niej podeszła, nie omieszkała również delikatnie jej przytulić. Parsknęła śmiechem słysząc jej słowa a propos bycia miłą. To nie było już w ogóle realne i tego nawet Bea nie rozważała. -A co Ci miałam powiedzieć? "Hej, Nessa, uważaj, bo może Claude to facet, z którym się całowałam? Nie wystrasz go"? Serio miałam tak powiedzieć? - kpiła z niej, nic dziwnego, że to robiła. Nie miała ochoty wtedy mówić o tym komukolwiek. W końcu to było tak absurdalne. Przechyliła butelkę i duszkiem opróżniła jej zawartość do końca. A że nie było już tego dużo, to wcale nie zajęło tak dużo czasu. I dobrze, że to zrobiła, bo przyjaciółka właśnie potwierdziła jej najgorsze obawy. Jej nazwisko zobowiązywało. Nie mogła sobie pozwolić na to, aby je splamić. Już wystarczająco nabroiła, kiedy to zdecydowała się na narzeczeństwo z Maxem. Już wtedy została delikatnie skreślona. -Ness, to nie jest takie proste, jakby się mogło wydawać. - westchnęła ciężko przy tych słowach i dopiero po chwili ponownie spojrzała jej w oczy. -Moi rodzice są... Dziwni to delikatne określenie. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że Vivien miała zaaranżowanego narzeczonego? Że mnie też by to czekało, gdyby nie fakt, że zdążyłam się związać z Maxem? Moja rodzina jest popierdolona! Ja nie będę mogła nigdy związać się z kimś, kto ma w sobie chociaż kroplę krwi mugolskiej! No chyba, że chcę, aby mnie wyklęli jak Liama. - nie miło zakończyła ten wywód i to, że to wszystko powiedziała, sprawiło, że poczuła się jeszcze gorzej. Bo wiedziała, że to szczera prawda. Że ewentualny związek jej i Clauda byłby po prostu skazany na niepowodzenie. -Myślisz, że nie próbowałam pisać? - sceptycznie skrzywiła się przy tych słowach. -Oczywiście, że próbowałam. Tylko zawsze dostawałam tą samą, lakoniczną odpowiedź.
Pomimo tego, że miały swoje role — nadal potrafiły się nimi zmieniać, stąd też relacja dwóch kobiet nigdy nie była nudna. Nessa bardzo ceniła sobie jej spontaniczność i niezależność. Wiedziała, chociaż, że wszystko to, co miały, było szczere, albowiem w każdej sytuacji potrafiły się dostosować i stanąć za sobą murem. Na pokaz metamorfomagicznych zdolności Beatrice, które jawnie miały wykpić z jej unikalnej, płomiennej rudości, prychnęła, zachowaniem tym przypominając naburmuszonego rysia. Skrzyżowała dłonie pod biustem, posyłając kobiecie krótkie spojrzenia, kryjące w sobie udawany wyrzut. No bo jak mogła tak jawnie i bezczelnie nabijać się z jej największej dumy? Zdawała sobie sprawę, że ma nudny i paskudny charakter, nie wnosi sobą niczego ciekawego poza ewentualnymi kłopotami, a właśnie dzięki włosom — wyróżniała się z tłumu szaraczków. —Tak Kocie! Na jawie chyba.—burknęła, uśmiechając się jednak zaraz i parskając salwą niekontrolowanego śmiechu. Pannie Dear faktycznie, miedziana burza włosów nie bardzo pasowało, nijak współgrając z twarzą. Znacznie lepiej prezentowała się w czerni. Cóż, przynajmniej nigdy nie musiała martwić się farbowaniem i kosztownymi wizytami u fryzjera. —Faktycznie, nie rób z siebie rudej, chyba że twarz też planujesz zmienić. Chociaż taka jesteś najładniejsza. Dodała szczerze, wzruszając delikatnie ramionami i jeszcze chwilę podążając za nią wzrokiem. Ostatecznie jednak orzechowe ślepia zatrzymały spojrzenie gdzieś w przestrzeni przed sobą, a ona sama pociągnęła kolejny łyk piwa, pozwalając sobie na delektowanie się chmielowym, gorzkawym smakiem. Aż przypomniały się jej czasy, gdy spędzały ze sobą czas za dzieciaka i wtedy najlepszym napojem była lemoniada albo świeży sok. Wybita z kontemplacji nad sokami jej dość żywą reakcją na temat brata, uśmiechnęła się złośliwie pod nosem. Trzeba było przyznać, że Dorien był raczej znany ze swojego zamiłowania do płci pięknej. Nie sądziła jednak, że Dearówna będzie taką pesymistką odnośnie do jego nowego związku! — Może nie będzie tak źle, może ona ma coś w sobie i się zakochał na amen, nigdy nie wiadomo. Piękna, seksowna i dobra w łóżku, stworzona dla niego, pachnąca jak lubi — przecież jest tyle możliwości. Czemu w takim razie brałby z nią ślub tak szybko i nagle? No, chyba że wtopił i to z poczucia obowiązku. Zawsze sądziłam jednak, że najpierw zatańczę na Twoim weselu, nie jego.—zaczęła, chcąc nieco złagodzić sytuację i spróbować sprawić, aby chociaż próbowała dobrze się bawić na zbliżającej się uroczystości. Byli rodzeństwem pomimo wszystko, powinni żyć w dobrych relacjach. Ona nie mając nikogo, czasem jej rodowi tej płodności i liczebności zazdrościła. Na wyznanie dotyczące jej partnera zmarszczyła nieco brew, próbując skojarzyć nazwisko. Czyżby to był ktoś ze szkoły? Miała wrażenie, że gdzieś już się z tym spotkała. Upiła kolejny łyk piwa.— On nie jest z Hogwartu czasem? Miałam z nim zaklęcia, dość specyficzne stworzenie. Czemu akurat Reed? Przez chwilę jeszcze próbowała przypomnieć sobie twarz mężczyzny, jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Ahh, gdyby tylko potrafiła przewidywać przyszłość.. Nieświadoma swojego losu dziewczyna westchnęła, odkładając pustą butelkę. Też powinna zastanowić się nad partnerem i sukienką, nawet jeśli nie miała ochoty pójść. Wiedziała, że rodzice ją zmuszą. Ich rody były ze sobą zbyt blisko. Posłała jej pewny triumfu uśmiech, gdy ta przyznała jej rację. Oczywiście, że nie był zły! Był genialny i Nessa była o tym święcie przekonana, układając już w odmętach swojego umysłu wstępny plan na ich szalony, damski wyjazd. No, chyba że Bea postara się z tym swoim gentlemanem i pojadą we trójkę, chociaż nie była przekonana, czy pozwoliłby jej na takie dzikie harce.. Miłość jednak rządziła się swoimi prawami, a nawet jak czarnowłosa się srogo przed nią broniła, zainteresowanie aż biło z jej oczu. Stały koło okna, za którego szybę ruda wyglądała. Nuciła coś cicho pod nosem, dając się ponieść fantazji o imprezie na plaży, najlepiej w bikini i z lejącym się piwem strumieniami. Koniecznie zimnym, porządnym. Może poza Włochami, powinny pomyśleć o Hiszpanii? Lubiła swoją przyjaciółkę przytulać, więc mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem, ukazując dołeczki w bladych licach, gdy ta odwzajemniła gest. Zawsze ją to uspokajało, dawało poczucie bezpieczeństwa i wsparcia. Wydała z siebie zaskoczone "hę" i przekręciła głowę w bok, przyglądając się jej badawczo. I skąd ta kpina? Oparła dłoń na biodrze, wolną dłonią odrzucając rude kosmyki na plecy, posyłając Dearównie pociągłe spojrzenie. — Noo.. Raczej? Mogłaś, chociaż mnie szturchnąć czy coś! Wysłać jakiś znak! Teraz na bank myśli, że masz psychiczną przyjaciółkę. —ton głosu ślizgonki świadczył o tym, że mówiła jak najbardziej poważnie. Westchnęła teatralnie, wzruszając delikatnie ramionami. Musiała przyznać, że nieco zdziwiło ją zainteresowanie przyjaciółki tak pełną euforii istotą, jednak życzyła jej jak najlepiej i skoro tak jej przypadł do gustu, to musiało być w nim coś niezwykłego. Ona sama miała słabość i tendencję do przyciągania ludzi niewątpliwie dziwnych. — Możemy jechać motorem, wracając do wycieczki. Zamierzam go kupić po urodzinach. Brakuje mi jeszcze trochę kasy, a znasz moich rodziców — na to mi nie dadzą. Pracuję więc w tym cholernym barze. Swoją drogą, wakacje już naprawdę blisko.. Milczała, patrząc, jak butelka staje się pusta. Badawczo obserwowała jej ruchy, mimikę twarzy. Czekała aż coś powie, wyrzuci z siebie wszystko to, co leżało jej na sercu. Wiedziała przecież, że młoda Lanceleyówna zostawi to w tym pokoju, nie poruszając tego tematu z nikim innym. Zważywszy na okoliczności, rodzicom ani rodzeństwu wyżalić się nie mogła.. Chociaż Vivi albo Calum mogliby zrozumieć. A może rudej tylko tak się wydawało? Słuchała więc, zagryzając dolną wargę. Oczywiście, że nie było proste, ba — to było niczym spacer po rozgrzanym węglu. Wydawało się jej jednak, że słodka satysfakcja i euforia były warte poświecenia. — Wiesz, że nie jestem ekspertem od związków.. Tak, to nie jest proste Bea. Kto jednak mówił, że będzie łatwo i przyjemnie? Wbrew pozorom, czysta krew to same problemy. Jesteśmy uwiązane obowiązkami wobec swoich rodowodów.—zaczęła ostrożnie, spokojnym głosem. Korzystając z okazji, wsunęła się na parapet, siadając na nim wygodnie. Założyła nogę na nogę, opierając ręce na kolanach. Podparła na jednej z nich buzię, wlepiając twarz w przyjaciółkę, pozwalając by burza włosów zaczęła swobodnie kołysać się w powietrzu.— Tak, wiem.. Vivi wspomniała. Myślisz, że moi są inni? Tylko czekam, aż znajdą mi przyszłego męża.. Wydaje mi się jednak, że czasem w życiu spotkamy osoby, dla których warto poświęcić wszystko. Powinnaś się tylko przekonać, czy to on i czy Twoje serce akurat jego wybrało. Jeśli tak, to myślę, że warto. Zresztą, znasz mnie.. Wiesz, jak podchodzę do rzeczy, których mogę żałować. Wolną dłonią zaczęła bawić się włosami, jakby nieco nerwowo. Przejęła się jej sytuacją. Chciała dla niej jak najlepiej, ale w obecnej chwili musiała po prostu się jakoś przekonać, sprawdzić.. Czy mężczyzna z nadmiarem entuzjazmu był wart postawienia wszystkiego na jedną kartę? Czegokolwiek by jednak nie zrobiła, mogła być pewna wsparcia ze strony przyjaciółki. Zawiesiła spojrzenie w przestrzeni. — Skoro pisanie nie działa, to jedź. Sprawdź na własnej skórze, zrób coś głupiego, szalonego. Nie wiem, stań w drzwiach i go pocałuj, jak je otworzy. Młodość jest po to, żeby popełniać błędy i przekonywać się dogłębnie na własnej skórze, nie? Może on liczy na jakieś zapewnienie z Twojej strony, że traktujesz to poważnie? Może boi się, że ucierpi Twoja reputacja? Te wasze romanse są takie skomplikowane! Jęknęła cicho, zamykając oczy i odchylając głowę do tyłu, wypuszczając powietrze ze świstem. I na co im ta miłość i inne nieszczęścia? Całe szczęście, że ona nie miała takich problemów. Nie była pewna, czy potrafiłaby sobie poradzić z taką ilością niepewności. Lubiła bowiem mieć twardy grunt pod nogami, lubiła wiedzieć i mieć jasną sytuację.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Może i się naśmiewała. Ale tylko troszeczkę i Nessa musiała mieć tego zupełną świadomość. W końcu, znały się nie od dziś i każda wiedziała, na co stać tą drugą. -Wiesz, ja wiem, że ładnemu we wszystkim ładnie, ale nie będę z tym aż tak przesadzać. - nadal się śmiała wypowiadając te słowa w kierunku rudej. Prawdą było, że czasami jej zdolność potrafiła wiele w życiu ułatwić, a niekiedy wręcz odwrotnie, wszystko zagmatwać. Na szczęście ten drugi typ sytuacji zdarzał się Beatrice już prawie wcale. Umiała panować nad swoimi zdolnościami. Chociaż niejednokrotnie zastanawiała się, jakby to było, gdyby była tak, jak inne kobiety. Nie musiała pilnować się na każdym kroku, zawsze zachowywać stosownie. Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Mogłaby być wtedy po prostu sobą. To było zbyt piękne i nierealne marzenie. Czy była pesymistycznie nastawiona względem starszego brata i jego nowej, rzekomej miłości. Tak i miała ku temu swoje powody. Nie miała jeszcze okazji, aby te wszelkie wątpliwości rozwiać poprzez rozmowę z bratem, ale dzięki ostatniemu spotkaniu z Yvonne i Aurorą, wiele nowego się dowiedziała. Całość jej po prostu śmierdziała z daleka i miała jakieś dziwne przeczucia, że nic dobrego z tego nie wyjdzie. Leniwie przeczesała dłonią włosy kontemplując nad własnymi i cudzymi spostrzeżeniami. Faktem było, że nawet Nessa nie mogła jej w tym momencie przekonać. Po prostu nie i już. -Ness, nie bądź naiwna, bo obie wiemy, że taką osobą nie jesteś. - ponownie wywróciła oczyma po czym swoje czarne ślepia utkwiła w wizerunku Lanceley. W jej spojrzeniu czaiła się duża doza powątpiewania co do słów przez nią wypowiadanych. - Dobrze znam mojego brata i nie raz widziałam, jak obracał kobiety między swoimi palcami. Sądzę, że tym razem to musi być coś równie podobnego, z tą różnicą, że tu chodzi o coś znacznie większego, skoro dochodzi aż do ślubu. Nie sądzę, aby chodziło o miłość, może o jakiś posag? - nie zamierzała dopowiadać, że dziwne, nagłe awanse tej kobiety, również nie należały do normalnych zdarzeń. -Tak, chyba miał tam jakiś epizod, ale nie jestem pewna. - skwitowała tylko osobę Reeda z lekkim machnięciem ręki. Bo w tym wypadku, dla niej nie było o czym rozmawiać. Odeszła od parapetu i podeszła do stołu, aby zebrać z niego kolejne dwie butelki piwa, nie specjalnie przejmując się tym, gdzie obecnie znajdowały się poprzednie, które opróżniły. Otworzyła je w bardzo niekulturalny sposób, czyli zębami, nie specjalnie przejmując się stanem swojego szkliwa. -Nessa! Proszę Cię! To by było głupi! - zaśmiała się, wręczając jej otwarte już piwo z głupkowatym uśmiechem na ustach. Sama pociągnęła od razu potężny łyk świadoma faktu, że już się jej lekko zakręciło w głowie. Ale tak był lepiej. Zdecydowanie ciekawiej, niżby mogło być w momencie, kiedy obie z Nessą by się ograniczały. -W takim razie, ustalone, jedziemy wspólnie na wakacje! - zapiszczała radośnie całując z rozmachem Rudą prosto w usta. Nie była pewna, czy ta życzyła sobie aż tak bliskiego kontaktu fizycznego, ale ona bardzo kochała tą dziewczynę. Dlaczego miałaby jej tego nie okazywać? Oczywiście, tak po przyjacielsku! Kiedy Nessa wspomniała o zbliżających się urodzinach, Beatrice uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Przecież miała prezent dla dziewczyny z tej okazji! Jak mogła zapomnieć?! - Zaraz wracam! - rzuciła szybko, podając jej piwo, które niebezpiecznie zakołysało się w środku, a sama pobiegła na górę. Prezent miała ukryty w swoim pokoju i z wyrazem zadowolenia zniosła go na dół do przyjaciółki. -Wszystkiego najlepszego Nessa! - powiedziała, szczerząc się od ucha do ucha i podając dziewczynie niewielki twardy futerał obwiązany czerwoną kokardą. W środku znajdowała się niemal całkowicie czarna altówka. Ale to nie była byle jaka altówka i wiedziała, że Nessa z pewnością to zauważy! Znalezienie jej zajęło dziewczynie sporo czasu. Sama na instrumentach nie znała się najlepiej, ale znała kogoś, kto już tak. Dlatego wiedziała, że ten instrument powstał w 1755 roku jako produkt jednej z najlepszych mugolskich firm tym się zajmujących. Tak! Udała się do mugolskiego świata, aby ten instrument zdobyć, ale cholernie się z tego cieszyła. -Zakończmy już ten temat na dziś, bo serio nie warto - skomentowała tylko słowa Nessy świadoma, że być może ma rację i powinna zrobić coś głupiego i szalonego jak nagłe pojawienie się w jego progu. Ale teraz chciała zobaczyć, jak panna Lanceley cieszy się z nowego prezentu.
Nie mogła się na nią gniewać, nie wybaczyć jej tego naśmiewania się. Za bardzo i za długo ze sobą były, aby obrażać się za takie pierdoły. Ruda więc westchnęła teatralnie, ostentacyjnie machając ręką w stronę przyjaciółki i tym samym dając sobie spokój z dalszą dyskusją na ten temat. Musiała przyznać, że zdolność Beatrice była niezwykle przydatna. Mogła tyle uzyskać, gdyby była gorszym człowiekiem.. Nessa nie raz próbowała sobie wyobrazić, ile mogłaby zadziałać, przybierając twarz kogoś innego. Całe szczęście, że metamorfomagia była rzadka, a tak przynajmniej się jej wydawało. Jaki na świecie zapanowałby chaos, gdyby każdy mógł być kimś innym.. Były też oczywiście wady. Faktycznie, najmniejsza silna reakcja emocjonalna mogła wywołać niekontrolowany i często niezbyt zgodny z gustem Dearówny efekt. Coś kosztem czegoś, niczego nie można było dostać za darmo. Zresztą, niezależne, jaki wygląd dla siebie wybierała lub jaki powstawał w wypadku zbyt dużego zgiełku emocji w sercu i w głowie, dla niej zawsze była taka sama. W końcu chodziło o to, co miała wewnątrz, w sercu. Widząc jej minę, zdała sobie sprawę z ogromnej porażki z prób usprawiedliwiania jej brata. Może dlatego, że tak jak czarnowłosa faktycznie sama w to nie wierzyła? Wykonała więc gest poddania się rękoma, nie spuszczając z przyjaciółki spojrzenia brązowych oczu. —Masz mnie. Próbowałam, chociaż, okej? To też się liczy do dobrych uczynków.—zaczęła z nutką rozbawienia w głosie, próbując ze wszystkich sił się nie roześmiać. Wiedziała, że miała rację. I teraz już całkiem była pewna, że lepiej się stało, że jej miłostka do Doriena sprzed lat była słodką tajemnicą. Oh, jak by się wściekła i na nią, że w ogóle to jej przyszło do głowy i na niego, że wchodził z małolatą w gadki. No, ale młodość rządziła się swoimi prawami i była od tego, aby popełniać błędy.— Myślisz, że Dorien poleciałby na pieniądze? Faktycznie, Twój braciszek zawsze był niereformowalnym kobieciarzem.. Dodała, rozkładając bezradnie ręce na boki i wzruszając ramionami, jakby zdawała sobie sprawę, że na pewne rzeczy nie było wpływu i jedyne co, to można było się z nimi pogodzić. Nic innego chyba czarnowłosej nie zostało, skoro już niebawem Aurora wejdzie do jej rodziny i dostanie jej nazwisko. Ah, oczyma wyobraźni widziała jej szczęśliwą minę podczas rodzinnego obiadu! Komentarz na temat asystenta zaklęć przemilczała, albowiem nie znała go na tyle, aby cokolwiek o nim powiedzieć. Na pewno wyglądał jej na specyficzne, nieco dziwne może stworzenie, jednak cóż, jego sposób bycia nie był jej sprawą. Już miała się odezwać równie entuzjastycznym piskiem, kiedy to Beatrice rzuciła się w jej stronę niczym szalony, głodny wilk na padlinę i zatkała jej usta słodkim buziakiem, na co Nessa zamruczała z zadowoleniem i miała natychmiastową ochotę ją przytulić. Była jedną osobą, która dawała jej takie ładne całusy i sprawiała, że czuła się kochana i potrzebna. Beatrice była dla Lanceleyówny niczym rodzona siostra, której nie miała i kochała ją najbardziej na świecie. Była to miłość czysta, pozbawiona negatywnych odczuć i podtekstów, całkiem naturalna. — Uwielbiam te Twoje reakcję. Dobrze, ale po co...?—rzuciła za nią, opierając dłonie na biodrach i unosząc brew w akcie zaskoczenia. Może o czymś zapomniała? Cóż, westchnęła bezgłośnie i wyciągnęła ręce do góry, przeciągając się leniwie. Upiła też piwo, które dostała i z zadowoleniem rozejrzała się po wnętrzu domu. Nie minęła chwila, a kobieta wróciła, niosąc w rękach futerał. Przekręciła głowę na prawo, wędrując wzrokiem pomiędzy nim, a jej twarzą, posyłając pytające i zaintrygowane spojrzenie. Czyżby chciała grać na skrzypcach? Na jej życzenia uśmiechnęła się i chwyciła za prezent, siadając na podłodze i kładąc futerał przed sobą, zabierając się za rozwiązanie zdobiącej go kokardy. — Dziękuje skarbie, ale nie musiałaś! Wiesz przecież, jak drogie są instru.. O MÓJ BOŻE, CZY TY ZWARIOWAŁAŚ?— zamarła, wpatrując się w czarną, piękną altówkę. Delikatnie przejechała po drewnie opuszkami palców, pozwalając sobie wydać westchnięcie zachwytu. Doskonale wiedziała, co to za skarb.. Bała się zapytać ile musiała jej szukać, a tym bardziej ile za nią zapłaciła! Niewiele myśląc, poderwała się z podłogi, przeskakując przez futerał z cennym instrumentem i rzucając się jej na szyję, tuląc i uśmiechając się pod nosem.— Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie! Skąd wiedziałaś.. Jak ją znalazłaś? Entuzjazmowi rudej nie było końca. Reszta wieczora minęła im naprawdę cudownie. Śmiały się, wspominały i przeglądały stare zdjęcia, pijąc i jedząc specjały przygotowane przez Beatrice. Dawno nie miały okazji spędzić razem tyle czasu! Oczywiście nie obyło się bez małego koncertu, bo ruda nie mogła wysiedzieć bez ciągłego molestowania swojego nowego instrumentu! Nazajutrz zjadły wspólne śniadanie, wypiły kawę i poszły na spacer, a następnie pożegnały się i Nessa wróciła do domu, chcąc przed studiami i pracą zabrać jeszcze trochę rzeczy z Doliny Godryka.
z/t
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Właściwie to nie wiedziała, czemu się na to zgodziła i długi czas zadawała sobie wciąż i wciąż to samo pytanie. Z pewnością jeśli chodziło o Nessę, pomogłaby jej w każdej sprawie. Nawet, gdyby dziewczyna nagle przybiegła do niej i powiedziała, że nie ma gdzie mieszkać, to Beatrice użyczyłaby jej miejsca do spania na ile czasu by chciała. Ale przecież tego drugiego człowieka w ogóle nie znała. Chyba po prostu nie mogła odmówić Rudej, kiedy ta poprosiła o pomoc dla siebie i jej znajomego. Chodziło o podciągnięcie ich umiejętności warzenia eliksirów. Trice nieskromnie mogła powiedzieć, że ma w tej dziedzinie naprawdę duże umiejętności i jeszcze większe predyspozycje. Dla niej ta enigmatyczna dziedzina magii była prosta, pozwalała się odstresować i zapewniała coś na kształt uczucia władzy. Bo wiedziała, że jedne jej niepewny ruch mógł doprowadzić do katastrofy, a jedno nasiono więcej dodane do wywaru, mogło go bezpowrotnie zmienić w coś bardzo strasznego, bądź bardzo wspaniałego. Uczyła się tego od wczesnych lat i zawsze ją do tego ciągnęło. Nic dziwnego, że z tym też postanowiła powiązać swoją karierę zawodową. Umówiła się ze swoimi studentami na godzinę piątą po południu. Była to pora idealna. Pozwalała na zajęcie się bieżącymi sprawami tuż po powrocie panny Dear z pracy a i dla nich była dobra, ponieważ gwaratowała, że do tej godziny z pewnością będa już po zajęciach w Hogwarcie. Dzień o tej porze roku był długi, więc Bea nie musiała się obawiać tego, że młodzi potem będą po nocach wracać do domu. Jej dom znajdował się na uboczu Doliny Godryka i był tak zaczarowany, że tylko ktoś, kto już w nim był, bądź Beatrice powiedziała mu o tym, gdzie go znaleźć, mógł się do niego dostać. Pozwalało to na zachowanie spokoju i unikaniu niechcianych niekiedy gości. Zawsze chciała spokoju, więc teraz miała go aż w nadmiarze. Widziała też inne plusy tego, że będzie ich dzisiaj nauczać. Będzie mogła zająć się czymś innym, niż własnymi myślami, które ostatnimi czasy były coraz dziwniejsze. Poznany niespełna rok temu rudzielec cały czas nie mógł opuścić jej głowy. Nie wiedziała, czemu tak właściwie się dzieje. Nigdy nie miała podobnych odczuć względem kogokolwiek. Czemu akurat ten cholerny Claude, który nawet nie chciał się do niej odezwać? Krzątała się po domu świadoma, że za niedługo przybędą jej goście. Przygotowała wszystkie potrzebne ingerencje na ten wieczór. Nie wiedziała, jak zaawansowani są Nessa i jej kolega, dlatego miała kilka rzeczy, które miały pomóc w przygotowaniu podstawowych eliksirów, ale i kilka takich, dzięki którym będą mogli mocniej poszaleć. Porządkowała ostatnie rzeczy w jej pracowni eliksirów, sprawdzała czy przygotowane kociołki na pewno nie uległy destrukcji. W końcu, ona korzystała ze swojego od lat. Nie wiedziała, jak się miały pozostałe. Na szczęście, odnotowała ich dobry stan. Teraz pozostawało tylko czekać.
Głupio jej było zawracać głowę Beatrice, skoro ta miała tyle zajęć.. Nauka Eliksirów jednak ostatnio poszła w odstawkę, ponieważ ruda poświęcała cały czas transmutacji i runom — te musiała naprawdę mocno wkuwać, żeby mieć szanse na pozytywną ocenę na koniec roku. Była ambitna, nie zniosłaby niczego niższego od "zadowalającego", chociaż i ten stopień wywoływał skrzywienie na jej twarzy. Otrzymanie jednak na studiach samych "W", zwłaszcza gdy było się kompletną nogą z run, jak i z zielarstwa było niemożliwe. Poprosiła więc swojego prywatnego Mistrza Eliksirów o pomoc, zabierając ze sobą przy okazji znajomego krukona, który podczas ostatnich zajęć wspominał, że przydałoby mu się podciągnąć. Lanceley wiedziała, że przyjaciółce nie zrobi już różnicy, jak weźmie jedną osobę więcej. To była dobra dziewczyna, o dużej wiedzy związanej z alchemią i wszystkim tym, co tworzyło trudną sztukę warzenia eliksirów. Teleportowali się więc do Doliny Godryka, prosto pod drzwi czarnowłosej czarownicy. Nie bardzo wiedziała, co powinna ze sobą zabrać, więc poza różdżką miała jeszcze kociołek, podręcznik, pergaminy, pióra i jakieś podstawowe składniki. Poprawiła torbę na ramieniu i mocniej zacisnęła dłonie na rączce złotego garnca. Spojrzała na towarzyszącego jej @Adam Henderson i uśmiechnęła się w optymistyczny, charakterystyczny dla siebie sposób, trącając go łokciem w zaczepny sposób. — Gotowy na lekcje? Bea jest cudowną nauczycielką, ale ma wymagania. Powinnam kupić jej flaszkę, że zgodziła się nam pomóc..—zaczęła z westchnięciem, następnie wyciągając dłoń w stronę drzwi i łapiąc za kołatkę, którą kilka razy uderzyła w lite, mocne drewno. Rozległ się huk, który oznajmić miał właściciele domostwa ich przybicie. Gdy czarnowłosa otworzyła drzwi, Nessa bez zbędnego zawstydzenia i ceregieli podeszła, obejmując ją mocno i przytulając, dając całusa w policzek. Znowu zdążyła się stęsknić!—Cześć skarbie! Jezu, dziękuje, że znalazłaś dla nas trochę czasu.. Mam nadzieję, że bardzo nie koliduje Ci to z grafikiem i nie wpierdzieliliśmy się na chama. Posłała jej krótkie, aczkolwiek intensywne i pytające spojrzenie, lustrując kobietę wzrokiem. Na twarz bladego dziewczęcia wkroczył subtelny uśmiech, a w policzkach pojawiły się dołeczki. Po chwili ją olśniło, pacnęła się dłonią w czoło i złapała Adama pod rękę, przyciągając go i tym samym stawiając przed Beatrice. — A to jest właśnie Adam. Twój drugi student! Adaś to Beatrice. Opowiadałam Ci o niej.—przedstawiła ich sobie, puszczając ramię chłopaka i opierając dłoń na biodrze, wędrując spojrzeniem pomiędzy dwójką ludzi. Zrezygnowała ze spódnicy do nauki, sięgając po krótkie szorty z ciemnego jeansu z wyższym stanem i luźniejszą, opadającą na ramiona bluzkę w kolorze intensywnej żółci, musztardy może nawet. Burza rudych włosów związana była w luźnego kucyka, opadającego jej na lewe ramię, na prawym zaś tkwiła torba. Oczywiście butów na obcasie nie mogło zabraknąć, ponieważ bez nich czuła się niczym dziecko. Westchnęła cicho, wchodząc do domu Dearówny i rozglądając się dookoła — znała to miejsce, a jednak zawsze podobał się jej sposób, w jaki się urządziła.— Ciekawa jestem, co dziś dla nas przygotowałaś.. Przydałoby mi się kilka fiolek pobudzającego albo euforii, bo po teście z zielarstwa może być dramat. O runach nie wspomnę. Rzuciła cicho, wzruszając ramionami. Na bladej, drobnej buzi znów widniały oznaki zmęczenia. Tym razem makijaż z trudem ukrył cienie pod oczyma i wychudzone policzki. Pracowała, uczyła się i ćwiczyła instrumenty tak intensywnie, że zdawało się jej zapominać o posiłkach. Nauczyciele teraz naprawdę uwzięli się na nich z potworzeniami i pracami domowymi. Złapała kociołek w dwie dłonie, trzymając go przed sobą i obracając się tak, że stała przodem do nich. Przekręciła głowę w bok, natomiast na twarzy tkwił zaciekawiony grymas. Naprawdę cieszyła się na naukę u czarnowłosej, to zawsze był pretekst do spotkania z nią. I był też Adam, z którym tak naprawdę dopiero teraz będzie miała okazję do dłużej rozmowy. — Rozumiem, że piwo nie wchodzi w grę..?
Każdy dzień przypominał mu, że wystawienie ocen jest coraz to bliżej. Już niedługo egzaminy i w końcu wakacje. Bał się cholernie, że coś obleje i będzie musiał powtarzać rok. Nigdy mu się to nie zdarzyło i nie chciał by tak się stało. Z jednej strony byłby na jednym raku ze swoim kumplem- Benem, ale z drugiej to byłby wstyd znowu powtarzać ten sam rok zwłaszcza kiedy wcale nie był głupim chłopakiem i wiedział na co go stać. Chciałby coś z tym zrobić i podciągnąć się chociaż do Nędznego. Czy to było tak wiele? Kiedy na jednych z lekcji eliksirów Nessa zaproponowała mu żeby poszedł razem z nią na korepetycje to najpierw pomyślał, że postanowiła zażartować, ale na jej ustach nie pojawił się żaden wredny uśmieszek i nadal się trzymała tego, że powinien udać się z nim jeśli miał ochotę. To było oczywiste, że tego chce. Tylko głupek by nie zdecydował się na taki krok zwłaszcza kiedy nie znał nikogo kto mógłby mu pomóc. I to za pieniądze, których mu brakło. Dolina Godryka. Właściwie to nie wiedział czego się spodziewał. Słyszał trochę od ślizgonki o dziewczynie, która miała ich nauczać, ale nie wiedział co o niej myśleć. Będzie ich nauczać w luźny i przyjacielski sposób czy może będzie zawzięta i wredna? Naprawdę nie wiedział czego może się spodziewać po znajomych Nessy, a musiał przyznać że rudowłosa okazała się przyjacielska, a to rzadkość. Odwzajemnił jej uśmiech trochę niepewny. miał nadzieję, że właśnie nie wchodził do paszczy lwa. -Bez obaw, flaszę wziąłem- zapewnił ją. Razem z podstawowym sprzętem potrzebnym dzisiaj wziął też alkohol. Adam potrafił zadbać o takie szczegóły. Pracował w klubie geometria, grał na gitarze, latał na miotle, starał się dobrze uczyć. Jego głowę zawsze zaprzątało wiele myśli. Wszedł do środka rozglądając się niepewnie. To był odruch, nowe miejsce. skierował wzrok na nauczycielkę. Do diaska! Była całkiem seksowna! Podszedł do niej bliżej na komendę dziewczyny z którą tu przyszedł i dał Beatrice prezent który jej przyniósł. Miał nadzieję, że się napije i nie załamie się jego niewiedzą. Uważał, że ważenie eliksirów jest jak z kobietą- jedno słowo za dużo i wybucha. Tak było ze składnikami. Był facetem i nie pojmował tego! Nie chciał być geniuszem, wystarczy mu tyle by podciągnąć się do Nędznego! - Jestem za eliksirem euforii. Na pewno mi się to przyda- potwierdził słysząc ślizgonkę. zielarstwo i runy były od tego wiele gorsze, to trzeba przyznać. -Jednak zgadzam się na wszystko co dla nas przygotowałaś
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Na szczęście, nie musiała długo czekać na pojawienie się jej gości. Chwilę po umówionej godzinie, w jej domu rozległ się dźwięk stukania w drzwi frontowe. Przebywając w kuchni, nie słyszała tego odgłosu najlepiej, w szczególności, jeśli się weźmie pod uwagę fakt, że próbowała jeszcze coś przygotować przed ich przybyciem. Słabo usłyszała ten dźwięk i bardziej z poczucia konieczności sprawdzenia, czy aby przypadkiem się nie zjawili, ruszyła w kierunku drzwi znajdujących się w przeszklonym holu. Otworzyła drzwi, a na jej ustach delikatny, profesjonalny uśmiech, został zastąpiony szerszym, o wiele bardziej szerokim, kiedy zobaczyła Rudą, która jak zwykle prezentowała się fenomenalnie. Ona sama postawiła raczej na luźniejszą garderobę, z którą raczej nikt jej nigdy nie mógł kojarzyć. Proste trampki (o zgrozo, nie miała obcasów!), długie, ciemne jeansy, zwykły t-shirt i prosty, pasiasty kardigan. Swoim strojem w ogóle nie miała nawet podjazdu do przyjaciółki, ale wiedziała, że to nie ma żadnego znaczenia. Odpowiedziała równie szczerym przytulasem i pocałunkiem w blade lico dziewczyny. Potem odsunęła się od niej, przepuszczając w drzwiach i wzrok skupiła na drugiej, nieznanej jej jeszcze osobie. Chłopak raczej wyglądał przyjaźnie, ale w jego postawie dało się wyczuć lekką niepewność. -Beatrice Dear - powiedziała, wyciągając dłoń w jego kierunku i przedstawiając swoją osobę. Uśmiechnęła się przy tym miło, aby jakoś zachęcić chłopaka, być może trochę rozluźnić. -Zapraszam do środka - dodała, kiedy uścisnął jej dłoń, po czym ruszyła w głąb mieszkania. Zauważyła, że jej goście wyglądają niczym objuczone woły, więc czym prędzej wskazała im drogę do jej pracowni. Był to swojego rodzaju historyczny moment, bo nigdy wcześniej nikomu innemu nie pozwalała tam wchodzić. Dwa miejsca dla Adama i Nessy były już przygotowane. -Nie wiedziałam, że przyniesiecie swoje rzeczy, więc przygotowałam wam już własne kociołki i ingerencje. Ale jeśli wolicie korzystać ze swoich to nic nie szkodzi. - wskazała dłonią na dwa wolne stanowiska. Do tej pory nie zastanawiała się nad tym, jak właściwie planuje poprowadzić tę lekcję. Czy będzie wyluzowaną kumpelą, czy raczej surową panią profesor. Ale w momencie, kiedy wspomnieli o alkoholu, to stwierdziła, że bezsensu jest udawać nie wiadomo jak surową. - To umówmy się tak, że najpierw wypijemy po lampce wina, ewentualnie dwóch, a jak wszystko pójdzie dobrze, to będziemy pić dalej. Co wy na to? - wyszczerzyła się do nich. Potem wysłuchała ich propozycji uwarzenia eliksirów. Sama planowała coś bardzo podobnego, więc stworzenie kilku fiolek euforii było jak najbardziej odpowiednim pomysłem. -Myślę, że faktycznie możemy zrobić euforię. Prosty eliksir na sam początek to jest to. - jej ton sugerował, że właściwie nie mówiła do nich, tylko sama do siebie, jakby się głęboko nad czymś zastanawiała. Oparła się plecami o fragment długiego stołu i zaplotła dłonie na wysokości piersi po tym, jak wskazała im dwa przygotowane stołki. -To zacznijmy od podstaw: czym cechuje się eliksir euforii i jakie są jego podstawowe składniki? - rzuciła pytanie w eter, ciekawa które z nich podejmie rękawicę.
NOTKA:
Napiszcie każdy z was po kilka cech eliksiru i jakie są jego składniki. Możecie wspomnieć też o osobistych doświadczeniach postaci
Kiwnęła głową z uznaniem, gdy krukon oznajmił, że jest przygotowany i przyniósł flaszkę dla Beatrice w podziękowaniu. Nessa wiedziała, że przyjaciółka nie będzie chciała od nich wziąć ani galeona, a z pustą ręką to wcale nie wypadało w ogóle stawać w drzwiach. Zanim czarnowłosa otworzyła, Lanceleyówna jeszcze wygładziła dłońmi strój i posłała Adamowi krótkie, aczkolwiek intensywne spojrzenie. Gdy dostrzegła swoja najlepszą przyjaciółkę, humor się momentalnie poprawił, a fatum ciążących nad nią trolii z run odpłynął gdzieś, niknąc w odmętach młodego umysłu. Nawet w luźniejszych, mniej wyjściowych strojach wyglądała naprawdę dobrze. Jak mówiło stare przysłowie, ładnemu we wszystkim ładnie, a do tego skierowany na nią wzrok towarzyszącego jej studenta tylko utwierdził ją w przekonaniu, że ma rację. Nessa uwielbiała mieć rację. Mruknęła zadowolona, gdy dostała całusa i weszła w głąb domu. Było tu przyjemnie chłodno, porównując do temperatury panującej na zewnątrz. Lato rozpoczynało się na dobre, a im wciąż został nieco ponad tydzień intensywnej nauki, aby uzyskać jak najlepsze oceny. Na szczęście ślizgona zmądrzała i postanowiła odpuścić sobie zdawanie run, nad którymi siedziała ostatnio wiele czasu.. Przerzuciła się na historię magii, która znacznie łatwiej wchodziła jej do głowy. Może nie był to wdzięczny przedmiot, pełen skomplikowanych nazw i dat, a jednak nadal prostszy niż te cholerne runy. A do nich w komplecie Fairwyn. — Widzę, że jesteś przygotowana. — rzuciła z uśmieszkiem, wędrując chwilę spojrzeniem po jej plecach, idąc grzecznie za nią w stronę pracowni. Nawet ona wcześniej nie była w królestwie eliksirów panny Dear. Korzystała więc z okazji i rozglądała się po izbie, pełnej wysokich regałów i wiszących na ścianach składników. Był tu charakterystyczny, podobny do sali od eliksirów zapach rozmaitych mikstur, ziół i stęchlizny. Spojrzała na Adama, zaciekawiona jego reakcji. Cóż, nie każdy mógł się pochwalić własną pracownią w piwnicy, nie? Zrównała się z nim krokiem. — Myślę, że to będą cudowne korepetycje Adaś..! Zajęła wskazane miejsce w czasie, gdy Beatrice mówiła o lampce wina, na co Lanceleyówna rozchmurzyła się i pokazała jej kciuk w górę, kiwając jednocześnie głową. Zbyt ochoczo. Uwielbiała wino, a Trice zawsze miała doskonały gust do tego alkoholu. Wiedziała, że cierpki smak tylko zachęci ją do większego przyłożenia się do nauki. — Mi pasuje, jestem za! To jakie masz to winko, kochana?— rzuciła krótko, rozpakowując rzeczy. Usadowiła się wygodniej, krzyżując ręce pod biustem, oplatając dłońmi ramiona. Ruda była kujonem, więc momentalnie zamknęła oczy, starając się przypomnieć sobie treść receptury na eliksir, który przecież w szkole już warzyli. Nie miała aż takich tyłów z eliksirów, zadowalający dostawała z palcem w tyłku. Dla niej jednak to było mało, walczyła więc o Powyżej Oczekiwań lub Wybitny, chociaż na uzyskanie tej najwyższej oceny miała już zbyt mało czasu. Za późno się na to zabrało. Przekręciła głowę w bok, unosząc powieki i wlepiając spojrzenie brązowych oczu w kociołek, który Beatrice przygotowała, stojący przed nią. Jej twarz była poważna, pozbawiona wesołości i entuzjazmu. Gdy przychodziło do nauki, była strasznie poważna. Zawsze chciała jak najwięcej z lekcji wynieść. — Eliksir Euforii. Silna mikstura, mająca na celu poprawę samopoczucia i wywoływania uśmiechu, dostrzegania wszystko w optymistycznych wersjach. Daje olbrzymie pokłady energii. Jest kilka receptur, my jednak korzystaliśmy z tej z podręcznika. Ma złoty kolor, troszkę błyszczy. Przypomina to wręcz tęczowy blask. Jest słodki w smaku, uzależniający. Pachnie lemoniadą. Ma skutki uboczne, takie jak śpiewanie czy słowotok, salwy śmiechu bez kontroli. Są też błękitne fiolki euforii, mające wirujące sprężynki i pachnące perfumami. Adam? — przerwała, chcąc zostawić skład i sposób przygotowania do przedstawienia krukonowi, żeby nie było. Przekręciła głowę w bok, lustrując chłopaka wzrokiem z ciekawością. Zastanawiała się, czy pamiętał sposób warzenia i recepturę. Nie była pewna, która z receptur była właściwa, więc zdecydowała się przedstawić obydwie. Wiedziała tylko, że sposób warzenia jest jeden. Czasem dobrze byłoby mieć przy sobie fiolkę tego maleństwa, pewnie działało lepiej niż kawa.. Dziewczyna westchnęła do swoich myśli, odgarniając włosy na bok.
**Potterwiki
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
No bo to było raczej oczywiste, że Beatrice nie mogłaby wziąć nawet galeona za pomoc niesioną Nessie. W końcu Nessa była jej przyjaciółką, najlepszą przyjaciółką, dla której zrobiłaby wszystko. Dlatego nauka eliksirów nie była żadnym problemem i nie wymagała żadnej płatności ze strony Rudej. A wręcz sprawiała, że na ustach Trice pojawiał się uśmiech. Bo w końcu się okazywało, że jej wiedza zgromadzona na przestrzeni lat przydawała się nie tylko do sprzedaży eliksirów. Że dla kogoś jeszcze będzie to istotne. Wspaniałe uczucie. Niewątpliwym królestwem w całym domu panny Dear była jej własna pracownia eliksirów, czyli coś, o czym marzyła od naprawdę młodzieńczych lat. Pomieszczenie, w którym zawsze warzył się jakiś eliksir, panował artystyczny nieład, który jej osobiście ułatwiał pracę i skupienie się nad aktualnym zadaniem. Osobiście zgadzała się w pełni z przysłowiem, że tylko geniusz potrafi zapanować nad chaosem. Ona nad tym tutaj obecnym zawsze sprawowała władzę. Czyli może i ona w jakiś sposób była genialna? -Mam szczerą nadzieję, że nie zawiedziecie się po tej lekcji. - odparła tylko na słowa Nessy dotyczące korepetycji. Nie miała nigdy większej szansy dzielić się swoją wiedzą z kimkolwiek, więc nie wiedziała, jak jej to pójdzie. Nie mniej sądziła, że na pewno będzie to bardzo ciekawe doświadczenie, z którego, miała szczerą nadzieję, wszyscy coś wyniosą. Nie tylko flakony eliksiru ale i wiedzę. Podeszła do jednego z bardziej przejrzystych regałów, gdzie stały jakieś szklaneczki, jakieś wina i inne trunki. Niektóre naruszone, niektóre z osiadłymi na ściankach kurzem, ale wszystkie bardzo smaczne. Sama czasami lubiła coś wypić w trakcie pracy, bo w końcu wtedy naprawdę było przyjemniej. Dlatego nalała wybranego trunku dla Nessy i jej kolegi, po czym podała im szklaneczki. Po chwili wróciła po swoją i wypiła niewiele. Cierpkie, czerwone wino niemal od razu zadziałało pobudzające. -Tym razem zapasy z rodzinnej piwniczki. Ostatnio podkradłam je ojcu, nawet pewnie nie zauważy braku jednej butelki. - co było dosyć oczywiste, bo przecież w piwnicach Dearów było naprawdę dużo alkoholi. Bea niejednokrotnie podkradła coś stamtąd i jeszcze nigdy nikt jej za to nie zganił. Nie sądziła, aby prędko miał nastać ten pierwszy raz. Przeszli do tematu dzisiejszych zajęć. Nie było to wcale dla Trice zaskoczeniem, że Nessa momentalnie podjęła narzucony z góry temat i chciała wykazać się jak największą wiedzą w danej dziedzinie. W końcu znała ją nie od dziś. Wiedziała, jak ambitnym potrafiła być stworzonkiem, tym samym sprawiając w tym momencie radość pannie Dear. -Wszystko się zgadza moja droga, gdybyśmy byli w szkole, powiedziałabym, że należą Ci się punkty dla Slytherinu. - wyszczerzyła się w jej stronę, tym samym potwierdzając swoje słowa i dumę z wiedzy przyjaciółki. -To teraz może powiesz nieco więcej o tym, co wchodzi w skład eliksiru euforii? W międzyczasie Bea upiła kolejny łyk trunku i podeszła do półek, gdzie znajdowały się przeróżne ziela. Wyjęła jedno, które wiedziała, że jest niezbędne do przyrządzenia eliksiru oraz kilka innych, dla utrudnienia sprawy. To samo zrobiła, gdy podeszła do regału z fiolkami. Wzięła również pancerzyki chitynowe, już nie mając w zamiarze mylenia jej gości. -Wskaż mi proszę, co będzie nam tutaj potrzebne. Możecie wąchać, macać i w ogóle robić ze składnikami, co tylko chcecie, te akurat nawet w takiej formie nie zrobią wam żadnej krzywdy. - ułożył wszystko przed nimi na stoliku. Kilka różnych ziół, kilka różnych fiolek i dwa rodzaje fig, aby mogli wybrać te rzeczy, które faktycznie im się przydadzą a resztę odrzucić.
/wątek zostaje przeniesiony i kontynuowany w tym temacie
Ostatnio zmieniony przez Beatrice L. O. O. Dear dnia Pią Wrz 21 2018, 12:39, w całości zmieniany 1 raz
W zasadzie nie do końca wiedział, co robił pod domem Beatrice Dear. Nie miał z nią kontaktu ani żadnej innej styczności od czasu wesela jej starszego brata, podczas którego doszło między nimi do sprzeczki. Stłuczone kieliszki na ścianie były wyjątkowo dobrym symbolem tego, jak się czuł w związku z tym - jego własne serce zdawało się roztrzaskać na malutkie kawałeczki, które tak pieczołowicie próbował sklejać podczas tych kilku ostatnich miesięcy. Doskonale wiedział, że powiedział wtedy o wiele za dużo słów, nawet jeśli była to liczba dająca się policzyć na palcach jednej ręki. Czuł z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia, nie miał w sobie jednak wystarczająco dużo odwagi, by niedługo potem odezwać się, przyjść do niej, czy chociażby wysłać jej list z przeprosinami. Zamiast tego zostawił sprawę, nieustannie odkładając ją na później i w efekcie minęły ponad dwa miesiące, już prawie trzy, a relacja, którą zdążyli zawiązać już przeszło rok temu, umierała pomału. Denerwował się. Czy w ogóle powinien to robić? Mieszkali teraz w nie tak dalekim sąsiedztwie - niegdyś zostało to przez niego skrzętnie zaplanowane, w ten sposób chciał być bliżej Beatrice, stworzyć im tym samym więcej okazji do ewentualnych spotkań i do mocniejszego zacieśniania ich więzi. W tej chwili bliskość ich domów wydawała się być przekleństwem. Claude w czerwcu i na początku lipca wychodził ledwie na pierwszy schodek i od razu teleportował się do Londynu w pobliże wejścia do Ministerstwa Magii. Musząc robić zakupy, dokonywał ich jeszcze w mieście lub oszczędzał sobie spacerów, aportując się dosłownie przed sklepem w Dolinie. Panicznie bał się, że natkną się na siebie, a wtedy nie będzie wiedział, co zrobić. Po jakimś czasie zorientował się jednak, że był wyjątkowo naiwny myśląc, że taka dziewczyna jak Beatrcie będzie siedziała na tyłku w domu i nie skorzysta z ciepłych, letnich dni, by wyjechać w cholerę z Wielkiej Brytanii. Zresztą sam później zajął się innymi sprawami. Tego dnia jednak uznał, że przyszedł czas chowania głowy w piach i migania się od odpowiedzialności. Jeśli dziewczyna nie zamierzała mieć z nim nic wspólnego, powoli przygotowywał się do tego, by to usłyszeć. Wręcz już wolał mieć pewność, że powinien skleić serce do końca i z resztkami uczuć, które mu pozostaną po ogólnym, emocjonalny zdewastowaniu przez podobną wiadomość, ruszyć dalej. Z duszą na ramieniu i czerwonymi z gorąca uszami stał pod drzwiami jej domu i wahał się. Kilkakrotnie podnosił dłoń i następnie opuszczał ją, zbyt wystraszony, by zapukać. Ostatecznie wziął głęboki oddech i jego kłykcie spotkały się z zimną, twardą powierzchnią drewnianych drzwi. Nie było już odwrotu.