samonauka transmutacja
Czuł ekscytację i właściwie nie mógł się doczekać, aż wróci do pracy. Brzmiało to dosyć smutno, ale prawda była taka, że to kochał, wbrew wszystkim i wszystkiemu. Ostatnie miesiące potężnie dały mu w kość i długo przyzwyczajał się do swojej nowej rzeczywistości.
Zbyt długo. Był jednak przekonany, że odnalazł się w swojej codzienności i teraz z podręcznikiem w jednej dłoni i Lai w drugiej ręce, przechadzał się po domu – do którego nie tak dawno wrócił – i czytał kolejne linijki tekstu.
Doskonale wiedział, że nie był w stanie wszystkiego zapomnieć, ale uznał, że odświeżenie swojej pamięci wcale mu nie zaszkodzi. Czytał więc o prawach, rządzących transmutacją, które na dobrą sprawę mógł recytować przez sen i to w trzech językach, a jednak patrzył na litery zużytych kartek ciężkiego tomisza, by po chwili przenieść wzrok na blondwłosą córkę.
—
Transmutacja jest tym bardziej złożona, im bardziej złożony jest przedmito transmutacji — wyrecytował i się zaśmiał —
Jak tak dalej pójdzie, będziesz wiedziała więcej niż moi uczniowie — parsknął jeszcze i wrócił do lektury. Nie wiedział po co czyta podstawy, choć zawsze powtarzał sobie i innym, że tego akurat nigdy nie było za wiele. Uświadamiał sobie jednak, że pewnych rzeczy – wbrew swoim obawom – nie był w stanie zapomnieć. To dobrze, zacząłby się martwić gdyby było inaczej.
Już miał przejść dalej, kiedy jego uwagę zwróciło zdjęcie na szafce, przy którym wbrew sobie się zatrzymał. Zawiesił wzrok na sylwetce swojej i Beatrice na dłuższą chwilę, a później bezceremonialnie odłożył podręcznik i sięgnął po różdżkę. Zanim się zorientował co robi, na miejscu ramki ze zdjęciem stał teraz niewielki guzik.
—
Przynajmniej nie wyszedłem z wprawy, co? — mruknął do córki, która odpowiedziała mu niewyraźnymi i tylko sobie rozumianymi słowami. Ostatnie miesiące niespecjalnie pozwalały mu na transmutację, nie licząc zabaw z Leią. Za to na pewno jego poziom zaklęć gospodarczych wzrósł. Dobry Merlinie, dobrze jednak, że miał pomoc.
Wrócił do lektury zaraz po tym, jak usiadł na kanapie, wcześniej odkładając dziecko na matę i zmarszczył brwi. Miał dość czytania czegoś, co miał w małym palcu od lat. Uniósł więc różdżkę i skierował ją na niewielką figurkę kota. Najpierw ją powiększył sprawnym zaklęciem o kilka centymetrów, a potem uznał, że był tylko jeden sposób, by przekonać się czy nie stracił umiejętności.
—
Piertotum Locomotor — powiedział, wykonał odpowiedni manewr różdżką i figurka nagle ożyła, ku jego uldze, większej niż ktokolwiek mógł podejrzewać. Pokierował szklanym kotem w stronę córki i podjął zabawę. Rzucenie zaklęcia to było jedno, utrzymanie go to już zgoła coś innego. Jego uwaga ostatnio opadało na inne rzeczy niż transmutacja, nie myślał o tym co było ważniejsze, zdając sobie sprawę z tego, że musiał przewartościować swoje życie. Ostatni rok był trudny, poradził sobie jak potrafił najlepiej i tylko dzięki temu był tu, gdzie był teraz.
Po rozwodzie. Skupienie na transmutacji było niczym powrót do domu, czuł się na swoim miejscu, na odpowiednim miejscu. Manewrował figurką jeszcze jakiś czas, aż uznał, że wszystko było już tam, gdzie być powinno.
|zt+