W tej przestronnej klasie na trzecim piętrze odbywają się lekcje zaklęć. Dwa rzędy dwuosobowych ławek czekają na uczniów. Duże okna przepuszczają wiele światła, co nadaje klasie przestronny wygląd. Na regałach po prawej stronie znajdują się wszelakie przedmioty na których można ćwiczyć zaklęcia. Na ścianach wiszą natomiast tablice na których są wypisane podstawowe zasady pojedynkowania się.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - zaklecia
Wchodzisz do Klasy Zaklęć, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Zaklęcia. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Podaj ogólną definicję zaklęcia i opisz, co wpływa na jakość czaru. 2 – Przedstaw szczegółowo zagadnienie zaklęć niewerbalnych. 3 – Podaj po dwa przykłady zaklęć z każdej z grup: zwykłe, ofensywne, defensywne. 4 – Podaj dwa rodzaje przysięgi wieczystej i opisz na czym polegają. 5 – Podaj trzy zaklęcia, do których można dobrać inne przeciwzaklęcia (podaj je) niż Finite. 6 – Podaj trzy zaklęcia ochronne (np. zabezpieczenie terenu przed ludźmi) oraz opisz działanie każdego z nich.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Odpowiednimi zaklęciami uruchom mały tor przeszkód, aby piłka mogła dotrzeć na jego koniec. (Piłka na początku toru - musi spłynąć rynną - wyczarować wodę; dociera do zbyt małej bramki - powiększyć; zbiorniczek z wodą - zamrozić zanim piłka wpadnie do wody; dźwignia - nacisnąć odpowiednim zaklęciem - wtedy piłka dociera na koniec toru). 2 – Zadziałaj na ciecze w wazonach - w pierwszym oczyść, w drugim doprowadź do wrzenia, w trzecim zamroź. 3 – Przejdź przez mały labirynt (musisz obronić się przed stworzeniem, zaatakować jedno oraz pokonać dwie pułapki). 4 – Powiel kamień, a następnie wyrzeźb węża, lwa, borsuka i kruka. Zaznacz ognistym znakiem te zwierzę, do którego domu przynależysz. 5 – Spowolnij trzech przeciwników odpowiednim zaklęciem, a następnie unieruchom każdego za pomocą trzech różnych czarów. 6 – Zadziałaj na cztery przedmioty zaklęciami z każdego żywiołu.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Zaklęcia:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Spoiler:
Wszystkie rozważania o magii przerwał dźwięk tłuczonego szkła w witrażu, który posypał się barwnymi, migoczącymi kolorami. Coś wpadło do pomieszczenia, zatrzepotało ogromnymi skrzydłami. Upierzenie ciała białe z szaroniebieskim nalotem, srebrne pokrywy skrzydeł. Lotki pierwszorzędowe czarne, drugorzędowe szare. Linia upierzenia na czole prosta. Na głowie i szyi nastroszony czub. Dziób długi i potężny, żółty. Odnalazł nieporadnie odbiorcę wiadomości @Alistair Keane. Był ranny, z tułowia sączyła się krew, która tworzyła plamki na posadzce. Wystawił łapę z niewielkim liścikiem, ona też krwawiła.
Professor ordinarius incantationibus et defensio adversus artium obscurorum, carminibus praevaricator, Alistair Keane
Szanowny stryju, zwracam się z prośbą o natychmiastowe pojawienie się w mojej prywatnej posiadłości. Sam wiesz gdzie, sam wiesz jak. Wybacz mi lakoniczność, ale to sprawa delikatna i niecierpiąca zwłoki.
P.S. Zabierz ze sobą Ruth Wittenberg
Minister magia, Nolan T. Kaene
pierwsza sala zaklęć
Autor
Wiadomość
Prudence Nordman
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 170
C. szczególne : Blizny, różnej długości, głębokości i szerokości, głównie na plecach i nogach, choć zdarzają się też na ramionach; dołeczki w policzkach
Ilość pkt w kuferku z zaklęć: 9 Ew. osoba do pary: w sumie to całkiem obojętne
Absencja opiekuna Ravenclaw dawała się we znaki. Może i nic nie miałam do jego zastępców, bo pani Whitehorn była dość sympatyczną osobą, a zaklęcia z profesor Bennett nie były wcale takie złe, ale lekcje z Volarbergiem były po prostu... inne. Inaczej się je odbierało. Może i przez przywiązanie, choć ten wcale nie uczył tak długo, albo to po prostu ta dziwna więź przez to, że był opiekunem mojego domu; wszystkie te rozmowy zdecydowanie przekonały mnie do tego człowieka, a jego surowość, czy dopilnowywanie tego, czy dokładnie wszystko robimy, nie było wcale takie złe. Po prostu chciał, żebyśmy wszystko potrafili jak najlepiej, chyba. Zależało mu na tym, żebyśmy nie byli debilami w dziedzinie, którą powinniśmy mieć w małym palcu. Byłam zaskoczona, gdy jeszcze nie widziałam go w klasie kiedy do niej weszłam. Było trochę ludzi, rozmawiających na temat profesora, ale nie chciałam się do tego dołączać. Widząc rozkład sali, spodziewałam się tylko dużego rozpierdolu; inaczej tego się nazwać nie da. Stanęłam z boku i po prostu czekałam na początek lekcji.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Ilość pkt w kuferku z zaklęć: calutkie 5! Ew. osoba do pary: Z każdym się dogadam!
Znowu była spóźniona. Ostatnio czas leciał jakoś szybciej, czy to ona działała w zwolnionym tempie? Od początku semestru przytrafiało jej się to notorycznie, ale był jeden plus w tym jej gapiostwie. Przynajmniej mogła regularnie trenować kondycję, kiedy na ostatnią chwilę biegła po schodach do klasy, potrącając po drodze innych uczniów i przepraszając w pośpiechu. Bo przecież musiała zdążyć na te zajęcia! Była już na ostatnim roku, a jej poziom zaklęć był godny pożałowania, dlatego musiała wykorzystać każdą możliwą okazję, żeby nadrobić zaległości. Dodatkowo na lekcjach Voralberga zawsze działo się coś ciekawego i poza szlifowaniem umiejętności można było dodatkowo dobrze się bawić. Same plusy. Zdyszana wpadła do sali i z ulgą stwierdziła, że zajęcia jeszcze się nie zaczęły. Chwalić słodką Helgę! W przypływie impulsu gwałtownie sięgnęła do torby, by sprawdzić, czy w tym pośpiechu przypadkiem nie zapomniała różdżki, ale na szczęście magiczny patyk leżał na swoim miejscu. Wszystko było pod kontrolą, miała tylko nadzieję, że profesor nie wymyślił jakiejś kartkówki na powitanie, chociaż po układzie ławek można było wnioskować, że czekają ich raczej zajęcia praktyczne. Uczniowie zgromadzeni w sali podobierali się już w jakieś grupki, ale ona nie chciała już robić zamieszania, dlatego usiadła po prostu na pierwszym wolnym krześle, by poczekać na rozpoczęcie lekcji.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
To skomplikowane. Zapewne tymi słowami określiłby swój stosunek do Voralberga, który z jednej strony nauczał przedmiotu, którego przez lata nie potrafił polubić, a z drugiej jednak jako pierwszy potrafił nim go zaciekawić; z jednej strony wydawał mu się zbyt wycofany i sztywny jak na opiekuna domu, a z drugiej jednak sprawdzał się w tej roli idealnie, nawet jeśli sam Sky nie wyobrażał sobie, że mógłby mieć z nim chociaż w połowie tak dobry kontakt, jaki miał z Perpetuą. I choć w natłoku obowiązków łatwo byłoby znaleźć dla siebie wymówkę, by nie pojawić się na zajęciach, które przecież nijak nie były dla niego obowiązkowe, to jednak nie szedł, a biegł na nie, byle tylko nie spóźnić się zbytnio i nie stracić przydatnych informacji. I gdzieś tam przy którymś z zakrętów korytarza, zdawało mu się, że dostrzegł biegnącą w tym samym kierunku @Nancy A. Williams, a jednak niski głos zachrypiał tylko cicho, nie będąc w stanie wydusić z siebie odpowiedniej głośności, by przywołać do siebie uwagę dziewczyny, bo jakkolwiek genialnie nie pracowałyby jego mięśnie, tak płuca mruczały cicho przy każdym łapanym oddechu, zdradzając wieloletni wpływ palenia Błękitnych Gryfów. Dlatego też przystanął na chwilę przed wejściem do sali, próbując przekroczyć jej próg jakby nie miał ochoty desperacko błagać choćby o łyk wody, a jednak przy odruchowym powitaniu i przeproszeniu za swoje spóźnienie nie tylko głos wciąż nieco chrypiał mu od suchości w gardle, ale i sama klatka falowała zbyt szybko, zdradzając jak szaleńczo trzepocze się w niej serce.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Był dziwnie podekscytowany perspektywą dzisiejszej lekcji i choć nie miała wyróżniać się niczym szczególnym, ot po prostu kolejne zaklęcia do odklepania, to jednak były to pierwsze zajęcia od ponad pięciu miesięcy. Nie mógł więc powiedzieć, że się zwyczajnie, po ludzku nie cieszył. Był przeszczęśliwy mogąc wrócić do Hogwartu i po prostu robić swoje. Większość nawet nie zdawała sobie sprawy, jakim pałał entuzjazmem względem swojego zawodu i prawdopodobnie nigdy się nie dowie, bowiem ukrywanie tego pod zwojami betonu wychodziło mu nad wyraz dobrze. Przemierzał szkolny korytarz, popijając kolejną już dzisiaj kawę – prawdopodobnie drugą czy trzecią – a zważywszy, że było około południa, to zapewne do szesnastej padnie na zawał. Miał jednak dziwne wrażenie, że potrzebuje dzisiaj nadzwyczaj dużo kofeiny i cukru, bowiem jego samopoczucie nie było najlepsze. Wodę w butelce też miał, taki zdrowotny akcent. Domyślał się, że dojście do jego poprzedniego stanu – już abstrahując od braku wzroku – zajmie mu trochę czasu, ale miał nadzieję, że chociaż dzisiaj udałoby się przemycić choć trochę jego bardziej życiowej wersji. Nic bardziej mylnego. Był nieco wychudły i blady, choć niektóre rzeczy się nie zmieniły, jak chociażby jego rozpieprzone na wszystkie strony włosy. Chcąc stwarzać pozory normalności, w ostateczności nie wziął ze sobą swojej hebanowej laski, co teraz uznał za błąd. Brakowało mu podparcia nogi. Wiedział, że uczniowie byli kreatywni, jeżeli chodziło o różnorakie plotki, tak więc w żadnym stopniu nie zdziwiły go rewelacje, jakie usłyszał w klasie tuż po tym, kiedy oparł się o framugę wejścia, jak to zwykle miał w zwyczaju. Upił kolejny łyk kofeinowego napoju bogów i zlustrował ich wzrokiem, po czym w ciszy wszedł do klasy i przeszedł przez jej środek, aby w ostateczności oprzeć się o jedyny mebel, jaki znajdował się w centrum, czyli jego biurko, jak zwykle stojące pod potężną okienną witryną. - Nie osiwiałem…jeszcze, nie byłem na wycieczce, nie straciłem żadnej kończyny, choć jestem ciekaw co miał pan na myśli panie Cealláchain. – wyliczał raz za razem, przyglądając się każdej kolejnej osobie. – I nie, profesor Craine nie zamienił mnie w puzzle. Mógłby mieć z tym problem. I nie mam pojęcia, czym jest rosyjska przepalanka profesora Avgusta panno Brooks. I nie, nie chcę wiedzieć. – dodał, zatrzymując się na następnych uczniach, przez dłuższą chwilę skupiając spojrzenie na pannie Strauss. Napił się kawy. - Witam, miło państwa znów zobaczyć. Mam nadzieję, że nie muszę się przedstawiać. – rzucił, odkładając kubek na biurko i splatając ręce na piersi, choć nie na długo. – Panie Schuester... – zwrócił na siebie jego uwagę i rzucił mu butelkę wody, podprowadzając ją przez parę metrów zaklęciem. – Proszę. Będę zobligowany, jeżeli jednak pan złapie oddech. – zadarł podbródek do góry, luźno uśmiechając się do chłopaka. - Dobrze. Szanowni państwo, z racji, że muszę jeszcze poustalać kilka rzeczy, jeśli chodzi o moje zajęcia w tym roku szkolnym, to dzisiaj porobimy to co uczniowie na zaklęciach lubią najbardziej, czyli troszkę się popojedynkujemy, przy okazji ucząc się nowych rzeczy. – odbił się od biurka i ruszył na środek Sali, rozglądając się po zebranych.
Wstęp do klubu pojedynków
sprintowy Etap I - rozgrzewka
Zakładacie, że poniższe kwestie tłumaczy Wam Alex.
Zauważył. Wystarczyło powiązać ze sobą fakty. Ciche szepty i śmiechy, do tego pytanie skierowane w stronę jednego z uczestników bójki o utracie kończyny. I o jaką mu chodzi. Jako że myślał mózgiem, a nie jajcami, bez problemu połączył fakty i poczuł napływającą falę gniewu, którą w sobie stłamsił za pomocą prostego odcięcia się od emocji. Nie, to nie było proste. Nadal się uczy, nadal popełnia błędy, ale wyciąganie problemów zdrowotnych na tle całej klasy nie było w porządku. Naprawdę, Fillin wręcz prosił się o to, by został wpisany do notesu śmierci i umarł w bliżej nieokreślony, wyjątkowo okrutny sposób. Już zaczął myśleć, jak się zemści, a chęć uduszenia go za tak prosty wybryk wykraczała poza wszelkie granice, kiedy to, siedząc na krzesełku, oparł się o stojącą nieopodal ławkę i położył własną dłoń na policzku. Nie bez powodu spoważniał, tracąc humor i uśmiech, a zamiast tego na twarzy pojawiła się ta sama, znana od wielu lat, obojętność, kiedy to wiedział, że wystarczy jedno głupie uderzenie do głowy Ślizgonowi, by ten się wygadał. I tak, jeżeli Alex by się postarał, to zauważyłby, że wszystkie wierzchnie kończyny ma na miejscu, w związku z czym utrata ta musiała wiązać się z tym, co niewidoczne. I nie, nie miał na myśli palca u stopy, bo to by była chyba najdziwniejsza rzecz, z jakiej mogliby się śmiać studenci podczas trwającej u profesora Voralberga lekcji. Już zignorował jego bladą trochę cerę i zmarkotnienie. Wkurzało go to niemiłosiernie. I chociaż wiedział, że pewnie w gronie pedagogicznym już każdy był świadom tego, co się mu stało podczas wspólnego pobytu z Violą na bagnach luizjańskich, o tyle wolał jednak nie ujawniać zbyt wielu faktów przed losowymi ludźmi - a szanowny pan Ó Cealláchain zdawał się to robić specjalnie, w związku z czym ciemne, czekoladowe tęczówki nie przeszyły jego równie ciemnych, a zamiast tego skierowane były prędzej w charakterystyczną czwóreczkę, z którą to siedział, jakoby obserwując tym samym reakcję Maximiliana. Nie chcieli tutaj kolejnych bójek i problemów, ale, gdyby Fillinowi odpierdoliło na łbie, bez problemu byłby w stanie po prostu wyjść i zostawić Solberga samemu sobie. Wysłuchał zatem wywodu profesora, jakoby poszukując zaklęcia, które by go interesowało i, o dziwo, znalazł. Powiązane poniekąd z tematem rozpoczętym przez jednego z wychowanków Slytherinu; nie bez powodu. Stosował je już wcześniej, ale z dziwnych względów mógł chyba to zrobić tylko w jednym miejscu; jakoby potencjał magiczny podczas przebywania na moście czarnowidza został znacząco powiększony - w związku z czym postanowił je zaproponować. Umiejętności jakieś posiadał, a na dokładkę krzyż Dilys, widniejący na jego piersi, również wpływał na możliwość wykorzystania potencjału płynącego z jego sygnatury. — Incarcerous. — mogło to być kontrowersyjne zaklęcie, ale przecież należało do ofensywnych, a do tego ładnie liny wżynały się wcześniej w skrzela pięknych, błotnych syrenek, w związku z czym uważał je za niezwykle użyteczne. Jak powalać przeciwnika, to stanowczo i bez żadnej zwłoki, jeżeli życie jest zagrożone, a utrata zdrowia - nieunikniona. Nie bez powodu postanowił skierować czekoladowe tęczówki na przyjaciela, który mógł zostać podczas tego procederu dość ładnie... uszkodzony. — Jeżeli się nie obrazisz, Max. Najwyżej pobawię się w medyka polowego. — powiedział prosto w jego stronę, doskonale znając zasady, jakie obowiązują na lekcji. Na szczęście nie tylko własne żebra składał, lecz także zmiażdżony wcześniej obojczyk, a potem jeszcze raz, ten sam, złamany podczas walki nożem. Doświadczenie już posiadał, więc nawet gdyby ktoś się wykrwawiał, zareagowałby bez większego problemu; ustawił się naprzeciwko Solberga, czekając na dalsze instrukcje ze strony profesora.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ni stąd ni zowąd nagle do ich gromadki dołączył Felek zaskakując ich niemałą ciekawostką na temat Voralberga. -Nie ma co, stary, wiesz jak przeprowadzać small talk. - Zaśmiał się, jednocześnie wyobrażając sobie opisywaną przez Lowella kończynę. To musiało nie wyglądać zbyt ciekawie. Sam nie uczestniczył w wakacyjnych warsztatach. Mimo, że był niezmiernie ciekaw, jaką formę przyjmie jego zwierzęcy obrońca, nie był pewien, czy jest w stanie go wyczarować i nie widział sensu w próbowaniu. Przynajmniej wtedy. -O, kogo moje oczy widzą! Powiem Ci, że podejrzewam, że albo od razu wrzuci nas w coś pojebanego, albo zacznie łagodnie, jak z dziećmi. - Przywitał się z @William S. Fitzgerald od razu wyrażając swoją opinię na dany temat. W końcu nie wiedział, co Alexowi było i jak bardzo jest na siłach się z nimi użerać. W końcu pojawił się i on - wielki V w całej swojej okazałości. Przeszedł przez salę, by w końcu opierając się o biurko rozpocząć od dementowania plotek. Max całkowicie zignorowałby tekst, rzucony w stronę Filina, gdyby nie reakcja Felka, która nakierowała go, o co może w tym wszystkim chodzić. Położył lekko dłoń na ramieniu przyjaciela, posyłając mu szybkie spojrzenie, a druga ręka sama zacisnęła się w pięść, wbijając w twardy blat, na którym obecnie siedział. Wystarczyło jedno słowo z ust Filina, czy jego gryfońskiego kumpla, na którego widok ręce Maxia same rwały się do wpierdolu, by nie zważając na okoliczności, świadków, zgromadzenie prefektów i nauczyciela, po prostu się na któregoś z nich rzucił. Wiele rozumiał, ale nie miał zamiaru pozwolić, by ktoś nalewał się z czegoś takiego, co spotkało Felka. Chętnie by sprawdził, jak ci żartownisie śmialiby się, gdyby to ich męskość brutalnie wyrwać i wyjebać do kosza. Na ten moment jednak nie podjął żadnej akcji. Słuchał słów Voralberga, które docierały do niego tylko w połowie. Zrozumiał jednak główny zamysł lekcji i to było najważniejsze. Zeskoczył z ławki i poszedł za puchonem do Alexa, by przedstawić mu swój plan działania. -Wal czym chcesz. - Powiedział tylko machając ręką. Kojarzył działanie zaklęcia i wiedział, że nie będzie to przyjemne doświadczenie, ale nie miał zamiaru zmieniać Felkowych planów. Bardziej zależało mu na opanowaniu tego, co siedziało wewnątrz jego głowy. -Ja spróbuję zaklęcia Flagrantera jeśli można. - Skierował słowa do profesora, tym samym oświadczając mu swoją decyzję. Inspirację do tego dostał od Violi, która użyła ognistego węża do rozprawienia się z chochlikami. Być może nie był jeszcze gotowy na coś podobnego, ale chciał to sprawdzić. Opanowanie tego zaklęcia mogło mu naprawdę pomóc. Gdy już się wyspowiadali przed opiekunem krukonów, zajęli właściwe pozycje i czekali na dalszy rozwój wydarzeń. Pojedynki nie były czymś, co najmocniej na świecie emocjonowało ślizgona. Zabawnie było wyzwać czasem Thereskę, czy kogoś innego do walki, ale ani nie przynosiło mu to tyle frajdy co zwykłe naparzanie się po mordach, ani nie był w tym najlepszy. Może dzisiejsza lekcja miała to trochę zmienić.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Yup. Zdecydowanie powinna częściej gryźć się w język, bo jak się okazało, Papa Kruczek słyszy wszystko. Kiedy nauczyciel rozwiał jej teorie spiskowe wzdrygnęła się lekko. Tak, zdecydowanie musi uważać na to, co mówi.
- Cieszę się w takim razie, że Profesor jest cały i zdrowy – powiedziała w końcu. – I że nie był Pan puzzlami – dopowiedziała sobie w myślach. Choć, gdyby był, nie miałaby nic przeciwko, żeby taką układankę ułożyć. Obowiązkowo po przepalance Avgusta, żeby było ciekawiej. I trudniej.
Tak jak się spodziewała, dzisiejsza lekcja miała polegać na pojedynkowaniu się. A że miała za partnerkę Arlę, było to jeszcze przyjemniejsze.
- Lepiej nie mrugaj, Armstrong, bo zrobię ci z tyłka jesień średniowiecza – szepnęła do przyjaciółki – That’s what he said. – Automatycznie dodała, właściwie do siebie, uśmiechając się szeroko.
Kiedy musiała wybrać zaklęcie, którego chciała się nauczyć, nie zastanawiała się dwa razy. Nic się nie zmieniło od czasu wysłania ostatniej pracy domowej do Voralberga, wciąż uważała, że to najciekawsza rzecz, jakiej się mogła dziś nauczyć.
- Fallo, Profesorze – szepnęła konspiracyjnie do Voralberga, po czym stanęła naprzeciw Arli, czekając, aż Klub Pojedynków otworzy swe podwoje.
Ilość pkt w kuferku z zaklęć:4 Osoba do pary:@Odeya Worthington Zaklęcie: Glacius Opis
Gdyby nie to, że tak bardzo szukał @ całe popołudnie, to z pewnością nie spóźniłby się na zajęcia z zaklęć. Nienawidził być po czasie, bo wiedział, że wtedy wychyla się i to niepotrzebne poza szereg, a zauważenie go w takim momencie jedynie jest w stanie przysporzyć mu kłopotów. Liczył profesor Voralberg spojrzy jednak na nich przychylnym wzorkiem i nie poskutkuje to ujemnymi punktami dla gryfonów - i tak nie przędli jakoś specjalnie dobrze, a narażanie domu na jakąkolwiek utratę zapewne spowodowałoby niebotyczne wręcz wyrzuty sumienia, a to przecież uwielbiał sobie robić. Zamartwiać się niepotrzebnie nie zauważając nawet, że przecież od czasu do czasu i jemu uda się coś zdobyć.
Niemniej starał się najbardziej jak to możliwe wraz ze swoja towarzyszką wślizgnąć się do sali. Kiedy już przekroczył jej próg posłał porozumiewawcze spojrzenie nauczycielowi i skinął lekko głową na znak przywitania. - Dzień dobry, przepraszamy za spóźnienie... Nie zauważyliśmy upływu czasu. - Pozwolił sobie przejąć pałeczkę tak by ich jakoś usprawiedliwić. Jednocześnie dbał by jego ton był spokojny i niezbyt donośny, tak by dało się dalej prowadzić lekcję bez potrzeby ingerencji w jej tok. Momentalnie zajmując odpowiednie, wolne miejsce starał się jak najbardziej nadrobić to co niestety udało się mu już stracić. Niemniej jednak okazało się, że zajęcia na dobre się jeszcze nie rozpoczęły, a zatem wcale nie stracili dużo. Szybko zorientował się, że do zadań wylądował właśnie w parze ze swoim partnerem w zbrodni, a zatem złożyło się wręcz idealnie. W głowie zaś prześwitywały przebłyski niedawnego pojedynku dziewczyny i chłopaka. Tego jak wyłysiał i jak teraz wszystkim mówi, że potrzebował zmienić swój wygląd, bo coś mu nie pasowało. - My przynajmniej już wiemy, że ty nie potrzebujesz ćwiczyć Calvorio, prawda..? - Zagaił głaszcząc się po świeżo odrośniętych włosach. Były krótkie, acz w końcu zauważalne. Każdy dzień powoli pchał go ku dawnej długości, chociaż nie mógł odmówić tego, że po raz pierwszy od bardzo dawna kosmyki nie wdzierają się mu do oczu.
Najwidoczniej potencjalnie pojedynki z gryfonką zamierzały się stać ich codziennością. Nawet zajęcia zdawały się kręcić wokół tego. Chłopak zatem szybko wertował w pamięci spis zaklęć, które miał na swojej liście do nauki, ale jeszcze nie poświecił im odpowiedniej ilości czasu i samozaparcia by je opanować. - Ja wybiorę... Glacius opis. - Rzucił w kierunku Ode. Nadal nie odegrał się za poprzedni wybryk. Może w sumie jednak zamiast ja mrozić powinien przyprawić jej poroże? - A ty?
Ciekaw był czym właściwie jeszcze dziewczyna go może zaskoczyć. Liczył, że utrata włosów nie przerodzi się finalnie w dekapitację bądź utratę kończyn. To mogłoby być bardziej problematyczne. Niemniej jednak cieszył się, że to niewielkie spóźnienie poskutkowało tym, że będą ze sobą w parze. Dzięki temu może ich nauka będzie efektywniejsza, skoro mieli już jakieś wspólne doświadczenia.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Maelynn Breeden
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Bardzo często nosi ze sobą pluszowego lisa o imieniu "Malia", miewa napady lękowe i ataki paniki
Podniosła wzrok dopiero gdy w sali zjawił się nauczyciel. Obdarzyła go przenikliwym spojrzeniem, pełnym obawy i ciekawości. Bała się, że będą robili coś, z czym sobie kompletnie nie poradzi. Ścisnęła mocniej ręce, wywołując ich drżenie, promieniujące do barków. Wzięła głębszych wdech i powoli wypuściła powietrze, ruszając oczami we wszystkie strony, ilustrując, co się dzieje w sali. Skuliła się nieco, jakby bojąc się uderzenia i zamknęła oczy, będąc bezsilna na ogarniający ją atak paniki. Słowa docierały do jej umysły jak echo brzmiące z oddali. Otworzyła oczy i z przerażeniem spojrzała na Voralberga. Otworzyła usta i...zatrzymała się w tej pozycji, a jej mimika zmieniła się na wielkie zdziwienie. Miała wrażenie, że usłyszała znajomy jej głos. Rozejrzała się i znowu go usłyszała. Umysł powrócił do teraźniejszości, pozostawiając ją z pytaniem. -Co do cholery się właśnie stało? Wymruczała pod nosem sama do siebie i wróciła wzrokiem na nauczyciela, który coś od niej oczekiwał. Zaklęcie do pojedynku...ścisnęła usta, myśląc gorączkowo, po chwili decydując się na Orbis. Następnie podeszła do Nancy, która była jej parą do pojedynku. -Cześć pani kapitan. Rzuciła do puchonki bardzo obojętnym tonem, niewyrażającym żadnych uczuć. Oczy Maelynn obecnie wyrażały zmęczenie i samo niezadowolenie. Nie czekając na reakcję odeszła kilka kroków i stanęła naprzeciwko swojej przeciwniczki. -Co ja tu na galopujące buchorożce robię. Wymruczała, przeciągle wzdychając.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Obserwował z drobnym zaciekawieniem wejście nauczyciela do sali, a potem to, jak odpowiada na docinki, które zdążył usłyszeć. Przewrócił oczami, biorąc głęboki i nieco teatralny wdech, a potem wstał z krzesła, zgodnie z poleceniem. Miał w głowie kilka zaklęć, które chciałby przećwiczyć, nie tylko te, które nadawały się do pojedynków, ale planowane zadanie okroiło tę różnorodność. Jeśli mieli ćwiczyć na sobie, to nie chciał też brać żadnego zaklęcia powodującego mocne obrażenia, bo co by było, gdyby jakimś cudem mu się udało? Może wizja dość optymistyczna, ale kto wie, lepiej nie kusić losu. Ustawił się naprzeciwko Yuuko, mając ją przed sobą na kilka stóp. Przygotował różdżkę, ale nic poza tym. Zamyślił się jeszcze chwilę, aż w końcu zapytał, kierując swą wątpliwość w stronę Voralberga, chcąc upewnić się, że jego pomysł ma sens. - Zaklęcie Obscuro będzie dobre, profesorze? Zasłonięcie oczu powinno skutecznie zmylić przeciwnika. Albo chociaż go rozkojarzyć... - stałby się wtedy trudniejszym celem. Ciężko przecież walczyć bez pomocy zmysłu wzroku, prawda?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Big V. przybył na miejsce w całej okazałości - wcześniej najwyraźniej podsłuchując przez chwilę w drzwiach. Darren wyprostował się na krześle i poprawił pozycję bo, szczerze mówiąc, zjechał już tyłkiem prawie na koniec siedziska. Okazało się, że dzisiaj mieli zajmować się zaklęciami obronnymi w czymś, co wyglądać miało jako jakieś a'la pojedynki. Shaw oczywiście nie miał nic przeciwko - w duchu dziękował jedynie że nie został dopasowany do pary z Violą, która tradycyjnie już zostawiłaby z niego jęczącą z bólu papkę. - Serwus - rzucił do Boyda, który miał być jego partnerem na dzisiejszej lekcji zaklęć. Następnie zwrócił się do opiekuna Ravenclawu korzystając z okazji kiedy ten przechodził gdzieś obok i dał mu znać, że jego wybór padł na ćwiczenia niewerbalnego Aerudio.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Mój świetny żarcik zostaje przerwany wejściem profesora, który znowu przed wejściem postanowił creeperzyć przed salą, by podsłuchać co o nim mówią uczniowie. Zawsze uważałem, że z Volberga jest tak naprawde mocno potrzebujący atencji facet, po prostu większość czasu udaje, że tak nie jest. Pewnie gdyby mógł podsłuchiwałby każdego ucznia w poszukiwaniu jakichś ciekawszych ploteczek o sobie samym. Z niechęcią odsuwam się od Boyda i ku swojemu zdumieniu Alexander zadaje mi pytanie, które wskazuje na to, że nie ma pojęcia co spotkało Felka. To, że ja wiem jest czystym zbiegiem okoliczności szczerze mówiąc i potrzebuję chwili, by zrozumieć, że przecież nauczyciela długo nie było plus on zdecydowanie nie był kimś kto miałby mu pomóc. Tu raczej trzeba uzdrowicieli. - Och... - zaczynam kulawo w sumie widząc, że odpowiedź o co mi chodziło doprowadzi do złości nie tylko Felinusa, ale chyba Alex też nie będzie zadowolony z moich insynuacji dotyczących jego domniemanych ubytków. Tak naprawdę był to żart przeznaczony dla Boyda i miałem nadzieję, że taki zostanie. - No... ee... nieważne profesorze - stwierdzam w końcu powoli, nie mogąc się powstrzymać od zerknięcia w stronę Felka, którego właśnie Max trzymał mocno za ramię, jak jego dzielny obrońca. - To nie moja kwestia, żeby coś tłumaczyć. Może Solberg potem będzie chciał się panu pożalić po lekcjach - mówię znikąd nagle przywołując nazwisko Ślizgona, chociaż wyraźnie wcześnie mówiłem o Felinusie. Jakoś nie mogłem się powstrzymać jak zobaczyłem ich rozzłoszczone mordy gapiące się na mnie i prawie trzymające za rączki. Wstaję z miejsca by z niezadowoleniem zmienić swojego ziomka z innym partnerem. Staję naprzeciwko Lucasa. - Convulsio - mówię głośno pierwsze lepsze zaklęcie i ponieważ nadal jestem poirytowany faktem, że jestem rozdzielony od Boyda, a Alex mnie podsłuchał, odwracam się w kierunku Ślizgona, by uśmiechnąć się niewinnie. - To chyba dostaje Alina jak Ciebie widzi, bo ostatnio nigdzie się nie pojawia, nawet na wakacjach? - zauważam dość cicho w jego kierunku, nie mogąc powstrzymać się od przytyku dotyczącego byłej laski Boyda, którą Sinclair porwał jak tylko zobaczył, że już nie ogarnia się po kątach z Callahanem.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dalej, Fillin, powiedz, co miałeś na myśli. Profesor będzie w chuj zadowolony. Nie bez powodu, kiedy poczuł na ramieniu dłoń Maximiliana, znacząco się uspokoił. Wiedział, że nie jest w tej kwestii wcale taki sam, jak mu się na początku wydawało; na twarz powrócił znany wszystkim spokój, bez zbędnej mimiki i wykrzywiania ust w grymasie istnego niezadowolenia. Nadal jednak odczuwał chęć zemsty na przedstawicielu Slytherinu, w związku z czym jego harmonia była tak naprawdę przykrywką. Nie szanował w obecnej chwili chłopaka za to, że postanowił wyciągnąć sprawy prywatne nie tylko przy nauczycielu (który de facto nic nie wiedział), lecz bardziej za poruszenie tego tematu przy wszystkich chętnych, którzy postanowili uraczyć swoją obecnością Voralberga po tak długiej przerwie. Nie bez powodu, gdzieś pod kopułą czaszki, uśmiechnął się w odmętach własnej wyobraźni na reakcję Irlandczyka, wyjątkowo podstępnie, wyjątkowo ironicznie, wyjątkowo perfidnie. Wiedział, że ten nie będzie miał tupetu, aby powiedzieć, co dokładnie miał na myśli; głupio jest osądzać wszak dorosłego człowieka, będącego obecnie autorytetem pośród młodocianych, o brak tej jednej, konkretnej części ciała. Och ironio losu. Gdy jednak usłyszał kolejne zdanie, nie dał Fillinowi żadnej satysfakcji, a tęczówki ciemnej, brązowej barwy, wlepił na początku na niego z niemym pytaniem, czy już, za przeproszeniem, skończył. Wysunął się subtelnie do przodu, by w razie potrzeby móc powstrzymać Maximiliana przed kolejną konfrontacją, a samemu nie zamierzał burzyć sobie opinii pozbawionego agresji studenta. Przynajmniej po terapii hormonalnej, którą nieustannie stosuje. — Nie warto. — szepnął do Solberga, zatrzymując się na krótki moment w tejże pozycji, by potem zwrócić swoją pełną uwagę na studenta, który to pozwalał sobie za wiele. Co nim kierowało? Czysta złośliwość? Myślenie jajcami, zamiast własnym mózgiem? Może obydwie rzeczy, niemniej jednak obecnie Cealláchain, wynosząc prywatne sprawy na forum publiczne, przekraczał wszelkie możliwe granice wzgledem dobrego smaku. Chyba nawet jego przyjaciel, Boyd, wykazywał się większym rozsądkiem. Nie bez powodu palce miał przygotowane do muśnięcia opuszkami własnej różdżki, gdyby zaszła taka potrzeba. Czekoladowe obrączki źrenic wlepił ostrożnie w stronę chłopaka będącego wychowankiem Domu Węża, by tym samym westchnąć. Po prostu. — Mam nadzieję, że połechtało ci to ego, Fillin. Wybierając mnie za cel początkowy, a potem, pod koniec zwalając sprawę na kogoś innego, udowodniłeś doskonale, iż masz cięty język, ale do pewnego momentu. — do momentu utraty punktów, do momentu wyjścia na tle klasy jako nieempatyczny chujek. Idealna prezentacja, nie ma co. Obieranie za cel osoby z niepełnosprawnością - jeszcze lepiej! Mógł być cholernie z siebie dumny. Nie bez powodu poszczególne słowa wypowiedział z dziwnym spokojem, jakoby wplątując w nie złośliwość, ale odczuwalną tylko dla odbiorcy tej wypowiedzi. Sam nie pokazywał złości; ani we własnym głosie, ani w swojej postawie oraz mowie ciała. Był spokojny - być może nawet i za spokojny, kiedy to odciął od siebie emocje i skupił się głównie na tym, co logiczne i możliwe do wytłumaczenia. A we wbijaniu szpilek nasączonych trucizną, w umysły innych ludzi, był niemalże perfekcjonistą, o czym miał okazję przekonać się wcześniej Solberg. — Poza tym, wyciągając prywatne sprawy w obecności osob trzecich, masz być z czego dumny. Naprawdę. — naprostował, chcąc wzbudzić w nim wstyd. Niechęć do dalszej dyskusji, kiedy to wbijał bardziej skrupulatnie kolejne, ostre szpileczki. Jeden na jednego nie odważyłby się naśmiewać, a rozproszona odpowiedzialność robiła swoje. Pilnował Maximiliana, by przypadkiem dwa grosze, które chciałby dorzucić do dyskusji, nie były tak naprawdę palcami zaciskającymi się w pięść z czystego gniewu w stronę nieprzyjemnego typka. Miał obecnie gdzieś spojrzenia, o ile takie by utkwiły na nim na chwilę własny wzrok. Nie chciał, by przyjaciel miał znowu przerąbane, tym bardziej że sprawa jest dość delikatna. Ponowny taki incydent mógłby nie zostać rozpatrzony pozytywnie. Czekał na cokolwiek.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Spokój powracający na twarz Felinusa był dla Solberga tylko chwilową ulgą, bo o to wspaniałomyślny pan Ó Cealláchain postanowił dorzucić jeszcze coś od siebie i z tylko sobie wiadomego powodu wplątać go w tę całą dyskusję. Zobaczył, jak Felek wysuwa się do przodu i szepcze do niego dwa słowa. Nie warto. Jadowity uśmieszek pojawił się na twarzy Solberga, który już dawno przestał przejmować się tym, co było warte zachodu, a co nie. Jego dłoń jeszcze mocniej wbiła się w blat stołu, lecz nie ruszył się z miejsca. Spojrzał z góry na Ó Cealláchaina i patrząc prosto w jego oczy zabrał głos. -Mogę się pożalić tylko na to, że zamiast zajmować się zniczem nasz szukający woli zwalać winę na innych i opierdalać Callahanowi gałę. Nic dziwnego, że nie wygrywamy meczy. - Powiedział ociekającym jadem głosem. Wciąż nie miał pojęcia, jakim cudem nagle rozmowa miała z nim coś wspólnego, ale był już na tyle wkurwiony, że nie mógł siedzieć cicho. Nie rzucał się na nikogo i to nie dlatego, że uważał iż nie warto. Kątem oka uchwycił spojrzenie Lucka, przypominając sobie o obietnicy, którą i tak już raz złamał. Próbował zachować spokój. W końcu Felek przemówił i mogło to wyglądać jak zakończenie konfliktu, który rozpoczął się w jakiś absurdalny sposób. Ślizgon był jednak ciekaw, czy przecudowny rycerz wpierdolu i obrońca uciśnionych Irlandczyków - Boyd, ma też coś do dodania. Max nie miał w tej chwili za grosz szacunku ani do Filina, ani do śmiejącego się z jego zapewne wybitnych żartów, Boyda i najchętniej ponowie umówiłby ich na randkę ze swoimi pięściami, ale musiał się opanować. Innym razem, gdy natrafi na nich gdzieś poza zamkiem.
Zaczynamy podchodzić do swoich par, a w międzyczasie Felek znalazł sposobność na jakieś umoralniające mnie epitety, na które wywracam oczami, kiedy odchodzę jak najdalej od Puchona. Z irytacją odwracam się i wchodzę mu w zdanie gdzieś w momencie kiedy pierdolił coś o tym, że na pewno lepiej się czuję. - Na pierdzące testrale, tak strasznie mi to połechtało ego Lowell - mówię ironicznie do chłopaka. - Co ty pierdzielisz gościu, weź się zastanów czasem i wyjmij z dupy kij, który ci włożył Solberg. Jak mówiłem, to miało być do uszu Boyda. To nie moja wina, że ktoś chciał mnie podsłuchał i chciał się dowiedzieć co miałem do powiedzenia, wiem że tobie się to nie zdarza - mówię nieuprzejmie, kiedy idę na swoje miejsce do Lucasa, już chcąc wesoło i uprzejmie zagadać z ziomkiem, co oczywiście robię, kiedy odzywa się pan Solberg. O ile słowa do Felka przeznaczyłem dla niego, starając się, żeby Alexander nie namierzył naszej dalszej kłótni póki niektórzy odpowiadają, niektórzy rozchodzą się do par, to nawet moja, jakże anielska, cierpliwość była na wyczerpaniu. Muszę przyznać, że jestem niesamowicie zdziwiony faktem, że właśnie przy wszystkich, w tym przy nauczycielu, Max właśnie powiedział głośno słowa opierdalać Callahanowi gałę. Aż z szoku parskam rozbawiony, zasłaniając usta ręką, by powstrzymać niekontrolowany wybuch śmiechu. Z szoku, że powiedział to na głos, żarty o mnie z Boydem w intymnych sytuacjach trochę mi się przejadły i niewiele obchodziły. Ogólnie obraziłbym się pewnie jak panienka za mecze, ale ponieważ ostatnio ścigająca harpii miała kataraktę przegrała ze mną w pojedynku na łapanie znicza, dała mi jakiś oręż w ręku na obelgi. - Ostatnio jak nie byłem z tobą w drużynie to złapałem, więc wciąż myślę, że to twój wpływ. Zamienię ci głowę na pałę do qudditcha, może wtedy niechcący chociaż wpadniesz na tłuczka. I tak nikt nie zauważy różnicy w wyglądzie... - mówię jeszcze prędko, rozzłoszczony, pewnie brnąłbym dalej we wszystko, ale nauczyciel pewnie ukrócił moje pogadanki, chociaż samoistnie już unoszę lekko różdżkę, żeby może faktycznie mu wymienić ten zakuty łeb na pałę. Albo chociaż w tapicerkę zamienić. Czy możemy już iść na randkę we czwórkę za szkołę?
Skubany Voralberg był chyba na jakimś dwumiesięcznym kursie ćwiczenia fenomenalnego słuchu, bo jakimś cudem wyłapał spośród szmeru rozmów błyskotliwą uwagę Fillina o Felinusie i postanowił ją na głos skomentować; tak jak się spodziewał, ziomek był na tyle taktowny, by nie wykrzyknąć na całą klasę LOWELL NIE MA JĄDER, ale oczywiście też nie zamknął mordy, tylko zaczął się wyzłośliwiać w inny sposób, uderzając dla odmiany w drugą połówkę Felka. Obserwował tę scenę z zainteresowaniem, na razie się do niej nie mieszając i widział wściekły wyraz twarzy Solberga, widział tę dłoń miażdżącą blat stołu który pewnie w wyobraźni chłopaka miał twarz Fillina i wiedział, że to wszystko lada chwila może skończyć się bardzo źle. Gdyby nie byli na lekcji, zapewne już dawno doszłoby do wpierdolu i byłoby po sprawie, niestety, obecność profesora sprawiała, że panowie ograniczyli się do kulturalnej, dżentelmeńskiej wymiany zdań o qudditchu i opierdalaniu gały; szczerze, nie widział nic uwłaczającego w tym ostatnim, ale szalenie go ubawił fakt, że Solberg wypuścił taki tekst tuż pod nosem nauczyciela więc też sobie śmiechnął, acz próbował tę wesołość szybko powstrzymać, żeby nie odbierać powagi tej dramatycznej sytuacji. - Solberg, zrób wszystkim przysługę i zamknij mordę - poprosił go uprzejmie, w końcu był przecudownym rycerz wpierdolu i obrońcą uciśnionych Irlandczyków, musiał zareagować; a że do tego był dobrym kolegą i pomocnym chłopcem, rzucił na Ślizgona prostego Jęzlepa, by mu to ułatwić. W końcu byli na lekcji zaklęć, nie? W ryj może mu dać innym razem.
- Serwus - przywitał się dziarsko z Darkiem, gdy już w końcu do niego dotarł; nie znał go zbyt dobrze, ale coś słyszał, że typ pracuje w Biurze Bezpieczeństwa, więc był gotowy na to, że prawdopodobnie spuści mu zaraz zaklęciowy łomot. No trudno. Zastanowiwszy się chwilę, stwierdził że chciałby poćwiczyć niewerbalne Incarcerous, które niby już znał, ale powiedzmy sobie szczerze, które wcale nie wychodziło mu zbyt dobrze.
Nie zdążył dobrze się rozsiąść, a zaraz do sali weszła @Sophie Sinclair, która już od progu zaczęła się chwalić tym, że dotarła na zajęcia. Wow, był pod wrażeniem. - Widzę, młoda, widzę. Gratuluję, oby więcej takich dni, kiedy Cię natchnie na zajęcia - rzucił, posyłając jej półuśmiech, a kiedy niedaleko usiadła oczywiście zmierzwił jej włosy, odczekując kilka sekund, aby się tego nie spodziewała. Później do ich wężowego kółeczka dołączył @Felinus Faolán Lowell, a po chwili także @William S. Fitzgerald. Obaj skomentowali nieobecność Alexa oraz podzielili się swoimi ekscytacją co do pierwszej lekcji zaklęć po długiej przerwie. A żeby było ciekawiej, to nagle w klasie pojawił się sam profesor, który zdawał się mieć słuch drapieżnika. Nie omieszkał wyprowadzić niektórych osób z błędu, jeśli chodziło o jakieś niedorzeczne plotki, dyplomatycznie je sprostował i rzeczowo przeszedł do lekcji. Usłyszeli o pojedynkach, całej organizacji zajęć i już przeszli do rzeczy. Hmm, a raczej przeszliby, gdyby nie zaczepki ze strony Fillina. Wywrócił oczami, kiedy brunet zaczął coś przygadywać, niby to Voralbergowi na temat @Maximilian Felix Solberg, wiedząc, że to najzwyklejsza prowokacja i pewny, że Max nie da wyprowadzić się z równowagi takim tekstem. Widział, że Felek też próbuje przemówić mu do rozsądku, ale jednak Solberg nie mógł pozostawić tego bez komentarza. O kurwa, nie. Nie na mojej "zmianie". - Niesamowite - odezwał się w końcu, nadal wpatrzony w okładkę podręcznika, który leżał na jego kolanach. Podniósł wzrok na nich, widząc, że już zaczynają nakręcać się jak przedszkolaki. - To niewiarygodne, że mimo, że wszyscy wiedzą już jak bardzo się nawzajem nie znosicie, ciągle potraficie znajdować nowe powody dla których ta nienawiść istnieje. Z łaski swojej, wymieniacie się nimi po lekcjach i najlepiej poza terenem szkoły, bo słowo daję, że jeśli przez Wasze dziecinne przepychanki słowne czy niesłowne, dom straci kolejne punkty, to osobiście pójdę do Heav, żeby Was zawiesiła w przyszłym meczu. Tak a propos Quidditcha. - przeważnie nie wtrącał się w spory pomiędzy innymi, jeśli nie musiał, jednak w tym przypadku trzeba było zareagować, bo nie mógł pozwolić, aby powtórzyła się kolejna taka sytuacja, jaka miała miejsce ostatnio, kiedy Max stracił prawo do uczestniczenia w spotkaniach kółek. Jako prefekt musiał zadbać o to, aby Slytherin nie tracił więcej punktów, przez ich bezmyślne zachowanie, ale także jako przyjaciel Solberga musiał postawić mu jakieś granice, dla jego dobra. Nie chciał, aby kumpel wyleciał ze szkoły. A jest na dobrej drodze do tego, zwłaszcza, kiedy daje się prowokować. Podsycanie nienawiści, podpuszczanie, żeby tylko wywołać kolejny konflikt - to wszystko jeszcze było nic. Dopiero, kiedy wtrącił się @Boyd Callahan, który chyba już w tym momencie czuł się panem całej kuli ziemskiej, Sinclaira aż zamurowało. Co on myślał? Że nikt nie zauważy, że rzuca zaklęcie ofensywne, jeszcze do tego werbalnie? Szybko zakończył działanie czaru, użytego przez Boyda, celując różdżką w przyjaciela. - Hej, Callahan, jesteś na lekcji, więc się zachowuj. - zwrócił się do Gryfona, wiedząc dobrze, że ten prawie tak samo go nie znosi jak Solberga. Cóż, to jego problem. - Gryffindor traci dziesięć punktów za Twoje zachowanie. Ciskanie w kogoś zaklęciem ofensywnym, dla własnego widzi mi się, jeszcze w obecności nauczyciela - popisałeś się chojractwem. - nie spodziewał się, że ten będzie tak naiwny i nie przewidzi konsekwencji swojej głupoty. A może właśnie był tego świadom i na to właśnie liczył. Że zrobi przez to jeszcze większe zamieszanie. W końcu chyba cała czwórka uwielbiała być w centrum uwagi.
Ustawił się naprzeciwko swojego partnera na dzisiejszych zajęciach, rozmasowując sobie kark jedną ręką, tą w której nie trzymał różdżki. Widać, że Fillin nie jest zadowolony, że został rozłączony ze swoją drugą papużką, ale to już nie był jego problem. - Jeśli myślisz, że mnie da się tak łatwo wyprowadzić z równowagi jak Solberga, to się grubo mylisz - zwrócił się do Ó Cealláchaina w odpowiedzi na jego słowa. Owszem, mieszanie w to Alise w pierwszej chwili sprawiło, że aż się w nim zagotowało. Ale wygrało to, że nie chciał dać mu tej satysfakcji. -Petrificus Totalus - oznajmił, kierując swoje słowa do Alexandra, kiedy zapytał jakiego zaklęcia pragnie się nauczyć na tych zajęciach. Było ich jeszcze kilka, ale to było bardzo przydatne. A poza tym, fajnie byłoby zobaczyć sparaliżowanego Ó Cealláchaina.
Szczerze mówiąc, odkąd przestał być zazdrosny o Alise i odkąd dowiedział się od Walsha, że Lucas pod koniec zeszłego roku uratował omdlewającą Bons na korytarzu, to przestał go uważać za takiego palanta jak wcześniej i przeszedł w stosunek raczej obojętny, stwierdzając, że ma z typem tak niewiele do czynienia, że nie ma co się przejmować jego istnieniem. Do teraz. Lucek brawurowo wjechał w konflikt niczym prefekt na białym koniu, rugając wszystkich po równo, w tym jego; ale dużo bardziej niż fakt, że stracił jakieśtam punkty domu, ubodła go ta jawna niesprawiedliwość i stronniczość prefekta, jaka miała tutaj miejsce. Przecież gdyby miał złe zamiary i chciał uszkodzić Solberga, rzuciłby na niego coś gorszego, jakiś porządniejszy czar albo na przykład krzesło. A on tylko pokojowo chciał zakończyć to pierdolenie, które nikomu nie robiło nic dobrego. - Za zapobieganie chamstwu i wulgaryzmom punkty odejmujesz? Skandal. - oburzył się i miał mu jeszcze bardzo dużo do powiedzenia, ale niestety były to same chamskie i wulgarne rzeczy, więc ugryzł się w język.
Uśmiech coraz bardziej się jej poszerzał, kiedy dowiadywała się, co będą robić na dzisiejszych zajęciach. Stare, dobre kluby pojedynków - cóż za odmiana wobec wieczorów spędzanych nad podręcznikiem. Dawno nie machała różdżką w stronę drugiego człowieka, a to zawsze było dużo bardziej ekscytujące, niż rzucanie Accio na owoce po drugiej stronie stołu przy śniadaniu.
Powoli, niczym rewolwerowiec na dzikim zachodzie, przeszła przez salę i stanęła przed Brooks. Tylko uśmiechnęła się, kiedy ta wspomniała coś o mruganiu. Wysunęła różdżkę z rękawa i pomachała nią lekko Julce w geście "tere-fere".
Kiedy nauczyciel przechodził obok niej, zniżyła głos do szeptu i powiedziała tylko "Petrificus". Enough said, nie mogła się już doczekać widoku zmrożonej, nieruchomej Brooks. Czy to instynkt zabójcy? A może po prostu zwykła nuda? Wkrótce się okaże.
- Strach obleciał? - Rzuciła jeszcze do Brooks, przeczesując włosy palcami i zgarniając grzywkę z oczu.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Czasu na rozmowy zanadto niestety nie było, bo wkrótce na miejscu pojawił się Voralberg we własnej osobie i to ku niemu zwróciła się jego uwaga, gdy tylko w klasie rozległ się głos nauczyciela. Rudzielec powiódł za nim spojrzeniem, kiedy ten skierował się do swojego biurka, dementując przy okazji rozsiewane przez co poniektórych plotki na temat swojej dwumiesięcznej nieobecności. Przy kilku nie powstrzymał się od cichego parsknięcia pod nosem, bo brzmiały tak niedorzecznie, że aż zabawnie. Profesor dość szybko przeszedł do sedna, przedstawiając pokrótce na czym dzisiaj będą się skupiać, by następnie dobrać ich dwójkami i poprosić o podanie jednego zaklęcia, które wykraczało ponad ich obecne możliwości. Odnalezienie pośród reszty uczniowskiej gawiedzi kapitan Gryfonów, z którą został sparowany nie przysporzyło mu żadnych problemów; trzeba przyznać, że podszedł do tego dość… neutralnie, bo osobiście (i poza boiskiem) nic w zasadzie do Davies nie miał. Nim jednak stanął naprzeciw dziewczyny jego uwagę zaabsorbowało zamieszanie wywołane przez duet Cealláchain&Callahan wraz z Solbergiem i Lowellem; włączył się w to jeszcze Sinclair, usiłując ukrócić to przedstawienie. — Dlaczego mnie to nie dziwi… — westchnął cicho pod nosem z rękami skrzyżowanymi na piersi, nie kierując tych słów do nikogo konkretnego. Sam nie miał zamiaru się w to mieszać, nie widząc w tym większego sensu, więc skupił się z powrotem na zajęciach samych w sobie. — Mam nadzieję, że tym razem mnie nie znikniesz — rzucił z nutą rozbawienia w głosie, stając już naprzeciw Moe, nawiązując swoimi słowami do jednej z zeszłorocznych lekcji, na której miał okazję z nią ćwiczyć, a którą wciąż całkiem nieźle pamiętał. Po krótkiej chwili zastanowienia uznał, że chętnie spróbuje przećwiczyć sobie zaklęcie atrapoplectus; mieli się w końcu pojedynkować, więc mogło okazać się przydatne. Podał je nauczycielowi, by następnie stanąć w luźniej postawie, odciążając przy tym jedną nogę, w oczekiwaniu na ciąg dalszy lekcji.
To, że Boyd nie potrafił "upilnować" swojej siostry i istniało podejrzenie, że moge być ona z ciąży z Solbergiem, nakręciło spiralę i przez to nie tylko zaczął się przewlekły konflikt Callahana z Maxem, ale także dołączyli do niego również Fillin i Felinus. A ci ostatni tak naprawde nie mieli z tą sprawą nic wspólnego, ale jednak czuli się zobowiązani do konkretnego działania w obronie swoich przyjaciół. Sinclaira także nie obchodziła Olivia i jej wymyślone dziecko, a jednak nie mógł pozwolić aby Gryfon bezkarnie atakował Solberga, jeszcze do tego pod jego nosem. To nie ważne czy chciał go tylko uciszyć czy spróbowałby innego zaklęcia, które zrobiłoby mu krzywdę. - Wybacz, ale dla mnie to nie jest zapobieganie czemukolwiek. Użycie ofensywnych czarów jest zakazane na terenie szkoły. Czego nie rozumiesz? - w ten sposób kazdy mógłby chodzic po szkole i miotać jęzozlepem, kiedy tylko mu się podoba. "Bo on chciał mnie obrazić! Musiałem go uciszyć." - W Ciebie ktoś rzuca zaklęciami, kiedy jesteś wulgarny, Callahan? - zapytał spokojnie, patrząc na niego przenikliwym wzrokiem. Bo chyba nie tylko Solberg w tym zamku był chamski i wulgarny, prawda? Nie chciał mu niczego udowadniać. Po prostu chciał dać mu obraz na to jak on tą sytuacje widzi. Jeśli miałby zwracać uwagę każdemu kto przeklina to chyba prędzej by osiwiał, za to jego obowiązkiem było zareagować, kiedy w jego otoczeniu ktoś w kogoś używa zaklęć ofensywnych.
Kiedy Voralberg wyciągnął na światło dzienne żart Fillina, nagle w kruczej główce Brooks coś zatrybiło. Wszystkie kropki zostały połączone, elementy układanki trafiły na właściwe miejsce. A trochę tych kropek było. Od urazu Strauss, która straciła w Luizjanie głos i według licznych plotek, nie była wtedy sama. Przez niepowodzenie w rzucaniu zaklęć na lekcji transmutacji i zamartwiającego się Solberga. Po częste chwytanie się Lowella za podbrzusze przy wielu okazjach. Aż do balu i spotkanie z nadgorliwym dementorem, któremu sprzedała cios prosto w krocze. A więc zagadka się wyjaśniła. „Jebanym eunuchem”, jak nazwała go wtedy na balu, był nie kto inny, jak właśnie Puchon. Dopiero teraz do niej dotarło, że wysłanie mu pluszowego „dementoru”, mogło przez niego zostać odebrane dwuznacznie. Ale temat czyichś klejnotów rodzinnych, czy też ich braku, to nie było coś, co ją szczególnie interesowało. Teraz liczył się przyjacielski beef ze Szkotką. A przynajmniej tak jej się wydawało, bo z tyłu powstało niemałe zamieszanie, które tylko potwierdziło jej przypuszczenia. Naprzeciw siebie stanęły irlandzkie wojska zaciężne w postaci dwóch pustułek oraz jakby inaczej, Solberg z Lowellem. Do zabawy dołączył również ślizgoński prefekt. Wzruszyła tylko ramionami. W końcu to nie jej problem i jak chcieli się pozabijać na oczach Papy Kruczka, to chętnie na to popatrzy.
Prudence Nordman
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 170
C. szczególne : Blizny, różnej długości, głębokości i szerokości, głównie na plecach i nogach, choć zdarzają się też na ramionach; dołeczki w policzkach
Idea pojedynku mogłaby wydać się dość destrukcyjna, szczególnie biorąc pod uwagę niektóre osoby przebywające w tym pomieszczeniu. Ale, kto wie, może i się myliłam; w końcu, profesor Kruk łatwo zapanuje nad sytuacją, nie ważne, co by się działo, prawda? Toż to skarb, a nie czarodziej; ale nie będę więcej wazeliny nakładać w jego stronę, bo każdy ma swoje słabsze strony, nawet on; niegrzecznym tylko o nich mówić, szczególnie przy takiej ilości osób. Zaklęcie, które chciałoby się przetestować, nauczyć się... Właściwie, jakiś czas temu czytałam o takim, co wywoływało u ofiary atak silnego i niekontrolowanego płaczu, a zobaczenie tego w praktyce byłoby naprawdę ciekawe... Nic dziwnego, że właśnie o Clamor powiedziałam profesorowi, później dopiero odwracając się do swojej pary i uśmiechając się lekko. - Mam nadzieję, że nie zrobimy sobie większej krzywdy - i choć powiedziałam to bardziej w formie żartu do Puchona, naprawdę miałam taką nadzieję. Może i dlatego zdecydowałam się na tak lekkie w skutkach zaklęcie ofensywne? W końcu, w jakimś większym starciu też może mi się przydać. Nie ma nic ciekawszego niż przeciwnik zalewający się łzami, może i trochę wstydem z tegoż powodu.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Jasne spojrzenie przemykało po obecnych w sali Puchonach, jeszcze nie do końca wyraźnych od niedotlenionego mózgu, a jednak na tyle widocznych, by wyłapywać żółte barwy mundurków na ich sylwetkach, a nawet rozpoznawać już co lepiej znane sobie twarze. Uśmiech powitania ledwie zaczynał gościć na jego ustach, a już wykręcał głowę w stronę nauczyciela, by nieco niezgrabnie złapać lecącą w jego stronę butelkę. Brew drgnęła w górę w pewnym uznaniu dla tego gestu, niemal odruchowo dziękując Voralbergowi za wodę, zanim i do niego nie uśmiechnął się w pełni swojego puchoniego ciepła. Przysiadł na wolnym krześle, upijając kilka łyków życiodajnej źródlanki, zaraz odruchowo kładąc dłoń na wysokości przepony, by w znany sobie sposób spróbować zapanować nad oddechem. Wykręcił się zaraz, słysząc tą zapowiadającą kłopoty mieszankę głosów @Felinus Faolán Lowell i @Maximilian Felix Solberg, nie dziwiąc się też wcale, gdy okazała się mieszać z drugą parą w postaci @Fillin Ó Cealláchain i @Boyd Callahan. Przygryzł wargę, wprawnym uchem plotkarza naczelnego próbując wyłapać jak najwięcej z nerwowej wymiany zdań, nie zamierzając się wtrącać, skoro w sytuację i tak wmieszany był już sam nauczyciel, a jednak nie mogąc przepuścić okazji, by w ten sposób zdobyć dodatkowe informacje w sprawie trapiącej go tajemniczej sytuacji ślizgońsko-puchońskiego połączenia. Jasne spojrzenie wyostrzyło się momentalnie, nieco dłużej pozostając na samym Fillinie, będąc już pewnym tego, że będzie musiał skontaktować się z nim po poszlaki w sprawie swojego niemal zawieszonego już śledztwa. I niemal jęknął cierpiętniczo, dusząc jednak głęboko w sobie to niezadowolenie z zapowiedzi pojedynku, zdecydowanie nie przychodząc na zajęcia zaklęć po to, by wprawiać się w jakiejkolwiek walce. W końcu miał swojego prywatnego Wilkołaka, który służył za tarczę i broń w jednym. Niezależnie od tego, jak bardzo byłby niezadowolony, pozwolił to sobie uzewnętrznić tylko lekkim niepokojem ściągającym brwi w zmartwione łuki, poszukując już w odmętach pamięci jakieś zaklęcie defensywne, którego nie tylko mógłby się nauczyć, ale które jednocześnie pozwalałoby mu na nie celowanie różdżką w drugą osobę. - Accenure - zapowiedział więc gładko przed Voralbergiem, uśmiechając się lekko pod pytaniem zadanym samemu sobie, czy nauczyciel będzie oceniał bierność jego wyboru, a jednak... Biorąc pod uwagę, że najpoważniejsze urazy od drugiego czarodzieja odebrał całkiem mugolskim sposobem, to nauczenie się akurat tego zaklęcia podczas pojedynku, wydawało się w jego wypadku uzasadnione. Zaraz już odnalazł drugą połówkę swojej pary, z lekkim uśmiechem zawieszając ciepłe spojrzenie na rysach jej twarzy, by spróbować przypomnieć sobie jakiekolwiek znane informacje o jej osobie, a jednak umykając zaraz bez większego zwycięstwa, by przypadkiem wzrokiem nie speszyć za bardzo młodszej od siebie dziewczyny. - Spokojnie, dobrze znoszę ból, nie musisz się hamować - mruknął jej w odpowiedzi, zabarwiając niski głos drobnym rozbawieniem, nie domyślając się zupełnie charakteru wybranego przez nią zaklęcia, bo nawet gdyby usłyszał wypowiedzianą przez nią formułkę, to nie wiedziałby, co ona oznacza. - I cóż, ja sam nie mam za dobrego cela, więc z mojej strony... - urwał, wzruszając lekko ramionami, na znak, że nic nie wiadomo, by tym bardziej nieco zmylić dziewczynę co do własnego wyboru.
Nie wdaję się za bardzo w rozważania co się działo z nauczycielem zaklęć i może całe szczęście, bo jak się okazuje, podsłuchuje pod drzwiami i komentuje wszystko, kiedy już wchodzi do klasy. Trochę nie za bardzo też jestem w temacie o co chodzi chłopakom - mam wrażenie, że zanosi się na bójkę, co może być bardzo ciekawym urozmaiceniem lekcji, szczególnie kiedy jest się tylko widzem. Nawet Lucas się w to wszystko wtrąca i pokazuje jakim to jest super prefektem - słysząc czym grozi ślizgonom, trochę mam nadzieję, że rzeczywiście pójdzie do Heaven, bo kto wie, może wtedy będę mogła w kolejnym meczu zastąpić Fillina? Nie żebym im źle życzyła, ale wiadomo, że najbardziej myślę o sobie. Jestem w parze z Ignacym, więc podchodzę do niego i się z nim witam, trochę go kojarzę, bo wiadomo - jest prefektem, ale też pracuje w tym samym sklepie, co to ja w nim od niedawna zaczęłam. Wybieram dla siebie zaklęcie Conjunctivitis, bo poza tym, że może służyć do pojedynku, to poza nim również wydaje się całkiem przydatne, kto wie czy nie będę miała potrzeby ogłuszyć trolla albo jakiegoś innego wielkiego stwora? Co prawda wolałabym uczyć czegoś innego, bardziej z zakresu zaklęć o których pisałam w pracy domowej, ale tamte w większości słabo nadają się do pojedynkowania.
Gdyby to było pierwsze jej spóźnienie na lekcje, może by się przejmowała. Ale zdarzało jej się to często, a czasami wręcz nagminnie, więc i tego dnia, próbując nadążyć za Cassianem, czmychnęła do sali, w której zajęcia rozpoczęły się już na dobre. - Przepraszamy. - zawtórowała przyjacielowi, posyłając pełne udawanej skruchy spojrzenie nauczycielowi. Pewnie będzie coś gadał o szacunku, kulturze bla bla bla... Czasami po prostu zgubienie rachuby czasu się zdarza. Ona nic na to nie poradzi, choćby chciała. Usiadła więc w jednej z wolnych ławek, próbując nadrobić to co ich ominęło. Świetnie! Pojedynki. Jakby z Cassem przewidzieli ten temat zajęć i już wcześniej przećwiczyli to trochę w sali pojedynków. W sumie ta fryzurka na jeżyka, na głowie Gryfona jest pamiątką właśnie po tym... - No co? Dzięki mnie masz kolejne plus dziesięć do zajebistości - mruknęła do niego cicho, rozbawiona, bo choć na początku nie spodziewała się, że chłopak wtedy nie osłoni się przed atakiem i było jej przykro z tego "wypadku", tak teraz uważała, że wyszło mu to na dobre. Wyglądał świetnie w krótkich włosach jej zdaniem. Przez moment zastanawiała się nad jakim zaklęciem chciałaby dziś popracować i padło na Levicorpus. Nie to, że chciała znowu zrobić coś czego będzie żałować Cassowi (bo jednak jeśli w końcu wyjdzie jej efekt tego czaru, to z pewnością chłopak będzie trochę... skrępowany), ale chciała nauczyć się rzucania tego zaklęcia. Zwyczajnie. Uśmiechnęła się niewinnie do Beaumonta, zanim dała mu odpowiedź. - Chciałabym spróbować Levicorpus. - oznajmiła, po czym szybko dodała: - Ale spokojnie, na pewno mi nie wyjdzie, bo nigdy tego jeszcze nie rzucałam. - wszystkie inne zaklęcia wydawały jej się nudne, a słyszała jak ludzie wokół siebie o nich mówią, więc nie chciała znowu brać czegoś, co ktoś przed nią zastosował. Ale tym razem już nie popełni tego błędu co poprzednio. Teraz wybrała czar, który posiada przeciwzaklęcie, w przeciwieństwie do Calvorio...