Raczej tylko najwytrwalsi i najbardziej ciekawscy turyści zapuszczają się aż tutaj. Lepiej pamiętać o nałożeniu jakichś klapek, bo piasek na plaży praktycznie zawsze jest bardzo gorący. Brakuje tu drzew, więc uciec przed słońcem nie sposób. Tylko w jednym miejscu można zobaczyć coś na kształt mini oazy - parę krzesełek i ślady po ogniu jasno świadczą o tym, że często urządzano tu ogniska. Jeśli chodzi o wodę, plaża jest pozbawiona kamieni, o które można się zranić, ale po przejściu kilku metrów głębokość gwałtownie się zwiększa. Trzeba uważnie stawiać kroki, bo nagła przepaść stanowi niebezpieczeństwo, a ratownika tu nie ma.
Lorraine przechadzała się w okolicy i nagle do jej uszu doszły jakieś głośne skandowania, coś jakby o korniczakach i japońskiej herbacie. Cóż, kombinacja wydawała się być całkiem interesująca, więc udała się w stronę hałasu, na miejscu odkrywając, że na plaży, a raczej nad plażą toczył się mecz Quidditcha! A to ci heca! Dziewczę w ogóle nie wiedziało, że na wyspie odbywają się takie fajne atrakcje! Skierowała swoje kroki w stronę trybun, gdzie znajdowała się wysoka, bardzo ładna dziewczyna, aktualnie niezwykle zdenerwowana i wykrzykująca słowa, po których uszy więdły; oraz chłopak, którego skądś kojarzyła, ale niespecjalnie wiedziała, skąd. Zresztą, czy to ważne? Prawdopodobnie mijali się przez ostatnie dwa tygodnie nieustannie i wcale nie musieli gadać, co nie? - Dużo straciłam? - zapytała spokojnym głosem i obdarzyła tę dwójkę szerokim, ciepłym uśmiechem. Przeniosła spojrzenie na grających w górze ludzi i westchnęła. - Strasznie fajnie, że grają, nie wiedziałam, że to się dzieje. Może wtedy przyszłabym wcześniej, a tak to jestem zupełnym przypadkiem. Jaki jest wynik? Kto jest kim? Czy tam nie lata przypadkiem nasz nauczyciel? - zarzuciła ich pytaniami.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Jeżusicku, Naeris mimo że głównie unosiła się spokojnie przy pętlach i tak ledwo nadążała za grą. Tutaj ktoś oberwał tłuczkiem, inna osoba wpadła do wody, następnie drużyny nawzajem odbierały sobie kafla... Pomachała Liamowi, gdy zauważyła, że szuka znicza, ale przy takim słońcu pewnie nawet nie zauważył. No nic. Bardziej przeraziła się, gdy miotła Theo nagle przestała pracować i mało brakowało, a po prostu by się za nim rzuciła prosto do wody. Tylko, że uzdrowiciele zareagowali bardzo szybko i od razu zajęli chłopakiem. Najwyraźniej musiał na trochę zejść z pola gry. O nie... Znowu ta jędza, no Merlinie drogi! - UWZIĘŁAŚ SIĘ CZY CO?! - krzyknęła Nae, tak trochę w panice rzucając się na lewą obręcz, ale tym razem kafel przeleciał przez prawą. Zacisnęła mocno usta, zła na siebie. - Rozwal ich, Rose! - podała kafla Krukonce z drużyny.
Wiedziała, że nie radziła sobie najlepiej w tej grze, ale żeby od razu miotła traciła lotność? Co to miało być. W sumie dość niekonwencjonalne, co jej się podobało. Pomimo tego, że umiała pływać wyłowiono ją z wody i osuszono zaklęciem. Była w malutkim szoku, tak to określmy. Mrugała co chwilę lub patrzyła w słońce skonfundowanym wzrokiem. Popijała zimną wodę i obserwowała z plaży kilka kolejnych akcji i latających zębów. Jednak gdy po jakimś czasie zapytała uzdrowicieli czy może wrócić już do swoich. Nie udzielał się jej sportowy duch, bardziej ciekawość jak to będzie kiedy w końcu się uda coś zrobić. Wzbiła się na innej pożyczonej miotle. Tym razem Theo wpadł do wody. Co tu się wyprawia. No kto jak kto, ale on. Stracili kolejny punkt, teraz ponownie kafel znalazł się w rękach Rosemary. W sumie co jej szkodzi. Rzuciła prosto do obręczy drużyny przeciwnej.
To, co się działo było nie do ogarnięcia dla kibiców, którzy w zasadzie tylko stali i się gapili, a co dopiero mówić o graczach, którzy nie dość, że musieli ogarniać latanie, rzucanie i unikanie tłuczków, to jeszcze w miarę logicznie dedukować, jakie i ile podań przedsięwziąć, żeby cokolwiek wyszło. Bas przez chwilę nie ogarniał stania na dwóch nogach, nie wspominając już o śledzeniu logiki meczu, ale upadek do wody dziewczyny z jego drużyny zabolał go pewnie tak samo, jak i ją. A to chuje, na pewno coś miotłę poczarowali! Czekajcie no... Nabrał powietrza w płuca, kiedy Calum oberwał w twarz tak dotkliwie, że Lenza aż zamurowało. Za niego nadrobiła Arielle, na którą spojrzał najpierw z niebywałym szokiem (taka drobna dziewczyna niby, co nie?) a potem sam dolał swoje. -W DUPĘ SOBIE TEN TŁUCZEK WSADŹ, PEDALE!!! - krzyknął na Doriena, ale po chwili Lys sam zarył w jakiegoś lalusia twardą piłkarską kulą. I co? Było w Caluma celować? -Ha! Ha! Zatkało, lamusie? - wypluł siebie w stronę Lope - DRUŻYNA 1 ŁAZI NA KIBEL W OMNIOKULARACH!!! W sumie nie pamiętał dokładnie, czy one spowalniają, czy powtarzają akcję, czy jedno i drugie, ale dosrane (hehe) to dosrane. Wtedy też przyszła dziewczyna z trójki. -Cześć. Nieistotne, kibicuj drużynie drugiej, laska - uśmiechnął się szczerze i dalej wiwatował na ich cześć w stronę wody.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget śmigała sobie przy pętlach i obserwowała grę reszty, starając się być czujna i gotowa na ewentualne natarcie. Jedna z dziewczyn wpadła nagle do wody, zupełnie jakby jej miotła przestała działać i zanurkowała do morza. Bridget wystraszyła się, ale nie mogła przejmować się za długo, bo akcja stawała się coraz bardziej zawzięta. W posiadaniu kafla był teraz Theo... I z nim stało się to samo! - Theo! - krzyknęła Bridget, gdy jej chłopak wylądował w wodzie i nawet zamierzała polecieć za nim, by go uratować, ale akcja toczyła się gdzieś przy obręczach i nie chciała nikogo zawieść... Zresztą Theo potrafił doskonale pływać, powinien sobie poradzić z tym wszystkim, prawda? Wciąż niespokojnie zerkała w dół, próbując dopatrzeć się ukochanego, kiedy z zamyślenia wyciągnęły ją krzyki. Spojrzała przed siebie i dostrzegła młodszą Krukonkę nacierającą na nią z kaflem w ręce. Ale obroniła! Może to tylko Theo na nią tak działał, że nie mogła się skupić? (...)
Od rana panował upał i należało współczuć mugolom, którzy nie znali czarów ochładzających, bo z nieba dosłownie lał się żar. Słońce raziło prosto w oczy, mocno utrudniając zawodnikom, a na dodatek coś chyba działo się z miotłami... Nic dziwnego, że po dłuższym czasie gry, głowa zaczynała boleć od gorąca, a oddech coraz ciężej było złapać. Bardzo prawdopodobne było, że zaraz ktoś dostanie udaru. 5 osób, które napiszą posta po tym poście, muszą rzucić dodatkową kostką. 1 i 2 oznacza, że postaci nie wychodzi cokolwiek co chciała zrobić, bo została oślepiona promieniami słonecznymi.
Wzrokiem śledziła kafla, nie chciała stracić go z oczu. Czuła, że ta gra jest dla niej jak MISJA, którą musi wypełnić jak najlepiej. I opłaciło się skupienie – już z daleka zauważyła, jak Bridget rzuciła kafla w jej stronę. Wykonała wyjątkowo zręczny jak na siebie ruch, złapała piłkę do rąk, po czym poszybowała na drugi koniec boiska. Obok pętli drużyny zauważyła dziewczyną, która już zdobyła 20 punktów dla ich drużyny, bez wahania podała jej piłkę.
Zdecydowanie za bardzo ją poniosło i sama to dostrzegła - jej towarzysza z kolei chyba kompletnie zatkało. Sapnęła z niedowierzaniem, opadając z powrotem na leżak i nerwowo wyłamując sobie palce. - Przepraszam, ale dostał w głowę, jeśli stanie mu się coś poważnego... - Zagryzła dolną wargę. - I czy to nie jest jego brat? - Dodała, bo z takiej odległości ciężko było rozpoznać zawodników, ale Doriena chyba skojarzyła. Ten fakt jeszcze bardziej ją zdenerwował. Może i nie była emocjonalnie związana z Dearami, ale mimo wszystko na Calumie jej trochę zależało, nie? Zresztą, pozory i tak sprawiać musiała. Podskoczyła z zaskoczeniem, gdy podeszła do nich jakaś laska. Skinęła jej uprzejmie głową. - Jestem Arielle, to Bas, kibicujemy Calumowi i reszcie, DALEJ, KU ZWYCIĘSTWU! - Klasnęła w dłonie, znowu podskakując w miejscu. Niezbyt miała czas na zacieśnianie więzi, bo przejmowała się tym, że drugi ścigający drużyny drugiej wylądował w wodzie. Co tu się działo?
Robiło się z każdą chwilą coraz gorzej, a już dwie osoby wylądowały w wodzie. Liam nawet im trochę zazdrościł, bo musiała być tak przyjemnie chłodna... Przemknął na miotle tuż nad falami, czując przyjemną bryzę. Słońce dawało po oczach coraz mocniej, o ile to w ogóle możliwe. Dear powoli tracił nadzieję i zastanawiał się, czy złapanie znicza w takich warunkach jest w ogóle możliwe. Tak czy inaczej, szło mu beznadziejnie. Przynajmniej jego drużyna wygrywała! A Dorien trafił Caluma...
Dostałam kafla od Hope i poszybowałam w stronę pętli. Tym razem nie powiodło się - ku mojemu zdziwieniu po raz pierwszy dzisiaj ktos mnie dogonił - był to Theo, któremu zabrałam kafla, gdy spadał z miotły. Chłopak dogonił mnie i brutalnie wyszarpnął kafla. Prawie się popłakałam - nie dość, ze po raz pierwszy straciłam piłkę to jeszcze zabolała mnie dłoń od tego gestu. - Ty przebrzydły impotencie! - wrzasnęłam próbując go dogonić.
Kostka: 5 -> 3 :( (przerzuty wykorzystane) Na warunki: 6 (nic się nie dzieje)
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Atomsfera, wyzwiska, gościu drący się z trybunów, to wszystko zadziałało na Dreame, jak płachta na byka. Nabuzowała się w sobie, najeżyła jak kogucik. Kiedy zobaczyła z jaką zażartością Theo wyrywa Viv kafla coś w niej pękło. Zlokalizowała tłuczek, prędko pod niego podleciała i z całą siłą, jaką miała w tych chudych rączkach w go przylutowała, przy okazji wydając odgłos jak jakaś mugolska tenisistka. Piłka nabrała dużej prędkości i ona sama zdziwiła się, że coś takiego z jej łapek jest możliwe. I trafiła, prosto w głowę, a dokładnie w oko. To musiało boleć, ale przecież taki był Quidditch - strasznie niebiezpieczny
Dobrze było wrócić do gry! Theo dalej był trochę oszołomiony po tamtym nagłym wylądowaniu w wodzie. To było przerażające - tonąć, podczas gdy jest się tam świetnym pływakiem. Wiedział doskonale, że powinien odpocząć, bo po tamtym paraliżu dalej był nieco zesztywniały. Wyrwał się jednak uzdrowicielom tak szybko, jak tylko mógł, ignorując ich niezadowolone pomruki. Dostał jakąś zastępczą miotłę i wzbił się w powietrze, biorąc parę głębszych wdechów. Wyrwał kafla Vivien, którą w gruncie rzeczy lubił (poznał ją dzięki Fire, nie?). Zignorował rzuconą przez nią obelgę. Nie ma co się cackać, to gra! Pomknął przed siebie i nagle... Tłuczek pojawił się przed nim tak niespodziewanie, że Evermore nie miał najmniejszych szans na ucieczkę. Poczuł tępy ból, gdy piłka uderzyła go prosto w prawe oko. Jęknął cicho, zaskoczony, upuszczając przy tym kafla. Dziurawe ręce, cholera! Chwilę wisiał w jednym miejscu, ale zaraz uniósł ręce aby pokazać, że jest w porządku, może grać dalej. Czuł, że powieki mu puchną i właściwie ledwo widział. Najbardziej upokarzające było jednak to, że po policzku ściekło mu parę łez, których fizycznie nie był w stanie powstrzymać. Szarpnął mocno do przodu, chcąc jakoś nadrobić, dopóki jest jeszcze w stanie wytrzymać na miotle.
Lorraine uśmiechała się przyjaźnie i spoglądała na akcję na górze z marzycielską miną i dobrze widocznym niezrozumieniem w oczach. Arielle uśmiechnęła się uprzejmie, więc może jednak poza boiskiem była damą, przedstawiła siebie i chłopaka obok. - Bas, jak ten instrument? - zapytała, szczerząc krzywe ząbki. - O, a Calum to ten od kryształowych kul, prawda? - dodała, szukając odpowiedzi w twarzach nowych znajomych, lecz zarówno jedno, jak i drugie nie wyglądało, jakby ją znało. Przeciwnie, spojrzeli na nią jakby była niespełna rozumu. Czy ona coś źle pamiętała? Jeszcze sekundę temu dałaby sobie palca uciąć, że Calum to ten koleś od ody do chujowości Walkera z balu i od wizji Florence, ale może się pomyliła? Cóż, pewnie tak. Machnęła ręką i dodała: - Nieważne, pomieszałam coś. Ale dobrze mu idzie? Tak w sumie nigdy nie znałam dobrze zasad tej gry, wszystko mi wylatuje z głowy i nie umiem zapamiętać ile jest w niej piłek i po co te pętle... - rzuciła jeszcze, trochę ciszej i bardziej do siebie niż do któregokolwiek osobnika obecnego na trybunach.
Heheszki. Lope przeklinał, że mnie dorwie, a ja wsłuchiwałem się w kibiców i krążyłem nad boiskiem. Gdy tłuczek przyleciał w moją stronę nie czekajac na Melody skorzystałem z nieuwagi Lope i po raz kolejny wycelowałem w niego tłuczek żałując, że Etki tu nie ma. Piłka poszybowała w stronę nogi gracza i drasnęła jego kostkę. - Yes! - wrzasnąłem ciesząc się, że mój tłuczek po raz drugi trafił w ślizgońskiego kapitana. To nie tak, że miałem jakiś personalny problem do lalusia z Hiszpanii - miałem go w głębokim poważaniu, jednak na boisku panują inne zasady, więc chłopak stawał się moim wrogiem.
Nie mógł długo nacieszyć się tym, że Evermore dostał to na co zasłużył i zanurzył się w odmętach wody... Niestety, wyciągnięto go. I chyba nawet żywego... W każdym razie nie mógł za długo się temu przypatrywać, bo należało grać! Ból zdążył już odrobinkę zelżeć, więc mógł latać sprawnie. Co prawda, odrobinę ciężej było Mondragónowi utrzymać refleks, ale po latach doświadczenia wiedział, że i tak się nie podda. Jak dobrze, że mieli Dramę, która tak wspaniale rąbnęła Evermore'a! Ślizgon skrzywił się, bo znał ten ból. Ale bezwzględnie zabrał kafla i pomknął naprzód. Nie przewidział jednak, że zaraz karma do niego wróci. Trzeci tłuczek uderzył prosto w kostkę Lope, na co ten aż krzyknął. Zapikował w dół, nie wiedząc, czy da jeszcze w ogóle grać. Ale to był Mondragón, jego można było pozbyć się tylko w jeden sposób - pozbawić przytomności. Dopóki jako tako widział, co się dzieje i latał, dawał radę. Posłał pełne nienawiści spojrzenie Lysandrowi. No to po jego kostce.
Ostatnio zmieniony przez Lope Mondragón dnia Wto Sie 01 2017, 22:21, w całości zmieniany 1 raz
Całkiem zbiło go z pantałyku to, co powiedziała Arielle. Jakim, do jasnej cholery, bratem? W sensie, rodzonym? Szwajcar sam miał siostrę i wiedział, że nawet gdyby była facetem, ufoludkiem, puszkiem pigmejskim czy górskim trollem, nigdy, ale to nigdy by jej nie zrobił jawnej krzywdy. Choćby nie wiadomo jak był na nią obrażony i choćby nie wiadomo co odwaliła wcześniej - a mieli ojca jasnowidza z problemami, było się o co kłócić w jego rodzinie. -Nic mu nie będzie - przyznał marszcząc brwi i wypatrując w niebie zawodników - Nie celuje się w twarz bratu, larwo... - syknął już raczej do siebie, ale nie miał czasu na dalsze okrzyki, bo jego drużyna traciła jeden za drugim. Odbijemy to! Ach, no tak - jakaś ścigająca z jedynki latała tam jak głupia i udawała, że trafia. Szybko jej się skończyło szczęście, bo ktoś (Bas nie widział, kto dokładnie) zabrał jej kafla. -Ścigająca jedynki taka usłużna, że chyba ją o rękę poproszę, skoro tak wszystko bez proszenia oddaje - zaśmiał się do obu dziewczyn stojących obok, nie czując do końca, że delikatne dziewuszki wcale mogą nie śmiać się z takich żartów. Zdenerwowany jest, musicie mu wybaczyć!
Dobra, to już była gruba przesada. Tłuczki latały wokół mojej głowy, a mnie denerwowało już wszystko. To miał być krótki, dobry i towarzyski mecz, a czułam, że zaraz wszyscy na tym boisku zejdą. Miałam już dość, pot spływał ze mnie strumieniami, a znicza jak nie było tak nie ma. Niech to szlag, czułam, że za chwilę spadnę z miotły. Zawroty w głowie mnie irytowały. Zniczu gdzie ty do kurwy nędzy jesteś. Zeszłam trochę niżej w nadziei, że tam cokolwiek znajdę, albo przynajmniej się ochłodzę. Ta, chciałoby się.
Ta wybita dwójka rozwścieczyła mnie to reszty. Bardzo żałowałem, że nie byłem pałkarzem w tej drużynie, bo chyba bym przemeblował Dorienowi mordę tą pałą... Dupek i zjebiec, jeszcze się odegram! Wytarłem twarz, zostawiając sobie na policzku i przedramieniu czerwone smugi, po czym poleciałem szybko do przodu. Wręcz rzuciłem się na Ślizgona, który miał teraz kafla, po czym zabrałem go i poszybowałem do pętli drużyny przeciwnej. Siostra Hudson wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć. Zamachnąłem się i rzuciłem w kierunku jednej z pętli.
kostka: 6
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Po udanej obronie Bridget na chwilę nie mogła pozbyć się uśmiechu z ust, ale wciąż zerkała niespokojnie w stronę ziemi, by zobaczyć jak się mają sprawy z Theo. Po jakiejś minucie czy dwóch zobaczyła, że wsiada on na nową miotłę i znów wzbija się w powietrze. Uf, nic mu nie było! Bridget spadł kamień z serca, ale jej radość nie trwała zbyt długo. Następne natarcie nastąpiło bardzo szybko. Rozwścieczony Calum praktycznie plujący krwią szybował w jej kierunku z zawrotną prędkością. Hudson autentycznie się wystraszyła, nie wiedziała, że Krukona stać w ogóle na tak szybkie poruszanie się na miotle, a tym bardziej na precyzję rzutów. Zobaczyła tylko jak pokazuje zęby, wśród których brakowało jednej dwójki, a potem spostrzegła tylko rozmyty kafel przelatujący obok jej twarzy. No pięknie, znów zawaliła... Podała kafla Hope.
Arielle poważnie nie miała pojęcia, co jej narzeczony miał do kryształowych kul. Posłała dziewczynie zaskoczone spojrzenie, ale nawet nie dociekała. - Calum, mój narzeczony - odparła od razu, mając wrażenie, że warto o tym wspomnieć. Ucieszyła się również, że Bas podobnie jak ona przejął się tą braterską zbrodnią. Szczerze nie mogła usiedzieć w miejscu i martwiła się mimo wszystko, bo Dear był właściwie jedyną jej bliską osobą na tej wyspie. Nie dała rady się powstrzymać i zachichotała na żart chłopaka, rozpoznając w ścigającej nikogo innego, jak Vivien. - Powiem ci, że to świetna dziewczyna, więc... - Przekierowała swoją uwagę z kolei na jasnowłosą dziewczynę, która to tak ich zagadywała. Wyglądała na miłą, a Arielle trochę głupio było po swoich wcześniejszych wybuchach. - Ja z kolei zasady znam, ale sama grać kompletnie nie umiem... - Przyznała z rozbawieniem. Znowu przerwała, gapiąc się na niebo. Z trudem rozpoznała Caluma, który wyglądał dość słabo po tamtym oberwaniu tłuczkiem. Merlinie, czy on zamierzał rzucać do obręczy? Tender wstrzymała oddech, a gdy kafel przeleciał przez obręcz... - TAK! TAK, BRAWO! - Zawołała entuzjastycznie, dumna jak nigdy. - Tylko tak dalej, Calum!
Hope powoli zaczynała lepiej rozumieć o co chodzi w Quidditchu. Jednak gra w praktyce była jeszcze ciekawsza, niż z perspektywy trybun, ale również bardziej niebezpieczna, niż mogłoby się wydawać. Dziewczyna starała się unikać wszechobecnego tłuczka, co jednak było dość trudne. Dostała kafla od Briget po straconych punktach i pognała przed siebie. Niestety, jej lot w kierunku pętli nie trwał zbyt długo. Nagle zawodnik drużyny przeciwnej pokrzyżował plany Hope odbierając jej piłkę.
Zbił piątkę z Vivien, gdy strzeliła kolejną bramkę. Radziła sobie naprawdę świetnie, mimo że Dorien jeszcze kilka miesięcy wcześniej absolutnie odradzał jej wsiadanie na miotłę. Gra była zacięta, a zawodnicy zawzięci. Widzowie wcale nie byli lepsi. Dorien zawisł w powietrzu, próbując zlokalizować chłopaka, ciskającego w niego obelgami. Policzy się z nim później. A Calum, cały umazany krwią, wyglądał wręcz znakomicie. Przy nadarzającej się okazji Dorien spróbował znowu, ale jego młodszy brat pędził z kaflem tak szybko, że tłuczek minął go zaledwie o centymetr. Na nieszczęście - trafił do bramki.
5
Ostatnio zmieniony przez Dorien E. A. Dear dnia Wto Sie 01 2017, 22:43, w całości zmieniany 1 raz
Była blisko swojego pierwszego gola, ale jednak nie. Trudno! Ale teraz już wie jak to jest, gdy broniący pętli patrzy na Ciebie z zaskoczeniem, a potem radością, gdy Ci nie wychodzi. Zmrużyła oczy gdy znowu poraziło ją słońce. Latając owiewał ją zdradziecki wiatr, ale i tak było jej strasznie gorąco. Szkocjo, moja droga, czym jest twa pogoda, ten tylko się dowie, kto poleciał do Grecji na wakacje i grał w słońcu w Quidditcha. Wtem ich trzeci ścigający zdobył gola! Tak, remis! Tyle radości! Ale gra trwa dalej, ojeju, tyle informacji na raz. Jedną z nich było to, że teraz jej szansa zabrać kafla od Puchonki! Złapała i ponownie rzuciła do pętli przeciwników.
Liam poważnie się zastanawiał, czy ten mecz ma sens. Może ostatecznie sędzia postanowi, że nie ma sensu się dłużej bawić w palenie na słońcu i każe przerwać i przełożyć mecz na inny dzien? Dear miał w sobie ogromną wolę walki, ale teraz był szczerze zmęczony i jakieś tam myśli rezygnacyjne mu się wkradały. Przydałaby się przerwa na wodę... Nie miał w sumie co narzekać, bo inni czuli się pewnie jeszcze gorzej. Obrywali tłuczkami, wpadali do wody... Na chwilę musiał zawisnąć w miejscu, żeby złapać parę oddechów. Przy okazji zerknął, jak tam radzą sobie inni - dostrzegł, jak @Calum O. L. Dear trafia do obręczy i co z tego, że był w przeciwnej drużynie? Liam przemknął na miotle obok niego z szerokim uśmiechem. Krukon chyba dalej krwawił po tamtym tłuczku od Doriena... - Ładna gra, braciszku! - Zawołał do niego, wzbijając się wyżej w dalszych poszukiwaniach skrzydlatej piłeczki.
Z rozmyślań o najgorszych braciach ever i wpadających do wody ludziach (był aspirującym na uzdrowiciela, martwił się o obcego Theo i Rose tak, jak o wszystkich innych pacjentów, czyli naprawdę poważnie) wyrwała go sama Lorraine, która zadała mu pytanie, które słyszał już ze sto razy. -Bas jak Bastian, a nie jak kontrabas - powiedział z wyraźnym akcentem, patrząc na dziewczynę przelotnie i zmarszczył brwi, kiedy powiedziała, że Calum zajmuje się kryształowymi kulami. Co? Niby chwilę potem powiedziała, że jej się pomieszało, ale i tak...CO? -A co ci wywróżył? Bo z tego co wiem to potrafi ze stuprocentową pewnością przewidzieć tylko po ilu piwach zmieni uniwersum - zaśmiał się ponownie, niesiony dobrymi reakcjami dziewczyn na poprzednie swoje żarty, ale i tak pilnował się już jak mógł, choć opera to to nie była. Wtedy też Calum trafił. Dobrze, ziomeczku, tak trzymaj! -Postawcie obrońcę jedynki do pilnowania skarbców w banku Gringotta, to wszyscy będziemy mieli te wakacje za darmo!!! - nie darł już się jak nienormalny, ale byłby chory, jakby swojego nie powiedział. No, i Ari podbijała morale drugiej drużyny, on mógł zacząć obniżać pierwszej.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget było przykro, że nie udało jej się obronić pętli już po raz drugi. Nic jednak dziwnego, skoro grała z tak utalentowanymi graczami, prawda? Sam Theo poruszał się na miotle niesamowicie i w sumie to on ściągał najbardziej uwagę Bridget. Czyż on nie był najprzystojniejszym chłopakiem na świecie? Co prawda miał pod okiem limo od tłuczka, ale i tak jej się podobał najbardziej na świecie... Nie, skup się Bridget! Nie mogła pozwolić sobie na dalsze rozpraszanie, musiała w końcu pokazać, że nadaje się do gry w Quidditcha! Gdy młodsza dziewczyna z przeciwnej drużyny po raz kolejny natarła na pętle, Bridget podjęła decyzję, w którą stronę polecieć... I była ona słuszna! Kafel wylądował w jej rękach, a na jej twarzy pojawił się uśmiech satysfakcji. Oddała kafel Lope.