Raczej tylko najwytrwalsi i najbardziej ciekawscy turyści zapuszczają się aż tutaj. Lepiej pamiętać o nałożeniu jakichś klapek, bo piasek na plaży praktycznie zawsze jest bardzo gorący. Brakuje tu drzew, więc uciec przed słońcem nie sposób. Tylko w jednym miejscu można zobaczyć coś na kształt mini oazy - parę krzesełek i ślady po ogniu jasno świadczą o tym, że często urządzano tu ogniska. Jeśli chodzi o wodę, plaża jest pozbawiona kamieni, o które można się zranić, ale po przejściu kilku metrów głębokość gwałtownie się zwiększa. Trzeba uważnie stawiać kroki, bo nagła przepaść stanowi niebezpieczeństwo, a ratownika tu nie ma.
Od początku wiedział, że źle się to skończy! Już teraz czuł mocne powiewy wiatru, który niósł piasek i poważnie utrudniał szukanie czegokolwiek. Liam podziwiał ścigających i pałkarzy, bo sam ledwo widział jakiekolwiek piłki, o maleńkim zniczu nie wspominając. Starał się przemykać jakoś pomiędzy zawodnikami, przy okazji próbując zaskarbić sobie jakieś punkty... Odskoczył w bok, gdy świsnął obok niego tłuczek posłany przez Doriena. Liam był chyba za bardzo przewrażliwiony... Gdzie ten znicz?!
Theo jak zwykle nie miał nawet chwili na świętowanie swojego małego zwycięstwa, bo zaraz kafel trafił w złe ręce, potem został odebrany, Naeris broniła (złota dziewczyna!)... I Theo sam nie wiedział, jakim cudem wylądował znowu u niego. Odetchnął z ulgą, gdy tłuczek pałkarza przeciwnej drużyny w niego nie trafił. Rozejrzał się, aby znaleźć jakiegoś pomocnego gracza. Chciał już zrobić podanie, gdy nagle poczuł jak fala piasku wpada mu do oczu. Kafel sam wypadł mu z rąk, gdy próbował jakoś odzyskać możliwość widzenia. Merlinie, co tu się dzieje?
Działo się coraz więcej. Lope nie dawał się jednak rozkojarzyć, zresztą od krzyczących widzów i śmigającego wszędzie kafla, wolał wypatrywał od czasu do czasu Dramy, której chyba było naprawdę gorąco. Niestety, nie zdążył zapobiec zdobycia gola przez Evermore'a, ale nie szkodzi, szybko sobie to odrobią... Żałował, że Vivien nie udało się trafić, ale miała ciężką sytuację i wiedział, że następnym razem pójdzie lepiej. Rzucił się naprzód, wymijając zawodników, żeby dotrzeć prosto do kafla. Zobaczył, że kapitanowi Krukonów przeszkodził nagły podmuch wiatru i uśmiechnął się kpiąco. Sam uważał na takie rzeczy, dlatego zwinnie podebrał mu kafla i wrócił nad wodę. Tyle, że ktoś go ubiegł. Musiał być uważniejszy, jeśli chciał wygrać!
Quidditchem łatwo było się emocjonować, a Arielle chętnie podskakiwała na swoim leżaku przy każdej akcji. Zupełnie nie obchodziło ją to, że inni kibice mogą patrzeć na nią jak na idiotkę - gdy drużyna druga zdobyła obręcz, wydarła się na całe gardło. - BRAWO! TYLKO TAK DALEJ! DO BOJUUU! - I klaskała dość nadpobudliwie. Obserwowała dalej, chociaż nawet w okularach przeciwsłonecznych ciężko było cokolwiek dostrzec. Przygryzła dolną wargę, cała w emocjach. W pierwszej chwili nie zauważyła chłopaka, który się do niej zbliżył - słyszała jego krzyki i bardzo popierała! Uśmiechnęła się promiennie, gdy tak radośnie zagadał. - Drużynie drugiej, oczywiście! Jestem... - Widząc jakąś akcję na niebie straciła na chwilę zainteresowanie nowym rozmówcą. - DALEJ CALUM! - Trzeba wspierać narzeczonego, nie? Potem wróciła spojrzeniem na nieznajomego (bo niestety Calum nic szczególnie widowiskowego jeszcze nie zrobił, ale to na pewno kwestia czasu!). - Arielle, jestem Arielle - zaśmiała się krótko na swoje roztargnienie, ale hej, mecz był piekielnie istotny!
Piasek jej już nie przeszkadzał, widocznie wiatr zmienił kierunek. Tym razem udało jej się złapać kafla od tego szczęśliwego Ślizgona, który zabrał jej go wcześniej. Ha, kto się teraz cieszy! Na pewno nie Rose, bo straciła piłkę równie szybko jak ją dostała. Człowiek uczy się na błędach, prawda? Kiedyś jej się uda zrobić coś lepiej! 5 >:(
Pośpiesznie wydarłam kafla z rąk drobnej Krukonki i popędziłam przed siebie. Sytuacja była podobna jak ostatnio - znowu nie miałam do kogo podać, więc popędziłam przed siebie. Wściekła, że Naeris ostatnio obroniła, wrzasnęła z gniewem: - Ty szmato! Na co dzień byłam milutkim koteczkiem, ale na boisku nie panowałam na emocjami. Zrobiłam unik i rzuciłam w stronę środkowej pętli.
Kostka: 6
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Nadal była w szoku, że zdołała obronić! Bardzo rzadko ćwiczyła na pozycji obrońcy, ale chciała pomóc w potrzebie... Cieszyła się, że drużyna jakoś sobie radzi, a nawet byli na prowadzeniu! Obserwowała każde powietrzne starcie, patrzyła za latającymi tłuczkami i spinała się na miotle za każdym razem, kiedy ktoś z przeciwnej drużyny podlatywał blisko. Starała się także dopingować swoich, a przede wszystkim podziwiała Theo, który w pewnej chwili wyglądał, jakby coś się stało, ale leciał dalej, więc chyba nie powinna się martwić? Z tego wszystkiego, znowu zaczął zżerać ją stres, gdy ponownie zobaczyła mknącą ku niej Vivien. Serio? Znowu ona? Naeris nie pozostawało nic tylko nie zrażać się tym, że najwyraźniej Ślizgonka nie zamierzała traktować jej litościwie. Niestety, była zbyt wolna i ostatecznie kafel przeleciał przez pętle. - Uważaj, żeby ci żyłka nie pękła - powiedziała w stronę Dearówny, a zaraz potem podała kafla Theo.
Gra trwała w najlepsze, ale średnio się interesowałam tym co się dzieje między innymi graczami. Powiedzmy sobie szczerze, miałam to gdzieś, dla mnie liczył się tylko znicz. Nie uszedł mojej uwadze okropny wiatr, ale miałam szczęście i piasek nie wylądował w moich o czach. To był duży plus, bo przez słońce i tak niewiele widziałam. Chociaż nie powiem i tak utrudniał mi życie. Inne piłki uciekały mojej uwadze. Cholera jak ja mam w takich warunkach złapać tego przeklętego znicza? Zawiesiłam na chwilę wzrok na Liamie, ale szybko straciłam zainteresowanie i nim. - Kurwa... - mruknęłam, bo znicz nigdzie nie dawał o sobie znać, co za gówno.
Theo zawył wściekle, kiedy przeciwna drużyna zdobyła obręcz. Ani odrobinę nie przeniósł tego na Naeris, która przecież dzielnie starała się bronić. Bardziej zrzucił winę na siebie, bo ledwo cokolwiek widział przez drażniący jego oczy piasek. Mimo wszystko, kiedy dostał od Naeris kafla, pomknął z nim do obręczy... Powinien znaleźć innego ścigającego, który ma mniejszy problem z oczami - nie było jednak nikogo w pobliżu, a Evermore nie miał czasu na poszukiwania. Zamachnął się do obręczy, ale cholera jasna, przez ten piasek zupełnie nie trafił i kafla pochwyciła przeciwna drużyna.
Byłam niezmiernie podekscytowana tym, że udało mi się trafić w ścigającego drugiej drużyny. Trochę jednak syknęłam pod nosem, kiedy Lope skrzywił się z bólu. Miałam nadzieję, że nie połamałam mu przy tym żeber. Mimo to posłałam szeroki uśmiech w kierunku Theo. Gra toczyła się dalej. Jak na razie szło nam całkiem nieźle. Po moim tłuczku zdobyliśmy 10 punktów. Byliśmy na wygranej pozycji. Ciekawe, ile tym razem potrwa rozgrywka. Miałam nadzieję, że moja dobra passa się nie skończy i uda mi się jeszcze coś zagrać, oczywiście na naszą korzyść. Nagle jednak zaczęło się dziać coś dziwnego. No, powiedzmy. To było całkiem do przewidzenia. Wiatr zawiał tak mocno, że piasek zaczął nam się dostawać do oczu. Na szczęście udało mi się tego uniknąć. To nie znaczy, że następny mój zamach wyszedł mi tak samo dobrze. Kiedy straciliśmy kafla, spróbowałam posłać tłuczek w stronę ich ścigającego, ale chyba jednak ten piasek mi przeszkodził... To nie tak, że mam zeza.
Wyjątkowo nie odczuwał aż takiego nacisku na wygraną, raczej podchodził do tego luźniej... Chociaż widząc, że Vivien strzeliła, wydarł się jak nienormalny i podleciał do dziewczyny, żeby przybić jej piątkę. Był tak bardzo dumny! Później trafiła się okazja do złapania kafla, bo Theo najwyraźniej miał złą passę. Lope przemknął naprzód, zwinnie nurkując pod tłuczkiem. - Nie tym razem, maleńka! - zawołał do Puchonki, która znowu próbowała zmieść go z boiska. Puścił dziewczynie oczko i pomknął dalej, ale zaraz został otoczony i ponownie ktoś odebrał mu tę cholerną piłkę. Nosz cholera jasna.
Ostatnio coś dziwnego działo się z magią... Upał lejący się z niema i wakacyjne nastroje łatwo pozwalały zignorować wszelkie oznaki nadchodzących problemów. Kibice na swoich bezpiecznych miejscach mogli jedynie wiwatować i zastanawiać się, czemu niektóre ruchy zawodników są tak pozbawione gracji. Ci, którzy siedzieli na miotłach, wyraźnie czuli, że dzieje się coś niedobrego. Jednak gra to gra, nie można przerywać meczu z powodu byle bzdury, prawda?
Każda kolejna osoba rzuca dodatkowo kostką. Jeśli wypadnie 4, miotła zawodnika nagle jakby traci swoje magiczne właściwości, postać wpada prosto do wody. Z powodu szoku odpada z gry na następne 5 postów. Jeśli była w trakcie wykonywania jakiejś akcji, uznajemy ją za nieudaną. Rzucamy kostką, aż ktoś wyrzuci 4!
Zrobiło jej się przykro, gdy zauważyła, że przeciwna drużyna zdobyła gola. Pędziła dalej na miotle i ponownie złapała piłkę od tego samego Ślizgona. Niestety nagle zaczęło się dziać coś dziwnego z jej miotłą. Rosemary spojrzała na swój trzonek wypolerowany przez tyle rąk wcześniejszych uczniów i nagle... Spadła do wody wypuszczając po drodze kafla. Lecąc w dół próbowała przeanalizować co się właściwie wydarzyło. Straciła magię? Ktoś ją popchnął? Nie, niczego nie czuła. Tuż przed uderzeniem w taflę ciepłej wody zamknęła oczy. Co się tu właśnie wydarzyło?
Efekt został wykorzystany tak szybko, że go przedłużamy! @Rosemary Lanceley oczywiście została uratowana przez uzdrowicieli i wróci do gry po 5 postach.
Każda kolejna osoba rzuca dodatkowo kostką. Jeśli wypadnie 4, miotła zawodnika nagle jakby traci swoje magiczne właściwości, postać wpada prosto do wody (jeśli wypadnie coś innego, nie bierze tego w ogóle pod uwagę). Z powodu szoku odpada z gry na następne 5 postów. Jeśli była w trakcie wykonywania jakiejś akcji, uznajemy ją za nieudaną. Rzucamy kostką, aż ktoś wyrzuci 4!
Szwajcar bardzo entuzjastycznie przyjął postawę nowo poznanej koleżanki, bo w końcu skoro nie dość, że kibicowała jego drużynie, to jeszcze musiała znać Caluma i wyglądało to teraz mniej więcej tak, że oboje stali i darli japy w stronę wody, gdzie Bianca, Lys i Calum robili co mogli, żeby pokazać drugiej drużynie, że z takimi jak oni się nie zaczyna. W końcu nikt nie miał takich kibiców! -BIANCA, NIC SIĘ NIE PRZEJMUJ!!! - krzyknął ile sił w płucach i przypomniał sobie o 'sonorus', po czym wyjął różdżkę i uśmiechnął szelmowsko do Arielle, przykładając ją sobie do szyi. Chwilę potem jego głos zabrzmiał tak, że gracze mogli już usłyszeć jego dzikie wrzaski. -DRUŻYNA 1 MYJE ZĘBY PASTĄ Z KORNICZAKÓW!!! MIOTŁAMI DRUŻYNY 1 JAPOŃCZYCY MIESZAJĄ MATCHĘ!!! - zawył po raz drugi, w poważaniu mając, czy ktokolwiek wie, czym jest japońska herbata. Zdjął też zaklęcie i uśmiechnął ponownie do Arielki. -Calum i Lys to sól tej ziemi - zaczął poważnie, ale szybko roześmiał się szczerze - Dobra, żartuję laska, to moje ziomki. Rozniesiemy tych partaczy, co nie?
Poczuła, że dzieje się coś dziwnego. Nie potrafiła określić dokładnie co, jednak jakby magia… Nie, to niemożliwe. Znów utkwiła wzrok w kaflu, nie spuszczając go z oka. Kiedy złapała go ścigająca drużyny przeciwnej, jej miotła zaczęła spadać w dół, jakby zupełnie utraciła magiczne zdolności. Hope przez moment patrzyła z przerażeniem na Krukonkę, po chwili jednak przejęła spadający kafel. Zawróciła w kierunku pętli przeciwnika, po drodze jednak odebrano jej piłkę.
Merlinie, te warunki były chyba jeszcze gorsze od poprzednich! Liam lepiej odnajdywał się deszczu, niż w tym prażącym słońcu. Był już cały mokry, a piasek notorycznie wpadający w oczy wcale nie pomagał. Znalezienie czegokolwiek było po prostu niemożliwe... Zerkał co chwilę na szukającą przeciwnej drużyny, ale nie radziła sobie wiele lepiej od niego. Przez chwilę mu się wydawało, że dostrzegł gdzieś znicza, ale niestety chyba był to jedynie rozbłysk słoneczny. Liam zaklął pod nosem, ostro skręcając i przelatując nieco niżej.
5, 2, 1
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Sytuacja rozwijała się bardzo pozytywnie i chyba był remis, Drama nie wiedziała, za bardzo była zaabserwowana podążaniem wzrokiem za Lope. Kiedy pojawiła się okazja na rzut była w dość słabym miejscu, na polu nie widziała nikogo, w kogo mogłaby rzucić więc stwierdziła, że bardziej rozsądnym będzie podanie dalej. Wzięła zamach i z całej siły pizdnęła w tłuczek, a ten pojawił się obok drugiego pałkarza. Miała cichą nadzieje, że facet da sobie radę, w końcu w nim cała nadzieja!
Piasek mocno utrudnił rozgrywkę – taki mamy klimat (?). Najgorsze, co mógł zrobić, to potrzeć oczy. Powstrzymał się, mimo że piekło niemiłosiernie i zmuszał się do mrugania, by choć kilka drobinek wypłynęło ze łzami. Otrząsnął się w miarę szybko, ogarnął sytuację. Bardzo, ale to bardzo pilnował Vivi, wziął to sobie za punkt honoru. Calum napsuł ostatnio trochę krwi pomiędzy nimi, także Dorien skorzystał z pierwszej możliwej okazji, by cisnąć w niego tłuczkiem, który nadleciał ze strony Dramy. I TRAFIŁ! Uniósł zaciśniętą w pięść dłoń w geście zwycięstwa, jednocześnie robiąc zaciętą minę.
Dobrze, że jako jedyna się tak nie wściekała na trybunach. O wiele lepiej czuła się w towarzystwie kogoś, kto tak samo darł się i podskakiwał. Żałowała jeszcze bardziej, że nie jest w stanie wskoczyć na miotłę i lecieć pomóc tym skarbom, które dawały z siebie wszystko. Zaśmiała się, gdy Bas przypomniał sobie o odpowiednim zaklęciu i teraz o wiele skuteczniej zagrzewał drużynę do boju. - O wiele lepiej się tak emocjonować z kimś - przyznała wesoło. - Calum jest... - przerwała, bo na niebie zadziało się coś istnie potwornego. Arielle, która przed chwilą jeszcze siedziała, teraz zerwała się jak porażona prądem. - TY CHUJU! DO KOŃCA CIĘ JUŻ POPIERDOLIŁO? LEPIEJ NIE SCHODŹ Z TEJ MIOTŁY, BO JAK CIĘ DORWĘ, TO NOGI Z DUPY POWYRYWAM! - Wydarła się wściekle, obserwując tego cholernego pałkarza, który obrał sobie za cel skrzywdzenie jej narzeczonego. Podskakiwała przy tym w miejscu, machając wściekle pięścią. Kim był ten buc? Bo poważnie zamierza go po meczu znaleźć!
Gra toczyła się szybko, a jedna laska nawet wylądowała w wodzie, wobec czego byłem naprawdę zaskoczony - serio ktoś poruszał się na miotle gorzej niż ja i zanurkował? No nieźle. Może jednak nie było tak źle?
HA. ŻEM SIĘ POSPIESZYŁ Z WNIOSKIEM. Ogólnie to latałem i starałem się przejąć kafla, ale niespecjalnie mi się to udawało. Trochę frustrujące, ale no, byli lepsi, nie wykrzykiwałem obelg, za to mój nowy ziomek, Bastian vel Serek wykrzykiwał z trybun jakieś zmyślne obelgi w kierunku drużyny przeciwnej. Nawet Arielle się przyłączyła! Normalnie aż mi serduszko urosło, że ktoś mi kibicuje. Nawet złapałem kafla, kurwa, hicior dnia! Ale myliłem się, hicior dopiero nadchodził... Prułem do przodu z kaflem pod pachą i już, już chciałem podać go do Theo (jako że ta młodsza laska dryfowała na morzu), kiedy nagle poczułem mocne pierdolnięcie w ryj. Normalnie mnie zaćmiło z bólu i tylko cudem zostałem na miotle. Poczułem w ustach smak krwi i... coś twardego... - Ja pierdole - rzuciłem wściekle, wypluwając zęba. No to po dwójce... Niech tylko dorwę gnoja!
kostki: 4, 6, ale nieistotne, bo Dorien trafia we mnie tłuczkiem XD
Z radością słuchałem nagłośnionych słów Basa. Mój ziom! ♥ Jego angielski pozostawiał wiele do życzenia, ale i tak jego hasła był piekielnie kreatywne. Byłem nimi tak zaabsorbowany, ze niemalże nie dostrzegłem tłuczka. W ostatniej chwili zamachnąłem się pałką i go odbiłem. Piłka poszybowała w stronę ścigającego pierwszej druzyny - Lope. - To dla Ciebie, Etka! - wrzasnąłem
Głównie skupiał się na kaflu, więc nawet nie wiedział, czy szukający w ogóle gonią za ta piłeczką. Profesor transmutacji jakoś się chyba nie spieszył. Zresztą, było zajebiście i Lope nie chciał przerywać gry! Mimo, że upał dawał się już we znaki. Brawo, panie Dear. Tłuczek perfekcyjnie rąbnął Krukona, na co Lope uśmiechnął się wrednie. Szkoda, że nie było tu Harriette... Nope, nie pomyślał tego, a jeśli nawet to tylko dlatego, że chętnie by jej przywalił, o. Lope skorzystał z zamieszania i zabrał kafla, po czym poleciał jak najszybciej w stronę pętli, chcąc zaskoczyć przeciwników. Jednak nagle kolejny tłuczek ugodził Ślizgona prosto w plecy. Usłyszał jak mu coś chrupnęło i pomyślał, że resztę życia spędzi na magicznym wózku inwalidzkim... Ale cudem obwisł tylko na miotle z twarzą wykrzywioną cierpieniem, bo ból promieniał w całym ciele. - Dorwę cię... kurwa... - wydusił, skulony, ale zdolny do gry. Tylko chwilowo lepiej mu nie podawać, bo na razie musiał dojść do siebie. Pieprzone tłuczki.
Theo ledwo już ogarniał, co się dzieje. Piasek przestał mu tak doskwierać, ale teraz z kolei pot lał się z niego dosłownie strumieniami. Evermore mógł śmiało przyznać, że robi się coraz bardziej i bardziej zmęczony. Dostał zawału, gdy Calum oberwał tłuczkiem. - Stary, żyjesz? - Krzyknął do @Calum O. L. Dear, ale nie było co nad nim chuchać, bo należało zająć się kaflem. Kaflem, którego właśnie Lys tłuczkiem wyrwał od Lope! Theo zanurkował mocno, aby przechwycić piłkę, po raz kolejny od tego samego ścigającego. Już prawie ją miał, kiedy nagle... Miotła przestała działać? Merlinie, tego to się nie spodziewał! Dobrze, że nie był zbyt wysoko... Runął jak kamień w wodę, zaskoczony do tego stopnia, że nawet nie krzyknął. Poczuł mocne uderzenie i na krótką chwilę stracił przytomność. Chyba ktoś go ratował, ale miał to gdzieś - o wiele bardziej go obchodziło, żeby jak najszybciej wrócić do gry!
Fakt, że słońce odbijało się w każdej metalowej rzeczy przyprawiał mnie szewskiej pasji. Chyba wolałam deszcz, a nie sprawianie, że wszystko nagle staje się latającą błyskotką. Cholera no, ile można? Miałam wrażenie, że latam sobie bezcelowo po boisku. Może to taki prank? "Myślcie sobie, że znicz jest, a tak naprawdę go nawet nie wypuściliśmy". Co za żenada, czułam jak wzbiera we mnie irytacja, ale widziałam, że szukający przeciwnej drużyny radzi sobie tak samo kiepsko jak ja, co nieco podtrzymywało mnie na duchu. Głupie słońce, głupi znicz.
Gdy chłopak Bridget wpadł do wody (wtf?!) przejęłam kafla po raz kolejny. Nie widząc nikogo na swojej drodze pomknęłam w przód - to był mój dzień. Niesamowita skuteczność dawała mi pewnosć siebie. Pomknęłam w stronę pętli i zmyliłam Naeris po raz kolejny ciskając kaflem w przeciwnym kierunku niż jej ruch. Miałam nadzieję, ze i tym razem jąprzechytrzę, bo nie była zbyt ogarnięta.