Raczej tylko najwytrwalsi i najbardziej ciekawscy turyści zapuszczają się aż tutaj. Lepiej pamiętać o nałożeniu jakichś klapek, bo piasek na plaży praktycznie zawsze jest bardzo gorący. Brakuje tu drzew, więc uciec przed słońcem nie sposób. Tylko w jednym miejscu można zobaczyć coś na kształt mini oazy - parę krzesełek i ślady po ogniu jasno świadczą o tym, że często urządzano tu ogniska. Jeśli chodzi o wodę, plaża jest pozbawiona kamieni, o które można się zranić, ale po przejściu kilku metrów głębokość gwałtownie się zwiększa. Trzeba uważnie stawiać kroki, bo nagła przepaść stanowi niebezpieczeństwo, a ratownika tu nie ma.
Każdy, kto widział ostatni wakacyjny mecz Quidditcha, musiał przyznać, że był on niezwykle efektowny. Grę utrudniały mocne podmuchy wiatru i deszcz lejący jak z cebra, jeden z graczy został trafiony przez piorun, co jednak nie powstrzymało uczestników od przerwania rozgrywki, chociaż na chwilę. Dzisiejszego dnia nie zapowiadało się jednak na tego typu sprawy. Spokojny, leniwy i bardzo gorący dzień być może nie zachęcał do wychodzenia z pokoju, jednak nic nie mogło powstrzymać niektórych uczniów i dorosłych przed rozegraniem przynajmniej jednego meczu. Dzień wcześniej właściciel hotelu, w którym Hogwartczycy mieszkali, nakazał swoim pracownikom rozstawienie leżaków i parasoli, tak by widownia mogła spędzić rozgrywki w dużo lepszych warunkach, niż siedząc na gorącym piasku. Pierwszą osobą, jaka pojawiła się na miejscu, był sędzia, który poprzednim razem również nadzorował rozgrywki. W końcu ktoś musiał przygotować plażę do gry. Szybkim ruchem różdżki umieścił po trzy obręcze wysoko nad wodą. Spodziewał się, że uczestnikom na początku może nie spodobać się ewentualna opcja przemoczenia, jednak wiedział, że prędzej czy później mu za to podziękują, w końcu lepiej wylądować w wodzie niż piasku — na twardej ziemi. Po chwili dołączył do niego jego pomocnik, który przyniósł parę mioteł, tłuczki i kafle. Jedyne co im pozostało to czekać na graczy, tak więc wygodnie rozsiedli się na leżakach, w końcu zrobili tak wiele, więc potrzebna im była chwila odpoczynku.
_______ Na razie się zbieracie xD
Kapitan drużyny pierwszej rzuca kostką, jeśli wypadnie liczba nieparzysta to drużyna 1 zaczyna mecz, jeśli wypadnie parzysta to zaczyna drużyna 2.
______________________
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Drama nieźle się zdziwiła, kiedy dowiedziała się w jakim miejscu będzie rozgrywał się ich dzisiejszych mecz. Z miotłą zarzuconą na plecy w krótkich szortach i lekkiej koszulce przyszła na plażę. Gdzieś pod leżakami siedzieli- sędziowie, posłała w ich stronę uśmiech i stanęła na środku plaży. Spodziewała się tego, że zaraz pojawi się Lope albo ktokolwiek inny z drużyny ślizgonów. Nie wiedzieć czemu Monte postanowił nie grać, ale nie miała mu tego za złe. Po ostatnim meczu mogło być różnie z jego miotłą i no. Ale skład pozostał podobno mniej - więcej taki sam, na pewno niezmienne było trio Lope - Viv - Drama.
Arielle ominęła już jeden grecki mecz quidditcha i bardzo żałowała. Uwielbiała oglądać ten sport i zwykle niesamowicie cierpiała z zazdrości, bo sama nie potrafiła w ogóle latać na miotle. Przeklinała za to upartych rodziców, ale koniec końców wina leżała również po jej stronie - w końcu miała tyle okazji, aby spróbować! Zawsze jednak coś ją powstrzymywało. Zapewne blokada psychiczna ustawiona przez rodziców nie była tak prosta do przekroczenia. Tak czy inaczej, na tamtym meczu Francuzki nie było ze względu na koszmarną pogodę, której zupełnie nie mogła przetrawić. Nie uśmiechało jej się łażenie na drugą wyspę, podczas gdy ziemia przekształciła się w błoto, a z nieba lało jak z cebra. Zdecydowanie bardziej wolała wtedy posiedzieć w hostelu, poczytać dobrą książkę i odpocząć nieco od słońca, które wcześniej nieznośnie przygrzewało. Arielle ciężko było znaleźć w brzydką pogodę na zewnątrz. Wolała ogrzewać się przy kominku w wygodnych, miękkich ubraniach. Tym razem pogoda dopisywała, chociaż panna Tender miała wrażenie, że popadają ze skrajności w skrajność. Ten dzień był chyba najbardziej upalny ze wszystkich, a może tylko jej się tak wydawało? Dotarły do niej plotki, jakoby jej ukochany narzeczony miał wskoczyć na miotłę, tak więc nie miała nawet najmniejszej możliwości sobie odpuścić. Przygotowała się do wiernego kibicowania, bo nawet jeśli nie darzyła Krukona miłością, to z pewnością pałała do niego sympatią. Długo stroju nie wybierała - założyła kolorowy kostium kąpielowy, którego górna część obfita była we frędzelki, oraz jeansowe szorty. Podreptała w dobrym humorze na plażę, znalazła wolny leżaczek i usiadła na nim, w cieniu parasolu. Założyła również okulary przeciwsłoneczne, żeby nie oślepnąć podczas prób obserwowania graczy.
Lope praktycznie cały czas spędzał na pływaniu albo wylegiwaniu się na plaży. Zdążył się całkiem ładnie opalić, a poza tym bardzo mu się w tej Grecji podobało (podobnie jak podczas poprzednich pobytów w tym kraju). Jeszcze bardziej doceniał, że co jakiś czas organizowano mecze, bo mimo wszystko Quidditch był o wiele lepszy od każdego innego zajęcia. Idąc na plażę, zauważył całkiem sporo ludzi, ale wzrokiem wyłowił Dramę. Cmoknął dziewczynę w policzek na powitanie. Nie był ubrany w jakiś specjalny strój, wybrał całkiem luźną, rozpiętą koszulę w kratę i spodenki. Lope wiedział, że nawet jeśli spadnie to prosto do wody, więc nie obawiał się o brak ochraniaczy. Uśmiechnął się całkiem mile do młodszej Ślizgonki, pomachał też Vivien. Też żałował, że Monte nie grał, no ale go nie zmusi... Ale niebawem gra się miała zacząć, więc wsiadł na miotłę.
Theo bardzo podobały się te towarzyskie wakacyjne mecze. Mógł sobie przynajmniej trochę poćwiczyć, bo w końcu nigdy nie przykładał zbyt wielkiej wagi do quidditcha... A tu nagle aspirował na miejsce kapitana? Doskonale wiedział, że wygląda to jak żart, ale cóż. Szczerze wczuł się w końcoworoczne rozgrywki i coś czuł, że wyjątkowo nie jest to tylko słomiany zapał. Trochę niepokoił go wybór miejsca, ponieważ gra w taki upał na odkrytej plaży nie brzmiała zbyt dobrze. Już czuł, że będzie wracał z piaskiem w zębach i mało elegancką, bolesną opalenizną. Nie było jednak co się tak rozwodzić, po prostu przyszedł i przebierał nóżkami, gotów wzbić się w powietrze. Kiedy w końcu nadeszła ta pamiętna chwila, został zaszczycony jako pierwszy możliwością złapania kafla. Nie chciał szarżować od razu w stronę obręczy, martwiąc się, że straci piłkę już na samym wstępie... Odnalazł zatem spojrzeniem @Rosemary Lanceley i podał jej kafla, uśmiechając się przy tym szeroko. Słońce dawało po oczach, ale kto by się tym martwił?
Nie bardzo wiedziała, dlaczego się zapisała na ten mecz. Może w ramach wakacyjnej zabawy, może chciała spróbować czegoś nowego bez poczucia, że cały dom spróbuje ograniczyć jej wolność albo zamknie ją w schowku na miotły, żeby spóźniła się na zajęcia. Ciekawość przeżycia nowych emocji sprawiała jej niesamowitą radość, aż prawie się uśmiechnęła. Jeszcze gdy przybyła na miejsce meczu z porysowaną szkolną miotłą i zobaczyła, że będą grać nad wodą aż drgnęło jej kilka mięśni mimicznych. Greckie morze to nie to samo, co szkockie fale, ale może lata się nad nimi równie miło. Ubrana w pasiaste ogrodniczki, wzorzystą luźną bluzkę i ze związanymi rudymi włosami w dwa koczki dosiadła swojej miotły. Oho, dostała kafla już na samym początku! W jej oczach zapałała ekscytacja.
Życzył jeszcze Ślizgonom powodzenia, po czym wzbił się wysoko i odetchnął świeżym, morskim powietrzem. W pełni skupił się na tym, gdzie podziewa się kafel i powoli szybował nad innymi zawodnikami. Uwielbiał to! Można było Mondragóna porównać do drapieżcy polującego na swoją ofiarę, a nią była ta piłka... Akurat w rękach drużyny przeciwnej. Zerkał na swoich współzawodników, ale ostatecznie przypuścił atak sam. Nie wątpił, że odebranie kafla rudowłosej dziewczynce nie będzie trudniejsze od zabrania lizaka dziecku... Dlatego po prostu przeleciał przed nosem Krukonki, zgrabnie unikając zderzenia z kolejnymi przeciwnikami dzięki beczce. Dostrzegł Vivien, więc bez większego namysłu podał blondynce. W końcu chodziło tu o współpracę, a Lope nie wątpił, że dziewczyna wykorzysta swoją szansę dobrze!
Mecz Quidditcha? Nie mogło mnie zabraknąć, udało mi się namówić do gry nawet moich kochanych braci. Bałam się trochę, że Liam i Dorien się pozabijają, ale kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. Wzbiłam się w powietrze i już po chwili przechwyciłam kafla od Lope. Pomknęłam w stronę pętli, gdzie ku mojemu zaskoczeniu zostałam otoczona przez dwóch graczy przeciwnej drużyny. Bez wahania podałam kafla nieznanej dziewczynie (Hope), która była z nami w druzynie.
Zupełnie przypadkiem podczas wyjazdu wakacyjnego, Hope wzięła udział w meczu Quidditcha. w Swoim pierwszym w życiu meczu Quidditcha. Tak, to właśnie dziś miała zadebiutować. Nie wiedzieć dlaczego, została ustawiona na pozycji ścigającego. Może to przeznaczenie? Sama się nad tym zastanawiała. Zawisła w powietrzu na miotle na samym środku boiska i poczuła jak spełniają się jej sny. Niedługo po rozpoczęciu meczu odebrała już podanie od koleżanki z drużyny. Trzymała w ręce kafla. Pierwsza raz... Chwila ta jednak nie trwała długo. Niezręczna Hope przekonała się na własnej skórze, co to znaczy grać w Qudditcha. Kafel już został jej odebrany, nawet nie zdążyła zauważyć zauważyć, kto był za to odpowiedzialny.
Kostka: 3
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Zanim się obejrzała, już zaczął się mecz. Jak zawsze było energetycznie i żywiołowo. Nie chciała opalić się pod koszulkę, więc szybkim ruchem zrzuciła ją z siebie ukazując jednocześnie światu swoje tatuaże. Dziekowała sobie, że zdecydowała się na strój kąpielowy pod spód, bo inaczej wyglądałaby jak jakisz Janusz z Polski (XD) Wyjątkowo szybko nadarzyła się okazja na uderzenie, chciała posłac tłuczek w stronę dziwnego kuzyna Fire - Caluma. Coś nie wyszło, być może źle się przyłożyła, a piłka minęła go może o jakiś metr. Dziewczyna westchnęła niezadowolona, a przecież chciała połamać jakieś kości.
Nie miałem pojęcia, dlaczego w ogóle pakowałem się w mecz Quidditcha. Znowu... Jakoś tak wyszło, od słowa do słowa, to przez Lysandra, to przez Basa, a to przez Arielle, która teraz siedziała gdzieś z boku gotowa mi kibicować... No wszystko fajnie, tylko na chuj na boisku był Dorien? Czy ten chłop nie mógł mi dać spokoju nawet na szkolnej wycieczce? Podkurwiło mnie to mocno, ale postanowiłem skupić się na grze. I tak musiałem to zrobić, bo inaczej spadłbym z miotły chwilę po wystartowaniu. Szczerze to nawet nie wiedziałem za bardzo, z kim jestem w drużynie (nie z Dorienem, dzięki Merlinowi!). W ręce wpadł mi kafel (no dobra, zabrałem go jakiejś młodszej lasce, ehe), ale niestety nie dorzuciłem do gracza mojej drużyny, toteż ponownie wylądował w rękach przeciwników. W międzyczasie jeszcze świsnął obok mnie tłuczek.
Ostatnio wszystko układało się tak beznadziejnie, że Liam zaczął pokładać nadzieję w meczu quidditcha. Miał nadzieję, że znowu uda mu się wkręcić na pozycję szukającego... Z początku wydawało mu się, że to idealny dzień na tego typu zabawę - ani nie padało, ani nie było piorunów! Miła odmiana. Kiedy dotarł na plażę, żar lejący się z nieba szybko odmienił jego zdanie. Liam mimo wszystko zamierzał wziąć udział i dać z siebie wszystko... I trafił do drużyny z Dorienem. Zadrżał mimowolnie, gdy usłyszał, że młodszy brat będzie na stanowisku pałkarza. Coś czuł, że może wpaść na niego jakiś "zbłąkany" tłuczek... Wzbił się jednak w powietrze i od razu zajął swoim zadaniem, jakim było wypatrywanie znicza. O wiele przyjemniej było pomykać szybko na miotle, niż siedzieć w miejscu. Właściwie, trochę współczuł kibicom, którzy musieli nieźle się tam na dole smażyć. Parasole to nie wszystko, nie? W tym słońcu wyjątkowo ciężko było wyłapać jakiś złoty błysk małej, skrzydlatej piłeczki...
Uwielbiam Quidditcha. I przez to że przegapiłam pierwszy wakacyjny mecz, teraz musiałam wziąć udział w następnym. Z ekscytacją przybiegłam wręcz na wyznaczone miejsce, które sprawiło że jeszcze bardziej nie mogłam doczekać się rozgrywki. Niesamowite. Co prawda, specjalnego sprzętu nie miałam. Musiałam skorzystać z przyniesionych mioteł. Ale raju, nie o to w tym chodzi przecież. Ubrana całkiem sportowo z wysokim kucykiem na szczycie głowy wzniosłam się w górę na swojej miotle. Rozgrywka się rozpoczęła. Bacznie obserwowałam rozgrywkę, licząc że uda mi się na kogoś tłuczka posłać. Nawet nie zdążyłam się dobrze rozejrzeć, kiedy nadleciał tłuczek. Wycelowałam najlepiej, jak umiałam i posłałam go w kierunku osoby, która akurat przyjmowała kafla. Trafiłam dokładnie tam, gdzie chciałam.
Wiedział, że ich akcja wyjdzie perfekcyjnie, ale niestety drobna Puchonka już trochę popsuła akcję... Czy ona pierwszy raz siedziała na miotle czy co? Lope poczuł lekką irytację, ale nie miał czasu na denerwowanie się, bo musiał lecieć dalej. Przez ten upał męczył się dużo szybciej, ale nadal miał mnóstwo energii i motywacji, żeby utrzeć przeciwnikom nosa. - Dawaj, Drama! - krzyknął, widząc, że zamachnęła się pałką na chłopaka Dearów. Poza tym miała ładne tatuaże... Każdy wiedział, że z miotłą nie ma on za wiele wspólnego, ale niestety Ślizgonka chybiła. No nic, Lope po prostu pomknął przed siebie i natarł na Krukona gwałtownie, zabierając mu szybko kafla. Ale nie nacieszył się zbyt długo, bo nagle poczuł, jak coś dosłownie wyciska mu dech z piersi. Mroczki pojawiły się przed oczami chłopaka i musiał trochę zmienić tor lotu, żeby móc znowu oddychać. Oberwanie tłuczkiem nigdy do przyjemnych nie należało. Ból pulsował tępo w żebrach Ślizgona, ale chyba nie miał niczego złamanego... Zaklął i wrócił do gry, jak gdyby nigdy nic, zaciskając zęby.
Szkoda, że drużyna druga tak szybko straciła kafla! Theo mimowolnie westchnął, bo już miał nadzieję, że ścigający popiszą się piękną akcją. Swoją drogą, znowu grał z Calumem, może powinien go potem pomęczyć o oficjalne dołączenie do drużyny? Skoncentrował się teraz jednak na tym, aby jakoś szybko nadrobić, a co najważniejsze, nie dać przeciwnikom zdobyć żadnych punktów. Wypatrzył idealną okazję, gdy Melody posłała tłuczka prosto w Lope... - Dzięki! - Zawołał radośnie, chwytając kafla, którego stracił Ślizgon. Bez zastanowienia pomknął już w stronę obręczy. Uniósł lekko kącik ust, widząc Bridget tak dzielnie broniącą. Szkoda, że nigdy nie grali po tej samej stronie - zdecydowanie było potem ciężej cieszyć się zwycięstwem. Zamachnął się z całej siły, mając nadzieję, że Puchonka nie da rady przechwycić kafla.
1!
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget z chęcią przystała na propozycję grania w wakacyjnym meczu Quidditcha. Na pierwszy nie udało jej się dotrzeć, ponieważ była zajęta zwiedzaniem Lefko z koleżankami, lecz na drugi już została wyciągnięta. W końcu przyda jej się jakiś trening przed powrotem do szkoły i do faktycznych rozgrywek o puchar, prawda? Theo też chciał grać, więc Bridget tym bardziej była chętna... I oczywiście trafili do przeciwnych drużyn. Dziewczę wiedziało, jak to się kończy i nie myliła się, naprawdę ciężko było jej się skupić, gdy nacierał na nią jej własny chłopak z kaflem w ręce. Wychyliła się w kierunku piłki, ale nie zdążyła i Theo trafił w obręcz. Posłała mu delikatny uśmiech, a potem oddała piłkę Vivien.
Uśmiechnęłam się do Bri krzepiąco strajać się pocieszyć ją, że nie udało jej się obronić i chwyciłam podany przez nią kafel. Pomknęłam przez boisko jak strzała licząc, że uda mi się pokonać przeciwników. Chciałam podać do Lope, niestety przyjaciela oblazło stado ścigających z drugiej drużyny. Druga ścigająca mi gdzieś zniknęła, więc nie widząc innego wyjścia pomknęła w stronę przeciwnej pętli. Patrząc w oczy Naeris broniące pętli zastosowałam zwód i podkręcając piłkę wycelowałam w lewą pętlę.
Weszłam na plażę trochę niepewna tego pełnego słońca. Nie powiem żeby mi się to podobało. Zmrurzyłam oczy próbując wypatrzeć znicza. Skupiłam się maksymalnie, ale nic nie widziałam. Lubiłam grać, miałam nadzieję, że to będzie szybki i dobry mecz, który rzecz jasna zakończy się zwycięstwem dla mojej drużyny. Nie lubiłam przegrywać, zresztą nawet nie dopuszczałam do siebie myśli, że przegramy. W końcu grałam ja i Lysander, więc to chyba jasne, że wygramy, prawda? Mało to razy graliśmy w dzieciństwie? Oh, gdyby to było takie proste.
5 6
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Oczywiście, że musiała pojawić się na tym meczu! Naeris uwielbiała ścigać się na miotle, więc bardzo entuzjastycznie zareagowała, gdy usłyszała, że będzie miała szansę znów pograć. Co prawda, obawiała się trochę spalenia na tym słońcu... ale od czego były zaklęcia łagodzące oparzenia i inne nieprzyjemne konsekwencje! Jakoś sobie poradzi, jest przecież zdolną czarownicą. Wzbiła się w górę i zajęła miejsce obrońcy, bo akurat brakowało go w drużynie drugiej. - BRAWO, THEO! - zaklaskała, kiedy zobaczyła, że znowu ścigający Ravenclawu daje niesamowity popis swoich umiejętności! Była dumna z tego, jak olbrzymie zrobił postępy. Uśmiechnęła się sama do siebie i zakręciła wokół własnej osi. Jednak przeciwnicy nie próżnowali... Naeris zacisnęła dłonie na trzonku Nimbusa, widząc pędzącą w jej stronę Ślizgonkę. Nagły stres sprawił, że serce waliło jej jak oszalałe. Merlinie! Gdzie ma się rzucić? Prawo? Lewo? Zostać w miejscu? Aaaaaaaa, ona strzela! Jakimś cudem kafel wylądował w jej dłoniach. Naeris nie wierzyła we własne szczęście. Podała kafel Rosemary, wierząc całym sercem w to, że uda jej się pokonać resztę.
Nie za bardzo się zdziwiła, że od razu zabrali jej kafla. Zwęziła oczy gdy tylko drugi ścigający przeleciał jej obok nosa. Kręciła się dalej na miotle, ale chociaż bardzo chciała, w ogóle nie przyczyniła się do gola dla ich drużyny. Ale cudownie, gol! Nawet drgnął jej kącik ust! Znowu chciała spróbować, ale znowu się nie udało. Nieprzyjemna chmura zawitała w jej oczy.
Nagle zerwał się porywisty wiatr, przyniósł on ze sobą ulgę w postaci lekkiego chłodku, ale i piasek, którym któryś z młodych czarodziei mógł dostać w oczy. Nawet jeśli powiewy chociaż na chwilę ustawały, to zaraz powracały z dwa razy większą mocą.
_______________
UWAGA! Następne pięć osób rzuca kostką; jeśli wyjdzie liczba parzysta to znaczy, że dostałeś piaskiem w oczy i przez najbliższe 2 tury musisz rzucić po dwie kostki. - jeden rzut jest klasyczny, dotyczy naszej pozycji, - drugi rzut dotyczy tego czy pomimo piasku udało nam się wykonać ruch poprawnie - parzysta - jest poprawnie, nieparzysta - sknociłeś i nawet jeśli pierwsza kostka jest dobrze to i tak twoje zagranie jest nieudane
Bardzo żałowałem, że nie ma przy mnie Harriette, ale Melody, ktora grała zamiast niej wydawała się równie spoko i całkiem nieźle radziłą sobie z pałką. Gdy tłuczek pomknął w moją stronę bez wahania uderzyłem go - trafiłem. Poleciał w stronę drobnej dziewczyny, której imienia nie znałem. Zresztą nie miało to znaczenia - ważne, że to ona dzierżyła kafel. Miałem nadzieję, zę mój ruch bedzie na tyle szybki, że dziewczyna nie da rady się wywinąć.
Kostka: 1 -> trafiam Kostka na piasek: 5 (nieparzysta, żyję)
Bas pierwsze dni wycieczki w Grecji spędził przyklejony do starego buta, który służył za świstoklik do Zurychu i o ile za dnia jakoś starał się zwiedzać wyspę, w nocy musiał czuwać przy ojcu, bo wizje dosłownie nie dawały mu żyć i ostatecznie Szwajcar był tak zmęczony, że ledwo potrafił ustać na nogach z braku snu. Na szczęście chwilowo przeklęte jasnowidztwo przestało dręczyć najlepszego cukiernika całej Szwajcarii (i przy okazji basowego ojca), więc Lenz miał okazję po pierwsze się wyspać, a po drugie zacząć się integrować z ludźmi. Z chłopakami z pokoju był zintegrowany chyba aż za bardzo, bo lokalni sprzedawcy greckich alkoholi już zaczęli ich poznawać, a i kiedy dowiedział się, że panowie mają grać w plażowym meczu Quiddicha, Bas nie zastanawiał się nawet pół minuty. Idąc w stronę leżaków zadzierał głowę, żeby oglądać grających i szukał wzrokiem swoich ziomków, ale jego ślepota pozwoliła na wypatrzenie tylko obręczy, do których mieli rzucać. A, kij tam, Calum na bank jest w powietrzu. -DAWAJ CALUM, NAKOP IM DO DUPY!!! DRUŻYNA JEDEN KUPUJE FAJKI FAIRWYNOWI!!! - krzyknął, znając jednego, jedynego nauczyciela w tej szkole (który w Trausnitz też puszczał dymne znaki co przerwę do swoich przodków), nie wiedząc, że nauczyciele też grają, czyli Bastian w wersji standard, na przypale albo wcale. Zaaferowany przycupnął przy jakiejś ślicznej dziewczynie, zagadując od razu, niespeszony tym, że przed chwilą darł mordę w niebo. -Cześć, Bas. Komu kibicujesz?
Hope obserwowała ścigającą drużyny przeciwnej nie spuszczając z niej oka. Podleciała w jej kierunku, a kiedy była już wystarczającą blisko - odebrała jej kafla. Przez chwilę trzymała go w rękach zmierzając w stronę pętli drużyny przeciwnej. Nagle jednak ostry wiatr sprawił, że piach wirował w powietrzu jak szalony i niestety Hope utraciła widoczność, nawet nie zauważyła, że pałkarz celuje w nią tłuczkiem, więc nie miała jak uciec. Uderzona tłuczkiem w ramię, wypuściła z rąk kafla.
Weekend w Grecji zapowiadał się wspaniale – gorące słońce, gorące dziewczyny i, dla kontrastu, zimne drinki na plaży. Atrakcji co nie miara, a w dodatku ukochana siostra zaproponowała mu wzięcie udziału w meczu Qudditcha. Nie latał na miotle na boisku już dobrych kilka lat, ale zareagował z entuzjazmem. Nie wiedział jeszcze, że szukającym będzie jego znienawidzony brat. Trudno, przecież nie muszą ze sobą rozmawiać, ani nawet współpracować. W przeciwnej drużynie natomiast był Calum. Hmm… Ciekawe. Gracze wznieśli się w powietrze, piłki poszybowały, padły też pierwsze gole. Za główny cel Dorien postawił sobie pilnowanie Vivien, ale, niestety, przed tłuczkami musiał też bronić Liama. Uderzył tłuczka i posłał go w stronę ścigającego przeciwnej drużyny, ale wiatr, który nagle się zerwał ZNIKĄD, sypnął Dorienowi piaskiem w oczy. Mężczyzna automatycznie odwrócił głowę, co poskutkowało chybieniem.