Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Wydawało się, że Daisy gra całkiem spokojnie, bo ani nikt w nią nie uderzał tłuczkami, ani ona sama nie próbowała tego robić. Nic dziwnego, że łapanie kamyków wychodziło jej tak świetnie i miała ich już dobry tuzin. Śmigała na swojej super miotle, nie dając się trafić żadnemu tłuczkowi, które chociaż nie odbijane w jej stronę, to wydawały się same za nią latać. I znowu jeden z nich był wyjątkowo uparty i Daisy już widziała śmierć w oczach i niemalże wyobraziła sobie jak ląduje na ziemi razem z koszem kamyków, które rozsypują się dookoła i może jeszcze połamaną miotłą. Przyśpieszyła jednak i przechytrzyła wszystkie te okropne piłki, w końcu miała z nimi niemałe doświadczenie. Złapała przy okazji jeszcze parę kamyków, szło jej naprawdę wyśmienicie.
Niestety sytuacja nie ulegała poprawie a puchoni zdobyli kolejne punkty, oddalając nas od wygranej. Nie chciałam tracić nadziei, ale póki co wyglądało na to, że są zdecydowanie w lepszej formie od nas. Nie dziwiło mnie to jakoś specjalnie, obawiałam się meczu z puchonami, wiedziałam, że Wiśnia jest bardzo dobra jako gracz i na pewno również jako kapitan. Wydawali mi się dobrą i zdyscyplinowaną drużyną, co teraz oczywiście przeklinałam. Kiedy mieliśmy szansę nareszcie zdobyć bramkę, wiedziałam, że nie możemy tego zepsuć. Wycelowałam w Liama i udało mi się trafić prosto w jego klatkę piersiową. Odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że tym samym faktycznie powstrzymałam go przed obroną. Może mieliśmy się trochę odbić. Liczyłam na to, że gra się odwróci i nabierzemy formy, bo teraz zdecydowanie właśnie tego potrzebowaliśmy. Rozejrzałam się po boisku kontrolując dalszą sytuację.
Szło niesamowicie dobrze! Szczerzył zęby na wietrze niczym zawodowy influencer internetowy, obserwując rozgrywkę, która toczyła się w oddali. Złapał się na tym, że machał nogami w powietrzu z ekscytacji, idealnie w momencie, w którym piłka była podawana lub przechwytywana. - O rany, rany, rany! – zapiał, gdy o mały włos Nei nie dostał tłuczkiem. – O KURCZĘ. – wyrzucił z siebie, z czymś, co mimo wszystko brzmiało jak ulga. Cieszył się, że nic rudemu się nie stało, choć piłka została wypuszczona i gra robiła się niebezpieczna… ale nie na długo, bo oto wleciał kolejny punkt dla żółtych! Mieli niesamowicie dobrą passę. Nie chciał tego schrzanić, toteż, gdy ścigający zbliżali się do bronionych przez niego pętli, znów nieco się zniżył i ze skupieniem obserwował kafla…. by zaraz oberwać tłuczkiem. Aż go zarzuciło, a chłopak stracił na chwilę dech, o mało co nie zostając posłanym na metalowe pętle. Odkaszlnął kilka razy, trzymając się jedną ręką za uderzone miejsce. Chwilę trwało nim mógł ponownie ze spokojem oddychać, ale ból nie był na tyle upiorny, by czuł jakieś złamanie. - Heaven, jesteś pierwszą kobietą na ziemi, która odebrała mi dech w piersiach! Gratulację! – zaśmiał się, choć dalej nieco skrzywiony przez ból. Skoro miał siłę żartować, to najwyraźniej jakoś się z tego wyliże. Smutno mu się jednak zrobiło przez oddaną bramkę. - Przepraszam! – zawołał do drużyny i znów dał piłkę w grze.
Zrobił sobie na spokojnie dwie pętle, spoglądając na to jak sobie radziła reszta drużyny – jednej i drugiej. Szczególnie Liam na obronie – słysząc jego radosny okrzyk, który dzisiaj wyjątkowo nie dobiegał jego uszu z dolnych trybun, strasznie go zadziwił. Chyba już nawet nie pamiętał kiedy ostatnio widział tego ziomeczka na miotle… jak dawno to było? Niby decydujący mecz, taki ważny dla pani kapitan, a tu proszę - niemal same świeżaki. Neirin to przynajmniej zaliczył parę treningów. Ale Liam to chyba polegał na tej szczęśliwej gwiazdce, która mu przyświecała całe życie i puszczała oczko z nieboskłonu za każdym razem gdy tęczowy borsuk się uśmiechnął. Osobiście nie lubił krzyczeć więc na udany manewr Liama zareagował jedynie uniesionym w górę kciukiem, wracając do ganiania za piłką. Najwyraźniej po zdobyciu pierwszych punktów część Ślizgonów zaczęła tracić, nerwy a druga część emanować jakąś otwartą nienawiścią, bowiem gdy znów spojrzał w stronę Liama, ten akurat przyjmował rozpędzony tłuczek na klatę. Jack skrzywił się mimowolnie… z tego to nawet ta tęczowa koszulka go nie wybroni. Złapał kafel i natychmiast odrzucił go do drugiego ścigającego, nie chcąc zostać poturbowanym w podobny sposób co ich obrońca.
Wyposażenie: Nimbus 2015 (+6), para rękawic z cielęcej skórki (+1), para gogli (+1).
Cóż za szalony mecz! Tłum wiwatował, Puchoni wygrywali! Ale ale... Znicza nadal nie było! Coś strasznego, nie mogła sobie przecież pozwolić na przegraną... Jeśli Slytherin wygra z powodu jej nieudolności to wszyscy ją znienawidzą! Zaczęła się stresować i to bardzo poważnie. Poleciała na sam szczyt, ponad wszystkich innych graczy i zaczęła się rozglądać. Czy to znicz?! Ah, nie, to tylko flesz aparatu... Lily oczami wyobraźni już widziała te nagłówki... "Lily Thicket, sprawczyni przegranej Puchonów!" I zaczęło jej się robić naprawdę źle.
Wyposażenie Nimbus 2015 (+6), koszulka (+1), para gogli (+1), zestaw ochraniaczy (+1) Kuferek: 1 (+9 sprzęt drużyny Puchonów) Kostki: 3,6
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Był wściekły na siebie za to, że ostatnim razem tak głpuo zgubił złotego znicza z pola widzenia. Był już tak bliski jego złapania, a równocześnie ten cel wydawał się tak daleki. Musiał nadrobić zaległości, ale wyszukiwanie wzrokiem złotej piłki było podobnym procederem do szukania igły w stogu siana. Jeśli ktoś myślał, że jej kolor w czymkolwiek pomaga, to się grubo mylił. Była ona za mała, zbyt szybka, a na dodatek na boisku panował taki bałagan, że nie dało się w tym wszystkim połapać. Na szczęście jednak Ślizgonom udało się wreszcie zdobyć gola po tym jak @”Heaven O. O. Dear” walnęła Liama tłuczkiem. Punkty i dopieczenie Puchonowi? Podwójne zwycięstwo. - Brawo, Heav! – Krzyknął do niej głośno, ale zaraz po tym skoncentrował się już na swoim zadaniu. Nie można było mu odmówić spostrzegawczości, ale jakoś do tego znicza nie miał dzisiaj drygu. Zastanawiał się czy nie lepiej poradziłby sobie na jakiejś innej pozycji, no ale skoro taka mu się już przytrafiła, to nie mógł przecież narzekać. Miał zamiar dać z siebie wszystko, szczególnie kiedy zobaczył na trybunach znajomą sylwetkę swojej młodszej siostrzyczki i jednego z najlepszych kumpli – Dunbara. Carmel trzymała ogromnego pluszowego węża. Nie mógł ich zawieść. Westchnął więc ciężko, poszukując wzrokiem złotego znicza, a kiedy już kulka rzuciła mu się w oczy, pomknął w jej kierunku. Krzyk młodej Gryfonki dodawał mu otuchy, ale nawet i on nie pomógł mu w zdobyciu złotego znicza, który nagle ni stąd ni zowąd zmienił kierunek i bóg jeden wie jakim cudem znalazł się zaraz na drugim końcu boiska. Matthew chyba musiał jeszcze na swą kolejną szansę trochę poczekać.
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Obserwował poczynania Liama i średnio mu się one podobały. Czy raczej, to co robili pałkarze. Spojrzał po Heaven i zrobił kółko wokół Liama. - Nie mam przy sobie różdżki. Wyleczę cię na murawie. Wytrzymaj - rzucił, nim musiał wrócić do gry. Jackowi groził atak pałkarzy, więc przyspieszył. Idealnie w momencie, w którym - nomen omen - Moment pragnął komuś oddać kafla i uciec spod ostrzału zielonych. Chwycił w miarę sprawnie piłkę i wybił do przodu, rzucając mocno w stronę obręczy zielonych. - Cherry - krzyknął do dziewczyny. I tak nie sądził, aby przestraszona obrończyni Slythu była w stanie zablokować ten silny strzał, jednak szczęściu nie zaszkodzi pomóc.
Hufflepuff radził sobie fenomenalnie i Cherry, nie znając jeszcze końcowego wyniku meczu, była po prostu zachwycona. Nie przejmowała się takimi drobiazgami jak niewielkim obrażeniem odniesionym przez Liama - tylko zatrzymała się obok niego na chwilę, żeby tłuczek ponownie go nie zaatakował. - Nie przepraszaj, jest świetnie! - W końcu to tylko jedno małe potknięcie, prawda? Całościowo radzili sobie pięknie. Hufflepuff wygrywał już dwudziestoma punktami! A potem Cherry zobaczyła kafla w rękach Neirina... i pomyśleli o tym samym. Idealnie. - DAJESZ, DAJESZ! - Darła się, chyba trochę zbytnio podekscytowana. Mimo wszystko widziała w rudzielcu swojego ukochanego pałkarza i skoro już został niejako zmuszony do zmiany stanowiska, to postawiła sobie na celu podwójne wspieranie go. Tłuczek to jej się nawinął pod pałkę chyba jakoś magicznie, bo sama nie miała pojęcia jakim cudem tak ładnie wszystko im się poskładało. Tak czy tak, Neirin mógł rzucać kaflem bez stresu, bowiem obrońcę Ślizgonów czekała nieprzyjemna niespodzianka zaserwowana przez Wiśnię.
Przerzuty: 5/5
2 -> 1
Luna A. Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Coś to granie jej nie szło. Strasznie debilnie się czuła siedząc na tej miotle i prawie nic nie robiąc. Może puchoni chociaż to docenią. Tylko jeden był z tego plus, że jak tak chujowo gra Dear na pewno nie będzie chciała, aby Luna zagrała w kolejnym meczu. Nie potrzebnie się na to pisała, jednak cieszyła się, że jeszcze się krwią nie zalała, jak co niektórzy. Widocznie ślizgoni na razie byli bardziej agresywniejsi od puchonów, ale nikogo to zapewne nie mogło dziwić. Ponownie kolejny żółty ścigający śmigał w jej stronę. Skup się Luna, nie puszczaj takich kapci. Niestety żadnych kapci nie było, ale tłuczek już tak. Nie miała pojęcia co właśnie się działo bo była bliska zobaczenia gwiazd i ciemności. Poczuła silny ból na całej twarzy i głowie - chyba polała się krew, bo poczuła jej metaliczny posmak na ustach.
Przynajmniej mi się udało, niemniej jednak wściekłość wcale ze mnie nie schodziła, głównie ze względu na fakt, że Luna po raz kolejny dostała i nie obroniła. Poszybowałam w dół po kafel i pośpiesznie go przejęłam pędząc jak szalona w stronę drugiej pętli. Byłam gotowa bić się, faulować i zrobić wszystko, żeby dotrzeć na koniec boiska w całości i z kaflem. Udało mi się uniknąć wszystkich. Wierzyłam, że tym razem również mam szansę poradzić sobie z obrońcą Puchonów - w końcu byłam świetna. Rzuciłam w lewą pętlę.
Kuferek:33 + 11 za sprzęt - 44 Przerzuty: 2/4 Kostka: 5>4>4>1 (2 za darmo, bo jestem jedyna)
Roześmiałam się, słysząc słowa Liama. Oby to nie był nasz jedyny udany strzał, a raczej zapowiedź dłużej trwającego szczęścia. - Dzięki! - odkrzyknęłam mu i obserwowałam dalej grę, starając się cokolwiek zdziałać. Niestety dalej znowu nie szło nam specjalnie dobrze i liczyłam, że uda mi się zareagować w odpowiednim momencie. Na szczęście dokładnie tak było, kiedy znowu puchon był blisko obronienia bramki, trafiłam go tłuczkiem prosto szyję. Skrzywiłam się lekko, domyślając się, że to bardziej bolesne niż poprzednie trafienie i trochę szkoda mi było chłopaka, bo po całym meczu na pewno będzie z mojej winy trochę zmarnowany. Na szczęście jego szkoda nam się opłaciła i udało nam się uniknąć kolejnej porażki.
Kostka: 1 Kuferek: 5 + 6 (miotła)
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Nie ma to jak zabawy ze zniczem… Był tak skoncentrowany na jego złapaniu, że już średnio ogarniał wszystko to, co dzieje się na boisku. Było 30:20? Chyba, i niestety to nadal Puchoni pozostawali na prowadzeniu. Musieli się nieźle spiąć, żeby pokonać te irytujące borsuki. Trzymał kciuki za całą swoją drużynę, licząc na to, że dziewczyny zdobędą jak najwięcej punktów. On sam także starał się dołożyć do tego swoją cegiełkę, ale musiał przyznać, że nie miał do tej złotej piłeczki szczęścia. Przepięknie szło za to ślizgońskim pałkarzom. Liam ponownie oberwał bowiem tłuczkiem. - Slytherin górą! – Znów wydarł się w niebogłosy, nie będąc pewnym czy którykolwiek z graczy go usłyszał. Wiatr znacząco ten zmysł stępiał, z drugiej strony… do jego uszu nadal dobiegały głosy Carmel i Jeremy’ego, więc chyba nie było wcale najgorzej, choć być może dlatego, że po prostu leciał teraz niedaleko ich trybuny. - Carmel, Jeremy! Dajcie trochę szczęścia! – Wykrzyczał do nich w locie, poszukując złotego znicza. Gdzie się ta piękna zabaweczka skryła? Wreszcie ją dostrzegł! Niedaleko ślizgońskiej obręczy. Docisnął rękojeść swojego nimbusu i śmignął w tamtym kierunku, licząc że ta próba będzie dla niego łaskawa. Ale niestety… nie mogło być przecież tak pięknie, jak to sobie wyobrażał. Malutkie skrzydełka znów zadziałały na potrojonych obrotach, a złoty znicz przeleciał mu tuż przed oczami, pakując się gdzieś pomiędzy kibicujących uczniów. Zaraz po tym zniknęła mu z oczu, więc wiedział, że będzie musiał znów się nieźle naszukać.
Trzęsąc sie ze strachu przed porażką i wiążącymi się z tym późniejszymi reperkusjami Lily zaczęła latać po boisku w szaleńczym tempie, mając nadzieję, że chociaż przez przypadek dostrzeże złotą piłeczkę. Matthew chyba coś dostrzegł, więc dziewczyna pofrunęła w jego kierunku! Chłopak nie dorwał piłki, ale przynajmniej Lily dostrzegła, gdzie ona jest! I rzuciła się w pogoń. Już, już, już prawie... I nagle piłka wleciała między innych graczy. Thicket minęła ich zwinnie, zanim nastąpiło zderzenie... ale znicza już nie było.
Wyposażenie Nimbus 2015 (+6), koszulka (+1), para gogli (+1), zestaw ochraniaczy (+1) Kuferek: 1 (+9 sprzęt drużyny Puchonów) Kostki: 1,4
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Nie mogła uwierzyć. Naprawdę się udało. Skierowała spojrzenie zielonych tęczówek na obręcz patrząc jak kafel szybuje w jej kierunku, a następnie wydobyła z siebie głośny okrzyk radości, kiedy ten nagle znalazł się po drugiej stronie. Luna nie zdołała obronić wykonanego przez Gabrielle rzutu, dzięki czemu drużyna Puchonów zyskała kolejne 10 punktów, zyskując tym samym przewagę nad Ślizgonami. Później wszystko działo się znowu, jak w przyspieszonym tempie, ona zdobyła punkty, Liam stracił. Zacisnęła palce na miotle jeszcze mocniej zawisając w bezruchu na chwilę w powietrzu, by znowu wrócić do gry, choć już nie bardzo wiedziała co dokładnie wokół niej się dzieje. Miast mieszać się w ten chaos czekała spokojnie na kolejne podanie, które mogłaby wykorzystać, nie musiała czekać zbyt długo, już po chwili kafel ponownie trafił w jej ręce, więc od razu ruszyła w stronę broniącej pętli Luny. Uśmiechnęła się do dziewczyny puszczając jej oczko, po czym z całej siły rzuciła. Oby się tylko udało przeszło jej przez myśl.
kostka 4->1
Ostatnio zmieniony przez Gabrielle Levasseur dnia Pon Maj 20 2019, 19:30, w całości zmieniany 1 raz
Drużyna dodała mu otuchy. Uśmiechnął się szerzej do pani kapitan, od razu czując, że boli go jakoś mniej. Zachichotał jeszcze raz chyba dla samej zasady, by zaraz rozmasować uderzone miejsce po raz ostatni. Wciąż czuł tępy ból, ale mógł oddychać, mógł latać, więc i mógł dalej grać. - Aww. – autentycznie rozczulił się nad propozycją Neirina, czując przyjemne ciepełko rozchodzące się w piersiach – chyba, że wciąż mylił je z odczuciem jakie zostawił po sobie tłuczek, ale wolał myśleć, że to efekt czegoś milszego. – Nie przejmuj się! Daję radę i wytrzymam na pełnym luziku, Nei! – pokazał mu kciuk w górę i znów zachichotał, teraz już tym bardziej ucieszony ze wsparcia które dostał. Aż by mu posłał buziaka, gdyby tak sztywno nie trzymał się miotły po tym starciu z silną pani pałkarz. Ale chyba się pani pałkarz spodobał, bo gdy tylko weszła kolejna akcja, znów oberwał. Tym razem trochę poważniej. Nawet nie chciał sobie wyobrażać co by się stało, gdyby tylko nie uchylił się o te kilka centymetrów, gdy leciał w niego tłuczek… choć opcja do której został zmuszony wcale nie była wiele przyjemniejsza. Odbił się na pętlę, przepuszczając kafla przeciwnika w obręcz, samemu nawet za nią nie patrząc. Aż mu się ciemno zrobiło przed oczami, gdy rozkwaszono mu nos, wypuszczając z niego całkiem widowiskową ilość krwi. A bolało jak diabli. Złapał się dłonią za uderzone miejsce, czując jak przez palce przelatuje mu krew. Zacisnął jednak lekko mokre od bólu oczy i spróbował jakoś dojść do siebie, wybierając najlepiej znaną sobie drogę: - O m-matko… lubię Gryffindor, ale nie na tyle, by zaraz grać w jego barwach! – zaśmiał się, nieco krzywiąc od piekącego nosa. Żart zawsze sprawiał, że było mu trochę lżej. – Heaven, nie musisz mnie więcej tak zaczepiać! Jak chcesz, to zaproszę cię na jakąś prawie-randkę czy coś… - spróbował się do niej uśmiechnąć, ale chyba wyglądał prędzej makabrycznie, niż zalotnie… … niemniej kontaktował i nie zamierzał schodzić z boiska. Pomimo krwi, rzucił piłkę dalej.
Bobbie Vagene nie spodziewała się, że wejdzie dziś na boisko, ale z powodu kontuzji jednego ze pałkarzy z głównego składu, dziś mogła zabłysnąć. Uważała, że jest bardzo dobra w quiddicha i właściwie na równi resztą zawodników, ale oni byli w drużynie dłużej i tylko dlatego grzała ławę. Dziś mogła w końcu pokazać na co było ją stać. Myśląc o całej niesprawiedliwości zamachnęła się na tłuczek i wycelowała w obrońcę Ślizgonów. Trafiła bezbłędnie, a jej ofiara puściła gola. Idealnie.
Kostka: 6
______________________
Luna A. Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Liczyła, że w końcu ślizgoński ścigający złapie znicza i ona to przeżyje. Właściwie miała w dupie kto wygra, była obecnie w takim stanie, że miała ochotę uciec jak najdalej stąd na tej miotle. Pieprzyć ten Quidditch kto normalny chce dostawać w dziób? Była nie raz tu kibicować i widziała co się dzieje na boisku, więc dlaczego się zgodziła. Chyba miała zaćmienie umysłu, jak teraz. Z obolałą twarzą, jeszcze niewidocznym sińcem i krwią na ustach, cud że jeszcze nos miała cały, przyszykowała się na kolejny rzut drużyny przeciwnej. Oby udało się jej obronić, patrząc na wkurw Viven, Luna nie mogła być pewna, że przeżyje to co będzie się dziać po meczu... Znowu sunęła na nią Gabrielle. Oddychaj głęboko Luna. Skup się do cholery. Masz ostatnią szanse, żeby wyjść z tego z twarzą. Ponowie ślizgonka nie zauważyła tłuczka. Ból przeszył jej ramię. Kolejny siniak do kolekcji.
Nie mógł złapać znicza przed nią. Nie mógł. Chciała być pierwsza, musiała być pierwsza! Potrzebowała tych zachwyconych nią tłumów, tej miłości, uwielbienia... Dobrze, że miała gogle. Chyba tylko dzięki nim nikt nie widział przerażenia w jej oczach. Ah, Matt miał wiwatujących fanów! Dlaczego nie mogła odszukać wzrokiem swoich bliskich?! Tak ich potrzebowała... Znicz gdzieś zniknął, rozpłynął się. Musiała go znaleźć, musiała! Zrobiła gwałtowny zwrot przez ramię i rzuciła się pędem w kierunku ziemi. Może gdzieś tam? Czemu ta złota kulka bawiła się z nią w kotka i myszkę?
Wyposażenie Nimbus 2015 (+6), koszulka (+1), para gogli (+1), zestaw ochraniaczy (+1) Kuferek: 1 (+9 sprzęt drużyny Puchonów) Kostki: 4,1
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Był naprawdę wdzięczny Jeremy’emu i Carmel za to, że tak pięknie mu kibicowali, a ten pluszowy wąż trzymany przez jego siostrę już w ogóle go rozczulił. Tak bardzo chciał im i oczywiście swojej drużynie zrobić prezent w postaci złapanego znicza, ale ta kulka jakoś się na niego uparła i cały czas przed nim uciekała. Naprawdę zaczynał się już trochę z tego powodu wściekać, a mimo wszystko lepiej było trzymać nerwy na wodzy. Wziął więc głęboki oddech, żeby jakoś się uspokoić i zapomnieć o swoich niepowodzeniach. Mało kto przecież łapał złotego znicza tak szybko, a mecz dopiero się rozkręcał. Jeszcze była szansa na to, że znajdzie swój dobry moment. Może teraz? Dostrzegł bowiem złotą piłeczką, a kiedy zbliżył się do niej, do jego uszu dobiegł również trzepot jej skrzydełek. Wyciągnął po nią rękę, nawet musnął ją palcami, kiedy ta znów odbiła w zupełnie innym kierunku. - Kurwa mać! – Tym razem już nie przeklinał pod nosem, a dał głośny upust dla swojej złości. Ale nie, nie, nie poddawał się, ani też nie zamierzał schodzić z boiska. Wmawiał sobie, że następnym razem mu się uda, i nawet w to wierzył. W końcu gdyby nie wierzył, to faktycznie mógłby przestać grać w quidditcha, czyż nie?
Tom nie spodziewał się, że dziś zagra, więc kiedy usłyszał od kapitan, żeby brał miotłę, nie wiedział nawet czy się cieszy. Nawet się nie przygotował mentalnie, a jeśli chodziło o fizyczny trening, to z tym też nie było najlepiej. Kiedy w jego ręce po raz pierwszy wpadł kafel, niemal natychmiast go stracił. Psia krew, jak on teraz ludziom w oczy spojrzy? W pierwszej chwili był załamany, ale szybko przypomniał sobie, że to jeszcze nie koniec. I że może jeszcze odzyskać honor. Tylko najpierw musi zdobyć z powrotem kafla.
Dalej puchoni mieli przewagę i nawet jeżeli udawało nam się trochę odbić, to wciąż byliśmy bliżej przegranej, niż wygranej. Wciąż mieliśmy szansę, ale z każdą chwilą coraz mniejsze. Liczyłam na Matta, który mógł nas uratować złapaniem znicza, ale na razie się chyba na to nie zapowiadało. Kiedy Gabrielle miała w ręku kafla, wiedziałam, że absolutnie nie można dopuścić do jej trafienia. Uderzyłam tłuczkiem prosto w jej nogę, wybijając ją tym samym z równowagi. To dało nam szansę na ratunek, ale niestety nie zapowiadało się, żebyśmy szybko mieli zdobyć kolejny punkt. Mogłam tylko mieć nadzieje, że bardzo się mylę, a Vivi nadgoni zaległości szybciej, niż nam się wydaje.
Kostka: 6 Punkty: 5 +6 (miotła)
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Poczuła uderzenie, ból był na tyle przeszywający, że zacisnęła aż zęby rozglądając się skąd mógł pojawić się nagle tłuczek. Ujrzała przed sobą Heaven z uśmiechem na ustach. Zmrużyła oczy, z której biła rządza mordu, choć nie była w stanie w żaden sposób odgryźć się za to uderzenie. Już teraz wiedziała, że w miejscu, gdzie oberwała jutro pojawi się wielki siniak. Warknęła pod nosem wzbijając się nieco wyżej, ignorując pulsujący ból nogi.
Wychodziliśmy na ludzi. Stracony przez Toma kafel był problemem, ale na szczęście Heaven stanęła na wysokości zadania i trafiła tłuczkiem blond Puchonkę. Dzięki temu, ze dziewczyna upusciła kafla mogłam go szybko przechwycić i popędzić w stronę pętli. Byłam zwarta, gotowa, no i trochę zdesperowana, ale wiedziałam też, że nie mam sobie równych. Wyminąwszy wszystkich przeciwników zrobiłam zwód, który miał na celu zmylić Bridget i rzuciłam do lewej pętli.
Kostka: 1 Kuferek: 33 (+11) Przerzuty: nwm xd
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Grzanie ławy dla nikogo nie było dobrą zabawą, ale Bridget starała się nie narzekać. W końcu tyle razy reprezentowała już drużynę Hufflepuffu, mogła dać komuś innemu polatać i spróbować swoich sił w obronie, szczególnie że nie mogła być już tak aktywna jak chociażby rok temu czy w siódmej klasie, bowiem obowiązków wcale jej nie ubywało, za to przychodziło wiele nowych. Przyszedł jednak moment w meczu, w którym Liam chciał się zmienić. Bridget nie wiedziała, czy może oberwał tłuczkiem, czy może zrobił sobie coś innego, a może po prostu się zmęczył - nieistotne! Wstała, przybiła mu piątkę, po czym odbiła się od ziemi i poszybowała na miotle w kierunku pętli Hufflepuffu. I w samą porę, bo chwilę później ścigający Slytherinu wymierzył kaflem w jedną z obręczy. Bridget udało się na szczęście obronić! Oddała kafel ścigającemu swojej drużyny, a sama odetchnęła z ulgą.
Raczej nie grywał na pozycji szukającego… zresztą, ostatnimi czasy miał w ogóle sporą przerwę od quidditcha samego w sobie i niestety zaczynał powoli te braki odczuwać. Niby nadal poruszał się na miotle niezwykle szybko i zręcznie zmieniał kierunek lotu, ale wyszukiwanie pośród innych zawodników i piłek złotego znicza zakrawało o jakiś koszmar. Kompletnie nie potrafił się odnaleźć, no po prostu tanie kino klasy B. Wydawało się, że wszystko robi dobrze, a jednocześnie cały czas czegoś mu brakowało. Może odrobiny szczęścia? Chwila, czyżby zaczynał wątpić w swoje możliwości? Cholera, tak bardzo wolałby w tym momencie trzymać w ręku pałkę albo przerzucać do Vivi kafla. Nie. Trzeba odsunąć od siebie tego rodzaju pesymistyczne myśli. Musiał wziąć się w garść, skoro przypadła mu taka rola i miał zastąpić w meczu szukającego. Nadal miał przecież zamiar wzbić się na wyżyny swoich możliwości, żeby pokazać zarówno swojej drużynie, jak i przyjaciołom na trybunach, że można na niego liczyć i że nie zapomniał jak się gra. W jakimś stopniu chciał też zaimponować Fairwynowi, nawet jeśli nie był pewien czy opiekun Slytherinu zagrzał jakiejś miejsce na widowni. Pełna koncentracja, ogarnięcie wzrokiem całego boiska – miał wrażenie, że załączył w swoich ślepiach jakiś lokalizator nowej generacji, byleby tylko wytropić to, czego ślizgonska drużyna najbardziej w tym momencie potrzebowała. Wiedział, że po prostu musi to zrobić i ta motywacja stała się dla niego motorem do jeszcze intensywniejszej pracy. Jest. Złota błysk niemal go oślepił, a kiedy pomknął w kierunku światła, w jego uszach rozbrzmiała równocześnie najpiękniejsza i najbardziej irytująca muzyka czarodziejskiego świata. Ponownie znalazł się tak blisko upragnionego celu… czy tym razem zdoła NAPRAWDĘ wyciągnąć po niego ręce? Rozejrzał się dookoła, by sprawdzić czy czasem Lily nie siedzi mu na ogonie, a następnie przyśpieszył, by nie stracić złotego znicza z zasięgu. Wreszcie sięgnął po niego ręką, ale ten cholernik znów nieco się oddalił. „Pieprzyć to” – przeszło Mattowi przez myśl, ale nie był to wcale wyraz rezygnacji. Chłopak niemalże stanął na swojej miotle, żeby mieć pewność, że złota piłeczka tym razem z pewnością mu nie ucieknie. Gwałtownym, szybkim ruchem dłoni po raz kolejny zamachnął się w powietrzu i…. MIAŁ TO! Trzymał w ręku złoty znicz, ale musiał jeszcze uważać, żeby go nie wypuścić. O mało co nie stracił równowagi i nie spadł z miotły, ale wreszcie udało mu się ją jakoś utrzymać, a przypominający znikacza znicz uniósł wysoko ku górze. - Mam go! – Wykrzyknął radośnie, spoglądając to na jednego, to na drugiego członka swojej drużyny. – Kto wygrał mecz?! SLYTHERIN! – Krzyczał dalej, a zaraz po tym wybuchnął nerwowym śmiechem. Cholera, takiego stresu dawno się nie jadł, ale nie dało się ukryć, że był on wyjątkowo motywujący, a i ostatecznie dał jego drużynie satysfakcjonujący rezultat. Młody Gallagher przeleciał jeszcze bokiem boiska, niejako urządzając sobie małą defiladę. Chciał pokazać złapaną przez niego piłeczkę swojej młodszej siostrze @Carmel M. Gallagher i przyjacielowi @Jeremy Dunbar.
Do końca nie wierzyłam w to, co się dzieje. Byliśmy tak blisko przegranej, a jednak szczęście się odwróciło, a raczej uśmiechnęło to Matta, który na szczęście dołączył do naszej drużyny na sam mecz. Udało mu się złapać znicz i niespodziewanie wygraliśmy, a ja przez pierwsze kilka chwil nie mogłam połączyć faktów. To był tak ważny mecz, że mogłam jedynie pomarzyć o zwycięstwie. Punktowo mogło być pewnie lepiej, teraz pozostało się modlić, żeby ostatni mecz był krótki i skończył się złapaniem znicza wybitnie szybko. Na razie jednak nie zamierzałam tego analizować, tylko cieszyć się fantastycznym zwycięstwem. Odszukałam wzrokiem Matta i podleciałam do niego. Poczekałam aż przestanie krążyć i wróci na ziemie, a potem odłożyłam swoją miotłę i aż uściskałam chłopaka podekscytowana. - BRAWO! - nie zamierzałam nawet ukrywać radości, która aż ze mnie kipiała i całkowicie zapomniałam o wszystkich zmartwieniach z przed meczu. Prawdę mówiąc miałam ochotę go wręcz ucałować, ale ostatnio moja ekscytacja wygraną poszła trochę za daleko w skutkach, więc warto pewnie było trzymać jakieś ryzy. Cmoknęłam go jednak mocno w policzek. - Idziemy to opijać! Stawiam ci dzisiaj absolutnie każdy alkohol jaki sobie wymarzysz - uśmiechnęłam się, dopiero w tym momencie zdając sobie sprawę, że ja mogę sięgnąć co najwyżej po oranżadę, ale najwyżej wymyślę, że jestem zbyt podekscytowana, żeby pić. Zaraz dostrzegłam w okolicy @Cherry A. R. Eastwood i uśmiechnęłam się, podchodząc do niej. - Dzięki za mecz. Mam nadzieje, że krukoni i gryfoni nie zagrają zbyt popisowego meczu, bo liczyłam, że jak ktoś nam już sprzątnie ten puchar, to będzie to chociaż drużyna z najlepszym i najładniejszym kapitanem w Hogwarcie - przyznałam całkowicie szczerze, bo dużo bardziej wolałabym w razie czego przegrać z nimi, niż z pozostałymi domami. Miałam oczywiście nadzieje, że w ogóle nie dojdzie do takiej sytuacji.