Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Wydawało się, że Daisy gra całkiem spokojnie, bo ani nikt w nią nie uderzał tłuczkami, ani ona sama nie próbowała tego robić. Nic dziwnego, że łapanie kamyków wychodziło jej tak świetnie i miała ich już dobry tuzin. Śmigała na swojej super miotle, nie dając się trafić żadnemu tłuczkowi, które chociaż nie odbijane w jej stronę, to wydawały się same za nią latać. I znowu jeden z nich był wyjątkowo uparty i Daisy już widziała śmierć w oczach i niemalże wyobraziła sobie jak ląduje na ziemi razem z koszem kamyków, które rozsypują się dookoła i może jeszcze połamaną miotłą. Przyśpieszyła jednak i przechytrzyła wszystkie te okropne piłki, w końcu miała z nimi niemałe doświadczenie. Złapała przy okazji jeszcze parę kamyków, szło jej naprawdę wyśmienicie.
Limier musiał mieć oczy dookoła głowy przy takiej ilości osób. Niebawem zaczęły fruwać śnieżki, a nauczyciel starał się koczować między jednego punktu, gdzie podlatywały osoby, którym zamieniał ciężkość kulek. Miał nadzieję, że przez zakłócenia nie zmieni którejś w nieodpowiedni sposób, ale z drugiej strony teraz wszystko było ryzykowne. Jak na zawołanie, zauważył, że z miotłą jednej z Puchonek zaczęło dziać się coś niedobrego. Zbliżył się, łapiąc @Bridget Hudson i chroniąc jednocześnie przed dość bolesnym upadkiem. - W porządku. - zapewnił Lazare. - Ale jeśli będzie dalej się tak zachowywać wymień ją może na jakiś szkolny model. - doradził zarumienionej dziewczynie i pomógł jej sięgnąć własnej miotły. Zapewnił Puchonkę, że może wracać do Shercliffe'a i jeszcze na odchodne życzył im powodzenia. Cóż, wyglądało na to, że Huff wziął się do roboty i bardzo to profesora cieszyło.
Oj, było jej niesamowicie wstyd... Miała w perspektywie zwykły trening, nawet zaczęła tak dobrze, a wyszło jak zwykle i już w pierwszych minutach trwania lekcji musiała się skompromitować. I jeszcze jakby to była sprawa tylko między nią, nauczycielem i Princem to jakoś by to przeżyła, ale skoro mogli na to patrzeć wszyscy obecni... A nie oszukujmy się, frekwencja była spora... Innymi słowy Bridget miała przekopane. Na pewno ktoś potem będzie się z niej śmiał. Już widziała ten szeroki uśmiech na twarzy Puchona, który bohatersko zleciał za nią w dół by sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku, a było w jak najlepszym, bowiem ramiona profesora okazały się być bardzo dobrym punktem do lądowania. Hudson miała bardzo przepraszającą minę, gdy spojrzała na Limiera i nie do końca wiedziała, co miała mu powiedzieć. - Dobrze, dziękuję - odparła w końcu, po czym dosiadła z powrotem miotły i wzbiła się w powietrze, już bez większych przeszkód. Oby te rewolucje były jednorazowe... - Merlinie, Prince, ale przypał - skwitowała jeszcze, póki znajdowali się na tym samym poziomie, a następnie zanurkowała w dół, by podnieść kulkę ze śniegu. Ponowne zjawienie się u boku nauczyciela sprawiło, że jej policzki pokryły się rumieńcem na nowo. Zaczarowana kulka ważyła dość sporo w jej dłoniach, Bridget wzbiła się nieco wyżej w powietrze, po czym już chciała wyrzucić śnieżkę, gdy nagle targnął nią silny wiatr, omal nie zrzucając jej z powrotem na ziemię. Kurczowo trzymając się drążka miotły udało jej się jakimś cudem wyrównać lot oraz posłać śnieżkę w stronę Prince'a. Nie wyglądało to jakoś zawodowo, ale przynajmniej doleciała do niego i nie rozpadła się po drodze, a to już sukces!
Rola: Podający Kostka na zakłócenia i ta na działanie: 5 i 5 Punkty w kuferku: 7 Przerzuty: 1/1
Nie uważał zaistniałej sytuacji za jakąś przeraźliwie wstydliwą, bo przecież wypadki chodziły po ludziach. W szczególności teraz Bridget nie miała wielkiego wpływu na to wszystko, bo zakłócenia magiczne nie dawały chwili wytchnienia. Shercliffe sam miewał problemy podczas miotlarskich zabaw, a często wcale nie były one spowodowane szalejącymi czarami... Uznał jednak, że nie musi opowiadać dziewczynie jak to dostał wizji na miotle i spadł, albo jak po prostu wleciał w drzewo tylko przez to, że się zagapił. Niektóre rzeczy warto było zachować dla siebie. - Czy ja wiem? Trochę mu zazdroszczę - uznał, uśmiechając się niewinnie i wzruszając lekko ramionami. Zerknął raz jeszcze na profesora, jakby upewniając się, czy wszystko w porządku i kontroluje sytuacje. Wiele plotek chodziło o Limierze, ale był naprawdę dobrym nauczycielem i starał się ich pilnować. Zresztą zorganizował im ciekawe zadanie, dzięki czemu nie nudzili się przy standardowych quidditchowych ćwiczeniach. Oczywiście jak wcześniej się śmiał, tak teraz cierpiał - zrobił parę nieeleganckich zygzaków, przy okazji przywołując na twarz nieźle zaskoczoną minę. Prawie spadł, zrobił koziołek... i jakimś cudem udało mu się utrzymać na szwankującej miotle! Odetchnął z ulgą, mocno odbijając śnieżkę rzuconą przez Bridget. Pomimo problemów, udało mu się - ponownie - trafić idealnie w środek bałwana. Zarzucił sobie pałkę na ramię i podleciał do Puchonki z dumnym uśmiechem. - Dobrany z nas zespół, Bri.
Rola: Pałkarz Kostka na zakłócenia i ta na działanie: 2, a potem 3 - nie udaje się, ale nie spadam! a na odbicie 3! Liczba trafień w bałwana: 2
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Zdążyła jeszcze usłyszeć jego niewinnie rzuconą uwagę i bynajmniej nie złagodziła ona wstępujących na jej lica rumieńców. Dzięki Merlinowi za nieco mroźną pogodę, bo zawsze mogła zwalić na warunki atmosferyczne i odmarzające policzki - gdyby tylko jednak ktoś ich dotknął dłonią, w dotyku paliłyby żywym ogniem. Skupiła się jednak na locie oraz utrzymaniu go we względnie prostej linii, co wcale nie było takie proste, tym bardziej po wypadku sprzed chwili. Bridget normalnie nie wierzyła w ich szczęście! Kiedy ujrzała, że śnieżka, która rzuciła w stronę Prince'a (mimo naprawdę krzywego i wątpliwego lotu) ostatecznie skończyła na końcu pałki trzymanej przez Puchona, a potem trafiła w sam środek bałwana PO RAZ KOLEJNY, nie posiadała się ze szczęścia! Miała ochotę rzucić mu się na szyję, lecz po pierwsze wolała nie ryzykować wspólnego upadku z wysokości, a po drugie nie wiedziała, czy mogłaby sobie na to pozwolić, wobec tego przybiła mu drugą piątkę i obdarzyła najsłodszym z możliwych uśmiechem. - Tak mówisz? - zapytała, gdy pochwalił ich zespołową pracę. - Może moglibyśmy sprawdzić, czy poza boiskiem dogadujemy się równie dobrze? - wypaliła jeszcze, nie mogąc się powstrzymać. Nie było jednak zbyt wiele czasu na uskutecznianie flirtów, musieli się ruszać i nadal walczyć o pierwsze miejsce w tym konkursie celności! Bridget zanurkowała po kolejną śnieżkę, ale pogoda zaczęła dawać jej we znaki i mimo ubranych rękawiczek, jej palce kompletnie skostniały. Pierwsza śnieżka rozleciała się w zasadzie zaraz po tym, gdy odbiła w stronę nauczyciela. Musiała lepić ją ponownie i tym razem się udało. Pokonanie drogi w górę nie było już takie proste, bowiem najpierw miotła dziwnie drgała i Bridget leciała prawie slalomem, to jeszcze później ponownie uderzył w nią silny wiatr i zmiótł ją nieco na lewo. Ostatecznie jednak wyrzuciła śnieżkę w stronę Prince'a licząc, że osiągnie swoje przeznaczenie.
Rola: Podający Kostka na zakłócenia i ta na działanie: 2, 3 i 2, 5 Punkty w kuferku: 7 Przerzuty: 1/1
Prince normalnie był osobą raczej przyjazną, mimo wszystko nie lubił się za bardzo zniżać do ludzi, od których wyczuwał kłopoty. Miał dobrą intuicję, która oczywiście uwielbiała go spektakularnie zawodzić. Pomyślałby kto, że jasnowidz ma łatwo i doskonale wie, czego się od życia spodziewać - nic bardziej mylnego. Shercliffe'owi wydawało się, że ta złudna pewność tylko bardziej wprowadza go w błąd. Piąteczka to faktycznie było trochę mało, biorąc pod uwagę to, jak Prince'a ciągnęło do Bridget. Mimo wszystko w ciągu jednego dnia tak solidnie naruszył swoje pilnowanie strefy osobistej, że chyba przestało mu to już przeszkadzać. Zaśmiał się na jej propozycję, ale nie było w tym nic szyderczego. Rozpromieniony, z czerwonymi (od mrozu, oczywiście!) policzkami i połyskującymi oczami, po prostu pokiwał głową. - Pewnie! Co powiesz na łyżwy w piątek po lekcjach? - Zaproponował, może troszkę wykorzystując okazję. Mimo wszystko na lodzie nie miał zbyt wielu sobie równych i miał nadzieję, że uda mu się troszkę pannie Hudson zaimponować. Oczywiście miała pełne prawo odrzucić jego propozycję i wybrać coś w stylu kawy albo gorącej czekolady, a Prince wciąż uważałby to za fenomenalny pomysł. Udało mu się zapanować nad miotłą i podniósł pałkę, gotów odbić kolejną śnieżkę. Dziwne uczucie ściskające w żołądku podpowiedziało mu, że coś pójdzie nie tak, jak powinno - błyskawicznie się rozproszył i posłał zaczarowaną kulę nie w bałwana, a innego studenta... Skrzywił się lekko, obserwując jak śnieżko-kafel trafia w @Lope Mondragón(Wyzywam cię, ptysiek!) - Sorki, przypadkiem! - Zawołał od razu, próbując ukryć fakt, że trochę zanosił się śmiechem.
Rola: Pałkarz Kostka na zakłócenia i ta na działanie: 5 i 2 Liczba trafień w bałwana: 2 Ale moim zdaniem to jednak 3, bo Lope też bałwan!
Lope lubił w @Vivien O. I. Dear to, że mimo pochodzenia (podobnie jak on) z arystokratycznej rodziny, nie bała się ubrudzić albo spocić na treningu. Była zahartowana i wytrwała, a to cenił. Zauważył, że popatrzyła na grupkę Puchonów (w tym jeden zbłąkany Krukon, który być może mylił swoją tożsamość) z niechęcią. Poklepał dziewczynę lekko po ramieniu i odleciał dalej, żeby zaczepił @Severus I. G. Horan z krótkim przywitaniem w postaci uśmiechu. Mondragón wydawał się milszy poza własnymi treningami, ale o tym nie mogła wiedzieć reszta. Ślizgon natknął się nagle na wzrok @Lyonesse Cousdale i zwolnił, w pewnym sensie przedłużając kontakt wzrokowy o tyle, o ile było to możliwe. Powinien w końcu znaleźć jakąś chwilę, żeby z Gryfonką porozmawiać. - Cześć, mała. - Lope zbliżył się od tyłu do @Dreama Vin-Eurico, przekornie naciągając kaptur na głowie dziewczyny tak, żeby zakryć jej twarz. Puścił jej oczko, oddalając się szybko, żeby przypadkiem nie dostać tą jej pałą w głowę. Przywitał się z Walkirią i Danielem, odnotowując, że Lennox nie zjawił się na miejscu. Cóż, oczom kapitana nie mogło umknąć absolutnie nic. Za to zjawił się Nox... A to ciekawe. Lope dziwił się, że nie widział kapitan puszków. Nie rozmawiał z Gemmą, ale o uszy nie obiło mu się, że wyjechała z Hogwartu. Wyraźnie ukłuł go w oczy ten brakujący element. Za to nie stęsknił się za Wykeham, z którą niestety dostał się do pary. Pamiętał dobrze ich bójkę i ciągłe walki w powietrzu. To nie była nowość dla Ślizgona, bo zarówno w Calpiatto, jak i w tej szkole potrafił szybko znaleźć sobie quidditchowych wrogów. Nie ulegało jednak wątpliwości, że był lepszy. Mógł zacząć sprzeczać się na temat tego, kto będzie śnieżką rzucać, a kto odbijać, ale nie przyszedł tutaj, żeby się drażnić z małolatą. I tak byłoby to bezsensowne, bo Lope wątpił, żeby ustąpiła. Poprawił więc rękawice, żeby przypadkiem nie nabrał do nich drobinek śniegu i zaczął krążyć wokół bałwana. Był skupiony na panowaniu nad własnym sprzętem. Nimbus zdawał się wariować, przez co Lope musiał zwolnić i starać się nie spaść z miotły. Zaklął po hiszpańsku pod nosem, ale w końcu po intensywnym szarpaniu się, miotła pozwoliła kapitanowi Slythu na spokojniejszy lot. I tak przeszkadzał mu wiatr, więc w sumie trochę koślawo rzucił tą śnieżką. Ale postarał się włożyć w to, jak najwięcej siły. I miał obserwować efekt, kiedy nagle poczuł uderzenie w plecy. Trochę zdezorientowany przytrzymał się miotły, podczas gdy zimne płatki śniegu zdobiły jego płaszcz. Autorka rozumie, że można się było pomylić w związku z trafianiem w bałwana, kiedy obok był Lope. No ale Mondragón odnalazł sprawcę wzrokiem i zmarszczył brwi. Niepozorny Puchon, który jeszcze się podśmiewał. - Z takim celem nie dziwię się, że Hufflepuff przegrywa z roku na rok. - zawołał, kręcąc głową z lekkim niedowierzaniem. Ta cała sceneria, latające śnieżki i bawiący się ludzie nagle skojarzyli się Ślizgonowi z małymi dziećmi. - Przypadkiem to możesz zaraz spaść z miotły, mały. Nie wiedział po co znowu wdaje się w jakieś przepychanki słowne, ale już sobie w myślach obiecał, że odpłaci się Puchonowi. Też miał śnieżki pod ręką, nie? Nie użył przesadnie wrednego tonu, ale kto wie, dzisiaj chyba każdy uważał go za istne wcielenie zła.
Nie chciało mi się wszystkich ludzi oznaczać XD Rola: Podający Kostka na zakłócenia i ta na działanie: 2>4>5 i 6, próbowałam przerzucić, no ale nic to nie dało Punkty w kuferku: 54 Przerzuty: 5/7 Liczba trafień w bałwana: 0
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Podobało jej się, że trafiła do pary z Mondragonem. Zbyt poważnie podchodziła do rywalizacji - gra przeciwko przyjaciołom nie miała dla niej większego sensu. - Spoko - skomentowała krótko decyzję nauczyciela, zastanawiając się czy facet ma amnezję czy jest jakiś głupi. Ani zdjęcie z boiska, ani szlaban niczego jej nie nauczyły - zamierzała kontynuować spuszczenie bęcków Hiszpanowi, które trener bezdusznie przerwał na meczu. Splunęła przez zęby i wskoczyła na miotłę. Nie było chyba sensu pytać kto w ich parze będzie pałkarzem. Ettie rozbiłaby pałkę na głowie, każdemu kto próbowałby ją jej zabrać. Mondragon rzucił w jej stronę pierwszą śnieżkę i już zamachnęła się, żeby ją odbić, kiedy jej Nimbus szarpnął mocno do tyłu, po czym wykręcił młynka. Próbowała się złapać, ale ześlizgnęła jej się ręka i nim zdążyła się połapać, zleciała w zaspę. Dobrze, że był śnieg - w ten sposób było nawet trochę zabawnie. Wyskoczyła z zaspy, plując śniegiem i spojrzała na sytuację w górze, a na jej twarzy wykwitł uśmiech, kiedy zobaczyła jakiegoś Puchona trafiającego Mondragona. - Mój człowiek! - zawołała do niego, śmiejąc się i formując zwyczajną śnieżkę. Zamachnęła się, trafiając Mondragona w witki miotły. Miała nadzieję dorzucić trzasnąć go w to głupie ryło, ale lepiej tak niż wcale. Nie tracąc więcej czasu wskoczyła na miotłę, wzlatując pomiędzy Hiszpana a Puchona. Nieprzyjaciele jej nieprzyjaciół byli z automatu jej przyjaciółmi. - Zajmij się treningiem, stary - rzuciła kąśliwie, wywijając młynka pałką - Bo przejebiesz tak jak rok. Ile ty tak właściwie kiblowałeś? Już jakoś tak wcześniej zauważyła, że Mondragon do prawie wszystkich zwracał się per mała i mały. Pewnie sobie zwyczajnie rekompensował, chociaż nie ulegało wątpliwości, że był od nich sporo starszy. Tylko czy to był powód do dumy w szkole? Ona w jego wieku wolałaby jednak być już absolwentką. A może po prostu Mondragon bał się grać z bardziej doświadczonymi.
Rola: Pałkarz Kostka na zakłócenia i ta na działanie: 2,4,4 - lecę sobie w zaspę Punkty w kuferku: 16 (+12) Przerzuty: 0/4 Liczba trafień w bałwana: Prince trafił w Lope, ale w te śniegowe to zero
Wysłuchałam słów nauczyciela, skacząc w miejscu, żeby się chociaż trochę rozgrzać. Zima nie należała do moich ulubionych pór roku, zdecydowanie preferowałam cieplejsze temperatury, ale wiedziałam, że to drżenie za moment minie, gdy tylko wzbiję się w powietrze. Całe szczęście ubrałam specjalne ubrania, które były jakoś tak ocieplane zaklęciami, więc nie było aż tak źle. Patrzyłam na Limiera, kiedy zaczął sypać śnieg. Cóż, mojego zachwytu on nie wywołał, tym bardziej, ze ostatnio lubiłam spadać z miotły. - Oh, śnieg. - mruknęłam nieszczęśliwa, bojąc się, że to znacznie utrudni panujące warunki. Odszukałam wzrokiem @Vivien O. I. Dear i od razu do niej podeszłam. Pamiętałam ją z meczy i niektórych lekcji, ale nie przypominałam sobie, żebyśmy kiedyś jakoś dłużej rozmawiały. W każdym razie nie była uprzedzona do dziewczyny w żadnym aspekcie, a to, że byłam z nią w parze, nie robiło mi wielkiej różnicy. - Cześć, jestem Bianca. - powiedziałam, przedstawiając się osobiście. - Będę rzucać, dobra? - dodałam. Wzbiłam się w powietrze bez żadnej przeszkody, poszło sprawnie i gładko. Okrążyłam raz wszystkie bałwany, a potem zanurkowałam w dół i... rękawiczki nie były takim dobrym pomysłem. Dłonie zjechały mi ku końcowi trzonka miotły i wrąbałam się w wielką zaspę śniegu. Poczułam chłód rozchodzący się niemal po całym ciele. Zaczęłam prychać i wypluwać śnieg z buzi, lekko się przy tym śmiejąc. Wyobraziłam sobie, jak komicznie to musiało wyglądać. Mimo to, wciąż siedziałam na miotle, więc podfrunęłam trochę do góry i otrzepałam swoje włosy ze śniegu. Kiedy w miarę się ogarnęłam, poleciałam ponownie po śnieżkę, dużo mocniej trzymając miotłę. Ulepiłam mega kulkę śniegu. Będąc z niej zadowolona, podleciałam do nauczyciela, a kiedy już miałam nią rzucać, poczułam, jak piekielnie mi ciąży. Dobra, była za duża, za ciężka. Mimo to rzuciłam nią do Vivien. Doleciała, ledwo, ale doleciała. Rola: Podający Kostka na zakłócenia i ta na działanie: 5 i 3 Punkty w kuferku: 6 Przerzuty: - Liczba trafień w bałwana: ...
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Nie rozglądałem się specjalnie za znajomymi twarzami, więc lekko drgnąłem, gdy tuż przy mnie rozbrzmiał kobiecy głos. Uniosłem spojrzenie, napotykając nim na znajomą twarz. - Hej, Naeris - odpowiedziałem na jej przedziwne powitanie, uśmiechając się do niej uprzejmie. Jednocześnie starałem się uspokoić oddech, więc w zasadzie to dużo nie mówiłem, głównie jej słuchałem. W normalnych warunkach obowiązywałby pewnie podobny podział ról. Nigdy nie byłem wybitnie gadatliwą jednostką. - Nie przejmuj się tym, jakoś damy sobie radę, zawsze dajemy. - Spróbowałem pokrzepić ją słowem. Pewnie nawet klepnąłbym ją przyjaźnie w plecy, aby dodać jej otuchy, ale niestety wciąż byłem tym samym Rileyem, który miał obawy nawet przed uściśnięciem dłoni nieznajomemu. - Nie chciałabyś zostać nowym kapitanem? Widać, że Ci zależy, a Limier na pewno doceniłby Twoje starania. Poza tym, całkiem nieźle radzisz sobie na miotle. - Pokiwałem lekko głową, absolutnie pewien swego, bo przecież szkolne mecze Quidditcha podziwiałem od dawna ze szkolnych trybun. Dopiero niedawno zdecydowałem się dołączyć do zespołu i nadal nie pojmowałem jak to się stało, że przeskoczyłem ze składu rezerwowego do głównego, skoro moja wiedza o lataniu sprowadzała się póki co do suchych faktów i odrobiny szczęścia. Kiwnąłem krótko głową na jej wspomnienie o prefekturze. Wciąż nie rozumiałem jakim cudem otrzymałem tę odznakę. Potem Limier rozpoczął już zajęcia, więc zamilkłem, kierując na niego spojrzenie. Śnieg mi nie przeszkadzał, tak samo jak sama idea rzucania śnieżkami i odbijania ich pałką w bałwana. Ba, to brzmiało nawet jak dobra zabawa! - Ostrzegam, że jestem amatorem - uniosłem ręce w geście poddania, uśmiechając się do Naeris przepraszająco, a potem dosiadłem już szkolnej miotły, aby spróbować. Za pierwszym razem kompletnie mi nie wyszło. Zachwiałem się niebezpiecznie na miotle, przerywając nurkowanie po śnieg w połowie drogi. Dopiero drugie podejście okazało się całkiem udane. Udało mi się zebrać śnieg, a gdy Limier mi go utwardził, rzuciłem śnieżką w stronę koleżanki z domu. - Leci! - Ostrzegłem ją jeszcze, chociaż nie byłem pewien czy mój głos w ogóle przebije się przez wycie wiatru, jaki notabene prawie mnie zdmuchnął. Kiepska pogoda jak na trening Quidditcha, ale prawdopodobnie podobne warunki będą nam towarzyszyły także podczas meczu. Dobrze było się nieco podszkolić póki była ku temu okazja.
Rola: Podający Kostka na zakłócenia i ta na działanie: 2 i 1, a potem 5 Punkty w kuferku: okrągłe 0 Przerzuty: brak
Fakt, nie często miała okazję, aby sprawdzić się na pozycji pałkarza, niemniej jednak uwaga Ślizgonki ją uraziła, nie wspominając już o podśmiewaniu się z Ophe, gdy ta dostała śniegową kulką w ramię. Hej, przecież każdemu mogło się to zdarzyć! Tak samo jak przypadkowo śnieżka mogła polecieć w jej partnerkę... Cóż, ciągle może obrać ją sobie jako cel. - Tym razem mi się uda. - burknęła pod nosem. Czemu nie mogła zostać przydzielona do kogoś innego? Żałowała, że nie jest w parze z którąś z osób, z którymi gawędziła przed zajęciami. Wtedy na pewno wszystko by szło o wiele lepiej, a tak to miała wrażenie, że jedynie się kompromituje. Zauważyła, że Daisy ma problem z ulepieniem śnieżki, która po prostu rozpadła się jej w rękach, na co kąciki ust Puchonki powędrowały lekko do góry. Uformowanie białego puchu w kulkę nie wydawało się być trudne, a tu proszę. Wreszcie Ślizgonka była już w powietrzu, a Ophelie przygotowała się na odbicie. Pilnowała się teraz uważnie, żeby nic nie odwróciło jej uwagi, a jej mięśnie były napięte w oczekiwaniu na rzut. I już, już miała odbijać śnieżkę, kiedy w twarz zawiał jej śnieg. Serio, teraz po raz kolejny ma oberwać? Bo co do tego, że nie uderzy w bałwana to była już pewna. Zamachnęła się jednak pałką, aby w razie czego obronić się przed uderzeniem i... posłała kulę prosto do celu! No proszę, machasz sobie na ślepo i udaje ci się lepiej wykonać zadanie, niż kiedy jesteś przygotowany.
Rola: Pałkarz Kostka na zakłócenia i ta na działanie: 5 i 6 Punkty w kuferku: 6 Przerzuty: 0 Liczba trafień w bałwana: 1
Severus I. G. Horan
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.85 m
C. szczególne : prawie niezmienna mimika twarzy, szczupły i nieco umięśniony (żaden z niego heros)
Oczywiście, że Severus wolałby zostać w ciepłym dormitorium, ale był głupim bałwanem i przyszedł na zajęcia. Marzł od samego patrzenia na swoje lodowate dłonie. Miał chyba jakieś problemy z krążeniem. Przez chwile zaczął skupiać się na chuchaniu w swoje dłonie. Tak sobie spojrzał w stronę @Daisy Manese. Dziewczyna zaczęła mu machać, na co on tylko westchnął, myśląc sobie Daj spokój Dejziaku. Śniegu napadało, narobiło się bałwanów... Severus wsiadł na miotłę i ruszył w ich stronę, w końcu mieli się poruszać dookoła nich. Wymienił powitalne spojrzenie z @Lope Mondragón. Kapitana drużyny nie mogło tu zabraknąć. Kompromitacja niewskazana Severus. Nauczyciel, kapitan drużyny, brakowało jeszcze dyrektora Hogwartu. Horan zaczął sądzić, że przychodzi tylko na ten Quidditch, żeby się skompromitować. W jakimś tam momencie zanurkował ku ziemi i złapał trochę śniegu. Miotła zaczęła mu świrować, ale po chwili opanował tego starego kija do sprzątania ze szkolnego schowka. Ulepił śnieżkę, podleciał do profesora, który miał za zadanie ją zaczarować. Zaczęło tak wiać, że zniosło go no, ale śnieżka poszybowała w stronę @Dreama Vin-Eurico. Nie wyglądało to elegancko. Nie przejął się tym, a jeśli chodzi o Drame to mało ją znał. Tak między nami to za nią nie przepadał, ale cichooo... Bo nie trafi w bałwana i punktów nie zarobimy.
Rola: Podający Kostka na zakłócenia i ta na działanie: 6, 5 i 6 Punkty w kuferku: 0 Przerzuty: brak
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Właśnie w tym był sęk, że sobie rady nie dawali. Naeris nie pocieszyły słowa Riley'a, bo przecież doskonale pamiętała gorzki smak przegranej na meczu z poprzedniego roku z Puchonami. Ale wtedy mieli Theo, a teraz? Objęła się ramionami, czując większy nacisk zimna na jej szatę. Sam Fairwyn był na pewno zbyt inteligentny, żeby wierzyć we własne słowa. - Okej. - powiedziała tylko. Z Naeris można było czytać jak z otwartej księgi. Jeśli była zawstydzona, jej policzki pokrywały się rumieńcami i zaczynała się jąkać. Jeśli była zadowolona, jej uśmiech rozjaśniał całą twarz. Jeśli była zszokowana, otwierała szeroko oczy i patrzyła w osłupieniu, tak jak w tamtym właśnie momencie. - Kapitanem? - upewniła się, że wcale się nie przesłyszała. Niedługo miały minąć dwa lata odkąd Sourwolf dołączyła do drużyny, ale ani razu nie myślała o tym, żeby wziąć ster we własne ręce. Przecież nie miała żadnej charyzmy ani autorytetu, pewności siebie i zorganizowania... Nie nadawała się do posiadania jakiejś władzy, bo zdecydowanie bardziej przemawiała do niej pozycja podwładnej. - Nie nadaję się. - powiedziała szybko. - Nie chodzi o jakąś zaniżoną samoocenę, ale po prostu Krukoni zasługują na kogoś lepszego. Ale dziękuję, staram się nie spadać z niej zbyt często. Popatrzyła wymownie na swojego Nimbusa. Nie wątpiła ani przez chwilę, że Riley też radzi sobie nieźle. Z pewnością wystarczyło parę treningów i zaangażowania, żeby śmigał na miotle jak zawodowy gracz. W końcu liczą się chęci, a chłopak próbował. Zadanie na lekcji bardzo spodobało się jasnowłosej. Z Fairwynem mogła ćwiczyć bez obawy, że zostanie skrytykowana lub wyśmiana, jeśli coś jej nie wyjdzie. Poza tym uwielbiała rzucanie się śnieżkami i automatycznie humor dziewczyny nieco się polepszył. - Spokojnie, wszystko przed tobą, Riley. - uśmiechnęła się, wsiadając na miotłę i biorąc do ręki pałkę. Nie była przyzwyczajona do takiego sprzętu, ale nie wydawała się też jakaś wyjątkowo nieporęczna. Zamachnęła się parę razy ostrożnie, czekając aż Krukon zdobędzie potrzebną śnieżkę. Zagryzła wargę, obserwując jak zmaga się z miotłą i leci pod wiatr. Zacisnęła palce w rękawiczkach na pałce, modląc się, żeby w ogóle trafić. Naeris musiała zmrużyć oczy, bo razem ze śnieżką mknęła na nią chyba jakaś chmura padającego śniegu. Wpadł w zielone oczy, więc mogła tylko machnąć w miejsce, gdzie, jak przewidywała Sourwolf, powinna znaleźć się śnieżka. Odbiła ją pałką i kiedy otrzepała się z puchu, zobaczyła, że jakimś cudem trafiła w bałwana. - Widziałeś to? - zaśmiała się, wołając do Riley'a. - Dawaj kolejną!
Rola: Pałkarz Kostka na zakłócenia i ta na działanie: 5 i 6 Punkty w kuferku: 21 Przerzuty: 3/3 Liczba trafień w bałwana: 1
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Uśmiechnęła się drapieżnie, a wzrok skierowała na Mefisto. O ile dobrze kojarzyła, pomiędzy chłopakiem, a jej bratem doszło do jakiś dziwnych za tarczek. Dokładnie nie znała powodu ich kłótni, jednak z chęcią dokuczyłaby Slizgonowi chociaż troszkę.. Tak dla zasady oczywiście, bo skoro jeden Vin-Eurico miał z nim problem, to drugi również powinien ten problem mieć. Trochę ją ta jego postawa irytowała, kojarzył się z zamkniętym w sobie bucem, który najwyraźniej ma jakiś problem do całego świata. Pozostało jej jedynie machnięcie ręką i wzruszenie ramionami, bo czy widziała sens w tym, by kogokolwiek specjalnie zmuszać do bratania się z resztą domu? Nie. - Może i bym mu jebła, ale swojemu jebnąć trochę słabo. Kumpluje się z nami czy nie, jest ślizgonem - wzruszyła ramionami, by zaraz zostać otumanioną i oślepioną przez kaptur zasłaniający oczy. Już miała się odwinąć, by tego żartownisia zdzielić po łbie czy czego by tam dosięgnęła, jednak w miarę szybko usłyszała znajomy głos, więc zadowolona odwróciła w stronę chłopaka. - Cześć, duży - powiedziała przekornie i uśmiechnęła łobuzersko - Czy te twoje gogle nie powinny mieć przyciemnianych szybek? - dodała, po czym po p r z y j a c i e l s k u, zmierzwiła czarną czuprynę ślizgona, dłonią. Lope wzbudzał w Dramie wyjątkowo pozytywne uczucia, może to przez te kilka dni, kiedy to spali razem w jednym łóżku w Grecji, a może przez to, że był kapitanem drużyny i jednak jej z niej nie wydalił, chociaż Dreamie czasem zdawało się, że powinien. Pokazywał ludziom twarz lovelasa, jednak jej wydawało się, że był na tyle kochającym i martwiącym się o swoich graczem kapitanem, że w jakiś sposób swą pozą chciał ukryć przed ludźmi swą drugą naturę. Czasem żałowała, że nie miała okazji poznać go jeszcze bliżej, ona poznała Maxa, a on po jakimś czasie wyprowadził się z pokoju numer dwa, tak było najwyraźniej lepiej. Chwilowe zamyślenie brunetki przerwał nauczyciel, który dokładnie pokazał im co robić. Nastolatka zareagowała dość entuzjastycznie. Nie lubiła śniegu i zimna, jednak dobrej bitwy i nacierania śniegiem ludzi, nigdy nie potrafiła sobie odmówić. Nie powstrzymywały ją choroby, które potem ciągnęły się za nią przez długi czas, nic nie było w stanie uchronić innych uczniów przed śnieżkami posyłanymi w ich stronę. W parzę była z dziwadłem Horanem, do którego pałała najbardziej mieszanymi uczuciami, jakimi tylko mogła pałać do innego człowieka. Niby jej nie przeszkadzał, ale kiedy tylko się odzywał, miała ochotę go udusić. Był dla Dreamy jednym z głównych bufonów Slytherinu i właściwie prawie zawsze nie mogła zdzierżyć jego zachowania. Na szczęście nie wydawał się zainteresowany rozmową, posłał w jej stronę śnieżkę.. Ohh, jakże wielką satysfakcję sprawił jej tymi zawirowaniami na miotle, na której ledwo się utrzymał. Oczami wyobraźni widziała, jak ląduje w śniegu i mrozi sobie tyłek. Śnieżka leciała, leciała, a kiedy doleciała Dreama ją uderzyła, ta jednak rozbryzgała się tuż przed jej oczyma. Wkurzona, jęknęła głośno, bo najprawdopodobniej trafiłaby w tego bałwana, gdyby nie Limier, który zepsuł zaklęcie.
Rola: Pałkarz Kostka na zakłócenia i ta na działanie: 5 i 1 przerzucone na 5 Punkty w kuferku: 6 + 6 + 3 = 15 Przerzuty: 1/2 Liczba trafień w bałwana: 0
Drama była specyficznym przypadkiem. Może i zdarzały się jej pewne potknięcia, ale Mondragón nie potrafił i nie chciał w jakiś sposób za to karać. Zresztą, po prostu lubił Ślizgonkę i dobrze, że dalej była w drużynie. Chociaż, gdyby nawet postanowiła odejść na stałe, męczyłby ją o powrót. Miał wrażenie, że dziewczyna patrzy na niego cieplej niż reszta ludzi, których spotykał i w sumie to Lope to właśnie tak do niej przyciągało. Nie obrażała się za dokuczanie, więc mieli pełne prawo dobrze się dogadywać. - Są w porządku... Ej, nie dotykaj - parsknął, uchylając się przed dłońmi Ślizgonki, które zdążyły zaburzyć fryzurę chłopaka. Spojrzał na nią trochę oburzony, ale ostatecznie też uniósł kąciki warg. Musiał skupić się na treningu, gdzie szybko został ustawiony do pary z Wykeham. Zabawnie było patrzeć, jak Gryfonka nie radzi sobie z miotłą nawet, jeśli Lope też miał problemy. Z tym, że on jakoś wytrwał w siodełku, a Wykeham popisowo runęła w dół. Zaklaskał krótko, ale nie mógł skupiać się na czerpaniu przyjemności z oglądania dziewczyny wygrzebującej się z zaspy, bo ten cały Puchon musiał w niego rzucić. Zaalarmował go krzyk Gryfonki. Nie powinien zwracać uwagi na Puchona, bo to ona mogła narobić problemów. Lope mógł spodziewać się, że Wykeham zechce bratać się z każdym, kto tylko również zobaczy w nim wroga. Nie pozwolił jednak na to, żeby w jakikolwiek sposób choćby dotknęła jego miotły. Co jak co, ale Nimbus był po prostu świętością, dlatego uniósł się szybko wyżej, patrząc na dziewczynkę z konsternacją. Ze względu na wzrost Mondragóna większość ludzi wydawała się mu po prostu... mała. Lubił to, że można tym zdrobnieniem tak przyjemnie manipulować. Niekiedy nadawał mu pieszczotliwy wydźwięk w swobodnych przepychankach, innym razem po prostu się wyzłośliwiał i prowokował. Ale skoro taki zwrot jej się nie podobał... - Wracaj na pozycję, Śnieżynko. - powiedział wskazując podbródkiem miejsce, gdzie powinna się unosić. Nie zwrócił uwagi na to, jak ciągle wywijała tą pałą. Ręce musiały ją świerzbić, żeby mu przyłożyć. - Spróbuj tym razem utrzymać się na miotle, bo będę cię łapać. - Lope spodziewał się, że to wystarczająca groźba. Wykeham przypomniała mu o tym, że oblał ten jeden rok, ale to już się miało nie powtórzyć. Nadrabianie materiału było głównym powodem tego, że Ślizgon nie miał czasu wolnego dla znajomych. Teraz i tak najbardziej liczyła się kariera. Sam się poniekąd dziwił, że granie z tymi niedoświadczonymi (i zdecydowanie nieplanującymi wiązać przyszłości z Quidditchem) ludźmi będzie nadal satysfakcjonujące. Zawrócił, żeby zebrać śnieg. Tym razem miotła grzecznie słuchała właściciela, więc Lope nie miał problemu aż do momentu, w którym już obciążona magicznie kulka, miała trafić do Etki. Znosił go ten wiatr, który wzmagał na sile w najmniej odpowiednich momentach. Ślizgon chciał, żeby rzut był mocny, ale w gruncie rzeczy dobrze, że w ogóle doleci.
sorka, że nie czekam, Prins, ale jeszcze musiałaby Bri odpisać i dopiero ty i... no XD najwyżej później się odniosę Rola: Podający Kostka na zakłócenia i ta na działanie: 5 i 5 Punkty w kuferku: 54 Przerzuty: 5/7
Nie jest mi dane zbyt długo spoglądać na znajomego Ślizgona, ani przyglądać się twarzom kolegów z domu, bo Limier wreszcie zaczyna lekcję. Plan jest prosty? Jak dla mnie conajmniej skomplikowany. Chcę skrzywić się na dźwięk słowa "pary", ale ostatecznie się od tego powstrzymuję. Może jeszcze na dodatek pary mieszane domowo? Słucham uważnie co ma do powiedzenia i choć wewnętrznie jestem niezadowolona, nie ma czasu ani sensu narzekać. Rzucanie do bałwanów? Naprawdę? Na mojej twarzy gości jednak sztuczny, choć wyglądający raczej naturalnie, niewielki uśmiech. Kieruję się w stronę dziewczyny do której mnie przydzielono. Jednym, krótkim spojrzeniem – nie chcę w końcu być natrętna ani ciekawska – analizuję jej niezwykle rude włosy i piegi. – Lyonesse – mówię, wyciągając rękę w stronę Puchonki. Może tak mi się tylko wydaje, ale słyszałam, że dziewczyna jest pałkarką. Pozostawiam więc @Maili Lanceley pałkę, a sama biorę się za podawanie. Nie ma to chyba wielkiego znaczenia, ale jako ścigająca, wolałabym zasadniczo poćwiczyć jednak latanie i celowanie. Nawet jeśli podczas meczu będę racze unikać pałkarzy. Wsiadam na miotłę i wzbijam się do góry, po czym przez chwilę krążę wokół bałwana. Nurkuję ku ziemi, by nabrać śniegu i chociaż z początku wszystko idzie dobrze, szkolna miotła odmawia mi posłuszeństwa. Ślizgam się i wpadam w zaspę. Nie wiem czy to cud, czy może jakiś ukryty talent, ale mimo wypadku utrzymuję się na miotle. Czuję śnieg we włosach, oczach i pod kurtką, jednak nie mam zamiaru zawrócić, przynajmniej nie metaforycznie. Bo po kolejną śnieżkę musze udać się ponownie. Tym razem idzie o wiele lepiej i wina nie leży po mojej stronie, ani nawet po stronie miotły. Śnieg jest jednak zbyt sypki i jedyne co pozostaje w moich palcach to ukłucie lodu. Zimny wiatr rozwiewa mi włosy splecione w warkocz i mam już powoli wszystkiego dość, jednak po staraniach wyrównuję lot i udaje mi się wygrać z pogodą. Nie jest to może rzut pierwszej klasy, ale śnieżka pędzi w stronę rudej uczennicy.
Rola: Podający Kostka na zakłócenia i ta na działanie: 5 i 3 -> 2 -> 6 Punkty w kuferku: 0 Przerzuty: 0/0 Liczba trafień w bałwana:
Nie wiem dlaczego puchonka zachowuje się, jakbym miała coś złego na myśli. Wcale nie mam, a nawet staram się być miła. Może nie wychodzi mi to tak dobrze jak sobie wyobrażam? Zaciskam usta i patrzę jak sobie radzi. Wciąż jest słabiusieńko, trafia w śnieżkę tylko dzięki jakiemuś absurdalnemu szczęściu. Los chyba rzeczywiście sprzyja początkującym. Nie zmienia to faktu, że jednak jej się udaje i zdobywamy punkt, chociaż trochę sobie prycham, ale nie na tyle głośno, żeby mogła usłyszeć z tej odległości i przy mocnym wietrze. - Brawo - mówię bez jakichś większych emocji w głosie. Podlatuję do niej, niedaleko leży też moja pałka. Biorę ją do ręki, co prawda robiłam to ledwo dwa razy, ale mam już dosyć podrzucania śnieżek. Teraz moja kolej, żeby pokazać puchonce jak powinno się uderzyć. - Zamieńmy się może? - proponuję, chociaż już przecież zdecydowałam. Ale dlaczego miałaby mieć coś przeciwko? Jej też bardziej powinno uśmiechać się ćwiczenie pozycji, którą gra na meczu. Chcę podlecieć do góry, żeby ustawić się w jakimś sensownym miejscu, ale samo latanie mnie przerasta. A dokładniej miotła zaczyna świrować i zupełnie nie umiem sobie z nią poradzić. Szarpię jedną ręką za trzonek, żeby się uspokoiła, ale nic to nie daje. W drugiej wciąż trzymam pałkę, rozważam nawet, żeby jej przyłożyć, ale w końcu tego nie robię - może to i dobrze. Ostatecznie miotła całkiem mnie zrzuca, całe szczęście nie znajduję się na dużej wysokości. Spadam na śnieg trochę boleśnie, puszczając miotłę, która uderza w ziemię zaraz obok mnie, już nieco mniej chętna do szaleństw. W całym tym ferworze walki zapominam, że robię z siebie głupka, również teraz, przynajmniej chwilowo, nie mam głowy do wstydu, kiedy ramię boli po upadku.
Nienawidził śniegu. Nienawidził zimy. Nienawidził takiej pogody. Na tej miotle czuł się jak zamarznięty sopel. Miał wrażenie, że im bardziej zbliży się do ziemi, aby sięgnąć po trochę tej białej substancji i nada jej kształt kuli, to jego miotła rozpryśnie się na tysiąc małych kawałeczków. Poprawka to nie była jego miotła. Obecnie jednak próbował na niej latać, więc mógł sobie tak pomyśleć (no bo przecież nie powie czegoś takiego). W tej chwili zaczął doceniać kupno własnej i tylko własnej miotły. Jakiś dobry model... Cholera! Przecież on kompletnie się na tym nie znał. Trzeba przeczytać jakieś książki. Wybrać się do biblioteki czy jakiegoś profesjonalnego sklepu albo zapytać jakiejś dziewczyny. Obserwując @Dreama Vin-Eurico w akcji i na miotle odnosił wrażenie, że ślizgonka w tym sporo już siedzi. Zresztą sam za siebie mówił jej sprzęt. Chyba. W końcu się nie znał. Jedno było pewne, nie miała takiego grata jak on - chodzi o miotłę. Samo to jak Drama patrzyła na niego, można było zaobserwować chęć mordu skrywanego w tych słodkich oczętach. Okropnie różniła się od brata. Takie odnosił wrażenie Horan. Nie znał się jakoś za bardzo z Leo, ale czasami miał przyjemność zamienić z nim kilka zdań w ławce na temat ich ulubionego przedmiotu, jakim była transmutacja. Ponownie lawirując między bałwanami, zniżył swój lot i ulepił śnieżkę. Skorzystał z magii profesora, mając nadzieje, że tym razem zadziała. W końcu Drama należała do jednych z tych naj niebezpiecznych kobiet w Hogwarcie. Nie chciał, żeby zaczęła wyżywać się na nim. Był jej partnerem... oczywiście tylko na czas lekcji (miał nadzieje, że przeżyje). Tym razem miotła, na której sobie latał, nie robiła niespodziewanych zwrotów. Ponownie Severus nie popisał się gracją, ale dorzucił śnieżkę. Dajesz, Drama! Pomyślał, nie ważąc się wypowiedzieć tego na głos, w końcu nie chciał rozpraszać księżniczki.
Rola: Podający Kostka na zakłócenia i ta na działanie: 3 i 5 Punkty w kuferku: 0 Przerzuty: brak
Trzeba było uczciwie przyznać, że Ophelie niezbyt nadawała się na pałkarza. Chociaż się starała i robiła co mogła, efekty nie były zbyt zadowalające. Ręka wciąż bolała po spotkaniu ze śnieżką, a punkt został zdobyty chyba cudem, bo jak inaczej wyjaśnić to, co się stało? - Chętnie. - odrzekła. Na dobrą sprawę to i tak i tak musiałaby teraz przejąć rolę podającego, gdyż Ślizgonka już miała w rękach pałkę i wznosiła się w górę. W sumie to cieszyła się, że może teraz rzucać śnieżki zamiast je odbijać. Kto wie, może pójdzie jej lepiej właśnie na tej pozycji? Z tą myślą uniosła się nad ziemię i już miała jeszcze bardziej zwiększać swoją odległość od niej, kiedy zobaczyła, że Daisy ma problemy z miotłą. Zatrzymała więc swoją w miejscu i czekała na dziewczynę. Kompletnie nie spodziewała się, że tamta wyląduje w śniegu na ziemi. - Nic ci nie jest? - spytała, będąc już z powrotem na dole. Na szczęście upadek był z niskiej wysokości, toteż nie powinno stać się nic złego. W każdym bądź razie nie zmieniało to faktu, że mogła jakoś niefortunnie upaść i coś sobie zrobić. Czasem nawet zwykłe potknięcie się skutkowało kontuzją.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Jej buzia rozjaśniła się w szerokim uśmiechu, gdy Prince odpowiedział na jej luźną propozycję faktyczną propozycją! Co prawda nigdy nie miała do czynienia na poważnie z łyżwami, lecz raz czy dwa w życiu miała je na nogach i nawet nieźle sobie radziła. Z jednej strony obawiała się, że idąc na lodowisko z Schercliffem wygłupi się i zrobi obojgu krzywdę, lecz z drugiej perspektywa prywatnych lekcji z przystojnym Puchonem niezwykle ją interesowała. Pokiwała głową, bardzo zadowolona z rozwoju sytuacji. - Pewnie, jasne, tak - wyrzuciła z siebie z początku, dopiero po chwili opamiętawszy się, dodała nieco wolniej i spokojniej. - Z wielką chęcią. Jeszcze o tym pogadamy na dole. Odbiła od niego i jakimś cudem dorzuciła tą nieszczęsną śnieżkę, a Prince co prawda zdołał dosięgnąć ją pałką, lecz nie wiadomo czy przez wiatr, brak celności chłopaka (czego do tej pory mimo wszystko mu nie nie zarzuciła) czy też kiepski rzut Bridget śnieżka zamiast w bałwana poleciała w jednego ze Ślizgonów. Dziewczyna od razu zawróciła i przyleciała prosto do Prince'a, zatrzymując się u jego boku, gotowa do ewentualnej interwencji, gdyby sprawa się zaogniła (bo po zielonych to nigdy nic nie było wiadomo), ale o dziwo wszystko rozeszło się po kościach i poza jedną pogróżką nikomu nic się nie stało. Bridget westchnęła z ulgą, po czym spojrzała na Puchona i zapytała: - Chcesz się może zamienić, czy nadal wolisz być pałkarzem?
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Widziałem w jej twarzy to powątpiewanie jakie dostrzegłem także w głosie, ale nic nie powiedziałem. Miałem w sobie bardzo dużo wiary w sukces, a jednak nigdy nie potrafiłem zaufać własnym umiejętnościom i bez chwili wahania uznać, że tak, bez problemu poradzę sobie chociażby z transmutacją fretki w świecznik, nieważne jak sprawnie nie wychodziłyby mi ostatnio zaklęcia transmutacyjne. Ten brak wiary sprawiał, że nieustannie nie tylko sprawdzałem swoje umiejętności, ale także iż musiałem je kontrolować. Kilka razy dziennie muskałem twarz palcami, bądź chwytałem swoje odbicie w szybach czy nawet w łyżkach podczas obiadu. Te drobne gesty musiały być zauważane przez członków domu Roweny, którzy spędzali ze mną najwięcej czasu, a jednak nikt nigdy nic na ten temat nie wspominał (a przynajmniej nie otwarcie) i ten stan rzeczy niezwykle mi odpowiadał. Niemniej jednak, gdy chodziło o zawierzenie w kogoś - byłem zupełnie inny. Potrafiłem uwierzyć, że Naeris poradzi sobie z przewodzeniem grupie ludzi z równą łatwością z jaką przyjąłem, iż wystarczy jedynie odrobina szczęścia i wysiłku, aby puchar Quidditcha należał się nam. Nie nalegałem i nie przekonywałem jej na siłę, chociaż wciąż wierzyłem, że lepszy taki kapitan - mający nie tylko serce do gry, ale także dobre słowo dla swoich ludzi - niż obecny zastój i wszechobecny brak energii. - Jak uważasz - wyrwało mi się tylko i uśmiechnąłem się do niej nieco tajemniczo, jakbym wiedział o niej więcej niż w rzeczywistości wiedziałem. - Nieźle! - Odkrzyknąłem do Naeris, gdy udało jej się trafić nie tylko w samą śnieżkę, ale także w bałwana. Była szukającą, więc wcale nie musiała radzić sobie dobrze z pałką, a jednak mieli już jedno pomyślne trafienie. Spiąłem się w sobie, aby jej nie zawieźć swoją powietrzną niezdarnością i wyruszyłem po drugą śnieżkę. Tym razem miałem trochę więcej kłopotu zarówno z jej pochwyceniem, jak i z uformowaniem jej w kulę. Kiedy poczułem jak moje ręce ześlizgują się z miotły, zrobiło mi się gorąco. Prawie wpadłem prosto w zaspę. Uratowało mnie tylko nagłe zadarcie czubka miotły w górę, chociaż nie udało mi się uniknąć uderzenia w śnieżny wał. Jedynie obiłem się o jego fragment, wzbijając wokół siebie tysiące białych śnieżynek, dzięki czemu było mi teraz nie tylko przeraźliwie zimno, ale także nic nie widziałem. Przetarłem oczy, pozbywając się z nich lodowatego puchu. Z wytrząśnięciem go spod szaty miałem już większy kłopot. Czułem jak rozpływa się na moim brzuchu i na samą tę myśl było mi jeszcze zimniej niż przed sekundą. Ponownie zanurkowałem po śnieżkę, ale śnieg nie chciał ze mną współpracować. Rozsypywał się w moich dłoniach niczym suchy piasek. Wreszcie, ta próba okazała się pomyślna. Wiatr znowu mnie nie oszczędzał, ale chwyciłem odpowiednio świeży śnieg i uformowawszy go w kulę, rzuciłem do Nany.
Rola: Podający Kostka na zakłócenia i ta na działanie: 2 i 5, potem 3, 2, 6 Punkty w kuferku: wciąż 0 Przerzuty: - Liczba trafień w bałwana: 1
Maili w gruncie rzeczy ucieszyła się z faktu, że Limier zaczął już lekcję. Nie wiedziała czy jej bezsensowna paplanina cokolwiek zdziałała i odsunęła uwagę Ezry od dziwnego gadania Prince'a. Spojrzała na Clarke'a przepraszająco i jak najszybciej podeszła do dziewczyny, z którą miała być w parze. Uśmiechnęła się do @Lyonesse Cousdale, którą ledwo kojarzyła. Maili doszła do wniosku, że zna zdecydowanie zbyt mało osób, więc szybko wzięła sobie za punkt honoru zakolegowanie się z gryfonką. - Cześć! Jestem Maili. - powiedziała i wyciągnęła dłoń w jej kierunku. - Fantastycznie, wolę pałkę. - dodała i wyszczerzyła swoje białe zęby do nowo poznanej dziewczyny. Lanceley wsiadła na miotłę i odbiła się stopami od ziemi. Okrążyła kilka razy bałwany, żeby choć trochę się rozgrzać. Miała szczęście, że ubrała się całkiem dobre, a koszulka trzymała ciepło jej ciała. Poczuła jednak, że coś jest nie tak z tą miotłą. Niby latała, ale Maili czuła opór z jej strony. Cóż, dziewczyna miała rację, ze coś jest nie tak. Zanim się obejrzała - leciała w dół z dość sporą prędkością. Maili uwielbiała śnieg i w tamtej chwili miała ku temu spory powód. Spadła w wielką śnieżną zaspę, która zamortyzowała upadek. Wstała plując śniegiem. Była szczęśliwa, że nic wielkiego jej się nie stało, poza mokrymi włosami i śniegiem - wszędzie. - Przepraszam! - krzyknęła do Lyonesse. Eh, straciły kolejkę. Puchonka wygrzebała pałkę spod śniegu i przywołała swoja miotłę z powrotem.
Rola: Pałkarz Kostka na zakłócenia i ta na działanie: 4, 4 i 4 -> spadam sobie Punkty w kuferku: 0 Przerzuty: - Liczba trafień w bałwana: 0
Odwzajemniam uśmiech Puchonki i nie muszę długo czekać na to, by zabrała się do pracy. Dobrze, że w kwestii treningu się dogadujemy – nie jestem pewna, czy poradziłabym sobie dobrze z byciem pałkarzem. Moja śnieżka mknie ku @Maili Lanceley, ale nim do niej dociera widzę przed sobą nieciekawy obraz. Widzę jak rudowłosa spada ku dołowi, wpadając aż po czubek głowy w zaspę. Kieruję miotłę w jej stronę, chcąc upewnić się, że nic się nie stało, ale nie zdążam nawet do niej dolecieć, gdy ta podnosi się i wygrzebuje pałkę z pod śniegu. – Nic się nie stało, zdarza się – mówię, zupełnie szczerze. Zdaję sobie w końcu sprawę z tego, że to ja mogłam tam właśnie leżeć na śniegu. Miotły bywały kapryśne, zwłaszcza, jeśli nie miało się z nimi wielkiego doświadczenia. Wracam na pozycję, rzucam jednak dziewczynie spojrzenie. – Wszystko w porządku? – pytam, autentycznie zatroskana, bo przecież mimo mojej niechęci do pracy w parach, nie życzę nikomu źle. Tym razem wszystko idzie idealnie i gładko – nurkuję w dół, czując wiatr we włosach, tym razem jest to jednak przyjemne odczucie. Zgarniam ręką odpowiednią ilość śniegu, z którego następnie powstaje tłuczko-kaflo-coś. Celuję i odpowiednio wyrzucam śnieżkę, tak, że mknie teraz w stronę pałki Lanceley.
Rola: Podający Kostka na zakłócenia i ta na działanie: nieparzysta (5) i 4 Punkty w kuferku: 0 Przerzuty: 0 Liczba trafień w bałwana: 0
Maili było bardzo miło, że @Lyonesse Cousdale zamiast na nią nakrzyczeć, po prostu zapytała czy wszystko w porządku. Wiedziała, że niektórzy byliby zażenowani tym co się stało, a inni zwyczajnie wkurzeni. Lanceley jednak wiedziała, że zakłócenia były nieuniknione, przynajmniej na razie. Cieszyła się, że nic jej się nie stało. Mogła przecież wylądować na twardej ziemi i rozbić nie tylko miotłę, ale także swoją czaszkę. Tak więc, uśmiechnęła się do swojej pary. - Taaak, nic mi nie jest. - powiedziała. Wzbiła się w powietrze i poczuła dziwne wibracje miotły. Nie dość, że wibrowała to raz po raz traciła wysokość. Maili doszła do wniosku, że nie może tak latać. - Zaraz wracam. - rzuciła do gryfonki i skierowała się do nauczyciela. - Panie profesorze, mogę wymienić tę miotłę? Zaraz znowu spadnie... Pobiegła do schowka, żeby wybrać sobie inny egzemplarz i po kilku minutach wróciła, lecąc na zupełnie innej miotle. - Jedziemy z tym! - zawołała do Lyonesse. Krążyła nad bałwanami i uważnie patrzyła na gryfonkę. Ktoś obok niej odbił śnieżkę tak, że okruchy lodu wpadły Maili do oczu, tak, że ta nic nie widziała. Mrugała, chcąc się go pozbyć i odbiła na ślepo i... trafiła. Kiedy znów zaczęła wszystko widzieć, dotarło do niej, że się udało. Zalała ją fala szczęścia. Może to faktycznie była kwestia miotły?
Rola: Podający Kostka na zakłócenia i ta na działanie: 6->4->1 (wymieniam miotłę) i 6! Punkty w kuferku: 0 Przerzuty: - Liczba trafień w bałwana: 1
Cieszę się, że przynajmniej @Maili Lanceley nic nie jest. Tym razem obie spisujemy się chyba świetnie. Kiwam głową, gdy dziewczyna na chwilę zatrzymuje się i znika z mojego pola widzenia. Kiedy wszystko już jest załatwione, spoglądam na śnieżkę, która po dobrym torze zmierza w stronę Puchonki. Nie widzę dokładnie czy to szczęście, czy może wyuczona precyzja, ale dziewczyna trafia w bałwana. Śnieg rozbryzguje się i powoli zaczyna doskwierać mi zimno, ale nie przerywam. Widzę, że rudowłosa zmienia miotłę, jednak moja sprawuje się dziś nad wyraz dobrze – nie mam z nią absolutnie żadnych problemów. - Tak trzymać! - wołam, starając się przekrzyczeć wiatr. I tym razem nurkowanie nie sprawia mi problemu, ale gdy czuję prędkość i świat wirujący dookoła mnie, chyba zagapiam się i biorę za dużo śniegu. Formuję z niego kulę, która zostaje utwardzona zaklęciem, jednak dziwnie ciąży mi w dłoni. Tak jakby była zdecydowanie zbyt masywna. Mam nadzieję, że nie odbije się to na wyniku ani na zdrowiu Lanceley – może większy cel będzie prostszy do trafienia? Nie wiem. Nigdy nie sprawdzałam się w roli pałkarza. Odczuwam jednak krótki ból nerwowy w dłoni, którą rzucałam. Mam nadzieję, że więcej nie popełnię tego błędu.
Rola: Podający Kostka na zakłócenia i ta na działanie: nieparzysta (5) i 1 Punkty w kuferku: 0 Przerzuty: 0 Liczba trafień w bałwana: 1
Maili w gruncie rzeczy była zadowolona, że trafiła do pary z @Lyonesse Cousdale. Naprawdę, była świadoma, że nie wszystkie osoby znajdujące się teraz na boisku były tak życzliwe jak gryfonka, z którą przyszło jej pracować. Lanceley nigdy nie miała problemu z pracą w grupie. Oczywiście lubiła być samodzielna, szczególnie ceniła sobie indywidualność gdy grała. Jednak nawet wtedy potrafiła otworzyć się na innych. Nigdy nie umiała odmówić, kiedy jej mama proponowała grę na cztery ręce - to było fantastyczne, nie oszukujmy się. Maili cieszyła się, że tym razem jej miotła latała bez większych problemów, może czasami traciła wysokość, ale były to tak niewielkie anomalie, że dziewczyna nie zwracała na nie uwagi. Latała wokół bałwanów, uważnie patrząc na swoją partnerkę. Chciała wychwycić moment, w którym ta będzie przymierzała się do rzutu. W tym samym momencie jednak Bridget, zaczęła lecieć prosto na nauczyciela, co bardzo skutecznie odwróciło uwagę Maili. Kiedy podniosła wzrok, było już za późno. Śniezko-kafel uderzył ją z całej siły w ramię i puchonka poczuła okropny ból. - Merlinie... - syknęła i się lekko skrzywiła. Całe szczęście pałka nie wypadła jej dłoni. Kilka razy pokręciła barkiem i uniosła kciuki w górę, by oznajmić tym Lyonesse, że wszystko było w porządku i może rzucać dalej.
Rola: Pałkarz Kostka na zakłócenia i ta na działanie: 6->3 i 1 Punkty w kuferku: 0 Przerzuty: - Liczba trafień w bałwana: 1
Ogólnie rzecz biorąc nie podoba mi się idea pracy w parach, ale ostatecznie nawet się do tego przekonuję. @Maili Lanceley wydaje się całkiem sympatyczna i zaradna, nawet jeżeli czasem spada z miotły – to co dzieje się z magią jest conajmniej niepokojące, więc nie mogę jej chyba o to winić. Krążę wokół bałwanów i wydaję mi się, że mam jakieś szczęście, bo mój sprzęt nie sprawia żadnych problemów. Nawet jeżeli jest szkolny. Przez śnieg dostrzegam śnieżkę lecącą w stronę ramienia Puchonki, która uderza ją w ramię. Mimowolnie wzdrygam się i krzywię, jednak na całe szczęście widzę, że nic poważnego się nie dzieje. Kiedy rudowłosa kręci barkiem i unosi kciuk do góry przystępuję do akcji. I tym razem wiatr mi sprzyja, a może to ja wreszcie się uczę, bowiem szybuję gładko i szybko, po czym nurkuję płynnie, zgarniając idealną ilość śniegu, a po chwili w stronę pałkarki leci dobrze uformowana kula.
Rola: Podający Kostka na zakłócenia i ta na działanie: nieparzysta (5) i 4 Punkty w kuferku: 0 Przerzuty: 0 Liczba trafień w bałwana: 1