Bridget nie zdawała sobie sprawy z tego, jak irracjonalna i pozbawiona sensu była w tej chwili. Dla niej to wszystko miało znacznie większe znaczenie, widok Ezry oraz sprzeczki z nim doskwierały jej od długiego czasu i myśl o opuszczeniu szkoły powracała coraz częściej w ciągu ostatnich miesięcy. Jak do tej pory jedynymi osobami, które je tutaj trzymały, był Theo, Lotta oraz kilka koleżanek z Hufflepuffu, które dotrzymywały jej towarzystwa przez te siedem lat szkoły. Myślała, że poradzi sobie z tym wszystkim i jakoś jej szło do czasu... No, do dzisiaj, kiedy to dowiedziała się o związku Ezry z Leonardo, o którym Theo chyba wiedział już od bardzo dawna. Wiadomość ta zatrzęsła jej światem. Czuła się przez nich upokorzona i wyśmiana, ponownie, ale nikt najwyraźniej nie był w stanie tego zrozumieć. Nawet Theo. Spojrzała na niego zbolałym wzrokiem, orientując się, jak wiele krzywdy musi mu wyrządzać w tej chwili. Ile osób skrzywdzisz do północy, Hudson? - Nie, nie, to nie tak - pokręciła głową, ocierając łzy w rękaw szaty. - Theo, nie chcę jego miłości. Mam Ciebie, Ciebie kocham... - powiedziała, chociaż miała świadomość, że w tej chwili może nie brzmieć wiarygodnie. Przecież przed momentem pakowała walizki nie zważając w ogóle na obecność chłopaka. - Ja... - zawiesiła się, nie wiedząc, co powiedzieć. Doszła do wniosku, że z tej sytuacji nie potrafiła nic wyciągnąć. Sama nie wiedziała, czego chce. - Wiem, czego nie chcę. Nie chcę go widzieć, ani słyszeć, ani musieć przebywać w tym samym pomieszczeniu. On mnie zranił, Theo, wielokrotnie i ja sobie z tym nie radzę, jak widzisz. Nie jestem tak silna jak Ty czy Lotta, nie jestem tak spokojna, nie umiem w ten sposób - zaczynała się tłumaczyć, ale wyszło jej tak pokrętnie, że sama się zgubiła i zamilkła, próbując odnaleźć w głowie tę konkluzję, do której zmierzała. - Theo, ja nigdy nie chciałam Cię zranić. Przepraszam, to nie było moim celem, ani razu nawet o tym nie pomyślałam. Po prostu Ezra... - zamilkła znów, bardzo nie chcąc kończyć zdania. Ezra co? Opętał ją?
Gdyby ktoś mu powiedział, że tak rozwinie się jego relacja z Puchonką, nie uwierzyłby. Sądził, że sam coś zepsuje - że Bri ucieknie wystraszona hipnozą, że jego rozpamiętywanie przeszłości stanie się problemem, że nie zaakceptuje jego orientacji. Poważnie nie miał pojęcia jakim cudem trafił na tak wspaniałą dziewczynę, która potrafiła wywołać w nim takie emocje. Theo bardzo na niej zależało, a minęło raptem kilka miesięcy. Czuł, że ich związek ma potencjał. Przeszli razem przez katastrofę z byłym, bawili się wspólnie na wakacjach, grali przeciwko sobie mecze quidditcha, a i tak wiedzieli kiedy stanąć ramię w ramię. Nie docierało do niego, że teraz faktycznie mają kryzys i coś może pójść nie tak. Nie miał pojęcia jak inaczej wesprzeć Hjudsonównę, to był szczyt jego możliwości. Stracił wyrozumiałość, stracił nadzieję. Chciała go zostawić, a ból spowodowany tą świadomością przyćmiewał wszystko inne. - Kochasz mnie? To dlaczego mnie zostawisz? - Ucichł znacząco, nie kryjąc już emocji. Źle się czuł, chciał wyjść z tego mieszkania. Potrzebował świeżego powietrza, zaciętości cięciwy na palcu, łaskotania lotki na policzku. Potrzebował jednego punktu, który obierze sobie za cel; który stanie się jego jedynym zmartwieniem. Chciał wyjaśnić Puchonce, że tu nie chodzi o siłę. Nie wymagał od niej zawierania z Clarke'iem przyjaźni, nie oczekiwał uśmiechów i pogaduszek. Nie sądził jednak, że dziewczyna może poddać się do tego stopnia, że u boku swojego nowego partnera nie będzie w stanie spojrzeć na tego, który ją zranił. Starszy Krukon nie tylko ruszył do przodu, ale i był gotów okazać skruchę. Niepewność w głosie Bridget sprawiła, że Evermore zadrżał z irytacji. Zacięła się, przerwała - miała na myśli coś zbyt okrutnego i chciała darować mu cierpienia? Za późno, serce miał już w kawałkach... Włoch podniósł się powoli i zamierzał wyjść bez słowa, lecz gdy dotknął klamki coś go powstrzymało. Ezra co? - Bridget, zapomnij o Ezrze! - Wyrzucił z siebie wściekle, pierwszy raz podnosząc głos. Był zupełnie nieświadomy jak wiele emocji w to włożył, jaki upór ukrył gdzieś w poddenerwowanym tonie, jak wielką nadzieję pokładał we własnych słowach. Mówiąc to obrzucił dziewczynę jeszcze jednym spojrzeniem, a następnie zgodnie wyszedł, ledwo panując nad dygoczącym ze złości ciałem.
/zt
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget miała tę przykrą przypadłość, że zbyt szybko ulegała emocjom, z czego wywiązywało się dużo nieraz przykrych sytuacji jak np. ta teraz. Dziewczyna naprawdę nie miała nic złego na myśli, w żadnym wypadku nie chciała w ten sposób zranić Theo. Był naprawdę ostatnią osobą, która zasługiwała na takie traktowanie i Puchonka byłą tego świadoma. Co z tego, skoro jednak uczucia brały górę, a w tej chwili smutek i rozgoryczenie przesłaniało wszystko inne. Spojrzała na niego i zabrakło jej słów. Jego mina mówiła jej wszystko to, czego głos nie był w stanie powiedzieć. Miała przed oczami swoją osobistą oazę spokoju, wzburzoną i targaną wiatrami. To chyba był koniec dla nich wszystkich. Oczy ponownie się zaszkliły, po policzkach spłynęły dwie okrągłe łzy, połyskujące niczym perełki. - Theo - wyszeptała jedynie, wyciągając rękę w jego stronę, lecz chłopak już zmierzał do wyjścia. Nie miała siły wstać, nie mogła krzyczeć. Poczuła ogromny strach, że tego jednego wieczora straci tak wiele ważnych dla siebie osób. Patrzyła za nim i szukała wzrokiem jego spojrzenia. Nie mogła pozwolić mu odejść, prawda? Odwrócił się, popatrzył. Przez kilka sekund napięcie między nimi wzrastało, aż w końcu odezwał się. I wyszedł. Bridget została sama w pokoju, nie mogąc zrozumieć, dlaczego ma taką mokrą twarz i czemu, do cholery, spakowała większość swoich rzeczy? Wciąż czułą ból w sercu, chyba przegięli w tej kłótni... Tylko jakoś tak nie mogła sobie przypomnieć, o co im poszło. Może poczeka do rana, zdecydowanie musiała się przespać, była taka roztrzęsiona. Usłyszała trzask drzwi wejściowych. Siedziała na ziemi jeszcze niecałą minutę, oddychając głęboko, po czym wstała i poszła do łazienki, by się umyć i zmyć to dziwne mrowienie i poczucie winy. Jutro z nim porozmawia. Jutro wszystko się wyjaśni.
/zt
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
To, co się działo w głowie młodej Bridget Hudson, przerastało wszelkie pojęcie. Dziewczyna chodziła tak rozkojarzona, że chyba tylko dzięki czuwającej nad nią opatrzności gdzieś tam z góry nie zrobiła sobie jeszcze krzywdy podczas ostatniego tygodnia. Na ostatniej lekcji opieki nad magicznymi zwierzętami przez swoją nieuwagę niemal straciła palec. Na zaklęcia przyszła bez zadania domowego i musiała specjalnie biegać do gabinetu profesor Bennett, by donieść jej rolkę pergaminu. Nie mówmy już o tym, jak często wyłączała się podczas zwykłych rozmów z koleżankami, tracąc wątek i marząc o czymś zupełnie innym. O czym? Otóż jej głowę opętał pewien mężczyzna. Nie byle jaki - jej nowy nauczyciel języka francuskiego! Bridget nie powinna myśleć o nim tak często i doskonale to wiedziała, jednak postać Basila pojawiała się w jej głowie w sposób niekontrolowany. Nawiedził ją również w kilku snach, których treści nie odważyłaby się wyjawić nawet Margo. A skoro już o niej mowa, miała wpaść na ciastko i dobrą kawę! Bridget chodziła po mieszkaniu przestawiając różne wazoniki, doniczki z roślinkami, poprawiając książki na półkach... Przebierała nogami ze zniecierpliwienia, bo już od dawna chciała jej powiedzieć o tym wszystkim (a przy okazji wypytać o postępy w sprawie Ewana), lecz do tej pory nie znalazły ani czasu, ani dogodnego miejsca na podobne rozmowy. A skoro Bri miała wolne w pracy, natomiast Scarlett zajmowała się swoimi sprawami gdzieś w Hogsmeade, nie mogły takiej okazji przegapić.
Bridget popełniła błąd, pisząc w liście do Margo, że chciałaby jej o czymś opowiedzieć. Hayder była tak ciekawa wiadomości od przyjaciółki, że nie mogła usiedzieć na miejscu, więc ubrała się ciepło i pognała do Hogsmeade. Nawet teleportowała się zza szkolnej bramy pod dom Hudsonówny, by przybyć tam szybciej. Po raz kolejny ucieszyła się, że będzie mogła spędzić czas z przyjaciółką, a na dodatek ta pomoże jej z problemem, z którym się borykała. Bo mimo że Ewan nadal nie dawał żadnego znaku życia, pamiętała, że niedługo ma urodziny i chciała mu coś z tej okazji kupić. Nie mogła się jednak zdecydować na żaden przedmiot, więc rada Bridget bardzo by jej w tym pomogła. Tylko czy na pewno będzie z nią chodzić w poszukiwaniu prezentu, kiedy Lanceley nadal nie odezwał się do Margo? Raczej jej powie, żeby dała sobie z nim święty spokój. A ona biedna nie wiedziała, co z tym wszystkim zrobić. I przez to coraz bardziej chodziło jej po głowie, żeby samej do niego napisać, albo dorwać go gdzieś, choćby na boisku qudditcha, gdzie non stop trenował. Wspięła się po schodach, by dotrzeć pod mieszkanie pani prefekt Hufflepuffu. I chociaż bywała tu już kilka razy, dopiero teraz sobie uświadomiła, że przecież tuż obok mieszkał Ezra. Co za ironia. Wolała jednak nie składać teraz wizyt Krukonowi, zwłaszcza że ostatnio był naprawdę nie w sosie i zapukała do Hudson.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bądź co bądź, Bridget zrobiła to celowo. Wiedziała, że tego typu informacja w liście dostatecznie skusi Margo, by przyszła w odwiedziny do jej mieszkania. Skoro pisała jej lakonicznie o "czymś", co koniecznie musiała jej powiedzieć, oznaczało to najpewniej, że sprawa jest niecierpiąca zwłoki, a w dodatku bardzo prywatna i nie nadająca się do wypisywania w listach. Cóż jeszcze mogłoby bardziej podsycić jej ciekawość? Gdy tylko usłyszała pukanie do drzwi, zjawiła się przy nich z prędkością światła i otworzyła je zamaszystym ruchem, cudem powstrzymując je przed wybiciem w ścianie dziury klamką. - Margo! - zakrzyknęła entuzjastycznie i odetchnęła z ulgą, że już nie musiała siedzieć sama ze swoimi myślami. Objęła dziewczynę, gdy ta tylko przekroczyła próg mieszkania, a dopiero potem wychyliła się za nią, by zamknąć drzwi na korytarz. - Dobrze, że już jesteś, bo normalnie odchodzę od zmysłów! Scarlett nie ma i nie wiem, kiedy wróci, a już muszę do kogoś gębę otworzyć, bo nie wytrzymam - zrobiła bardzo dramatyczny wstęp, szybkim krokiem wparowując do kuchni i zalewając dwa kubki z kawą, bo akurat czajnik zaczął gwizdać. Spojrzała na Margo zbolałym wzrokiem, opierając się na blacie. - Ja chyba zwariowałam - stwierdziła, wciąż trzymając przyjaciółkę w niepewności i nie dając jej żadnych konkretnych informacji. Musiała to wszystko przemyśleć, poukładać i przede wszystkim przecedzić. Co powinna jej powiedzieć na początku?
O dziwo była już przygotowana na nagły atak Bri w wejściu, spodziewając się okrzyków radości i ogólnej euforii. Nie wiedziała tylko, czego się spodziewać po wiadomościach z listu, chociaż patrząc na przyjaciółkę, raczej radosnych wieści. I na dziewięćdziesiąt dziewięć procent znów się zakochała. W sumie byłoby lepiej dla niej, zważywszy na to, że przestałaby tyle myśleć o swoim sąsiedzie. Nie dało się go całkowicie wykluczyć z jej życia, zważywszy na to, że mieszkał za drzwiami obok, a na dodatek jakoś tak wyszło, że zakumplował się z Margo. Czy to oznaczało, że złamała jakieś niepisane zasady przyjaźni, zadając się z byłym chłopakiem szatynki? Poszła za Bridget do kuchni, przyglądając się, jak ta zalewa kawę, a potem odbierając od niej swój kubek. Zdecydowanie brakowało jej kofeiny. Ostatnio niezbyt się wysypiała, próbując nadrobić zaległości w nauce, a jednocześnie ogarnąć mnóstwo innych spraw. Odstawiła jednak kubek na blat i spojrzała z uwagą na Bridget, próbując odczytać coś z jej twarzy. Malowało się na niej jednak tyle emocji, że nic jej to nie dało. Co się stało?, zapytała w końcu migowym, machając intensywnie rękami, bo była naprawdę bardzo ciekawa. A jednocześnie i zaniepokojona tym, co się ostatnio działo z Puchonką.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Margo znała ją jak nikt inny. Chociaż ich znajomość nie zaczęła się wraz z początkiem szkoły, lecz urosła w jej trakcie, wraz z tym, jak Margo ośmielała się coraz częściej "odzywać do ludzi", a następnie udzielać lekcji języka migowego, który znacznie bardziej ułatwiał im komunikację. Bridget zawsze ją wspierała i czuła dokładnie to samo z jej strony. Dziewczyna nigdy nie zawiodła jej zaufania, nigdy nie przekazała nikomu innemu jej sekretów, spędzała z nią godziny na wysłuchiwaniu obszernych i czasem nużących już opowieściach o chłopcach w Hogwarcie, i o dziwo miała ochotę robić to po dziś dzień. Hudson wiedziała, że jeśli miałaby się komuś zwierzyć nawet z najgorszej rzeczy świata, udałaby się z tym do Hayderówny, bez dwóch zdań. Problem był taki, że sprawa, którą zamierzała się podzielić, wcale nie była najgorsza na świecie, a mimo to przysparzała jej wielu trudów. Nie wiedziała, od czego zacząć, nie wiedziała, co powinna powiedzieć, a co zachować na razie dla siebie... Nie wiedziała też, czego się miała spodziewać po jej reakcji. W ich relacji to Margo była tą rozważną, a Bridget tą romantyczną - najprawdopodobniej blondynka szybko ostudzi jej zapał i ją utemperuje. Odetchnęła głęboko, po czym spojrzała na nią i z ogromnym wahaniem powiedziała: - Chyba... Chyba ktoś mi się podoba. Informacja zdawała się być nieszkodliwa, lecz z całej postawy Bridget łatwo można było wyczytać, że "podoba się" było jedynie eufemizmem tego, co faktycznie działo się w jej głowie i sercu. Stała przy blacie napięta niczym struna, wyczekując jakiejkolwiek reakcji, która zachęciłaby ją do dalszego otwierania się.
Miała ochotę klasnąć w dłonie jako informację, że jej domysły się sprawdziły. Aż żałowała, że na wróżbiarstwie nie zapytała Bridget, co jej wyszło z ornitomancji, bo pewnie jeszcze bardziej by się to potwierdziło, skoro wróżba Margo się ziszczała. Ta lekcja była naprawdę dziwna, zważywszy na to, że większość uczniów wyszła stamtąd zdołowana prawdziwością swoich przepowiedni. Ale było - minęło. Teraz stała w kuchni tuż naprzeciwko swojej przyjaciółki i nie mogła wytrzymać z podekscytowania. Fakt, Bridget była naprawdę kochliwa, a Hayder musiała to u niej ostudzać, ale odkąd rozstała się z Ezrą, chodziła naprawdę przytłoczona, a kolejne jej związki niezbyt się udawały. Może tym razem byłoby inaczej? Póki nie znała prawdy, mogła się jednak tylko domyślać. Kto to? Znam go?, zapytała oczywiście z użyciem języka migowego, choć miała w razie czego notes w pogotowiu. Wyciągnęła ją z kieszeni nieśmiertelnego swetra i położyła na blacie między nimi, jednocześnie umieszczając go jak najdalej od kawy. Jeszcze któraś przypadkiem rozlałaby gorący napój, uszkadzając zeszyt. A ten był całkiem nowy, jeszcze nieużywany, więc nie chciała go zniszczyć. Poza tym cieszyła się, że póki co znów mogły się skupić na Bridget i jej opowieściach, bo Margo chyba by oszalała, gdyby przyjaciółka spytała ją teraz o Ewana.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Przepowiednia Bridget na wróżbiarstwie nie zwiastowała niczego dobrego i trochę się obawiała. Podświadomie czuła, że może chodzić o Basila, że ich ostatnie spotkanie, a zarazem pierwsza lekcja francuskiego, na zawsze przekreśliła ich możliwe dobre relacje. Kłótnia, którą zwiastowała jej gęś, niezwykle ją przerażała, bowiem była to chyba ostatnia rzecz, której chciała w tej chwili w życiu. Akurat wtedy, gdy ponownie zaczynała czuć, że żyje. Do samego wróżbiarstwa stosunek miała różnoraki - czasem wierzyła, a czasem nie, leczy gdy jakaś wróżba okazywała się mieć odniesienie w jej prywatnym życiu, miłość do tego przedmiotu na nowo rozkwitała i dziewczyna chciała wiedzieć więcej i więcej. Teraz nie chciała, wręcz liczyła, że podręcznik głosił same brednie. Naprawdę się stresowała, nie potrafiła pozbierać myśli i uciekała wzrokiem od Margo, która patrzyła na nią teraz z niemałym podekscytowaniem. Odchrząknęła krótko, zanim ponownie zaczęła mówić. - Nie, nie znasz go - zaczęła, kręcąc przy tym głową jakby na potwierdzenie swoich słów. Nie sądziła, by Margo mogła w jakikolwiek sposób mieć styczność z Basilem. Był od nich dużo (dużo) starszy, a w dodatku z Margo istniał pewnego rodzaju problem z komunikacją, który w niektórych przypadkach bywał ograniczeniem w kwestii poznawania osób. - Pamiętasz, jak mówiłam Ci, że niedawno zaczęłam się uczyć francuskiego? Znalazłam na wizbooku korepetytora i umówiłam się na lekcję - zaczęła opowiadać, mieszając łyżeczką w kawie, co kilka słów zerkając w górę na dziewczynę. - Poszłam na nią całkiem niedawno... No i chodzi o tego nauczyciela - wyrzuciła z siebie w końcu, po czym wbiła w nią wzrok, wyczekując reakcji.
Rozważna i romantyczna w pełnej krasie. Czar niemal natychmiast prysł, gdy Margo usłyszała o korepetytorze. Sądziła, że chodziło o kogoś z Hogwartu, jakiegoś studenta. Z drugiej strony było tylu przyjezdnych, że to się nie wykluczało, bo niektórzy mówili tak dziwnymi językami, że francuski wydawał się przy tym powszechnym, na dodatek chyba już drugim urzędowym w tej szkole. Ale komunikowałaś się z nim jakoś? Sową? Wizem? Musiała zapytać i się upewnić, używając przy tym skrótowej nazwy Wizbooka, bo nie istniały gesty na określenie go, a przeliterowanie było o wiele łatwiejsze w przypadku trzech znaków graficznych. Jeśli Bridget znów wplątała się w miłość od pierwszego wejrzenia, Margo miała co do tego złe przeczucia. Zwłaszcza że jeśli tak było, mogło to być tylko jednostronne zauroczenie. Nie miała jednak odwagi poinformować o tym przyjaciółki, bo jeszcze bardziej ugasiłaby jej entuzjazm. A ten korepetytor mógł być przecież miły. On jest z Hogwartu?, dodała jeszcze kolejne pytanie, by upewnić się, czy mogła mieć Bridget trochę bardziej na oku. Sama była teraz w trudnej sytuacji uczuciowej i nie chciała, by Hudson przechodziła przez to samo. Byłoby jej z tego powodu naprawdę przykro, bo szatynka zasługiwała w końcu na szczęście po przebojach z tymi wszystkimi studentami. Był aż tak czarujący? Przy ostatnim pytaniu uśmiechnęła się do niej z czułością, by jednak trochę ostudzić atmosferę. Jeśli Hudson uważała, że ten mężczyzna zasługiwał na jej uczucie, to Margo będzie ją wspierać choćby nie wiadomo co się działo. No dobrze, jeśli korepetytor okazałby się seryjnym mordercą, raczej doprowadziłaby do umieszczenia go w Azkabanie.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget ogólnie miała niespecjalnie dobre przeczucia co do całej tej rozmowy. Miała na uwadze fakt, że Margo myślała znacznie bardziej racjonalnie i prawdopodobnie cała konwersacja sprowadzi się do tego, że Bridget ma jakieś wybujałe oczekiwania, za bardzo się nakręciła, w dodatku zupełnie bez powodu. Nie byłaby zdziwiona takim obrotem spraw, sama rozmyślała nad tym sporo i zastanawiała się, czy aby na pewno nie wyolbrzymiała tego wszystkiego? Czy to, co czuła, było prawdziwe, czy jedynie to sobie wmówiła? Czy w ogóle mogła JUŻ cokolwiek czuć? Mogła? - Umówiliśmy się przez wizbooka na pierwszą lekcję, w Londynie - poinformowała ją, przywołując z pamięci wydarzenia sprzed tygodni. Nie potrafiła pozbierać słów i odnosiła dziwne wrażenie, że wcale nie zaspokaja ciekawości przyjaciółki, która pewnie przyszła do niej na gorące plotki, a jedyne, co otrzymywała, to nieskładny bełkot. - Nie, nie jest z Hogwartu - odpowiedziała, dając jej jednocześnie podpowiedź, że szkołę skończył. Powstrzymała się jednak na razie od zdradzania wieku Basila - miała ochotę porozmawiać z Margo nieco dłużej niż kilak sekund, po których definitywnie zeszłaby na zawał na białych kafelkach jej kuchni. - Jeszcze jak - dodała, robiąc wymowną minę i tym samym chcąc jej przekazać, że mężczyzna, z którym miała do czynienia, był nawet bardziej niż czarujący, a już z pewnością oczarował ją. - Margo, ja nie wiem, co się ze mną dzieje. Nie mogę wyrzucić go z głowy, ciągle łapię się na myśleniu o nim, na wspominaniu, na marzeniu o dalszych spotkaniach. Nie wiem, co mam o tym myśleć. On jest taki miły - zaczęła mówić, chociaż może raczej jęczeć, chcąc jednocześnie pochwalić się i pożalić.
Słuchała przyjaciółki z uwagą, zupełnie nie przejmując się tym, że jej wypowiedzi mogły brzmieć jak bełkot. Były nawet całkiem składne, zważywszy na to, w jakim stanie była Bridget. Ale nie zmieniało to faktu, że Margo często jej się dziwiła, jak mogła zakochiwać się od pierwszego wejrzenia. Sama nigdy tego nie doświadczyła i może dlatego patrzyła na całą sytuację sceptycznym okiem. Gdyby jej się to kiedykolwiek przytrafiło, zrozumiałaby Bridget. W tej sytuacji musiała jednak utemperować przyjaciółkę, by nikt nie złamał jej serca. Sięgnęła po notes i zapisała tam informację dla Bridget. Zmęczyła się już machaniem rękami, a kawa powoli stygła, więc wypadało ją wypić. Gdy tylko odłożyła długopis, podała wiadomość przyjaciółce.
Umów się z nim. Domyślanie się nic Ci nie da, a jeśli naprawdę go polubiłaś, co stoi na przeszkodzie?
Nawet jeśli to ona była w tym teamie Rozważną, czuła się w obowiązku wspierać Bridget i pocieszać ją w przypadku niepowodzenia. Samo myślenie nic jednak nigdy nie dawało, ale najgorsze w tym wszystkim było to, że w sytuacji, w której tego od niej wymagano, Margo nie stosowała się do swoich własnym porad. No bo choćby z Ewanem. Czekała na wiadomość od niego, zamiast samej się upewnić, czy jednak coś z tego będzie.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
To nie było tak, że Bridget bezwzględnie zakochiwała się od pierwszego wejrzenia - nigdy o tym tak nie myślała. Po prostu czasem jedna osoba zapadała jej bardzo dobrze w pamięć i przez długi czas nie chciała z nich zniknąć. Zazwyczaj czuła po prostu pociąg do pewnych chłopaków, z innymi miała nadzieję nawiązać znajomość, inni podobali jej się wyłącznie powierzchownie. Nawet jeśli miałaby wspominać związek z Ezrą - oni przecież też nie zaczęli od razu. Poznali się przez jego siostrę, następnie zaczęli się kolegować, wychodzić razem do Hogsmeade i po czasie okazało się, że ciągnie ich znacznie bardziej niż początkowo myśleli. Kochała go, jasne, rozumiała to jeszcze długo po tym, jak się rozstali. Lecz nigdy, ale to nigdy nie przeżyła czegoś podobnego do tego teraz. Wydawała się być opętana myślą o Basilu i przepełniona tyloma emocjami naraz, że jeszcze chwila i z pewnością wybuchnie. Obserwowała przyjaciółkę, która wyciągała notes i skrobała na nim jakieś słowa - wolała chyba, aby Margo pisała. Bridget była już tak rozkojarzona, że z pewnością musiałaby ją prosić o ponowne miganie niektórych fragmentów jej wypowiedzi. W międzyczasie chwyciła kubek z kawą palcami drżącej dłoni i uniosła go do ust, by upić dwa łyki. - Co stoi na przeszkodzie? - powiedziała na głos, gdy tylko przeczytała kartkę, po czym uciekła wzrokiem gdzieś do okna. No właśnie, co stało na przeszkodzie? - Nie wiem, czy on byłby zainteresowany. Może kogoś mieć - wyrzuciła z siebie w pierwszej kolejności. To była jedna z kilku rzeczy, przez które wciąż miała wątpliwości.
Kiedy Bri czytała jej wiadomość, upiła łyk kawy. Dobrze, że nie zrobiła tego, kiedy przyjaciółka jej odpowiadała, bo pewnie zakrztusiłaby się kofeinowym napojem. Wypuściła powietrze nosem, ukazując tym swoją frustrację. Odstawiła kubek i ponownie sięgnęła po notes, zapisując w nim szybko to, co Hudsonówna powinna usłyszeć, ale nie mogła.
Bri, ja Cię proszę, nie nakręcaj się tak. Skoro zupełnie nic o nim nie wiesz, a na dodatek jeszcze się z nim nie umówiłaś, to się może źle skończyć. Wiem, że to trudne, ale staraj się zająć myśli czymś innym, bo nie chcę, żebyś się zawiodła.
Cała ta sprawa nie wyglądała zbyt dobrze, choć Margo była chyba ostatnią osobą, która powinna teraz udzielać Bridget rad. Nie wątpiła w uwodzicielskie moce nauczyciela francuskiego, ale skoro sama nie wiedziała, z kim szatynka miała do czynienia, jak miała jej doradzić coś konkretnego? W tym wypadku były tylko dwa rozwiązania: odpuścić, albo porozmawiać z tym mężczyzną i dowiedzieć się, czy Bri w ogóle miała u niego szanse. Jeśli nie, byłby idiotą, ale tego już Margo nie zapisała. A skoro Hudsonówna zdawała się wpaść niczym śliwka w kompot, raczej ciężko będzie ją przekonać do racjonalności.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Sytuacja była trochę kiepska, bowiem z jednej strony Bridget wydawało się, że Basil patrzył na nią... Nieco inaczej, niż powinien patrzeć nauczyciel na swoją uczennicę, lecz nie miała co do tego pewności, jedynie subiektywne przeświadczenie, które było objęte ogromnym prawdopodobieństwem błędu. Poza tym podczas ich spotkania na pierwszych zajęciach doszło do niespotykanej sytuacji i najprawdopodobniej nakarmiono ich pieguskami naszprycowanymi jakimiś dodatkami, może kropelką amortencji, w wyniku czego trzymali się za ręce przez kilka minut. Na samo wspomnienie po jej plecach przebiegł dreszcz. Widząc, z jaką szybkością Margo zabrała notes, spodziewała się z góry karcących słów i studzenia jej zapału. No tak, jasne, przyjaciółka spełniała rolę mózgu w ich duecie - Bridget zdecydowanie była sercem. Oparła brodę na dłoni, łokieć lokując na blacie i westchnęła ciężko. Następnie rzuciła wzrokiem na wiadomość napisaną przez Puchonkę, a po jej lekturze wywróciła oczami. Typowe. - Nie wiem, może ja to jakoś nieskładnie powiedziałam, ale Margo, to jasne, że go nie znam! Ja to doskonale wiem! Umówię się z nim tak czy siak - na lekcję - powiedziała, po czym upiła łyk kawy, chociaż w tej chwili już niespecjalnie miała na nią ochotę. Emocje w niej buzowały, czuła się nad wyraz pobudzona. - Ja po prostu... Nie wiem, co mam o tym myśleć. To znaczy o nim. Nigdy się tak nie czułam Margo, nigdy. Nawet z Ezrą - dodała, patrząc na nią wymownym wzrokiem. Ona doskonale wiedziała, jak mocno Bridget przeżywala rozstanie ze swoim byłym chłopakiem. - Nie mówię, że jestem zakochana. Nie wiem. Może nie jestem. Naprawdę nie wiem. Po prostu nie mogę przestać o nim myśleć i wspominać, jak trzymał mnie za rękę, czy też... - "mówił moje imię z francuskim akcentem" uwięzło jej w gardle, gdy ponownie spojrzała na Margo.
Już naprawdę nie wiedziała, co powinna o tym myśleć. Była - krótko mówiąc - w szoku, że ktokolwiek mógł zawrócić Bridget w głowie bardziej niż Ezra. I przez to poczuła, że naprawdę chciała poznać tego faceta, żeby zobaczyć, jaka siła działała tak na jej przyjaciółkę. Albo chociaż postalkować go na Wizbooku, choć wątpiła, że Hudsonówna pokazałaby jej teraz jego profil, skoro Margaret zdążyła już ją zbesztać za nagłe uczucie do korepetytora. Tak czy siak, wkrótce i tak go pozna, prawda? Jeśli naprawdę tak bardzo zawrócił w głowie Puchonce, ona mu nie odpuści. Po kolejnych słowach Bridget, otworzyła szeroko oczy, ukazując tym swoje zdziwienie. Już miała jej zamigać swoje zaskoczenie, ale oprzytomniała i sięgnęła po notatnik, wiedząc, że podekscytowana, zamyślona szatynka mogłaby źle odczytać jej gesty. Napisała szybko kolejne słowa i podała jej zeszyt.
Trzymał Cię za rękę i dopiero teraz mi o tym mówisz? Ludzie nie robią tego bez powodu, więc to może oznaczać, że jednak Cię lubi.
Zwłaszcza że to było ich pierwsze spotkanie, więc gest był dość śmiały. A biorąc pod uwagę relację nauczyciel - uczennica, tym bardziej. Eh, co ona miała z tą Bri. Ta dziewczyna miała w życiu same przygody i może też dlatego o wiele bardziej ekscytowała się takimi sytuacjami. Margo miała utrudniony kontakt ze światem, wąskie grono znajomych i dlatego zdawała się podchodzić do wszystkiego z rezerwą. I nawet jeśli chciała się cieszyć wraz z Bridget i naprawdę czuła radość z tego, że jej najlepsza przyjaciółka poznała kogoś, kto jej się spodobał, coś w głębi podpowiadało ostrożność.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget też była zszokowana, że do tego w ogóle mogło dojść. Nie wiedziała, czy może te pieguski, których się najadła miały jakieś wydłużone działanie, czy o co dokładnie chodziło, ale nie potrafiła odgonić od siebie myśli związanych z Basilem. Jedyne, co ją w tamtej chwili przytłaczało, to milczenie z jego strony w kwestii umówienia kolejnej lekcji, ponieważ mimo treści listu, który od niego otrzymała, miała obawy, że mężczyzna nie będzie chciał więcej widzieć jej na zajęciach. Bridget dostrzegła nagłą zmianę w zachowaniu przyjaciółki, a jej reakcja nieco odbiegała od schematu zatroskanej, rozważnej Margo Hayder, dbającej o jej dobro psychiczne. Czytając jej wiadomość na papierze trochę się rozchmurzyła i na moment się uśmiechnęła. - Wiesz, sytuacja była trochę skomplikowana. Podejrzewam, że dostaliśmy ciastka naszpikowane amortencją. Nie brzmi to dobrze, ale potem napisał mi w liście, że... A zresztą pokażę Ci - stwierdziła, po czym zniknęła na kilka chwil w swoim pokoju, by po chwili przynieść jej list pisany ręką Basila. - Co myślisz? - zapytała, patrząc na nią niepewnie i przygryzając z nerwów wargę. Naprawdę nie chciała się przesadnie nakręcać, jednak sygnały, które dostawała od mężczyzny nie pozwalały jej uspokoić tej gonitwy myśli w głowie i wulkanu uczuć w ciele. Zaraz jednak zorientowała się, że czas mijał, zegar tykał, a one wciąż rozprawiały o jednym i tym samym. - A w sumie co potrzebujesz załatwić w Hogsmeade? - zapytała, chcąc też zmienić temat.
Przez chwilę wpadło jej do głowy, że może Bridget nadal była pod wpływem wspomnianej amortencji. Po co jednak psuć przyjaciółce humor, skoro dopiero co udało się zlikwidować napięcie, jakie między sobą stworzyły? Poczekała, aż Hudsonówna wróci do kuchni z listem, a gdy dostała go w swoje ręce, szybko przejrzała jego treść, uśmiechając się. To było naprawdę urocze i całkowicie zmieniało postać rzeczy. Wysłał ci różę?, zapytała już w migowym, po tym jak zwróciła list właścicielce. Gdyby Bri od razu jej go pokazała, może spojrzałaby na całą sprawę inaczej. Z tego wynika, że chyba cię polubił. I ma ładne imię. A przy okazji był równym wariatem, co jej przyjaciółka. Ale czego się spodziewać po nauczycielach francuskiego? Może to miały być lekcje niczym z komedii romantycznej? Jeśli skończy się tak wielką pompą, jak te filmy, które jej matka oglądała z ciotką podczas wizyt u niej, to Margo nawet to odpowiadało. Ale jeśli Hudson będzie cierpiała, to koleś dostanie w prezencie łajnobombę, tak jak ostatnio blondynka. A smród niósł się za nią jeszcze kolejnego dnia. Momentalnie poczerwieniała na pytanie Bridget. Właściwie to zdążyła nawet zapomnieć, po co przyszła do Hogsmeade i gdyby tak dłużej rozmawiały, wróciłaby do szkoły z pustymi rękami, plując sobie w brodę, że była aż tak durna i dostała ataku amnezji. Dla pewności wzięła notatnik i zapisała kolejną wiadomość dla Puchonki:
Ewan ma urodziny i chciałam mu coś kupić w prezencie, ale nie mam pojęcia, co by go ucieszyło, a czego by już nie miał.
Z magicznymi rodami był ten problem, że były chomikami posiadającymi wiele cennych przedmiotów. A Margo nawet nie było stać na nic super, więc pewnie zrobi z siebie głupka, ale i tak czuła, że powinna złożyć Ewanowi życzenia z okazji urodzin.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget, widząc reakcję przyjaciółki na list, który jej pokazała, rozchmurzyła się jeszcze bardziej i również pomyślała, że mogła to lepiej rozegrać i na wstępie pokazać jej to, co od niego dostała pocztą. Jego wiadomość nie tylko mówiła o tym, że nadal chciał uczyć ją francuskiego, ale także wyrażał chęci na kolejne spotkanie z nią, które Bridget odczytywała dwojako. Z jednej strony mogło mu chodzić o następne zajęcia, z drugiej mógł mieć na myśli coś w bardziej towarzyskim tonie. - Taką sztuczną - powiedziała, uśmiechając się pod nosem. Ten fakt dodawał całej sytuacji uroku, jako że wspomniał w liście, że będzie chciał ją uczyć dopóty, dopóki kwiat nie zwiędnie. Dalszy komentarz Margo sprawił, że w serduszku Bridget na nowo obudziła się nadzieja. Może miała rację? Może to wszystko naprawdę oznaczało, że Basil ją lubił? Wyszczerzyła się w odpowiedzi. - Wiem - dodała jeszcze cicho. Też bardzo podobało jej się jego imię. W ogóle wszystko w nim jej się podobało, choć tak naprawdę nie wiedziała jeszcze, z kim ma do czynienia. Dostrzegła bardzo wyraźne zawstydzenie, gdy zmieniła temat i skierowała rozmowę na główny powód wizyty Margo w Hogsmeade. Szczerze mówiąc Bridget spodziewała się czegoś "ważniejszego" niż Ewan Lanceley, toteż gdy wyczytała z kartki faktyczną przyczynę jej wycieczki, uniosła brwi w geście zdziwienia. - Kurcze, Margo, ja też nie wiem, co mogłoby go zadowolić. Nie znam go kompletnie - powiedziała, kręcąc głową w zamyśleniu. Co ją jednak tknęło i podniosła wzrok znad notesu, utkwiwszy go w twarzy przyjaciółki. - A on w ogóle się do Ciebie odezwał? - zapytała, kojarząc, że ostatnim razem Margo czekała na list od Ewana. Była ciekawa, czy postanowił w końcu uraczyć ją jakąś wiadomością, czy nadal trzymał ją w niepewności.
To urocze, stwierdziła na wzmiankę o róży. Albo dość psychopatyczne, zważywszy na to, że Bridget miała zagwarantowane dożywotnie lekcje języka francuskiego. Mimo wszystko to dobrze, że uczyła się języków. Margo jej tego naprawdę zazdrościła, bo sama mogła się w tej dziedzinie dokształcać tylko teoretycznie. A zapewne o wiele łatwiej nauczyć się języka, kiedy można go używać również w mowie. W odpowiedzi na pytanie pokręciła głową i wbiła wzrok w podłogę. Po co właściwie tak się napaliła na kupowanie tego prezentu? Nawet nie była pewna, czy w ogóle będzie chciał go od niej przyjąć. Wydałaby niepotrzebnie pieniądze. A może jednak nie? I tak nie wiedziała, co mu kupić, chociaż gdyby wyszły na miasto, pewnie wpadłaby na jakiś pomysł. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz musiała kombinować z podarunkiem na ostatnią chwilę, by nie pluć sobie w brodę, że kupiła coś, co dana osoba już posiadała. To głupie, co nie?, zamigała do Bridget, podnosząc na nią wzrok. Nie była jednak pewna, czy bardziej chodziło jej o brak wiadomości, czy o to, że potrzebowała wsparcia od przyjaciółki, podczas gdy sama niespecjalnie potrafiła je zapewnić. Już miała sięgnąć po kubek z zimną kawą, gdy rozległo się stukanie w szybę. Niemal podskoczyła, nie spodziewając się tego nagłego ataku terroryzmu okiennego. Dostrzegłszy sowę, posłała Hudsonównie pytające spojrzenie, a jako że stała bliżej okna, otworzyła je i wpuściła ptaka do środka. Spodziewałaś się przesyłek?, zapytała, chociaż sowa wyglądała dość znajomo. Dostrzegła jednak na kopercie nie imię przyjaciółki, a swoje własne, co tym bardziej ją zdziwiło. Sięgnęła więc po list i szybko przebiegła wzrokiem treść, rozdziawiając przy tym usta z wrażenia. Czegoś takiego z pewnością nie oczekiwała. Miał chłopak wyczucie czasu.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget uśmiechnęła się pod nosem. Też uważała, że dodatek w postaci sztucznej róży i tej, choć dosyć popularnej, aczkolwiek nadal niesamowicie ujmującej sentencji był uroczy. Cały Basil był niezwykle czarujący jej zdaniem i ponownie poczuła to łaskoczące uczucie w brzuchu, łapiąc się na myśleniu o nim. Tylko czy naprawdę powinna? Wcześniej nie miała wątpliwości, ba, w zasadzie nic jej nie zastanawiało w tej kwestii. Miłość od pierwszego wejrzenia i tyle. Jednak po tej rozmowie z Margo, choć krótkiej i niezbyt owocnej w faktyczne rozwiązania jej problemów, stwierdziła, że powinna jednak trochę wystopować, a przynajmniej powstrzymać się do następnej lekcji od śmiałych wyobrażeń z Basilem w roli głównej. Temat zszedł jednak na sercowe problemy Margo, które również były twardym orzechem do zgryzienia. Bridget nie miała pojęcia, co miałaby jej poradzić w kwestii prezentu dla Ewana chociażby z tego powodu, że kompletnie chłopaka nie znała. Wiedziała o nim tylko kilka faktów i to przekazywanych z ust do ust, toteż w ich prawdziwość próżno było wierzyć. Z drugiej strony wahała się, czy Margo w ogóle powinna się aż tak starać. Może prezent na urodziny byłby miłym gestem i mógłby pomóc im w ponownym nawiązaniu kontaktu, jednak Bridget wyznawała zasadę, że to mężczyzna powinien się o kobietę starać. - Wiesz, ja nie jestem taka pewna, czy to dobry pomysł. Co jeśli on chciał się tylko pobawić? Nie obraź się Margo, to żaden przytyk w twoją stronę, ale ja po prostu słyszałam co nieco na temat jego podejścia do dziewczyn... I, no, martwię się, czy ma szczere intencje - wyznała jej szczerze, uśmiechając się przy tym przepraszająco. Nie chciała być tą, która niszczyła marzenia przyjaciółki, lecz skoro Ewan się nie odzywał... I jak na zawołanie w oknie pojawiła się sowa. Bridget zrobiła równie zdziwioną minę co Margo i na jej pytanie przecząco pokręciła głową. Puchonka zajęła się odbieraniem listu i następnie jego lekturą, a w jej czasie oczy rozszerzyły jej się do rozmiarów spodków. - Co to? Od Ewana? - Chyba wyczytała w wyrazie jej twarzy, że podejrzenia miała słuszne. Jej ręka wystrzeliła do przodu szybciej niż usta zdążyły wymówić: - Pokaż! Obrzuciła list wzrokiem, po czym zaczęła czytać od samego początku, nie mogąc powstrzymać swoich brwi od marszczenia się. - No ale to chwila, moment. To on w końcu przeprasza, czy nie czuje się winny? Nic nie rozumiem - powiedziała, pokazując rękami, że kompletnie nie potrafi wyczytać z wiadomości faktycznych intencji chłopaka. Cóż on kombinował?
Hmm, czyli jednak miała rację, panikując w sali muzycznej? Teraz już się całkiem pogubiła, bo starała sobie jakoś ułożyć całą tę sytuację w głowie; wmówić, że nie popełniła jakiejś gafy, która miałaby zadecydować o dalszym przebiegu relacji. A Bridget naprawdę się martwiła i wydawała się przeciwna znajomości Margo z Ewanem. Jednak Hayderówna sama miała początkowe opory co do korepetytora szatynki. Czyli dać sobie spokój?, zapytała na chwilę przed tym, jak w oknie pojawiła się sowa. I tak nie miała zbyt wielu pieniędzy, ale chciała, by Krukonowi było miło, że pamiętała o jego urodzinach. Same życzenia wydawały jej się nic nieznaczące, choć lepsza taka pamięć niż żadna. List sprawił, że serce niemal wyskoczyło jej z piersi. Nawet jeśli to brzmiało nieskładnie, to i tak była zachwycona. I może trochę zawiedziona, że nie powiedział jej tego wtedy, na żywo. Albo kiedy indziej, ale i tak stojąc tuż obok, a nie przez kartkę papieru. Chciała czytać ten list w kółko i w kółko, ale Bri wyrwała jej go z rąk i wpatrzyła w jego treść, marszcząc przy tym brwi. Czekała z niecierpliwością na pełną reakcję przyjaciółki, choć już widziała, że niezbyt jej się to podobało. Pragnęła jak najszybciej zobaczyć się z Ewanem, ale kiedy myślała o tym, co powinna mu napisać, w głowie odnajdowała pustkę. A niech by to szlag trafił! Układała sobie w głowie swoją wypowiedź na setki różnych sposobów, a teraz nie potrafiła odnaleźć żadnych słów. Wzruszyła ramionami w stylu who knows jako odpowiedź dla Hudsonówny, ale od razu dodała: Ja też nie rozumiem. Bo skoro nie żałował, dlaczego tyle razy ją przeprosił? Jeśli nie czuł się winny, przeprosiny nie były szczere, ale w pierwszym momencie nawet o tym nie pomyślała, skupiając się na końcówce listu. Dlaczego to wszystko było takie skomplikowane? Kiedy Bridget opowiadała jej o chłopakach, nawet kiedy te historie wydawały jej się pogmatwane, zawsze znajdowały jakieś rozwiązanie, ewentualnie zabijały bezradność słodyczami z miodowego królestwa i lodami. Ale w tej chwili, gdy nad swoimi uczuciami nie panowała ta Rozważna, zamiast Romantycznej, sprawa wyglądała zupełnie inaczej i nie podobało jej się, że zmiana punktu widzenia aż tak się na niej odbijała. Powinnam mu odpisać, zauważyła, migając, po tym jak zwróciła na siebie uwagę Puchonki. Ale naprawdę myślisz, że on coś kombinuje? Wolałaby, żeby to nie była prawda, ale sama znała reputację Ewana. I mimo to się w nim zakochała. Wiedząc, że może kiedyś zostanie zraniona, zaangażowała się w tę relację. Oczywiście potem wszystko zepsuła, a przynajmniej tak jej się wydawało. Ale po co miałby kłamać? Margo ufała ludziom, z którymi była naprawdę blisko i starała się w każdym odnaleźć dobre cechy. A naprawdę zależało jej na Lanceleyu, na spędzaniu z nim czasu i tym uśmiechu, na którego wspomnienie sama się uśmiechała.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget obawiała się relacji przyjaciółki z Ewanem Landeley'em z prostego powodu - bała się, że szanse na złamanie jej serca są znacznie wyższe, niż jej samej mogło się wydawać. Lanceley nie był w oczach Bridget miłym, grzecznym chłopczykiem, który szukał długotrwałej relacji miłosnej z dziewczyną, wręcz przeciwnie! W jej oczach jawił się trochę jako podrywacz i bała się, że Margo po prostu ulega mu, bo... No właśnie, bo co? Bridget miała opracowaną teorię, lecz wahała się, czy powinna przedstawić ją przyjaciółce? Nie obrazi się? - Margo, bo ja muszę to powiedzieć - rzekła w końcu, pokazując jej ręką, żeby wstrzymała wszelkie swoje czynności i posłuchała jej przez chwilę. Nadal jednak było jej głupio wypowiadać te słowa, wobec czego w jej głosie można było usłyszeć ogromne pokłady niepewności. - Mam trochę wrażenie, że za bardzo mu ulegasz. I jego... wdziękom. Ja wiem, że on jest przystojny i w sumie wydaje się być fajnym chłopakiem, ale Margo, ja słyszałam o nim co nieco i nie wydaje mi się, aby był do końca szczery w swoich intencjach. Jasne, możesz się ze mną nie zgodzić, ja nie mam z nim do czynienia, ale w przeciwieństwie do Ciebie miałam z kilkoma innymi chłopakami... I nie mówię, że to źle, że nie miałaś, nic z tych rzeczy! Po prostu... Może nie postrzegasz tego w racjonalny sposób, jako że jest to naprawdę wyjątkowa sytuacja - mówiła, choć nie wiedziała, czy wystarczająco składni wypowiadała swoje myśli. Bardzo nie chciała urazić przyjaciółki swoimi słowami, lecz wiedziała, że wiadomość, którą chciała jej przekazać, na pewno była jedną z tych gorzkich. - Innymi słowy obawiam się, że on chce wykorzystać twój brak doświadczenia - zakończyła, patrząc na nią zmartwionym wzrokiem. Ona naprawdę życzyła Margo jak najlepiej i chciała, aby kiedyś spotkała swojego księcia z bajki; swojego wymarzonego chłopaka, który będzie ją w pełni akceptował. Nie sądziła jednak, że to właśnie Krukon miałby nim być. Może była zbyt sceptycznie nastawiona do jego osoby, może za bardzo dziwiła się, że Margo w końcu przykuła czyjąś uwagę - nie wiedziała. Jedno było pewne - nie zamierzała pozwolić dziewczynie nakręcić się na Lanceley'a, aby pomóc jej uniknąć złamanego serca. - Po co miałby kłamać? Żeby zaliczać. Tacy jak on działają w ten sposób. Wierz mi, przejechałam się na tym - stwierdziła z kwaśną miną. Chociaż trochę innym poziomem było porównywanie Lysandra do Ewana, dziewczyna zdążyła się zorientować, jak działają podobni sobie chłopcy o zdecydowanie zbyt pięknych twarzach i przerośniętym ego. - Powinnaś mu odpisać... Ale szczerze mówiąc, nie wiem co. A Ty czego od niego oczekujesz? - zapytała jeszcze.
Margo coraz bardziej żałowała, że znów zeszło na temat facetów. O wiele bardziej wolałaby chyba gadać w tym momencie o trytonach lub czarnej magii. Nie mogła jednak pozwolić, by spory o osobników płci przeciwnej popsuły jej relację z Bridget. Ale teraz, mimo że już dawno temu powiedziała sobie, że nie wybierze żadnego chłopaka, jeśli Hudson go nie zaakceptuje, nie była już tego taka pewna. Lubiła Ewana i bała się tego, jak zmieni się jej życie, kiedy przestanie spędzać z nim czas w sali muzycznej. Nadal jednak była wdzięczna przyjaciółce za szczerość. No właśnie, nie masz z nim za bardzo do czynienia, zauważyła. Nie ironicznie, na spokojnie, całkiem szczerze i znów ucieszyła się, że nie mogła mówić, bo pewnie głos zaważyłby nad jej rozsądkiem i zabrzmiałoby to dosyć ostro. Ewan jest naprawdę dobry. I miły. Albo to jej się tak wydawało, bo poddała się jego urokowi. Mimo wszystko naprawdę bardzo go lubiła i nie chciała wierzyć w to, że to wszystko na pokaz. Czyli powinnam sobie odpuścić i zostać buddyjskim mnichem? Nawet nie była pewna, czy przyjmowali do zakonu kobiety, bo nigdy się tym nie interesowała. Najwyżej błądziłaby po górach, wyrzucona z jedynego miejsca, w którym mogłaby odnaleźć spokój. Kiedy zaczęła się oglądać za chłopakami? Do tej pory tylko ogarniała Bridget i jej złamane serce lub zbyt wielki entuzjazm, a teraz sama wpadła w sidła tego wszystkiego. I mimo że to uczucie było przyjemne, chciała się z tego wydostać. Nie wiedziała, co ze sobą począć. Naprawdę chciałoby mu się męczyć z Hayderówną, uczyć migowego i grania na instrumentach, żeby zaliczyć? Musiałby za to dostać kupę kasy, bo mało komu by się chciało. A pewność siebie Margo automatycznie spadła do poziomu głębokiej depresji. Nie wiem. Może po prostu chcę wierzyć, że chociaż raz ktoś naprawdę mnie lubi, a nie się ze mnie nabija. Zabolało, ale było jej to potrzebne. Chlust zimnej wody, by opanować nerwy i wrócić do normalności. Sama przecież notorycznie gwarantowała to Bridget. Zasługiwała teraz na rykoszet, ochłonięcie i spokojne przemyślenie tego, co powinna odpisać Ewanowi. Bo nie było to wcale takie łatwe, jak jej się z początku wydawało. Schowała swój notatnik do kieszeni, by zakończyć jakoś tę ciężką atmosferę roznoszącą się w kuchni. Skończmy już ten temat. Idę do Miodowego Królestwa, pokazała Bridget po tym, jak przez chwilę zastanowiła się, w jaki sposób pokazać nazwę cukierni. Ostatecznie padło na miód i królestwo, najprostsze rozwiązanie, które Bri mogłaby zrozumieć od razu. Idziesz ze mną? Wyszła do korytarza, by się ubrać i dać Puchonce chwilę na zastanowienie, czy wybierze się wraz z nią, by ostatecznie wspólnie opuściły mieszkanie.
zt x2
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Tego dnia plany panienki Hudson uległy gwałtownej zmianie w chwili, gdy w drzwiach wejściowych Hogwartu niemal zderzyła się czołami z roztrzęsioną @Marceline Holmes. Nie wiedząc, czym została wywołana panika w oczach dziewczyny, Bridget czym prędzej zmieniła kierunek swojej wędrówki i zamiast udać się do wielkiej sali, odciągnęła ją na bok, a w zasadzie wzięła ją pod rękę i zaczęły kroczyć w kierunku bramy wyjściowej. Trudno, kolację zje w mieszkaniu. Może wcześniej nie miała z Marceline bliskich relacji, wręcz nie miały styczności i ledwo odróżniały swoje twarze na hogwarckich korytarzach, niemniej jednak po wyprawie do Egiptu Puchonka czuła delikatną nić przywiązania, która zdawała się zaistnieć między nimi. Trudne warunki i wymagające przygody sprawiły, że dla Bridget Marceline jawiła się niemal jako nowa przyjaciółka - przecież tyle razem przeszły, prawda? Inną sprawą było jednak to, jak czuła się sama Krukonka, prawdopodobnie nie spoglądająca na sytuacje z równie wielką naiwnością, co Hudson. Jako że wyraziła zgodę, Bridget zabrała ją do swojego mieszkania, po drodze unikając pytań o jej faktyczny stan i to, co się stało (już na początku zorientowała się, że dziewczyna nie będzie chętna do opowiadania jej tego na otwartej przestrzeni wśród gapiów i uszu dalekiego zasięgu). Próbowała opowiadać jej chociażby o swojej pracy, czy też o czymś, byleby tylko zapełnić przestrzeń między nimi słowami i nie pozwolić wkraść się ciszy, która jedynie przysporzyłaby im stresów. Po przekroczeniu progu pustego mieszkania (Scarlett chyba postanowiła poszukać czegoś innego?), Bridget skierowała koleżankę do małej, jasnej kuchni, w której jeszcze nie tak dawno obgadywała chłopców z Margo. - Masz ochotę na kawę lub herbatę? Może jakiś sok? Mam chyba coś na półkach - powiedziała, zerkając do środka lodówkopodobnego urządzenia. Istotnie, miała sok pomarańczowy. Wyciągnęła go, gdyby Krukonka miała ochotę akurat na niego, po czym sięgnęła do innej szafki po szklanki. - Będziesz w ogóle miała ochotę powiedzieć mi, co się stało? - rzuciła jeszcze, gdy była odwrócona plecami. Obawiała się, że nie zdoła ukryć zatroskanego wyrazu twarzy. - Jesteśmy same - dodała w zapewnieniu, jak gdyby tylko to miało nakłonić Marcelę do zwierzeń.