2 - Masz sporo szczęścia, bo twój dom jest w naprawdę dobrym stanie. Trochę zasnuty pajęczyną i pokryty grubą warstwą kurzu, a stare zasłony padły ofiarą mili, ale przecież to drobnostka!
Dom rodziny Findabair
Dom z zewnątrz
Taras
Ogród
Kuchnia z 'jadalnią'
Łazienka
Salon
Sypialnia dla gości [wolny]
Pokój Debride [wolny]
Sypialnia Chloe [wolny]
Pokój Vittori
Drzwi do pokoju Titi mają kilka tabliczek z napisem "Wstęp wzbroniony", "Uwaga, gryzę" oraz "Miejsce skażone biologicznie". Wszystkie wyglądają dość mrocznie i nie zachęcają do wejścia. Jednak po otwarciu oczom ukazuje się dość przytulny, biały pokój. Widać kanapę, regał z rzeczami Titi oraz garderobę. Pierwsze pytanie jakie się nasuwa - gdzie jest łóżko?! Na drzwiach garderoby przymocowana jest drabinka, po której wchodzi się do małego pomieszczenia (na poddaszu). Tam znajduje się malutka sypialnia.
Pokój Alice
Przestronny pokój, utrzymujący się w kolorach bieli. W prawie każdym zakątku można znaleźć rośliny doniczkowe z roślinami mugolskimi, jak i magicznymi. Mała biblioteczka, w której piętrzą się książki poświęcone wszystkim możliwym dziedzinom zielarstwa. Obok łóżka stoi nieduże biurko, w którym szuflady są zabezpieczone zaklęciem. W niektórych kątach leżą pluszaki, które mają urozmaicić wystrój wnętrz oraz różnego rodzaju urocze ozdoby, takie jak świeczki, czy ramki z różnymi napisami, które zmieniają się dynamicznie.
Klinika dla zwierząt
Przechowalnia zwierząt
Szklarnia za kliniką
Znajduje się zaraz przy domu, jednak odwiedzić można ją tutaj
Ostatnio zmieniony przez Vittoria Findabair dnia Wto Kwi 11 2017, 06:56, w całości zmieniany 2 razy
Autor
Wiadomość
Casper Angel Tease
Wiek : 30
Wzrost : 185cm
C. szczególne : "Puste" spojrzenie; lewa ręka w geometrycznych tatuażach ze słowem "PAST" na kłykciach; zapach
Fire potrafiła skrzętnie ukrywać swoje uczucia, ale Casper równie wprawiony był w odczytywaniu ich. Wcale nie zdziwiło go zaskoczenie i drobne niezadowolenie dziewczyny. On sam nie wiedział, czy wolałby jej unikać czy wręcz przeciwnie. W pewnym sensie chyba wolałby się trzymać na odległość - w końcu powrót do dawnej relacji brzmiał kusząco. Z drugiej strony, niestety, jego ciekawska natura nie pozwalała mu tak łatwo odstąpić i gdy raz dojrzał już przyjazną stronę Blaithin, nie potrafił zwyczajnie o tym zapomnieć. Wiedział również, że ona sama pamiętała te drobne chwile, w których diabelnie dobrze się rozumieli. - Zamierzałem odpisać ci po imprezie, wcześniej nie miałem nawet chwili, żeby usiąść - co dopiero odpisywać na list. - Chciał dodać, że spokojnie mogą porozmawiać tu i teraz, ale dopadła go pierwsza potencjalna klientka. Tease skinął lekko głową na jej prośbę, wyciągając zza pazuchy nieduże pudełko. - Skręty będą w porządku? - Gdyby się nagimnastykował, dałby radę na prędko skombinować oprylaka w innej formie, ta jednak była najbardziej efektywna i przy tym poręczna. Gotów był nawet zejść nieco z ceny, którą zazwyczaj narzucał temu towarowi - i tak należał do popularnych. Poza tym, byli na imprezie, a @Vittoria Findabair w swoim kostiumie diabełka wyglądała bardzo przyjemnie dla oka. - Ile? Za jednego skręta nie zamierzał wziąć mniej niż dziesięciu galeonów. Choć zwykle tego nie robił, na chwilę kompletnie się rozproszył i powiódł wzrokiem za Fire, która odsunęła się i poszła do stołu. Zaraz powrócił do Vittorii, chcąc jak najszybciej załatwić sprawę i wrócić do rozmowy, która w końcu musiała się odbyć!
-Blaithin wymyśl jakiś dobry powód, to może Ci go oddam - Wytknęła przekornie język w jej stronę, ale uśmiech na jej twarzy sugerował, że nie zamierza się z nią kłócić, a jedynie trochę podroczyć. W końcu skoro wszyscy porównują ją do diabełka, to będzie takim uroczym ale niegrzecznym demonkiem. Sprawę z Casperem trzeba było szybko załatwić, bo ewidentnie był w trakcie ważniejszej rozmowy. -Daj cztery - Krótko powiedziała jakie ma życzenie. No proszę. Tak się rozglądał za Kobietą pozbawioną jednego glana. Czyżby kroił się tu jakiś wielki romans? Bo wiecie, tu jest bardzo ładny pokój gościnny. Mogą się tam przejść w razie nagłej, niestłumionej potrzeby. Chyba nawet to jednego z ciastek wsadziła eliksir miłosny, co mogło by bardzo pomóc nieśmiałym. No, ale nie zamierzała się do tego przyznawać. I tak Alice ją zabije, jak się już zorientuje czyją sprawką są specjalne dodatki w jedzeniu i piciu.
-Dwóch zawsze ich jest. Nie mniej, nie więcej. Mistrz i uczeń.-powiedziała wpatrując się w dziwnie wyglądającego Nicholasa. Jego wyraz twarzy..mina.. Wyglądał dość zabawnie. Jednak nie zaśmiała się. Wpatrywała się w niego z całkowitą powagą. Ten po chwili złapał ją za ramię i odciągnął od bufetu. Wzruszyła jedynie delikatnie ramionami. Spojrzała w miejsce które wskazał. Karaoke? Świetny pomysł. Jeśli przestanie paplać jakieś głupoty. Bylo jednak zabawnie i nie chciała tego jak na razie przerywać. W końcu jej Sir Lancelot był jej ulubionym nauczycielem. Wiedziała, ze też ją polubił. W końcu ona i Alice zbombardowały mu klasę kłócąc się o szczura. Alice chciała uratować biedne stworzonko za to Hope miała zamiar go rozwalić. -Nie próbuj, rób albo nie rób, nie ma próbowania.-odezwała się nagle. Co to w sumie miało znaczyć? Co miał robić lub nie robić? Jak on to odbierze? Zmrużyła delikatnie powieki przyglądając się swojemu partnerowi. Rozejrzała się po domu i ujrzała Titi, która kombinowała coś nielegalnego jak zawsze. Wskazała palcem na gryfonkę, po czym podeszła pospiesznie do @Vittoria Findabair pozostawiając Nicholasa na chwileczkę samego. Nikogo w tyle zostawiać nie można.-powiedziała do niej przyglądając się jej dziwnym i nielegalnym interesom. Mogła by też to kupić. Dlaczego nie.
Nie lubiłem chodzić na imprezy. Tym bardziej na takie, o których dowiedziałem się na mieście. "Wszyscy są zaproszeni", więc czemu nie? Przecież muszę czasami wychodzić do ludzi. Zdawałem sobie sprawę, że nikt nie będzie mnie tam znał i vice versa, ale to ogromny plus. Tylko jeszcze jedna kwestia- przebranie. Nikt nigdy nie traktuje tego na poważnie, ludzie nie lubią robić z siebie idiotów i nie szaleją ze strojami, ale czułem, że tym razem jest inaczej. Więc się przebrałem. Było późno i wiedziałem, że przyjęcie trwa już jakiś czas, może to i lepiej, łatwiej wmieszać się w tłum. Ledwo trafiłem na wskazany adres, ale stojąc przed drzwiami byłem przekonany, że to TEN dom. Muzykę słychać było już przed bramą wjazdową, rozluźniłem się. Nie zamierzałem pukać i czekać, aż ktoś mi otworzy, czy to w ogóle miało sens? Powiedzmy, że drzwi były otwarte cały czas... Wewnątrz było już pełno ludzi i widać było, że wszyscy bawią się doskonale. Odetchnąłem z ulgą wiedząc, że mój strój kowboya idealnie wpasował się w dany temat. Miałem rację, nie znam nikogo, ale to nie problem, zaraz w coś się wmieszam, tylko najpierw się napiję. Wybór był duży i trudno było odróżnić alkohol od eliksirów, czy napojów, napiłem się na chybił trafił. A później kolejny łyk "czegoś". I następny. Już mi się podoba.
Casper Angel Tease
Wiek : 30
Wzrost : 185cm
C. szczególne : "Puste" spojrzenie; lewa ręka w geometrycznych tatuażach ze słowem "PAST" na kłykciach; zapach
Cóż, przynajmniej dziewczyna nie zamierzała wydziwiać, wstrzymywać, kombinować ani nic. Casper podał jej cztery skręty, przyjął zapłatę i ruszył do stołu, chowając pudełko z powrotem do bezpiecznej kieszonki - tak, aby cały czas wyczuwał jego obecność. Sam nawet nie dostrzegł, jak znaczące mogło wydawać się jego zachowanie. W rzeczywistości jednak chciał zwyczajnie porozmawiać, w końcu przeżył ostatnio w towarzystwie Blaithin dość ciekawe przygody, a teraz ona sama dodała kolejny temat, który warto byłoby poruszyć. Dłoń pomknęła mu do kieszeni spodni i nawet nie zorientował się, która jest godzina, gdy odruchowo obrzucił spojrzeniem tarczę złotego zegarka na łańcuszku. - Swoją drogą... - zagaił, podchodząc do rudowłosej. - Myślałem, że jesteś zbyt zajęta, żeby chodzić na imprezy. Nie mógł powstrzymać się od tej drobnej uwagi - chyba jego duma dalej cierpiała po tym, jak Gryfonka bezczelnie złożyła wypowiedzenie z pracy. Oasis cieszyło się tak dobrą reputacją, że ludzie ubiegali się o możliwość pracowania tam, a sam Casper... Cóż, nie wiedział, czemu w ogóle przyjął Blaithin. Płacił jej mniej, niż takiemu Danielowi (w końcu pracowała na czarno!), co było jej największym plusem. I chociaż raz na jakiś czas padały skargi, jej temperament był potrzebny. W szczególności, gdy sam Casper otaczał się takim sztucznym, nerwowym "opanowaniem". - Czuję się taki mało oryginalny... - mruknął, wysuwając kły i jednocześnie nawiązując do stroju Dearówny. Kto by pomyślał, że wpadną na ten sam pomysł? Nalał sobie do szklanki Ognistej - bardziej po to aby zająć czymś swoje niespokojne dłonie, niż żeby się napić.
No oczywiście… Ale chyba nie z nim. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek się z nim przywitała w ludzki sposób, ale na dobrą sprawę to mu nie przeszkadzało. Dobrali się i żadne nie było na tyle normalne, żeby przejmować się takimi konwenansami. W końcu od zawsze są sprawy ważne i ważniejsze, a wieczna przygoda oczywiście z mieczem, w chwili obecnej była sprawa nadrzędną. - Myślę, że da radę to zrobić. Jednak mam nadzieję, że zdążę go wyciągnąć na czas. – oczywiście w razie ataku groźnych stworzeń podczas ich przygody. Zdecydowanie jeszcze gdzieś się dzisiaj wybiorą. - Naprawdę potrzebujesz do tego alkoholu? – spojrzał na nią spod uniesionych brwi. Nie wierzył, że nie zrobiłaby tego nawet teraz, w końcu ej mieli miecz i brakowało im tylko konia. – Upiję cię trochę później. - Czego spodziewałaś się po ślizgonie, że zadowolę się ochłapami? Bez przesady. – objął ją w pasie i przybliżył się do jej ucha. - Nie tylko ty możesz być diabełkiem. – szepnął. Zdecydowanie do grzecznych chłopców nie należał. Zawsze brał co chciał i kogo chciał. Zdobywał, a później zostawiał. Od tak, bez żadnego łzawego i emocjonalnego przywiązania. Kiedy dźgnęła go w bok, nawet nie bardzo to poczuł, przez swoją zbroję, ale i tak rozbawiła go jej próba. Jej przebranie zdecydowanie nie było przypadkiem. Pewnie w końcu stamtąd przybyła, wprost z czeliści piekieł, żeby deprawować dobrych ludzi, takich jak dobry i poukładany Marcel. Zaśmiał się, kiedy wyskoczyła z tym niedyskretnym pytaniem. Proszę państwa oto mistrzyni dyskrecji i konspiracji. Na jej spojrzenie skinął twierdząco. Rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś ciekawego. W końcu dostrzegł stół z przekąskami i napojami. - Jak dużo z tych rzeczy zatrułaś? – spojrzał na nią pytająco. Właściwie odpowiedź dostał sam, kiedy podeszła do nich dziewczyna, która zaczęła dziwnie mówić. – Nie było pytania. – dodał ze śmiechem.
To był nudny wieczór. Definitywnie nudny. Zapowiadało się że Chandler spędzi tą noc z książką i jakimś zacnym alkoholem, na szczęście coś wleciało do jego skrzynki. W sumie nie było by nic dziwnego w tym, gdyby nie treść kartki. Fikuśne przebranka? Impreza u osoby której nawet nie znał? Po przeczytaniu kartki kilku krotnie, wzięciu prysznica, zrobieniu sobie kolacji i sprawdzeniu w kartotekach czy aby ma coś na temat panienki Findabair rozsiadł się wygodnie w swoim ulubionym fotelu. Szlafrok i szklanica płonącej w dłoni zmieniła pytania w jego głowie z "Czy ja tam kurwa powinienem iść?" w "co by tu ubrać". Warto nadmienić iż wykąpany Chandler to leniwy Chandler. Jego tryb życia już od dawna skupiał się na tym że po pracy musi być relaks. Ile to już lat minęło od kiedy ostatni raz był na imprezie? Mniejsza z tym, jest w kwiecie wieku. Nie może tak grzybieć przecież w domu. Szybko odrzucił szlafrok i w stroju Adama udał się spokojnym krokiem do szafy -No jak już mus to mus-Rzucił w przestrzeń i przywdział Przepiękny kostium w połączeniu z koszulą i udał się w kierunku afiszowanego miejsca imprezy. Gdy dotarł zastał już wszystko w pełnej krasie. Udał się spokojnym krokiem do stołu z alkoholem w poszukiwaniach kompanów do zabawy
Ona dobrze wiedziała, co się stało, ale nie mogła wypowiedzieć nawet jednego słowa. Wzięła głęboki wdech i postanowiła w spokoju odczekać, aż efekt minie. To chyba tak jakoś działa, prawda? To nie jest na stałe, co nie? Dziewczyna zazwyczaj nie mówiła dużo, więc zbyt wiele by się nie zmieniło, jednakże… całkowita cisza nie wchodziła w grę! Na szczęście pan Flint wspomógł ją, wypowiadając jej imię oraz podając jeden z napojów. Z wielką chęcią przepłukała gardło i jaką ulgę odczuła, gdy nagle mogła wyrzucić z siebie to jedno, piękne słowo. - Dziękuję Ci bardzo. – Na jej twarzy ponownie rozkwitł szeroki uśmiech, ale trzeba przyznać, że coś się w niej zmieniło. Można powiedzieć, że w pewien sposób promieniała, czego wcześniej nie dało się odczuć. Jej oczom ukazał się kolejny gość. Dziewczyna była bardzo spostrzegawcza i postanowiła powitać każdego gościa, który tylko się tutaj pojawi. Jedyna osoba, która umknęła jej uwadze to @Casper Angel Tease, który zajmował się jakimiś szemranymi interesami. Muszę przyznać, że ma szczęście, bo gdyby go teraz zauważyła i dowiedziała się co teraz robi, to by się wściekła niemiłosiernie. Jak na razie dobrze się bawiła i postanowiła to wykorzystać. - Przepraszam Cię na chwilę – wydukała odkładając szklankę na bok i ruszając w stronę nowego gościa. Anielica posłała @Sebastian Castellanos szeroki uśmiech, przy okazji, prawdopodobnie, potęgując działanie magicznego napoju – witam kowboju, widzę, że z dalekiego zachodu Cię do nas przywiało – musiała to tak powiedzieć, nie mogła się powstrzymać – Alice Månen-Findabair – przedstawiła się, próbowała być porządnym gospodarzem, ale przychodziło coraz więcej ludzi i powoli przestawała wyrabiać normę – proszę, rozgość się. Szlak, kolejna osoba się pojawiło, zaraz będzie musiała i do niej iść.
Kostka: 1 - Napój, który wypiłeś sprawia, że przez 5 następnych postów jesteś tak piękny, że nie można Ci się oprzeć! To okazja, by kogoś poderwać!
[PANIE I PANOWIE, ZAPRASZAM DO ZACHWYCANIA SIĘ MNĄ ]
Ostatnio zmieniony przez Alice Månen-Findabair dnia Czw Sty 19 2017, 22:59, w całości zmieniany 2 razy
Za każdym razem, gdy Hope otwierała usta on miał ochotę je zamknąć. Pieprzyła takie głupoty, że nie wiedział czy ma jej słuchać, czy uciekać. Boże, co było w tym jedzeniu? Tu na prawdę robi się niebezpiecznie. Narkotyki, alkohol, dziwnie gadające uczennice. Jak tak dalej pójdzie, to faktycznie zapomni, że jest w pracy i musi pilnować Alice... Sam da się porwać temu szaleństwu! Żeby przynajmniej choć trochę ogarniać sytuację. I nie być jedyną, trzeźwą osobą w tym miejscu. Bo jak na razie na to się zanosiło. - Co mam robić? Co? - Zadał jej to pytanie choć wiedział, że i tak nie dostanie na nie żadnej sensownej odpowiedzi. Co zabawne, już chwilę później Hope zaczęła męczyć przybyłego tutaj Caspera, a on na chwilę pozostał sam. No... Dobra. I co teraz? Odszukał wzrokiem swój obiekt i... O kurcze. Alice przebrała się za anioła, czy na prawdę była Aniołem? Jejku. Nigdy nie widział kogoś tak doskonałego w każdym calu. Chłopak nie miał pojęcia, że to sprawka eliksiru upiększającego. Widział teraz ósmy cud świata i nie mógł oderwać od niej spojrzenia. Aż szczęka opadła mu w dół. Jak ciele w malowane wrota. Puchonka po prostu musiała to zauważyć. Choć pewnie nie tylko on właśnie uległ jej nieziemskiemu urokowi.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Dobry powód? Czy dobrym powodem mógł być szantaż pożarem? Zamierzała odzyskać swojego glana nie tylko dlatego, że naprawdę lubiła te buty będące z nią już blisko pięć lat, ale także po to, żeby utrzeć nosa Findabair. W końcu, skoro już zadarła z Blaithin, nie mogło jej to ujść płazem. Bynajmniej nie traktowała jej jako wroga, zamierzała się bawić, a nie robić awantury. Można powiedzieć, że w przypadku Fire i Caspra los spychał ich ku sobie często i w bardzo dziwnych okolicznościach. Normalni ludzie zapewne nie odezwaliby się do siebie po tym, jak któreś z nich zaczęłoby się rozbierać podczas lunatykowania, a drugie oznajmiłoby, że chce kogoś zamordować. Fire jednak nie chciała odsuwać się z aż tak błahych powodów. Bardziej obawiała się, że to wszystko może się rozwinąć... Już i tak Cassie wiedział zbyt wiele. Nawet się dla niej naraził. Lepiej byłoby przerwać tę znajomość, ale na to Gryfonka nie potrafiła się zdobyć. Czuła do siebie odrazę przez takie rozterki, których mieć nie powinna. W jakiś sposób czekała na to, aż podejdzie. Dziwne, ale pierwszy raz znaleźli się w takiej sytuacji. Zazwyczaj podczas imprez ona stała za barem, podczas gdy Cassie załatwiał z kimś interesy albo robił coś na zapleczu. Tym razem oboje mieli się po prostu dobrze bawić. - Jestem tutaj incognito. - odparła, dotykając swojej maski wymownie. - Prefekt musi pilnować jak bawią się uczniowie Hogwartu. - uznała, że takie kłamstwo wystarczy. Zresztą, Tease zapewne i tak nie czuł się przekonany tymi wyjaśnieniami w liście, którymi rzuciła z czystej irytacji. Wypiła jeszcze łyk Ognistej, czując przyjemne gorąco w przełyku. Chyba nawet trochę się denerwowała tą rozmową. Zwłaszcza, że chciała wiedzieć czy naprawdę żałuje, że odchodzi z Oasis. W listach kłamstwa przychodziły zdecydowanie łatwiej. - No popatrz, jak się dobraliśmy. - skrzywiła się, patrząc na te białe kiełki. Cassie nadawał się na księcia mroku niemal idealnie, zwłaszcza jeśli pomyśleć o jego somnifobii. - Może sypiasz źle dlatego, że łóżko to jednak nie trumna? - pozwoliła sobie na delikatny uśmiech, odrzucając zmartwienia na bok. Może jeśli wypije więcej alkoholu to się rozluźni. Pozostawała spięta podobnie jak podczas ich spaceru nad jeziorem... Dlaczego akurat w tej chwili musiała sobie to przypomnieć? - Interes się kręci, jak widzę. - rzuciła od niechcenia, nawiązując do Vittorii. Blaithin chyba specjalnie zwlekała z napomknięciem o liście.
Kosztując kolejnego napoju, czułem się coraz lepiej. Odważyłem się nawet wymieszać jakiś eliksir z innym, co było złym pomysłem. Miałem nadzieję, że dzwonienie w uszach i pieczenie oczu szybko ustąpi. Widziałem dziewczynę zmierzającą w moją stronę, odłożyłem kieliszek i spojrzałem na nią. Czułem się głupio, nie mogąc oderwać wzroku od jej stroju. Więc to taka impreza. -Miło poznać, Alice- złapałem za jej dłoń i złożyłem na niej pocałunek. -Na dzikim zachodzie też mówią o tym przyjęciu, nie mogło mnie zabraknąć. Jestem Sebastian Castellanos. Po słowach "proszę, rozgość się" zrozumiałem, że mam do czynienia z organizatorką imprezy. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, starałem się wyglądać na niezwykle zaciekawionego. Nie mam pojęcia, czy właśnie tak wyglądałem, ale niezbyt mnie to obchodziło. Szybkie spojrzenie na wnętrze, później na strój Alice, kolejne spojrzenie w głąb pomieszczenia i znowu na Alice. -Ogromny dom- powiedziałem zgodnie z prawdą, ale również dlatego, żeby trochę przypodobać się właścicielce. -W dodatku świetnie urządzony. Idealny na takie przyjęcia.
No ale jak się miała w sumie z nim witać? Za pierwszym razem była setryfikowana. Potem zażyczył sobie, by za każdym razem witała go w taki, a nie inny sposób. Zwykłe "cześć" byłoby przy tym po prostu bezwartościowym i przede wszystkim nudnym słowem. Lepiej od razu rzucać dziwne hasła, w których tylko oni wiedzieli o co chodzi. -Moj Rycerski Marcelek miałby nie zdążyć? No proszę Cię. Przecież jestś doskonałym szermierzem, prawda? - Nie zmieniła tonu, w jakim rozmawiali. Sprawnie odbiła piłeczkę czekając na to, jaką odpowiedź u niego uzyska. Pewnie z drugiego końca salonu i gdy bardzo mocno przymróży się oczy musieli wyglądać jak przekomarzająca się para, czy coś. Kto by pomyślał, że żadne z nich nie traktuje ich relacji w tak górnolotnych rejonach. Znaczy, chyba tak właśnie było. Bawili się sobą nawzajem. -Nie potrzebuję alkoholu, ale dobrze mieć wymówkę. Wiesz, w stylu "To nie ja, to alkohol" - To mówiąc wyszczerzyła się do niego. No własnie, trzeba wrobić Marcelka w to, by i on się napił! Może trafi na jakiś fajny eliksir i na przykład wyrośnie mu broda? Oj! Chętnie by to zobaczyła! -Więc jeśli dziś zostanę Ci tylko ja, to będę ochłapem? - Zagaiła cicho, jednak najbardziej kuszącym tonem, na jaki była się w stanie zdobyć. Dodatkowo zaraz po tych słowach zamruczała cicho, co musiał usłyszeć będąc tak blisko niej. Oczywiście pozwoliła mu się objąć i w żaden sposób jej to nie przeszkadzało. Lubiła jego bliskość. Był cieplutki. Po załatwieniu z Casperem spraw jakże ściśle tajnych (i spojrzeniu dziwnie na niespełna rozumu Hope, która to podbiegła i zaczęła do niej dziwnie gadać) postanowiła przejść się z Marcelkiem w stronę stołu z przekąskami. Po drodze podała mu jednego skręta z Oprylakiem. W końcu niech jej pan niegrzeczny potowarzyszy również w tym. Najwyżej pozbędą się zahamowań i trafią do jej pokoju na dzikie seksy, czy coś. -Nic nie zatrułam. Spróbuj, sam się przekonasz - Zasugerowała mając nadzieję, że zapamiętała który z alkoholi jest czysty i... O cholera! Nie zapamiętała! No dobrze. Będzie ciekawie. Niepewnie nalała sobie z którejś butelki Ognistej Whisky do szklanki. No to... To zdrowie? O nie! Wstrzyma się! Najpierw musi zobaczyć, co ciekawego stanie się z Marcelkiem! W międzyczasie zauważyła zmianę, która zaszła w Alice. No proszę! Trafiła na eliksir upiększający. Ta to ma szczęście. Choć akurat Titi uważała, że ona go nie potrzebuje.
Casper Angel Tease
Wiek : 30
Wzrost : 185cm
C. szczególne : "Puste" spojrzenie; lewa ręka w geometrycznych tatuażach ze słowem "PAST" na kłykciach; zapach
Roześmiał się szczerze na jej słabą wymówkę o byciu prefektem. Wziął parę łyków Ognistej, obrzucając pomieszczenie czujnym spojrzeniem. Robił tak nawet w Oasis - zazwyczaj można było znaleźć go gdzieś na pograniczu strefy palaczy, ze wzrokiem utkwionym w tłumie. Nie raz i nie dwa porównywany był do drapieżnika szukającego ofiary... Nie było to takie błędne, jeśli wziąć pod uwagę jego skuteczność w ściąganiu osób na zaplecze, czy do mieszkania. - No tak, oczywiście. Sam ledwo cię rozpoznałem - zironizował, gdzieś z tyłu głowy przyznając, że Blaithin wyglądała po prostu ładnie. Nie zmieniła całego swojego stylu i dalej wyglądała jak ona. Maska oprócz odrobinki tajemniczości dodawała delikatności, co zwykle Fire wykluczała swoim ostrym podejściem. - Nie idzie ci to najlepiej. Czy przypadkiem przed chwilą Gryfonka nie kupiła ode mnie oprylaka? Tak, jego kostium był wzięty niemalże z powołania. Jakby się tak nad tym zastanowić, lęk Caspra przed słońcem całkiem nieźle współgrał z brakiem tolerancji okazywanym przez wampiry. - Doceniam żart, aczkolwiek zabrzmiało to trochę jakbyś chciała mnie zabić i wpakować do trumny. - Uznał. Miał o tyle dobry humor, że cały czas gdzieś w jego melodyjnym głosie pobrzmiewała nuta rozbawienia. Tak to już jest, jak nie ogranicza się ilości spożywanego alkoholu. I papierosów. I innych używek. I nie, wcale nie nawiązywał do ich ostatniego spotkania. Tak jak postanowili, nie zamierzał poruszać tematu Zoxina, zakupów ani niczego takiego. No chyba, że Blaithin go o coś zapyta. - Radzę sobie. Twoje odejście nie jest aż taką tragedią, umiem funkcjonować bez twoich ciętych komentarzy u boku. - Ile w tym było prawdy?... - Ale ty informujesz Daniela o swoim odejściu.
Zamiast wrócić od razu do Nicholasa postanowiła zahaczyć jeszcze o stół z napojami. Wzięła jedną ze szklaneczek i upiła maleńki łyczek. Okazało się, ze w jej napoju był eliksir upiększający. Nie miała o tym pojęcia. Podeszła do Nicholasa i spojrzała na niego uważnie. Wyglądał dość dziwnie. Wpatrywał się w jakiś punkt z rozdziawioną buzią. Podążyła za jego wzrokiem i ujrzała Alice przebraną za anioła. Musiała przyznać, ze puchonka wyglądała świetnie! Aż zapierało dech w piersiach. Po chwili jednak wróciła do siebie i szturchnęła Nicholasa dość mocno by się otrząsnął. -Oszukać was oczy mogą. -powiedziała z poważną miną. Upiła kolejny łyczek napoju i omiotła wszystkich zgromadzonych spojrzeniem. Zebrało się dość dużo różnych ludzi. Nawet pojawił się ten koleś z Oasis, który robił jakieś dziwne, nielegalne interesy. Hope będzie musiała do niego później zagadać. Ślizgonka zatrzymała swoje tęczówki na Nicholasie i wpatrywała się w niego przez dość długą chwilę w milczeniu. -Pamiętaj czego się nauczyłeś. Ocalić cię to może!-powiedziała po czym zamilkła.
( Hope również przez 5 postów jest piękna i w ogóle. )
Szkoda, że dziewczyna nie wiedziała, że zaczęła tak działać na mężczyzn. Coraz więcej ludzi, coraz większy tłok, a ona czuł się coraz mniej pewnie. Titi zaginęła gdzieś w akcji. Zorganizowała ogromną imprezę, zapraszając na nią, nieodpowiedzialnie, nieznanych sobie ludzi, po czym nawet nie miała zamiaru zająć się całością. Jak zawsze spadła ta odpowiedzialność na starszą siostrę. No cóż, nie mogła narzekać, w końcu mogła po prostu wyrzucić wszystkich… a nie chciała. - Miło mi – no, no, no. W końcu pojawił się ktoś, kto wie, w jaki sposób powinno się witać z kobietą. Może i panienka Månen była młoda, wyglądała jak dziecko, a czasami nawet ukazywała taką stronę, to jednak była w pewnym stopniu dojrzała, bardziej niż ktoś mógłby się spodziewać. Bardziej od prostej imprezy z popijawą i narkotykami (w którą się zamieniało powoli to miejsce), wolała towarzyskie spotkanie, o którym zapewniała ją siostra. No cóż. Tak już bywa, a ona nie miała zamiaru narzekać, bynajmniej nie dzisiejszego wieczoru. - Dziękuję – nie ukrywała faktu, że dołożyła swoje pięć gorszy… a może nawet i więcej, do wystroju wnętrz – słyszałam, że informacja o tej imprezie dotarła do najciemniejszych zakątków tego świata – zaśmiała się pod nosem i rozejrzała się po otoczeniu. Poczuła na sobie czyjeś spojrzenie, które okazało się należeć do @Nicholas Holder. Będzie musiała podejść do profesora i zapytać się, cóż takiego się stało, że ją tak obserwuje… No dobrze idziemy dalej! - Tak czy siak. Proszę mi wybaczyć, ale muszę ruszać w dalszą podróż. Z tego co zauważyłam, pojawił się u nas nieznany przybysz z człowiekiem na plecach – tu wskazała na @Chandler Keane. Zaśmiała się pod nosem i niestety pozostawiła gościa, by rozkoszował się zabawą w samotności, ewentualnie może zaczepić morderczego-jednorożca, który gdzieś się zgubił w tłumie (tak, mam na myśli ciebie @Ivoš Rožmitál). Jak ona tak będzie dreptać od jednej osoby do drugiej, to padnie jako pierwsza na tej imprezie! W końcu udało jej się dostać do Chandelera i posłała mu szeroki uśmiech. - Witam panów, Alice Månen-Findabair – wyszeptała, witając kolejną osobę w domu. Tak na marginesie, to to dziewczę, było niesamowicie okrutne. Przychodziła do mężczyzn, oczarowała ich swoją, wyjątkową w tym momencie, urodą i pozostawiała ich samych sobie.
Kostka: 1 - Napój, który wypiłeś sprawia, że przez 4 następnych postów jesteś tak piękny, że nie można Ci się oprzeć!
Ile już razy Ruth wspominała, że nie ma na nic czasu? A no tak, jakieś tysiąc pięćset sto dziewięćset razy. Oczywiście, obowiązki obowiązkami, ale kiedy dostała pocztą list o - najwidoczniej - imprezie roku doszła do wniosku, ze w sumie czemu nie, w końcu organizowały ją dziewczyny z jej szkoły, które kojarzyła z lekcji, ponad to, jest wielce prawdopodobne, że będzie ktoś z jej znajomych. Nie można być takim aspołecznym, trzeba się integrować, prawda? No i to by było na tyle w temacie ambitnych planów Ruth na wyszykowanie się na tę imprezę. Przeczytała, że jest przebierana w momencie, w którym na nią wychodziła, więc ani nie miała stroju, ani nawet planu, kim mogłaby być. Ostatnią deską ratunku okazały się - jak zwykle - zaklęcia. Ruth była mistrzynią robienia mocnego makijażu przez wzgląd na swój dziecięcy wygląd, więc postanowiła pomalować się tym razem jeszcze wyraziściej, zmieniła sukienkę na podarte, czarne spodnie i skórzaną ramoneskę, wywaliła szpilki w kąt i nałożyła swoje motocyklowe, ulubione zresztą buty. Wyglądała całkiem do siebie niepodobnie, ale chyba o to chodziło w koncepcji przebierania się. Machnęła różdżką jeszcze kilka razy, dodając sobie jakąś ciężką biżuterię, ćwieki, naszywki dziwnych gangów i tatuaże, które teraz pokrywały jej całe ramię i część pleców. No, motocyklistka z gangu motocyklowego jak ta lala. I tak już dość spóźniona wyleciała z mieszkania jak po ogień, zgarnęła po drodze bukiet konwalii (ostatecznie kupiła dwa i zrobiła z nich jeden większy, bo pojedynczy wyglądał dość biednie) dla organizatorek i chwilę potem była już pod drzwiami. Teleportacja się jednak przydaje. Zadzwoniła do drzwi trzymając kwiaty przed sobą, zaczynając się zastanawiać, czy z rozpędu nie pomyliła mieszkań. Najwyżej jakaś przypadkowa czarownica dostanie ładną wiązankę. Od wytatuowanej motocyklistki.
uwaga stoję pod drzwiami, jakby ktoś mógł otworzyć
Dopiero co nie mógł oderwać wzroku od Alice, a tu proszę. Podchodzi do niego kolejna piękność. Najpiękniejszy przestępca, jakiego w życiu widział! Jego wzrok skakał tylko pomiędzy puchoną a ślizgonką, a sam chłopak czuł, że traci zmysły. Nie wiedział jak się zachować. Stać. Powiedzieć coś. Odejść? Teraz to jemu odebrało mowę, a wraz z nią także rozum. A to? To mu się nigdy nie zdarza! Teraz jednak się to nie liczyło. Jedynie Hope i Alice. Alice i Hope. Hope gadająca totalne bzdury. No właśnie, niech nie gada. Niech się zamknie. I zamknął ją. On na prawdę tego nigdy nie robi. Ale ona była taka... Taka idealna. Taka doskonała. Taka piękna. Omotała go. Opanowała każdy zakamarek jego umysłu sprawiając, że nie mógł się powstrzymać. Pochylił się do przodu i pocałował uczennicę! Oho. Ktoś tu będzie miał problemy, jeśli to się wyda. Nie miał to jednak dla niego w tym momencie żadnego znaczenia. Nie był to jednak długi pocałunek, bo w końcu był to Nicholas. Chłopak, który rzadko kiedy się narzuca, gdy nie jest czegoś pewien.
Rozsiadłwszy się wygodnie w kącie pomieszczenia rzucił okiem po ludziach. Właściciel domu pogrzebowego, asystent wróżbiarstwa, właściciel klubu w Hogsmeade i rzesza uczennic. Po prostu idealne do zbierania haków. Dziś jednak miało być inaczej, dziś miał zapomnieć o zawodowych zboczeniach i skupić się na byciu zwykłym, przeciętnym Chandlerem. Z zainteresowaniem rozglądał się szukając choćby krzty magii lub nietuzinkowości na tej imprezie. Był chyba już do końca zgorzkniały skoro nie miał nawet sił zagadać do żadnej z kobiet. Nawet jeśli miałby, to i tak wszystkie były już wyzajmowane przez jegomości. W takim wypadku pozostawało mu tylko delektowanie się trunkiem i karmienie się ukradkowymi spojrzeniami rzucanymi w stronę jednej z organizatorek. Naprawdę, była to kobieta iście anielskiej urody. Wszystko było by cudowne gdyby nie pewien przykład tak zwanej selekcji naturalnej. Cisnąć skręta przy trzeźwym Chandlerze? W normalnych warunkach samobójstwo. Dziś? Co najwyżej mentalna notatka. -Witaj Alice, Chandler Keane- Uśmiechnął się do kobiety o Anielskiej urodzie. Był tak zafrapowany skrętem że nawet nie zauważył że ktoś się do niego zbliża! -Napijesz się ze mną?- spytał uśmiechając się do niej prawie szczerze. Jeszcze jej nie znał, ale z doświadczenia wiedział że raczej takie kobiety należą do nieuchwytnych celów. Choć miał wszystko czego dusza mogła zapragnąć to w tym momencie czuł że tylko jej brakuje mu do szczęścia.
Żałowałem, że Alice opuściła mnie tak szybko. Szkoda, moglibyśmy się świetnie razem bawić, pierw prawiłbym jej komplementy, później rozmawialibyśmy bez pardonu, każdy wie jak to by się skończyło. Cholera, przecież jest za młoda, ogarnij się Seb. Pożegnałem ją spojrzeniem, nie wiedziała, że gdy się odwróciła spoglądałem tam, gdzie nie powinienem. To było zdecydowanie zbyt długie spojrzenie. Gdy odwróciłem wzrok od odchodzącej dziewczyny, musiałem znaleźć sobie jakąś rozrywkę, przecież nie mogę cały wieczór chlać w samotności. Złapałem za butelkę, nawet nie patrząc, jaki alkohol znajduje się w środku. Rozejrzałem się po pokoju, szukając kogoś, kogo mógłbym zaczepić. Mimo ilości gości, było to niesamowicie trudne. Wszyscy pozamykali się w grupki lub pary... Poza mężczyzną, który od razu mnie zaciekawił. Morderczym jednorożcem, stojącym przy sofie. Nawet nie było powodu, by się zastanawiać dalej. Podszedłem do niego i podałem kieliszek. -Ciekawy pomysł na kostium- zaśmiałem się, lejąc alkohol. -Chyba nie chcę zapytać, co było inspiracją. Kostium rzeczywiście bardzo się wyróżniał, jak i również mężczyzna, który się w nim prezentował. Wyraźnie nie pasował do przedziału wiekowego tej imprezy, ale to zupełnie tak, jak ja. Nie potrzebowałem więcej powodów, by się z nim schlać... To znaczy napić. -Jestem Sebastian.- to był odpowiedni moment, na przedstawienie się. Nie za wcześnie, nie za późno. Akurat.
Nicholas wyglądał na prawdę jak nie on. Patrzył to na nią to na Alice i nie wiedział co ma ze sobą zrobić a tym bardziej co ma powiedzieć. Już miała się odezwać gdy nagle jej rycerz nachylił się nad nią i złączył ich usta w delikatnym i słodkim pocałunku. Zaskoczona Hope nie wiedziała co ma zrobić. Odwzajemniła jednak jego krótki pocałunek. Kiedy odsunęli się od siebie spojrzała na niego, jej policzki były delikatnie zaróżowione i była bardzo zawstydzona . W końcu Nicholas był nauczycielem. Co sobie pomyślą inni? To w ogóle było legalne całować uczennice? Jak widać, dla niego nie miało to znaczenia. Zachowywał się jak naćpany. Może wypił Amortencję? Hmm..Hope musiała się nad tym zastanowić. Czy jej towarzysz pił coś lub jadł gdy zostawiła go na dosłownie 3 minutki samego? Niee..na pewno nic nie pił ani nie jadł. W takim razie to z nią musiało być coś nie tak. Spojrzała na szklankę, którą trzymała w dłoni. Otworzyła szeroko oczy i odstawiła ją pospiesznie na stolik. To na pewno wina tego napoju! -Ni..Nicholas..-wyszeptała zawstydzona całą tą sytuacją.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Kiedyś praktycznie wcale nie wyłapywała Caspra w tłumie różnych klientów Oasis. Fire tak bardzo kojarzyła Tease'a z tym klubem, że teraz dziwnie było myśleć o nim w inny sposób. Na przykład przypominając sobie fortepian. - No widzisz. - zignorowała tę ironię w jego głosie. Mogła puścić wodze fantazji i przyjść ubrana jako syrenka albo inne dziwadło, ale to w ogóle nie pasowało do postaci rudowłosej. Dopiła swój alkohol, zastanawiając się czy całą imprezę spędzą tak razem. Ludzie napływali zewsząd, rozbrzmiewały głośne rozmowy, ktoś palił, ktoś pił... Ale Fire niezbyt zwracała na to uwagę. Rzadko odpuszczała sobie obserwowanie otoczenia i stawała się mniej czujna. Teraz po prostu skupiła się na Casprze, który podważał jej wykonywanie obowiązków prefekta. - Tak?! - na twarzy Gryfonki odmalowało się oburzenie. - Chyba będzie musiał pan opuścić ten lokal, a z Gryffindorem policzę się później. - parsknęła pod nosem śmiechem. Odjęła już paru irytującym uczniom punkty, naciągając odrobinę zasady. Tak czy siak odznaki ze sobą nie wzięła, co znaczyło, że pracę zostawiła daleko za sobą. Podobnie jak Cassie. Na ten jeden, jedyny wieczór. Słysząc kolejne słowa Tease'a roześmiała się głośniej. Tak, że aż przypadkiem znów wysunęła swoje kły, które zaraz schowała. Dobry humor chłopaka chyba udzielił się Szkotce, co prawda nadal śmiech miał w sobie sporo ironii. - Niezwykłe, jak szybko mnie rozgryzłeś. - powiedziała, w ogóle nie uznając żartu o śmierci za jakiś nietaktowny. Odpuściła sobie myślenie o truciźnie, bo nie potrafiła normalnie funkcjonować, ciągle się zamartwiając. Dlatego napełniła sobie szklankę kolejną porcję whisky. Żeby jak najszybciej zapomnieć o reszcie problemów. W milczeniu słuchała słów o odejściu. Może nawet ta chwila się odrobinę przeciągnęła. Wiedziała, że Daniel nie będzie próbować jej zatrzymywać. W końcu to tylko trochę pracy więcej na barkach jednego barmana. Poinformuje go przy jakiejś okazji i tyle. Tak jakby Blaithin obchodziła go bardziej niż byle który znajomy. A cięte komentarze? Ludzie woleliby, żeby ktoś w końcu wyparzył język Fire. - Szkoda, spodziewałam się błagań i przekupstwa. - wzruszyła ramionami, udając zupełnie niewzruszoną. Zerknęła ku wejściu na taras, które wcześniej zauważyła. - Duszno tu, idziesz? Dobrze, że trzymała szklankę, przynajmniej mogła zająć nią dłonie.
Tak coś w tym jest. Zwykłe cześć było by zbyt pospolite. Poza tym witali się tylko normalni. Dziwne hasła i pytający wzrok wszystkich zebranych zawsze był na czasie. Więc rzeczywiście nie było co się przejmować czymś takim. - Naturalnie władam mieczem, jakby był przedłużeniem mojego ciała. A może rzeczywiście jest? – rozmowa polegająca na dwuznaczności była znacznie bardziej fascynująca niż pospolita, prosta rozmowa. Zdecydowanie czysta zabawa. - Nie wiem co ty knujesz, ale zdecydowanie to nic dobrego. Nie mniej jednak alkohol zawsze jest dobrą wymówką. Po jej słowach przyjrzał jej się uważnie. - Ty? W życiu. A nawet jeśli, to takim mógłbym się zaspokoić. – odpowiedział nie spuszczając z tonu. Takie zabawy były zdecydowanie najfajniejsze. - Uwaga bo ci uwierzę. – pokazał jej język, jednak wziął szklankę i wypił duszkiem. Jeżeli miało mu się coś stać to i tak się stanie prędzej czy później. Zwłaszcza, że za towarzyszkę obrał sobie gospodynię, która niewątpliwie dosypywała wszystkiego co tylko możliwe. Poczuł swędzenie na brodzie, a kiedy ją podrapał, poczuł gęste włosy. Broda? Serio? Chociaż nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. - Ha! Idealnie pasuje do mojego filozoficznego image’u. – pogładził brodę i przyjął myślicielską pozę. – Wiedziałem, że coś wykombinowałaś. – pokręcił głową z rozbawieniem.
O tak! Te zdziwione spojrzenia są z tego wszystkiego najlepsze. Choć ogólnie chyba zwracali na siebie uwagę. W końcu takie dwie urodziwe osoby w jednym miejscu? Kto by nie spojrzał! -A długi jest ten twój miecz? - Nie wiem jak to się stało, że ona jeszcze wytrzymywała bez śmiechu. Chyba na prawdę udało jej się trochę wyciszyć i nauczyć panowania nad sobą. Jednak myślę, że już długo tak nie wytrzyma. Jednak tu znów odbywała się walka, której nie mogła przegrać! Walka o bycie w tym wszystkim poważnym, co było na prawdę trudne. -No tak. Zapomniałam, że jesteś moim fanem numer jeden - Dodała wystawiając język w jego stronę. No i gdzie te fanklub, który miał założyć? Gdzie skandujący jej imię wierni fani? Chyba to kółko adoracji Titi było jak na razie jednoosobowe. Wykrakała mu! WYKRAKAŁA! Stało się z nim dokładnie to, czego oczekiwała. Boże, ja on wyglądał! Umarła. No po prostu umarła. Zaczęła się śmiać i to tak mocno, że aż łezki jej pociekły z oczu. Gdy natomiast zasugerował, że to świetnie mu pasuje do imagu... No nie mogła. Zasłoniła twarz dłońmi i odwróciła się tyłem do niego. Musi się uspokoić. Kilka oddechów. Obejrzała się na niego przez ramię... I znowu śmiech. Trzeba jej dać chwilę. W międzyczasie sama upiła ze szklanki trochę alkoholu. Jej nic się nie stało. Jednak mimo obawy pamiętała, która butelka jest pozbawiona trucizny. -Nie wytrzymam, zaraz się kurwa posikam - Powiedziała zaraz po tym, jak kolejny raz się na niego obejrzała i znowu nie mogła się powstrzymać. Nie wiem co by trzeba było zrobić, żeby ją teraz uspokoić albo w jakiś sposób uciszyć. Masz Marcelku jakiś dobry pomysł?
Dostała zaproszenie na imprezę do sióstr Findabair. Nie chciała iść na imprezę. Nie miała ochoty się bawić. Jednak @Thomas Ecclestone miał inne plany. Zahipnotyzował ją i "zmusił" do pójścia na imprezę. Założyła na siebie kostium szkieleta . Tak więc Sunny udała się na imprezę. Thomasa z nią nie było. Pojawiła się przed drzwiami domu sióstr Findabair i rozejrzała się na boki. Słyszała muzykę i śmiechy, nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi. Weszła do środka i rozejrzała się dookoła. Było tu mnóstwo ludzi których znała i których nie znała. Byli poprzebierani w najróżniejsze kostiumy od jednorożca po wampiry. Właścicielki domu były przebrane za aniołka i diablice. @Alice Månen-Findabair wyglądała cudownie w swoim stroju aniołka. Lśniła jak najjaśniejsza gwiazdka na niebie. Posłała jej delikatny uśmiech i ruszyła powolnym krokiem w stronę bufetu. Wzięła szklaneczkę jakiegoś napoju i upiła maleńki łyczek. Poczuła dziwną ochotę na taniec. Niedaleko niej stała @Vittoria Findabair tak więc Sunny złapała ją za ramię i pociągnęła na parkiet. Zaczęła szalone tańce wraz z Panienką Findabair. Czy ktoś się do nich przyłączy?
W tej chwili jeszcze nie wiedział, że kiedy eliksir przestanie działać, to będzie tego żałować. Wciąż był w nią zapatrzony jak w obrazek i miał ochotę pocałować ją jeszcze raz. Podświadomie jednak czuł, że robi coś złego i właśnie ta podświadomość jakoś go trzymała. Musiał się jakoś stąd... Usunąć! Więc ponownie zaproponował jej przejście do stołu z przekąskami. Zje coś i wszystko będzie dobrze, tak? Z tego wszystkie zapomniał, że w tym jedzeniu coś jest! Złapał więc Hope za dłoń i poprowadził w stronę stołu z przekąskami. Starając się na nią nie patrzeć wziął jedną do ust. Uff. Nic się nie stało. Zajęty był więc jedzeniem, co nie zmienia faktu, że ciągnęło go cały czas do pani ideał. Rozejrzał się też za drugą Panią "cud". Ta zniknęła mu z oczu. To od razu go trochę otrzeźwiło. Szukał jej w tłumie tak długo, aż znalazł. Jest. Bezpieczna. Kurcze. Co tu zrobić, by nie patrzeć na Hope? Inaczej znów nie wytrzyma. Jedzenie! Zajmie się dalej jedzeniem.
Casper Angel Tease
Wiek : 30
Wzrost : 185cm
C. szczególne : "Puste" spojrzenie; lewa ręka w geometrycznych tatuażach ze słowem "PAST" na kłykciach; zapach
- "Pan"? No proszę, jak ładnie to brzmi! - darował sobie sporą część żartów, jakie cisnęły mu się na usta i ograniczył się do tej drobnej uwagi. Ogólnie, na samym Gryffindorze mu za szczególnie nie zależało, prędzej do Ravenclaw miał jakiś sentyment. Inna sprawa, że dalej zastanawiał się, czy Tiara dobrze zadecydowała, wrzucając go do Krukonów. Uczył się pilnie, to fakt - ale tylko, jeśli na czymś mu zależało. A zależało mu tylko na tym, co dawało mu jakieś profity. Nie znał się, ale zawsze myślał, że jest rozdarty pomiędzy Ravenclaw a Slytherinem. Dzięki Merlinowi, że już nie musiał się w to bawić i mógł być po prostu sobą - Casprem Angelem T., właścicielem klubu w Hogsmeade. I tyle. - To mi się zdarza. - Przytaknął. Jeśli trumna miałaby w jakiś magiczny sposób zniwelować jego somnifobię, to z chęcią by z tego skorzystał. Niestety, wciąż chciał żyć i nie zamierzał poświęcić się dla uciechy Fire - o zamykaniu go w trumnie musiała zapomnieć. - Jest mi szkoda, ale nie jestem tak zdesperowany, żeby próbować zmienić twoją decyzję. - I tyle, w tym zdaniu zawarł (jego zdaniem) wszystko to, co powinien. Szanował jej zdanie, a zarazem pokazał jej, że wcale nie skakał z radości z powodu jej odejścia. - Jasne - skinął głową i ruszył wraz z rudowłosą na taras, zgarniając po drodze jeszcze butelkę Ognistej, którą rozpoczęli. Nie, żeby chciał upić siebie albo swoją towarzyszkę! Ot, odrobinka alkoholu dla rozluźnienia. Właśnie z takim nastawieniem zapełnił z powrotem ich szklanki, rozglądając się po przytulnie urządzonym tarasie.