W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
Minęło trochę czasu, odkąd Madison ostatni raz zawitała do klasy eliksirów i bynajmniej nie była to wtedy jej najlepsze wspomnienia świata – wpierw zdobywanie składników godne prawdziwego survivalowca, później niefortunne zderzenie się z Dexterem, prowadzące do rozsypania niezbędnych roślinek po całej podłodze, następnie wybuchający kociołek i zbyt optymistyczne podejście do ich mikstury, którą uwarzyła jej grupa i której z pewnością nie należało próbować, a wszystko to doprowadziło Kanadyjkę do utraty przytomności i upojnych chwil w Skrzydle Szpitalnym. Ale nic, przecież lubiła całkiem eliksiry i chciała dalej rozwijać się z tej dziedziny, dlatego musiała w końcu się przełamać i wziąć udział w zajęciach. Najwyżej znajdzie jakiegoś ochotnika do testowania wątpliwych w jakości mikstur! Przywitała się grzecznie po wejściu do klasy i zajęła miejsce przy jednym ze stanowisk, żeby z zadowoleniem stwierdzić, że eliksiry, które będą dzisiaj szykować, mogą być szalenie przydatne w użytku codziennym i tym chętniej zabrała się do pracy. Nie chciała popełnić żadnego głupiego błędu, bo wiadomo, że nawet najmniejsza drobnostka może przeważyć szalę i zmienić odtrutkę w truciznę, dlatego cały czas uważnie śledziła wskazówki profesora, zapisane na tablicy i wykonywała wszystko krok po kroku. Najwyraźniej jej sumienność się opłaciła, bo nie dość, że eliksiry nie dymiły ani nie miały szalonej barwy, to jeszcze zdawały się być dobrze przygotowane i skuteczne! Madison uśmiechnęła się pod nosem, przystępując do następnego kroku, jakim było wymieszanie eliksirów. Cóż, Kanadyjka niemalże była pewna, że jeśli tylko coś zrobi niewłaściwie, przelewana mikstura wybuchnie i urwie jej rękę czy coś, dlatego delikatnie łączyła płyny, prawie że wznosząc przy tym modły do wszelkiego rodzaju bóstw eliksirów, jeśli takie istniały! I może jednak istniały i wysłuchały jej próśb, bo gdy zamieszała kilkakrotnie zawartość kociołka, ciesz nabrała ładnego koloru i przestała wydzielać tak ostry zapach, jak wcześniej. Panie i Panowie, Madison Richelieu, przyszły mistrz eliksirów.
Z jednej strony Rose powinna umieć ważyć eliksiry, bo obcowanie z jednymi z najgroźniejszych stworzeń tego wymagało. Z drugiej jednak, to nie ona była Uzdrowicielem w rezerwacie. Stanęła przy swoim kociołku, nieco znudzona wszystkim, co działo się wokół (serio, eliksir na migrenę?). Oczywiście regenerujący był jej świetnie znany - to dzięki niemu odzyskiwała siły po nieprzespanej nocy i wszelkich urazach. Przyłożyła się nieco i efekt przerósł jej oczekiwania. Przynajmniej do czasu. Wszystkie trzy mikstury wyszły jej dobrze. Miały odpowiedni kolor, zapach i konsystencję, ale, jak zawsze sceptyczna Rose, sądziła że coś pójdzie nie tak. Poszło. Wprawdzie jej eliksir nie stał się żrący, jak niektóre eliksiry jej kolegów, ale z pewnością nie zasługiwał na Wybitny. Odstawiła fiolkę z próbką na biurko nauczyciela i opuściła klasę, dokładnie w takim samym humorze, w jakim była, zanim tu przyszła.
Ach, na Merlina, SMS pilna uczennica. Tym razem planowała się nie spóźnić na zajęcia z eliksirów. Kolejne? No dobrze. Może poprawiłaby wreszcie swoje zdolności, bo coś jej to wszystko nie szło. Nic dziwnego, skoro skupiała się raczej na zaklęciach. Mikstury... to nie była jej bajka, choć ze względu na ambicje, nie szło jej tak tragicznie. W każdym razie przyszykowała się, ubrała szatę i zbarała torebkę z potrzebnymi rzeczami, by w końcu dotrzeć do klasy. Przywitała się lakonicznie z profesorem, by zająć jakąś ławkę z tyłu. Kiedy się rozpakowywała, słuchała, co mieli dziś robić, co jakiś czas zerkając na tablicę. Niewiele z niej rozumiała, ale to nie było istotne. Kiedy wszystko było gotowe, wreszie zatopiła się w lekturze, opierając głowę na łokciu i czytając intensywnie wszelakie zapisane notatki. Pod koniec wzruszyła ramionami i zrobiła nieokreśloną minę. Zabrała się do roboty, a potem okazało się, że wynik jej eliksirów był zadowalający. Gorzej, że raczej mikstury nie były zdatne do picia. Wystarczyło je powąchać, aby się skrzywić niemiłosiernie. Biegunka gwarantowana. Odstawiła je lepiej, choć w sumie gdyby nie ten odór, to mogłaby komuś zrobić psikusa i dolać mu tego świństwa do napoju. Szkoda, wielka szkoda. Kiedy lekcja się zakończyła, zebrała wszystkie swoje rzeczy, a potem wyszła na kolejne zajęcia.
Deven trochę się ociągał z przyjściem na tę lekcję - w końcu eliksiry nie były jego ulubionym przedmiotem, a roślinki i zwierzęta, które hodował we własnym mieszkaniu, wymagały jego ciągłej uwagi i opieki. Niemniej jednak zjawił się w drzwiach i w milczeniu, tak dla siebie typowym, zajął wolne miejsce. Cóż, co prawda zdołał przyrządzić wszystkie trzy eliksiry bez większych trudności - wystarczyło trochę cierpliwości i precyzji, a te cechy posiadał od dzieciństwa. Każdy eliksir wyglądał dokładnie tak, jak wyglądać powinien, pachniał odpowiednio, bulgotał właściwie i Deven ze zdumieniem stwierdził, że może minął się z powołaniem? Chociaż nie - obcowanie z przyrodą było jego największą miłością, a zamknięty w tych okropnych, wilgotnych lochach, błyskawicznie postradałby zmysły. Teraz czas zmieszać to wszystko... ups, chyba nie poszło zgodnie z planem, bo substancja wydawała się działać zupełnie odwrotnie niż powinna - była paskudna i prędzej mogła zaszkodzić niż komukolwiek pomóc. Deven wzruszył ramionami i z kamienną twarzą pozbył się tego świństwa.
Charlie nie mogło zabraknąć na lekcji eliksirów! W końcu chciała się w tym kierunku kształcić. Ostatnio miała passę na zaklęcia, ale to nie był jej konik. Co prawda największym była działalność artystyczna, no ale nie można mieć wszystkiego. Nie mniej bardzo uważała, aby tymczasem się nie spóźnić. Szybko w domu przeczesała włosy, umyła zęby, nałożyła szatę i teleportowała się do Hogsmeade, skąd szła już do zamku. W międzyczasie nuciła sobie coś pod nosem, rozglądając się dookoła, jak gdyby była tu pierwszy raz, a nie na drugim roku studiów. Ogarnęła, że tak w zasadzie ma jeszcze sporo czasu do lekcji, więc nie spieszyła się jakoś tragicznie. Tak samo dosyć długo kręciła się w podziemiach, zanim nacisnęła klamkę i weszła do środka. Przywitała się z proseforem, po czym zajęła miejsce i wyjęła niezbędne rzeczy z torby. Potem zaś uważnie przeczytała wszystkie instrukcje i wysłuchała tego, co nauczyciel miał do powiedzenia. Zatarła z zadowoleniem ręce, by przystąpić do pracy. I wiecie co? Wszystko udało się perfekcyjnie, a dodatkowo jej mikstury były możliwe do wypicia. Wspaniale. Zadowolona z siebie po skończonej pracy zebrała się z miejsca, by ostatecznie wyjść z sali.
(pierwszy rzut: 4,5 i przy drugiej kości przerzut: 1) Była punktualnie w sali. Jak zwykle. Przecież Leah Aristow musi chociaż utrzymywać pozory idealnej uczennicy, choć nie wszystkie lekcję są jej pasją. Tak na prawdę to większości nie lubiła. Eliksiry należały do dziedziny, która ją fascynowała i chciała dać z siebie wszystko. Zadanie przecież nie było trudne! Ukryta gdzieś w cieniu innych uczniów zabrała się do pracy starając się nie rozpraszać. Skup się!- krzyczał umysł. Przychodziło jej to z trudnością. Zastanawiała się czemu nie przyjaźni się z nimi bliżej, dlaczego nie próbuje zagadać do jakiegoś chłopaka i czy możliwe jest, że sufit w sali jest w takim stanie! Merlin chyba chciał tego dnia utrudnić pracę. Wróciła jednak do rzecyzwstości. Kierując swoje myśli na właściwy tor wróciła do pracy, choć bez przerw się nie obyło (przezco musiała popsuć- bycie blondynką, choć ciemną zobowiązuje). Szkoda, że zmarnowała tylko czas. Nie zniechęcona spróbowała jeszcze raz. Efekt nie był idealny, ale coś jednak z tego było. Po zakończeniu pracy sprzątnęła się szybko i wychodziła bardzo dumna z dokonania, choć nie było tego po niej widać.
(2,3) Stark musiała przyznać, że Eliksiry nie były jej ulubionym przedmiotem. Ledwie zaliczały się do lubianych. Mimo jej dość dość pesymistycznego stosunku do lekcji, nie była z nich najgorsza. No cóż potrafiła coś uwarzyć, często nawet jej dzieła zasługiwały na miano "dobrych". Kryła się z tym jednak, nie lubiła pokazywać, że jest dobra z Eliksirów. Nie zgłaszała się, nie popisywała, robiąc tylko co do niej należy. Słysząc, że dziś odbędą się się zajęcia z prof. Brendanem, pośpiesznie wyszła z dormitorium łapiąc w międzyczasie jej czerwono-żółtą torbę. Przybiegła do lochów, nie chciała się spóźnić. W drodze myślała o tym co będzie robić potem. Może uda jej się wymknąć do Pokoju Muzycznego? Dawno nie grała na skrzypach, chciałaby znów posłuchać ich pięknego brzmienia. Nieśmiało przeszła do Klasy Eliksirów, zajmując myśli dzisiejszą lekcją. Natychmiast poczuła zimno, no tak, przecież tutaj zawsze jest zimno. W klasie było już sporo osób, więc Jane szybko i cicho zajęła jeden z wolnych kociołków. Wysłuchała nauczyciela i ze znużeniem stwierdziła, że te eliksiry będą wyjątkowo łatwe. Spokojnie zabrała się do przygotowań. Po odpowiednim czasie uznała, że są wystarczająco dobre. Dobra, teraz ta mieszanka... Dużo było z tym roboty, jednak Stark pod koniec uznała, że wyszło jej idealnie. Nie można tego było powiedzieć o wszystkich w tej sali... Gdy siedziała zadowolona z siebie i ze swoich eliksirów zobaczyła tą dziewczynę. Lena, Lea czy jak jej tam... Jej również nie poszło tak dobrze jak rudej. Dziewczyna po skończonej robocie wstała i wyszła. Stark również podniosła swój tył z siedzenia, stwierdzając, że nie ma po co dłużej tu siedzieć. Inni niech się męczą, ona załatwiła swoją robotę bardzo pomyślnie. Chwyciła torbę i niemal wybiegła z klasy, podekscytowana myślą o grze na skrzypcach.
Ostatnio zmieniony przez Jane Stark dnia Pią Kwi 04 2014, 16:40, w całości zmieniany 1 raz
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Ileż to razy można chodzić na lekcje w ciągu kilku dni i nie dostać od tego bólu głowy? To było aż niepodobne do niego, że ostatnimi czasy tak bardzo przykładał się do nauki i niestety miał te świadomość, ale cóż miał zrobić? Wszystko było lepsze od siedzenia w tym wielkim, pustym domu i rozmyślania o tym, co dopiero co zadziało się w jego życiu. Miał wrażenie ze im dalej w edukacje tym gorzej, bo i więcej problemów zwala Ci się na głowę. Jego życie było takie piękne dopóki nie znał Filipa, ale, huh, zabawne, ze dopiero co miał inne zdanie. Był niezdecydowany jak nigdy. Nie rozumiał absolutnie tego ci działo się w jego głowie i mimo prób ogarniania tego całego uczuciowego burdelu to wiadomo jak to wychodziło. Być może właśnie dlatego kierował swe kroki ku sali do eliksirów, już w myślach przeklinając swój godny pożałowania los. Jeśli sądził na początku, że ta lekcja będzie porażką to… w gruncie rzeczy się nie pomylił. Udało mu się uwarzyć wszystkie eliksiry na tyle dobrze, aby nie spowodować katastrofy, co w gruncie rzeczy było sporym dokonaniem, a potem z kolei nastąpiła kompletna klapa. Nie zagłębiał się w to jak smakują jego wytwory, bo po skończeniu zadania, spakował manatki i poszedł.
No i przyszedł i Seth. Mimo tego, że na ostatnich zajęciach raczej nie uzyskał satysfakcjonującego go wyniku to absolutnie nie miał zamiaru się zrażać, o nie! On miał to do siebie, że jeśli się na coś uparł to musiał to mieć, a przy okazji warto pamiętać, że jego choroba dość mocno zaburzała jego zdolność do postrzegania. Nie ukrywajmy, sądził, że pójdzie mu świetnie i chyba musiał przeżyć prawdziwy szok, że nie wszystko poszło dokładnie tak jakby to sobie wymarzył. Co jednak zrobisz? Takie życie! Wszystkie eliksiry, które mieli dzisiaj przygotowywać okazały się być banalnie proste do uwarzenia, jednakże gorzej już było z ich właściwościami, bo substancja rozpuściła warstwy materiału składające się na rękawice ochronne, a sam Seth ledwo co uniknął utraty palców. Zdążył jednak spostrzec zagrożenie w odpowiednim momencie i odrzucił je od siebie na blat, w którym również zaczęły się wypalać dziury. No cóż, niezbyt pozytywne zakończenie, prawda? Był zły na to co się stało, bo to przecież nie jego wina! Był dobry z eliksirów, więc to musiała być sprawka jakiegoś niegrzecznego, gryfońskiego pierwszoroczniaka (ciekawe, gdzie on tutaj takowego zauważył, już nic nie mówiąc o fakcie, że sam jest z czerwonych…), który napsocił coś przy jego kociołku. W związku z tym nie pozostało mu nic innego jak tylko unieść nos wysoko i celując nim w sufit opuścił klasę, wciąż święcie przekonany o własnej niepodważalnej zajebistości.
Do klasy weszła Katniss. Zajmując miejsce, związała włosy w luźny kok. Na eliksirach nigdy nic nie wiadomo, a swoimi włosami chciała się jeszcze trochę nacieszyć. Przeczytała instrukcje i zabrała się do pracy, uprzednio odpowiednio zabezpieczywszy się. Pierwsza część zadania poszła jej bardzo dobrze. Udało jej się uwarzyć wszystkie eliksiry. Początkowy sukces rozproszył uwagę Gryfonki i gdy zaczęła wlewać powstałe substancje, mieszając je, nagle poczuła coś dziwnego. Jakby rękawiczki zaczęły przepuszczać powietrze... Problem polegał na tym, że one nie zaczęły przepuszczać powietrza, one.. zniknęły! Kat natychmiast odsunęła się od toksycznego, żrącego czegoś, co zjadłoby jej ręce, gdyby była niedbała i nie założyła rękawic. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym i spojrzała na dłonie. Uff, na szczęście całe i zdrowe. Po tym incydencie dziewczynie odechciało się czegokolwiek więcej próbować i wyszła z klasy, rozpuszczając swoje blond włosy, które, o zgrozo, też mogłyby ucierpieć na tej niebezpiecznej lekcji.
Znowu eliksiry. Laura ochoczo zabrała się do warzenia wszystko co trzeba było: migrenowy, po-zatruciowy i regenerujący. Pomyślała, że skoro już je zrobiła to może warto by mieć je na zapas? Tak na wypadek, gdyby się nie udało kolejne zadanie, a potrzebowałaby kiedyś takiej specyfików. Ukradkiem odlała każdego po małej fiolce i schowała do kieszeni szaty. Potem zabrała się za łączenie ich. Starała się bardzo. Naprawdę. Ale chyba niedostatecznie. Najpierw powąchała ostrożnie, czyli tak jak to się wącha eliksiry, to znaczy ręką przesuwając woń która się unosiła i kiedy uznała, że nie jest taka straszna, zbliżyła się nosem naczynia. To... nie wyglądało na zdatne do spożycia. Miało podejrzany kolor i zapach i niemalże piekło w oczy. Ech. Widocznie nie była taką mistrzynią eliksirów za jaką się uważała... Pokazała profesorowi co jej tam wyszło, a potem wylała swój twór i sobie poszła. Przynajmniej miała w kieszeni trzy przydatne fiolki.
Elsa musiała dbać o swoje wyniki, bo przecież nikt nie mógł pomyśleć (absolutnie nigdy, przenigdy), że jedyną jej zdolnością jest rozsiewanie wszędzie swojego uroku. Przyszła więc rozprzestrzeniać go na lekcji eliksirów. Miała wyjątkowo dobry humor, a wywary, za które się zabrała, wyszły podejrzanie dobrze. Najpierw uwarzyła regenerujący, potem migrenowy, na koniec zostawiając po-zatruciowy. Wszystkie wyszły jej jednakowo genialnie. Gorzej było natomiast z mieszanką, którą mieli później wykonać. Musiała pomieszać coś przy proporcjach, bo wyszła jej z tego okropna mikstura. Na szczęście nie uszkodziła sobie ślicznych palców, a połączone eliksiry przeżarły tylko trochę rękawice. Skrzywiła się, ale ostatecznie była z siebie całkiem zadowolona, choć do dumy było jeszcze daleko. Te eliksiry nie były trudne, więc osiągnięcie także nie było wielkie.
Echo nie omijała lekcji, bo owutemy chodziły za nią dniami i nocami. Dlatego na eliksirach także się zjawiła, jak zwykle nastawiona pozytywnie! Pewnie była to połowa sukcesu, bo do zadania podeszła porządnie, ale bez spinania dupy. Powoli i podejrzanie uważnie (jak na nią, rzecz jasna) wykonywała kolejne kroki, które nauczyciel podał im na tablicy. Udało jej się nic nie pomieszać i tym sposobem uwarzyła trzy superowe eliksiry - migrenowy, po-zatruciowy i regenerujący. Zadowolona postanowiła spróbować z kolejnym zadaniem. Obserwowała chwilę innych, ale nie dowiedziała się zbyt wiele, więc po prostu wymieszała trzy eliksiry na oko. Nie była orłem w tej dziedzinie, ale jakimś cudem udało się, a Echo poznała podstawy odtrutki na kaca. Szkoda, że nie miewała kaca, ale zawsze mogła uwarzyć ten eliksir komuś innemu!
Krukoństwo zobowiązywało, zresztą tak samo jak fakt, że eliksiry prowadził opiekun domu Żanetki. Dziewczyna zjawiła się nieco spóźniona, więc szybko przeprosiła profesora i zabrała się do roboty. Nie była zbyt biegła w dziedzinie eliksirów, w zasadzie nie przepadała za nimi. Często popełniała głupie błędy, myląc podstawowe pojęcia. Tym razem skupiła się i nie spieszyła zbytnio, więc udało jej się zrobić pierwszy eliksir bezbłędnie. Z drugim i trzecim miała małe problemy, a sytuację ratowała w ostatniej chwili, tuż przed wrzucaniem składników do kociołka orientując się, że coś pomieszała. Skończyła z trzema udanymi wywarami, teraz pozostało je tylko wymieszać. To także wyszło jej podejrzanie dobrze, założyła więc, że tego dnia towarzyszyło jej niesamowite szczęście. Z lekcji wyszła więc zadowolona.
1. 3 poprawione na 3 poprawione na 6 (5 pkt z eliksirów!) 2. 6
Zjawiła się tu następnego dnia po ucieczce ze Skrzydła Szpitalnego. Dalej nie czuła się najlepiej. Jednym z głównych powodów było zapewne to, że znajdowała się na przymusowym detoksie od tygodnia. Póki co miała nadzieję utrzymać ten stan jeszcze trochę dłużej. Przynajmniej do miesiąca, jak już kilka razy się jej udało. W sali eliksirów było chłodno, co jeszcze bardziej wzmagało jej zimne dreszcze. Owinęła się mocniej grubym swetrem, który założyła również po to, by ukryć liczne jeszcze siniaki na ciele, ustawiła swój kociołek tyłem do całej reszty w jakimś kącie i zdobyła się na heroiczny czyn - założyła okulary wśród ludzi. Co prawda, nikt jej nie widział, bo czaiła się w tym kąciku zgarbiona i próbująca zająć jeszcze mniej miejsca, lecz i tak należą się jej brawa. Bez okularów nie widziałaby nawet, jakie składniki się przed nią znajdują, nie wspominając o krojeniu i odważaniu ich w odpowiedniej ilości. Pracowała sumiennie i pieczołowicie, bo bardzo zależało jej na wyniku pozytywnym. Nie przez ocenę, rzecz jasna. Chciała wziąć ze sobą uwarzone już eliksiry, dalej ich potrzebowała. Najbardziej starała się przy regenerującym i migrenowym i to one wyszły jej najlepiej. Pozatruciowy też nie był najgorszy. Gdy zakończyła pracę i łyknęła swych zbawiennych tworów, skrzywiła się przez ich obrzydliwy smak, ale równocześnie od razu poczuła ulgę związaną z ich działaniem. Zdała sobie szybko sprawę, że wszystkie trzy eliksiry stanowią idealną mieszankę na leczenie kaca. To zapewne oznacza, że będzie dość często je warzyć. Zdjąwszy okulary, uśmiechnęła się do Aleksandra, w końcu przydatna wiedza!
Wiecie jak to jest… Coco z miliard pięciuset dram wyszła obronną ręką. Jeszcze żyła. Stała na nóżkach – nieco patykowatych, bo schudło jej się w ostatnim czasie, ale nadal jednak żyła. Integracja sensoryczna w normie, obeszło się bez większych szkód na mózgu czy tak ogólnie. Aż dziw, że ona naprawdę funkcjonowała, no ale przecież była superkowa więc musiała koegzystować w tej jakże ogromnej populacji Hogwarckiej braci. I tak jakoś się złożyło, że przeczytała w Horoskopie, że powinna uwarzyć eliksir szczęścia, radości czy coś takiego. Nie ważne! Coco da radę, bo przecież Coco to super mistrz eliksirów, zawsze bywała na lekcjach! Kiedy te się przykładowo zaczynały w piątek po osiemnastej, to zazwyczaj się kończyły w poniedziałek koło szóstej, ale kto by na to zwracał uwagę? Wszak była w końcu najpilniejszym uczniem czarodziejskiego świata! Już nawet nie chciała wracać do myślenia o Villiersie czy o kimkolwiek, kto się nazywał Villiers, albo na przykład jakiś tam Young. Nie, no wiadomka… Bardzo, ale to bardzo w głębi duszy brakowało jej Caspra, chociaż wiedziała co mu obiecała, ale na ten moment? Ssijcie czule, smocze kule. Ona potrafi stanąć na własnych nogach i wam to kurwa udowodni! W każdym razie dziewczę rozłożyło swój super zestaw do eliksirów w postaci kociołka, kilku magiczny specyfików, a zaraz potem poczęła przygotowywać super eliksir szczęścia. Wiecie, bo Coco wydawało się, że Charlie jest bardzo smutna i trzeba jej ten humorek poprawić, i tak po dwóch nieudanych próbach w końcu się udało, a eliksir przybrał odpowiednie barwy! Teraz już wystarczyło czekać na kochaną Charlie, a co się stanie potem? No los pokaże! /1, 1, 2 – debilne kostki, ale się udało
Ostatnio nie czekała jakoś z utęsknieniem na lekcję jej ulubionego przedmiotu, czyli oczywiście eliksirów. Nie chciało jej się cały czas słuchać tego samego, czasem ma wrażenie, że więcej nauczyłaby się sama z książek. Jednak jest przecież taką pilną uczennicą, musi udać się na lekcje i postarać o kilka dodatkowych punktów dla ich domu. Gdyby przegapiła taką okazję nie byłaby sobą, w końcu nie bez potrzeby trafiła do Ravenclaw'u. Wpadła spóźniona na lekcję, uśmiechając się lekko do profesora i przepraszając za spóźnienie, oczywiście. Nie wiedziała za bardzo co ma robić, toteż przez chwilę rozglądała się dookoła po swoich kolegach i koleżankach, jakie zadanie ją czeka. Gdy już dowiedziała się wszystkiego, przystąpiła do działania, nie zwracając uwagi na nic innego. Oczywiście, że wszystko wyszło jej doskonale. Trzy eliksiry zostały idealnie zrobione, chociaż bez bicia przyzna się, że na początku miała problem z przygotowaniem odpowiednich składników, bowiem była dzisiaj bardzo zakręcona. Pozytywnie zakręcona, a nie negatywnie, co zdarzało jej się ostatnimi czasy bardzo rzadko. Może własnie dlatego kompletnie nie przejęła się faktem, że coś jej nie wychodzi i próbowała dalej? Koniec tego gdybania, skutek był idealny: trzy piękne eliksiry. Tylko, zaraz zaraz, co zrobić z nimi dalej? Gdy już dowiedziała się, co ma zrobić, po raz kolejny wzięła się do pracy, skupiona tylko na swoim zadaniu. Mieszaniny wyszły jej perfekcyjnie. Faktycznie, były strasznie obrzydliwe w smaku, jak każde eliksiry tego typu, jednak działały, a to się liczy, prawda? Chyba nie ma na świecie człowieka, któremu udałoby się stworzyć mieszaninę tych trzech eliksirów o dobrym smaku i działającą - jednocześnie oczywiście. Zatem - Amelia z dzisiejszej lekcji wyszła bardzo zadowolona, mając nadzieję, że na następnej również nauczy się takich ciekawych rzeczy jak dziś.
(1 -> 4 i 3) /zt
Lekcja jest już skończona. Ten post nie będzie brany pod uwagę.
Sala przygotowana na każdym stanowisku znajdowały się czyste pergaminy i pióra, wszystko gotowe na egzamin powtórkowe z eliksirów do klasy 4. Każdy winien sobie z nimi poradzić. Zasiadł za biurkiem czekając na uczniów.
INSTRUKCJA
Pytania na teście są banalnie proste, piszecie jednego posta jak rozwiązujecie test, wiec nie bójcie się rzucacie w sumie 4 kostkami. Rzucacie 2 razy eliksir potem opisujecie działanie pierwszego wylosowanego eliksiru zaś następnie piszecie recepturę drugiego wylosowanego eliksiru Potem rzucacie 2 kostkami które decydują punktach do kuferka za udział otrzymujecie w sumie 2 pkt parzysty do eliksirów nieparzysty do uzdrawiania. życzę miłej zabawy.
( Kostki wylosowały amortencję i eliksir Ridikuskus)
Juliette przyszła do sali i co zobaczyła?? Jakieś kartki na ławce. Boże... Trafiła do piekła. Nic nie pamiętała... Zresztą ona nigdy nic nie pamiętała... Była na siebie cholernie zła że się nie uczyła tylko grała na Gitarze. Usiadła do stolika wzięła pióro i Napisała tylko co miała opisać... Cóż dopiero pottem myślała co wpisać i po co... Tak więc:
" Eliksir Ridikuskus Po wypiciu tego eliksiru człowiek zaczyna tańczyć i śmiać się do łez.
Składniki: 4 kolce jeżozwierza 1 pijawka 2 mordowniki 0,5 l. Wody zmieszanej z pieprzem białym 0,3 l. Soku Mirahiti
Przygotowanie Kolce zmielić, pijawkę i mordowniki pokroić na drobne kawałki. Sok, kolce, pijawkę i mordowniki dodać do wody. Mieszać przez 4 min. w pełni księżyca, a następnie wypić.
Amortencja
Najsilniejszy eliksir miłosny znany w świecie czarodziejów. Wystarczy dodać kilka kropel do napoju danej osoby, a zapała ona obsesyjnym uczuciem do osoby, która go uwarzyła. Składniki: W głównej mierze zioła. Najczęściej są to fiołki, astry, jaśminy lub irysy. Najlepiej by były zebrane w czasie pełni księżyca. Poza tym w kociołku powinny znaleźć się też pomarańcze, korzenie mandragory, werbenie i zarodniki paproci zmieszane z wodą lub dowolnym trunkiem. Znakiem, że wywar się udał jest bijący z niego perłowy blask i para unosząca się w charakterystycznych spiralach. Każdy człowiek zapach amortencji odczuwa inaczej. Woń wywaru kojarzy mu się zawsze z zapachami, które są dla niego najprzyjemniejsze. Im jest starszy, tym jego działanie staje się mocniejsze."
I tyle... Nie wiedziała co więcej napisać więc odłożyła pióro na stół i spojrzała na Profesora Brendana. Potem uśmiechnęła się delikatnie i...Zaniosła swoje wyżłopiny nauczycielowi po czym wyszła. A co będzie siedziała jak debil w tym cholernym miejscu zwanym klasą?? CO miała to napisała wiecej nie trzeba... Prawda??
Z/t (wylosowane kostki 4 i 6)
Ostatnio zmieniony przez Juliette Scorpion dnia Sro Kwi 23 2014, 15:27, w całości zmieniany 2 razy
Z Thiago był przecież pilny uczeń, dlatego usłyszawszy o lekcji, zjawił się na nią. Ubrał się normalnie, odrobię elegancko, przyczepił plakietkę na znak, iż jest przyjezdnym, a potem ruszył przed siebie... nie mając pojęcia, gdzie tu mają salę z eliksirów. Znalazła się jednak jakaś dobra dusza, która go zaprowadziła. Och, czyli jednak uczniowie Hogwartu bywali mili! To bardzo dobrze. W końcu pociągnął za klamkę i kiedy zorientował się, że to będzie jakiś pisemny test, to się nawet ucieszył. Jako spec Austri miał smykałkę do zapamiętywania teorii. Dlatego też przywitał się z profesorem, a potem zajął jedno z wolnych miejsc. Wziął do ręki pergamin z pytaniami, a potem zamoczył pióro w atramencie i zaczął pisać. Całkiem proste były te pytania, tak sądził! Najpierw opisał szczegółowo działanie eliksiru Gregory'ego, który w skrócie powodował to, że osoba, która go wypiła uznawała osobę podającą mu ten eliksir za najlepszego przyjaciela. Tylko na dwie godziny. Jak dobrze, że on nie musiał się posuwać do tak okropnych czynów! Następnie zaś rozpisał się na temat tego, jak należy przygotować eliksir rogu. Najogólniej potrzeba do tego rogu jednorożca, krwi gronostaja, pijawek i mordownika. Choć proporcje i sposób mieszania składników również opisał. Na koniec podpisał swoją pracę i zadowolony wręczył ją nauczycielowi. Pożegnawszy się z nim skierował się w stronę wyjścia, całkiem zadowolony ze swych odpowiedzi!
Jack niespecjalnie przepadał za eliksirami, jednak zajęcia to zajęcia, a że był ambitnym człekiem, to postanowił się na nie wybrać. Umył się, względnie uczesał, a potem nałożył swą szatę, by tak teleportować się z Londynu do Hogsmeade. Teleportacja wiele upraszczała, jednakże i tak była dosyć uciążliwa w porównaniu do spania w dormitorium. Takie jednak wybrał sobie warunki, więc nie powinien narzekać. Szczególnie, że miał na miejscu siłownię i Logana, który leci na Echo, fujka! No, ale skoro taka jego wola, to przecież nie będzie oponował. Może i byli kumplami, ale poza tym, iż tej dziewczyny po prostu nie lubił, nie miał żadnych argumentów na to, by mu coś o niej powiedzieć. Dlatego milczał. Milczał też podczas spaceru z wioski do Hogwartu, nawet nie oglądając się na nic. Kiedy przemierzył kolejne metry, dostał się wreszcie do upragnionej sali. Uniósł brew ze zdziwienia i dezaprobatą dla pisemnych testów, jednakże przywitał się z profesorem i zasiadł na wolnym miejscu. Wziął pergamin do ręki i zaczął czytać. Sporo czasu zajęło mu przypomnienie sobie tych wiadomośc sprzed paru lat, jednak ostatecznie zaczął pisać. Pisał o eliksirze spokoju, że ma właściwości uśmierzające lęk i łagodzące niepokój. Swoją drogą dosyć trudne mikstury dostał! Nie zniechęcał się jednak, bowiem nawet udało napisać mu się skład wywaru zamroczającego, choć było ciężko. Wypisał kichawca, warzuchę i lubczyk no i oczywiście wodę. Ostatecznie niezbyt zadowolony z siebie podpisał pracę i wręczył ją nauczycielowi, żegnając się z nim i wychodząc z klasy. Cóż, przyda mu się chyba mała powtórka!
Na lekcji nie mogło zabraknąć także Farai. W końcu była prefektem, gryfonką, która pilnuje wszelakich spraw. Wszystko miała dopięte na ostatni guzik. Musiała być na miejscu, nie mogła zawieść nauczyciela. Z taką myślą przyszykowała się na zajęcia, ubierając swą szatę i przyczepiając do niej plakietkę informującą o byciu prefektem. Wzięła głęboi oddech i wyszła z dormitorium, idealnie wymierzając czas, aby pojawić się na miejscu niespóźniona. Nacisnęła na klamkę i weszła do środka, od razu skłaniając się profesorowi. Dostrzegłszy jedno z wolnych miejsc usiadła tam, by chwycić pergamin z pytaniami, a potem wziąć pióro z atramentem. Przeczytała wszystko uważnie, po czym wiadomości na ten temat jakby same zaczęły napływać jej do głowy. Zatrzymała się nad kartką zaledwie chwilę, a potem zaczęła odpowiadać na zadane pytania. Opisała działanie eliksiru Felix Felicis, który był jednym z tych kontrowersyjnych. Zabawne, ale trafiły jej się same eliksiry dla studentów! Na szczęście lubiła ten przedmiot, zatem dokształcała się także poza zajęciami. Płynne Szczęście. Przynoszący powodzenie każdemu zażywającemu go czarodziejowi. Nie można go zawsze wykorzystywać, zresztą uwarzenie go nie jest jakoś szczególnie proste. I raczej długotrwałe. Potem przyszedł czas na eliksir unicorn i jego składniki. Woda, sproszkowane rogi jednorożca, włosy z jego ogona, aż wreszcie jego krew. Osei nie wyobrażała sobie jak można skrzywdzić zwierzę dla jakiejś mikstury, aby pobyć chwilę tym stworzeniem. Nie zaczęła się jednak rozpisywać o kwestiach moralnych. Po prostu wypisała co i jak zrobić, aby wywar się udał, podpisała się i potem wstała, wręczając nauczycielowi swoją pracę. Pożegnała się z nim z należytym szacunkiem, a potem podeszła do drzwi, by wyjść z klasy. Miała nadzieję, że pójdzie dobrze.
Levee przygotowywała się do każdej lekcji. Nawet, jeżeli miałaby być powtórką z dawnych lat, czyli czymś, co powinna mieć w małym paluszku. Cóż, niewątpliwie miała. Lubiła jednak odświeżać swe wiadomości, aby upewnić się, że wszystko gra. Że niczego nie przeoczyła. Uśmiechała się do siebie, kiedy rozumiała, kiedy wiedziała. Była krok bliżej do zadowolenia matki. Ceniła to sobie. Napisze dziś do niej list. Że przygotowywała się na zajęcia z eliksirów. I że poszło jej fenomenalnie. Nieważne, że mogło pójść źle. Nie lubiła jej mówić, że znowu coś zepsuła. Znowu się tłumaczyć z tego, dlaczego jest jej niedoścignionym ideałem. Wolała wszystko odpowiednio tuszować. Dziś zatuszowała swój stan. Umyła się, ubrała w szatę. Spięła włosy. Wyglądała na grzeczną, ułożoną krukonkę, która niebawem skończy szkołę. Jak wspaniale. Pozory i jeszcze raz pozory. Ale przecież uśmiechała się. Uśmiechała się podczas teleportacji, uśmiechała się podczas wędrówki do zamku, przez korytarze. Uśmiechała się w momencie, gdy weszła do klasy i powitała nauczyciela. Kąciki jej ust wciąż były uniesione do góry. Pisze test. Wspaniale. Usiadła przy jednym z pergaminów. Powiodła wzrokiem po literach, a gdy skończyła, zabrała się od razu za pisanie. Przecież doskonale znała odpowiedzi. Eliksir muzyczny? Banał. Przez dwie godziny można w mózgu słuchać muzykę z płyty. Często go warzyła swego czasu, bo lubiła czasem zasypiać w kojących melodiach Fiuu Bzdziuu. Uśmiechnęła się nieco szerzej na to wspomnienie, lecz zaraz rozpoczęła dalsze pisanie. Eliksir euforii. Tak bardzo by jej się czasem przydał! Szczególnie teraz, kiedy miała poczucie pustki i samotności. Nie mniej wypisała wszystko, czego profesor oczekiwał. Składniki. Mięta, pancerzyki chitynowe, sok z cytryny, figi abisyńskie. Odpowiednie proporcje, sposób warzenia, wszystko. Wszystko zlewało się w piękną, niemalże perfekcyjną całość. A przynajmniej ona chciała w to wierzyć. Gdy skończyła, podpisała swoją pracę, którą wręczyła nauczycielowi. Skłoniła mu się na pożegnanie, by przejść te kilkanaście kroków do drzwi. Pchnęła je, wychodząc na zewnątrz i nabierając powietrza w płuca. Wspaniale. Czas na kolejne obowiązki. A jeżeli nie, to na bibliotekę. Cokolwiek - byle do przodu.
eliksir muzyczny, eliksir euforii, 1&2 z/t
Ingrid Westerberg
Rok Nauki : VII
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : ścigająca, UWAGA! Oszukana orientacja :||||
/Eliksiry: bujnego owłosienia i Gregory'ego, kostki 4 i 2, przypadek? Nie sądzę!/
Ingrid rzecz jasna musiała dbać o to, żeby po przyjeździe do Hogwartu nie wypaść z tego całego "naukowego rytmu", jaki Seona narzuciła siostrom jeszcze w Szwecji. Kuj to, kuj tamto, nie zapomnij tego, naucz się jeszcze tych dziesięciu dodatkowych stron, wiesz przecież że to dla twojego dobra, no już, nie gadaj z Astką tylko powtarzaj - [tu wstaw jakiegoś wybitnego szwedzkiego poetę] wielkim poetą był! No i eliksiry, Ings, przyłóż się do eliksirów, ja wiem, że ich nikt nie lubi, ale wszystko należy umieć na chociażby Zadowalający, prawda? Prawda, mamo. W takim więc wypadku, kiedy pojawiła się informacja o lekcji ukochanych przez Rudą eliksirów, nie mogła nie przyjść. Tak naprawdę to nie mam pojęcia, czy przyjezdni dostali swoje własne mundurki, ale pewnie tak, bo inaczej nie byłoby sensu dawać im plakietek, skoro każdy chodziłby ubrany "po swojemu" - w takim wypadku błękitnooka narzuciła na siebie szatę, a potem, dosyć wolnym krokiem, skierowała się do lochów. Trzy razy pytała o drogę, dwa razy się zgubiła, raz weszła do zupełnie innej sali. Ale, koniec końców, dotarła tam gdzie trzeba! I co się okazało? Test. Noga z eliksirów, a jej pierwsza lekcja w Hogwarcie polega na teście. Tyle przegrać. Padło na czarodziejski odpowiednik środka na porost włosów oraz wywar przyjaźni, jak lubiła go sobie nazywać Ing. Skrobała coś piórem dobrych dwadzieścia minut, a z racji tego, iż opisówki zwykle kończyła bardzo szybko, po wspomnianych dwudziestu minutach oddała pracę, aby następnie wyjść z sali. Pierwszy eliksir, jak sama nazwa wskazuje, sprawiał że ten, kto go spożywał, natychmiastowo padał ofiarą szybszego wzrostu swoich kudłów. To było akurat banalnie proste. Jednakże, przy drugim zadaniu nie było już tak wesoło. Receptury na eliksir Gregory'ego zupełnie nie pamiętała, dlatego nazmyślała tam bardziej, niż kiedykolwiek przez całe swoje życie. Oby profesor się jakoś zbytnio nie przyczepił!
[zt]
Ostatnio zmieniony przez Ingrid Westerberg dnia Sro Kwi 23 2014, 19:06, w całości zmieniany 1 raz
Jaśmina miałaby się nie pojawić na jednej z pierwszych lekcji w nowej szkole? Co to, to nie! W końcu nie mogła przynieść wstydu Souhvezdí i jakoś swoją placówkę reprezentować. A poza tym, to nie był typ szalonej wagarowiczki. Może czasami chciała sprawiać takie wrażenie, ale jednak... jestem pewna, że w każdym z uczestników projektu Złoty Sfinx był jakiś pierwiastek kujoństwa, a przynajmniej kogoś, dla kogo nauka stanowi w życiu coś bardzo ważnego. Inaczej by się tutaj nie znaleźli. I panna Zielińska nie była inna, chociaż momentami chyba na przekór sobie udawała większe yolo, niż jest w rzeczywistości. No cóż. Tak więc dość ochoczo wyruszyła na zajęcia, których miejsce odbywania się bez trudu znalazła. Czy lubiła eliksiry? Może nie tak bardzo, jak na przykład historię magii, ale były bardzo przyjemne. Zwłaszcza, gdy przygotowane mikstury jej wychodziły, wtedy miała wielką satysfakcję! Przywitała się kulturalnie z nauczycielem, sięgnęła po test (hura, będzie mogła skorzystać z nieograniczonych zasobów swojej pamięci!) i usiadła w jednej z wielu ławek, gdzieś na uboczu. Co my tu mamy... Eliksir niewidzialności - łatwizna. Powoduje niewidzialność osoby, która go spożyła na około czterdzieści minut, w porywach godzinę. Trzeba jednak przyznać, że przypomnienie sobie eliksiru Unicorn było trochę trudniejsze (a tak w ogóle, to po jaką cholerę zamieniać się w jakiegoś konia z rogiem, no bezsens). 3000 ml wody, 3 sproszkowane rogi jednorożca, 2 włosy z ogona jednorożca, 10 kropel krwi jednorożca. Dopiero pod sam koniec pisania przypomniała sobie, że kropel krwi jednorożca miało być 8, tak więc skreśliła starannie dziesiątkę i postawiła tam ładną ósemkę. Opisała też sposób ważenia, choć ten nie był tak dokładny - no co, JESZCZE nie jest żadnym Flamelem. Odłożyła pióro, przeczytała raz jeszcze swoje wypociny i oddała pracę. Będzie dobrze!