Tutaj znajdziesz wszystkie możliwe eliksiry lecznicze, a życzliwy aptekarz na pewno z radością ci doradzi w razie wątpliwości lub pytań. Jeśli wolisz sam przygotować jakiś eliksir, żaden problem - "Pod Tymiankiem" możesz również kupić wszystkie potrzebne składniki i zioła, mając pewność, że są najwyższej jakości.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Charakterystyczny trzask przeszył powietrze, gdy pojawili się przed dobrze znaną Maxowi apteką. Nie miał zamiaru iść do żadnego uzdrowiciela. To było tylko złamanie i był pewien, że z odpowiednimi narzędziami poradzi sobie z tym sam. -Kurwa... - Mruknął, gdy złamana noga się pod nim ugięła i musiał mocno oprzeć się na krukonie, by nie runąć na ziemię. -Stary dzięki Ci bardzo. To gówno by mnie potłukło dużo gorzej. - Uśmiechnął się do niego słabo, gdy kuśtykał w stronę apteki. Pani za ladą od razu zwróciła na nich uwagę, ale Solberg nie chciał żadnej litości i dzielnie poruszał się w jej stronę. -Szkiele-wzro. Tylko świeże. - Rzucił galeony na ladę. Nie miał zamiaru rozwlekać żadnego dialogu z czarownicą. Wystarczyło mu, że bolało go w kurwę. -Potrzebujesz czegoś? Chętnie zasponsoruję cokolwiek za chłodny umysł i ratującego dupę Immobilusa. - Wyszczerzył się w stronę Kaldreda, mając szczere zamiary służyć mu swoją sakiewką.
Świat zniknął mi sprzed oczu. Czułem jak moje trzewia się skręcają, tułów jakby się wydłużył, a mnie jedyne co się chciało to krzyczeć. Otworzyłem usta by to zrobić, idealnie w momencie gdy trzasnęła i pojawiłem się w świecie materialnym. Cała czynność trwała może kilka sekund, a ja odczuwałem jakby przeminęła wieczność. Zamiast krzyku bojowego wydobyłem z siebie ciężkie westchnięcie, połączone z próbą nabrania powietrza. Złapałem się za brzuch, powstrzymując odruch wymiotny i pochyliłem głowę, próbując uspokoić dzwony bijące w mojej głowie. Moja pierwsza w życiu teleportacja...no, mogło być gorzej. -Ch-wil-e. - podniosłem palec, oddychając ciężko przez usta. Będąc w bezpiecznym miejscu opuścił mnie ucisk stresu, trzymający mnie jako tako w garści. Strzał adrenaliny również odszedł w zapomnienie, pozostawiając mnie i mój chory łeb na pastwę losu. Musiałem się zdobyć na jeszcze jeden wyczyn i podprowadzić Maxa do aptekarki. Stanowiliśmy razem piękny widok, sprowadzający na nas uwagę innych, niekoniecznie tą chcianą. Gdy towarzysz rozmawiał ze sprzedawczynią, ja rozejrzałem się po tutejszych specyfikach. Słysząc propozycję, przekrzywiłem lekko głowę i pokręciłem przecząco. -Dzięki, niczego nie potrzebuje. - a przynajmniej z tutejszego towaru. Pomyślałem chwilę o eliksirze spokoju, ale postanowiłem poradzić sobie bez niego.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Teleportacja faktycznie nie była specjalnie przyjemna, ale Max miał teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Na przykład złamaną kość, która wymagała atencji. Dlatego też pozwolił Kaldredowi na chwilę odpoczynku, a sam już kuśtykał do środka, by zdobyć potrzebny lek. -Skoro jesteś pewien... - Nie będzie przecież nikomu wlewać nic do gardła na siłę. Solberg jednak nie czekał zbyt długo i jeszcze na oczach sprzedawcy, który wydał mu lek otworzył butelkę i wypił sporą dawkę tego świństwa krzywiąc się przy tym ogromnie. -Ja pierdolę, wolałbym szczyny fenri. - Skomentował błyskotliwie bo naprawdę nie było to ani trochę smaczne. -Muszę usiąść. - Oparł się o murek przed apteką, by następnie przymknąć oczy i przeczekać choć chwilę tego cholernego bólu. Co ich podkusiło, żeby nakurwiać się z pomnikami zamiast od razu spierdalać, gdzie pieprz rośnie? -Tak w ogóle to Max jestem. -Wyciągnął do chłopaka dłoń, bo w końcu wypadało się kulturalnie przedstawić. On krukona nie kojarzył, ale przecież nie znał wszystkich uczniów hogwartu szczególnie teraz, gdy nie miał za bardzo jak ich poznawać, bo swoje życie spędzał poza zamkiem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Posłałem jeszcze jedno krótkie spojrzenie asortymentowi apteki i wyszedłem za Maxem. Przystanąłem obok murku i z przekrzywioną miną obserwowałem towarzysza. Nie miałem jeszcze okazji zażyć szkiele-wzro, ale sądząc po mimice twarzy, było to równie nieprzyjemne jak samo złamanie. Hymknąłem, opierając się rękami o kamień i patrząc na to, co działo się w centrum miasteczka. -Kaldred. - uścisnąłem wyciągniętą dłoń, uśmiechając się przy tym przyjacielsko. Mówią, że w boju rodzą się najlepsze przyjaźnie...ciekawy jest ile w tym prawdy. -Jak tam noga? - zapytałem, chociaż jakiej odpowiedzi mogłem się spodziewać? Westchnąłem i pokręciłem głową na własną głupotę. Zaczekałem, aż Max poczuje się nieco lepiej i poprosiłem, by zabrał mnie do Hogwartu. Miałem dość wrażeń, jak na jeden dzień.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zapamiętał sobie tożsamość jego młodego towarzysza, który uratował go od tych pierdolonych zbroi. Gdyby Max był tam sam na pewno coś poszłoby dużo gorzej niż w chwili obecnej. Złamana noga to było nic w porównaniu z na przykład takim ujebaniem całkowicie kończyny. Tego scenariusza miał już w życiu wystarczająco dużo. Nie potrzebował kolejnych wrażeń tego typu. -Leczy się, ale boli jak skurwesyn. - Zacisnął mocniej zęby, bo nastawianie złamanej kości wcale nie było przyjemne, ale zdecydowanie konieczne jeśli jeszcze kiedykolwiek chciał uprawiać jakiś sport. -Jasne. Złap się mocno i opanuj żołądek. - Wyszczerzył się, po czym samemu wspierając się na ramieniu krukona z charakterystycznym trzaskiem zabrał ich spod tej apteki prosto do Hogsmeade, gdzie odstawił towarzysza pod bramę zamku, a sam aportował się do domu, by w końcu odpocząć.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Payton Kingston III
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : no więc odstające uszy i mina księcia, a także okulary na nosie dla lansu w sensie, żeby mądrzej wyglądać, zawsze pachnie inaczej bo kocha olejki, perfumy i takie rzeczy
Adresuje do Szanownych Właścicieli apteki "Pod Tymiankiem"
Chciałbym zamówić składnik odzwierzęcy trzeciego stopnia: jaja popiełka. Adres, na który należy dostarczyć, znajduje się po drugiej stronie pergaminu. Do listu od razu dołączam zapłatę w postaci 30 galeonów.
Z poważaniem
Payton Kingston III
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Był niesamowicie przejęty. Znów udało mu się wprowadzić coś na rynek. Coś, co według wielu mogło przynieść światu jakąś korzyść. Nie dbał o hajs, czy sławę, chodziło mu raczej o uwierzenie we własną wartość i zaspokojenie własnych ambicji. To były jednak drugorzędne kwestie tego dnia. Ważniejszym było, by spisać się dziś na medal. Kurwa, nawet wbił się w koszulę i jakieś lepsze spodnie. Podwinął co prawda jej rękawy, przy pomocy transmutacji pozbywając się widoku blizn na przedramionach, ale wyglądał pięć razy bardziej elegancko niż zawsze, a między nogami plątał mu się czarny kociak - Grom. Apteka świeciła pustkami, gdy tam się pojawił. Spędził dobrą godzinę, na ustawianiu wszystkiego i powtarzaniu sobie tego, co chciał powiedzieć, a gdy w końcu usłyszał pierwszy dzwonek, zwiastujący przybycie uczestników, o mało co nie podskoczył, tak się wystraszył. Szybko jednak jakoś się pozbierał i zaprosił przychodzących do zajmowania miejsca. Widział kilka znajomych twarzy i kilka całkiem obcych, z czego te pierwsze o wiele bardziej go teraz stresowały. Nie mógł przecież wyjść na kretyna, ale też nie mógł pozwolić sobie na formę, którą wszyscy znali z zajęć lab medu. - Dzień dobry wszystkim. Jestem Maximilian Solberg i chcę zaprezentować wam dzisiaj i nauczyć podstaw obsługi czegoś, co niedawno udało mi się wprowadzić na rynek. - Przełknął ślinę żałując, że nie jebnął sobie kielicha na odwagę, ale nie mógł, a teraz było już za późno. - Bransoleta ma jeden cel, wprowadzić do krwioobiegu użytkownika eliksiry lecznicze. - Zaczął od podstaw, jak w szkole podstawowej, prezentując biżuterię, by uczestnicy wiedzieli, o czym akurat opowiada. - Ma ona dwa główne elementy, panel runiczny i bransoletę z przegródkami. Zacznijmy od przegródek, bo są zdecydowanie prostsze. Każda z nich mieści w sobie kapsułkę, do której można wlać eliksir. Umieszczony w kapsułce eliksir zostaje przekazany do krwioobiegu pacjenta w czasie ustalonym przez uzdrowiciela, lecz może być też aktywowana doraźnie. Cały proces jest bezbolesny, dzięki miejscowemu znieczuleniu, nakładanemu na miejsce wkłucia. Użytkownik nie tylko nie musi więc pamiętać o przyjmowaniu leków, ale i cały proces nie rozproszy go podczas wykonywania codziennych zadań. W momencie, gdy wszystkie kapsułki będą puste, panel runiczny zacznie świecić nikłym światłem, by dać znać, że wymaga uzupełnienia. - Zakończył tę część, po czym przeszedł do symboli fuhtarku. - Runy odpowiadają za ustawienie czasu i dawki, jaka ma zostać pacjentowi dostarczona. Można ustalić wszystko co do sekundy dzięki kombinacjom, jakich was dzisiaj nauczę. Oczywiście Aurorzy, czy Uzdrowiciele, którzy będą potrzebować bardziej skomplikowanych metod, będą mogli wszystko znaleźć w dołączonej do bransolety instrukcji. Wystarczy poznać podstawy, a cała reszta stanie się dla was intuicyjna, zobaczcie. - Stres z każdym słowem go opuszczał, a on zademonstrował na sobie, jak to wszystko działa, by następnie przekazać instrukcje co do podstawowych czynności, by uczestnicy mieli okazję samemu zobaczyć, jak cały mechanizm jest zbudowany i jak łatwo wymóc na nim to, czego akurat użytkownik potrzebuje.
MECHANIKA:
Ogólne zasady:
1. Warsztaty podzielone są na dwa etapy. Aby je zaliczyć, musicie wstawić przynajmniej dwa posty odnoszące się do waszej pracy, nie krótsze niż 1500 znaków. 2. Praca jest indywidualna i w każdej chwili możecie oznaczać @Maximilian Felix Solberg, a na pewno przybiegnę wam z pomocą. 3.Ze względów techniczno - legalnych czas na warsztaty macie do ostatniego dnia sierpnia do godziny 23:30. Do północy muszę was misie rozliczyć! 4. Obowiązkowy kodzik dla was:
Kod:
<zgss> Etap: </zgss> TU WPISZ KTÓRY ETAP ROZGRYWASZ <zgss> Kości: </zgss> TU PODLINKUJ WYLOSOWANE SCENARIUSZE <zgss> Modyfikatory: </zgss> TU WPISZ Z JAKICH KORZYSTASZ <zgss> Wynik: </zgss> TU WPISZ JAK OSTATECZNIE WYGLĄDA TWOJA PRACA
5. No i bawcie się przede wszystkim dobrze, a w razie pytań uderzajcie do organizatora!
”Etap I”:
Każdy uczestnik rozpoczyna od dokładnego zapoznania się z panelem. Następnie, wymagany jest rzut dwoma kośćmi:
”Kość daty i czasu”:
Rzuć k100 by zobaczyć, jak idzie Ci ustawianie daty i godziny odblokowania kapsułki. 1-25 - Kompletnie dajesz ciała. O ile potrafiłeś dzięki sylabusowi odnaleźć powiązanie run z datą, tak w kwestii czasu głowisz się i głowisz, a ostatecznie podchodzisz do zadania “na czuja”. Panel runiczny zaczyna świecić na czerwono, a wszystkie przegródki otwierają się, dając znak, że potrzebna jest interwencja specjalisty. 26-40 - Od początku nie możesz się skupić na zadaniu. Tu ktoś kaszle, tu Grom, kot Maximiliana, wlezie Ci pod nogi, a tam jeszcze jakiś komar polata pod sufitem. Nim się orientujesz, czas na wykonanie zadania mija, a Ty zostajesz z niczym, bo zainteresowała Cię plama na ścianie w kształcie głowy Twojej teściowej. 41-65 Jesteś sprytny, bo podglądasz co robi Twój sąsiad. Twój rezultat zależy od jego kości. Dorzuć k6, gdzie wynik nieparzysty oznacza, że rozgrywasz ten sam scenariusz, a wynik parzysty oznacza, że uczysz się na błędach kolegi i radzisz sobie od niego lepiej. Obowiązkowo oznacz osobę, od której ściągasz! 66-80 - Jeśli chodzi o element godziny, ustawiasz go w trymiga. Dużo trudniej idzie Ci z drobnymi jednostkami czasu. Minuty mylą Ci się z sekundami, przez co bransoleta aktywuje się nie wtedy, kiedy powinna, ale wystarczy chwilę przysiąść i jesteś w stanie naprawić swój błąd. Potrzebujesz jednak do tego rady, lub dłuższego wpatrywania się w instrukcję. 81-94 - Widać, że runy nie są Ci obce. Początkowo mylisz gebo z uruz i bransoleta zalicza falstart, ale ostatecznie poprawiasz swój błąd i wszystko zdaje się być w porządku. 95 - 100 Błyszczysz jak gwiazda. Może to Ty powinieneś stać na miejscu prowadzącego warsztaty?
”Kość blokady”:
Gdy ustaliliście już kiedy eliksir ma zostać podany, spróbujcie zablokować bransoletę tak, by odpowiadała tylko na waszą różdżkę. Rzućcie kością k6:
1 - To nie jest Twój dzień. Różdżka po prostu wypada Ci z ręki i wpada gdzieś za jedną z półek. Nim ją odnajdujesz, wszyscy już skończyli ten etap zajęć. Musisz poprosić Maxa o prywatne doszkolenie. 2 - Instrukcja wydaje się jasna, ale to nie znaczy, że łatwo Ci idzie podążanie za nią. Nim się orientujesz, Twoja bransoleta zaczyna wyć jak syrena alarmowa. Następna osoba, która po Tobie napisze, traci przez to skupienie i musi rzucić dwoma kośćmi na blokadę oraz wybrać gorszy scenariusz! 3 - Ułożone przez Ciebie runy prawie idealnie wskoczyły na swoje miejsca. Dorzuć k6, gdzie przy wyniku parzystym zauważasz błąd i perfekcyjnie radzisz sobie z zadaniem. 4 - Na pierwszy rzut oka, wszystko jest miodzio. Gdy jednak próbujesz odblokować bransoletę, ta kompletnie nie reaguje na Twoją różdżkę. Potrzebujesz Solberga, żeby zhakował system i przywrócił przedmiot do stanu używalności. 5 - Masz wyjątkowy talent, ale zdecydowanie nie do tego, czego od Ciebie tu oczekują. Pomerdałeś wszystko, co się dało, a panel runiczny pękł. Kawałek metalu odskoczył, wpadając Ci do oka. Jesteś lekko niedowidzący przez następny wątek. 6 - Oczywiście, że coś takiego nie jest w stanie Cię złamać. Blokujesz i odblokowujesz funkcje, jak Ci się żywnie podoba, wkurzajac tych, którzy zdecydowanie gorzej sobie radzą.
Modyfikatory:
1. Za każde 10pkt. ze starożytnych run otrzymujecie przerzut dowolnej kości. 2. Osoby ze specjalizacją z run lub cechą Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość), mogą rzucić dwoma kośćmi na Datę lub blokadę i wybrać bardziej pomyślny wynik. 3. Postaci młodsze niż 3 miesiące otrzymują darmowy przerzut wybranej kości. 4. Połamane gumochłony rzucają za każdym razem dwoma kośćmi i wybierają gorszy scenariusz.
”Etap II”:
W tej części warsztatów dowiadujecie się jak modyfikować eliksiry, by zadziałały odpowiednio przy dożylnym podaniu. Rzucacie literką:
A, F - Kompletnie nie rozumiecie, co Max do was mówi. Dawki, proporcje, związki… Siedzicie jak na tureckim kazaniu i mrugacie oczami. Solberg widzi to i nie dopuszcza was do testów, indywidualnie później wyjaśniając jeszcze raz tę kwestię. B, G - Brzmi jak prosta zasada. Tu rozrzedzić, tam dodać mniej, tu więcej. Nie da się pomylić, prawda? A no nie prawda. Gdy przychodzi do testów na manekinie, żyły pacjenta wybuchają, rozbryzgując na was i osobę obok sztuczną krew. Oznacz, kto obrywa i na Merlina przyłóż się do nauki! C, H - Uważnie studiujesz zależności, które Solberg wam tłumaczy. Wiesz, że schemat jest prosty, ale nie można przyjmować, że każdy pacjent posiada ten sam organizm. Dorzuć k6, gdzie wynik parzysty oznacza, że dostosowałeś wszystko idealnie podczas próby, a wynik nieparzysty sprawia, że manekin jęczy agonalnie, a następnie zatraca funkcje życiowe. Jeśli jesteś uzdrowicielem, pomyśl nad zmianą zawodu. D, I - Idzie Ci naprawdę dobrze. Modyfikujesz tradycyjny eliksir tak, że nadaje się do wpuszczenia do krwioobiegu. Napełniasz nim kapsułkę i czekasz….. Dorzuć k6. Wynik nieparzysty to sukces, wynik parzysty sprawia, że manekin dostaje dziwnej wysypki. Popełniłeś błąd, ale nie na tyle duży, by zagrażał czyjemuś życiu. E, J - Bez problemu stosujesz się do instrukcji i przechodzisz próbę jak na zawodowego uzdrowiciela przystało. Gratulacje! Wraz z certyfikatem ukończenia warsztatów, otrzymujesz propozycję zaawansowanego warsztatu z Solbergiem, gdzie wyjaśni Ci bardziej skomplikowane niuanse pracy z brasnoletą.
Modyfikatory:
1. Za każde 10pkt. z uzdrawiania LUB eliksirów otrzymujecie przerzut dowolnej kości. 2. Osoby ze specjalizacją z uzdrawiania LUB osoby doświadczone w przyjmowaniu leków, mogą rzucić dwoma kośćmi i wybrać bardziej pomyślny wynik. 3. Postaci młodsze niż 3 miesiące otrzymują darmowy przerzut kości. 4. Tykające łajnobomby rzucają dwoma kośćmi i wybierają gorszy scenariusz.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Xanthea Grey
Wiek : 36
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
Etap: pierwszy Kości: 87, 2 Modyfikatory: - Wynik: bransoletka zdaje się być w porządku, mimo początkowych kłopotów z runami, za to przy blokadzie wyje syrena i osoba po mnie musi rzucić dwoma kośćmi na blokadę oraz wybrać gorszy scenariusz!
Xanthea widząc znajome nazwisko na ogloszeniu dotyczącym warsztatów oczywiście nie mogła się oprzeć. Od razu wpisała sobie datę w grafik i upewniwszy się, że nie koliduje jej to z żadnym spotkaniem z ukochaną córeczką, zaczęła przygotowania. Bardzo chciała zobaczyć nowego znajomego w akcji, tym bardziej, że zapowiadał się na wyjątkowo utalentowanego młodzieńca, ale jeśli miałoby to zaburzyć jej budowanie relacji z Xion, wtedy, no cóż. Nic z tego. Na szczęście nic nie stało jej na przeszkodzie, dlatego kiedy nastał właściwy czas, wybrała się na warsztaty ze stosownym wyprzedzeniem czasowym. Do apteki weszła zdaje się że jako pierwsza i posłała Maxowi promienny uśmiech. Przywitała się, choć bez ciągnięcia flirtu, który zaczął się w Pure Lux. Dla Xanthei święta była zasada, że co się dzieje w klubie, zostaje w klubie. No, chyba że przynosi się z niego dziecko spłodzone z bliżej nieokreślonym osobnikiem. Wtedy to inna sprawa. Usiadła sobie grzecznie w pierwszym rzędzie, ale nieco z boku. Tym razem jej ciało było zakryte przyzwoitą ilością materiału, chociaż wciąż można było podziwiać jej kobiece kształty i głęboki dekolt. A potem zasluchała się w wykład. Prawdę mówiąc nie widziała tutaj zastosowania w swojej pracy, ale nowinki z pokrewnych branży zawsze warto znać. Jako kobieta wychowana wśród run poradziła sobie z nimi całkiem nieźle, choć na sam początek zaliczyła wpadkę. Runiczną, rzecz jasna. Na rodzeństwo Xion na szczęście się nie zapowiadało, chociaż kilka białych plam w jej pamięci z czasów dobrej wakacyjnej zabawy nie pozwalało jej mieć pewności. Z pierwszą częścią zadania poradziła sobie zatem przyzwoicie, ale gdy miała zablokować bransoletę na swoją różdżkę, wtedy... No cóż. Musiała przyznać, że nawet dar jej tutaj nie pomógł, bo odpaliła taką syrenę alarmową, że aż podskoczyła z wrażenia, a ktoś za nią, jak się jej zdawało również. - Jak to wyłączyć?! - zawołała do Maxa, starając się przekrzyczeć alarm. No cóż. Ro była bardzo głośna pomyłka.
Etap: I Kości: runy: 54 i nieparzysta, blokada: 2 i 1 ze względu na kość Xan Modyfikatory: mam bransoletkę z ayahuascą, więc wybieram lepszy wynik z przerzutu, a więc niech będzie 1 Wynik: Runy ściągam od Xan, więc mam taki sam wynik (działa), a z blokadą gubię różdżkę i Max musi mnie prywatnie doszkolić (XD)
Ariadne ostatnie miesiąca pracowała na pełnych obrotach. I nic nie wskazywało na to, aby nawał roboty miał się choć trochę zmniejszyć. Teraz panowały wszędzie problemy z protestami i opanowywaniem plagi smoków. Aurorka z góry wzięła masę nadgodzin. Spędzała w biurze więcej czasu niż we własnym domu, a czasami nawet nocowała w Ministerstwie przy stercie wypełnianych raportów. Przez to wszystko dawno już nie miała okazji choćby wyjść z kimś na luźny spacer po parku. Tylko praca i nauka. W związku z tym wybierała się oczywiście na warsztaty dotyczące bardzo ważnej dla Wickens dziedziny magii. Tuż po pracy, a więc nadal nosiła pełny uniform aurora. Koniecznie chciała podszkolić się zarówno z uzdrawiania, jak i eliksirów, więc tematyka organizowanych zajęć idealnie wpasowywała się w zainteresowania blondynki. Nie zdążyła co prawda przeczytać na ten temat więcej, więc szczerze zaskoczyła się, widząc, że prowadzącym jest nie kto inny jak Felix Solberg. Aż na moment otworzyła szerzej smagnięte malinową pomadką usta, wpatrując się w chłopaka... ze szczerym podziwem! Wyglądał naprawdę dobrze w eleganckiej koszuli i spodniach, do tego czyżby poukładało mu się nieco w życiu? Ariadne miała wielkie nadzieje, że ciemnowłosy uporał się ze swoimi osobistymi problemami. Miał ich więcej niż przeciętna osoba. Usiadła w pierwszym rzędzie obok kobiety o szarych włosach, której rzuciła zaciekawione spojrzenie. Amerykanka nie rozpoczynała jednak żadnej rozmowy, bo nie chciała przeszkadzać Felixowi, który z każdą chwilą jakby zyskiwał na pewności siebie. Skupiła się na wszystkim, co im przekazywał i naprawdę cieszyła się, że taki przedmiot powstał. Mógł przynieść wiele dobrego. - Prawdziwa rewolucja. Ten młody chłopak to geniusz. - odezwała się szeptem do nieznajomej siedzącej obok po tym, jak Szkot skończył wstęp i przydzielił im zadania. Ariadne próbowała złapać choć na moment wzrok Felixa, aby posłać mu ciepły, dodający otuchy uśmiech. Wiedziała, jak można się stresować przy prowadzeniu warsztatów. Miała nawet kilka pytań, ale skoro w dołączonej do bransolety instrukcji mogła odnaleźć więcej informacji to na razie nie zajmowała głosu. Za to zabrała się do rozkminiania run. Nie miała nigdy z nimi jakoś bardzo po drodze, znała tylko podstawowy futhark, a i tak od paru dobrych lat sobie go nie odświeżała. Wypatrzyła za to od razu, że jej towarzyszka radzi sobie nieźle, więc podpatrzyła, jak łączy runy. Ariadne ustawiała swoją bransoletę idąc praktycznie krok za krokiem za szarowłosą. Ale podczas blokady skończyła się ta dobra passa. Pojawiły się niespodziewane, bo kobieta obok uruchomiła jakąś głośną syrenę, która skutecznie zagłuszała wszystkich w pomieszczeniu. Chaos uwielbiał wdzierać się na każde warsztaty. Wystraszona nagłym dźwiękiem Ariadne wypuściła różdżkę, która poleciała hen daleko. I oczywiście, musiała wpaść w najgorzej dostępne miejsce, czyli pod szafki. Świetnie. Dość mocno zawstydzona tą gafą z różdżką, aurorka zaczęła szukać za półkami. Jej mankiety od uniformu pokryły się kurzem oraz pajęczynami, ale nie ustawała w wysiłkach, aby odnaleźć kawałek wierzbowego drewna. Tylko gdy w końcu wyciągnęła swoją własność to inni zdążyli już pozakładać blokady na bransolety. Westchnęła z rezygnacją, oczyszczając ubranie już za pomocą zaklęć i patrząc niepewnie na Maxa.
Etap: I Kości: Runy: 95, Blokada: 2>5>5>2 Modyfikatory: 3 przerzuty za punkty z run (przyniosłam kamienie runiczne) Wynik: Runy idealnie, blokada cóż... następna osoba rzuca dwoma kostkami na blokadę i wybiera gorszy wynik.
Skończyła wypalać papierosa przed wejściem do apteki. Strzepnęła resztki wygaszonego peta do śmietnika, po czym weszła do środka budynku. Humor Fire najlepiej określić jako neutralny. Te warsztaty zapewne nieco rudowłosą wynudzą, skoro aż tak opierają się na uzdrawianiu. Ale coś niby dotyczyło też eliksirów, a więc wypadało, aby ktoś o nazwisku "Dear" się zainteresował. Poza tym, usłyszała o tym, że prowadzi je Solberg, a to już wzbudzało zainteresowanie. Nie spodziewała się po nim takich przebojowych hitów wypuszczanych na ogólnodostępny rynek i urządzania warsztatów. Może miał więcej oleju w głowie niż się wydawało na pierwszy rzut oka? A może drastycznie się zmienił po tym roku, od kiedy się nie widzieli? Zmądrzał, spoważniał? Merlinie, oby nie. Dobrze, że będzie okazja się przekonać. W środku powitała Maxa ledwie zauważalnym skinieniem głowy. Odnotowała, że wyglądał naprawdę dobrze w lepszym niż zazwyczaj ubraniu, ale jednocześnie jego poważny ton rozbawił Szkotkę. Oj, ona siebie nie wyobrażała na jego miejscu. Taka sztuczność i uprzejmość strasznie Dear nie odpowiadały. Wręcz tym gardziła. Wzrokiem powiodła po innych uczestnikach, ale nienachalnie. Wyjątkowo nie pchała się w niczyje towarzystwo, przynajmniej na razie. Odebrała swoją indywidualną bransoletę i zaczęła wpisywać runy praktycznie bez zastanowienia. Znała się na nich bardzo dobrze i wiele wyciągnęła z nauki z Fairwynem w Hogwarcie, więc dopasowywała każdy symbol. - Psze pana, a coś poza eliksirem też można wlać? Coś procentowego na przykład? - odezwała się, nie przerywając pracy. Nie byłaby sobą, gdyby nie zadawała durnych pytań. Nie gryzła się w język, nawet jeśli to Solberg prowadził te zajęcia. Po chwili ustawiła wszystko w bransoletce co do sekundy i mililitra. Zgadzał się każdy aspekt. Fire rzuciła obecnemu tu kotu nieprzyjemne spojrzenie. Nie lubiła zwierząt i liczyła na to, że ten pchlarz nie będzie jej podczas warsztatów w żaden sposób przeszkadzał. Co to w ogóle za pomysł, żeby go wpuszczać do apteki? Zwierzę ewidentnie rozproszyło Dear na tyle, że coś pokręciła z blokowaniem. Dopiero co inna kobieta tutaj uruchomiła alarm bransoletki, a teraz u Fire stało się to samo. Oparła dłonie o biodra, spoglądając na wyjący przedmiot.
Etap: Pierwszy Kości: Kostki 63 runy dorzut na k6 Kostki 2 więc ściągam od... @Xanthea Grey, Blokada: 3 i 6, biorę gorszy z kości Fire, czyli 3 oraz dorzut k6 do trójki i pykło parzyste Modyfikatory: - Wynik: Runy idealne, blokada również.
Weszła do apteki, rozglądając się z błyskiem w oku, co też ciekawego na nią czekało, nie mogła się doczekać! Co jak co, ale nowinki zielarsko-uzdrowieniowe to dla Allison zawsze dawka nowej inspiracji do własnych małych eksperymentów. Gdy weszła, widziała już jedną znaną twarz, cioteczkę Xantnhe, którą pozdrowiła skinieniem głowy, nie miała za bardzo czasu na powitania, gdyż miała wrażenie, że weszła tutaj na styk. Widziała kilka nieznanych jej twarzy, lecz nie była to dla niej żadna przeszkoda, bo przecież nie przyszła tutaj dla ludzi, a dla samego nowego wynalazku, który zaraz będzie opisywany. W tym momencie jej mózg wyłączył się i jedyne, na czym się skupiła to był Max i opisie nowego przedmiotu. Gdy pojawił się sam zainteresowany, wysłuchała go w milczeniu, lekko przy tym się uśmiechając, brzmiało naprawdę ciekawe! Więc nie tylko można było podawać środek, ale i przy okazji znieczula miejsce, genialne! A więc gdy teorie mieli za sobą, wszyscy chętni wzięli się do roboty, aż ją ręce świerzbiły, by się do tego dobrać! Obróciła kilka razy bransoletkę w dłoni, a potem spojrzała na pracę Xanthei lekko przy tym obracając głowę obliczając jednocześnie fakt co mogłaby poprawić, a po chwili z uśmiechem wróciła do swojej sztuki, wyłapała minimalne błędy u cioteczki, także poprawiła je we własnym egzemplarzu z szerokim uśmiechem na ustach. Spojrzała potem na runy, które trzeba tam umieścić, spoglądała na nie z zaciekawieniem i błyskiem w oku godnego krukona, fascynujący wynalazek! Na dodatek dostrzegła, że niemal idealnie wsadziła swoje runy, jednak gdzieś po drodze dostrzegła swój błąd, a gdy go poprawiła, okazało się, że runy leżą perfekcyjnie, czyli można uznać, że poradziła sobie z zadaniem na szóstkę. Jak na krukona przystało.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Etap: I Kości: 59, 2, 5 i dorzut: 4 Modyfikatory: - Wynik: idzie mi super, uczę się na błędach @Ariadne W. Wickens, a później rozwalam panel
Prawdę mówiąc, nie wiedziała nawet, że Max pracował nad jakimś niesamowitym czymś, ale skoro już się dowiedziała, to oczywiste było, że od razu poleciała dowiedzieć się, o co dokładnie chodzi. Była wielce ciekawa tego, z czym miało jej przyjść pracować, ale oczywiście zaczęła od tego, że przywitała się z przyjacielem, łypnęła na zebranych, na kota, na bransolety, na co chciała, a potem grzecznie zaczęła słuchać tego, co Max miał do powiedzenia, robiąc coraz większe to oczy. Oczy, które błyszczały jej jak gwiazdy na niebie, gdy miała niezbitą pewność, że było to coś, co można było wykorzystać na niezliczoną liczbę sposobów. Ot, choćby dla niej, żeby zawsze pamiętała, żeby grzecznie pić eliksir, na wszelki wypadek, żeby nie kłopotać się tym, kiedy przyjdzie czas.
Odsunęła jednak od siebie te rozważania, żeby po chwili skoncentrować się na tym, co mówił Max, starając się za tym wszystkim nadążyć, ale oczywiście nie szło jej to jakoś rewelacyjnie. Była kucharzem i manipulantem, a nie wynalazcą, nie mówiąc o tym, że na pewno nie była uzdrowicielem i nie bardzo wiedziała, co właściwie ma zrobić. Nic zatem dziwnego, że zapuściła zaraz żurawia, żeby sprawdzić, co dokładnie robiła jedna z kobiet, starając się działać tak, żeby nie popełnić jej błędów.
- Rany, chyba będę musiała przysłać tutaj tatę, żeby upewnił się, że mu się to przyda – stwierdziła, próbując zapanować nad panelem, który z jakiegoś powodu stawiał jej opór, denerwując ją tym. Nic zatem dziwnego, że wydała z siebie zduszony jęk zirytowania i już miała oznajmić, że to jej pomogło, kiedy…
- AUA!!! MAX!!! – Wrzask Carly na pewno poniósł się po całej aptece po tym, jak udało jej się rozwalić panel i oberwała nim po twarzy, po oczach, jakby była czemuś naprawdę winna. Nic zatem dziwnego, że z wielkim niezadowoleniem pokazała język bransolecie, starając się jakoś zapanować nad bólem, ale była tak oszołomiona, że prawdę mówiąc, nie wiedziała, co miała w tej sytuacji zrobić. Była zbyt oszołomiona, by dotarło do niej, że skoro byli w aptece, to na pewno ktoś mógł jej pomóc.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Etap: 1 Kości: 33, 6 Modyfikatory: - Wynik: zamyślam się, ale jak przystało na uzdrowiciela przestawiam mechanizm
Max nie spodziewał się, że jego imiennik postanowi zorganizować warsztaty z posługiwania się tą niesamowitą bransoletą, nad którą pracował, ale nie zamierzał z tego powodu narzekać. Właściwie był nawet zadowolony, wyglądało bowiem na to, że będzie miał okazję lepiej zrozumieć jej mechanizm. Nic zatem dziwnego, że wybrał się na to spotkanie, witając się z Maxem skinięciem głową, a później stanął sobie gdzieś bardziej z boku, nie chcąc przeszkadzać w wykładzie, tym bardziej że sam już całkiem nieźle znał działanie mechanizmu. Pewnie właśnie dlatego gapił się na ścianę, dostrzegając tam jakieś niesamowite kształty. Wszystko wskazywało na to, że nie był ani trochę wyspany, bo zaczął rozpoznawać tam rzeczy, jakich na pewno tam nie było i właściwie nieco go to nawet bawiło. Wiedział jednak, że nie mógł się na tym koncentrować, bo było to czystym szaleństwem, skoro miał tak naprawdę poświęcić czas na coś innego.
Nic zatem dziwnego, że później naprawdę się skupił, biorąc bransoletę do rąk. Mechanizm nie był skomplikowany, a przynajmniej jego zdaniem, faktycznie pozwalając na to, żeby mógł poruszać nim zgodnie z własną wolą. Mógł go zablokować, mógł go odblokować i wszystko wskazywało na to, że w krytycznym momencie byłby w stanie uruchomić podanie właściwej dawki eliksiru. Max tak bardzo skoncentrował się na tym, co robił, że miał wrażenie, jakby cały panel po prostu samodzielnie przesuwał się w jego rękach, zgodnie z jego wolą. Zupełnie, jakby dzielił się myślami ze swoim imiennikiem.
Nie podpowiadaj. Nie miał pojęcia, czy Solberg faktycznie go usłyszy, bo najwyraźniej działało to jedynie wtedy, gdy znajdowali się pod wpływem jakichś głębszych emocji, czy problemów, ale mimo wszystko postanowił spróbować. Ot, tak, dla zabawy, bo w końcu to również można było traktować w takich kategoriach. Zwłaszcza kiedy działania, jakie się podejmowało, szły tak dobrze, jakby człowiek się z nimi urodził, chociaż wcześniej wyglądał na zamyślonego. Podejrzewał nawet, że pozostali zebrani faktycznie byliby skłonni posądzić go o jakieś oszustwa, ale prawdę mówiąc, nie przejmował się tym, po prostu pracując.
______________________
Never love
a wild thing
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Etap: II Kości: I oraz 3 Modyfikatory: - Wynik: sukces!
Carly była bliska płaczu, w końcu spotkało ją coś potwornego i nie bardzo wiedziała, co miała z tym zrobić. Oko ją bolało i domyślała się, że nawet pomimo dość szybkiej reakcji innych ludzi, którzy ruszyli jej na pomoc, przez najbliższy czas będzie miała problemy. Zapewne wpadnie na kogoś parę razy, nim dotrze do niej, że to wszystko przez ten idiotyczny panel. To nie tak miało wyglądać i już zapowiedziała gdzieś po drodze Maxowi, że żądała od niego odszkodowania i musiał zabrać ją na lunch za coś podobnego. Owszem, bawiła się tym, co się działo, ale jednocześnie nie czuła potrzeby siedzenia tutaj za długo. W końcu bardziej ja bolało, niż się cieszyła z tego, co się działo.
Sapnęła, kiedy okazało się, że przyszła pora na modyfikowanie eliksirów, a ona musiała sobie z tym wszystkim radzić jako kaleka. Wspaniale! Parsknęła, marszcząc przy tej okazji brwi, zagryzając również wargi, bo miała wrażenie, że nic nie widzi. Oko jej łzawiło, więc zanim przystąpiła do pracy, poprosiła o pomoc w założeniu opatrunku, a kiedy tak się stało, skoncentrowała się na eliksirze. Patrzyła na niego groźnie, jakby to miało coś zmienić, a potem westchnęła ciężko.
- Średnio widzę, więc mam nadzieję, że nie jesteś trucizną – powiedziała, po czym faktycznie zrobiła to, co kazał zrobić Max, ostatecznie dając radę wtłoczyć eliksir tam, gdzie powinien się znaleźć. Robiąc to, wystawiła język, bo zawsze tak było jej łatwiej myśleć. Ból zaś powodował, że czuła się za głupia na jakiekolwiek działania. Nic zatem dziwnego, że spełniwszy swój obowiązek, zaczęła czekać, tylko nie bardzo wiedziała na co. Coś musiało się wydarzyć, jednak problem polegał na tym, że nie bardzo wiedziała, co, aż w końcu…!
- Max, Max?! Chyba mi się udało. I nawet nie wybiłam sobie drugiego oka – stwierdziła, śmiejąc się, chociaż jednocześnie zastanawiała się nad tym, czy faktycznie wszystko poszło tak gładko, czy może za chwilę panel miał znowu wybuchnąć jej w twarz. Bo to było również bardzo, ale to bardzo możliwe.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Prawdę mówiąc, to właśnie zmiana eliksiru w sposób, który pozwoliłby na umieszczenie go w bransolecie, wydawała mu się teraz najważniejsza. Nie brzmiało to, jak coś, z czym można było sobie poradzić na zasadzie splunięcia, choć jednocześnie nie mogło być niezwykle skomplikowane. Miał świadomość, że jego imiennik był doskonały w tworzeniu mikstur, ale to nie oznaczało, że dosłownie każdy taki był. Skoro zaś bransoleta miała służyć innym ludziom, to nie mógł pozwolić sobie tutaj na zastosowanie czegoś, co po prostu by ich przerosło. Nic zatem dziwnego, że Max ostatecznie doszedł do wniosku, że wszystkie instrukcje były niezwykle wręcz proste.
Oczywiście, mógł się mylić, ale mimo to spokojnie podszedł do zagadnienia, pokazując tym samym, że kiedy było trzeba, umiał się ogarnąć i postępować zgodnie z zaleceniami. To właśnie spowodowało, że jego praca nie tylko była płynna, ale również bardzo dokładna. Miał świadomość, jako przyszły uzdrowiciel, że czasami dosłownie minimalny błąd mógł kosztować więcej, niż można było podejrzewać. Dlatego też postępował teraz ze wszystkim dokładnie tak, jak tego od niego wymagano. Krok za krokiem, by osiągnąć niekwestionowany sukces i spokojnie skinąć głową imiennikowi.
Był pewien, że ta bransoleta będzie dla niego niesamowicie użyteczna. Nie tylko w pracy, ale również dla niego samego. W końcu faktycznie mogła mu pomóc, kiedy okaże się, że eliksir, nad jakim pracował, był ukończony i miał w sobie wszystko to, co mieć powinien. Zakładał również, że jego podanie będzie możliwe w sposób, w jaki opracował to Solberg, ale oczywiście to były kwestie do omówienia później, o czym wspomniał, kiedy jego imiennik do niego podszedł. Mieli jeszcze wiele pracy, a skoro ten proponował mu, że faktycznie poświęci mu jeszcze chwilę, żeby wyjaśnić pewne niuanse, to oczywiście zamierzał z tego skorzystać. Jako ten królik doświadczalny.
Etap: Drugi Kości: Kostki - E Modyfikatory: - Wynik: Ideolo
Z uśmiechem spoglądała na swoją bransoletkę, którą złożyła, a potem przeszła do instrukcji położonej przed nią, uniosła brew ku górze, przesuwając wzrokiem od góry do dołu, zdawało się to całkiem proste do zrobienia, także wzięła się do pracy. Próba jednak ta nie była dla niej zbyt wielkim wyzwaniem, gdyż, zrobiła wszystko jak należy, dlatego też z zadowoloną twarzą obracała swój egzemplarz w dłoni, zdecydowanie chciała się więcej dowiedzieć o tym urządzeniu, z pewnością pomoże wielu uzdrowicielom, ale i jej też, w końcu był to niecodzienna dawka wiedzy, którą właśnie tutaj posiadła.
Spojrzała na resztę obecnych tutaj, aby zobaczyć, jak sobie radzą inni. Wzloty i upadki. Tak to już bywa. Uśmiechnęła się szerzej gdy dostrzegła staranie jakiejś blondwłosej dziewczyny, a próba zakończona była sukcem jak i jej. A przecież co do tego nie miała wątpliwości, skoro miała całkiem sporą dawkę wiedzy w swojej głowie.
Zastanawiała się, czy to urządzenie byłoby przydatne w znachorstwie, skoro i tak będą oporządzać zioła i leki, to można to jakoś wykorzystać? Co prawda do środka można wlać jedynie płynną rzecz, więc jedyną opcją, aby wykorzystać nowy wynalazek to wykorzystanie płynnych eliksirów, a to na pewno da się zrobić z roślin, które mają. Jest to na pewno rzecz, o które zechce spytać Maxa. - Jakby co, to skończyłam - odrzekła z uśmiechem, który skierowała w stronę Maxa. Także teraz pozostało jedynie czekać, aż reszta zakończy swoje próby, była również bardzo ciekawa jak pójdzie Cioteczce Xanthei, wyglądało na to, że potrzebuje małej pomocy, zanim przystąpi do drugiego etapu.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Etap: I Kości: 3 i 3 dorzut nieparzysta Modyfikatory: - Wynik: wszystko żem rozjebał
Przyszedł na warsztaty w zsadzie z dwóch względów. Po pierwsze, bo dawno nie widział mordy Solberga, a słyszał, że się chłopu powodzi, a na szczęśliwych ludzi zawsze miło popatrzeć, a po drugie - i co ważniejsze - w końcu ktoś wymyślił narzędzie, które może mu ułatwić życie naznaczone przewlekłymi dolegliwościami niejasnego pochodzenia. Wszedł na warsztaty jako jeden z ostatnich i zaszył się przy bransolecie gdzieś z boku sali, trochę słuchając a trochę oglądając cacuszko jako interesujący bibelot. Na dziewięćdziesiąt procent był przekonany, że nie stać go na takie cudeńka, no ale jak miał okazję się czegoś nauczyć to niby czemu miałby nie przyjść? Dolegliwości zdrowotne pogłębiały mu się z wiekiem i z każdą okazją, kiedy jego matka miała przepustkę do wyjścia z oddziału zamkniętego. Coś co mogłoby mu pomóc w operowaniu przyjmowanymi specyfikami wydawało się narzędziem odpowiednim do sytuacji i człowieka. Zabrał się za nastawianie daty i czasu otwarcia kapsułki, cos przesuwał, klikał, naciskał, aż nagle wszystkie się otworzyły i zaczęły świecić na czerwono, na co wybuchnął debilnym śmiechem. Nie wydawał się zaskoczony tym, że prawie rozwalił urządzenie, spojrzał jednak za organizatorem warsztatów, licząc na to, że ten był specjalistą i mu pomoże z naprawieniem tego dziadostwa. Zaraz zabrał się za ustawianie blokady, przykładając swoją różdżkę w różne miejsca bransolety, ustawiając odpowiednio runy. Jak można się jednak domyśleć ni chuja nie ogarnął jak należy to robić. Może gdyby na zajęciach ze starożytnych run nie spał, albo gdyby nie przegapił ostatnich dwóch lat nauki w szkole, to by prędzej pojmował to, co jest od niego wymagane, a tak? Mógł tylko broić i metodą prób i błędów sprawdzać, czy coś jednak zadziała, do czasu aż Solberg znajdzie czas by mu pomóc, albo aż nie rozwali przedmiotu w drobny mak, co również przecież było wysoce prawdopodobne.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Etap: I Etap Kości: 48, 98 [Data i czas] | 3, 4 [Blokada] Modyfikatory: spostrzegawczość Wynik: błyszczę jak gwiazda; na pierwszy rzut oka wszystko wygląda dobrze, ale dekoncentruje mnie załączony przez Fire alarm i kiedy próbuję odblokować bransoletę, ta nie reaguje na moją różdżką… no a poza tym to potrzebuję Solberga zawsze i wszędzie
Przyszedł do apteki specjalnie chwilę przed czasem, żeby zająć dobre miejsce, w którym nikt nie będzie zasłaniał mu widoku na prezentującego nowatorski produkt Maximiliana. Postanowił przyciągnąć ze sobą również Diaza, niewykluczone że wyłącznie po to, aby pochwalić się osiągnięciami młodszego partnera, acz z oczywistych względów nie poświęcał kumplowi zbyt wiele czasu, skupiony w szczególności na głównej gwieździe tego popołudnia. Poczekał aż dwudziestolatek wejdzie na podest, a chociaż uważnie słuchał całej jego przemowy, skorzystał z okazji, cykając ukochanemu parę pamiątkowych zdjęć. Dopiero pomiędzy teoretyczną a praktyczną częścią warsztatów przeprosił na chwilę stojącego obok Hiszpana, i podszedł bliżej Felixa, witając się z nim ciepłym objęciem ramienia i przelotnym, acz czułym pocałunkiem. - Dobrze wypadłeś i… nie chcę zapeszać, ale według mnie wszystko wytłumaczyłeś w bardzo prosty, przystępny sposób. – Mruknął z uśmiechem, pragnąc dodać chłopakowi otuchy. Domyślał się bowiem, że trema zżera łopoczące w klatce piersiowej, wrażliwe serduszko, nawet jeśli jego właściciel nie dał tego po sobie poznać. – Nie wiem czy masz potem jakieś plany, ale moglibyśmy wyskoczyć z Tonim na kolację, zresztą… porozmawiamy o tym później. – Zasugerował wstępnie, sygnalizując jednak od razu, że na razie nie zamierza zakłócać przebiegu spotkania. Przeciwnie, prędko się oddalił, zajmując miejsce pośród pozostałych uczestników, którzy rozpoczęli już zmagania z leczniczą bransoletą. Paco pamiętał przekazane przez Maximiliana instrukcje, ale dla pewności przeanalizował raz jeszcze cały panel, żeby nie wywrócić się już na pierwszej prostej. Działanie urządzenia wydawało się jednak logiczne, intuicyjne, dlatego w końcu zabrał się za ustawienie odpowiedniej daty i godziny uwalniania konkretnych kapsułek do krwiobiegu. Palce zręcznie przemykały po wykonanym z dbałością runicznym, mechanizmie, a że Meksykanin nie patrzył przy tym innym na ręce, proces przebiegł wyjątkowo sprawnie. Nie spodziewał się, że nieco więcej komplikacji napotka przy blokadzie bransolety. Również na tym etapie nie dopatrzył się w zaleceniach żadnego haczyku, ale pech chciał, że dał się zdekoncentrować piskliwym odgłos załączonemu przez niejaką Fire alarmu. Chwila… co ona tu w ogóle robiła? Paco zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem, a ten krótki moment nieuwagi, niestety uśpił jego czujność i kompletnie pogrzebał dotychczasowe osiągnięcia. Morales zgubił gdzieś jeden z runicznych znaków, a w konsekwencji podczas próby załączenia blokady, okazało się że bransoleta w ogóle nie zareagował na ruch ściskanej przez niego różdżki. Co gorsza, przedmiotu nijak nie dało się przywrócić do ustawień fabrycznych, i chcąc nie chcąc Paco dość wymownym gestem musiał przywołać do siebie Solberga.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Etap: I Kości: data i czas: 16 przerzucone na 64, nieparzysta na ściąganie od @Salazar Morales, blokada: 6 (potem) Modyfikatory: przerzut kości za runy Wynik: no wykładam się na pierwszym etapie i potrzebuję pomocy Maxa, drugi spoko ale to rozegram po interwencji
Wszedł do apteki w ślad za przyjacielem, wyraźnie nie chcąc tu być. Chociaż uważał, że magia lecznicza przyda się zawsze i wszędzie, niezbyt pasowała mu perspektywa bycia pouczanym przez Solberga. Ale jedno musial Moralesowi przyznać. Jego mężczyzna miał łeb na karku do takich spraw, a warto dodać, że przyznawał to bardzo niechętnie. Gdy przekroczył próg pomieszczenia, od razu zauważył Fire. Tak mu przecież przedstawiła na karnawale w Wenecji. Wywrócił teatralnie oczami, ale nic nie powiedział. Nie zaregował również na jej idiotyczne pytanie, które w innych okolicznościach uznałby za śmieszne. Nie żywił do niej zbytnio sympatii, nie po tym, jak się zachowywała. Wysłuchał co miała do powiedzenia nasza gwiazda, był nawet pod wrażeniem jego kreatywności. Nie znał się tak dobrze na magii leczniczej, ale wiedział co nieco o runach i o magii w ogóle. Brzmiało to bardzo sensownie i mógł tylko żałować, że nie wpadł sam na ten pomysł. Ale podczas gdy inni przeznaczali czas na samorozwój, on wolał tańce, hulanki i swawole. No cóż, może nawet dobrze, że Paco go tu przywlókł. Chociaż ten aparat do dla niego przesada. O wilku mowa. Gdy ten ma chwilę go przeprosił, Tony wzruszył ramionami. Poradzi sobie, jest dużym chłopcem. Podziwiając z daleka co też wyczynia Fire powoli zaczął pracować nad swoją bransoletką. Na początku kompletnie mu to nie szło, toteż poczekał cierpliwie aż Salazar wróci na swoje miejsce i bezczelnie ściągał jego efekty pracy. Niestety Tony nie był nawet w połowie tak sprytny jak myślał, bo bransoleta ewidentnie nie chciała współpracować z jego szorstkimi, chropowatymi, spracowanymi rękoma. Niechętnie spojrzał na Solberga i bezgłośnie poprosił o pomoc. Na Merlina, co za porażka…
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Spodziewał się wiele, ale takiej frekwencji to na pewno nie. Mówi się, że na stres warto wyobrazić sobie widownię nago, ale w tym wypadku Max nawet nie musiałby się starać. Obecni tutaj byli chyba wszyscy, z kim miał wszelako popierdolone relacje, ale to naprawdę nieco go wyluzowało. Zdziwił się, gdy jako pierwsza, do apteki weszła kobieta, którą poznał w Luxie z barem. Posłał jej szeroki uśmiech, wspominając miło ich ostatnią rozmowę, ale na tym poprzestał, bo już dziwił się po raz drugi, gdy w drzwiach stanęła znajoma Aurorka. No Ariadne to wieki chyba nie widział. -Jeśli przyszłaś mnie aresztować, to poczekaj proszę do końca zajęć, pójdę bez problemu. - Zażartował na powitanie, na widok @Ariadne W. Wickens w jej mundurze. Kobieta dobrze wiedziała, że jeśli chodziło o posiadanie, to już dawno pewnie powinien siedzieć, ale mimo ciężkiego początku znajomości, jakoś ich relacja nie opierała się na narkotykowej ganiance i Solberg czuł się dobrze, żartując sobie na ten temat. Zaraz potem pojawiło się duo, którego w komplecie nie spodziewał się zobaczyć. Czuł, że Paco się pojawi, ale że przyciągnie za sobą Diaza? No to była dopiero niespodzianka roku. Skinął im głową, witając kolejnych przybyłych. Jak do tej pory tylko jednej dziewczyny nie kojarzył, co chyba z jego społecznymi interakcjami i tak było dobrym wynikiem. -Nie jestem uzdrowicielem, by w pełni móc wypowiedzieć się na ten temat, panno Dear. - Zwrócił się do @Blaithin 'Fire' A. Dear z grzecznością, czując, że obydwoje bawi ta formalna rozmowa na równym poziomie. -Korzystając jednak z... - doświadczenia. - ..Wiedzy, jaką posiadam, nie polecałbym wprowadzania alkoholu do krwioobiegu. Dużo lepiej zdaje się działać przyswajany w tradycyjny sposób. - Ledwo powstrzymał się przed puszczeniem jej oczka i zaśmianiem. Może i był wśród swoich, ale nie wiedział, kto jeszcze może się napatoczyć. Przekazał im co wiedział i teraz mógł zająć się obserwowaniem ich pracy. -Dzięki. To naprawdę nie jest skomplikowane, jak się pomyśli. - Słowa pociechy od @Salazar Morales zdecydowanie go podbudowały, choć ten to najbardziej obiektywny nie był. Przyjął od partnera buziaka, a następnie zdziwił się słysząc o planach, jakie miał w głowie. -Pogadamy po zajęciach. - Odpowiedział tylko krótko, nie mając teraz do tego wszystkiego głowy. Podejrzewał, że Díaz nie do końca był szczęśliwy z triku, jaki Max mu wyjebał w związku z obecną tu również Fire, podczas ostatniego dnia karnawału i zastanawiał się, czy Paco o tym słyszał. Nie musiał długo czekać, aż pierwsza interwencja była wymagana. Szarowłosa wyraźnie nie poradziła sobie z runami, uruchamiając alarm, który rozproszył wielu uczestników. -W takiej sytuacji ratuje Cię kenaz. Spójrz. - Podszedł do kobiety (@Xanthea Grey), przekrzykując wycie, choć jednocześnie poprosił innych, by zwrócili również uwagę na ten problem. Dotknął różdżką wspomnianej runy, dublując jej symbol, a alarm od razu ucichł, przynosząc błogi spokój. -Do terminu opróżnienia kapsułek nie mogę się przyczepić, dobrze Ci idzie. - Posłał jej jeszcze uśmiech, po czym opuścił jej stanowisko, by podejść do zagubionej między półkami @Ariadne W. Wickens. -Dobrze Cię widzieć. - Przyznał cicho z uśmiechem, po czym spojrzał na jej bransoletę. -Data jest okej, a co do blokady... Patrz. Ustawiasz je w ten sposób, wywracasz uruz do góry nogami i... Spróbuj. - Zachęcił ją, by sprawdziła, czy faktycznie przedmiot zareaguje na jej różdżkę, bo zgodnie z zamysłem, na jego już nie chciał. -Jak będziesz mieć dalsze pytania, śmiało mów. - Wykrzyczał już głośniej, bo kolejny alarm zawył w pomieszczeniu. -Fire... KENAZ! - Przekrzyczał syrenę, przypominając to, co tłumaczył już Xan. -Nie spal mnie dzisiaj, co? Chociaż rozumiem, że po ostatnim mi się należy. - Wyszeptał w jej stronę, trochę żartobliwie, trochę dając znak, że zrozumiał karę, jaką było wyjebanie się na ryj, którą mu sprawiła podczas karnawału. Przeszedł obok stanowiska @Allison Grey. -Świetna robota! Miałaś już do czynienia z podobnym mechanizmem? - Pochwalił kobietę i zainteresował się jej runiczną przeszłością, bo było to dla niego bardziej wiarygodne niż własne zdolności dydaktyczne. Szybko jednak przeprosił rudowłosą, biegnąc na pomoc pewnej dramatycznej puchonce. -Carly, spokojnie, pokaż mi to. - Podszedł do niej, uważnie oglądając oko i blaszkę, która ucierpiała. Bez chwili zawahania na chwilę zignorował innych, by pomóc @Scarlett Norwood z opatrunkiem. -To platyna, więc radzę żeby obejrzał to ktoś ogarnięty. Jesteś w stanie kontynuować? - Zapytał, a gdy dziewczyna potwierdziła, dał jej przestrzeń twórczą, by mogła skupić się na eliksirze. -Nigdy, Brewer. - Odpowiedział @Maximilian Brewer w myślach, puszczając mu fizycznie oczko. Oczywiście spojrzał na jego pracę, a ta nie odchodziła od perfekcji, czego zresztą się spodziewał. -Zajebiście, panie ordynatorze. - Postawił po raz kolejny na kontakt myślowy, powracając do Carly, która już zajmowała się manekinem. -No nieźle! Gratulacje, młoda. - Aż zagwizdał z wrażenia, widząc, że pacjent nawet nie zajęczał. Widać kucharka wiedziała, jak dobierać proporcje. Tak samo zresztą jak Brewer, który błyszczał na tych warsztatach oszałamiająco, bo i jego manekin został bez problemu uzdrowiony. Ponownie zwrócił uwagę też na @Allison Grey i jej manekina, który ani trochę nie odstawał od poprzednich dwóch. -Widzę, wam nie jestem zdecydowanie potrzebny. Dobra robota. Nie mam o czego się doczepić. - Pogratulował trójce, która pierwsza uporała się z całym zadaniem. Tak dumny być nie mógł z kolei z @Lockie I. Swansea, który wyraźnie radził sobie najsłabiej. -Czekaj, na spokojnie. - Podszedł do niego i powoli zaczął raz jeszcze tłumaczyć działanie mechanizmu, wskazując, które punkty w instrukcji Lockie powinien wziąć sobie do serca, a które może spokojnie olać. -Widzisz? Jak się skupisz będzie dobrze. A jak potrzebujesz, mogę Ci to na spokojnie wytłumaczyć, jak będę Ci warzył kolejną dostawę. - Ostatnie zdanie dodał już cicho tak, żeby nikt poza Swansea nie musiał słyszeć o ich biznesach. Co prawda nie były one nielegalne, ale Lockie miał prawo do prywatności. Chciał jeszcze zapytać, czy eliksiry działają, ale już wołał go @Salazar Morales, więc przeprosił Lockiego i odszedł w stronę partnera. -Co żeś nagrzebał, co? - Zapytał radośnie, choć szybko się skupił, spoglądając na bransoletę. -Ehhh... No dobrze, robimy twardy reset, inaczej nie zadziała. - Westchnął po kilku próbach opanowania sytuacji. Wyciągnął z kieszeni fiolkę z tajemniczą substancją i polał nią panel runiczny, który zasyczał, zamigał jak lampki na choince i się uspokoił, a ciche tyknięcie dało znak, że bransoleta znów jest gotowa do współpracy. -Sprawdź, czy reaguje. - Poprosił, a gdy wszystko było dobrze, przeszedł do wisienki na torcie. Widział bardzo dobrze po postawie mężczyzny, że @Antonio Díaz nie był najszczęśliwszy z powodu tego, że potrzebował pomocy Maxa. Chłopak starał się nie dawać po sobie znaku, że ma tego świadomość, zachowując profesjonalizm. Przynajmniej na ile potrafił, bo samokontrola nie była nawet i pięćdziesiątym imieniem Solberga. Dwudziestolatek nie miał jednak mocy dowiedzieć się, że Díaz nawet go trochę poszanował, co zdecydowanie byłoby ciekawym zwrotem akcji. -No dobrze, co tu mamy....? - Spojrzał na runy Toniego, potrzebując dobrych kilku sekund, by połapać się w tym bałaganie. -Artefakty chyba nie są Twoją mocną stroną, co? - Tak przypadkiem mu się wymsknęło, ale zaraz wymruczał jakieś "sorry", po czym przeszedł do prawdziwego profesjonalizmu, kucając nawet obok Diaza, by lepiej mu wszystko wyjaśnić. -Patrz, Gebo nie może być aktywowana obok Isaz. Chyba, że pomiędzy dasz odwrócone Wunjo. - Pokazał mu poprawne ustawienie, kierując wzrok mężczyzny na instrukcję, gdzie było to ładnie rozrysowane. -No i ustawiłeś dwie runy minutowe. Bransoleta może ześwirować i albo aktywować się o złym czasie, albo kompletnie się wyłączyć. Skup się, amigo, dasz przecież radę. - Czy mówił to z sympatii, czy z chwilowego obowiązku, to wiedział tylko sam Max. Klepnął jednak na odchodne Diaza w ramię i wrócił do obserwowania poczynań uczestników.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Pią Sie 25 2023, 02:08, w całości zmieniany 1 raz
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Etap: II Kości: po przerzucie D i parzysta Modyfikatory: gorszy wynik z łajnobomby, ale przerzut za uzdro Wynik: lekki błąd, manekin ma wysypkę
Jako że wzrok Fire skupiał się głównie na Maximilianie to zauważyła, jak jeden z uczestników zbliża się aż zanadto do chłopaka. Z lekką konsternacją, aczkolwiek dobrze ukrytą, wpatrywała się, jak starszy mężczyzna całuje chłopaka. W głowie Dear zaświeciła się lampka: no tak, rok temu Max wspominał, że jest w związku i najwyraźniej to uczucie nie przeminęło. Czyli partner, a nie partnerka. Nie to, żeby rudowłosa odczuła jakąkolwiek zazdrość. No, może odrobinkę, jako że naprawdę lubiła Maxa i ich wspólne chwile wspominała... aż zbyt przyjemnie. Ale skoro znalazł miłość to w gruncie rzeczy dobrze. Trzymała w takim razie za nich kciuki. Ani przez chwilę nie myślała o wpieprzaniu się między nich. - Mów mi częściej "panno Dear". - zaśmiała się krótko do Solberga, ciesząc się, że mimo wszystko nie połknął kija i potrafił dalej być sobą, nawet podczas prowadzenia bądź co bądź poważnych warsztatów. Zamiast przyglądać się tej parze jak jakiś creep czy jakaś zazdrosna była dziewczyna, powiodła wzrokiem po towarzyszu chłopaka Solberga. I aż otworzyła szerzej oko. To był ten sam namolny podpity typek, który próbował ją wyrwać w Venetii i się obraził, jak dostał kosza! Jakże rozkosznie go tu widzieć, pomyślała szyderczo. Doprawdy, idealnie się składało, że Antonio również wrócił do tej zapchlonej dziury zwanej Londynem. To znaczyło, że zapewne będą się dużo częściej widywać, choćby przypadkiem wpadając na siebie na ulicy czy widząc się czasem w sklepie. Zapewne prędzej czy później nawiąże się jakaś rozmowa. Z jakiegoś powodu Fire poczuła potrzebę bycia złośliwą wobec mężczyzny. Nie zrobił jej co prawda nic złego, nie nastąpił w żaden sposób na odcisk i po prostu nie zasłużył na bycie ofiarą jej podłego humoru, ale cóż, czy ją to obchodziło? Niezbyt. Dlatego postarała się wyłapać choć na chwilę spojrzenie jego ciemnobrązowych oczu i unieść dłoń, aby mu pomachać. Wykrzywiła się przy tym w czymś na kształt słodkiego uśmiechu. Wyglądała, jakby po prostu witała znajomego. Tylko błysk błękitnej tęczówki zdradzał, że nie robi tego, aby być miłą. W czasie pracy przy bransolecie wyczuwała, że mężczyzna czasem na nią zerka, co ją tylko nakręcało do tego, aby jeszcze bardziej palić głupa. Dlatego i ona poświęcała mu spojrzenie czy dwa, za każdym razem robiąc ten sam słodziutki uśmiech. - Niechcący! - rzuciła do Solberga, gdy pomagał z ogarnięciem tej piskliwej syreny. Taktyka walenia pięścią w bransoletę nie pomogła, więc Max użył własnej wiedzy. Po wskazaniu runy, o której Dear zapomniała, poszło już łatwiej z ustawieniem blokady na różdżkę. Z tego, co widziała, to wielu osobom szło to jak po gruzie. Solberg wymyślił sobie trudny przedmiot. Ze średnio optymistycznym nastawieniem podchodziła do drugiego etapu. Ten opierał się na eliksirach, co powinno dać Dear przewagę, ale cóż. Zmodyfikowane wersje leczących nie leżały w kręgu zainteresowań rudowłosej. Mimo wszystko po mocnym skupieniu i mieszaniu roztworów, uznała, że stworzyła coś, co nadaje się do podania pacjentowi. Napełniła kapsułkę, poczekała aż zostanie zaaplikowana i... zauważyła nieprzyjemny efekt uboczny po zażyciu leku. - Tylko wysypka. - wzruszyła ramieniem, nieczuła na dyskomfort, jaki sprawiła manekinowi. Grunt, że poza tym było w porządku. Popatrzyła na Antonio, żywiąc nadzieję, że idzie mu chujowo. Chętnie by na niego rzuciła ukradkiem jakieś psocące zaklęcie, ale niestety nie zamierzała psuć warsztatów Maxowi.
Spojrzała na gospodarza i lekko się uśmiechnęła gdy zaczął podchodzić pojedynczo do każdego i pomagał z bransoletką. Okazuje się, że część tutaj zebranych miała zdecydowaną trudność z pierwszym etapem, hm to wydawało jej się dziwne, bo samo urządzenie wydawało jej się bardzo intuicyjne. Także nie każdy poradził sobie tak dobrze jak ona. - Witaj. Nie, to był mój pierwszy raz, bardzo intuicyjnie go składałam, dobra robota - pogratulowała mu, a następnie odprowadziła go wzrokiem gdy podchodził do innych stanowisk. I uśmiechnęła się promiennie z błyskiem w oku gdy pogratulował całej trójce dobrze wykonanej pracy. A więc gdy swoją robotę miała wykonaną, obserwowała innych ich poczynania. A gdy stwierdziła, że i to jej się znudziła wyszła z apetki.
z/t
Ostatnio zmieniony przez Allison Grey dnia Pią Sie 25 2023, 18:24, w całości zmieniany 1 raz
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Etap: II Etap Kości: G Modyfikatory: nie korzystam Wynik: żyły manekina wybuchają i obryzgują krwią mnie i @Antonio Díaz
Miał nadzieję, że uda mu się wyciągnąć Maximiliana i Antoniego na wspólną kolację we troje, ale na razie nie kontynuował prywatnych, towarzyskich tematów, w pełni koncentrując się na tematyce podejmowanego przez ukochanego podczas warsztatów. Zależało mu na okazaniu młodszemu partnerowi wsparcia, a nie tylko zrobieniu uroczych, pamiątkowych zdjęć, dlatego starał się chłonąć przekazywaną przez niego wiedzę i naprawdę nauczyć się jak działa wprowadzana przez niego na rynek bransoleta. Powiedzmy, że przy pierwszym etapie jeszcze jako tako dawał sobie radę, ale niestety wraz z drugim zaczęły pojawiać się pewne komplikacje, na które po części nie miał wpływu. Po części, wszak mimo że z pantałyku zbił go załączony przez rudowłosą alarm, tak jednak obwiniał siebie za brak koncentracji. - Ty mi powiedz… – Mruknął do chłopaka, wzruszając delikatnie ramionami. Nie znał się na takim sprzęcie, z dość oczywistych względów, dlatego poczekał cierpliwie aż Felix naprawi wszystko to, co sam zdołał przez nieuwagę zepsuć. Błyskawicznie zareagował również na polecenie prowadzącego, przykładając zwieńczenie różdżki do uzdrawiającej biżuterii, która tym razem na szczęście nie odmówiła współpracy. – Dzięki, kochanie. – Zwrócił się nieco ciszej, żeby nie przyciągać spojrzeń gapiów, a potem… cóż, próbował utrzymać powagę, ale nie udało mu się powstrzymać przed rozbawionym prychnięciem, kiedy tylko usłyszał jak Solberg ruga jego hiszpańskiego przyjaciela… a i tak wydawał się, o dziwo, względnie łaskawy. Drugi etap warsztatów okazał się dla Meksykanina o wiele bardziej skomplikowany, i to mimo dokładnych instrukcji Maximiliana. Paco niby je zapamiętał, tak mu się przynajmniej wydawało, ale kiedy przyszło co do czego, całkowicie się pogubił. Chyba nie miał smykałki do magicznych mikstur, możliwe że w grę weszła także odrobina presji; w końcu chciał udowodnić partnerowi, że ostatnio nabrał wprawy przy kotle. Tak, przy kotle, a nie przy przytwierdzonych do bransolety ampułkach. Modyfikacja znajdujących się w nich płynów przerosła umiejętności Moralesa, który całkowicie pomieszał proporcje i… wiele by dał, żeby podobnie jak w przypadku blokady, narzędzie po prostu przestało reagować, ale gdzie tam… Dopiero gdy Salazar zdecydował się przetestować działanie bransolety w praktyce, żyły pacjenta dosłownie wybuchły, obryzgując zarówno jego, jak i stojącego nieopodal Diaza krwią. - Mierda. – Przeklął pod nosem, początkowo zerkając na swe własne dłonie oraz koszulę zaplamione szkarłatem. Dopiero po chwili, kiedy obrócił się w stronę latynoskiego druga, dotarło do niego, że eksplozja miała znacznie większą siłę rażenia. – Nie pierwszy i nie ostatni raz, co? – Nachylił się do kumpla, zakrywając z jednej strony usta dłonią, żeby tylko on mógł go usłyszeć. Domyślał się, że Felix nie będzie usatysfakcjonowany tym, co się stało, ale cóż… najwyraźniej ranienie ludzi szło mu sprawniej niż uzdrawianie.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Etap: druga część I (kości w poście powyżej), II Kości: D (wysypka) + dorzut (sukces) Modyfikatory: nie trzeba było Wynik: udało się!
Zachowuj się profesjonalnie, zachowuj się profesjonalnie do jasnej cholery, powtarzał w myślach Díaz. Kto pierwszy, Fire, Paco czy Solberg? Zacznijmy od Fire. Bardzo szybko podłapał, że nie dość, że mu się przygląda to jeszcze bezczelnie się uśmiecha. Być może dlatego z początku szło mu tak fatalnie i być może właśnie z tego powodu kompletnie zawalił pierwszy z etapów. Był rozkojarzony. Dosyć szybko zauważył, że w jej uśmiechu nie ma nic z sympatii, choć dla postronnego obserwatora tak właśnie mogło się zdawać. Do tego wszystkiego machała mu jeszcze jak jakaś pieprzona królowa Anglii. Kurwa, pomyślał Díaz zdekoncentrowany do cna. Postanowił sobie, że dosyć szybko da jej jakąś nauczkę. Tylko jaką Díaz, skoro kosza to dała ci ona? Cicho - pomyślał w skrytości serca, uśmiechając się z niechęcią do Solberga, który akurat do niego podszedł. Kiwał głową na tak, wyobrażając sobie, że za tę uwagę o nieznajomości artefaktów sprzedaje mu prawego sierpowego. Doskonale jednak znał swoje miejsce w szeregu, wiedział, że Max póki jest dla Paco drogi, jest niemal nietykalny. No i coś tam słyszał o jakieś kolacji. “Przyjął” więc jego niedbałe przeprosiny i wysłuchał uwag dotyczących run. To co mówił, musiał przyznać, miało wiele sensu. Katalończyk odnosił wręcz wrażenie, że popełnił podstawowe niemal błędy. No cóż, mylić się jest rzeczą ludzką. Uśmiechnął się do Maxa. - Dziękuję, amigo. Ty za to dajesz sobie radę doskonale - parsknął wcale nieironicznie, pijąc do sposobu, w jaki prowadził warsztaty. Starał się być ponadto, nie komentując nawet jego ewidentnie chamskiej uwagi. Czasami nawet Díaz był w stanie zdobyć się na ten gest, nawet wobec Solberga, który tak niemiłosiernie go wkurwiał. Gdy udało mu się wreszcie ustalić kiedy eliksir zostanie podany, Tonio wyjął różdżkę aby zablokować mechanizm. Rzecz jasna, drugi raz się już na ten głupi ryj nie wywrócił - z drugą częścią pierwszego etapu poradził sobie wręcz doskonale. Zerkając co chwilę na Fire, kontynuował majstrowanie przy bransolecie. No dobrze to teraz eliksiry… które nie były jego mocną stroną, ale coś tam wiedział o uzdrawianiu także na czuja i w oparciu o to, co mówił wcześniej Max powoli modyfikował eliksir, który mu przekazano. Nie wiedzieć skąd u niego to skojarzenie, ale przypominało mu to przyjmowanie narkotyków, konkretniej - wpuszczanie ich do krwiobiegu. Miał przed oczyma wyobraźni przez chwilę swoją matkę, a więc jego myśli automatycznie znowu pomknęły do Fire. Spostrzegł, że jej manekin dostał wysypki. A jego nie. Uśmiechnął się do niej z satysfakcją, obdarzając ją tak jawną uwagą po raz pierwszy dzisiejszego popołudnia. I wtedy do usłyszał soczyste mierda a potem spostrzegł, że jest cały umorusany krwią. Odwrócił się powoli w stronę Paco. - Serio, compadre? - rzucił, zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć. Ale gdy usłyszał jego uwagę stwierdził, że nie ma co się na niego gniewać i cichutko się roześmiał, kładąc mu rękę na ramieniu. Jak tu nie uwielbiać tego sukinsyna. - Wisisz mi nową koszulę - dodał jedynie, odkładając manekin na miejsce. Wykluczając to, że był cały obrzygany czerwoną mazią to spisał się na medal.
Przeprosił na chwilę Salazara, którym zapewne za niedługo zajmie się Solberg. Korzystając z wolnego chwili podszedł do Fire, którą obdarzył przychylnym uśmiechem i słodkim spojrzeniem. Zupełnie, jak ona przed chwilą jego. - Ojoj - zacmokał, czując w ustach sztuczną krew. - Wybacz, pomógłbym biedakowi i podał mu złoty strzał. Ale widzę, że sama ukróciłaś jego cierpienie przebywania z twoją skromną osobą.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Ich spojrzenia skrzyżowały się, a elektryczne przesilenie zdawało się przez moment mknąć przez pomieszczenie. Łaskotać skórę i stawiać włosy dęba. Fire żyła dla tej przyjemnej satysfakcji, jaką czerpała z prowokowania i wyzywania. Mężczyzna skierował swoje kroki ku niej - najwyraźniej nie obawiał się zagrać w tę samą grę, jaką zaczęła prowadzić Dear. Albo powiedzieć jej, aby się odpieprzyła, to też całkiem możliwe. Kto wie, co kryło się pod słodkim uśmiechem pląsającym na wargach Antonio? Mimowolnie powiodła po nich spojrzeniem, kiedy próbowała to odgadnąć. Ale o wiele więcej uwagi rudowłosej zgarnęła sztuczna krew plamiąca całą postać Katalończyka, która wynikała chyba z wypadku jego towarzysza. Dear nie pierwszy raz doświadczała takiego widoku. Ale pierwszy raz wyglądało to tak obłędnie seksownie. Musiała powstrzymać się przed roześmianiem na uwagę Antonio, bo trzeba przyznać, że żart mu się udał. Jednak tylko odchrząknęła, hamując wybuch śmiechu i przywdziewając na twarz maskę obojętności. - W takim razie jesteś masochistą - odparła arogancko. - bo sam znowu do mnie lgniesz, nieznajomy. I tak jak od okazania wesołości zdołała się powstrzymać bez problemu, tak z pohamowaniem ochoty, aby sprawdzić teksturę, a może nawet smak tej czerwonej substancji było już Fire o wiele trudniej. Cholera jasna, a co jej szkodzi? Wyciągnęła smukłą dłoń i przesunęła opuszkami palców po kołnierzu koszuli Antonio, zgarniając kilka kropel. Nie miało to dla niej większego znaczenia, że ktoś mógł się temu zajściu przyglądać. Większość jeszcze kończyła drugi etap warsztatów, podczas gdy oni teoretycznie byli już wolni. - Zatęskniłeś. - nie brzmiało to jak pytanie. O nie. To było proste, bezczelne stwierdzenie, jakie z całą pewnością wypowiedziała. Palec przysunęła do swoich ust, barwiąc je na czerwono jeszcze bardziej niż były dotychczas za pomocą szminki. Potem pchnęła nim klatkę piersiową Antonio, aby poczuł dźgnięcie. - Odsuń się zanim to będzie Twoja krew. - mruknęła złowróżbnie, chcąc dać mu proste ostrzeżenie. I zaraz sama również zrobiła krok w tył. Uznawała tę interakcję za zakończoną i skierowała się ku wyjściu. Dopiero po odwróceniu twarzy pozwoliła sobie na uśmiech.
/zt probably
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Etap: II Kości: G Modyfikatory: - Wynik: etap pierwszy był tragiczny, za to drugi etap jest również tragiczny
Przysłuchiwał się wskazówkom, jakie kierownik Solberg mu podawał, jednak niespecjalnie był pewien, czy tak całkiem rozumie, o co chodzi. Co innego, kiedy trzeba było rzeczywiście po prostu wziąć eliksir o takiej czy innej porze, a co innego, kiedy miało mu w tym pomagać jakieś niesamowicie sprytne urządzenie, którego obsługa najwyraźniej przerastała jego możliwości i inteligencję. Zagadkowym aspektem całości było to, że przyszedł tu z nastawieniem raczej pozytywnym, ciesząc się właściwie, że w końcu są jakieś rozwiązania dla ludzi przewlekle chorych, planując zakupić sobie taką bransoletę już na wejściu - dobrze, że tego nie zrobił, bo im głębiej szedł w te warsztaty, tym głębiej przekonywał sam siebie, że mu ten gadżet nie jest potrzebny, bo i tak go nie ogarnie. Mimo młodego wieku, reprezentował on najwyraźniej pokolenie naszych dziadków, którzy zatrzymali się na umiejętności obsługi liczydła. Uśmiechnął się na wskazówki Maxa, zakładając, że skoro to nie takie trudne, to drugi etap pójdzie mu znacznie lepiej, przyjrzał wskazówkom, podanym przez chłopaka i zabrał za kolejny etap, podczas którego zamontował ustrojstwo na manekinie. Okazało się jednak, że nawet prywatne douczki nie pomogą, bo nagle żyły kukły wybuchły, obryzgując go krwią, na co Swansea zamrugał i parsknął, bo wydawało mu się, że to wcale nie takie dalekie od tego, jak umrze on sam, biorąc pod uwagę ilość krwotoków, jakie mu się przytrafiają każdego dnia. - Daj spokój! - uniósł rękę, widząc, że Solberg przymierza się, by znów mu pomagać - Umiem przyznać się do porażki. To najwyraźniej nie moja bajka. - uśmiechnął się do ziomeczka. Przeprosił siedzącą koło siebie osobę, również obryzganą krwią, po czym zebrał się do wyjścia, bo no, starczy już tej karuzeli śmiechu.