Tutaj znajdziesz wszystkie możliwe eliksiry lecznicze, a życzliwy aptekarz na pewno z radością ci doradzi w razie wątpliwości lub pytań. Jeśli wolisz sam przygotować jakiś eliksir, żaden problem - "Pod Tymiankiem" możesz również kupić wszystkie potrzebne składniki i zioła, mając pewność, że są najwyższej jakości.
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Etap: I Kości: 46, 1->1->2, oraz Ściągam runy od @Blaithin 'Fire' A. Dear Modyfikatory: nowa postać, przerzut za 10 z run Wynik: runy idealne, załączam syrenę, osoba po mnie musi rzucić dwoma kośćmi na blokadę oraz wybrać gorszy scenariusz!
Przybycie do ojczyzny było dla Nicholasa wydarzeniem dużo mniej spektakularnym, niż się spodziewał. Nie zamieszkał od razu w rezydencji. Nie mógł. Postanowił, że najpierw opatrzy sie z Londynem i jak trochę ochłonie, przyzwyczai się do myśli, że tu jest, wtedy zdecyduje się na zgłębianie tematów rodzinnych. Na warsztaty w aptece przyszedł jak zwykle z przypadku i z chęci tworzenia wspomnień. Taka przynajmniej była geneza zanim dowiedział się, czego warsztaty dotyczą. Zaklęte przedmioty to było coś, w co Nicholas wsiąkł w czasie wakacji i co mu nie przeszło aż do dziś, dlatego wykładu słuchał z uwagą, poświęcając mu całą koncentrację. Im dłużej patrzył na prowadzącego, tym jaśniej świtało mu w głowie pewne bardzo mgliste wspomnienie z poranka po balandze z Yurim. A potem spojrzał na kota i nagle wszystko stało się jasne. Tak jak początkowo chciał zadać mnóstwo pytań, tak teraz zdecydowanie wolał pozostać niezauważony w tłumie. Jeszcze tego mu brakowało, żeby przy stadzie obcych ludzi zostać wytknietym jako ten, który obrzygał prowadzącemu podłogę i kota. Czy coś. Nicholas nie mógł sobie przypomnieć, ale kot na pewno odgrywał w tym wszystkim swoją rolę. Runy jako tako znał, ale coś mu nie całkiem szło, więc postanowił upewnić się u rudowłosej sąsiadki siedzącej dość blisko, czy aby na pewno ma dobrze. Koniec końców runy miał idealnie sprawne, więc pozwolił sobie na pełne uznania spojrzenie na Fire. A potem przeszedł do blokowania. Tu już nie było tak doskonale, więc apteka znów wypełniła się wyciem syreny. Na szczęście Max tłumaczył już komuś innemu co należy zrobić w takiej sytuacji, więc Seaver sprawnie uporał się z problemem. A potem pochłonęły go myśli twórcze, typowe dla kogoś zaangażowanego w swoją pasję i doszukującego się nawet w innych dziedzinach jej przejawów. - Czy bransoletę można transmutować nie zmieniając jej działania? - zapytał Nicholas, kiedy @Maximilian Felix Solberg przechodził obok. - Chodzi mi przede wszystkim o wpływanie na jej kształt, może też na materiał, z którego jest wykonana, tak by prócz funkcjonalności zyskać oryginalną, spersonalizowaną ozdobę. Coś wyjątkowego. I jeszcze jedno. Czy użytkownik ma jakikolwiek wpływ na zatrzymanie działania bransolety oprócz jej fizycznego zdjęcia?
Etap: I Kości: 25; 4i 5 Modyfikatory: brak Wynik: no tak średnio bym powiedział
Wakacje wakacjami, ale czas wrócić do rzeczywistości, która brutalnie uświadamia mi jak niewiele przez te kilka tygodni zrobiłem. Nie żebym się tym szczególnie przejmował, ale jednak cichy głosik w głowie podpowiada mi, że może najwyższa pora zrobić coś bardziej pożytecznego niż szkalowanie brata czy setne pożegnanie z Gordim, który wyjeżdża do Czech. Kiedy dociera do mnie informacja o warsztatach, które będą dotyczyć nowego uzdrowicielskiego gadżetu stwierdzam prosto YOLO, nigdy nie wiadomo kiedy mi się to nie przyda. Nazwisko zobowiązuje mnie do podjęcia kariery sportowej, ale kariera medyka to mój plan B, więc pełen zapału i werwy teleportuję się pod aptekę, do której wchodzę gotowy na dawkę nowej wiedzy. Uśmiecham się do Solbiego i słucham bardzo uważnie wszystkich instrukcji. Trzeba przyznać, że bardzo sprytnie wymyślił sobie tę bransoletkę. To zaskakujące, że człowiek, który tyle imprezuje i jeszcze prowadzi swój klub miał czas na nowe wynalazki. Nic tylko pozazdrościć organizacji czasu, ale traktuję to jako motywację, żeby nie przejebać kolejnego roku szkolnego na głupoty. W końcu nadchodzi czas, kiedy to my musimy zająć się sprzętem. Obczajam ten cały panel, żeby wiedzieć co jest pięć. Nie mam smykałki do majsterkowania, jak dostaję sprzęt do ręki to chcę, żeby po prostu działał, nie jest mi potrzebna wiedza w jaki sposób, no ale nie taki jest cel dzisiejszego spotkania. Patrzę na bransoletkę jak gumochłon w liść sałaty i nie do końca wiem co zrobić z tymi wszystkimi runami. Aż się pocę z wrażenia, ale ostatecznie łączę odpowiednie runy z datą, natomiast już przy czasie stwierdzam, że trochę poświruję i zdam się na własną intuicję, która jest tragiczna, bo panel zaczyna świecić się na czerwono. Dosko. Proszę Maxa o pomoc, a potem przechodzę do blokady. Majstruję przy niej, naprawdę starając się robić zgodnie z zaleceniami, ale koncertowo zjebałem - nie wiem co uczyniłem, ale panel pęka tak spektakularnie, że w moim oku ląduje kawałek metalu. Automatycznie przykładam dłoń do twarzy i zaciskam powiekę. Maluje się przede mną wizja bycia cyklopem i zakończenia kariery szukającego zanim ją tak naprawdę zacząłem. Sport mnie jednak nauczył odporności na ból i umiejętności radzenia sobie z drobnymi kontuzjami. Ostrożnie otwieram oko, z ulgą stwierdzam, że widzę i będę jakoś żył. - Max, chyba wszystko rozjebałem - macham do Ślizgona z nietęgą miną, bo nie takie były moje intencje. Chciałem dobrze, wyszło jak zawsze.
______________________
inspired by the fear of being average
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Etap: I Kości: 92, 2 Modyfikatory: - Wynik: dobrze ustawiam czas podania eliksiru, ale zablokowanie różdżki mi nie idzie i wyje syrena - osoba po mnie rzuca 2 kostki na blokadę i wybiera gorszy scenariusz!
Właściwie nie potrafiła dokładnie stwierdzić, skąd dowiedziała się o warsztatach organizowanych przez Maxa - z gazety czy może od jakiegoś znajomego - ale nie miało to większego znaczenia. Najważniejsze było to, że od razu zaznaczyła datę w kalendarzu, tak aby nie mieć nic innego zaplanowanego na ten dzień i oto była, cała ubrana na biało. I to dosłownie, bo postanowiła skorzystać z ostatnich letnich dni i wbiła się w białą kieckę. Na widok Solberga szczęka opadła jej niemal do podłogi, bo koszula i ewidentnie lepsze spodnie bez dziur na dupie to nie był strój, w którym widziało się go na co dzień. Uśmiechnęła się szeroko do przyjaciela, znajdując sobie miejsce i wstając się przy okazji z innymi znajomymi twarzami. Ciekawa była, co też chłopak mógł wymyślić, dlatego z uwagą wysłuchała jego krótkiego wykładu, ciesząc się, że wpadł na tak genialny pomysł. Bransoletka, która miała wprowadzić do organizmu eliksir leczniczy? Przecież to zasługiwało na Czaronobla! Nie miała najmniejszych nawet wątpliwości, że przedmiot podbije rynek, bo przecież ile było osób, które musiały codziennie przyjmować jakieś mikstury. Taki gadżet niesamowicie by im to ułatwił. Kiedy więc przyszło do samodzielnej pracy, zabrała się do niej z pewną dozą ekscytacji. Chciała się przekonać na własnej skórze, jak to działa i czy rzeczywiście jest tak intuicyjne, jak zapewniał Max. Z ustawieniem dokładnej godziny podania eliksiru nie miała zresztą większych problemów - poradziła sobie prawie śpiewająco, tylko na początku zaliczając małe potknięcie przez pomylenie gebo z uruz, ale szybko się poprawiła, dzięki czemu bransoletka zadziałała poprawnie. Chyba. Mistrzem run bowiem nie była, ale skoro jeszcze nic nie wyleciało w powietrze i wszystko zdawało się być w porządku, to na dobrej myśli. Gorzej poszło jej natomiast z zablokowaniem bransolety, żeby odpowiadała tylko na jej różdżkę. Instrukcja niby była jasna, niby nie miała problemów z jej zrozumieniem, a jednak coś wyraźnie poszło nie tak. Aż podskoczyła w miejscu i upuściła biżuterię na blat, kiedy ta zaczęła wydawać z siebie przeraźliwe wycie jak prawdziwa syrena alarmowa. Była w stanie obudzić tym zmarłego, ale chyba nie o to chodziło. Jeśli to miało być dodatkowe przypomnienie o podaniu eliksiru, to ona chyba jednak nie chciała czegoś takiego nosić.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Etap: pierwszy Kości: 96 (data i czas), 1 (blokada) Modyfikatory: brak Wynik: z runami poszło wyśmienicie, ale nie udało się zablokować bransolety, bo zgubiłem różdżkę i potrzebuję pomocy
Był dumny, jak mógłby być dumny z młodszego brata, czy syna, gdy tylko usłyszał o warsztatach organizowanych przez Solberga. Przygotował coś, co był zdolny wypuścić na rynek i przeprowadzał warsztaty dla innych, aby mogli z tego korzystać. Innymi słowy odbijał się od dna i w końcu kierował we właściwą stronę. Przyglądał się uważnie Solbergowi, kiedy opowiadał o bransolecie, mając wrażenie, że to było coś, czego potrzebował do pracy w Hogwarcie. Takiej bransolety i eliksirów z zaufanego źródła, eliksiru spokoju, który nie będzie jednak usypiał go. Cóż, był pod wrażeniem pomysłu i był przekonany, że bransoleta znajdzie wielu zwolenników. Jednego nawet wypatrzył w tłumie, a pamiętając, jaki eliksir imiennik Solberga wymyślił, wyglądało na to, że ta dwójka być może nawet współpracowała czasem ze sobą. Cóż… Dobrze. Bardzo dobrze.
Jednak nie powinien był rozmyślać o wszystkim innym, kiedy miał przed sobą bransoletę. Ustalenie panelu runicznego nie było tak naprawdę trudne. Potrzebował chwili, aby przypomnieć sobie, które runy za co odpowiadały, które co oznaczały i po chwili zaczął programowanie bransolety. Było to tak proste, jakby zajmował się tym od zawsze. Problem pojawił się dopiero przy ustalaniu blokady, aby bransoleta reagowała na jego różdżkę. Nie wiedział, jak do tego doszło, ale różdżka wypadła mu z ręki i wpadła za półki, skąd nie był w stanie jej wyjąć bez pomocy. Do tego okazało się, że pozostali zakończyli już pierwszy etap. - Max…? Solberg - poprosił, używając wpierw imienia, ale dość szybko zwracając się do chłopaka po nazwisku, nie chcąc żeby Brewer reagował. - Wiesz, wydaje mi się, że szło mi całkiem dobrze, ale… Mógłbyś mi pomóc wyjąć różdżkę zza półek? - wyjaśnił swój problem, uśmiechając się szeroko, nie kryjąc rozbawienia sytuacją. - I będziemy musieli porozmawiać później o tej bransolecie… Chyba będę mieć prośbę.
Czy Díaz był masochistą? Przy Fire niewątpliwie. Rozkoszował się wręcz perspektywą bycia przez nią zruganym. Wysłuchał tego, co miała do powiedzenia rejestrując każdy gest, niemalże drżąc gdy wyciągnęła do niego swoją dłoń. Była wobec niego taka kusząca, że Tony pomyślał, iż wbrew jej zachowaniu i słowom tak naprawdę on nie był dla niej tak całkowicie obojętny obojetny. Uśmiechnął się, nieświadomy faktu że sam wpadł jak śliwka w kompot i oddał walkowerem wygraną w tej krotkiej słownej potyczce. Bo gdyby sie nie stęsknił to przecież by nie podszedł, prawda? Zamiast odgryzać się złośliwą uwagą, obserwował ruchy jej ust, niemal mrużył oczy wsłuchując się w aksamitny głos. I odprowadził ją spojrzeniem do wyjścia, myśląc o tym, czy jeszcze ja kiedyś spotka. I czy uda się ją przekonać do jego skromnej osoby. A propos niespodzianych spotkań - gdy odwrócił się by podejść z powrotem do swojego manekina, w kącie zobaczył kogoś kogo nie spodziewał się ujrzeć. Nicholas. Díaz omiotl go spojrzeniem, czując, że w koszuli i skórzanej kurtce robi mu się jakoś dziwnie gorąco. Choć był zaledwie początek września on na swoją skórę był niemalże skazany. Dopiero dzisiaj zauważył efekty trytoniej klątwy, to, że na jego ciele zaczęły pojawiać się rybie łuski. Zaklął w myślach, zastanawiając się, czy do niego nie podejść. Ich ostatnie spotkanie nie miało przyjemnego zakończenia, ale przecież to nie jego wina. Każdy mógł mieć pecha i trafić na parę ciekawskich oczu z aparatami w ręku. Díaz gdy go spostrzegł wyraźnie się zawahał. Stanal w miejscu, przełknął ślinę, chrząknął. I pomimo tego co chciał zrobić postąpił zupełnie inaczej. Odwrócił się w stronę Paco i pozornie spokojnie zajął miejsce przy nim i swoim manekinie. Starając się nie zerkać w stronę przystojnego Seavera przeczekał resztę warsztatów po czym wymigując się od kolacji z przyjacielem i jego ukochanym wyszedł szybkim krótkim z apetki, kierując kroki do zaparkowanej nieopodal Bonnie.
Zt
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Etap: pierwszy Kości: 46 i dorzut parzysta; 2 Modyfikatory: - Wynik: data i czas wybitnie, blokada well - OSOBA PODE MNĄ RZUCA DWA RAZY NA BLOKADĘ I WYBIERA GORSZY SCENARIUSZ
Sprawa była prosta – Solberg coś organizował to nie mogło jej tam zabraknąć, nawet jeśli z uzdrawianiem miała tyle wspólnego co Patton Craine z szacunkiem i empatią. Była dumna z przyjaciela, że wypuścił jakąś fancy bransoletę, która – była pewna – zrewolucjonizuje przemysł medyczny i zostanie doceniona na całym świecie i uratuje milion istnień!! Z uśmiechem na twarzy przekroczyła próg apteki, zajęła miejsce, przywitała się z Maxem w miarę cicho tj. zawzięcie mu machała i szczerzyła się do niego, a potem z uwagą słuchała opisu urządzenia i tego, co na nich tu dziś będzie czekało. Była pod wrażeniem jego profesjonalizmu i lekkości, z jaką przekazywał wiedzę. Wiedziała, że włożył w to dużo pracy, tak więc i ona zamierzała się przyłożyć do warsztatów, aby pokazać mu jak bardzo go wspiera w jego przedsięwzięciach. Problem był taki, że o runach wiedziała tylko tyle, że istnieją. Przez chwilę wpatrywała się w panel wzrokiem myślą nieskalanym i podjęła kilka prób ogarnięcia tego, jednak im dłużej nad tym ślęczała tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że nic z tego nie wyjdzie. Kątem oka dostrzegła, że @Joshua Walsh siedzący obok radzi sobie wyśmienicie, więc niczym cwana lisica i podręcznikowy Ślizgon zapuściła dyskretnego żurawia, aby obczaić co jest pięć. I tym oto sposobem rewelacyjnie wszystko poustawiała – może średnio uczciwie, ale z drugiej strony kto by zaprzątał sobie głowę moralnymi zasadami, skoro ich skutek był pozytywny! Nic nie rozjebała, a w dodatku już wiedziała jak to robić na przyszłość. Same plusy, zero minusów. Blokada okazała się większym wyzwaniem i tu już nie mogła liczyć na pomoc nauczyciela, który zgubił gdzieś swoją różdżkę. Krok po kroku podążała za instrukcją, w pewnym momencie motając się w zawiłych zasadach, czego efektem była wyjąca na całą aptekę bransoleta. Skomentowała to jedynie elokwentną miną, machając błagalnie do Maxiofelka, aby uratował ją z tej opresji.
______________________
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
@Blaithin 'Fire' A. Dear nie mogła wiedzieć, że to zupełnie inny związek niż ten, o którym wspominał, gdy się poznali. Cóż, życie pisało różne scenariusze, a ten przygotowany dla Solberga był wyjątkowo pogmatwany. Posłał jej znaczący uśmiech, gdy spodobało jej się o określenie. Choć uruchomiła syrenę, udało jej się to opanować i to dość sprawnie, gdy przypomniał jej o odpowiedniej runie. -Tylko wysypka dzisiaj. Źle odmierzyłaś rozcieńczalnik, Panno Dear. - Wskazał na błąd, który mógł być przyczyną tej reakcji. Nie miał jednak czasu dłużej z nią rozmawiać, bo musiał zwrócić uwagę na innych uczestników warsztatów. Miło jednak, że postanowiła nie robić mu burdy i tak był już dość zestresowany. -Dzięki. Poradziłaś sobie po mistrzowsku. - Uśmiechnął się na komplement od @Allison Grey, bo ta naprawdę błyszczała wśród zgromadzonych. A skoro ona sobie radziła, musiał zająć się tymi mniej ogarniętymi. Jak choćby @Salazar Morales, który widocznie sobie nie radził bez jego ekspertyzy. Błąd nie był nie do rozwiązania, choć Max nieco się uśmiechnął w duchu, jak ironiczne to było, że taki zaklęciarz sam sobie różdżkę zablokował. -Kochanie? - Uniósł brew ze zdziwienia, bo nie był przyzwyczajony do takich czułości po angielsku. Uśmiechnął się ciepło do partnera, na znak, że wcale mu to nie przeszkadza, bo czym skupił się na tym, jak mu idzie z manekinem. A szło mu tragicznie. Gdy tylko Solberg zauważył, że Paco stoi cały we krwi, umysł i wspomnienia dwudziestolatka powędrowały w bardzo nieprzyjemne miejsca. Nie mógł pozwolić sobie na słabość w tej chwili, więc odwrócił wzrok, automatycznie chwytając w garść, zawieszoną na szyi fiolkę. Słowa Diaza zignorował, jedynie skinął głową na jego manekina, bo wyglądało na to, że tak jak z runami sobie nie radził, tak przy miksturach nieco nadrabiał. Niewiele w oczach Solberga, ale zawsze coś. Bardziej zainteresował się jego interakcją z Fire, która skutecznie rozproszyła uwagę Maxa od Paco. Przez chwilę zastanawiał się, czy będzie musiał ingerować, ale na szczęście kobieta wyszła, a Antonio niedługo po niej, więc gospodarz mógł wrócić do swoich obowiązków. Potrzebował jednak wsparcia, więc wziął Groma na ręce i dopiero podszedł do Paco. -Przypomnij mi, żebym w życiu nie dał Ci się leczyć. - Zażartował wbrew swojemu nastrojowi. -Chyba musisz wrócić na korki. Zjebałeś... Dużo. Eliksir się skwasił, pewnie też nie do końca starłeś jemiołę, co? - Zaczął bardziej rzeczowo już komentować, gdzie Paco mógł popełnić błąd. Trochę to trwało, ale w końcu wyczyścił wszystko ze sztucznej krwi i podszedł do kolejnego uczestnika, który również preferował krwawe steki. -Daj spokój stary. Użytkowanie a programowanie tego gówna to dwie różne bajki. - Starał się pocieszyć @Lockie I. Swansea, ale ten widocznie się poddał i po chwili dołączył do Diaza i Dear za drzwiami. Humor jednak dość szybko mu się poprawił, gdy zauważył @Nicholas Seaver. No takiego klienta to jeszcze nie miał co by mu zarzygał prawie kociołek i wyznawał wielką miłość. -Nie ma opcji. Schowki na kapsułki i panel runiczny są ściśle ze sobą powiązane, przykro mi. - Odpowiedział szczerze. Sam kombinował nad tym, ale bransoleta działała niezawodnie tylko w takiej postaci i nic nie mógł na to poradzić. -Jeśli bransoleta nie będzie zablokowana przez uzdrowiciela prowadzącego leczenie, oczywiście, można. Dlatego myślę, że będzie to dobre dla aurorów i innych potrzebujących doraźnych lekarstw. - Tutaj miał już bardziej pozytywne wieści do przekazania. Pochwalił jeszcze Nicholasa za poradzenie sobie z syreną i przeszedł do ślizgona, który oberwał w oko od panelu. -Chyba tak. - Odpowiedział poważnie @Royce Baxter, po czym się zaśmiał. -Nic się nie stało, patrz. - Zaczął tłumaczyć mu, gdzie popełnił błąd, zaraz po tym, pomógł mu opatrzyć oko. Jeszcze tego brakowało, by połowa uczestników wyszła stąd wpół ślepa. -Trzymaj nową i idź pomachać chochlą. - Rzucił mu kolejną, niezjebaną bransoletę, klepnął w ramię i zwrócił uwagę na swoją rudą syrenkę. -KENZ, OLA!. - Wykrzyknął ponad wyjącym alarmem, by wskazać jej jaka runa musi zostać zmieniona, by uspokoić to zamieszanie. -Cieszę się, że Cię tu widzę. - Dodał szczerze, dając jej buziaka w policzek, gdy cały bałagan się uspokoił. Nie mógł jednak postać z nią dalej, bo pomocy wymagał nie kto inny, jak sam @Joshua Walsh. -Hmmm? - Początkowo nie wiedział, co się stało, ale zaraz wszystko się wyjaśniło. -Ach tak, już...Grom, wciśniesz się tam? - Wysłał do roboty kota, który zdawał się dobrze zrozumieć, co miał zrobić, choć najpierw głupio popatrzył na Maxa, jakby ten prosił go o przygotowanie wykwintnej kolacji dla całego zgromadzenia. -Nie ma sprawy. Ty możesz prosić o co tylko chcesz. - Posłał mężczyźnie ciepły uśmiech. Jeśli była szansa, by choć minimalnie odwdzięczyć się Walshom za całe wsparcie, jakie mu okazywali, nawet nie zamierzał się dwa razy zastanawiać. Gdy jednak chciał dopytać o szczegóły, Grom przyniósł w pyszczku różdżkę Josha, a na sali po raz kolejny zawył alarm. -Zwariuję tu z wami... - Mruknął żartobliwie pod nosem, zwracając się w stronę winowajcy. A raczej winowajczyni, bo oczywiście, że taki chaos musiała wywołać @Marla O'Donnell. Nie darł już ryja, tylko sam przestawił odpowiednią runę. -A Tobie, to Kenaz wytatuuję na czole, co Ty na to? - Zapytał radośnie, patrząc na to, co się zadziało. -Ale zaczęłaś dobrze. Przyznaj się, rozproszył Cię blask mojej zajebistości? - Puścił jej oczko i cierpliwie wytłumaczył, jak uniknąć tego błędu, zapraszając ją następnie do stanowiska z eliksirami i ponownie biorąc Groma na ręce.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Etap: I Kości: 91 i 6/1 przerzucone na 5 Modyfikatory: przerzut za postać młodszą niż 3 msc Wynik: no tak średnio bym powiedział bo wybucha mi w oko
Nie był co prawda ani aurorem ani tym bardziej uzdrowicielem, a jego umiejętności z zakresu magii leczniczej ograniczały się do wyczarowania kawałka plastra; uznał jednak, że świeżo wprowadzona na rynek bransoletka do dawkowania leków to tak fajny gadżet, że ze zwyczajnej ciekawości postanowił udać się na prezentację jej działania. Dosiadł się do pierwszej wypatrzonej w tłumie znajomej twarzy, psiapsiółki Rubsona @Marla O'Donnell. Naturalnie od razu rozejrzał się za siostrą, ale jej nie znalazł. - O hej Marla, a ty tu sama? No to już masz Maguire'a do towarzystwa, nie ma za co - usadowił się wygodnie, nie czekając na zaproszenie i szepnął bardziej konspiracyjnie, bo prowadzący wydarzenie chłopak zaczął już mówić: - Byłem kiedyś na podobnym pokazie samomieszających garnków, dostaliśmy bardzo fajne chochle w ramach prezentu powitalnego, zawsze jak nią nakładam to smakuje wybitnie, myślisz że tu też dostaniemy jakieś fanty? Wysłuchał z uwagą przemowy Solberga, a pomysł wykorzystania run nie tylko wydawał mu się iście genialny i nowatorski, ale też prosty i przyjemny dla użytkownika, przynajmniej takiego który był w stanie odróżnić od siebie starożytne symbole. Przekonany o nadchodzącym sukcesie, życzył uprzejmie Marlenie POWODZENIA, zabrał się do pracy no i początkowo nieco przecenił swoje umiejętności w tym zakresie i pomylił gebo z uruz, zbytnio przyśpieszając czas dawkowania. Błąd jednak udało się bez problemu naprawić, pierwsze matagoty za płoty, zatarcie rączek i przystąpił do zwalniania blokady... Które przerwało mu jakieś dramatyczne wycie. Aż podskoczył, ręka mu się omsknęła, w głowie zakręciło, a w efekcie tak nieudolnie zamajstrował przy bransoletce, że ta postanowiła wybuchnąć mu prosto w twarz i chyba uszkodziła mu oko, bo jedyne co teraz widział, to mroczki. Zaklął szpetnie, ale pod nosem, bo poważnemu urzędnikowi państwowemu nie wypada na głos, i odwrócił do sąsiadki, która najwyraźniej była źródłem rabanu. - To jest prawdziwy talent, żeby z dozownika leków zrobić pozytywkę imitującą Ruby na karaoke - zaśmiał się, kiwając głową z uznaniem i mrugając zawzięcie żeby odzyskać ostrość wzroku, ale niestety nic to nie dało, tak samo jak próby wygrzebania palcem, które chyba pogorszyło sprawę. Doskonale, będzie teraz głuchy i ślepy, no żyć nie umierać! Ciekawe czy dostałby podwójną rentę. - Coś mi wpadło w oko... Zerkniesz? - poprosił uprzejmie, nachylając się nad Marleną z nadzieją że ta zlokalizuje odłamek i uratuje jego wzrok. Jeśli faktycznie była półwilą, tak jak plotkowano, to powinna mieć dryg do pielęgniarstwa i nie wydłubać mu oka (co pewnie zrobiłaby siostra), prawda?
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Etap: drugi Kości: A i H, przerzucam na C i dorzut parzysta Modyfikatory: rzucam dwa razy jako tykająca łajnobomba, przerzut za 10 pkt z uzdro Wynik: rewelka
Nie spodziewała się, że na warsztatach trafi jej się towarzysz i to jeszcze taki jak @Ryan Maguire, którego uważała za n a j f a j n i e s z e g o chłopaka w szkole, kiedy pomiędzy wymianami się w niej pojawiał. Starszy brat Ruby zawsze imponował jej lekkością, niebanalnymi żartami i talentem do języków, a żeby tego było mało to jeszcze był przystojny i od czasu do czasu wypił z nią i jej bff piwko, gdy odwiedzała Maguirów w Dublinie. Z czystym sumieniem mogła stwierdzić, że to ideał i wymarzony chłopiec dla każdej dziewczyny, ale no, poza jej zasięgiem. – O, Ryan, siemka! Jestem tu w ramach dopingu Maxa, a kto wie, może przy okazji się czegoś nauczę – wyjaśniła, a potem się musiała bardzo skupić, żeby jednocześnie słuchać i Solberga i anegdotki Romana, przy której co chwilę parskała śmiechem. – Taką mam nadzieję, że nie wyjdziemy stąd z pustymi rękami… To znaczy wyjdziemy z solidną dawką wiedzy i umiejętności, których ja najpewniej nie użyję nigdy, bo w życiu bym sama sobie mieszanki eliksirów nie zaaplikowała, no może poza tym na kaca i regenerującym. Ty, to też jest myśl, żeby już w trakcie imprezki z takim gadżetem chodzić, spytam potem Solbiego czy tak można, mogłabym wtedy odpuścić paskudne elektrolity, które podrzuca mi nasz domowy skrzat Jacek – rozgadała się podekscytowana, że nie tylko jej przyjaciele są kreatywni, ale i ona, gdy tego wymaga proza zwana życiem. Potem oboje skrupulatnie zajęli się rozszyfrowywaniem run, gdzie ona oczywiście dopuściła się drobnego oszustwa, a Ryan bezproblemowo wszystko rozpracował, no ale nic dziwnego, skoro był nie byle kim, a a m b a s a d o r e m i runiarzem. Pocieszało ją to, że w przypadku blokady nie zjebała tego sama, bo byłaby bardzo niepocieszona, gdyby zbłaźniła się przy takim czarodzieju renesansu jakim był Romek. – Ups, sorka. Ale muszę przyznać, że ostatnio jak byłyśmy na Ladies Night w Geometrii, wiesz, dwa drinki w cenie jednego dla wszystkich pań to nie wyła jak Gruba Dama, gdy jakiś imbecyl poda hasło sprzed kilku miesięcy i się jeszcze wykłóca, że dosłownie tego samego dnia dostał je od prefekta domu – próbowała zagadać swojego towarzysza, żeby nie myślał o tym paskudnym urazie, bo co jak co, ale na lekcje do profesora Huxa chodziła sumiennie i regularnie i tę jedną rzecz zapamiętała doskonale – należy za wszelką cenę uspokoić pacjenta i nie dopuścić do tego, żeby zaczął panikować. – Pokaż no mi to – zarządziła i zerknęła w oko Romualda, skupiając się na procesie leczenia, a nie tym, że robi jej się gorąco z niewiadomego powodu. Zgrabnym astral forcipe pozbyła się ewentualnych odłamków i oczyściła ranę. – No i włala, już jest w pytę – oceniła radośnie, tuż po tym jak fachowo zajęła się jego okiem. Na całe szczęście na ratunek również przybył @Maximilian Felix Solberg i raz dwa wyciszył wyjącą bransoletkę. – Jeśli to runa, która oznacza mądrość to nie zapomnij jej sobie wytatuować na całym ciele – odpyskowała. – Chociaż runa skromności też by ci się przydała – dodała, szczerząc się po jego drugiej uwadze. Grzecznie wysłuchała co zrobiła źle, odnotowała w pamięci wszelkie instrukcje, po czym udała się z Ryanem do stanowiska z eliksirami. – Max to prawdziwy czarodziej, jeśli chodzi o elki. W parę godzin nauczył takiego gumochłona jak ja zrobić animagiczny, w czasie kiedy ta wiedźma Dear nie potrafiła mi wbić do głowy jak się robi jakiś prosty typu łysienia czy neonu – skomplementowała przyjaciela, jednocześnie podsumowując swoje marne umiejętności w dziedzinie mikstur. Zaskakująco jednak i tym razem dzięki wybitnym nauczycielskim predyspozycjom Solbiego udało jej się wszystko zmodyfikować i dostosować tak, że nikt nie miał żadnych zastrzeżeń. – O tym właśnie mówiłam! Ekstra, widzisz, Romek? Kto wie, może jeszcze przerzucę się z tworzenia na magimedycynę i będę poważaną panią doktór!!
______________________
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Etap: drugi Kości: H i parzysta Modyfikatory: brak Wynik: idealnie dopasowana bransoleta
Uśmiechnął się nieco szerzej, kiedy dostrzegł reakcję Maxa na prośbę o pomoc z wyjęciem różdżki, żeby po chwili całkowicie znieruchomieć. Zakładał, że Solberg rzuci proste accio i różdżka wysunie się zza półki, ale ten poprosił o pomoc kota. Walsh nie zamierzał negować w żaden sposób tego pomysłu, nie wiedząc, do czego stworzenie jest zdolne i już po chwili rozpływał się, widząc, jak ten posłusznie oddał mu różdżkę. Gdyby Wrzos tak pomagała! Podziękował raz jeszcze Maxowi za pomoc i zapowiedział, że po rozpoczęciu roku szkolnego złapie go gdzieś na korytarzu, żeby porozmawiać. Musiał wpierw się rozeznać, czy taka ilość eliksiru spokoju była mu naprawdę potrzebna, czy niekoniecznie. W końcu nowi uczniowie nowe problemy… Zaraz skupił się na kolejnym etapie oswajania się z bransoletą, wysłuchując, w jaki sposób należy ją dopasować do pacjenta. Co prawda nie zakładał dopasowywania bransolety do kogoś innego, ale nigdy nie należało być zbyt pewnym tego, co jeszcze czekało człowieka w przyszłości. Może okazałoby się jakiegoś dnia, że musiałby założyć bransoletę Chrisowi, więc lepiej było przyłożyć się już teraz do właściwej nauki. Wysłuchał instrukcji Solberga i po chwili sam ustawiał bransoletę, którą ostatecznie nałożył na nadgarstek manekina. Chwilę wpatrywał się w manekina, ale wyglądało na to, że dopasował wszystko idealnie. Uśmiechnął się lekko do siebie, po czym spojrzał na Solberga aby gestem pokazać mu, że teraz wszystko było jak należy. Bransoleta rzeczywiście działała bardzo intuicyjnie i wystarczyło rozpoznawać kilka z podstawowych run, żeby poradzić sobie z jej obsługą. Był to naprawdę dobry produkt do wypuszczenia na rynek.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Etap: II Kości: I, 1 Modyfikatory: - Wynik: s u k c e s
Dobrali się idealnie, bo w skromnym mniemaniu Romana Marlena również składała się z samych superlatywów i zaliczała się według niego do tzw. śmietanki towarzyskiej, dlatego gdy witała w progach ich rezydencji, z radością przeszkadzał jej i Ruby w ploteczkach. Oprócz tego, że dziewczyna olśniewała niebanalną urodą i błyszczała dowcipem, to nie brakowało jej również intelektu i pomyślunku, co właśnie znajdowało potwierdzenie w jej słowach. - Genialne. Błagam, opatentuj to. I pamiętaj, że gorszy od skrzata z elektrolitami jest stary wyznający zasadę "na kaca najlepsza jest praca", do dziś mam traumę po tym jak po siedemnastce Tomka kazał mi wypielić cały ogródek - pożalił się z nadzieją że jego niedola zmotywuje Marlę do rzeczywistego wdrożenia pomysłu w życie. Skupił się na robocie i nawet nie zauważył skandalicznego oszustwa, jakiego dopuściła się kompanka przy programowaniu bransoletki, bo w życiu by nie śmiał oskarżyć posiadaczki o r d e r u o jakiekolwiek szachrajstwa - tylko talent i dobre zamiary. Po strasznym wypadku z bransoletką w mig zapomniał o potencjalnej ślepocie, bo zaśmiewał się ze wspomnienia Grubej Damy (od której sam nie raz dostał połajankę za świrowanie z hasłem do Pokoju Wspólnego), a potem oddał w ręce Marleny i był to strzał w dziesiątkę, bo w mig przyniosła mu ukojenie. - Dzięki, jesteś n i e s a m o w i t a. Jak dostaniemy gratisy, oddam ci swój w wyrazie wdzięczności - obiecał solennie, przekrzykując awanturującą się wciąż bransoletkę, którą na szczęście dosyć szybko uciszył jej wynalazca. Kiedy ogarnął też dzieło Ryana, doprowadzając je do porządku po wybuchu, oboje mogli kontynuować pracę przy stanowisku z eliksirami i spróbować zmodyfikować je tak, żeby nadawały się do wprowadzenia. Wysłuchał kolejnych instrukcji Maxa, po czym zabrał się za mieszanie, rozcieńczanie i majstrowanie przy wywarze, słuchając przy tym jak Marla pieje z zachwytu nad umiejętnościami przyjaciela. - No wiesz, z pustego i Merlin nie naleje, według mnie talentu ci nie brakuje w żadnej dziedzinie... no a porównaniu do Dear, gumochłon byłby dobrym nauczycielem - skwitował złośliwie, choć sam profesorkę znał jeszcze jako uczennicę. Nie mógł jednak stwierdzić, by Solberg nie zasłużył na komplementy, bo jego nowatorskie myślenie było naprawdę godne podziwu - Ale masz rację, że ten Max to geniusz, w dodatku t a k i m ł o d y! To też on wynalazł eliksir zmieniający w syreny, nie? Poczęstowaliśmy nim ostatnio delegację z Japonii na nieoficjalnej integracji, byli z a c h w y c e n i i mam nadzieję że dzięki temu zluzują trochę tiary w kwestii kilku niedopatrzeń formalnych... - opowiedział z uznaniem i był o włos od zanudzenia Marleny szczegółami problemu ze wspomnianą umową, ale zanim zaczął, to się zorientował że zrobił wszystko poprawnie i eliksir został elegancko zaaplikowany przez bransoletkę. - SUPER ROBOTA - zakrzyknął, dumny zarówno z siebie jak i koleżanki i wyciągnął rękę by przybić jej piątkę nad uleczonymi spektakularnie fantomami. Był pod sporym wrażeniem i nie mógł nie przyznać Marli racji, że doskonale sprawdziłaby się w Mungu. - Poważnej cię nie widzę, ale w szacie doktórskiej totalnie tak! Ode mnie już masz pięć na pięć różdżek na portalu znanyuzdrowiciel, więc przemyśl to. Może on też powinien? Albo chociaż zostać profesjonalnym operatorem bransoletki do eliksirów, w końcu poszło mu równie spektakularnie co jej!
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Etap: II Kości: A przerzucone na I i 5 Modyfikatory: kuferek (39pkt uzdrawianie) Wynik: sukces!
Tak, to zdecydowanie nie były warsztaty dla amatorów. Jak się okazało trzeba było mieć pojęcie nie tylko z zakresu zaklęć i magii leczniczej, ale też eliksirów i starożytnych run, a z tym już było - przynajmniej w jej przypadku - gorzej. Mogła bardziej uważać w szkole na lekcjach z tymi śmiesznymi znaczkami, których działanie jednak aż taka zabawne już nie było. Wystarczyło zrobić mały błąd, pomylić jedną runę z drugą lub zapomnieć czegoś dopisać, a kończyło się to właśnie tak, jak teraz - alarmem, zdolnym obudzić zmarłego z jego wiecznego odpoczynku. W tym całym harmidrze dotarł do niej jednak wrzask Solberga, który dał jej bardzo proste instrukcje. Chwilę zajęło jej opanowanie sytuacji, ale ostatecznie syrena umilkła, co przyjęła z głębokim westchnięciem pełnym ulgi. - Też się cieszę, że przyszłam. Mam nadzieję, że już nie będzie więcej takich niespodzianek - powiedziała, patrząc na przyjaciela znacząco, bo na tyle na ile go znała, była jednak pewna, że to nie był koniec przygód. Mimo niewielkich problemów udało jej się z sukcesem zakończyć pierwszy etap pracy nad bransoletą, w związku z czym mogła śmiało przejść do następnej części, tej związanej z eliksirami i ich modyfikowaniem. Tu już znowu nastawiała się na pewne komplikacje, bowiem z miksturami to nigdy nic nie wiadomo, dlatego postanowiła się nie spieszyć. Pośpiech chyba nigdy nie wychodził na dobre, a teraz to już nie były żarty, bo eliksir miał zostać wpuszczony do obiegu manekina. Jak prawdziwy alchemik siedziała nad zadaniem, nie chcąc czegoś skopać, ale o dziwo poszło jej całkiem nieźle i napełniła wreszcie kapsułkę. Potem pozostawało już tylko czekać, czy kukła odbierze to dobrze, czy może pojawią się jakieś oznaki, że coś jednak poszło nie tak.
Etap: II Kości: f -> g Modyfikatory: przerzut za uzdro, tykająca łajnobomba (ale nie rzucałam 2 razy, bo już pierwszy rzut był najgorszym scenariuszem) Wynik: wciąż średnio
Na całe szczęście Max szybko przychodzi z odsieczą. Słucham gdzie popełniam błąd i przy tych indywidualnych korkach lepiej ogarniam co i jak. Potem z ulgą pozwalam prowadzącemu, aby opatrzył mi oko i dziękuję mu za pomoc. - Sorka, chciałem dobrze, wyszło jak zawsze - śmieję się i zgarniam nową bransoletkę, której obiecuję już nie zepsuć. Lecę do stanowiska z eliksirami z myślą, że tam pójdzie mi lepiej - w końcu co może być trudnego w modyfikowaniu mikstur i odpowiednim ustaleniu jak mają być dawkowane? Ano okazuje się, że mnóstwo rzeczy. Kombinuję jak mogę, wysilam ostatnie szare komórki, aby tym razem nic nie zjebać, a następnie próbuję to wszystko przetestować na manekinie. Czy jestem zdziwiony, gdy chwilę potem stoję cały upierdolony w jego krwi? Wzdycham i dopiero po kilku sekundach orientuję się, że ujebałem nie tylko siebie i swoje stanowisko, ale i stojącą obok @Aleksandra Krawczyk. Chuj z tym fantomem, on i tak już się wykrwawił i nie potrzebuje pomocy. Podbiegam do byłej Puchonki szczerze skruszony chaosem, który spowodowałem. - Matko, przepraszam! - mówię do niej i czym prędzej zaczynam rzucać na ten cały syf chłoszczyść i tergeo. Wyczarowuję też chusteczki i podaję je szybko dziewczynie, aby przetarła sobie twarz. - Masz. Do chuja, nie spodziewałem się, że wybuchną mu żyły. Dobrze, że to tylko manekin i sztuczna krew - patrzę na nią z nadzieją, że nie jest wkurwiona (bo ja bym zapewne był). - Wiszę ci kawę albo piwko! - rzucam świetną propozycję, kiedy już wszystko wokół niej posprzątałem, po czym wracam na swoje stanowisko, żeby tam zaprowadzić porządek. Wniosek z warsztatów mam jeden - jakieś wyszukane gadżety nie są stworzone dla mnie i nigdy w życiu nie powinienem używać ich na prawdziwych ludziach.
______________________
inspired by the fear of being average
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Wydawać by się mogło, że po perfekcyjnym wykonaniu pierwszego, runicznego zadania Meksykanin pójdzie za ciosem, ale niestety wyłożył się akurat w tych dziedzinach, w których niby na co dzień radził sobie lepiej. Nie przejmował się jednak nadto porażką, zdając sobie sprawę z tego, że w razie chęci skorzystania z bransolety, zawsze może poprosić Maximiliana o prywatne korepetycje. Przywilej partnerskiego związku z młodziutkim, ale za to wyjątkowo utalentowanym chłopakiem. Zerkając na uniesioną w zdziwieniu brew ukochanego, wzruszył ramionami w obronnym geście, jakby chciał bezgłośnie uzmysłowić mu, że ma w zanadrzu jeszcze wiele innych pieszczotliwych określeń, na których dźwięk Felix powinien się przygotować. Miał nadzieję, że te nowe mu nie przeszkadzają, chociaż uśmiech na twarzy dwudziestolatka świadczył raczej o akceptacji. Paco zajął się na powrót robotą, która posypała mu się jak domino. Nie potrafił inaczej niżeli głośnym przekleństwem podsumować procesu leczenia, za pomocą którego nie tylko nie udało mu się uratować na całe szczęście nieożywionego pacjenta, ale jeszcze dodatkowo umorusał całe swoje ubranie krwią. Poczuł się zażenowany, acz żartobliwy ton Maximiliana trochę poprawił mu humor. – Chciałem powiedzieć, że po wymianie różdżki nadrobiłem zaległości i nawet przećwiczyłem parę zaklęć uzdrowicielskich, ale teraz to pewnie mi nie uwierzysz. – Westchnął ciężko, nie będąc w stanie powstrzymać się przed rozbawionym uśmiechem. – Trzeba było ją zetrzeć? – Postanowił udawać głupiego, skoro i tak już zapomniał o podstawach, a potem przechylił się zgrabnie w stronę młodszego partnera. – Przy takim nauczycielu bardzo chętnie wrócę na korki… chociaż muszę przyznać, że zawsze mnie rozprasza. – Puścił prowadzącemu oczko, sięgając po swoją różdżkę, aby pomóc mu w uprzątnięciu bałaganu. W międzyczasie, kątem oka, zerknął również na opuszczającego salę Hiszpana, który ewidentnie zapomniał o wspólnych planach, oczarowany urokiem rudowłosego dziewczęcia. – Ten kretyn nie wie jeszcze za kim się tak ślini. – Salazar zagadnął Solberga, skinieniem głowy wskazując na parę gołąbeczków. – Chyba będziemy musieli zjeść kolację sami. – Wywnioskował przy tym logicznie, właściwie nieszczególnie zmartwiony takim biegiem wydarzeń.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Etap: drugi Kości: G i I, przerzucone na A Modyfikatory: nowa postać Wynik: Nico nie ma pojęcia co Max mówi, bo zagapił się na Diaza.
Nicholas słuchał Solberga z pewnym rozczarowaniem. No tak, urządzenie było precyzyjnie skonstruowane w bardzo konkretnym celu i nijak nie można było go upiększyć. Szkoda! Nicholas po jubilerskich przygodach w pracowni złotniczej rodu Gioreatoro miał silną potrzebę czynienia wszystkiego piękniejszym, zdobniejszym i bardziej efektownym. Przyjął jednak do wiadomości, że w tym wypadku tak się nie da i już miał zacząć przysłuchiwać się instrukcjom dotyczącym praktycznej części warsztatów, kiedy zobaczył... Antonio. Zobaczył, usłyszał. Mężczyzna siedział do niego tyłem, ale Seaver nie miał cienia wątpliwości, że to był on. Solberg coś opowiadał, a Nicholas wciąż patrzył w tamtą stronę, bezwiednie rejestrując, że Díaz rozmawia z jakimś obcym facetem. Mnóstwo myśli przetoczyło się przez umysł Seavera, ale ostatecznie skupił się na najważniejszej z nich. Czy podejść? Zagadać? Nie, nie mógł się tak po prostu wtrącić w rozmowę, nie byli przecież dla siebie nikim ważnym. Znali się jedno popołudnie i jeden wieczór. To było zdecydowanie za mało, by zakłócać Antonio spokój gdy tamten był ewidentnie tak pochłonięty rozmową, że nawet nie rozglądał się po sali. Może po warsztatach uda mu się do niego zagadać? Odwrócił się od Diaza tylko na chwilę, by przyswoić, że Max coś mówi o niedopuszczeniu do części praktycznej. Jakiej części praktycznej? Ach, no tak... Nicholas kompletnie zapomniał z tego wszystkiego, po co tu był. Zamrugał, starając się opamiętać, zdecydowany by podejść do Diaza kiedy zajęcia się skończą. Nim jednak zdąrzył wstać, nim zaczęrpnął oddech, by zawołać za Tonim, ten wstał i wyparował z Apteki, jakby goniło go stado anubisów. No cóż. Nicholas był zawiedziony, nie mógł udawać, że nie. Ale z tego wszystkiego jawiła sie jedna dobra myśl. Tonio był w Wielkiej Brytani. A skoro mogli spotkać się przypadkiem na warsztatach w Dolinie, to tym bardziej uda im się to również na Pokątnej.
Xanthea Grey
Wiek : 36
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
Etap: drugi Kości: A i B przerzucone na D i D plus parzysta Modyfikatory: za 20 pkt eliksirów Wynik: jest git, ale manekin dostaje wysypki
Xanthea z zainteresowaniem spojrzała na @Ariadne W. Wickens, kiedy ta podzieliła się z nią swoją uwagą. No proszę! Solberg nie dość, że był doskonałym barmanem i twórcą eliksirów, to jeszcze został genialnym wynalazcą? Murarz, tynkarz akrobata... Wierzyć się nie chce, że kawaler. A nie, poprawka. Przecież to, że flirtował w najlepsze z klientkami Pure Lux jeszcze nie oznaczało, że był singlem, prawda? Xanthea coś o tym wiedziała, choć nie z własnego doświadczenia. - Istotnie, utalentowany dzieciak - potwierdziła Xan z uśmiechem, a potem wyciągnęła rękę na przywitanie do Ari. - Xanthea Grey. Interesujesz się tematem warsztatów czy jesteś tu z przypadku? A może dla towarzystwa? Kobieta wydawała się Xan całkiem przyjazną istotką, więc uznała, że to niezły pomysł, by zawrzeć z nią znajomość. Poza tym to ona pierwsza się odezwała, prawda? Grey mogła poczuć się upoważniona do próby rozwinięcia konwersacji. Kiedy Max podszedł do sąsiadki i do niej zagadał, Xan zaświeciły się oczy. Aresztować! Czyżby nieznajoma była kimś z Ministerstwa Magii? - Oho! Aresztować? Czyżbym miała przed sobą aurorkę? - spytała, szczerze licząc na to, że uda jej się rozwinąć tę kwestię. Potem jednak przyszła część praktyczna i Xanthea musiała się skupić. Poszło jej naprawdę całkiem nieźle, zwłaszcza jak na to, że wcześniej odpaliła bransoletą syrenę. No, nie było idealnie, bo popełniła jakiś błąd, wywołując u sztucznego pacjenta wysypkę. No ale biorąc pod uwagę jakieś rozbryzgi krwi u innych, to naprawde wcale nie było tak źle.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Całkiem miło i przyjemnie pracowało jej się w drugim etapie warsztatów, kiedy już nic nie wyło i ogólnie nie wydawało z siebie tak głośnych i upierdliwych odgłosów. Ale przecież nie mogła to być utopia, prawda? Wystarczyło więc, żeby na chwilę, dosłownie na chwilę zluzowała trochę gumę w gaciach i oparła się o blat z myślą, że już wszystko ładnie zakończone z sukcesem, a szybko pożałowała tych słów - czy raczej myśli - rzuconych na wiatr. Nie zdążyła zareagować, kiedy żyły w manekinie @Royce Baxter eksplodowały, obryzgując najniższe otoczenie krwią. W tym i ją. - No chyba nie - powiedziała z niedowierzaniem i mimo wszystko nutką wkurzenia. W odróżnieniu do tych nieszczęsnych żył nie eksplodowała wkurwieniem, chociaż zachwycona nie była. - Dzięki - rzuciła tylko cicho w odpowiedzi, biorąc od chłopaka chusteczki, a następnie zaczęła się wycierać. Sama przyjemność. - No, rzeczywiście dobrze, zdecydowanie gorzej by było, gdyby był to prawdziwy pacjent. Przemyśl może karierę uzdrowiciela. I najlepiej w ogóle może przemyśl, czy chcesz pracować bezpośrednio z ludźmi - dodała, uśmiechając się jednak kącikiem ust. Oj, była pewna, że gdyby tylko zobaczyła gdzieś tabliczkę z jego imieniem, nazwiskiem i tytułem uzdrowiciela, to zgrabnie uciekłaby spod gabinetu. - Kawę i piwo, a może i do tego koszulkę, jeśli tej nie uda mi się uratować - poprawiła go, choć całe to zdanie rzuciła już raczej luźno, nie przywiązując do niego większej wagi. Takie rzeczy się zdarzały, to pewnie było wpisane w ryzyko tych warsztatów, sama zresztą zaliczyła niezłą wtopę z tym alarmem, nie zamierzała więc faktycznie domagać się żadnej rekompensaty za ubrudzenie sztuczną krwią, aczkolwiek musiała przyznać, że była to kusząca opcja. - Musisz mi tylko dać na siebie jakiś namiar, żebym wiedziała, kogo ścigać.
Post pracowniczy - sierpień 2023 Powrót z wakacji do pracy nie był przyjemny, ale starał się nie narzekać. Wiedział, że musiał zacząć od sprawdzenia stanu magazynu i wszystkich ziół, które mieli dostarczyć dalej. Niestety niektóre rośliny wyglądały naprawdę źle i trzeba było zająć się nimi w pierwszej kolejności. Całkowicie martwe rośliny wyrzucił, pozostałe przyciął, a niektóre przesadził, kiedy okazało się, że zostały zbyt obficie podlane. Dopiero kiedy zioła nadawały się do sprzedaży i dostarczania klientom, skierował się ku kolejnym półkom, gdzie musiał poza pilnowaniem czystości na półkach, sprawdzić zawartość słoików z poszczególnymi ingredientami. Widział, że niektóre podstawowe składniki eliksirów są na wykończeniu, więc przyniósł sobie notes i zaczął powoli zapisywać, czego brakowało. Jego przełożeni woleli znać dokładną ilość poszczególnych składników, jaka im została, więc poza zapisaniem, co należało uzupełnić, ważył dokładnie każdy słoik, aby pozostawić właściwe notatki przełożonym. Jednak coraz częściej myślał o zmianie pracy, czy raczej rozważał taką opcję. Nie inaczej było i tego dnia, kiedy kończył prace w magazynie i szykował się do stanięcia za kontuarem apteki. Klientów tego dnia mieli naprawdę wielu i to różnego rodzaju. Nie brakowało oczywiście takich, którzy twierdzili, że z powodu problemów ze smokami i licznymi obrażeniami, jakich można było się nabawić, powinni opuścić ceny. Twierdzili, że maści na oparzenia powinny być rozdawane za pół darmo, nie przejmując się zupełnie faktem, że przez zwiększone zapotrzebowanie na podobne produkty, zmniejszała się dostępna ilość składników, co niestety wpływało na czas oczekiwania i cenę. Tego jednak nie mógł tłumaczyć klientom, więc jedynie przepraszał cicho, zaciskając jednocześnie zęby i próbując nie powiedzieć kilku słów za dużo. Szczęśliwie byli również pacjenci, którym należało przygotować odpowiednie lekarstwa zgodnie z zapiskami uzdrowicieli, czy też po prostu doradzić co do wyboru właściwego eliksiru. W tym Jamie odnajdywał się i nawet sprawiało mu przyjemność przygotowywanie kolejnych lekarstw. Trudniej prowadziło się rozmowy z klientami, którzy przestali ufać uzdrowicielem i oczekiwali, że zwykły sprzedawca w aptece zdoła im odpowiednio doradzić. Tego dnia przyszło mu obsługiwać czarownicę, która nie wierzyła w kurację zarządzoną przez uzdrowicieli na Comburet. Twierdziła, że z pewnością jest gotowe antidotum na tę przypadłość i nie musi sama wszystkiego robić, ale też nie potrafiła zrozumieć, że musi poczekać. Jamie miał świadomość, że sporządzenie antidotum z wywaru z liści cyprysu, zakrapianych odrobiną odorosoku i łyżką Ognistej Whisky nie będzie wyjątkowo czasochłonne, ale kobieta oczekiwała leku teraz, natychmiast, już. Ostatecznie skończyło się dobrze, a przynajmniej w oczach Norwooda, gdy kobieta zapowiedziała, że wróci pod koniec dnia, aby odebrać antidotum. To była zdecydowanie część pracy, którą naprawdę lubił. Szykowanie eliksirów leczniczych na zamówienie, podążanie za właściwymi przepisami. Spędzanie czasu na zapleczu, gdzie wszystko szykowali do sprzedaży. Tylko to utrzymywało go wciąż w tej pracy, a i tak zastanawiał się, czy nie powinien jej zmienić na coś, co wiązało się bardziej ze zwierzętami. Jednak póki co, dawał z siebie wszystko w aptece, czekając na koniec dnia, gdy mógł wrócić do domu i odpocząć.
z.t.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kolejni uczestnicy pracowali jak mróweczki, a on przyglądał się ich poczynaniom. Na szczęście nie był jedynym czujnym, więc gdy @Ryan Maguire rozjebał panel, ktoś inny, a dokładnie Marla, wyręczyła Solberga w opiece na poszkodowanym. Podszedł jednak i wyjaśnił chłopakowi wszystko jeszcze raz, dając do testów nową bransoletkę i życząc więcej szczęścia przy przygotowaniu i aplikacji eliksiru. -Dla Ciebie to i runę gówna sobie wytatuuję. - Odwdzięczył się @Marla O'Donnell, czarującym uśmiechem, po czym taktownie udając, że nie słyszy jej wymiany zdań z chłopakiem, na temat zdolności Maxa, skupił się na manekinie, którego potraktowała swoim wywarem. -No, no.... Jestem dumny, nie każdy by to ogarnął. Kim jesteś i co zrobiłaś z Marleną? - Pochwalił ją w swoim stylu, choć po oczach chłopaka było widać, że naprawdę jest z przyjaciółki cholernie dumny. Zresztą, zdolności to jej nigdy za wiele nie odmawiał, sama twierdziła, że eliksiry to nie jej bajka, choć może myliła się bardziej, niż myślała? Spojrzał, jak radzi sobie @Joshua Walsh. Po odzyskaniu różdżki, mężczyzna pokazał, na co go stać i nawet pół błędu nie popełnił, co Solberg oczywiście skomentował z uznaniem, tak samo jak poczynania @Ryan Maguire. Widać początki były słabe, ale z biegiem szło im coraz lepiej. Już miał chwalić Olę za jej sukces, gdy kolejny manekin wybuchł krwią i Max westchnął ciężko. -Zdarza się, ale oby tylko raz. - Zażartował w stronę @Royce Baxter, uprzątając wywołany przez niego bałagan. -Musicie zwrócić uwagę na to, jak mocno ucieracie jagody jemioły. w tym wypadku proszek musi być naprawdę drobny. - Na wszelki wypadek powiedział to do wszystkich, żeby mogli się wzajemnie uczyć na swoich błędach. Przewrócił oczami na słowa @Salazar Morales, by następnie zatrzymać uwagę na jednym zdaniu. Znał się z Fire? No tak, pewnie spotkali się gdzieś w ciemnym zaułku. Solberg miał nadzieję, że to tylko jedna ze znajomych twarzy, bo znając temperament ich obydwoje, to mogło postawić go w naprawdę kiepskiej sytuacji. -Co do kretyna się zgodzę. Ale też chyba jest na tyle duży, żeby poradzić sobie z kobietą. - Prychnął, przechodząc do @Nicholas Seaver, który zdecydowanie został w tyle za innymi. -Wszystko dobrze? - Zapytał, wybudzając go z zmyślenia, po czym zaproponował, że jeśli tylko mężczyzna będzie chciał, wytłumaczy mu na spokojnie jeszcze raz drugą część zajęć, bo niestety, ale teraz nie było już na to czasu. -Dobra robota. Trochę pomieszałaś proporcje, ale wystarczy niewielka korekta i skupienie, żeby wszystko było perfecto. - Skomentował robotę @Xanthea Grey, której manekin przynajmniej nie wybuchł, co było już pewnym wyznaczonym minimum na dzisiejszych zajęciach.
-No dobrze, na dzisiaj to koniec. - Wrócił na środek, by znów przemówić do wszystkich obecnych. -Widzę, że ogólnie najciężej jest chyba przypomnieć sobie podstawy, bo poza tym poszło wam naprawdę nieźle. Przypominam jednak, że użytkownik nie musi znać całego zakresu działania, jeśli bransoleta będzie mu przepisana przez uzdrowiciela. Do każdej sztuki dołączona jest jednak szczegółowa instrukcja, a zarówno w szpitalach, klinikach, jak i samym Ministerstwie, pojawią się wyszkolone osoby, których zadaniem będzie wspierać profesjonalistów w obeznaniu się z bransoletą. - Uśmiech w jego oczach nieco przygasł, gdy zauważył, że blizny na jego przedramionach powoli przebijają się przez kryjące je zaklęcie. -Jeśli ktoś ma dalsze pytania, śmiało zapraszam, reszcie dziękuję za udział i mam nadzieję, że co nieco się tutaj dowiedzieliście. - Otworzył zaklęciem drzwi, patrząc za wychodzącymi uczestnikami, a gdy nie pozostał już nikt, wymagający jego uwagi, od razu zniknął na zapleczu, by doprowadzić się do porządku.
//zt dla wszystkich. Dziękuję za tak liczne przybycie misie
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Planował odejść z apteki, a jednak wciąż w niej tkwił, znajdując potencjalne inspiracje do tworzenia wegańskich eliksirów, których idea naprawdę była ciekawa, jak i do organizowania spotkań miłośników przyrody. Musiał też przyznać, przed samym sobą, że konieczne było w tej pracy poszerzanie wiedzy z zakresu zielarstwa i eliksirów, szczególnie, kiedy zaczynał się sezon przeziębień i innych chorób, a na magazynie zaczynało brakować eliksiru pieprzowego. Tego dnia właśnie uzupełnianie braków należało do jego najważniejszych obowiązków. Większość dnia spędził zapleczu, przygotowując eliksir pieprzowy. Szczęśliwie mieli w magazynie dostateczną ilość składników, aby mógł przygotować odpowiedni zapas na kolejny tydzień, o ile nagle wszyscy nie zachorują. W końcu od wdychanych oparów zaczął niemal nieustannie kichać, aż szef kazał mu stanąć za ladą i zwyczajnie sprzedawać potrzebne czarodziejom leki. W większości były to maści rozgrzewające i eliksiry na jesienne dolegliwości. Było kilka przeciwbólowych, a także zawstydzona dziewczyna, która szukała eliksiru nopuerun i brała od razu kilka butelek. Jamie miał ochotę zapytać ją, czy nie wolała sama sobie go przyrządzić, ale zdołał się przed tym powstrzymać. W końcu do niego należało sprzedawanie, nie zaś doradzanie. Choć i to się trafiało, jak tego dnia, gdy wyglądający dość nerwowo młody czarodziej szukał dozwolonego eliksiru pobudzającego, dzięki któremu nie zaśnie i będzie mógł podejść do egzaminu na kierowcę Błędnego Rycerza. Chłopak chciał eliksir gromu, po którym owszem, byłby pobudzony, ale nie w taki sposób, jakiego oczekiwał. Ostatecznie dał się namówić na eliksir spokoju, aby mógł naprawdę wyciszyć wszystkie myśli i podejść do egzaminu. I kiedy Jamie był gotów uznać, że ten dzień jednak nie był najgorszy, do apteki weszła kobieta z małym dzieckiem, które zaczęło przejawiać dopiero zdolności magiczne. Kiedy szef omawiał z nią, jakim eliksirem byłoby najlepiej załagodzić objawy, dziecko dostało czkawki, gdy z każdym czknięciem wybuchały inne fiolki z eliksirami. Ktoś musiał to posprzątać i tym kimś niestety był Jamie, który rzucał naprzemiennie tergeo, chłoszczyść oraz reparo, doprowadzając uszkodzone buteleczki na eliksiry do ponownego użytku, a podłogę do czystości lepiej niż nie jeden skrzat domowy. Jednak był wyczerpany pracą w aptece i żegnając się z szefem, kolejny raz zastanawiał się, czy nie zmienić branży.
z.t.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
To była mroźna noc, najpewniej już o poranku w najnowszym wydaniu Proroka Codziennego pojawi się informacja o tym, że mróz pobił rekord i temperatura spadła najniżej w porównaniu z ostatnim dziesięcioleciem. Niewiele więc osób można było spotkać na ulicach większych miast, a już zupełnie opustoszałe wydawały się być czarodziejskie miasteczka. Któż normalny chciał nakładać na siebie kilkanaście zaklęć rozgrzewających, by nos nie odpadł z zimna. Zdawało się, że nienormalnej pogodzie towarzyszyła także nienormalna cisza, ale pogrążeni we śnie czarodzieje nie byli niczego świadomi, a może to tylko złudzenie – przyprószone dziwną pustką na uliczkach Doliny Godryka. Poranek nie był przyjemniejszy, a jednak Jamie musiał pojawić się w pracy, mimo nieprzyjaznego chłodu, wdzierającego się przeciągiem przez nieszczelne okna i wiejącego po rozgrzanych jeszcze snem nogach. Obowiązek jednak był dobrym budzikiem, na który każdy – mniej lub bardziej chętnie – wstawał i rozpoczynał dzień. @Jamie Norwood tak jak przed każdą zmianą wcześniej teleportował się pod zakład i… …rzuć kostką k100 – wynik >60 oznacza, że od razu zauważasz, że coś jest nie tak.
Wszedł do środka, bardziej lub mniej zorientowany w sytuacji i jakby nigdy nic poszedł na zaplecze, by przygotować aptekę i cóż, siebie do kilkugodzinnej zmiany. Tuż po przekroczeniu progu jednak smród rozlanych eliksirów uderzył w jego nozdrza, a zaraz po zapaleniu światła dostrzegł okropny bałagan. Fiolki były porozbijane, składniki wyrzucone z szuflad, straty były ogromne… Czyżby poczciwy właściciel miał jakichś wrogów? Miejsce wyglądało jakby ktoś czegoś szukał, czy znalazł? A Ty? Co robisz?
Czas na Twoje działanie! Opisz co robisz w tej sytuacji i oznacz @Ruby Maguire, by przekonać się co dalej! Czas na odpisanie, to regulaminowe dwa tygodnie.
Bywały dni, kiedy zwyczajnie nie znosił swojej pracy, tego, że trzeba wcześnie wstawać i otwierać wszystko. Takie dni były zawsze, gdy temperatura schodziła daleko poniżej zera. Dokładnie tak, jak tego dnia. Teleportował się przed aptekę, zastanawiając się, czy był jakiś sposób na wykręcenie się od tej dniówki, ale nie znajdował żadnego. W tym tempie nie zdołałby nikogo namówić na to, żeby zamienił się, albo po prostu przejął jego zmianę. Przetarł dłonią twarz i pełen niechęci wszedł do środka, nie orientując się od razu, że coś jest nie w porządku. Tak właściwie nie przejął się nawet intensywnym zapachem, jaki roztaczał się w środku apteki. Tutaj zawsze pachniało, czy może raczej śmierdziało wszystkimi możliwymi eliksirami i składnikami do nich. Dopiero kiedy zapalił światło, zorientował się, że tym razem ten zapach nie był normalny. - Kogoś pojebało - burknął pod nosem, spoglądając na bałagan, jaki powstał w aptece, kiedy ktoś najwyraźniej czegoś szukał. To było coś, co nie mieściło się w głowie Norwooda — włamanie do apteki? Po co, środek na czyraki? Zaraz jednak pokręciło głową, mając świadomość, że właśnie w aptekach można było znaleźć tak naprawdę wszystkie składniki do nawet najtrudniejszych eliksirów. Przesuwał spojrzeniem po rozbitych fiolkach, a także części składników wyrzuconych z szuflad. Wiedział, że wielu nie zdoła odratować i będą musiały iść na straty. Postanowił spróbować od rzucenia prostego chłoszczyść, chcąc pozbyć się wstępnego bałaganu, a później zamierzał sprawdzić, czego tak właściwie brakowało, aby wiedzieć, o czym informować przełożonych. W końcu mogło wyglądać, jakby ktoś próbował coś znaleźć, a tak naprawdę jedynie włamano się dla zabawy…
Postanawiasz posprzątać, zamiast od razu wezwać odpowiednie służby i swojego przełożonego. Zaklęcie zadziałało błyskawicznie i w kilka chwil apteka wygląda tak jak zostawiono ją wczoraj. Cóż, prawie, bo jeśli czegoś nie brakowało dlatego, że zostało skradzione, to wylądowało rozbite na podłodze. Nie wygląda na to, że ten dzień w pracy będzie z rodzaju spokojnych, zakrawających wręcz o nudę. Pamiętasz gdzie są księgi z rejestrem asortymentu i teraz najwyraźniej przyszedł czas na wykonanie żmudnej pracy, sprawdzania wszystkiego. Pech chciał jednak, że ostatnio spisem zajmował się właściciel apteki, a dobrze wiesz jak paskudne czarodziej ma pismo. Jeśli o tym nie pamiętałeś, to szybko sobie przypominasz, otwierając zużytą już księgę, poplamioną kleksami tak mocno, że niektóre wyrazy wcale nie są czytelne. Rzuć kostką k100, jej wynik to ilość pozycji, które jesteś w stanie rozszyfrować.
Zanim w ogóle docierasz do połowy, dzwonek nad drzwiami informuje o przybyciu klienta. Widzisz stałą bywalczynię apteki i dobrze wiesz, że pani Montgomery przewlekle choruje na pressurę i co tydzień uzupełnia swój zapas eliksiru spokoju. Szybko jednak się orientujesz, że cały zapas został rozbity wskutek włamania, także ten robiony specjalnie na zamówienie dla tej klientki… Nie będzie zadowolona. Dorzuć kostkę literkę na charakter klientki, co wylosowałaś dowiesz się w kolejnym poście!
Czas na Twoje działanie! Opisz co robisz w tej sytuacji i oznacz @Ruby Maguire, by przekonać się co dalej! Czas na odpisanie, to regulaminowe dwa tygodnie. @Jamie Norwood
Prawdę mówiąc, będąc zaspanym i jak zwykle niezbyt pozytywnie nastawionym do pracy w aptece, nie pomyślał o tym, żeby powiadomić przełożonego o włamaniu. Nie był w stanie jeszcze stwierdzić, czy cokolwiek zginęło, choć widział, jak wiele składników będzie do wyrzucenia przez zanieczyszczenia i zniszczenie. W bałaganie nie było również możliwości sprawdzić, co potencjalnie zostało skradzione, nie mówiąc o tym, że w każdej chwili mógł spodziewać się klientów. Myśli Norwooda biegły zupełnie innym torem i z pewnością, gdyby ktoś w tej chwili zapytał go, dlaczego nie powiadomił swojego szefa, z pewnością nie byłby w stanie odpowiedzieć - ot, nie o tym myślał w danej chwili. Wyjął spis sporządzony przez szefa i aż skrzywił się, widząc jego nieczytelne pismo. Mimo to nie zamierzał się poddawać, a jak już to zdać pełen raport. W końcu zirytował się, wyjął różdżkę, aby wytworzyć patronusa i kazać mu przekazać do szefa krótką informację: Było włamanie. Posprzątałem i sprawdzam, czy coś skradziono, czy tylko wyrzucono wszystko z szafek. Po tym wrócił do prób odczytania kolejnych składników, przeklinając pod nosem na czym świat stoi za pismo swojego przełożonego. Jak można było tak nieczytelnie zapisać coś, co było najważniejsze? Zastanawiał się, czy po wszystkim nie zwrócić szefowi na to uwagę, o ile jeszcze zachowa pracę. Jamie znieruchomiał patrząc na spis, który trzymał w dłoni i wysprzątaną aptekę i aż się skrzywił, zasłaniając dłonią oczy. Syn aurora, który przy włamaniu zapomniał od razu zgłosić tego do kwatery głównej, czy też od razu do szefa... I do tego nie zamknął drzwi za sobą, o czym powiadomił go dzwonek nad drzwiami. Cudownie, jeszcze zanim zdołał dotrzeć do połowy spisu. Uniósł spojrzenie na klientkę, rozpoznając kobietę, która potrzebowała eliksiru spokoju i dla której miało być przygotowane zamówienie. Odruchowo spojrzał w stronę szafki, gdzie je odstawiali, ale... Wszystko zostało rozbite. - Dzień dobry, czy mógłbym poprosić panią od razu o chwilę, żebym mógł sprawdzić spis, zanim będę w stanie spełnić pani zamówienia? - poprosił, uśmiechając się najbardziej czarująco, jak potrafił, choć wewnątrz siebie wyrzucał sobie własną głupotę.