Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Niepewnie spojrzała na niego swoimi dużymi, czekoladowymi oczami. Co jak co ale nie miała zamiaru eksperymentować z alkoholem. Czemu? Zawsze po większej jego dawce zaczynała się śmiać i mówić osobą w okół niej, że ich kocha. Niby nic takiego i niektórzy mogliby to uznać za słodkie, jednak ona sama nie uważała tego za takie. Było to dla niej za każdym razem krępujące przeżycie i nie chciała aby chłopak był tego świadkiem. Czuła jednak, że nie będzie w stanie go oderwać od amfor. Pokręciła głową w rozbawieniu. Czuła, że nie chce o tym rozmawiać tak więc nic więcej nie powiedziała zatapiając się w swoich myślach. Zastanawiała się jak miewa się jej brat. Niby utrzymywali ze sobą kontakt listowy, wiedziała mniej więcej co dzieje się w domu jednak to nie było to samo co kontakt cielesny. Odbierając kieliszek od Rasha uśmiechnęła się, niepewnie spoglądając na trzymany przez nią kieliszek. Czerwona ciecz wyglądała przepysznie, a je zapach aż ślinka sama ciekła do ust. Za wtórowała mu w toaście i uniosła naczynie do ust. Kompozycja smakowa wina uderzyła w jej kubki smakowe. Musiała przyznać, iż było przepyszne. Słodkie. - Pyszne. - uwielbiała słodkie wina. Inne była dla niej gorzkie. Po spróbowaniu tego konkretnego nie miała najmniejszej ochoty przestawać na jednym czy dwóch kieliszkach. Wiedziała doskonale, iż może tego żałować na drugi dzień lecz teraz było jej to obojętne. - Możemy zostać przy tym. Jest wyśmienite. Nie dane jej było cieszyć się tym zbyt długo. Widząc spanikowanych ludzi i słysząc trzask rozbijanego szkła rozejrzała się w około siebie. Scena na której jeszcze chwilę temu grali muzycy była w ogniu przez co dym po woli wypełniał Wielką salę. Jednak na scenie ogień nie poprzestał. Jego zasięg zaczął się niebezpiecznie poszerzać schodząc ze sceny na parkiet na którym była trawa. Ludzie w panice próbowali wydostać się z Sali. Nie chcąc zgubić Rasheeda złapała go mocno za rękę. Nie sądziła, że coś może ją tak bardzo wystraszyć, a jednak. Wystraszona spojrzała na chłopaka. Od dziecka Oriane bała się ognia. Widok jego przywołał wspomnienia które za wszelką cenę chciała ukryć. Chciała jak najszybciej wyjść z sali i uciec od tego miejsca jak najdalej jednak nie było jej to dane. jednak z fontann znajdująca się najbliżej nich eksplodowała. Może i dziewczyna by się tym nie przejęła gdyby nie fakt, iż odłamki tej felernej fontanny wbiły się w jej ramię. Krótki krzyk wydobył się z jej gardła. Szybko puściła rękę partnera i złapała się za zranioną rękę w duchu modląc się aby ten koszmar szybko się skończył.
kostka: 2
Autor
Wiadomość
Bjørn H. Nordhagen
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Blizna na lewej łopatce, włosy w nieładzie, bardzo jasna cera, heterochromia centralna
Zerknął gdzieś na bok w przypływie nagłej konieczności zwrócenia uwagi na otoczenie. Przez chwilę krążył gdzieś wzrokiem, aż ostatecznie po paru sekundach powrócił oczami do swoich kartek. Zwrócił uwagę na to, że kot przestał mruczeć i usnął, ciążąc teraz na kolanach i grzejąc. Kaplica, teraz choćby ogłoszono nagły alarm i ewakuację, to nie mógł, bo kitku śpi. Ale przynajmniej będzie musiał siedzieć dalej, w spokoju, a nie jak na szpilkach. Starał się nawet nie poruszać nogą, choć czasem w napływie nerwów potrafił półświadomie nią trząść, jakby miał zaraz odpalić jakiś motorek i odjechać w siną dal. Lekko zagryzł dolną wargę słysząc ten komplement. On uważał, że było to nabazgrane byle jak i gdyby się naprawdę postarał, mógłby wiernie odwzorować każdy szczegół. Chciał tylko przybliżyć mu wygląd poszczególnych pojazdów, żeby nie pomylił przypadkiem tramwaju z promem czy coś w tym stylu. W razie jakby wystąpiła konieczność zapytania się mieszkańca danego miejsca o drogę, lepiej było się nie pomylić przy określaniu transportu - mugole potrafili różnie zareagować. Jedni udawaliby, że nie zwrócili uwagi, inni w najgorszym wypadku by się zastanawiali czy ich rozmówca czegoś nie brał albo czy ma równo pod sufitem. - Tak, Titanic był statkiem pasażerskim. Rozbił się o górę lodową, a potem mugole z tej tragedii zrobili sobie film romantyczny - rzucił z czymś brzmiącym jak lekkie niezadowolenie. Nigdy nie oglądał tego filmu, przynajmniej nie w całości, bo kojarzył fragmenty. Taka tematyka go zupełnie nie ciągnęła i nie rozumiał na czym dziewczyny tak płaczą. Bo bohaterka nie potrafiła sunąć się na kawałku dechy tylko jej ukochany musiał umrzeć w zimnej wodzie? Błeh. Widział mema z całkiem pokaźną ilością możliwych ułożeń, żeby oboje przeżyli. No ale to by było takie nieromantyczne, jakby oboje dotrwali do końca. Kiwnął głową na ostatnie pytanie. Do niego zawsze jakoś lepiej przemawiały obrazki niż masa tekstu pisanego od deski do deski. Lepiej też się koncentrował, kiedy mógł się czemuś przyglądać - lepiej więc było nie patrzeć w jego notatki podczas zajęć, bo te co chwila zawierały jakieś bazgroły, szkice, szyfry znane chyba tylko jemu. Potem musiał to przepisywać na czysto, bo sam by się wreszcie pogubił w zapiskach, ale to tylko utrwalało wiedzę. - Jeśli chodzi o statki, to jest ich całkiem sporo rodzajów. Żaglowcami, czyli tymi napędzanymi wiatrem, już praktycznie się nie pływa. Co innego żaglówka. Są małe, mieszczą najwyżej kilka osób i najczęściej po prostu służą wypoczynkowi. Do transportu często wykorzystuje się promy - zawiesił się na chwilę, żeby od rysunku żaglówki przejść do większego statku. Wyglądał trochę jak klocek z mnóstwem okienek, ale w sumie tak właśnie wyglądały najczęściej. - Prom morski. Można je spotkać na przykład na Bałtyku czy Morzu Śródziemnym. Nie są zbyt szybkie, ale na pokładzie na ogół są restauracje, bary, czasem nawet baseny, siłownie. Znacznie mniejsze są promy śródlądowe, którymi można pływać po rzekach czy nawet na drugą stronę jeziora. Podsunął Akaiahowi dotychczasowe ilustracje, żeby miał je na wszelki wypadek jak będzie już miał pisać pracę domową. Jak mu się nie przydadzą to najwyżej wyrzuci. - Samoloty mają dwa rodzaje napędów. Odrzutowe, najczęściej używane do przewożenia pasażerów na duże odległości i śmigłowe, raczej używane przy mniejszych dystansach i zabierają niewiele osób. Narysowałem ten pierwszy. W szkole uczą ich działania na lekcjach fizyki, ale w późniejszych klasach. Tak w skrócie, to unosi je siła nośna, a silniki wytwarzają ciąg, który utrzymuje prędkość. Jeśli któryś się popsuje, to wtedy spadają, a katastrofę lotniczą ciężko jest przeżyć. O, a jeśli chodzi o samą siłę nośną - jeśli widziałeś kiedyś na niebie takie długie smugi wyglądające jak chmury to jest to skondensowana para wodna, która powstaje przez różnicę ciśnienia przy skrzydłach - wyjaśnił wręcz za bardzo się rozgadując. Latem douczał się takich rzeczy w ramach zwyczajnej ciekawości. Czytał encyklopedie, czasem kupował jakiś podręcznik, oglądał filmy na kanałach poświęconych przyrodzie i nauce. Nie był może znawcą, ale mógł opowiedzieć o niektórych bardziej prostych sprawach. - Jeszcze helikoptery latają. Mugolskie służby ratunkowe często ich używają, bo szybko można się nimi dostać do miejsca wypadku. To takie okrągłe albo lekko podłużne kształty z ogonem i dużym śmigłem na górze. Dla pewności naszkicował na szybko przykład. Tym to raczej jedynie bogacze podróżowali prywatnie, ale nadal był to środek transportu warty wspomnienia, bo zauważalny, zwłaszcza w dużych miastach albo w górach. Poza tym, w mugolskich filmach akcji występowały niemal masowo. - Dobra. A czym poruszałbyś się po ulicach, gdybyś miał krótki dystans albo gdyby nie dało się przejechać przez ulice?
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Teoretycznie czytała rozdział o wojnie olbrzymów z trollami górskimi, ale tak naprawdę to co sekundę sięgała wzrokiem do otwartego wizbooka i przeglądała profile różnych męskich osobistości. Burza loków okalała jej okrągłą twarz, a stopa wybijała rytm stukając podeszwą po podłogę zupełnie, jakby grała tu jakaś muzyka. Odcięła się na gwar ludzi, a wybrała miejsce oddalone od tłumów. Nie mogła dłużej lekceważyć obowiązków przeczytania nudnej jak flaki z olejem lektury. Dodatkowo wszystko zapisane było angielskim i o ile z mową i pismem nie miała problemu, tak czytanie było katorgą. Wzdychała do kartek, raz na jakiś czas wymsknęło się jej ojczyste przekleństwo, gdy musiała czytać od nowa, bo nie zrozumiała akapitu. Po powrocie z ferii odchorowywała całe to spadanie ze stoku i łamanie nogi. Przez ten epizod nie skorzystała ze wszystkich atrakcji na Mont Blanc i co gorsza, nie zdążyła zrobić zakupów w centrum miasteczka, co ją dodatkowo rozdrażniało. Tyle czasu straciła, bowiem każdy ruch sprawiał jej problem. Dzisiejszego dnia było już lepiej, siniaki były niemal zagojone i nie rwało nic przy chociażby pochyleniu. Sięgnęła do talerza i oderwała z kiści kulkę winogrona. Podjadając leniwie owoc przesunęła stronę wizbooka na profil Dominika. Z nim też nie rozmawiała od tygodnia, bo jakoś nie mogła się pogodzić ze swoim zawstydzeniem w dniu, kiedy widział ją w takim tragicznym stanie. Ucięła sobie krótką przerwę od "nauki", oparła brodę o brzeg dłoni i rozejrzała się po Wielkiej Sali. Całkiem szybko jej wzrok skierował się do osoby, której nie widziała od dwóch tygodni - głównie z powodu tego złamania nogi. Przygryzła kącik ust i uśmiechnęła się pod nosem śledząc uważnie sylwetkę Filina. Świdrowała go wzrokiem tak intensywnie, jakby chciała przedostać się przez jego intuicję i zwabić jego wzrok. Przymrużyła powieki i przypomniała sobie kilka urywek obrazów z tamtego wieczoru. Uśmiechała się przeuroczo, ale w jakiś taki złośliwy sposób.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Plusem przebywania w Hogwarcie było zdecydowanie jedzenie. Kucharze z mojego mieszkania byli żałośnie kiepscy w tych kwestiach, a ja nie lubię sam zabierać się do takich rzeczy. Przechodzę przez Wielką Salę, również trzymając w rękach sporą książkę, tylko o transmutacji, bo musiałem chociaż odrobinę wrócić do swoich ambitnych planów pozostania jej mistrzem. Chcąc iść gdzieś poćwiczyć zaklęcia w spokoju, wstaję ze swojego miejsca, by przemierzyć całą salę i ruszyć do wyjścia. Mimo tego, że idę przed siebie rozglądam się wokół, mając to charakterystyczne uczucie, że ktoś mnie obserwuje. I faktycznie kiedy przemierzam wzrokiem po ludziach zauważam Laurel, która wbija we mnie spojrzenie z jakimś niebezpiecznym uśmieszkiem. Przystaję na chwilę i podnoszę rękę do koleżanki, po czym po chwili wahania idę w jej kierunku, by w końcu przysiąść się obok bez pytania. - Powiedziałbym, że mnie unikasz, ale słyszałem, że miałaś jakiś wypadek. Wszystko ok? - mówię na przywitanie i oceniam Twój wygląd. Boyd mi mówił, kiedy to niby przypadkiem zapytałem co u ciebie po naszym ostatnim bardzo grzecznym i kulturalnym spotkaniu. Może powinienem coś zagadać później, ale było mi trochę głupio przypominając sobie całą tą sytuację. Zerkam na otwarty rozdział w książce i unoszę do góry brwi. Podnoszę rękę, by popukać w nagłówek. - Widzę, że tematyka trolli nie przestaje Cię fascynować - zauważam. Rozsiadam się tak na ławce, by siedzieć bardziej naprzeciwko dziewczyny, w niespecjalnie dużej odległości. Jednak cóż to było przy tym jak ostatnio sprawdzaliśmy granice bliskości! Patrzę na Ciebie badawczo, jakbym mógł coś wyczytać z Twojego zachowania. A przecież kompletnie nie potrafię takich rzeczy.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Gdy tylko ruszył w jej stronę uśmiech zdobiący jej usta nabrał sporo satysfakcji. Wyprostowała się na ławce i odprowadzała go wzrokiem dopóty dopóki nie usiadł naprzeciwko. Postukała palcami o swój policzek i lustrowała Ślizgona wzrokiem z bezwstydną intensywnością. Nie ukrywała, że takie przerwy przypadają jej mocno do gustu. Parsknęła śmiechem przy sugestii jakoby miała go unikać. - A ja myślałam, że się mnie boisz. Filin. Filin. Filin. - przesunęła stopą po jego łydce, czysto zaczepnie, czysto prowokująco, wszak nie byłaby sobą, gdyby go trochę nie podręczyła i przede wszystkim nie wybadała co mu siedzi w głowie. Poprzez pewne zachowania można sprowokować chociażby wzrok do zdradzenia co też sądzi o ich ostatnim spotkaniu. - Jakby nie było ok, to myślisz, że siedziałabym tu cicho? Wyczarowałabym lektykę i musiano by mnie nosić. - a gdy tylko sobie to wyobraziła, w jej oczach pojawił się błysk z rodzaju tych, które zdradzają, że świeżo wspomniany pomysł jak najbardziej dałoby się zrealizować. Nie wiedziała na ile był poinformowany, ale też o to nie dbała. Wolała zapomnieć o tym upokarzającym i przykrym sturliwaniu się z najgorszego stoku w Mont Blanc. Wzdrygnęła się. - Wolę trolle niż tę twoją transmutację. - uniosła brew, zerkając na jego podręcznik. Nienawidziła tego przedmiotu całym sercem pomimo tego, że ojciec zmuszał ją do edukacji i jakaś tam wiedza w jej głowie tkwiła. Zaplotła kosmyk włosów wokół palca i nieznośnie powoli się nim bawiła, a wydawać się mogłoby, że nie mrugała, gdy tak spoglądała na bladoskrórego Irlandczyka. - Gdzie zgubiłeś swoją prawicę? Jesteście uroczy jak stare małżeństwo. - przytrzymała zębami dolną wargę i przypomniała sobie o szklanym pierścionku, który wrzuciła do kosmetyczki na pamiątkę prawie-ślubu.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
- Trochę się Ciebie boję - przyznaję szczerze, bo wydajesz się być niebezpieczna w jakiś sposób, a nigdy nie byłem mistrzem kontroli w jakichkolwiek kwestiach, Ty zaś wydajesz się być kimś kto lubi się bawić takimi rzeczami. - Ale miło, że w końcu nauczyłaś się mojego imienia - dodaję rozbawiony, że nie dodajesz do tego jeszcze co najmniej trzech lilili. Kiedy czuję twoją stopę przesuwającą się po mojej łydce, decyduję się wykorzystać nie oczywiście ten moment, znienacka pochylam się lekko, by złapać Twoją zgrabną nóżkę i uśmiechnąć się, przyglądając Ci się najwyraźniej równie czujnie co Ty mi. - No tak, oczywiście że tak byś zrobiła - mówię o tej lektyce, kiwając głową, bo naprawdę wierzę, że zmusiłabyś jakiegoś chłopca do sterowania jakimś magicznym łóżkiem, byś mogła się przemieszczać. Na pewno znalazłabyś jakiegoś frajera. Mówiąc o takich frajerach, ja na przykład wodzę obecnie palcami po Twojej łydce, którą nadal nie wypuściłem z rąk. Miałem być grzeczny i zacząć od nowa coś poważniejszego z Sol, ale nie mogę się przy Tobie powstrzymać. Zwalam to wszystko na Ciebie. Na chwilę odrywam od Ciebie spojrzenie, by zerknąć na opasłe tomisko, które ze sobą przyniosłem. - Jestem świetny w transmutacji - tłumaczę bardzo skromnie, wracając do Ciebie spojrzeniem. W przeciwieństwie do historii magii o której nie miałem bladego pojęcia. Zerkam na Twoje powolne ruchy palcem, kiedy bawisz się swoimi lokami. Aż pytam na początku nieme hm, bo zagapiony przez chwilę nie skupiłem się na pytaniu i potrzebuję chwili by słowa dotarły do mojego umysłu. - Nie mam pojęcia, pewnie szuka jakichś śpiących lasek do poderwania - mówię mój ulubiony żart, ostatnimi czasy. - A poza tym, nie jesteśmy małżeństwem mam już narzeczoną, co prawda taką która nie przyznaje się do naszego związku - mówię i przerywam też patrzenie się na Twoje palce, na których nie znalazłem pierścionka. Pukam Cię w kolano znacząco, z uśmiechem błąkającym się po moich ustach.
Ostatnio zmieniony przez Fillin Ó Cealláchain dnia Pon 2 Mar - 11:20, w całości zmieniany 1 raz
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Przymknęła jedno oko i taksowała go spojrzeniem, gdy przyznał, że się jej boi. Zapamięta sobie te słowa, które absolutnie nie przypadły jej do gustu. Wtedy, na Mont Blanc nie wyglądał na wystraszonego, ale w sumie byli pijani w sztok i nie mogła ufać swoim wspomnieniom tamtego wieczoru. Uniosła wyżej brodę, gdy ośmielił się dotknąć jej nogi kiedy ona nie wyraziła na to absolutnie żadnej zgody. Nie zauważała swojej hipokryzji. Cofnęła nogę, wyzwalając ją spod dotyku chłopaka i skrzyżowała je pod swoją ławką. Wyprostowała dumnie ramiona i nieustannie wpijała w niego swój wzrok, jakby zastanawiała się jak go rozgryźć. - Super. - odparła bez cienia aprobaty w głosie, kiedy przyznał się do talentu transmutacyjnego. To jej przypomniało perypetie związane z ojcem i jego ambicje, które wmuszał w dziewczynę. Według rodzica powinna teraz wymusić na Filinie obietnicę udzielenia jej korków i choć było to kuszące to jej usta pozostały zamknięte. Nienawiść do transmutacji łatwo mogłaby się przenieść na domniemanego korepetytora, a nie chciała palić akurat tego mostu. - Dlaczego on podrywa śpiące? Bo nie odmawiają? - uniosła brew, bo nie rozumiała do końca. - Niech się zakręci obok mojej koleżanki, Annabell. Może go nie zdzieli przez uszy. - zaproponowała Węgierkę, z którą od czasu do czasu szlajała się korytarzami. Dobrze zrobiłoby jej oderwanie się od nauki na rzecz jakiegoś przystojniaka, a Boyd Callahan spełniał te wymaganie. Do tego miał cięty język, barwny charakter, więc niemalże ideał. - O nie, biedaczek jesteś. Nie przyznaje się do ciebie? Co za zołza. - droczyła się, a na jej podkreślone delikatnie szminką usta powrócił ten charakterystyczny uśmiech. - Takie ciacho nie może się zmarnować dla jakiejś narzeczonej. - spoglądała nań wymownie i nie kwapiła się, by komentować "braku pierścionka", który był słodką obietnicą pogłębienia relacji. - Filin... - odezwała się miękko i zamknęła wizbooka. Oparła na nim jeden łokieć i nieustannie bawiła się włosami. - Mam ochotę na dużą imprezę. Zabierz mnie. I moich znajomych. Zrób nam imprezę. Chcę tańczyć. - próbowała go przekonać, a dla zachęty sięgnęła do jego ręki, ale nie po to by ją objąć, ale by przesunąć palcem po jego nadgarstku w tę i z powrotem. Zamiast samej zasięgnąć języka i uzbierać informacje gdzie można iść z większą grupą chciała wykorzystać do tego Filina. - Będę... bardzo wdzięczna. Tak bardzo, Filin... - a te słowa okraszone były nie tylko zalotnym przygryzieniem wargi, spoglądaniem spod rzęs ale też słodką obietnicą okazania tej wdzięczności. Sam na sam.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Jakim cudem Ty mogłaś się zastanawiać jak mnie rozgryźć, skoro ja właśnie dostaję masę sprzecznych znaków, a raczej dość spójnych, wskazujących na poirytowanie i brak zainteresowania moją osobą. Nie podoba Ci się co odpowiadam, chociaż w większości przypadków dziewczyny uznawały taką spontaniczną szczerość za coś uroczego. Podnoszę do góry brwi, gdy na dodatek zabierasz prędko nogę, jakbym Ci ją próbował czymś sparzyć. - Super - powtarzam po Tobie, chociaż wyglądasz bardziej jakbyś miała ochotę prychnąć na moją informację. Chciałem jeszcze zaproponować korepetycje, tylko po to żeby sprowokować kolejne spotkanie, ale rezygnuję z tego widzą Twoją minę i zastanawiam się czy jesteś tak niezadowolona z moich słów, że powinienem sobie iść. - Nie no, tak po prostu wyszło... znaczy odmawiają mu, ale poza tym chyba spotyka się regularnie z jakąś jedną - czuję się w końcu zobowiązany jakoś obronić swojego kolegę, chociaż ciężko mi zrezygnować ze szkalowania ziomka do końca. Ze zdumieniem zauważam, że ponownie się ze mną zalotnie droczysz. Przez chwilę patrzę na Ciebie z kompletnym brakiem zrozumienia. Czy właśnie nie zignorowałaś niegrzecznie moich prób dotknięcia choćby Twojej nogi? - Masz rację, może mnie powinnaś przedstawić tej Annabell - odpowiadam w końcu ze wzruszeniem ramion, nie jestem pewny czy droczenie się z Tobą jest dobrą drogą, ale nie za bardzo przemyślałem w którą stronę iść. Szczególnie, że po chwili nagle jawnie ze mną flirtujesz, ewidentnie tylko dlatego że coś ode mnie chcesz. Patrzę bardzo zmieszany, nie będąc pewny co powinienem zrobić. - Znajomych? - pytam najpierw, zaczynając od najprostszej informacji, która mogłaby mi się przydać. Nie chcę sam ci organizować potencjalnego podrywu innych ziomków. - Możecie iść do jakiegoś baru - zauważam po prostu zerkając na Twoją dłoń, błądzącą po moim nadgarstku. O co chodzi? Moje brwi wędrują jeszcze wyżej, kiedy obiecujesz mi coś w tak dwuznaczny sposób. Nie jestem pewny czy po prostu nie próbujesz mną manipulować, z jednej strony na to wygląda, z drugiej ostatnio wcale nie wyglądałaś na niechętną na moje pocałunki. No i tam z trzeciej, nie powinienem o tym myśleć, bo miałem być dobry. - Czy aby na pewno? Mogę niby liczyć na wdzięczność? - pytam jednak decydując się odrobinę wpaść w pułapkę i pochylam się lekko ku Tobie, jakbym miał magiczny wykrywacz kłamstw w swoich przymrużonych oczach.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Oparła policzek o brzeg dłoni i nie do końca zdawała sobie sprawę, że wysyła do niego sprzeczne sygnały. To skłaniało się do wysunięcia wniosku, iż jest mocno niezdecydowana i choć spędzili czas naprawdę przyjemnie, to potrzebowała jeszcze więcej... sytuacji, które zapadną jej w pamięć. - Ach, czyli Boyś ma jakąś dziewczyni. - czemu się jej to nie spodobało? Nie była pewna. Podobała się jej opcja posiadania wokół siebie dwóch Irlandczyków niezwiązanych żadną zażyłą relacją z innymi dziewczynami. Ta zachłanność pojawiała się u niej w niektórych sytuacjach, a przyczyna jej istnienia tkwiła w relacji rodzinnej. Odmawiano jej zdrowej atencji i beztroski, a więc w życiu niejako dorosłym, z dala od toksycznego ojca pragnęła sięgać po jak najwięcej. Ambicje Laurel nie miały końca, a więc nie podobały się jej komentarze Filina, choć sam Ślizgon nie miał w tym żadnej winy. Czemu w ogóle proponowała Annabell? Przecież fukałaby zirytowana, gdyby się umówili. - Czyli ci się nie podobam, skoro chcesz moją przyjaciółkę? - zwęziła powieki, a popatrzyła nań groźnie, jakby go przestrzegała z doborem odpowiedzi. Zdawała sobie sprawę, że się z nią droczy i zapewne ma niezły mętlik w głowie. Widziała to wyraźnie, skoro odsuwał swoje zaangażowanie w kwestii udziału w domniemanej imprezie, której nawet realnie nie planowała, a jedynie chciała sprawdzić czy Filin da się do tego nakłonić. Na jej ustach pojawił się słodki uśmiech, gdy się nachylił nad stołem. - O tak, potrafię okazać wdzięczność. - mruknęła nieco ciszej, a palcem wskazującym przesunęła delikatnie po jego policzku, niby to niechcący zahaczając o kącik jego ust. - Ale "wyjście do bari" nic mi nie mówi. - zamarudziła. - Bari są już nudne. Może jakaś domówka? Praktykije... robicie tu takie rzeczy? - dawała z siebie czytać ile tylko zapragnął, nie uciekała wzrokiem, a i ciekawa była czy zdradziła się jakąś emocją.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Nawet jeśli twierdzisz, że nie zdawałaś sobie sprawy, że wysyłasz mi sprzeczne sygnały i mamisz mnie niegrzecznie, ja jestem przekonany, że to wszystko jest celowe. - Ma ostatnio - mówię dość chłodno, bo nie wiem dlaczego mam wrażenie, że słyszę jakąś nutę niezadowolenia w Twoim głosie, albo widzę w tym jak zareagowałaś. No ale wiadomo, że nic nie rozumiem z tego co robisz, dlatego nie mam pojęcia czy faktycznie się tym jakoś przejęłaś, czy po prostu znowu robisz mi bigos z mózgu. O, a teraz z kolei już się na mnie złościsz, że mówię o tej Twojej koleżance, skoro sama raz mnie odganiasz, a raz przyciągasz. Jesteś naprawdę paskudnym pająkiem. - Po prostu zastanawiam się czy może Twoja koleżanka będzie mnie bardziej lubiła niż ty. Jestem pewien, że nie dorównuje Ci urokiem osobistym - stwierdzam w końcu mieszając prowokację ze zwykłym komplementem. I naprawdę jestem bardzo zirytowany tym, że nie mam pojęcia o co Ci chodzi. Co chcesz sprawdzić i po co bawisz się ze mną w ten sposób. Zastanawiam się czy jestem tym zmęczony, czy raczej bardziej podekscytowany wszystkim co robisz. Póki co, kiedy się o mnie pochylasz, zdecydowanie to drugie. Pewnie nie mam zbyt mądrej miny, kiedy tym razem przesuwasz palcem po moim policzku, ale mimo to jestem dalej nie do końca ufny, co do twoich słów. - No to niestety, mam do zaoferowania tylko imprezę w barze, prawdopodobnie. Robimy niedługo z Boydem. Jeśli to ci wystarczy, mogę zaprosić i Ciebie i tych twoich znajomych - mówię w końcu oficjalnie, jakbym zdradzał wielki sekret; ale wiadomo, co jak co, ale na imprezie oczywiście im więcej tym lepiej. Oczywiście o ile w grupie znajomy Laurel nie ma jej zbyt bliskim męskich przyjaciół, inaczej moje zaproszenie jest kompletnie bez sensu.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
- Skąd ta chora myśl, że cię nie lubię? - zapytała z nutą niezrozumiałej złości w głosie. - Jakbym cię nie lubiła to bym nie nagadywała Lazarowi jak dobrze całujesz. A ty od razu takie dziwne wnioski. Przecież na ciebie nie krzyczę ani nic. - nie zauważyła komplementu, bowiem oczywiście doczepiła się do tej części wypowiedzi, którą należało bardzo szybko naprostować. Przy okazji zdradziła, że był tematem jednej z rozmów z jej przyjacielem, bo przecież nie mogła siedzieć cicho po takiej emocjonującej akcji po pijaku. - I bym nie wzięła od ciebie pierścionka. To znaczy, że jesteś teraz moim narzeczonym i nie możesz umawiać się z nikim oprócz mnie. - oznajmiła, a na jej ustach pojawił się pełen satysfakcji uśmiech wobec tego, że udało się jej wymyślić na poczekaniu rozsądny argument, mający poprzeć jej pragnienie, by jednak Filin skoncentrował się na niej, a nie na innych dziewczynach. Był przesłodkim chłopakiem, przystojnym, miał cięty język i pociągający uśmiech, jeśli pozwolił sobie na szerszy wyszczerz. Zdawała sobie sprawę, że go teraz niejako sprowokowała i zapewne za moment padnie zapytanie gdzie jest jej pierścionek, ale do tego czasu coś wymyśli. Nie sądziła, że po półrocznym pobycie w Hogwarcie będzie o krok o zmiany stanu cywilnego, mimo że było to niejako genialnym żartem i podstawą do dalszych flirtów i pogłębiania relacji, o ile będą ku temu dobre warunki. Powstawało pytanie czy taki przystojny Filin nie ucieknie po zderzeniu z jej humorkami, a te zdarzały się u niej często. - No dobra, dobra, ale to musisz wtedy znaleźć miejsca, bym się odwdzięczyła sam na sam, ale to zależy czy impreza będzie... bombowa. - sięgnęła dłonią do jego nadgarstka i niby to na wpół świadomie postukała palcami o mankiet jego koszuli. Uśmiech utrzymywał się dłużej na jej ustach, a to znaczyło, że ten początkowy chłód Filina wywołał odpowiednią reakcję i jednak postanowiła na swój pokrętny sposób okazać, że nie jest obojętnym znajomym.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Słucham co do mnie mówisz z uniesionymi brwiami, które idą coraz bardziej ku górze z każdym Twoim zdaniem. Nie rozumiem Twojego nagłego oburzenia, ale przecież słowo nie rozumiem, będzie chyba przewodnim motywem mojego dzisiejszego spotkania z Tobą. - Ale zmieniasz szybko zdanie. Może teraz mnie lubisz, a zaraz będziesz mnie kopać za coś pod stołem - mówię z równym oburzeniem co Ty, na chwilę ignorując ten piękny komplement, by zostawić go na później jako mój as w rękawie. Jednak ledwo zapamiętuję go sobie, dość dumny z siebie, to ty znienacka mówisz, że nie mogę się umawiać się z innymi dziewczynami oprócz Ciebie. - A ty byś przestrzegała tego samego mimo tego jak krótko trwa nasza znajomość? - pytam z powątpiewaniem, bo zakładam, że tak nie będzie, ale pewnie będziesz iść zaparte w swoje. Nie chce mi się jednak kłócić, więc macham ręką i uznaję, że to tylko Twoje zaczepki bez pokrycia. Skro już w pierwszej naszej rozmowie po pamiętnej sytuacji tylko razy mnie zmylasz i mną mącisz, trudno mi brać na poważnie cokolwiek co do mnie mówisz! Zerkam jeszcze raz na Twoją dłoń i pukam się po palcu na którym przecież powinna być obrączka i wzruszam ramionami w bezradności, by pokazać Ci, że skoro go nie ma nic nie możesz ode mnie wymagać! - Nie wiem czy wystarczą ci zaręczyny, by zatrzymać mnie tylko dla siebie - mówię z szerokim uśmiechem i mrugam do Ciebie. Tak naprawdę powinnaś to docenić, bo ze wszystkich dziewczyn z którymi ostatnio wymieniałem uprzejmości po raz pierwszy dość głośno się przyznaję do swojej niestałości. Która oczywiście wynika głównie z braku zdecydowaniu dziewczyn! To na pewno nie moja wina. - Zrobimy tak - mówię i pochylam się ku Tobie i kładę dłoń na Twojej, którą mnie miziasz po mankiecie, mając nadzieję, że tym razem nie uciekniesz jak poparzona. - Zobaczymy czy spełnisz swoją obietnicę i wtedy wrócimy do tematu wyłączności - oznajmiam, wciąż bardzo nieufny w stosunku do Ciebie; ale mimo wszystko moim niemalże celem jest zajście z Tobą tak daleko jak się da. Jednak skoro najwyraźniej uciekasz sprytnie kiedy jestem w zasięgu ręku, próbuję nowego fortelu. Nie potrafię stwierdzić czy przemawia przeze mnie spryt czy głupota.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Chociaż nie miała najmniejszej na to ochoty to musiała przyznać mu rację, że w ciągu ostatnich paru chwilach na wpół świadomie namieszała mu w głowie przez te szybkie zmiany zdania. Co mogła na to poradzić? Stałość jest taka... ograniczająca, a przecież chcą być oboje wolni. Co nie znaczy, że miło jest mieć kogoś tylko na wyłączność. Nie była pewna czego konkretnie chciała od Filina oprócz tego, że miło jest wrócić pamięcią do początku ich znajomości. Przymrużyła powieki przy tym jakże mądrym i cwanym pytaniu. - No dobrze, masz rację. Za mało mamy randek na koncie i znamy się tylko od strony całowania. - westchnęła z niejakim smutkiem i rezygnacją, ale te emocje zniknęły szybciej niż się pojawiły. Wywróciła oczyma, gdy przypomniał o noszeniu obrączki, która tak na dobrą sprawę była wszak transmutowanym kieliszkiem od wódki, z której wcześniej tak szczodrze pił. Nigdy w życiu nie wyczarowałaby czegoś takiego, co on tamtego wieczoru i to po pijaku. Miał talent do znienawidzonego przez nią przedmiotu i gdyby miała teraz nad głową ojca to musiałaby zapytać Filina o potencjalne korepetycje. Nie miałaby nic przeciwko więcej spotkań sam na sam, ale nie przy tej dziedzinie magii. Starała się póki co to lekceważyć, aby nie poczuć w piersiach tego ścisku strachu przed gniewem rodziciela. Uśmiechnęła się przy jego kolejnych słowach. - Podpisuję się pod tymi słowami, Fili. - odparła bardzo słodkim tonem, do którego dorzuciła przeciągające się spojrzenie. Miała niespokojnego ducha, krew w jej żyłach wrzała od tłumionego w sobie gorąca i namiętności, a więc stałość jawiła się jej jako rezygnacja z jakiejś części życia, a nade wszystko nad ograniczeniem wolności. Właśnie przyłapała się na hipokryzji i to było odkrycie nader przykre. Niełatwo zauważać w sobie tego typu wady. Przeniosła wzrok na jego bladą dłoń, której ciężar okazał się miły tak samo jak temperatura jego skóry. Nie zabrała ręki, zostawiła ją tam, gdzie leżała i pozwalała ją zakrywać. Dzięki temu mogła przyjrzeć się dokładnie jego tęczówkom. Miały ciemniejszą barwę od jej własnych, czasami przypominających bursztyn. - Złożyłam ci po pijaku obietnicę? - autentycznie była zaskoczona, bowiem nie była pewna o jakiej obietnicy mowa, a tak zapatrzyła się w odcień jego oczu iż ze wstydem musiała przyznać, że nieco straciła rezon. - Po pijaku nad sobą nie panuję. - dodała na swoje usprawiedliwienie, choć akurat jego ust nie żałowała, a nawet... nawet za nimi odrobinę? zatęskniła i niechcący opuściła na nie wzrok. Powinna dopraszać się całowania czy jednak unieść się kobiecą dumą i nakazywać mu przejęcie inicjatywy?
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
A ponieważ ja nie dość, że też szybko zmieniam nastroje i zdanie, to jeszcze kiedy ktoś mi miesza w głowie tak jak Ty, coraz trudniej mi się rozeznać we wszystkim. Dlatego mogę mieć odrobinę głupawą minę w naszej rozmowie, czasem nie nadążając trochę za Twoim tokiem myślenia, a jednocześnie próbując przyłapać Cię od czasu do czasu na tych głupotach, które chcesz mi usilnie wmówić. Chociaż widzę, że akurat szybka zmiana emocji jest rzeczą, która jest dla nas wspólna, patrząc na to jak nagle smucisz się na moje całkiem proste stwierdzenie. Mimo to zgadzasz się na moje słowa i zamyślasz się jakoś po przypomnieniu o obrączce, a ja patrzę na Ciebie wyczekująco, nie wiedząc gdzie teraz błądzisz. - Przynajmniej znamy się od tej lepszej strony - zauważam z uśmiechem, chcąc wyprowadzić Cię z tego stanu i trącając Cię lekko kolanem; bo w końcu oboje ustaliliśmy (Ty dosadnie i mocno mi schlebiając), że wieczór który spędziliśmy razem był bardzo przyjemny dla nas pod tym względem. Na Twoje słowa parskam śmiechem raczej z naszych słów, nie z impasu w którym się znaleźliśmy w tej chwili. - Świetnie, teraz wiemy na czym stoimy - mówię rozbawiony, chociaż kompletnie nie wiedziałem na czym stoimy i co to ma wszystko znaczyć. Ja mówiłem o swojej obecnie skomplikowanej sytuacji, o której Ty nie masz pojęcia; zaś w Twojej kwestii zakładam, że tu nie chodzi tylko o kilka mniejszych lub większych podrywów, tylko raczej jakiś całokształt, którego oczywiście nie pojmuję, tak z resztą jak całej Ciebie i Twoich zachowań. Delikatnie pukam palcami po Twojej dłoni, wytrzymując spojrzenie Twoich jaśniejszych tęczówek. Z niejakim zadowoleniem stwierdzam, że tym razem jakimś cudem to ja wprowadzam Cię w lekkie zmieszanie. Jak dobrze było chociaż na chwilę zamienić się rolami. - No to teraz łamiesz mi serce. Myślałem, że właśnie po pijaku mówisz, jak i spełniasz swoje największe fantazje! - mówię udając oburzenie, które oczywiście nie pokrywa się z szerokim uśmiechem, którym Cię obdarzam. Muszę wykorzystać ten moment w którym po raz pierwszy ja wydaję się być na chociaż trochę lepszej pozycji niż Ty. Dlatego puszczam Twoją dłoń i z ociąganiem wstaję z miejsca. - No nic, spełnij chociaż tą o odwdzięczeniu się, to pomyślę o przypomnieniu Ci reszty - stwierdzam z westchnieniem i pochylam się na chwilę znienacka, by dać Ci jeszcze lekki pocałunek na pożegnanie w okolicach policzka, może trochę bliżej ust. Uciekam też prędko, żeby nie dostać od Ciebie bury tak jak wcześniej za zatrzymanie Twojej łydki. - Pub Felix Felicis. Na świętego Patryka, ubierz się jakoś przyzwoicie - mówię kiedy moja twarz nie ucieka jeszcze szczególnie daleko, dając Ci od razu zaproszenie na imprezę, której tak się dopraszałaś.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Istotnie, wyrwał ją niejako z tego zamysłu i wywołał uśmiech na jej nieco spierzchniętych ustach. - Możemy się poznać jeszcze lepiej. - puściła mu oczko, a wzrok miała bardzo wymowny. Skoro wytrzymywał całe to mieszanie w głowie i serię sprzecznych sygnałów i pomimo tego siedział tu i trzymał jej rękę... to niejako udowadniało, że nawet jak nie ogarnia to daje radę nadążyć chociażby za ułamkiem jej myśli i niespełnionych jeszcze fantazji. Oparła brodę o brzeg palców i wywróciła oczyma, gdy nawiązał do ich pijackich ekscesów. - Nie potrzeba alkoholu by je spełnić. Wystarczą chęci, chemia i odosobnione miejsce. - odpowiedziała znacznie ciszej, bowiem kątem oka dostrzegła, że ktoś przechodził za jej plecami, a prowadzona ze Ślizgonem rozmowa należała do intymnych, bowiem flirt mieli ją odbębnieni tamtego wieczoru. Zmarszczyła nos, gdy sobie wstał, ale od razu ją udobruchał tym amatorskim pocałunkiem obok ust. Westchnęła z rezygnacją i też się podniosła, ściągając ze stołu wizbooka. Jak się chłopak zaweźmie to potrafi całować, a teraz będzie jej dawać takie coś? Podróbki pocałunku? Szła równolegle do niego, ale po drugiej stronie stołu i parsknęła śmiechem. - Chciałeś powiedzieć chyba, że nieprzyzwoicie. - a zaplanowała, że założy taką kieckę, że mu oczy wyjdą na wierzch i nim się obejrzy to wylądują w tym... odosobnionym miejscu, gdzie chemii i chęci nie będzie brak. Przy krańcu stołów skręciła do niego, by pochwycić palcami krawat i pociągnąć go nieco w stronę swoich ust. Nie pocałowała go jednak w ramach zemsty za tamtą podróbkę na pożegnanie. Zamiast tego szepnęła słowa zabarwione wyraźnym akcentem: Nie zapomnisz tej imprezy. - obiecała, puściła go i kręcąc biodrami wyprzedziła go, by pierwszą opuścić Wielką Salę.
| zt x2
Kore Blondeau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 174
C. szczególne : piękna twarz, figura modelki, powolne, dystyngowane ruchy, spokojny uśmiech, rumiane policzki
Dziwnie się Korze istniało, tak zupełnie oddzielnie. Widziała, że on nie życzy sobie towarzystwa nikogo z dawnych znajomych, jakby wspomnienie starych, dobrych czasów w Hogwarcie rodziło niewygodne uczucie smutku oraz niepewności. Ona tęskniła, tęskniła bardzo za dziecięcymi psikusami, za wspólnym psioczeniem na ojców, bo jego był zawsze nieobecny, a jej chociaż istniał blisko ciałem, to duchem znajdował się, gdzieś ponad małym światem panny Blondeau. Mimowolnie śledziła go wzrokiem, przypadkiem podążała jak cień, obserwując każdy jego krok, licząc, że sam się obróci, sam uśmiechnie i przywita ją, starą, dobrą przyjaciółkę. Jednak to nie nadchodziło, nie nadeszło przez ostatnie kilka miesięcy, gdy to znów zawitał w ich ukochanym miejscu. Dłużej nie mogła czekać, napięcie nieustannie rosło, a ona, ona wiedziała, że jeśli nie podda się swojemu pragnieniu dawnej bliskości to wybuchnie, a wtedy on całkiem się wycofa i ucieknie gdzieś, gdzie będzie dla Kore całkowicie nieosiągalny. Plan był prosty; wziąć go z zupełnego zaskoczenia, siąść w czasie śniadania w Wielkiej Sali w siedzeniu obok i uśmiechnąć przyjaźnie nawet gdyby resztę posiłku mieli spędzić w ciszy albo on zniknął za ciężkimi, drewnianymi drzwiami. Ekscytacja, przeogromne zniecierpliwienie przejęło jej ciało; nie pamiętała momentu w którym siada w krześle, ani gdy on odwraca przestraszony wzrok, by po chwili, niczym wystraszone zwierzę uciec w bok. Westchnęła ciężko, dlaczego to nie mogło być łatwiejsze, tak jakby byli jedenastolatkami i prowadzili jedną z pierwszych rozmów w życiu. - Potrafisz transmutację, dobrze pamiętam? - uśmiechnęła się lekko, przymykając przy okazji duże oczy. Jej głos brzmiał nienaturalnie, jakby w gardle znajdowała się gula utrudniająca mówienie, ale był też ciepły, niczym promyki słońca do których tak go ciągnęło. Z torby wyciągnęła podręcznik, by otworzyć go na wcześniej zaznaczonej stronie - Tutaj, tego nie rozumiem - szczupłym palcem dotknęła powłoki pergaminu. Zupełnie jakby nic się nie wydarzyło, jakby on nie wyjechał, nie zostawił jej całkiem samej.
Podniósł zaspany wzrok znad swojej kawy, gdy ktoś dołączył do niego przy stole, wyrywając go z zadumy i... natychmiast go odwrócił, rozpoznając dziewczynę. Odkąd przyjechał, co jakiś czas czuł na sobie jej spojrzenie i skrzętnie go unikał, udając, że jej nie rozpoznaje. Tak naprawdę dobrze pamiętał Kore – przez trzy lata jego nauki w Hogwarcie byli nierozerwalnym zestawem, który nie potrzebował wiele słów, żeby się zrozumieć, a mimo to potrafili przegadać całe godziny. Nie przyznałby się nigdy przed samym sobą, że brakowało mu tamtych czasów, beztroskich rozmów i wspólnych przygód, ale przyłapywał się czasami na tym, że sam spogląda w jej stronę, pilnując skrzętnie, żeby nie wykryła tych sporadycznych objawów zainteresowania. Urywkami zauważał, jaki te kilka lat miały na nią wpływ – była teraz niewiele niższa od niego, ale wyraz iskrzącego spojrzenia nie zmienił się ani odrobinę. On za to nie był tym samym Rubenem, którego znała i mocno trzymał się tej myśli, ignorując podszywającą się pod zwykłą obojętność obawę przed tym, że ten kontrast pomiędzy nim, a chłopcem, którego pamiętała, będzie zbyt duży do przeskoczenia. Pozornie dużo łatwiej było odsunąć się w cień i udawać, że ta znajomość wcale nie miała miejsca. Pozornie, bo najwyraźniej do skutecznego unikania jej towarzystwa potrzebny byłby przynajmniej jeden dodatkowy zestaw oczu. Nie, źle pamiętasz, nie wiem, o czym mówisz, cisnęło mu się na usta, ale ta myśl konkurowała ze wspomnieniem, które niespodziewanie wypłynęło na widok podsuniętego mu podręcznika. To z Kore dzielił ławkę na transmutacji – także podczas tej lekcji, którą przerwały najgorsze wieści w jego życiu. Wzdrygnął się, odsyłając ten obraz w najdalszy kąt umysłu. Moment na gorliwe zaprzeczenia umknął, więc milczał przez chwilę, głębokim oddechem próbując kupić sobie kilka sekund na zastanowienie, ale nie wpadł na nic, co pozwoliłoby mu z gracją wykręcić się z tej sytuacji. – Czego dokładnie nie rozumiesz? – spytał cicho z rezygnacją, a jego głos był praktycznie zupełnie pozbawionym emocji. Sam nie wiedział, dlaczego na przykład nie wstał bez słowa albo dlaczego nie próbował mimo wszystko zgrywać głupka. Dobrze pamiętała. Transmutacja była jednym z przedmiotów, których nauka zawsze dobrze mu szła, a Kore wskazywała palcem na akapit opisujący zaklęcie, którego uczył się w zeszłym roku szkolnym. Nic się chyba nie stanie, jeśli pomogę jej z tą jedną rzeczą, stwierdził w myślach bez przekonania.
Kore Blondeau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 174
C. szczególne : piękna twarz, figura modelki, powolne, dystyngowane ruchy, spokojny uśmiech, rumiane policzki
Korze brakowało przynajmniej pięciu klepek, ale nie była na tyle głupia, by nie dostrzec jego strachu i bezwarunkowego odruchu, jakby chciał od niej uciec tak jak dotychczas, zostawić daleko w tyle, razem z wspólnymi chwilami na szkolnych korytarzach, tysiącami dobrych i złych wspomnień, dziecięcymi łzami czy głupim przekomarzaniem. Bolało, bolało, jak diabli, bo pomimo tylu ucieczek i ciągłej czujności, miała nadzieje, że on nie będzie aż tak inny, aż tak niedostępny, a szczególnie dla niej. Jej dłonie same wyrywały się w stronę jego palców czy skóry nadgarstków, pragnąc go zniewolić, pociągnąć w stronę kolejnej niepowtarzalnej przygody. W końcu dalej była jego Korą, tą samą, którą musiał zostawić wiele lat temu, a ona, ona już nawet się nie gniewała. Czego dokładnie nie rozumiesz i ma ochotę się zaśmiać, bo nagle zostaje postawiona w dość niebezpiecznej sytuacji. Nie chodzi o to, że to tylko pretekst i tak naprawdę rozumie każde z skomplikowanych słów pojawiających w podręczniku do Transmutacji, bo cholera, prawda jest całkowicie inna, ona właściwie nie rozumie nic. Trochę kuli się w sobie, a szczyty jej policzków różowieją minimalnie, chociaż jest to zmiana praktycznie niedostrzegalna, tylko oko prawdziwego eksperta znającego dziewczynę na wskroś zauważy różnice. Sili się na głupi uśmiech, chociaż nieswojo jej strasznie, bo przyznać się musi do wielkiej słabości. Wzdycha przeciągle, przejeżdżając bladą ręką po twarzy, by następnie ułożyć ją na szyi i pochylić nad podręcznikiem, który jeszcze minutę temu znaczyła palcem. - No tego, wszystkiego. Transmutacji tej całej - mruczy nieśmiało, kręcąc głową na boki i dalej uśmiechając niezręcznie. Pomimo wszystko jest z nią lepiej niż myślała, że będzie. Nie płacze, nie krzyczy, nie unosi dumą, brakuje w niej tej całej gryfońskiej głupoty, jednak powstrzymuje swe prawdziwe emocje, nie chce Rubena wystraszyć. - Nie wiem czy mamy czas na przerobienie materiału z ostatnich kilku lat - bo moje braki w wiedzy sięgają czasów, gdy przestaliśmy siedzieć w jednej ławce, tego już na głos nie powie, bo nie chce by jeszcze bardziej się biczował. - Ale po prostu, potrzebowałam z Tobą porozmawiać - jej ramiona unoszą się do góry, razem z głębokim oddechem, który bierze na uspokojenie zszarganych nerwów. Dziwno jej, jemu pewnie też, ale ma to już za sobą. Strasznie nie lubi kłamać, a jemu już najbardziej, mocno tęskni za czasami, gdy byli dla siebie otwartymi księgami.
Może i minęło sześć lat, ale chyba jednak ciągle całkiem nieźle ją znał. Widział w nerwowość w jej gestach, rumieniec wpływający na twarz piękną jakby była rzeźbiona z porcelany też nie umknął jego uwadze. Czuł, że wcale nie chodziło o transmutację i w świetle tego przypuszczenia jego własne pytanie zabrzmiało mu w uszach zupełnie innym tonem, niż ten, z jakim je wypowiadał. Zmarszczył lekko brwi, napinając mięśnie, jakby przygotowywał się do obrony albo ucieczki. Ale nie, z jakiegoś powodu nie uciekał, przynajmniej nie fizycznie. Może gdyby chodziło o kogoś innego, już by wstał i poszedł, ale Kore... Kore najwyraźniej była jego słabością. I był to tylko dodatkowy powód do tego, żeby jednak się poderwać i odejść szybkim krokiem, ale coś jakby trzymało go w krześle. – Całej transmutacji? – zapytał, akcentując ostatnie słowo. Jego szukający wszędzie pułapek umysł kazał się zastanawiać, czy to była jakaś aluzja, metafora, czy naprawdę mówiła o przedmiocie? Jasne, pamiętał, nigdy nie była w tej dziedzinie wielkim orłem, ale... sam nie wiedział. Może był przewrażliwiony. Pewnie był przewrażliwiony. – Jeśli nie rozumiesz z tego zupełnie nic, to może poproś o pomoc nauczyciela? Ja to łapię, ale nie jestem za najlepszy w dawaniu lekcji. – Miał pełną świadomość, że jest dla niej okropny, torturując ją w taki sposób, ale skoro on nie był w stanie wstać, to może ona to zrobi, kiedy już zobaczy, z kim ma do czynienia – kiedy zobaczy, że Ruben Rufus Skuja, beztroski i towarzyski Krukon, z którym chciała odnowić relację, już wcale nie istniał. Przepadł, zastąpiony przez tego gbura, który patrzył z niewzruszoną miną na tę odrobinę emocji, która mimo jej wysiłków przebijała spod nieśmiałego uśmiechu. W tym momencie założyłby się o wszystkie swoje pieniądze, że gdyby nie poznali się wcześniej, a dopiero w tym roku szkolnym, Kore wcale by go nie polubiła. I chyba miał zamiar jej to udowodnić. – No więc rozmawiamy – stwierdził cicho, nie spuszczając z niej wzroku. Coś mu się jednocześnie przewracało w żołądku. Czyżby były to resztki sumienia, które usilnie próbował strawić i obrócić w nicość? A może podlegająca pod ten sam plan cicha nadzieja, że może ze wszystkich ludzi na świecie (którzy akurat nie spali jak zabici w szpitalnym łóżku) Blondeau była tą osobą, której uda się wskrzesić w nim dawną iskrę? Cokolwiek to było, Ruben zawzięcie ignorował jego istnienie.
Do Hogwartu przybyły wielkanocne zające! Jest ich kilkanaście i rozrzucone są po całej Wielkiej Sali. Oczywistym jest, że są zaczarowane, a więc jeśli masz niecne zamiary i chcesz zwędzić czekoladowego królika - niespodziankę to od razu Ci to uniemożliwią. Czyżby to bojowe zające wielkanocne?
√ Aby wziąć udział w losowaniu jaj należy opublikować na wizbooku wpis (ze świątecznym obrazkiem) dotyczący Wielkanocy (z tagiem #easter) albo (jeśli nie posiadasz wizbooka) napisać/ułożyć wierszyk wielkanocny i przypiąć go do Tablicy ogłoszeń. √ Dla każdej postaci przysługuje jeden darmowy czeko-królik. Na następne trzeba się już postarać (dokładnie w niżej podanej kolejności): √ Drugi czekokrólik- narysuj pisankę w tym projektorze/paincie i podlinkować. Nie musi to być arcydzieło, to dla zabawy! √ Trzeci czekokrólik - rozegraj z kimś minimum 4 posty na głowę, a którym celebrujesz święto Śmingusa- Dyngusa (może być w tym temacie). √ Czwarty czekorkólik- zapłać zającom 80 galeonami ALBO bazimi kotkami, które przyniesiesz z jednej z cieplarni (napisz tam chociaż jeden post na minimum 2000 znaków), które zostały tam schowane przez naszego poltergeista. √ Należy napisać w tym temacie minimum jeden post, w którym postać odbiera czekokróliki. Kod podany jest poniżej. √ Wszelkie pytania można kierować do @Elaine J. Swansea.
Czekoladowe króliki
Rzuć literką i poznaj zawartość swojego wylosowanego czekokrólika!
A- w środku czekokrólika znajdujesz zwinięty rulonik pergaminu z interesującym Cię tematem, dzięki któremu zyskujesz +1 punkt do dowolnej umiejętności. B- na Twoją dłoń wypada malutka fiolka z 1 porcją eliksiru Felix Felicis. C- to wyjątkowo smaczny czekokrólik, ale niestety bez niespodzianki w środku. D- ledwie przełamałeś czekorkólika, a ze środka wystrzeliło zmagazynowane zaklęcie - oberwałeś Jęzlepem i tracisz zdolność mówienia na cały post. E- wyciągasz ze środka nowiutki egzemplarz omnikularów. F- w środku znajdujesz magicznie pomniejszony wielkanocny samonagrzewający się kubek. G- dotykasz woreczka ze skóry wsiąkiewki, który otwiera się pod Twoimi palcami. Oprócz niego zyskujesz również schowane tam 30 galeonów. H- ze środka wystrzeliwuje strumień orzeźwiającej wody. Jesteś przemoczony, ale też ogarnia Cię zapał, rozpiera energia, jakbyś mógł góry przenosić. I- na Twoją dłoń wysuwa się totem protekcyjny (+2 pkt transmutacja). J- w środku umieszczony jest magicznie pomniejszony świetlik (+3 pkt starożytne runy).
Uwaga. Zaszła drobna zmiana. Należy napisać minimum jeden post w tym temacie, w którym postać odbiera fabularnie czekokróliki. Poniżej podaję kod pomocniczy:
Kod:
<zg>Czekokrólik:</zg> wpisz który <Zg>Wizbook/tablica ogłoszeń:</zg> wpisz link <zg>Wymagania czekokrólika:</zg> link do wątku/sketch Roy/paint etc <Zg>Wylosowana litera:</zg> link do litery
Rzeźbione zające skupiły uwagę Caelestine. Panienka Swansea kucnęła przed jednym z nich. Tym, który pomimo całej swojej bojowości, trzymał się raczej na uboczu i chyba był jednak najmniej skory do bronienia swoich czekoladowych króliczków. Opierając ręce na kolanach, splatając je ze sobą, wpatrywała się w króliczka. W sposób, jak dbale został wykonany i precyzję z jaką został ożywiony. Koncentrowała się na jego mimice, kiedy ktoś podchodził odebrać należnego czeko-królika. Sama odsunęła się na tyle, żeby nie wchodzić nikomu w drogę, ale jednocześnie pozostawiła sobie posążek na wyciągnięcie ręki. Dlatego, kiedy zrobiło się trochę luźniej, wyciągnęła przed siebie dłoń, pytając, jakby zając był czymś więcej niż tylko żyjąca dzięki zaklęciu rzeźbą. — Oddam ci pisankę z mapą nieba za czekoladowego królika, chcesz? Wymieniła się, wrzucając do koszyczka własnoręcznie zrobioną pisankę. W zamian spróbowała swojego szczęścia w losowaniu. Niestety, wcale jej nie dopisało... pomimo, że za swoją wymianę dostała aż dwa czekokróliki.
Czekokrólik: 1 darmowy + 2 za pisankę Wizbook/tablica ogłoszeń:wizbook Wymagania czekokrólika: pisanka w sketchu Wylosowana litera:I, C
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Czekokrólik: 1 darmowy + 1 za pisankę Wizbook:Święta <3 Wymagania czekokrólika: pisanka Wylosowana litera:I, I
Właśnie kończył jeść śniadanie w Wielkiej Sali, gdy jego uwagę przykuł dziwnie wyglądający zając siedzący w kącie pod kominkiem. Podszedł do niego dzierżąc w dłoni marchewkę zabraną z suto zastawionego stołu. Nie wiedział, jak się rozmawia z zaczarowanymi zającami, ale marchewką w razie co by się obronił, lub przekupił stworzenie. Ostrożnie zbliżył się do kominka. Widząc go, zając przemówił słodkim głosikiem, obwieszczając, że chłopak może otrzymać nagrodę w zamian za coś do jedzenia. Istotka przyznała, że stojąc w tym miejscu już dobre kilka godzin, strasznie zgłodniała. Nie zastanawiając się długo, Max wyciągnął w stronę zwierzaka uszykowaną marchewkę, jednak magiczne stworzenie nie było zbytnio zainteresowane warzywem. Wyciągnął więc z kieszeni szaty czekoladową pisankę, którą wcześniej zabrał z dormitorium. Jajko było w barwach Slytherinu i przedstawiało gotujący się w kociołku eliksir. Ten prezent odpowiadał już zającowi dużo bardziej i w zamian nagrodził ślizgona czekokrólikiem. Dodatkowo Solberg wziął udział w losowaniu. Jego wysiłki zostały nagrodzone dwoma protekcyjnymi totemami, które pojawiły się na jego dłoniach.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Adénuga 'Adé' A. Aighewi
Wiek : 39
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 178cm
C. szczególne : bardzo szczupła, prawie chłopięca sylwetka
Czekokrólik: darmowy + za pisankę Wizbook:wesołych świąt! ♡ Wymagania czekokrólika: pisanka w sketchu (uwaga! arcydzieło) Wylosowana litera:C i E
„Pusty?” – pomyślała zanim rozbiła czekoladowego króliczka o ziemię. „Pusty” – nie było w jej głosie zdziwienia czy zawodu; szczęście w ostatnich dniach zdało się nie zaglądać do jej drzwi. Zanim ruszła z powrotem na górę w stronę swojego gabinetu, usłyszała za sobą głos jednego z uczniów wołającego jej nazwisko. „Pani Profesor, dziękuję za okazaną pomoc w tłumaczeniu jak działają mapy nieba”. Była zmieszana i było to zauważalne, ale dobrym zwyczajem jest przyjąć miły gest i podziękować. Tak też zrobiła... Usłyszała w środku czekoladowego łakocia odbijający dźwięk, a chwilę później po rozbiciu króliczka na ziemię upadły nowiuśkie omnikulary. Uśmiechnęła się do siebie i odwróciła wzrok za odchodzącym uczniem. „Powinnam mu to oddać i nie byłoby mowy o jakichkolwiek korypetycjach” – pomyślała śmiejąc się.
Ostatnio zmieniony przez Adénuga 'Adé' A. Aighewi dnia Pon 13 Kwi - 9:13, w całości zmieniany 1 raz
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Aslan zmierzał w kierunku Wielkiej Sali z myślą, że jeśli czegoś zaraz nie zje to po prostu zemdleje. Jego brzuch wyburkiwał pięknego i przede wszystkim głośnego marsza. Oczami wyobraźni już widział te suto zastawione stoły, pełne.. właściwie było mu wszystko jedno. Chciał po prostu zjeść. Przemierzał kolejne piętra, klnąc w myślach na tego, kto dormitorium Krukonów zrobił tak daleko od WS. Przecież to było nieludzkie i niesprawiedliwe. Wreszcie po długiej tułaczce wszedł do środka i nie rozglądając się na boki, zaczął wpierdalać jak dzika świnia kulturalnie i spokojnie zaspokajać pierwszy głód. Kątem oka zauważył stado wielkanocnych zająców, wesoło kicających po sali. Kręciło się dookoła nich parę osób, ale zawsze, gdy wychodzili, dzierżyli w rękach czekoladowego królika. Stwierdził, że koniecznie musi tę sprawę zbadać, bo wizja skonsumowania takiego deseru była zachęcająca. O jakiż był szczęśliwy, gdy okazało się, że może ot tak jednego wylosować. Bez wahania wybrał pierwszego z brzegu i.. Merlinie, jakie one były dobre. Już pal licho z prezentem, jaki znalazł w środku – ta czekolada tak cudownie rozpływała się w ustach i wprawiła go w dobry nastrój, że MUSIAŁ zdobyć jeszcze jednego. Wiedział, że jednak za drugim razem tak łatwo nie pójdzie, więc trzeba było zająca jakoś przekupić. I wtem spłynęło na niego natchnienie. Sięgnął po jajko i w otoczeniu pierwszorocznych zaczął je ozdabiać. W efekcie wyszła mu najpiękniejsza pisanka, jaką kiedykolwiek ktokolwiek stworzył. - Słuchaj, uszaty, zrobimy wymianę. Zaprezentował swoje dzieło i dobił targu. Dumnie trzymając kolejnego czekoladowego królika w dłoni, ruszył w kierunku kruczej wieży.
[zt]
Czekokrólik: 1 darmowy, 1 za pisankę Wizbook/tablica ogłoszeń:wizbook Wymagania czekokrólika: pisanka Wylosowana litera:J, I
Po co on tak właściwie przyszedł do Wielkiej Sali? No jak to po co? Krążyły już pogłoski po całym zamku, że w ogromnym pomieszczeniu, gdzie uczniowie zazwyczaj spożywali swoje posiłki i gdzie odbywały się najważniejsze uroczystości; pojawiły się króliki wielkanocne z całą masą czekoladowych kicajów. Dlatego Lucas nie mógł sobie odmówić przybycia w owe miejsce, aby ich poszukać. Bo jak Luki mógłby ominąć taką okazję do spałaszowania czegoś dobrego. A czekoladę to on kochał ponad życie. Więc nic tylko znaleźć skubańców. Przeszedł całą salę trzy razy i wydawało mi się, że zaglądnął już w każdy zakamarek ławki czy stołu, jednak żadnego królika nie widział. Nagle, stojąc przy stole, przy którym zazwyczaj jadali puchoni, coś przemknęło mi w jego polu widzenia. Zanim zlokalizowało dokładniej to miejsce, podszedł do pobliskiej ławki, gdzie ot tak po prostu leżał sobie czeko-królik. Kącik ust ślizgona powędrował do góry. Chwycił czekoladową bryłkę i schował do kieszeni. Najwidoczniej któryś szaraczek zostawił go "specjalnie dla niego". Kiedy już miał zrezygnować z dalszych poszukiwań, nie widząc już sensu nad kolejnym okrążeniem Wielkiej Sali, przy samych drzwiach zauważył jednego z króliczego gangu. Trzymał w łapkach koszyczek, cały napakowany czekoladowymi baryłkami. Podszedł do niego i wręczył mu przygotowany wcześniej pojemnik z zieloniutką sałatą, którą swoją drogą zwędził rano ze śniadania. Królik tylko odwrócił spojrzał na zieleninę i pokręcił głową. Próbując dogodzić wybrednemu królikowi Lucas podszedł do stolika, znajdującego się niedaleko wyjścia, gdzie położony był notes. Wyrwał z niego jedną kartkę i chwycił za ołówek, rysując najstaranniej jak tylko potrafił najpierw owalny kształt, później linie, kółka, gwiazdki... Ocenił swoje dzieło krótkim skinieniem głowy i podniósł kartkę z blatu stołu, aby w następnej chwili zanieść ją królikowi. Ten o dziwo był bardzo zadowolony z jego bazgrołów i posłusznie wręczył mu czeko-królika. Ślizgon tym razem nie oparł się pokusie i ułamał sobie kawałek słodkości, po czym zauważając, że coś jest w środku, wyciągnął z wnętrza woreczek. Zajrzał do niego... I wyciągnął złote monety. Po przeliczeniu, okazało się, że dzięki swojemu łakomstwu zarobił 30 galeonów. To był jego szczęśliwy dzień.
Czekokrólik: Pierwszy i drugi Wizbook/tablica ogłoszeń:post Wymagania czekokrólika: rysowane jajo Wylosowana litera:A i G
Czekokrólik: darmowy + pisankowy Wizbook/tablica ogłoszeń:tu o Wymagania czekokrólika: pisanka Wylosowana litera:J i C
Sączył sobie swoją czarną, gorzką kawę, kiedy jego wzrok przykuł królik. Nie był wielkim fanem jakichkolwiek świąt (zwłaszcza tych bardzo rodzinnych), ale króliki wyjątkowo skradły od niego pół uśmiechu, chociaż nigdy by tego nie pokazał, żeby przypadkiem nie poprawić swojej reputacji (priorytety, co nie?). Wyciągnął do niego rękę, jakby spodziewając się, że zachowa się jak zwykłe zwierzę i faktycznie – przykicał do jego palców, powąchał je, a potem wskoczył Rubenowi do dłoni. Nieźle!, pomyślał sobie Ruben, ale zaraz mruknął lekko zawiedziony, bo królik okazał się być pusty. Rozczarowany, wrócił do swojego napoju, zostawiając czekoladę na stole. Kiedy dopił już swój napój i wstał, żeby wyjść z sali, jeszcze jeden królik przykicał po stole do zajmowanego przez niego przed chwilą miejsca. Ruben spróbował przywołać go tak samo, jak poprzedniego, z podobnym skutkiem! Tym razem jednak na jego rękę wypadł pomniejszony świetlik. Zawsze coś!
/zt
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Wielkanoc, wielkanoc... Niby mugolskie święto, a jednak jakoś obchodzone w Hogwarcie. Nie miała jednak nic przeciwko temu. Im więcej działo się w zamku tym nudniej było. Zawsze jakaś odmiana od szarej codzienności i powiew nowości. Nic więc dziwnego, że Strauss zjawiła się w Wielkiej Sali, gdzie jak się okazało znajdowały się magiczne czekoladowe króliki. Z jednej strony były one niezwykłe urocze i żal było ich jeść, ale z drugiej strony. CZEKOLADA. I fanty w środku. A nie zapominajmy o tym, że Krukonka wprost uwielbiała czekoladę, a jeszcze gdy jakaś niespodzianka siedziała w słodkościach do których miała się dobrać to już w ogóle. To wyglądało dla niej nieco jak czekoladowe żaby, ale wersja rozszerzona. Nic więc dziwnego, że rzuciła się na nie jak szczerbaty na suchary przez co musiała nieco nakombinować, by w końcu złapać dwa z króliczków. Nie obyło się przy tym bez zaklęć, ale w końcu miała je dla siebie i mogła pałaszować do woli, a znajdujące się w środku ruloniki o charakterze edukacyjnym były z pewnością niesamowitym gratisem dla Krukonki, która odeszła całkiem zadowolona, by zanieść jak każdy prawdziwy drapieżnik swój łup do legowiska aka dormitorium.
Czekokrólik: darmówka i za pisankę Wizbook/tablica ogłoszeń:proszu Wymagania czekokrólika: pisanka Wylosowana litera:AA